Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Zagraniczne - Relacja z wakacji kamperem... 2015

Mavv - 2015-08-20, 22:17
Temat postu: Relacja z wakacji kamperem... 2015
Właśnie wróciiśmy z miesięcznego urlopu.

Jak co roku urlop spędzamy w Polsce, ale ten był wyjątkowy. Wyjątkowy, bo w podróż ruszyliśmy naszym kamperkiem, MadMobilem. Jadąc kamperem mogliśmy zobaczyć nieco więcej, niż dotychczas - jak narazie jechaliśmy osobówką przez Europę nocując tylko w hotelach na trasie. Teraz hotel jechał a nami :)

Planu na wycieczkę nie było - to znaczy się mieliśmy oglny zarys tego, co chcemy zobaczyć, ale żadnych szczegółów. Ogółnie mówiąc - jeden dzień na przejechanie Anglii, żeby zobaczyć, jak sie jedzie kilkaset km kamperem, potem wjazd na kontynent i tam - w zależności od pogody - dzień lub dwa nad morzem w Belgii i przejazd przez Niemcy z noclegiem gdzieś po drodze, potem Polska. Spędzić trochę czasu z rodziną w domu i ruszyć na Mazury, z Mazur już do Irlandii przez Niemcy, Holandię (zahaczając Holandię i zobaczyć trochę ciekawych miejsc) do Tunelu. Potem niecałe 4 dni w Anglii - głównie zobaczyć Walię i nacieszyć oczy wspaniałymi widokami. Ostatni punkt to prom z Holyhead do Dublina i powrót do domu.

No to zaczynamy :)

:odjazd:

Mavv - 2015-08-20, 22:38

Po ok. 3 godzinach jazdy (2,5 po autostradzie i 0,5 przez Dublin) dojechaliśmy do portu. Szybka odprawa, dostaliśmy kartę pokładową i linię do ustawienia się. Po ustawieniu sie w linii pora na małą przekąskę :) Wcześniej w Mondeo był to wyczyn dla żony, teraz - niemal jak robienie kanapki w domu - blat roboczy, deska, nóż - chwila i kanpaki gotowe :)


Czekamy na prom

Wybieramy szybki prom, Johnatan Swift, bo płynie on ok. 1g 40 minut. Nikt z nas nie lubi morksiego bujania... Wolimy szybko przez wodę się przeprawić.

Chwila moment i już jesteśmy - Wielka Brytania, Walia. Port Holyhead. Zjazd z promu i w drogę do Folkstone na południu - kierunek - Eurotunel.

Jechaliśmy do wieczora, zatrzymując się gdzieś na stacji benzynowej zamiast na kempingu. Nawet nie wiem, gdzie to było. Kosztowało nas to 22 funty - w cenie również prysznic.


Gotowi do pierwszej nocy

Nie można powiedzieć, żebyśmy się super wyspali - parking dla ciężarówek i autokarów pracuje 24/7 - co chwilę a to TIR jedzie, a to cofa i tylko piszczy przy cofaniu. No nic - pierwsza noc zaliczona. Przynajmnije prysznice były czyste :)
Jedziemy dalej - kierunek Folkstone. Wiedziałem o objazdach - spółka Eurotunel parkuje TIRy na pasach autostrady dojazdowej do tunelu i objazdy dla aut innych niz ciężarowe był wytyczony poprzez A20 do Canterbury. Troszkę czasu potrzeba na objazdy, ale byliśmy przygotowani i przyjechaliśmy z odpowiednim zapasem czasowym. Suma sumarum zaoferowano nam pociąg 2 godziny wcześniejszy bez dodatkowych opłat :) Z propozycji tej skorzystaliśmy :)




Hmmm, malowidła z epoki Azteków? :)


Oni też na pociąg :)

Po 35 minutach - Francja!

MILUŚ - 2015-08-20, 22:44

Witaj :mrgreen: A mógłbyś podać przybliżony koszt promu z IRL do GB ? Albo link do cennika ?
Mavv - 2015-08-20, 23:09

Francja, Belgia

Z powodu sporej ilości imigrnatów woleliśmy ominąć Francję i skoczyć do Belgii. Znalazłem kamping za Oostende: Camping 17 Duinzicht. Zameldowaliśmy się i ruszyliśmy na miejsce. Kamping oooogromny! Wokoło jest kilka innych, co daje łącznie powierzchnię małego miasteczka :)


Plan naszego kampingu


Wieczorny browarek :)

Cena za kampera z 4 osobami to 23 euro.

W miasteczku przy ulicy był targ. Chieliśmy rano się przejśc na niego, zobaczyć, co tam jest i kupic jakieś lokalne frykasy :) Wieczorem było zbyt późno (część straganów była zamknięta) i pomimo zachmurzenia i wiatru - było bardzo duszno. Postanowiliśmy poczekac do rana.
W nocy jednak pogoda miała inne plany - zaczęło wiać i lać. Nasi sąsiedzi w przyczepce z namiotem z samego rana składali namiot, bo lada chwila i by in odfrunął. Kolejny sąsiad składał jeszcze wieczorem roletę i namoit orzy kamperze. I to był rozsądny krok z jego striny, bo od rana tylko wiało i padało. Wypiliśmy kawkę i musieliśmy się wymeldować do 10:30. Śniadanie postaniwliśmy zjeść przy drodze wzdłuż plaży, gdzie dzien wcześniej widzieliśmy sporo kamperów. Tak więc zrobiliśmy serwis, wymeldowaliśmy się i pojechaliśmy na śniadanie :)


Trochę różności, mniam :)


W oczekiwaniu na śniadanie

Wiało tak mocno, że kamperem bujało. Uchyliłem okna, żeby się za gorąco od kuchni nie zrobiło. Pod koniec śniadania zaczęliśmy znajdować niespodzianki w jedzeniu i w piciu - piasek. Okazało się, że wdmuchało nam sporo piachu przez okna...

Po śniadaniu postanowliśmy skoczyć na plażę - z racji pogody wiedzieliśmy, że z kąpieli nici, ale będać przy plaży i nawet nie stanąc na piachu? Nieeeee, tak nie można!

No to w drogę! Ubraliśmy się przeciwwiatrowo - dzieci do tego szaliki na twarz. No i zaczęło się - otworzenie drzwi przesuwnych było wyzwaniem - wiatr napierał bardzo mocno. W prowadnicy miałem piaskownicę, drzwi zgrzytały i skrzypiały... Hardcore... Ale daliśmy radę. Przeszliśmy przez ulicę, tory tramwajowe i dotarliśmy do promenady. I to by było na tyle... Piaskiem sypało tak mocno, że nie dało się dalej iść.



Udało się zrobić jedno zdjęcie i ruszyliśmy z powrotem do kamperka...

Do doprowadzeniu się do "stanu używalności" ruszyliśmy w dalszą trasę...



Kierunek - Niemcy

Mavv - 2015-08-20, 23:12

MILUŚ, już Ci mówię :)

Szybki prom Irish Ferries, którym płynęliśmy kosztował nas 486 euro w dwie strony - cena chyba najwyższa z możliwych, bo to szczyt sezonu. Noi kamper kosztuje ciut więcej niż osobówka.
Strona przewożnika: www.irishferries.com.

Jutro relacji ciąg dalszy :) mam nadzieję, że się choć trochę podoba :)

MILUŚ - 2015-08-21, 01:38

Podoba ; podoba :ok Dzięki za info :spoko
Mavv - 2015-08-21, 11:15

Pogoda nam na początku niezbyt sprzyjała, więc postanowiliśmy jechać dalej przez Niemcy. Naszym celem było Tropical Island pod Berlinem.
Jadąc przez Niemcy miałem wrażenie, że jedziemy ak samo, jak chmury deszczowe i wiatr, bo cały czas nami miotało po autostradzie, a czasem wycieraczki nie były w stanie zdjąć całej tej wody. Dwa razy policja na sygnale gnała po autostradzie - okazało się, że jechali do połamanych gałęzi i czekali na służby porządkowe. Na szczęście po południu nieco zelżało :)

Zjechaliśmy gdzieś na stację poszukac kampingu. Znależliśmy coś takiego: Forsthaus Hainwald w miejscowości Hamelerwald. 52.3514087,10.1184021,15

Trudno trafić, bo znaków jak na lekarstwo, do tego pozaratane krzakami i mchem. Ale udało się :) Kamping okazał się był w lesie. Wjechaliśmy na teren i rozglądaliśmy się za recepcją. Spytaliśmy się jakiejś turystki myjącej akurat naczynia. Pokazała nam, gdzie się udać. No to zaparkowaliśmy i poszedłem w pokazanym kierunku.
Zamiast na recepcję trafiłem do domu, gdzie mieszka właściciel/zarząca? Pani po 60-ce powiedziała mi, że mogę spokojnie zostać i zapłacić rano na recepcji. Cena to 2 euro za auto, 6 euro za dorosłego i 4 euro za dziecko. Wyszło nas 22 euro, bez prądu. Prąd chyba 2 euro extra.
Szybki prysznic, kolacja i spanko :)
Rano poszliśmy na spacer - piękne i ciche miejsce do spacerowania. Nawet obecność torów kolejowych nie była uciążliwa. Pociągi przejeżdżały bardzo cicho. Sam kamping iwdać, że najlepsze czasy ma za sobą. Sporo miejsc zarośniętych po szyję, przyczepy zarośnięte mchem, stara stołówka/dancing zrujnowane. Nie mniej jednak jeziorko dobrze utrzymane :)













Po sniadaniu ruszyliśmy dalej - kierunek Berlin, Tropical Islands!

Mavv - 2015-08-21, 11:30

No to atakujemy Berlin ;)

Pod Tropical Islands zajechaliśmy po południu. Po wjechaniu na teren kierowaliśmy się znakami - zatrzymaliśmy się na parkingu dla kamperów. Osobówki mogły jechać dalej na drugą stronę budynku, kampery/przyczepy nie mogły. Zjedliśmy małe co nieco i poszliśmy na zwiad.



Wejście do budynku jest od rugiej strony. Wielkość tego hangaru jest imponująca! Robi wrażenie. Hangar powstał dla sterowców. Zresztą cały park jest na terenie starego wojskowego lotniska. Parking dla kamperów jest na pasie startowym :) a droga kołowania prowadzi do - ale o tym póżniej.

Całe to miejsce cały czas się rozbudowuje. Z tylu jest plac budowy.


Obeszliśmy budynek dookoła. Na recepcji spytałem się o kamping, o którym piszą w ulotce. Miła pani zadzwoniła na kamping i powiedziała nam, że jest nabity i że w zasadzie jest jedno miejsce wolne. Ale problem jest taki, że jest tam tak cisano, że nawet nie rozłożymy rolety (której nawet nie mamy ;) ). No i cena - z kosmosu - 37 euro. Podziękowaliśmy i poszliśmy dalej spacerować.
Trafiliśmy na ten kamping - droga do niego prowadzi właśnie po drodze kołowania. Żeby nie kusić amatorów szybkiej jazdy po prostej, droga jest zrobiiona tak, że co chwila są szykany.
Schrony dla samolotów są powoli adaptowane dla potrzeb parku, w jednym z nich jest recepcja i sklkepik z restauracją kempingu. Podeszliśmy na kemping - rzeczywiście nabity do granic możliwości. Dobrze, że cena niemal zaporowa, bo płacąc 37 euro czułbym się jak sardynka w puszcze i pewnie byśmy się nie wyspali.


Recepcja kempingu


Boisko do siatkówki z nawiezionym białym piaskiem


Jeden z hangarów

Idziemy spać - następny dzień będzie pełen wrażeń!

Mavv - 2015-08-21, 11:58

Tropical Islands

Rodzinny bilet wstępu kosztował nas 99,50 euro. Kupiliśmy wstęp na Tropiki bez Spa&Sauna.

Mała uwaga - na terenie parku nie płacimy za nic pieniędzmi - płaci się czipem, który dostajemy na recepji. Za wszystkie zakupy płacimy przy wyjściu.

Po wejściu czuć tropikalny klimat - gorąco i wilgotno. Przebraliśmy się i poszliśmy zobaczyć, z czym to się je. Najpierw poszliśmy na Morze Południowe. Długa plaża, błękitna ciepła woda i leżaki. Jak na plaży :) Zostawiliśmy torbę plażową :) przy leżaku i poszliśmy się pochlapać. Rewelacja! Kawałeczek dalej jest płytki zbiornik dla dzieci - woda baardzo ciepła, malutka zjeżdżalnia, grzybki-wodospady, kurtyna wodna.


Dla dzieci ciepła woda

Poszliśmy potem na Lagunę - tam inny basen, pos sklaną ścianą dwa wodospady, po środku gejzer, z boku wir wodny, przy krawędziach jacuzi :)


Laguna


Balon na uwięzi


Wolny leżak!

Na zjeżdżalnie nie poszliśmy, bo kolejki skutecznie nas odstraszały. Wróciliśmy znów na Morze Południowe. No i był problem z miejscem - wszystkie leżaki zajęte. Udał nam się z naleźc gdzieś z boku kilka wolnych miejsc, więc od razu tam usiedliśmy :)

Po popłudniu stwierdziliśmy, że starczy i wracamy. Przebraliśmy się i jeszcze pospacerowaliśmy trochę w środku.

Obiad w kamperze i w drogę - kierunek Polska!

Mavv - 2015-08-21, 13:46

Polska

Wakacje w Polsce w zasadzie były zarezerwowane dla rodziny, załatwiania wszelakich spraw, lekarze i takie tam.
Nie mniej jednak coś sie udało zobaczyć, zwiedzieć.

Jedno z miejsc, które odwiedziliśmy, dosłownie wpadliśmy na chwilę, to kamping w Kaletach nieopodal Tarnowskich Gór. Kamping Rozbark. Spotkaliśmy się tam z naszymi dwoma kolegami z forum - koderem i CAPOMANEM oraz ich rodzinami :) Bardzo miłe spotkanie, mieliśmy chwilę, żeby pogadać, pooglądać nasze wozidła :) Dziękujemy za spotkanie! :pifko :pifko :pifko :bigok

Inną atrakcją, którą chcieliśmy zobaczyć, jest park tematyczny w Krasiejowie.
Park Nauki i Rozrywki




Pradawne oceanarium 3D


Pociąg do tunelu czasu - wizualizacja 3D tego, jak świat wyglądał miliony lat temu






Jurajska ścieżka :)


Moooje maleństwo :)

Po zwiedzeniu parku (ładnych kilka godzin) ruszamy dalej - w stronę Niemiec!

Mavv - 2015-08-21, 21:59

W drodze do Niemiec, a w zasadzie to do Holandii. W naszych głowach zrodził sie plan, żeby przelecieć przez Niemcy i zobaczyć trochę Holandii. Żona tam była sto lub więcej la temu :) i chciała znów zobaczyć wiatraki :) Ustawiliśmy nawigację na Bremę w Niemczech i w drogę.

Niemcy miały nam minąć bezproblemowo. Miały, bo coś w kamperku zaczęło mnie niepokoić. Auto wchodziło w jakies dziwne wibracje, a powyżej 100km/h było już dość niekomfortowo. Pierwsze skojarzenie to betonowa autostrada w Niemczech, ale po zjechaniu na asfalt wibracje nie ustały. Zjechałem na stację i zacząłem oglądać koła, zwracając szególną uwagę na prawe tylne, które nie podobało mi się, gdy widziałem je w lusterku. Ale nie zauważyłem nic niepokojącego. Ruszyliśmy dalej w drogę, jednak jazda była męcząca, a ja juz miałem wizje powybijanych łożysk, tulei itp. Zjechaliśmy na najbliższą stację i postanowiłem zmienic to koło, które mi się nie podobało. Tak tez zrobiłem. Jak je zdjąłem, to sam się wystraszyłem - opona miała spore wybrzuszenie na mniej więcej 1/3 obwodu po wewnętrznej stronie. Zmieniłem koło i w drogę. Błoga cisza i zero wibracji :spoko


Opona z jajem :mrgreen:

Zostalismy bez zapasu...

Jako iż nie jesteśmy przejechać Niemiec w ciągu dnia, to woeczorową porą zjechaliśy na stację w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Niezwykle pomocny okazał się nasz rodak - kierowca TIRa, który parkował za nami :) Widząc kampera na irlandzkich blachach, ale z logiem Camperteam.pl :ok oraz naklejką PL, zagadał nas po polsku :) I tak od słowa do słowa poradził nam, żeby szukac noclegu na Autohofie. On za TIRa płaci 10e i z tego ma 10e voucher do sklepu - baru. Polecił nam jeden na trasie na Hanower. Nie było nam to po drodze, ale wiedząc, czego szukać, znaleźliśmy autohof na naszej trasie. Do tego autohofy sa poza autostradą i jest na nich cicho i bezpiecznie. Skorzystaliśmy :) Warto było. Zapłaciliśmy 6 euro i w tych 6 mieliśmy 5 euro na zakupy w sklepie. Kupiłem za to dwie kawy dopłacajac 18 centów :) I rzeczywiście - było cicho i spokojnie :)

Ruszyliśmy w drogę.

Tak oto dotarliśmy do Holandii :)

toscaner - 2015-08-21, 23:48

No wreszcie relacja. Mało relacji czytam, bo mi się nie chce, ale trafiłem przez przypadek i dołączam się do czytelników.
Czekam na więcej. :)
Ja oponki też kupiłem parę dni temu nówki. Jednak trochę tysięcy km jeszcze przed nami, a opona to jedyna rzecz, która łączy kampera z asfaltem i musi być porządna. :)
Na tym nie ma co oszczędzać.
Na zachętę do pisania relacji stawiam piwko. :pifko :

Mavv - 2015-08-21, 23:52

Holandia!

Z A7 zjechalismy zjazdem 45. I znów poszukiwanie kampingu. Zanim nawigacja coś znalazła, to zauważyliśmy znak z informacją turystyczną i kamoingami. Podjechaliśmy i zauważyliśmy, że przed nami, w miejscowości Midwolda, jest kilka kampingów. Wjechaliśmy do miasteczka. Piwerszy kamping, jaki znaleźliśmy, wybraliśmy na nocleg. Była godzina 21. Poszedłem na recpecję - zamknięta. Ale jest numer telefonu. Zadzwoniłem i powiedziałem miłej pani, że własnie przyjechałem i czy mogę zostać. Pani wyraziła zgodę i powiedziała, że mogę stanąć na wolnym miejscu. Kamping wyglądał dość obiecująco - po zjeździe z drogi na parking po lewej stronie mieliśmy stawik ze zjeżdżalnią, liną, na której jest krzesełko i można jak Tarzan się przejechać, huśtawka w wodzie. Po prawej stronie za żywopłotem kilka parceli na kampery i jeden kamper w przyczepą. Wjechaliśmy tam i zaparkowaliśmy.

Kamping nazywa się Camping de Bouwte, miescowość Midwolda. Adres strony

Recepcja jest w jednym budynku z barem i restauracją. Przy barze stoją dwie trampoliny dla dzieci. Poszliśmy się zrelaksować - wypiliśmy po zimnym piwie, a dzieci wyskakały się jak szalone :)
Po wypiciu piwa poszliśmy do kamperka na zaśłuzony odpoczynek.


Skaczcie do góry, jak kangury! :mrgreen:


Rankiem :)


W pingla też można pograć :)


Kilka prostych zabawek dla dzieci - zwykłe, a dzieciaki szalały :)

Rano poszedłem na recepcję i zameldowałem się. Ta sama pani, z którą rozmawiałem przez telefon, powiedziała mi kilka informacji, dała mi plan kempingu. W cenie jest wszystko, co na kempingu - prysznice, toalety, kąpiel w stawie. Nocleg kosztował nas, jeśli dobrze pamiętam, 19,50 euro.
Spytałem się pani, a jakiś sklep, żeby uzupełnić lodówkę. Mieliśmy do wyboru spacer 2 km w obojętnie którą stronę - albo w prawo do Midwoldy albo w lewo do Sheemdy. Poszliśmy do Midwoldy, bo miała byc tez tam piekarnia :)

Co moge powiedzieć - Midwolda, to piękne, czyste i zadbane miasteczko. Ogródki przy domach wypielęgnowane, ulice i chodniki czyściutkie. Rowerów pełno - cykliści w każdym wieku.







Nie robiliśmy zdjęc niczym japońscy turyści - bardziej cieszyliśmy oczy, niż matryce w telefonie :) Niemniej jednak Midwolda to piękna miejscowość :)

Kupiliśmy lokalne wypieki (bułki i drożdżówki), lokalne truskawki oraz lokalne mleko. Nie omieszkaliśmy też spróbować holenderskiej wędzonej kiełbasy podsuszanej - pycha!

Po spacerku obiad. Jedynym przeszkadzaczem były osy - mnóstwo os. Na szczęście żadna nas nie użądliła.


Obiadek powoli powstaje

Po obiadku i kawce (którą mogliśmy wypić w spokoju, bo dzieci bawiły się na placy zabaw) poszliśmy się pochlapać w stawikach na kampingu. Woda ani ciepła ani zimna, taka w sam raz :)

Po kąpieli spacer do miejscowości po drugiej stronie - Sheemda. Był tam bankomat, a nam kończyła się gotówka :)


Ciekawy znak - śliska droga. Ale tak śliska, że lewa i prawa strona auta się przeplata :!: Ślisko tam musi być!


Zjazd na boisko trudno było ominąć.


Rynek w Sheemda




Trudno komórką zrobić zdjęcie zachodzącego słońca...


A jakby tak ubrać na święta? :)


I wracamy ze spaceru :)

Wieczorem, po kolacji poszliśmy znów na zimne piwo :) No i pograliśmy też w cymbergaja :)



Wieczorem zaczęło pokrapywać i błyskać. Poszliśmy zatem do kamperka.



Rano poszedłem uregulować należność. Za dwie noce miałem do zapłaty 39 euro. Ale dokupiłem trochę lokalnych frykasów - koszyczek czereśni i dwie butelki wina - białe słodkie i różowe półwytrawne. Będziemy się nimi kiedyś delektować.

Po opuszczeniu kampingu podjechaliśmy do piekarni kupić świeże bułeczki i w drogę - dalej zwiedzać Holandię :)

Kierunek zachód blisko morza :)

CDN :)

Mavv - 2015-08-21, 23:55

toscaner, dzięki za piwko!

Opony z przodu mam nóweczki. Tylne będe musiał wymienić. Masz rację - na oponach nie warto oszczędzać.

Relacji ciąg dalszy jutro :)

Comsio - 2015-08-22, 12:21

Mavv napisał/a:
MILUŚ, już Ci mówię :)

Szybki prom Irish Ferries, którym płynęliśmy kosztował nas 486 euro w dwie strony - cena chyba najwyższa z możliwych, bo to szczyt sezonu. Noi kamper kosztuje ciut więcej niż osobówka.
Strona przewożnika: www.irishferries.com.

Jutro relacji ciąg dalszy :) mam nadzieję, że się choć trochę podoba :)




Jak się komuś spieszy lub nie lubi przebywać długo na dużej wodzie, to tak że polecam HASSA.

Mavv - 2015-08-22, 13:12

Ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu witaraków :) No i chcieliśmy się przjechać po Afsluitdijk, czyli po tamie na autostradzie A7 oddzielającej morze od zatoki.

Do tamy dojechaliśmy i ... w sumie nie zrobiła ona na nas takiego wrażenia. Spodziealiśmy się, że będziemy jechać po szczycie i widzieć morze i zatokę po oby stronach. A tymczasem widac było po prawej wał a po lewej zatokę. No cóż... Jedziemy te 30km.
Ku naszemy zaskoczeniu w połowie drogi jest zrobiony punkt widokowy i parkingi. Oczywiście zjechaliśmy. :) Parking był właśnie na górze zapory. Widok - wspaniały :) Na żywo widać było różnicę poziomów, zdjęcie tego tak nie oddało.



Po drugiej stronie autostrady zbudowano wieżyczkę widokową. Na niej sklep z pamiątkami a w dole restauracyjkę. Dzieci zakupiły drewniane wiatraki, a my książkę z najciekawszysmi miejscami w Holandii po polsku!



Pocieszyliśmy oczy widokami i ruszyliśmy dalej. Mając w ręce książkę jako mini przewodnik, udaliśmy się dalej w drogę.
Chcieliśmy pojechac do Hoorn, ponoć ładne historyczne miasto. W dorgę!

Dojechaliśmy po południu do Hoorn, ale... w mieście w centrum był rozstawiony lunapark i w zasadzie całe zwiedzanie diabli wzięli. Udało się znaleźć gdzieś w bocznej uliczce miejsce do zaparkowania i poszliśmy do informacji turystycznej. Pan nam dał kilka przewodników i mapkę. No cóż - poszliśmy "na miasto" :) Skoro już byliśmy przy wesołym miatseczku, to niech i dzieci mają trochę frajdy. Pojeździli na kilku karulzelach, jakiś autkach, mini kolejce górskiej i - dzień minął.


Diabelski Młyn nad ulicą :)


Prędkość opadania 140km/h, wysokość 90m. Przeciążeniń nie pamiętam. Robiło wrażenie!


MadMobile odpoczywa


Przepraszam, czyj to rower? Długo już tu jest? :)


Atrakcja miast holenderskich - parkingi dla rowerów

Po zjedzeniu obiadku ruszyliśmy w drogę na poszukiwanie kampingu.

Dotarliśmy na jeden z nich - kamping w polu, sporo przyczep, kilkanaście kamperów. Ale pani na recepcji powiedział, że nie mają miejsca, żeby nas przenocować. powiedziała, że niedaleko jest inny kamping i żeby tam spróbować. Cóż - pojechaliśmy.
I trafiliśmy na niemal Ritza wśród kampingów! Campingpark de Bongerd. Znakiem firmowym jest - ogryzek ;)
Strona kampingu
Duży kamping, bardzo zadbany, recepcja jak w hotelu :) Dostaliśmy parcelę numer 530. Zaparkowaliśmy auto i poszliśmy na spacer po kemingu. Zaskoczyło nas to, że po 21 w zasadzie życie zamierało, po 22 kompletna cisza. O 21 bar nieczynny o 22 wszystkie światła w budynku recepcji zgasły, drzwi zamkniete na klucz. Tylko restauracja sprzątała - światła były tam do późna.

Na samym kampingu było sporo do zobaczenia - stawy, ścieżki, każda część kampingu miała małe place zabaw. W dwóch miejscach były miejsca z wodą dla dzieci, dwa baseny, boisko i sporo innych rzeczy. Szkoda, że wcześniej tu nie trafiliśmy, bo byśmy z chęcią zostali dłużej. A czasu już coraz mniej.


Mapka


Ogryzek - jeden z wielu


Nawet zwierzaki mają :)


Główny budynek wieczorem













Na terenie kampingu rośnie sporo jabłonek - jabłka nawet smaczne ;)

Nocleg w tym miejscu do najtańszych nie należał - 41 euro. Ale za tą cenę widzieliśmy różnicę pomiędzy innymi kampingami, na których do tej pory byliśmy - tu wszystko było niemal "top class" - pierwsza jakość. Aha - no i nie ma żadnej godziny na wymeldowanie.

Opuśclismy kamping.

W poszukiwaniu wiatraków - cdn :)

Mavv - 2015-08-23, 19:17

Udaliśmy się do miekscowości Kinderdijk - mają tam 19 starych wiatraków. Ustawiliśmy nawigację i w drogę. Minęliśmy Rotterdam. Przejeżdżając przez Rotterdam oglądaliśmy samoloty - ruch nieco mnijejszy niż w Heatrow. Tuz obok nas i nad naszymi głowami lądowały i starowały samoloty. Dzieci były zachwycone!


Oto jeden z nich - podchodzi do lądowania

I tak sobie jedziemy i jedziemy, mijamy Rotterdam i nagle nawigacja nas zaskakuje - gada sobie, jak mamy jechać i kończy zdaniem "potem wjedź na prom". Chwila konsternacji i wybuchnęliśmy smiechem :mrgreen: Ale jedziemy dalej - i rzeczywiście - czeka nas przerpawa przez kanał - własnie promem :)
Kolejka aut nieduża, więc czekamy. Prom akurat był na drugiej stronie.


Czekając na prom oglądamy ruch na kanale :)




Cennik


Jest! Płynie do nas! :)


Ahooj! Płyniemy!

Na promie chodził bileter i pobierał opłaty.

Zaraz po zjechaniu z promu miałem po raz kolejny przykład nieużywania kierunkowskazów przez Holendrów. Teń żółty Peżocik przed nami kkombinował, stawał, ruszał. Okazało się, że pan chce zaparkować po prawej stronie tuż za promem. Czy tak trudno było zasygnalizować ten manewr? Może górka dla niego była zbyt duża? Nie wiem...

Jeszcze tylko chwilka jazdy i jesteśmy na miejscu :) Zjedliśmy i poszliśmy zwiedzać. Niestey - była godzina 16:50 - o 17 zamykali wiatraki dla zwiedzających. Zostało nam jedynie oglądanie ich z zewnątrz. No i zakupy pamiątek w sklepiku :)

No to idziemy pokazac dzieciom obiecane stare wiatraki :)




Dzieci chciały robić zdjęcia wszystkim wiatrakom po kolei :)


Koszyk dla dziecka

Z tym koszykiem wiąże się legenda:
Ktoś kiedyś wyrzucił dziecko z kołyską. Dziecko sobie płynęło a dzieckiem tym opiekował sie kot. Kołyska została wyłowiona w rzeki :)
Sądząc po wielkości - spory dzidziuś ;)


Oprócz wiatraków interseujące były np. żaby :)


Jeden w zamkniętych już dla zawiedzających wiatrak. Zamknięty, bo już po 17.


A ten chyba był normalnie zamieszkały - teren prywatny - wstęp wzbrioniony


To wracamy do kamperka i jedziemy dalej!

Wycieczka do wiatraków udana - dzieci bardzo zadowlone :) Będą miały co opowiadać :)

A my jedziemy dalej w stronę Francji

Już wieczorową porą dojechaliśmy do Dunkierki. Im bliżej Calais, tym bardziej niepokoiła nas jedna rzecz. Widac było jakąś łunę i dym. Nie wiedzieliśmy, czy to imigrancji, czy rolnicy nadal palą opony, czy może jeszcze coś innego.
Na szczęście - łuna była łuna nad Calais, a dym - jakims tam dymem z portu. Uffffff.

Mieliśmy się zatrzymać i poszukac kampingu, gdy zobaczyliśmy znak kampingu. Pojechaliśmy i .. i nic. Brama zamknięta, plac budowy, jakiś wielki pies biega za ogrodzeniem. Po drodze gdzies zauważyliśmy punkt serwisu kamperów - można było zrzucić brudną wodę i dolac świeżej. Ale - z racji później pory i ciemności - pojechaliśmy dalej. Znaleźliśmy jakiś parking przy rzeczce, gdzie stały kampery. Kupiłem bilet w parkomacie (7 euro), wrzuciłem go za szybę i poszliśmy spać. Nawigacja okazywała 10km do tunelu :)


Bonjour! Tu spaliśmy


Część kamperów już odjechała, przyjechały nowe


Poziom wody był dośc niski

Jutro będziemy juz w Wielkiej Brytanii :)

Mavv - 2015-08-24, 20:49

Wielka Brytania
Do tunelu dojechaliśmy bez porblemów. Ani śladu imigrantów, żadnych korków. Wjechaliśmy na odprawę i dostaliśmy możliwość przeprwanienia się 1,5 godziny wcześniej :) Oczywiście bez dopłaty :) Z możliwości tej skorzystaliśmy :)
Nasze miny nieco opadły, gdy zobaczyliśmy, jak odprawa paszportowa powoli idzie. Trzy kampery przed nami skierowali na boczny pas, ale w sumie ich nie sprawdzali. Jak już się wszystko ruszyło, to pan z obsługi nas zatrzymał i poprosił o poakzanie butli z gazem. Jakby nie mógł tego zrobić, gdy 10m wcześniej staliśmy kilka minut. A tak to zatrzymał nas, przy okazji auta za nami (byliśmy już na pasie dojazdowym do rampy) i pokazałem mu odłaczoną butlę. Przeprosił na i pojechaliśmy. Chiwla czekania i jesteśmy przy szlabanie. Radość - już mamy jechać - dup! Czerwone i szlaban w dół... No co jest? Na tablicy pisze, że nasz pociąg "Waiting for boarding" Po kilkunastu kolejnych minutach na tablicy pkazał się "Boarding", szlaban się otworzył i ruszyliśmy! WOW - jeszcze nigdy nie byliśmy pierwsi! Pole position :)

Pół godziny i wyjeżdżamy w Anglii. Wyjechaliśmy z terminala, zjazd na pobocze i decyzja - mamy trochę czasu, to jedziemy na Białe Klify :) Chwila jazdy - po drodze widzimy znaki na "The Battle of Britain Memorial" - zajedziemy w drodze powrotnej. Póki co - klify.

Kupujemy bilet wstępu (7 funtów dla kampera) i jedziemy na parking.




Zaparkowaliśmy obok Niemca

Pierwsze, co nam się rzuciło w oczy, to ciekawy widok portu Dover z góry - jak zabawki, jak resoraki. Mógłbym tam usiąść na ławeczce i patrzeć :)





Ale port nie był naszym celem podróży.
Ruszyliśmy zatem na klify. Widok wspaniały, dzieci zbierały pamiątki w postci białych piszących kamieni :)










Taka tam samoyebka ;)

Dotarliśmy do latarni morskiej. Ale wejście na nią kosztowało by nas prawie dwadzieścia funtów - ciut dużo, żeby wejść na latarnię, z której niewiele więcej widać.
Ale za to poszliśmy na jakiś ciepły posiłek do kawiarenki u podnóży latarni.
Klimat - typowy angielski :) Miła sprzedawdczyni, w wieku 50+, każdy talerz, każda filiżanka, każdy spodeczek inny. Stylowe sztućce z epoki, wystrój lokalu jak na starych angielskich serialach :) Wrażenie niesamowite! Zamówiliśmy cztery zupy dnia i dwie kawy.









Zjedliśmy, wypiliśmy i poszliśmy dalej :)



Po spacerku przekąska i w drogę!



Jeszcze tu wrócimy - jest przecież zamek do zobaczenia!


Nastepnym razem!

W drodze powrotnej w kierunku Walii postanowiliśmy zjechać do wspomnianego muzeum Bitwy o Anglię. Na parkingu widzimy znajomego kampera - Niemcy, obok których stalismy na Białych Klifach :)
W sumie muzem to zbyt poważna nazwa - dwie repliki na placu - Spiitfire i Hurricane, pomnik pilota po środku śmigła, lista poległych, kilka tablic informacyjnych i sklep.
W sumie był też wyświetlany film, ale nie za bardzo nam pasowało, żeby go obejrzeć.
Co mnie zaskoczyło - ani jednej wzmianki o dywizjonie 303.


Pilot patrzący w morze






Tablica z nazwiskami poległych



No to jedziemy dalej - kierunek Walia. Obieramy kurs na Cardiff i w drogę. Chcemy jechać do wieczora i już w Walii znaleźć jakiś nocleg. To jedziemy!

dulare - 2015-08-25, 08:35

Stawiam :pifko za relację, super :)
Mavv - 2015-08-25, 21:33

dulare, dziękuję bardzo :) Spróbuję dziś późniejszym wieczorem dalej napisać :)
Mavv - 2015-08-25, 22:31

Jechaliśmy do wieczora. Córcia - narzekając, że braciszek ją rano obudził i jest niewyspana - usnęła. Syn się dzielnie trzymał. Ledwie na oczy patrzał, ale był ciekawy tego, co się działo. Dojechaliśmy do mostu granicznego między Anglią a Walią. Syn patrzył z podziwem :) Zapłaciliśmy myto za przejazd (nie pamiętam dokładnie ile, ale chyba coś ok. 6 funtów) i kierowaliśmy się dalej na Newport. Nie pamiętam teraz - czy zjechaliśmy z autostrady widząc znaki kampingów, czy też zjechaliśmy z autostrady, żeby wklepać w nawi kamping. Wiem, że jechaliśmy po znakach. I tak trafiliśmy na kamping gdzieś w lesie. Była późna godzina, recepcja zamknięta, światła niewiele oświetlały. Zatrzymałem się przed bramą, rzuciłem okiem na jakies tablice informacyjne, ale było zbyt ciemno. Otworzyłem więc bramę i wjechałem. Było kilka miejsc wolnych, jeden kamper, jakies namioty, VW T5 busik. Zaparkowałem w wolnej parceli i szybko przygotowaliśmy spanie, bo dzieci już spały.

Rano, gdy wszyscy spali, poszedłem na spacerek. Godzina 8 rano, przyjemny poranny chłodek, piękne niebo, widok gór porośniętch mieszanym lasem, odgłos szumiącego strumyka :) Taaaak - to jest to... :spoko







Recepcja otwarta dopiero od 9. Wróciłem więc do kamperka i zrobiłem kawki poranne :) Jak już zbliżała się 9, possedłem na recepcję. Nocleg kosztował nas 22 funty. Zakupiłem tez mapę Walii za 3,50. Pogadałem z panią o tym, co warto zobaczyć na naszej trasie, pani dała mi kilka przewodników. Wróciłem do kamperka z mnóstwem informacji i mapą - trzeba zaplanowac nasze trzy dni w Walii :)

Okazało się, że dzieci już wstały :)

Dzień dobry tatusiu, gdzie byłeś? :)

Rozłożyliśmy mapę, informatory i zaczęliśmy planować. Pani na recepcji powiedziała nam o m. in. miejscowości Rhayader i Elan Village wraz z Elan Valley - są tam stare zapory wodne i ładna trasa widokowa. Drugą rzeczą wartą zobaczenia była kolejka wąskotorowa w Aberystwyth jadąca do Devil's Bridge.
Ale ciężko było coś zaplanować na głodnego. Poszliśmy zjeść - tym bardziej, że od 9:30 ruszała kuchnia. Mieliśmy smaka na english breakfast :) Poszliśmy, dostaliśy numerek i czekaliśmy :)





W oczekiwaniu na śniadanie udałem się schodkami na dół w stronę szumiącego strumyka. Ale tu pięknie! :bigok





Po kilku minutach przyszła pani z naszym śniadaniem :) Mniam - pełni energii wróciliśmy do mapy :)

Przed odjazdem poszliśmy na malutki spacerek, żeby nacieszyć oczy przed wyjazdem :)







No to w drogę! Serwis i jedziemy!

Mavv - 2015-08-25, 23:22

Jechalaliśmy nie zawsze drogami z oznaczeniem A, czyli coś jak drogi krajowe. Czasem przecinaliśmy krajobraz drogami B - lokalnymi. Ale jadąc przez góry widoki były wspaniała zarówno na drogach A jak i B :)








Dość kręta droga przed nami :)


A może woeiczkę na obiad? :)


Owce były niemal wszędzie - na poboczu jak i na drodze :)




Szosa niczym wstęga szarego papieru przyklejonego pośród łąk i gór :)


Nie wiem, co wyspiarze mają z tymi mostkami - bardzo dużo tychże mostków jest na zakręcie 90 stopni. W w UK i w Irlandii



Dojechaliśmy do Rhayader, odbiliśmy na Elan Village. Rzut okiem na mapę i jedziemy w stronę Elan Valley :)

Przy Elan Valley jest punkt informacyjny i sklepik. Zajechaliśmy tam na parking. W informacji wzięliśmy mapę szlaków pieszych i rowerowych i poszliśmy do kamperka zjeść obiad. Z pełnymi brzuchami możemy jechać oglądać zapory i podziwiać samą dolinę :)


Pierwsza zapora, Caban Coch Dam, jest przy samym parkingu i informacji. Robi niesamowite wrażenie :) Niestety wszystkie dane dotyczące zapory takie jak ilośc wody w zbiorniku, wysokość i szerokość zapory, ilośc budulca zużytego do budowy była podana w galonach, stopach i innych angielskich jednostkach, więc trudno było ocenić, jakie to wszystko ogromne.




Skręcający most




Droga była czasem tak wąska, że żonę łokcie bolały od chowania ich :wyszczerzony:






A dlaczego by nie zrobić ławeczki przy drodze? Przecież to trasa szeroka jak... Jak dwa osobowe auta ;)




Kolejna zapora Pen y Garreg Dam






Jak łazisz baranie! Stał na drodze :)


Początek jeziora powstałego na rzece w wyniku zbudowania czterech zapór


No i mamy korek :)


Chwila odpoczynku dla MadMobila, bo na niektóre wzniesienia wdrapywał się na pierwszym biegu


Za to teraz z górki na pazurki!


I już na dole :)


Yyyyy, gdzie my jesteśmy??????

W drogę do Aberystwyth - musimy złapać pociąg :)




Dotarliśmy! Mamy bilety! :)

Dla dzieci była to wielka niespodzianka - do końca nie wiedzieli, co ich czeka :) Widzieli tory, widzieli wagoniki, ale nie sądzili, że będziemy jechac pociągiem :) Aż wsiedliśmy do wagonu :)

Odjazd był spóźniony o kilka minut. Pan konduktor zamknął drzwi od zewnątrz i mogliśmy ruszać :) Najpierw powoli jak żółw ociężale, ruszyła maszyna po szynach ospale :)

Dzieci mówiły wierszyk i były zaskoczone, że wszystko w wierszyku się zgadza :) Para buch, koła w ruch :) Świst i gwizd :) Dym i para :)

Przez większość naszej godzinnej podróży pod górę dzieci były przyklejone do okien :)



Było na co patrzeć :)


Czasem widok zasłaniał dym z komina



Dojechaliśmy na górę :) Lokomotywa odczepiła się od wagonów i pojechała na tył pociągu.



Na górze przywitał nas deszcz, który nieustannie padał... Kaptury na głowę i idziemy zwiedzać Devil's Bridge :)

Tadeusz - 2015-08-26, 00:24

Mavv, stawiam piwko za relację.

Opisujesz częściowo doskonale mi znane okolice w UK. Wiele razy włóczyłem się nad jeziorami Elan Valey. Bardzo lubię ten zakątek Walii.

Piszesz, że tych tam jest cztery. Jest ich pięć. Jedna z tam wygląda jak most, ponieważ znajduje się pod wodą i tylko estakada nad nią, z drogą wiodącą do kościółka po drugiej stronie, jest odbierana przez nie wtajemniczonych jako most. Ta tama blokuje ubytek wody przy niskich stanach.

Pokazuję jej zdjęcie. :spoko

Mavv - 2015-08-26, 00:40

Tadeusz, dziękuję za piwko :)

Piszę o czterech zaporach, bo:
Jezioro, przy którym jechaliśmy, powstało na dwóch rzekach. I na tych dwóch jest właśnie - tak jak piszesz - pięć zapór. My jechaliśmy na północ, a ta część jeziora ma właśnie cztery zapory :) Stąd taka liczba :) Ale dziękuję za trzymanie ręki na pulsie! :pifko

Dla zainteresowanych proszę w mapach Google wpisać Elan Valley :) i dac widok z satelity :)

Tadeusz, Walia jest piękna :) przypomina nasze góry, ale jednak jest inna, piękna na swój sposób :) Zawsze będzie miło nam tam wrócić :) Nawet myślę o objazdówce z Pembroke do Holyhead :)

jerry Gdansk - 2015-08-26, 08:39

Witam
Relacja z wakacji super stawiam :pifko . Ja to nigdy na wyspy nie pojadę bo tam ,, jeżdżą pod prąd,, . Pozdrawiam z Gdanska :spoko

izola - 2015-08-26, 10:09

Cytat:
Znaleźliśmy jakiś parking przy rzeczce, gdzie stały kampery. Kupiłem bilet w parkomacie (7 euro), wrzuciłem go za szybę i poszliśmy spać. Nawigacja okazywała 10km do tunelu :)

jako mały Tip odemnie, na następne przeprawy na wyspe czy z wyspy,

stałam tam juz wielokrotnie i widziałam wielu z Angli którzy to fajne i spokojne miejsce uźywali jako start po zjezdzie z tunelu albo przed przeprawą na wyspę.

Wprawdzie nie ma tam moźliwosci spustu ani pobrania wody , za to jest ten parking bezpłatny , bardzo ładne miejsce nawet do dłuzszego pobytu , co ja i inni chętnie praktykowaliśmy :)

Po przejściu przez szerokie pąaskie wydmy jest się na plaźy...albo teź w wydmach są ściezki do kilometrowego wędrowania wybrzeźem tymi sćiezkami idzie się częsciowo jak w zarośniętym labiryncie a cęściowo na otwartej przestrzeni ze wspaniałymi widokami na morze ,promy i statki
... jednym słowem jest tam fajowo na dziko :wyszczerzony:
Zakupy itd załatwic mozna w pobliskim Oye Plage
Odległość do Callais 15 km

tu:
https://www.google.de/map...!7i13312!8i6656
1 Rue de la Mer
62215 Oye-Plage, Frankreich
50.997236, 2.042203

pozdrawiam, i źycze dalszych tak udanych podróźy i relacji
Izola :spoko

Mavv - 2015-08-26, 10:33

jerry Gdansk, dziękuję! Ja mieszkam na wyspach i jeżdżę "pod prąd" codziennie :mrgreen:

izola, dzięki za fajną miejscówkę! :spoko

Dziś pewnie będzie ciąg dalszy :)

Mavv - 2015-08-26, 15:51

Pociągiem dotarliśmy do Devil's Bridge, 11 mil od Aberystwyth i - jeśli dobrze pamiętam - 200m wyżej.

Leganda głosi, że kiedys żył tam diabeł. Ale diabeł został wypędzony przez pewną kobietę i jej psa. Wypędzenie miało miejsce własnie na diabelskim moście :)

Most ten, zabytkowy, istnieje nadal. Jednak nie da się na niego wejść. Zbudowano bowiem na nim nowy most.


Oto on, Diableski Most...


...i kobieta, która wygoniła diabła :diabelski_usmiech

Przy diabelskim moście jest wejścei na mini trasę widokową i wodospady. Wejście płatne - nasza czwórka to koszt 11,50 funta. Czas potrzebny na przejście to ok. 50 minut. Tak podaje przewodnik :)

Być i nie zobaczyć? Poszliśmy. Padało raz mocniej raz słabiej. Cały czas w kapturach ruszyliśmy cieszyć oczy :)



Pierwszy wodospad był wąski i wysoki. Idziemy dalej w dół schodami Jacob's Ladder - strome niemal jak drabina :)




Na dole


Idziemy dalej



Bo przejściu trasy, cali mokrzy udajemy się do pobliskiej restauracji na małe conieco. Jest nas więcej przemoczonych :) WIększość klientów mokra :) Zamawiamy zupę dnia z bułeczką, zjadamy i wracamy na dół.


Wracamy na dół

Po drodze mamy mijankę z innym pociągiem - musieliśmy chwilkę poczekać :)



Już po zjeździe na dół przebraliśmy się w suche ubrania, zrobiliśmy zakupy, zjedliśmy i ruszyliśmy już w stronę Holyhead. Plan - jechać do wieczora i poszukac kampingu :)


Kolejne kilometry po przepięknej Walii






Bliżej cywilizacji


Wjeżdżamy już na wyspę Anglesey, coraz bliżej Holyhead. Przed nami Britannia Bridge

Nawigacja pokazywała kampingi dość daleko od nas. Postanowliśmy coś znaleźć na własną rękę. Jest znak kampingu - zjeżdżamy z autostrady, jedziemy, jedziemy, jedziemy i jedziemy. Żadnego znaku, nic. Wracamy na autostradę i jedziemy dalej w stronę Holyhead.
Wjeżdżamy w miasto poszukać bankomatu, bo zostało nam kilka funtów w kieszeni, a nie liczyłem, że zapłacę kartą na kampingu. Tym bardziej, że nasz ostatni nocleg był na kampingu zrobionym z pola :) - bez prądu, woda na początku a toaleta w baraku :) Cena 12 funtów :)

Wypłaciliśmy pieniążki przy ASDA i - znak kampingu ukazał się naszym oczom! No to jedziemy, tym bardziej, że już było dośc ciemno. Kierując się znakami dojeżdżamy do kampingu przy klubie kajakowym. Nazywa się Anglesey Outdoor Centre. Recepcja zamknięta, na drzwiach info, że jeśli mnie nie ma, to zadzwoń - i podany numer teleofnu. telefon nie odpowiadał, więc skorzystałem z kolejnej informacji. Jeśli mnie nie ma, to poszukaj mnie w Paddlers Pub za rogiem :) No to udałem się za róg :) Za budynkiem z pokojami, za toletami jest sobie pub - wchodzę - pełno ludzi. Idę do baru i mówię, że właśnie przyjechałem. Barman prosi właścicielkę. Ugadaliśmy szczegóły z panią, zapłaciłęm 10 funtów za nocleg i poszliśmy spać.

Nie zrobiłem nawet żadnego zdjęcia...

No nic - rano po sniadaniu jedziemy już do terminala - czas naszego urlopu już się kończy... Cieszymy się ostatnimi godzinami.

W porcie szybka odrpawa, pani sprawdza, czy butla z gazem jest odłączona i jedziemy do linii. Tam oczekujemy... Jest - wzywają nas. Jedziemy - jako jedni z ostatnich. Parkujemy kamperka, zabieramy kilka rzeczy ze sobą i idziemy na pokład.


Kamperek zapięty do podłogi...

Po niecałych dwóch godzinach - wsiadamy i jedziemy do domu.



Droga do domu - małe podsumowanie.

Podczas tego miesiąca zrobiliśmy 5700km. Miało być więcej, bo mieliśmy jeszcze skoczyć na Mazury, ale tak się potoczyło, że na Mazury nie dotarliśmy.
Zwiedziliśmy trochę Holandii, zobaczyliśmy trochę Walii, zwiedziliśmy kilka ciekawych miejsc. Z przygód i awarii - wybrzuszone koło zmieniane gdzieś na stacji beznynowej w Niemczech.
Gdy już byliśmy w Ballinie, może z połtora kilometra od domu, można powiedzieć na ostatniej prostej - korek... Co się u licha stało? Widać, że to świeża sprawa, bo auta własnie się zatrzymują. Okazało się - ułamała się gałąź na drzewie i skutecznie zablokowała ruch na drodze. Widzę, że kilku kierowców się siłuje z gałęzią, żeby udrożnic drogę. No to idę i ja - zawsze to jedna para rąk więcej. W międzyczasie ktoś już zadzwonił po pomoc. Kilka minut szarpania, łamania i udało nam się udrożnić jeden pas. Reszta dla strażaków.





Wracam do auta i jedziemy do domu. Odpocząć po urlopie i pomyśleć o nastepnym za rok. :)

:kawka:

toscaner - 2015-08-26, 16:01

jerry Gdansk napisał/a:
Witam
Relacja z wakacji super stawiam :pifko . Ja to nigdy na wyspy nie pojadę bo tam ,, jeżdżą pod prąd,, . Pozdrawiam z Gdanska :spoko


Gdzieś czytałem, że to Francuzi zrobili na złość (chyba sobie) i odwrotnie niż Anglicy, którzy pierwsi jakieś przepisy drogowe zaczęli tworzyć. Jeszcze wcześniej (19 wiek?) każdy jeździł którą stroną chciał. Później coraz więcej automobili i Francuzi a za nimi reszta Europy ma teraz pod prąd.
Ile w tym prawdy? Nie wiem, ale jest wiele krajów, gdzie jeździ się po drugiej.

Mavv - 2015-08-26, 16:04

W Szwecji chyba w 1969 zmieniono ruch w lewostronny na prawostronny. Można w sieci znleźć zdjęcia, jaki chaos panował na drogach, gdy zmieniano ruch :zastrzelic :box :box2 :haha:
dulare - 2015-08-26, 16:36

Co do ruchu po prawej stronie to faktycznie pewności nie ma, ja uczyłem się dawniej że to Napoleon na złość Anglikom zmienił kierunek przemarszu podczas defilad, ale teraz np. w Wikipedii widzę trochę inne informacje:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ruch_prawostronny


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group