Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Rumunia - Rumunia odczarowana - wakacje 2014

dulare - 2014-09-03, 18:55
Temat postu: Rumunia odczarowana - wakacje 2014
Z lekkim opóźnieniem ale zaczynamy naszą relację z dwutygodniowego wyjazdu między innymi do Rumunii. Nie ukrywam że mieliśmy pewne obawy i wyobrażenia ale też mieliśmy dużo informacji od ludzi z forum którzy byli w Rumunii i bardzo ją sobie chwalili. Zapraszam do czytania.

Piątek 8 sieprnia
Ostatnie rzeczy lądują w kamperze - jeszcze dolać wody do zbiornika, jeszcze jedzenie z lodówki do lodówki, pozamykać okna w domu i w drogę. Dzisiejszy odcinek bardzo krótki, z Krakowa przejeżdżamy bliżej przejścia granicznego w Muszynce koło Krynicy. Zatrzymujemy się na nocleg w jednej z leśnych dróg zaraz za przełęczą Krzyżówki i zaczynamy czuć że jesteśmy na wakacjach

Sobota 9 sierpnia
Wczesna pobudka i przestawiamy się na granicę Polsko - Słowacką. Tutaj jest wygodny stolik z ławeczkami, jemy więc spokojne śniadanie i ruszamy dalej. Na najbliższej stacji benzynowej nie da się kupić winietki, a ponieważ na razie jej nie potrzebujemy więc jedziemy dalej. W końcu stwierdzamy że nie będziemy na razie kupować winiety i omijamy trasę szybkiego ruchu w kierunku Koszyc, później omijamy podobną trasę w kierunku na Miszkolc. Na granicy Słowacko - Węgierskiej robimy szybki postój i tutaj też decyzja - nie kupujemy e-matrycy Węgierskiej, w tym momencie nie będzie nam ona potrzebna - do Hajduboszormeny dojedziemy bez problemu przez Tokaj omijając drogi płatne. Droga na Tokaj nie jest tak szybka jak M3, ale za to jedziemy przez spokojne węgierskie wsie i obserwujemy pola słoneczników i przepiękne winnice. W Nyirtelek tuż przed Nyiregyhaza mijamy całą masę straganów z arbuzami, melonami… Jest owocowo i warzywnie. Trochę za późno reflektujemy się że może by coś kupić - stragany już za nami a my mamy nadzieję że będą kolejne (udaje nam się - bliżej Teglas trafiamy na mały targ). Na camping przy termach w Hajduboszormeny docieramy chwilę po drugiej. W sam raz na obiad i popołudniowe moczenie się w basenach :)

Późniejszym popołudniem wybraliśmy się na krótki spacer do miasta (zobaczyć jak wygląda i kupić lody). W samym mieście wiele ciekawego nie zobaczyliśmy - pomniki na rynku, zbór protestancki, jakaś para która właśnie wzięła ślub i na rynku robili kilka konkurencji typowo weselnych - rzucanie bukietem i podwiązką, wspólne zdjęcia, przyjmowanie życzeń :)
Ponieważ jest sobota, baseny termalne są zamykane o 20:00 ale później jest do nich dostęp od 21:00 do północy. Tuż po dziewiątej jest jeszcze całkiem pusto i spokojnie ale im później w noc tym więcej chętnych na wieczorną ochłodę. My wracamy do kampera o dziesiątej - w końcu jutro dalsza część podróży :)

Informacje techniczne:
Postój w lesie pod Muszynką pozycja: N 49.460091°, E 20.96627° (N 49° 27' 36.33", E 20° 57' 58.57")
Camping w Hajduboszormeny: N 47.684213°, E 21.502326° (N 47° 41' 03.17", E 21° 30' 08.38"), cena pobytu 7750 HUF (około 110 zł) za 2 os dorosłe, 2 dzieci, prąd, wstęp na baseny w cenie pobytu.

dulare - 2014-09-04, 10:22

Zanim ruszę dalej z opisem - poniżej poglądowa mapa naszej trasy. Google Maps w pewnym momencie stwierdził że dalsze modyfikacje (uszczegóławianie) trasy nie są możliwe. Ktoś wie jak uzyskać mapę z większą ilością szczegółów? My nie jeździliśmy najkrótszymi drogami ani najbardziej oczywistymi :) a Google zacina się przy 10-15 modyfikacjach...
dulare - 2014-09-05, 14:24

Niedziela 10 sierpnia
Ruszamy dość wcześnie - już o 8:00 jesteśmy po śniadaniu, spakowani i gotowi do drogi. Węgierska droga do granicy Rumuńskiej spokojna ale też dość wyboista - na szczęście specjalnie się nie spieszymy. Na granicy policjant zagląda nam do szafy i do łazienki (ciekawe że bardzo duży schowek pod łóżkiem piętrowym nie został skontrolowany). Zaraz za granicą kupujemy e-winietę i wymieniamy trochę euro (jak się później okazuje, około 10% lepszy kurs jest w miasteczku parę kilometrów od granicy). Jedziemy w końcu rumuńskimi drogami i jesteśmy bardzo dobrej myśli - drogi równe i szerokie, jedzie się spokojnie i przyjemnie. Co ciekawe często jest tak że droga jest bardzo dobrej jakości między miasteczkami ale już w samych granicach miasteczka robi się zdecydowanie bardziej dziurawa i zaniedbana. Kierujemy się w stronę Sapanty która słynie ze swojego Wesołego Cmentarza i jak narazie większość drogi mamy płaskiej. Za Satu Mare zaczynają się wzniesienia, góry, serpentyny - jest coraz ciekawiej. Wsie z dużą ilością drewnianej zabudowy, piękne rzeźbione bramy, część mieszkańców w strojach ludowych przesiaduje na ławeczkach przy domach - swojskie klimaty.

W Sapancie tłok - trochę się zagapiłem i zamiast schować się w jednej z bocznych uliczek wjeżdżam wprost w korek przy Wesołym Cmentarzu. Samochody parkują po obu stronach wąskiej ulicy, autokar na środku wysadza ludzi, miejscowi trąbią na turystów a ja staram się przepchać kamperem jeszcze trochę dalej. W końcu parkujemy przy samym brzegu betonowego rowu i idziemy - kierujemy się nie na główny cmentarz w Sapancie tylko na stary cmentarz - tutaj też można obejrzeć typowe dla Sapanty kolorowe nagrobki ale za to nie ma turystów i jest zdecydowanie spokojniej. Pod właściwy cmentarz też zaglądamy - oglądamy kramy z różnościami, zaglądamy na obiad do restauracji i przyglądamy się przez bramę “turystycznemu” cmentarzowi. Jest tutaj też kościół, który mimo że budowany współcześnie ma już nad swoją główną nawą postawioną bardzo charakterystyczną wysoką drewnianą iglicę. Takie połączenie swojskiego wyglądu z nowoczesną betonową budowlą... Na płotach wielu okolicznych domów wiszą dywany, kilimy, koszule ludowe i inne różności dla turystów. Przy płotach starsze panie na stołeczkach sprzedają swoje wyroby. Przy jednym z płotów spotykamy starowinkę siedzącą przy kupie żwiru - wygląda całkiem jakby ten żwir sprzedawała turystom - niestety nie zdążyliśmy zrobić zdjęcia bo widać chętnych na zakup nie było i staruszka zwinęła stołek i podreptała do domu.

Z Sapanty jedziemy do Barsana a dokładnie do Monastyru Barsana - pięknego drewnianego kompleksu klasztornego w którym żyją i pracują prawosławne mniszki. Pięknie zagospodarowany teren, budynki z bogatymi rzeźbieniami, cerkiew, polowe ołtarze, małe muzeum - jest miejsce i czas żeby chwilę odetchnąć podczas drogi. Niemal ciagle jedziemy między starymi drewnianymi zabudowaniami - wsie są położone niemal wyłącznie przy głównej drodze i za pierwszym rzędem domów są już tylko ogródki, wzgórza, pola. Widać że jest tutaj biednie - samochodów niemal nie widać, domy są zadbane ale stare nie odnawiane, zaprzęgi konne są na porządku dziennym. Przyglądamy się pieknie rzeźbionym bramom wjazdowym do niektórych gospodarstw, prawosławnym kapliczkom przy drodze… Czujemy trochę jak byśmy jechali przez wielki skansen. Niemal przy każdym domu przy płocie stoi ławka i wciąż widzimy na nich tutejszych mieszkańców - większość w strojach ludowych, odświętnych (jest niedziela) spotykają się ze swoimi sąsiadami - rzadko widać grupy mieszane, gospodynie rozmawiają z gospodyniami, gospodarze z gospodarzami. Odnoszę wrażenie że mało widać ludzi młodych - może to taka tradycja starszych ludzi?

Robi się późno - ruszamy w kierunku Turdy. W okolicach Cluj-Napoca mamy dość i zjeżdżamy z głównej drogi w stronę wsi Pata. Za wsią wjeżdżamy w polną drogę i układamy się do spania. Jestem właśnie pod prysznicem kiedy słyszę klakson - ktoś najwyraźniej próbuje przejechać tą drogą - a wyglądała na taką spokojną i nie używaną… Staram się szybko spłukać, wychodzę i okazuje się że to taksówkarz - tyle tylko że w tak zwanym międzyczasie zdążył objechać nas polami i teraz już tylko tylne światła jego samochodu widać w oddali w polach. Gdzie on tam jedzie, przecież nic tam nie ma :) Na wszelki wypadek przestawiamy się na drugą stronę wsi i zatrzymujemy na niewielkiej polance przy wylocie jednej ze żwirowych alejek. Tutaj słyszymy już tylko odgłosy krów wracających z pastwiska i świerszcze - w spokoju i nie niepokojeni przez nikogo śpimy do samego rana.

Informacje techniczne
Stary cmentarz w Sapanta (bezpłatny): N 47.969152°, E 23.689227° (N 47° 58' 08.95", E 23° 41' 21.22")
Turystyczny cmentarz w Sapanta (płatny wstęp): N 47.971479°, E 23.695321° (N 47° 58' 17.32", E 23° 41' 43.16") bodaj 2 Lei od osoby + opłata za fotografowanie, nie zwiedzaliśmy, wystarczył nam stary cmentarz także z "wesołymi nagrobkami"
Monastyr (Manastirea) Barsana: N 47.792198°, E 24.093533° (N 47° 47' 31.91", E 24° 05' 36.72") wstęp bezpłatny, zwiedzanie muzeum klasztornego płatne 1 Lei
Nocleg na dziko w pobliżu Turdy (tam gdzie nas nie przeganiał taksówkarz): N 46.730272°, E 23.745961° (N 46° 43' 48.98", E 23° 44' 45.46")

dulare - 2014-09-05, 16:25

Poniedziałek 11 sierpnia
Zwijamy się dość szybko i już przed dziewiątą rano jesteśmy przy kopalni soli w Turdzie. Na parkingu kilka samochodów - mamy chwilę czasu więc spokojnie jemy śniadanie i idziemy do kasy. Jeśli ktoś z Was był w kopalni soli w Wieliczce albo w Bochni to będzie miał tutaj całkiem inne doświadczenie zwiedzania - za cały przewodnik służy mała mapka z zaznaczonym przebiegiem chodnika (jednego) i położeniem głównych atrakcji. Salina Turda jest bardzo mała - nie ma tutaj wielogodzinnego zwiedzania z przewodnikiem - główny chodnik jest jeden i można (a właściwie należy) jedną z klatek schodowych zejść na dół do jednego z dwóch dostępnych dla zwiedzających wyrobisk. W jednym z nich jest typowy obszar rekreacyjny - stoły do pingponga, minigolf, piłkarzyki i inne rozrywki (płatne), w drugim wyrobisku dno jest zalane niewielką warstwą wody - można tutaj za 10 lei wynająć małą wiosłową łódkę dla maksymalnie trzech osób i popływać od ściany do ściany. Turda słynie z charakterystycznego wyglądu ścian wyrobisk - wyraźnie widać jaśniejsze i ciemniejsze pasy solnego złoża - taka wielka zebra albo agat w powiększeniu. Jeśli nie lubicie chodzić po schodach to można na dół (a później w górę) pojechać windą. Kłopot w tym że może to oznaczać stanie w kolejkach (do schodów kolejek nie ma). Salina Turda słynie też ze zdrowotnych właściwości powietrza - wiele osób ma specjalne karnety wielokrotnego wstępu i przyjeżdżają tutaj na kilka godzin dziennie - stąd już niedługo po otwarciu kopalni niemal wszystkie ławeczki i siedzenia są zajęte przez osoby czytające książki i rozwiązujące krzyżówki. Obejrzenie wszystkich atrakcji zajęło nam nie więcej niż dwie godziny. Warto wiedzieć że obecnie do kopalni wchodzi się tzw nowym wejściem położonym poza miastem. Będąc w środku należy uważać żeby nie pójść w kierunku starego wejścia - chodnik jest dość długi a na końcu można wyjść do miasta, tyle że powrót do samochodu pozostawionego przy nowym wejściu może potrwać sporo czasu.

Z Turdy jedziemy do Sighisoara. Wjeżdżamy na camping Aquarius - mamy trochę szczęścia bo miejsce jest na jeden kamper, na jedną noc - od jutra “nasze miejsce” jest zarezerwowane. Dojazd dość wąski a i zaparkowane po drodze samochody nie ułatwiają zadania. camping jest bardzo mały - zmieści się tutaj raptem kilka samochodów lub przyczep. Jest też pole namiotowe po drugiej stronie basenu ale tam nie ma możliwości wjechania kamperem. Jemy obiad i robimy sobie sjestę przed pójściem na tutejszy basen (w cenie campingu). W basenie woda zimna ale słońce praży więc jest bardzo przyjemnie. Basen jest o tyle ciekawy że poziom wody jest około 1 metra poniżej poziomu trawnika wokół a dodatkowo różne części basenu są przegrodzone metalowymi ogrodzeniami z prętów. Ludzi jest sporo - na basen przychodzi pewnie połowa miasta - ale sporo z nich po prostu plażuje na trawnikach wokół. W ciągu dnia (do godziny 19-stej) kiedy basen jest otwarty dostępne są tylko prysznice z zimną wodą. Po zamknięciu basenu jest też możliwość umycia się w wodzie ciepłej. Ponoć można w ciągu dnia poprosić o klucz do tych ciepłych prysznicy, ale my nie mieliśmy takiej potrzeby.

Wieczorem idziemy do miasta - w obrębie starych murów miejskich można obejrzeć pozostałości pięknego germańskiego miasta z równoległymi ulicami, pięknymi kamienicami - są nawet sporej długości schody prowadzące z centrum miasteczka na szczyt wzgórza na którym poza świątynią mieści się najstarsza tutejsza szkoła - nauczyciele i uczniowie mogli więc wspinać się (i schodzić) nie martwiąc się o zmoczenie ubrania albo co gorsza pośliźnięcie na oblodzonych zimą schodach. W szkole prawie wszystko jest opisane w jezyku niemieckim - podręczniki, tablice poglądowe, pomoce naukowe. To pokłosie germańskiego osadnictwa w tych rejonach. W starym mieście jest też wiele kawiarenek i restauracji - my zatrzymaliśmy się na chwilę spróbować różnych lokalnych słodyczy. Część nam smakowała, część trochę mniej ale taki jest urok próbowania nowych smaków w nowych miejscach :) a przy okazji musieliśmy się mocno odganiać od os które zwietrzyły słodkości i masowo próbowały zniechęcić nas do konsumpcji :) Stare miasto jest malutkie, w ciągu naszego spaceru zwiedziliśmy je właściwie całe - na camping wracaliśmy trochę inną drogą żeby zobaczyć jeszcze fragment nowszej części miasta ale nie widzieliśmy niczego ciekawego. Warto jeszcze wspomnieć że camping Aquarius leży na tyłach cerkwii Świętej Trójcy. Cerkiew otwarta jest tylko w czasie nabożeństw.

Informacje techniczne:
Salina Turda: nowe wejście i parking N 46.587948°, E 23.787482° (N 46° 35' 16.61", E 23° 47' 14.93") wstęp 64 Lei za dwie osoby dorosłe i dwójkę dzieci - mniej niż pojedynczy bilet do Wieliczki :)
Sighisoara Camping Aquarius: N 46.222937°, E 24.796529° (N 46° 13' 22.57", E 24° 47' 47.5") opłata wyłącznie za osoby, 20 Lei od osoby niezależnie od wieku, w sumie 80 Lei, w cenie basen, prąd, WiFi

dulare - 2014-09-05, 16:28

ciąg dalszy zdjęć
dulare - 2014-09-08, 11:48

Wtorek 12 sierpnia
Z samego rana część załogi idzie do cerkwi obejrzeć poranne nabożeństwo. Jemy szybkie śniadanie i ruszamy dość wcześnie - dziś w planach Bran a ponieważ po drodze jest jeszcze bardzo zachwalany (w przewodniku) Brasow więc zatrzymujemy się tam na chwilę. Parkujemy przy Bulevardul Ereilor - trzeba mieć drobne do parkomatu - i idziemy do centrum. Po drodze kupujemy drożdżowe bułeczki w kształcie małych bagietek z ciekawymi nadzieniami w środku (i bardzo dobrym ciastem). Zaglądamy na chwilę na rynek ale nasz wzrok przykuwa kolejka linowa na górę Tapma - kierujemy się tam i już chwilę później mkniemy wagonikiem kilkaset metrów w górę. Niestety widoki słabe - las zasłania wszystko co najciekawsze, na szczęście obejrzeliśmy panoramę z okien wagonika i z balkonu górnej stacji kolejki. Szybki powrót na dół i kierujemy się w kierunku Czarnego Kościoła (nazwę swoją zawdzięcza wielu pożarom w swojej historii). Na rynku ekipa z Bollywood kręci film i przeganiają turystów z miejsca na miejsce. My jeszcze króciutko przyglądamy się kamieniczkom, szukamy lodów i kierujemy się w kierunku samochodu. Przy okazji informacja - dobre miejsce do parkowania znajduje się przy dolnej stacji kolejki linowej przy Alea Tiberiu Brediceanu - jest tutaj sporo miejsc dla autokarów ale i kamperem spokojnie można zaparkować.

Droga do Bran jest prosta i szybka natomiast w samym miasteczku tłok straszny - turystów dużo, zaparkować nie ma gdzie i już widać że na zamek trzeba stać w kolejce. Jedziemy poza ścisłe “centrum” i lądujemy na parkingu na tyłach komisariatu policji, przy ośrodku zdrowia. Parkujemy obok kampera na włoskich numerach i idziemy te paręset metrów do kasy zamku. Stoimy w pierwszej kolejce - po bilety. Później trochę schodów w górę i stoimy w drugiej kolejce - do wejścia do zamku. Na zamku jak w zatłoczonym tramwaju - człowiek przy człowieku wszyscy poruszają się po komnatach w jednostajnym powolnym tempie. Zamek jest ładny i wart obejrzenia mimo strasznej ilości turystów - małe komnaty, nie przesadzony z przepychem - jak dla ludzi - musiało to być przyjemne miejsce do mieszkania. Jest wypromowany jako zamek w który rezydował hrabia Drakula - albo inaczej Vlad Tepes (po polsku - Wład Palownik). Rzeczywistość jest inna - ten zamek po prosty wyglądał odpowiednio i dlatego jak napisałem wyżej - został wypromowany a właściwą rezydencją Vlada Tepes był zamek Poenari. Tutejszy pełnił natomiast między innymi rolę letniej rezydencji królowej Rumunii Marii. Poniżej zamku obecnie znajduje się cała masa kramów z różnościami dla turystów - oczywiście większość z tego to prosta chińszczyzna jak we wszystkich popularnych miejscach - tyle że tutaj z motywami wampirów i rycerskości :) Oprócz tego trochę stoisk z lokalnymi wyrobami spożywczymi. Tłok i hałas, komercja i konsumpcja :)

Na parkingu obok nas stoi już pięć innych kamperów. Robimy obiad i zastanawiamy się czy nie zostać tutaj na noc - może ktoś jeszcze zostanie? W miasteczku trwa festiwal piwa - mamy ochotę zajrzeć wieczorem więc siadamy z dziećmi tymczasem i spędzamy trochę czasu grając w gry planszowe. Na parkingu zostają dwa kampery - nasz i francuski stojący bok w bok z nami. Dogadujemy się że oni też zostają na noc - będzie raźniej. Dzieci idą spać a rodzice idą do miasta zobaczyć jak wygląda piwny festyn. Jarmark pod zamkiem niemal już zamarł - kramy są sprzątane i zamykane. W miasteczku są dwa sklepy czynne całą noc - robimy małe zaopatrzenie. Na festynie piwnym gra muzyka, można zjeść coś smacznego z kociołka, usiąść, napić się... Turystów coraz mniej, my też wracamy do kampera. Noc jest bardzo spokojna - za oknami szemrze strumyk, policja czuwa nad naszym snem - do rana nie musimy się niczym martwić.

Informacje techniczne:
Brasow: parking płatny w centrum - przy ulicy, parkomaty na monety N 45.645518°, E 25.590806° (N 45° 38' 43.87", E 25° 35' 26.9")
Brasow: parking płatny przy dolnej kolejce na Tampa - też przy centrum, sporo miejsca N 45.640388°, E 25.594368° (N 45° 38' 25.4", E 25° 35' 39.73")
Kolejka linowa na Tampa - 2 os dorosłe, 2 dzieci w górę i w dół - 50 Lei
Zwiedzanie Czarnego Kościoła - 22 Lei (2 os dorosłe, 2 dzieci)
Bran: parking na tyłach komisariatu - bezpłatny N 45.511805°, E 25.365629° (N 45° 30' 42.5", E 25° 21' 56.26")
Zamek Bran wstęp 2 os dorosłe, 2 dzieci + fotografowanie - 60 Lei

Załoga G - 2014-09-08, 19:09

Witaj Paweł
Czekamy z niecierpliwością na dalszą cześć. Twoja relacja jest bardzo ciekawa i bardzo camperowa czyli są wszystkie szczegóły potrzebne następnym podróżnikom.

My też myślimy o Rumunii, jak wygląda sprawa płacenia kartą?, wymiana waluty i kursy?

Z wielkim sentymentem oglądamy naszego poprzedniego camperka.
:spoko

dulare - 2014-09-08, 19:49

Jeśli chodzi o płacenie kartą to jest raczej słabo - nie na wszystkich stacjach benzynowych można zapłacić kartą, na północy kraju niemal w żadnej się nie da. W małych sklepikach nie da się płacić kartą. W restauracjach w mniejszych miejscowościach nie da się płacić kartą. Właściwie to udało nam się użyć karty raptem dwa razy na stacji benzynowej znanych koncernów przy dużych miastach.

Mieliśmy Euro które zamienialiśmy na Leje - na samej granicy kurs niekorzystny ale już w miejscowości za granicą kurs normalny. Leje wychodzą niemal dokładnie 1 do 1 ze złotówkami (kurs był 4,27 Lei za Euro)

bond - 2014-09-09, 08:52

Witam fajna relacja miło się czyta . My płaciliśmy kartą w kauflandzie lidlu penny na firmowych cpnach np.lukoil . Za 187.08 RON bank śląski pobrał 183.36 zł Szkoda że babcie z palinką nie miały czytników :lol:
dulare - 2014-09-09, 10:42

Fakt że nie robiliśmy zakupów w dużych sklepach - w Kauflandzie byliśmy raz. Wszystkie inne zakupy robiliśy raczej w lokalnych małych sklepikach lub na targach gdzie nie było możliwości płacenia kartą.

Za chwilę dalszy ciąg programu...

Wojciechu - 2014-09-09, 11:36

Relacja - rewelacja. "Zazdraszczamy" Wam bardzo takiego objazdu. Jak wszystko będzie ok. to Wasze wspomnienia będą nam pomocne w przyszłym sezonie. :spoko
dulare - 2014-09-09, 15:20

Środa 13 sierpnia
Pobudka o siódmej - dziś dłuższy odcinek nad samo morze, nie chcemy startować za późno. Początek drogi między Rasnov a Azuga bardzo kręty i ciekawy widokowo. Okolice trochę jak nasz Nowy Targ - miasteczka w cieniu wysokich gór, wąskie kręte drogi, spokojna jazda… Droga trochę się dłuży. Za Sinaia jest już zdecydowanie lepiej a od Ploiesti autostrada - szybko i spokojnie tylko na odcinku 50 km nie widać żadnej stacji benzynowej. Docieramy do Bukaresztu, obwodnica wygląda trochę dziwnie (jeden pas w każdą stronę, tłoczno, wokół same tereny przemysłowe i usługowe) ale docieramy do autostrady w kierunku Konstancy. Daję sobie jeszcze 25 km na znalezienie stacji benzynowej i jadę. Po 25 kilometrach stacji nie widać, zastanawiamy się wiec nad zjechaniem na najbliższym zjeździe i poszukaniem stacji w miasteczkach obok - na szczęście zanim zjechaliśmy pojawił się znak informujący o “oazie” na naszej trasie i zostaliśmy na autostradzie. Później o dziwo stacje były regularnie w odstępach 15-25 km, tylko ten pierwszy odcinek jakiś taki mniej obłożony…

Do Konstancy docieramy już około drugiej po południu - zaglądamy wobec tego do tutejszego Delfinarium - o godzinie trzeciej jest pokaz. Ceny biletów jak na Rumunię dość wysokie - 50 lei od dorosłego, 25 od dziecka. Delfinarium jest obecnie w przebudowie - budują nowy piękny basen z dużymi trybunami - ale w związku z tym tegoroczne pokazy odbywają się w starym posocjalistycznym budynku, który swoje najlepsze czasy ma już dawno za sobą. Na szczęście delfiny nic sobie nie robią z okoliczności i z przyjemnością oglądamy ich występy. Jeśli ktoś z Was miał możliwość oglądania podobnych pokazów za granicą może się poczuć trochę rozczarowany - mały basen nie daje zbyt wielkich możliwości a i trenerzy nie mają chyba pomysłu na całość przedstawienia. Wszystko tchnie lekko słusznie minionymi czasami. Delfinarium jest otoczone parkiem z małym zoo, jest tutaj też planetarium. Niestety całość obiektu jest bardzo zaniedbana i nieciekawa. Szkoda bo jest potencjał a i bliskość nadmorskich kurortów i hoteli powinna zapewniać chętnych do zwiedzania. Czujemy niedosyt.

Teraz jeszcze kilka kilometrów na camping - jedziemy przez całe Mamaia aż do północnych krańców - tutaj znajduje się camping Mamaia S który mieliśmy zamiar odwiedzić. W recepcji informują że możemy stanąć jeśli znajdziemy sobie miejsce - idziemy zatem na rekonesans. Camping jest dość obłożony ale nie ma tragedii - są wolne miejsca to tu to tam. W końcu docieramy niemal do samej plaży i wybieramy sobie miejsce nieopodal płotu oddzielającego camping od szerokiego piaszczystego pola pokrytego leżakami. Wjeżdżamy kamperem i zakopujemy się z miejsca podczas manewrowania. Na nic podkładanie różności pod koła i kopanie łopatą - zaryliśmy się na amen. Na szczęście obok obozują Rumuni ze sporym terenowym samochodem - lina za tył i w chwilę później nasz kamper stoi na żwirowym placu gotowy wjechać tyłem tym razem w bardziej trawiasty kawałek campingu. Rozwijamy roletę, rozkładamy krzesełka, smarujemy się kremem z filtrem i idziemy nad morze - czujemy się jak w raju. Morze ciepłe, plaża piaszczysta, szeroka i spokojna, lekki wiatr i fale w sam raz do zabawy z dziećmi… Czuję że trafiliśmy we właściwe miejsce. Wieczorem zaglądamy do lokalnego sklepiku (ceny trochę wysokie ale w okolicy nie ma lepszego wyboru) i restauracji (pizza na kolację - mniam) i wracamy do kampera. Biorę drobne upominki (wozimi ze sobą różne polskie drobiazgi) i idę podziękować za pomoc kierowcy terenówki.

Przy okazji podziękowań dostaję porcję Palinki na miodzie i rozpoczynają się nocne rozmowy. Opowiadam pokrótce co już zobaczyliśmy i co jeszcze mamy zamiar zobaczyć, dostaję trochę informacji turystycznych co jeszcze warto by zobaczyć, przechodzimy do tematów dotyczących ich podróży i turystyki w ogóle… Później dowiaduję się trochę o historii Rumunii - o tym że jest właściwie zlepkiem trzech fragmentów - południowo-wschodni pod wpływem tureckim, Mołdawia czyli północ pod wpływem ogólnie rzecz biorąc rosyjskim i Transylwania pod wpływem imperium Austro-Węgierskiego. Mołdawia to część w której ludzie są raczej twardzi, zimy ciężkie więc i Palinka bardzo mocna, pije się trochę jak w Rosji i żyje trochę jak w Rosji. Ludzie zajmują się raczej rolnictwem, większość mieszkańców jest prawosławnych, drewniane budownictwo wciąż jest popularne ale żyje się raczej biednie. Maramuresz i Bukowina to takie trochę terytorium pogranicza - łączy w sobie wady i zalety Mołdawii i Transylwanii, ludzie są przywiązani do tradycji, miesza się protestantyzm z prawosławiem i katolicyzmem, drewniane budownictwo i bogate zdobienia są bardzo popularne. Transylwania to rejon dość “inteligencki” - liczy się tutaj wykształcenie, wiele osób jest trójjęzycznych (rumuński, węgierski, niemiecki), wiele rodzin mieszanych narodowości, powszechnie dba się o porządek i faktycznie widać to w wyglądzie tutejszych miasteczek i wsi. Tereny południowo - wschodnie mają zdecydowane naleciałości tureckie i ogólnie rzecz biorąc orientalne. Oprócz nawyków żywieniowych, orientalnych smaków i zapachów ludzie tutaj mieszkający lubią zabawę i odkładanie rzeczy na później. Dbałość o otoczenie jest zdecydowanie słabsza i odbija się to na wyglądzie wsi i miast. Nikomu się specjalnie nie spieszy a robota jest zrobiona tak żeby się nazywało że jest zrobiona. Trochę taka maniana znana z krajów południowych :)

Porozmawialiśmy też trochę o cyganach (nazwanych przez mojego rozmówcę także “chorobą Rumunii”). O tym że przyciąga ich tutaj mało restrykcyjne prawo fiskalne i o tym jak wpływa to na postrzeganie mieszkańców Rumunii poza jej granicami. Przez to że cyganie od pewnego czasu są nazywani Romami, część mieszkańców krajów zachodnich kojarzy wprost wszystkich Rumunów z cyganami. Powoduje to śmieszne (albo raczej smutne) sytuacje kiedy czasem lepiej przedstawić się jako mieszkaniec Kazachstanu niż Rumunii… Trzeba przyznać że Rumuni z którymi rozmawiałem nie kryli swojego rozgoryczenia takim traktowaniem za granicą. Opowiadali też o tym że społeczność cygańska ma jedną rzecz wartą uwagi - muzykę. Właściwie nic poza tym nie wnoszą do społeczeństwa - nie asymilują się, mają w pogardzie innych śpiewając nawet o tym jacy to oni są sprytni i jak to zarabiają pieniądze kradnąc i oszukując głupich mieszkańców kraju w którym przebywają. Jeśli kiedyś prawo fiskalne w Rumunii zostanie zaostrzone, cyganie bez oglądania się na swoją “historię” przeniosą się tam gdzie będzie im najkorzystniej. Trochę widać już że Słowacja dosyć im odpowiada, ale nie jest to jeszcze taki stopień zadomowienia jak w Rumunii. Dowiedziałem się też jak prawidłowo wymawiać niektóre nazwy miejscowości i atrakcji turystycznych :) Zauważcie że powyższe informacje pochodzą od moich rumuńskich rozmówców i mogą nie być prawdą obiektywną albo historyczną. Dodatkowo po paru łykach palinki moje myśli też już trochę błądziły :) Usłyszałem jeszcze trochę opowieści o Mołdawskich weselach i chrzcinach, ale to już materiał na osobną opowieść...

Informacje techniczne:
Delfinarium w Constanta: N 44.205297°, E 28.643804° (N 44° 12' 19.07", E 28° 38' 37.69") wstęp 50 Lei dorosły, 25 Lei dziecko
Camping Mamaia S: N 44.28426°, E 28.618441° (N 44° 17' 03.34", E 28° 37' 06.39") opłata za dobę za naszą załogę i prąd około 100 Lei

dulare - 2014-09-09, 15:51

Czwartek 14 sierpnia
Od rana jest bardzo gorąco. Byliśmy chwilę nad morzem ale właściwie całe okolice godzin południowych spędziliśmy w cieniu pod roletą. Po południu starsza połowa załogi wsiadła do busa, który kursuje między Navodari a Constancą żeby zobaczyć jak to w tej Constancy jest. Nowsza część miasta jest dość standardowa - bloki, sklepy, sporo ludzi na ulicach. Kiedy już wysiądzie się z busa i zacznie iść na nogach w stronę Starego Miasta okazuje się że wszystko jest strasznie zaniedbane. Bloki z sypiącym się tynkiem, brudne podwórka, parki śmierdzące starym gołębiem - nie bardzo chce się spacerować w takim miejscu. Może pod wpływem wczorajszych opowieści tubylców - dziś zauważam strasznie dużo niedoróbek, zaniedbania, czasem zwyczajnego niechciejstwa. Płot który odgradza ulicę od stromej skarpy (a właściwie klifu) nad portową częścią miasta jest złożony częściowo z blach, częściowo z siatki, dziurawy, kładzie się miejscami… A przy płocie budka wyglądająca jak ToyToy - z cieciem który pilnuje tegoż płotu.

Na Starym Mieście jeszcze ciekawiej - strasznie dużo ruin budynków, niektóre bardzo ładne wille w stanie do wyburzenia - bez podłóg, z wyburzonymi fragmentami ścian, straszące pustymi otworami okiennymi - bardzo to dziwne bo w sąsiedztwie są też nowoczesne biurowce i odnowione budynki. Znaleźliśmy starą opuszczoną synagogę - bez dachu ale używaną przez okolicznych mieszkańców na składzik różności. W jednej z na poły wyburzonych kamienic na parterze zostały niemal same filary a na piętrze mieszkali cyganie... Byliśmy w meczecie - niewielkim, trochę zaniedbanym… Z minaretu można zobaczyć panoramę Constancy i okolic. Zaglądnęliśmy też do cerkwii i przez chwilę przysłuchiwaliśmy się nabożeństwu. Smutne to stare miasto i trochę żal że miając taki potencjał nikt nic z tym nie robi. Ciekawe czy za kilka lat będzie lepiej? Czy u nas też było tak byle jak jeszcze 20 lat temu ale szybciej zmieniliśmy wygląd naszych miast? Zaglądnęliśmy jeszcze na szybkie zakupy do Kauflandu i niedługo później znowu siedzieliśmy w busie jadąc w kierunku campingu. Przyjechaliśmy w sam raz żeby zjeść spokojnie kolację i jeszcze za dnia pójść ponownie nad morze - plażę mieliśmy praktycznie całą dla siebie a ciepła woda była taka kusząca...

Informacje techniczne:
Bus z Mamaia do Constanta: przystanek na przeciwko wjazdu do Mamaia S, cena 5 Lei od osoby do końca linii (do dworca w Constanta)
Wstęp do meczetu: 5 Lei od osoby, w cenie wstęp na minaret

dulare - 2014-09-09, 15:54

Ciąg dalszy zdjęć z Constanta - widzę że nie byłem konsekwentny, po Rumuńsku nazwę miasta pisze się Constanța z takim dziwnym "ț" które czyta się jak "c" stąd moje ciągłe przeskakiwanie od Constanta do Constanca i z powrotem...
dulare - 2014-09-09, 16:08

Piątek 15 sierpnia
Większość dnia spędziliśmy plażując i odpoczywając przy kamperze. Jedynym urozmaiceniem była wycieczka parę kilometrów na północ brzegiem morza. Przy okazji parę słów o tutejszej plaży - piasek jest inny niż nad Bałtykiem - wygląda na bardziej drobnoziarnisty, nie niesie się tak bardzo z wiatrem, przypomina trochę pył. Jest też bardziej szary. Bardzo długo w morze jest płytko a dodatkowo co kilkanaście metrów są mocniejsze wypłycenia. Niestety tutejsze plaże wyglądają na niesprzątane - papierki, butelki, opakowania po papierosach - wszystko wala się wokół a koszy na śmieci nigdzie nie widać. Są leżaki i parasole - leżaki płatne 20 Lei za dzień używania natomiast w cieniu parasola można rozłożyć się za darmo do momentu dopóki ktoś z leżakiem nie wybierze tego miejsca. Niedaleko od naszego campingu wypatrzyliśmy kilka sporej wielkości namiotów w których trwały przygotowania do imprezy - lodówki z logo różnych znanych producentów napojów wyskokowych, naprędce montowane bary, miejsca dla DJów, ogromne kolumny głośnikowe - wyglądało na to że szykowała się niezła impreza. Wieczorem okazało się że impreza jest już dzisiaj - muzyka była dość głośna - dość żeby nie być w stanie zasnąć. Kłopot w tym że nie skończyła się ani o dziesiątej w nocy, ani o północy - trwała do rana i zaczęła cichnąć trochę po wschodzie słońca...

dulare - 2014-09-11, 17:32

Sobota 16 sierpnia
Pogoda się psuje. Jest wietrznie, chłodniej i jesteśmy niewyspani po nocnej imprezie w której mimowolnie uczestniczyliśmy. Na campingu ludzi przybywa - decydujemy się zwinąć już teraz, kolejnej nocnej imprezy nie wytrzymamy. Zaglądamy do Carefour przy Constancy i przenosimy się na plażę Corbu. To miejsce trochę na uboczu, kilkanaście kilometrów na północ od Mamai - dojazd drogą z płyt betonowych a przy samej plaży szutrową i gruntową. Tutaj nie ma takiego strasznego tłoku, można by tu nawet na noc zostać - trochę ludzi obozuje w namiotach - jest barek z napojami na plaży ale za parkowanie i biwakowanie nikt opłaty nie pobiera. Brakuje prysznica żeby spłukać się słodką wodą - na szczęście mamy własny zapas. Idziemy na trochę na plażę, jeszcze chwilę spędzić w morzu. Niestety zbliża się chmura burzowa i za moment nie potrzebujemy już prysznica żeby spłukać z siebie słoną wodę - jesteśmy zupełnie mokrzy od deszczu. Zbieramy się szybciutko bo droga dojazdowa zaczyna przypominać potok. Sporo samochodów zwija się z parkingu w popłuchu i wyjeżdża na pobliski klif. My przejeżdżamy jeden trudniejszy fragment który zrobił się dość błotnisty - kamper sunie przednimi kołami w innej koleinie, tylnymi w innej - czujemy się trochę jak na trasie off-road - pilnuję tylko żeby się nie zatrzymać. Za chwilę jeszcze podjazd po szutrze w górę i już bezpiecznie stoimy na klifie ponad plażą oglądając zmagania innych kierowców.

Kilka osobowych samochodów zakopało się w piasku na samej plaży (kiedy był suchy nie było problemu żeby tam osobówką wjechać i wyjechać, na mokro okazało się to niemożliwe), jeden właściciel Skody próbował podjechać na klif dziką drogą o dość dużym pochyleniu - teraz jego samochód stoi przednimi kołami poza drogą i czeka na pomoc. Wokół nas gromadzi się kilka samochodów, deszcz przestaje padać i możemy powoli posprzątać bałagan jaki narobiliśmy szybko wbijając się do kampera z naręczami mokrych rzeczy. W łazience robimy suszarnię i ruszamy autostradą w kierunku interioru. Przez Bukareszt tym razem jedziemy środkiem (jest sobota wieczór, samochodów za wiele nie ma więc i przejazd spokojny). Miasta nie zwiedzamy bo nie wygląda zachęcająco a i w przewodniku nie znajdujemy niczego co by nas zainteresowało. W nocy docieramy w okolice monastyru Cozia i parkujemy w bocznej drodze przy zaporze. Wieje strasznie (trzęsie całym samochodem) a w nocy zaczyna lać rzęsisty deszcz. Niedobrze - mieliśmy plany na Transfogarską ale w ten sposób chyba się nie uda…

Informacje techniczne:
Plaża Corbu: N 44.377306°, E 28.711653° (N 44° 22' 38.3", E 28° 42' 41.95") postój darmowy, dojazd drogą po płytach, należy zjechać z głównej drogi tutaj: N 44.376263°, E 28.663759° (N 44° 22' 34.55", E 28° 39' 49.53")
Nasz nocleg blisko Manastirea Cozia: N 45.279899°, E 24.309697° (N 45° 16' 47.63", E 24° 18' 34.91")

dulare - 2014-09-11, 17:39

Niedziela 17 sierpnia
Rano przestawiamy się bliżej monastyru Cozia - prawosławnego klasztoru położonego w dolinie - przełomie rzeki Aluty. Wokół majestatyczne góry, przy drodze strasznie dużo samochodów - problemem jest zaparkować blisko więc idziemy na nogach wzdłuż miejscowości. Zaglądamy na prawosławne nabożeństwo - w cerkwii tłum ludzi, kilkakrotnie więcej osób przed świątynią, ukradkiem robię kilka zdjęć we wnętrzach - nie chcę przeszkadzać, zwiedzamy muzeum przyklasztorne w którym można obejrzeć bogate zbiory ikon, krzyży i trochę innych eksponatów związanych z klasztorem. Zapalamy kilka świeczek z myślą o żywych i zmarłych. Przy drodze wokół wiele kramów - w większości z badziewiem ale jest też sporo takich z serami, wędlinami i przetworami. Kupujemy mały słoiczek miodu i kartusz kołacz do podziału (takich dużych jak tutaj w Polsce nie widzieliśmy).

Ruszamy trasą numer 7 w stronę Sibiu - kręta droga wzdłuż rzeki urozmaicona jest co kilka kilometrów kolejną miejscowością i pięknymi widokami na okoliczne góry. Co kawałek też widzimy zajazdy i parkingi - takiego zagęszczenia wcześniej nie spotkaliśmy. Do Sibiu docieramy chwilę po południu i ustawiamy się na parkingu poniżej murów miejskich. Miejsca pod skosem - trochę wystajemy więc trzeba wjechać przednimi kołami na trawnik. Miasteczko a raczej stare miasto dość ładne a na pewno dużo ładniejsze niż stare miasto Costancy. Kamieniczki i ulice zadbane, wiele knajpek i restauracji, sklepiki, muzea. Zaglądamy do muzeum narodowego - można tutaj kupić bilet całodzienny który daje wstęp do kilku innych obiektów muzealnych na starym mieście. W muzeum narodowym wisi ciekawa kolekcja malarstwa zagranicznego (niemieckiego, holenderskiego) i trochę twórczości artystów rumuńskich. W mieście spędzamy większą część popołudnia i po mszy którą na rynku sprawują o 17-stej jedziemy dalej.

Wieczorem docieramy na camping w Carta - po drodze mijamy jedno stado krów idących wzdłuż drogi krajowej, później drugie stado krów w samej Carcie - przechodzą środkiem wsi i trzeba czekać. Dojazd do campingu przechodzi z drogi asfaltowej na kostkę, później szuter i dalej już droga gruntowa. Na szczęście znaki nie budzą wątpliwości - jedziemy dobrą drogą. Jeszcze zielona stalowa brama i… jesteśmy w innym świecie. Przystrzyżone trawniki, bujna zadbana roślinność, podjazdy wysypane kamykami, towarzystwo międzynarodowe - Austriacy, Holendrzy, Niemcy, Słowacy i kilku Polaków na motocyklach z planami “zrobienia” transfogarskiej i transapliny. Ten camping jest prowadzony przez Holendrów. W krótkiej rozmowie wypytuję czemu tak dużo jest holenderskich campingów w Rumunii? Dowiaduję się że właściwie jest wiele holenderskich campingów w różnych krajach, tyle że tutaj jest mało campingów prowadzonych przez miejscowych, więc nie mają jak “zginąć w tłumie”. W Niemczech takich campingów też jest sporo, ale cóż z tego skoro stanową mniej niż 10 procent? W internecie sprawdzamy że pogoda ma się poprawiać wiec może i my jutro ruszymy na transfogarską?

Informacje techniczne:
Manastirea Cozia: N 45.271262°, E 24.314933° (N 45° 16' 16.54", E 24° 18' 53.76") całość zwiedzania za darmo / co łaska
Parking przy murach miejskich w Sibiu: N 45.793651°, E 24.153217° (N 45° 47' 37.15", E 24° 09' 11.58") - za darmo
Bilety całodniowe do Muzeum Narodowego i innych muzeów: 45 Lei osoba dorosła, dzieci za darmo ale dostają swoje blankiety darmowych biletów
Camping Carta: N 45.783327°, E 24.566846° (N 45° 46' 59.98", E 24° 34' 00.65") - camper, 2 os dorosłe, 2 dzieci, prąd - 55 Lei za dobę

dulare - 2014-09-15, 15:28

Poniedziałek 18 sierpnia
Pogoda dobra, zbieramy się rano i ruszamy - kierunek Transfogarska. Początkowe kilka kilometrów przez las jest bardzo podobne do innych górskich dróg którymi jeździliśmy - serpentyny, zatoczki parkingów, drzewa wokoło. Dojeżdżamy do dolnej stacji kolejki linowej - tutaj większość załogi przesiada się do wagonika kolejki a ja jadę dalej sam. Droga robi się coraz ciekawsza - widoki też bardziej rozległe - widać niemal całą trasę w dół i w górę aż po przełęcz na którą trzeba będzie dojechać. Zdecydowanie nie da się już pokonywać zakrętów na trzecim biegu a chwilami trzeba nawet na pierwszym. Osobówki za mną nie mają lekko ale są tez proste fragmenty na których można mnie wyprzedzić więc nie mam specjalnych wyrzutów sumienia. Co chwilę widzę górną stację kolejki - raz z lewej, raz z prawej strony samochodu a jak na złość nie chce ona być ani trochę bliżej - ile kilometrów muszę jeszcze przejechać żeby minąć ją na dobre?

Na przełęcz docieram niemal równo z resztą załogi - razem wybieramy się na punkt widokowy ale niestety chmury wspinające się tą samą trasą zasłoniły widok na wijącą się poniżej drogę. Czekamy i czekamy ale nic nie wskazuje na to że będzie lepiej. Na przełęczy oprócz dwóch sporych parkingów są dwa schroniska, restauracje i baaaardzo dużo kramów z lokalnymi specjałami. Kupujemy owczy ser zapiekany w mamałydze kukurydzianej, oglądamy i próbujemy wędlin, słodyczy. Nie decydujemy się na większe zakupy - liczymy na to że w dolinach będzie taniej bo tutaj roi sie od turystów - spotykamy największe zagęszczenie Polaków podczas naszej całej podróży. Autokarami, motocyklami, osobówkami - tylko kamper z Polski jest jeden (nasz). Robimy krótki popas i zjeżdżamy w kierunku Curtea de Arges. Dalej przez Ramnicu Valcea i powtarzamy fragment drogi do Sibiu z wczoraj - nie będziemy już dziś próbować pokonać jeszcze Transalpiny - wystarczy nam forsownego podjeżdżania i ostrożnego zjeżdżania. Z Sibiu kierujemy się w stronę Deva i tuż przed Sebes stajemy na noc przy jednej z zacisznych bocznych dróg.

Informacje techniczne:
Parking na przełęczy: N 45.60314°, E 24.614224° (N 45° 36' 11.3", E 24° 36' 51.2") - około 4 Lei za godzinę, można nocować (szosa nieczynna między 21:00 a 7:00)
Nas nocleg na uboczu: N 45.873032°, E 23.671986° (N 45° 52' 22.91", E 23° 40' 19.15")

Film z końcówki podjazdu, przyspieszony około 4 razy:

dulare - 2014-09-15, 15:46

Wtorek 19 sierpnia
Odpuszczamy sobie jazdę do Timisoara - chcemy mieć więcej czasu na Węgry. Kierujemy się do Oradei przez Deva, Brad i Stei - jak się okazuje nie zrobiliśmy rozeznania i po raz pierwszy pakujemy się w Rumunii na taką minę - droga fatalna, remont za remontem, wahadełka ze światłami, serpentyny, dziury i miejscami szuter. 240 km jedziemy sześć godzin. Wykończeni docieramy do Baile Felix - uzdrowiska leżącego kilka kilometrów na południe od Oradei - klimaty posocjalistyczne - straszą wysokie betonowe szare budynki ale jest też już sporo małych przyjemnych restauracji i sklepików. Na północnym krańcu Baile Felix wjeżdżamy na Camping Apollo (wjazd przez parking). Camping ma bardzo dobre położenie - właściwie wychodzi się przez bramkę, przechodzi przez ulicę i za 100 metrów trafia się do kas jednego z kompleksów basenowych. Strand Apollo i Strand Felix to dwa połączone ośrodki - można wejść przez kasę dowolnego z nich. Są baseny z wodami termalnymi, basen z falami i zjeżdżalnie. Jest też sporo kiosków z jedzeniem, napojami i drobiazgami basenowymi. Zjeżdżalnie i fale są “czynne” w określonych godzinach. Jemy obiad w mieście a później spędzamy czas do wieczora na basenach - zmęczenie trochę z nas schodzi - planujemy już kolejne dni i kolejne atrakcje.

Informacje techniczne:
Camping Apollo w Baile Felix: N 46.995417°, E 21.980145° (N 46° 59' 43.5", E 21° 58' 48.52") cena za 2 os dorosłe, 2 dzieci, prąd - 80 Lei
Wstęp na baseny Strand Felix / Baile Felix - 2 os dorosłe, 2 dzieci - 74 Lei za całodzienny bilet

dulare - 2014-09-15, 16:05

Środa 20 sierpnia
Przedpołudnie mija nam na wizycie na basenach w Baile Felix, małych zakupach, spacerze po miasteczku i przygotowywaniu kampera - mały serwis i jedziemy. Ostatnie chwile w Rumunii a my nadal nie mamy wędlin które chcieliśmy kupić... Zaglądamy na półhurtowy targ przy Oradei - znajdujemy i kupujemy trochę wędlin, widzimy sporo towarów z Polski - fasolę, kukurydzę, groch... Owoce sprzedają w za dużych ilościach więc przenosimy się do centrum handlowego gdzie wydajemy jeszcze trochę lei na różne rumuńskie produkty żywnościowe - jeszcze trochę salami, sery, napoje... Za chwilę wjeżdżamy na Węgry - w kieszeni nie zostało nam prawie nic z rumuńskiej waluty - reszta poszła na tankowanie przed granicą i na pamiątkę dla dzieci - rumuńskie banknoty nie dość że plastikowe to jeszcze całkiem ładne są.

Dojeżdżamy do Nyiregyhaza i dopieru tutaj orientujemy się że coś dziwnie wszystko pozamykane. Łapiemy Internet w McDonaldzie i już wiemy o co chodzi - jest 20 sierpnia czyli dzień Św. Stefana - patrona Węgier. To ważne święto i wiele miejscowości obchodzi je specjalnie na swoje sposoby. Decydujemy się trochę się cofnąć i zaglądnąć do Hortobagy - odbywa się tam ponoć tradycyjny ludowy targ przy słynnym dziewięcioprzęsłowym moście. Ponownie przejeżdżamy przez Debreczyn i parkujemy na sporej łące wśród mnóstwa innych samochodów - niemal przy samym targu. Stoiska są nie tylko ludowe - oprócz tradycyjnych wyrobów z drewna, kociołków, osprzętu dla koni i wielu stoisk z wyrobami skórzanymi jest też sporo chińszczyzny, ubrań, drobiazgów i narzędzi - jak na wiejskim targu tylko że w większej skali. Co ciekawe nie widać nigdzie wędlin - są wyroby nabiałowe, miody, trochę płodów rolnych ale wędlin brak. Spędzamy sporo czasu spacerując po targowisku i jeszcze trochę odwiedzając tutejsze centrum-lecznicę ptaków - w wolierach można zobaczyć wiele gatunków ptaków spotykanych na terenie Węgier - centrum zajmuje się pomocą rannym i słabym ptakom a przy okazji prowadzi ptasie zoo.

Hortobagy leży na węgierskich równinach - stepowatej Puszcie. Dawniej ten teren był wykorzystywany głównie jako pastwiska, obecnie coraz bardziej zagospodarowany uprawami zmienia swoja charakterystykę. Przy drodze z Debreczyna do Hartobagy stoją liczne wieże widokowe dzięki którym można spojrzeć z góry na te rozległe płaskie tereny. Późnym wieczorem wracamy do Nyiregyhaza i parkujemy na niemal pustym o tej porze parkingu przy zoo - to nasz punkt programu na jutro.

Informacje techniczne
Targ półhurtowy w Oradei: N 47.030325°, E 21.940084° (N 47° 01' 49.17", E 21° 56' 24.3") - wjazd płatny ale można też zaparkować na zewnątrz
Horogbagy - dziewięcioprzęsłowy most, lecznica dla ptaków N 47.581831°, E 21.147995° (N 47° 34' 54.59", E 21° 08' 52.78")

dulare - 2014-09-20, 21:03

Czwartek 21 sierpnia
Wstajemy niespiesznie - w końcu do pierwszego punktu programu mamy raptem sto metrów na nogach. Tuż przed dziewiątą jesteśmy przy kasach, kupujemy bilety i wchodzimy na teren ogrodu zoologicznego. Niestety niemal od razu zaczyna padać - kierujemy się więc najpierw do Zielonej Piramidy i Oceanarium - pod jednym dachem możemy zobaczyć potężne akwaria ze sporą ilością okazów, w tym piękne rekiny i płaszczki - oraz wiele gatunków zwierząt zamieszkujących tropikalne klimaty. Ścieżki biegną wśród bujnej tropikalnej roślinności, wspinamy się na pierwsze a później na drugie piętro - czas biegnie a na zewnątrz pada coraz słabiej. Kiedy wychodzimy na zewnątrz żeby zdążyć na pokaz w fokarium nie pada już wcale - fokom pewnie by to nie przeszkadzało ale dla nas było o wiele korzystniej.

Zoo zwiedzamy do późnego popołudnia - jest nowoczesne, dobrze zorganizowane, bogate w różne gatunki zwierząt. Jest tutaj też sporo punktów z przekąskami i całkiem niezła restauracja z tyłu Zielonej Piramidy. Część ogrodu jest w przebudowie ale ścieżki są dobrze oznaczone i nie ma problemu z trafieniem tam gdzie chce się dojść. My zaglądamy do drapieżników - oglądamy nasze ulubione tygrysy (śnieżne!), wilki, idziemy zajrzeć do żyraf i wysoką promenadą ponad wybiegami przechodzimy bliżej centralnej części ogrodu. Jest tutaj mini zoo - dzieci mogą karmić kozy i owce a także pooglądać z bliska inne zwierzęta hodowlane.

Kończymy spacer późnym popołudniem - w sam raz żeby przestawić się na pobliski camping w Tokaju. Na campingu wita nas deszcz - ustawiamy się na jednym z dostępnych miejsc i czekamy aż przestanie padać. Jest już niemal wieczór kiedy w końcu wybieramy się do miasta - chyba z powodu pogody jest pusto - nie widać ani turystów ani mieszkańców. Odwiedzamy piwniczki i robimy zapasy wina, kupujemy nawet trochę mleka w automacie ze świeżym mlekiem przy głównej uliczce - mamy wszystko co potrzebne na dziś. czas na powrót do kampera i zasłużony odpoczynek po wielu kilometrach spacerów.

Informacje techniczne:
Zoo w Nyiregyhaza: N 48.001502°, E 21.723514° (N 48° 00' 05.41", E 21° 43' 24.65") na parkingu spokojnie, można nocować za darmo, wstęp 2 osoby dorosłe, 2 dzieci - 7800 forintów
Camping w Tokaju: N 48.123319°, E 21.418169° (N 48° 07' 23.95", E 21° 25' 05.41") - 5400 forintów

dulare - 2014-09-20, 21:16

Piątek 22 sierpnia
Poranek całkiem ładny, o wczorajszych deszczach przypominają tylko kałuże i rozmoknięta ziemia. Zbieramy się niespiesznie i ruszamy w kierunku Miszkolca - mamy plan odwiedzić baseny w grotach. W drodze na południe - kiedy jechaliśmy do Rumunii - mijaliśmy piwniczki zbudowane na zboczu wzgórza tuż przy drodze - teraz nadkładamy więc trochę drogi i zaglądamy do Abaújszántó - to tutaj wzdłuż drogi 39 znajdujemy rzeczone piwniczki - niektóre wyglądają na bardzo stare (albo zaniedbane), niektóre mają całkiem nowe portale więc albo powstały niedawno albo zostały właśnie odnowione. Robimy krótką sesję zdjęciową i jedziemy dalej. Jeśli ktoś jest chętny degustacji - na niektórych piwniczkach są wywieszone numery telefonów do właścicieli - my mieliśmy już wystarczające zaopatrzenie więc nie próbowaliśmy.

W Miszkolcu zaglądamy na targ - szukamy węgierskich kiełbas. Początkowo chodzimy między straganami z warzywami ale później trafiamy do wnętrza budynku w którym znajdujemy stoiska z wędlinami i nabiałem. Zdecydowaliśmy się tutaj zaglądnąć ponieważ nasze zapasy rumuńskich wędlin okazały się sporo za małe - jeszcze nie wróciliśmy do Polski a już nam ich brakuje… Robimy więc większe zaopatrzenie - kupujemy kilka rodzajów podsuszanych pikantnych i łagodnych kiełbas, trochę czegoś co przypomina kabanosy. Kupujemy też trochę warzyw i przestawiamy się pod Muzeum Sztuki Cerkiewnej. To trochę zapomniane miejsce - puste, spokojne. W budynku urzęduje starsza pani która uważa że jeśli będzie spokojnie i powoli mówić po węgiersku to na pewno ją zrozumiemy. Oprócz muzeum jest tutaj też piękna cerkiew - wprawdzie nie wygląda na fragment przeznaczony do zwiedzania ale miła pani otwiera ją i też po niej oprowadza.

Już popołudnie - przestawiamy się bliżej basenów. Około 700 metrów przed samym kompleksem basenowym trafiamy na bezpłatny parking - stoi tutaj polska przyczepa campingowa - w krótkiej rozmowie dowiadujemy się że można tutaj spokojnie nocować a ostatniej nocy oprócz rzeczonej przyczepy stały tu jeszcze dwa kampery. Nam na razie nie nocowanie w głowie - pakujemy rzeczy i idziemy na baseny. Warto wiedzieć że są czynne tylko do 19:00 a od godziny 16:00 zaczynają się wejścia “last minute” w niższej cenie. Nam bardziej opłaca się całodzienny bilet rodzinny niż jakikolwiek inny (jesteśmy jeszcze przed Last Minute). Spędzamy trochę czasu na basenach na zewnątrz (uwaga - w niektórych woda jest dość chłodna, szczególnie w basenie “pływackim” który co ciekawe - ma zakrzywione tory i bliżej nie określoną długość). Później przychodzi pora na penetrowanie jaskiń - kompleks nie jest zbyt wielki więc obejrzenie wszystkich zakamarków nie zajmuje zbyt wiele czasu.

Dzieci mają frajdę szukając siebie nawzajem i nas w skalnym mini labiryncie. Dwa - trzy razy na godzinę w części korytarzy włączany jest prąd - tworzy się wtedy rwąca rzeka w której wśród radosnych okrzyków gromady dzieci i dorosłych płyną przez jaskinie. Wymoczeni porządnie wychodzimy niedługo przed zamknięciem. Baseny są ciekawe nie niosą ze sobą aż tyle atrakcji żeby myśleć o szybkim powrocie. Jeśli planujecie zjeść coś w tych okolicach to polecamy restaurację Anna na przeciwko wejścia na baseny - ceny podobne jak w środku na basenach ale porcje zdecydowanie większe i jedzenie bardzo smaczne.

Nie zostajemy na noc na parkingu w Miszkolcu. Jedziemy w stronę granicy Słowacji - mamy zamiar jutro odwiedzić pałac Betliar więc dziś kierujemy się mniej uczęszczanymi drogami w kierunku małej miejscowości Tornanádaska i małego “przejścia granicznego” tuż obok. Jest już noc kiedy ustawiamy się na parkingu na samej granicy i idziemy spać.

Informacje techniczne:
Piwniczki w Abaújszántó: mniej więcej N 48.268326°, E 21.183684° (N 48° 16' 05.98", E 21° 11' 01.26")
Targ w Miszkolcu: N 48.105106°, E 20.792838° (N 48° 06' 18.38", E 20° 47' 34.22")
Muzeum Sztuki Cerkiewnej w Miszkolcu: N 48.106511°, E 20.783461° (N 48° 06' 23.44", E 20° 47' 00.46")
Parking bezpłatny przed basenami termalnymi: N 48.066788°, E 20.753721° (N 48° 04' 00.44", E 20° 45' 13.4")
Baseny w grotach: N 48.060916°, E 20.745589° (N 48° 03' 39.3", E 20° 44' 44.12")
Nasz nocleg na granicy: N 48.581207°, E 20.850034° (N 48° 34' 52.34", E 20° 51' 00.12")

dulare - 2014-09-20, 21:26

Sobota 23 sierpnia
Noc minęła spokojnie - rankiem jedziemy w kierunku Betliar. Góry tutaj też ładne ale nie takie ładne jak Karpaty. Betliar leży niedaleko Słowackiego Raju - obiecujemy sobie kiedyś tu zaglądnąć na spokojnie. Tymczasem parkujemy pod samym pałacem i kupujemy bilety - zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, mamy jeszcze pół godziny które spędzamy chodząc po ogrodzie. W samym pałacu zachowało się niemal wszystko - wyposażenie i kolekcje gromadzone przez jego mieszkańców. Mamy więc galerię osobliwości, sprzęty i meble z różnych okresów, gabinety urządzone tematycznie - arabski, egipski, napoleoński itp itd… Jest też biblioteka dokładnie taka jak na filmach (albo inaczej - jak wyobrażamy sobie starą bibliotekę w dużym domu). Przewodniczka mówi wyłącznie po słowacku ale rozumiemy niemal wszystko. Zwiedzanie trwa około godziny - w sam raz żeby zobaczyć wszystko co interesujące ale zbytnio nie znudzić dzieci.

Kolejny przystanek robimy w Popradzie - jemy obiad i idziemy do tutejszego aquaparku na ostatnie wodne szaleństwa w wakacje. Zwiedzamy niemal wszystkie zjeżdżalnie, zaglądamy do wszystkich basenów - na zewnątrz robi się już zimno i mało przyjemnie - zanosi się na deszcz. Na szczęście bardzo ciepła woda w niektórych zewnętrznych basenach rekompensuje ten chłód i wcale nie chce nam się wychodzić. Jest już trochę późno kiedy ruszamy dalej - prognozy pogody na jutro są niekorzystne więc nie bardzo mamy ochotę zostawać w Tatrach skoro ma padać deszcz. Spodziewamy się też sporego ruchu w niedzielę, więc wygląda na to że nie opłaca nam się dłużej zwlekać - przekraczamy granicę Polski i jedziemy do Krakowa - w końcu teraz dla nas to już jak krótki skok. Wieczorem docieramy do domu - trochę zmęczeni ale szczęśliwi - w końcu w domu :)

Informacje techniczne
Pałac Betliar: N 48.704415°, E 20.508937° (N 48° 42' 15.89", E 20° 30' 32.17") wstęp 2 os dorosłe, 2 dzieci, fotografowanie - 24 euro
Baseny termalne w Popradzie - AquaCity: N 49.060201°, E 20.307884° (N 49° 03' 36.73", E 20° 18' 28.38") wstęp za naszą rodzinę - 60 euro (3 godziny)

dulare - 2014-09-20, 21:39

Podsumowanie

Przejechaliśmy ogółem około 3500 kilometrów. Na Węgrzech byliśmy drugi raz w życiu (i drugi raz w tym roku). W Rumunii pierwszy raz w życiu. Nasze obawy co do wyjazdu do Rumunii koncentrowały się wokół kilku rzeczy - głównie bezpieczeństwa i stanu dróg.

Stanem dróg byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni - wszystkie drogi krajowe którymi jeździliśmy były w bardzo dobrym stanie. Niewiele było dróg dwupasmowych (oprócz autostrad właściwie wcale ich nie było) więc jazda w większości była niespieszna. Ponieważ przekraczaliśmy wiele przełęczy to sporo jeździliśmy serpentynami i drogami górskimi - tam i tak nie dało się jechać szybko. Widać że większość dróg jest w miarę nowych (powstały z dotacji unijnych po akcesji). Jedyny fragment który był w bardzo złym stanie to droga z Deva do Oradei.

W Rumunii czuliśmy się bezpiecznie. Spotkani ludzie byli bardzo pomocni i mili, nikt nie próbował nas oszukać czy naciągnąć. Obawialiśmy się obecności Cyganów - okazało się że podczas naszej podróży tylko jeden raz spotkaliśmy Cygankę żebrzącą na skrzyżowaniu. Spotykaliśmy też Cyganów handlujących owocami i warzywami przy drodze. Nie przejeżdżaliśmy przez żadne wsie zamieszkałe wyłącznie przez Cyganów, zdarzały się osiedla doklejone do typowej rumuńskiej wsi. Wiemy że istnieją takie cygańskie wsie / miasta ale nie spotkaliśmy ich na swojej drodze. Noclegi na dziko planowaliśmy na bieżąco - tam gdzie czuliśmy się już zmęczeni tam szukaliśmy miejsca. Wybieraliśmy ustronne drogi z boku od głównej trasy. Nie byliśmy podczas tych noclegów niepokojeni.

Koszt pobytu w Rumunii był niższy niż gdybyśmy ten sam czas spędzali w Polsce. Żywność jest w większości wypadków tańsza (nie dotyczy nabiału który jest droższy niż u nas), campingi też są niedrogie. Można spokojnie zjeść obiad z napojami dla czterech osób w cenie poniżej 50 lei (czyli poniżej 50 zł).

Brakło nam czasu na odwiedzenie wielu miejsc które mieliśmy zapisane jako interesujące. Nie odwiedziliśmy Bukowiny, nie zaglądnęliśmy w deltę Dunaju... Zostaje jeszcze tyle na kolejne wyjazdy...

Czarna i Krzysiek - 2015-02-19, 18:58

Troszkę odgrzeję temat. Bardzo fajna relacja :-) Możecie napisać, czego nie zdążyliście zobaczyć na Węgrzech i w Rumunii ? Właśnie na pierwsze kamperowe wakacje planujemt trasę Węgry, Rumunia u Bułgaria ( w Bułgarii znajomi mają domek, dlatego chcemy o nią zahaczyć :-) ) Wszelkie informacje bardzo cenne, z góry dzięki :)
dulare - 2015-02-19, 23:23

Spróbuję trochę usystematyzować moją listę "na brudno" atrakcji których nie zdążyliśmy zobaczyć:

Bukowina i tutaj kilka punktów:
- Polskie wsie (Nowy Soloniec, Plesza) - więcej informacji np. tutaj: http://www.travelmaniacy....i,3018,4,0.html
- cerkwie / klasztory w Voronet, Suczawa, Sucevita
- Biserica "Sfântul Nicolae Domnesc"

Delta Dunaju ze zwiedzaniem delty łodzią.

Brakło nam jednego dnia na pozwiedzanie Bukaresztu, choćby na szybki spacer po centrum.

W centralnej Rumunii:
- Warownia Poieneari czyli właściwy "zamek Drakuli"
- Manastirea Horezu
- Peleș Castle - zamek przy Sinaia

Na południowym-zachodzie:
- Żelazne Wrota (Żelazna Brama) czyli przełom Dunaju
- Wodospad Bigar

Zachodnia ściana: miasteczko Timisoara

Jeśli natomiast chodzi o Węgry, to na naszej liście jest jeszcze:
- miasteczko Debreczyn
- w Budapeszcie - Csodák Palotája - pałac cudów, coś jak nasze Centrum Kopernika
- skansen Mezőkövesd oraz termy w okolicy
- zamek w Szekesfehervar

W tym momencie tyle sobie przypominam :)

Wojciechu - 2015-02-20, 08:45

Pękna ta Twoja Rumunia. "Pifko" za relacje. :pifko :spoko
rado - 2015-02-20, 09:54

dulare napisał/a:

- w Budapeszcie - Csodák Palotája - pałac cudów, coś jak nasze Centrum Kopernika


Oj darujcie to sobie, nawet nie ma co porównywać do Centrum Kopernika. Jest to pomieszczenie ok 200 m2 w centrum handlowym CAMPONA. Byliśmy zobaczyliśmy i nie weszliśmy. Jeśli już, to oceanarium warto odwiedzić pod tym samym adresem.

jerry Gdansk - 2015-02-20, 10:04

Super relacja stawiam :pifko
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2015-02-20, 10:07

Dulare,przelecialam tylko,na razie nie mam czasu,wspaniale napisane,podana trasa/tego nie umie,chociaz pokazywano na kursie,ale nie odrobiłam lekcji/,fotki itp.Stawiam zasłużone :pifko ,Barbara
KrzySówka - 2015-02-20, 10:16

Bardzo fajna relacja. Dziękujemy za podzielenie się wrażeniami i koordynatami. Pozdrawiamy i przesyłamy :pifko :spoko
Czarna i Krzysiek - 2015-02-20, 10:48

Bardzo dziękuję :) Od marca będziemy już na poważnie tworzyć plan wakacji, mamy na to wszystko 3, no może 4 tygodnie w lipcu, a do objechania 3 kraje :) Mam nadzieję, że wszystko się uda a co najważniejsze, że kamperek to wytrzyma :)
Jakby ktoś chciał coś dodać, jakieś miasto, miejsce warte obejrzenia, proszę dopisywać. Wasze doświadczenia bardzo się przydadzą, na "ślepo" wolimy nie jechać, bo to pierwsza taka wyprawa w życiu :)

dulare - 2015-02-20, 12:13

rado, dzięki za informację, jakoś nam to oceanarium umknęło a takie rzeczy lubimy :)
GraTom - 2015-07-09, 00:39

Między innymi po przeczytaniu waszej relacji wyruszamy dziś do Rumunii

Pozdrawiam serdecznie

dulare - 2015-07-09, 07:55

Cieszę się że relacja jest przydatna. Liczę na to że zobaczę też trochę Waszych zdjęć po Waszym powrocie :) Wszystkiego dobrego i szerokiej drogi!
gardamm - 2015-07-09, 10:53

[quote="GraTom"]Między innymi po przeczytaniu waszej relacji wyruszamy dziś do Rumunii


w niedziele wrociłem z Rumunii wszystko ok - wstąpcie do Ocna Sibiului -warto

yahoda - 2016-10-30, 10:44

Bardzo fayna relacja. Leci :pifko
Transfogaraską przejeżdżałem już kilka razy. I jeszcze tam na pewno wrócę. Warto przejść się którymś ze szlaków w okolicy tunelu pod granią szczytową, a najlepiej wejść na tą grań i zobaczyć drogę po drugiej stronie. No i warto pamiętać, że prawdziwy zamek Drakuli, Cytadela Poenari, mieści się w południowej części trasy transfogaraskiej.
Polecam też Wąwóz Bicaz w Rumunii. Robi niesamowite wrażenie, tu przykładowy link (w necie tego dużo):
http://motovoyager.net/20...sy-motocyklowe/
No i Park Narodowy Ceahlau - niedaleko Wąwozu Bicaz.

dulare - 2016-10-30, 14:19

Bardzo dziękuję :)

O prawdziwym zamku Wlada Palownika wiemy, byliśmy nawet tam, tyle że zaparkować nie było gdzie a dzieci chciały już jechać dalej. Zostanie na kiedy indziej, tak jak wiele innych ciekawych miejsc w Rumunii. Mamy pomysł żeby jeszcze kiedyś wybrać się i pokręcić bardziej po północnej części, może nawet do Mołdowy zajrzeć...

Gośka - 2016-11-06, 13:11

Witam serdecznie !

Bardzo dodra relacja.Temat jak na zamówienie. Podróż do Rumuni już mam cała zaplanowaną i już dwa razy została przełożona. Trasa cześciowo pokrywa się z twoją wiec dziękuję za cenne wskazówki. Chcemy wybrać sie do Rumuni na 2 tygodnie pod koniec maja.

Pozdrawiam i czekam na kolejne relace :spoko

gressokk - 2016-12-05, 19:07

Ten kraj jakoś na mnie nie działa. Raczej się nie zdecyduje.
zibikruk - 2016-12-05, 21:15

Drogi Kolego.
Przeczytaj najpierw zasady Forum a następnie oceniaj. :roll:
Korzystnie byłoby najpierw przedstawić się.
Rumunia jest cudowna i naprawdę warto. :spoko

Mazur - 2016-12-05, 21:22

Zbyszku
w trzech temetach trzy rzeczowe opinie :lol:

-Ten kraj jakoś na mnie nie działa. Raczej się nie zdecyduje.


-Cudne wybrzeża. Zazdroszczę wyjazdu:)


-Wspaniałe miejsce. W przyszłym roku będę je brać pod uwagę na wyprawę.

Tadeusz - 2016-12-05, 21:40

Drogi Pawle, wybacz górnolotne słowa, ale muszę powiedzieć: zachwyciłeś mnie.

Piękna i pożyteczna relacja z której skorzystam w przyszłym roku.

Stawiam piwo prosto z beczki. :ok

:pifko :spoko

zibikruk - 2016-12-05, 21:57

Drogi Mazur-ku.
Jeśli przejedziesz Wąwóz Bikaz i nie zrobi on na Ciebie wrażenia, to nie szukaj niczegoco warto zobaczyć. To nie są jedyne wspaniałe miejsca w Rumunii. Spędziłem z "Młodymi Wilkami" w Rumunii 2 tygodnie, wspaniałe wakacje, naprawdę warto tam być. :spoko

DI STEFANO - 2016-12-06, 06:01

zibikruk napisał/a:
Drogi Kolego.
Przeczytaj najpierw zasady Forum a następnie oceniaj. :roll:
Korzystnie byłoby najpierw przedstawić się.
Rumunia jest cudowna i naprawdę warto. :spoko


Krótko i na temat. :spoko

Rumunia to przepiękny kraj,
enty raz tam byłem i wciąż mi jest mało tak jestem nim zachwycony.

A gościu,
gościu jadąc tam choć raz,
kultury i ogłady by się naumiał.

bwie - 2016-12-06, 13:21

Rumunia, jest bardzo ładna, byłem tam dwa lata temu, kiedyś pojadę znowu, jest jeszcze tyle fajnych miejsc w których nie byłem a urlop nie jest z gumy :wyszczerzony:
Rambler - 2016-12-21, 01:04

Zabukowałem Karpaty w 2017 :D
futro2606 - 2016-12-21, 08:46

Temat godny przemyślenia. :wyszczerzony:
gardamm - 2016-12-21, 09:54

futro2606 napisał/a:
Temat godny przemyślenia. :wyszczerzony:


https://photos.google.com/album/AF1QipOfuERV94iEh3XsDBHzBfolE0bC61M2bUh0M6m0/photo/AF1QipP3eQsXwlFl7QfUZkr1TDDf1tsyEZXpXmPvmtHB

ZEUS - 2016-12-21, 19:53

gardamm napisał/a:
https://photos.google.com/album/AF1QipOfuERV94iEh3XsDBHzBfolE0bC61M2bUh0M6m0/photo/AF1QipP3eQsXwlFl7QfUZkr1TDDf1tsyEZXpXmPvmtHB

niestety - 404. Wystąpił błąd. :roll:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group