Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Francja - Jesień w Prowansji

James - 2021-09-20, 07:34
Temat postu: Jesień w Prowansji
Prowansję kochałam od zawsze. To zabrzmiało prawie jak "Miałam farmę w Afryce.." Nie, spokojnie, znam swoje miejsce. Zresztą w przypadku tej powieści wyżej oceniam film niż książkę (to tylko moje subiektywne odczucie). Ale do rzeczy. Moje zauroczenie tym regionem zaczęło się od książki Petera Mayle'a "Rok w Prowansji" i całej serii pozostałych. Od tej pory pola lawendy, szczególna roślinność której olejki eteryczne wspaniale uwalnia wszechobecne słońce , kolory i smaki czekały cierpliwie w mojej wyobraźni. Podróżując po Francji Jamesem już kilka razy otarliśmy się o nią ale lista miejsc które chciałabym zobaczyć systematycznie się wydłużała. I nadszedł ten dzień.
Z Prowansją jest pewien problem, przynajmniej dla nas. Otóż w momencie kiedy jest tam najpiękniej czyli latem kiedy kwitnie lawenda, temperatury są nie do zniesienia. Więc pozostaje nam wiosna lub jesień. Tym razem postawiliśmy na jesień. Do ostatniej chwili obawialiśmy się że jakieś chore przepisy pokrzyżują nam plany. Dlatego nie wspominałam przemiłym członkom tego forum którzy pytali kto się wybiera do Francji że mamy takie plany.
W sobotę 18-go września wyruszyliśmy. Dwa dni standardowo na przeskok - noclegi w Bautzen i Betschdorf ( zgodnie z zasadą "zabij mnie ale mnie nie nudź" nie będę się powtarzała bo te miejsca już opisywałam). Polska pożegnała nas trzynastoma stopniami. Hmmm...Naprawdę? Jedziemy na wakacje? Lało jak z cebra. Mieliśmy nadzieję, że jak przejedziemy przez pierwszy dłuuugi tunel w Niemczech to może za górą będzie słoneczko? Akurat. Ale cóż, nie jesteśmy z cukru. Wieczorem w Bautzen włączyliśmy bojler a on pyk! i się wyłączył. I tak wiele razy. Diagnoza mojego nadwornego fachowca : zalał go ten wielogodzinny zacinający deszcz ( wywietrznik bojlera Trumy który zbliża się do 40-ki (37 lat))co prawda ma klapkę osłonową ale nigdy tego nie zakładaliśmy). No cóż...trzeba mu dać trochę czasu. Jest też możliwe że to nie deszcz tylko że po prostu go trafiło. Bez ciepłej wody nie jedziemy. I snując takie smętne rozważania czy jutro zawracamy próbujemy jeszcze raz. Wstrzymujemy oddech. Wiem że to nic nie da ale mówię "James, proszę cię". Nie zgasł! Ta genialna konstrukcja ludzi którzy już dawno nie żyją potrzebowała godziny żeby dojść do siebie. Uff...
Plan jest bogaty. Przestawiłam swoje propozycje mężowi, on dodał swoje. Ale podstawowy cel to chłonięcie czegoś co Francuzi nazywają "ambiance" (atmosfera) i to będę się starała Wam przekazać. Dacie się zaprosić na tę wyprawę? Są chętni?

grzegorz_wol - 2021-09-20, 08:12

Zapowiada się ciekawie ja się "rozsiadam" w wątku i czekam na c.d.

Ładnie piszesz to w dzisiejszych czasach dodatkowa atrakcja :ok

Choć " James..." skojarzyło się mi natychmiast z agentem 007... :wyszczerzony:
:spoko

drwoy - 2021-09-20, 09:10

Będziemy tam za dwa trzy dni. Właśnie zakończyliśmy objeżdżanie doliny Loary. Do zobaczenia być może - byłoby fajnie. Przyjemności.
orkaaa - 2021-09-20, 19:32

Ostatnie i przedostatnie wakacje spędziłem w Prowansji. Gdyby trzeba jakieś podpowiedzi miejsca postojowe, plaże czy coś to pytajcie. Chociaż jeśli ktoś jedzie kolejny raz to już wiele wie. Ja mogę tylko w wakacje co ma zalety długi dzień ale tez wady dużo osób. W sierpniu to już była masakra aby w bardziej popularnych miejscach wjechać na płatny plac. Albo się było około 15.00 albo trzeba było szukać czegoś całkiem na dziko. Niestety Prowansja biorąc pod uwagę liczbę przyjeżdżających tam kamperów ma proporcjonalnie mało miejsc postojowych. Kempingów nie biorę pod uwagę bo bez rezerwacji szansa na miejsce w sezonie bardzo niewielka.
James - 2021-09-20, 21:11

Grzegorz_wol, bardzo dziękuję. A 007? Trafiłeś! Zawsze się śmiejemy że kiedy kupiliśmy Jamesa to on cichutko szepnął " My name is James, James Cook" :lol:
James - 2021-09-20, 21:12

SławekEwa, dzięki za piwko!
James - 2021-09-20, 21:15

Drwoy, dzięki. Bardzo nam miło, jak tylko nasze drogi się przetną to chętnie :)
James - 2021-09-20, 21:18

Orkaaa, mamy cichą nadzieję że teraz będzie luźniej. Pamiętamy lato kiedy nie było żadnej możliwości żeby zaparkować i przejść się po Nicei. Zresztą chyba będziemy się trzymali z dala od Lazurowego Wybrzeża. Dziękujemy za ofertę pomocy, jak nas przyciśnie to chętnie skorzystamy.
Pozdrawiamy :spoko

James - 2021-09-20, 21:20

Jeszcze jeden dzień na przejazd. No dlaczego, dlaczego ta Prowansja nie jest bliżej? Nasza Agatka (GPS) świetnie nas rozumie i nie prowadzi znienawidzonymi autostradami, tylko przyjemnymi, bocznymi drogami. Ale jak zawsze w życiu - coś za coś. Dzisiaj raptem połknęliśmy 400 km.
Teraz powoli zwalniamy. Nie pisałam, że na wszystko mamy 3 tygodnie więc za bardzo nie możemy marudzić. Jak nam się uda spędzić 2 tygodnie w samej Prowansji to będzie super.
Wczoraj jeszcze wieczorem przyjemny wielokilometrowy spacer przed snem. Nie tylko my wpadliśmy na ten pomysł. Spotykaliśmy wielu Francuzów, zdarzyło się nawet że z tymi samymi ludźmi witaliśmy się dwa razy - najpierw dzień dobry a potem dobry wieczór ze szczerym śmiechem. Wyobraźcie sobie, że spotkaliśmy nawet jeszcze bociana, jednego, ale zawsze. Wcinał (nie widzieliśmy co) aż mu się uszy ( skrzydła? :lol: ) trzęsły. Wyraźnie nie odleciał ale problemu nie ma - w końcu w pobliżu jest ośrodek reintrodukcji tego gatunku więc w razie czego wałówka zapewniona.
A dzisiaj snuliśmy się z przerwą na papu w malowniczym miejscu, robiliśmy zakupy, polowaliśmy na paliwo w dobrej cenie. Jak była dobra cena to nie było ( w naszej nomenklaturze) "chłopka" czyli obsługi. Oczywiście był automat i kombinacje (bo przyjmuje tylko jeden banknot) ile się zmieści w Jamesie...I żeby nie było za wesoło to akurat nasz dystrybutor nie chciał wczytać kodu...
A potem market. Trzymamy w rękach tylko dwie rzeczy i nagle życzliwi Francuzi usiłują nam wytłumaczyć że nie musimy stać w kolejce, mówią to w maseczkach, szybko, przekrzykując się nawzajem. I nie przyjmują do wiadomości że nie wiemy o co im dokładnie chodzi i że chcemy postać. W końcu się poddajemy i idziemy kawałek dalej bo jest ryzyko że wezmą nas za grzbiet i zaprowadzą gdzie trzeba. W tym momencie przypomniały mi się moje ulubione komedie z Luisem de Funesem i wyobraziłam go sobie jak tupie, potem się przyczaja, udaje że odchodzi, a następnie wraca na swoje miejsce. Oczywiście z całą jego genialną mimiką.
Jedziemy dalej. Oglądamy miasta i wioseczki. Chyba cała Francja postawiła w tym roku na kukurydzę.
Ciągle mamy różowe okulary. Wszystko nam się podoba. Czym bardziej w głąb Francji tym lepiej się czujemy. Osiedla Besancon niczym nie różnią się od Polski.
A teraz kurczak po królewsku (filet z groszkiem, kukurydzą, czerwoną świeżą papryką, ryż z plasterkiem goudy) z genialnej Jamesowej kuchni, kieliszek wytrawnego czerwonego wina i nyny.

ZEUS - 2021-09-20, 21:22

James napisał/a:
Dacie się zaprosić na tę wyprawę? Są chętni?

nawet nie pytaj :-P już nie mogę się doczekać ciągu dalszego... 3mam kciuki za Was i Jamesa... :spoko

James - 2021-09-20, 21:37

Jeszcze troszkę zdjęć. Obiecuję, że będzie więcej :)
James - 2021-09-20, 21:43

Zeus, jeszcze przed snem porcyjka. Pozdrawiamy!
James - 2021-09-22, 07:40

Comsio, dzięki za piwko!
James - 2021-09-22, 07:43

Opowiem Wam dzisiaj o szczególnym miejscu. To Park ornitologiczny w Villars-les-Dombes. Jesteśmy tu trzeci raz i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to najlepszy ptasi park jaki kiedykolwiek widzieliśmy. Ostatni raz odwiedziliśmy go chyba 10 lat temu (zresztą w 2020 roku skończył 50 lat) i od tej pory bardzo się rozwinął. Dość powiedzieć, że spędziliśmy tam tym razem 5 godzin, zapomnieliśmy o jedzeniu, a nogi wchodziły nam tam skąd wyrosły. Wspaniałe miejsce również dla zupełnych amatorów. Zresztą my do pewnego znamy się na ptakach Europy, a tutaj są reprezentanci z całego świata więc też nie będę się wymądrzać tylko przekażę Wam klimacik. Czego tu nie ma! Ibisy wszelkiej maści, żurawie nie tylko nasze, ale i królewskie, warzęchy, szablodzioby, puchacze, setki kaczek różnej maści, pelikany, sporo przepięknych flamingów, papugi, a nawet motyle, pingwiny i...kolibry! Pierwszy raz w życiu widzieliśmy kolibra. Jest większy niż myśleliśmy, zawsze słyszeliśmy że jest wielkości owada, jest większy, ok.6 cm, śliczny.
Mieliśmy szczęście- trafiliśmy na moment karmienia pelikanów. Ale to było fajne! Duża grupa tych wielkich ptaków z dziobami jak olbrzymie czerpaki przepychała się chcąc zdobyć jak najlepsze rybki. A pani przy okazji ciekawie o nich opowiadała. Ale najlepsza była czapla siwa - chudziutka, drobniutka jak to zawsze one- która wśród tego tumultu ptasich Schwarceneggerów próbowała im podebrać rybki. I jej się udawało! Pomagała sobie dziobiąc towarzystwo.
Jest australijski busz z kangurami, mnóstwo wolier do których się wchodzi a ptaki latają wokół. Jest wieża widokowa (26,4m). Można wjechać windą. Ja poszłam na piechotę, mąż wjechał. Największe wrażenie robi na samej górze podłoga wykonana z ażurowej metalowej kratki - spojrzenie w dół to dopiero coś! i koszmar ludzi z lękiem przestrzeni. Wyobrażaliśmy sobie jakie to musi byś niesamowite doświadczenie będąc ptakiem kiedy się leci z takiej wysokości i na przykład decyduje "tu wyląduję". Ten świat widziany z powietrza jest zupełnie inny!
A jeszcze w kwestii samego parku to olbrzymi teren pełen zieleni, rewelacyjny spacer, ławeczki w cieniu i słońcu na każdym kroku, po prostu raj.
Wyjątkowy jest jeden z gatunków krasek o tak niebieskich skrzydłach że odbiera mowę, papugi żako cały czas się odzywające i amory ar ustawiających się i prawie mówiących "tu mnie jeszcze podrap, o tu...trochę wyżej pod skrzydłem". Wszyscy którzy czytali naszą poprzednią relację wiedzą jak kocham zimorodki a tu...nad głową, ba! nad głową! musnął mnie prawie w ucho przelatując - można obejrzeć duży gatunek zimorodków- rybaczka. O rany! nie mogłam się oderwać!
Powiem szczerze że takiej osobie jak ja strasznie trudno oddać uczucia które mną targają w takim miejscu. Mogłabym tu zostać na zawsze, zatrudnić się i biegać po wolierach w gumowych butach jak pracownicy których spotykaliśmy. I byłabym szczęśliwa. Zdaję sobie sprawę, że dla wielu z Was to co napisałam to czysta abstrakcja - ja np. nie znam się na roślinach i po podobnym tekście na ten temat nie wiedziałabym nic. Ale wybrałam dla Was sporo zdjęć oddających feerię barw ptaków tak niesamowitą że prawie sztuczną. W końcu czy to ważne jak dany osobnik się nazywa? To tylko nazwy nadane przez człowieka- często zresztą nasuwają mi się takie refleksje. Ważna jest możliwość kontaktu z tymi delikatnymi, pięknymi stworzeniami, które wielokrotnie wyczuwając nasze zainteresowanie podchodziły i przekrzywiając łebki słuchały jak mówiliśmy " ależ ty jesteś śliczny, no tak, ty!" I to niezależnie od tego czy naprawdę był śliczny, czy jak np. sęp nie może być zbyt piękny bo żeby coś zjeść musi zanurzyć głowę w padlinie, więc jest łysy, a spróbujcie to zrobić mając długie włosy lub pióra, a potem wyczyśćcie całość nie mając rąk tylko łapy i dziób...

James - 2021-09-22, 07:52

I obiecane zdjęcia:
James - 2021-09-22, 08:02

C.d.
James - 2021-09-22, 08:11

C.d.
grzegorz_wol - 2021-09-22, 08:26

Co do ptaków i reakcji na nie...

Jak jestem na działce to moje zmysły nastawione na wychwytywanie odpowiednich bodźców zeszły już do poziomu odruchów bezwarunkowych. Na właściwy dźwięk oznaczający: coś drapieżnego grasuje w powietrzu - rzucam wszystko (jeśli coś trzymałem) i pędem lecę po lornetkę. Na tym etapie nie patrzę w niebo. Uzbrojony dopiero w szkła szukam i namierzam co i gdzie lata :ok

Po zakończonej inwigilacji rozglądam się zbieram z ziemi pokrywki od lornetki futerał sprawdzam co zepsułem, rozlałem itp.

Piszesz że Twoje odczucia to abstrakcjia... Postaw się z boku jako widz sytuacji powyżej. Moja żona się przyzwyczaiła i chyżo zmyka jak pędzę po lornetkę... ale nie zawsze jesteśmy sami.
:haha:

Takich zafascynowanych jest na forum całkiem sporo :wyszczerzony:

Pisz ....bo robisz to tak że można się wczuć a nie tylko biernie oglądać zdjęcia.
:spoko

James - 2021-09-22, 08:54

grzegorz_wol, dzięki! Pocieszyłeś mnie bo reagując wielokrotnie tak jak Ty już się nad sobą zastanawiałam :lol: Miło wiedzieć, że tak pozytywnie zakręconych jest więcej. Świetnie opisałeś scenkę spotkania z drapieżnikiem. Masz talent! I też powiem - pisz też bo przyjemnie się czyta.
Pozdrawiamy :kwiatki:

James - 2021-09-22, 08:57

Jeszcze trochę informacji praktycznych. Po raz pierwszy sprawdzano nam paszport sanitarny. Bez niego nie weszlibyśmy do parku. Nie tylko pobraliśmy go sobie na smartfona ale obawiając się że w najważniejszym momencie zabraknie nam zasięgu za radą znajomych zrobiliśmy zdjęcie ekranu - screen shot. I przetestowaliśmy to właśnie w parku - nie ma żadnej różnicy, da się normalnie sprawdzić kod QR. Na terenie parku bez maseczek, tylko w kilku zamkniętych pomieszczeniach musieliśmy założyć.
Bilety do tanich nie należą. 20 euro od osoby . Ale po pierwsze są tego warte, a po drugie kupując je finansujemy również szpitalik dla ptaków na miejscu i wiele cennych "ptasich" inicjatyw w które zaangażowany jest park więc to nie tylko bilet wstępu. Dla nas to ważne.
W marketach wszyscy w maseczkach i nie poniżej nosa lub na brodzie. Zresztą ulubiona wartość mandatu we Francji to 135 euro ( już w kilku przypadka widziałam tą wartość, nie wiem czy w sprawie maseczek też) i wszyscy pewnie wolą wydać to na coś przyjemniejszego.
Za trzecim podejściem udało mi się zdobyć moje wymarzone tarteletki karmelowe w Super U . Wykupiłam cały zapas. Zresztą ten sklep coraz bardziej nam się podoba. Dobry wybór i normalne ceny. Paliwa też.
Kiedy wyjechaliśmy z parku skierowaliśmy się na południe . Staraliśmy się bocznymi drogami ominąć Lyon. I trafiliśmy na widokową drogę górami. Ale to niestety nie dla każdego kamperka. James jest mały (5,2 m). Wśród tych gór spaliśmy sami przy terenach sportowych. Była zabawna sytuacja bo chcieliśmy się upewnić czy jest tu bezpiecznie ( w Katowicach też są miejsca gdzie nie chcielibyśmy nocować). I dwóch panów kiedy zapytaliśmy o spokój i uściśliliśmy czy nie ma criminel wyglądało jakby za zdziwienia się miało przewrócić. Kiedy doszli do siebie to ze śmiechem powiedzieli że tu są "good men". No to zostaliśmy. Dziesiątki dzieciaków ćwiczących pod opieką wokół ( żadnych dzikich wrzasków , normalna aktywność) kiedy się ściemniło ulotniła się do domu i cisza była absolutna. A widoki po drodze mieliśmy takie:

drwoy - 2021-09-22, 16:48

Relacja Wasza profesjonalna i to nie pierwsza. Dojechaliśmy do Avignon i jutro ruszamy w okolicę kanionu. Może jednak się uda, gdzieś…….Pomysl ze zrzutem ekranu przedni. Nam w każdym zamku kilkakrotnie sprawdzano. Życzymy przyjemności.
drwoy - 2021-09-22, 16:50

orkaaa napisał/a:
Ostatnie i przedostatnie wakacje spędziłem w Prowansji. Gdyby trzeba jakieś podpowiedzi miejsca postojowe, plaże czy coś to pytajcie. Chociaż jeśli ktoś jedzie kolejny raz to już wiele wie. Ja mogę tylko w wakacje co ma zalety długi dzień ale tez wady dużo osób. W sierpniu to już była masakra aby w bardziej popularnych miejscach wjechać na płatny plac. Albo się było około 15.00 albo trzeba było szukać czegoś całkiem na dziko. Niestety Prowansja biorąc pod uwagę liczbę przyjeżdżających tam kamperów ma proporcjonalnie mało miejsc postojowych. Kempingów nie biorę pod uwagę bo bez rezerwacji szansa na miejsce w sezonie bardzo niewielka.

Oczywiście dzięki za ofertę pomocy. Zawsze jest przydatna. 😉👍😀

James - 2021-09-22, 19:38

Drwoy, dziękujemy bardzo za pochwały. Miło nam ale chyba tym razem pozostaną nam kontakty camperteamowe. Zupełnie się rozjeżdżamy. Szybko się przemieszczacie. Przelecieliście nad naszymi głowami jak ptaki :lol: W tej chwili jesteśmy ok. 30 km. od Was na północ od Awinionu ale właśnie dojechaliśmy w rejon w którym chcemy się posnuć jak Wy nad Loarą. Jutro mamy w planie Mont Ventoux i nocleg w tamtym rejonie. Zresztą po dzisiejszych doświadczeniach bierzemy pod uwagę również zupełną zmianę planów i rezygnację z Prowansji ze względu na tłok którego szczerze nienawidzimy i który nas trochę zaskoczył o tej porze roku.
drwoy - 2021-09-22, 19:52

Cóż, to jeszcze czas by go wykorzystać w cieple tego roku. W Samym Awinionie nie jest zbyt tłoczno, ale na campingu cały czas ktoś dojeżdża. My zrobimy pętlę wokół kanionu i zjeżdżamy na południe w okolice Tulonu. Byłoby przyjemnie się spotkać tym bardziej,że od miesiąca nie spotkaliśmy żadnego kampera z Polski. Przyjemności zwłaszcza w podglądaniu ptaków, pasjonaci. No i spokojnej Prowansji, czego i sobie życzymy. :spoko
James - 2021-09-22, 20:29

Mamy takie ulubione powiedzenie "jeszcze nie umieramy", a we Francji dla zdrowia psychicznego staramy się być raz w roku :lol: Nie wiadomo gdzie nas wiatry zaniosą, a czasami przypadkowe spotkania są zaskakujące. Kto wie? Może jeszcze podczas tej wyprawy. Też Wam życzymy mnóstwa przyjemności :)
James - 2021-09-22, 22:19

Jednak można mnie jeszcze zaskoczyć, i to jak! Wjeżdżamy dzisiaj do Romans. Tu ma być niespodzianka. Muzeum które mąż znalazł dla mnie. Udaje nam się zaparkować w centrum i idziemy do...muzeum butów. Butów?!? Podobno opinie były entuzjastyczne, szczególnie kobiet, tylko jest pewien problem. Ja jestem nietypową kobietą. Bardzo chętnie pójdę do sklepu - ale do Castoramy czy Obi. Możecie mi wierzyć albo nie ale tak jest. Moją ukochaną zabawką była kolejka PICO. A buty?! Jak ja nienawidzę szukania obuwia dla siebie! Zawsze mam z tym problem. Jak już trafię na wygodne to najchętniej kupiłabym kilka par żeby mieć święty spokój. Ale zwykle jest ostatnia w moim rozmiarze.
A teraz mam na wakacjach oglądać dziesiątki butów. Dla przyjemności. Boszzzz. Ale idę. Może nie będzie tak źle. Na szczęście męża mam normalnego i nie muszę udawać "kochanie, jak to cudownie że znalazłeś dla mnie to muzeum". Więc szczerze dzielę się wątpliwościami, a jeszcze mimikę mam bardzo czytelną, więc czujecie bluesa?
W pierwszym pomieszczeniu jest trochę maszyn. No jest dobrze, jest na czym zawiesić wzrok. Trochę filmów przedstawiających dawne techniki szycia butów. OK. Potem już było tylko gorzej. Pomieszczenie za pomieszczeniem buty, buty, buty. No a cóż by innego miało być? Ciastka ??? Ale szczerze muszę przyznać że parę rzeczy mnie zainteresowało. Buty które jakimś cudem przetrwały od czasów starożytnego Egiptu, z tego samego okresu buty pogrzebowe ( teraz rozumiem skąd pomysł klapek z "bolcem" wchodzącym między największy palec a następny. Nigdy nie rozumiałam jak można to nosić. Teraz już wiem! Nadają się do grobu. :szeroki_usmiech ) Kolejna naprawdę ciekawa rzecz to tureckie buty na wysokich jakby koturnach do korzystania z łaźni. Fajnie tam musiało być. Woda po kostki. Patrząc na ten olbrzymi zbiór - buty renesansowe, z czasów Ludwików, Napoleona, arabskie, rosyjskie, indiańskie, a nawet eskimoskie z futra foki myślę sobie że takie muzeum to mogło powstać tylko we Francji. Fantazja.
Wracamy do Jamesa. Pora się posilić. Opuszczamy Romans. Zatrzymujemy się prawie na czyimś polu (już wszystko zebrane) i rozkoszujemy się smakołykami. Otworzyliśmy sezon francuskich deserów w Jamesie. Tarteletka pachnąca masłem, słońcem i truskawkami. Mmmm...naprawdę lato w ustach.
Jedziemy dalej. Wreszcie przekraczamy bramę południa - Valence. Ach to słońce! Ono naprawdę tu jest inne. Temperatura rośnie i w końcu osiąga przyjemne 26 stopni. Tak! O to chodziło. Winnice, drzewa oliwne i migdałowce zastąpiły kukurydzę. A w ogrodniczych sklepach pojawiły się palmy... Teraz pora na moją wpadkę. Będzie 1:1. Wymyśliłam wodospad (Cascades du Sautadet). Wprawdzie opinie w internecie były alarmujące ale przecież lato się skończyło. Uhm...Akurat. Zakazy, bramki, blokady, most 2,1 m szerokości. Dobrze, że James ma 1,90 i dobrze że ciśnienie mam niskie to się podniosło. Camping za 35 euro żeby zobaczyć wodospad?! Albo parking za 15.(Bo wjazd na ten za 5 euro był dla kamperów zablokowany). Dziękuję. Oczywiście gwoli wyjaśnienia my nie jesteśmy tak strasznie skąpi. Możemy wydać 15 euro. Ale to protest przeciwko bezczelnym utrudnieniom dla kamperów.
Zaczynam się powoli rakiem wycofywać z moich prowansalskich pomysłów. Ale mąż się jeszcze nie poddaje. Dobrze, spróbujmy. Zawsze zdążymy uciec we francuską dzicz.

James - 2021-09-22, 22:24

I jeszcze trochę:
jb - 2021-09-23, 07:37

James napisał/a:

Zaczynam się powoli rakiem wycofywać z moich prowansalskich pomysłów. Ale mąż się jeszcze nie poddaje. Dobrze, spróbujmy. Zawsze zdążymy uciec we francuską dzicz.


W niedzielę wróciłem z Alzacji. Trochę spacerów w Wogezach, trochę na szlaku winnej (winiarskiej?) drogi. Jestem zaskoczony ilością kamperów o tej porze roku, same francuskie zresztą. Może nie to, że nie ma się gdzie zatrzymać ale raczej trzeba omijać najbardziej znane miejsca co zresztą z przyjemnością czyniliśmy. A to przecież tylko Alzacja, Prowansja na pewno będzie gorsza pod tym wzglądem.

A tak nawiasem noc z soboty na niedzielę tak jak Wy spędziliśmy w Bautzen. Przyjechaliśmy późnym wieczorem, stało kilka kamperów, nie było czasu się rozejrzeć. Rano około 7 słyszeliśmy, jak jeden kamper odjechał. To był James?

James - 2021-09-23, 08:20

Podejrzewamy że słyszałeś Jamesa :) Wyjechaliśmy ok. 6.30.
Masz rację to jedyna metoda żeby się nie zamęczyć - omijać popularne miejsca.
Jeśli Wasz kamperek jest w kolorze stalowym (chociaż było ciemnawo- to kto wie jaki to kolor) to już z łóżeczka widzieliśmy jak parkowaliście stosunkowo niedaleko Jamesa. Niestety numerów nie widzieliśmy. Pozdrawiamy :spoko

jb - 2021-09-23, 13:41

Ten szary już stał jak przyjechaliśmy. Nasz to niewielki (6m) biały bus, oklejony barwami marki Globe Traveller.
Pozdrawiamy serdecznie. :spoko

James - 2021-09-24, 09:46

Na chwilę wpadliśmy do Orange. Oczywiście obowiązkowy punkt programu czyli łuk triumfalny. Zalany słońcem, niebieściutkie niebo i 2000 lat historii. To niesamowite że przetrwał te wszystkie zawieruchy i to niektóre jego fragmenty w zaskakująco dobrym stanie. Próbowaliśmy sobie wyobrazić jak wyglądało wtedy jego otoczenie. To trudne. Dzisiaj w cieniu platanów chętnie siadają ludzie żeby coś przekąsić, sporo żywo dyskutującej młodzieży. Parking obok pełny, jakoś się wcisnęliśmy, ale kiedy wróciliśmy tam w porze lunchu (12-14) to było nawet kilka miejsc. Ponieważ zostaliśmy tam trochę przygotowując zapiekankę na kolację to widzieliśmy że Francuzi chyba wyszli z pracy, pojechali do domu coś zjeść, a potem wrócili.
My podjechaliśmy jeszcze do centrum bo chciałam po książkach Mayle'a zobaczyć to miasto (wiele razy o nim wspominał) ale zaparkowanie było niemożliwe więc wróciliśmy pod łuk triumfalny i poszliśmy na spacer. To niedaleko. Trafiliśmy przypadkiem na dzień targowy. Obrazy, zapachy, głosy, wszystko sprawiało że właściwie nie wiedzieliśmy czy jesteśmy w Tunezji czy we Francji. Klimacik Maghrebu. Budynki - dobrze że malowane słońcem bo zaniedbane. I refleksje jak Polska wypiękniała przez ostatnie 25 lat (w 1997 byliśmy we Francji po raz pierwszy), a Francja właściwie stoi w miejscu. Jeszcze dość smętne rozważania o emigracji. To chyba na fali naszych ostatnich dyskusji. Przyjedziemy tu i co? Będziemy mieszkali w jednym z tych mieszkań , pracowali na okrągło i... tęsknili za krajem.
Wrażenie robi teatr antyczny. Zobaczyliśmy go tylko z zewnątrz bo podobne widzieliśmy w Turcji i w Tunezji. Ogrom robi wrażenie. 36 m wysokości . A jego wielkość musiała robić na współczesnych takie samo wrażenie jak dzisiejsze stadiony (nazywane często arenami). Funkcje te same i ogrom ten sam. Czujemy się przy tych murach malutcy.

James - 2021-09-24, 09:50

Kolejny punkt programu to muzeum figurek w Tulette. Wyjątkowy zbiór tysięcy figurek Paula Ciberta. Dbałość o szczegóły ogromna. Nawet twarze żołnierzy są różne a to w końcu maleńkie figurki. Sporo figurek z czasów Napoleona (200 rocznica jego śmierci) a nawet figurki z dziedziny fantastyki. Ale absolutnym hitem jest makieta bitwy Napoleona pod Borodino z 1812 roku. Ponad 13500 figurek! Wspaniałe pomysły np. żeby za pomocą waty pokazać dym wydobywający się z armat. Naprawdę trudno się oderwać. 15 lat pracy wymagało przygotowanie tych wszystkich figurek! Będąc w okolicy naprawdę warto zajrzeć. Mam nadzieję, że zdjęcia oddadzą przynajmniej część klimatu. Wprawdzie sporo było za szybą ale zrobiłam co się da.
James - 2021-09-24, 09:55

I jeszcze trochę:
James - 2021-09-24, 10:03

A na koniec dnia drapiemy się na Mont Ventoux. James jest bardzo dzielny! Właściwie większość drogi pokonał na dwójce. Po raz pierwszy poczuliśmy ten wymarzony zapach Prowansji. To coś co trudno opisać ale czego nie da się pomylić z niczym innym. W Polsce też mamy takie miejsca np. Rymanów-Zdrój jestem w stanie rozpoznać z zawiązanymi oczami. Ach! Co za zapach! Oczywiście zupełnie inny ale równie wspaniały. Więc pokonujemy tę górę i rozkoszujemy się wszystkim. Za każdym zakrętem i wraz z wysokością coraz wspanialsze widoki. Przepaść zapiera dech w piersiach. Spotykamy trochę kamperków, motocykli, pojedyncze samochody sportowe (kiedyś ma innej górze wyskoczył nam taki zza zakrętu - piękny!- i jeszcze zdążył przeprosić zanim z rykiem silnika pognał dalej), i mnóstwo rowerów. Podziwiamy tych ludzi. Takie wzniesienia! Lubimy ludzi pozytywnie zakręconych mimo, że sami wolimy spacery.
Ufff...wdrapaliśmy się! Tu będziemy spać. Stoją jeszcze dwa kamperki. Sprawdzamy temperaturę na noc. 2 stopnie. Hmmm... Mamy dodatkowe kocyki. Damy radę. Z parkingu pod szczytem idziemy na spacer na górę. Jest o połowę mniej stopni niż na samym dole. 13. Ale jest słonecznie, w końcu ściągamy polary. Lekka mgiełka zasnuwa góry. Jest przepięknie. Kamperki sobie pojechały. Nie szkodzi. Jest tutaj bezpiecznie. Zostajemy. Ale pod koniec dnia jeszcze dwa dojechały i w takim towarzystwie spędziliśmy noc. Każdy w swoim kąciku, każdy żądny ciszy i spokoju. A cisza była absolutna, na dole powoli zapalały się światła miejscowości. A nam śpiącym w pobliżu kopuły przypomniały się Bliskie spotkania trzeciego stopnia. Puściliśmy sobie ten charakterystyczny fragment muzyki. Spaliśmy jak niemowlęta. Obudziliśmy się o 7.00 akurat żeby zrobić piękne zdjęcie. I zdziwieni patrzymy a w Jamesie mamy 10 stopni, na zewnątrz 13. Gdzie są te 2 stopnie?
Dla nas miejsce jest genialne. Wprawdzie nie ma tu wody, zrzutów a nawet śmietnika, a podłoże jest nierówne i kamieniste. Ale my jesteśmy zachwyceni! Chyba jeszcze nigdy nie spaliśmy z takim widokiem i na takiej wysokości - to w końcu prawie 2 km. No dobrze! Spaliśmy kiedyś w Pirenejach. :lol:

James - 2021-09-24, 10:12

I jeszcze uzupełniające uwagi mojego męża:
Szczyt Mont Ventoux jest wszechstronnie wykorzystany - już w 1873 roku zaczęto tu prowadzić obserwacje meteorologiczne. Dziś zatrzymujący się tutaj obserwują niesamowitą panoramę we wszystkie strony świata, ale też ciekawe instalacje technicznie. Dwa obserwatoria meteorologiczne - starsze drewniane z 1954 roku i obok nowe ulokowane w potężnej betonowej wieży, której pancerny wygląd podpowiada jakie tu bywają wiatry, rekord 320 km na godzinę w 1967 roku. Kilkaset metrów na zachód zwraca uwagę kula chroniąca anteny radarowego systemu kontroli ruchu powietrznego nad całym południem Francji. Kilometr na wschód, nieco pod szczytem przyciąga uwagę płaski sztucznie zniwelowany teren wielkości połowy boiska piłkarskiego - to pozostałość zimnej wojny - pojedynczy element systemu SSBS - 18 wyrzutni rakiet strategicznych z głowicami nuklearnymi, które miały polecieć w ataku odwetowym. Na szczęście dla tej pięknej okolicy system się przestarzał i z końcem XX wieku rakiety przeniosły się do okrętów podwodnych i pod skrzydła samolotów Rafael, a wielokilometrowe sztolnie (podobno) zasypano.

grzegorz_wol - 2021-09-25, 18:36

Myślałem, że przyłapałem twórcę postaci generała Maczka na sporej nieścisłości ale jest tylko malusia :wyszczerzony:

Podpadły mi trzy generalskie gwiazdki bo kojarzyłem mniej ale patrzę na wiki: od 11 listopada 1990 generał broni. W 1945 miał dwie :ok

Ale i tak dobrze że jest żołnierzem w tej mini armii.

ZbigStan - 2021-09-26, 08:34

James, Piękna relacja. Zajęty swoją podróżą po Grecji, dopiero teraz, z wielką przyjemnością, przeczytałem Wasze relacje. Ptasi ogród i muzeum figurek zapisuję do odwiedzenia.
Zycze szczęśliwej podróży i wielu przyjemnych wrażeń (polecam canard confit). :pifko . Pozdrawiam.

James - 2021-09-26, 09:08

grzegorz_wol, jak miło widzieć że ktoś tak uważnie śledzi naszą relację, od razu z większym entuzjazmem piszę :)
James - 2021-09-26, 09:13

ZbigStan, dziękuję! Za piwko też. Wiedziałam, że w pewnym momencie zauważysz. Też zaglądam to Twojej Grecji.
Bardzo przyjemnie się przenosi z jednego rejonu w drugi. Ale wiadomo jak to jest - trzeba napisać, wysłać, a następne atrakcje czekają. Będę polowała na kaczkę (w moich ustach to oryginalnie brzmi :lol: ), może zdobędę też to genialne kacze smarowidło o którym wspominała kiedyś Izola.
Pozdrawiam :spoko

James - 2021-09-26, 09:33

Jedziemy dalej na południe. Przez wioski i miasteczka, drogami tak bocznymi i wąskimi jak to tylko możliwe. Pozwalamy naszemu GPS-owi (Agatce jak pisałam :) ) na to dopóki mamy Jamesa. Zresztą długo się to nie zmieni a nawet jeśli to jego następca będzie tylko odrobinę większy. Dobrze wiemy czego chcemy, a przede wszystkim czego nie chcemy. Zbyt wiele miejsc byłoby dla nas niedostępnych. Oglądamy domy wśród winnic, większość w pięknych kolorach na pograniczu żółci i ochry, niektóre sprawiają wrażenie dość ubogich. To nas zastanawia. I dochodzimy do wniosku że to nie jest brak pieniędzy. To podejście do życia podobne do naszego. Nasza przesympatyczna Nauczycielka francuskiego nasz styl życia nazywa minimalistycznym ( i to nie w znaczeniu pejoratywnym) - maleńkie komfortowe mieszkanko, żadnych samochodów, kont... Za to ciekawe życie póki sił starczy. Zresztą mamy pełną świadomość jego kruchości i nie damy się pogrzebać żywcem w domu , choćby najpiękniejszym. A i... coś co nam się ostatnio spodobało w wypowiedzi mądrego człowieka " nie chcemy być najbogatsi na cmentarzu". Hm...Takie Wakacyjne rozważania przy porannej kawie. Nie, kawa smaczna, dziękuję :szeroki_usmiech .
Podejrzewamy, że Francuzi mają właśnie takie podejście do życia. Zresztą przy wielu tych domkach stoją kamperki które wyraźnie już zjechały do bazy, ale wyglądają na syStematycznie używane.
Przemieszczamy się dalej. W maleńkiej miejscowości wypatrujemy piekarnię. Tym razem mąż idzie. Przynosi gorącą bagietkę i amandine (tarteletkę migdałową- przepyszną, ta jeszcze była z odrobiną rodzynek). Patrzymy głęboko w skórkę bagietce i mówimy "nie! będzie cię za mało" i mąż idzie po następną witany szerokim uśmiechem właścicielki piekarni.
Jedziemy przez kamienisty, porośnięty drzewami oliwnymi i winnąlatoroślą teren (widzieliśmy nawet ogrodnictwo gdzie można kupić bardzo duże drzewa oliwne - świetny pomysł, nie trzeba czekać), jest coraz więcej lawendy, oczywiście już zebrana więc widzimy tylko charakterystyczne kępki. Zaglądamy do muzeum lawendy ale w takim momencie roku to trochę pozbawione sensu bo cała magia lawendowego pola jest w tej chwili na poziomie pola słoneczników z którego je już zebrano.
Więc dalej... Zbliżamy się powoli go Grasse. Nawet mieliśmy w planie odwiedziny w ponad stuletniej wytwórni perfum ale zrezygnowaliśmy. Miejscowość bardzo duża. Myśleliśmy, że to miasteczko, a to hotel na hotelu i kasyno na kasynie, z wysoką zabudową. Klimat przełomu XIX i XX wieku. Można powiedzieć że w powietrzu unosi się atmosfera luksusu. James wcisnął się do ścisłego centrum. W każdej chwili spodziewałam się metalowych słupków wysuwających się z jezdni i blokujących wjazd. Ale nie! Ufff... Główna droga obrośnięta wysokimi palmami. Wszystkie domy w tych charakterystycznych kolorach południa. Nie ma żadnej możliwości zatrzymania się. Mamy skojarzenia z Monaco , tylko że tam było jeszcze gorzej o ile to w ogóle możliwe. Zdjęcia robię z samochodu. A widoki coraz piękniejsze. Pniemy się coraz wyżej . Mijamy ukryte w skałach bramy do posiadłości, zjazdy do posesji o tak szalonym nachyleniu i tuż nad przepaścią że trzeba mieć naprawdę stalowe nerwy tu mieszkając. Wszędzie wysokie mury ciągnące się dziesiątkami metrów, obrośnięte śródziemnomorską roślinnością, tylko możemy się domyślać co jest za nimi. Czasem mignie nam basenik wypełniony jeszcze wodą ale to w tych skromniejszych miejscach. Mury skutecznie ukrywają swoich mieszkańców. Wiele razy mijają nas Porsche.
Jest pięknie ale nie chcielibyśmy tu mieszkać. Zagęszczenie jest tak wielkie że mam wrażenie że się duszę. A ja lubię przestrzeń, najlepiej aż po horyzont bez ludzi i domów.
Mój genialny małżonek znajduje miejsce dla Jamesa na noc w tym szalonym miejscu. W Saint-Jeannet. Jest tak ciasno że nawet dla Jamesa trochę za bardzo. Wciskamy się w jedyne wolne miejsce - 5 cm. od samochodu z tyłu, z boków trochę lepiej. Ale...za chwilę ktoś odjeżdża. Idę zająć miejsce. Nad nami wprawdzie będą spały gołębie a James dwa dni temu się kąpał w pianie, ale wybaczymy im ewentualne "prezenty". Z dwóch powodów -po pierwsze śpimy w genialnym miejscu pod wiszącą skałą (no prawie) a po drugie niedaleko trafiamy na zadbany gołębnik z tablicą z narodowymi flagami i uhonorowaniem tych ptaków za ich zasługi podczas I Wojny Światowej kiedy ratowały żołnierzy przenosząc wiadomości w beznadziejnej sytuacji.
Jeszcze spacer do miejscowości. Bardzo blisko. Pięknie. Czyściutko, malowniczo, punkt obserwacyjny całej okolicy i widok nawet na oddalone o kilkanaście kilometrów Morze Śródziemne. Przetrwała nawet brama z XV wieku. I wszystkie te domy są zamieszkane, z okien wydobywały się smakowite zapachy, a ludzie wracali do domów ...

James - 2021-09-26, 09:39

I Saint-Jeannet:
@ndrzej - 2021-09-26, 19:19

Po przymusowym przerwaniu naszej wyprawy do Grecji przed dwoma tygodniami (dojechaliśmy do Vidin w Bułgarii), postanowiliśmy ruszyć na Zachód - tym razem do Francji. Byliśmy tam wielokrotnie (ostatni raz dwa lata temu), jednak Twoja wspaniała relacja z Prowansji tylko nas w tym utwierdziła! :)

Mamy nadzieję, że październikowe klimaty będą równie wspaniałe jak te Wasze - wrześniowe.

Życzymy Wam jeszcze wielu wspaniałych wrażeń i szczęśliwego powrotu do kraju!!!

Oczywiście w dalszym ciągu śledzić będziemy Waszą podróż notując co ciekawsze, opisywane przez Was miejsca. :spoko

James - 2021-09-27, 08:47

@ndrzej, bardzo dziękuję za miłe słowa i piwko. W październiku pewnie będzie jeszcze piękniej bo dojdą kolory jesieni czego Wam szczerze życzymy. Pozdrawiamy :roza:
James - 2021-09-27, 08:58

Dzisiaj troszeczkę słońca impresjonistów. Otóż po zwiedzeniu w poprzednich latach we Francji domów Claude'a Moneta i Paul'a Cezanne'a przyszedł czas na Auguste'a Renoira. Przy czym w przypadku tego pierwszego z naszego punktu widzenia szczególnie cenne są ogrody (chociaż dom też) to w przypadku drugiego głównie pracownia. Polecamy domy wszystkich trzech artystów.
Nasz dzisiejszy bohater to człowiek psychicznie nam bardzo bliski bo ziemię na której obecnie stoi jego dom otoczony ogrodem kupił żeby ratować wspaniałe drzewa oliwne - wiek niektórych z nich przekracza 1 000 lat !!! (Wyobraźcie sobie że chciano mu dać rabat za drewno tych drzew żeby tylko je wyciął! Przemożna chęć zniszczenia wszystkiego jest w ludziach zastanawiająca.) Możliwość obcowania z nimi jest niesamowitym przeżyciem, a to że w tej chwili mają zapewnione dożywocie cieszy nas tym bardziej. Zresztą roślin które Renoir kochał jest tu do podziwiania mnóstwo. Wspaniały stary rozłożysty figowiec, duży ogród warzywny w którym jest wszystko co powinno być i jeszcze trochę. M.in. cukinie, bakłażany, kabaczki, papryka, kilka gatunków pomidorów w tym rodzaj którego nie znamy wyglądający jak papryka, kalafior, rzodkiew, tymianek...
Obrazów jest niewiele- kilka sztuk wypożyczonych z Musee d'Orsay ale jest sporo zdjęć, a nade wszystko filmy przedstawiające samego artystę, który mimo, że pod koniec życia sparaliżowany przez rozwijający się reumatyzm to zachował radość życia i chęć do pracy. W czasie swojego życia stworzył ok. 6 000 dzieł! Możemy podziwiać jego pracownię , specjalną altanę zbudowaną żeby światło słoneczne tak ważne dla impresjonistów wpadało tak jak on chce i pod takim kątem jak chce (umożliwiały to liczne ciężkie kotary). Jest kilka pomieszczeń w których zachowano fragmenty kuchni, łazienki ( z bidetem!), a nade wszystko ogród który nas oczarował. Te dziesiątki starowinek - drzew oliwnych są po prostu wspaniałe! I jak dowiedzieliśmy się z filmu gdzie syn Renoira opowiadał o ojcu - to było normalnie funkcjonujące gospodarstwo - tłoczono oliwę z oliwek, robiono wino, przerabiano pomarańcze. Zresztą żona Augusta Renoira była chłopką, on też był z ludu i początkowo pracował w fabryce porcelany. Potrafił wspaniale wykorzystać biznesowo talent.
Na jednym z filmów wypowiada się jego wieloletnia modelka którą malował od czasu gdy miała 6-7 lat aż do śmierci. Opowiadała jak wyglądało pozowanie. Zawsze były to dwie godziny z przerwą po godzinie , a Renoir był bardzo sympatycznym, wesołym człowiekiem, pracował szybko i cały czas ciekawie opowiadał. Zapytana czy ma jakiś obraz mistrza szczerze odpowiada, że w tamtym momencie nie zdawała sobie sprawy z wartości tych obrazów, ale teraz jak mówi ze śmiechem chciałaby mieć.
Udało nam się zwiedzić muzeum i ogród i w tym momencie rozszalała się burza z piorunami i ulewa, ale my już wtedy byliśmy w Jamesie i pożywialiśmy się w bezpośrednim sąsiedztwie przepięknego drzewa oliwnego.

James - 2021-09-27, 09:02

C.d.
James - 2021-09-27, 09:09

Później pomęczyliśmy się trochę w Nicei. O rany! Co za koszmar! Wyścigi tych wszystkich samochodów, niesamowity tłok, nagle informacja że miejsce na drodze ma 2,20 m wysokości ( a James 3,00) i jest szansa że zostanie kabrioletem :wyszczerzony: . Uff...Przejechaliśmy tak dwa razy. Plecy miałam całe mokre od potu i mówiłam "ja chcę do domu!". Ale potem ślubny zawiózł mnie w miejsce które wyczaił na nocleg- Saint-Jean-Cap-Ferrat. Znowu premia za wielkość Jamesa. Przeciskaliśmy się wąskimi uliczkami. Wszyscy o wielkości samochodu dostawczego dadzą radę. Zresztą wiecie jakie wymiary ma James. Postawiliśmy go i poszliśmy na spacer popławić się w luksusie. Ale tu są wille! Wszystkie otoczone starymi drzewami, po prostu tonące w zieleni. A ten zapach! Jak we wspaniałym uzdrowisku. Niektóre do wynajęcia. Nasza Nauczycielka sprawdziła ceny. Drobiazg! 13 618 zł. za noc dla 10 osób. Minimum 4 doby. 6 sypialni. Tylko nocleg, reszta płatna dodatkowo. I takich "kwiatków" jest tu mnóstwo. Intryguje nas kto jest właścicielem tych posiadłości? Chińczycy? Rosjanie? Arabowie?
Przed snem wieczorny spacer wspaniałą ścieżką nad brzegiem morza, często nad przepaścią, wiele kilometrów niepowtarzalnych widoków .Jest ona urządzona przez gminę (Santier littolar). Na tę ścieżkę można wejść w różnych miejscach (np. my w innym weszliśmy i w innym wyszliśmy) np. w pobliżu latarni morskiej (phare). Polecamy! Wije się nad urwiskiem , za zakrętami wyłaniają się kolejne ogrodzenia posiadłości tym razem widoczne od strony wody, zawieszone nad morzem. Pamiętacie film "Zawieszeni na drzewie"? W wielu miejscach można po kamiennych schodach dostać się do wody i popływać w niebieściutkim morzu. Tutaj o plażę ciężko, dopiero jest dużo dalej , ale można wejść ze skałek. Niestety ja nie wzięłam kostiumu. I dobrze! Bo mnie kusiło i to jak! Chyba kończylibyśmy spacer nad urwiskiem w ciemnościach. Na wodzie unosiły się jachty. Ale jakie! Wykorzystując nasz "ptasi" aparat robiłam zdjęcia i buszowałam w sieci. Jachty samych miliarderów - jeden z Meksyku - majątek 7,4 mld dol., drugi z Libanu - tylko jedna trzecia z tego. Wspaniały spacer. Wróciliśmy do Jamesa już po ciemku. M.in. za to kochamy Francję. Za ten egalitaryzm. Możemy się przejść na spacer, ba! zanocować w pobliżu takich posiadłości.
Dochodząc do Jamesa usłyszeliśmy dzikie ptasie wrzaski. Ale nie - nikt nie wyrywa nikomu piór. W resztkach oświetlenia zrobiłam fatalnej jakości zdjęcie- to duże papugi - kakadu z żółtym czubkiem na głowie wydzierały się żyjąc na wolności w jednej z posiadłości...

James - 2021-09-28, 09:32

Kilmat fin de siecle. Villa Ephrussi de Rothschild w Saint-Jean-Cap-Ferrat. Na początku XX wieku baronowa de Rothschild na terenie zdobytym po walce z królem Belgii Leopoldem II który nabywając teren w pobliżu i budując wspaniałą willę dla swej kochanki (niedawno była wystawiona na sprzedaż - 1 miliard euro, nawet tutaj to zrobiło wrażenie) miał również ochotę na ziemię którą chciała baronowa, wybudowała wspaniałą willę i stworzyła równie okazałe ogrody. Wszechobecny luksus, przepych i szalony miks wszystkiego ze wszystkim co było wartościowe i mogło zrobić wrażenie. Ale o gustach tu nie dyskutujemy. Jak wiadomo nie należy tego robić. Willa jest wspaniale położona, z obydwu stron jej olbrzymie okna wychodzą na morze które baronowa kochała ponad wszystko. Efekt zapiera dech w piersiach. Tak można mieszkać. Ale właścicielka nie tylko tu mieszkała, przede wszystkim było to miejsce rozlicznych spotkań ówczesnej śmietanki towarzyskiej. Prawie słyszymy przyciszone rozmowy gości, czasem niepohamowany, natychmiast tłumiony wybuch śmiechu, słyszymy brzęk doskonałej porcelany, w powietrzu unosi się intensywny zapach perfum, a treny sukni delikatnie suną za wątłymi kibiciami przedstawicielek socjety... Cały wystrój, porcelana, wspaniałe gobeliny na ścianach, bibeloty, rzeźby...Wszystko pełne blichtru. Zresztą jedynym zajęciem baronowej było wydawanie pieniędzy tej bogatej bankierskiej rodziny i to widać że ich nie brakowało.
Natomiast nie można jej odmówić talentu przy tworzeniu ogrodów. Jest ich kilka. Na nas szczególne wrażenie zrobił ogród hiszpański. Wchodząc do niego poczuliśmy cudowny chłód i zapach roślin (a temperatura zbliżała się do 28 stopni). Wspaniale zaaranżowany, z wkomponowaną wszechobecną wodą. Zresztą woda została również wykorzystana w ogrodzie francuskim na który otwiera się willa. Fontanny pracujące w rytm muzyki klasycznej co kilka minut włączanej uzupełniają całość . Wspaniale że baronowa przekazała willę w 1934 Francuskiej Akademii Sztuki i że możemy się wszyscy nią teraz cieszyć.

James - 2021-09-28, 09:36

C.d.
James - 2021-09-28, 09:39

I jeszcze trochę:
James - 2021-09-28, 09:41

Jeszcze garść informacji praktycznych. Jest mały parking i przed willą i za bramą na jej terenie ale nawet z ostrzeżeniem że dla małych samochodów . I zakaz wjazdu dla kamperów pognieciony już przez któregoś. Oczywiście go zignorowaliśmy. Ale jest bardzo ciasno. Ledwo, ledwo dla Jamesa , więc już wiecie wszystko. Lepiej poszukać miejsca nie wjeżdżając pod samą willę. Bilety 16 euro, ulgowy 15 (to 1 euro to na pampersy - jedno z nas jest emerytem to sobie mogę życzliwie dworować :lol: ). Są przewodniki audio, ale nie korzystamy z takich (nawet ochroniarz nam przypomniał, że są , ale jak wyjaśniliśmy mu że chcemy chłonąć atmosferę to się uśmiechnął z pełnym zrozumieniem).
James - 2021-09-28, 09:44

Dłuuugo szukaliśmy miejsca na nocleg. Małżonek wcisnął nas nawet do Saint Tropez. To prosta droga do zniechęcenia żony do kamperowania. Nie radzę. :szeroki_usmiech Wyjechaliśmy w całości. Cruchot'a nie było. Za to ludzie byli wszędzie. Dużo ludzi i jeszcze więcej pojazdów. Pomiędzy jednym niespełna rozumu kamperem z Polski (czyli nami), dostawczakami, kurierami, dziesiątkami osobówek, krążyły motory...
Kolejne miejsca były fajne ale...w porcie zakaz dla nas od 1 kwietnia do 30 września (kilka kamperów stało, ale my chcemy mieć spokój a nie się tłumaczyć), a w kolejnej miejscowości do 28 września ( a był 27) do 23.30 kręcą film i też zakaz. W końcu stanęliśmy w Le Rayol. Nad samym morzem oczywiście barierki, ale tam się Jamesem nie pchaliśmy. Za to poszliśmy na wieczorny spacer nad morze. Woda cieplutka ( za chwilę idziemy popływać), widoki ! Sami zobaczcie na zdjęciu. A 50 metrów od Jamesa piekarnia. No to wyskoczyłam rano po croissanty do kawy.

grzegorz_wol - 2021-09-28, 23:24

Tak się mi skojarzyły pewne słowa:

"Baron Rothschild, osiemnastowieczny brytyjski noblista i członek rodziny bankierów Rothschild, powiedział kiedyś “Czas do kupowania jest wtedy, gdy na ulicach jest krew.”

Bywa zatem że czasami różowe wcześniej było czerwone.

A propos kontekstu to Twoje opisy są tak sugestywne że na zdjęciach widzę już tylko to co wcześniej przeczytałem. :haha:

Sam już nie wiem czy zaczynać od czytania czy oglądać wpierw fotki?

Po zastanowieniu ... najpierw wyobraźnia potem konfrontacja :ok

A ... "treny sukni".... zmiotły mnie razem z kurzem. :kwiatki:
:spoko

James - 2021-09-29, 14:41

Cytat:
A ... "treny sukni".... zmiotły mnie razem z kurzem.


No dlaczego, dlaczego nie piszesz relacji? Przecież to jest piękne!
Po takich komentarzach jak Twój to po prostu chce się pisać.
Pozdrawiamy.

James - 2021-09-29, 14:49

Kąpiele, kąpiele, kąpiele. Po 10 dniach na dziko pora na camping. Zawsze mogę liczyć na męża że wybierze takie miejsce że mucha nie siada , a jak siada to z wrażenia :lol: . Camping w starym stylu, zresztą tak też opisywany przez internautów. Jedni chwalą, drudzy nie. Jak zawsze. Dla nas raj na ziemi. Bezcenny cień który dają drzewa, a przede wszystkim bambusy (temperatura zbliża się do 30 stopni , a w Jamesie mamy 24). Prywatna plaża, maleńka ale po co nam więcej. Temperatura morza ? Nie mamy termometru , a Francuz zapytany w wodzie włożył palec i powiedział ze śmiechem 23-24. Wiele się nie pomylił. Sprawdzaliśmy w internecie. Ok. 22-23. Dla nas super. Zresztą my się chętnie kąpiemy w Bałtyku, więc 22-23 przy 18-20 to i tak dobrze. Towarzystwo międzynarodowe. Sporo Francuzów, Niemcy, Litwini, Rosjanie, Polaków brak. No poza jednym który zatrzymał się rowerem przy nas gdy tu wjeżdżaliśmy. Okazało się, że jest na sąsiednim campingu i zostanie tam do początku listopada. Sympatyczny człowiek. Wymieniliśmy parę zdań. Tamten camping jest z tego co mówił chyba lepszy dla dużych kamperów, bo tu raczej dla takich ciasnawo. Zresztą nie widzieliśmy ani jednego, a ludzi jest sporo. Ale mimo to cisza i spokój. Każdy w swoim kąciku. Wczoraj wieczorem kiedy camping zasypiał słychać było świerszcze, ktoś daleko rozpalał grilla i była fajna łuna, campingowy kot robił obchód , a kura przyszła i wydziobała okruszki Jamesa, naprawdę!
Francuzi są zabawni. Kąpiemy się, a w wodzie w pewnej odległości od nas zanurzone mniej więcej do piersi stoją dwie osoby. Myśleliśmy, że są głuchoniemi i dyskutują językiem migowym. Dopiero kiedy się zbliżyliśmy usłyszeliśmy że rozmawiają normalnie, strasznie podekscytowani, wyraźnie o polityce (nie wypadało podsłuchiwać) i po prostu gestykulują! A do tego mimika! Ach jak żałowałam, że jestem w wodzie i siłą rzeczy nie mogę tego sfilmować. Rewelacja. Łącznie z pisaniem w powietrzu. Nie mogliśmy oderwać wzroku.
Dzisiaj spacer po bagietkę i ciasteczko. 2,5 km w jedną stronę. Co to dla nas? Mąż się ze mnie śmieje, że gdybyśmy mieli mieć jacht to powinien być duży. Dziwię się dlaczego? I słyszę "koniaku nie pijesz, cygar nie palisz, to co ty byś na nim robiła? latałabyś wkoło". To fakt- energii mi nie brakuje. Jak kiedyś kupię sobie psa to to będzie wyżeł.
Zanim pojedziemy dalej to trochę klimaciku Ferme de Pradeau (to nasz camping):

Piasek1 - 2021-09-29, 15:13

Mając na uwadze masę zdjęć z sezonu wakacyjnego jakie się tu i ówdzie widziało, jakie wielu znajomych przysyłało z miejsc gdzie byli, urlopowanie od czerwca do końca sierpnia to jakieś nieporozumienie. Jak widać po Waszej wyprawie "tak po 15tym września" to najlepsza pora aby zacząć wakacje. Z resztą sam 2 tyg. temu byłem nad polskim morzem i było bajecznie
Pozdrawiam i podziwiam fotki z rozdziawioną japą :bigok

P.S.
Old Mercedes never die :mrgreen:

James - 2021-09-29, 15:18

Dla nas to pierwsze tego typu doświadczenie. Zawsze wracaliśmy koło 10-go września. Ale teraz będziemy inaczej planowali wyjazdy, bo naprawdę bez tego całego tłumu to jest to.
Cieszę się że jedziesz z nami. I dzięki za piwko.
Pozdrawiamy :spoko

P.S. chyba pojawił się później. Przecież bym nie przegapiła! No pewnie! Skończone 37 lat i co wyjazd to młodszy :lol: A poważnie to chyba tylko jemu można bezgranicznie zaufać. Tfu, tfu...

LukF - 2021-09-29, 20:25

Dopiero teraz znalazłam Waszą relację. Ponieważ Francja jest dla mnie białą plamą więc chętnie podążę Waszymi śladami. Kiedyś. :spoko
grzegorz_wol - 2021-09-29, 23:23

James napisał/a:
Cytat:
A ... "treny sukni".... zmiotły mnie razem z kurzem.


No dlaczego, dlaczego nie piszesz relacji? Przecież to jest piękne!
Po takich komentarzach jak Twój to po prostu chce się pisać.
Pozdrawiamy.


A nie .... jedną relację z wycieczki popełniłem :ok i to z Francji właśnie.

Ale gdzie mi tam....

Nieco usprawiedliwia mnie fakt, że pisałem po jakimś czasie po wycieczce a będąc na niej nie sądziłem że ją kiedyś opisze....

Słowem kombinowałem po fakcie jak sprzedać ubogą dokumentację fotograficzną :ok

A że uwieczniłem głównie trochę złomu, betonu i bliżej nieokreślonych krzaków to wyszło jak wyszło... :haha:

Poprawię się.
:spoko

James - 2021-09-30, 08:59

LukF, życzymy Ci tego z całego serca.

Anras, dzięki za piwko.

Grzegorz_wol, no przyznaję się bez bicia- przegapiłam. Ale jak spojrzałam na datę umieszczenia to już wiem dlaczego. To był zupełnie zwariowany czas. Ale teraz tylko zajrzałam. Nie...Taki wypracowany tekst to trzeba czytać w odpowiedniej oprawie- czas, kawa, nastrój. A tu powoli czas nas goni bo plany jeszcze bogate. Z wielką przyjemnością przeczytam!

James - 2021-09-30, 09:05

Zanim wrócimy do tego co lubimy najbardziej czyli aktywnego zwiedzania jeszcze jeden wątek. Pora się ruszyć bo siedzimy tu już dwa dni i James zaczął zapuszczać korzenie, a w okolicach solarów na dachu wypuścił pierwsze listki.
Bohaterem dzisiejszej opowieści ... A właściwie powinnam powiedzieć "bohater jest..." To pod wpływem Michela Moran który niezmiennie nas bawi i lata temu gotując chyba jajka w koszulkach użył w programie określenia "bohater jest jajek" To zdanie weszło na stałe do naszych zabawnych powiedzonek.
Dzisiejszy bohater to ktoś kogo znacie wszyscy i wszyscy szczerze nienawidzicie, wasze psy też, nie wiem jak z kotami. To ktoś kto zatruł nam ( a szczególnie mnie) życie szczególnie w tym roku. To ktoś kto mnie kocha ponad wszystko, ktoś kto kiedy tylko pojawię się w okolicy , porzuci wszystko i powita mnie z głośno wyrażaną radością. Mój małżonek znał kiedyś panią ( nie będę się tu wdawała w szczegóły) która gdziekolwiek się pojawiła to ciągnęli za nią faceci. Za mną ciągną (jak ostatnio dusząc się ze śmiechu zauważył)... komary. Bo to o nie tu chodzi.
Nie wiem jak u Was ale pod tym względem ten rok jest szczególny. James oczywiście ma moskitierę w dwóch oknach ale wszyscy wiecie jak to hamuje bezcenny przepływ powietrza. Więc zaopatrzeni we wszystkie możliwe środki - offy, brosy, środki przywiezione kiedyś z Węgier (kupiliśmy je wchodząc do sklepu i odgrywając pantomimę z obrazowym bzzzzz), elektryczną paletkę nazwaną przez nas komar-killer , często ryzykujemy. A że lubimy powietrze, chłód i pootwierane na oścież drzwi i okna, to mają używanie. Tak na marginesie to jesteśmy często najbardziej pootwieranym kamperem nawet- w granicach rozsądku- kiedy stoimy na dziko.
Wracam do tego roku. Kilka razy pojechaliśmy na parę dni "w Polskę", a to Biebrza, a to Ujście Warty (no wiem, wiem, gdzie miałyby być jak nie tam?). Było ich tyle że część o wyższym ilorazie inteligencji znalazła wejście nawet przez malutką szparkę pod moskitierą. Właściwie tylko w Katowicach mogłam spać spokojnie. Ale to miasto się w ostatnich latach popisało. Na wielu świeżo odremontowanych budynkach zainstalowano dziesiątki budek dla jeżyków i problemu komarów nie ma, a był, uwierzcie mi (zresztą komu jak nie mnie?). Kiedy tylko pojawia się to brzęczące paskudztwo to wracają z Afryki moje ukochane jeżyki i z charakterystycznym piskiem w powietrzu zaczynają zjadać dziennie więcej komarów niż same ważą. A jeszcze życie spędzają w powietrzu, nawet łapki mają w znacznym stopniu zredukowane, więc problem odchodów nie istnieje, elewacja też jest czysta.
Ale wróćmy na Lazurowe Wybrzeże. Może Wy mi powiecie czy tutaj ten rok jest szczególny? Przecież to jest morze! A komary nie lubią wiatru! Wiem, bo zawodowo jesteśmy co miesiąc przez cały rok nad morzem po kilka dni i jest spokój. Już nawet podejrzewaliśmy, że my je tu po prostu przywieźliśmy. Ale nieeee.... Tłukę, tłukę, a tu ciągle świeże porcje. Nie uwierzycie, ale kiedy to piszę to kilka razy musiałam sięgać po komar-killera i tłuc bractwo prawie na ekranie komputera! Może to ten bambusowy zagajnik w którym jesteśmy?
A wracając do dzisiejszej nocy. Znacie to wspaniałe uczucie kiedy już smacznie odpływacie w objęcia Morfeusza, myśl biegnie coraz wolniej i nagle...nie wiadomo skąd...drobne bzz...Stajecie się czujni, przykrywacie to i owo i... nasłuchujecie. Chwila ciszy...bzz...Nie ruszacie się. Próbujecie wyczuć gdzie usiądzie. Wystawiona jest tylko twarz i jedna ręka , a właściwie dłoń, ta która za chwilę będzie walczyć. Więc wstrzymujecie oddech, bzzz..., nawet czujecie lekki podmuch skrzydełek, i...chlast się w buzię! Nic z tego. Za chwilę kolejna próba. Czasem słychać bzz, a po uderzeniu wyraźnie podczas ucieczki zaplątał się we włosy i za chwilę nerwowe bzzzzzzz.... Tak miło pożegnali nas tutejsi mieszkańcy bo opuszczamy już Morze Śródziemne.
Cóż, życzę Wam jak najmniej nocy w takim upojnym (upojonym Waszą krwią) towarzystwie.

Piasek1 - 2021-09-30, 09:31

Ja się nie wypowiadam: mieszkam na wsi, komary mamy od marca do października. Mimo moskitier na każdym oknie i tak france włażą jak nie wentylacją to wciągniete cugiem otwieranych drzwi bo siedzą we wnękach. W tym roku plaga much, wielkie, czarne robacznice. Od tygodnia popołudniami całe ściany południowo zachodnie aż czarne tak obsiądnięte ? przez te france.
Jaskółek nam brakuje i całej licznej reszty żywiącej się tym paskudztwem.
Co dziwne: latem tyle tego ciaciarajstwa nie było co właśnie teraz jesienią.

izola - 2021-09-30, 10:00

Bonjour Madame James,
z wielką przyjemnością czytam waszą wpaniałą relacje i zachwycam się waszymi przepięknymi fotkami. Jak zwykle to lektura przednia. Madame James :roza:
Pomaga mi to by się już lekko nastroić do zbliżającego się tranzytu na zimwoisko...to i ja sobie uszczknę trochę tej "Francji Elegancji" :lol:

James - 2021-09-30, 19:33

Piasek1, masz 100 % racji. Na Węgrzech już nas parę razy chciały zeżreć żywcem komary w Lipocie, ale tam nie ma ani pół jaskółki. Natomiast w Bogacsu i w miejscu gdzie się ludzie zatrzymują po drodze do Chorwacji ( w tej chwili nie pamiętam nazwy , ale znajdę) mimo, że jest cudowna głęboka zieleń to problemu komarów nie ma. Bo? W jednym i drugim miejscu jaskółki są mile widziane. Wystarczy przybić deseczki pod gniazdami ( tak zrobiono w obydwu przypadkach) i problem z głowy. Już mój dziadek, który zmarł w 1971 roku tak robił.
James - 2021-09-30, 19:37

Izola, jak miło Cię "czytać". Już się martwiłam że Madame Izola tu nie zagląda. Ja się zupełnie wylogowałam z FB i nie zamierzam tam wracać, a tu jest sporo fajnych ludzi. Miło, że relacja Ci się podoba i inspiruje. Dziękuję za pochwały i piwko. Pozdrawiam :bukiet:
zefirwypasu - 2021-09-30, 20:29

Fajnie się czyta i ogląda, miłego wypoczynku!
James - 2021-10-01, 08:51

Zefirwypasu, dzięki serdeczne! Miło mi. I oczywiście dziękuję za piwko.
James - 2021-10-01, 08:56

grzegorz_wol napisał/a:
James napisał/a:
Cytat:
A ... "treny sukni".... zmiotły mnie razem z kurzem.


No dlaczego, dlaczego nie piszesz relacji? Przecież to jest piękne!
Po takich komentarzach jak Twój to po prostu chce się pisać.
Pozdrawiamy.


A nie .... jedną relację z wycieczki popełniłem :ok i to z Francji właśnie.

Ale gdzie mi tam....

Nieco usprawiedliwia mnie fakt, że pisałem po jakimś czasie po wycieczce a będąc na niej nie sądziłem że ją kiedyś opisze....

Słowem kombinowałem po fakcie jak sprzedać ubogą dokumentację fotograficzną :ok

A że uwieczniłem głównie trochę złomu, betonu i bliżej nieokreślonych krzaków to wyszło jak wyszło... :haha:

Poprawię się.
:spoko


Grzegorz_wol, zadbaliśmy o właściwą oprawę czytając Twoją relację. Na szczycie jednego ze wzgórz prowansalskich, z widokiem na zasypiający Masyw Luberon, w absolutnej ciszy, oczywiście w Jamesie, czytałam na głos Twoją relację z wyprawy m.in. do Verdun (mam wprawę, bo zanim rozpowszechniły się audiobooki czytałam używając latarki na głos przeróżne powieści kiedy nocami wracaliśmy z trasy. Taka drobna dygresja- kiedyś w okropnych warunkach atmosferycznych, śnieżyca, -20, czytałam "W księżycową jasną noc" W.Whartona. Tak się wpisała w scenerię i zrobiła na nas takie wrażenie, że do dziś to wspominamy. Pewnie czytałeś? Jeśli nie- szczerze polecam.). Ale wracam do Twojej relacji. Jest tak pełna emocji, bólu i wrażliwości że gdy sobie wyobrażę co by było gdybyś pisał ją na bieżąco...Z autopsji wiem jak ulotne są odczucia, nastrój chwili. Verdun zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Stałam pomiędzy tymi tysiącami białych krzyży myśląc o tym, że za każdym stoi tragedia, śmierć, stracony mąż, ojciec, syn, a nade wszystko coś co jest bezcenne- życie. Targały mną różne uczucia. M.in. wściekłość na polityków którzy tym biednym ludziom zgotowali ten los. Po takich miejscach długo nie mogę wrócić do dobrego humoru który mi zwykle towarzyszy. Ale nie omijam ich. Snujemy się z mężem po bunkrach, okopach, ja odbieram to bardziej, że tak powiem "humanistycznie", a mąż zwraca mi uwagę na aspekty techniczne np. na to że w środku wojny zorganizowano żołnierzom toalety na poziomie (oczywiście na miarę czasu i miejsca) w Twierdzy Verdun. Tylko tyle, lub aż tyle żeby ułatwić tym dzielnym ludziom przynajmniej jeden aspekt życia. Pamiętam ten klimat kiedy stojąc w ciemnościach wnętrza twierdzy oglądaliśmy to miejsce i o tym dyskutowaliśmi, a obok mijali nas ludzie którzy chyba nie wiedzieli na co patrzą. Ale my tak jak Ty przygotowujemy się do tego co zobaczymy. Kiedyś na Węgrzech w drodze do Mohacza tyle się naczytaliśmy i nadyskutowaliśmy, że kiedy tam dotarliśmy to prawie się spodziewałam Turka z nożem w zębach który zaraz skądś wyskoczy. Zresztą zwiedzaliśmy to miejsce w niesamowitym upale, z parą Niemców którzy dojechali na motorach. Polacy z Niemcami dyskutują o strategii wojennej, przed wiekami, ale zawsze.
Jeszcze jedna uwaga. Dla nas to jest niesamowite że to samo miejsce - okolice Verdun było terenem ciężkiej batalii I Wojny Światowej (trzeba pamiętać, że dla Francuzów to była prawdziwa tragedia- I Wojna nie II. Prawie każda rodzina tutaj kogoś wtedy straciła) a potem w ćwierć wieku później powstają umocnienia (doskonałe techniczne, ale błędne strategicznie z punktu widzenia obrony Francji np. Fort Hackenberg) i miejsce to jest ponownie uwikłane w konflikt II Wojny Światowej.
Kurczę...i co Ty narobiłeś? Miałam pisać o miejscu gdzie jesteśmy! My musimy się zbierać! A poważnie to dziękuję Ci za tę relację i pisz proszę, najlepiej na bieżąco.

ZbigStan - 2021-10-01, 20:13

James, Dla mnie już wszystko jasne. Jesteś znaną pisarką, podrózującą pod pseudonimem. Bardzo mnie to cieszy bo CT zyskało świetne pióro. Następną książkę proszę napisać o podróżach kamperem, zamawiam egzemplarz z autografem. Pozdrawiam. :roza:
James - 2021-10-02, 09:20

ZbigStan, dziękuję bardzo, ale jestem tylko zwykłą kobietą. Od dziecka biegałam sama do biblioteki i czytałam, czytałam. I szukałam takich książek, które zupełnie przeniosą mnie w inny świat. I tak staram się pisać. Cieszę się że mogę sprawiać przyjemność miłym czytelnikom CT.
James - 2021-10-02, 09:26

Prawdziwy klimat Prowansji. Pewnie najważniejszym symbolem jest lawenda. Ale jej nie ma i nie będzie aż do wiosny/lata. Zostały smętne niziutkie "krzaczki". My kiedy myślimy "Prowansja" to od lat stoi nam przed oczami miejscowość Bonnieux. To tam zajechaliśmy prawie dokładnie 11 lat temu (20 września 2010 r.). Ach, jaki James był wtedy młody! Mieliśmy go raptem 2 lata i nasza miłość była taka świeżutka i płomienna. Nosiło nas strasznie. Każdy czas i miejsce było dobre. I wtedy jakimś cudem będąc w tym rejonie wdrapaliśmy na samą górę Bonnieux. Stał tam jeden kamperek niemiecki i my. I tak spędziliśmy spokojną noc z niesamowitym widokiem na Masyw Luberon. Później poranny spacer jeszcze wyżej i w dół do muzeum piekarni. Ależ tam jest klimat! Średniowieczna miejscowość. Stare, urokliwe mury które zdają się opowiadać historię . Byliśmy zaskoczeni że tu tak mało turystów. O słodka naiwności! Tak było dopóki nie zjechaliśmy na dół. A tam tłum. Wjechaliśmy prawie w talerze ludzi siedzących na zewnątrz restauracji. Ach! Gdyby wzrok mógł zabijać to James leżałby tam z kółkami w górze a my razem z nim. Ale to było dawno...
A wczoraj pamiętając to wspaniałe miejsce spróbowaliśmy je znaleźć. Wszystko było pięknie aż do zamkniętej drogi i objazdu (czyli deviation- cóż...nam zgoła dewiacja z czym innym się kojarzy, ale niezmiennie nas od lat to słowo we Francji bawi). Nasza Agatka zupełnie się pogubiła i zaczęliśmy krążyć. W pewnym momencie widzimy ostrzeżenie o 2 m wysokości. Pięknie! A my nie mamy alternatywy. Mój odważny małżonek mówi jedziemy! A ja - jak my tam zawrócimy? Z duszą na ramieniu ruszyliśmy. Droga coraz węższa, żeby się wyminąć jeden samochód musi się cofać. O rany! W końcu proponuję mężowi żeby stanął w cieniu przepięknych platanów a ja się wdrapię na górkę żeby zobaczyć gdzie te 2 metry. Na szczęście to były strachy na lachy i skądinąd rozsądna próba zniechęcenia kamperków do wjazdu w te wąskie uliczki. James zawył i wdrapał się na górkę. Ufff...Jeszcze trochę się pokręciliśmy i znaleźliśmy "nasze" miejsce.
Rano w promieniach słońca obowiązkowy spacerek ukochanymi uliczkami. Drobne zakupy. W końcu jak korzystamy z gościnności to staramy się też miejscowości coś dać. Więc piekarnia. Klimacik. Para Anglików kończąca kawę przy stoliku. Obydwoje w kapeluszach. Coś tam mi się udało moim "szpiegowskim" ptasim aparatem zrobić, ale bezczelna nie jestem. Bagietka, croissant maślany i ciasteczko o nazwie "snikers" ( tarteletka wypełniona pyszną czekoladą, orzeszkami ziemnymi i karmelem, a u góry złoty orzeszek wykonany z czekolady, co Wam będę mówić- jak wyglądało tak smakuje). I jeszcze sklep m.in. z serami do którego wciągnął nas kot. Stał przed nim, chętnie dał się pogłaskać. Panie powiedziały że został porzucony przez wczasowiczów i sąsiadka się nim zaopiekowała, ale mąż stwierdził, że z tym porzuceniem to może nie było tak, może kotka powiedziała "ja tu zostaję". Zresztą piękna, wyraźnie mix jakiegoś rasowego z dachowcem. Takie połączenia są najlepsze. Kupiliśmy kawałek mojego ukochanego comte i reblochon dla ślubnego. A później wdrapaliśmy się do Jamesika jakimś skrótem, ścieżką przez lasek, strasznie stromą i jeszcze na dodatek coś mi męża użarło w palec u nogi. Na szczęście bolało tylko przez kilka godzin i przeszło.
Mężowi Bonnieux skojarzyło się z Pompejami (one jeszcze przed nami- kiedyś...). Te kamienne budowle prowansalskiego miasteczka przetrwały niezmienione, a cywilizacja rozwija się i pędzi gdzieś tam na dole. Ja z kolei myślę, że ludzie kiedyś tu wrócą porzucając ten pośpiech miasta, zresztą już teraz nic tu nie jest do sprzedania.

James - 2021-10-02, 09:30

Jeszcze trochę Bonnieux:
James - 2021-10-02, 09:37

Jedziemy dalej. Przed nami kolejny symbol Prowansji. Ochra. Jeszcze nie mieliśmy okazji jej zobaczyć. Już wjeżdżając w rejon Roussillon rzuca nam się w oczy tu i ówdzie na poboczu piękny rdzawy kolor. A potem było jej już tylko więcej. Najpierw muzeum zorganizowane w starej fabryce ochry - bardzo ciekawy film przedstawiający jak wyglądało pozyskiwanie ochry- ciężka fizyczna praca z kilofem lub wypłukiwanie wodą. Potem suszenie, mielenie, odsiewanie... Zachowane, można by powiedzieć ocalone maszyny do przerabiania ochry aż do osiągnięcia idealnego proszku o przeróżnych zastosowaniach. Zapach przy tych maszynach do złudzenia przypomniał mi ten w zakładach włókienniczych z którymi jesteśmy zawodowo związani. Jakaś mieszanina smarów, metalu, czegoś bliżej nieokreślonego... Zresztą wystarczy odwiedzić wspaniałe Muzeum Historii Przemysłu w Opatówku z świetnym działem poświęconym włókiennictwu żeby wiedzieć o czym mówię. Jesteśmy prawie sami. Ten cudowny moment kiedy sezon się skończył. A jeszcze minęła 12-ta i Francuzi jedzą. Ja jeszcze nie padłam z głodu bo pomógł mi "croissancik" . Ach ten smak masła. (Jak już kiedyś w swojej relacji radziłam zawsze szukajcie maślanego - croissant au beurre bo "nature" tak nie smakuje. Oczywiście rzecz gustu. Ja kocham ten moment kiedy zatapiam zęby w tym delikatnym rogaliku a w nos uderza mnie zapach masła i w tym samym momencie jego smak rozlewa się po podniebieniu (tak na marginesie- wiem, wiem, wielu uzna to za herezję - ale tęskniąc za Francją można kupić croissanty (te wypiekane na miejscu, nie do samodzielnego pieczenia) w naszym Lidlu- naprawdę nie mają się czego wstydzić. A jak jeszcze traficie na ciepłe...).Ale wracam do ochry. Worki pełne różnokolorowych farb skojarzyły mi się z dawnymi czasami kiedy same z mamą tworzyłyśmy kolor żeby pomalować ścianę pokoju. Do białej farby kredowej dosypywało się pigment, mieszało i już. A że to była komuna to barwnik był pewną tajemnicą. Kiedyś kupiłyśmy odcień "kanarkowy". Nie wiem jak dla Was ale dla mnie kanarek jest żółty. Wyszedł zielony! Znowu odpłynęłam...
Paleta barw wspaniała - od żółci do ciemnego rdzawego koloru. Odcienie uzyskiwane m.in. przez podgrzanie. Domy wykańczane w ten sposób przepiękne, ciepłe, gustowne, wszystkie w podobnym stylu. Całe Roussillon tak wygląda. A ochra? To trzeba zobaczyć. Te wypłukane formacje skalne "zwietrzeliny" jak to pięknie określa Wikipedia, jeszcze oświetlone słońcem które było tak miłe że się spisało ( a nadchodzi lekka zmiana pogody). Snuliśmy się wygodnymi ścieżkami, przysiadaliśmy na ławeczkach. Ścieżki, pobocze, wszystko obsypane rdzawym pyłem. Nieliczni turyści ubrani prawie wszyscy tak jak im radził wujek Google na ciemno (lemingi, jak babcię kocham, jak im każą to wszystkie skoczą w przepaść (podobno nie)), a my, jednostki niezależne- ubraliśmy się w ulubione jasne kolory. I co? I nic. No chyba, że będę się czołgać po tych górkach, ale nie można bo są barierki. Może gdyby był wiatr... Śmiałam się, że jak się upaprzemy to James nas nie wpuści do środka. Atmosfera tego październikowego popołudnia była super. Ludzi niewiele. Wyobrażamy sobie jak to wygląda w sezonie- tłum i upał. Ale nie w tej chwili. Postarałam się oddać atmosferę zdjęciami. Mam nadzieję, że mi się to udało.

James - 2021-10-02, 09:41

I obiecana ochra:
James - 2021-10-03, 09:47

Opactwo Montmajour (Abbaye de Montmajour). Jakoś podczas tych wakacji nie po drodze nam było z zabytkami sakralnymi. Ale jeden wybraliśmy. Monumentalne resztki olbrzymiego bogactwa i świadectwo równie wielkiego gniewu ludu na rozpasanie. Pouczająca wycieczka w przeszłość i możliwość obserwacji konsekwencji powyższego. Klasztor systematycznie przez stulecia rosnący w siłę zniszczony razem z setkami innych podczas Rewolucji Francuskiej. Później popadający w coraz większą ruinę. Dzisiaj zwiedzając ten obiekt dalej czujemy ogrom tej budowli. Resztki kościoła, wieża, wspaniałe krużganki, nawet piekarnia!, bardzo ciekawe miejsca pochówku wykute w skale na zewnątrz, maszkarony które jakimś cudem przetrwały zawieruchy dziejowe, wszystko to jest warte zobaczenia. My jeszcze trafiliśmy na moment kiedy na terenie kościoła i krypty można było wysłuchać muzyki. Nie będę marudzić, ale dźwięki w większości samego kontrabasu średnio korespondują z takim wnętrzem. Spotkaliśmy się już z lepszym doborem muzyki do wnętrza.
Nasuwają nam się refleksje (zresztą nie po raz pierwszy) jak wielka była przepaść cywilizacyjna pomiędzy ówczesną Francją a Polską. Strasznie u nas ciężko o zabytki romańskie. Pamiętam z czasów szkolnych systematycznie wymienianą Kolegiatę w Tumie. Kiedyś tam podjechaliśmy, dawno temu (30 lat?) i przeżyłam szok. Zaniedbana, zasypana gruzem, opuszczona. Dzisiaj jak zajrzałam do internetu to zobaczyłam hurra-optymistyczne opinie. Muszę tam znowu zajrzeć. Ale wielkości budowli nic nie zmieni. Całą tę Kolegiatę w Tumie można by ustawić tutaj w nawie głównej - spokojnie by się zmieściła.
Opactwo Montmajour co roku 3 maja ściągało kilkanaście tysięcy wiernych, decydowało o życiu i śmierci całej okolicy, w końcu to nie tylko władza opactwa, ale przede wszystkim pobliskiego Awinionu, a później ci sami wierni z równym zaangażowaniem niszczyli te budynki wyraźnie nie obawiając się gniewu bożego, a może po prostu w niego nie wierząc, bo jak inaczej wyjaśnić to niszczenie. A to było ok. 250 lat temu! Nic nie pomogły maszkarony przedstawiające pożeranie maluczkich. Wiele razy w historii obserwowaliśmy że ludzi można gnębić tylko do pewnego momentu, a jak zostanie przekroczona ta linia...

James - 2021-10-03, 09:53

C.d.
grzegorz_wol - 2021-10-03, 21:39

W Opatowskim muzeum byłem z 20 lat temu a i tak udało się Tobie przywołać z pamięci to " bliżej nieokreślone". Na "To" zdarza się też trafić w starych magazynach z cegły z drewnianą konstrukcją wewnątrz. Fakt rzadko "to" się już wyczuwa. :spoko
daro35 - 2021-10-03, 22:01

:pifko poleciał za super relację :spoko
James - 2021-10-04, 07:54

Grzegorz_wol, masz rację. Czując ten zapach zawsze mówimy "o! skansen" :) Czasem zdarza nam się go poczuć przy drodze ( ale bardzo rzadko), jest trochę inny - to zapach a la Biskupin.
James - 2021-10-04, 07:56

Daro35, dzięki za piwko i dobre słowo :spoko
James - 2021-10-04, 08:07

Ach ta Prowansja... Planowaliśmy zwiedzenie Carriere de Lumieres czyli dawnych kamieniołomów w których na ścianach wyświetlane są obrazy impresjonistów, i nie tylko. Szkoda, że na taki pomysł wpadła w tym samym momencie połowa ludzkości. No, trochę przesadzam. Wybraliśmy październik, porę dnia kiedy Francuzi jedzą, ale niestety nie dało się inaczej i to niedziela... To co się tam działo to przekracza ludzkie pojęcie. Najpierw zobaczyliśmy ludzi wdrapujących się na skały żeby sobie zrobić selfie. Hmmm... No dobrze, ich wybór. A potem próbowaliśmy postawić gdzieś Jamesa. I nawet nam się udało. Ale pod skałami. A jak jakiś człowiek niespełna rozumu tam wejdzie i spadnie? Przecież poharata nam samochód. Empatii u nas brak. Nie wymagajcie za wiele, w końcu wakacje się kończą. I kolejna sprawa. Mamy oglądać w takim tłumie? O nie! Może kiedy indziej. W zamian podróż bocznymi drogami przez dziką Prowansję pełną drzew oliwnych, winnej latorośli, lawendy i zapachów. Och, o to chodziło! Staramy się zapamiętać ten piękny zapach żeby starczyło na całą zimę.
Wąskie, kręte drogi, jedno Porsche, drugie, trzecie...Zaraz...Dlaczego my nie mamy Porsche? Bo nawet gdyby nas było stać to nie chcielibyśmy. Chociaż...Jak sobie dzisiaj wyobraziłam jak pędzimy z mężem po tych drogach, jak wyje silnik, a my ścinamy zakręty... Nawet za którymś razem puściliśmy ich i Francja, elegancja, pięknie podziękowali. Wyraźnie ta trójka była razem. Mój ślubny powiedział już lata temu że Porsche to najpiękniejsza d...a świata i ja się z nim zgadzam mimo, że jestem kobietą. A tu było kilka najpiękniejszych d... świata! Jak ja kocham samochody! To przemieszczanie się wśród pięknych widoków, ten dźwięk miarowo pracującego silnika. Zresztą całe życie spędziłam w samochodzie. Cieszę się że nie dożyję upadku motoryzacji.
Jeszcze krótki podjazd do Gordes. Znalazłam w sieci namiary na miejsce z którego można zrobić dobre zdjęcie. Ale to jest też świetne miejsce żeby kogoś wrzucić w przepaść. Podjechaliśmy, James się wcisnął, podchodzimy, tyłem do nas stoi samotny facet i komórką robi zdjęcie. Jego mina kiedy podeszliśmy z tyłu, wcale się nie czając, był chyba zamyślony...To było czyste przerażenie. Tylko przez chwilę. Do czasu naszych wyjaśnień że nie mamy złych zamiarów. A potem już tylko śmiech i żarciki że to miejsce do zrzucania złych mężów. Ale wiecie co? To jest chore! Tam nie ma żadnej barierki. Mieszkam wysoko i nie mam lęku przestrzeni, ale nawet mnie zabrakło tchu. A jak zobaczyłam kawałek dalej gdzie ludzie wchodzą dla dobrego zdjęcia...Resztę Gordes sobie odpuściliśmy bo to Krupówki. Nie, dziękujemy.
Na dzisiejszą noc wybraliśmy miejsce z dala od wody, drzew, drutów. To wszystko obserwując pogodę. Idzie jakaś nawałnica. A wczoraj znaleźliśmy sobie fajne miejsce nad rzeką Gard ( dopływem Rodanu) które życzliwa gmina wyznaczyła miejsce za 6 euro i ledwo się rozłożyliśmy a przyszły dwie panie ze służb z informacją, że jest zagrożenie powodzią i mamy się przenieść za wał i mamy na to godzinę. Oczywiście to zrobiliśmy. Ale ponieważ to była sobota i jak my to nazywamy "gorączka sobotniej nocy" to okoliczne pijaczki zapragnęły kontaktu. Robiły grilla więc mimo, że udało nam się wyjaśnić że jesteśmy zmęczeni to nie wyglądało to dobrze. Po zastanowieniu zdecydowaliśmy się przenieść. Ponieważ już otworzyliśmy wino to ja prowadziłam. Jak facet pędzący z naprzeciwka po wąskiej drodze z głębokimi rowami po obu stronach ściął zakręt to mężowi czerwone, wytrawne w momencie wyparowało z głowy. Dojechaliśmy bezpiecznie. Andrzej się śmiał że jak nas zatrzyma policja to powinnam dostać medal za bezpieczną jazdę. Jeszcze ostrzegliśmy Niemców stojących kamperkiem obok żeby uważali (użyliśmy tłumacza elektronicznego bo nasz niemiecki wykracza tylko odrobinę poza zwroty grzecznościowe).
Jadąc w stronę kolejnego noclegu (w Grignan) zobaczyliśmy takie olbrzymie pola winnej latorośli że chyba nawet w Burgundii jest ich mniej. Dosłownie każdy kawałeczek obsadzony, rośliny stoją równo jak żołnierze wspierając się o siebie nawzajem i o druciki rozciągnięte wzdłuż szeregów. Są nieliczne fragmenty które wyraźnie czekają na nowego właściciela. Nie! Ogłoszeń nie ma. To widać. No! Ruszajcie na zakupy! Ja wszystkiego robić nie mogę. Za nimi gaje oliwne (bardzo dużo owoców w tym roku - kiedyś w Tunezji sympatyczny dziadek pokazywał nam u siebie w gaju że to dobry rok bo są obok siebie 2 oliwki- a tutaj- nie 2 - mnóstwo), a dalej góry.

zbyszekwoj - 2021-10-04, 08:51

James napisał/a:
.Dlaczego my nie mamy Porsche? Bo nawet gdyby nas było stać to nie chcielibyśmy.


Troche pojeździłem ,daje satysfakcję.

Niemcy mówia ,ze kto raz mial Porsche ten innym juz nie chce jeździć. :spoko

Oczywiscie 911.

LukF - 2021-10-04, 14:58

zbyszekwoj napisał/a:
James napisał/a:
.Dlaczego my nie mamy Porsche? Bo nawet gdyby nas było stać to nie chcielibyśmy.


Troche pojeździłem ,daje satysfakcję.

Niemcy mówia ,ze kto raz mial Porsche ten innym juz nie chce jeździć. :spoko

Oczywiscie 911.


Czemu nie może być inne? Jak do 911 mam włożyć 3 osoby??? :bajer

zbyszekwoj - 2021-10-04, 17:07

LukF napisał/a:
Czemu nie może być inne? Jak do 911 mam włożyć 3 osoby???


Trzecia z tyłu na leżąco. :haha:

Te inne Od Carrera, to takie jak inne. :diabelski_usmiech

James - 2021-10-05, 08:33

Zbyszekwoj, świetne, ale mąż użył nawet takich samych słów jak Ty " oczywiście 911 " :lol:
Pozdrawiamy :spoko

zbyszekwoj - 2021-10-05, 11:26

James napisał/a:
mąż użył nawet takich samych słów jak Ty


Ufaj we wszystkim mężowi , bedziesz szczęśliwa jak moja żona. :hello :haha:

James - 2021-10-06, 10:57

Zbyszekwoj, mądrze prawisz. A Ty żonie , a efekt dla Ciebie będzie ten sam :)
Tadeusz - 2021-10-06, 11:05

James, dziekuję. :bukiet:

Dzielenie się wrażeniami z podrózy i nabytą wiedzą nadaje podróżom sens.

:pifko

James - 2021-10-06, 11:18

Załamanie pogody i dwudniowe opady, tudzież temperaturę 12-13 stopni wykorzystaliśmy na przeskok. Silnik Jamesa mruczał (no co? licencja poetica), no dobrze - trochę głośniej mruczał, ciepełko grzało nóżki, a my połykaliśmy kolejne kilometry. Udało się trochę ponad 400. Zmierzaliśmy w kierunku ostatniego punktu programu. To podróż sentymentalna do miejsca które odwiedziliśmy 25 lat temu jeszcze naszą Wagunią - Ogórkiem. Teraz szukając pomysłu na punkt kończący te wspaniałe wakacje zaproponowałam mężowi Muzeum motoryzacji w Miluzie. Ale jestem żoną, prawda? Ten bezcenny błysk w oku - myślisz? Jak ja w muzeum czekolady. A przyznam się szczerze, że sama też chętnie zajrzę. To na fali miłości o której pisałam w wątku o Porsche.
Nie będę Wam tu przepisywać Wikipedii, albo umieszczać złotych myśli z sieci w stylu "to muzeum zaliczane do największych tego typu na świecie" bo już słyszę chrapanie niektórych, a reszta będzie marudzić - wiem, wiem. Poza tym ten temat pojawił się na Camperteamie nie raz. Pozwolę sobie tylko na kilka osobistych refleksji.
Jak to zwykle my przed zwiedzaniem troszeczkę podrążyliśmy temat. Mąż dokopał się do źródeł francuskich i przede wszystkim porwała nas historia życia pomysłodawców i twórców tego muzeum- braci Schlumpf. Utalentowani ludzie interesu, należący w latach 30-tych do elity francuskiej finansjery zainwestowali głównie w tekstylia a dzięki pieniądzom zarobionym w ten sposób mogli poświęcić się swojej pasji - samochodom. Niestety kryzys 1971 roku zakończył tę dobrą passę, a to co zdarzyło się przez kolejne dwa lata jest wydarzeniem bez precedensu. Otóż funkcjonujące już wtedy muzeum - efekt dziesięciu lat pracy - kilkaset samochodów, ba! samochodów, perełek, pracowicie odrestaurowanych przez fachowców z niebywałą dbałością o szczegóły (działo się to nawet w zakładach Bugatti, bo przede wszystkim o tych samochodach tu mówimy) zostało na dwa lata zajętych przez robotników w wyniku strajku w zakładach włókienniczych. Wdarli się do budynku muzeum i ta prymitywna tłuszcza ( cisną mi się na usta dosadniejsze określenia, ale trzymajmy jakiś poziom) nie tylko je zajęła, powiedziała że będzie te skarby sprzedawać ale (jak widzieliśmy na autentycznym filmie w muzeum) zaczęła palić te samochody!!! Wyobrażacie to sobie! Trudno opisać co czułam widząc podpalany, przewracany, bestialsko niszczony biedny samochód. Myślę , że mnie rozumiecie. Takie zachowanie w prywatnym obiekcie było możliwe chyba tylko w kraju w którym przed wiekami wybuchła rewolucja jaką pamiętamy. Wyobrażacie sobie że ktoś wejdzie do waszego domu, zniszczy wasz ukochany samochód, nie wiem? zastrzeli psa i powie że on tu teraz będzie mieszkał?!
W tej chwili po wielu perturbacjach, zapłaceniu przez państwo sporej kwoty i wykupieniu całości, bataliach sądowych wdowy po jednym z braci (zasądzono oddanie jej 60 samochodów w 1998) muzeum jest państwowe i możemy się rozkoszować tymi genialnymi zbiorami.
Istnieje też możliwość przejechania się jednym z mniej więcej 10 zabytków. 7 okrążeń za ok. 40-100 euro (zależnie od wybranego modelu). Małżonek początkowo kręcił nosem, że nie ma czasu ( no nie było, mieliśmy tylko 4 godziny, a o 15.30 zamyka się ta atrakcja), ale ponieważ tyle razy przejeżdżamy obok to obiecał mi, że przejedziemy się następnym razem, a jak zobaczył , że można wybrać Mustanga z 1965 to sprawa została "klepnięta". Zresztą kiedyś, na początku lat 90-tych wynajęliśmy w Mikołajkach motorówkę. 30 minut podzieliliśmy sprawiedliwie na pół i prowadziliśmy na zmianę, jak w "Policjantach z Miami" silnik zaryczał, dziób się uniósł, i pruliśmy jezioro stojąc a wiatr rozwiewał nam włosy...
A teraz niech przemówią samochody:

James - 2021-10-06, 11:26

C.d.
James - 2021-10-06, 11:39

C.d. Samochody de lux (jak je nazwano):
James - 2021-10-06, 11:46

Tadeusz, bardzo mi miło. Cieszę się że mogę się z Wami dzielić wrażeniami. Dziękuję za piwko.
Od CamperPapy! Jamesowi uderzy do głowy. :kwiatki:

James - 2021-10-06, 19:38

I to koniec opowieści. Jeszcze wpadliśmy na szybkie zakupy do ulubionego U , a tam niespodzianka. W miejscu zawsze w tej sieci nazywanym "cave" czyli piwnica, pojawił się zakątek, z dyskretnym oświetleniem, nie, zapach luksusu się nie unosił, ale stały sobie i leżały, a niektóre w szklanej gablocie, przednie trunki (wyłącznie wina, w końcu to Francja) w cenie od kilkunastu do kilkuset euro za butelkę. W tym momencie Francuzi wykonują charakterystyczny gest jakby się oparzyli. Ach ta Francja!
Jeszcze dwa noclegi, jak to ładnie ujęła nasza ukochana Nauczycielka, dzielnie nam towarzysząca -"na francuskiej ziemi". Po jednym z tych noclegów przywitały nas przesympatyczne krówki.
Pogoda się poprawiła i Francja pożegnała nas słońcem.
Miło mi że mogłam podzielić się z Wami swoimi wrażeniami i uczuciami. Zdaję sobie sprawę że czasami w sposób bardzo egzaltowany. Ale ja po prostu taka jestem. Nie jest to pamiętnik pisany i wydany po cenzurze z obawą " a jeśli to ktoś przeczyta?". Bez cenzury. Tak naprawdę myślę.

ZbigStan - 2021-10-06, 19:57

James, Piękna relacja. Życzę następnych szczęśliwych podróży, szczególnie po Francji. :pifko . Pozdrawiam.
@ndrzej - 2021-10-06, 22:11

Jeszcze raz dziękujemy za WSPANIAŁĄ podróż po Prowansji!!! :roza: :roza: :roza: :bukiet: :bukiet: :bukiet:
Mavv - 2021-10-06, 23:17

Wczoraj wszedłem na forum poszukać kilku informacji. Zaglądam na "Zagranicę" i widzę nowy wątek we "Francji" :) Widząc autora wiedziałem, że będzie znakomicie! Pooglądałem świetne zdjęcia, dowiedziałem się nowych i ciekawych rzeczy. Te tysiące figurek z pola bitwy jest hipnotyzujące! Oglądałem na powiększeniu niemal każde zdjęcie. Ta precyzja, te detale, ta uchwycona chwila... 15 lat ciężkiej i mozolnej pracy, by zadowolić oczy zwiedzających - jestem pełen podziwu dla autora (ów) i dziękuję Wam, że pokazaliście mi tak wspaniałą atrakcję. Oczywiście lampka wina już leci za wspaniałą relację!

PS. Ja też chcę do Francji!!!

grzegorz_wol - 2021-10-07, 00:29

Sprawiliście, że byłem z Wami choć nie ruszyłem się z miejsca.

Wielka to sztuka. Magiczna prawie.

Dziękuję.
:spoko

James - 2021-10-07, 16:40

ZbigStan, @ndrzej, Mavv, grzegorz_wol Strasznie się cieszę, że moja relacja Wam się podobała.
Dziękuję za piwka i za to , że komentowaliście, to zawsze dopinguje do pisania.

Mavv, kilka godzin wcześniej rozmawialiśmy z mężem, że jeszcze się nie odezwałeś :) Dziękuję za pochwały. Bardzo mi miło, że muzeum figurek Ci się spodobało. Życzymy jak najszybszego spełnienia marzenia wyprawy do Francji. "Ja też chcę do Francji" - Super! Jak ja to często powtarzałam!

Wszystkim, którzy podróżowali wirtualnie z nami i im się podobało życzymy:

Mavv - 2021-10-20, 22:44

James napisał/a:
Mavv, kilka godzin wcześniej rozmawialiśmy z mężem, że jeszcze się nie odezwałeś Dziękuję za pochwały. Bardzo mi miło, że muzeum figurek Ci się spodobało. Życzymy jak najszybszego spełnienia marzenia wyprawy do Francji. "Ja też chcę do Francji" - Super! Jak ja to często powtarzałam!


Ostatnio mało miałem czasu na forum, nie mam kiedy wejść... Jestem do tyłu, a powiadomienia nie zawsze działają - nie wiem czemu. Do kilku działów zawsze zaglądam - technika (różne poddziały) oraz zagranica (najczęściej Francja).
Nowy kamper skończony, teraz jeździmy po Irlandii głównie. W przyszłym roku pewnie uda się normalnie ruszyc za granicę, więc wreszcie skosztuję francuskich specjałów, smakołyków, a póki co, to musi mi wystarczyć czytanie Waszych relacji.
O własnie - nie wiecie może, czy we Francji jest wymóg zimówek lub opon wielosezonowych zimą? Coś jak w Niemczech.

Piasek1 - 2021-10-20, 23:09

Mavv napisał/a:
czy we Francji jest wymóg zimówek

tak ale nie na obszarze całego kraju jak w DE.
https://www.auto-swiat.pl...ancuchy/xnv625h
chociaż... zimą ub. roku sypało w Nicei :shock:

Mavv - 2021-10-21, 00:31

Piasek1, dzięki za link. Czasem chodzi mi po głowie podróż kamperem w okolicach Bożego Narodzenia. Pewnie głównie przejazd przez Francję/Niemcy połączony z niewielkim zwiedzaniem po drodze (póki co bilet na samolot IE <-> PL w okolicach świąt jest droższy od biletu na prom). Lub ewentualnie wypad do Bretanii/Normandii (czyli tam, gdzie mam "najbliżej").
Ale czytając to:
Cytat:
Warto przy tym pamiętać, że od 1 listopada 2024 r. Francuzi nie będą już traktowali ogumienia z oznaczeniem M+S jako zimowe. Przed mandatem uchronią nas wówczas tylko łańcuchy albo opony z tzw. "certyfikatem alpejskim" 3PMSF (symbol płatka śniegu wpisanego w trzy szczyty górskie).

przestaje mi się to podobać. W Niemczech chyba od 2022 ma być obowiązek zimówek. Teraz akceptują M+S. Nie chcę mieć dwóch zestawów kół do kampera.

Piasek1 - 2021-10-21, 05:27

Znaczy znowu powrót z 2-3-letnich multi-sezonów na 6-letnie plastiki.
:gwm

James - 2021-10-23, 09:05

Mavv, wyobraziłam sobie Twoją wyprawę na święta do Francji. Ach!!! Widzę ten klimacik. Jedź, nie wahaj się, wrzuć łańcuchy do kamperka i nade wszystko pisz, pisz relację, proszę! Czytelnicy już się rozsiadają. My na pewno. James nie nadaje się na takie zimowe wyprawy więc pozostaje nam czytanie. Fotelik, kawka, przyciemnione światło żeby nie wracać zbyt szybko do rzeczywistości i Twoja relacja! :bukiet:
Pozdrawiamy!

James - 2021-10-23, 09:07

fan, dzięki za piwko! :)
Mavv - 2021-10-23, 15:20

James napisał/a:
Mavv, wyobraziłam sobie Twoją wyprawę na święta do Francji. Ach!!! Widzę ten klimacik.


Achhh, klimacik byłby na bank boski! Francuskie kiermasze świąteczne z grzańcem....
Ale niestety nie w tym roku. Plany są już w miarę zaklepane. Ale kto wie, może za rok? Lub jak się opony skończą i będę miał M+S :)

Piasek1 - 2021-10-23, 19:54

Mavv napisał/a:
Francuskie kiermasze świąteczne z grzańcem....

pędzącymi ciężarówkami na deptakach i okrzyki allah akbar

James - 2021-11-12, 16:03

Dzisiaj życie dopisało zakończenie naszej wyprawy. W tym momencie odzywa się James - życie? Sami dopisaliście! Otóż w skrzynce znalazłam list z Francji. Piękny! Z flagami. Zaadresowany do mojego męża. Pewnie już się domyślacie co to? Ja taka lotna nie byłam. Z radością przyniosłam list do domu i wręczyłam mu jak nie przymierzając pyszną, pachnącą, obrośniętą mięskiem kość swojemu psu. Spodziewałam się wszystkiego. Oczywiście miłego. Przecież to ukochana Francja. Cóż... A to mandat. Za co???? Tak się staraliśmy! A wyszło jak zawsze.
Już wracając, oczywiście bocznymi drogami, nad rzeką Doubs, tam gdzie było 50 km jechaliśmy 57. 5 z tego uznano za możliwy błąd pomiaru. A za te 2 km 90 euro jeśli zapłacimy od razu, 135 jeśli trochę pomarudzimy i 375 jeśli będziemy dłużej zwlekać. Piszę to ku przestrodze. Uważajcie. Nie ma zmiłuj. A James? Ze wstydu prawie zmienił kolor na czerwony :oops: . Zeby w jego wieku 37 lat dostać mandat za prędkość?! Poczuł się jak niedoświadczony, młody kamperek.

orkaaa - 2021-11-12, 17:04

Trochę słabo z tym mandatem. Dwa lata temu jechałem cała Francje lokalnymi aż do Prowansji . Pięknie ale fotoradarów .. całe stada. Mimo że mam nawigację z ostrzeżeniami to jednak okazało się że były tez takie których nawigacja nie pokazała. Wiec przez trzy miesiące po powrocie spodziewałem się pocztówek. Na szczęście nie było. W tym roku główny tranzyt tylko autostrada. Tez są radary ale na 120 km. Ale jedzie się szybciej i w kontekście ewentualnych mandatów jednak taniej.
Pieredyszka - 2021-11-12, 17:47

Dobrze że nie trafiłeś na skrupulatna kontrole, mogłeś wrócić o parę € lżejszy.

We Francji otrzymywanie ostrzeżeń o lokalizacji fotoradarów stacjonarnych i przenośnych w czasie jazdy jest nielegalne. Grozi za to mandat w wysokości do 1500 euro.

Piasek1 - 2021-11-12, 18:31

To Niemcy pod tym względem bardziej pobłażliwi bo za coś koło 20km/h powyżej dopuszczalnej dostałem 25 euro. Aczkolwiek podobno tylko na autostradach taka "taniocha" bo na lokalnych już znacznie drożej.
Bim - 2021-11-12, 18:37

I się zaczęło komu szkodzi hamowanie popędu :lol:
andrzej627 - 2021-11-12, 23:49

James napisał/a:
tam gdzie było 50 km jechaliśmy 57. 5 (...) Uważajcie. Nie ma zmiłuj.

We Francji trzeba przestrzegać ograniczeń szybkości, szczególnie w terenie zabudowanym. 50 znaczy 50. :spoko

Mavv - 2021-11-13, 00:13

Pewnie James się zbytnio z górki rozpędził :lol:

Odpukać nie dostałem jeszcze mandatu za granicą.

Pieredyszka, słyszałem o tym, że
Cytat:
We Francji otrzymywanie ostrzeżeń o lokalizacji fotoradarów stacjonarnych i przenośnych w czasie jazdy jest nielegalne. Grozi za to mandat w wysokości do 1500 euro.
Jeśli moja nawigacja w standardzie ma wgrane ostrzeżenia przed fotoradami, to co?

We Francji chyba tez nie wolno mieć wideorejestratora. Czy ktoś to może potwierdzić? Mielismy kilka lat temu niespodziewana kontrolę. Kazali nam zgasić silnik, to i nawi sie wyłaczyła. Pytali się, gdzie jedziemy i kazali włączyć nawi. Zobaczył i podziękował. Może myślał, że to wideorejestrator? A może chciał zobaczyć, czy nie ma ostrzeżenia o kontroli?

Mandat uczy. Zwłaszcza, jak konsekwencje jego otrzymania ciagna się przez długi czas. Dostałem w tym roku mandat w Irlandii. 76/60. 80 euro i 3 punkty. Punkty siedza na prawku przez 3 lata. Pula wynosi 12. Przy 6 jest zwyżka ubeczenia. Od tej pory uważniej patrzę na znaki :aniolek

Piasek1 - 2021-11-13, 05:17

Mavv napisał/a:
3 punkty. Punkty siedza na prawku przez 3 lata. Pula wynosi 12.

no to nie ma zmiłuj. U nas pod tym względem bardziej "liberalnie" :)
A co po tych 12tu ?
Paru moich znajomych w tym roku musiało oddać lejce na 3 miechy - jednemu tak się spodobało że już pół roku rowerem jeździ :) Schudł 8kg, kondycja się poprawiła, kiedy mija "sprawcę swojego upodlenia" to mu cześć kiwa, czasem wymienią grzeczności w stylu co tam jak zdrowie itp. :)
Wcześniej się nie mógł zmobilizować na chociażby wieczorny spacer, dzisiaj jak 15km rowerem na dzień nie zrobi to chory. Jedyny który nie narzeka na aktualne ceny paliw :mrgreen:

Mavv - 2021-11-13, 06:14

Piasek1, 12 punktów daje półroczny odpoczynek od auta :mrgreen: Zdajesz prawko do urzędu.
ZbigStan - 2021-11-13, 07:34

James, Sytuacja podobna do naszej, tylko zanim wróciliśmy z Francji, wezwanie na nas czekało. Również przekroczenie o 2km. Ryzyko podróżowania. Pozdrawiam.
orkaaa - 2021-11-13, 09:32

Wg polskich publikacji we Francji są ograniczenia przy korzystaniu z nagrań wideorejestratora ale samo urządzenie jeśli nie zasłania lub nie przeszkadza podczas jazdy jest legalne. Czyli można korzystać, a ograniczenia dotyczą wykorzystania tych nagrań np ich publikacji w sieci. Co do nawigacji i tu problem nie wolno używać urządzeń czy aplikacji informujących o kontrolach policji ale czy to oznacza także zakaz używania w nawigacji funkcji powiadamiania o fotoradarach ??? Na to pytanie odpowiedź pewnie zna Andrzej 627. Na szczęście są tez legalne ostrzeżenia. Przed fotoradarem przy drodze są znaki informujące o kontroli. Tylko że w Polsce taki znak jest ustawiony kilkaset metrów przed radarem a we Francji …. z moich doświadczeń wynika, że bywa różnie. Czasami to kilkaset metrów a czasami kilka kilometrów. I z pięknej opowieści o Prowansji zrobił się ciekawy i pożyteczny wątek.
andrzej627 - 2021-11-13, 09:57

orkaaa napisał/a:
zakaz używania w nawigacji funkcji powiadamiania o fotoradarach ???

Zamiast powiadomienia o radarze, jest powiadomienie o niebezpiecznej strefie.

James - 2021-11-13, 14:33

Koledzy, zawsze miło jak "bracia w nieszczęściu" człowieka pocieszą. Dzięki.
Mavv, masz rację - James pewnie się rozpędził z górki. Dobrze obejrzeliśmy miejsce gdzie nas przydybali ( przynajmniej mniej więcej) i za chwilę było 70. Wiem, że to nie jest usprawiedliwienie. Było to spowodowane brakiem uwagi a nie celowym lekceważeniem przepisów. Generalnie James jeździ spokojnie. Nie ten wiek, nie te parametry. A poza tym jeżdżąc bardzo dużo zawodowo (ok. 50 000 km. rok w rok - zawsze się śmieję, że po 1 000 000 km. przejechanych razem przestałam liczyć) naprawdę ostrożnie jeździmy. Dzięki temu (tfu, tfu) jesteśmy cali, wiele zwierząt przeżyło, niejeden człowiek wiele nam zawdzięcza ( np. facet na Pomorzu który przy genialnej widoczności wyjechał nam z podporządkowanej na drogę gdzie było 90. Tylko dzięki doświadczeniu męża jeszcze żyje - nasz drugi dostawczak zachwiał się - przez jeden straszny moment myślałam, że się przewróci - i go ominęliśmy).
ZbigStan, my mamy nadzieję, że te "pozdrowienia z Francji" są ostatnie, bo to było 2 dni przed wjechaniem do Polski. Ale kto wie? Ten list przyszedł zwykłą pocztą. Pożyjemy, zobaczymy.
Orkaaa, masz rację - bardzo pożyteczny temat. A żeby to jeszcze wzmocnić - małe ostrzeżenie dotyczące Polski. Często jeździmy z Katowic do Łodzi gierkówką. Wiadomo, że się przebudowuje. Są tam fragmenty pomiaru odcinkowego prędkości (70) - kilka. Podchodziliśmy do tego dość luźno. Do momentu kiedy jedna z klientek opowiedziała nam jak to jadąc odebrać dziecko z wakacji wyprzedzała całe sznury tirów i innych jadących wolno prawym pasem. W krótkim czasie potem dostała dwa mandaty - jeden na 300, drugi 200 zł. właśnie za te odcinki. Teraz my też jesteśmy bardzo grzeczni. :aniolek

HALINA i JACEK - 2022-10-10, 11:44

James

jestem zachwycona relacją, wybieramy się Waszymi śladami (nie do końca bo jesteśmy więksi :) ) 10.11, a do tego Twoja polszczyzna wspaniała :pifko

James - 2022-10-27, 20:10

Halina i Jacek
Serdecznie dziękuję. Przepraszam że ze sporym opóźnieniem ale dawno nie było mnie na forum.
Życzę Wam wspaniałych przeżyć. Może napiszecie relację? Z mojej strony niestety to póki co ostatnia kamperowa wyprawa. Ale kto wie co przyniesie przyszłość. Jak w pewnej piosence "wszystko się może zdarzyć gdy głowa pełna marzeń..."
I dziękuję za piwko :)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group