Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
NORDKAPP przez Murmańsk relacja off roadowa 2010
Autor Wiadomość
HarryLey4x4 
weteran


Twój sprzęt: Elnagh Gigant Nissan Patrol rules
Dołączył: 11 Lip 2011
Piwa: 29/24
Skąd: Poznań
Wysłany: 2012-02-05, 09:06   NORDKAPP przez Murmańsk relacja off roadowa 2010

Witam.Jako ,że korzystam na forum camperteam z różnych porad i relacji, chciałem też dorzucić własną pigułkę. Jest to co prawda relacja z wyjazdu off roadowego , i dużej części tej drogi kamperem raczej nie da się pokonać, ale jednak niektóre odcinki szczególnie gdy kiedyś piękna Rosja otworzy się szerzej na Europę, to mogą niektórych natchnąć inspiracją. Przedruk pochodzi z mojej relacji na stronach klubu off roadowego lekarzy MudDoctors, którego mam zaszczyt być członkiem.
Życzę miłej lektury...



Wyjechaliśmy z domów 18 czerwca 2010 r.
Wampir z Agą i ja w Patrolach Safari, zjechaliśmy się na stacji w Gnieźnie.

Po drodze spotkaliśmy się z naszym kolegą organizatorem wyprawy Łukim i jego synem.
Po drodze odwiedziliśmy Grudziądz i przez przypadek spotkaliśmy na krzyżówce mojego serdecznego przyjaciela Piotra.

Po wymianie uścisków dłoni i życzeniach szczęśliwej podróży ruszyliśmy ku celowi dzisiejszego dnia - Staremu Folwarkowi – miejscowości z kampingiem – będącym umówionym miejscem spotkania z kolejnymi uczestnikami wyprawy.

Wieczorem mieli dojechać inni. O ile pamiętam Pała z Rudą, Kudłaty i jego towarzyszka oraz Raffi z ekipą – Czujem i jego synem.

Cały 19 czerwca miał być dniem oczekiwania na pozostałych uczestników wyprawy. Ja jak to ja – z mrówkami w tyłku, wynalazłem , że na ten dzień koło PTTK z Suwałk organizuje wycieczkę jednodniową autokarem do Wilna. Problem w tym ,że spotkanie na przystanku było o 5.00. Wampir z Aga kręcili nosami, ale w końcu ulegli. Łukasz pozostał na kampingu i oczekiwał na innych (leń znaczy... ;-) )

Pojechaliśmy za 85 PLN/osobę autokarem do Wilna. Po drodze mieliśmy energiczną babcię za przewodniczkę , która dziarsko kierowała wycieczką i przekazała nas Polonusce Wileńskiej oprowadzającej nas później po mieście. Ostatni raz Wilno widziałem jakieś 30 lat temu. No nie powiem , zmieniło się. Nie ma co opisywać, bo każdy musi tam pojechać i to obejrzeć. Niedaleko ostrej bramy cerkiew , nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu katolickiemu miejscu pielgrzymek i vice versa. Miasto zadbane. Europejskie, choć jak się potem okazało to nie to co Petersburg.
Matka i serce syna, to także punkt do którego każdy Polak choć raz trafić powinien.

Po zwiedzeniu w deszczu Trok i obżarciu się litewskimi przysmakami, trafiliśmy do autobusu powrotnego do Suwałk. Wieczorem dojechaliśmy do Starego Folwarku i tę noc spędziliśmy w motelu, jak się potem okazało oazy luksusu jakiej nie było nam zaznać przez następne co najmniej 2 tygodnie.
Po śniadanku zapakowaliśmy się w auta i ruszyliśmy w kierunku kampingu na spotkanie z pozostałymi, by po utworzeniu konduktu wyruszyć w kierunku granicy rosyjskiej. Przejechaliśmy ok. 500 km by stanąć w niedługiej kolejeczce czekającej na wjazd. Do granicy było jakieś 300 m. W międzyczasie wojna z Litwinami i Łotyszami o miejsce w kolejce. Później już wiedzieliśmy dlaczego tak się pchali. Tutaj też i po drodze dojechali nasi kolejni uczestnicy- Warszawska ekipa Patrola , Pomorski PatrolekY61 z niesamowicie sympatycznym Belmondo i jego małżonką oraz Toyota LC ( a tak lubię tę markę :evil: ) z kolesiem - właścicielem warsztatu off roadowego z Gdańska , który okazał się wyjątkowym ech (cenzura) .... Był „maskotką” wyjazdu. Stanowił wyjątek potwierdzający regułę,że w off roadzie spotyka się świetnych ludzi.
Staliśmy czekając na wjazd do upragnionej Rasiji ... ok. 9 godzin.
[Cenzura] ... – już tu musieli nam pokazać ,że jak chcesz od nich czegokolwiek to musisz błagalnie stać i prosić. A my kretyni myśleliśmy ,że czekanie 2 miesiące na wizę , to był szczyt ignoranctwa.
Nic to...Wjechaliśmy. Umorusani, wymęczeni, ale mimo tego szczęśliwi. W motelu na granicy wynajmowaliśmy łazienkę w pokoju na godziny, żeby móc się wykąpać. To taki tutejszy folklor hehe. Jeśli ktoś wpadłby na pomysł aby wymienić ludzkie pieniądze na ruble – nie ma na granicy kantoru – ups... . Pozostaje jedynie w motelu bankomat i ... na czarno sklepik spożywczy z dziadowskim kursem.
Po ogarnięciu się , zjedzeniu na parkingu śniadanka ruszamy w Rosję ...
...no tak , ruszamy , ale...
Okazuje się ,że szlaban jaki napotykamy, jest szlabanem nie tyle wypuszczającym nas ze strefy przygranicznej , co wjazdem na płatną drogę ( z opłatą środowiskową czy coś w tym stylu ). I nie ,żeby ktoś sobie myślał, że płatna droga jest czteropasmową szeroką autostradą. O nie. To podziurawiona drożyna miejscami wyglądająca jak podrzędna dróżka z Koziej Wólki do Wąchocka ( nie obrażając tych zacnych polskich mieścin).
Kolejne zaskoczenie, to to, że nie dostajesz, zostawiając kilkadziesiąt rubli kwitka. Tu jest prawdziwy kwit wielkości chyba A4 z pieczątkami , podpisami itp.
Folklor ...

Pajechali.
Jedziemy w kierunku Petersburga. Musimy poszukać noclegu
Trafiliśmy na drogę dającą nam poczucie wyprawy off roadowej. Kilka kilometrów w las. Błoto, kałuże i wszędzie rozlewiska. Drogi widać ,że usypywane na sztucznie powstałych wałach wśród rozlewisk. Po kilku kilometrach dojeżdżamy do czegoś co wydało nam się miejscem godowym motyli , niesamowite. Chcieliśmy tu zostać , ale było tu wyjątkowo brak jakiejkolwiek polany. Tylko bagna.



Cofnęliśmy się umorusanymi autami i w najbliższej miejscowości postanowiliśmy poszukać jakiejś myjni, by opłukać pojazdy. Wszak jutro mamy wjechać do Petersburga, a sławetni rosyjscy policaje jak nic będą chcieli jakiś bakszysz za dopuszczenie nas do ruchu brudnymi samochodami ;-) .
Znaleźliśmy myjkę. Dogadaliśmy cenę i po kolei myliśmy auta.
Właściciel okazał się być off roaderem i przy okazji wskazał nam miejsce gdzie możemy sobie przenocować.
Nocleg był na polance niedaleko głównej drogi, jednak w miejscu osłoniętym drzewami , gdzie nikt do rana nam nie przeszkadzał.
Wieczorek był oczywiście dalej zapoznawczy. Troszkę alkoholu, ale tak z umiarem. Rano wszak Petersburg.

O świcie pobudka, zwijanie pojazdów i namiotów.
Dojechaliśmy do Petersburga. Inny świat. Piękne monumentalne miasto. To po prostu trzeba zobaczyć. Wszechobecna komercja . Nawet studentki – całkiem milutkie , za 100 rubli zrobią z Tobą rozwodowe zdjątko.
A co mi tam – mam fotkę na zapas.
W tym wszystkim widzieliśmy też pochód ku czci Lenina, taki ze sztandarami jak na 1 maja.
Oczywiście chcieliśmy zobaczyć Aurorę. Niestety czasu mało a i nie do końca było wiadomo jak do niej dotrzeć. Statki wycieczkowe pływają po kilka godzin rejsowych a my mamy tylko 30 minut. No więc odezwał się w nas duch słowiański. Pagawarilim z jednym z kapitanów małych stateczków i za niewygórowaną opłatą w kilka osób zostaliśmy szybko dowiezieni do Aurory, po czym odstawieni na przeciwnym brzegu rzeki, - oczywiście w miejscu gdzie nie wolno podpływać łodziom i wysadzeni jak najbliżej się dało parkingu na którym czekały nasze auta.



Godzina umówionego spotkania była blisko. Nasz wódz musiał być za 15 minut na parkingu a piechotą została nam jakaś godzina drogi. Postanowiliśmy zrobić zrzutę na taksę. Puściliśmy naszego szeryfa za umówioną z taksówkarzem kwotę , aby dotarł na czas do pozostałych uczestników wycieczki, za to my wybraliśmy się na poszukiwanie metra.
Rewelacja. Postanowiłem zrobić kilka fotek w metrze i wówczas to życzliwy autochton zwrócił mi po cichu uwagę ,że tu nie nada diełać zdjęć, bo policja może mi skonfiskować aparat.
Szkoda ,że nie powiedział mi tego 5 minut wcześniej jak 2 metry od tamtejszych policjantek robiłem sobie fotki wszystkiego co mi wpadło w oko, hehe.



W końcu dotarliśmy do aut i jako ,że inni już pojechali , wsiedliśmy do aut by ich gonić.
Ponieważ miałem tracki, więc wiedzieliśmy jak jechać, po jakimś czasie dogoniliśmy pozostałych. Nocleg był w lesie – normalka.
Tego dnia przejechaliśmy ok. 400 km
Do tego czasu nasz Belmondo Patrolem 2,8 ścigał się co rusz z rzeczonym Toyociażem. Po którymś z rzędu ostrzeżeniu , Belmondo przekonał się, że głowice w Patrolach 2,8 rzeczywiście wybuchają. Wrócił do Polski, a szkoda . Choć może i na szczęście, bo było to jedyne auto bez snorkela, a jak się potem okazało , to ustrojstwo było jednak potrzebne.


Rano wyruszyliśmy na północ brzegiem Ładogi. Po drodze obejrzeliśmy pięknie położoną na wyspie cerkiew Васильево .



Dojechaliśmy do miasta portowego nad Ładogą. Etap miał jakieś 250 km.
Na miejscu w sklepie spożywczym okazało się ,że najdroższa w Rosji jest żywność, a już w ogóle świeże owoce. Trudno, przyjęliśmy zasadę ,że będziemy jeść to co zabraliśmy z Polski, bo zamysł był jechać po taniości. W rozmowie z Panią sklepową dowiedzieliśmy się ,że wodoloty z przystani pływają do położonych o kilkadziesiąt kilometrów monastyrów i jest to wyjątkowe miejsce odwiedzane przez prezydentów z innych państw. Żyłka globtroterów nie pozwoliła nam przeoczyć tej informacji. Popytaliśmy co to za miejsce. Zaproponowaliśmy pozostałym aby popłynąć po jeziorze , wszakże każdy chciał zerknąć na wielką Ładogę. Niestety Tylko załogi Wampira i Pały wraz ze mną chciały się wybrać. Mieliśmy namiary noclegu , więc po odłączeniu się od pozostałych pojechaliśmy na przystań.



Niestety okazało się ,że mamy za mało czasu by zobaczyć monastyry i skorzystać z wycieczki po Ładodze. Poza tym wodoloty już dziś nie kursują. Pogoda była prześliczna i udało nam się znaleźć prywatnego (!) przewoźnika z małą łodzią motorową, który za 2000 rubli (czyli jakieś 200 PLN) obiecał nam pokazać łutszyje miesta na ozierie.
Jak powiedział tak się stało . Kilkusetkonne silniki w małej motorówce spowodowały ,że czuliśmy się jak na Florydzie. Po prostu super. Widzieliśmy miejsca gdzie dopływają tylko bogaci Rosjanie, by sobie postrzelać z broni lub na piknik z rodziną, widzieliśmy tamtejsze bobropodobne a-cośtam oraz piękną faunę. Wiele też było bogatych dacz tamtejszych naczialników itp.



Nasz przewoźnik zdradził nam także jak naród rosyjski patrzy tam na Putina, ale o tym sza...

Po dopłynięciu po 2 godzinach na przystań wsiedliśmy w auta i pojechaliśmy na poszukiwanie naszych pobratymców. Okazało się ,że oni kawałek dalej zatrzymali się na kąpiel i dokonanie pierwszych napraw w samochodach.



Wampir nie wytrzymał i poszedł w „ładogę” – było mu tam trudno wejść oraz trudno wyjść. Wszystko uwiecznione jest na filmie.
Wjechaliśmy jednym słowem w Karelię. Piękne rejony , drogi off roadowe , mimo tego terenowe nivy stanowiły mniejszość, a po szutrach było widać jeżdżące głównie żiguli i łady.


Miedwieżegorsk , Kandalaksza, Morze Białe. Kolejne etapy trwały 3 dni a pokonaliśmy wtedy ok. 1000 km.

Po drodze widzieliśmy wsie małe tak ,że u nas już takich chyba nie ma. W niektórych nie ma prądu, choć prawie wszędzie widać było ludzi z komórkami przy uchu.
W jednej z takich wsi, naszemu pechowemu Kudłatkowi pękł panchard – bylejakowato heftnięty przez jego jednego z wielu papudraczych mechaników. Wtedy w jednej z wiosek dowiedzieliśmy się ,że najbliższy warsztat we wsi z prądem jest 25 km dalej. Cóż , po malutku doczłapaliśmy się tam. Wampir i Łukasz pojechali szukać warsztatu. Ja w tym czasie wyruszyłem na poszukiwanie dzieci. Ponieważ zabrałem z Polski torbę z zabawkami z McDonalda i cukierkami , musiałem znaleźć gawiedź by nieść im dobrą nowinę. W końcu zauważyłem trzy dziewczynki na rowerach. Dziewczynki małe, rowery ogromne, znaczy bieda. Podjechałem do nich i zaproponowałem czy nie chcą zabawek, Miś, żyrafa, Kung Fu Panda... Nic, nie chciały, podziękowały, ale nie wzięly. Atak na babcię z trojgiem wnucząt też nie dał rezultatu. Wszyscy bali się antybolszewickiej propagandy? Może tu uczą ,że z zapada to tylko zło mogą przynieść. Nie wzięli.



Tym czasem Wampir podjechał do jakiejś bazy transportowej gdzie wyszedł do niego najeżony ochroniarz i zarządał paszportu.
On pyta „za cziem ? ” , a ochroniarz na to ,że tu wszystkich kontrolują bo to strefa przygraniczna. Pytał dlaczego zjechali z drogi?? Kiedy usłyszał ,że szukają spawacza , oddał paszporty i poszedł do budki. Po chwili przyszedł inny Rosjanin o twarzy zakapiora i pyta czy nie potrzebują paliwa. Wampir mu na to :” A ZA ILE??”
Na co rozmówca : „ nie za ile tylko , czy potrzebujecie ?”
Chłopaki mówią ,że mogą wziąć po 50 litrów na auto. Wpuścili ich zatem na teren bazy i kazali podjechać do cysterny. Zatankowali im do pełna, weszło każdemu po ok. 40 litrów. Kiedy chłopaki pytają „ILE??” Rusek mówi : „ a spasiba skażesz” ....

I dali za 80 litrów paliwa 2 polskie żywce w puszce.... Wot filozofia.....







Znaleźliśmy dom z żółtym żiguli na drodze . Warsztat – dumna nazwa kanciapy. Spawarka hmmm, z akumulatora można zrobić lepszą. Ale obspawał i skasował śmieszną kwotę. Żoną owego mechanika, okazała się być dziewczyna o polskim pochodzeniu. Przyszła z córcią i przywitała się. Po skończonej robocie córeczka nie odmówiła zabawek wiezionych z Polski, a ja usłyszałem najpiękniejsze na tym wyjeździe :” Spasiba”....

Wampir ganiał w tym czasie kozy.

Pojechaliśmy dalej. Droga off roadowa, widoki niezłe, Kudłaty zaliczył rozwałkę opony i rozwalił ponownie panharda. Hehe – cóż byśmy bez niego zrobili ?



Dojechaliśmy nad Morze Białe. A co robi Wampir ?? Zwiedza przybrzeże. Wówczas to dowiedział się ,że do słonej wody nie wjeżdża się autem i nie penetruje się morza bez zapiętych sprzęgiełek.



Do końca wyjazdu działy się różne cuda z jego Patrolem, ale dzielnie dojechał końca wyprawy.

Po drodze były noclegi w których najbardziej w nocy przeszkadzały nam komary – jak powiedział nam napotkany na stacji tawariszcz : „ U nas komary kak pticy , kak on w rukie to z góry gaława a nogi pod rukoj...”



Nad ranem latały zaś gzy – prawie takie jak u nas, ale wielkości szerszenia. W zasadzie na visus trudno je było od szerszenia odróżnić Dwa takie mnie up... liły – ale .... przeżyłem.

Trafiliśmy w końcu do Kirowska. W okolicy Apatity i kopalni apatytów. Tam też widzieliśmy ogromne Biełazy, choć ponoć nie były to największe jakie tam pracują.

Na parkingu przed sklepem , byliśmy nagabywani przez właściciela firmy organizującej wyjazdy off roadowe, aby skusić się na wyjazd z nim w góry. Po kilkunastu minutach spasował, ale pokazał nam trasy off roadowe na mapie. Pokazał nam także gdzie znajduje się baza noclegowa w górach , gdzie można przenocować i skorzystać z bani. Dojeżdżało się tam rzeką – tak. ! . Jechaliśmy rzeką , a żeby było śmieszniej to po drodze (w czerwcu) pobawiliśmy się w śniegu), wot i folklor....

Dojechaliśmy do bazy, która okazało się ,że składa się z kilku drewnianych zabudowań. Udostępniono nam za symboliczną kwotę - połowę jednego z baraków, zaopatrzonego w drewniane prycze i obiecano napalić w bani (ruskiej łaźni).
Wszyscy – kobiety , mężczyźni i dzieci – poza gogusiem z Gdańska, który pozostał w namiocie dachowym ( a miał tam przenośną ubikację ( taki toy toy do kamperów) hehe, spaliśmy w jednej izbie. Wspólne gotowanie , jedzenie i picie( wódka oczywiście na pierwszym miejscu). Narąbani jak meserszmity, szliśmy w 4-osobowych grupkach do bani. Tam, rozebrani jak nas Pan Bucek stworzył wchodziliśmy najpierw do pomieszczenia do mycia , potem do cholernie gorącej sauny, by po kilku minutach wyjść i wskoczyć do lodowatego potoku.

Po tej operacji każdy mimo wypicia kilkuset gram wódki mógł na trzeźwo przystąpić do ponownego się upijania...
Do 5 nad ranem graliśmy w mafię.
Rano pobudka . Przed nami miał być jak określił to znajomy z parkingu „ Tiażiołyj off road” .... i był






Po całym dniu jazdy napotykając na drodze jeziora , w których szedłem po pas w woderach przez kilkaset metrów w poszukiwaniu drogi, po błotnistych i kamienistych drogach, po przejechaniu na oślep rzek i kilkusetmetrowych kałuż zrobiliśmy 20 km !!!. Dzień zakończył się o 4 nad ranem kilkugodzinnym przedarciem przez bagno- tylko na wyciągarkach. Spaliśmy tam , gdzie niedźwiedzie chodzą się wysikać, a mosty już dawno przestały być używane. Oczywiście był dzień polarny- i na całej wyprawie nie mieliśmy nocy ;-)



Drogi zamierzonej (145 km) nie przejechaliśmy- zrobiliśmy z niej może 1/3 , ale i tak było warto. Wróciliśmy do apatytów i ruszyliśmy za koło podbiegunowe.

W końcu po przejechaniu magicznego kręgu, Dojechaliśmy do Murmańska.



Tam przekonaliśmy się o biurokracji Wielikiej Rasiji. Chcąc przespać się w hotelu należy mieć tzw. Registrowkę (w ciągu 3 dni od wjazdu do Rosji trzeba zgłosić się na komisariat lub pocztę w miejscu gdzie się przebywa, a my nie byliśmy w jednym miejscu i nie zgłosiliśmy się nigdzie). My jej nie mieliśmy i nawet w hotelu o jednoznacznej nazwie „69” noclegu nie znaleźliśmy. Nocleg na parkingu przy miejskim basenie musiał nam wystarczyć. Rano szukaliśmy ponownie spawacza , bo w obu patrolach z wysokim dachem popękały mocowania bagażników. W tym też czasie pozostali załatwili sobie zakup kawioru z Murmańskiej fabryki po 10 EUR za puszkę. Jak się okazało w Norwegii ten sam kawior był po jedyne 145 EUR za puszeczkę (!!!)

Po naprawach ruszyliśmy na poszukiwanie tajnej bazy okrętów o napędzie atomowym. Niestety napotkani lokalesi wydawali się szczerzy twierdząc ,że nawet oni nie wiedzą gdzie można znaleźć tę bazę. Pomnik Aloszy musiał nam ją zastąpić.

Niechętnie , ale ruszyliśmy w kierunku granicy z Norwegią.
Po drodze ostatnia „atrakcja” – miasto Nikiel. Najsmutniejsze miejsce na ziemi. COŚ co myśleliśmy ,że jest wielkim śmietniskiem okazało się przedmieściami tegoż miasta. Na miejscu znaleźliśmy stację paliw z licznikiem zegarowym. Nie wspomnę już o tym jak w wielu miejscach wyglądały w Rosji stacje. Szyby pancerne i szuflady póltorametrowej długości do podawania pieniędzy kasjerce. Paliwa poza stacjami typu statoil nie kupisz zanim nie zapłacisz z góry. A jak zapłacisz za dużo to kasy Ci nie zwrócą, hehe.

Przejeżdżające koparki przymusiliśmy do zrobienia z nami pamiątkowych zdjęć, a sympatycznego kierowcę nagrodziłem zabranym z Polski pamiątkowym scyzorykiem Victorinoxa.
Był wniebowzięty.

Pojechaliśmy w kierunku granicy. Jakież było nasze zdziwienie gdy okazało się ,że przed granicą jest strefa zamykana bodajże o 23.00 i do której do 9.00 rano nie mogą nas wpuścić. Skierowano nas do niedalekiej bazy żeglarskiej nad jeziorem. Wódka lała się do szóstej nad ranem.



O 9.00 byliśmy przy bramie do Specjalnej Zony. Tak na marginesie ten rejon przez Rosjan jest przeznaczony podobno do prowadzenia w razie konieczności działań wojennych , więc co kawałek albo jest baza wojskowa z masą sprzętu , albo pustynne połacie niczego. Wot taki sobie poligon na wypadek jakby Finom czy Norwegom zachciało się wojny z nimi.

Na granicy z Norwegią był jedynie strach, czy nie zarekwirują nam paliwa w kanistrach. Wolno tam wwieźć poza bakiem jedynie 10 litrów, a ja sam na dachu miałem ich 80.
Po zaglądnięciu przez ruskich celników do każdej skrzyni w każdym aucie po ok. godzinie odprawy dojechaliśmy do budek Norwegów. Miła Pani obejrzała paszport i oddała go, po czym powiedziała ,że możemy iść do aut. Za chwilę zapałętał się jakiś celnik, który jedynie obejrzał z ciekawości wyprawówki po czym kazał nam jechać. Na moje „oburzenie” ,że nie chcą nas rewidować pani pograniczniczka odpowiedziała „ Schengen...” i uśmiechem przywitała nas w cywilizacji.

O piciu wódki z milicjantami w środku lasu i jeździe pierwszy raz w życiu po pijaku pisać nie będę , podobnie jak o wielu drobiazgach jakie są w mojej pamięci i mam nadzieję ,że na długo pozostaną. Z drugiej zaś strony nie chciałbym nikogo zanudzić. Ale coś co dodam tylko na koniec to to, że jedno jest pewne - do Rosji wrócę...

Dojazd w najdroższym Państwie w Europie do Nordkappu to był już pikuś – wszędzie tylko kasa i ceny zabójcze.



Mnie udało się przejechać całą Norwegię na paliwie z Rosji po 2 PLN za litr a nie po 6,50 (licząc na polskie).



Renifery na drogach to norma, piękne widoki także. Finlandia również piękna np. Rovaniemi, ale Helsinki to chyba jedno z największych zawodów tej wycieczki. Szkoda czasu na „atrakcje” tego nowoczesnego miasta.



Promem popłynęliśmy do Talina na spotkanie z zaznajomionym z naszym kolegą Off roaderem Taiem.
Pomógł on nam naprawić most naszego przodownika i pochwalił się swoim zagonem aut terenowych.
Talin jest wart zobaczenia. Wyśmienita kuchnia w restauracji dopełniła naszego zadowolenia. W Talinie rozjechaliśmy się każdy w innym kierunku. My z Wampirem pojechaliśmy jeszcze na wycieczkę do Rygi i po wyspach Estońskich. Tam był i off road i pływanie z wyspy na wyspę promami.



Spaliśmy na pięknym półwyspie nad samym morzem.



Zobaczyliśmy cudowne miejsca i wróciliśmy do Polski.
Zachęcam każdego kto tylko nie boi się przygód do odwiedzenia Rosji. W wielu miejscach przypomniałem sobie czasy sprzed 25-30 lat. Rewelacja. Ani razu nie kontrolowała nas policja , ani razu nikt nie chciał łapówki, a legendy o bakszyszach okazały się nieprawdziwe
Zrobiliśmy 8 tysięcy kilometrów.

http://www.youtube.com/wa...=5&feature=plcp

W załączeniu film z wyprawy przygotowany przez jej organizatora Łukasza Dyraka z firmy Bezdroża 4x4 z Gorzowa Wlkp.

http://www.youtube.com/wa...player_embedded
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
andreas p 
Kombatant


Twój sprzęt: Bürstner Nexxo t690G
Nazwa załogi: ARKA:
Pomógł: 3 razy
Dołączył: 27 Sie 2008
Piwa: 15/43
Skąd: Bad Driburg
Wysłany: 2012-02-05, 09:11   

:brawo
_________________
Nadszedl czas .
zabawy i wypoczynku

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Bim 
Kombatant
Jacek


Twój sprzęt: Peugeot Adriatik 2,5D 1991 rok
Pomógł: 10 razy
Dołączył: 21 Lip 2007
Piwa: 124/89
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 2012-02-05, 10:19   

Dzięki za tak wspaniale rozpoczety poranek właśnie niedawno jeździłem paluchem po mapie w kierunku Murmańska :spoko
_________________
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
miciurin 
weteran


Twój sprzęt: Fiat Ducato S.E.A A640
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 20 Sie 2011
Piwa: 17/83
Skąd: ja to wiem?
Wysłany: 2012-02-05, 10:58   Re: NORDKAPP przez Murmańsk relacja off roadowa 2010

HarryLey4x4 napisał/a:
Jest to co prawda relacja z wyjazdu off roadowego , i dużej części tej drogi kamperem raczej nie da się pokonać

Ostatnie 4 lata przed zakupem kamperka miałem dwa Jeepy Cherokee całkiem mocno zmotane prze zemnie i też troszkę śmigałem w terenie, niestety takiej wyprawy nie zaliczyłem.
Super fajny opis i zdjęcia, fajna wyprawa. Czekam na więcej relacji. Rozumiem, że ten Raffi wymieniony w ekpie wyprawy to właściciel serwisu Jeepa z Krakowa ?
Podrawiam :spoko
_________________
Fiat Ducato 1,9 TD, 1989r, zabudowa Fendt 560 SK - był
Fiat Ducato 2,2 MultiJet, 2007r, zabudowa S.E.A A640 - był
Na pewno będzie kolejny kamper :)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Santa 
weteran


Twój sprzęt: dreamliner
Nazwa załogi: ROMULUSI
Dołączyła: 05 Paź 2007
Piwa: 236/171
Skąd: Podkarpacie
Wysłany: 2012-02-05, 11:29   

Очень красиво :szeroki_usmiech Спасибо за прекрасную поездку :!: Молодцы :!: :!: :!: :szeroki_usmiech
Бочонок пива для вас :pifko :wyszczerzony: :spoko
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
 
HarryLey4x4 
weteran


Twój sprzęt: Elnagh Gigant Nissan Patrol rules
Dołączył: 11 Lip 2011
Piwa: 29/24
Skąd: Poznań
Wysłany: 2012-02-05, 11:57   Re: NORDKAPP przez Murmańsk relacja off roadowa 2010

miciurin napisał/a:
HarryLey4x4 napisał/a:
Jest to co prawda relacja z wyjazdu off roadowego , i dużej części tej drogi kamperem raczej nie da się pokonać

Ostatnie 4 lata przed zakupem kamperka miałem dwa Jeepy Cherokee całkiem mocno zmotane prze zemnie i też troszkę śmigałem w terenie, niestety takiej wyprawy nie zaliczyłem.
Super fajny opis i zdjęcia, fajna wyprawa. Czekam na więcej relacji. Rozumiem, że ten Raffi wymieniony w ekpie wyprawy to właściciel serwisu Jeepa z Krakowa ?
Podrawiam :spoko


Hehe, nie ... Ten Rafi to architekt ze Szczecina. Only Patrol :diabelski_usmiech
Niestety nie należę do zwolenników Jeepa. Póki co jestem ortodoksyjnym Patrolowcem :mrgreen: . Mam wrażenie ,że Jeepy w niektórych miejscach połamałyby sobie zawieszenia. Jeepa miałem i dziękuję - no chyba ,że Wrangler Rubicon, ale to tak dla próżnośći...
Zresztą jak zauważysz, to trudno spotkać na takich wyprawach tę markę. Są oczywiście desperaci i potrafią nawet całą Afrykę machnąć Jeepem i to Grandem - gdzie jest fura elektroniki.
Póki co nie chcę aby ten wątek przerodził się w Odę do Patrola.
Cieszę się ,że Wam się podoba.
Jak wreszcie usiądę to może sklecę opowieść o zeszłorocznej wyprawie na Islandię.
:spoko
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
OMEGA 
weteran

Twój sprzęt: CARTHAGO C-LINIE 4,9
Pomógł: 4 razy
Dołączył: 22 Lip 2007
Piwa: 40/52
Skąd: Górny Śląsk
Wysłany: 2012-02-05, 12:39   

Super relacja , pisz dalej. :spoko
_________________
Marian

za stary by pracować , za młody by umierać , za to akurat do podróży bliskich i dalekich.
http://www.camperteam.pl/...pic.php?t=10387
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
matro 
weteran
musi być twardy!Tylko co trzecia noc na campingu:)


Twój sprzęt: FFB Classic 570
Nazwa załogi: Robert, Kamila, Amelia, Hubert
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 18 Lip 2008
Piwa: 71/110
Skąd: Trzcianka/Piła/Wlkp
Wysłany: 2012-02-05, 13:06   

:spoko dawaj , dawaj jeszcze chłopie! :ok
....na początku pomyślałem , co to za relacja- tak mało zdjęć...później włączyła mi się wyobraźnia a wraz z nią docenienie Twojej wyprawy jak i samego opisu. 8-)
_________________


...może i alkowa bardziej przypomina kamper... za to integral bardziej przypomina dom ! ;)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
 
miciurin 
weteran


Twój sprzęt: Fiat Ducato S.E.A A640
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 20 Sie 2011
Piwa: 17/83
Skąd: ja to wiem?
Wysłany: 2012-02-05, 22:18   

HarryLey4x4 napisał/a:
Mam wrażenie ,że Jeepy w niektórych miejscach połamałyby sobie zawieszenia. Jeepa miałem i dziękuję - no chyba ,że Wrangler Rubicon, ale to tak dla próżnośći...

Oczywiście każdy chwali swoje, czasami na imprezach 4x4 jadą ze znajomymi swoim Jeepem XJ spokojnie przejeżdżałem a Patrol nie dał rady ale to zależy od zmotania auta, kierowcy i pozostałych czynników. Ja tam bardzo lubiłem pomruk silnika 4.0 V6 :mrgreen: niż klekot :wyszczerzony:
HarryLey4x4 napisał/a:
Są oczywiście desperaci i potrafią nawet całą Afrykę machnąć Jeepem i to Grandem - gdzie jest fura elektroniki.

Pewnie myślisz o koledze znam go z forum Jeepa, fakt elektroniki kupa w Grandzie. Dlatego ja miałem swojego XJ z roku 88 i 89 czyli tak zwany Renix co za tym idzie tylko komp silnika i skrzyni.
A poza tym lubiłem te moje kanciaki :bigok
_________________
Fiat Ducato 1,9 TD, 1989r, zabudowa Fendt 560 SK - był
Fiat Ducato 2,2 MultiJet, 2007r, zabudowa S.E.A A640 - był
Na pewno będzie kolejny kamper :)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
WODNIK 
weteran


Twój sprzęt: HOBBY 600
Pomógł: 5 razy
Dołączył: 24 Gru 2009
Piwa: 53/197
Skąd: Bielsko-Biała
Wysłany: 2012-02-06, 12:02   

Wyprawa super. Gratuluję.
Przypuszczam że drogą M18 nie jechaliście, ale może wiecie czy kamperkiem można nią jechać, to tylko 1400 km.
Pozdrawiam :spoko
_________________
--- B E S K I D N I K ---

Pozdrawiamy Bronia i Janek
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
HarryLey4x4 
weteran


Twój sprzęt: Elnagh Gigant Nissan Patrol rules
Dołączył: 11 Lip 2011
Piwa: 29/24
Skąd: Poznań
Wysłany: 2012-02-06, 13:18   

Są tam drogi nadające się na kamper, ale nigdy nie wiadomo jak na konkretnym odcinku wygląda stan miejscowy dróg czyli np. wielkość i głębokość dziur. Można trafić na odcinki nie naprawiane, a wtedy może być problem dla takiego "dostawczaka". W terenówce nie mam w zwyczaju uważania na "zagłębienia", to komfort , którego kamperowi brakuje.

Nie ma się co oszukiwać wszystkiego kamperem (chyba ,że przygotowanym, ale to już inna bajka) nie da się przejechać. Jest tamjednak wciąż dużo szutrów.Ten kraj choć piękny, to ma jeszcze wiele lat przed sobą pracy, by dojść do infrastruktury turystycznej pod kampery.

Co do Jeepa, to ja wolę V8, ale nadal pozostaje komputer - w parchach mimo klekotu potrzebne są aż! dwa kabelki od aku do silnika (do rozrusznika i do gaszenia pompy. Od biedy wystarczyłby jeden. A ja nie napisałem,że parch zrobi wszystko, bo są przecież takie miejsca gdzie np. Suzuka przeskoczy a każdy inny musi się namęczyć, ale na wyprawach nie o to chodzi. Ma być przede wszystkim niezawodne, a tego hamerykańskim wynalazkom brakuje. :bigok
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Bim 
Kombatant
Jacek


Twój sprzęt: Peugeot Adriatik 2,5D 1991 rok
Pomógł: 10 razy
Dołączył: 21 Lip 2007
Piwa: 124/89
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 2012-02-06, 13:23   

HarryLey4x4 napisał/a:
a wtedy może być problem dla takiego "dostawczaka". W terenówce nie mam w zwyczaju uważania na "zagłębienia", to komfort , którego kamperowi brakuje.
nie za "dostawczaka" dostałeś browara :box
_________________
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Bim 
Kombatant
Jacek


Twój sprzęt: Peugeot Adriatik 2,5D 1991 rok
Pomógł: 10 razy
Dołączył: 21 Lip 2007
Piwa: 124/89
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 2012-02-06, 13:25   

WODNIK napisał/a:
Przypuszczam że drogą M18 nie jechaliście, ale może wiecie czy kamperkiem można nią jechać, to tylko 1400 km.


Janku nie mów że chodzi Ci to co mnie po głowie :haha:
Za szkoda twojej nówki niesmiganej :spoko
_________________
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
WODNIK 
weteran


Twój sprzęt: HOBBY 600
Pomógł: 5 razy
Dołączył: 24 Gru 2009
Piwa: 53/197
Skąd: Bielsko-Biała
Wysłany: 2012-02-06, 16:43   

Oj tak Jacku, chodzi mi po głowie i to od dawna ale, Norwegia.
Jadąc na północ nie trzeba jechać przez nudną Finlandię. Piszę nudną bo czytam opowieści jak to wszyscy przez Finlandię jadą szybko bo, fajne drogi, lasy i jeziora.
Myślę że ta droga byłaby alternatywą do szlaku fińskiego i nasze autka na pewno dałyby rady.
Jest to jednak melodia na później bo taką wyprawę trzeba dobrze przygotować.
pozdrawiam :spoko
_________________
--- B E S K I D N I K ---

Pozdrawiamy Bronia i Janek
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
HarryLey4x4 
weteran


Twój sprzęt: Elnagh Gigant Nissan Patrol rules
Dołączył: 11 Lip 2011
Piwa: 29/24
Skąd: Poznań
Wysłany: 2012-02-06, 17:27   

Rozumiem,że dostawczak - bo dostarcza nas na miejsce tam dokąd chcemy :box2 :bigok
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum

Dodaj temat do ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
*** Facebook/CamperTeam ***