Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
szlakiem miast hanzeatyckich ku Morzu Północnemu
Autor Wiadomość
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 49/65
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-01-27, 21:29   

Rostock, wieczorem

obiecywaliśmy sobie nie wychodzić na zewnątrz, ale widok spacerujących obok nas osób i wstępne rozpoznanie przez lornetkę niezwiedzonej jeszcze części nabrzeża skusiło nas do wyjścia. wiało okropnie więc ubraliśmy się ciepło, o dziwo wiatr malał z minuty na minutę, prawie ustał. idąc wzdłuż kanału rzeki Warnow minęliśmy łodzie ratownicze



dalej zobaczyliśmy tablicę:



przy nabrzeżu stało wiele zabytkowych już jachtów i łodzi, część z nich została wyslipowana na nabrzeżu. tutejsze muzeum pływających jednostek nie posiada wyjątkowych okazów, ale i tak zrobiło na nas dobre wrażenie.















prawie wszystkie łodzie w marinie stoją na koziołkach, a w jednej mimo niedzieli trwały prace remontowe



natrafiliśmy na kolorową ławeczkę z mottem "Jeśli wiesz skąd jesteś, możesz być skąd chcesz". to ławka słynnych współczesnych aktorów niemieckich- Anneke Kim Sarnau i Charly Hubner brali udział w zdjęciach do dwóch odcinków popularnego od ponad 30 lat serialu "Policja 110", czy ktoś go jeszcze pamięta?

telewizja NDR ustawiła co najmniej 10 takich ławek na północy Niemiec, każda ma innego patrona. a może zrobić wycieczkę szlakiem "Ławek dla Północy"?



minęliśmy okazały budynek "Teatru w Porcie"



w trakcie dalszej części spaceru, podczas gdy mijaliśmy zabudowania mariny i policji wodnej, restauracje i puby, słońce szybko zaszło...















jednym z ostatnich obiektów w tej części nabrzeża jest hotel na wodzie



Rostock ciągnie się jeszcze dalej, aż do ujścia rzeki...



próbuję przez lornetkę zlustrować dalszą część nabrzeża, ale nie wygląda zbyt ciekawie. widzę zacumowane statki, hangary nie mające końca... kończymy spacer- port miejski wieczorem podoba nam się bardziej od centrum miasta, które widzieliśmy przed południem



w drodze powrotnej mijamy oświetlone już, bo zmierzchało, lokale. kuszą nas "Włoch" i "Grek", ale kolację zjemy w kamperze, a nastroju restauracyjnego będziemy szukać w innych miastach. na koniec znowu sterty śmieci!



w domu dziewczynki zajęły się swoją ulubioną bodaj rozrywką, rysowaniem. rodzice mogli w spokoju napić się piwa, a potem kolacja, inhalacja, bajki... a kiedy już usłyszeliśmy miarowy, spokojny oddech naszych córek i my z wielką przyjemnością położyliśmy głowy na poduszkach...
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 49/65
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-01-29, 21:49   

Wismar

kolejną noc lało, całe szczęście dni, mimo że pochmurne, są bezdeszczowe. o 8.00 zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w kierunku Wismaru. chcieliśmy po drodze zobaczyć wiatrak holenderski, więc zboczyliśmy na drogi gorszej jakości, dużo węższe, kręte





przejeżdżaliśmy przez małe miejscowości i zobaczyliśmy niemiecką wieś, inną od naszych wyobrażeń. takimi bocznymi drogami dotarliśmy do wiatraka w Stove, który bardzo nam się podobał. wprawdzie zwiedzanie możliwe jest tylko w sezonie turystycznym, ale sam jego widok robi wrażenie.



obok usytuowane jest mini zoo, w zagrodach widzieliśmy dziki i daniele.





samotny biały kamper ;)



park zwierząt w Wismarze zaprasza :)



niedaleko za Stove wjechaliśmy na zdecydowanie lepszej jakości drogę z wyspy Poel, którą szybko dotarliśmy do Wismaru. początkowo przeraził nas widok kominów fabrycznych, ale kiedy wjechaliśmy w okolice starego miasta i zobaczyliśmy kutry rybackie na nabrzeżu poczuliśmy się lepiej.



zrobiliśmy zakupy w markecie i wjechaliśmy na stellplatz, który okazał się być położony bardzo blisko centrum. stały tutaj już dwa kampery, miło, że nie tylko nam w styczniu przyszedł taki pomysł do głowy.



nocleg kosztuje 9E, dodatkowo 1E za 100 l wody, prąd 1E/8h, możliwy serwis bez noclegu za 3E, namiary: N 53 53 39 98 E 11 27 06 04.











poszliśmy do miasta. stelplatz (żółty trójkąt na środku mapy) jest usytuowany przy nabrzeżu portu, który powstał 800 lat temu.









w kilka minut dotarliśmy do kutrów i zaopatrzyliśmy się w wędzone ryby, które spałaszowaliśmy na ławce. ceny podobne jak w Polsce, ale ryby mniej solone. pierwszy raz jedliśmy wędzone krewetki- smaczne!



z daleka zobaczyłem ristorante, niestety "ruhe tag" :(



chwila namysłu co do kierunku zwiedzania...



na stare miasto weszliśmy przez Wieżę Wodną z XV wieku





pospacerowaliśmy chwilę sympatycznymi i znów pustymi uliczkami











nad kanałem karmiliśmy ptaki, nasze dzieci bardzo to lubią



dziwnym "zwyczajem" tej części Niemiec jest wyrzucanie choinek do cieków wodnych...



idąc dalej docieramy do kościoła św. Mikołaja, największego zabytku





wnętrze tej pięknej gotyckiej budowli poddawane jest gruntownej renowacji zrobiliśmy więc tylko kilka zdjęć tuż przy wejściu





jeszcze przed wyjazdem czytaliśmy o "Schweinebrucke", ale spodziewaliśmy się mostu bardziej okazałego skoro rozpisują się o nim w przewodnikach



ale cztery świnki są bardzo sympatyczne, prawda?









nasz spacer trwał dalej. w Niemczech urzekają nas niezmiennie wystawy sklepowe- tutaj wszystko z grzybem w tle





w oddali widać kota, poszliśmy za nim



ta część miasteczka mniej nam się podobała. rozumiem, że brama była tutaj potrzebna, ale dlaczego stworzono taki koszmarek???



wracamy na szlak, docieramy do rynku z malowniczymi kamieniczkami, którego rozmiary 100x100m czynią go jednym z większych w północnych Niemczech. tutaj znajduje się m.in. najstarsza kamienica Wismaru, w której mieści się gospoda "Stary Szwed"



w sierpniu organizowany jest festyn, upamiętniający szwedzką okupację, na którym co roku mieszkańcy miasta przepedzają najeźdźcę. nie możemy uczestniczyć w tych uroczystościach więc zabraliśmy ze sobą szwedzkie wspomnienie ;) głowa Szweda nawiązuje do prześmiewczych figur umieszczonych niegdyś u wejścia do portu



w pobliżu znajduje się wspaniała ozdobna rotunda z kopułą oraz fontanną. studnia która się pod nią mieści została zbudowana pod koniec XVI w. i jeszcze do końca XIX w. była jedynym ujęciem wody w mieście!





udajemy się do informacji turystycznej, zwykle nam się przydają darmowe broszury i mapki



każdy robił zdjęcie tego Lincolna



kontynuowaliśmy nasz spacer

























wiele kamienic wymaga remontu, w końcu przez cały okres NRD niszczały









obecnie widać, że miasto się restauruje i jest szansa, że za kilka lat będzie tutaj jeszcze ładniej :)



po drodze do kampera trafiliśmy jeszcze na plac zabaw







przed obiadem musiałem podjechać na stację serwisową wylać szarą wodę i nabrać czystej. doceniłem, że kupiłem osłony termiczne z "oknami"



w aucie zjedliśmy wyjątkowo wspaniałe spaghetti, ja wstyd mówiąc objadłem się okropnie... później dziewczynki poszły pobawić się na dwór, bawiły się aż do zmroku



przed wyjściem na kolację skonsumowaliśmy przygotowane przez nie wirtualne posiłki ;)

i mogliśmy iść na wieczorny spacer i kolację



wypatrzony wcześniej lokal ominęliśmy, gdyż wybór okazał się niefortunny. jeśli weszlibyśmy do niego nie byłoby mowy o spacerze, więc poszliśmy dalej, w kierunku zauważonej wcześniej greckiej restauracji Syrtaki. jej lokalizacja w podziemiach niezbyt ładnej kamienicy nie wróżyłaby powodzenia w Polsce, ale tutaj jest to możliwe, mimo że na zewnątrz pustki wcale nie byliśmy jedynymi gośćmi!



zamówiliśmy zestawy greckich mięs, do tego sałatki, dla dziewczyn soki, dla nas lokalne piwo podane w pokalach z wyjątkowo cienkiego szkła... dostaliśmy ouzo do spróbowania i przyznać trzeba, że bardzo mocno zmrożone jest naprawdę smaczne :) potem przyszedł czas na degustację mięs, które Grecy przyrządzają wyjątkowo łagodnie.
wszystko było bardzo smaczne, chociaż najbardziej smakowała wątróbka, najprawdopodobniej cielęca, nawet Ola zjadła bez zająknięcia, a wiadomo, że większość dzieci wątroby nie trawi. jakkolwiek mięso było wspaniałe, podczas letniej podróży do Hellady skupimy się raczej na owocach morza ;) najedliśmy się "po korek" za 32E. dziewczynki zapamiętały Greka, który nas obsługiwał i to nie tylko za kolorowanki na dzień dobry czy za lizaki na pożegnanie, ale przede wszystkim za bardzo miłą obsługę. na "do widzenia" Ola pożegnała się z obsługą po angielsku, wcześniej również dziękowała w tym ciągle obcym dla niej języku- widać, że podróże kształcą :) do kampera ledwie się doczołgaliśmy...
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Pawcio 
Kombatant


Twój sprzęt: Pojazd obozowy Wacek McLouis I
Nazwa załogi: PabemanaTeam
Pomógł: 12 razy
Dołączył: 29 Wrz 2008
Piwa: 141/471
Skąd: z Nienacka
Wysłany: 2011-01-29, 23:11   

affa napisał/a:
w deszczu dotarliśmy na stellplatz w Stralsund przy Centrum Karawaningowym Dahnke usytuowanym obok mostu na Rugię, 15 minut pieszo od Starego Miasta (N 54 18 11, E 13 06 01)


Wracając w zeszłym roku z Danii przez Stralsund również zakotwiczyliśmy na tym Stellplatzu.
Znakomite miejsce na pozostawienie kamperka i zwiedzanie miasta rowerami.

Brawo za relację! :bigok
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
 
wbobowski 
Kombatant
moder


Twój sprzęt: Dethleffs Globetrotter I-645 DB Ducato 2,5TDI
Nazwa załogi: Bobosie
Pomógł: 15 razy
Dołączył: 18 Lut 2008
Piwa: 353/133
Skąd: Lublin - Dąbrowica
Wysłany: 2011-01-29, 23:14   

Gratuluję pomysłu na spędzenie wolnego czasu i relacji z wyprawy.
Trochę tylko przygnębiajaca jest pustka na ulicach prezentowanych miast.
_________________
Włodek i Ela

Nasze kamperki
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
 
WHITEandRED
[Usunięty]

Wysłany: 2011-01-30, 10:38   

:spoko
Ostatnio zmieniony przez WHITEandRED 2015-09-06, 14:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 49/65
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-01-30, 11:13   

Pawcio napisał/a:

Znakomite miejsce na pozostawienie kamperka i zwiedzanie miasta rowerami.

nawet zimą! my niestety przyzwyczajeni do tego, że jak zimno to się nie jeździ, nie zabraliśmy dwuśladów :gwm

wbobowski napisał/a:

Trochę tylko przygnębiajaca jest pustka na ulicach prezentowanych miast.

zgadza się, jakby ktoś zabrał stąd życie. nie robiliśmy zdjęć nie chcąc żyć tymi wspomnieniami, ale kiedy widzieliśmy te puste mieszkania, puste witryny sklepowe... przygnębienie mija wraz z wjazdem do zachodnich landów!

WHITEandRED napisał/a:

Wydaje mi się że to nie najgorsze zjawisko, taka pustka ..................... i fotki można robić bez wyczekiwania aż nasz obiekt będzie widoczny spoza tłumów

zgadza się, ma to swoje plusy... my zwykle unikamy tłumu, ale w tych byłych enerdowskich miastach czuliśmy się fatalnie, jakby na obcej planecie. nasze wspomnienia są dobre, bo kilka dni od powrotu pozwoliło nabrać dystansu, ale będąc tam i doświadczając tej nienaturalnej pustki ogarniało nas takie trudne do opisania, krępujące uczucie... to co jest normalne w dzikiej przyrodzie, np. w Twojej ukochanej Norwegii potrafi wywoływać nieprzyjemne dreszcze kiedy dotyczy np. 200-tysięcznego w miarę wysoko zurbanizowanego Rostocku. na pewno inaczej wygląda to w sezonie turystycznym, ale tu i teraz uczucia nasze są jak w relacji, a prawdę mówiąc i tak starałem się je, być może przesadnie, obiektywizować ;)

dziękuję wszystkim za ciepłe słowa o naszych wpisach, cieszę się, że nie piszę do szuflady i że ma to pozytywny odbiór :spoko
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
gebi6 
doświadczony pisarz

Twój sprzęt: VW T4/z długą nazwą zabudowy/
Nazwa załogi: GASTAN
Pomogła: 1 raz
Dołączyła: 04 Maj 2009
Piwa: 6/3
Skąd: KATOWICE
Wysłany: 2011-01-30, 11:31   

Świetna relacja,zresztą jak wszystkie Wasze.Podziwiam Was za to ,jak również całą Waszą
rodzinę.Wydajecie się być tak wzorcowi ,że aż prawie nierealni.

Jeszcze raz wyrazy uznania za całokształt.
_________________
Praktyka czyni mistrza.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 49/65
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-01-30, 11:46   

gebi6 napisał/a:
Wydajecie się być tak wzorcowi ,że aż prawie nierealni.

dziękujemy za wyrazy uznania, ale na szczęście nikt nie jest idealny :bigok
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 49/65
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-01-30, 11:55   

od drzwi do drzwi Wismaru

w Wismarze kontynuowaliśmy obserwację drzwi. były równie ciekawe jak dotychczasowe











===

mieliśmy jeszcze odwiedzić Schwerin, ale potrzebowaliśmy głębszego morskiego oddechu, więc z Wismaru popędziliśmy nad Morze Północne...
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 49/65
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-02-01, 15:16   

kraina wattów

następnego ranka wstaliśmy z wielką przyjemnością- perspektywa dotarcia w ciągu kilku godzin nad Morze Północne działała na nas bardzo pobudzająco. szybko zjedliśmy śniadanie i przygotowaliśmy się do jazdy. pozostało tylko pozbyć się nieczystości.



ruszyliśmy w dalszą drogę. pierwotnym celem miał być Schwerin, ale byliśmy gotowi go ominąć bardzo chcąc dotrzeć do Lubeki... ostatecznie postanowiliśmy pędzić prosto nad morze. zmiana kolejności była bardzo potrzebna, jechaliśmy do Sankt Peter Ording

sporą część drogi przejechaliśmy autostradami, niestety wraz ze wzrostem komfortu wzrastało zużycie paliwa. mimo szczerego przekonania, że się nie spieszę nie udało mi się utrzymać prędkości ekonomicznej...

w miarę zbliżania się do celu radykalnie zmieniały się krajobrazy, wszystko stawało się coraz bardziej surowe- kraina wiatraków i owiec, tak ją określaliśmy w myślach...

w okolicy Tonning zauważyliśmy po lewej stronie ciągnące się nasypy, częściowo zabetonowane. w pierwszym momencie myśleliśmy, że to jakiś zbiornik wodny, na myśl nie przychodziło, że to wały przeciwpowodziowe!!! przejechaliśmy tunelem biegnącym przez zaporę przeciwsztormową Eider, ciągle nie świadomi o co tutaj chodzi...





w końcu zrozumieliśmy, że za wałem po lewej stronie jest morze, nie mogliśmy się już go doczekać...



nie wiedzieliśmy za to, że po prawej stronie również jest morze, tylko w odpływie - Katinger Watt



ten kamperek zatrzymał się na chwilę na parkingu, a potem pomknął w kierunku St.Peter Bohl. po szerokich drzwiach widać, że najprawdopodobniej jest przystosowany dla osoby niepełnosprawnej i tutaj refleksja się nasunęła, że niepełnosprawni w Niemczech aktywniej korzystają z życia niż w Polsce...



jak pisałem wcześniej: kraina owiec, niestety tych setek wiatraków nie mamy na zdjęciach :(



przykład charakterystycznej dla tego terenu zabudowy, ten dach wydawał nam się przez moment nawet przesadnie naturalny



zakotwiczyliśmy na stosunkowo nowym, luksusowym stellplatzu (N 54 18 31 96, E 08 38 07 00). dziewczyny od razu ruszyły na bardzo ładny plac zabaw, którego podłoże stanowi morski piach.





parking jest w pełni zautomatyzowany, rozliczenia i dostęp do usług opierają się o system SEP. żeby wjechać na teren stellplatzu musimy wykupić za 20E specjalną kartę (SEP). 12E kosztuje nocleg ( w cenie opróżnianie kasety wc oraz zrzut ścieków), 5E to kaucja zwracana jeżeli oddamy kartę najpóźniej do godziny 16 następnego dnia. pozostałe 3 E jest do wykorzystania na prąd (3E doba), łazienka z wanną (1E), ubikacja (0,2E), albo czysta woda (1E/50l). kartę możemy doładowywać w innym automacie, to czego nie wykorzystamy jest nam wydawane przy zwrocie karty. jeżeli przebywamy tutaj dłużej niż jedną dobę, każdego dnia do 16 należy rozliczyć starą kartę i wykupić nową. jeżeli jesteśmy tylko jedną dobę musimy wyjechać z placu przed zwrotem karty, gdyż tylko ona otwiera szlaban!

trzeba przyznać, że mimo problemów ze zrozumieniem niemieckiego tekstu, a co za tym idzie stratą kilku E, system jest bardzo dobry. najlepszy oczywiście dla właściciela/obsługi, gdyż ich wizyty na stellplatzu stają się momentami zbędne. mimo to ktoś z obsługi przyjeżdża tutaj dwa razy dziennie, bo tak chyba lepiej wygląda ;)





teren parkingu jest żwirowy, ale inny kolor wysypany jest na stanowiskach postojowych, a inny na drogach dojazdowych. parcele oddzielone są drewnianymi balami.



w sezonie, kiedy trzeba czekać na wolny prysznic czy wc, można spocząć w klimatycznym koszu plażowym...



po obiedzie ruszyliśmy na spacer. weszliśmy do informacji turystycznej, ale nie zabraliśmy zbyt dużo pomocy naukowych ;) , na stellplatzu było ich więcej. miasteczko już na pierwszy rzut oka nam się podobało





naszą szczególną uwagę przykuł niewielki budynek. okazało się, że to Backhus, sezonowa piekarenka, przez której okna widzieliśmy piec i inne akcesoria służące do wypieku pieczywa. lokalni miłośnicy historii (średnia wieku 72 lata ;) ) znaleźli dane świadczące, że w tych okolicach dawno, dawno temu istniały podobne domki w których piekło się chleby, a jako opału używano krowiego i owczego łajna. w czynie społecznym, środki pieniężne pozyskując ze zbiórek zbudowali ten domek, który staje się w sezonie ogromną atrakcją turystyczną i ustawiają się tutaj kolejki.



mgła zaczęła gęstnieć, zrobiło się szaro, przyspieszyliśmy więc nasz spacer na strand (plażę). po drodze minęliśmy budynek restauracji Zum Landauer (ceny raczej nie na naszą kieszeń), połączonej chyba ze stadniną koni.



dach budynku pełen solarów, w Niemczech naprawdę wiedzą jak wykorzystywać energię słońca...



ciemniało więc pognaliśmy w kierunku plaży. okazało się, że plaża tutaj to pojęcie względne. weszliśmy na wał przeciwsztormowy, zobaczyliśmy samochód i ludzi poszliśmy więc w ich kierunku



ludzie Ci akurat odjeżdżali, dziwiło nas, że tak tutaj pusto, ale tłumaczyliśmy sobie, że to styczeń... weszliśmy na alejkę ku plaży... no bo musiała prowadzić do jakiejś plaży!



zobaczyliśmy, że ścieżka rowerowa zalana jest wodą... no ale styczeń, wysoki poziom wód...



pojawili się Państwo z konikami (z tej stadniny co ją mijaliśmy wcześniej), szli bardzo szybkim krokiem, zostawili nas w tyle...







morze było dzisiaj bardzo spokojne, bo w ogóle nie słyszeliśmy szumu, a widoki mieliśmy takie:



po kilkunastu minutach marszu zaczęły wyłaniać się dziwne zabudowania







to Strandburg, sezonowa restauracja na palach



dotarło do nas, że musimy przerwać szukanie morza i wracamy póki morze samo nie znajdzie nas ;)



teraz przypomnieliśmy sobie, że w domu czytaliśmy o wattach, czyli terenach zalewowych, na które nie powinno się zapuszczać bez przewodnika, szczególnie we mgle... przypomnieliśmy sobie że kilka minut temu państwo z końmi dziwnie się na nas patrzyli, kiedy oni wracali, a my dochodziliśmy do końca ścieżki... a po powrocie do kampera wykupiliśmy godzinny dostęp do internetu (1E/godz) i wyczytaliśmy, że poziom wody jest wyższy w sezonie zimowym, że pływy na płytkim Morzu Północnym są tak znaczące, że poziom wody zmienia się od 1-7 m, dwa razy w ciągu doby! (w praktyce w tym rejonie woda sięga "jedynie" 4 m). płytkie nabrzeża, tzw. watty, są zalewane przez co spacerowanie po nich może stać się niebezpieczne. oczywiście woda rzadko kiedy, w wyjątkowo katastrofalnych (sztormowych) warunkach sięga górnych partii wałów przeciwpowodziowych, ale zapuszczenie się na watty, w czasie przypływu, przy mglistej aurze, która często się tutaj trafia, może skończyć się tragicznie. tego dnia my również doznaliśmy pewnych emocji spacerując po terenach zalewowych wieczorem. biorąc pod uwagę, że spacerowicze, zarówno Ci z końmi, jak i para spotkana po drodze oddalali się szybkim krokiem, poczuliliśmy się nieswojo... prawdopodobnie zupełnie nic nam nie groziło, ale czym prędzej udaliśmy się ku wałom, tam było nasze ocalenie ;-)

z wału mogliśmy już spokojnie obserwować zdradliwe morze. podobno przypływy są tutaj bardzo szybkie, ale czy rzeczywiście sięgają wałów?



jesteśmy zmęczeni, nie chcemy czekać na morze. z drugiej strony wału widać zamglone światła miasteczka, kierujemy się ku nim- teraz musimy trafić z powrotem na stellplatz;)



z wypiekami na twarzach wracaliśmy do kampera, miasteczko o zmierzchu podobało nam się jeszcze bardziej











po emocjonującym wieczorze dziewczyny mogły oddać się grze w chińczyka. cieszyliśmy się z pierwszych muszelek z Morza Północnego, które mimo szarówki udało nam się znaleźć. jako lekarstwa na skołatane nerwy użyliśmy niemieckiego piwa :)

_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 49/65
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-02-03, 20:58   

Sankt Peter Ording

w nocy wiał okropny wiatr i kilka razy przychodził ulewny deszcz... rano przekonaliśmy się że żwirowe podłoże jest dobrym rozwiązaniem, bo woda szybko wsiąka. asfalt przed szlabanem też suchy, dzięki pochyleniu cała woda spłynęła. wyjechaliśmy przed recepcję zrobić serwis kampera, cała stacja włącznie ze stanowiskiem do opróżniania wc bardzo wygodna



automat do wody, pod brązowym deklem ukryty jest wąż



wąż był długi, ale pistolet nie mieścił się do wlewu wody



jednak zawsze warto mieć kawałek swojego węża ;)



najpierw postanowiliśmy pojechać w okolicę plaży Bohl. całe szczęście parkingi były puste, bo w sezonie nie znaleźlibyśmy tutaj miejsca dla naszego auta. miejsca postojowe wyznaczono tylko dla samochodów osobowych. na wszystkich parkingach w okolicy kampery obowiązuje zakaz noclegów.



przerwa zimowa, nie byłoby dla kogo gotować...



brama na watty zamknięta, budka pusta, nikt nie śledzi pływów, ani nie wypisuje informacji dla turystów...



...ale co za tym idzie nikt nie pobiera opłaty za wstęp. w sezonie nie płacą osoby posiadające kartę gościa, którą otrzymuje się wykupując pobyt w hotelu, apartamencie, campingu...



gospodarze straszą nas przypływami i innymi takimi... zabraniają tego i owego... całe szczęście nie mamy ani koni, ani psów, nie będziemy nocować na plaży w namiocie, ani w żaden inny sposób, nie damy się przypływowi ;)



przespacerowaliśmy się wałem do latarni i z powrotem





spotkaliśmy tęczę...



i pana z traktorkiem, który sprzątał ścieżki, opróżniał śmietniki, a na koniec zostawił traktor i poszedł ku morzu!



z planszy dowiedzieliśmy się jaka roślinność porasta watty



morze się podnosi



opuszczamy Bohl, jedziemy do centrum miejscowości. zatrzymujemy się przy dojeździe do jednej z wielu klinik rehabilitacyjnych (tutejszy klimat jest szczególnie pomocny w leczeniu chorób dróg oddechowych oraz skórnych



dla pewności pytamy policjanta czy nie nie naruszamy ichniejszych przepisów ( parkujemy przed rondem). ten zaprasza małżonkę do auta, podjeżdża z nią z dużą szybkością do kampera, ogląda znaki, upewnia się że zamierzamy parkować tutaj tylko kilka godzin i... życzy miłego zwiedzania :)

możemy ruszyć na spacer, od mostu prowadzącego na plażę dzieli nas kilkaset metrów, podziwiamy architekturę, ozdoby w ogródkach...









mijamy śliczny park nadmorski ze wspaniałym placem zabaw



wchodzimy na wał, w oddali widzimy domy na palach, tam musimy dojść



idąc wałem szybko przybliżamy się do mola





restauracja w takim miejscu musi mieć trawy morskie na dachu :)



kapitan sprawdza teren przez lornetkę ;)



molo w St. Peter Ording ma ponad kilometr długości, całe szczęście po drodze jest kilka ławek dla strudzonych turystów :)



mamy niecodzienną okazję oglądać roślinność podwodną bez wody :)





to dopiero połowa drogi!



restauracja Arka Noego powoli szykuje się do sezonu



jesteśmy na "największej piaskownicy świata". tutejsze plaże mają 2 km szerokości oraz 12 km długości!!!

w sezonie działają tutaj nawet prysznice



trafiliśmy z pogodą, wprawdzie wiatr nie ustępował, ale wyszło słońce. mieliśmy wspaniałą pogodę na spacer i na zbieranie muszli, które były wszędzie. w zbieraniu najbardziej zawzięta była Ola





przyjechaliśmy tutaj dla morza i mamy morze :)





a teraz musimy wrócić do najładniejszej dzielnicy Sankt Peter Ording, Bad



mieliśmy szczęście spacerować po prawie pustym deptaku...



dziewczyny szczęśliwe :) dla nas to najlepszy dowód, że wybraliśmy dobry kierunek wyprawy



na obiad wchodzimy do "Włocha"



obsługują nas rodowici Włosi, wystrój knajpki mocno marynistyczny. w oczekiwaniu na jedzenie gasimy pragnienie. pijąc weissbier chwalę niemieckie prawo, które pozwala na to kierowcy





dzieci zadowalają się pizzą z surowymi lub półsurowymi warzywami, smakuje im bardzo



na stole pojawia się jeszcze spaghetti alla putanesca... mniam!!!



kulinarnym zaskoczeniem jest mięso małży przygotowane z boczkiem plus pieczone kartofelki i sałatka... z jednej strony profanacja, ale z drugiej strony coś pysznego ;)



po bardzo smacznym i sytym obiedzie za 30E (nie jest to wygórowana cena za taki zestaw obiadowy plus napoje w kurorcie wypoczynkowym) przyszła pora na zakupy pamiątek. tutaj mała dygresja: w Niemczech wielokrotnie brano nas za Duńczyków, co nas bardzo dziwiło. kiedy kupowaliśmy naklejkę na samochód sytuacja się powtórzyła, kiedy odpowiedzieliśmy że jesteśmy z Polski młody sprzedawca żartując schował komórkę, za chwilę ją wyciągnął mówiąc: "to przecież nie samochód!" wiadomo, że podobne dowcipy o Polakach krążą po Niemczech, ale mówiąc to nam wykazał się wielkim brakiem wyczucia. zauważył, że popełnił wielką gafę, chcąc ratować sytuację postanowił powiedzieć nam coś po Polsku, powiedział: "idź do domu"... pogrążył się zupełnie ;)

na wystawie jednego ze sklepów wypatrzyliśmy pięknego ptaka



wróciliśmy do auta i odjechaliśmy zostawiając za sobą morze, od tej pory towarzyszył nam księżyc



mieliśmy dzisiaj zakotwiczyć w Neumunster. z drogi dzwonimy do znajomych, ale ich dzieci chore więc odwiedziny przekładamy na przyszłość... nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo dokładając kilkadziesiąt minut do pierwotnie planowanych kierujemy się do Lubeki, najważniejszego punktu naszej wyprawy.

kadr z drogi ;)



dzięki opisowi jakiegoś Niemca na Wo-mo, czy też na innym portalu, znajdujemy parking dla kamperów z widokiem na przystań i starówkę. razem z nami dociera tutaj para starszych Niemców wypasionym Concordem na Sprinterze, ale o dziwo- z alkową!

jemy kolację, a po niej wyciągamy do suszenia zebrane muszle



po dniu pełnym wrażeń zasypiamy w mieście podobno łudząco podobnym do naszego ukochanego Gdańska, jaka jest prawda ocenimy jutro...
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Tadeusz 
Administrator
CamperPapa


Twój sprzęt: Fiat Talento Hymercamp
Nazwa załogi: Kucyki
Pomógł: 16 razy
Dołączył: 06 Lis 2007
Piwa: 1568/2200
Skąd: Otwock
Wysłany: 2011-02-03, 21:27   

Taka relacja to miód na moje serducho.
Odpowiada mi w niej wszystko - zdjęcia, konkretne praktyczne informacje, umiejętne przekazanie nastroju w jakim przebiegała podróż, a nade wszystko warstwa krajoznawcza.

Ty Krzysztofie fajnie opisujesz to, co fotkami obrazuje Twoja małżonka. Nawet w tej materii stanowicie zgrany duet.

:bukiet:
_________________
W życiu najlepiej jest, gdy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest tylko dobrze - to niedobrze.
Ks. Jan Twardowski.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 49/65
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-02-05, 00:20   

Tadeusz, specjalnie dla Ciebie:

Lubeka

parking na którym się zatrzymaliśmy zlokalizowany jest bardzo blisko starego miasta (N 53 52 16 82, E 10 40 43 75)



mimo, że przeznaczony jest tylko dla kamperów, podobno czasami bywa zastawiony innymi samochodami. w tym przypadku oraz w sytuacji, gdy w sezonie zabraknie miejsc można jechać na położone nieco dalej Media Docks na Willy-Brant-Allee.



w Lubece są stellplatze z możliwością serwisu, prądem, itp., ale zlokalizowane kilka kilometrów od centrum. a tutaj, na Lastadii bardzo nam się podobało :)

rano zapłaciliśmy 5E za całodzienny postój





płatne od 10 do 20, niedziele gratis



wyruszyliśmy na spacer idąc wzdłuż nabrzeża ku jednemu z licznych mostów łączących ląd z centralną wyspą.



most jest obrotowy, żeby zapewnić żeglowność.





po drugiej stronie nabrzeża oglądaliśmy zacumowane stare żaglowce, będące ekspozycją lubeckiego muzeum.





samochód mieliśmy ciągle na oku ;)



w kierunku Centrum Kongresowego, w okolicy którego zlokalizowany jest nasz parking, przerzucona została kładka piesza. pomyśleć, że Gdańsku od lat deliberują jak ma wyglądać kładka przez Motławę na Ołowiankę. może podrzucić urzędnikom zdjęcie? ;)



hotel Radisson, kompleks nowoczesnych budynków, ale pasujących do otoczenia. jak pomyślę sobie o koszmarnym pseudostylowym Hiltonie w Gdańsku, czy zmasowanym zabudowywaniu Sopotu metalem i szkłem to myślę sobie dlaczego, skoro tak się odżegnujemy od PRL-owskiego brzydactwa, kontynuujemy- w pewnym sensie- jego dzieło?



skręcamy na stare miasto. spacerujemy jakby po Gdańsku, ale nie czujemy się tak dobrze jak u siebie.













kochanie, gdzie jesteśmy? o, tutaj... ;)



idziemy dalej...



mijamy świetnie zaopatrzony antykwariat muzyczny



dochodzimy do Kościoła Mariackiego, jednego z czołowych zabytków









przy kościele siedział sobie diabeł na kamiennej belce...



z czartem owym wiąże się pewna legenda



kiedy rozpoczęto budowę kościoła powiedziano diabła, że w tym miejscu powstaje karczma. czort chętnie pomagał licząc w przyszłości na zbłąkane i grzeszne dusze. kiedy świątynia była już na ukończeniu diabeł zorientował się, że został oszukany. chwycił wielką belkę i chciał ją rzucić na kościół; udobruchano go obietnicą, że karczma obok świątyni powstanie. obietnica została dotrzymana, a karczma działa do dnia dzisiejszego... w tym budynku...



intrygują nas podcienie...





wychodzimy z nich na deptak staromiejski... dosyć specyficzny...



w większości stara zabudowa, ale parter zajmują przede wszystkim sklepy, głównie odzieżowych i obuwniczych marek...







staramy się wyłapywać tylko to, co niezaprzeczalnie piękne









wspaniały jest Dom Buddenbroków, który w przeszłości był własnością rodziny Tomasza Manna. kamienica została opisana w uhonorowanej nagrodą Nobla powieści Buddenbrokowie, obecnie jest własnością miasta i znajduje się tutaj m.in. Centrum Henryka i Tomasza Mannów





znaleźliśmy ratusz...





gdzieś tutaj powinien być rynek... jest!



z rynku widzimy ratusz i Wodny Teatr





znajduje się tutaj mnóstwo punktów handlowych że świeżymi owocami, warzywami, mięsem, serami, kwiatami oraz z wyrobami rzemieślniczymi i pamiątkami... nam najbardziej podoba się przyczepa z rybami i owocami morza :)



największe wrażenie robi jednak lodowisko na świeżym powietrzu, przy którym zatrzymujemy się na kilka chwil



idziemy dalej... zdjęcie przy fontannie- wyjątkowe, bo możliwe tylko zimą, kiedy fontanna nieczynna ;)



przyjechaliśmy do "miasta marcepanu", znajdujemy więc słynny lokal rodziny Niederegger





przechodzimy przez sklep...



stylowe wnętrza, czas się tutaj zatrzymał...





w kawiarni zamawiamy marcepanowe cappucino i espresso, dla dzieci czekoladę na gorąco. niestety dziewczyny nie są zachwycone, bo ciemną czekoladę podają tutaj dopiero od 11- nie będziemy czekać...





zamiawiamy jeszcze gofry z musem jabłkowym oraz z wiśniami i bitą śmietaną, z niewielkim dodatkiem marcepanu... smaczne, ale czy to wszystko razem było warte 20E? być może nie, ale spędziliśmy miło kilkadziesiąt minut



bardzo podobało nam się, że dbają również o dzieci



na piętrze jest salon, czyli bardziej luksusowa sala kawiarniana. lady chłodnicze pełne są znakomicie wyglądających tortów, może wpadniemy tutaj w przyszłości? na drugim piętrze mieści się Muzeum Marcepanu, ale to też zostawiamy sobie na przyszłość. w przedsionku toalety, którą urządzono bardzo gustownie, znajduje się m.in. zabytkowa elektryczna maszyna do polerowania butów





małżonkę zaskoczyło, że obsługa sprząta damską toaletę non-stop, do jej obowiązków należy nawet podawanie klientom papieru do wytarcia rąk ;)

w gablocie na półpiętrze zgromadzone są odznaczenia, które zdobył lokal i właściciele, jak również fotografie znamienitych gości, jak papież Benedykt XVI czy były kanclerz Gerhard Schröder



robimy jeszcze zakupy na własny użytek i na prezenty; z marcepanu można zrobić wszystko :)



po wyjściu od Niedereggera kierujemy się do informacji turystycznej. niestety duża część ulic starej części miasta, podobnie jak w odwiedzonym wiosną ubiegłego roku Augsburgu, udostępniona jest dla ruchu kołowego, rażą nowoczesne budynki sklepowe wciśnięte pomiędzy zabytki. to piękne miasto, ale nie ma tutaj klimatu starej części Gdańska, nie znaleźliśmy ulicy na miarę Mariackiej- tutaj Gdańsk wygrywa :)

za to największym zaskoczeniem na plus jest masa rowerzystów, nie sportowców czy turystów, ale mieszkańców, nie wyłączając eleganckich pań w sukienkach!

Mostem Holsztyńskim wychodzimy ze starego miasta





dochodzimy do Bramy Holsztyńskiej, części średniowiecznych fortyfikacji miejskich, współczesnego symbolu miasta







zarówno na straży Lubeki, jak i Gdańska stoją lwy





informacja turystyczna w Lubece nazywa się Welcome Center... oprócz tego, że możemy tutaj nabyć kieszonkowy plan miasta za 0,9E, nie znajdujemy właściwie żadnych ciekawych bezpłatnych materiałów, bo powiedzmy szczerze, takie nas przede wszystkim interesują.

zainteresowały nas za to dwie rzeźby Güntera Grassa, kolejnego lubeckiego noblisty (laureatami tej nagrody są również urodzony tutaj Willy Brandt oraz wspomniany wcześniej Tomasz Mann).



Günter Grass nie pochodzi z Lubeki, za to urodził się w Gdańsku i mieszkał około 100 m od miejsca naszego zamieszkania; w sezonie turystycznym non-stop przyjeżdżają wycieczki niemieckich turystów ;) Grass długo mieszkał w Berlinie, ale od jakiegoś czasu zamieszkał pod Lubeką, a na starym mieście ma swoje biuro, bo "Lubeka przypomina mu rodzinny Gdańsk". Trudno się nie zgodzić!

krzywe wieże stoją nie tylko w Pizie ;)



dalej na południe już nie szliśmy z braku czasu...



kontynuujemy spacer, podziwiamy kamienice, zwiedzamy Muzeum Lalek, nie wchodzimy na wieżę widokową kościoła św. Piotra, bo dzisiaj nieczynne :(







schodzimy ze wzgórza kościelnego, powoli kierujemy się do kampera, musimy najpierw jednak znaleźć sklep spożywczy, o co w centrum Lubeki wcale nie jest łatwo!



zanim docieramy do marketu Rewe, zaopatrzenie którego nas naprawdę zaskakuje (ach te świeże owoce, ach te ceny!!!), zwiedzamy kilka przecznic ;)













kusi nas żeby zjeść obiad w dobrej niemieckiej restauracji, menu "Wilka Morskiego" nas jednak nie przekonuje...



a tak "Wilk" wyglądał w nocy



kolorowe figury na dachu Centrum Kongresowego...



idziemy König Strasse i Grosse Burgstrasse, które nie powalają wyglądem, ale zgromadziło się tutaj wiele artystycznych i kolekcjonerskich sklepów, galerie, jakaś tancbuda...







w jednym z takich pamiątkarskich sklepów dokonujemy zakupu kolejnego kota do swojej kolekcji.

mijamy kościół św. Jakuba, szpital św. Ducha, obok którego znajduje się pomnik znanego niemieckiego pisarza i dramaturga Emanuela Geibela pochodzącego z Lubeki, są tutaj kancelarie prawnicze i notarialne oraz dwie restauracje, jedna klasyczna, a druga w stylu "ziemniak na 100 sposobów".











robimy się głodni, ta droga nas nie przybliży do obiadu więc rezygnujemy z poznania tej części miasta



za to nie opieramy się pokusie i zaglądamy w pewne ciekawe podwórko...





to ciągle to samo podwórko, ono naprawdę ciągnie się wiele metrów w głąb





dziewczyny, nie wchodźcie tam, wracamy do kampera!



zbliżaliśmy się do Bramy Zamkowej, którą mieliśmy opuścić stare miasto





tuż przed bramą zobaczyliśmy taką ciekawostkę



przechodzimy pod mostem zamkowym







w drodze do kampera mijamy stare hale portowe



jeszcze kilka spojrzeń na Starówkę...













na obiad dotaczamy się resztką sił...
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Roza 
zaawansowany


Twój sprzęt: Fiat Ducato Eura Mobil 770 HB
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 27 Mar 2010
Piwa: 103/18
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2011-02-05, 12:33   

coś dla wilków morskich

na nabrzeżu lubeckiego portu, przy starym mieście zacumowane jest kilkanaście jednostek, przeważnie żaglowych. tak wyglądają z nabrzeża przy naszym parkingu:



poniżej trochę fotek :)

















































_________________
"...wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu..."
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Roza 
zaawansowany


Twój sprzęt: Fiat Ducato Eura Mobil 770 HB
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 27 Mar 2010
Piwa: 103/18
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2011-02-05, 13:45   

od drzwi do drzwi - Lubeka

w Lubece, tak jak i w innych miastach na naszej trasie utrwalaliśmy na fotkach najciekawsze drzwi























_________________
"...wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu..."
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum

Dodaj temat do ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
*** Facebook/CamperTeam ***