Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Grecja - Nasza Grecja via Wenecja 2011

Camper Diem - 2011-06-21, 08:07
Temat postu: Nasza Grecja via Wenecja 2011
za kilka godzin zabieramy córki ze szkoły i ruszamy w podróż naszego życia do Grecji, na Peloponez.

plan podróży mamy dosyć skrupulatny, przy układaniu korzystaliśmy z doświadczeń wielu osób, zarówno członków CT, jak i wielu niemieckich, i nie tylko, kamperowców.

nie wiadomo jak będzie z dostępem do internetu więc trudno obiecać relację na bieżąco, ale będziemy się starali przynajmniej krótkie wpisy na naszym blogu zamieszczać.

po powrocie na pewno zrobimy subiektywny reportaż, z tym że pełna wersja na blogu, a "lżejszą" ;) opublikujemy w tym wątku...

życzymy wszystkim udanych wakacji, tutaj w kraju, jak i za granicą :spoko

Tadeusz - 2011-06-21, 08:26

Krzysztofie, życzymy Wam udanej, szczęśliwej podróży, przygód z happy endem i pogody, ale bez upałów. :)

Trzymam kciuki za powodzenie wyprawy. :spoko

Kuba L. - 2011-06-21, 13:02

No to powodzenia i szerokiej drogi! :spoko
Camper Diem - 2011-06-21, 13:38

dzięki za życzenia- wyjeżdżamy :spoko
artanek - 2011-06-21, 15:04

Szczesliwej podrózy tam i z powrotem .Ja jade w niedziele na południe .
waldi - 2011-06-21, 15:26

Powodzenia!!!!
WODNIK - 2011-06-21, 20:10

Życzę szerokości, wysokości i ładnej pogody :spoko
Przypuszczam że będziesz jechał S1 przez Bielsko,
to wiesz w razie problemu daj znać :haha:
Pozdrawiam

Pawcio - 2011-06-22, 09:32

Powodzenia :spoko
Roza - 2011-06-27, 10:13

witajcie, tu affa, piszę z konta żony

Wodnik: S1 przez Bielsko może będę wracał, nie pamiętam jak mi trasa z Austrii do Katowic wypada...

jesteśmy od 6 dni w podróży, opiszę pokrótce...

z Gdańska jechaliśmy przez Kościerzynę na Chojnice, bo taka droga do granicy niemieckiej wydaje mi się aktualnie optymalna. za Chojnicami zapłaciłem 100 zł za przekroczenie prędkości :( postój w Człuchowie na ulubionej stacji BP Canpol... i czyszczenie "smoka" w zbiorniku paliwa, bo okazuje się, że mam tam niesamowity syf, który daje się we znaki od powrotnej drogi z Chorwacji w zeszłym roku... nocleg na autostradzie za Frankfurtem.

kolejny dzień to Niemiecka autostrada, przy szybkości 110 auto pali 13 l. paliwo drogie, bo nawet powyżej 1,5 E. zjeżdżamy do miasteczka i zaopatrujemy się w niemiecki weis,sbier, który nam tak zasmakował w zeszłym roku w Bawarii. kolejny nocleg w Kitzbuhel w Austrii i krótkie zwiedzenie alpejskiego miasteczka. tutaj leje aż do rana. paliwo w Austrii tańsze bo nawet 1,3 E
.
rano morderczy przejazd przez Plockenpass i jesteśmy we Włoszech, po południu lądujemy w Wenecji. uwaga: na parkingu Tronchetto z powodu prac drogowych nie ma prądu ani możliwości serwisu! koszt 21E za 12 godz., kolejne 12 godzin 16E.

po południu zwiedzamy Wenecję, rano ruszamy na dłuższy spacer przez słynny most Rialto na plac Św. Marka. tłum z placu zniechęca nas do dalszego pozostania w Wenecji. pakujemy się do vaporetto i płyniemy przez cały Canale Grande do Tronchetto, dzięki czemu zwiedzamy najważniejszą część Wenecji z wody:)

przez upłynięciem 24 godz. ruszamy na południe. Automapa trochę nas myli, ale dajemy radę obrać właściwy kierunek ;) jest piątek i korki, ale koło 18 udaje nam się dojechać do Cesenatico, urokliwego kurortu z darmowym stellplatzem i darmowym serwisem, z tym że w tym momencie nie można opróżnić kibelka (rano już będzie taka możliwość).

zwiedzamy miasto i plażę i robi się późno. rano serwis i dalej na południe do Fano. tutaj Automapa przećwiczyła moje umiejętności, bo muszę swoim 8-metrowcem kluczyć po wąskich uliczkach miasteczka, a dojazd do stellplatzu, jak się później okazało, był całkiem dobry! stellplatz wspaniały, tuż przy morzu, 7E i jest woda. wieczorem robi się komplet!

idziemy walczyć z falami, bo są tak ogromne, że pływać się nie da, dziewczyny zbierają kamienie. jemy wspaniały, wart swoich 42E, obiad w pobliskiej knajpce poleconej przez Mauro przyjmującego nas na parkingu. wieczorem idziemy w miasto, bo dzisiaj jest "notte bianco", czyli miasto dzisiaj nie śpi. faktycznie wielka fiesta, chociaż dla nas kończy się wraz z końcem sił naszych pociech, czyli około 21-22.

rano ruszamy do Ancony. po drodze serwis kampera w Senigalia (darmowy stellplatz) i tankowanie- paliwo we Włoszech 1,35-1,42E. w Anconie chcemy skrócić drogę do Portu i ją oczywiście wydłużamy ;) dzięki temu jednak zobaczyliśmy trochę miasteczka!

o 8.30 dojeżdżamy do "check-in", a tutaj tłumy przy okienkach. niestety głównie Albańczycy i Turcy, a wiadomo, że to dosyć brudne (niepachnące) nacje. no i bardzo głośne, jeszcze bardziej niż Włosi ;)

po godzinie możemy ruszać na przystań, lądujemy tutaj jako jedni z pierwszych. na prom mamy czekać kilka godzin, a ten i tak się spóźnia. opróżnienie go przeciąga się. wypijamy hektolitry wody i bardzo przydaje się 12V wiatrak. zmęczeni przed 15 wjeżdżamy na prom i zostajemy ustawieni tuż przy burcie, mamy więc wspaniały widok za oknem!

cdn...

Kuba L. - 2011-06-27, 17:51

Dzieki za wstepne info, cieszymy się, że wszystko idzie zgodnie z planem. Jak już będziecie na greckiej ziemi to prosimy o jakąś fotkę... :spoko
marko - 2011-06-28, 11:02

:spoko
Roza - 2011-06-30, 20:47

witajcie. ja znowu z konta żony. jesteśmy na campingu w Tolo i wreszcie mamy normalny internet, ale zaraz zamykają recepcję i nie mogę więcej napisać. zdążyłem wcześniej na blogu notki swojej żony opublikować, zainteresowani mogą zaglądać ;)
Roza - 2011-07-02, 07:41

dalszy ciąg opowieści...

obsługa promu jest póki co zajęta wprowadzaniem samochodów, karawaningowcy sami więc zaopatrują się w prąd. po pokładzie krąży tyczka. włączam lodówkę, sprawdzam klimatyzację (na promie okazuje się zbyteczna). sam system rozprowadzenia prądu (zwijane na szpule kable pod sufitem) jest rewelacyjny!

po kilkunastu minutach dociera do nas pani z kartą pozwalającą na powrót do kampera z górnych pokładów statku. możemy ruszyć na spacer.

prom „Hellenic Spirit” linii Anek jest bardziej luksusowy niż „Marco Polo” Jadroliniji, którym płynęliśmy w zeszłym roku, a i nasze bałtyckie promy „Polferries” przy nim wypadają blado (innych nie znam). poruszamy się z prędkością 50 km/h. restauracje są bardziej luksusowe, ceny niestety również, tak więc ustawiamy się do kolejki po gyros. za trzy spore porcje płacimy 24E i jesteśmy bardzo najedzeni. wracamy do kampera. dzieci oglądają bajkę, my gapimy się w Adriatyk (ciąglę nam się to nie nudzi). przed wieczorem zabieramy dzieci na basen, ich marzenie o kąpieli na promie się spełnia i trzeba przyznać- to rewelacyjny pomysł, by urozmaicić podróż dzieciom.

nie znam się na nawigowaniu, ale jeśli wierzyć drodze Ancona-Igoumenitsa wskazanej przez AutoMapę, płyniemy bliżej brzegu, ścinając zakręty ;) może uda się skrócić opóźnienie?

rankiem ruszamy na krótki spacer po pokładzie, robimy zdjęcia, oddychamy greckim już powietrzem ;) wracamy do kampera, a tutaj zapłakana Marianna- starszej córce nie udało się zapobiec łezkom...

kolejny spacer podczas postoju w Igoumenitsa odbywamy już z dziewczynami. port nie podoba nam się specjalnie, wierzymy, że Patras będzie ładniejsza. ostatnie kilka godzin rejsu trochę nam się dłuży, ale w końcu doływamy i możemy opuścić pokład.

Patras nie oczarowała nas zbytnio i uciekamy z niej nie zatrzymując się ani na chwilę. pierwsze kilometry pokonuję z rezerwą, ale w końcu stwierdzam, że wszyscy mitologizują greckie drogi i greckich kierowców, trzeba tutaj uważać nie mniej ni więcej niż wszędzie indziej.

robimy zakupy w Lidlu i około 16.00, czyli chyba greckiej 17.00 lądujemy na plaży w Diakofto, na której stoją już 3 kamperki. niezbyt czysto, ale jest prysznic i nie ma jeżowców. kilka kąpieli, wieczorem spacer przez sady owocowe do miasteczka. na stacji kolejki znajdujemy informację, że dwa kolejne dni będzie strajk, tak więc jutro zamiast przejażdżki do Kalavrita ruszamy dalej...

rano Kanał Koryncki i o 11.00 jesteśmy w Korfos, na plaży, którą opisał kiedyś wbobowski. niezbyt czysto, masa jeżowców, ale wspaniały widok, mnóstwo muszli i jesteśmy sami! no może oprócz Greków, którzy pojawiają się i znikają ;) wieczorem idziemy do miasteczka- jest urocze, turystów jeszcze niewielu. Kupujemy dziewczynom buty na jeżowce, bo zeszłoroczne się zużyły.

kolejnego dnia ruszamy na camping w okolicy Paralia Irion, który opisywał jeden z kamperowych kolegów, ale nie znajdujemy go (błędnie spisaliśmy namiary???), zamiast tego trafiamy na „Lefka Beach” w Vivari, ale jego stromizny nam nie odpowiadają. przy zawracaniu przez nieuwagę spadam tylnymi kołami z murku i auto „zawiesza się” na stopniu. próbujemy wyjechać, używamy kamieni, dasek, klinów i... wszystko na nic! dwóch Greków i moja żona zmęczą się przy tym niesłychanie, umorusają, odskakujący kamień uszkadza nam zbiornik płynu spryskiwaczy... w końcu ktoś uruchamia terenowe auto i bez wysiłku przeciąga nas o metr- jesteśmy uratowani! rzucamy się na szyję tak pomocnym nam Grekom i wyjeżdżamy z campingu. Długo będziemy odreagowywać tę przygodę...

Vivari opisywane jako wyjątkowo piękna wioska rybacka wydaje nam się „typowa”, jedziemy na plac noclegowy w Drepano, wg znalezionych namiarów GPS. zostajemy jednak wyprowadzeni w pole, kierujemy się więc na stellplatz w Karathona, na którym można zrobić pełny serwis... jak się okazuje jest woda, ale serwis to chyba mit? nikt nie wie czy i jak go zrobić, prawdopodobnie jeśli muszą to wylewają w krzaki... samo miejsce przepiękne, piaszczysta plaża cudowna, każdy powinien ją „zaliczyć”.

po spokojnej nocy ruszamy na camping w Tolo, mamy nadzieję, że jest serwis kamperowy, bo jesteśmy „pełni”. uwaga: droga pomiędzy Napflio, a plażą w Karathona ma miejscami 15% nachylenie! w Tolo zatrzymujemy się na campingu Lido, przepięknym, wspaniale położonym, wprawdzie oddzielonym od plaży drogą, ale nawet dla nas, wyjątkowo wybrednych ;) , to nie był problem. plaża mała, większość zajmują płatne parasole, w sezonie może być ścisk.

na campingu bierzemy prysznic, ale z wc nie korzystamy, bo niemiło siadać na muszli bez deski ;) robimy pranie, bo trochę się tego zebrało. wieczorem idziemy do baru recepcyjnego, kupujemy lody (rożki Algidy po 1,4E, przystępna cena), kosztujemy greckiego piwa Mythos (całkiem smaczne), internet wifi okazuje się bezpłatny. tak nam się podoba, że następnego dnia jedziemy na dwa dni do Nafplio, ale musimy tutaj wrócić, warto nadrobić te niecałe 20 km w dwie strony!

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-07-03, 21:37

Bardzo prosze pisz o cenach campingu jaki dojazd na Tolo bo to chyba wyspa,a nie tylko o jedzeniu,bo gro camperowiczow gotuje pyszne potrawy w camperach.Konieczne chcemy byc w pazdzierniku w Tolo,a moze widzisz miejsce do camperowania nie na campingu to zapisz koordynaty,my starzy mielismy problem w wpisaniu nazwy do GPS z mapy nazwy nie wchodzily,nawet w ich alfabecie,pozdawiam Z.M
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-07-03, 23:30

czytam fora na camper team,no i trafilam na waszego bloga,ogladelam miejsca w ktorych bylam pierwsz raz camperem w 2009,wzorujac sie na opisach podobnej trasy przez Katarzynee Binder w Polskim Carawaningu.Ale je wtedy nie umialam pisac na forum,a zdjec nie naucze sie wklejac,Powtarzmy podobna trase od wrzesnia,Mysle ze przy pomocy ziecia zaloze sobie podobnego bloga od nowega roku.Prosze o namiaty na Tolo i dalszy opis pelopnezu,moze przezimujemy tam.A dodasm ze wzorowalam sie na wszej drodze romantycznej wracajac z Hiszpanii a X 2010.barbara muzyk
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-07-05, 21:02

zagladam,nie ma wpisu na forum,ani na blogu,chyba jestescie w Montevasio?nie mam pod reka mapy a camper juz zamkniety,pisze sie pewnie inaczej.Jezeli wyplywacie z Igumenisty,to zagladnijcie choc na dzien na wyspe Lefkada-Porto Katsiki.czerkam na wiadomosci z Tolo.Barbara Muzyk
Roza - 2011-07-07, 13:54

witam,

Tolo nasza 4 osobowa rodzine kosztowalo 27 euro za dobe. Raczej nie ma w okolicy dzikich miejsc- wszystko zabudowane do granic mozliwosci. Sam kemping Lido on the beach bardzo nam sie podobal. Obsluga wspaniala, spokojnie, plaza piaszczysta bez jezowcow.

Bylismy w Monemvasia i jeszcze w innych miejscach, ale o tym bedzie na blogu dzis lub jutro. Teraz moczymy pupska na najpiekniejszej plazy w Grecji: Simos na wyspie Elafonissos:)

Roza - 2011-07-07, 14:34

halo, tu affa ;)

Zbigniew Muzyk napisał/a:
Bardzo prosze pisz o cenach campingu jaki dojazd na Tolo bo to chyba wyspa,a nie tylko o jedzeniu,bo gro camperowiczow gotuje pyszne potrawy w camperach.

Tolo to nie wyspa, tylko miasteczko w okolicy Nafplio. miasteczko można sobie darować, ale camping bardzo nam się podobał.

w Tolo nie stołowaliśmy się w knajpie, bo tutaj wszystko pod turystów, ale jak nam się udaje znaleźć dobrą kuchnię to korzystamy, bo trudno nie poznawać kraju bez poznania jego smaków.

oczywiście w kamperze można dobrze gotować, ale trudno o świeżuteńkie ośmiornice czy kalmary, te ostatnie w Grecji smakowały o niebo lepiej niż chorwackie, a próbowaliśmy w wielu miejscach, nawet sami zmierzyliśmy się z tym "problemem" ;) .

kuchnia to również możliwość nawiązania bezpośredniego kontaktu z "tubylcami", co bardzo sobie cenimy- vide niesamowita kolacja w Nafplio.

chcesz ceny?

prom Ancona-Patras-Ancona 730E (kamper 8 m. rodzina 2+2)
paliwo od 1.3E-1,62E (wyspa Elafonissos!!!)
camping Tolo 29 E (zestaw jak powyżej, rabat 2E za kartę ADAC, internet gratis)
camping Simos (wyspa Elafonissos) 36E, w tym prąd, internet free.
prom na Elafonissos 26,5E za naszego kampera, 1E za osobę dorosłą, 0,5E dziecko, w jedną stronę
wejście na twierdzę na wzgórzu Palamidi w Nafplio 4E za osobę dorosłą
ceny wyższe niż u nas, warto szukać Lidla ;)

postaram się dzisiaj lub jutro coś więcej napisać i nie będzie o jedzeniu, bo na wyspie dobrej kuchni nie uświadczysz, ale ta plaża!!! ten lazur!!! :spoko

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-07-11, 20:55

Porto Katski na Lefkadzie ma taki turkus,odrobilam lekcje i znalazlam gdzie jest wyspa elafonissos,dobra podpowiedz na przezimowanie,tam,ale jak wqyjada turysci to nie bedzie nudno? Dzieki za wiadomosci,czekamy na dalej,nam znajomosci z miejscowymi zalatwia nasz uroczy kundel,wszyscy sie z nim fotografuja i zapraszaja w odwiedziny.nie jaqdam owocow morza,ostryge siorpnelam z grzecznosci,w RPA,inne ryby jadam na rozum,ze sa zdrowe.pozdrawiam barbara muzyk.
Roza - 2011-07-13, 22:57

hello, tu affa :ok

na blogu nowe wpisy... chciałem coś dzisiaj napisać, ale zahipnotyzował mnie księżyc (jest prawie w pełni) i grecka muzyka z tawerny obok...

Dorota i Robert - 2011-07-13, 23:16

Ale jak sie ksiezyc schowa to troche napiszesz ? Pleas :roza:
Pozdrowienia z Bielefeldu
:spoko

Camper Diem - 2011-07-14, 07:03

księżyc wczoraj się nie chciał schować ;)

skrótowo opowiem Wam co się dalej wydarzyło. myślę, że nie będę opowiadał historyjek, bo robi to moja żona na blogu (zapraszam), ale skupię się na uwagach przydatnych wybierającym się w przyszłości, niekoniecznie tej najbliższej, na Peloponez... będą to luźne uwagi i niekoniecznie chronologiczne.

przed wyjazdem czytałem, że SOG na Grecję się nie nada, że muszę uzbroić się w płyn do kaset... uzbroiłem się, ale nie używam. moim zdaniem zapachy są podobne jak z chemią :!:

wielu pisało, że będę miał duże problemy z autem w Grecji- drogi na Peloponezie wąskie, szczególnie w miasteczkach, ale generalnie większość miejsc dostępnych dla typowego kampera z alkową dostępna jest i dla mnie. raz mi się auto zagrzało, ale generalnie daje radę w górach.

cdn...

Roza - 2011-07-14, 12:18

rowery... wszyscy odradzali, że i tak niepotrzebne. faktycznie trudno myśleć o wycieczkach, chociaż zdarzali się nieliczni amatorzy oraz maniakalni kolarze górscy ;)

rower czasami mógłby się przydać, ale nigdy nie warto go zabierać kosztem innej potrzebnej rzeczy, tym bardziej gdy w grę wchodzą rowery dla całej rodziny.

zabraliśmy rowery dzieciom, używały ich kilka razy...

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-07-15, 00:05

cos nie widac opalenizny na waszych cialach?na blogu zakonczylam czytanie -przyjazd do Githio.ale juz 24,00,czy na Elafonisos jest sklep lidla,no w listopadzie wogole bedzie pusto.barbara
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-07-15, 00:09

czy karta mozna placic za prom i czy te 26 euro to w jedna strone,czy w obie strony.na Sycylie przy kupnie w dwie strony bylo 10euro taniej
zibi - 2011-07-15, 11:41

Sorry za OT - ale się przyda :oops: http://www.gps-data-team....ng/Lidl_GR.html

pozwoliłem sobie poprawić post - bo powyższy link jest płatny :-/

Tu za darmo -> http://www.lidl.pl/cps/rd...hs.xsl/9505.htm

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-07-15, 19:03

dziekuje,ja ciagle sie ucze,barbara muzyk
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-07-22, 16:46

nie odzywacie sie od 14 lipca,mysle ze jestescie juz w Polsce,czy zajecia sluzbowe nie pozwalaja pisac?
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-07-27, 21:49

nareszcie zorietowalam sie i zagladelam na blog,zapisalam na mapie wszstko co mi sie udalo znalezc,chociaz kupilam nowa 500tke mape nie wszstko bylo,to napisalam na mapie.Bardzo dziekuje,my nie bedziemy sie spiszyc bo chcemy przeczekac do pierwszego snegu,celem poszusowania na nartach w Parnassos i na Balkanach.Mawy juz troche namiarow na narty,bzrbara muzyk,jak sie uda jedziemy kolo 15 sierpnia przez Zabijak,Czarnogora,do Albanii.
Camper Diem - 2011-07-30, 10:59

chciałem kontynuować swoje peloponeskie wynurzenia, ale uznałem, że będą one mało wartościowe bez punktu odniesienia... opublikuję więc całą relację żony i do każdego wpisu będę dodawał swój komentarz, tak chyba będzie lepiej?

przepraszam, ale materiał będzie obszerny i ze względu na ilość zdjęć "ciężki", ale lojalnie uprzedzam, więc jeśli komuś miałoby to przeszkadzać to po prostu niech nie zagląda :diabelski_usmiech

chciałem Was prosić o nie komentowanie póki nie skończymy, żeby relacja pozostała relacją ;) ale jeżeli ktoś będzie miał coś do powiedzenia piszcie, w razie czego poproszę administrację, by przeniosła to na koniec :ok

(przy okazji liczę, że jak zacznę publikować, to żona dokończy spisywanie wspomnień z podróży powrotnej, bo jak skończyła w Grecji tak milczy...)

wiem, że wiele osób wybiera się do Grecji w sierpniu i wrześniu, może więc ta relacja się przyda? pamiętajcie tylko, że my podróżujemy z dziećmi, np. dla nas dzień kończył się o 21-22, kiedy wielu dopiero wychodziło z domów :haha:

Roza - 2011-07-30, 11:09

21.06.2011
dziennik pokladowy dzien pierwszy: podroz...

ostatnie usciski i calusy z babcia, prezenty na droge (taka nasza rodzinna tradycja:), machamy i ruszamy w podroz naszego zycia:)

Jestem w sporym stresie po ostatniej pechowej wycieczce do Holandii. W myslach robie przeglad rzeczy, czy czegos nie zapomnialam- na razie wydaje sie, iz wszystko co potrzebne mamy na pokladzie.

Jedziemy na Koscierzyne, a potem na Czluchow gdzie na stacji czesto przez nas odwiedzanej (Canpol) robimy pierwszy postoj. Jest 17.15. Gotuje na kolacje bob, a Krzys czysci smoka;))) Juz wyjasniam:) Kiedy wracalismy z Chorwacji w zeszlym roku ten smok pierwszy raz dal nam sie we znaki. Szukalismy przyczyny utraty mocy naszego auta...Byly podejrzenia, ze moze immobilaizer, moze filtr paliwa...w koncu dobry fachowiec odkryl powod: rzeczony smok (czyli ustrojstwo w baku) zapchal sie jakimis farfoclami. Wygladaja jak wodorosty. Przez nie silnik nie dostaje dosc paliwa...

...wiec Krzys wyczyscil tego smoka, zjedlismy bob, zagryzlismy truskawkami i uruchomilismy dziewczynom pierwsza z wielu filmowych niespodzianek, ktore ukrylismy dla nich w naszej "zaczarowanej szafie";) Bardzo ucieszyly sie z filmu "Jumanji".

Ruszylismy dalej z zamiarem noclegu juz na terenie Niemiec. Nocleg wypadl nam na Pillgram dopiero przed polnoca, ale kladlismy sie spac z pelnym poczuciem bezpieczenstwa. Jutro skoro swit ruszamy dalej w kierunku Wenecji, a przed nami 1200 km!

Camper Diem - 2011-07-30, 11:22

już na początku podróży udało mi się 4,5 tonowym kamperem przekroczyć prędkość :gwm

okolice Chojnic-Człuchowa są znane z łupania kierowców- namierzyli mnie w miejscu, które chyba zostało w tym celu wyznaczone :shock: kończy się teren zabudowany i podobno natychmiast zaczyna się kolejny (znaku nie widziałem więc przyśpieszyłem), natomiast kiedy zobaczyłem znak "ograniczenie prędkości" i zacząłem zwalniać ujrzałem policjanta, ale ten już odkładał "suszarkę"... uznałem, że nie warto się kopać z koniem i mandat przyjąłem :-/

polskie drogi męczą bardzo :placze2 po 6 godzinach jazdy wjechaliśmy na jeden z pierwszych parkingów autostradowych przy niemieckiej autostradzie i zasnęliśmy prawie od razu...

Roza - 2011-07-30, 11:38

22.06.2011
dziennik pokladowy dzien drugi - podroz...

obudzilismy sie o 5.18, a wlasciwie obudzila nas Marianna, ktora scenicznym szeptem wolala "tatusiu chodz bo tu chodzi takie male czarne!"- jak latwo zostac bohaterem w oczach wlasnej corki:)

Male sniadanie, kawa na miejscu i na wynos- podrozne kubki- i w droge! Dziewczyny otrzymaly druga niespodzianke z "zaczarowanej szafy" czyli Podroz Wedrowca do switu- 3 czesc opowiesci z Narni, ktorej sa wielkimi fankami. Pogoda sliczna, ja powoli czuje, ze stres odplywa dajac miejsce znajomemu uczuciu lekkiej euforii- zawsze odczuwam ja w podrozy:)



Drogi niemieckie sa wspaniale! Dziewczyny moga nawet czytac w czasie jazdy bez ryzyka mdlosci. Jedziemy jak po stole. Jest co prawda sporo robot drogowych, ale nie sa to wielkie uciazliwosci, poniewaz ruch pojazdow nie bywa zatrzymywany. Czasem tylko lekko trzeba zwolnic.

Jedziemy, czujemy moc!:) Co jakis czas Krzys z niedowierzaniem sam siebie utwierdza "jedziemy do Wenecji":))

Postoj na drugie sniadanie czyli znowu bob;) wypadl w Kockern. O 8.40 wypuscilismy panny z kampera, zeby troche rozruszaly kosci. Z przyjemnoscia testuja nowe siodla dla swoich pojazdow:) Dziekujemy babci serdecznie!!!





O 10.00 ruszamy dalej. Olenka zabiera sie za czytanie nowej ksiazki, a Marianna poleguje- wczesne pobudki maja krotkie nozki;) Po godzinie obie slodko spia...

Na autostradzie mozna czasami wypatrzyc prawdziwe perelki. Tu cos dla duzych chlopcow;):













Okolo 13 stajemy na obiad w malowniczej miejscowosci Munchberg. Dookola nas krajobraz juz bardziej urozmaicony- pojawiaja sie dlugie gorki, w oddali jeszcze bardziej faliscie...juz niedlugo "dotkne" moich ukochanych Alp!





Po obiedzie Krzys z dziewczynami idzie do sklepu zrobic zaopatrzenie w dobre niemieckie piwo dla nas i soki dla mlodziezy:)



Mamy w planie nocowac dzis w Austrii. Zaraz ruszamy...

Jedziemy i w pewnym momencie zaczyna najpierw lekko kropic, a po chwili leje juz ostro! Kierowcy bardzo zdyscyplinowani zwolnili bardzo mocno, nikt nie wychodzi przed szereg.





Ulewa jak szybko nadeszla tak szybko minela.



Czas na kolacje- stajemy w Holzkirchen. Pachnie konmi...chodza sobie nieopodal- romantycznie:)

Ruszamy dalej i widzimy sliczna tecze.



Mokra jezdnia jest swiadectwem minionego deszczu, ale nas juz nie zlapie. Nareszcie mam w poblizu Alpy:) Marzy mi sie nocleg wsrod gor, ale chcemy jak najdalej dzis dojechac wiec to raczej niemozliwe...







Po jakims czasie jednak "okolicznosci przyrody" zmuszaja nas do postoju- nie powiem, zeby mnie to martwilo:) Stajemy w slynnej miejscowosci Kitzbuhel. Najpierw tankujemy auto. Wtedy tez dzwoni babcia z informacja, ze odebrala w imieniu Olenki jej swiadectwo i nagrode na zakonczeniu roku w szkole muzycznej. Ola zostala wyrozniona swiadectwem z czerwonym paskiem- jestesmy bardzo dumni z naszej corki! Nalezalo jej sie za caly rok ciezkiej pracy- zuch dziewczyna!

Potem wjezdzamy na parking- pani ze stacji powiedziala, ze mozemy tu nocowac i ruszamy na spacer, ale bardzo szybko wracamy do kampera juz w pierwszych kroplach deszczu.

Udalo nam sie jednak zobaczy rzeke Isel...



i mala kaskade na tejze...



podziwialismy cudna tyrolska zabudowe...









i zobaczcie jakie dziwne drzewa tu rosna!;)



Teraz juz czas na degustacje bialego piwa i lulu- jutro ostatni odcinek naszej drogi dojazdowej do Wenecji...przed nami tunel o dlugosci 5 km oraz przelecz Plockenpass, przez ktora jechalismy rok temu wracajac z Chorwacji z pozbawionym mocy silnikiem:) W tym roku jestesmy panami sytuacji:)

...i tak sie boje!...

Camper Diem - 2011-07-30, 11:51

przez Niemcy jedzie się szybko i bezpiecznie. można kupić tanie białe piwo :) i drogie paliwo :gwm .

wydaliśmy kupę kasy na bilety promowe i chcieliśmy zaoszczędzić trochę na autostradach... za Monachium w miejscowości Kiefersfelden zjechaliśmy więc z autostrady. tutaj mieliśmy też zaplanowany postój na darmowym stellplatzu (N 47 36 46.00 E 12 11 21.98). miasteczko warte zatrzymania się, ale jednak pognaliśmy dalej...

do Austrii wjechaliśmy drogą nr 171, w Kufstein wjechaliśmy w drogę 173, potem 178, przed St.Johann wjechaliśmy na 161- kierunek Lienz. na nocleg zatrzymaliśmy się w Kitzbuhel (N 47 26 39.83 E 12 23 54.96) - bardzo spokojnie :)

droga na tym odcinku jest bardzo dobra, chociaż natrafiliśmy na ruch wahadłowy na remontowanych odcinkach. paliwo około 1,36E/l.

śmieci w zbiorniku paliwa zaczęły mnie wkurzać, muszę czyścić "smoka" co 1000 km. po powrocie zbiornik do płukania :(

Roza - 2011-07-30, 12:17

23.06.2011
dziennik pokladowy dzien trzeci - podroz i Wenecja...

obudzilismy sie wczesnie i zobaczylismy, ze w nocy przytulilo sie do nas kilka kamperow:)



gory tez prezentowaly sie pieknie



warunki do jazdy nie byly zachwycajace:( deszcz i mgla, ale nie mielismy wyjscia (prom nie bedzie na nas czekal) wiec ruszylismy dziarsko choc z dusza na ramieniu w kierunku gor...





po przejechaniu kilkunastu kilometrow slonce niesmialo zaczelo przedzierac sie przez chmury i pojawila sie nadzieja na przejechanie przeleczy Plockenpass przy dobrej aurze.



zawsze zachwycaja mnie chmury ponizej gorskich szczytow...tu, w Alpach spotykamy je czesto i maja w sobie cos magicznego..



sniadanie zjedlismy w pieknej scenerii: wodospad i "cukrowa wata" w powietrzu...





nadszedl czas na wyczekiwany tunel: dlugosc ponad 5 kilometrow na wysokosci 1632 metry ponad poziomem morza...





potem juz mozemy cieszyc oczy wspanialoscia alpejskich krajobrazow...







mijamy miasteczko Lienz i zblizamy sie nieuchronnie do mojego Nemezis- kto zna bajke o Fineaszu i Ferbie ten wie o co chodzi;)

Plockenpass lezy na granicy austriacko-wloskiej. Nasze zmagania z nim mozecie zobaczyc na filmie:




potem juz byla sama przyjemnosc zjazdu z przeleczy:) na poczatku serpentynami, a potem juz zwyczajna gorska droga;) My z gory jechalismy usmiechnieci i wyluzowani, ale kierowcy kamperow jadacych z naprzeciwka mieli spiete miny i mocno trzymali kierownice:) zyczylismy im powodzenia w zdobywaniu gory!

na dole zrobilismy sobie krotki postoj. Dziewczynki mialy chwile radosci na placyku zabaw, a potem chwile zachwytu na malym gorskim moscie.







na tymze moscie zlozyly zyczenia tacie z okazji Dnia Ojca:)



jestesmy w Italii i mamy do Wenecji okolo 270 km. Nie jedziemy autostradami wiec jest mozliwosc uchwycenia kilku ladnych scen...











w pewnym momencie po zobaczeniu kolejnej juz tablicy z informacja, ze jedziemy w dobrym kierunku;)



i sprawdzeniu w nawigacji, ze jestesmy juz naprawde bardzo blisko...



wzruszenie scisnelo mi gardlo...jestesmy w Wenecji! Ciekawa jestem jak odbierzemy to miejsce?

jeszcze tylko slynny most Ponte della liberta:



i jestesmy na parkingu Tronchetto! Tu czeka nas niemila niespodzianka. Na parkingu trwaja prace budowlane i nie ma wody i pradu. Pradu nie potrzebujemy, ale woda i serwis bardzo by sie nam przydaly. Coz bywa i tak- cieszymy sie, ze mamy 3 kasety wc i damy rade wytrzymac z serwisem do Fano gdzie bedziemy nocowac przed wjazdem na prom.

Znalezlismy swietna miejscowke przy wodzie z widokiem na przejechany most i miasteczko Mestre i mamy nadzieje na piekne widoki noca:)

Po pierwsze: zimne biale piwo, po drugie odpoczynek, a po godzinie maszerujemy juz na spotkanie z miastem, o ktorym roznie pisza, ale ciagle do niego przyjezdzaja:)





nie jestem w stanie opisac wrazen tak, zeby oddaly co czuje bedac w Wenecji...jedno jest pewne- zakochalam sie w niej od pierwszego wejrzenia...dziewczynki tez:) dla nich dopelnieniem byly rewelacyjne wloskie lody.



potem zaglebilismy sie w uliczki bardziej lub mniej uczeszczane- te wyludnione bardziej nam sie podobaly;)

























zamykajac oczy mozna bylo przeniesc sie w czasie do dawnej Wenecji, zobaczyc postaci przemykajace zaulkami, zakapturzone, tajemnicze lub wyobrazic sobie jaka tu jest atmosfera w czasie karnawalu... w kanalach unosi sie mgla, wszystko wydaje sie plywac w powietrzu...

















na koniec spaceru po Wenecji dziewczynki trafily na plac zabaw! one wszedzie znajda takie miejsce:) te bylo w parku miejskim- nasze stopy mogly odpoczac, a panny niezmordowane szalaly:)



ostatni rzut oka tego dnia na to czarowne miasto i wracamy do domu na kolach.



po odswiezeniu sie mielismy jeszcze tyle sily, zeby zobaczyc razem czesc VI Harry Pottera- to znowu niespodzianka od nas dla corek- trzeba bylo widziec ich rozesmiane oczy:)))

Przed snem pozegnalismy slonce zachodzace nad Mestre...dotad tylko czytalismy o tym...



slodkich snow Wenecjo....

andreas p - 2011-07-30, 12:53

Prosze o CD :spoko
Camper Diem - 2011-07-30, 14:24

w nocy lało, ale nad ranem przestało padać. ruszyliśmy pełni obaw o pogodę, ale w ciągu dnia zaczęło się wypogadzać.

jechaliśmy przez płatny (15E) tunel Felbertauern i drogą 108 do Lienz. jeszcze kilkanaście kilometrów drogą nr 100 i w miejscowości Oberdrauburg skręcamy na Plockenpass. droga nie jest łatwa, ale widoki i wrażenia rekompensują stres ;)

za przełęczą już Włochy, trzeba tylko jeszcze pokonać serpentyny w dół (droga 52bis). w Tolmezzo skręcamy w drogę 52 na Carnia, potem można jechać drogą 13 przez Udine do Mestre przed Wenecją- my skrócilismy sobie trochę bocznymi drogami, które we Włoszech są całkiem niezłe, aczkolwiek średnia przejazdu na nich nie wychodzi rewelacyjna (40km/h)...

przed 16 dotarliśmy na parking Tronchetto (N45 26 36.52 E 12 18 20.30). niestety trwają jakieś prace i niemożliwy jest serwis. pierwsze 12h kosztuje 21E, a każde kolejne 12h - 16E. postój tutaj jest drogi, ale naprawdę warto zapłacić, by w parę chwil znaleźć się w Wenecji.

Roza - 2011-07-30, 15:49

24.06.2011
dziennik pokladowy dzien czwarty- wenecja i cesenatico...

rano zauwazylismy znaczny odplyw:



ciekawe kogo (lub co?) zasila ten tajemniczy przewod elektryczny...?;)

wszyscy jeszcze spia na Tronchetto, a my robimy poranny obchod terenu i widzimy kampery roznej masci:











po sniadaniu



mamy plan, zeby Wenecje odwiedzic jeszcze dwa razy: do obiadu, a potem wieczorowa pora. Intryguje nas people mover, ktory jezdzi do Piazzale Roma wiec idziemy na przystanek. Jazda jest krociutka, ale bardzo przyjemna- klimatyzowany pojazd bez maszynisty:)







po 3 minutach wkraczamy znowu na teren zaczarowanego miasta...

dzisiaj idziemy w kierunku Mostu Rialto, potem mamy zamiar odwiedzic Plac Swietego Marka, chce dziewczynkom pokazac Most Westchnien i bazylike... po drodze zatrzymujemy sie bardzo czesto- oczu nie moge oderwac! Chcialabym usiasc i trwac w niemym zachwycie nad geniuszem budowniczych tego miasta!













mimo, ze taka piekna- Wenecja jest rowniez kiczowata. Nie razi to jednak- ma nawet swoj urok;)



oczywiscie jest rowniez slynne suszace sie pranie:)



na kazdym rogu mozna spotkac weneckie maski...





na Canale Grande ruch jak na Marszalkowskiej z ta roznica, ze tu wszystko jest przewozone lodziami:)



mniej wygodnie jest w malych uliczkach, a taka smieciarka tez musi przeplynac...



restauracje przy Ponte Rialto sa luksusowe i oferuja takiez menu:



az chce sie przycupnac;)



wchodzimy na slynny most- ziemia nie zadrzala;)



jednak dluzsza chwile kontemplujemy widoki z mostu:







jestesmy na tyle wczesnie, ze mamy okazje widziec Wenecje szykujaca sie do codziennego rytualu. Mijaja nas co chwile panowie ciagnacy wozki z towarami- krzycza glosno "atenzione"!!! Kelnerzy ustawiaja stoliki, klada czyste obrusy...



jeden mostek, a wlasciwie jego lokalizacja spodobala nam sie szczegolnie. Stalismy na nim dlugo chodzac z jednej strony na druga- podziwiajac kunszt kierujacych lodziami- to bylo wyjatkowo ciasne i zdradliwe miejsce...









po tym milym doswiadczeniu przeszlismy jeszcze kilka krokow i znalezlismy sie na Placu...a wlasciwie nie! nie na placu, a na targu chyba:(
Takiego tlumu sie nie spodziewalam! Musielismy mocno trzymac corki za rece, zeby nam nie zginely!



to byla kolejka do Bazyliki...



oczywiscie znalazlam kilka szczegolow, ale nagle zapragnelam byc znowu w ciasnych zaulkach...







w tej sytuacji postanowilismy, ze wracamy do kampera i jedziemy jeszcze dzis po poludniu do Cesenatico. Wenecje przyjedziemy odwiedzic poza sezonem (o ile istnieje takie pojecie dla Wenecji;)). Jako transport wybralismy tramwaj wodny czyli vaporetto:)

Podobno nie widzial Wenecji ten, kto nie mial okazji poznac jej z wody:) Poznajmy wiec:)













panny kupily sobie pamiatki z Wenecji (made in china);)



...i nadszedl czas powiedziec Wenecji "arrivederci"!



Po czterech godzinach dojechalismy do Cesenatico. Jest to niewielkie miasteczko nad morzem, ktore ozywia sie latem. Niedaleko kanalu w centrum znajduje sie plac dla kamperow- darmowy i z pelnym darmowym serwisem. W ten sposob wlodarze miasta zachecaja turystow kamperowych do przyjazdu. Chwala im za to!





Plac okazal sie byc bardzo wygodny. Niezwlocznie ruszylismy na zwiedzanie. Rzeczywiscie miasteczko-kurort, duzo kutrow rybackich i bujne zycie wieczorne:) Kiedy juz wszyscy skoncza plazowanie wtedy wychodza cos zjesc w jednej z niezliczonych knajpek.





funkcjonuje tu niezwykly sklep...



...w ktorym wszystkie zabawki sa z drewna. Pinokio na rowerze ciagle pedaluje, a pod spodem na monitorze jest wyswietlany film, ktory pokazuje jak powstaja takie pracochlonne cacka.

Przez srodek miasteczka plynie kanal, a na nim stoja muzealne eksponaty- troche jak w Lubece tylko na mniejsza skale;)







doszlismy do plazy, a przedtem w porcie zobaczylismy w jaki sposob lowi sie tu homary i ryby:) w tej metodzie chodzi o to, zeby nie wyplywac na morze- to takie polowy stacjonarne;)



potem nastapil wazny moment pierwszego w tym roku zamoczenia stop w Adriatyku:) woda ciepla jak zupa!



spotkalismy meduzy...



i odwiedzilismy latarnie morska:)



z konca falochronu kurort wygladal tak:





na plazy dziewczyny mogly oddac sie swojej namietnosci- czyli zbieraniu muszelek:) tu tez zastal nas telefon od babci z wiadomosciami, ze koty tesknia, ale daja rade:)

wracajac mielismy szczescie byc swiadkami pierwszego samodzielnego spaceru pisklecia mewy.



w gelaterii San Mamolo kupilismy wspaniale lody!
a w drodze powrotnej mielismy przyjemnosc z dwoma tygryskami- na pewno na szczescie!:)





kladac sie spac planowalismy jutrzejsza trase do Fano, kolejnego wloskiego kurortu. zamierzamy zatrzymac sie na placu dla kamperow nad samym Adriatykiem- pozwolic corkom na chwile beztroskiego szalenstwa przed rejsem do Patry.

Camper Diem - 2011-07-30, 16:11

tłum na placu Św.Marka wygnał nas z Wenecji, a ponieważ upływało akurat kolejne 12h postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę.

na południe jechaliśmy drogą 309, a od Ravenny drogą nr 16. jechało się nieźle, chociaż niezbyt szybko (wiele ograniczeń), trafiliśmy też na korki (godziny szczytu, trasa biegnie przez miejscowości turystyczne).

w Cesenatico nawigacja nas przećwiczyła- pominęła właściwy zjazd i potem krążyliśmy po miasteczku, ale dzięki przytomności umysłu "odnaleźliśmy się" ;) trafiliśmy na zupełnie darmowy, bardzo przyjemny stellplatz (N 44 11 54.52 E 12 23 27.66). wprawdzie zbiornik toalety przepełniony, ale już następnego dnia rano mogłem zrobić pełen serwis... do miasta trzy kroki - warto się tutaj zatrzymać.

Roza - 2011-07-31, 09:27

25.06.2011
dziennik pokladowy dzien piaty- Fano

do Fano dojechalismy z Cesenatico okolo godziny 10.30. Po drodze podziwialismy pola slonecznikow.



Nie obylo sie bez drobnych klopotow- nawigacja zglupiala i prowadzila nas przez centrum miasteczka, waska uliczka, z ktorej ledwo zesmy sie wykaraskali:) Koniec koncow stanelismy na placu, o ktorego istnieniu dowiedzialam sie ze strony domowej pewnej niemieckiej rodziny, ktora czesto spedzala urlop w Grecji.









Cena za dobe to 7 euro, jest swieza woda- poza tym nic wiecej...no dla nas okazalo sie o wiele wiecej jednak:) Przede wszystkim przemily wlasciciel, ktory zapytany wskazal nam gdzie dobrze zjesc- lubimy domowa kuchnie wloska! Poinformowal nas tez, ze akurat dzis jest w Fano fiesta Notte Bianca- czyli Biala Noc:) Juz wiedzielismy, ze nie bedziemy sie nudzic:)

Jednak najpierw plaza i Adriatyk! Dziewczynki juz nie mogly sie doczekac i pobily chyba rekord predkosci w ubieraniu sie w kostium:)) Dwa kroki z placu- przez uliczke i jestesmy na plazy:







Adriatyk byl wyjatkowo wzburzony, biala piana zalewala dziewczyny lezace przy brzegu- piszczaly z radosci:) Jak zwykle nie obylo sie bez zbieractwa;) Tym razem sliczne, wygladzone przez wode kamienie i muszelki jakich nie ma u nas.





Po kapielach slonecznych i wodnych poszlismy do polecanej przez Mauro (wlasciciela placu) restauracji La Isla Bonita- mieszczacej sie doslownie za rogiem. Coz- przezycie kulinarne dla nas, lasuchow bylo wyjatkowe. Jedlismy to:







pani dopytywala sie czy na pewno dziewczynki chca pizze z frutti di mare;) Ludziom ciezko uwierzyc, ze dzieci jadaja takie potrawy:) Do picia mielismy dzbanek frizzante, a na deser najlepsze na swiecie wloskie lody- i znowu dopytywanie sie czy dzieci na pewno zycza sobie kawowy smak;)





Po takim posilku nalezy isc na spacer! Poszlismy wiec zobaczyc pobliskie molo z kamiennych plyt- dotad ogladalam je sobie w Google Earth:) Trafilismy na koniec pokazow ratownictwa wodnego przy udziale psow. Wspaniale zwierzaki!









Po drodze napotkalismy taki wehikul:)



...piekny, prawda?

Wrocilismy na jakis czas do kampera, a idac na Notte Bianca zobaczylismy taka kartke wywieszona przez Mauro:



nic dziwnego, ze plac pelny skoro jest takie swieto! W Fano wszedzie biale dekoracje, niektorzy ludzie ubrani na bialo, uliczni sprzedawcy nosza narecza bialych kapeluszy i bialych kroliczych uszu- swiecacych na dodatek:) Panuje atmosfera beztroskiej zabawy, duzo rodzin z dziecmi- prawie wcale nie widac policji. Ludzie bawia sie tu bezpiecznie i kulturalnie.











Na rynku najwazniejsza impreza- start balonu! Balon niewiele mniejszy niz sam rynek- moze byc wesolo;) Jednak zaloga jest bardzo sprawna i obywa sie bez przykrych niespodzianek:) Zebrali na koniec gromkie brawa:)





















Potem wloczylismy sie po miasteczku nie mogac wyjsc ze zdumienia jak takie w koncu niemale miasto moze sprawiac wrazenie kameralnego...









Krzys skusil sie na bialy kapelusz:)



Powoli robilo sie pozno dla naszych dziewczyn. Czas wracac do kampera...









przy plazy rowniez trwa zabawa...



Jeszcze pozno w nocy slyszelismy odglosy pokazu sztucznych ogni. Jednak bylismy tak zmeczeni, ze o 00.30 padlismy przedtem nastawiwszy budzik na 6.00. Rano bierzemy kurs na Ancone i zaokretujemy sie na prom do Patry! Grecjo- nadchodzimy:)!

Camper Diem - 2011-07-31, 09:51

z Cesenatico do Fano wiedzie nadmorska droga SS 16 "Viale Adriatico". jechaliśmy w sobotę przed południem i ruch był nieduży, za wyjątkiem Rimini...

w Fano nawigacja kierowała nas na oślep, w pewnym momencie wpakowaliśmy się na wąskie jednokierunkowe uliczki starego miasta (Automapa ma opcję "ciężarowy" oraz pozwala wpisać rzeczywiste parametry samochodu, niestety nie zawsze można w 100% ufać jej wskazaniom- czasami przydałaby się bardzo dokładna mapa papierowa, a takowej na Italię nie posiadam).

w końcu wjechaliśmy pod właściwy most w kierunku portu i po kilku minutach znaleźliśmy się na stellplatzu w Fano (N 43 50 34.08 E 13 01 52.29). miejsc postojowych nad morzem mijaliśmy wiele, ale właśnie ten stellplatz przez wielu Niemców opisywany był jako idealny po drodze do Ancony... i faktycznie, prezentuje się bardzo dobrze, przemiła obsługa, stosunkowo niedrogi (7E). jego wadą jest brak serwisu...

Roza - 2011-07-31, 15:00

26.06.2011
dziennik pokladowy dzien szosty - prom ancona-patra

Droga do portu w Anconie przebiegla wlasciwie bez problemow nie liczac malej skuchy nawigacji i naszego nieplanowanego zwiedzenia fragmentu tego wydaje sie interesujacego miasta.





Na „check in” tlumy Turkow i Albanczykow sprawialy, ze trudno bylo oddychac:( Kolejki byly duze- dobrze, ze przybylismy sporo przed czasem!
Kiedy z biletami w reku wrocilismy do kampera zaskoczyl nas widok sniadania, ktore przygotowaly corki:)



cale dumne i blade poinformowaly, ze do sniadania mamy biale wino...(na pewno woda:))...jakiez bylo zdumienie Krzysia kiedy spobowal rzeczonego winka:))) Panny dorwaly butelke bialego rumu i nalaly go hojnie do kielichow na wino:)! No, ale licza sie intencje, a poza tym sniadanie podane po nerwowce na check in bylo balsamem dla duszy:)

Potem dlugie oczekiwanie w porcie na prom, w niemozebnym upale, a prom opozniony!







Wielka ulga bylo zaokretowanie sie i wjechanie na zacieniony poklad.Szczescie nam dopisalo i mamy miejscowke przy oknach!!! Plyniemy wiec sobie do Patry majac za kazdym oknem- nawet w sypialni- Adriatyk!!!







Po godzinie 18 dziewczynki mialy przyjemnosc plywac w basenie na promie- woda prosto z morza:)





Jedlismy tez gyros-pyszne:)

Noca morze bylo czarne, gwiazdy mrugaly do nas porozumiewawczo, a szum fal ukolysal nas do snu....


Camper Diem - 2011-07-31, 15:38

z Fano do Ancony pozostał rzut beretem (nieco ponad 40 km), ale wyruszyliśmy wcześnie rano, tak na wszelki wypadek ;)

w nocy jakiś kamper ustawił się wzdłuż drogi wyjazdowej, więc miałem pewien problem z wyjazdem, zakręt musiałem brać na kilka razy. z jednego z kamperów wyskoczył Włoch przekonany, że dotknąłem (zahaczyłem) o jego samochód. ach, ta wyobraźnia ;)

w Fano serwis jest niemożliwy musieliśmy więc się zatrzymać po drodze. we Włoszech mnóstwo miejsc serwisowych, często niepłatnych, zatrzymaliśmy się więc na jednym z nich, w Senigalia (N 43 42 18,00 E 13 14 13,97). bez problemu wylałem ścieki, nalałem świeżej wody, ale nie znalazłem sposobu na opróżnienie kibelka... wszyscy jeszcze spali, więc pojechaliśmy dalej, całe szczęście mam w sumie 3 kasety wc :)

w niedzielny poranek drogi były prawie puste. stacje paliw nieczynne, za wyjątkiem samoobsługowych, całe szczęście paliwa wystarczy do Grecji...

w Anconie chciałem sobie skrócić drogę i zjechałem z drogi tranzytowej do portu... ostatecznie zobaczyliśmy z samochodu kawałek miasta, które nawet nam się spodobało, ale po nawrotce na ciasnych uliczkach z zakazami dla samochodów pow. 3,5t DMC pojechaliśmy się jednak odprawić ;) (N 43 36 44,42 E 13 29 59,79)

tłum Albańczyków i Turków nas przeraził, lepiej unikać weekendów, albo wybierać wtedy inne promy niż Anek Lines, bo na wypływający na taką samą trasę prom Minoan Lines kolejek nie było... chociaż samego Anek-a będę bronił jak lew ;]

na terminal promowy stąd niedaleko, pojechaliśmy zaraz po śniadaniu, dzięki czemu mieliśmy jedno z pierwszych miejsc do wjazdu. wprawdzie kiedy przyszło do załadunku straciliśmy nadzieję na dobre miejsce, gdyż wydawało się, że w ogromnym zamieszaniu obsługa nie panuje nad kolejnością, ale koniec końców okazało się, że najpierw wyławiali samochody do Igoumenitsa, kiedy je poustawiali pojechaliśmy jako jedni z pierwszych na pokład otwarty i dostaliśmy pierwsze miejsce przy oknach z prawej burty, chyba lepiej nie mogło być :)

czytalem wcześniej, że obsługa promu podaje kable z prądem, ale tego dnia przynajmniej była samoobsługa- teleskopowy kij krążył od auta do auta i sami ściągaliśmy w dół zrolowane kable...

tego dnia przekonaliśmy się ile warta jest opcja "camping on board"- dla nas rewelacja, prom linii Anek Lines "Hellenic Spirit" jest naprawdę w porządku. toalety i prysznice z przodu pokładu otwartego, kilka kabin dostępnych, nie było większych kolejek przy sanitariatach :)

Duszka - 2011-07-31, 15:58

Wspaniałe wakacje,fantastyczne zdjęcia,gratulujemy wyprawy.
koko - 2011-07-31, 16:23

Gratulacje Ja płynołęm z Igumenisty do Wenecji
Roza - 2011-07-31, 17:56

27.06.2011
dziennik pokladowy dzien siodmy - prom ancona-patra-diakofto

spalismy dobrze...dwa razy zbudzily mnie wieksze ruchy promu kiedy plynal po duzej fali, ale dziewczynki pelne wrazen snily bez przerwy:)

Nie sprawdzily sie kolejne juz mity- ze tiry halasuja, ze prom glosny, ze wlaczaja sie alarmy...nic takiego nie mialo miejsca- ba! bylo nawet ciszej niz w czasie naszej powrotnej podrozy z Chorwacji promem do Rijeki kiedy mielismy kabine. Wtedy bylo glosno, a teraz cichy pomruk silnikow:) Rewelacja!

Z samego rana kiedy dziewczynki jeszcze spaly wyskoczylismy na chwile na poklad, zeby zrobic kilka zdjec. Akurat przeplywalismy kolo pierwszych greckich wysp.









W tym czasie panny obudzily sie i podziwialy poranek na Adriatyku z wlasnego lozka na alkowie:)



Kiedy na nie patrzylam- dziekowalam opatrznosci, ze mozemy w ten sposob pokazywac im swiat, ze mozemy rodzinnie przezywac tak wielka przygode!



Po sniadaniu poszlismy na spacer po statku. Wydal nam sie dosc luksusowy.







Kiedy doplynelismy do Iguomenitsy powoli zaczelo docierac do nas, ze juz za chwileczke, za momencik i my postawimy stopy na greckim ladzie! Nie zazdroscilismy podroznikom, ktorzy juz teraz zjezdzali z pokladu- jestesmy nastawieni nie na cokolwiek w Grecji, ale na jej ponoc najdzikszy zakatek- Peloponissos! Byc moze w przyszlosci zapragniemy innej Grecji- na razie tylko tam:)





Kilka godzin minelo jak z bicza strzelil i dotarlismy do celu naszego rejsu- Patras. Widok na most Rio jest znany chyba kazdemu. Sama Patra wywarla na nas dosc przygnebiajace wrazenie. Bloki podobne do siebie, zwaliste, szare. Wiemy jednak, ze za chwile zobaczymy to o czym snilismy tyle razy...





Droga do Diakofto gdzie chcielismy zanocowac przebiegla spokojnie. Zastanawialismy sie czy nawigacja zda test- nie do konca jej sie to udalo;) Pod koniec chciala nas prowadzic jakims zaulkiem z willami gdzie niekoniecznie zdolalibysmy zmiescic sie w zakretach;)

Plaza okazala sie byc juz "zamieszkana" przez dwa kamperki z Austrii i jeden z Niemiec. Austriacy po niedlugim czasie odjechali. Dziewczyny mogly nareszcie poplywac! W Fano mogly sie tylko moczyc bo fale uniemozliwialy plywanie:) Prysznic na plazy okazal sie byc bardzo przydatny:)











Kiedy juz nacieszylismy sie woda i sloncem- poszlismy sprawdzic, o ktorej odjezdza jutro rano kolejka do Kalavrity. To nietypowa kolej- zebata, trasa wiedzie przez malownicze wawozy, wykute w skalach tunele, a podróż trwa ponad godzine.



szlismy mala uliczka kiedy poczulismy przepiekny, slodki zapach- to kwitna jasminy! Na plotach wija sie passiflory- zarowno obsypane kwiatem jak i owocem: jednoczesnie! Jakis obled florystyczny! Nie widzialam, w ktora strone kierowac obiektyw:) Zamiast jablek na drzewach wisza tu cytryny i pomarancze:)







Widzac nasz zachwyt jakis miejscowy Grek spytal poprawna angielszczyzna skad jestesmy. Od slowa do slowa okazalo sie, ze to Grek mieszkajacy w Nowym Jorku i przebywajacy z wizyta w domu rodzinnym w Diakofto!:) Zyczyl nam cudownej podrozy, ale my sami juz wiedzielismy, ze na pewno bedzie to podroz naszego zycia...

Na razie mamy jak najmilsze spotkania z Grekami- wielokrotnie tego wieczoru slyszelismy 'jassas' wypowiadane z milym usmiechem, pewna staruszka widzac jak przygladamy sie kwiatom zawolala nas, zerwala jeden z nich i dala go Mariannie, po czym chciala zrywac kolejne :) czujemy sie akceptowani aczkolwiek mamy pelna swiadomosc, iz dla nich jestesmy 'xeno' i nic niestety tego nie zmieni...





Kiedy doszlismy do stacji okazalo sie, ze przez najblizsze dwa dni bedzie trwal strajk- nici z podrozy kolejka:( Coz przygoda polega tez na tym, ze rzeczywistosc nas zaskakuje, a my powinnismy blyskawicznie znalezc dobre strony sytuacji;) Ucieszylismy sie zatem, ze bedziemy szybciej w Koryncie podziwiac kanal i wczesniej na plazy w Korfos:)





Wracalismy przez romantyczny port w Diakofto...





Po chwili zapadl zmrok...jeszcze konieczne zapiski dnia poprzedniego...chwila na poukladanie emocji...i pora spac:)


Camper Diem - 2011-07-31, 21:35

Patras wydała nam się brzydka, zgodnie z oczekiwaniami. trafiliśmy na godziny szczytu i trochę musieliśmy się przepychać na drodze wyjazdowej z portu. jechaliśmy zgodnie ze wskazaniami nawigacji, celem było Diakofto, z przystankiem w Lidlu po drodze, przyznać trzeba że poprowadziła nas idealnie omijając autostradę. dopiero w samym miasteczku do plaży chciała nas poprowadzić wąską drogą między domami oraz przez ogródki, ale zbuntowaliśmy się ;) i szybko dojechaliśmy na plażę w Diakofto, której namiary wzięliśmy z relacji niemieckich kamperowców (przy porcie w lewo), niezbyt czystą, ale spokojną i z prysznicem/wodą. podłoże kamieniste i mnóstwo jeżowców... (N 38 12 06,55 E 22 11 37,66)

w nocy jakiś wariat złośliwie przejeżdżał drogą wzdłuż plaży oczywiście wprowadzając wtedy silnik na wysokie obroty, żebyśmy się nie wyspali. założyliśmy jednak, że to jednostkowa sprawa... jak się później okazało mieliśmy rację, uff!

z powodu strajku nam się nie udało, a czytaliśmy wiele relacji, których autorzy zapewniali, że obowiązkowo trzeba przejechać się kolejką do Kalavrita- namiary gps stacji, której nie da się chyba ominąć jadąc na plażę w Diakofto: N 38 11 30,69 E 22 11 53,97. camperteamowy Wiktor, z którym spotkaliśmy się na Peloponezie skorzystał z naszej wskazówki, przejechał się kolejką i nie żałował :)

Roza - 2011-08-01, 16:35

29.06.2011
dziennik pokladowy dzien osmy- kanal koryncki- korfos...

wczesnym rankiem opuscilismy Diakofto i ruszylismy w kierunku Kanalu Korynckiego. Droga bardzo dobra, nawigacja bez zarzutu- doprowadzila nas dokladnie na parking kolo tej atrakcji turystycznej. Kilka krokow i juz mozemy podziwiac niewiarygodne dzielo ludzkich rak.

chetnych jest duzo wiecej;) Kiedy mijamy sklepiki z pamiatkami, w ktorych gra glosno grecka muzyka- Marianna zaczyna tanczyc, bardzo to lubi, a rusza sie miekko i wdziecznie:)
Zauwazylismy, ze jakas para filmuje nasze corki...po chwili na moscie podeszli do nas i spytali skad jestesmy. Od slowa do slowa okazalo sie, ze sa z Argentyny (pan ze smiechem wykrzykiwal "Maradona":)) i bardzo podobaja im sie nasze corki:) Ujal ich szczegolnie taniec Marianny:)

Mielismy znowu sporo szczescia w czasie kiedy podziwialismy kanal zauwazylismy wplywajacy do niego statek! Czekalismy wiec cierpliwie az sie zblizy. Ludzie na nim byli jak mrowki:) Pobieglismy na druga strone, ale statek juz sie oddalal...











pomachalismy i w droge!

Do Korfos prowadzi dosc kreta, ale calkiem niezla droga. W pewnym momencie wylania sie cudowna panorama zatoki, wysp i plazy...wiedzielismy, ze tu bedzie nam dobrze:) Na poczatku miejscowosci spytalismy tubylca ktoredy do plazy, jeszcze kawalek i stoimy pod lekko wysuszonymi palmami (tak jak "wbobowski" z camperteam.pl - uklony!- pisal: 6 metrow od wody:))!







Z racji takiej bliskosci do morza dziewczynki od razu w nim wyladowaly! Trzeba tu uwazac bo jest bardzo duzo jezowcow! Buty do wody konieczne!

Na oslode- jest tez mnostwo muszelek! Wspanialych, roznorakich i calkiem sporych:) Ja i obie panny z zamilowaniem uprawiamy zbieractwo wiec znalazlysmy sie w raju:)) Krzys mial mniej mile zadanie: oczyszczac muszle jesli w jakiejs byl wysuszony krab lub slimak. Te z zywymi mieszkancami ladowaly w morzu.









Potem posilek i corki zapragnely oddac sie tworczosci artystycznej. Efekty okazaly sie imponujace!





Idac na wieczorny spacer do miasteczka minelismy takie tablice przy wjezdzie na nasza plaze:





byl tez szlaban, ale polozony na bok. Domyslamy sie, ze w scislym sezonie nie ma mozliwosci kamperowania, ale my jestesmy tu w czerwcu ( bardzo malo kamperow spotkalismy) i mozemy sie cieszyc ta rewelacyjna lokalizacja!

W miasteczku kupilismy dziewczynom nowe buty do kapieli- stare po Chorwacji- byly juz nie do uzytku. W Korfos jest duzo domow do wynajecia dla letnikow, kilka hotelikow i masa tawern oraz...kotow krecacych sie kolo rybackich sieci:) Widzielismy przesliczny kosciol!













Nasz dom na kolach czekal cierpliwie. Po tylu wrazeniach zaserwowalismy jeszcze pannom jedna z niespodzianek z szafy: "W pustyni i w puszczy" nie widzac, ze strzelamy sobie w kolanko;) Planowalismy wyspac sie i wstac o 6 aby ruszyc w strone pierwszego kampingu jaki mielismy zamiar odwiedzic- juz czas na serwis i moze bedzie internet...? Po tym filmie Marianna w nocy uciekala przed derwiszami i ratowala slonia razem z Nel!:) Kilka razy nas budzila- rano nie mielismy duuuzych oczu:)) ale! komu w droge temu....kazdy konczy inaczej:)

Camper Diem - 2011-08-01, 19:25

namiary na parking przy moście nad Kanałem Korynckim (gdyby ktoś jeszcze potrzebował): N 37 55 34,96 E 22 59 34,44

namiary na bardzo spokojną plażę Korfos: N 37 45 25,70 E 23 07 03,82. kamienie i jeżowce, sporo muszli :)
nie ma wody, nie można zrobić serwisu!!! nocleg zabroniony, ale nikt nas nie niepokoił ;)

Roza - 2011-08-03, 13:07

29.06.2011
dziennik pokladowy dzien dziewiaty- karathona...

tego dnia mielismy w planie zajechac na kemping w Paralia Irion. Ponoc przyjazny dla duzych kamperow:) Wczesnie rano wrzucilismy kierunek Krzysiowi Holowczycowi i w droge! Niestety pod koniec trasy nasz nawigator sie pogubil i koniec koncow wyladowalismy na kempingu Lefka Beach. Dziewczynki jeszcze spaly wiec wyszlismy z auta rozejrzec sie czy bedzie dla nas miejsce. Niestety miejsce okazuje sie byc bardzo strome, zjazd w strone morza kretymi alejkami i bardzo daleko...Decydujemy sie ruszyc dalej, na plaze Karathona gdzie w/g przewodnika womo mozliwy jest serwis. Wsiadamy do auta, Krzys cofa z pol metra i czujemy, ze tyl auta spada w dol...i stajemy! Boje sie wysiasc z obawy co zobacze...czyzby nasza podroz miala sie tu zakonczyc..?:((( Wychodze i slysze jak Krzys pyta zduszonym glosem "zle to wyglada? zle?". Nie mam pojecia co odpowiedziec: tyl auta zsunal sie z murku i samochod siadl na nim w miejscu gdzie mamy schodek do domu...przod z lewej strony uniosl sie i kolo nie ma podparcia. Nie mozemy ruszyc ani w przod ani w tyl: 5 ton wisi na murku:(

Krzysztof zaczal szukac kamieni odpowiednich, zeby podlozyc pod kola i w tym momencie na kemping wjechalo jakies auto. Grek zatrzymal sie, pokiwal glowa, stwierdzil, ze wg niego nie ma wiekszego problemu, ze wyjedziemy i pojechal dalej...

Krzys probuje nas ratowac, ale jego wysilki nic nie daja. Do zaparkowanego obok auta przychodzi pan (tez Grek) i zobaczywszy nas w tarapatach zawraca w strone recepcji. No tak, kolejny chetny do pomocy...pomyslalam, ale!....po chwili ten pan wraca do nas prowadzac kolege:) My juz prawie zrezygnowani bo nic nie daly proby podparcia tylnych kol, specjalne chodniczki do wyjazdu z grzaskiego terenu tez okazaly sie nieprzydatne (jeden sie wytarl do imentu), kliny tez nie daly rady...plakac mi sie chce:(

Pytam panow czy mogliby pomoc pchac...wlasnie po to przyszli! Pchamy w tym upale, silnik wyje, zwir spod kol piaskuje nam nogi...nic:( Pan z recepcji idzie po deski, podkladamy, pchamy...nic:(

W koncu nasz Grek podchodzi do domku stojacego obok, budzi kolege, ten bez slowa (zobaczywszy nasze wiszace na murze auto) daje kluczyki, Grek idzie za domek i po chwili wyjezdza zza niego Nissanem 4x4!!! Juz wiedzialam, ze bedziemy uratowani:) Tylko jakie beda straty? czy damy rade jechac dalej..?

Podjechal tylem, zalozyl gruba line na nasz hak i po chwili bylismy wolni!!! Poryczalam sie, rzucilam panu Grekowi na szyje i mamrotalam jakies podziekowania...:) Rzekl krotko:"No, problem!":) i poszedl pomachawszy nam reka:) Kiedy odchodzil widzialam, ze jego elegancka koszula jest cala mokra od potu.

Poniewaz wszystko dzialalo jak powinno jesli idzie o mozliwosci jezdne auta- nie sprawdzalismy niczego wiecej tylko ruszylismy na Karathone. Tam sprawdzimy czy cos powazniejszego nam sie przydarzylo.

Dojazd do samej plazy jest oznaczony 15% w dol:) I do tego krety jak Droga Troli:)





Dojechalismy bez problemu, stalo kilka aut. wysokie drzewa, cien, miejsce do jazdy rowerem dla dziewczynek, a po drugiej stronie ulicy piekna piaszczysta plaza! Naprawde piekne miejsce:)









Obok naszej spokojnej plazy jest plaza na mieszkancow pobliskiego Nafplio. Tam juz stoja rzedami parasole, jest kilka barow plazowych, tawerna i glosna muzyka. Szybko wracalismy do naszej strefy spokoju:) Do konca dnia bylo juz tylko odreagowywanie stresu zwiazanego z nasza przygoda i cieszenie sie, ze schodek mimo wszystko dziala bez zarzutu! Tyko zbiornik na plyn do spryskiwaczy musial zostac uderzony jakims kamieniem kiedy kola mielily zwir i jest pekniety, ale nic to! Mozemy kontynuowac nasza podroz- i tylko to sie liczy!

Sasiedzi z Holandii z kamperka obok patrzyli na nasze corki, usmiechali sie. Pod wieczor, kiedy panny szalaly na rowerach sasiadka podeszla do nas i spytala czy moze poczestowac dziewczyny czekoladkami?:) Te to maja dobrze!:)

Kiedy slonce juz zaszlo wybralismy sie na spacer i obeszlismy cala zatoke Karathona. Miejsce jest naprawde urokliwe.









Jednak ma jedna, zasadnicza wade jesli chodzi o kampery: zero mozliwosci serwisowych- womo podaje bledna informacje.

Poszlismy spac chyba pierwszy raz bez dokladnego planu na kolejny dzien. Musimy sie wyserwisowac i nie wiemy, ktory kemping wybrac...moze zawrocimy i sprobujemy odnalezc Paralia Irion, do ktorej nie udalo nam sie dotrzec wczoraj? Zobaczymy...

Camper Diem - 2011-08-05, 19:21

tego dnia chwila nieuwagi mogła kosztować mnie wiele: uszkodzenie elektrycznego stopnia, albo i gorzej... całe szczęście tylko trochę się umorusaliśmy i dzięki pomocy uczynnych Greków udało się wyjść z opresji obronną ręką (zbiornik spryskiwaczy pęknięty, ale nie ma pewności czy nie był uszkodzony wcześniej).

potem szukamy miejsca postojowego według wskazań nawigacji i niestety rezygnujemy, bo ta próbuje nas wyprowadzić w pole. nie wiem czy to błąd Automapy czy niedokładne współrzędne podane przez internautę...

na stellplatz Karathona (N 37 32 34,15 E 22 49 22,76) docieramy już bez problemów. miejsce wspaniałe, szkoda że nie znajdujemy miejsca do serwisowania kampera...
okolica jest bardzo ładna, plaża wspaniała, przeszkadzają nam trochę koczujący Cyganie(?), którzy zostawiają po sobie straszny bałagan!

Roza - 2011-08-05, 19:37

30.06.2011
dziennik pokladowy dzien dziesiaty - tolo...

Rano juz wiedzielismy dokad chcemy pojechac:) Tolo- miejsce, w ktorym byli moi rodzice 25 lat temu, i ktore moja mama wspomina do dzis z wielkim sentymentem:) Nie wiemy co prawda jak tam wyglada kemping, czy jest serwis dla kamperow, ale jedziemy! Najwyzej podjedziemy kawalek dalej do Drepano, tam sa 4 kempingi wiec na pewno, na ktoryms bedzie mozliwy serwis.

Droga sliczna, krotka- po 30 minutach jestesmy w Tolo. Stajemy przed brama kempingu Lido on the Beach, Krzys idzie na zwiady:) Po dluzszej chwili wraca, zadowolony. Jest serwis kamperow, sa piekne, zacienione parcele, i jest piaszczysta plaza:) Musimy tylko poczekac ponad godzine bo otwieraja brame o 9.

Dziewczyny sie budza i idziemy na spacer. Widac, ze sporo sklepow i tawern zbankrutowalo:( Obok co prawda otworza sie nowe- widac prace wykonczeniowe- ale jednak i tak bilans jest ujemny...

Plaza nam sie podoba, z pobliskiej wysepki dochodzi nas spiew kaplana- stoi tam swiatynia. Z drugiej strony zatoki wysoki, stromy, skalisty brzeg. Woda krysztal- pieknie!







Jest juz 9.10 wiec recepcja czynna. Przemila pani wlascicielka daje nam malenki upust na karte ADAC Plus (honoruja tez inne karty i karnety karawaningowe) i stajemy na naszym, uprzednio upatrzonym miejscu. Jest tez internet (2 euro za godzine) wiec cieszymy sie, iz bedziemy mogli nawiazac kontakt ze swiatem- czyli wyslac moje posty na bloga, odpisac na maile itd:)

Kemping jest naprawde ladny, jeszcze nia ma tlumow, spokoj. Prace porzadkowe ida pelna para: bielenie murkow, drzewek, nowe tabliczki informacyjne.









Reszta dnia to juz beztroskie lenistwo. Plaza, przerwa na sjeste greckim zwyczajem i pranie!- chyba caly wsad 7 kilowej pralki upralam recznie;) i znowu plaza:) Po poludniu wiatr przybral na sile i zrobily sie pieniste fale. To dopiero jest zabawa!:)









Mielismy jeszcze zamiar isc do miasteczka i kupic jakies owoce, warzywa, ale tak sie wyluzowalismy, ze po prostu nam sie nie chcialo;) I tak jutro bedziemy w Nafplio, chcemy tam postac 2 dni bo jest co zwiedzac wiec zaprowiantujemy sie.

Po kolacji idziemy do kawiarenki przy recepcji skorzystac z internetu. Chodzi jak burza!:) Corki dostaja drugiego juz dzisiaj loda, a rodzice kosztuaj pierwszy raz greckiego piwa Mythos- smaczne!:) Kupujemy tez pocztowke, znaczki na kartke i list u przemilej pani wlascicielki. Opowiadam jej o mojeje mamie, ze byla w Tolo i tak milo wspomina:)

Przy placeniu rachunku okazuje sie, ze internet mamy gratis i dodatkowo pan obcina koncowke kwoty 0,50 euro. Prosimy o rezerwacje miejsca bo za 2 dni wrocimy tu, zeby znowu zrobic serwis przed dalsza droga- mamy pretekst, zeby znowu odwiedzic Tolo:) Bardzo nam sie tu podoba, bardzo!

Kladziemy sie spac przy glosnym akompaniamencie cykad, niebo jest usiane gwiazdami...

Camper Diem - 2011-08-05, 20:03

najpierw jechaliśmy 6km do Nafplio, a potem 10 km do Tolo. camping Lido (N 37 31 43,60 E 22 51 55,44) okazał się strzałem w dziesiątkę! przyjemny, stosunkowo niedrogi (27E ze zniżką na kartę ADAC) i wspaniała piaszczysta plaża prawie przy campingu, warto się zatrzymać :) uwaga: w ścisłym sezonie na pewno jest tłoczno!
Roza - 2011-08-05, 21:09

1.07.2011
dziennik pokladowy dzien jedenasty - nafplio...

rano pozegnalismy kemping w Tolo zapowiadajac pani, ze wrocimy za dwa dni- tyle przewidujemy spedzic w pierwszej stolicy Grecji: Nafplio. Przed dalsza droga po Peloponezie chcemy byc wyserwisowani do tzw. zera, poniewaz kolejny postoj z mozliwoscia serwisu bedzie dopiero na wyspie Elafonissos czyli za 5-6 dni od wyjazdu z Tolo.

Droge do Nafplio pokonalismy w niecale 30 minut, zaparkowalismy na nabrzezu portowym- tam gdzie i inne kampery i zaczelismy powoli poznawac miasto. Lubimy w nowym miejscu powloczyc sie bez planu- czesto trafiamy wtedy na perelki dostepne tylko mieszkancom. Snulismy sie uliczkami starej czesci miasta. Zachwycaja kamienice, piekne drzwi, stoliki tawern ustawione wprost na chodniku...













Usmiech na naszych twarzach wywoluja kolory! Wszelkie odcienie blekitow od kobaltu po lazur, zielenie- piekne sa takie rozbielone...ciekawie wygladaja tez kolory malinowe:) Bardzo apetyczna mieszanka.

W wielu miejscach w miescie wisza klatki z kanarkami- przy wejsciach do tawern, na balkonach. Wszedzie rozbrzmiewa ich spiew:)











Zachodzimy do lodziarni gdzie pani slyszac nasz jezyk pyta czy jestesmy z Rosji:) Lody sa wspaniale! Dostajemy dla dziewczynek opatentowane plastykowe rozki, w ktore wklada sie wafelek z lodem i tym sposobem zimna slodycz nie kapie na czlowieka- szczegolnie na Marianne;)

Dochodzimy do schodow wiodacych do mniejszego twierdzy. Wspinamy sie po nich traktujac ten wysilek jako zaprawe przed jutrzejszym wejsciem na wzgorze Palamidi (prowadzi tam 989 schodow! mamy zamiar uderzyc na szczyt we wczesnych godzinach porannych kiedy jest troche chlodniej. teraz temperatura wynosi ponad 33 stopnie).













Powoli roztapiamy sie:) Wracamy wiec do kampera, jemy lekki obiad i wzorem Grekow robimy sjeste: dziewczynki ogladaja film, my planujemy:) Wentylator kupiony przed wyjazdem chlodzi przyjemnie cala nasza czesc jadalna, wiec kazdy ma odrobine wiatru:)

Myslimy, zeby po poludniu pojsc na plaze, ale jakos tak od slowa do slowa postanawiamy, ze zamiast plazowania sprobujemy wejsc na szczyt Palamidi, a rano wracamy do Tolo- tam jest piekna plaza, a tu nie wiadomo co zastaniemy, sprzet plazowy musielibysmy niesc na wlasnych plecach;) Wybieramy wspinaczke;)

Dziewczyny juz od dawna szykowaly sie mentalnie na ten spory wysilek, ale chyba do konca nie zdaja sobie sprawy (my tez!) co nas czeka. Razno jednak i z animuszem udajemy sie w kierunku schodow na wzgorze. Przed wejsciem ciagle w swietnych nastrojach robimy sobie fotke przy agawie i w gore!





Pierwsze pokonane stopnie ciesza, nastepne powoduja, ze przekladamy dziewczyny na strone gdzie nie ma urwiska, a kolejne wywoluja przyspieszone bicie serca...rece nam sie poca, woda leje sie po twarzach, plecach, nogach...uuu panie! nie ma lekko! co kilkadziesiat schodow robimy maly postoj i uzupelniamy wode w organizmach.



Widoki zapieraja dech! Im wyzej- tym piekniej- tym szersza perspektywa!







Co chwile zamieniamy sie stronami, zeby z mokrych dloni nie wypuscic raczek corek. Schody w wiekszosci miejsc sa bardzo strome! Dodatkowo sliskie! Ola pnie sie w gore w ostrym tempie, Krzys ledwo za nia nadaza:) Marianna idzie wolniej- ma najkrotsze nozki z nas wszystkich:) Zadna z nich jednak nie narzeka, nie jeczy...idziemy...



Mijamy roslinnosc jaka zawsze wystepuje w takich niegoscinnych miejscach: opuncje, agawy- niektore kwitna: imponujacy kwiat wydaje agawa!





Powoli trace oddech i wtedy pierwsza para naszego teamu (Krzys i Ola) melduja, ze to juz!!! Widac brame, a za brama kasa;) Mily pan informuje, ze dzieci gratis (ja uwazam, ze w nagrode powinny dostawac upominki na gorze:)), a dorosli 4 euro za ta przyjemnosc:)



Kiedy minelismy kase odkrylismy, ze na sam szczyt to musimy jeszcze sporo schodow pokonac! Tak wiec jest grubo ponad 1000 stopni:)







Chodzimy po calej twierdzy, robimy zdjecia widokow. Widzimy naszego malutkiego teraz kamperka;) Spotykamy rodzine z Polski (Katowice) na szczycie. Rodzice i dwoch synow sporo starszych od naszych corek. Slyszac nasze rozemocjonowane rozmowy domyslaja sie, ze weszlismy po schodach- oni przyjechali autem na sam szczyt. Kiedy upewniaja sie, ze faktycznie wspielismy sie z dziewczynkami schodami tata rodziny zaczyna mi sie tlumaczyc, ze oni tez tak chcieli, ale w sumie jakos tak wjechali autem itd;)) Milcze, ale czuje dume, ze moje panny daly rade!













Kiedy schodzimy w dol mija nas prawie biegnac starszy syn tych panstwa- nasze corki weszly mu na ambicje:) Na samym dole z kolei mija nas ojciec rodziny:)) Postanowil wejsc schodami, zeby udowodnic sobie, ze tez moze!:) Takie skutki wywolaly dwie male dzielne dziewczynki:) Krzys spuchl z dumy!:) Ja tez:)

Schodzenie w dol powoduje u nas drzenie nog- pracuja miesnie, ktore normalnie nie sa uzywane;) Jeszcze dlugo po zejsciu bedziemy czuc, ze ziemia drzy:)



Chcemy uhonorowac nasze corki wiec prowadzimy je do slynnej w Nafplio wloskiej lodziarni, ktora istnieje tu od 1870 roku! Nazywa sie di Roma. Lody sa bardzo smaczne i ...bardzo drogie;) Za 4 porcje placimy 14 euro:) Coz- raz mozemy zaszalec;)





Pozniej powoli, zeby nie byc za wczesnie, idziemy do tawerny, ktorej lokalizacje opisal ktos w internecie. Znalazlam ten opis i wiedzialam, ze jest to cos dla nas:) Rodzinna tawerna, w ktorej stoluja sie tylko lokalni mieszkancy polozona jest daleko od centrum. Klimat jaki panuje w tej dzielnicy kojarzy mi sie uliczkami Lizbony- mimo, ze nigdy w Lizbonie nie bylam:)







Kiedy juz prawie dochodzimy jakas pani widzac, ze sie rozgladamy pyta:"tawerna?":) Po chwili wola wlasciciela, ktory pojawia sie w drzwiach tawerny wraz z najbrzydszym kotem jakiego kiedykolwiek widzialam!;) Przedstawia nam tego brzydala jako Mister Lilo:) Chwale sie, ze mamy trzy koty, a pan na to z usmiechem "Trzy? ja mam ich dziewiec! plus trzy psy:" Wygral licytacje wiec przystepujemy do konkretow:))



Wybieramy stolik na ulicy...jest spadziscie i klimatycznie. Wieksza czesc kotow placze sie w zasiegu wzroku.







Pan nakrywa stolik obrusami informujac nas przy okazji, ze gotuje tylko dla Grekow, a oni przychodza dopiero po 20 lub 21- my jestesmy o 19:) Nie przeszkadza mu to jednak- rozumie, ze dzieci chodza wczesniej spac:)







Pytamy co poleca, sprawdzamy na naszej sciadze nazwy i co one oznaczaja i uwzgledniamy w zamowieniu prosbe Oli o souvlaki:)

Na stol wjezdzaja po kolei: panierowany, smazony ser z cytryna i chleb podpieczony na grilu. Nastepnie choriatiki- czyli salatka grecka z feta, potem czas na dolmades- sos cytrynowy bije rekord smakowitosci! i na koniec rzeczone szaszłyki:) Do tego karafka bialego wytrawnego wina i dwie duze butle lodowatej wody mineralnej:)





towarzyszy nam Mister Lilo, ktory ma chrapke na souvlaki Olenki:) Zostaje poczestowany przy aprobacie wlasciciela i tenze wlasciciel informuje nas ze smiechem, ze teraz musimy zaplacic za 5 osob- rowniez za Mister Lilo:)
Zgadzamy sie na wszystko urzeczeni klimatem, smakiem, atmosfera tego miejsca...:) Jakze zalujemy, ze nie ma takiej tawerny u nas...

Przy stoliku obok nas pija kawe dwie miejscowe panie, na moment wpada sasiad w drodze ze sklepu pytajac z ciekawoscia o nas- czyli xeno:) Z wielka przyjemnoscia wsluchujemy się w spiewny, miekki grecki jezyk.

Na koniec rachunek (zaskakujaco niski- 25 euro!) i niestety czas wracac do kampera:( Zegnamy sie z wlascicielem zapowiadajac nasza wizyte za rok. Pan z nostalgia w oku i glosie wyraza nadzieje, ze za rok bedzie tu i on, i Grecja....bo na razie jak sie wyrazil:"no work, no money, no honey"...

Staczamy sie powoli ze wzgorza, najedzeni, ale nie obzarci...miasto dopiero rozbudza się z popoludniowej sjesty...mamy w ustach lekko cierpki smak wina i cytrynowego sosu... czy jeszcze choc raz w czasie naszej wyprawy trafimy w takie czarowne miejsce..? Oby!





W miare jak oddalamy sie od tawerny "O Pseiras"- wraca do nas swiadomosc rzeczywistosci;) W kamperze normalka;) Czyli bajka i lulu- to panny. My jeszcze siedzimy przed autem, podziwiamy gwiazdy, podswietlone obie twierdze na ladzie i jedna wenecka twierdze na wodzie...





Do miasta Nafplio zjezdzaja sie samochody, a z nich wysypuja sie ludzie glodni kuchni i wrazen piatkowego wieczoru. Jeszcze kilka razy w nocy bedziemy slyszec w polsnie dzwieki muzyki, bedzie nas budzic bouzuki i zawodzacy rzewny grecki spiew...

Camper Diem - 2011-08-05, 21:52

w Nafplio zatrzymaliśmy się na dużym parkingu przy nabrzeżu, na którym spędziliśmy noc w towarzystwie mnóstwa kamperów (N 37 34 06,23 E 22 48 02,23). miasteczko śliczne, nie-greckie, ale nic w tym dziwnego skoro obecny kształt nadali mu Wenecjanie...

do tawerny "O Pseiras" trafiliśmy dzięki świetnemu opisowi z jednego z for, podam namiary GPS (przybliżone, bo nawigacja szwankowała), warto tam zaglądać: N 37 33 47,08 E 22 48 29,11. Wiktor z CT też tam zaglądał i z sms-ów wynika, że wracał ukontentowany :)

to był pierwszy dzień w Grecji bez kąpieli w morzu, mogliśmy wprawdzie pojechać/pójść na plażę, którą widzieliśmy ze szczytu twierdzy, ale wydała nam się mało atrakcyjna (nie bez powodu mówi się, że mieszkańcy Nafplio i turyści wolą jechać na odległą o 6 km Karathonę).

Roza - 2011-08-05, 22:39

2.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwunasty - tolo...

wrocilismy do Tolo po jednym dniu pobytu w Nafplio. Nam wystarczylo:) Dzisiejszy dzien to wlasciwie czyste lenistwo- dolce vita!

plaza...









w miedzyczasie lekkie posilki...





gry...



degustacja wina...



tworczosc artystyczna...



i tradycyjnie juz wieczorny spacer, ale tym razem mielismy zadanie do wykonania: na prosbe babci znalezc knajpke na skale, ktora odwiedzila 25 lat temu...
Zadanie wykonane mamo!:) Oto Bar Kokkinoz Braksoz! Na pewno zmieniony po tylu latach, ale bez watpliwosci to ta kawiarenka:)











nastepnie udalismy sie do samego Tolo i po drodze widzielismy rozne cuda:)







samo miasteczko nie powala na kolana. Typowe, sporo sklepikow z durnotami, kawiarenki- w tym jedna prowadzona przez Polke, z menu po polsku. Duzo niedokonczonych inwestycji hotelowych. Strasza pustymi oczodolami okien bez ram..smutne:(

Na koniec mielismy cos dla duszy: kosciolek na wyspie. Mozna sie do niego dostac tylko lodka. To z niego pierwszego dnia rano slyszelismy spiew kaplana...



Jutro po 9 ruszamy w dalsza podroz. Naszym celem jest Paralia Aghiou Andrea.

Roza - 2011-08-05, 23:12

3.07.2011
dziennik pokladowy dzien trzynasty - Paralia Aghiou Andrea...

Po godzinie 9 (zrobiwszy wczesniej serwis) wyruszylismy z kempingu "Lido on the beach" w kierunku kolejnego punktu trasy: Paralia Aghiou Andrea. Droga wiedzie nas dzisiaj bardziej gorzyscie i spiralnie niz zawsze:) Widoki przepiekne! Stwierdzamy, ze Grecy jezdza bardzo rozwaznie- jesli juz wyprzedzaja na zakretach to ida bardzo blisko wyprzedzanego auta;) Zadnej brawury;)

W nawigacji nasze docelowe miejsce okazuje sie byc naniesione na srodku rzeki:)! Mimo, ze reszta danych (gaje oliwne dookola) wyszukanych w internecie zgadza sie. Rzeka jest tylko suchym korytem, przejezdzamy przez nia i ladujemy na zupelnie innej plazy. Jest niezle, sami miejscowi, na koncu plazy rybna tawerna- moze zjemy obiad?













Leniuchujemy, kapiemy sie, spacerujemy w kierunku tawerny i probujemy zorientowac sie jak dojechac do Paralia Aghiou Andrea...? Krzys twierdzi, ze po drugiej stronie suchej rzeki jest nasz cel. Postanawiamy zjesc obiad w kamperze i ruszyc w tamta strone- zdjecia ktore wiedzielismy byly bardzo zachecajace. Przejazd naszego kampera przez koryto rzeki uwiecznilam biegajac z aparatem w tym upale i wywolujac usmiech na twarzy przejezdzajacego tubylca;)



Trafilismy nareszcie i od razu stwierdzilismy, ze dobrzesmy zrobili! Miejsce ma niesamowity klimat. To malenki port, kilka domow, tawerna rybna i kosciolek rodem z filmu "Mamma Mia" na wzgorzu! Doslownie jak z pocztowki! Jest tez oczywiscie plaza i to co dziewczyny lubia...muszle!:) Dla wszystkich pelnia szczescia:)











Tawerna znajduje sie na skalach. Rozposciera sie z niej cudowny widok i slychac fale uderzajace z loskotem o kamienie w dole...cieszymy sie na kolacje w tym miejscu, bo juz wiemy intuicyjnie, ze nie wstaniemy od stolu zawiedzeni! Jadaja tu przede wszystkim lokalni mieszkancy- musi byc smacznie:)!









Po zrobieniu rekonesansu wracamy do portu i poznajemy niesamowita pare! Pan podchodzi do nas, zagaduje i okazuje sie, ze napis na ich przyczepie ma uzasadnienie:)))



W Grecji, w miejscu gdzie nikt by sie nie spodziewal poznajemy Australijczykow!:) Pan jest skrzyzowaniem Krokodyla Dundee z aborygenem- ma bardzo ciemna karnacje:) Pani to potomkini Brytyjczykow osiadlych na wyspie. Opowiadaja, ze bardzo ciagnie ich do Europy, poniewaz ich historia jest bardzo krotka- u nas pociaga ich kultura, architektura, historia, ludzie i jedzenie! Byli tez w Polsce, nie do uwierzenia, w Tolkmicku:)) Bardzo im sie podobalo! Tu sa po raz drugi. Pierwszy raz okolo 6-7 lat temu.

Rod bardzo chetnie dzieli sie z nami swoimi namiarami na ciekawe miejsca na Peloponezie.



Zbliza sie wieczor, dziewczynki coraz czesciej wspominaja, ze sa glodne, my rowniez nie mozemy doczekac sie posilku idziemy wiec razno w kierunku Psarotawerny, zajmujemy miejsca...podchodzi wlasciciel (oczywiscie nie ma menu!:) i uzgadniamy zamowienie. Prosimy o male rybki smazone w calosci, kalamari oraz najwazniejsze danie: osmiornice z grila! Pan zapytany jak smakuje najlepiej bez wahania mowi, ze grilowana jest bardzo delikatna, miekka....ok. do tego biale wino, tzatziki....czekamy! Jezyki uciekaja nam do gardel kiedy dociera do nas zapach z kuchni:)

Wlascicielka przynosi dzban wody, wino...po chwili pan wnosi nasze zamowienie...













W ostatniej chwili przypominam sobie o robieniu zdjec- zanim pozremy te pysznosci:)! Swieze kalmary nie maja sobie rownych! Te, ktore jedlismy w Chorwacji byly lekko gumowe- te tutaj rozplywaja sie w ustach! Pan mowi, ze smazone, swieze kalmary sa wlasnie takie delikatne...

Osmiornica- coz! Bedzie nam wszystkim snila sie po nocach. Poezja smaku! Rownie miekka, delikatnia. Sos, ktory wlascicielka zrobila jest z marchewka i uwaga: bez czosnku! Smak ma lekki, nie przytlacza aromatow owocow morza. Na koniec zostawiamy sobie rybki. Jemy je greckim zwyczajem razem ze wszystkim. Marianna mruczy zadowolona, ze najlepsze sa oczy (?!);) Wszystko skrapiamy obficie sokiem z cytryn, ktore pewnie wyrosly na podworku wlasciciela tawerny:)



Zamawiamy jeszcze jeden dzbanek wina- jest proste, lagodne...przychodza na kolacje Rod i Rosemary. Siedzimy, gadamy, dziewczyny dostaly lody i poszly nawiazywac bliski kontakt z corka wlascicieli Maria:) Bardzo zaluja, ze nie znaja greckiego! Nie wiedza jak powiedziec dziewczynce, ze chca bawic sie w berka:) Ola i Mania przedstawily sie po grecku- nauczyly sie tego czytajac w domu przewodnik po Grecji dla dzieci, ale chcialyby wiecej:)





Kiedy zegnamy sie- mowimy z pelnym przekonaniem:"See you tomorrow":) Mimo, ze nie planowalismy- zostaniemy do jutra i zjemy na obiad swieze kalmary i osmiornice patrzac na niebieskozielone morze...chcemy wchlonac jak najwiecej atmosfery tego miejsca...




Camper Diem - 2011-08-06, 07:53

tego dnia nawigacja prowadziła nas w koryto suchej rzeki, świadczy to o bardzo nieaktualnych mapach, bo miejsce noclegowe położone było w porcie, jak najbardziej na lądzie...

namiary na pierwszą dziką plażę niedaleko tawerny w Ekilohori, na której się kąpaliśmy w towarzystwie Greków: N 37 22 56,71 E 22 46 31,24 (kamienie, niezbyt czysto, jeżowce).

lepiej jednak jechać do portu z drugiej strony "wirtualnej" rzeki, do Paralia Aghiou Andrea: N 37 22 17,97 E 22 47 00,21. oprócz przyjemnej atmosfery i niedrogiej tawerny ze wspaniałym jedzeniem jest woda. trudno powiedzieć jak z serwisem, bo zarówno mocno nadszarpnięte zębem czasu sanitariaty jak i toi toi zamknięte na cztery spusty. sama plaża nam się podobała, chociaż kamienna i trochę jeżowców.

Camper Diem - 2011-08-06, 09:15

4.07.2011
dziennik pokladowy dzien czternasty (przedpoludnie) - Paralia Aghiou Andrea

po wczorajszej kolacji zgodnie postanowiliśmy zostać jeszcze trochę. wprawdzie nie pojedziemy na plażę Fokiano odległą o 70 km, nie wrócimy tutaj na kolację i nie będziemy nocować (ach ta fantazja!), ale zostaniemy do obiadu, który zjemy po polsku ok. 13, a nie wieczorem, jak Grecy ;)

tymczasem zarówno nam jak i dziewczynom spało się słodko :)



jak tylko wszyscy się obudzili zjedliśmy po kromce chleba i ruszyliśmy szybko, by zdążyć przed upałem, na spacer do kaplicy znajdującej się na wzgórzu.





nawet tutaj towarzyszył nam kot...



mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki: „tam wczoraj byliśmy, pamiętacie?”







wzgórze jest niewielkie, więc szybko dotarliśmy na szczyt. okazało się, że z dołu widzieliśmy tylko bramę świątyni.





kościółek może nie jest zbyt okazały, ale klimatyczny na pewno. przedwczoraj odbył się tutaj ślub, panna młoda zapewne jechała na osiołku- niestety nie było nam dane tego zobaczyć :(



drzwi zamknięte tylko na skobel, zrobiliśmy więc kilka fotek







zrobiło się upalnie, zmykaliśmy więc nad wodę





dziewczyny od razu ruszyły do morza



rano Włosi wyjechali z placu, po naszym powrocie wyjechali również Australijczycy, Włosi niedługo potem wrócili, pewnie z zakupów. pan od razu ruszył do wody, boja pewnie służyła po to, by go żadna łódka nie staranowała, tylko dlaczego koniecznie musiał nurkować w porcie???



i znowu muszelki...



przed 13 ruszyliśmy na obiad do tawerny- świeże produkty płyną :)



bardzo przyjemne, że nawet w tak odludnym miejscu zadbano o atrakcje dla dzieci – huśtawki.



na początek dzban mocno schłodzonej wody...





a potem już uczta dla podniebienia: kalmary i ośmiornice :)





po obiedzie chwila odpoczynku i pojedziemy na kolejną plażę. och, żal tego portu i tej tawerny...

Camper Diem - 2011-08-06, 09:46

4.07.2011
dziennik pokładowy dzień czternasty (popołudnie i wieczór) - Kosmas-Mitropoli...

ruszyliśmy na nadmorską drogę tysiąca zakrętów...



mimo pory największego upału dzięki klimatyzacji silnikowej i wentylatorowi 12v w części mieszkalnej bez większego zmęczenia dotarliśmy do Leonidio, to pierwsze miasteczko z tak wąskimi uliczkami na naszej drodze.





autobus się zatrzymał, ja też. po chwili ruszył i zaczął skręcać w lewo, w drogę w którą wydawało się nie ma prawa się zmieścić... okazało się, że to właściwa, przelotowa droga przez miasto ;)



wyjechaliśmy z Leonidio i pognaliśmy dalej drogą nadmorską, plaże kusiły...



w pewnym momencie główna droga odbiła w prawo, teraz żałuję, że jej nawierzchnia nie zmusiła mnie do zawrócenia... było coraz wężej, by w końcu stać się stromo. wskazówka temperatury szybko szła w górę, droga wznosiła się bez końca więc się zatrzymałem... szybkie rozeznanie w mapie i decydujemy się wracać do Leonidio i jechać zdecydowanie dłuższą, ale prawdopodobnie lepszą drogą. okazuje się, że lepsza wcale nie oznacza dobra ;) za to widoki wspaniałe:

stada kóz...





jedziemy cały czas u zbocza gór, wzdłuż doliny rzeki Dafnon.





z naszej strony drogi przez cały czas były skały i nie mogliśmy zatrzymać się, by zrobić zdjęcia, jak widoczni na zdjęciu Włosi.



w pewnym momencie naszym oczom ukazał się przyklejony do skały monastyr Elonis.



droga była kręta i cały czas pięła się w górę.







w końcu dojechaliśmy do półmetka, czyli położonego wysoko w górach miasteczka Kosmas



oczywiście z równie, a nawet bardziej wąskimi ulicami...













tutaj dla odmiany droga wiedzie poprzez plac pomiędzy kościołem, a stolikami kawiarni, pod rozłożystymi platanami.



zatrzymujemy się, by chwilę odpocząć.



ta droga prowadzi w innym kierunku, mamy nadzieję, że nasza będzie lepsza...



siadamy przy stoliku, zamawiamy lody i słodkie greckie desery, powietrze jest tutaj rześkie :)









moje kobiety ruszają na spacer...









widzą kampera z wypchanym po brzegi garażem. na zdjęciu pan przekłada akurat worki z pomarańczami.



ja w tym czasiem zajmuję się mocowaniem osłony silnika, której uchwyty z niezrozumiałych powodów (może tempertura) pourywały się. całe szczęście zabrałem ze sobą plastikowe opaski.



ruszamy w dalszą podróż. wąska droga wyjazdowa, a potem góry, góry, góry...





kościół jakich wiele...



ciasne miasteczko, chyba już tylko takie znajdziemy na swojej drodze...



nie spieszcie się, porozmawiajcie, mamy czas ;) (z tyłu majaczy na pięknej maści koniu osmagany słońcem Grek- doświadczamy dzisiaj prawdziwej Grecji, prawdziwego Peloponezu...



i znowu kozy...





i ule...



na dworze upał, strome podjazdy, w pewnym momencie silnik niebezpiecznie się grzeje... postój nie jest dobrym pomysłem, analizuję trasę i wykorzystuję krótkie zjazdy na gwałtowne studzenie.

skręcamy na miasteczko Kiparisia. nasz cel, Mitropoli, leży nad morzem, pozostało kilkanaście kilometrów, spodziewamy się więc raczej spokojnego zjazdu, ale mijają kolejne kilometry, a my ciągle pozostajemy wysoko ponad poziomem morza. przejeżdżamy wąskimi uliczkami miasteczka Charakas...





widoki stają się jeszcze piękniejsze, ale i przerażające...

















wreszcie serpentyny się kończą...



zaczynają się bardzo wąskie i kręte uliczki...





na chwilę zatrzymuje nas owca, która zostanie przewieziona... dzieciom tłumaczyłem, że do weterynarza ;)



lądujemy na parkingu przy plaży. nie mogliśmy lepiej trafić: zakaz kempingowania pod karą 150E za osobę. rozmawiam z przechodzącymi ludźmi, zapewniają mnie, że policji tutaj nie ma i nikt nas nie będzie niepokoił. trochę nas to uspokaja, chociaż skały górujące nad nami po zachodzie słońca nie nastrajają optymistycznie.



żona ma do mnie ogromne pretensje o to miejsce i dojazd do niego, uważa, że z premedytacją ją tutaj przywiozłem, wiedząc o bardzo trudnym dojeździe... ja jestem niemniej od niej zaskoczony sytuacją :(

plaża jest brzydka- szare kamienie i żwir, a woda bardzo zimna...



całe szczęście dziewczyny cieszą się z możliwości zanurzenia stóp. zaczynają parodiować mamę, która nie mogąc znaleźć sobie miejsca nerwowo chodzi po plaży.





miejsce noclegowe wybrałem z relacji pewnego Słoweńca, wydawało mi się idealnym postojem do odwiedzenia podobno urokliwego miasteczka Paralia. miasteczko zapewne nie jest brzydkie, ale na pewno nie jest warte tej porcji stresu, którą zafundowałem swojej rodzinie, a w końcu i tak nie poszliśmy go zobaczyć, pozostało tylko to zdjęcie ;)



jutro muszę wstać wcześnie rano, pozostaję pełen nadziei, że uda mi się wyjechać pod górę bez szwanku... najważniejsze, żeby na stromych wąskich podjazdach z bardzo ostrymi zakrętami, z obu stron zabudowanych budynkami i drzewami wiszącymi nad drogą nie natrafić na pojazdy nadjeżdżające z naprzeciwka... troszeczkę uspokaja mnie fakt, że już po zmroku dociera tutaj śmieciarka :)

Camper Diem - 2011-08-06, 10:35

wyjeżdżając z Paralia Agiou Andrea myślałem o Australijczyku, który dużym zestawem śmiga po górach Peloponezu i poczułem się pewny siebie, może nawet za bardzo... cóż z tego że szczęśliwie dojechałem do celu, jeżeli wieczór można uznać za stracony? plaża niezbyt ładna, woda chłodna, ponuro.

im mniejszy kamper tym wszystko wygląda mniej groźnie, więc gdyby ktoś chciał sprawdzić jak jest w rzeczywistości podaję namiary na plażę w Mitropoli z zakazem noclegu ;) 36 58 29,92 E 22 59 26,81

Roza - 2011-08-06, 11:17

5.07.2011
dziennik pokladowy dzien pietnasty - monemvasia-paralia xifias...

z nieszczesnego Mitropoli wyruszylismy o 6 rano, zeby uniknac ewentualnego ruchu kolowego. Nie wierzylam, ze wyjedziemy...cala noc snilo mi sie, ze tkwimy w tym miejscu bez mozliwosci powrotu. Z wyjazdu stromizna przez waskie uliczki, z zakretami na styk naszego 8 metrowego auta nie mam ani jednego zdjecia. Nie bylam w stanie...trzymalam sie kurczowo uchwytu w drzwiach i slalam pobozne zyczenia do wszystkich greckich bogow- o szczesliwy wyjazd.

Udalo sie. Mielismy tylko jedna mijanke z osobowka, ktora nam ustapila miejsca- uff!! Nigdy wiecej nie chce slyszec o Mitropoli!

Kiedy jechalismy spiralnym podjazdem pod gore slonce zaczelo sie budzic...





Wraz z uplywajacymi kilometrami czulam sie coraz bezpieczniej i mialam nadzieje, ze juz nigdy nie wpakujemy sie w rownie ciezki teren...



Nagroda za to wszystko byly widoki i scenki rodzajowe, ktore dane nam bylo zobaczyc- tego nie ma w turystycznych kurortach:)









Nie minelo wiele czasu gdy znowu zobaczylismy morze. Jechalismy do Monemvasia- miasta wykutego w skale!

Zaparkowalismy z prawej strony grobli i ruszylismy w strone tego cudu ludzkich rak.



Po drodze do miasta mielismy sporo pracy- ciezko przejsc obojetnie i nie zrobic zdjecia np:









Kolo bramy miasta zobaczylismy, ze kazdy parkuje: auto, motor, konika...;)

Ten konik okazal sie ciezko pracujacym robotnikiem! Na jego grzbiecie wnoszone sa towary do miasta. Ten kon i ludzie z taczkami zaopatruja Monemvasie we wszystko co potrzebne- inaczej sie nie da. Waskie uliczki, masa schodkow i zaulkow uniemozliwia inny transport.



Przekraczajac brame do miasta wchodzimy w inny wymiar...nie przypuszczalam, ze Monemvasia jest tak zachwycajaca! Gorne Miasto to wlasciwie ruiny z dobrze zachowanym kosciolem Swietej Zofii, ale Dolne Miasto zyje jak dawniej! Malenkie zaklady rzemieslnicze oferuja recznie robione drobiazgi, kawiarenki zapraszaja na zimna frappe, wzrok przyciagaja bardzo male drzwi, roslinnosc pomyslowo utykana w donicach i gazonach- tak samo bujna jakby rosla "na wolnosci"!



















Mimo, ze dostalismy plan miasta latwo sie zagubic w kretych uliczkach. Zagubic, ale nie zgubic:) Azymut wyznacza otaczajace Monemvasie morze;)

Jak w wielu miejscach w Grecji tak i tu spotykamy sporo kotow. W Monemvasia jednak kocie towarzystwo ma inny wymiar:) One tu wyjatkowo pasuja!







Wspinalismy sie do Gornego Miasta i bylismy radzi, iz kilka dni temu zrobilismy sobie zaprawe idac na wzgorze Palamidi w Nafplio! No i cieszylismy sie jak dzieci, ze mamy dosc zimnej wody:)))

Zmierzenie sie ze swoja slaboscia przy takich temperaturach (29 w cieniu, a 41 w sloncu) daje satysfakcje! Najwieksza radosc sprawily nam corki- sa naprawde niesamowite! Ani jednego jeku, ani slowa zalu, ze goraco, za slonce pali! Tylko co kilka krokow zachwyt nad cudna panorama, nad detalem, roslina. Bardzo, bardzo jestem z nich dumna! To urodzone podrozniczki i milosniczki przygody!



















Po zejsciu z gory spotkalismy wspomnianego konika- byl w pracy.



Uznalismy, ze dziewczynkom naleza sie lody za ta wspinaczke:) Siedlismy wiec w kawiarni z najwieksza iloscia kotow w miescie;) Idac do wyjscia z miasta wstepujemy do malego zakladu miejscowego artysty i kupujemy na pamiatke jednego z ladniejszych kotow jakie mamy w kolekcji! Pan zapewnia, ze za rok bedzie mial dla nas inne koty i wtedy zaprasza na kawe- jako stalych bywalcow;) Kiedy dopytal nas skad jestesmy i dowiedzial sie jak podrozujemy- od razu poczul idee: "Kazdy dzien w innym miejscu!" rzekl z usmiechem aprobaty i moze lekkiej zazdrosci...ale takiej pozytywnej:)





Po powrocie do kampera wielka przyjemnoscia bylo zamoczyc zdeptane stopy w morzu:)



Przejechalismy okolo 6 km na plaze Xifias i odpoczywalismy intensywnie:) Plywanie, zabawy w piachu, obiad itd...







Na jutrzejszy dzien czekamy od dawna- plyniemy na urocza wyspe Elafonissos- podobno zapiera dech krysztal wody i zlocistosc piasku na plazy...W nocy sni mi sie ciagle koszmarny zjazd do Mitropoli...

Camper Diem - 2011-08-06, 11:39

wyjazd z Mitropoli wczesnym rankiem się udał. wczesna pobudka miała na celu uniknięcie mijanek na stromej wąskiej drodze przez miasteczko, ale przez cały czas greckiej wyprawy staraliśmy się podróżować wczesnym rankiem. zwykle nie chodziło o mniejszy ruch, ale o przyjemniejszą jazdę bez upału. to najlepsza metoda na Peloponez: krótkie wczesnoporanne przeloty :)

namiary na parking w Monemvasia: N 36 41 10,67 E 23 02 20,73. można się zatrzymać też na parkingu za groblą, a jeśli będziecie wcześnie rano można pojechać dalej aż pod same mury, zawrócić i ustawić się jak inni wzdłuż drogi, unikniecie wtedy spaceru ;)

widzieliśmy kampery nocujące przy nabrzeżu po lewej stronie grobli, ale sami ruszyliśmy na plażę Xifias w Agios Stefanos: N 36 38 08,66 E 23 01 43,50. mimo informacji wziętych zdaje się z relacji "wbobowski/kimtop" nie znaleźliśmy wody w wysokich na 3 metry trawach :(

plaża piaszczysto-kamienista, bez jeżowców. bardzo spokojny nocleg!

Roza - 2011-08-06, 12:36

6.07.2011
dziennik pokladowy dzien szesnasty - elafonissos-kato nisi...

Pozegnanie z plaza Xifias osladzal nam landszaftowy wschod slonca...zatrzymalismy sie aby choc w formie cyfrowej zabrac go z soba...



...potem juz tradycyjnie kreta sciezka poprzez..gory;)



i trafiamy na prom, ktory ma nas zawiezc do raju na ziemi- na wyspe Elafonissos! Krzys kupuje bilety i otrzymuje wskazowke, zeby na prom wjechac tylem- potem latwiej bedzie go opuscic. Rejs trwa kilka minut- wyspa jest bliziutko. Na promie egzotyczny dla nas kaplan.





Prawdopodobnie urzeduje w tym kosciolku, ktory jako pierwszy wita wszystkich odwiedzajacych Elafonissos. Mila rzecz- przy swiatyni plac zabaw!



Miasteczko portowe Elafonissos sprawia mile wrazenie, ale teraz nie bedziemy poznawac go blizej- nie mozemy sie doczekac, zeby na wlasne oczy zobaczyc ten szeroko opisywany cud natury!





Jedziemy na plaze w Kato Nisi. To okolo 4,5 km od portu na prawa strone wyspy. Pragniemy zobaczyc jak najwiecej na tej niewielkiej wysepce wiec zaczynamy od tej plazy, zeby skonczyc na Simos. Po drodze mijamy klimatyczna kapliczke.

Na poczatku miejscowosci jest spory parking juz na plazy, ale podloze jest twarde i nie mamy problemu z wjazdem i parkowaniem. Widzimy tablice informujace o zakazie kempingowania, ale widzimy rowniez dwa kampery (jeden z Grecji, a drugi ze Szwajcarii), ktore ewidentnie spedzily tu noc.

Myslimy sobie, ze jesli bedzie tak ladnie jak to opisuja to tez pokusimy sie tu o nocleg. Wody akurat nam starczy jeszcze na jeden dzien, mamy jeszcze jedna kasete WC wolna wiec nic nam nie przeszkodzi:)

Zjadamy sniadanie, zbieramy sprzet i idziemy na plaze...naszym oczom ukazuje sie morze w takim kolorze i takim stopniu przezroczystosci, ze zatyka nas z wrazenia...plaza jest piaszczysta, a woda lazurowa...w taki blekit trudno uwierzyc!





Morze nie skapilo nam tez swoich darow:) Spacer brzegiem, po drobnym, delikatnym piasku to wielka frajda.



Jak zauwazylismy miejscowi uzywaja roznych srodkow transportu, zeby przywiezc na plaze graty;)



Dalej to juz nie mam co pisac:) Nuuuda panie, nuuuda!;)

Opalanie, plywanie, budowanie zamkow z piasku i znowu... i tak da capo al fine;)







A przepraszam! Wydarzylo sie jeszcze cos:) Kiedy temperatura osiagnela juz swoje maksimum nasze corki opracowaly, zrobily scenografie, kostiumy i urzadzily nam przedstawienie teatralne. Widocznie uznaly, ze na wakacjach tez nalezy nam sie kulturalna rozrywka;) Podziwialismy je za zapal i pomyslowosc- zaslona do kabiny byla idealna kurtyna:)







Zaczelam dzis kiczowatym wschodem i zakoncze podobnym zachodem:) Pod wieczor bylo nas juz 6 kamperow. Wszyscy szykowali sie do nocy. My przed snem zastanawialismy sie czy jutrzejsze Simos zaskoczy nas czymkolwiek po dzisiejszej plazy...?

Cykady sa tak glosne jakby braly udzial w zawodach na najwieksza ilosc wydawanych decybeli, ale o dziwo spimy jak zabici.




Camper Diem - 2011-08-06, 12:54

przystań promu w Pounda: N 36 31 15,81 E 22 58 46,65.

za przewiezienie na wyspę naszego kampera zapłaciliśmy 26,50E, dorosły 1E, dziecko 0,5E

na Elafonissos skręciliśmy od razu w prawo do Kato Nisi, wiedząc że jest zakaz noclegu: N 36 29 28,75 E 22 56 44,82.

bardzo fajne miejsce, za to zero możliwości serwisu- nie znaleźliśmy nawet wody, ale zanocowaliśmy tak jak inni ;)

Roza - 2011-08-06, 13:49

7.07.2011
dziennik pokladowy dzien siedemnasty - elafonissos-simos...

Z plazy przy Kato Nisi wyjechalismy tradycyjnie tuz po wschodzie slonca:) Udalismy sie na druga strone wyspy, na Camping Simos przy plazy o tej samej nazwie. Mijalismy znowu urokliwa kapliczke, ktora o tej godzinie wygladala jeszcze ladniej, a w porcie sprawdzilismy rozklad rejsow promu na powrot do Pounda.





Droge przecielo nam tym razem stado mieszane: baranki i kozki:) Te zwierzaki wspaniale prezentuja sie na tle greckiej przyrody!





Kiedy wjezdzalismy na teren kempingu bylo 15 minut do godziny 7. Po 7 przyszedl pracownik i poinformowal, ze recepcja pracuje od 8 rano, ze w sumie nie ma miejsc...:( Krzys byl juz na obchodzie terenu wiec podpowiedzial panu, ze parcela nr 21 jest wolna;) Pan pokiwal glowa i kazal wjezdzac, a o 8 meldowac sie w recepcji. Najpierw jednak musimy zrobic serwis.

Na placu zauwazylismy takie cudo- ladny?



Nasze corki wydaja sie byc zadowolone z miejscowki:)





Po koniecznych pracach gospodarczych (pranie) i sniadaniu poszlismy na plaze. Prowadzi na nia ladna brama- tuz kolo baru. Potem trzeba isc chodnikiem ulozonym z drewnianych palet przez wydmy...







...a potem stalismy z szeroko otwartymi oczami patrzac na cud, ktory tylko natura mogla stworzyc...to jednak jeszcze piekniejsze miejsce niz plaza w Kato Nisi, a myslelismy, ze lepiej juz byc nie moze...:)







Dziewczynki dostaly amoku- tylko plywanie z maska i fajka juz bez rekawkow! Wylawiaja pojedyncze muszelki, podgladaja rybki, a te same rybki gryza mnie w nogi:)))



Potem rzezbienie w piasku- jeszcze troche i beda mogly brac udzial w corocznym festiwalu rzezby piaskowej w naszym Jelitkowie;)





Krzys w tym czasie pelny chill out...;)



Te kolory to naprawde nie jest dzielo photoshopa...;)



Jest juz lipiec i jestesmy zdziwieni, iz na plazach w Grecji nie ma tloku...chyba sytuacja polityczno-gospodarcza odstraszyla czesc turystow, a szkoda:(



Po codziennej sjescie poszlismy na spacer na najbardziej obfotografowany punkt plazy Simos. Jest to przewezenie miedzy plaza, a gorzystym cyplem wyspy. Tam, na dnie sa kamienie i roslinki wiec dziewczynki mogly poobserwowac inne- ciekawsze zycie podmorskie. Bardzo im sie podobalo!









Wracajac mijalismy dziela innych tworcow plazowych;)





Na koniec wycieczki jeszcze ostatnia dzis kapiel w tym rajskim zakatku i wracamy do kampera...



...a tam dla podtrzymania nastroju druga czesc filmu Piraci z Karaibow- Skrzynia umarlaka!

Wyspa Elafonissos byla w XVI i XVII wieku schronieniem dla piratow i korsarzy z okolicznych morz! Zapewne wiele skarbow jest jeszcze ukrytych w glebi wyspy...Dobre imie Elafonissos odzyskala dopiero w XIX wieku kiedy wkroczyla tu armia grecka.

Dzis zauwazamy na wyspie coraz wiecej inwestycji proturystycznych: domy i apartamenty do wynajecia...Nie jest tego jeszcze duzo, klimat i nastroj wyspy nie jest zaburzony, ale cieszymy sie, ze dane nam jest ogladac Elafonissos wlasnie dzis....jutro moze byc za pozno...

Jest tu tak niewiarygodnie pieknie, wakacyjnie, ze postanawiamy spedzic jeszcze jeden dzien na Campingu Simos. Z tej okazji otwieramy rum wieziony z Gdanska:) Jak Karaiby to tylko rum;)

Wieczorem nasi sasiedzi rodem z Italii przyjmuja gosci i pierwszy raz rozumiem narzekania innych nacji na wloskie, glosne wyrazanie emocji;)

Jednak kiedy kladziemy glowy na poduszki- nic nie jest w stanie zaklocic spokojnego zasypiania- blekit morza i zloty piasek pod powiekami koja...uspokajaja. Milych snow Elafonissos.

Roza - 2011-08-06, 14:27

8.07.2011
dziennik pokladowy dzien osiemnasty - elafonissos-simos...

Postanowilismy pozostac na plazy Simos jeszcze jeden dzien:) Tu jest tak nierealnie pieknie, ze i tak bedziemy bardzo tesknic, ale jeszcze troche...jeszcze jeden dzien w raju!



Caly dzien poswiecilismy na plazowanie oczywiscie z obowiazkowa przerwa w poludnie. Bylo nam tak dobrze, ze nie wyobrazamy sobie nie przyjechac tu w przyszlym roku...w takim miejscu nawet najwiekszy malkontent zmienia usposobienie:) Zatem kilka zdjec- nie trzeba slow;)









Pod wieczor ochlodzilo sie na tyle, ze dziewczynki mogly pojezdzic na rowerach. Siedzielismy dlugo wieczorem planujac dalsza droge- alez bedzie zal stad odjezdzac!...zal.




Camper Diem - 2011-08-06, 14:31

na camping Simos trudno nie trafić, ale dla porządku podaję: N 36 28 37,34 E 22 58 28,25
Roza - 2011-08-06, 18:12

9.07.2011
dziennik pokladowy dzien dziewietnasty - elafonissos-gythio-plaza wraku...

Dzis nadszedl dzien pozegnania z rajska wyspa i przepiekna plaza Simos. Opuscilismy ja na promem o nazwie "Panagitsa". Jeszcze ostatnie spojrzenie na port, niedawno wzeszle slonce niesmialo oswietla nieczynne jeszcze kawiarenki i tawerny. Nie mielismy okazji zwiedzic samego miasta Elafonissos- nadrobimy to nastepnym razem- koniecznie!





Droga do Gythio wiedzie przez malownicze tereny. Najpierw lekkie gory, a potem pachnace, rozgrzane w sloncu sady pomaranczowe! Wystarczy uchylic okno i do auta wpada upojny, cierpko-slodki zapach...ach!

Sady ciagna sie kilometrami, co jakis czas przerywane sa przetworniami owocow. Niestety dzis jest sobota i wszystkie sa zamkniete. Szkoda wielka, bo slyszelismy wiele dobrego o greckich pomaranczach. Pozostajemy z nadzieja, ze jeszcze bedzie okazja pokosztowac tych malych slonc;)











Okolo 7 km przed Gythio widac z drogi slawny wrak:) Jeszcze stromy dosc zjazd w dol w waska, prowadzaca do plazy droge i "jestes u celu, prowadzil cie Krzysztof Holowczyc";)

Jest parking, sporo samochodow z grecka rejestracja, ale...ani jednego kampera! Dziwne...No nic, rozbijamy sie i idziemy na plaze. Dzis wyjatkowo pozno- jest juz po 12, ale nie sposob odmowic dziewczynom kapieli po podrozy w goracy dzien.





Wchodzimy na plaze i z radoscia konstatujemy, ze tu juz mamy mozliwosc pokazania corkom zolwich gniazd! Nie musimy wiec z tego powodu stawac na kempingu Meltemi- bo tam wlasnie znajduje sie instytucja wolontariacka opiekujaca sie tym zagrozonym wyginieciem gatunkiem zolwia: Careta-Careta.



W niewielkiej odleglosci od wejscia na plaze lezy na plyciznie wrak statku Dimitrios. Robi wrazenie, owszem, ale chyba wieksza radoscia jest dla nas fakt, ze zatoczka ogladana dotychczas na zdjeciach, o ktorej tyle czytalismy- jest teraz w naszym posiadaniu:)



Z drugiej strony mamy tez ladny widok. Droga idaca do Gythio wsparta jest przez malowniczy most. W dole tawerna przy plazy otoczona dorodnymi palmami. Piekne!



Plaza, ku radosci dziewczynek jest piaszczysta (nie ma jezowcow!), a woda ciepla. Kapia sie wiec na zmiane z rzezbieniem w piachu. W koncu i ja daje sie porwac i budujemy wspolnie piekne...cos:)! Budowla wzbudza zachwyt plazowiczow:)









Po sjescie idziemy na maly spacer w kierunku wraku. Z bliska wydaje sie mniejszy i mniej straszny;)









Potem plazowanie, plywanie, a kiedy wracamy do kampera zaczepiaja nas przemili sasiedzi- Francuzi:) Koniecznie chca nam powiedziec, ze wiedza jak sie mowi 'dzien dobry' i 'na zdrowie' w naszym jezyku:) My rewanzujemy sie ichnim 'bonjour':) Po poludniu na placu jest juz kilka kamperow.





Z wieczora dostajemy sms, ze zaloga z naszego forum kamperowego, ktora podrozuje po Peloponezie, ale w kierunku odwrotnym do naszego zatrzymala sie wlasnie na punkcie widokowym, z ktorego widzi nasza plaze i zaraz do nas zjada. wprawdzie umawialismy sie wczesniej, ze bedziemy sie informowac gdzie aktualnie przebywamy, ale takie spotkanie na obczyznie i tak zawsze pozostaje zaskoczeniem ;)

Potem siedzielismy dlugo w noc i wymienialismy sie doswiadczeniami z naszych dotychczas przejechanych kilometrow. Dzieciaczki szybko sie zintegrowaly i z radoscia przystaly na ogladanie bajek przed snem:)

Ostatni obrazek przed udaniem sie na spoczynek wygladal tak:):


Camper Diem - 2011-08-06, 18:29

współrzędne plaży wraku przed Gythio: N 36 47 21,04 E 22 34 53,38.
to tutaj spotkaliśmy wreszcie polskie kampery, oprócz camperteamowego Wiktora jeszcze wóz z Krakowa, ale okazali się jeszcze mniej towarzyscy od nas :haha:

Roza - 2011-08-06, 21:42

10.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwudziesty - gythio wrak-mavrovouni...

Rano jak zwykle o 9 zameldowalismy sie na plazy:) Wrak o tej godzinie prezentuje sie bardzo malowniczo:)



Dziewczynki zabraly sie od razu do zaplanowanej pracy: tworza obrazki na kamieniach dla babci. Maluja morze, plaze i posypuja ja piaskiem przywiezionym specjalnie z plazy Simos na wyspie Elafonissos...



Po jakims czasie dolaczaja do nas znajomi, ktorzy wczoraj zjechali i czworka dzieciakow z zapalem oddaje sie budowaniu z piachu!:) Az milo patrzec na ten dzieciecy zapal i moc wyobrazni:)



Po ciezkiej pracy kapiel smakuje wyjatkowo:)



Okolo poludnia plazujace obok nas greckie rodziny zaczynaja raptownie zwijac swoje majdany, pokrzykuja do siebie, co chwile patrza na morze, cos pokazuja i wygladaja na spanikowanych! Jedna z kobiet podchodzi do mnie i wymachujac rekami tlumaczy cos po grecku...zaczynam domyslac sie, ze mowi o wielkiej fali, ktora ukazala sie na horyzoncie! Bez wahania zwijamy koce, parasole, wyciagamy dzieci z piachu i bez plukania sie biegniemy do kamperow! Jestesmy naprawde niezle wystraszeni. Kolega przypomina sobie, ze slyszal iz taka fala tworzy sie raz do roku na Morzu Srodziemnym i moze byc grozna...



...po chwili na parking zajezdza auto, w nim dwoch panow w takich samych granatowych koszulkach z emblematami...ida na plaze, obserwuja wode i ....odjezdzaja. Grek z grajdolka obok podchodzi do mnie i uspokaja, ze fala zostala stlumiona przez wysoka temperature. Upewniam sie, ze jest juz bezpiecznie, ale skoro sie spakowalismy postanawiamy nie czekac do jutra i przeniesc sie w inne miejsce. Jest już pora sjesty, a chcielismy zobaczyc plaze przy Mavrovouni- jedziemy wiec tam- to niedaleko, ok 10 km stad.

Jadac przez Gythio sprawdzamy dostepnosc parkingu na dzien nastepny- w porcie. Wyglada ok, ale dzis (niedziela) jest pelny- sporo autobusow. Mamy nadzieje, ze w zwykly dzien tygodnia bedzie luzniej.

W Mavrovouni bardzo nam sie podoba:) Sa prysznice na plazy, mamy widok na morze, stoimy pod drzewem i plaza jest z grubego piasku czy tez drobnego zwirku:) Dzieci szczesliwe, a o to przeciez chodzi:)



Do bardzo poznych godzin nocnych zajmujemy sie degustacja greckich bialych win, prowadzimy Polakow rozmowy, a na koniec zostajemy uraczeni czyms niesamowitym! Zapach i smak budzi wspomnienie lasow, ktore tak chetnie odwiedzamy w kraju- Borow Tucholskich:) Trunek pachnie i smakuje ziemia, ogniem i dymem...mchami i wrzosem...dziekuje Wam Mili Moi:)!

Camper Diem - 2011-08-06, 21:54

plaża Mavrovouni idealna na nocleg N 36 43 58 29 , E 22 34 03 71
świetnie się nadaje na spotkania camperteamowe :ok

Roza - 2011-08-06, 22:23

11.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwudziesty pierwszy - mavrovouni-gythio-pirgos dirou-neo itilo...

Rano na plaze w Mavrovouni zajechal bardzo mily policjant, od ktorego dowiedzielismy sie, ze w calej Grecji mozna wszedzie zatrzymac sie na jedna dobe jesli tylko nie ma znaku zakazu kempingowania.

Po pysznym sniadaniu (salatka choriatiki!:)) mlodziez poszla sie kapac. Morze bylo spokojne wiec Krzys mogl zorganizowac dzieciakom male zawody:)



Mielismy w Mavrovouni naprawde swietna miejscowke! Z wlasnym drzewkiem dajacym cien i uzyczajacym galezi na sznur do suszenia recznikow. Otoczenie tez piekne!





Nasz kolejny cel to Gythio. Bardzo chcielismy pokazac dziewczynkom wyspe Kranai, na ktorej Parys spedzil z Helena pierwsza noc po uprowadzeniu jej od krola Sparty Menelaosa. Odwiedzanie miejsc, o ktorych czytalismy w ksiazkach zawsze robi na nas wielkie wrazenie:)

Zaparkowalismy w porcie, na betonowym nabrzezu. Miejsce zapewne znane wielu kamperowiczom- kiedy opuszczalismy je pozniej juz parkowali kolejni, tym razem z Holandii.





W niewielkiej odleglosci widzielismy juz latarnie na wysepce Kranai polaczonej z ladem betonowa grobla.



Mijaliśmy kawiarenki, ktore laczyly sie w jedna calosc wzdluz wody. Po drugiej stronie uliczki stoi kilka domow przyciagajacych wzrok:)







Z grobli wiodacej na wyspe roztacza sie piekna panorama na Gythio.



Pierwsi na wyspie przywitali nas skrzydlaci mieszkancy;)





Nie zabraklo tez kosciolka...



Znalezlismy idealne miejsce, zeby usiasc i na moment przeniesc sie w czasy Parysa i Heleny- dzieci zafascynowane sluchaly mitu o jablku niezgody:)



Potem oczywiscie dodatkowa atrakcja czyli lody dla dzieci, a zimny Mythos dla rodzicow:) Bylo bardzo goraco!



...mimo wszystko mam pewne watpliwosci- czy to powinno tak wisiec w tym upale?;)



Potem nastapila smutna chwila pozegnania dopiero co poznanej zalogi...szerokiej drogi!





...a my ruszylismy w kierunku Pirgos Dirou! Kiedy bylismy juz na miejscu okazalo sie, ze plaza przy jaskini jest srednio dostepna: droga bardzo stromo spadzista, waska, a sama plaza bez grama cienia. Szybkie konsultacje i postanawiamy zmienic plany. Zwiedzamy jaskinie teraz (nie jak planowalismy jutro rano) i szukamy lepszej miejscowki na noc. Kupilismy bilety, pani powiedziala, ze za 5-10 minut rusza kolejna tura wiec pospieszylismy do podziemnego swiata!



Nie bede opisywac co tam widzielismy- to trzeba zobaczyc! Jedno jest pewne: wrazenia warte swojej ceny:)







Trafil nam sie przewodnik ekstremalny;) Nie dal nam ani kapokow ani kaskow! Jednak zawsze ostrzegal, kiedy bylo zagrozenie uderzenia sie w glowe:) W jaskini panowal przyjemny chlod- ok 19 stopni. Czesc trasy pokonuje sie w waskiej lodce, a potem idzie sie pieszo.





Po wyjsciu z jaskin trafilismy na patelnie!:) Jednak widoki rekompensowaly wszystko:)



Dalsza droga byla dosc kreta...



Zjechalismy jak sie okazalo do kulinarnego raju! W Neo Itilo jest bowiem tawerna rybna o nazwie "Czarny Pirat". Jest polozona tuz przy wodzie, na podwyzszeniu i oferuje wspaniale menu! Ryby sa albo swieze (brane z lodu) lub jeszcze zywe plywajace w malym basenie razem z homarami:)



Widzielismy naszego kamperka:)



Niedaleko byla inna tawerna. Ta miejscowosc to typowe miasteczko wakacyjne. Sporo domow i pokoi do wynajecia, jest tez hotelik. Samo miasto ma kilkadziesiat domow;)



Zamowilismy zupe rybna, miks stworzen morskich na wielkim polmisku: kalmary, olbrzymie krewetki, male smazone rybki, marynowane paluszki krabowe, pikantne papryczki nadziewane serem, paszteciki z ciasta francuskiego, talarki ziemniaczane, tzatziki i fileciki z sardeli- jedne solone w oliwie, a drugie marynowane w occie winnym oraz pajdy chleba opiekane na ruszcie polane oliwa i posypane ziolami. zamowilismy rowniez "Red mulets"- czerwone rybki! o tym, jak smakuja przekonamy sie jednak dopiero nastepnego dnia, nie bylismy bowiem w stanie zjesc wszystkiego i czerwone mulety zabralismy na wynos;)





Nieoczekiwanie dla nas dostalimy prezent od firmy- zimnego, mokrego arbuza!:) Takiego deseru sie nie spodziewalismy i mimo przezarcia wsunelismy ta mokra slodycz. Alez nam smakowalo!



Pozostalo nam wrocic do kampera, chwilke odpoczac i wskoczyc do wody:)



Do poznego wieczora bylismy w stanie niewazkosci i blogosci:) Otoczenie plazy mimo dosc wysokich gor nie przygnebialo jak w Mitropoli- pewnie dlatego, ze tu slonce dosc dlugo oswietla zatoczke...

Kiedy zrobilo sie ciemno mielismy cudny widok na dwa sasiednie miasteczka: Neo Itilo i Karavostasi...po tylu wrazeniach padlismy jak muchy:) Jutro wstajemy wczesniej bo mamy do przejechania ok 100 km do plazy Bouka.








Camper Diem - 2011-08-07, 12:43

parking w porcie w Githio: N 36 45 29,87 E 22 34 10,19
"no camping", ale co rusz ktoś tam nocuje ;) podobno jest woda...
dla mnie Githio jest troszkę przereklamowane, można zatrzymać się na chwilę i jechać dalej, na plażę wraku na przykład ;)

parking przy jaskiniach w okolicy Pyrgos Dirou: N 36 38 17,30 E 22 22 52,51
jest woda. wstęp: dorosły 12E, dziecko 7E, zwiedzanie około godziny.

poniżej kompleksu jaskiń jest "plaża jaj dinozaurów", ale kamperowcy jadą raczej na widoczną kawałek dalej plażę z możliwością noclegu: N 36 38 27,16 E 22 22 59,21.
uwaga bardzo stromy i wąski dojazd, ja się nie zdecydowałem. same kamienie "jaja dinozaurów" wyglądają bardzo atrakcyjne, ale okropnie brudzą, uważajcie na nie.

parking przy plaży w Neo Itilo: 36 41 35,66 E 22 23 21,48. plaża niezbyt zadbana, pewnie dlatego kampery które się zatrzymywały jechały dalej. natomiast miejsce bardzo spokojne, wspaniały klimat w pobliskich tawernach.

Roza - 2011-08-07, 14:28

12.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwudziesty drugi - bouka...

Jak zwykle bladym switem kiedy dziewczynki jeszcze spaly wyruszylismy... Neo Itilo pozostawilismy spiace i spokojne.



W dziczy mielismy mile spotkanie z szarym, bezpanskim osiolkiem:)



Czasem droga wiodla blisko morza, a czasem odbijalismy w glab Peloponezu, w gory. Widoki za oknem zmienialy sie jak w kalejdoskopie...





Po ponad godzinie zobaczylismy w oddali Kalamate- tam mamy zajechac do Lidla po zakupy.



Czysciciele szyb to na ulicach duzych miast powszechny widok, rownie powszechny jak aleje palmowe:)





Mamy nadzieje, ze na opisywanej na womo plazy Bouka bedzie faktycznie mozna zrobic pelny serwis.

Dojechalismy na miejsce i w sumie uczucia mamy mieszane...z jednej strony piekne palmy, zacienione miejsce na kampera, czlowiek pilnujacy parkingu i zaloga z Holandii (starsi panstwo, ktory spedzaja w Grecji 4 miesiace: od maja do wrzesnia) do kompletu piaszczysta plaza, ale! w poblizu rozlozyly sie chyba ze dwie (trudo sie doliczyc) rodziny cyganskie. Nie wygladaja groznie, ale zachowuja sie bardzo glosno, jakies male dziecko wrzeszczy jak opetane ponad godzine, a ojciec wrzaskiem chce je uciszyc..:(

Musimy zorientowac sie jak mozna zrobic serwis, potem zrobic i zjesc obiad no i plaza! Mimo drzew slonce zaczyna nam przypalac boczki- rozwijamy wiec markize. Wieje dosc mocno, Krzys wyciaga pasy, probuje wbic sledzia w ziemie, a tu skucha;) Pod cienka warstwa ziemi (ok 15 cm) jest lita skala:) Korzystamy wiec z podpatrzonego patentu i zdaje on egzamin:)





Do plazy mamy skok przez palmy:) Plaza nawet ladna, ale w morzu niestety troche smieci:( Razacy kontrast z pieknym otoczeniem. W poblizu jest nawet stragan z owocami i warzywami i kosciolek, nowe boisko do gry w noge i siatkowke, bary plazowe, prysznice i krany z woda. Jednak za zasmiecone morze- czerwona kartka.









Teren jest spory wiec kiedy pod wieczor cyganskie rodziny opuszczaja parking nasze dziewczynki moga pojezdzic na rowerach.



W tym czasie Krzysztof idzie sie zorientowac jak sie maja sprawy z serwisem naszego wc. Wraca z duzymi oczami, lekko zszokowany wyjasnia, ze w toaletach (z zewnatrz wygladajacych wiecej niz przyzwoicie) sa po prostu dziury w podlodze i miejsca na stopy! Ze wzgledu na klimat zapewne nie ma kija do odganiania sie od wilkow;) Dodatkowo chyba rzadko sprzata sie w tych miejscach...Pod zadnym pozorem mamy nie odwiedzac tych przybytkow. Krzys robi serwis i nie wracamy do sprawy;)

W czasie ostatniej kapieli mam niemila przygode: parzy mnie meduza w wewnetrzna strone ramienia. Cholernie nieprzyjemne, bardzo bolesne i okazalo sie, ze puchnie w oczach... Rozwazalismy pozostac jeszcze jeden dzien, ale juz wiemy, ze nie bedziemy narazac dziewczyn na spotkanie z meduzami. A bylo tak przyjemnie na falach!





Spacer przy swietle ksiezyca nie jest zbyt czestym przezyciem dla naszych corek:) Na wakacjach mozemy poszalec:) Plac zabaw po zmierzchu tez zyskuje na atrakcyjnosci.






vincent - 2011-08-07, 16:35

:ok świetna relacja i super fotki, pozazdrościć tak długiego urlopu :spoko czekam na C.D.
Camper Diem - 2011-08-07, 17:17

nocleg na plaży Bouka k. Messini: N 37 00 47,37 E 21 59 35,85
zaletą jest możliwość opróżnienia kasety wc i woda z kranu przy drodze.
plaża niezła, piaszczysta. zacienione miejsca postojowe :)

Roza - 2011-08-07, 17:39

13.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwudziesty trzeci - finiki beach...

W Bouka rano zatankowalismy wode i pojechalismy w kierunku Haravgi gdzie chcielismy zobaczyc wodospady i jeziorka. Droga byla dobra, chociaz przejezdzalismy przez ciasne miasteczka... w Haravgi zarty sie skonczyly:) Po kilku zakretasach ciasnych tak, ze ledwo nam tyl auta sie miescil okazalo sie, ze dalej do wodospadow Polylimnio prowadzi polna droga, momentami bardzo stromo wiodaca w dol i w gore, no i oczywiscie zakrety... hm...nigdzie nie przeczytalismy, ze tak to wyglada, a szkoda:( Zaczynam powoli rozumiec, ze kazdy inaczej traktuje "rzetelnosc relacji":/

Kiedy bylismy ok 1 km od wodospadow trasa zrobila sie naprawde nieprzyjemna wiec nie chcac narazac auta i losow dalszej wyprawy- zaparkowalismy w miejscu do mijania w szczerym polu i dalej poszlismy juz piechota.





Wielka radosc sprawily dziewczynkom spotkania z przedstawicielami innych gatunkow:) Wystarczylo na ich widok stanac nieruchomo i juz mozna bylo cieszyc oczy niesamowitym widokiem...









Osobistosci ze swiata roslin...





Doszlismy wreszcie do samych wodospadow. Wyladowalismy mniej wiecej w srodku trasy zwiedzania kierujac sie namiarami gps z relacji z forum CT. Owszem, zobaczylismy wodospady i jakies nieduze jeziorko, ale nie moglismy isc dalej poniewaz sciezka byla dosc stroma, bardzo waska i na pewno nie dla dzieci w tym wieku, w takim upale...









Powrot do auta byl ekstremalny...sciezka wiodla caly czas pod gore, slonce palilo niemilosiernie, ale wszyscy bylismy bardzo dzielni i dalismy rade!:)

Po ekscytujacym ponownym przejezdzie przez Haravgi (mieszkancy kiwali do nas z uznaniem dla naszej...chyba odwagi;)) obralismy kierunek na Koroni. Jadac do tego miasteczka powiedzielismy sobie, ze tym razem rezygnujemy ze zwiedzania. Nie damy rady w tym upale- dzis jest chyba jeden z najgoretszych dni! Gdyby jeszcze mozna bylo wjechac do miasta, ale Koroni jest bardzo waskie i zalecane jest pozostawienie auta na obrzezach miasta i dojscie don piechota. Nie tym razem!

Jadac rozgladalismy sie uwaznie bo szukalismy sprzedawcow greckich pomarancz- obiecalam corkom swiezo wyciskany sok- mamy nawet profesjonalny sprzet do produkcji:) Szczescie nam dopisalo. Od przemilej pani kupilismy 2 worki po 10 kg kazdy i uzbrojeni w ten pachnacy sloncem towar pojechalismy dalej:)

Teraz marzylismy tylko o kapieli:) W drodze na jakies miejsce, ktore wyda nam sie odpowiednie zajechalismy jeszcze do domowej wytworni niesamowicie smacznych oliwek! Namiary dostalismy od zalogi spotkanej w Gythio:) Pani domu robi przetwory z oliwek zalanych oliwa plus oregano- niebo w gebie!

Miala rowniez miod tymiankowy, ktory bardzo chcialam nabyc. Pani przywitala nas galazka bazylii, a jej maz kiedy dowiedzial sie, ze jestesmy z Polski, a nie z Niemiec jak poczatkowo sadzil, pobiegl do ogrodu, narwal cytryn i dal nam w prezencie razem z goracym usciskiem dloni Krzysia i zapewnieniem, ze bardzo lubi Polakow! i Rosjan :)





W miejscowosci Finikounda Krzys zatrzymal sie przy stacji paliw, wysiadl i zaraz zostal zagadniety przez greckie malzenstwo. Powiedzial, ze szuka plazy, na ktorej mozliwy jest free camping, poniewaz dotychczas mijane mialy znak zakazujacy kempingowania. Pani na to, ze niedaleko jest plaza spelniajaca nasze warunki i prosi, zeby jechac za nia- pokaze droge!

Przejechalismy za ich autem ok 2 km i trafilismy na Finiki Beach! Myslelismy, ze juz nic wyjatkowego nas nie spotka, a tu niesamowicie mila niespodzianka! Plac przy samej plazy, piaszczystej, czystej! woda ciepla, krysztal i bez smieci! A potem okazalo sie, ze w dodatku mamy szybki, darmowy internet z tawerny:) Raj, prawda?:) Romantyczna skala na koncu plazy zamykajaca zatoczke, wyspy widoczne z lezaka i palmy oraz tamaryszki dopelnily reszty obrazu:)











Po zadomowieniu sie przystapilysmy do pracy:) Duza dawka witamin nalezala sie nam wszystkim:)







Potem bylo szalenstwo w wodzie, na piachu, rysowanie, film....a wieczorem lysy ksiezyc przyswiecal tak pieknie, ze postanowilismy zostac tu jeszcze jeden dzien:)





Widzielismy pieknie oswietlony prom gdzies na horyzoncie...ten widok przypomnial nam, ze jeszcze tylko 8 dni i opuscimy przyjazny i piekny Peloponez....ech!

Camper Diem - 2011-08-07, 18:24

do wodospadów Polylimnio wybraliśmy się zachęceni relacją naszego byłego kolegi (Adi).
zapomniał napisać, że nie warto tam się wybierać kamperem, chyba że niedużym, z wysokim zawieszeniem... najlepiej terenowym :box

wąskie miasteczko Charavgi to nic nowego, ale polna droga z dużymi spadkami i sporymi załamania to już za dużo... nie chcąc ryzykować wycofałem około 200-300 metrów, zawróciłem wykorzystując boczną drogę (w sumie umownie można to nazwać drogą), niestety bardzo stromą... podczas zawracania, odłamał sie kawałek z i tak ledwie trzymającej się kupy osłony silnika :(

skoro podjęliśmy już taki wysiłek poszliśmy do wodospadów, kilometr pieszo w upalne przedpołudnie ;) dla porządku podaję namiary na parking przy wodospadach: N 36 59 18,31 E 21 51 20,66

no i wspaniała plaża piaszczysta plaża Finiki przy tawernie: N 36 48 01,94 21 44 42,73. możliwy nocleg :)

Roza - 2011-08-07, 18:35

14.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwudziesty czwarty - finiki beach...

dzien zaczelismy od produkcji soku z pomaranczy:) Dziewczynki rwaly sie do pomocy- dla nich atrakcja nie lada!



Do godziny 10 bylismy wlasciwie sami na plazy. Spokoj, cisza...







Zauwazylismy, ze miedzy parasolami jest strumyk, ktorym plynie woda morska. Ola ucieszyla sie, ze wie kim jest pani na plaskorzezbie przy strumieniu:) Pallas Atene poznala czytajac mity greckie.



...reszte dnia spedzilismy byczac sie na plazy i plywajac:) Lody miejscowej marki (bardzo smaczne!) Kri-Kri byly ukoronowaniem dnia:)

Kiedy dziewczynki szly spac Ola zalujac, ze musimy stad jutro wyjechac powiedziala:"mamo, to miejsce jest porownywalne z Elafonissos!"- to najwiekszy komplement dla Finiki Beach:) A propos- zaloga, ktora spotkalismy przyslala nam sms, ze po dwoch dniach opuscili Elafonissos, ze ich dzieciaczki bardzo zaluja...nie dziwie sie:)

Ksiezyc osiagnal dzis pelnie...odliczamy dni do konca naszej Grecji i staramy sie nie dac pochlonac melancholii...




Roza - 2011-08-07, 18:49

15.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwudziesty piaty - methoni-pilos-romanos beach...

Z Finiki Beach mielismy tylko kilka kilometrów do Methoni. Kiedy parkowalismy kolo twierdzy dziewczynki jeszcze spaly. Wyszlismy na maly rekonesans. Staly tu jeszcze dwa kampery. Bylo cicho i bezludnie, poranne slonce oswietlalo wszystko zlotym swiatlem.



Z zewnatrz mury twierdzy robia wielkie wrazenie- nie zaluje, ze tu przyjechalismy i juz nie moge sie doczekac godziny 8 kiedy otworza brame dla zwiedzajacych.



Tymczasem obeszlismy kilka sasiednich uliczek. Ladnie, ale bez fajerwerkow;) Typowe greckie miasteczko.



Spodobala mi sie idea ogrodzenia z opuncji- lepsze niz drut kolczasty:)



Moj wzrok zawsze przyciagaja piekne rosliny. Tu sa wyjatkowo bujne!









Po sniadaniu moglismy wejsc za mury bastionu...





Nie spodziewalismy sie, ze to tak wielki teren! Ruiny dawnych zabudowan, wyrazne slady ktoredy biegly ulice, a pomiedzy tym wszystkim ogromne lany dzikiego czosnku:)









Bylismy prawie sami nie liczac jednego greckiego turysty i kilku robotnikow, ktorzy pracowali przy umacnianiu sypiacych sie, starych murow. Na plecach czulismy oddech nadchodzacej wycieczki, ale ciagle byli bardzo daleko:) Z radoscia kontynuowalismy przechadzke starajac sie oczami wyobrazni zobaczyc to miejsce w czasach jego swietnosci...





Na koncu cypla stoi oktagonalna wieza. Zeby do niej dojsc nalezy pokonac mostek bez barierek, emocjonujace waskie przejscie po murze...a dookola woda!:) Ogromnie podobalo się dziewczynkom- dziala na wyobraznie:)







Kiedy weszlismy do srodka baszty uslyszelismy radosna muzyke;) To rybacy wracali z morza...



Wloczylismy sie po terenie, slonce bylo coraz wyzej, powoli konczyla nam sie woda...:) Wlazilismy jednak w kazdy dostepny zakamarek- wciagnelo nas na calego:) Po powrocie do domu koniecznie musimy poznac historie tego miejsca...









Mielismy mokrusienkie plecy, ale zadowolone miny! Wspaniala wycieczka:) Kiedy wychodzilismy minela nas spora ekipa greckich emerytow- bardzo lubimy zwiedzac samotnie! Nic nie przeszkadza wtedy w kontemplacji:)

Czas byl jechac do Pilos. Tam w porcie chcemy sprawdzic czy faktycznie jest mozliwosc pelnego serwisu jak podaja zagraniczni kamperowcy:)

Port widoczny jest w czasie dlugiego i pokreconego zjazdu do miasteczka. Cala miejscowosc polozona jest tarasowo. Uliczki pna sie w gore- czasem sa to schody dla pieszych, a czasem asfalt. Cale miasto bardzo malownicze. Na srodku wielki rynek, kawiarenki...i mimo wczesnej pory duzo stolikow zajetych!















W Pilos widzialam kompaktowa stacje paliw:) Wcisnieta pomiedzy kawiarniane stoliki wydawala sie zartem;)



Zawiesilam oko na slicznych drzwiach...



...i na marmurowych schodach na klatce schodowej..:)



I taki sliczny kamperek tez przyjechal do Pilos!



Opowiesci o serwisie okazaly sie prawdziwe:) Jest i WC gdzie mozna oproznic kasete, jak i kran z woda.

Bylo pozno, marzylismy o spokoju, plazy i wodzie- czekała nas słynna plaża Romanos...

Niestety po dojechaniu na miejsce ja nie bylam zachwycona. Owszem, spokojnie, ale na plazy dosc gruby zwir nieprzyjemny dla stop i bardzo blisko brzegu od razu gleboka woda wiec konieczny ostry nadzor dzieci w czasie kapieli- non stop. Bylo jednak cos co spowodowalo, iz zapamietamy to miejsce milo:) To byl ten dzien kiedy Krzys z dziewczynkami puscili latawca pierwszy raz w Grecji:)! Jakze niewiele trzeba, zeby znowu poczuc sie dzieckiem;)









Nie bylismy sami w Romanos. Byli panstwo kamperami terenowymi, byli kamperem zwyklym...wieczorem dojechali jeszcze jedni. Poniewaz miejsce polozone jest na skalkach- wieczorem rozbijajace sie fale tworza piekne tlo muzyczne do rozmow i rozmyslan...tej nocy pierwszy raz ksiezyc byl w kolorze pomaranczy...








Camper Diem - 2011-08-07, 19:12

parking przy twierdzy w Methoni: N 36 49 02,27 E 21 42 18,31
jak nie będzie miejsca można podjechać do góry, na większy parking: N 36 49 04,94 E 21 42 17,47. możliwy nocleg.

parking w Pylos: N 36 54 54,93 E 21 41 52,90. możliwy pełny serwis i jest woda. zakaz noclegu- oczywiście niektórzy próbują :)

nocleg w Romanos: N 36 59 22,48 E 21 38 58,14 okolica malownicza, ale plaża kiepska, nie dla dzieci.

Roza - 2011-08-07, 19:25

16.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwudziesty szosty - palac nestora-hora muzeum-elea las piniowy...


Tradycyjnie pod kolejna atrakcje do zwiedzania zajechalismy duzo wczesniej. Krzys nalewa wode- jest kolo palacu Nestora zrodelko, ale trzeba uzyc konewki:) Jest tez WC- czyli prawie pelny serwis jest mozliwy:) Ruiny palacu mozna zwiedzac codziennie od 8.30 do 18. Nie wiedzielismy, ze w miasteczku Hora oddalonym o 4 km jest muzeum, w ktorym zgromadzono wszystko co wykopano z Palacu Nestora i sasiadujacego z nim grobowca z lat 1550-1500 przed Chrystusem.



Przed brama archeolodzy odkryli cos nowego. Trwaja prace wykopaliskowe...klimat jak w Indiana Jones;)



Nie jestesmy sami, ale takie towarzystwo nam bardzo odpowiada:)



Ruiny sa na tyle dobrze zachowane, ze po spojrzeniu na rekonstrukcje przedstawiona na zdjeciu bez trudu mozna w wyobrazni odbudowac palac z czasow jego swietnosci.







Urzekla nas luksusowa wanna...





...schody wioda na nieistniejace juz pietro...



W palacu byly spore magazyny tego co najcenniejsze: oliwy i wina.



wspaniala sala tronowa!



jeszcze jeden mieszkaniec opuszczonych ruin...



Na tej lawce czekali petenci, ktorzy przyszli do Nestora...



...a to my:) pozdrawiamy Was!



Obok palacu znajduje sie grobowiec, ktory w duzej mierze zostal zrekonstruowany....robi wielkie wrazenie. Przedziwna jest w nim akustyka. Na srodku glos brzmi jakby szedl przez wzmacniacz. Im blizej sciany glos traci dzwiecznosc aby pod samym murem skrocic sie calkiem i byc slyszalnym tylko dla mowiacego.







Opowiedzielismy dziewczynom, ze dawniej zmarlych zaopatrywano w rozne ziemskie dobra, ktore mialy im sluzyc po smierci...sluchaly zafascynowane.



Musielismy pokonac tylko kilka zakretow i znalezlismy sie w muzeum Nestora.





Okazalo sie, ze zbiory zajmuja az trzy spore sale! Pokaze kilka zdjec, ale naprawde warto zobaczyc samemu. Wyroby z gliny, kilka naczyn z brazu, fragmenty okladzin scian ze zlota, freski, bizuteria i przedmioty codziennego uzytku. Gigantyczne wazy i ostrza oszczepow...













Widzielismy tez zrekonstruowana mozaike podlogowa z sali tronowej- podziwialismy kunszt i fantazje tworcy!



Na dziewczynkach wielkie wrazenie wywarly eksponaty, ktore zostaly znalezione w grobowcu! Jako ilustracje naszych opowiesci o zwyczaju obdarowywania zmarlych na ostatnia droge- zobaczyly to co otrzymali tam pochowani.

Nie potrafimy powiedziec co jest lepsze: czy najpierw zwiedzac ruiny palacu, a potem muzeum czy odwrotnie?;) Wlasciwie powinno sie zaczac od palacu, potem muzeum i znowu palac, zeby obrazy nalozyly sie na siebie i stworzyly spojna calosc.

Nie mielismy jednak tyle czasu wiec pojechalismy w kierunku punktu okreslanego w Womo jako "las piniowy" w okolicy Elea.

Po drodze wpadlismy na moment do Paryza;)



Las piniowy okazal sie kolejnym trafionym miejscem! Przypomina nam nasze ukochane Bory Tucholskie...mamy tu cien i zywiczny zapach:) a dodatkowo cykady:) Tutaj mozemy nareszcie rozpiac dziewczynom hamak, a krzywe drzewo swietnie spelnia sie jako piracki statek- ahoj!





Do plazy idziemy przez wydmy. Plaza ogromna, prawie pusta, piaszczysta...piekna! Morze Jonskie ponownie glebokie od samego brzegu i spienione:) Woda ciepla jak zupa- nie przynosi ochlody, ale mozna w niej siedziec ile dusza zapragnie:)





Marianna zbudowala z piachu..grobowiec, ktory widzielismy kilka godzin wczesniej:)

Niedaleko naszego kampera jest kran z woda wiec slodkowodny prysznic po kapielach morskich odbywa sie na lonie przyrody:) Dobrze miec krotki waz- ulatwi sprawe:)



W lesie nie ma wiatru wiec do bardzo pozna siedzielismy na dworze- w kamperze bylo za cieplo:) Natomiast w nocy panowal kojacy chlod...spalismy jak zabici! Zostaniemy tu jeszcze jeden dzien:)

Camper Diem - 2011-08-07, 19:45

parking przy Pałacu Nestora: N 37 01 37,77 E 21 41 44,95
jest woda, możliwy serwis, a nawet nocleg.

kilka kilometrów dalej w Hora znajduje się muzeum Nestora: N 37 03 12,67 E 21 43 14,78

nocleg we wspaniałym lesie piniowym: N 37 22 10,55 E 21 41 12,63
ładna plaża i jest woda:)

Roza - 2011-08-07, 19:52

17.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwudziesty siodmy - elea las piniowy...

dzisiejszy dzien byl jednym z niewielu typowo wakacyjnych:) Nie zwiedzalismy, nie zmienialismy miejsca. Tak bardzo podoba nam sie las piniowy w Elea, ze z przyjemnoscia spedzamy tu kolejny dzien.

Plaza prawie jak dzika- kilka grajdolkow, najczesciej rodzinnych.





Do plazy trzeba isc przez wydmy, ale ma to swoj urok:) Dotychczas bylismy rozpieszczani plaza tuz przy aucie.



Z samego rana przygotowalam obiad wiec po plazowaniu mozemy od razu palaszowac faszerowane papryki:) Baranina z Polski, a warzywa z Grecji- smaczna unia:)



To miejsce dogodne jest dla nietypowych- duzych kamperow. Widzielismy kilka terenowych, ale tych co to do Afryki jezdza:) Te bardziej pospolite wystepuja liczniej;)









Zmiana miejsca na namiot czasem musi byc zrobiona ekspresem;)



Bardzo staralismy sie nie myslec, ze lada moment juz koniec...ze wracamy...ale nie udaje nam sie. Mnie dopada nostalgia...zal, zal Grecji...Jutro ostatnia atrakcja do zwiedzenia: Olimpia i pozostana tylko trzy noclegi na greckiej ziemi...

piotr1 - 2011-08-07, 20:10

Supper relacja... Suuper wyjazd :spoko
Roza - 2011-08-07, 20:13

18.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwudziesty osmy - kaiafas-olimpia-skafidia...

Zobaczylam kiedys czytajac relacje z podrozy po Peloponezie pewnej niemieckiej rodziny zdjecie, na ktorym dzieciaki karmia zolwie chlebem jak my kaczki u nas w Jelitkowie lub labedzie na Wdzydzach:) Liczylismy na lut szczescia i w drodze do Olimpii zajechalismy nad jezioro Kaiafas- tam wlasnie mieszkaja owe zolwie.

Najpierw zrobilismy rekonesans i obeszlismy relikty dawnej bogatej przeszlosci: hotele, ktore chyba teraz sa odbudowywane, ruiny jakiegos domu...idzie sie do nich grobla na jeziorze.







Potem ruszylismy sciezka wokol jeziora i probowalismy wabic zolwie drozdzowka cynamonowa;) Albo smak byl nie ten, albo pora niewlasciwa- dosc powiedziec, ze zamiast zolwi spotkalismy jakiegos wodnego wezyka i zabe, ktora chetnie pozowala do zdjec:) Nastepnym razem musimy sie lepiej przygotowac do spotkania z zolwiami: byc moze pora dnia ma znaczenie...





Na parkingu w Olimpii mielismy znowu szczescie do Greka:) Sam z siebie podszedl do nas, spytal skad jestesmy, a potem poinformowal jak dojsc skrotem do miejsca zwiedzania wykopalisk, ze muzeum jest dzis czynne dopiero od 13.30, i ze on zaraz zwalnia miejsce w cieniu- mozemy wjechac:)

Po chwili na parking zajechal jakis grecki samochod i probowal wcisnac sie na owe zecienione miejsce;) "Nasz" Grek go zablokowal autem, podszedl do rodaka i wytlumaczyl, ze miejsce jest nam obiecane!:) Milo- prawda?



Poszlismy wg wskazowek Greka sciezka wzdluz rzeki mijajac kilkumetrowe trzciny...



...i po chwili bylismy przy kasie. Bilety na wejscie do wykopalisk i muzeum kosztowaly nas 18 euro- dzieci nie placa.





Na planie wszystko wygladalo prosto. Dla nas najwazniejsze bylo odnalezc glowny stadion i bieznie! Dziewczynki koniecznie chca przebiec dystans, ktory pokonywali pierwsi olimpijczycy:)



Na terenie Olimpii spotkalismy ludzi z calego swiata, nie uslyszelismy jednak polskiej mowy...



Olenka nareszcie mogla zobaczyc uczciwej wielkosci kolumny jonskie! Tyle o nich czytala, a teraz stoja tak blisko:)



W tym miejscu rozpalany jest ogien, ktory potem zapala znicz olimpijski...



Teren Olimpii jest ogromny! Na szczescie nie ma tloku. Jest kilka wycieczek, ale jakos gina na tej przestrzeni.



Dochodzimy do glownego wejscia na stadion...wyglada ono podobnie jak dzisiejsze czyli prowadzi tunelem (ktory tu dawniej byl- wierzcie mi:))



Zachowala sie czesc trybun i lawki sedziowskie...



Dziewczynki juz sie szykuja do biegu:) Maja do przebycia dystans ok 197 metrow- moze to nie wielki wyczyn ( chociaz biorac pod uwage temperature...), ale jego symbolika jest wielka! Spelniaja sie czyjes marzenia- tylko to sie liczy:) Krzys postanowil wspierac corki i tez wezmie udzial w zawodach:)



Mlodsza corka nie dala rady przebiec o wlasnych silach- upal byl jednak zabojczy- tata wykazal sie zasada fair play i pomogl slabszemu zawodnikowi:) Olenka zaskoczyla nas wszystkich- jest bardzo ambitna i poszla do przodu jak wiatr!:) Gratulacje dla wszystkich:)

Dalsze zwiedzanie dostarczylo nie mniejszych wrazen! Widziana na zywo kolumna koryncka z kapitolem z lisci akantu- jakze trudna do narysowania!



I wreszcie ruiny swiatyni Zeusa! Z odrestaurowana w 2004 jedna z kolumn. Szkoda, ze splonal zloty tron Zeusa, ktory wyszedl spod dluta Fidiasza- wielkiego starozytnego rzezbiarza.





Tu z kolei sporo zwienczen kolumn jonskich:) W tym miejscu bylo centrum rekreacyjne- mieli nawet basen!



Znalezlismy laweczke w cieniu i moglam poczytac dziewczynom o Olimpii. Wzielismy na ta wycieczke ich przewodnik dla dzieci o Grecji:) Jak znalazl! Nie tylko one przyswoily sobie nowe wiadomosci;)



Przy wyjsciu z Olimpii rytualne juz chyba obmycie rak i twarzy przy kranikach z woda:) Odwazni napelniali bidony!



Mielismy jeszcze sporo czasu do otwarcia muzeum wiec poszlismy zwiedzic miasteczko. Znalezlismy liscie giganty, ktore wykorzystalismy jako nakrycia glowy:)



Dziewczyny dostaly lody, a mama pierscionek, w ktorego oczku ukryty jest kawalek morza okalajacego wyspe Elafonissos.

Potem jeszcze chwila w kamperze: nowa woda do buklakow:) i w droge do muzeum!





W muzeum zachwycaja wszystkie znaleziska! Pokaze wiec te najciekawsze wg nas:) Starozytna dymiarka przeciw insektom...



...misterna bizuteria...



...figurki wotywne...





...fragmenty zbroi...



...elementy architektoniczne ze swiatyni Hery...





...formy z pracowni Fidiasza...



...wspaniala rzezba Hermesa- coz za proporcje!





...oraz pozostalosci rzezb ze swiatyni Zeusa...





Wszystko w muzeum jest warte zobaczenia, wszystko! Dziela sztuki, przedmioty codziennego uzytku, orez- dzialaja na wyobraznie i pozwalaja zobaczyc swiat sprzed wielu wiekow! Szczegolnie dzieciom latwiej odbyc taka podroz w czasie...nasze wyszly zachwycone!

Na nocleg wyladowalismy w Skafidias, malowniczej zatoczce otoczonej skalkami. Piaszczysta plaza, przejrzysta woda, duzy parking przy tawernie (na pytanie czy mozemy przenocowac uslyszelismy 'welcome':)) i prysznice- czegoz wiecej chciec?:)



Na plazy sami Grecy. Czujemy sie wsrod nich swojsko. Ci, ktorych spotkalismy byli serdeczni, uczynni i bardzo mili:)





Fale byly spore, ale bezpieczne i lagodne, poniewaz daleko od brzegu bylo ciagle plytko. Zabawa na falach przednia!:)



Idac spac staralismy sie nie myslec, ze jeszcze tylko....ech! I koniec.

Camper Diem - 2011-08-07, 22:31

parking Olimpia: N 37 38 39,19 E 21 37 40,13

spokojny nocleg przy plaży Skafidia na parkingu tawerny: N 37 42 00,50 E 21 19 05,41
śliczna zatoka, plaża piaszczysta, płytka woda idealna dla dzieci
przy tawernie jest prysznic

Roza - 2011-08-07, 22:44

19.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwudziesty dziewiaty - skafidia-kalogria...

Mimo obaw o glosna muzyke- spalo nam sie dobrze kolo tawerny w Skafidia. Rano obudzil nas na chwile ryk osiolkow:) Udalo nam sie jeszcze przysnac i ponownie zwierz nas wybudzil- tym razem owieczki i ich dzwonki:)



Drzewa, przy ktorych stalismy, zeby miec choc odrobine cienia okazaly sie byc zamieszkale przez mrowki! Dowiedzielismy sie o tym rano kiedy slady po ugryzieniach nie pozostawily zludzen co do ich pochodzenia;)



Postanowilismy wiec, ze dziewczynki wykapia sie jeszcze raz rano i jedziemy na nasz ostatni punkt wyprawy- na Kalogrie. Nie chcemy miec gniazda mrowek w aucie!

Krzys z corkami wyladowali w wodzie. Na plazy bylo juz sporo tubylcow. Ja zas zajelam sie robieniem dokumentacji fotograficznej okolicy. Oto co zwrocilo moja uwage:

zabawny mini samochodzik...



ujecie calej zatoczki- jak z filmu...



okoliczne skalki...



przystojna jaszczurka...



prom na tle wyspy Zakhyntos...



rybacy wracajacy do portu...



Przy tawernie sa prysznice wiec po kapieli panny skorzystaly ze slodkiej wody i moglismy ruszac!



Po drodze mijalismy wielkie stragany warzywno owocowe, na ktorych prym wiodly ogromne, pomaranczowe dynie! U nas beda dopiero we wrzesniu:)



Krajobraz wokol Kalogrii urozmaicaja pinie w ciekawym ksztalcie- jak grzyb nuklearny:)



Dojechalismy na miejsce wg wskazan gps i okazalo sie, ze na plazy sa 3 knajpy z glosna muzyka, parking wielki wiec szans na intymnosc i grila nie ma, ale jest pierwszy widziany przez nas w Grecji Toi Toi!:))) Czesc serwisu bedzie wiec mozliwa;)





Krzys wszedl na dach auta i dojrzal w niewielkiej odleglosci drugi, mniejszy parking. Stal na nim jakis kamperek. Podjechalismy tam i okazalo sie, ze miejsce jest kameralne, ciche, mozemy rozlozyc markize, zrobic obiad na grilu i jest rowniez Toi Toi!:)

Dziewczyny zabraly sie od razu do artystycznego odreagowywania zwiedzania Olimpii- zaczely malowac:)



Rodzice tez zaczeli odreagowywac- otworzyli rozowe wino;)

Po jakims czasie bylo nas juz trzy kampery. Potem cztery:)



Mowia, ze Kalogria jest wspanialym wyborem zarowno dla tych, ktorzy zaczynaja wedrowke po Peloponezie jak i dla tych, ktorzy juz musza sie pozegnac z tym rajskim miejscem...

Piekna, duza piaszczysta plaza, woda czysta i niewiarygodnie ciepla! Tak cieplej nie mielismy ani razu w czasie naszej wyprawy! Nie chlodzi po prostu:)





Nie ma jednak miejsc idealnych;) Wada tego miejsca ujawnila sie dopiero po zachodzie slonca i my ta wade Kalogrii wybaczamy mimo, ze zagonila nas do kampera na reszte wieczoru;) Wada jest mala, bzyczy i ma dluga trabke, ktora wpija sie w cialo i wypija krew;) Masa wyglodnialych komarow pojawila sie po zachodzie z okolicznych terenow podmoklych! Udalo mi sie zrobic jeszcze zdjecie pozegnalnego zachodu slonca- nie wiem czy jutro bedzie rownie spektakularny...



Kiedy siedzielismy poznym popoludniem przy kamperze, obok pakowala sie po plazowaniu grecka rodzinka: rodzice i dwojka dzieci. Tata zagadal do nas skad jestesmy? Po uslyszeniu odpowiedzi zaczal prowadzic mila pogawedke:) Przedstawil cala swoja rodzine, z wdziecznoscia przyjal rewanz z naszej strony. Pytal jak nam sie podoba Grecja, Peloponez, rozmawialismy o jedzeniu w Grecji, polecil na przyszlosc zwiedzenie wyspy pomiedzy Kreta i Rodos o nazwie Karpathos. Radzil rowniez zabrac do domu wielki kawal sera feta- na Peloponezie robia najlepszy w calej Grecji!:) Apostolakis (tak ma na imie glowa rodziny) jest kolejnym przesympatycznym i serdecznym Grekiem jakiego spotkalismy! Wszyscy napotkani ludzie na Peloponezie okazali sie byc ciekawymi swiata, milymi dla xeno (czyli obcych) i bardzo pomocnymi.

Jutro ostatni dzien na greckiej plazy, ostatnie kapiele w Morzu Jonskim, ostatnie muszelki....:(

Camper Diem - 2011-08-07, 22:50

nocleg na parkingu przy plaży Kalogria: N 38 09 07,99 E 21 22 08,63
większy parking przy głównej części plaży, ale zbyt głośny. na obydwu stoi toi toi.
prysznice nieczynne, nie ma wody.

Roza - 2011-08-07, 22:54

20.07.2011
dziennik pokladowy dzien trzydziesty - kalogria...

To juz nasz ostatni dzien plazowania w Grecji:( Na coraz wiekszy smutek pomaga planowanie przyszlorocznej wyprawy na Peloponez- jakos musimy sie pocieszac:)

Dziewczynki bawia sie na plazy jak zwykle, ale tez co jakis czas pytaja czy to na pewno jutro mamy prom do domu? Jakby chcialy zaczarowac rzeczywistosc;) Z jednej strony ciesza sie na spotkanie z babcia, kotami i wyjazd nad nasze jezioro oraz wizyte u rodziny w Polsce, a z drugiej zal zostawiac Grecje- byly tu bardzo szczesliwe!





Na plazy stoi kantina- czyli przenosny bar. Czego pragna dzieciaki na rozgrzanej sloncem plazy...?;)





Widok na nasz parking z daleka...



...mamy miedzynarodowe towarzystwo: Francuz, Holender i Niemiec:)

W dzisiejsze przedpoludnie morze bylo bardzo lagodne, ale po obiedzie pokazalo swoja grozniejsza twarz...zamoczylismy sie po raz ostatni i wyszlismy z wody- zbyt ostre fale nie sprawialy przyjemnosci, a co mniejszymi zalogantami rzucalo na brzeg;)



Zawsze jednak pozostaje sztuka! W zapamietaniu dziewczyny tworzyly piaskowe miasto...ostatni raz tutaj...





Zapowiada się bezsenna noc, Posejdon jest chyba zly, ze opuszczamy Grecje;) Morze szaleje, huczy, autem rzuca jak jachtem na wzburzonych falach...ciekawe jak bedzie jutro kiedy wjedziemy na prom..?

Roza - 2011-08-07, 23:03

21.07.2011
dziennik pokladowy dzien trzydziesty pierwszy - patra-prom...

dzisiaj o 14.30 mamy prom do Ancony. Ciezko nam sie obudzic po kiepsko przespanej nocy- morze dalo nam do wiwatu! Tak nas zegna Kalogria...Grecja;) Pomni tego co przeczytalismy kiedys, ze dwie godziny wystarcza, ale lepiej miec trzy w zapasie ruszamy kolo 7 w kierunku Patry. Po drodze robimy ostatnie zakupy: feta (dla babci w Gdansku), wino (dla wszystkich), chalwa (znowu dla babci:)) i prowiant na podroz. Wychodzac ze sklepu zauwazamy, ze plastykowe opaski trzymajace oslone silnika na miejscu niezle sie prezentuja...;)



...kiedy tankujemy na stacji widzimy pana Greka- podobnego patenciarza!:) On uzywa sznurka;)



Sama Patra to zadna rewelacja. Mielismy plany, zeby conieco zwiedzic w oczekiwaniu na prom- swiatynie bogini ziemi Demeter i koscioly, w ktorych zlozone sa relikwie Sw. Andrzeja- jednak waskie ulice, brak miejsca do bezpiecznego zaparkowania powoduja, ze rezygnujemy.



Udajemy sie od razu do portu, ale po dojechaniu na miejsce okazuje sie, ze tydzien wczesniej zostal otwarty nowy terminal portowy i musimy wrocic sie 5 km!:) Dojezdzamy na parking w porcie przed 10. Sasiad z kamperka obok informuje, ze biura jeszcze zamkniete.



Tuz po 10 meldujemy sie przy okienku check in i czytamy, ze...



...no coz:) Poczekamy sobie troche- oby okazalo sie, ze nic nikomu sie nie stalo!

Mamy czas wiec rozgladamy sie po nowym porcie. Jest sporo miejsca dla parkujacych aut, za plotem nabrzeze z kilkoma stanowiskami dla promow.





Kamperow przybywa. Jak zawsze w sytuacji oczekiwania lekko nerwowo;) Chodzimy do plotu i wypatrujemy...no wlasnie! czego wypatrujemy skoro jeszcze tyle godzin pozostalo do PRZEWIDYWANEGO czasu przyplyniecia promu?;) Jednak trudno usiedziec na miejscu:)



W koncu mozemy wjechac za brame. Pan z ochrony sprawdza kazdy wiekszy samochod- szukaja chyba nielegalnych imigrantow. Wchodzi do naszego auta, zaglada do lazienki do kabiny prysznicowej, kaze otwierac garaz...dobrze, ze nie wie, iz mamy podwojna podloge, a w niej pelno wszystkiego!:) Znaczy rzeczy nam niezbednych, ale gdyby kazal to wszystko wypakowywac to spedzilibysmy tam chyba caly dzien;)

Stoimy i czekamy...czekamy i stoimy...wypatrujemy...obstawiamy jakie miejsce dostaniemy na promie- przy oknie czy nie?:) Nuuuda, panie... z tych nudow jemy sobie to...



...czyli koreczki z sera i oliwek marynowanych w ziolowej oliwie...znowu czekamy...czekaja tez znajomi Francuzi spotkani na plazy wraku w Gythio:)

Zazdroscimy innym, ktorzy odnalezli juz swoj prom;)



W koncu pojawia sie ON! Superfast VI!:)



Wyladunek trwa wyjatkowo krotko i czas na nas!





Niestety tym razem nie ma tak dobrze, ale nie jest tez najgorzej. Dostajemy miejsce na rufie (tak, wiem, bedzie drgalo od srub), ale mamy przynajmniej niebo nad soba, a nie strop promowy:) Z gory wyglada nasz kamperek tak...



To inny prom niz ten, ktory nas przywiozl do Grecji. Zwiedzamy go czekajac na wyplyniecie. Jest basen- jeszcze nieczynny i sa lody w barze:)



Potem nic juz nie jest takie jakie bylo...sztorm z poprzedniej nocy nie ucichl calkiem...buja ostro, mdli nas doroslych...tylko dziewczyny zadowolone...na szczescie!



Mamy tez wrazenie, ze nasze zawieszenie alko tak dobrze sprawujace sie na drogach w tej sytuacji powoduje wieksza hustawke niz inne, ale moze to tylko sugestia? Idziemy spac- ja ze strachem czy wystarczy w razie czego kamizelek ratunkowych dla wszystkich? Oby do rana!

Camper Diem - 2011-08-08, 09:43

namiary na nowy terminal promowy (wszystko w jednym miejscu) w Patras: N 38 13 34,17 E 21 43 15,72
Roza - 2011-08-08, 09:53

22.07.2011
dziennik pokladowy dzien trzydziesty drugi - prom-ancona-cesenatico...

Coz, jak bujalo w nocy tak i rano buja. My- starzy- ratujemy sie aviomarinem. Ja na chwile zasypiam, a Krzys na chwile zaglada do wc;) Wilki morskie to nie my:)

Idziemy na poklad, zeby zajac czyms mysli i tak przygladajac sie naszemu dachowi widzimy, ze jest jakis taki pofalowany...dedukujemy, ze moze to byc efektem stania w pelnym sloncu z dzialajaca klimatyzacja na kampingu Simos...zeby tylko zachowal szczelnosc!

Kilwater tak samo pienisty jak w drodze do Grecji...



...a widok stop sasiada wystajacych z przyczepki zacheca do relaksu na promie;)



na wszelki wypadek ogladamy lodzie ratunkowe od spodu- czy aby nie dziurawe?;)



Pasazerowie schodza sie powoli na poklad- gotowi do opuszczenia promu.



Widzimy juz Ancone...





...musimy ja kiedys poznac- wyglada zachecajaco.

Po chwili plynie do nas pilot, pan wchodzi na poklad- zblizamy sie do portu.





Tam juz czekaja nasi zmiennicy chetni na Greckie wrazenia:) No dlaczego ja im tak zazdroszcze, ha?!:)



ostatnia runda honorowa na promie i zjazd!



Jedziemy do Cesenatico. Nie odwiedzimy tym razem San Marino- za rok tez bedzie dobra pora. Opoznienie promu pokrzyzowalo nam plany, ale nie szkodzi:) Bol rozstania z Grecja nieco lagodza piekne widoki...







Kiedy docieramy na miejsce noclegowe jest juz przed 20. Robimy serwis, jemy kolacje i ruszamy w miasto!:) Znowu podziwiamy jak tu sie lowi kraby i ryby- stacjonarnie;)



Juz zmierzcha wiec miasteczko spowija woal tajemniczosci...magii...









...a my calkiem realnie fundujemy corkom ostatnie chyba lody w Italii...



Na bulwarze przy kanale ustawiaja sie artysci uliczni, my wedrujemy swoim zwyczajem w glab- z dala od gwaru...potem wracamy na glowny trakt...z zalem zegnamy sie z Cesenatico...urokliwym i bardzo przyjaznym kamperowcom miejscem.








Camper Diem - 2011-08-08, 10:03

chcielibyśmy poznać sposób na najlepsze miejsce na pokładzie otwartym na promie, ale nie udało się, bo chyba takiego nie ma... ważne żeby znaleźć się jak najbliżej przodu, wtedy wibracje mniej przeszkadzają i hałas silników mniejszy... na pewno zalecamy promy z pokładem kamperowym z przodu, na przykład "Hellenic Spirit" Aneka, "Superfast VI" z pokładem z tyłu nie przypadł do gustu :!:

w drodze powrotnej strasznie nami(kamperem) bujało- nie wiem czy to wina niespokojnego morza, czy z tyłu promu bardziej buja, czy podczas peloponeskiego touru się nam zawieszenie tak mocno zużyło? nie uśmiecha mi się inwestować w poduszki na jedną promową wyprawę w roku...

namiary (po raz kolejny) na darmowy stellplatz z serwisem w Cesenatico: N 44 11 54,52 E 12 23 27,66

Roza - 2011-08-08, 10:19

23.07.2011
dziennik pokladowy dzien trzydziesty trzeci - brenner-kristallwelten Swarovski-schwaz...

Z Cesenatico wyjechalismy naszym zwyczajem o swicie. Bez specjalnych przeszkod w postaci korkow dotarlismy w poblize przeleczy Brenner. Pogoda po drodze byla zmienna jak to czesto w gorach bywa: "czasem slonce, czasem deszcz...":) Bardzo malownicze sa chmury w Alpach- nieraz juz o nich pisalam- mam do nich wielki sentyment i nieustajaco mnie zachwycaja! Lody, bita smietana, krem waniliowy- to przychodzi na mysl kiedy sie na nie patrzy:)









Staramy sie bardzo utrzymac w tajemnicy przed dziewczynkami ostatnia atrakcje jaka dla nich zaplanowalismy ukladajac trase powrotna z Grecji, a mianowicie zwiedzanie muzeum krysztalu Swarovskiego w Wattens. Kazde z nas chetnie pusciloby juz pare, ale jestesmy dzielni;) Nasza uwage przykuwaja alpejskie krajobrazy...zamki na wzgorzach...i autostrada biegnaca na wysokich slupach! Naprawde wysokich! Z naszej drogi widzimy korek jaki utworzyl sie w kierunku przeciwnym.











Kiedy stajemy na obiad w Bolzano Krzys musi znowu czyscic smoka:( Wkurza sie i zapowiada albo gruntowne czyszczenie zbiornika paliwa albo wymiane baku na nowy- przy okazji wiekszy. Smok wyglada jak co kazde 1000 km- nieladnie:(



Po polgodzinnej przerwie ruszamy dalej w droge. Podziwiamy mleczno szmaragdowy kolor rzeki Eisack...



...momentami szosa wije sie i nie wiadomo, ktora nitka jest nasza...?;)



Okolo 17 km przed Innsbruckiem przejezdzamy przez miasteczko Matrei am Brenner. Obiecujemy sobie solennie wrocic tu i przyjrzec sie dokladniej tej kolorowej miescinie: domy cale w obrazkach, elewacje jak w domkach dla lalek:) Miasto zbudowane jest na kilku poziomach, a kolor rzeki wpisuje sie w kolorystyczna konwencje:)









W pewnym momencie autostrada staje sie prawdziwie autostrada do nieba:) Odwazny pomysl architekta wymuszony uksztaltowaniem terenu zaowocowal konstrukcja niesamowita...!







Ciesze sie, ze nie jedziemy autostrada;) Mam lek wysokosci!

Po chwili widzimy juz Innsbruck. Miasto polozone w dolinie, otoczone szczytami gorskimi nie nastraja optymistycznie...lubie szeroka perspektywe, daleki horyzont i nieograniczona panorame- trzeba sie tu urodzic, zeby zaakceptowac takie ograniczenia...



Uwieczniam oczywiscie slynny obiekt w tym miescie czyli skocznie Bergisel, ktora swoja nazwe wziela od rzeki Isel- przeplywajacej przez doline- turniej czterech skoczni nie moglby sie bez niej obyc:)



Tuz przed Wattens informujemy dziewczyny, ze czeka je ponad godzina w towarzystwie blyskotek, iluzji ze swiata koloru, dzwieku i ksztaltu...jednym slowem- zaczarowany swiat krysztalow! Na parkingu wita nas skromna myszka...



...oraz mniej skromna trawiasta twarz olbrzyma, ktory strzeze skarbow muzeum:)



Sa tez atrakcje na swiezym powietrzu, ale pogoda nie sprzyja parkowym wedrowkom- ograniczymy sie tylko do zwiedzenia zamknietego obiektu muzealnego. Pani sprzedajaca bilety pyta skad jestesmy i daje nam przewodniki po muzeum napisane w jezyku polskim! Mile:)

W kolejnych salach spotykamy rozne formy stworzone z krysztalow i przy ich wykorzystaniu. Dziela wykonane reka mistrzow takich jak Pablo Picasso, Andy Warhol, Marc Chagall, Salvador Dali i inni...Jesli kiedykolwiek bedziecie w poblizu to namawiam na wizyte! Kiedy planowalismy odwiedzic to miejsce Krzys powiedzial: "dziewczynkom sie spodoba! One lubia blyskotki:)" Okazalo sie, ze nie tylko dziewczynki byly zachwycone:) My tez mielismy obled w oku i uleglismy magii krysztalu! W czasie zwiedzania gosciom towarzyszy muzyka podkreslajaca urok i tajemniczosc kolejnych wystaw oraz instalacji.









W jednej z sal odbywa sie niekonczacy teatr...artysta pokazuje jak schematyczne i powtarzalne sa nasze dni, jaki wplyw ma na mezczyzne kobieta- wszystko przy wykorzystaniu maszynerii-robotow...i przy demonicznej muzyce. Niezapomniane wrazenia i prowokacja do rozmow z dziewczynami o koniecznosci przezywania zycia intensywnie, ciekawie, zeby nie byc jedna z wielu srubek w machinie. O wykorzystaniu kazdej chwili...bardzo inspirujace!





Potem byl krysztalowy kalejdoskop...





...swietlne pismo...



...miniatury z krysztalu...







...podwodny swiat...



...labirynty...





...i wielka, zmieniajaca kolory meduza! Przypomniala moja przygode na plazy Bouka;)



Potem jeszcze historia rodziny, ktora z krysztalu uczynila dzielo sztuki na wielka skale...i najslynniejsze eksponaty...









...i na koniec oczywiscie sklep;) Niestety uleglismy, poniewaz Krzys zobaczyl szczesliwego kota rodem z Japonii (znaczy idea pochodzi z Kraju Kwitnacej Wisni:)) Maneki-Neko wykonanego z krysztalu! Coz- bedzie najcenniejszym okazem w naszej kolekcji:) Pani z obslugi prezentowala nam go w bialych bawelnianych rekawiczkach- niezly chwyt marketingowy;))) Jednak trudno kotkowi odmowic uroku:)







Ostatni rzut oka na glowe olbrzyma i ruszamy do Schwaz oddalonego ok 12km od Wattens. Krzys znalazl w przewodniku ADAC informacje, iz jest tam plac dla kamperow z mozliwoscia zrobienia serwisu. Mamy nadzieje na wieczorne zwiedzanie...:)



W Schwaz czekal na nas stellplatz z serwisem za cale 4 euro:) Zjedlismy kolacje, bo bylo juz po 18 i ruszylismy na obchod miasteczka. Sam parking umieszczono na cichym, spokojnym osiedlu, a tuz przy wyjsciu z niego stoi gablota z darmowymi planami miasta i propozycjami tras zwiedzania- bardzo mily gest w strone kamperowcow!



Do centrum jest bardzo blisko. Przez most i juz!:)



Miejscowosc sliczna! Malowane stare domy, kazda kamieniczka inna...jak ja to lubie:)

Jako gratis- jestesmy wlasciwie sami jesli nie liczyc zupelnie przypadkowych osob, ktore czasem gdzies przemknely. Swoja droga dziwne, ze w sobote wieczorem miasto jest wlasciwie wymarle!







Piekne detale przykuwaja wzrok...







W pewnym momencie schodzimy tajemniczymi schodkami za kosciolem i trafiamy w niesamowite miejsce. Na wewnetrzym dziedzincu koscielnym utworzono niewielki park! Teren zielony okalaja podcienie, ktorych sciany kryja mogily- grobowce znanych, zasluzonych i wartych upamietnienia obywateli miasta Schwaz.







Zapadajacy zmierzch tylko poteguje swiadomosc przemijania, osamotnienia, melancholii...





...opuszczamy to kontemplacyjne miejsce i ruszamy dalej... mijamy siedzibe Franciszkanow...



...w miasteczku zapalaja sie latarnie...jest cicho...





...pieknie! Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na usypiajace juz gory i my rowniez pelni wrazen kladziemy sie do lozek. Trudno uwierzyc, ze jeszcze kilka dni temu grzalismy kosci na greckiej plazy;)


Camper Diem - 2011-08-08, 11:18

parking przy Kristallwelten w Wattens, podejrzewam że nawet nockę da się tam spędzić: N 47 17 42,43 E 11 35 58,48

muzeum czynne codziennie w godz. 9-18.30 (ostatnie wejście o 17.30), krócej czynne 24 i 31 grudnia, nieczynne 7-18.11.2011. wstęp: 9,50E, dzieci do 12 lat gratis http://kristallwelten.swarovski.com

stellplatz z pełnym serwisem w Schwaz: N 47 20 47,25 E 11 42 13,40

Roza - 2011-08-08, 11:41

24.07.2011
dziennik pokladowy dzien trzydziesty czwarty - podroz powrotna-czechy...

Poranek obudzil nas deszczem. Jeszcze krotki czas bedziemy jechac przez terytorium Austrii, ale potem mamy zamiar zjesc obiad w czeskiej gospodzie. Dziewczynki z sentymentem wspominaja polewke czosnkowa, ktora jedlismy w drodze do Bawarii w zeszlym roku:)

Kiedys my tez polecimy w gore!:)



Droga troche nuzy, ale juz po chwili robi sie "rozrywkowo";) Czeskie drogi to koszmar jak ze zlego snu! Masa waskich i dziurawych asfaltow wiodacych przez lasy i dodatkowo zakretasy jeden po drugim...no, niebezpiecznie i bardzo szkoda auta, ktore dostaje w kuper na tych wybojach az milo:(





W miejscowosci Stepanovice trafiamy na wyczekiwana gospode...w sali glownej klimat jak u nas za PRL-u. Na nasze pytanie o sale dla niepalacych kelnerka (Wietnamka) prowadzi nas i otwiera drzwi- klamka zostaje jej w reku;) Nie przejmujac sie, umieszcza ja byle jak na miejscu, podaje menu i wychodzi...





...tego pomieszczenia dawno nie uzywano:) Mamy tu widok na zaplecze i specyficzny wystroj wnetrza;)





Jedzenie jest rzeczywiscie w iscie czeskim stylu- czyli ziemniaczane i plywajace w oleju...zupy czosnkowej nie ma- obiecuje corkom, ze zrobie taka po powrocie do domu:) Na razie jemy co podali bo jestesmy bardzo glodni! Najsmaczniejszy okazal sie pstrag zamowiony dla dziewczyn.





Potem jedziemy az zaczyna sie zmierzchac. W czasie jazdy zaklinam sie, ze juz nigdy nie pojade przez Czechy- szkoda mi kampera!:(

Stajemy na nocleg w miejscowosci Rousinov na rynku, kolo kosciola. Wyglada, ze bedziemy spali spokojnie. Po chwili przytula sie do nas inny kamper. Krzys idzie sie przywitac- zapewniam go, ze na pewno mowia po angielsku! Przy probie rozmowy okazuje sie, ze to Hiszpanie! Malzenstwo z pieskiem- jada do Pragi z Polski wlasnie:) Pan nie zna angielskiego, pani zas deklaruje minimalna znajomosc niemieckiego i jeszcze mniejsza francuskiego;) Na migi, intuicyjnie dogadujemy sie jakos:) Hiszpanie opowiadaja jak bardzo podobal im sie nasz kraj, wspominaja Mazury, Gdansk, Krakow:)



Noc okazuje sie byc dosc burzliwa:) Okazalo sie, ze od switu jest czynny jakis punkt, w ktorym kierowcy samochodow musza koniecznie cos kupic- przypuszczalnie papierosy- i co rusz jakies auto staje przy naszych kamperach, trzaskaja drzwi (czasem wlaczy sie alarm przypadkiem;)), po chwili znowu trzask drzwi i odjazd- bywa, ze z piskiem opon:) Wesolo!

Wyruszamy o 6 rano w dalsza droge. Chce juz byc w Polsce:) Jeszcze tylko odwiedziny u babci Krzysia w Katowicach, potem nad nasze wdzydzkie jezioro sciagnac przyczepy i do domku:) Czeskim drogom mowie stanowcze NIE!

Camper Diem - 2011-08-08, 11:46

parking przy kościele (może to nawet był rynek?) w Rousinov, w nocy bezpłatny: N 49 12 10,44 E 16 52 48,20

bardzo żałuję, że musiałem wracać przez Czechy...
Włochy i Austria oferują dobre darmowe drogi, Niemcy to raj dla kierowcy, ale Czechy? wolę nawet nasze swojskie-polskie :!:

jeżeli kiedyś jeszcze okoliczności zmuszą pojadę autostradą, bo szkoda nerwów i samochodu :evil:

Roza - 2011-08-08, 12:21

25.07.2011
dziennik pokladowy dzien trzydziesty piaty - Polska...

Wjechalismy do naszego kraju czwartego dnia po zjechaniu z promu. Po wizycie w Katowicach ruszylismy w kierunku Gdanska uwaznie patrzac na zaznaczone wczesniej na mapie platne odcinki drog. Zglodnielismy wiec w Czestochowie postanowilismy zjesc obiad- tym razem dziewczynki pierwszy raz mialy okazje skosztowac fast food'a z KFC;) Nie, zebysmy byli fanami, ale czasem sytuacja wymusza nietypowe rozwiazanie;)





Dosc wczesnym wieczorem Krzys byl juz bardzo zmeczony kilkudniowym prowadzeniem auta. Zajechalismy do Leczycy i znalezlismy swietne miejsce na nocleg dla kamperka:) Na rynku, w poblizu ruin zamku.



Zjedlismy szybka kolacje i z przyjemnoscia poszlismy na spacer rozprostowac zasiedziale kosci.



Fragment muru i baszta- tyle ocalalo z zamku. Jest tez muzeum, ale o tej porze nieczynne.





Panny zdazyly jeszcze sprawdzic jak dawniej karano przestepcow;)





Na rynku widac, ze wlodarze miasta inwestuja powoli w remonty kamieniczek. Gdyby zwiekszyc wysilki byloby pieknie!





Na koniec chwila zadumy przed pomnikiem poswieconym bohaterom wojennym...



...i spac:) Jutro odetchniemy pelna piersia w naszym kochanym wdzydzkim lesie!

Camper Diem - 2011-08-08, 12:26

nocleg na parkingu przy rynku w Łęczycy: N 52 03 32,18 E 19 12 08,01
spokojnie i bezpiecznie, można się zatrzymać będąc przejazdem...

Roza - 2011-08-08, 12:36

26.07.2011
dziennik pokladowy dzien trzydziesty szosty- Wdzydze...

Udalo nam sie szczesliwie ominac platne drogi- nowe odcinki, ktore wprowadzono w czasie naszej nieobecnosci w kraju. Wjezdzajac tak dobrze nam znana droga do lasu nad Wdzydzami z wysilkiem i przy pomocy zdjec udawalo nam sie przypomniec, ze dopiero co zakonczylismy nasza najdluzsza wyprawe. A na Kaszubach chlodno, wieczorem konieczny okazal sie polar:)

Krzys z zapalem towarzyszyl naszemu gospodarzowi kiedy ten swoim traktorem zwozil nasze przyczepy nad jezioro.







Dziewczynki czuja sie swietnie w kazdym miejscu, ale ten las ma dla nich znaczenie szczegolne...Ola miala 2 miesiace, a Marianna 3 kiedy pierwszy raz wyladowaly w tym zaczarowanym borze na wakacyjne lato:) Potem kazdego roku spedzaly tu lato w przyczepie, jesien na grzybobraniu, a wiosna wiele weekendow...wychowaly sie w tym lesie. Potrafia wykorzystac kazdy material do zabawy- wola nawet od tradycyjnych zabawek np kamienie i rosliny...

Tu sciezka wiodaca do estrady, na ktorej pozniej dawaly wystepy:)



Pozostalo nam ostatnie 87 km do przejechania. Jutro rano przywitamy babcie, nasze trzy koty, mieszkanie...nasz Gdansk:) Teraz spac...

Wytezamy sluch, ale nie slychac cykad...:(

Roza - 2011-08-08, 14:27

Na zakonczenie...

Po powrocie do Gdanska ponad dwa tygodnie nie moglismy dojsc do siebie. Wypadlismy z codziennego rytmu. Tam zylismy w tempie poludniowym: intensywny poranek, potem sjesta i ozywiony wieczor:) Codzienny kontakt z natura- tak oblednie piekna- tez zrobil swoje: ciezko w murach wytrzymac.

Przejechalismy przez Alpy, plynelismy promem, zapieralo nam dech w Wenecji, i zaznalismy Grecji o jakiej tylko snilismy....to byla bez watpienia najpiekniejsza, najbogatsza w doznania wyprawa.

Nasze corki sprawdzily sie w 100% jako pelnoprawne uczestniczki podrozy! Poznalam jeszcze lepiej moje dziewczyny:) W momentach trudnych ujawnialy sie ich najlepsze cechy: upor w dazeniu do celu, ambicja, chec pokonania swoich slabosci, umiejetnosc cieszenia sie drobiazgami i dostrzeganie piekna otaczajacego nas swiata:) Uwielbiamy z nimi jezdzic! Wrocily z nowymi wiadomosciami, z jeszcze wieksza ciekawoscia i checia poznawania innych krajow.

Wybierajac sie w tak dluga podroz warto wczesniej zadbac o male niespodzianki dla dzieci. Przydaja sie kiedy jazda troche nuzy. Wtedy nowa ksiazeczka czy film bardzo ciesza i pozwalaja milej spedzic kolejne godziny w aucie:)

Nie potwierdzily sie glosy, ze Grecy sa narodem leniwym, niesympatycznym! Spotykalismy sie z takimi przejawami uprzejmosci, checi niesienia pomocy, ze az nam bylo czasem glupio. Bardzo lubia nas Polakow i sami zagaduja widzac, ze np rozgladamy sie w poszukiwaniu jakiegos adresu, atrakcji turystycznej itd.

Dodatkowo uwielbiaja dzieci:) Na plazach rodzice i dziadkowie greccy towarzysza dzieciom przez caly czas: pluskaja sie z nimi w wodzie i buduja zamki z piasku:) Lubia plazowac rodzinnie w duzych grupach, ale nigdy nie byli glosni- w przeciwienstwie do Wlochow np;)

Wiem, ze juz nigdy arbuzy nie beda mi smakowaly tak jak na Peloponezie:) Zimny, slodki arbuz w czasie sjesty- to jest czysta rozpusta!:)

Wbrew moim wczesniejszym obawom pisanie relacji dzien po dniu nie jest wcale takie trudne- wazne aby zachowac systematycznosc! Kazdego wieczoru trzeba zrzucic fotki z aparatu, posortowac i opisac miniony dzien. Tylko taka metoda moim zdaniem gwarantuje swiezosc emocji, a co za tym idzie uczciwosc relacji!
Zdazylo mi sie trzy lub cztery razy nie napisac wieczorem- duzo trudniej, dluzej pisalo mi sie nastepnego dnia.

Przede wszystkim warto pisac! Dla dzieci- bedzie wspaniala pamiatka, dla siebie- pamiec zawodzi, no i dla uczestnikow forum CT bo sami tez korzystalismy z opisow innych podroznikow- za co im tutaj serdecznie dziekuje!:) Pozostaje z nadzieja, iz moje pisanie tez komus pomoze dokonac wyboru miejsca czy tez trasy.

Ostatnie dni powrotu napisalam juz w domu...nastroj mielismy dosc podly- nie ukrywam;) Deszczowa pogoda tez nie pomagala...

Dzis jest juz lepiej aczkolwiek tesknota za Peloponezem ujawnia sie w wielu momentach kazdego dnia... dzis na przyklad zrobilam na obiad keftedes oraz fasolke w oliwno-cytrynowym sosie i moje mysli poszybowaly do tawerny 'O Pseiras' w Nafplio...
kupujac jogurt (niestety nie oryginalny grecki) wiem, ze podam go z tymiankowym miodem kupionym od przemilej gospodyni...itd...itd...

Jesli opatrznosc pozwoli, zdrowie dopisze to naszym pragnieniem jest wrocic za rok do tego raju na ziemi...planujemy juz teraz- na razie niesmialo, polgebkiem, ale wiemy, ze kiedy nadejdzie depresyjny listopad zaczniemy juz na calego ustalac trase, kolejne punkty i wtedy znowu poczujemy greckie slonce na twarzach, zapach soku z pomaranczy, cierpkie wino na jezyku i uslyszymy cykady...

Jassas!

wałęsa - 2011-08-08, 22:27

Jesteśmy pod wrażeniem ogromu pracy włożonej w relację jak i jej samej. Wrak na plaży ekscytujący chciałabym go obejrzec z bliska. Kasia
Roza - 2011-08-09, 06:01

dziekuje za slowa uznania:)
Camper Diem - 2011-08-10, 07:53

najważniejsze miejsca z naszej podróży w mapach google:

dojazd do Ancony

Patras-Elafonissos

Elafonissos-Patras

powrót do Polski

Camper Diem - 2011-08-10, 20:14

Od 21 czerwca do 27 lipca przebyliśmy około 7200 km, z czego bez mała 2000 km promem.

W Niemczech jeździliśmy po autostradach, ale w innych krajach unikaliśmy płatnych dróg, za wyjątkiem tunelu Felbern w Austrii w ciągu drogi nr 161 (koszt 10E).

Spalanie naszego 4,5-tonowego kampera oscylowało w przedziale 11-13l/100km.

lepciak - 2011-08-10, 20:57

Kasia
Cytat:
Wrak na plaży ekscytujący chciałabym go obejrzec z bliska.

Na plażach Mauretanii takich wraków są setki. Każdy znajdzie coś dla siebie. Na plaży u wejścia do portu w Porto (Portugalia) leży na boku wyrzucony na brzeg kontenerowiec. Wysoki jak wieżowiec.

DAMIAN.CZ - 2011-08-10, 21:10

Fascynująca relacja, piękne fotki-super!
pozdrawiamy

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-08-10, 21:44

znowu sie wlaczylo chodzilo mi o koordynaty ktore podales w zalacznikach wyzej,dla mnie za duzo pykania,dzieki za odpowidz,cala relacje czytalam na blogu zony,
Camper Diem - 2011-08-10, 22:02

lepciak napisał/a:
Na plażach Mauretanii takich wraków są setki. Każdy znajdzie coś dla siebie. Na plaży u wejścia do portu w Porto (Portugalia) leży na boku wyrzucony na brzeg kontenerowiec. Wysoki jak wieżowiec.

Zbychu, nie popisuj się ;)

wałęsa - 2011-08-16, 17:20

lepciak napisał/a:

Na plażach Mauretanii takich wraków są setki. Każdy znajdzie coś dla siebie. Na plaży u wejścia do portu w Porto (Portugalia) leży na boku wyrzucony na brzeg kontenerowiec. Wysoki jak wieżowiec.

Może kiedyś i tam dotrzemy. Fajnie by było. Kasia

Kuba L. - 2011-08-18, 21:29

Super relacja, przepieknie napisana i garść przydatnych koordynatów. Jestem pod ogromnym wrażeniem, nie pozostaje mi nic innego jak postawić piwo. Zjechaliście spory kawał Grecji ale to jest możliwe tylko podczas tak długiego wyjazdu...

Miałem rację, że to będą Wasze wakacje roku... :bajer

Dzięki :spoko

Camper Diem - 2011-08-19, 15:56

Kuba L. napisał/a:
Miałem rację, że to będą Wasze wakacje roku... :bajer

trochę się jednak pomyliłeś, to były wakacje życia ;)

ps. a czemu nie pojawiłeś się w Ełku, na "balonach" :?:

Kuba L. - 2011-08-19, 17:27

Witaj, niestety w tym czasie wypoczywałem w górach dlatego nawet nie potwierdzałem swojego przyjazdu, z resztą mój kamperek od trzech tygodni stoi w serwisie na uszczelnianiu zabudowy... :spoko
Camper Diem - 2011-08-19, 19:44

Kuba L. napisał/a:
Witaj, niestety w tym czasie wypoczywałem w górach

mam nadzieję, że wypocząłeś :ok

a ja w Twoim i Łosia zastępstwie przytachałem do Dembomena dwie załogi. spot się chyba udał, bo Andrzej się do mnie odzywa ;)

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-09-18, 12:37

tu barbara muzyk,jezeli pozwolisz to od czsu do czasu,napisze o naszych odczuciach w tych samych miejscach co ty.Taka krytyka odnosnie pisania na forum nie sluzy niczemu dobremu,ludzie podrozuje a nie maja ochoty dzielic sie nimi na forum,ze wzgledu na czas,oraz wstydza sie lub nie moga sie zalogowac.Sa to slowa uslyszne od camperowcow na tym wyjezdzie.Zaczelismy 2 m-c nasze wycieczki.Wczoraj ze Zbyszkiem przeczytalismy razem jeszcze raz wasza relacje,bowiele zapomniala.Jestesmy dzis rano po zwiedzaniu ruin w Methoni.16 przyjechalismy o 17 na ten sam parking na ktorym spaliscie/podobne mamy zdjecie/,ale spacerem z pieskiem ruszylismy do plazy,patrzymy a cale centrum miasteczka wokol plazy i parkingu.Stoja 3 wypasione integry hymera/GB/stanelismy obok,potem dojechali dwa niemieckie campery,wygonili ich z Pylos,a przeciez my stalosmy tam2 dni.Drugi raz zdjelismy rowery tu i w Elea.Dzis sobie popisze,a jutro rano jedziemy do Finiki,piszesz ze bedzie tam troche cienia,i wi-fi,prosi nam sie pomalu Lidl,ale pewno dopiero w Kalamacie.Chcemy doczekac do zbiorow oliwek,granatow,a moze pomaranczy,na razie brak sadow pomaranczy.
Roza - 2011-09-19, 10:02

Prawdziwa cnota krytyk sie nie boi- to a propos Twojego wpisu, ze ludzie nie dziela sie na forum relacjami z podrozy z powodu wstydu np. Mysle, ze prawdziwym powodem najczesciej jest zwykle lenistwo. Trzeba zrzucic fotki, wybrac te najlepiej obrazujace przezycia i dany wpis, napisac tekst, poprawic ew bledy. To sporo pracy. Mnie zajmowalo to od 1 do 3 godzin kazdego dnia w Grecji. Uwazam jednak, ze skoro sami korzystamy z pracy innych- naszym moralnym obowiazkiem jest rewanz.

Najblizszy Lidl niestety bedzie dopiero w Kalamacie- nie pamietam innego w okolicy. Sady pomaranczowe tez zaczna sie blizej tego miasta, ale beda, beda! Pokrojcie sobie pomarancze na plastry, posypcie cynamonem i odrobina cukru- pyszny deser w greckim stylu.
Granatow zazdroszcze.

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-09-26, 12:37

po Finiki bylismy 5 dni Bouka,ale to nazwa na plazy Paralia Messyni.bylo camperow miedzy 10-15 oczwiscie sami niemcy,rowniez z Elea,jedni czesi,dogadalismy sie z jednymi i drugimi.Na plazy jest druga lepsza toaleta i tam faceci chodzili z kasetami camperowymi do oproznienia.Jarzyny przy plazy tanie a do lidla mozna bylo jechac motorkiem ,lub Marysia od niemca na rowerze.Teraz jestesmy zaraz za Kalamata,jest przy hotelu internet i woda w morzu cudowne kamyczki i glebokosc stopniowo schodzi w dol,jedziemy na zwiedzanie Mani,Pps nastawilismy na twoje Itilio.pozdrowienia dla wszystkich Barbara Muzyk
Roza - 2011-09-26, 12:56

idziecie jak burza :bigok
wracaja wciaz zywe wspomnienia!

Na Neo Itilo to sie tak entuzjastycznie nie nastawiaj bo my tam stanelismy przyduszeni zmeczeniem i checia zjedzenia rewelacyjnego posilku w jednej z licznych, znanych ze wspanialej kuchni tawern. Miejsce samo w sobie niekoniecznie zachwyci ;)

Nam akurat w polaczeniu z posilkiem podanym "pod nos" , cudnym wieczorem z gwiazdami i latarniami widocznego nieopodal Karavostasi kojarzy sie pieknie!

darboch - 2011-09-26, 15:26

Wielki szacun za całą relacje...choć mieszkałem w Grecji prawie 2 lata to w takich pięknych miejscach nie byłem...będzie to trzeba kiedyś nadrobić.

Ślinka mi ciekła jak oglądałem zdjęcia potraw bo wiem, że greckie jedzenie jest pyszne...

Zbiornik już wymieniony ?

oczywiście :pifko

Camper Diem - 2011-09-26, 18:33

darboch napisał/a:

Zbiornik już wymieniony ?

jeżeli pytasz o zbiornik płynu spryskiwaczy... niestety nie- nie mogłem się zdecydować: klejenie czy wymiana?

jeżeli pytasz o zbiornik paliwa... niestety również nie, czekam na ostateczną wiadomość od Stasia z Gąbina, którego znajomy robi zbiorniki i Stasio negocjuje z nim warunki ;)
widziałem Stasia tydzień temu i obiecał za tydzień dać mi wiążącą odpowiedź :ok póki co radzę sobie czyszcząc co jakiś czas smoka z badziewia...

tak więc o jaki zbiornik pytałeś? :szeroki_usmiech

darboch - 2011-09-27, 11:31

affa napisał/a:
tak więc o jaki zbiornik pytałeś?


pytałem o zbiornik paliwa...chcesz wymienić na większy ? Jaki masz w tej chwili i jak kształtują się ceny takich zbiorników ?

Camper Diem - 2011-09-27, 13:13

darboch napisał/a:

pytałem o zbiornik paliwa...chcesz wymienić na większy ?

mam standardowy zbiornik 70 l :(

w DE można nabyć plastikowy zbiornik 135 l, ale chyba prawie 400E kosztuje

Stasio rozmawia z tym facetem od zbiorników i w grę wchodzi jedynie powiększenie oficjalnego zbiornika 70 l o 20-30 l poprzez wspawanie ścian- zbiornik będzie wyższy, ale na to jest zapas pod samochodem.

problemem jest technologia wykonania, pojawiły się jakieś wątpliwości odnośnie trwałości. sama cena wg Stasia: "nawet niedrogo", ale nie powiedział ile ;)
będę z nim rozmawiał w weekend to dam znać :spoko

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-10-07, 20:15

tu Barbara i Zbigniew Muzyk,Jestesmy od 17godz.w Nafpililo na twoim miejscu.Wieje bardzo i pogoda ma sie popsuc wiatr,opady i mniejsza temp.Mysle ze tu to wi-fi bedzie stale,to jutro po targu i Lidlu napisze gdzie bylismy,oczwiscie ja tez hamowalam nogami w podloge,a bylo to 9 km do plazy w RICHEA.Stoimy kolo czechow to jutro nam powiedza co ijak,bo tu swa czesto.Pozdrawiam wszystkich,pisalam do pagana sms na tel Janusza,czy dodzedl.B.Z
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-10-10, 20:20

Krzysiu,siedzimy w camp.przy smej ulicy,ale musze pilnowac,bo kiedys napisalam a w tym momencie wylaczl sie internet.Chodzimy z laptopem na gl.plac i mamy tam swoja lawke,ale tak pogada sie popsula,leje,grad byl w nocy,musimy ubierac na glowy kaszkiety.A 3 dni temu tylko stroje kapielowe.Litwin ustawil nam campera i pokazal ze tu jest zasieg,ale on mial mocniejszy sygnal.Tu spotyka sie campy z calej trasy po peloponezie.
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-10-10, 20:46

niestety moja cierpliwosc ma granice,tyle sie napisalam,a tu wlaczlo sie greckie wi-fi,nim wlaczl sie internet pisanie sie nie zapisalo.jutro rano pojde na deptak,tam sie nie wylacz,od srody ma sie poprawic pogoda ale temp.tylko 23-25 st.Musze napisac od nowa a taki mialam fajny tekst
Camper Diem - 2011-10-11, 10:41

Barbara,
tekst piszę się "offline", zapisuje plik, a potem tylko publikuje!!! :spoko

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-10-11, 10:42

zimno,dalej wielkie fale,moze jutro sie poprawi,jemy sniadanie i jedziemy doKarthony,na mojej mapie tego nie bylo,ale wczoraj bylismy na plazy ok 6km og Nafplio wielka plaza,pusta,ona jest na plazaArvanita,od strony morza,jedzie sie do kola miasta,za duzym kosciolem.mamy koordynaty.Na koncu,parking i 300m piekna kapliczha na skale sw Nikolsa.Ladna wycieczka,choc bez kompania.Po wode jezdzimy na plaze Arvanita,zaraz jest wejscie na Palmire.Tam spalismy w 2009 i wtedy bylismy na samej gorze bilety dali nam dla seniorow.Po poludniu pojdziemy GPS do tej knajpki.Ale my mamy duzo czasu i ja robie pyszne obiadki,robie zdjecia twoim zwyczajem.Trafilismy na zly okres bo euro poszlo bardzo do gory,my kupowalismy po3,90 a teraz? wieczorem jestesmy na skaypie tu w parku,moze uda ci sie nas wywolac:b.z muzykowie,adres meila zbigniew.muzyk@gmail.com do wieczorajak nie bedzie padac,barbara
Camper Diem - 2011-10-11, 10:47

Zbigniew Muzyk napisał/a:
Po poludniu pojdziemy GPS do tej knajpki.

tylko pamiętaj, że greckie popołudnie zaczyna się o 20- wcześniej do "O Pseiras" nie ma po co zaglądać :ok

i zapisuj te wszystkie namiary, nawet jeśli nie dasz rady ich opublikować udostępnij tak jak masz, obiecuję w przyszłości zrobić z nich użytek :diabelski_usmiech

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-10-12, 13:05

jestem w moim biurze na deptaku pod bialym pomnikiem.Masz racje,GPS zaprowadzil nas do knajpki ale byla 18 zamkniete na glucho,zero ludzi,na przeciw sasiadka w oknie.Ale to bardzo na uboczu,potem wracalismy kolo znanego nam kosciola.Dobrze ci pisac ,pisze of-line,ziec mi to przygotowal ale jak nie robisz czegos stale to nie wiedzialam jak zapisac.Bim przyslal mi instrukcje do zdjec,my tego nie rozumiemy.Jak jestes samoukiem w wieku 65 lat to i tak cudownie.Na wiosne mielismy laptopa i wstydzilismy probowac,teraz jestem fachura.Cala niedziele rozmawialam na skaypie.Wczoraj przymusilam ziecia i zrobil skaypa na sluzbowym laptopie,bo oni inaczej rozmawiaja przez komputer.To tyle o nauce.Zaraz jedziemy dalej,Tolo,Drepano i przebicie na Epidavros.Na placu kupilismy pilota do telewizora,ktorego Z.zapomnial z domu.Jarzyny:jablka 1e,papryka 1-1,50,granaty sie pokazaly 2-2,50,cukinie z kwiatkiem 1,pomidory 0,50-1,20.piekny duzy chleb w ogromnej piekarni 1,60.Na placu taniej jak w lidlu,wybierasz sobie co chcesz.Tu w porcie przewijaja sie rozne kampery,4 dni do towarzystwa mielismy czechow,potem dolaczyl Lotysz,duzo mozna sie dowiedziec ale ja sie rewanzowala znajomoscia w Termopilach,gdzie zakonczymy Grecje aby podleczc sie po zimnej wodzie.Odezwal mi sie bol w dloniach,chociaz Zbych duzo mi pomaga.Zapisujemy w kalendarzu wszystko,fotografujemy,mysle ze uda nam sie w Polsce to pokazac.Dlaczego nie mozna z wysp greckich wjechac do Turcji?Dowiedz sie cos w tym temacie,bo ja juz snie o przyszlym roku.Lotysz byl Hiszpania,Portugalia i Maroko,Tu liubimy plaze Arvanta,Pogoda poprawila sie ,ale upalow juz nie bedzie.Pozdrawiam B.Z.Muzyk
Camper Diem - 2011-10-12, 15:42

Zbigniew Muzyk napisał/a:
Masz racje,GPS zaprowadzil nas do knajpki ale byla 18 zamkniete na glucho,zero ludzi,na przeciw sasiadka w oknie.Ale to bardzo na uboczu

i o to chodzi, że na uboczu :ok
można usiąść i zjeść razem z Grekiem, to samo co Grek, a nie turystycznie...
pisałem, że dopiero wieczorem otwierają- Basia nie przeczytała dokładnie relacji ;)

Zbigniew Muzyk napisał/a:
Jak jestes samoukiem w wieku 65 lat to i tak cudownie.

cudownie, ale zawsze może być lepiej. jak już masz tego laptopa to próbować, uczyć się, a w przyszłym roku zawstydzić młokosów swoją relacją i zdjęciami :ok

Zbigniew Muzyk napisał/a:
granaty sie pokazaly

my niestety widzieliśmy tylko zalążki na drzewach :(

Zbigniew Muzyk napisał/a:
Dlaczego nie mozna z wysp greckich wjechac do Turcji?

ależ można :!: z Rodos, z Kos, z Samos, z Lesvos, z Hios... tylko najpierw trzeba na jedną z wysp popłynąć, a to kosztowne :(

Zbigniew Muzyk napisał/a:
Pogoda poprawila sie ,ale upalow juz nie bedzie.

u nas też upały się skończyły :haha:

Barnaba - 2011-10-13, 15:42

Interesujące, i to bardzo. Nie na darmo nazywacie waszą wyprawę - wakacjami życia.
Dla Was i dla innych, których przygoda zagoni na greckie ziemie, chciałbym podpowiedzieć małą ciekawostkę. Jeszcze za czasów PRL-u, kiedy w Polsce raczkował przemysł kempingowy a szczytem luksusu była przyczepa N 126, istniejące kluby karawaningowe przejawiały ciekawą działalność. Dlaczegi ciekawą, a no bo aby wyjechać za granicę, trzeba było mocno się nagimanstykować aby otrzymać paszport. A o wyjazdach grupowych ( poza wycieczkami ORBISU ) nie było co marzyć.
I w takim klimacie Klub Carawaningu przy Automobilklubie Wrocławskim organizuje Zlot Gwiaździsty w Salonikach. Jako cel i motyw wiodący jest upamiętnienie Jerzego Iwanowa Szajnowicza walczącego z Niemcami na terenie Salonik. Karawaningowcy jadą wmurować kamień węgielny pod pomnik ku czci bohatera. Za rok następny wyjazd i postawienie pomnika przywiezionego z Polski.
I wspominam o tym żeby następni karawaningowcy, a raczej kamperowcy, nie omijali tego co stworzyli ich starsi koledzy. Pomnik stoi w Salonikach przy ulicu Langada - główna ulica wyjazdowa z miasta na północ, w kierunku do Polski.
Więcej na ten temat znajdziesz w Wikipedii pod hasłem: Jerzy Szajnowicz Iwanow a szczególnie zainteresowanym służę informacjami.

Camper Diem - 2011-10-13, 17:08

Barnaba,
dziękuję za informację o Jerzym Szajnowiczu. Niesamowita biografia, ale i historia powstania pomnika bardzo ciekawa. Jeśli będę w Salonikach postaram się go odwiedzić :spoko

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-10-14, 17:18

odrobilam lekcje,ale nie zawsze jestem w biurze.Wrocilismy znowu do Nafpilio,nie mozemy sie z miastem rozstac,spiesze sie bo zaraz ciemno.Pogaga ladna ale o 15 wieje i duze fale.Jutro gorzej i od wtorku poprawa,prawie dojedziemy do KORFOS.nA 22 .x UMOWILISMY SIE Z LOTYSZMI w Termopilach.Moj reumatyzm nie libi zimnej wody.A teraz Tolo,Od strony plazy 2 st,wisza chyba twoje klamerki,ale ktos by pomyslal ze zlodzieje,a do recepcji nie chcialo nam sie isc.Jest to kurort,woda i piasek fajny ale kolo plazy brzydko,stalismy na plazy,wieczorem port,spanie wspaniale,woda,ogladanie statkow i spacer waska plaza przy hotelach,Dzis spalisny w Drepano.Podjechalismy na droge przy samej plazy,a tu same campingi.Mamy namiary bo przy samej plazy,w Tolo my bysmy nie mieszkali przy glownej ulicy no i trzeba przez nia przechodzic na plaze.Znalezlismy jeden wolny plac do parkowania,podjezdza auto,Z.pyta czy mozna spac,sa to niemcy,kupili dzialke,mazna.Rano pan zaproponowal full serwis,zrobilismy male pranko,3 razy kapanie,wzielismy buty do wody bo p0laza kamienista,a niemiec kawalek dalej pokazal taka wode jak w Tolo.Umowilismy sie ze ja z wnukami przyjade w koncu czerwca.Spokoj cisza,same domki i apartamenty.Pozdrawiam,ale jeszcze jedno,czesi byli objazdem po wsspach,nie ma wjazdu camperem z Kos,Rodos do Turcji.Sprawdz to bardzo skraca droge z Grecji do Turcji.Oni musieli jechac do Patras wolono wjechac bez samochodu.Barbara Muzyk
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-10-19, 08:02

siedze na plazy przy kawiarnianym wf-fi na trasie do Halkidy i jedzemy na wyspe Evia.Pogoda sie poprawila ale to juz nie lato,nie wiem czy bedzie trafione,wybralam miejscowosc Erytrea.Sa zabytki,plaza chyba ladna,spotkamy sie z Lotyszem.W Korfos nie bylozadnego campera.Probowalismy ich sposobem lowic osmiornice.Poprzedniego popoludnia grek co chwile wjmowal z wody i u uderzl o kamien.Ale to gumowate,zjadl Zbyszek.Przepiekna plaza w Palea Ephidavros,ale 2 dni lalo jak z cebra.Bylo 5 camp.prysznic,sady pomaranczowe,piekna okolica.Do uslyszenia B.Z.Muzyk
Camper Diem - 2011-10-19, 10:00

Basia, w Korfos też byliśmy sami i to w sezonie. takie miejsce, że przejazdem nikt tutaj nie trafi :-P

nie widzieliśmy poławiaczy ośmiornic, a żałuję, bo zanim pojechaliśmy na Peloponez dziewczyny czytały książki Moni Nilsson o Tsatsikim, którego ojciec był Grekiem, poławiaczem ośmiornic właśnie i jechaliśmy z wielką nadzieją, że zobaczymy... nie udało się niestety :(

za to jedliśmy ośmiornice i wcale nie były gumowate! ale słyszeliśmy, że sztuka polega na tym, że po utłuczeniu i oczyszczeniu wrzuca się do gara na oliwę, jak już puszczą sok gotuje się 1-1,5 godz, dopiero potem na grill na 45 minut. nie ma bata, muszą być dobre :)

Elwood - 2011-10-28, 14:28

Dopiero dzisiaj byłem w stanie przeczytać Waszą relację. Byłem kiedyś w Grecji, w podróży nastawionej na zwiedzanie zabytków - własny samochód, motele, jakaś docelowa miejscowość nad morzem. Nie mieliśmy wtedy kamperka. Wróciłem zawiedziony. Nie odnalazłem radości w zwiedzaniu starożytnych zabytków tym bardziej, że większość z nich to sterta ponumerowanych kamieni. Dzisiaj - dzięki Waszej relacji, uświadomiłem sobie, że przecież Grecja to także piękne krajobrazy, wspaniali ludzie, ciepłe morze, super jedzenie. Uświadomiłem sobie, że Grecja to miejsce na cudowne wakacje kamperkiem. Dzięki Wam za to.
Relacja super, zdjęcia piękne :spoko :spoko :spoko

Camper Diem - 2011-11-04, 06:52

Elwood napisał/a:
Nie odnalazłem radości w zwiedzaniu starożytnych zabytków tym bardziej, że większość z nich to sterta ponumerowanych kamieni.

wierz mi- łatwo przychodzi, kiedy spojrzysz na to oczami dzieci- historia ożywa :ok

Elwood napisał/a:
przecież Grecja to także piękne krajobrazy, wspaniali ludzie, ciepłe morze, super jedzenie. Uświadomiłem sobie, że Grecja to miejsce na cudowne wakacje kamperkiem.

nam Grecja bardzo przypadła do gustu :szeroki_usmiech

Peloponez to chyba najlepsza z kamperowych destynacji... jeśli nie pojedziemy tam w przyszłym roku, to tylko dlatego, że życie krótkie i trzeba jeszcze odwiedzić inne kraje :gwm

Tadeusz - 2011-11-04, 09:14

Mariolo i Krzysztofie.

Jak to dobrze, że nakaz wewnętrzny i poczucie obowiązku powoduje pisanie Waszych relacji.
Są świetne, czyta je się z ogromną przyjemnością. Mają w sobie tyle ciepła i zawierają tak wiele ciekawych obserwacji, że każda z nich musi pretendować do nominacji na Camperteamki. :ok

Jestem wiernym Waszym czytelnikiem. Powiem więcej, czekam na Wasze opisy choćby weekendowych wycieczek. :)

Proszę o więcej. :roza: :bukiet: :spoko

Nie wiem, czy takie zwykłe piwo jest elegancką nagrodą, ale tylko tyle mogę teraz zaoferować w podzięce. Dla obojga. :roza:

StasioiJola - 2011-11-04, 13:18

Zwykłe DZIĘKUJĘ to za mało za Wasze świetne relacje z Waszych podróży które zawsze czytamy z przyjemnościa!! Tak że prosimy o więcej - nawet z krótkich wypadów po Polsce- napewno je przeczytamy . Pozdrawiamy!!! :szeroki_usmiech :spoko
BiG Team - 2011-11-04, 13:52

Relacja super :szeroki_usmiech W związku z tym , Grecja w planach na wrzesień 2012. A za wkład pracy :pifko
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-11-04, 23:38

My rowniez dzziekujemy wam za relacje,oprocz zwiedzania kamieni,zaliczylismy wszystkie wasze miejsca.Niestety nie da sie zostac dluzej jak do konca pazdziernika.Nie wiem co z moim pisaniem,to nie bedzie takie artystyczne jak wasze.Wracajac zwiedalismy duzo,lacznie z Skopje.Na razie sprawy domowe i rodzinne,bo nasze wnuki 7 i 11 jada jutro z ojcem i szkola narciarska do Piztal w Austri.Barbara
Camper Diem - 2011-11-05, 07:32

Basiu, bardzo cieszę się, że nasza relacja przydała się w podróży :spoko

dziękuję jeszcze raz wszystkim za miłe słowa, również w imieniu żony, bo relacja to głównie jej zasługa :ok

darboch - 2011-11-05, 10:14

affa napisał/a:
dziękuję jeszcze raz wszystkim za miłe słowa, również w imieniu żony, bo relacja to głównie jej zasługa


wiemy wiemy, chyba każdy kto to czytał o tym wie...jeszcze raz napiszę, że to jedna z lepszych relacji jakie czytałem...chciałbym kiedys i ja takie pisać :bigok

EFHARISTO POLI!

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-11-17, 15:10

zdazylismy troche ogarnac dom,ogrod,zalegle rachunki.Oczywiscie kupilismy juz abonamenty do parku wodnego,ja uwielbiam agvaareobik a Zbych siedzi 2 godziny w saunach/sa 4-ry/.W Krakowie seniorzy za miesieczny karnet placa 105 zl,z wejsciem do godz 15tej.aaaprawda ze tanio,a i tak nie moge nikogo ze znajopmych namowic na chodzenie.Czytam troche relacji z kamperowych podrozy,no bo trzeba myslec gdzie tu pojechac w przyszlym roku?Otoz moja reflaksja:Wlochy,Hiszpania trzeba miec oczy naokologlowy a i tak sie moze cos przytrafic zlego.Turcja ,Bulgaria zabudowana hotelami,a oni nie bardzo zezwalaja na camperowanie bezcampingowe.Po pobycie w Grecji i na Peloponezie nigdzie nie ma takiej swobody jak tam.Niemcy do Elei przyjezdzaja co roku i siedza tam po 2 m-ce.My czulismy sie bardzo bezpiecznie i swobodnie,chociaz czasami bylismy sami,ja nie polknelam ani jednego srodka nasennego.Mysle ze tak jak wy i ci co pracuja,winni jechac autostrada przez Serbie,ci co maja czas niespieszac sie przez Serbie,Macedonie, wybierajac rozne drogi,mozna po drodze zwiedzi stolice,tych panstw,piekne monastyry,zjesc pyszne czebabcice,byrki i inne przysmaki,za tanie pieniadze,a kantory wymiany walut sa dostepne przy targowiskach w kazdym miasteczku.
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-11-17, 15:31

plynac promem niewiele sie zyskuje czasowo a koszt promu duzy.Grecja oprocz Peloponezu,ma inne morza i gory,tak ze w kazdym roku mozna zaliczyc inne jej strony.Nie bylam fanka Grecji,ale to chyba najprzyjazniejszy kraj dla camperowcow.Przy powrocie mozna poleczyc reumatyzm w Termopilach,ale kilka dni,no i nie na glownych wodospadach,bo zasmiecone,no i psow 15 sztuk.Naam z naszym pieskiem to najbardziej przeszkadzalo.Nasz piesek szedl na smyczy a wokol nas wataha psow,prawie w kazdym miejscu gdzie bylismy.Co planujecie w 2012 roku,wasze wyjazdy sa ciekawie dopracowane,my ttroche sie przygotowujemy,ale nie trzymamy sie sztywno trasy.Moze koniec czerwca Rzym i Toscania,tam sie nigdy nie nudzi,mozna jechac co roku,i tak jest duzo do zobaczenia.Tez nam sie udawalo byc nie na campingach,oprocz Rzymu,znalazlam w mapach folder campingu "IL SASSONE" bylo 10 euro dla Polakow u pani Ewy z pradem.Moze wezmiemy wnuki,bo oni jak zwykle jada w lipcu do Bulgarii nic nie zwiedzajac tylko 5 ty raz siedza kolo Obzoru nic nie zwiadzajac,poza parkiem Wodnym.Myslelismy o Turcji ale to co pisza Yuanno odeszla nam ochota.Pochwal sie Krzysiu co wymysliles.Dzekuje Barbara Muzyk '
darboch - 2011-11-17, 15:40

Zbigniew Muzyk napisał/a:
Po pobycie w Grecji i na Peloponezie nigdzie nie ma takiej swobody jak tam


znam też inne miejsca :spoko

MILUŚ - 2011-11-17, 17:21

Zbigniew Muzyk napisał/a:
................Po pobycie w Grecji i na Peloponezie nigdzie nie ma takiej swobody jak tam.....................


Jest wiele miejsc na świecie gdzie mozna czuć się swobodniej ........... :bajer

Camper Diem - 2011-11-18, 09:32

MILUS napisał/a:
Zbigniew Muzyk napisał/a:
................Po pobycie w Grecji i na Peloponezie nigdzie nie ma takiej swobody jak tam.....................


Jest wiele miejsc na świecie gdzie mozna czuć się swobodniej ........... :bajer

wiadomo, że każda pliszka swój ogonek chwali ;)

mimo wszystko myślę, że niełatwo byłoby wskazać miejsce równie przyjazne kamperowiczom lubiącym kąpiele w ciepłej morskiej wodzie, słońce, wino, oliwę i południowe owoce... postoje i noclegi na plaży, wspaniali, otwarci, bardzo rodzinni ludzie... no ale każdy lubi co innego :spoko

pp - 2011-11-18, 09:38

affa napisał/a:
MILUS napisał/a:
Zbigniew Muzyk napisał/a:
................Po pobycie w Grecji i na Peloponezie nigdzie nie ma takiej swobody jak tam.....................


Jest wiele miejsc na świecie gdzie mozna czuć się swobodniej ........... :bajer

wiadomo, że każda pliszka swój ogonek chwali ;)

mimo wszystko myślę, że niełatwo byłoby wskazać miejsce równie przyjazne kamperowiczom lubiącym kąpiele w ciepłej morskiej wodzie, słońce, wino, oliwę i południowe owoce... postoje i noclegi na plaży, wspaniali, otwarci, bardzo rodzinni ludzie... no ale każdy lubi co innego :spoko


zbyt wiele warunków ograniczających konkurencję i wskazujących z góry zwycięzcę!
To niezgodne z ustawą o zamówieniach publicznych!!! :haha: :haha: :haha: :haha:

Camper Diem - 2011-11-18, 10:15

Zbigniew Muzyk napisał/a:
plynac promem niewiele sie zyskuje czasowo a koszt promu duzy.

jak liczyłem koszty autostrad dla "batorego" to mi wyszła oszczędność ledwie kilkuset złotych. a przy okazji można odwiedzić 2-3 miasta w Italii, przeżyć przygodę na promie, no i w Patras wysiada się z auta prawdziwie wypoczętym :ok

Zbigniew Muzyk napisał/a:
Co planujecie w 2012 roku,wasze wyjazdy sa ciekawie dopracowane,my ttroche sie przygotowujemy,ale nie trzymamy sie sztywno trasy.Moze koniec czerwca Rzym i Toscania,

Grecję zaplanowaliśmy co do dnia, z małą tylko improwizacją, ale byliśmy ograniczeni datą wypłynięcia promu, a jako że to dziewiczy rajd po Peloponezie nie chcieliśmy za dużo przegapić. kolejne wyprawy na Peloponez, jeśli się odbędą, będą już improwizowane :ok

w przyszłym roku chcielibyśmy odwiedzić Toskanię, planowany wyjazd 29.06. trasa "must see" opracowana, z noclegami mniej więcej, zostawiamy sobie ciut więcej swobody niż w Grecji ;)

zobaczymy, może nasze drogi się gdzieś tam skrzyżują :?: :spoko

darboch - 2011-11-18, 13:15

affa napisał/a:
MILUS napisał/a:
Zbigniew Muzyk napisał/a:
................Po pobycie w Grecji i na Peloponezie nigdzie nie ma takiej swobody jak tam.....................


Jest wiele miejsc na świecie gdzie mozna czuć się swobodniej ........... :bajer

wiadomo, że każda pliszka swój ogonek chwali ;)

mimo wszystko myślę, że niełatwo byłoby wskazać miejsce równie przyjazne kamperowiczom lubiącym kąpiele w ciepłej morskiej wodzie, słońce, wino, oliwę i południowe owoce... postoje i noclegi na plaży, wspaniali, otwarci, bardzo rodzinni ludzie... no ale każdy lubi co innego :spoko


odzew był na stwierdzenie, że "nigdzie nie ma takiej swobody jak tam" natomiast co do reszty masz zupełną rację...mieszkałem tam swego czasu 2 lata i zgadzam się z Tobą choć za ich beztroskę płacą dziś konkretną cenę...

MILUŚ - 2011-11-18, 14:41

affa napisał/a:
.............. wspaniali, otwarci, bardzo rodzinni ludzie... no ale każdy lubi co innego :spoko


No właśnie............chodzi mi o tych "bardzo rodzinnych " :bajer
Cała frajda przez dwa / najmniej !!!/dni nie widziec w ogóle ludzi :bigok
Większośc Norwegii , część Danii czy Szwecji taka jest .......... :bigok
I to są miejsca gdzie można czuć się naprawdę swobodnie w kontakcie z dziką naturą

:spoko

Camper Diem - 2011-11-18, 16:14

darboch, Milus
naprawdę sądzicie, że Basia chciała tak wprost zestawić Peloponez z dziką Północą, udowadniając wyższość Zajączka nad Mikołajem? to oczywiste, że porównuje ciepłe kraje :ok


MILUS napisał/a:
Cała frajda przez dwa / najmniej !!!/dni nie widziec w ogóle ludzi

ale jak poznać kraj nie poznając ludzi :?:

MILUS napisał/a:
można czuć się naprawdę swobodnie w kontakcie z dziką naturą

w poście Basi nie było słowa o dzikiej naturze :roll:

i napisałem już, że każdy lubi co innego :spoko

darboch - 2011-11-18, 16:43

affa, z mojej wypowiedzi wnioskujesz, że chcę coś zestawiać...nic bardziej mylnego...ja lubię jedno i drugie :bigok
Camper Diem - 2011-11-18, 16:53

darboch napisał/a:
affa, z mojej wypowiedzi wnioskujesz, że chcę coś zestawiać...nic bardziej mylnego...ja lubię jedno i drugie :bigok

faktycznie to MILUS, sorry ;)

MILUŚ - 2011-11-18, 17:29

darboch napisał/a:
...........ja lubię jedno i drugie :bigok


A ja nie................ ostatni raz w tych rejonach byliśmy.......... w 2006 roku .
Myślę ,że raz na zawsze / albo przynajmniej na baaardzo długo / wyleczyliśmy się z rodziną z gorących krajów .Przestały nam odpowiadać te"klimaty" w przenośni i rzeczywistości ,Nawet pies nam jest wdzięczny :bigok
Ale to temat innego wątku ........... nie zaśmiecajmy affie relacji z Grecji :bigok

:spoko

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-11-18, 19:14

Nim sie zastanowilam co kto napisal,co mam napisac a tu dyskusja na forum niemala.Niestety nie wiem jak sie pisze te wasze powtorzenia,napisze wprost.Affa to byla nasz piekna podroz ,cieple morze,dziekuje ci za obrone.Mialam rowniez na mysli camperowanie poza cempingami.Kazdy lubi cos innego.My za pozno poznalismy smak camperowania/dawno temu mielismy 3 modele n-126p z niewiadowa/,ale w planach nie ma krajow polnocy Europy.W 2010 marzec,kwiecien Wlochy,Sycylia 6500km.Trasa wzdluz adraiatyku do Alberobello,przebicie na morze tyrenskie,cala Sycylia,w drodze powrotnej wybrzeze Amalfi,Rzym,Pitigliano,Orvieto,i kilka malych miast Toscani,koniec w Bibione. Jesienia 2010 Hiszpania trasa poludniem europy do Granady,powrot czesciowo twoja trasa romantyczna,najladniejszy byl Dinkelbuhl,ty chyba tam nie byles,no i wreszkie trafilismy w Pradze na Krizikowa Fontanne./musze tam pojechac z wnukami/.2011 wiosna i jesien Balkany ,roznymi trasami.4 duze wyprawy,ale Peloponez byl piekny,swobodny,bezpiczny,duzo camperowiczow do towarzystwa,wazne zwlaszcza na noc.Pozno w 2012 konczy sie rok szkolny,tak jak piszesz 29 czerwca.My chcemy dojechac powtornie droga Amalfi,no i pani Ewa pod Rzymem.Teraz jest relaja na forum i tez chwala ten stielplatz.Dalej nie umiem wklejac zdjec,dzieci sa bardzo zajete 1 i 4 klasa,a u ciebie jakie klasy/pozdrawiam Barbara
Camper Diem - 2011-11-18, 19:27

Zbigniew Muzyk napisał/a:
powrot czesciowo twoja trasa romantyczna,najladniejszy byl Dinkelbuhl,ty chyba tam nie byles

zatrzymaliśmy się, ale faktycznie chyba nie zwiedziliśmy, nie wiem dlaczego, może Duduś pamięta?


Zbigniew Muzyk napisał/a:
Dalej nie umiem wklejac zdjec

poczytaj to http://www.camperteam.pl/forum/viewtopic.php?t=328

Zbigniew Muzyk napisał/a:
dzieci sa bardzo zajete 1 i 4 klasa,a u ciebie jakie klasy

pierwsza i druga

darboch - 2011-11-19, 11:12

Zbigniew Muzyk napisał/a:
Affa to byla nasz piekna podroz....dziekuje ci za obrone.Mialam rowniez na mysli camperowanie poza cempingami.Kazdy lubi cos innego.


Nie za bardzo rozumiem o jaką obronę chodzi :bajer ...ja np. również miałem na mysli tylko i wyłącznie kamperowanie poza kempingami. Poprostu Pani Basiu Grecja jest cudowna ale to nie jest jedyne miejsce gdzie jest pełna swoboda...

"każdy lubi coś innego" zgadza sie :!: Mamy jednak wspólny mianownik...chcemy dobrze wypocząć... :spoko

Aulos - 2011-11-20, 00:58

Babaffa - Affa, jakoś przegapiłem Waszą relację i teraz ogarnia mnie wstyd. Czytałem "Was" na raty przez kilka dni i jestem pod wrażeniem, zarówno samej wyprawy, jej przygotowania i realizacji, jak i relacji z podróży. Włożyliście w nią ogrom pracy, która przyniosła imponujący efekt.
We mnie Wasza relacja wyzwoliła ambiwalentne odczucia: z jednej strony, przedstawiliście Grecję tak atrakcyjnie, że koniecznie chciałbym się tam wybrać, z drugiej jednak strony, tak zżyłem się z Waszą relacją, że właściwie już tam byłem. :szeroki_usmiech
Ten wirtualny toast :pifko niech będzie tylko skromnym wyrazem uznania. :spoko

Roza - 2011-11-20, 07:43

Aulosie, dziekujemy za mile slowa! Wlasnie o wywolanie efektu "podrozy wirtualej" u czytelnika nam chodzilo :spoko
Pawel1o - 2012-12-29, 18:55
Temat postu: Pozdiękowaniahttp://www.camperteam.pl/forum/images/smiles/CT
Dzięki serdeczne za tę relację. Pojechaliśmy trochę Waszymi śladami.
Pozdr.
Paweł

Link do mojej wędrówki po Grecji:)
http://forum.karawaning.p...peloponez-2012/

Camper Diem - 2012-12-30, 14:26

Paweł przeczytałem Twoją relację. z przyczepą jest trochę inaczej niż kamperem, ale najważniejsze że podobało Ci się tak samo jak nam :wyszczerzony:

a Twoje promowe perypetie na trasie IT-GR zmuszają do głębokich przemyśleń odnośnie planowania trasy promowej na Peloponez :shock:

pozdrowienia :spoko

buba - 2012-12-31, 02:16

Roza, piékna relacja :) :spoko

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group