Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Dania - Dania. W krainie Hamleta

dobek44 - 2011-08-31, 09:02
Temat postu: Dania. W krainie Hamleta
Dania wita nas chłodem. Jeszcze z promu oglądamy panoramę zamku Helsingor. Postanawiamy przejechać północnym brzegiem Zelandii. Kierujemy się Nordre Strandvey na Gilleleje. Droga prowadzi brzegiem, ale wszystkie parkingi oznaczone znakiem zakazu kaperowania.
dobek44 - 2011-08-31, 09:37

Brzegiem morza toczymy się w poszukiwaniu postoju. I nic. Mijamy jakiś kompleks leśny, owszem parking piękne, ale nie dla kamperów. Za to w miasteczkach bardzo wiele parkingów ułatwiających dojście do sklepu. Jedziemy 40-tką budząc lekkie zdenerwowanie Duńczyków. Docieramy do Hundested i od razu na marinę. Owszem jest. Z prądem i wodą za 40 DKK. Ale miejsce (asfaltowe w kałuży do padało) dla 4 kamperów, a 3 już stoją. Nie będziemy się dostawiać, by mieć metr na wyjście.
Jedziemy teraz na południe. W Lynaes jest w ostateczności kamping. W samym miasteczku jadąc główną ulicą co rusz spoglądamy w prawo w boczne zaułki. Mignęło morze. Skręcamy. Strandlodden kończy się piękną polaną tuż nad brzegiem. Od zabudowań oddziela nas żeglarski hangar i jakieś szopy. Znów nocujemy nad brzegiem. Niestety pada.

dobek44 - 2011-08-31, 17:54

Kopenhaga. Mija czwarty tydzień podróży. Czas pokampingować. Mamy wybrany Hundige Strand pod Kopenhagą. Specjalny dla psów. Kamping określający się jako ten ze 100-letnią tradycją jest jednak przereklamowany. Na 6 gniazdek w 4 nie ma prądu. Toalety za małe jak na tę liczbę gości. Liczba psów duża, toteż przy wyprowadzaniu dochodzi do konfliktów między nimi. A spacer oznacza wyjście na ulicę mini chodnikiem, bo obok pędzą rowerzyści i mini skutery. Po 400 m. jest dość duże pole, gdzie Kama może pobiegać. Ale mnogość zapachów powoduje, że pies zajmuje się wyłącznie ich sprawdzaniem.
Po pierwszym dniu spotykamy naszych, którym ukradli rowery. Pojechali w dwa pod market, spięli i poszli. Gdy po pół godzinie wrócili, rowerów nie było.
Jak wyjaśniono w recepcji to w Danii b. powszechne zjawisko. A skradzionych rowerów policja nie szuka. Zresztą kto by je znalazł w milionie innych.

dobek44 - 2011-08-31, 19:47

Wjazd do miasta okazuje się super łatwy. Nie ma problemu z parkowaniem, samochodów mało, bo wszyscy na rowerach. Parkowanie na ulicach bezpłatne 1 lub 2 h. Określa to znak. Wykłada się za szybę tekturowy parkometr, były kiedyś takie w NRD. Ustawia godzinę postawienia auta i to wszystko.
Na początek przyglądamy się zamkowi Christiansborg. To siedziba parlamentu, a także rządu Danii. Potem druga atrakcja – Frederiksborg. To muzeum historyczne z portretami i zabytkowymi meblami. Zajrzeliśmy oczywiście do pałacowego kościoła (wspaniała nawa). Obejrzeliśmy fontannę Neptuna stojącą na dziedzińcu. Trzeci pałac to Amalienborg, obecna siedziba królowej.
Podziwiamy słynną syrenkę chyba zawsze otoczoną tłumem turystów i liczne kanały Kopenhagi. Pod tym względem bliska jest Petersburgowi. Ruch na kanałach duży, choć niektóre z mostów niesamowicie niskie.
W pewnym momencie jadąc ulicą natykamy się na wiadukt o wysokości jak informuje znak – 3,40 m. Przejeżdżamy pod belką i czujemy jej delikatne szuranie po dachu. Pod wiaduktem suniemy niesłychanie wolno. Uff, przeszedł.

dobek44 - 2011-09-01, 14:08

Tak wygląda wnętrze zamku Frederiksborg. Przy jego odbudowie po pożarze najbardziej pomógł Carlsberg. Przewalczył ustawę, że do każdego sprzedanego piwa odłoży 1 koronę na kulturę.
dobek44 - 2011-09-01, 14:36

Odpuszczamy wizytę w Tivoli. To dla rodzin z dziećmi, ale Kama preferuje spacery niż karuzelę. Za to nie zapominamy o Carlsbergu. Wjeżdżamy przez słynną bramę słoni na dziedziniec muzeum. Słynny producent piwa jest dziś obok Maerska największym sponsorem i mecenasem kultury duńskiej. W wielu placówkach są informacje o charytatywnej działalności browaru. Muzeum poświęcone jest historii browaru, pokazuje stare maszyny i zdjęcia fabryczne. Obejrzeć można kolekcję butelek Carlsberga z całego świata. Atrakcją są stare samochody dostawcze z logo firmy. Browar założony przez Jacobsena ponad 160 lat temu jest dziś jednym z filarów gospodarki duńskiej. Na koniec zwiedzania każdy z gości ma możliwość skosztowania dwóch szklanek piwa. Służą do tego kupony będące częścią biletu wejściowego.
Skorpion - 2011-09-01, 14:43

Mam jedno z tym zwiazane pytanie dotyczase browarka .Czy bedac juz w Kobenhagen probowales piwka Tuborg Elephant czarny??
dobek44 - 2011-09-01, 15:24

To jest tak. Kupon opiewa na 4 różne piwa do wyboru. Możesz wybrać dwa, które dostajesz w szklance albo plastikowym kubku. Przewodnik wycieczki która stała obok poradził wziąć takie których nie ma na polskim rynku. I tak zrobiliśmy. Tyle, że potem na dole w knajpce dokupiliśmy już kolejne i... zapomniałem co było na początku. Było coś ciemnego, ale daj Bóg, zapomniałem. Tuborg jest częścią Carlsberga, który kontynuuje produkcję.
Skorpion - 2011-09-01, 15:38

A zaluj to piwo zwala z nog i nie jest nigdzie exportowane 4 piwka i lezysz jak niemowlak :diabelski_usmiech :diabelski_usmiech :spoko :-P :-P
dobek44 - 2011-09-01, 16:41

Tak, przewodnik wspominał o nie eksportowanym piwie
Skorpion - 2011-09-01, 16:48

a jest to wspaniale piwo zareczam bylem do niego na poczatku namowiony przez dunczyka i za kazdym razem gdy tam zawitam do niego to nie kupuje innego piwa
dobek44 - 2011-09-01, 17:03

Zapamiętam nazwę :spoko
Skorpion - 2011-09-01, 17:11

jest kilka tuborg-ow ale wedlug mnie czarny jest najlepszy i umie sponiewierac :spoko :spoko
dobek44 - 2011-09-01, 17:53

Pobyt w Kopenhadze kończymy w Christianii. Wolne miasto b. hippisów za murami. O historii każdy może przeczytać na necie. Docieramy Prinsessegade, kampera stawiamy nieco w lewo nad kanałem. Nie zabieramy Nikona (uprzedzono nas o zakazie fotografowania w Christianii). Natomiast Kama idzie na krótkiej uprzęży. Wchodzimy przez narożnikową bramę witani przez brudnego młodego człowieka zbierającego drobne kwoty. Po lewej czynne jest muzeum sztuki, gdzie prezentowane są dzieła produkowane przez mieszkających tu artystów. Nieco dalej bistro. Wszystkie mury (b. koszary) gęsto pokryte grafitti.
Christiania znana jest z produkcji rowerów typu ryksza towarowa. Na przednim kole montowana jest skrzynia ładunkowa.
Nam najbardziej podoba się fotel wykonany całkowicie w metalu. Oparcie i siedzenie wyłożone są gumą z bieżnika starej opony. Wokół sporo rzeźb. Dużo też zieleni.
Dochodzimy do głównej alei (samochody tu nie jeżdżą). Po lewej otwiera się przed nami widok niczym z Mad Maxa. Pełno tu złomu, na środku w beczce pali się ogień podtrzymywany przez dwóch brudnych i zarośniętych mężczyzn. Jeden z nich podchodzi do nas. Odruchowo ściskamy kurtki.
Intruz pokazuje na psa i mówi czystą angielszczyzną, że ma podobnego. I może pokazać. Kiwamy głową, intruz cofa się i po chwili pojawia się z namiastką wilczura. Klepie nas po ramieniu i pyta skąd jesteśmy. OK. – powiada, only no photo.
Kilkadziesiąt metrów dalej dostrzegamy bazar. Kupić można produkowane w Christiani wyroby sztuki: kolczyki, bransolety, odzież dzieci-kwiatów. Nawiązujemy rozmowę ze starszą panią. Opowiada o tragedii Oslo, a pytana o przyczyny szczegółowo przedstawia sytuację polityczną Norwegii.
Kupujemy wełniane figurki kota Garfielda po 20 DKK sztuka.
Nieco dalej hala pełna sprzętu technicznego. To co Duńczycy wyrzucają, trafia tu i po regeneracji jest odsprzedawane. Lodówki, pralki, telewizory, ale też ręcznie produkowane narzędzia ogrodowe. I sporo klientów.
Wychodzimy. Ktoś uruchamia małą kawiarenkę. Wokół biega kilka psów, ale żaden nie jest agresywny. Na alejkach coraz więcej turystów. Zresztą dla nich pracuje jeden z mieszkańców Christianii. Oprowadza za drobną opłatą i objaśnia historie powstania tego zakątka Kopenhagi.
Wsiadamy do kampera. I stwierdzamy, że był to najciekawszy punkt pobytu w Kopenhadze. Christiania uległa komercji. Najlepszy dowód, to filmowa sceneria z płonącą beczką i groźnymi postaciami wokół.
Na ulicy bosy człowiek pyta, czy potrzebujemy czegoś. – No, thanks!

dobek44 - 2011-09-02, 09:23

Wyjeżdżamy z Kopenhagi drogą 152 na północ. To tzw. riwiera duńska. To w tych okolicach jest dom słynnej Alicji z powieści Chmielewskiej. Droga biegnie nieustannie ciągnącą się plażą. Odkrywamy wiele miejsc postojowych z których oglądać można panoramę zachodniego Bałtyku. Przed Helsingor skręcamy na drogę nr 6 i przez Roskilde wpadamy do Koge. Droga nr 9 doprowadza nas do Kalvehave. Długim mostem przeprawiamy się na wyspę Moen. Dziewiątka doprowadza nas do Stege. W biurze IT tuż przy dworcu autobusowym odbieramy duży plik folderów. Nasz cel to klify na wschodnim wybrzeżu Moen. Sięgają po 130 m wysokości i zaliczane są jako najpiękniejsze klify nad Bałtykiem. Na miejscu znajduje się GeoCenter, placówka dydaktyczna, gdzie można obejrzeć historię klifu.
Jedziemy drogą 287. Wąsko, ale asfaltowo. W każdej wiosce po 4-8 progów, co powoduje że zwalniamy mocno w trosce o „porcelanę” z tyłu. 2 km przed metą asfalt zamienia się w gruntową drogę biegnącą lasem. Ale jest twardo i szeroko. Widać ruch tu duży. Wjeżdżamy przez bramkę z barierką (będą z nią problemy później) na obszerny parking.
Stąd prowadzą szlaki na klif. Wybieramy ścieżkę nr 4. Do przejścia jest 2,7 km. Potem okaże się, jak da nam w kość.

dobek44 - 2011-09-02, 20:56

Idziemy brzegiem urwiska ok. 1300 m. Potem trzeba długo schodzić skosem schodami w dół. Widok z dołu jest imponujący. Wysokie kredowe ściany. Wszyscy zwiedzający szukają amonitów, które podobno znajduje się tu bardzo często. Jedni na brzegu, inni wydłubują z kredy. Przechodzimy brzegiem morza 1300 m i… zaczynamy się wspinać schodami w górę. Idziemy, idziemy i… końca nie widać. Tych stopni jest ponad 400. Na szczęście są po drodze małe platformy z ławkami, gdzie można odpocząć. A korzystają z nich prawie wszyscy. Różnica między poziomem morza a szczytem wzgórza to 130 m. Idzie się prawie pionowo. Decha zapiera. Wreszcie stajemy na górze. Czym prędzej do kampera. I kawa. Plus znakomite duńskie makaroniki. 0,5 kg za 5 DKK. Kupiliśmy ich parę paczek i znikały w szybkim tempie.
Po kawie zbieramy się do wyjazdu. I wtedy dostrzegam tablicę: wyjazd 15 DKK. OK. Podjedzie się i zapłaci.
Obserwacja bramki pokazuje coś innego. Żadnego ciecia. To automat otwiera bramkę. Trzeba wrzucić te 15 koron i barierka idzie w górę. Tyle, że my mamy drobnych jedynie 10 koron, reszta w setkach. A zmienić nie ma gdzie. Automat owszem przyjmuje karty, ale po doświadczeniach z dystrybutorami nie chcemy ryzykować. No i jesteśmy w pułapce.
Stajemy z boku prostopadle do wyjazdu i obserwujemy co robią inni. Podjeżdża Duńczyk niebieską Corsą. Ruszamy za nim, ale stajemy 5 m z tyłu. Tymczasem Duńczyk podjeżdża pod barierkę i nic. Stoi. 1, 2 minuty. Wreszcie wysiada z auta, cofa się i przygląda automatowi z miną jakby oglądał sondę marsjańską. Wychylam głowę i krzyczę: You must pay.
Odwrócił się, podchodzi. Pyta czy mogę się cofnąć bo on musi zjechać. Nie mogę, bo za mną już stoją 4 auta. Masz drobne – pytam. Nie ma. A kartę masz? Nie ma.
Ale wraca z powrotem, grzebie w kieszeniach i zaczyna wrzucać monety. Wrzuca i dusi… guzik zwrotu. Monety sypią się, że aż u nas słychać. I tak w kółko. Otwierają się prawe drzwi i wysiada biało ubrany wieloryb. Oboje teraz wrzucają monety, które natychmiast wracają do właściciela. Po jaką cholerę oni duszą ten guzik.
Nagle barierka podnosi się. Nie nadążyli z wrzucaniem i automat przyjął część monet. Barierka w górze, a oni nadal wrzucają, bo stoją tyłem i nie widzą. Trąbię. Odwracają się i patrzą czemu trąbię. Wychylam się i krzyczę: Goooo!
Odwrócili się. Aha, otwarte. Wsiadają. W momencie gdy Corsa zatrzaskuje drzwi dajemy całą naprzód. Spod przednich kół sypią się strugi żwiru. Kiedy Corsa rusza zderzak kampera znajduje się 10 centymetrów za jej kufrem. Przelatujemy pod barierką w charakterze… przyczepy campingowej. Jak to mówią, jak się nie da, to trzeba sposobem.
Zawstydzony Duńczyk oddala się w błyskawicznie. Ale trafił się nam wyjątkowy łoś. A Ci z tyłu. Nawet nie zauważyli.

dobek44 - 2011-09-04, 09:18

Wracamy z klifu tą samą drogą, ale w Stege skręcamy na 287. Jedziemy przez wyspę Bogo i wjeżdżamy na E56 pięknym ślimakiem. Uwagę zwraca grupa kamperów stojąca tuż nad brzegiem zatoki. Mają piękny widok na zachodzące słońce. Dla nas to zbyt wcześnie. Jedziemy przez Falster na Lolland. Tu mamy upatrzony cel – safari Knuthenborg Park.
Ale dorga trochę pechowa, bo zupełnie bez CPN-u. A tu paliwo się kończy. Znów jedziemy autostradą, tak że nudno straszliwie. Nagle pojawia się znak – tunel za 5 km. Nie ryzykujemy. Zatrzymanie kampera w tunelu jest zbyt niebezpieczne. Zjeżdżamy w boczną drogę i uruchamiamy rezerwową 10-tkę. Na niej dojeżdżamy późnym popołudniem pod bramę parku, by sprawdzić godziny otwarcia.
Jedziemy do niedalekiej osady – Bandholm. Na rozwidleniu automatyczna stacja. Ulga, tankujemy full po 10,31 DKK i jedziemy na nocleg. Marina prezentuje się godnie. Pusto. Obok znak kampingu. Ostatecznie decydujemy się na kamping. Wita nas starszy człowiek, pokazuje gdzie stanąć. Część pola jest zalana wodą po ogromnych ulewach jakie tu przeszły podobno. Jest prąd, woda, serwis. Nocleg 120 DKK, ale kasuje 100.
Rano pomaga w uzupełnieniu wody. Kiedy mówimy o celu podróży znika. Przynosi dwa karnety upoważniające do 40% zniżki przy wjeździe na safari. Wow, wygraliśmy. Ma umowę z hrabiostwem Knuthenborg, że kto u niego zanocuje, dostanie rabat w parku.
Pod bramą parku stajemy przed 9-tą. Jesteśmy piątym autem w kolejce.
Wjeżdżamy przez obszerną bramę no i się zaczyna.

dobek44 - 2011-09-04, 16:53

cd. Knuthenborg Park
dobek44 - 2011-09-05, 08:48

Reguły w parku są następujące. Teren podzielono na ogrodzone strefy. Tam gdzie zwierzęta są niegroźne można wysiadać, bądź uchylać okno. Przy większych i mogących być groźnymi nie wolno wysiadać. Tygrysy są na odrębnym terenie, wjazd przez śluzę. Bezwzględny zakaz uchylania okien. Bezpieczeństwa w wielu punktach strzegą samochodowe patrole wyposażone w broń usypiającą. Polecamy jazdę małpo busem. Traktor ciągnący przyczepę wjeżdża do sektora małp, a te obskakują wagonik, Pasażerów oddziela jedynie gruba płyta plexiglasu. Przy wsiadaniu każdy dostaje garść suchego pokarmu, którym może karmić małpę przez lejkowaty otwór. Atrakcji dorzuca grupa pawianów skacząca po dachu wagonika.
Na terenie parku zjedliśmy obiad. Są w tym celu specjalne polany wyposażone w stoły i ławki ustawione w cieniu starodrzewu.
Ubawiliśmy się lemurami, które chodzą pomiędzy gośćmi i wypatrują owoców.

dobek44 - 2011-09-05, 20:58

Safari to już ostatni etap naszej podróży. Mkniemy do Rodby, gdzie po 15 minutach stoimy na pokładzie promu odpływającego do Puttgarten. Płacimy 647 DKK i po 45 minutach prom o nazwie Schleswig-Holstein wyrzuca nas na wyspie Fehmarn. Teraz po opuszczeniu promu długa kolumna kamperów jedzie prawym pasem, osobówki mkną lewym. E22 docieramy nad brzeg jez. Schwerin, gdzie przy brzegu znajdujemy pustą polanę.
Nazajutrz E55 omijamy Berlin i przez Świecko wjeżdżamy do kraju. O 19-tej stajemy pod domem. 5-tygodniowa wędrówka zakończona.

dobek44 - 2011-09-05, 21:00

Podsumowanie: Jadąc z Poznania przez S. Petersburg, Rovaniemi na Nordkapp i dalej na Lofoty do Alesundu, Oslo i Kopenhagi przejechaliśmy przez 35 dni 9800 km. Zużyliśmy 880 l. ON, czyli średnia to 9 l/100 km. Dolaliśmy litr oleju pod koniec trasy. Straty dodatkowe: podrapana alkowa i lewy bok, dwa stłuczone talerze. Na campingach nocowaliśmy jedynie w ostatniej fazie podróży. Przez 5 tygodni nie włączyliśmy TV ani radia. Po co? By usłyszeć 3 odwieczne tematy. Ka, Sm i JK. Przeczytaliśmy 4 książki. I to był wspaniały relaks. Słyszeliśmy jak rano ptaszki biegają po dachu, słyszeliśmy krople deszczu, przez 24 h dobiegał krzyk mew. Nie interesował nas kraj. Kilka razy połączyliśmy się przez Wifi by odebrać maile. Kontakt z domem tylko SMS-owo.
Ze zdziwieniem obserwowaliśmy turystów z D i NL zawzięcie kręcących antenami, by złapać sygnał Astry czy Hotbirda. A potem zamykających się szczelnie w swych puszkach zasłoniętych sreberkami. Nasze okna były całą dobę odchylone. Co za uczucie – poranne słońce zaglądające do sypialni. Natura była na wyciągnięcie ręki. Zadziwiająca przyroda Lofotów czy Złota Droga. Grille i zapach dymu. Paprocie rosnące parę metrów od nas. Brodzenie w falach oceanu. Byliśmy namierzeni przez mewy, które usiłowały coś ukraść, ale Kama dzielnie je odpędzała. To setki podejmowanych decyzji, gdzie skręcić, gdzie uzupełnić rezerwy. Do tego dziesiątki wymienionych informacji z Niemcami, Włochami, Czechami, Norwegami czy Duńczykami. I wspaniałe wrażenia z muzeów. W domu leżą 4 albumy najbardziej atrakcyjnych zdjęć i 30-minutowy film z S. Petersburga.
Zaskoczeniem było spostrzeżenie tego, czym ludzie wędrują po świecie. Zapamiętaliśmy Hondę Gold Wing z przyczepką, quada pickupa, quada z przyczepką, rowery o najrozmaitszej konstrukcji pozwalającej na jazdę prawie na leżąco, Harleye, dziwne konstrukcje kamperowe. No i pieszych maszerujących po 50 km dziennie w słońcu i deszczu. Z dala od ludzkich siedzib.
Będziemy długo to lato wspominać.

WHITEandRED - 2011-09-14, 19:25

:spoko
dobek44 - 2011-09-14, 21:15

WHITEandRED, Naprawdę Twoje notatki były nam mocno przydatne. Była to bowiem pierwsza tak wielka podróż. :spoko

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group