Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Rumunia - Pies czy anioł ? Przygoda w Transylwani :)

STRUSIE - 2011-11-15, 19:45
Temat postu: Pies czy anioł ? Przygoda w Transylwani :)
Pies czy anioł ?

Listopad to dobry czas na wspomnienie lata .
Opowiem więc przygodę jaką przeżyliśmy podczas naszej podróży do Rumuni .
Jedziemy więc na tak zwaną swobodną włóczęgę - jak to nazwał bodajże Tadeusz .
Taka swobodna włóczęga właśnie , ma zalety i wady . Wady to ( w moim przypadku )słabo przygotowana trasa - ominołem kilka
ciekawych turystycznie miejsc . A zalety to nieoczekiwane przygody .
Czy naszą przygodę mogę zaliczyć do atrakcji ? .....no nie wiem , ale posłuchajcie .
Jechaliśmy naszym Masterkiem - to znaczy ja i moja towarzyszka podróży ,z okolic miasta Cluj Napoka na północ przez krainę
Transylwania
Oczywiście jechaliśmy drogami drugo i trzeciorzędnymi obserwójąc okolice i przyglądając się ludziom , domom , ogrodom
i co tam jeszcze nasza ciekawość chciała zobaczyć .
Tu trzeba powiedzieć że Rumunia oglądana ta wiejska - daleko od drogi , jest nawet całkiem egzotyczna .
Domy bardziej kolorowe , charakterystyczne zdobienia - dachy niebanalne , ładne , obróbki , wycinanki .
To wszystko wypracowane , a jednak podniszczone - stare . W każdym prawie ogródku , drób przydomowy . Wydziobana ostatnia
trawka .
Widać ludziom tu się nie przelewa .
Jeszcze bardziej egzotyczni są cyganie . Mieszkają przeważnie na końcu wsi . Ich domy - a właściwie domki są tak biedne
że już biedniej nie można sobie wyobrazić . Dzieciaki cygańskie - co daje się zauważyć , nie są myte , ale i nieczesane .
Na ich głowach to przeważnie zfilcowany kołtun .
Wierzcie - nie przesadzam .
Tyle spostrzeżeń .
A więc jedziemy , jedziemy , a jak się zmęczymy i zgłodniejemy to szukamy fajnego miejsca na postój .
Takie miejsce to musi być najlepiej gdzieś przy lesie , przy jakiejś wodzie , z widokiem na góry , z szeroką perspektywą .
Szukamy takiego osłoniętego od drogi , oddalonego aby słyszeć odgłosy przyrody , a nie samochodów .

Było już trochę po południu i postanowiliśmy znależć miejsce na odpoczynek .
W zamiarze było również ugotowanie obiadu .
Takie miejsce - fajne , wyszukałem zjeżdżając z drogi daleko za wsią .
Polna droga kręciła wśród łanów kukurydzy i czegoś tam jeszcze ( nie pamiętam )
Dojechałem do niedużej rzeki i przejechałem ją brodem . Trochę było stracha , ale co tam i udało się
Warto było przeprawić się , bo miejsce rzeczywiście ładne
Dookoła łąki , za nami zarośla i drzewa nadrzeczne , a przed nami perspektywa gór .
Tu sobie pobędziemy trochę .
Wciągam stolik i fotele , czajnik z wodą na gaz .
Godzinę wcześniej w sklepie kupiłem żeberka na obiad .
Poprosiłem panią w sklepie o dwa paski , ale były bardzo długie i jeden by wystarczył .
Pani wrzuciła na wagę , a je już nie chciałem zmieniać zamówienia , bo to i język trudny ten Rumuński .
Tak więc miałem tych żeberek sporą porcję . Jak się okazało miało to swoje dobre znaczenie dla póżniejszych wydarzeń .
C.D.N

STRUSIE - 2011-11-15, 20:26

Transylwania
Bim - 2011-11-15, 20:49

andrzej napisał/a:
Pies czy anioł ?


Andrzeju fajnie się zapowiada czekamy na cd :spoko

STRUSIE - 2011-11-15, 21:26

Napisałem co dalej , to i wklejam .
Przerwa bo idę do sklepu , zaraz zamkną , a mnie w gardle zaschło :)

Ciepłe popołudnie na łące u podnóża gór gdzieś w Transylwani .
Patrzę na góry ,przemierzam wzrokiem po skałach , szczytach i zieleni łąk czyli hal .
W oddali widzę kropki pasących się owiec . Widzę też pasterza - jest jak kreska , bo odległość to jakieś trzy może więcej
kilometrów .
Słychać dzwonki owiec , ale jest tak daleko że trzeba się wsłuchiwać .
Zabraliśmy się za obiad , żeberka na patelnie a następnie do gara .
Wyprodukowaliśmy całe metry sześcienne smakowitego zapachu .
I właśnie ten zapach musiał wyłapać pies pasterski - choć to przecież kilometry ....niesamowite .
Zobaczyliśmy go jak biegnie polną drogą z gór .
To był duży kudłaty pies , jakaś nieznana mi rasa bo oczy zakrywała mu skołtuniona sierść .
W Polsce widuję takie ale małe . Ten był duży i kiedy podszedł bliżej na wszelki wypadek byliśmy przy drzwiach samochodu .
Przez chwilę badaliśmy nasze reakcje , my i pies .
Nasz przybysz pociągnął znacząco nosem i zaczoł machać ogonem .
No to lody przełamane - wiemy o co chodzi .
Pies był chudy można powiedzieć zamorzony . Tak jest na Bałkanach , na całym połudziu .
To hańba , psy traktowane są tam jak rzecz . Litość bierze patrząc , poszedł bym i nakopał temu pastuchowi .
Na szczęście mamy dużo żeberek i chleba , akurat mam taki wielki bułowaty .
Jemy obiad , a z nami pies .
Po objedzie mała sjesta , my na leżaczkach , parę metrów od nas pies z pełnym brzuszkiem - leży , mordka na łapach i patrzy
na nas .
Może czeka na deser , ale na deser był arbuz . Arbuz wielki wydrążony posłużył za miskę z wodą dla gościa .
Byłem właśnie w samochodzie kiedy usłuszałem grożne ujadanie psa ...
C.D.N

STRUSIE - 2011-11-15, 23:07

Dwóch mężczyzn wyszło z łanu kukurydzy i chcieli przejść przez rzekę . Jeden był już w połowie ale się wrócił kiedy
nasz obrońca z najeżoną sierścią wyszczerzył na nich kły .
Ja zaalarmowany szczekaniem wyszedłem ż kampera i nie wiele zobaczyłem , a moja towarzyszka podróży opalała się na leżaku
i zobaczyla tylko plecy nieproszonych gości .
Sytuacja była tak niespodziewana że nie wiedzieliśmy co o tym myśleć .
Co ciekawe " nasz " obcy pies zachował się jak nasz . My byliśmy swoi , a oni byli obcy :)
Nie mineło piętnaście minut kiedy przez bród na rzece przsejechał terenowy samochód .
Wyskoczył na brzeg i popędzić chciał drogą na wprost . Kierowca zobaczył nas i na skróty przez łąkę całym gazem za
chwilę byli już przy nas .
W samochodzie było dwóch mundurowych . Ten z prawej mówił coś szybko , pytał . Ja nie rozumię odpowiadam po Polsku .
Chwila konsternacji , patrzą to na nas , to na naszego kamperka , wreszcie kapitano rzuca do kierowcy - ruszaj ( po Rumuńsku)
Pognali drogą i już zniknęli za zakrętem .
Stoimy , myślimy , nasze mózgi przerabiają informacje - analizują . Patrzymy na psa może on coś wie ?
Chyba jednak nie wie
Nagle ....załapałem , kapitano powtarzał - person ....person .
Już wiem , on nas pytał czy nie widzieliśmy tu jakichś ludzi . Person , to słowo z wielu języków .
Wszystko zaczyna układać się w sensowną całość .
Mundurowi poszukiwali tych naszych nieproszonych gości .
Patrzymy na siebie miny nam zrzedły . Wyobrażnia podsuwa różne warianty wydarzeń .
Co by było gdyby goście z za rzeki przeszli do nas ?

Objad zjedzony , czas w drogę .
Chowam fotele i stolik , krzątamy się do odjazdu . Patrzę na psa .....ale psa nie ma , zniknął jak duch .
Patrzę na góry , na hali kropki owiec . Wsłuchuję się w słabiutki dżwięk dzwonków . Wydaje mi się że słyszę szczekanie psa
Tak to nasz anioł pozdrawia nas - szczęsliwej podróży .

WODNIK - 2011-11-15, 23:45

Czytałem tę opowieść jak kryminał. Za opowiadanko leci :pifko
Na to Twoje pytanie nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi, chociaż mówi się
że dobry uczynek wobec innych, może się zwrócić z nawiązką.
Pozdrawiam i napisz jeszcze coś o Rumuni.
:spoko

pp - 2011-11-16, 09:04

czyta się jak horror! :) świetne!
chciało by się więcej ale ale Kolega jest chyba innego zdania?! :) )))

Tadeusz - 2011-11-16, 10:11

Fajnie opowiedziany epizodzik z morałem.
Brawo, Andrzeju. :spoko

Aulos - 2011-11-16, 12:56

Sympatyczna opowieść, chociaż finał mógł być mało przyjemny :spoko
MILUŚ - 2011-11-16, 15:13

Tadeusz napisał/a:
Fajnie opowiedziany epizodzik z morałem.
Brawo, Andrzeju. :spoko


A morał jest taki............uczyć się rumuńskiego :haha: :haha: :haha: :haha:
A tak poważnie ..........opowieść z dreszczykiem ...........
Bardzo dużo ostatnio bywam służbowo w Rumunii i trochę poznałem ichniejsze klimaty i myślę ,że mogło być "ciekawie " gdyby nie.............pies a może........anioł ;)

:spoko

darboch - 2011-11-16, 15:37

andrzej, gratulacje za opis a ja osobiście proszę o więcej zdjęć :bigok
MILUŚ - 2011-11-16, 17:36

darboch napisał/a:
......... a ja osobiście proszę o więcej zdjęć :bigok


Zdjęć Rumuni? Służę..........................

STRUSIE - 2011-11-16, 19:07

Dziękuję za uznanie :)
Myślę że nie tylko ja miałem przygody podczas kamperowania
Zachęcam innych do opisywania ciekawych przygód .
Piszcie co wam się przydarzyło w podróży .
Na pewno coś się znajdzie w pamięci .
Pozdrawiam .
Niestety co do zdjęć z Rumuni , to słabo bo fotografowałem w większości komórką i to wszystko padło :oops:

Kotek - 2011-11-16, 19:36

Fajnie opowiedziana historia, rzeczywiście czytało się z zapartym tchem.
:spoko :spoko :spoko :kwiatki: :kwiatki: :kwiatki:

zibikruk - 2011-11-16, 19:40

Andrzej, ładnie opisane.
Sięgnij pamięcią i napisz coś więcej o Rumunii. :spoko

STRUSIE - 2011-11-17, 08:33

Jeszcze raz dziękuję za uznanie .
Zibikruku , napisał bym więcej , ale przygód tego typu nie miewam często :)
Myślę że długie wieczory taj jesieni i zimy , będą dobrym czasem na pisanie wspomnień .
Potrzebna będzie tylko chęć , czego sobie i Wam życzę :spoko

WHITEandRED - 2011-11-19, 11:57

:spoko
STRUSIE - 2011-11-20, 14:06

Zdjęcia podczas wyprawy robiłem telefonem Nokia C7 . Dałem się nabrać czarowi tej mojej nowej zabawki . Zdjęcia wysokiej rozdzielczości przegrałem do laptopa .
Niestety są one w programie OVI i nie umiem ich przegrać , przesłać czy zapisać w innym miejscu .
Te trzy umieszczone , zrobione są moim niezawodnym Nikonem o przyjaznej , prostej obsłudze :)
Ale nie wszystko stracone , obserwuję postępy mojego 7-letniego wnuczka Kubusia w temacie komputera i myślę że za rok dwa , pomoże mi umieścić je w mojej relacji .
Morał może być jeszcze taki , zabawki - zwłaszcza elektroniczne najlepiej oddać dzieciom :)

STRUSIE - 2012-01-20, 11:31
Temat postu: niedziwiedż , Drakula i rumuński winiak
O Rumuni można pisać dobrze i nie koniecznie dobrze , tak jak i o innych krajach . Turysta czy podróżnik z Polski zobaczy tam miejsca piękne , urzekające , ciekawe , ale i zwykłe szare czasem nudne . Ale to tak jak wszędzie .
Najlepiej pojechać tam i zobaczyć , bo warto . Ja kiedy wracam z obcych krajów mam przekonanie że Polska to piękny kraj . Ale jeżdzić trzeba , bo warto , choćby również po to - po to przekonanie :)
Koledzy którzy czytali moje opowiadanie o rumuńskim psie , zasugerowali ciąg dalszy o Rumuni .
Wahałem się czy to będzie się nadawać - to co teraz chcę opisać . Relacja z wyprawy , powinna zawierać przecież również informacje o miejscach , cenach , namiarach GPS i innych ważnych rzeczach dla czytającego .Nie zapisywałem nie fotografowałem zbyt często ze zwykłego lenistwa :(
Mogę tylko obiecać , również sobie że następnym razem dołożę starań .
Ale niech tam . Opowiem o wesołym zdarzeniu podczas naszej włóczęgi , chociaż wtedy tam w górach wcale nie było mi do śmiechu
A było tak .
Zdejmij to straszydło bo ci się w nocy przyśni - powiedziała moja towarzyszka podróży
Nie , trzeba zadbać o ducha tej naszej podróży - odpowiedziałem .
Przyczepiałem właśnie pocztówkę z Drakulą , którą kupiłem w sklepiku z pamiątkami , w jakimś miasteczku na naszej trasie przejazdu przez Transylwanię . Zmierzaliśmy w stronę granicy z Mołdawią jadąc bocznymi drogami .
Na zdjęciu hrabia miał wygląd drapieżny , patrzył na mnie świdrującymi oczami , a na jego kościstej bladej twarzy zastygł szatański uśmieszek . Odziany w czarną pelerynę przytrzymywał ją chudą dłonią z długimi palcami niczym szpony zakończone pazurami krogulca .
Ducha wyprawy można zapewnić sobie również zagłębiając się w różne tematy . Ja duży nacisk kładę na ........jedzenie . Tak , jedzenie , ale to ichnie , to co wyrosło na tych polach i łąkach . Wypasło się wśród skał , kamieni , na ziemi i żyznej i lichej . Oczywiście są w Rumuni Lidle i kebaby , Coca Cole i Mc. Donaldy - no trudno , trzeba uważać i omijać :)
Kolejny dzień zastał nas gdzieś w jakiejś miejscowości - raczej wiosce , gdzie turysta bywa nie często .
W środku tej wsi zatrzymałem samochód bo droga rozwidlała się w literę Y . Oczywiście droga nie utwardzona , obie odnogi podobne . Na mapie jest tylko jedna cienka kreska . Więc w lewo ? , cze w prawo ?
Tak się zastanawiam , aż tu grupa wyrostków podchodzi ochoczo i dawaj żebrać . Te małe cygańskie diabełki oblazły mi samochód i jeszcze chwila a przedostaną się do środka .
Sytuację ratuje duża czekolada z lodówki .Podaję przez okno , a najszybszy diabeł chwyta ją i ucieka , a za nim reszta .
Zostaje mała dziewczynka z brudną buzią i oczkami jak dwa węgielki . Wyciąga dalej rączkę .
Na szczęście mam jeszcze sezamki . Mała pcha je od razu do buzi - i miała rację , bo z za domów pędzi już niczym stado dzikich szakali ta sama banda . Widocznie rozszarpali już czekoladę i teraz wracają .
Nie wiele myśląc odpalam i wciskam gaz do oporu . Teraz już nie ma znaczenia w którą drogę - wybieram tą w prawo - jak to losem człowieka rządzi przypadek , a co by było gdyby ......w lewo ?
Teraz o tym jedzeniu .
Wieś była długa - taka ulicówka Królowej Bony , a ze trzy kilometry .
Jechałem powoli , przyglądając się ogrodom przydomowym . Taaak ja wiedziałem czego szukam :)

Krystian - 2012-01-20, 12:30

Chyba chciałeś narwać gruszek! ;)

Andrzejku pisz dalej i nie trzymaj nas w niewiedzy czy znalazłeś czego szukałeś.

STRUSIE - 2012-01-20, 12:39

Napiszę Krystianie , napiszę .
To opowieść na wesoło , kiedy ją pisałem .
Teraz jest mi smutno , a chciałbym żeby Mietek ją przeczytał .........

Skorpion - 2012-01-20, 12:44

andrzej, napewno ja przeczyta bedac tam na wyjezdzie gdzie wlasnie sie udal :( w droge bez powrotu :(
STRUSIE - 2012-01-27, 10:29

Pomidory - dojrzałe , czerwone , pełne słońca . Takie pomidory z ogródka przydomowego mają smak wspaniały i są dla mnie celem samym w sobie .
Dostrzegam kobietę - właścicielkę ogródka i domu przy końcu wsi .Zatrzymuję samochód i podchodzę do ogrodzenia . Kiwam przyjażnie głową na znak powitania , a do gęby przyklejam promięnny uśmiech , jaki udaje mi się wygenerować .
Właścicielka otwiera furteczkę i zaprasza do środka . Palcem pokazuję na krzaki pomidorów , a jednocześnie wyjmuję z kieszeni banknoty i drobne .I znowu na pomidory i na pieniądze .
Pani jest za i w niedługim czasie dostaję dużą torbę czerwonych owoców .
Żegnamy się przyjażnie , ale gospodyni coś wymyśliła bo za chwilę przynosi papierową torbę główek czosnku . Jest tego sporo i właściwie co ja zrobię z taką ilością czosnku , ale waham się krótko i kupuję . Razem zapłaciłem 25 lei , czyli ani tanio ani drogo - w sam raz .
Będzie dzisiaj wspaniała kolacja , to będzie bal , a czosnek będzie też miał swoją rolę do odegrania .
Dzisiejszego dnia wcześniej kupiłem w sklepie butelkę rumuńskiego winiaku z wytwórni w Aradzie . To 38 procentowy destylat z miejscowego wina .
Myślę że przyda się dzisiaj do zaakcętowania smaku pomidorowej sałatki .
Lecz nie tylko bałkańskie specjały nam w głowie , bo przed nami nie znana droga .
Mam nadzieję że to w ogóle jest droga , a nie tylko dojazd do pól czy pastwisk dla miejscowych rolników .

Dawno już zniknęły za nami ostatnie budynki , a przed nami droga kamienista wijąca się wśród pagórów , zagłębień i ciernistych krzaczorów .
Na początku jechało się całkiem gładko , ale z każdym kilometrem było gorzej . Prędkość spadła do dwójki , a czasami i trzeba było jechać jedynką omijając doły czy duże kamienie .
Po godzinie takiej jazdy zacząłem zastanawiać się czy dobrze robię i czy nie lepiej było by zawrócić .
Lecz tak nie lubię wracać i przecież ta droga dokądś prowadzi , gdzieś łączy się z inną drogą .
Wyrażnie teren się podnosił , czyli jechaliśmy w góry .
Było już mocno po południu , a my jechaliśmy jakby w tunelu z drzew liściastych rosnących po obu stronach drogi , więc było mroczno jak na tę porę dnia .
Za kolejnym zakrętem .....niespodzianka . Drogę zastawił samochód terenowy , a grupa ludzi z narzędziami pracuje przy usuwaniu kamieni które zatarasowały drogę .
Zatrzymuję samochód , biorę mapę i idę zasięgnąć języka .
I znowu , uśmiech na gębę i podchodzę .
Pięciu rosłych mężczyzn odzianych w peleryny i gumowe buty nawet nie raczyli spojrzeć na mnie . Trochę się stremowałem , ale nic to . Zagaduję najbliższego , pokazuję palcem na mapę i wymawiam trudną nazwę miejscowości . Spojrzał na mnie jakoś tak smutno , a na mapę wcale . Co jest ? - myślę , ale mówię tylko - ok,ok .
Wracam do samochodu bo zaczyna padać .
Czekamy , a robotnicy rozbijają duży głaz elektrycznym młotem - w bagażniku mają duży agregat prądotwórczy .
Po pół godzinie zjeżdzają swoim samochodem na bok i mogę przejechać .
Mijając ich macham przyjażnie rękom , ale oni patrzą tylko , a twarze mają jakieś blade i smutne .
Może na coś są żli , pokłócili się między sobą , albo szef ich ochrzanił ?
Atmosfera udziela się i nam , patrzę na pocztówkę przyczepioną na ścianie łazienki . Drakula wlepia we mnie złe spojrzenie . Dobrze że mam tę torbę z czosnkiem .
C.D.N.

STRUSIE - 2012-01-28, 08:52

Droga pięła się w górę , teraz szła po zboczu pasma górskiego . Z lewej strony stromy bok porośnięty lasem świerkowym , po prawej urwisko . Droga wąska , czasami tylko rozszerzenie umożliwiające minięcie dwóch pojazdów
Ale nikt nas nie wyprzedza ani nie mija , jesteśmy sami w tych górach .
Robi się wieczór , zaczyna zapadać zmrok , więc zaczynam rozglądać się za jakimś dogodnym miejscem na nocleg . Dosyć tej jazdy , wytrzęsło nas niemożebnie .
Znajduję wreszcie rozszerzenie , ustawiam się tyłem do zbocza tak aby był przejazd .
Można odpocząć .
Robimy kolację , nasze żołądki nie mogą się doczekać .
Nie będę rozpisywał się nad szczegółami , ale było naprawdę smacznie . Do tego rumuński winiak robił za przyprawę i zaostrzał apetyt .
Czosnek jedliśmy w równych porcjach , tak aby nikt z nas nie cierpiał podczas wypoczynku nocnego . Ale to się chyba nie podobało hrabiemu , bo jakoś tak patrzył zły .
A , zapomniałem napisać że jak zatrzymaliśmy się , to w miejscu tym dostrzegłem odciśnięte na wilgotnym gruncie , łapy niedżwiedzia . Pomyłki być nie mogło - czy to niedzwiedz ponieważ są to ślady charakterystyczne . W dodatku ktoś jakiś nie kulturalny przejezdny zostawił śmieci , jakieś resztki jedzenia , puszki .
Zwierzę wyczuło i było tu .
Wieczorny spacer był krótki , bo robiło się wietrznie a pierwsze grube krople deszczu mogły zapowiadać burzę . Jak to w górach , pogoda może zmienić się bardzo szybko .
Poza tym ewentualna wizyta niedziwiedzia mogła by nas zastać zbyt daleko od naszego blaszanego domku . Chociaż wiem że dzikie zwierzęta unikają ludzi ........ale .
Jest już zupełnie ciemno , wręcz czarno , ale w naszym domku jest jasno , sucho i ciepło . To są takie chwile - pewnie je znacie , to przyjemne uczucie przebywania w kamperze . Bo kto by pomyślał że można mieć swój dom w górach , zupełnie za darmo , nie budując go mozolnie , bez tej całej procedury zezwoleń , pozwoleń . Dom z widokiem za oknem , na leśny park . A za dzień , dwa , trzy ten dom będzie stał w jakimś porcie z widokiem na falującą wodę i mewy tańczące :)
Jest miło , tylko hrabia nie podziela tego nastroju .
Zmęczenie bierze górę , szykujemy spanie . Na dworze robi się niespokojnie , wiatr szarpie samochodem . Krople deszczu , to bębnią w dach , to ustają .
Kładę się i zaczynam odpływać .......
Nagle .....poziom adrenaliny skacze mi do najwyższego poziomu . Skura marszczy się stawiając wszystkie włosy na sztorc . Na krótką chwilę funkcje życiowe moich organów zatrzymują się .
Ktoś lub coś wali w szybę tylnych drzwi . Moja głowa jest właśnie przy tej szybie . Dzieli mnie tylko kilka centymetrów , a z drugiej strony ......?.
Leżę w bezruchu jakiś czas , nie wiem co mam robić , kto puka i co będzie za chwilę - czekam .
Myślę gorączkowo czym się bronić . Zerkam na towarzyszkę wyprawy - śpi , dobrze niech śpi , bo mogła by wpaść w panikę . Mijają minuty , wiatr szarpie samochodem , deszcz znowu zabębnił o dach .
Odchylam ostrożnie zasłonkę i .....w tym momencie księżyc wyjrzał na chwilę zza chmury i .......widzę łapę z długimi pazurami , jak drapie po szybie . Księżyc się chowa , a ja widzę jak ciemny kształt postaci szarpie się jakby w jakiejś konwulsji .
I znowu wali w szybę ........Co jest myślę , właściwie już nie myślę , pozostaje tylko uczucie bezsilności .
Kiedyś podczas moich wypraw rowerowych woziłem ze sobą gaz pieprzowy , na psy . A teraz mam tylko nóż do chleba .
Czekam ataku ..........ale nie nadchodzi . Mijają minuty .......wiatr jakby ucichł , deszcz też drobniejszy
Nawet nie wiem kiedy usnąłem , śniło mi się że walczę a to z niedżwiedziem , a to z Drakulą .
Rano obudziłem się z ciężką głową , czy to od nocnych wydarzeń czy to ten destylat jakiś z niedobrych winogron robiony ?
Towarzyszka wstaje wyspana radosna , ech kobieto myślę sobie , nawet nie wiesz co ja przeżyłem .
Wychodzę podekscytowany , badam grunt wokół samochodu , ślady trochę zatarte przez deszcz . A z tyłu ? ......jednak jest - na szybie są ślady , właściwie to ..........co to ? Jest coś napisane . Po Rumuńsku ? czy ....? Zatarte przez deszcz , pierwsza to B , potem ?
Podchodzi towarzyszka , zobacz - mówię . Ty w nocy spałaś , a tu ja myślałem że był niedżwiedż , ale tu był człowiek .

I to już koniec opowieści , no bo .......było tak .
Coś ty - mówi
Jak żeś wczoraj poszedł do sklepu , to ja napisałam na szybie- brudas , no tak , no wiesz - dla jaj .
Patrzę i .....ogarnia mnie śmiech .
Samochód stał blisko drzew , wichura mocno bujała gałęziami . Biorę najbliższą , przyginam , bujam a ona tłucze o szybę .
Robi się pogoda w górach , jest piękny poranek . Po śniadanku ruszamy , droga prowadzi teraz w dół .
Dojedziemy nią dzisiaj do ładnej wioski , a tam na skrzyżowaniu skręcimy w lewo według słońca na północ .
A co by było gdyby skręcić w prawo ?
Człowieczym losem rządzi przypadek ........Ale czosnek warto ze sobą mieć .....no i jakiś destylat :)

Tadeusz - 2012-01-28, 09:40

Andrzeju.

Na zimowe wieczory takie opowieści są lepsze od telewizyjnych ramotek.
Naszymi domkami możemy docierać w miejsca odludne, z rzadka odwiedzane a przecież piękne. Jakże wiele może się wydarzyć w naszych podróżach jeśli nie pędzimy przed siebie połykając kilometry. Mamy czas na podziwianie krajobrazu, zauważamy szczegóły, a najważniejsze, że mamy kontakt z ludźmi. Poznawanie polega na wykorzystaniu wielu zmysłów i na konfrontacji wyobrażeń z rzeczywistością. To wymaga czasu i swoistej filozofii charakterystycznej dla podróżników z zamiłowania.

Tak podróżując, mamy potem co opowiadać i są to opowieści ciekawe dla czytającego, pożyteczne, dające pełniejsze wyobrażenie o opisywanej krainie, pobudzające wyobraźnię.
To jest tak jakby porównać połykany w pośpiechu hamburger z frytkami w Mc Donaldzie z wykwintnym, chociaż prostym posiłkiem w małej gospodzie gdzieś w Prowansji, Toskanii, czy szkockiej Kaledonii.

Jedni wracają z kamperowych wypraw z zaliczoną ogromną ilością kilometrów, mając przed oczami wciąż wstęgę szosy, przydrożne parkingi i przypominając sobie co "widzieli" dopiero z napstrykanych po drodze zdjęć, a inni...
No właśnie, ciekawią mnie opowieści tych, którzy wędrując mają czas na patrzenie, dotykanie, wąchanie, słuchanie i na rozmowy z ludźmi.

Masz we mnie czytelnika, Andrzeju. :spoko

Stawiam piwo. Należy się. :)

zbychu - 2012-01-28, 16:08

Wspaniale się czytało , dziękujemy za piękną opowieść
Krystian - 2012-01-28, 16:40

Andrzejku masz dar do pisania, fajnie się to czyta.
Stawiam piwo wirtualne (jak się spotkamy to realne)
Pozdrawiam

Wito - 2012-01-28, 16:58

Drogi Andrzeju. Świetnie i dowcipnie napisane gawędy. Przeczytałem z prawdziwą radością. Poruszyło mnie w nich także to, że podróżowałeś przez "dziką prowincję", gdzie można poznać prawdziwe oblicze i "smak' zarówno miejsc jak i ludzi. Osobiście jestem także zwolennikiem takiej formy podróżowania kamperem. Mniej pociągają mnie miasta i okrzyczane zabytki a bardziej wsie ze starą zabudową i pełnymi folkloru, przyjaznymi mieszkańcami. Za wspaniałe relacje stawiam zasłużone piwko.
Kotek - 2012-01-28, 18:13

A ja się autentycznie wystraszyłam... uf.
:pifko

staszek - 2012-01-28, 22:35

ANDRZEJU! My stawiamy Ci piwko za Twoją odwagę w podróżach w przecieraniu nieznanych i odludnych szlakach.
STRUSIE - 2012-01-30, 10:54

Cieszy mnie że się podobało . Dziękuję Wam .
Aby do wiosny :spoko

sator - 2012-06-02, 17:51

Jakiś czas wstecz nam było mniej do śmiechu :) choć dziś z perspektywy czasu się z tego śmieję.


Pojechaliśmy motocyklami.
Nocleg, ognisko. Tradycyjnie motocykle przywiązaliśmy łańcuchami do drzewa.
A sami spać do namiotów.
Coś mi się w nocy wydawało, że chodzi poza namiotem, ale po ostrym krzyku poszło sobie (chyba). Nie miałem jakoś ochoty sprawdzać.
Rano okazało się, że przez obozowisko przeszedł sobie niedźwiadek interesując się motocyklami.
Ślady jakie zostawił były większe od dłoni dorosłego człowieka.
Opuściliśmy to miejsce "w zorganizowanym pośpiechu" bez śniadania.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group