Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Rosja i kraje poradzieckie - Krymskie Wakacje

Jan Olejnik - 2012-01-28, 12:44
Temat postu: Krymskie Wakacje
Wczesnym rankiem 02-07-2011 r. dotarliśmy do granicy z Ukrainą. Przed nami niewielka kolejka samochodów oczekujących na odprawę. Jakieś dziwne typy mijają nas, by ustawić się na samym początku. Z samochodu na ukraińskich numerach wysiada kilku, gładko wygolonych młodzieńców. Rozmawiają ze sobą wesoło, my natomiast przezornie ryglujemy zamki we wszystkich drzwiach. Przypomniałem sobie zdziwienie kolegi, gdy mówiłem mu o planowanym wyjeździe na Ukrainę. Opowiedział mi jak wracając z Truskawca, gdzie odwoził rodziców do sanatorium, okradziono go na granicy w Rawie Ruskiej. Nóż przystawiony do brzucha, skutecznie skłonił go do oddania telefonu, pieniędzy oraz innych wartościowych przedmiotów.


Pilnie obserwujemy, co dzieje się przed nami, młodzieńcy wsiadają do swojego samochodu, my nieco uspokojeni zabieramy się do gotowania porannej kawy. Wreszcie kolejka rusza do przodu, chyba zmieniali się celnicy. Polski żołnierz, stojący przy budce wartowniczej, wręcza nam karteczkę i kieruje na pas dla ciężarówek. Na moje protesty cierpliwie tłumaczy, iż jest tam pusto i szybko przekroczę granicę. Po upływie trzydziestu minut i odwiedzeniu kilku okienek, gdzie wypytują mnie o cel i miejsce podróży, wreszcie ruszamy. Przed nami wielka i nieznana Ukraina. Cdn.

Jan Olejnik - 2012-01-28, 12:52

Samochód podskakuje jak piłka po nierównościach na drodze prowadzącej do Lwowa. Wszystko trzeszczy i skrzypi, wydaje się nam, że złapaliśmy gumę, dokładnie sprawdzamy koła, są w porządku, więc ostrożnie jedziemy dalej. Z relacji kolegów z CT wiedziałem, jaki jest stan dróg na Ukrainie, ale to, co zobaczyłem przekraczało moje najgorsze wyobrażenia.
Przed Żółkwią, po prawej stronie drogi stoi dziwny pomnik. Skręcamy w polną drogę i stajemy wśród dzikich łąk by zobaczyć to komunistyczne dzieło. Miało ono upamiętnić młodego radzieckiego lotnika, którego największą zasługą było to, że zginął. Na cześć bohatera, pobliska Żółkiew przez długie lata nosiła nazwę Niestriełow. Po wczesnym śniadaniu jedziemy zwiedzać to wspaniałe niegdyś, prywatne miasto.
Parkujemy kampera na tyłach zamku Żółkiewskich i po kupieniu biletów zwiedzamy zrujnowane budynki, w których jeszcze niedawno mieszkali emerytowani żołnierze byłej armii ZSRR. Wielokrotne próby przeniesienia ich do nowych bloków nie przynosiły rezultatu. Trudno im się dziwić, kto nie chciałby mieszkać w zamku. Wreszcie, gdy budynki groziły zawaleniem wspaniałomyślnie zmienili miejsce zamieszkania.
Nasza trasa zwiedzania prowadzi przez wspaniale odnowiony rynek, obok ratusza, gdzie zagnieździły się sowy, w kierunku Katedry. Przy furcie wejściowej studenci z Krakowa prowadzący prace konserwatorskie mówią nam, że kościół jest zamknięty, a proboszcz wyjechał. „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”, nasze piękne panie idą na plebanie i po chwili prowadzą kościelnego z kluczami. Gdy zwiedzamy świątynie, nasz przewodnik opowiada o pracach, jakie zostały dotąd wykonane, aby uratować to wspaniałe dzieło. Następnie schodzimy do podziemi i w skupieniu modlimy się przy trumnach polskich magnatów. Przewodnik opowiada o skarbie znalezionym w ukrytym pomieszczeniu na lewo od ołtarza. Były tam złote kielichy, monstrancje, oraz inne naczynia liturgiczne. Dziękujemy kościelnemu i dajemy dwa dolary, jest nam bardzo wdzięczny i opowiada jeszcze o austriackich pociskach tkwiących w gzymsie Katedry. Odnaleziono je podczas prac konserwatorskich w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jest sobota, przed Synagogą mijamy prowizoryczny targ, na którym kwitnie handel. Budynek jest zamknięty, więc oglądamy go z zewnątrz. Na jego budowę pożyczki udzielił jeden z polskich królów(nie pamiętam nazwiska). Zawieruchy dziejowe spowodowały, iż nigdy długu nie odzyskał, był jednym z pierwszych sponsorów. Pełni wrażeń wracamy do samochodu, nurtuje nas myśl czy wszystko z nim w porządku. Po minięciu murów obronnych widzimy jak stoi nietknięty, więc ruszamy dalej w naszą podróż. Cdn.

Bim - 2012-01-28, 12:54

Jan Loguje sie do tematu wklejaj po10 zdjeć bo mnie żrzera ciekawość z przeczytania początku horrorku krymskiego :lol:
Jan Olejnik - 2012-01-28, 13:01

Kolejne zdjęcia
Jan Olejnik - 2012-01-28, 13:08

I jeszcze trochę.
Irel - 2012-01-28, 13:21

Ten pomnik z relacji z twojej podróży (wznoszący się do góry samolot), znajdujący się po prawej stronie przed wjazdem do Żółkwi poświęcony jest rosyjskiemu bohaterowi I wojny światowej sztabskapitanowi Piotrowi Nistierowowi. Nieopodal Żółkwi pod Lwowem 8 IX 1914 r. rozegrała się walka powietrzna zakończona pierwszym na świecie powietrznym taranem. Rosyjski pilot - sztabskapitan Piotr Niestierow, samolotem typu Morane-Saulnier G staranował austriacki samolot typu Albatros B.I, którego załoga rozpoznawała rosyjskie zaplecze. W starciu zginęli wszyscy piloci - Rosjanin i dwaj c.k. lotnicy: baron Rosenthal i nawigator unteroffizier Franz Malina. Pomnik został wybudowany za czasów poprzedniego ustroju i gdy istniał kochany Związuń o pomnik dbano. Po rozpadzie Związku Radzieckiego znalazł się w granicach Ukrainy, która nie bardzo szanuje bohaterów Rosji. Stąd jego obecny stan.
Jan Olejnik - 2012-01-28, 13:28

Dziękuję za ciekawe uzupełnienie mojej relacji.
stachwody - 2012-01-28, 13:38

a na to zwróciliście uwagę?
Jan Olejnik - 2012-01-28, 13:42

Niestety nie.
stachwody - 2012-01-28, 16:01

na zamku...w październiku ub.roku
Agostini - 2012-01-28, 21:09

Zaczyna się ciekawa relacja z ładnymi zdjęciami.
Cierpliwie czekać będziemy na ciąg dalszy.

Jan Olejnik - 2012-02-01, 16:10

Droga do Lwowa jest w przebudowie, musimy trochę odstać w korku. Docieramy do miasta w strugach deszczu, parkujemy na ulicy Chmielnickiego i nie mogąc zwiedzać, ucinamy sobie drzemkę. Po południu ruszamy, by z okien samochodu podziwiać ten piękny gród. Za Operą, w niewielkiej odległości od Prospektu Swobody, zatrzymujemy się na parkingu przy ruchliwej ulicy. Opłata 7 hr. za 5 godzin postoju jest niewygórowana.
Deszcz pada nadal, a my z parasolami w rękach odwiedzamy pomnik Adama Mickiewicza, który stoi naprzeciwko hotelu Georg. Mieszkał w nim przed wojną Jan Kiepura. Po koncercie w Operze Lwowskiej wsiadał do bryczki, a tłum wielbicieli, których nie było stać na bilet odprowadzał go pod sam hotel. Wychodził wtedy na balkon i śpiewał swoje słynne szlagiery. Zwiedzamy jeszcze Kaplicę Boimów, Katedrę Ormiańską, Ratusz oraz Operę Lwowską. Oryginalny, przedwojenny bruk błyszczy się w strugach deszczu, tworząc niespotykany klimat mijanych uliczek. Jesteśmy już bardzo głodni, gdy wreszcie wchodzimy do baru „Pyzata Chata” na rogu ulic T. Kościuszki i Sichovych Striltsiv. Smaczne pierogi, barszcz ukraiński oraz surówka kosztuje 30 hr. Duży wybór dań, szybkość obsługi, oraz czysty, schludny wygląd przyciąga tłumy klientów.
Po sutym obiedzie, wpisujemy w nawigację namiary na parking obok Cmentarza Łyczakowskiego(uzyskane na forum CT) i po kilkunastu minutach stoimy przed szlabanem wjazdowym. Miły, starszy pan wychodzi z budki i uprzejmie informuje nas, że z powodu braku miejsc, nie może nas wpuścić. Czuje jak grunt usuwa mi się z pod nóg. Zbliżający się wieczór, deszcz, a my zmęczeni, bez miejsca noclegowego. Proszę parkingowego by poszukał jakiegoś miejsca. Widać, że chce nam pomóc, ale mówi, iż szef urwie mu za to głowę. Pytam, czy za to, że pomoże Polakom i uśmiecham się do niego. Przynosi to pozytywny skutek. Po paru minutach wciskam się tyłem w najdalszy kąt parkingu i płacimy 30 hr. CDN

Jan Olejnik - 2012-02-01, 16:50

Jeszcze kilka zdjęć.
darol - 2012-02-01, 19:41

Z wielkim zainteresowaniem będę śledził temat ze względu na planowany wyjazd wakacyjny :spoko
Bim - 2012-02-01, 20:06

Fajne ujęcia zdjęć148, 151 taki klimacik lwoski
Jan Olejnik - 2012-02-02, 09:31

Bim, dziękuję za uznanie.
Jan Olejnik - 2012-02-03, 19:19

Zwiedzanie cmentarza rozpoczynamy od pomnika Ordona, który jak się dowiedzieliśmy z przewodnika nie zginął na reducie, lecz później, śmiercią samobójczą. Odwiedzamy także Zapolską, Banacha i Marię Konopnicką. Wiele nagrobków jest odnowionych, lecz widać również zdewastowane, porozbijane krzyże i zdjęcia nagrobne, skłaniają do refleksji nad stosunkami Polsko-Ukraińskimi.
Naszym głównym celem zwiedzania jest cmentarz Orląt Lwowskich oraz grób Janka Łączkowskiego, naszego ziomka z Wielunia. Uciekł on potajemnie z domu, by w roku 1919 walczyć o Lwów. Zginął w wieku 19 lat, tak jak wielu młodych, polskich bohaterów leżących teraz w równych szeregach. Zapalmy lampkę na jego grobie i przez niedomkniętą furtkę wracamy do kampera. Namiary na parking niedaleko Cmentarza Orląt Lwowskich; N49 st. 49' 49,15'' E24 st. 03' 05,18'' CDN

Santa - 2012-02-03, 19:41

Mieszkam kilkanaście kilometrów od granicy z Ukrainą. Byłam tam jeden raz - 25 lat temu :!: I wystarczy :szeroki_usmiech

Ale relację czytam i zdjęcia oglądam z zainteresowaniem i wzruszeniem :? Serce boli, gdy się na to patrzy :roll:

wbobowski - 2012-02-03, 19:58

Fajnie się wspomina.
Jeśli dobrze pamiętam to pomnik Konopnickiej kilka lat temu wyglądał dużo gorzej. A mieszkaliśmy w Hotelu George na przeciwko pomnika Mickiewicza. Nie mieliśmy jeszcze wtedy kampera, którym miałbym opory jechać samemu. Podziwiam odwagę i gratuluję szczęścia.

Bogusław i Ewa - 2012-02-03, 20:25

Niecierpliwie czekamy na dalszy ciąg relacji.Mamy Ukrainę i Krym w planach urlopowych :spoko
Irel - 2012-02-03, 23:10

Nie wiem dlaczego trzeba mieć odwagę i szczęście, aby pojechać na Ukrainę i cało wrócić. Ja z żoną od 2 lat tam jeżdżę i nigdy nie spotkały mnie żadne nieprzyjemności. Relację czytam z ciekawością, gdyż we wrześniu planuję całomiesięczny wyjazd na Krym, a w przyszłości być może do Gruzji.
Agostini - 2012-02-03, 23:31

Może to po prostu stereotypy.
Nie tak bardzo dawno temu, Niemców też straszono, że w Polsce głowy ucinają.

darol - 2012-02-03, 23:39

Za parę miesięcy przekonamy się na własnej skórze :ok

czekamy na cdn :spoko

artanek - 2012-02-04, 08:51

darol napisał/a:
Za parę miesięcy przekonamy się na własnej skórze :ok

czekamy na cdn :spoko
Na wszelki wypadek podaj na forum dokładny plan swojej podróży przed wyjazdem bo jak co do zorganizujemy ekipe poszykiwawcza z Campertimu.Jakby co to fotografie twojej facjaty juz mamy.
Jan Olejnik - 2012-02-04, 10:47

Długo zastanawiałem się czy opisać tę niemiłą przygodę, ale co tam, raz kozie śmierć.



Ranek we Lwowie przywitał nas słońcem, to było jedyne pozytywne zdarzenie w tym dniu. Tankujemy wodę nosząc ją z odległego boiska, małymi kanistrami. Ciśnienie w kranie było tak małe, że trwało to bardzo długo. Trochę zaniepokojony naszym guzdraniem jest parkingowy. Aby poprawić nasze relacje, wręczamy mu polską, podsuszaną, zapakowaną podciśnieniowo kiełbasę. Podarunek przyjmuje z zadowoleniem, żegnamy się jak starzy znajomi i po wyboistych, łyczakowskich ulicach wyjeżdżamy ze Lwowa.
Następnym etapem naszej podróży po Ukrainie miało być Zadwórze, miejsce jednej z najważniejszych bitew w historii Polski. Jest położone 30 km, w kierunku północno-wschodnim od Lwowa. W dniu 17.08.1920r, oddział 330 młodych obrońców, pod dowództwem kap. Zajączkowskiego, w cywilu notariusza w Brodach, zatrzymał marsz 1 Armii Konnej Stefana Budionnego. W nierównej walce straciło życie 317 polskich żołnierzy, pozostali zaginęli bez wieści. Wyjątkiem był syn lwowskiego rzeźnika, którego ojciec przywitał słowami „To nie wiesz dziadu, że jałmużnę rozdajemy we wtorek?”. Dzięki tej bitwie, możliwe było zwycięstwo pod Radzyminem, nazywane „Cudem nad Wisłą”.
Droga wiła się wśród wzgórz, porośniętych gęstym, zielonym lasem. Samochody jadące z naprzeciwka migają nam światłami, ostrzegając przed milicją. Zwalniamy do przepisowej czterdziestki i czekamy, co będzie dalej. W chwili, gdy wyjeżdżamy z zakrętu, widzimy jak po lewo dwóch milicjantów stoi przy ukraińskim samochodzie. Jeden z nich dostrzegł nas i biegnie przed maską naszego samochodu, wyciągając jednocześnie lizak by nas zatrzymać. Potyka się na nierównościach drogi, lecz nie upada. Hamuję nagle, by go nie przejechać, zatrzymuję samochód na rozległym poboczu i czekam na rozwój sytuacji. To, co wydarzyło się później, przerosło moje najgorsze oczekiwanie.
W lusterku widzę, jak „Pan władza” zbliża się do nas lekko wnerwiony. Zabiera wszystkie paszporty, dokumenty od samochodu i dokładnie sprawdza jego stan. Trwa to parę minut, jednak nic nie znajduje. Wtedy zbliża się do mnie i każe chuchnąć. Zdziwiony wykonuję jego polecenie, lecz on uporczywie każe sobie dmuchać w nos. Za piątym razem nie wytrzymałem i coś zacząłem na niego krzyczeć. Zastanowił się chwile, po czym zaprosił mnie do radiowozu i pyta „Szto pił”. Odpowiadam nic, co było prawdą, nie licząc lampki wina wypitej wieczorem do kolacji. Znów uporczywe zadawanie tego samego pytania i te same moje odpowiedzi, które go nie satysfakcjonowały. W pewnym momencie wyciąga ze schowka szklany probierz i każe dmuchać. Ku mojemu zdziwieniu, rurka zabarwia się na zielono, a on przykłada ją do rysunku w jakiejś książeczce i twierdzi, piłeś. Wiem, że mnie wrabia, więc mówię, by zawiózł mnie na badanie krwi. On na to, bym jechał sam. Pytam, jak mam jechać, kiedy nie mam dokumentów i rzekomo jestem pijany. Udaje, że mnie nie rozumie, często tak robił, gdy mu coś nie pasowało. Wiem, że dając łapówkę rozwiązałbym problem, ale nigdy tego nie robiłem. Wreszcie pyta mnie, czy jadłem jakieś tabletki. Myśląc, że to rozwiąże sprawę i wreszcie pojedziemy, odpowiadam, brałem tabletki na ból głowy, co nie było prawdą. W milczeniu przewraca kartki w Kodeksie Drogowym i pokazuje paragraf, który mówi „ko spożywał tabletki, miedzy innymi na ból głowy i prowadzi samochód podlega karze grzywny”. Mówi, że musi wypisać mandat, który należy opłacić na policji, dopiero w poniedziałek. Do tego czasu kamper będzie odholowany na policyjny parking. I tutaj się poddałem, wizja uszczuplenia naszego i tak krótkiego urlopu, była tego głównym powodem. Nieśmiało wyciągam z portfela 10 dolarów i pytam czy się dogadamy. W kącikach ust pojawia mu się lekki uśmiech i na brzegu formularza, bez słów pisze liczbę 20. Dokładam bez targowania brakującą sumę i z dokumentami wracam do samochodu. Mit o niskich łapówkach, dla ukraińskich milicjantów jest nieprawdziwy. Straciłem godzinę na głupie przepychanki i dużo nerwów, ale to nie był koniec pecha na tą słoneczną niedzielę.
Cdn.

Santa - 2012-02-04, 12:29

Jan Olejnik napisał/a:
Długo zastanawiałem się czy opisać tę niemiłą przygodę, ale co tam, raz kozie śmierć...

Bardzo dobrze, że opisałeś tę historię. Kto zechce - wyciągnie wnioski, kto nie - przekona się na własnej skórze. No chyba, że będzie miał farta :szeroki_usmiech

Nie twierdzę, że nie należy tam jeździć, ale jadąc - trzeba być przygotowanym na wszystko. Ukraina, to wciąż dziki kraj - niestety. Mogłabym podać na to wiele argumentów, ale nie chcę "rozmywać" relacji.
Czekam na cd... :kwiatki:

krzysioz - 2012-02-04, 14:25

Mam nadzieje , ze dalsza czesc podrozy zrekompemsowala Wam to przykre zdarzenie , choc niesmak pewnie pozostanie na zawsze. Wielu z nas przejechalo Ukraine lub jej czesc bez takich przygod , ale dobrze wiedziec ze czasami takie rzeczy moga sie zdarzyc. Nie dalbym glowy ,ze i unas nie trafi sie jakas czarna owca . Z relacji jakie tu czytalem ( a takze z wlasnego doswiadczenia) wiem, ze nie jest to tak powszechne jak sugeruje poprzedniczka a kierunek warty blizszego poznania. Mysle ze wlsnie ta pozostalosc dzikosci nas tam ciagnie. jak zwykle piekne fotki i ciekawa relacja Jana. Czekamy na dalszy ciag.
:spoko

DarekK - 2012-02-04, 19:27

Jan Olejnik napisał/a:
Nieśmiało wyciągam z portfela 10 dolarów i pytam czy się dogadamy. W kącikach ust pojawia mu się lekki uśmiech i na brzegu formularza, bez słów pisze liczbę 20. Dokładam bez targowania brakującą sumę i z dokumentami wracam do samochodu. Mit o niskich łapówkach, dla ukraińskich milicjantów jest nieprawdziwy.

20 USD toż to koło 60 pln. (ok. 200 hrywien) Uważam że i tak potraktował Cię i tak ulgowo. Już wcześniej pisałem że stawka mandatu dla ukraińców to 300 hr, dla innostrańców 500. Dwa lata temu porzejechali mi na ogonie prawie przez cały Pierwomajsk, aż trafili że najechałem na ciągłą (cała kolumna wyprzedzała wlokącego się ok 15/h GAZ-a ale tylko mnie zatrzymali). Straszyli tak jak Ciebie, chcieli 500 bez pokwitowania, ale skoro w sądzie groziło mi między 500 a 700 - powiedziałem że zaryzykuję i dam się osądzić. Skończyło się na 200 hr bez kwitu, więc uważam że incydent nie wart wspomnienia (mając na uwadze resztę super udanych wakacji).
Na marginesie - sytuacja z cywilizowanej (no może nie do końca bo to Białystok) Polski. Wieczór, śnieg, ciemno - jadę przepisowo tylko że.... zapomniałem zapiąć pasów. No i nagle wyprzedzający mnie radiowóz zaczyna kolorowo świecić...... skończyło się na 100pln i 2 pkt. Raczej nie była to spontaniczna reakcja pani władzy tylko efekt jej świadomego poszukiwania. Cóż - w ten sposób najłatwiej wzbogacić skarb państwa. A kilka godzin wcześniej gdy wysadzałem dzieciaki z gimbusa, jakiś idiota omijając mnie (kodeks zabrania) prawie po poboczu o mało co nie zabił mi jednego.... no cóż, tam policji nie było :( .

Jan Olejnik - 2012-02-05, 21:32

Nawigacja prowadzi nas po wyboistej drodze, wśród łanów kukurydzy i pastwisk pełnych krów i koni. Ten sielski widok kojąco działa na nasze samopoczucie. Nawet wielkie dziury w asfalcie nie mogą nam popsuć nastroju. W pewnym momencie droga jest nieprzejezdna, remontują most. Wracamy kilka kilometrów i we wsi pytamy napotkanego tubylca o drogę do Zadwórza. Chwilę myśli a następnie pokazuje nam gdzie należy skręcić. Po godzinie jazdy, pokonując kilka głębokich kałuż po wczorajszej ulewie, docieramy do następnej wioski. Na końcowym przystanku stoi zdezolowany autobus i kilku mężczyzn. Pytam kierowcę o drogę, a ten bez słowa wyciąga zza fotela dość sporych rozmiarów łyżkę do opon. Byłem tak zaskoczony, że stałem nieruchomo czekając na rozwój sytuacji.
Kierowca rysuje na piasku mapę pobliskich miejscowości i tłumaczy, że jedziemy nie w tym kierunku. Musimy zawrócić, lub nadłożyć kilkadziesiąt kilometrów by dotrzeć do Zadwórza.
Perspektywa pokonywania drogi powrotnej, objazdu oraz wiszącego w powietrzu buntu załogi kampera, zmusza mnie do rezygnacji z odwiedzin „Polskich Termopili”. Będzie okazja wrócić tu innym razem. CDN

zbychu - 2012-02-06, 08:48

Piękna relacja , prosimy o jeszcze :bigok
Tata - 2012-02-06, 14:40

wbobowski napisał/a:
Fajnie się wspomina.
Jeśli dobrze pamiętam to pomnik Konopnickiej kilka lat temu wyglądał dużo gorzej. A mieszkaliśmy w Hotelu George na przeciwko pomnika Mickiewicza. Nie mieliśmy jeszcze wtedy kampera, którym miałbym opory jechać samemu. Podziwiam odwagę i gratuluję szczęścia.



Fajnie się wspomina.
To ja dołożę do pieca.
W 2005 r. chciałem przekroczyć granicę z Ukrainą w Zosinie. W skrócie wyglądało to tak.
Ok. 5 godz. czekania w kolejce, w słońcu i upale (lipiec).
Polska odprawa przebiegła dość sprawnie i szybko. Ale wczesniej już inni kierowcy dawali do zrozumienia, że jest ch.....a zmiana i lepiej poczekać aż się zmienią.
Ponieważ jechaliśmy do znajomych aby ich odwiedzić a także trochę turystycznie i krajoznawczo zwiedzić zachodnią Ukrainę w tym Lwów. Myśląc, że nie należę do kontrabandy to przejazd nie będzie problemem.
I tu się myliłem. :-P
Podchodzi pogranicznik ukraiński nawet nie wiem czy to wopista czy celnik i pyta ( piszę z pamięci i po polsku).
Dokumienty prosim
Daję paszporty + dokumenty samochodu.
Pyt. Kuda jedietie ?.
Odp. Do kolegi (znajomego) do miasta Stryj.
Pyt. Kto eto kolega w Stryju - daj adres.
Daję adres na kartce ale mam zapisany go po polsku. Stryj ulica Syczowych Strzelców i nr.
Widać, że mu się nie podoba bo nie jest napisane po rosyjsku czy ukrainsku.
Próbuję na chybcika napisać po rosyjsku ale mi to nie wychodzi. Zapomniałem nawet liter i alfabetu - no może wstyd napisać ale ostatni raz uczyłem się rosyjskiego w 4 klasie liceum w 1975 roku.
Bierze dokumenty i kartkę z adresem po polsku i pokazuje koledze przy budce.
Kolega popatrzył i kazał mu gdzieś zadzwonić.
Wchodzi do budki i słychać tylko da, da, da, was poniał.
Przychodzi do samochodu i pyta?.
Szto ty dla mnie masz?
Odp. Nic, bo jadę turystycznie.
Pyt. Szto wieziosz?
Odp. Tylko drobne prezenty.
No to skażi.
Zagląda do pierwszej torby (lodówki), widzi i liczy: czekolady Milka - liczy 5 szt., batony Snikersy - 5 szt., batony Baunty - 5 szt., batony Laysy - 5 szt., kiełbasa Krakowska Sucha (zafoliowana) - 2 szt. po ok. 30 dkg., kabanosy (zafoliowane) - 2 porcje po ok.20dkg., 5 konserw Gulasz Angielski, 1 wódka Zubrówka, 4 piwa Żywiec.
Wytłumaczył mi że muszę mieć pieczątkę od wracza - doktora weterynarii na towary spożywcze.
Teraz zaczyna oglądać samochód:
Klin pod koła - brak atestu.
Każe otworzyć maske - patrzy i wyciąga muchy, ćmy, jakieś robactwa z chłodnicy i pokazuje niby wyciek oleju z silnika. Tłumaczę mu, że jest gorąco i turbina sie poci ale to nie jest wyciek. :stop:
Odpowiada, że nie będę mu tłumaczył oraz robactwa, brudów, i oleju nie będę wwoził na Ukrainę.
Nakazał zawrotkę, oddał dokumenty no i po wszystkim. Zrobiło się jeszcze bardziej gorąco.
Wracamy do Hrubieszowa do pierwszej napotkanej resteuracjii Hetman lub Hetmańska się nazywała. Zamówiliśmy coś do jedzenia i w smutnym nastroju dzwonimy kolegi, wyjaśniamy,że mamy dosyć takiego wjazdu i nie odwiedzimy ich. Opowiadamy też kelnerce która nas obsługiwała co nam się przytrafiło. Ale ona nie była tym żdziwiona bo oni to już wiedzą kiedy najlepiej przekraczać granice i na której zmianie.
Zapomniałem napisać, że doczepił się jeszcze bo zauważył wzmacniacz antenowy od CB radia ale nie wiedział po co to jest, bo CB radio było odłączone a antena była w środku.
Kończąc cytuję Kolegę Włodka. Podziwiam za odwagę i gratuluję szczęścia tym co sie udaje przekraczać granicę bez problemów bo ja miałem PECHA. To już minęło przeszło 6 lat ale fajnie się wspomina. :spoko :spoko

WINNICZKI - 2012-02-06, 15:11

Tata, Czyli zaliczyłes tzw. cofkę ,zdarza się. W latach 80-tych to było zupełnie normalne. Z tamtych lat zostało mi przyzwyczajenie,że na granicę najlepiej podjeżdża się o godz 18-18.30 .Zmiana celników jest zazwyczaj o 19-stej i ci co kończą spieszą sie ,więc towarzystwo nie doktoryzuje sie tylko przepuszcza jak leci. Ostatecznie zawsze można sie podzielić prezentem i dać dla jego dziecka czekoladę i piwo dla "żony" :haha: Jak będzie zmęczony to chętnie przyjmie podarunek. Po co od razu wracać do Polski. :bigok Przecież nikomu na tym nie zależy ,żeby nas zawrócić. :) :)
Bim - 2012-02-06, 15:38

WINNICZKI napisał/a:
Czyli zaliczyłes tzw. cofkę ,zdarza się. W latach 80-tych to było zupełnie normalne. Z tamtych lat zostało mi przyzwyczajenie


:haha: :haha: to było przed wojną piszcie jak było po wojnie.

Teraz to jesteśmy w Uni i nie róbmy tak jak uni :bigok

WINNICZKI - 2012-02-06, 16:10

A czy demoralizujesz unijnego urzędnika :?: :?: A po za tym chyba dawno nie rozmawiałeś z unijnym policjantem Bułgarskim :gwm :gwm . Tej choroby nie wyleczysz, ważne by samemu sie nie zarazić :) :)
Irel - 2012-02-06, 20:46

Od kilku lat zachowanie pograniczników ukraińskich znacznie się poprawiło. Wynika to , między innymi, z reakcji władz w Kijowie na dużą ilość skarg na pracę pograniczników. Bodajże w roku 2010, na osobiste polecenie prezydenta Janukowycza, zmieniono całą obsadę służb granicznych rejonu lwowskiego. Dodatkowo dochodzi fakt zbliżającego się EURO 2012 . Władzom Ukrainy zależy, aby goście przyjeżdżający na mistrzostwa nie wynieśli negatywnych wrażeń z pobytu na Ukrainie. Ja trzykrotnie przekraczałem granicę przejściem Hrebenne-Rava Ruska ( dwa razy zaprzęgiem z przyczepą , jeden raz camperem) i nigdy nie stałem więcej niż 2 godziny. Odprawa na stronie ukraińskiej wydłuża się dlatego, że obowiązuje tam archaiczny system „karteczkowy” (talończyki). Zbieranie pieczątek na tych „talończykach” znacznie wydłuża czas odprawy.
Bim - 2012-02-06, 21:12

Teurgus napisał/a:
karteczkowy

karteczki juz znieśli :spoko

Irel - 2012-02-06, 23:10

Nie wiem czy mówimy o tym samym. Zniesione zostały "immigracjonnyje kartoczki", natomiast dalej (przynajmniej w zeszłym roku w sierpniu) obowiązywały nadal karteczki, które otrzymywane się od pogranicznika przy wjeździe, oddawało się (po zdobyciu wszystkich pieczątek) przy wyjeździe z granicy.
Bim - 2012-02-06, 23:18

Teurgus napisał/a:
Nie wiem czy mówimy o tym samym

Masz rację te karteczki z pieczątkami zostały :spoko

antwad - 2012-02-07, 12:50

Teurgus napisał/a:
Ja trzykrotnie przekraczałem granicę przejściem Hrebenne-Rava Ruska ( dwa razy zaprzęgiem z przyczepą , jeden raz camperem) i nigdy nie stałem więcej niż 2 godziny.

Wydaje mi się, że czas kontroli i odprawy przez stronę ukraińską wynika także w dużej mierze z niewydolności ich systemu.
Zdarzyło mi się przekraczać w ubiegłym roku granicę w Rawie Ruskiej w towarzystwie konsula z polskiej placówki we Lwowie. Wjechaliśmy na plac omijając wszelkie kolejki i natychmiast podszedł do nas ukraiński pogranicznik. Wziął paszporty (tylko dwa nasze, konsul wracał do Lwowa) i pobiegł do stanowiska kontroli. Widziałem go potem jak szybkim krokiem, z naszymi paszportami w ręku przechodził do stanowiska celników i po następnych kilku minutach przybiegł do naszego samochodu.
Odprawieni zostaliśmy poza wszelkimi kolejkami, nie było mowy o żadnych karteczkach, a cała ta operacja trwała blisko 20 minut.

Jan Olejnik - 2012-02-07, 20:53

Jedziemy drogą H02 na Złoczów, w kierunku Zbaraża, gdzie Longin Podbipięta jednym ciosem miecza, ściął głowy trzem Tatarom. Po godzinie parkujemy na wygodnym parkingu, można by było nawet zanocować, lecz na razie idziemy zwiedzać zamek. (Namiary na parking:N49st. 39min.55,15” E25st. 47min. 09,18”).
Z zewnątrz zamek wygląda ładnie, w środku rażą współczesne płytki i plastikowa wykładzina na podłodze. Popiersie Chmielnickiego i Bohuna jest umieszczone na parterze. W bocznym skrzydle oglądamy wystawę rzeźby jakiegoś ukraińskiego artysty, większość z nich przedstawia ucisk Kozaków przez polskich panów. Wśród zwiedzających wyróżnia się jeden młody Ukrainiec z wygoloną głową, fantazyjnie wywiniętym lokiem i sumiastymi wąsami. Wygląda jak Kozak, żywcem wyjęty ze stronic Trylogii. Idziemy jeszcze postrzelać z łuku i kończymy zwiedzanie, kierując się na parking.
Cdn.

Jan Olejnik - 2012-02-08, 19:45

Następnym etapem w naszej podróży na wschód jest Winnica. Nazwa miejscowości nie ma nic wspólnego z winnicami, a raczej wywodzi się od winy. Dojeżdżamy tam po zmroku i nie możemy znaleźć drogi wyjazdowej do wsi Selyshe, gdzie miał być, upatrzony kemping. Dopiero kierowca taksówki pokazuje nam właściwy wyjazd z miasta. W centrum miejscowości jest zabawa. Mnogość zataczających się tubylców skutecznie zniechęca nas do zatrzymania się i zapytania o szukany przez nas adres. Dopiero za wsią, widzimy małżeństwo z dzieckiem w wózku. Na naszą prośbę o wskazanie drogi, młody mężczyzna, lekko podchmielony zostawia rodzinę i stara się nam dokładnie wskazać drogę. Skręcamy w prawo i po przejechaniu kilkuset metrów zatrzymujemy się widząc niewielki tunel wśród drzew. Niestety musimy się wycofać, gdyż nie przejedziemy dalej. Gdy wracamy do Winnicy jest już ciemna noc. Zmęczeni i głodni zatrzymujemy się na stacji paliw. Podczas tankowania paliwa (ON-9.75hr/l), pytam pana z obsługi czy można się tutaj zatrzymać na noc. Prowadzi nas za budynek, gdzie jest zaciszny, bezpieczny parking, płacimy 20 hr. za noc i po kolacji idziemy spać. Wcześniej spinamy przednie drzwi kampera łańcuchem i kłódką. Pod ręką ja mam styl od siekiery a Karol metalową, teleskopową pałkę. Wszystkie te środki ostrożności okazały się niepotrzebne.Namiary na parking w Winnicy, przy drodze wyjazdowej na wschód: N49st. 13min. 22,72” E28st. 33min.10,64”.
Cdn.

Jan Olejnik - 2012-02-10, 22:33

Rano budzi nas hałas, to jacyś handlowcy przeładowują towar. Po porannej kawie tankujemy wodę z węża, który udostępnia nam uczynny pracownik stacji i jedziemy dalej, do Zofiówki. Jest to Park Dendrologiczny o powierzchni 150 hektarów. Założył go pod koniec XVIII w. Stanisław Szczęsny Potocki, dla swojej żony Zofii. Był w niej bezgranicznie zakochany. Nie przeszkadzała mu nawet bogata przeszłość małżonki, która była niewolnicą Sułtana, kochanką Patiomkina, słynną z urody i intryg metresą. W naturalnej dolinie rzeki, tysiące robotników za ogromną sumę pieniędzy, stworzyli Raj na Ziemi. Wodospady, fontanny, sztuczne jeziora ze statkami spacerowymi, oraz podziemna rzeka Styks, może świadczyć o rozmachu tego przedsięwzięcia. Wszystko tonie w bujnej zieleni egzotycznych drzew i krzewów. Tysiące kwiatów rośnie na klombach i w wielkiej szklarni. Pomimo upału, spacer wśród wodospadów, sztucznych stawów i fontann, jest przyjemny. Nurtuje nas tylko życiorys Potockiego, który przyczynił się do pierwszego rozbioru Polski, poprzez swój udział w Konfederacji Targowickiej. Organizacja ta wzięła nazwę od miejscowości leżącej kilkadziesiąt kilometrów od Umania. Przed rozbiorami było to najdalej na wschód wysunięte polskie miasteczko. Gdy patrzymy na mapę Ukrainy, jesteśmy zaskoczeni wielkością Polski przed rozbiorami. Wychodzimy z Zofiówki i po prawej stronie, w restauracji jemy smaczne szaszłyki, niczym nie podobne do tych przyrządzanych w Polsce. Ukraińcy polewają je mocnym bimbrem wymieszanym z piwem, co przyspiesza pieczenie i mięso nie jest wysuszone. Wejście do ogrodów -10 hr. Szaszłyk i surówka – 25 hr.
Namiary na parking obok Zofiówki, gdzie można zanocować: N48st. 45min. 22,31”, E30st. 14min. 10,94”
Cdn.

Jan Olejnik - 2012-02-12, 17:32

Wyjeżdżając z Umania przez przypadek trafiamy do dzielnicy żydowskiej. Nigdy nie widziałem tylu mężczyzn z pejsami, brodami z charakterystycznymi nakryciami na głowach. Większość z nich zajmowała się handlem na osiedlowym placyku, stojąc przy betonowych stołach.
Jedziemy w kierunku półwyspu Tarhankut, gdzie mamy zamiar spędzić pierwszy dzień nad morzem Czarnym. Prędkość jazdy wynosi 50 km/h, gdy próbujemy jechać szybciej, nasz kamper wpada w dziwne podskoki, co grozi wypadnięciem z drogi. Czas ucieka, a nasz urlop nie jest zbyt długi, dlatego pomimo ostrzeżeń kolegów z CT, decydujemy się na nocną jazdę. Ryzykujemy urwanie koła, gdyż po ciemku trudno zauważyć wielkie dziury w jezdni. Prawie każdy ukraiński samochód ma zapalone halogeny, my takowych nie posiadamy, więc podróż strasznie się wydłuża. Na Ukrainie, przy głównych drogach, są rozległe place, gdzie kierowcy mogą zjeść posiłek oraz zrobić zakupy. Jest to bardzo wygodne, ponieważ czynne są przez całą dobę. Na Krymie drogi są dużo lepsze, ruch prawie żaden. Wszyscy zmęczeni całodziennym zwiedzaniem i ciężką drogą idą spać, a ja siadam za kierownicą z zamiarem dojechania na miejsce jeszcze tej nocy. Gdy zostało 50 km do celu, stała się dziwna rzecz. Na pustej, ciemnej drodze, widzę przez przednią szybę dolną część naszej alkowy, wydaje mi się, że jestem w Austrii i jadę w tunelu. Ze snu budzi mnie wstrząs samochodu jadącego po poboczu drogi. Szybko odzyskuję świadomość i po chwili jestem na drodze, zatrzymując się po kilkuset metrach. Oblany zimnym potem, po ochłonięciu, budzę Karola by jechał dalej. Jest trzecia rano, gdy docieramy do wsi Oleniewka.
Jedziemy w kierunku latarni morskiej i próbujemy znaleźć jakiś dogodny zjazd nad morze. W oddali widać światła obozowisk, ale wszystkie dojazdy są przegrodzone głębokimi rowami. Wreszcie nam się to udaje, pomagając sobie lampką, sprowadzam syna z głównej drogi. Dalsza jazda po ciemku jest niemożliwa, dlatego zmęczeni idziemy spać.
Rano budzi nas dziwny, rytmiczny stukot niedaleko naszego kampera. Uchylam roletę i widzę jadący wóz konny z beczką wody, który jedzie w kierunku morza. Woziwoda obsługuje namioty rozbite „na dziko”.

Jan Olejnik - 2012-02-12, 17:48

Słońce przygrzewa już bardzo mocno, kiedy po śniadaniu, mijając największe dziury, dojeżdżamy do „Bazy Oddycha”. Samochód zostawiamy przed szlabanem i idziemy do prowizorycznej budki, z której wychodzi starsza, korpulentna pani. Mówi nam, że mają prąd, wodę, zrzut ścieków oraz prysznice, ale o pozwolenie należy zapytać ”haziajkę Tamarę”. Znajdujemy ją niedaleko w biurze. Jest młoda i wygląda jak była miss Ukrainy. Oglądamy miejsce, które wskazała nam nad samym morzem, płacimy 70 hr. za dobę i wracamy po samochód. Ustawiamy się jednak trochę dalej, bo w miejscu wskazanym przez Tamarę jest dużo wodorostów. Kamienista plaża pozwala podjechać prawie do samej wody. Wyciągamy fotele i delektujemy się szumem fal i promieniami słońca. Na rozległym terenie kempingu jest ustawione mnóstwo namiotów, przyczep oraz stałych budowli, lecz nikt nikomu nie przeszkadza. Lubimy taki wypoczynek, totalny luz, blisko wody. Raz tylko jakiś przechodzień mówi do kolegi, „Paliaki prijechali”.
Po obiedzie jedziemy rowerami parę kilometrów do Oleniewki. Typowa nadmorska miejscowość, pełna straganów z tandetnymi pamiątkami. Można kupić krymskie wino z beczki, w cenie 30 – 100 hr. za litr, nurkować z butlą w morzu lub jechać łazikiem na wycieczkę. My kupujemy„ Kałkazkie podpłomyki”, pieczone na suchej, stepowej trawie i wracamy do obozu.
Mając trochę czasu patrzę na licznik w samochodzie i wyszło, że z Wielunia do Oleniewki zrobiliśmy 1785 kilometrów. Obserwuję kobietę oprawiającą ryby, podchodzę i pytam skąd je ma. Pani mówi, że ryby to „byczki’’ a mąż złapał je na raczki w limanie. Mam wędkę, ale skąd wziąć raczki? Chwile waham się i w końcu idę popływać, by się ochłodzić.
Wieczorem czytamy na zmianę „Sonety Krymskie” Mickiewicza, zabrane przezornie przez Beatę, naszą przyszłą synową. Przy blasku księżyca, pod rozgwieżdżonym niebem Krymu doskonale rozumiemy słowa naszego wieszcza. Jest północ, gdy idziemy spać.
Namiary na kemping w Oleniewce: N45st. 21min. 50,61” E32st. 30min. 52,63”
Cdn.

Bim - 2012-02-12, 18:17

Dzięki za fotki z Olenivki i poprosze o jeszcze my świadomie opuściliśmy tą część bo była bardzo zatłoczona :spoko
Jan Olejnik - 2012-02-14, 13:54

Rano przychodzi do nas Tamara i daje reprymendę za to, że samowolnie zmieniliśmy miejsce postoju. Według niej inni mieli utrudniony dostęp do wody. Nie było to prawdą, ponieważ plaża była bardzo długa i pusta. Przepraszamy jednak właścicielkę, gdyż nie chcemy zaognić sytuacji i pozostać w dobrych stosunkach.
Przed południem jedziemy do Jewpatori, gdzie jest delfinarium. W Oleniewce zatrzymujemy się przy pomniku Puszkina, by zrobić zdjęcia. Kiedy wracam do kampera, jakaś pani w średnim wieku pyta mnie „Etij awtabus jedut w Jewpatoriu?” Mówię tak i otwieram tylne drzwi. Gdy pani wchodzi do środka zauważa swoją pomyłkę, jedziemy jednak dalej rozmawiając o Krymie. Pani ma na imię Tatiana i na stałe mieszka w Sewastopolu. Do Oleniewki przyjechała, aby pracować w barze. Z rozrzewnieniem wspomina czasy, kiedy pracy było pod dostatkiem, w winnicach i innych gospodarstwach. Teraz wszystko dziczeje oraz popada w ruinę. Droga upływa nam na miłych pogaduszkach, Tatiana pyta czy sami zrobiliśmy ten domek na kółkach. Gdy mówię, że kupiłem go od Niemca, kiwa ze zrozumieniem głową. Rozstajemy się w centrum i jedziemy na ulicę Frunze, gdzie na ostatniej kondygnacji jakiegoś sanatorium mieści się delfinarium. Namiary GPS: N45st. 11min. 57,98” E33st. 21min. 18,55”
Długa kolejka do kasy biletowej szybko przesuwa się do przodu. Kupujemy bilety po 100 hr. od osoby i zajmujemy miejsca na widowni. Gdy wszyscy już siedzą, słyszymy muzykę w rytm, której trzy delfiny popisują się skokami. Widownia wydaje okrzyki zachwytu, nam też bardzo się podoba. Jeden delfin przy pomocy treserki maluje obraz, który za chwilę jest licytowany. Sympatyczna foka Masza żongluje kolorowymi obręczami, staje na jednej płetwie i z oddaniem w oczach spaceruje ze swoją opiekunką. Gdy pokaz się kończy, robimy sobie rodzinne zdjęcie z delfinem i wychodzimy na nadmorski deptak. Cdn.

gino - 2012-02-14, 13:56

Janek...stawiam :pifko
i czekam na ciąg dalszy :spoko

Bogusław i Ewa - 2012-02-14, 14:11

My też niecierpliwie wypatrujemy cd. :spoko
Bim - 2012-02-14, 14:11

Janie szkoda ,że odpuściliście sobie dalsze zwiedzanie płw Tarchankut, ale rozymiem ciągnęło Was dalej w nieznane :spoko
Jan Olejnik - 2012-02-14, 14:28

Dalszy ciąg zdjęć.
Jan Olejnik - 2012-02-14, 14:40

Oj ciągnęło Bim, ciągnęło a czasu było mało. Gino dzięki za piwko.
andreas p - 2012-02-14, 16:29

Janie dzieki za wspanialy opis wyprawy. :bukiet:
Jan Olejnik - 2012-02-15, 15:20

Kilka minut jazdy samochodem, na ulicy Rewolucji 44 w Jewpatori, jest meczet Dżuma-Dżami. Zbliżamy się do ogrodzenia, za którym widać gromadę kobiet ubranych w specjalne stroje. Byliśmy bardzo zaskoczeni, gdy okazało się, iż te piękne „muzułmanki” mówią po polsku. Razem z wycieczką rodaków wchodzimy do środka i siedząc po turecku słuchamy Imana, który opowiada o Islamie. W świątyni nie ma żadnych obrazów ani innych wizerunków, gdyż jak mówi Iman, wyobraźnia człowieka jest zbyt ułomna by przedstawić Boga. W rodzinie rządzi mężczyzna, ma jednak obowiązek zapewnić żonie i dzieciom bezpieczeństwo i dobrobyt. Namiary GPS na meczet:N45st. 11min. 49,12” E33st. 22min. 47,55”. Cena biletu: 15 hr.
Cdn.

Jan Olejnik - 2012-02-16, 19:49

Droga w kierunku Sewastopola biegnie brzegiem morza. Wszystkie zjazdy są przegrodzone rowami i nie ma możliwości dojazdu. Po paru kilometrach widzimy dwa kampery stojące nad samym morzem, więc zatrzymujemy się na poboczu i pieszo idziemy zapytać jak tam można dojechać. Droga jest ukryta między betonowym płotem ogradzającym teren budowy, a ośrodkiem wypoczynkowym zabudowanym małymi domkami. Wreszcie zajmujemy dogodne miejsce na dzikiej plaży. Ukraińcy są bardzo pomysłowi, na kilku ciężarówkach widać stoły i materace, a obok na krzesłach turystycznych goszczą się całe rodziny. Brak pieniędzy nie jest przeszkodą, aby miło spędzić wakacje. Namiary GPS na bezpłatną plażę za Jewpatorią: N45st. 09min. 12,38” E33st. 29min. 11.04”.
Cdn.

Tadeusz - 2012-02-16, 20:01

Jasiu, z ogromną satysfakcją czytam Twoje opisy i oglądam zdjęcia.
Jak to dobrze, że nie zniechęcamy się, gdy nasze dobre chęci, a nawet poświęcenie nie jest docenione.

Dziękuję za Twój entuzjazm i chęć dzielenia się swymi przeżyciami.

Przyjmij wirtualne piwko za wzbogacanie naszego forum o istotne wartości. :bukiet:

Pozdrawiam Ciebie, Twą małżonkę i resztę podróżującej ferajny. :spoko

Jan Olejnik - 2012-02-16, 20:15

Tadeusz dziękujemy za pozdrowienia i miłe słowa, których czasami bardzo potrzeba.
WINNICZKI - 2012-02-16, 21:02

Czytam z zapartym tchem, chciał bym pozwiedzać te tereny iWasz opis jest mi bardzo pomocny. :) :) Stawiam piwko za wkład pracy i dokładność opisu :) :)
Jan Olejnik - 2012-02-16, 22:02

Tomek dziękuję za piwko, my tylko pobieżnie zwiedziliśmy Krym. Obiecujemy sobie wrócić tam jeszcze raz na dłużej i zwiedzić to co minęliśmy ostatnio. Pozdrawiamy Was serdecznie.
Bim - 2012-02-16, 22:25

Jan Olejnik napisał/a:
Tomek dziękuję za piwko, my tylko pobieżnie zwiedziliśmy Krym. Obiecujemy sobie wrócić tam jeszcze raz na dłużej i zwiedzić to co minęliśmy ostatnio.


Planujecie powrót ciekawi mnie ,choć relacja nie dobiegła końca i nie wiem gdzie jeszcze Was poniosło pod czas tej podróży .

Gdzie chcielibyście wrócić i poprostu odpocząć, a nie zmagać się z czasem :lol: :ok

Jan Olejnik - 2012-02-16, 22:46

Bim aby odpocząć wrócili byśmy nad Morze Azowskie, które jest cieplejsze od Morza Czarnego i można się wylegiwać bez końca. Nas jednak coś pędzi po świecie i nigdy nie jesteśmy dłużej w jednym miejscu niż dwa dni. Pomimo tłoku jaki tam panuje, musimy kiedyś zwiedzić Jałtę, Sewastopol, Odessę i Symferopol, które minęliśmy w poprzedniej wyprawie.
stachwody - 2012-02-17, 05:34
Temat postu: w Oliniwce nie zawsze jest tłoczno
a plaża jest piaszczysta
Jan Olejnik - 2012-02-17, 20:25
Temat postu: Re: w Oliniwce nie zawsze jest tłoczno
stachwody napisał/a:
a plaża jest piaszczysta

I kamienista.

Jan Olejnik - 2012-02-17, 20:55

Po dwóch dniach byczenia na bezpłatnej plaży za Jewpatorią, ruszamy do Bakczysaraju. Gdy dojeżdżamy na miejsce, „Pałac Hana” jest już zamknięty, więc wracamy na przedmieście, by na stacji paliw spędzić noc. Pan z obsługi nosi nam z budynku wodę, za którą nie chce zapłaty, więc dajemy mu polskie piwo. Na wschodzie Ukrainy, po zmierzchu, obsługa zamyka się w budynku, okna zasłaniane są żaluzjami a z klientami rozmawiają przez megafon. Widząc przygotowania do nocnej zmiany, my również zamykamy się szczelnie, a przednie drzwi zabezpieczamy łańcuchem.



.
Namiary na darmowy parking w Bakczysaraju: N44st. 45’ 35,27”, E33st. 50’ 10,81’’
CDN

Jan Olejnik - 2012-02-19, 09:58

Nazajutrz pierwsi parkujemy niedaleko Pałacu Hana i kupujemy bilety (50hr.) Na rozległym dziedzińcu jest dużo drzew, które dają zbawienny cień. Piękne klomby zdobią róże oraz fontanny. Wewnątrz są zadbane meble i wystrój z czasów, kiedy mieszkał tutaj Han Krymski, zwierzchnik całego Hanatu. Część pałacu zajmował Harem, oddzielony od świata zewnętrznego. Gdy Han miał humor, pozwalał wybranym nałożnicom wyjść na balkon na parterze, gdzie zamknięte za szczelną drewnianą kratą mogły popatrzeć na ulicę a czasami kupić jakiś drobiazg od obnośnych sprzedawców. CDN.
Jan Olejnik - 2012-02-19, 13:18

Przyłączamy się do rosyjskiej wycieczki i słuchamy przewodnika, który opowiada o Fontannie Łez opisanej w poematach Puszkina. W rzeczywistości widzimy delikatną strużkę wody przelewającą się między kilkoma naczyniami wykutymi w kamieniu. Na Krymie zawsze jej brakowało, więc nawet tak mała fontanna dawała wytchnienie i ochłodę. Docenił to także nasz wieszcz Adam Mickiewicz opisując je w swoich wierszach. CDN.
Jan Olejnik - 2012-02-20, 18:59

Przewodnik opowiada po rosyjsku bardzo ciekawie i z przejęciem, więc podążamy za nim na zewnątrz, gdzie za płotem jest cmentarz nałożnic. Jedna z nich została przywieziona z wyprawy wojennej. Han był bardzo twardym człowiekiem, twardszym od kamienia i stali, bo gdy w nie czymś uderzymy to wydają dźwięk, lecz on był nieczuły na ludzką niedolę. Uroda niewolnicy była tak wielka, że Han zakochał się pierwszy raz w życiu. Nie chciała jednak zostać jego kochanką, gdyż tęskniła do swojego ukochanego i rodziców, którzy zostali w dalekiej ojczyźnie. Gdy księżniczka umarła z tęsknoty, Han wybudował dla niej mauzoleum, gdzie do swojej śmierci nosił jej czerwone róże. CDN.
Jan Olejnik - 2012-02-20, 19:20

Wychodzimy na zewnątrz, przy straganach milicja robi obławę i spisuje jakieś protokoły. Sprzedawcy narzekają, że skończyły się czasy, kiedy żyło im się lepiej, a kontrola nie jest zwykła, lecz „prokuratorska” i nikt nie weźmie łapówki. Z trudem udało nam się kupić jakieś pamiątki. Namiary na rozległy parking niedaleko pałacu: N44st.54’54,07’’, E33st. 52’35,06’’

Długie zwiedzanie zaostrzyło nam apetyt, więc gdy na ulicy młody człowiek zaproponował obiad w regionalnej knajpce, chętnie tam weszliśmy. Siadamy w cieniu winogron rozpostartych na linkach. Z karty dań wybieramy czieburiaki, są to duże trójkątne pierogi z francuskiego ciasta, pieczone na głębokim oleju. Nadziane mogą być mięsem, serem lub kapustą z grzybami. Porcja trzech sztuk za 30 hr. wystarczy nawet takiemu żarłokowi jak ja, polecam wszystkim.
Cdn.

DreamsOnWheels - 2012-02-20, 22:59
Temat postu: BEER
po przeczytaniu tej relacji raczej odpuszcze sobie na razie, jako pierwsza destynacje kamperska Ukraine....ale mega podoba mi sie opis podrozy, bede czytal jesli bedzie wiecej :)
stachwody - 2012-02-21, 05:28
Temat postu: Nie polemizuję,ale uzupełniam
Jednak radziłbym - nie rezygnować z wyprawy na Krym.Wkrótce będzie tam też drogo.Z roku na rok ceny wzrastają o 40-50%. Bakczyseraj współczesny jest upiornie,nawet jak na warunki ukrainskie -zaniedbanym miastem.Kompleks pałacowy hanów - skomercjalizowany,ale prawdziwą perełką jest miejsce gdzie oni ( do 1531 r.) wcześniej mieszkali :Czufut-Kale .Żydowska twierdza z rozłożonym ponizej 16 km wąwozie ,liczącym ponad 1000 lat cmentarzem karaimskim .
stachwody - 2012-02-21, 05:35
Temat postu: cmentarz karaimski
nadal jeszcze czynny
Jan Olejnik - 2012-02-21, 22:11

Jedziemy dalej kilka kilometrów drogą pod górę i stajemy na ostatnim parkingu przy restauracji. Pytam parkingowego ile płacę, odpowiedział, nic jeśli u nich coś zjemy. Jesteśmy po sutym obiedzie, więc obiecujemy wejść po zwiedzeniu Monastyru i Skalnego Miasta. Kilka minut drogi ścieżką wiodącą pod górę i już stoimy w kolejce, by zwiedzić Monastyr Uspieński. Kobiety muszą założyć chusty leżące w koszu, mężczyźni powinni mieć długie spodnie. Naprzeciwko na drugiej stronie doliny, z okien świątyni widać dziwny budynek, coś jak wielka chata kryta strzechą. W rzeczywistości jest to kurnik, w którym mnisi mają hodowlę drobiu. Cdn.
Widzę Stachwody, że chodziliśmy tymi samymi ścieżkami. Dziękuję za pomoc i uzupełnienie mojej relacji.

Jan Olejnik - 2012-02-22, 22:01

Do Skalnego Miasta (Czufut-Cale) droga wiedzie wśród pustych, z powodu obławy, straganów. W jedynym czynnym nasza młodzież kupuje sziszę, fajkę wodną, którą potem palimy wieczorami. Ciężką drogę w upalne popołudnie umila nam dźwięk fujarki, to starszy pan siedząc w cieniu drzewa, wygrywa światowe przeboje. W skałach jest wykutych kilkanaście mieszkań umieszczonych piętrowo. Wyżej docieramy do „Domu Bogacza’’, jest to kompleks kilku pomieszczeń z widokiem na głęboki, rozległy kanion. Chwilę odpoczywamy w chłodzie skalnych apartamentów, słuchając celtyckich utworów śpiewanych przez młodzieńca z gitarą i wracamy zmęczeni do parkingu.
Namiary na parking niedaleko Monastyru i Czufut-Cale (można zanocować)N44st. 44’ 51,14’’, E33st. 54’13,54’’. Bilet do Czufut Cale kosztuje 40 hr. a ulgowy 20.

Po powrocie na parking, wchodzimy do restauracji urządzonej w rozległym ogrodzie. Pod drzewami, rozmieszczone są altany, w których przy niskim stoliku siadamy „po turecku” na specjalnych poduchach. Kawa i lody pozwalają nam szybko odzyskać siły nadwyrężone popołudniową wędrówką.
Gdy na straganach oglądamy upominki, widzę mężczyznę ubranego w koszulkę reklamową Kopalni Soli w Wieliczce. Podchodzę do niego bliżej i poznaję Polaka opisanego przez „Krzysztofa56”. Z rozmowy dowiaduję się, że od dyrektora Kopalni Soli w Wieliczce, otrzymał zaproszenie do Polski. Brakuje mu jeszcze 1000hr. na bilet i wizę, którą załatwia w Polskim Konsulacie w Sewastopolu. Kupujemy od niego kilka paczek ziół, z których po powrocie do Polski będziemy parzyć herbatki i wspominać te wspaniałe chwile. Żegnamy się z rodakiem życząc mu szybkiej podróży do Ojczyzny i jedziemy w kierunku morza.
Cdn.

Jan Olejnik - 2012-02-25, 00:32

Jedziemy drogą malowniczo wijącą się między wzgórzami, na każdej większej krzyżówce stoi po kilku milicjantów lub wojskowych. Bardzo nas to niepokoi i nurtuje, na rozwiązanie zagadki musimy jednak poczekać do jutra.
Za Sewastopolem szukamy miejsca na nocleg blisko morza, lecz nic nie znajdujemy. Wjeżdżamy do Ałupki, droga biegnie blisko plaży, ale nie ma możliwości zaparkowania samochodu. Tłum ludzi spacerujący środkiem ulicy oraz marszrutki jadące z naprzeciwka blokują nam całkowicie drogę. W Jałcie jest jeszcze gorzej, mamy dosyć tych słynnych kurortów, lecz nie ma możliwości wjechania na główną drogę. Po godzinie jazdy udaje nam się to wreszcie. Gdy za Ałusztą, po długim stromym zjeździe trafiamy wreszcie na camping we wsi Rybacze, jest już późna noc. GPS: N44st. 45’, 54.4’’ E34st. 35’, 28,11’’
Kiedy siedzimy pod markizą przy śniadaniu, przychodzi do nas osioł, częstujemy go chlebem i robimy mu kilka zdjęć. Sąsiadom z namiotu obok wyjada chipsy i idzie skubać trawę. Podczas rozmowy z Ukraińcami dowiadujemy się, dlaczego wczoraj na drogach było tak dużo milicji, to Prezydent Ukrainy przyjeżdżał na urlop do Jałty.
Wieczorem, wspomniany wcześniej sąsiad mówi nam, że przypłynęły delfiny. Bierzemy aparaty fotograficzne i biegniemy na plażę. Są tam już prawie wszyscy mieszkańcy kempingu, siedzą na piasku i z zachwytem obserwują figlujące niedaleko, sympatyczne zwierzęta. W promieniach zachodzącego słońca, pokaz trwał około godziny, po czym trudno już było coś dojrzeć. Fotki wyszły słabo z powodu niedostatecznego oświetlenia. Cdn.

stachwody - 2012-02-25, 09:26
Temat postu: Podążam za Tobą Janie
A niekiedy nawet,odrobinę Was wyprzedzam.Mimo ,że jestem entuzjastą wypraw na Krym - czuję sie w obowiązku ostrzec tych,ktorzy z Wami podróżują w wyobraźni,by potem zrealizować to latem, przed pomysłem - zatrzymania się na płatnym kempingu w Rybacze. Kurort - wymieniany w przewodnikach ,jako kultowa miejscowość , do ktorej ciągnęli - z całego ZSRR ,wszelkiej maści indywidualiści,nonkorformiści( podobno byli tam tacy na wolności).Teraz też pełna jest przyjezdnych Rosjan.Zbity tłum okupuje nadbrzeżne kamienie,aż do samego morza.Koszmarne miasteczko,cuchnące zjełczałym olejem.Wprawdzie kamperowcy są zazwyczaj suwerenni,autonomiczni w robieniu,"tych rzeczy",ale przecież jak się trochę dłużej stoi ...gdzieś ten nocnik trzeba wylać. Wspomnienia widoku tamtejszych toalet,nie zniwelują baraszkujące delfiny.
Jan Olejnik - 2012-02-25, 10:48

Masz racje Stachwody, toaleta na tym kempingu to prawdziwe wyzwanie. Pomimo wapna, którym ktoś dezynfekuje ten przybytek, wyprowadzenie kota nie jest przyjemne. Delfiny jednak dały nam wspaniałe widowisko, za które warto znieś pewne niewygody. Obsługa i mieszkańcy kempingu byli dla nas bardzo mili. Pozdrawiam.
Jan Olejnik - 2012-02-28, 18:49

Rano robimy obsługę kampera i jedziemy zwiedzać Nowy Świat. Przed Morskoje jest pole namiotowe i plaża z czarnym piaskiem. W samej miejscowości duży ruch pieszych utrudnia nam podróż. Wreszcie mijamy ostatnie zabudowania i na prawo widzimy rozległy kemping, lecz my jedziemy dalej.
Droga jest bardzo wąska i kręta, czasami musimy cofać, aby pokonać zakręt na półce skalnej. Parkujemy na rozległym parkingu i płacimy 10hr/h. Kiedy ja zamykam drzwi kampera, Karol zauważa urwany wspornik bagażnika rowerowego, to przez ukraińskie drogi o mały włos nie zgubiliśmy naszych stalowych rumaków. Kilka linek żeglarskich, które mieliśmy w bosmance pozwala nam prowizorycznie poprawić zamocowanie. Teraz możemy iść i zwiedzać miejscowość. Cdn.

Jan Olejnik - 2012-02-28, 20:39

Największą atrakcją Nowego Świata jest Ścieżka Golicyna i Carska Plaża, górska ścieżka wiedzie nad samym brzegiem morza. Wygląda tak jakby ktoś Tatry przysunął do Bałtyku. Pomimo upału spacer jest przyjemny. W Jaskini Golicyna robimy sobie dłuższą przerwę i oglądamy półki wykute w skale, gdzie kilkaset lat wcześniej dojrzewało wino w butelkach. Po godzinie schodzimy na Carską Plażę, aby ochłodzić się w kryształowej wodzie. Niestety czas szybko płynie i musimy wracać przez rezerwat przyrody. Teraz podziwiamy karłowate sosny krymskie, z fantazyjnie powyginanymi konarami. Cdn.[youtube][/youtube]
Jan Olejnik - 2012-02-28, 22:31

Jeszcze parę fotek z tego przepięknego zakątka.
stachwody - 2012-02-29, 11:40
Temat postu: Nowy Świat to kultowe miejsce
a "tropa" księcia Golicyna niezwykle malownicza.
WHITEandRED - 2012-02-29, 17:26

...
Jan Olejnik - 2012-02-29, 18:20

Inną drogą wracamy do miasteczka Nowy Świat, gdzie jest sklep firmowy fabryki win. Założył ją wspomniany wcześniej Golicyn, pół Polak, by promować spożycie wina wśród Rosjan.
Miejscowość nie zachwyca swym wyglądem, strasząc komunistycznymi blokami mieszkalnymi.
Nad samym morzem jest trochę ładniej, ale tłumy ludzi skutecznie zniechęcają nas do dłuższego pobytu. Jemy obiad w knajpce z widokiem na Morze Czarne, przepłacając kilkakrotnie i wracamy na parking. CDN

stachwody - 2012-03-01, 12:28
Temat postu: no i..doszliście do tego uroczego miejsca
w którym z kranów płyną ...lekko musujące wina?
Tadeusz - 2012-03-01, 13:08

Jasiu, z ogromnym zainteresowaniem śledzę Twój i inne wątki ze wschodu Europy. Poznałem trochę Rosję i troszeczkę, niestety tylko troszeczkę Ukrainy. Kiedyś tam pojadę. To będzie dla mnie przede wszystkim poszukiwanie śladów naszych przodków, ale i poznawanie nowej Ukrainy.
Przyznaję, że Twoje zdjęcia uzmysławiają mi jak krańcowo różne doznania czekają mnie tam w porównaniu do tych z krajów zachodnich, a szczególnie z moich ulubionych WYSP .

To są tak różne światy, że tym bardziej muszę to zobaczyć. :)
:spoko

PS: Stawiam, Jasiu, zasłużone piwo i nadal pozostaję wiernym czytelnikiem. :bukiet:

Jan Olejnik - 2012-03-01, 23:19

Tadeusz, dziękuję za piwko i polecam wschodnie kierunki, gdzie ludzie są bardzo mili a zabytki może nie tak efektowne jak w Anglii, ale też mają swój urok. Pozdrawiam wszystkich. Do Sudaka, gdzie chcemy zwiedzić Twierdzę Genueńską jest niedaleko. Bilet wstępu kosztuje 30hr. Idziemy ścieżką do wyżej położonych obiektów obronnych. W pewnym momencie jakiś młodzian przemknął przed naszym nosem galopując na koniu. Na kilkuhektarowym obszarze twierdzy jest niewiele zabytków. Niedaleko szczytu jest trochę ruin, wśród których biega stadko kóz. Karol robi im sesję fotograficzną, a ja przyglądam się drzewom, na których zawieszone jest mnóstwo szmatek, folii i różnego rodzaju tasiemek. Wygląda to bardzo dziwnie, jakby wiatr pozawieszał mnóstwo śmieci. Dopiero po kilku dniach dowiedziałem się od Ukraińca o zwyczaju panującym w tym kraju. W miejscach, gdzie poniosło śmierć wielu ludzi, jest zwyczaj zawieszania na drzewach tego, co kto ma pod ręką. Ważna jest pamięć, my stawiamy świeczki lub kwiaty, oni w taki sposób oddają hołd zmarłym. Cdn.
Jan Olejnik - 2012-03-01, 23:35
Temat postu: Re: no i..doszliście do tego uroczego miejsca
stachwody napisał/a:
w którym z kranów płyną ...lekko musujące wina?
Stachwody, i tym razem nas wyprzedziłeś, ale wina zostało jeszcze dla nas. Krany są dwa, lecz szampan chyba lepszy w oryginalnej butelce. Były tam też wina z Masandry, które ja uwielbiam. Pozdrawiam.
andreas p - 2012-03-02, 06:40

Janku wspaniale opisy i zdjecia. Czytamy i sie zastanawiamy kiedy tam jechac.
Pozdrawiamy :spoko :dobrarob

Jan Olejnik - 2012-03-02, 13:00

andreas p napisał/a:
Czytamy i sie zastanawiamy kiedy tam jechac.
:spoko :dobrarob
Andreas, tu się nie ma co zastanawiać, trzeba jechać zanim nie wejdzie tam całkowicie komercja. Teraz ceny są bardzo atrakcyjne. Pozdrawiam i dziękuję za zgłoszenie do nominacji.
darol - 2012-03-02, 14:29

My się nie zastanawiamy , start 14 lipca rano :ok

Dziękuję za ten topik, za super opis , za przybliżenie tematu .... oczywiście piwko.

RODOS - 2012-03-02, 15:13
Temat postu: Relacja.
Ładne opisy i zdjęcia. Nie planowaliśmy wschodnich kierunków z wiadomych względów, ale patrząc na Waszą wyprawę, chciałoby się tam pojechać. Za piękną relację i przecieranie szlaków dziękujemy. W uznaniu dla Ciebie piwko, a dla płci pięknej kwiatki. Serdecznie pozdrawiamy.
Lila i Tadeusz :roza: :roza: :roza: :roza: :pifko

Jan Olejnik - 2012-03-02, 20:58

Darol i Rodos, dziękujmy za piwka oraz kwiatki. Życzmy udanych wojaży.Pozdrawiamy.L i J.
Jan Olejnik - 2012-03-02, 21:24

Droga na sam szczyt twierdzy jest tak stroma, że rozciągnięta jest gruba, stalowa lina. Nie jest ona zbyt przydatna, z powodu wystających drutów, które kaleczą ręce. My idziemy drogą okrężną, czasami na czworakach.
Wracając odwiedzamy wielbłąda o imieniu Baron. Pytam panią, która jest jego właścicielką, czy nas nie ugryzie. Słyszymy, że jest dobrze wychowany i nic nam nie zrobi. Pomimo takich zapewnień, tylko Beata skusiła się na przejażdżkę i fotki z dostojnym Baronem.
Twierdza Genueńska w Sudaku namiary GPS: N44st. 50’ 39,83’’, E34st. 57’ 36,49’’(przejażdżka na wielbłądzie 50hr)
CDN

Bim - 2012-03-02, 21:54

Jan Olejnik napisał/a:
IMG_0728.JPG
Wspinaczka była trudna.


No rzeczywiście w tych klapeczkach to wyzwanie :wyszczerzony:

Piszę to dla przestrogi dla potencjalnych zwiedząjących wiem ze lato goraco ale zakładajcie chociaż tenisówki nie takie cuś bo skałki naprawdę wyślizgane :spoko

angela_camp - 2012-03-02, 22:27

[quote="Bim"]
Jan Olejnik napisał/a:
IMG_0728.JPG
Wspinaczka była trudna.


Tak musiala byc trudna lepiej buciki typowe w gory szybko odprowadzaja pot(wilgoc)no i bezpieczenstwo w razie skrecenia kostki w klapkach ;-) no i do butow skarpetki OBOWIAZKOWO, znajoma zabrala buciki bez skarpetek i nogi miala odparzone trzeba bylo ja znosic ;-)

fajne fotki 8-)

stachwody - 2012-03-03, 07:10
Temat postu: po Krymie najlepiej
podróżować we wrześniu
Jan Olejnik - 2012-03-03, 18:10

Zmęczeni całodziennym zwiedzaniem jedziemy do miejscowości Koktobel i szukamy miejsca na nocleg. Pytamy grupę wczasowiczów, gdzie można się zatrzymać. Chętnie nam pomagają, gdyż idą na kemping za miastem gdzie jest najładniejsza plaża w okolicy. Zapraszamy wszystkich do kampera i po wyboistej, polnej drodze jedziemy kilka kilometrów za miasto.
Przed bramą wjazdową z wysoko umieszczoną wierzą wartowniczą zatrzymuje nas kilku mężczyzn. Czujemy się jak przed wjazdem na poligon, obsługa jest jednak bardzo miła, płacimy 50hr za dobę i jedziemy przez rozległy teren w poszukiwaniu dogodnego miejsca. Wszędzie są rozstawione namioty i kilka przyczep. Jeden z przyczepowców pozdrawia nas podnosząc rękę, odwzajemniam ten miły gest. Zajmujemy miejsce na sporym wzniesieniu, z którego po schodkach wykutych w skale można zejść na plażę. Po chwili pałaszujemy kolację i podziwiamy zachód słońca nad górami. Takich widoków się nie zapomina.
Namiary na kemping kilka kilometrów od Koktobel: N44st. 58’ 06,09’’, E35st. 18’ 07,08’’

CDN

Jan Olejnik - 2012-03-04, 23:05

Poranna kąpiel w morzu jest niewypałem z powodu zimnej wody, którą przywiał wiatr z głębin Morza Czarnego. Na brzegu stoi grupka ludzi obserwując z lekkim uśmiechem, jak zaskoczony szybko wyskakuję na plaże. Tylko małe dzieci nadal oddają się wodnym zabawom.
Koło południa nasilił się wiatr, który przywiał chmary szarańczy. Było to tak nieprzyjemne, że postanawiamy jechać dalej do Teodozji, gdzie robimy zakupy. Przy drodze wyjazdowej z miasta prowadzącej na wschód jest ładna plaża, ale dojazd bliżej morza jest niemożliwy. Rezygnujemy z postoju przy ruchliwej drodze i kierujemy się do Szołkino nad Morzem Azowskim.
W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, władze komunistyczne rozpoczęły budowę elektrowni atomowej. Za miliard dolarów powstał jeden blok energetyczny i rozległe zaplecze, a kilkanaście kilometrów dalej, nad samym morzem, miasteczko dla kilkunastu tysięcy robotników. Z powodu kryzysu i protestu ekologów zaprzestano budowy, a elektrownia popadła w ruinę. Tanie mieszkania wykupili mieszkańcy Kijowa i Moskwy i przyjeżdżają tutaj na wakacje. Apartament dla czterech osób kosztuje 20 dolarów i można go wykupić bez trudu, od pośredników siedzących w samochodach osobowych przy drodze wjazdowej.
Po lewej stronie drogi nad samym morzem jest kemping, na którym się zatrzymujemy. Przyjmuje nas Sasza, młody właściciel będący na lekkim rauszu. Z humorem opowiada nam o miasteczku i o tym, że ma już na placu rodzinę z Polski, z czego się bardzo cieszymy. Płacimy właścicielowi za pobyt 15hr od osoby, plus 20, za kampera, woda jest liczona oddzielnie, 3hr/10l.
Woda w Morzu Azowskim jest bardzo ciepła, a plażę pokrywają drobne muszelki, których jest więcej niż piasku. Namiary na kemping: N45st.25’ 32, 88’’ E 35st. 48’ 38,38’’.
CDN

pawel666 - 2012-03-05, 20:56

Witam relacja ciekawa jak ta o Albanii. Na Krymie byłem kilka razy m.j.w 2011 więc czytając
Twoją relację wracają wspomnienia.W tym roku planuję wyjazd do Albanii i MNE.
Twoja poprzednia relacja mnie zainspirowała stąd moja obecność na forum.Pozdrawiam ,życzę wielu podróży oraz ciekawych relacji. :spoko

Jan Olejnik - 2012-03-06, 10:11

pawel666 napisał/a:
. W tym roku planuję wyjazd do Albanii i MNE.
Twoja poprzednia relacja mnie zainspirowała stąd moja obecność na forum. :spoko
Pawel666, cieszę się, że moje pisanie zachęciło Cię do odwiedzenia tych pięknych krajów. Pozdrawiam.
Jan Olejnik - 2012-03-06, 18:52

Następnego dnia jedziemy rowerami na zakupy. W ostatniej chwili zobaczyłem wejście na wielki targ i hamując, nagle skręciłem w prawo. Gorzej wyszedł ten manewr mojej żonie i o mały włos nie rozjechała taksówkarza, który ratował się ucieczką, przebierając nogami do tyłu. Gdy trochę ochłonął, w formie żartów powiedział do swoich kolegów „Eta Polka chatieła mienia ubit”. Do zabicia było daleko, ale jego klejnoty rodzinne były w wielkim niebezpieczeństwie.
Na jednym stoisku młoda sprzedawczyni wypytuje nas skąd jesteśmy, kiedy odpowiadamy z Polski, mówi, że się cieszy, gdyż Polacy są bardzo mili. Powrót do kempingu obył się bez przygód.
Jednym z miejsc, które chcieliśmy odwiedzić na Ukrainie miała być elektrownia atomowa w Czarnobylu, jednak kategoryczny sprzeciw naszych pań zmusił nas do zmiany planów. Na pocieszenie zrobiliśmy sobie z Karolem wycieczkę do elektrowni Szołkino.
Po południu jedziemy kilkanaście kilometrów do niedokończonej elektrowni atomowej. Upał i wzniesienia, które pokonujemy rowerami, mocno dają się nam we znaki. Na miejscu widać jak grupa robotników, przy pomocy potężnego dźwigu rozbiera reaktor. Pytamy ich czy możemy zobaczyć budowlę. Wstrzymują pracę i wskazują drogę wśród głębokich wykopów, która doprowadziła nas do wielkiej hali sąsiadującej z reaktorem. Po kilkunastu minutach dziękujemy robotnikom i idziemy zwiedzać inne budowle rozsiane na rozległym terenie. Większość z nich jest zdewastowana, czasami pozostały tylko same fundamenty, tylko czerwona gwiazda stoi nietknięta na wysokim maszcie, jak gdyby czekała lepszych czasów.
Zmęczeni, pełni wrażeń wracamy obok pracujących szybów naftowych.
Po południu rozmawiamy z Polakami z okolic Krakowa, którzy terenowym samochodem z obszernym namiotem podróżują po Ukrainie. Jest to dobry sposób na pokonanie wyboistych dróg, szybkość jazdy jest dużo większa niż kamperem.
Zachód słońca oglądamy z tarasu nadmorskiej knajpki, gdzie popijamy chłodne, kuflowe piwo po 8hr.
CDN

Jan Olejnik - 2012-03-08, 19:12

Nazajutrz po wczesnym śniadaniu jedziemy do oddalonej o 70 km miejscowości Kurortne, gdzie jest powulkaniczne jezioro z błotami leczniczymi. Kąpała się w nich Caryca Katarzyna, by poprawić swoją urodę.
Jazda przebiegała spokojnie do chwili, kiedy w pracy silnika pojawił się jakiś dziwny odgłos. Zaniepokojeni w absolutnej ciszy czekamy na rozwój sytuacji. Podczas stromego podjazdu silnik nagle zaczął ryczeć jak czołg. Zatrzymujemy się na rozległym poboczu, by odszukać źródło tych odgłosów. Rura wydechowa, wymieniona przed wyjazdem ułamała się niedaleko kolektora. Prowizorycznie naprawiamy uszkodzenie obwijając pęknięcie blachą z puszek po piwie i ściskając je metalowymi opaskami. Jedziemy dalej w kierunku miasteczka Kercz, ale to nie był koniec złych przygód na ten dzień.

Kilkanaście kilometrów przed Kerczem, nawigacja kieruje nas na drogę w lewo. Po kilku kilometrach nawierzchnia asfaltowa zmienia się w betonową, a następnie brukowaną. Parę kilometrach jedziemy dziurawą, gruntową drogą. Przestajemy wierzyć nawigacji dopiero wtedy, gdy przejeżdżamy przez teren jakiegoś kołchozu, a pracownicy patrzą się na nas jakoś dziwnie. Wracamy do głównej drogi i mimo uporczywego nawoływania Hołowczyca, by nawrócić jedziemy w kierunku miasteczka Kercz. Przed miasteczkiem Hołek znów namawia nas do skrętu w lewo myśląc, że to obwodnica miasta ulegamy jego namowom i sytuacja się powtarza. Po paru kilometrach jesteśmy na rozległym stepie, a nasz polski rajdowiec dziarsko prowadzi nas dróżką z wyjeżdżonymi koleinami. Przedni zderzak kampera łamie suchą, wysoką trawę. Do miejscowości Kurortne jest jeszcze 17 km, gdy nawigacja zgubiła nagle drogę. Czekamy kilka minut w nadziei, że pokaże nam ją, lecz na ekranie widnieje tylko biała plama. Szkoda nam przejechanych kilometrów, więc jedziemy dalej choć ślady kolein są coraz mniej widoczne, aż w końcu zanikają całkowicie. Kierując się słońcem jedziemy na północ, przed nami rozległy step pokryty trawą chwiejącą się w podmuchach wiatru. Po kilku kilometrach, na wzgórzu widać nikły zarys dróżki, optymizm wśród załogi rośnie z każdą chwilą. Koleiny są teraz tak głębokie, że musimy jechać obok nich by nie zahaczyć podwoziem. Jednak w pewnej chwili kamper staje, zatrzymany przez urwaną rurę wydechową. Z trudem wyciągamy ją z linek hamulca ręcznego, mając oczy pełne czerwonego pyłu, unoszonego przez silny wiatr. Mocujemy urwaną część układu wydechowego na bagażniku i ruszamy dalej. W wyobraźni widzę jak z kolektora wydobywają się płomienie i zapalają suchą trawę. Zastanawiamy się czy w takim przypadku uda nam się uciec przed płomieniami?

Na szczęście droga wiodła wyżej między szczytami gór, a trawa była coraz mniejsza. Pokonujemy stromy podjazd na pierwszym biegu, przejeżdżając obok jaskini. Byliśmy bardzo zadowoleni, gdy za wzgórzem, po dwóch godzinach jazdy, naszym oczom pokazały się pierwsze zabudowania.
Przez wieś Kurortne wiedzie szeroka wyboista droga, którą docieramy nad Morze Azowskie. Niewielkie parkingi zapchane są samochodami, stajemy na poboczu i idziemy na plażę. Głośno zastanawiamy się co robić dalej, gdy dwóch Polaków pyta nas jaki mamy problem. Mówimy, że szukamy kempingu. Rodacy pokazują, w którym kierunku mamy jechać, aby dotrzeć do leczniczych błot, obok których są ładne miejsca do biwakowania. Po kilkunastu minutach parkujemy w cieniu drzewa i idziemy taplać się w gorącym, leczniczym błocie. Jest ono tak gęste, że człowiek pływa zanurzony tylko do połowy, jakby lewitował.
Po pół godzinie idziemy do oddalonego o 200 metrów morza, by zmyć błoto. Wysokie fale szybko przywracają nam normalny wygląd. CDN

Jan Olejnik - 2012-03-11, 13:51

Wieczorem oglądamy z żoną zachód słońca nad samym morzem, w pewnym momencie przybiega Karol i wola „Ruskie kradną nam tłumik”. Kiedy wróciliśmy okazało się, że dwóch młodzieńców, którzy opiekują się terenem zbierali śmieci i myśleli, że jest to niepotrzebny złom. Wyprowadzam ich z błędu, a oni oferują nam pomoc w pospawaniu urwanego tłumika i mówią, że cena będzie mała a robią to, bo chcą pomagać ludziom, by tu kiedyś wrócili.
Namiary na kemping w Kurortne, obok jeziora wulkanicznego z leczniczym błotem: N45st. 28’, 12,35’’ E36st. 19’, 07,80’’ Cena kempingu 10hr/os. błota gratis.

Po śniadaniu czekamy na młodych Ukraińców, którzy wczoraj obiecali nam pomoc. Wreszcie koło godziny jedenastej podjeżdżają starą Ładą i dzwonią do znajomego mechanika ze wsi Bojkowo. Na miejscu okazało się, iż nasza rura jest wykonana ze stali nierdzewnej i fachowiec nie posiada odpowiedniej spawarki, aby nam pomóc. Po głębokim namyśle dzwoni na bazę autobusową, jego znajomy posiada odpowiednie urządzenie. Kiedy tam docieramy na portierni mówię stróżowi po rosyjsku, że potrzebuję pospawać tłumik, a ten z rozrzewnieniem w oczach mówi „Ja toże Ruski”. Kieruje nas następnie do hali w głębi wielkiego placu, gdzie sprawny spawacz szybko likwiduje nasz problem. Wreszcie możemy zacząć drogę powrotną do domu, przed nami 2000 km.
Zatrzymujemy się jeszcze na ogromnym targu w Kerczu kupujemy pamiątki i jemy obiad.
Po drodze kupujemy miód z przydrożnej przyczepy, która wyposażona jest w miejsce do spania. Rosjanka, obsługując nas mówi, że przyjechała na Krym z Syberii i nigdy tam nie wróci, tak jej się tu podoba. Następnie jedziemy przez Krasnopierekopsk w kierunku Umania. Gdy zostało nam 60km do tego polskiego niegdyś miasta, zatrzymujemy się na nocleg na stacji Lukoil. Wyjątkowo obsługa nie jest zamknięta za szczelnymi, metalowymi żaluzjami. Mają jednak problem ile policzyć za postój, gdyż jest trzecia w nocy. Wahają się czy ma to być 5 czy 10hr. Płacimy im stawkę za całą noc i szybko idziemy spać. Namiary na wygodny postój monitorowany przez kamery niedaleko Umania: N48st. 21’ 37,58’’ E30st. 28’ 06,12’’
CDN.

Jan Olejnik - 2012-03-13, 19:17

Nazajutrz jedziemy w kierunku Kamieńca Podolskiego boczną drogą, by zobaczyć ukraińskie wioski. Na poboczu można kupić kilogram papierówek za 1hr. są małe, ale smaczne i pachnące. Przypominają mi lata młodości.
Niedaleko Kamieńca zatrzymujemy się przed sklepem, aby zrobić zakupy. Sprzedawca, co chwilę spoglądał w okno czymś bardzo zaciekawiony. Po jakimś czasie z troską w głosie pyta nas czy to jest nasz dom i wskazuje na kampera. Odetchnął z ulgą, gdy mu odpowiadamy, że mieszkamy w normalnym domu, tylko w wakacje przenosimy się do domu na kółkach.
W każdej prawie wsi jest jakiś pomnik wybudowany w okresie panowania ZSSR: Lenin, samolot lub samochód z czasów „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”.
W jednej miejscowości przed cerkwią stoi kondukt pogrzebowy. W trumnie bez wieka leży jakaś starowinka. Ukraińcy są bardzo przesądni, nikt nie wyprzedzi pogrzebu, gdyż jak twierdzą mogą być w niebie wcześniej niż zmarły, którego pogrzeb by wyprzedzili.
Do zamku w Kamieńcu Podolskim trafiamy z trudem, za sprawą naszej nawigacji, która prowadzi nas przez jakiś kamieniołom. Gdy wreszcie zatrzymujemy się pod potężnymi murami, podchodzi do nas młodzieniec i mówi, że jest Polakiem i ma na imię Adam. Ma dużo czasu i może nam pokazać miasto. Idziemy na obiad przez most zakochanych na rzece Smotrycz, gdzie do barierek jest przypięte mnóstwo kłódek z inicjałami. CDN.

Jan Olejnik - 2012-03-15, 19:41

Symbolem Kamieńca jest biały jeleń. Adam, nasz młody przewodnik po mieście, opowiada legendę, jak książę Aleksander będąc na polowaniu zobaczył białego jelenia tak pięknego, że gnał za nim lasami, kniejami, i doprowadził go do wspaniałej wyspy na wielkim wzgórzu. Postanowił tam zbudować potężną twierdzę, która dzięki swemu położeniu będzie nie do zdobycia.
Nazwa rzeki Smotrycz, jak mówił Adam, pochodzi od słowa patrz. Rzeczywiście widok jest piękny, w głębokim wąwozie wije się błękitna wstęga rzeki, a biała skała jest porośnięta zieloną roślinnością, co potęguje efekt całości.
Za mostem skręcamy w lewo i idziemy obok nowo odrestaurowanej cerkwi. Dalej po lewej stronie w niewielkim parku, jest pomnik matek żołnierzy poległych w Awganistanie.
W restauracji na Nowym Mieście jemy zupę „Solanę”, oraz zapiekankę z warzyw, mięsa i sera w naczyniu o kształcie świnki. Jedzenie jest bardzo smaczne i niedrogie. Solana jest gotowana na wodzie z kiszonych ogórków i wcale nie jest słona, jak sobie myślałem. Prawdopodobnie Ukraińcy nawet do drugiego dania jedzą chleb, gdyż wtedy człowiek dłużej jest syty.
Po powrocie do kampera, który za poradą Adama, parkujemy na Targu Ormiańskim, palimy fajkę wodną i słuchamy jego opowieści o Ukrainie. Powiedział, że za kilka tygodni idzie do wojska niedaleko Kijowa, " Nie na długo, na trzy lata", a jego dziewczyna będzie na niego czekała. W domu mieszka z rodzicami i roczną siostrzyczką o imieniu Bogdanka. CDN.

Jan Olejnik - 2012-03-17, 16:56

Po wczesnym śniadaniu idziemy zwiedzać zamek niedaleko naszego postoju, na który składała się cała chrześcijańska Europa z ówczesnym Papieżem na czele. Potężne trzymetrowe mury oraz doskonałe położenie sprawiło, że wielokrotnie obronił się przed atakami hord Turecko-Tatarskich. Dopiero w roku 1672 na skutek zaniedbań w przygotowaniach do obrony musiał ulec przeważającej sile wroga. Podczas kapitulacji zginął dowódca obrony Jerzy Michał Wołodyjowski, przygnieciony gruzami jednej z baszt, którą wysadził kapitan artylerii, nie mogąc się pogodzić z porażką i poddaniem zamku.
Na parkingu przed bramą wejściową spotykamy rodaków z Poznania. Podczas krótkiej rozmowy dowiadujemy się, że mają zamiar objechać kamperem zachodnią Ukrainę.
Zwiedzając zamek rozpiera nas duma, że jesteśmy Polakami.
Na prawo od bramy jest wystawa upamiętniająca czasy ZSRR. Nie wiem, co mają wspólnego z tym historycznym miejscem krówki z wizerunkiem Lenina, motocykl Ural wiszący pod sufitem czy gazeta Prawda.
Z zamku idziemy na cmentarz przy polskim kościele, gdzie spoczywa Jerzy Michał Wołodyjowski, który był pierwowzorem Małego Rycerza z Trylogii Sienkiewicza. Obok jest ciekawy pomnik kobiety, na którym jej mąż umieścił dziwny napis kończący się słowami: „Cholera umarła”. Nurtuje nas pytanie czy miał jej dosyć, czy też umarła na cholerę.
Zwiedzamy jeszcze Katedrę Polską i kierujemy się do naszego kampera, by ruszyć w kierunku Polski. Za Tarnopolem widzimy jak drogę blokuje spora grupa ludzi. Zwalniam i zastanawiam się, co to może być, gotowy w każdej chwili wrzucić bieg i uciekać, gdyby okazało się, że to napad.
CDN.

Jan Olejnik - 2012-03-20, 19:52

Gdy już jesteśmy dostatecznie blisko nasze napięcie ustępuje, widzimy nowożeńców stojących na poboczu drogi, a grupa druhen i drużbów zatrzymuje wszystkie samochody i częstuje szampanem. Jedna z nich niezwykłej urody jest najbardziej aktywna, opowiada, że to jest stary ukraiński zwyczaj i należy wypić za pomyślność Młodej Pary, co skwapliwie czynimy. W podziękowaniu za poczęstunek dajemy młodym wino z Krymu, jako prezent ślubny oraz składamy życzenia. Spotkanie było bardzo sympatyczne.
Żegnamy się serdecznie i jedziemy dalej w kierunku Krakowca, gdzie mamy zamiar przekroczyć granicę. Mijamy Lwów obwodnicą, niedaleko budującego się stadionu na Euro 2012.
Na przejściu dwóch ukraińskich celników sprawdza dokładnie każdy schowek, pytając mnie czy rano jechałem w odwrotnym kierunku. Gdy mówię im, że mają w paszporcie wpisaną datę naszego wjazdu sprzed 16 dni, rezygnują z dalszej kontroli.
Polski celnik był bardzo zainteresowany kamperem i z ciekawością ogląda wnętrze. Wypytuje o koszty zakupu i eksploatacji, mówi, że kiedyś sobie kupi taki samochód.
Po dwóch godzinach spędzonych na granicy wjeżdżamy do Polski i stwierdzamy, że kamper przestał podskakiwać i skrzypieć. Droga jest równa jak stół, więc możemy przyspieszyć. Po przejechaniu całej Ukrainy, już nigdy nie będę narzekał na nasze drogi. Jedziemy malowniczą trasą niedaleko Ojcowa, obok zamku Pieskowa Skała i Maczugi Herkulesa, bez przygód wracamy do domu.
CDN

StasioiJola - 2012-03-20, 20:17

Pięknie dziękujemy za relacje!!! :roza: Bardzo chciałbym kiedyś pojechać Waszymi śladami -ale musze jeszcze przekonać swoją drugą połowę do takiej wyprawy!!! :szeroki_usmiech :spoko
Jan Olejnik - 2012-03-20, 20:39

StasioiJola napisał/a:
Pięknie dziękujemy za relacje!!! :roza: Bardzo chciałbym kiedyś pojechać Waszymi śladami -ale musze jeszcze przekonać swoją drugą połowę do takiej wyprawy!!! :szeroki_usmiech :spoko
Ja przekonywałem swoją żonę dwa miesiące i gdyby nie pomoc Krzysia 56 na zlocie w Pajęcznie, pewnie byśmy nie pojechali. Teraz jest odwrotnie, Ona namawia mnie na powtórny wyjazd na Krym. Pozdrawiam.
WODNIK - 2012-03-20, 21:47

Super wakacje, pięknie opisane. W tym roku planowałem z kolegą wyjazd na Krym
naszymi nowymi nabytkami HOBBY 600 ale............... z przyczyn nie zawsze od
nas zależnych musimy ten wyjazd odłożyć ale ........ale...........jak skończymy odbudowę to , co tam Krym........może być morze Kaspijskie lub jezioro Bajkał.
I znowu marzenia, marzenia do zrealizowania.

Dla Ciebie oczywiście :pifko

Tadeusz - 2012-03-21, 08:04

Czy pamiętasz, Jasiu, Twoje początki na forum i naszą korespondencję?

Dziś mogę podsumować to jednym zdaniem - odczuwam satysfakcję i radość. :wyszczerzony:

Satysfakcję, że byłem uparty. :)

Radość, bo efektem jest bliska znajomość z Tobą a pośrednio, bo forum zyskało tak piękne relacje jak ta z Krymu. :bukiet:

Serdeczne dzięki, Jasiu. :roza:

Stawiam piwo. Należy się. :spoko

Bogusław i Ewa - 2012-03-21, 11:29

STASIU u mnie jest odwrotnie,Ewa chce jechać a ja się opieram.Może jak Stasia ustąpi to ja też? :bigok :spoko
Jan Olejnik - 2012-03-21, 18:53

Tadeusz napisał/a:
Czy pamiętasz, Jasiu, Twoje początki na forum i naszą korespondencję
:spoko
Tadeusz, bardzo dobrze pamiętam mój trudny start na forum. Dzięki Tobie i kilku kolegom nie zraziłem się do dzielenia moimi przeżyciami z wakacyjnych wypraw. Dziękuje Ci za pomoc w chwilach zwątpienia. Pozdrawiam serdecznie. Janek i Lonia.
Jan Olejnik - 2012-03-21, 19:17

Podsumowanie.
Nasz urlop trwał 16 dni, jest to za mało, aby dokładnie zwiedzić Krym. Nie lubimy tłumów, jakie są w renomowanych kurortach takich jak Ałupka czy Jałta. Mijaliśmy je zatrzymując się na dzikich plażach, oraz na kempingach nad Morzem Czarnym i Azowskim. Nie są to miejsca dla ludzi lubiących luksus, czasami zdarzają się śmieci, które trzeba było pozbierać, aby można biwakować. Wszyscy Ukraińcy, jakich spotykaliśmy na naszej drodze, za wyjątkiem milicji, byli bardzo życzliwi i pomocni. Zauważyłem prawidłowość, im kraj jest biedniejszy, tym ludzie są milsi i bardziej uczynni. Potrafią się cieszyć z wakacji, mieszkając w namiocie, myjąc się wodą nagrzaną na słońcu w butelkach po napojach, piekąc szaszłyki na dwóch cegłach, między którymi rozpalali ognisko.
Powstaje coraz więcej kempingów i pól namiotowych, gdzie można nabrać wody i pozbyć się śmieci i ścieków, za niewielką opłatę.
Przejechaliśmy 4600 km przy średnim spalaniu 10.5l/100km.(ON 9,50 hr/l) Za hrywnę płaciliśmy 36 groszy.
Papierosy kosztują 10hr, piwo 8, chleb 6.
Polecam zupę solanę, barszcz ukraiński, czeburiaki, szaszłyki, wino Masandra, piwo Lwowskie, czekoladę Roshen, wódkę Lwiwski Standard lub Pieriecowkę (Pieprzówkę). Miód z ziół krymskich.
Koszt całego wyjazdu czterech osób to około 3500 PLN, razem z upominkami dla rodziny.
Zwiedziliśmy wiele wspaniałych miejsc, ale najpiękniejsze, jakie widzieliśmy to Ścieżka Golicyna obok Nowego Światu.
Nie mieliśmy żadnych problemów językowych w rozmowach z Ukraińcami.
Na pewno wybierzemy się jeszcze raz na Ukrainę, ale co najmniej na miesiąc.
Ukraina to wielki, wspaniały kraj, zamieszkały przez sympatycznych ludzi, którym życzę by kiedyś odzyskali pełną wolność.
Koniec.

Bogusław i Ewa - 2012-03-22, 14:50

Dziękujemy za relację,duże piwko się należy :spoko
frape - 2012-03-22, 14:53

również dziękujemy - może już w te wakacje pojedziemy po bliższuch lub dalszych jej śladach :spoko
Santa - 2012-03-22, 15:05

Ja również z Wami podróżowałam - przynajmniej wirtualnie :szeroki_usmiech

Ode mnie szczególne podziękowania za ślady polskości. Jeśli kiedyś się wybiorę, to z Waszą relacją jako przewodnikiem :szeroki_usmiech :bukiet:

Jako - 2012-03-22, 18:53

Wspaniała wyprawa, pozdrawiam.
DarekK - 2012-03-22, 21:22

Jan Olejnik napisał/a:
Ukraina to wielki, wspaniały kraj, zamieszkały przez sympatycznych ludzi

Bardzo dziękuję za relację - podziwiam za ogrom pracy włożony w przedstawienie tego cudownego kawałka świata. Powiem szczerze że po początkowych postach i kłopotach spodziewałem się zupełnie innego zakończenia - jak najbardziej podpisuję się pod powyższą opinią :) .

Nie mogąc się inaczej zrewanżować - cóż przynajmniej wirtualne piwo a w przyszłości - może uda się podziękować w realu.

Jeśli mogę coś zaproponować - jeśli wrócicie na Krym i też będziecie chcieli go objechać dookoła - proponuję przejazd z Bakczysaraju w stronę Sewastopola - skręt na Kujbyszewo i Sokolnoje. Kawałeczek za Sokolnym jest Wielki Kanion - można się przejść, choć miejsce wydaje się trochę przereklamowane. Następnie wjazd na górę AJ-PIETRY i zwiedzenie tamtejszego rezerwatu (prawie na szczycie z drogi do Jałty skręcamy w prawo i po 3 km mamy jedno wielkie targowisko z innymi atrakcjami :) ). Później dalej w dół do Jałty.
Drugim ciekawym miejscem gdzie warto zatrzymać się dłużej są okolice wulkanu Kara-Dag. (z jednej strony Kurortnoje - z drugiej Koktiebl. Warto poświęcić trochę czasu i ok 100 hrywien na przejażdżkę kutrem wokół rezerwatu i przepłynięcie pod Złotymi Wrotami. Można rezerwat zwiedzić pieszo - ale to dla bardziej wytrwałych :) .
W Koktieblu polecam ryneczki - jeśli chcecie zaopatrzyć się w trunki "na rozliw" :) . Rozsądnym jest wcześniej zaparkować kampera w miejscu w którym będzie mógł postać trochę dłużej - po degustacji wszelakich win, koniaków i miejscowej "czaczy" - potrzeba przynajmniej 24h do dalszego podróżowania :) *.

*[UWAGA - na Ukrainie dozwolony poziom alkoholu wynosi ZERO - jeśli uczestniczymy w wypadku badane jest nie powietrze czy krew tylko mocz - więc sugerowałbym jednak przynajmniej 48 h a nawet dłużej, gdyż źródła podają iż alkohol w moczu utrzymuje się do 72h]

Jan Olejnik - 2012-03-22, 23:02

Dziękuję wszystkim za piwka i namawiam do odwiedzania Ukrainy, gdzie ceny są bardzo przystępne.
Santa, w zachodniej Ukrainie jest wiele miejsc związanych z polską historią, my odwiedziliśmy tylko kilka z braku czasu.
Darekk, przed naszą wyprawą przeczytałem wszystkie posty kolegów, którzy byli tam wcześniej i wiedziałem o zerowym poziomie alkoholu we krwi, natomiast badanie moczu, o którym piszesz, bardzo mnie zaskoczyło.
W mediach na Ukrainie jest właśnie głośna sprawa zamknięcia Komendanta Głównego Policji, który
wyłudzał łapówki od podwładnych, toteż zachowanie milicji na drogach może mieć uzasadnienie.
Przypomniał mi się kawał, Który opowiedział nam Adam, nasz przewodnik w Kamieńcu Podolskim. Do Ukraińca przyjechał kolega Anglik i narzeka; Co wy tutaj macie za drogi, u nas są super, we Francji równe jak stół, w Niemczech także, w Polsce można wytrzymać, natomiast na Ukrainie mało kół nie pogubiłem.
Po chwili zastanowienia ukraiński kolega odpowiada: To podobnie jak ja jechałem do ciebie. U nas kobiety są piękne, w Polsce jeszcze piękniejsze, w Niemczech też mogą być, Francuzek nie trzeba zachwalać, natomiast u was w Anglii kobiety, to jak u nas drogi. Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

jedrekm - 2012-04-02, 19:38

Z ogromną satysfakcją czytam Twoje opisy i oglądam zdjęcia.
Jak to dobrze, że nie zniechęcamy się, a nasze poświęcenie zwraca z każdą przeżytą chwilą i z zostają tylko dobre wspomnienia.Byłem,kilka razy w nie których tych miejscach w latach 80-tych.ale nie było tak kolorowo.Prawdopodobnie z kolegom wybierzemy się w wrześniu na pewno skorzystam z twoich opisów i namiarów na postoje. Dziękuje za Miło spędzone popołudnie. :roza: :spoko Pozdrawiam Andrzej

Jan Olejnik - 2012-04-02, 20:17

Jedrekm, cieszę się, że moja relacja zainspirowała Cię do ponownego odwiedzenia Krymu. Dla ułatwienia zebrałem wszystkie namiary i ważniejsze informacje w jednym miejscu.
Za Cmentarzem Łyczakowskim we Lwowie, polecane także przez kolegów z CT N49st49min 49,15” E 24st.03min 05,18”.Cena 30 hr. Zamek w Zbarażu na parkingu można zanocować, my tylko zwiedzaliśmy, bo jest po drodze, zbacza się tylko kilkanaście kilometrów: N49st. 39' 55.15 '' E 25st 47' 09,18''. Nasz nocleg w Winnicy na stacji paliw, wylot z miasta na Umań cena 20 hr. N49 st 13' 22,72'' E28 st 33' 10.64''. W Umaniu warto zwiedzić ogrody w Zofiówce N30 st.45'22,31'' E30 st. 14' 10,94''.Wejście do ogrodów 10 hr. Pole namiotowe za wsią Oleniewka w kierunku latarni N45 st 21' 50.61'' E32 st 30' 52,63'' cena 70 hr. za 4 osoby, jest woda i zrzut ścieków. Jewpatoria wejście do delfinarium ul.Frunze 100 hr/os. Warto. Następnie meczet Dżuma-Dżam wejście 15 hr. Namiar na parking na ulicy niedaleko meczetu N45 st.11' 49,12'' E33 st 22'47,55'' Za Jewpatorią kilka kilometrów w kierunku Sewastopola jest dziki camping, gdzie bez opłat można stanąć blisko morza N. 45 st 09;12,38'' E33 st 29' 11.04''. Dojazd jest ukryty między ośrodkiem wypoczynkowym, a betonowym płotem. Następnym godnym polecenia jest „Pałac Hana” w Bakczysaraju. Namiar na parking N 44 st 54' 54,07'' E 33 st 52' 35.06'' Parę kilometrów dalej jest parking przy restauracji gdzie jeśli się je obiad można stać bez opłat. Namiary na parking przy drodze do Monastyru i Skalnego Miasta { Czufut-Cale} N44 st44' 51,14'' E 33 st 54' 13,54''. Środkowa część Krymu jest nieprzyjazna kamperowaniu więc jedziemy do Rybacze Namiar na ceming N44 st45'54,64'' E34 st35' 28,11'' Za Koktobel płatny camping 50 hr.N44 st 58' 06,09'' E 35 st 18' 07,08'' Nad morzem Azowskim byliśmy w Szelkino N 45 st25'32,88'' E35 st48' 38,38'' cena 15 hr/os plus 20hr camper. Kurortne, gdzie są lecznicze błota i ciepłe morze Azowskie N45 st 28'12,35'' E36 st 19' 07,80'' koszt 10 hr/os. Przed Umaniem postój w drodze powrotnej na stacji paliw N 48 st 21' 37,58'' E 30 st 28' 06, 12", cena 10 hr./za noc. Kamieniec Podolski na Rynku Ormiańskim N48 st 21' 43'' E 26 st 34' 16,65'' za friko. Warto odwiedzić zamek i pomnik Wołodyjowskiego przy Katedrze.



. Na Krymie paliwo najdroższe. Życzę udanego urlopu i pozdrawiam J.Olejnik.

Piotrowski Zbys - 2012-05-16, 01:19

Właśnie zdecydowaliśmy się do wyjazdu na cały wrzesień. Zapraszamy chętnych do towarzystwa.Dziękujemy za szczegółową relację i fotki. Po europie podróżujemy od1975 r.Na Ukrainie byliśmy kilka razy , lecz na Krymie nigdy.
Jan Olejnik - 2012-05-21, 21:41

Piotrowski Zbys napisał/a:
Właśnie zdecydowaliśmy się do wyjazdu na cały wrzesień.
Zbysław, gratuluję wyboru i zazdroszczę wam czasu jaki możecie spędzić na Krymie. Unikajcie bocznych dróg, sielskie widoki mijanych wiosek przypłaciłem pogorszeniem stanu mojego kamperka, jakoś dziwnie przechylił się na prawą stronę. W tym roku jedziemy do Grecji, a w następnym będzie Ukraina. Pozdrawiam i życzę udanych wojaży. Janek O.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group