Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Litwa, Łotwa, Estonia - 2012 Litwa - Polska

Maku - 2012-08-28, 12:46
Temat postu: 2012 Litwa - Polska
Dwutygodniowa podróż wokół Litwy i przez północno-wschodnią Polskę.

W zeszłym roku pojechaliśmy do Słowenii i na Węgry. W tym roku gorących klimatów po wiosennym żeglowaniu w Dzikich Krajach już nam wystarczy. Wybieramy się za to odwiedzić nieznaną nam do tej pory część rodziny na Litwie, planując przy okazji objechać kawałek tego małego kraju i północno-wschodniej Polski.
Jest nas tym razem prawie 6: Obłoczek (VW LT, 27 lat), dwa Dziubaki (Marek 6 lat i Piotruś 3 lata), Marcin (39 lat) i Martyna (jak zawsze 19 lat) z fasolką, czyli małym dzidziusiem w brzuszku.

Maku - 2012-08-28, 12:52
Temat postu: 10 VIII piątek, 250km
Wyruszamy w kierunku Litwy. Jednak z Warszawy w piątek po południu ciężko się wydostać. Wreszcie, po prawie godzinie spędzonej w korku rozpędzamy się do zawrotnej prędkości 90km/h i mkniemy do Augustowa. Mazowsze żegna nas pięknymi pastelowymi kolorami łąk w chylącym się ku zachodowi słońcu. Po drodze pogoda psuje się i po przejechaniu 240km dojeżdżamy do Augustowa w strugach deszczu. Kierujemy się na kameralny parking przy zajeździe Hetman, położonym przy wyjeździe z miasta na Suwałki. Właściciele hotelu, nasi przyjaciele Irek i Ania to bardzo sympatyczni ludzie, którzy chętnie przygarniają na swoim parkingu campery, pozwalając skorzystać z prądu i toalet. Spędzamy chwilę z Irkiem i Anią, ale robi się późno i Dziubaki są już bardzo śpiące. Wracamy więc do Obłoczka i kładziemy się spać. Jutro już Litwa, przed nami około 200km do Wilna.
Maku - 2012-08-28, 12:54
Temat postu: 11 VIII sobota, 220km
Irek z Anią zapraszają na śniadanie, które przeciąga się tak bardzo, że w drogę wyruszamy dopiero w południe. Po 50-ciu kilometrach przekraczamy granicę w Ogrodnikach, zastanawiając się, czy dla Obłoczka powinniśmy wykupić winietę. Tuż za granicą litewska policja kontroluje polskie TIRy. Zatrzymujemy się i od policjanta dowiadujemy się, że dla kampera winieta nie jest potrzebna. Wciągamy na flagsztok kurtuazyjną litewską banderę (polska powiewa nad Obłozkiem już od Warszawy) i jedziemy dalej. Zatrzymujemy się na smaczny obiadek 50km przed Wilnem. Jesteśmy na wakacjach, więc nie spieszy nam się - zabawiamy tam chwilę i do Wilna docieramy dopiero po 17 litewskiego czasu (+1h względem czasu polskiego). Zatrzymujemy się u taty Marti, którego rodzina należy do licznej polskiej społeczności na Wileńszczyźnie. Nieco obawiając się o naszego Obłoczka zostawiamy go na parkingu pod blokiem, a sami korzystamy z niezwykłej gościnności gospodarzy.
Maku - 2012-08-28, 12:55
Temat postu: 12 VIII niedziela, 100km
Jeździmy z tatą Marti jego spracowanym dzielnym volkswagenem i poznajemy rodzinne podwileńskie okolice. Zatrzymujemy się na malutkim cmentarzu w Pobdrzeziu (Paberže) gdzie leżą pradziadkowie Marti i zostajemy tam na polskiej mszy w miejscowym kościele. Jeżdżąc po okolicach Wilna nie sposób nie odwiedzić litewskiej wersji środka Europy (54.906579N, 025.319082E). Zbudowano tu oczywiście stosowny pomnik upamiętniający to "niezwykłe" miejsce. Stojąc w nim przypomniałem sobie (nie bez złośliwości) tytuł pewnej czytanki z lekcji języka rosyjskiego w szkole podstawowej- było to jakoś tak: "Центр Европы находится на Кавказе" (czyli "Środek Europy jest na Kaukazie"). Skoro mógł być na Kaukazie, to czemu nie na Litwie...
Po południu razem z całą wileńską rodziną spędzamy czas grillując na ich "daczy", czyli bardziej po naszemu na działce z ładnym, pobudowanym z solidnych drewnianych bali domem.
Wieczorem jedziemy na cmentarz na Rossie. Ktoś, kto nie wie jak, łatwo tu nie trafi: podobno Litwini pozdejmowali drogowskazy prowadzące do cmentarza. My jednak mamy niezawodnego przewodnika- tatę Marti, dzięki któremu trafiamy szybko pod bramę cmentarza (54.6701567N, 025.3017600E). Cmentarz jest niby zamknięty dla nowych pochówków, ale co i rusz w miejsce starych, rozsypujących się ze starości polskich grobów wyrastają nowe groby litewskie... Wygląda na to, że lokalnym władzom przeszkadza mocno polskość cmentarza i starają się w ten sposób go ulitewszczyć...

Maku - 2012-08-28, 12:57
Temat postu: 13 VIII poniedziałek, 70km
Dzień zaczynamy od spaceru po wileńskiej starówce, trafiając oczywiście do kaplicy w Ostrej Bramie. Zaskakuje nas, że sławny obraz Matki Bożej Ostrobramskiej mieści się w malutkiej, kameralnej kaplicy, przygotowanej raczej do cichej modlitwy, a nie do zwiedzania. W kapicy jest prawie pusto, wiec nie niepokojeni przez turystów zostajemy tam chwilę.
Po południu, mimo że pogoda nie najlepsza, postanawiamy jechać do Trok (Trakai) zobaczyć tamtejszy zamek. W Trokach parkujemy w zatoczce ulicy za jedyne 4 lity i idziemy zobaczyć zbudowany jeszcze przez wielkiego księcia Witolda zamek. To, co dzisiaj można oglądać, to niestety w większości sowiecka rekonstrukcja, bo zamek został zniszony w XVII wieku podczas wojen z Rosją i do lat osiemdziesiątych XX wieku przetrwał jako malownicza ruina. Po wyjściu z zamku siadamy w jednej z karaimskich knajpek i zamawiamy miejscową zakąskę- kibiny, czyli pieczone pierogi (do wyboru z mięsem, serem, warzywami). Najlepsze okazują się te z baraniną, szczególnie popijane napojem kminkowym (kmynu gerimas).
Wieczorem nasza przemiła gospodyni Lonia częstuje nas jak co dzień różnymi lokalnymi specjałami. Jednak to ogórki małosolne tak nam smakują, że prosimy o przepis. Oto więc 2 przepisy na ogórki- prosto od Loni:
1. ogórki na szybko: rano się robi, wieczorem już dobre-bez lodówki:
Każdy ogórek umyć i z obu stron obciąć końcówki. Na spód 3-litrowego słoja włożyć liść chrzanu lub liście wiśni, dopełnić ogórkami, dodać koperek na wierzch. Do zimnej wody wsypać garść soli, zalać ogórki, żeby woda je pokryła.
2. ogórki na zimę:
Wygotować czyste słoiki i wyparzyć zakrętki. Ogóreczki wybrać małe, namoczyć pół godziny w zimnej wodzie. Na dno słoika włożyć po 1-2 ząbki czosnku i zielony koper (musi byc zielony, nie pożółkły)- po jednej łodyżce na słoik. Dopełnić ogórkami. 5kg ogórków daje 3 słoiki 3-litrowe. Wrzącą wodą zalać słoje aż woda przykryje ogórki i zakręcić. Po 30 minutach zlać wodę do garnka i na każdy 3-litrowy słoik wsypać do odlanej wody po 3 płaskie łyżki soli i po 6 łyżek cukru. Wodę gotować, jak się już prawie gotuje dodac octu-po 60 gram na słoik 3l. Do każdego słoika wrzucić po 10-15 ziarenek pieprzu. Zakrętki jeszcze raz wyparzyć. Zalać znowu ogórki zagotowaną wodą z solą, cukrem i octem- aż się przeleje i zakręcić. Poprzewracać słoiki do góry dnem i znieść do piwnicy.

Jak wrócimy do domu, to przetestujemy...

Maku - 2012-08-28, 12:58
Temat postu: 14 VIII wtorek, 340km
Pogoda od rana pod psem. Zamiast więc jechać nad morze, postanawiamy zobaczyć Górę Krzyży (Križiu Kalnas) położoną w pobliżu miasta Šiauliai na północy Litwy. Żegnamy naszych gospodarzy, wyjeżdżamy z Wilna i w strugach deszczu jedziemy. Parking przed "górą" (piszę w cudzysłowie, bo w rzeczywistości to niewielki pagórek) dość drogi (10 litów za campera), więc parkujemy wśród innych samochodów na poboczu zaraz za końcem strefy zakazu zatrzymywania. Jest stąd tak samo daleko jak z oficjalnego parkingu :) Historia Góry Krzyży zaczęła się jeszcze przed zaborami, a liczba krzyży szczególnie wzrosła w okresie sowieckim, na przekór władzom, które usiłowały zniszczyć to miejsce kultu. Dzisiaj jest tu podobno około 60 tys. różnej wielkości krzyży. No to będzie o jeden więcej- bo dokładamy nasz kolorowy krzyżyk wzięty z Obłoczka. Po krótkim spacerze jedziemy dalej. Kierujemy się w stronę nadmorskiej Palangi, bo mamy nadzieję, że jutro pogoda się poprawi. Tymczasem naszym celem jest Żmudzki Park Narodowy (Žematijos Nacionalinis Parkas), gdzie nad jeziorem Plateliu znajduje się wśród lasów sowiecka wyrzutnia rakiet z czasów Zimnej Wojny, którą chcemy rano zobaczyć. Tymczasem po obfitej kolacji z cepelinów i kołdunów, skierowani przez dziewczynę z informacji turystycznej trafiamy na sympatyczny camping "Paežere" na wschodnim brzegu jeziora (46 litów za campera, dwie osoby dorosłe i prąd), 56.0506617N,021.8819000E. Tuż przy campingu znajduje się śliczna niewielka piaszczysta plaża, schodząca do czystego jak kryształ jeziora, idealnego do pluskania się z dziećmi.
Maku - 2012-08-28, 13:00
Temat postu: 15 VIII środa, 80km
Śniadanie jemy niemal w biegu, żeby zdążyć na pierwsze (g.10) wejście do pobliskiej byłej sowieckiej wyrzutni rakiet (56.03143N, 021.90614E). Potem rajd Obłoczkiem przez gruntowe drogi i w ostatniej chwili zdążamy dogonić grupę, która z przewodnikiem zeszła już do bunkra. Przewodnik opowiada po litewsku, na szczęście w kolejnych salach bunkra ekspozycja opisana jest również po angielsku. Jesteśmy w miejscu, gdzie od lat 60-tych do 80-tych XX wieku stały w betonowych silosach zakopanych w ziemi cztery, wyposażone w głowice jądrowe, gotowe w każdej chwili do odpalenia rakiety SS-4, nakierowane w jedno z miast Wolnego Świata... Zwiedzanie kończy się wejściem do jednego czterech potężnych (30 metrów głębokości) silosów. Ekspozycja robi dość ponure wrażenie. Dobrze, że to już tylko muzeum.
Po wyjściu z bunkra, mimo że pogoda wciąż nie najlepsza, jedziemy do Palangi. Okazuje się ona typowym kurortem nadmorskim z dość szeroką plażą i sporym betonowym molo wychodzącym w morze. Na molo tłum ludzi. Schodzimy z Dziubakami na plażę i w miejscu wyznaczającym najdalszy punkt naszej podróży budujemy warowny zamek z piasku. Niech chroni zdobytej rubieży!
Po godzinie zbieramy się z plaży i jedziemy na tani kemping (35 litów razem z prądem) położony 9 km na północ od Klaipedy (55.8072617N, 021.0711200E). Rozpalamy grilla, jemy późny obiadek i kończymy dzień na prawie pustej plaży, patrząc na statki przesuwające się na widnokręgu wzdłuż litewskiego wybrzeża.

Maku - 2012-08-28, 13:03
Temat postu: 16 VIII czwartek, 60km
Zbieramy się skoro świt o 10 rano polskiego czasu (lokalna 11) i kierowani nawigacją jedziemy do Klaipedy na przeprawę promową na Mierzeję Kurońską (55.6880100N, 021.1402550E). Koszt promu dla kampera szokujący: 113 litów (cena w obie strony). Co prawda słyszeliśmy, że jest tak drogo, ale niestety przyszło nam to potwierdzić własnym przykładem. Przeprawa promem trwa zaledwie kilka minut. W poprzek portu kursują w sumie 3 promy, prawie przez całą dobę (przerwa od ok. 2 do 5 w nocy). Po zjeździe z promu kierujemy się mierzeją w kierunku Nidy. Po kilku kilometrach trzeba uiścić jeszcze jedno myto: 70 Litów za kampera, to tyle samo, co za autobus... Stawki bandyckie, ale może to lokalny sposób na ograniczenie ruchu na mierzei...
Przejeżdżamy 20 km i zatrzymujemy się na małym parkingu przy szlaku prowadzącym do najwyższych na mierzei (ponad 50 m wysokości) wydm (55.4419150N, 021.0720633E). Parking malutki i jedyne wolne miejsce to miejsce dla autobusów. Stwierdzamy, że skoro wjeżdżając na mierzeję płaciliśmy za Obłoczka jak za autobus, to możemy zająć to miejsce. Po chwili podjeżdża na parking policja i upewniamy się, że stoimy ok.
Szlak na wydmy nie jest długi i warto go przejść. Ze szczytu widać zarówno Morze Bałtyckie od zachodu jak i Zalew Kuroński od wschodu. Wydmy są w większości porośnięte, więc nie ma wrażenia przebywania na pustyni (znanego choćby ze Słowińskiego Parku Narodowego), ale widok jest mimo to warty zobaczenia.
Schodzimy z wydm i jedziemy dalej do Nidy. Stajemy na jedynym na mierzei kempingu w Nidzie (koszt za kampera wyniósłby 127 litów, nam na szczęście udaje się przekonać recepcjonistkę, że Obłoczek to raczej przerośnięty mikrobus- dzięki temu płacimy 95 litów). Kemping bardzo zatłoczony, wyznaczone miejsca tak małe, że niemal potykamy się o sąsiadów. Czyli raczej nie polecamy...
Odpinamy rowery i jedziemy do Nidy. Z campingu do centrum wioski jest około kilometra, jednak droga wiedzie przez wysoką wydmę, więc trzeba trochę popedałować. Nida to całkiem ładna wioska, z dużym portem jachtowym od strony zalewu, wieloma tradycyjnymi drewnianymi domami i oczywiście mnóstwem straganów z pamiątkami dla turystów. Wstępujemy na chwilę wytchnienia przy bardzo dobrej kawie do restauracyjki na brzegu zalewu, po czym wracamy na kemping zrobić obiad...
Czas mija szybko, jednak jeszcze przed zmierzchem ponownie wskakujemy na rowery i jedziemy na plażę. Nie jest to wcale tak blisko- droga rowerem zajmuje około 10 minut. Schodzimy z wydmy i zdążamy akurat na piękny zachód słońca.

Maku - 2012-08-28, 13:07
Temat postu: 17 VIII piątek, 110km
Niebo od rana bezchmurne, jednak kemping drogi, a na plażę daleko. Co prawda Mareczek chciałby trochę dłużej zostać bo zaprzyjaznił się na kempingu z polską koleżanką Klarą, która przyjeżdża tu na kilka tygodni już od lat, ale tłumaczymy mu że przygoda jeszcze przed nami....Wspólnie postanawiamy więc jechać dzisiaj dalej. Checkout na kempingu jest do 13-tej, więc wykorzystujemy ranek na spacer do pobliskiego punktu widokowego w drugiej na mierzei grupie wysokich wydm. Ze szczytu widać panoramę Nidy i dolinkę, wyznaczającą granicę Litwy z obwodem kaliningradzkim- miejsce zwane tu "doliną śmierci" od czasu, gdy w XIX wieku po wojnach francusko-pruskich znajował się tu obóz jeniecki. Wracamy do Obłoczka. Wyjeżdżając z Nidy stajemy na chwilę w centrum aby doradzić Dziubakom w wyborze pamiątek z wakacji: obaj dostali na ten cel małe kieszonkowe i kombinują teraz na co je wydać... Po długim namyśle Marek decyduje się na drewnianą przeplatankę, a Piterek na drewniany wałek w sam raz do ciastoliny- mamusia jest zachwycona że wreszcie odzyska swój do ciasta :-)
Po dwóch kilometrach jazdy w stronę Klaipedy zatrzymujemy się na parkingu przy drodze i idziemy na plażę. Miejsce okazuje się dobrym wyborem. Ze szczytu nadmorskiej wydmy widać jeszcze odległy tłum plażowiczów w Nidzie, tymczasem tu plaża prawie pusta. Jedynie sporadycznie jakieś głosy zakłócają dostojny szum morza... Marti wyciąga się na piasku i pilnie zajmuje się chodowaniem fasolki (dzidziusia w brzuszku) czyli zaraz zasypia, Dziubaki wskakują do chłodnej bałtyckiej wody, a ja pilnuję, żeby się nie potopili... Jaka ogromna różnica w porównaniu do plaży w Palandze: tam nawet podczas pochmurnej pogody na plaży było pełno.
Czas leci i niepostrzeżenie na plaży mija godzina 15. Pora jechać dalej. Po drodze zatrzymujemy się w wiosce Juodkranté, gdzie na starym drewnianym kutrze (stylizowanym na żaglową kogę) kołyszącym się delikatnie na fali w porcie, zamawiamy tradycyjną litewską przekąskę: chleb smażony z czosnkiem i serem. Dobre, ale polecić można tylko osobom z silną wątrobą! Jedziemy dalej. Pod koniec mierzei zamiast skręcić w kierunku promu jedziemy dalej prosto do Smiltynés, gdzie znajduje się litewskie muzeum morskie i delfinarium. Po drodze do muzeum mijamy kilka odnowionych i wystawionych na brzegu dużych statków rybackich i przyglądamy się przemysłowemu krajobrazowowi Klaipedy, której kolorowe dźwigi portowe wyglądają dzisiaj wyjątkowo w chylącym się ku zachodowi słońcu. Muzeum właśnie zamknięto (18:30), więc przeprawiamy się promem do Klaipedy i jedziemy wschodnim brzegiem zalewu do wioski Vente, położonej prawie naprzeciwko Nidy. Stajemy tu na sympatycznym campingu (koszt 55 litów) z pięknym widokiem na zalew i małym porcikiem, z ktorego codziennie można popłynąć do Nidy stateczkiem (60 litów w obie strony+ ew. 20 litów za rower, www.ventaine.lt ). Wydaje nam się to na przyszłość lepszą opcją od przepłacania za prom, wjazd na mierzeję kamperem i horendalnie drogi camping w Nidzie. Podczas spaceru brzegiem zalewu marzniemy w zimnej bryzie wiejącej od morza, siadamy więc w kempingowej restauracji i przegryzjąc zamówione przystawki (dania główne dość drogie) podziwiamy zza szyby zachód słońca nad zalewem.

Maku - 2012-08-28, 13:09
Temat postu: 18 VIII sobota, 250km
Po śniadaniu zbieramy się z kempingu i jedziemy niecałe 2 km na szczyt półwyspu Ventes Ragas, gdzie znajduje się mała latarnia morska i stacja obrączkowania ptaków, działająca już od 1929 roku. Od tego czasu corocznie zgłaszanych jest kilkaset przypadków napotkania zaobrączkowanych tu ptaków w wielu krajach Europy, Azji i Afryki.
Dla Dziubaków największą atrakcją jest oczywiście wieża latarni morskiej, skąd idealnie widać piaszczyste wydmy na odległej o kilkanaście kilometrów Mierzei Kurońskiej i zarys zatoki, do której wpada największa rzeka Litwy- Niemen.
Dla nas dzisiejszy dzień, to czas powrotu w stronę Polski. Jutro planujemy jeszcze zobaczyć rozległy skansen w Rumšiškach koło Kowna, a potem wracamy na polską ziemię. Do Kowna kierujemy się drogą biegnącą blisko granicy państwa, a potem wzdłuż północnego brzegu Niemna. Droga okazuje się zadziwiająco dobra, a widoki są miejscami bardzo malownicze. Rzeka płynie płytką doliną otoczoną lesistymi pagórkami, rozlewając się co jakiś czas w ładne jeziorka. Zatrzymujemy się na chwilę obejrzeć panoramę rzeki, po czym (mijając Kowno obwodnicą) jedziemy do Rumšišek. Nie ma tu kempingu, ale przy malowniczo położonym nad zatoczką jeziora motelu Ilanka można się zatrzymać na noc (50 litów za postój z prądem, 54.8629483N, 024.1988050E). Siadamy na pomoście i obserwujemy pojedyńcze jachty zawijające na noc do zatoczki. Dziubaki za to natychmiast znikają na miejscowym placu zabaw (okupując głównie małą trampolinę) i dopiero ulewny deszcz zagania ich do Obłoczka...

Maku - 2012-08-28, 13:11
Temat postu: 19 VIII niedziela, 240km
Przez całą noc pada deszcz, więc rano z niepokojem wyglądamy jaka pogoda. Podczas śniadania jeszcze kropi, ale zaraz potem wychodzi słońce. Wsiadamy więc na rowery i jedziemy zwiedzać skansen budownictwa litewskiego. Zajmuje on imponujący teren, na którym odtworzono rynek małego miasteczka i fragmenty wiosek z różnych regionów Litwy. Ścieżka łącząca wszystkie siedliska wije się w pagórkowatym terenie na długości ponad 7 km. Zdecydowanie lepiej mieć ze sobą rowery, chociaż niektóre podjazdy ciężko pokonać! Po drodze zatrzymujemy się na chwilę w skansenowej karczmie i zamawiamy jeden z litewskich "specjałów": wędzone uszy wieprzowe, pokrojone w cienkie paseczki. Ugh...chyba jednak do piwa wolimy chipsy...
Zwiedzanie skansenu "po łebkach" zajmuje nam ponad 2 godziny, ale uznajemy, że to nam wystarczy i wyruszamy w drogę. Po dwóch godzinach jazdy przekraczamy granicę Polski w Budzisku. Zdejmujemy litewską banderę z masztu (pozostawiając polską), cofamy zegarki o godzinę i obieramy kurs na Giżycko, gdzie chcemy spędzić dzisiejszą noc. W Giżycku udajemy się śladem dwóch jadących przed nami niemieckich kamperów, zakładając, że Niemcy na pewno mają opanowane jakieś fajne miejsce na nocleg. Trafiamy do portu nad Niegocinem, gdzie w miejscu zwanym kiedyś Portem Węglowym, a potem Yellow Marina znajduje się obecnie Eko Marina- duża marina z trawnikiem pełniącym funkcję campingu. Miejsce niezbyt zaciszne, ale wspaniały widok na jezioro, czyste sanitariaty i akceptowalna cena (43 zł bez prądu, którego nie podłączamy, bo nie mamy wtyczki Euro, a na campingu nie ma standardowych dwubolcowych gniazdek) powodują, że postanawiamy zostać tu na noc. Marek ma w pierwszej chwili pretensję, że nie pojechaliśmy zobaczyć kwatery Hitlera w Gierłoży, ale lody i strzelanina na piankowe piłeczki w świecącym niczym Las Vegas wesołym miasteczku przy porcie Żeglugi Mazurskiej poprawiają mu humor :)
Dzień kończymy siedząc nad brzegiem jeziora przy docierającej z dalekiej dyskoteki muzyce i obserwując spóźnione jachty, poszukujące wieczorem miejsca przy kei.

Maku - 2012-08-28, 13:14
Temat postu: 20 VIII poniedziałek, 180km
Przed nami prawie 200 km jazdy do Fromborka, więc Dziubakom należy się jakaś atrakcja. Jedziemy do Wilkas, gdzie przy hotelu Tajty jest park linowy. Okazuje się, że łatwiejsza z tras jest dla dzieci od 8 roku życia i od 120cm wzrostu, więc instruktor nie bez obiekcji wpuszcza na nią naszego Mareczka. Marek jest jednak zdeterminowany poradzić sobie z przeszkodami i nic nie może go odwieść od wspinaczki. Radzi sobie na trasie zaskakująco dobrze i bez niczyjej pomocy dociera do efektownego końca- zjazdu na tyrolce. Pogoda w międzyczasie psuje się i ruszamy w dalszą drogę już pod ciemnymi chmurami, z których wkrótce zaczyna ulewnie padać. Pada przez większość drogi, w czasie której zaczynamy żałować, że wybraliśmy najkrótszą trasę zamiast nadłożyć 30km i jechać lepszymi drogami. Droga miejscami składa się w zasadzie z samych łat asfaltu (i ze świeżych dziur między nimi). Nie daje się jechać bezpiecznie szybciej niż 60km/h. Za to w końcu przestaje padać i docieramy do Fromborka w promieniach słońca. Zapominamy o początkowym planie stanięcia na miejscowym kempingu. Jest on zbyt daleko od centrum tego jakby nieco sennego i żyjącego leniwie miasteczka. Wjeżdżamy za to do portu rybackiego i zamawiamy smacznego sandacza w miejscowej smażalni. Szybko dostajemy od jej właściciela- Petera Pilarskiego pozwolenie na postój przez noc na betonowym placyku tuż przy jego smażalni, prawie przy samej kei. Od gościnnych gospodarzy dostajemy też na noc kluczyk do toalety i podłączenie do prądu. Na kolację Marti ma zachciewajkę na gofry... Niestety wszystkie gofrownie są już zamknięte wobec czego zajadamy się świeżo wędzonym łososiem i domowej roboty surówką kupionymi od naszych gospodarzy. Według świeżo zapoznanego turysty to właśnie Peter i jego żona mają najlepsze rybki w całym Fromborku. Po wieczornym spacerze po centrum miasteczka siadamy na falochronie i oglądamy najpierw malowniczą panoramę portu z górującą nad nim gotycką katedrą, a potem słońce zachodzące za Mierzeję Wiślaną. Dziubaki w tym czasie po objechaniu na rowerkach całego portu biegają po nadbrzeżnych kamieniach. Ledwo słońce zdąży się schować za mierzeję, a już szare chmury zasnuwają niebo. Nie pada jeszcze, lecz chowamy się do Obłoczka, mając nadzieję, że rano znów powita nas słońce.
Maku - 2012-08-28, 13:17
Temat postu: 21 VIII wtorek, 90km
Mamy szczęście: po deszczowej nocy wstaje pogodny dzień. W porcie dużego ruchu nie ma, limity połowowe już dawno wyczerpane, więc kutry obrastają wodorostami przy kei... Wchodzimy na wieżę dzwonniczą na górującym nad miasteczkiem ufortyfikowanym wzgórzu katedralnym. Widać stąd jak na dłoni cały Frombork, port na zalewie, a nawet latarnie morskie w Krynicy i Piaskach na mierzei. Wewnątrz wieży zainstalowano olbrzymie wahadło, które raz poruszone porusza się przez prawie cztery godziny, zmieniając w ciągu każdej godziny płaszczyznę swojego ruchu o około 12 stopni. Efekt ten jest dobrze widoczny już po kwadransie. Jest to demonstracja wahadła Foucault, zwanego tak od nazwiska uczonego, który wymyślił to doświadczenie potwierdzające ruch obrotowy Ziemii. W przyziemiu wieży, w uznaniu dla Mikołaja Kopernika, który spędził we Fromborku wiele czasu pracując nad swoim dziełem, urządzono małe planetarium. Wchodzimy na seans, który atrakcyjny dla Marka, Piotrusia przyprawia niestety o senność. No, ale Piotruś w końcu ma dopiero 3 latka i niekoniecznie rozumie, czym różni się Wenus od Marsa...
Zbliża się południe, więc dziękujemy za miejsce i użyczony prąd (za który nie zapłaciliśmy ani grosza), zwijamy się i jedziemy wokół Zalewu Wiślanego, przez Tolkmicko w stronę Mierzei Wiślanej. W Tolkmicku zatrzymujemy się na chwilę, oglądając nowy pływający pomost portu jachtowego i małą, ale za to pustą i jak najbardziej odpowiednią do opalania (choć niekoniecznie do kąpieli) plażę. W porcie jachtowym przychodzi mi do głowy pomysł, żeby kiedyś (bo na najbliższy rok z górą mamy już plany) opłynąć jachtem wszystkie porciki zalewu. To może być całkiem ciekawe!
Jedziemy dalej. W planie na dzisiaj Krynica Morska, ale po dojechaniu do Stegny okazuje się, że jest tu ładny kemping z mnóstwem wolnego miejsca. Zatrzymujemy się więc tutaj (65zł z prądem). Wychodzimy na plażę i tu włosy stają nam dęba z przerażenia- tak nabitej plaży dawno już nie widzieliśmy! I tak samo w obie strony- jak daleko wzrok sięga! Na szczęście minęła już czwarta po południu, więc część plażowiczów, okupujących chyba od rana szczelnie wygrodzone parawanami spłachetki plaży, zwija się wraz ze swoimi zasiekami. Dzięki temu znajdujemy po chwili kawałek miejsca na nasz plażowy namiocik. Wskakujemy do wody i bawimy się przeskakując całkiem duże dzisiaj fale. Potem kopiemy tunele i studnie w plaży, usiłując dokopać się do poziomu morza. Gdy wreszcie Markowi się to udaje, ze zdziwieniem stwierdzamy, że woda w dziurze wykopanej na plaży zaledwie kilka metrów od granicy przyboju jest już całkiem słodka!
Późny obiad przeciąga się nam w kolację i gdy wreszcie znów trafiamy na plażę, okazuje się, że na malowniczy zachód słońca nie ma dzisiaj szans. Od zachodu, w ślad za delikatnymi cirrusami rozszerza się pas coraz gęstszych chmur.

Maku - 2012-08-28, 13:20
Temat postu: 22 VIII środa, 40km
Znowu mamy szczęście- po deszczowej nocy mamy pogodny poranek. Nie chcemy jednak walczyć o miejsce na plaży wśród tłumów ludzi w Stegnie. Zbieramy się więc zaraz po śniadaniu i jedziemy na koniec polskiej części mierzei, do Piasków. Mamy nadzieję, że tu będzie luźniej. Przejeżdżamy przez całą wieś szukając kempingu. Niestety, nie licząc dość pełnego pola namiotowego przy porcie rybackim i kilku kempingów "przyzagrodowych" (czyli większych trawników przy prywatnych domach) nic nie znajdujemy. Już mamy zawracać, ale postanawiamy jeszcze dojechać tak daleko w stronę granicy jak tylko się da. Droga zmienia się z asfaltowej w ułożoną z płyt betonowych, stopniowo zwężając się. W końcu, mniej więcej 2 km przed granicą nie ma już gdzie jechać dalej. Na końcu drogi znajdujemy niewielki stary ośrodek wczasowy z kilkunastoma drewnianymi domkami. Cicho tu i spokojnie, a do morza według google maps niecałe 600 metrów. Dogadujemy się w sprawie postoju (40 zł) i korzystając z pogody idziemy na plażę. Po przejściu jakichś 700 metrów leśną ścieżką docieramy do pięknej i prawie pustej plaży. Co za kontrast w porównaniu do Stegny! Piotruś na plaży od razu zaczyna robić dla nas zupki z piasku, a Marek pracowicie patyczkiem dydoli drobne korzonki. Plażujemy i plażujemy, aż z niespodziewanej chmury spada na nas rzęsisty deszcz. Chowamy się w naszym plażowym namiociku, a gdy deszcz chwilowo przechodzi wracamy do Obłoczka. Po obiedzie chmury przechodzą, a ponieważ w ośrodku jest letni basen, więc nie ma mowy, aby Dziubaki przepuściły w nim kąpiel...
Wieczór znów spędzamy na plaży. Silny wiatr, który przegonił deszczowe chmury wciąż wieje, szybko zacierając na piasku ślady stóp. Na brzegu morza prawie bezludnie. Wzbudzone wiatrem wysokie fale przyboju pienią się już 300 metrów od brzegu, a szum morza i huk łamiących się grzywaczy prawie ogłusza. Jest pięknie. Po nieudanej próbie rozbicia naszego namiociku siadamy w załamaniu wydmy chroniąc oczy przed piaskiem i chłoniemy wszystkimi zmysłami piękne widowisko.

Maku - 2012-08-28, 13:22
Temat postu: 23 VIII czwartek, 20km
Rano słońce świeci na bezchmurnym niebie, a wiatr wieje wciąż mocno, zacierając od wczoraj wszelkie ślady ludzkiej bytności na plaży. To znaczy prawie wszystkie: spośród bruzd piasku tu i ówdzie wystaje plastikowy kubek po piwie lub torebka po chipsach. Aż mi szkoda tych ludzi, co zostawili tu te śmieci- pewnie nie mogli ich biedacy udźwignąć w drodze powrotnej. Wypada chyba życzyć im więcej zdrowia...
Siedzimy na plaży tak długo, że wydaje nam się, że cały dzień. Wreszcie tuż po południu nasza natura nie pozwala nam dłużej siedzieć bezczynnie. Postanawiamy jechać dalej (choć dzisiaj oznacza to: wracać po własnych śladach, bo dalej już się nie da). W Krynicy Morskiej trafiamy na pięknie położone przy porcie rybackim, w pagórkowatym sosnowym lesie tuż przy brzegu morza pole namiotowe (65zł, ale ciepły prysznic ekstra płatny). Na polu już pustawo- sezon ewidentnie się kończy. Na plaży też nie tak strasznie jak w Stegnie, choć oczywiście o pustkach z końca mierzei nie ma co marzyć. Bawimy się z Dziubakami w "kogo mniej zmoczy fala", chociaż w ich wykonaniu wygląda to raczej na "kto szybciej będzie mokry od stóp do głów". Wreszcie wieczorem, po przerwie na świeżo wędzoną makrelę, lody, gofry i inne nadmorskie przyjemności żegnamy zachodzące słoneczko i pakujemy się do Obłoczka. Marek prosi nas o poczekanie kilku minut na zewnątrz, po czym Piotruś odsuwa kurtynę i oglądamy przygotowany dla nas teatrzyk kukiełkowy z pluszakami w rolach głównych. Fabuła na szczęście dość prosta, więc jakoś nadążamy:) Po finalnych brawach od widowni pakujemy Dziubaki spać i sami zasypiamy słuchając szumu widocznego zza drzew morza.

Maku - 2012-08-28, 13:24
Temat postu: 24 VIII piątek, 0km
Dziubaki chcą zostać jeszcze nad morzem, więc zamiast planowanej jazdy do zamku w Malborku zostajemy w Krynicy. Piotruś nie chce się dzisiaj za bardzo moczyć, skaczemy więc tylko z Markiem przez chłodne fale, dając się im unosić w stronę brzegu. Po wyjściu z wody Dziubaki pod osłoną parawanu budują na plaży różne konstrukcje z piasku i patyczków, a my zalegamy wystawiając się na jakby nieśmiałe dzisiaj słońce. Tuż po południu do plaży dochodzi kuter ze świeżym połowem dorszy i fląder. Mieliśmy iść na obiad do smażalni, ale zmieniamy plany i kupujemy dwa dorsze od rybaków. Ich cena (10 zł za kilogram) to 7 razy mniej, niż za smażonego dorsza w smażalni. Rozpalamy grilla i pieczemy świeże rybki. Dziubakom nie za bardzo wersja grillowana smakuje, ale nie znają się!
Po południu pogoda się psuje i zaczyna siąpić deszcz. Wygląda, jakby miało tak być na dłużej. Idziemy brzegiem morza do centrum miasteczka, żeby zorganizować dzieciakom jakąś atrakcję. Ostatecznie lody + gofry + strzelanie piłeczkami w wesołym miasteczku + powrót na kemping wagonikiem ciągniętym przez niby-ciuchcię ("to jeśt przebjany tjaktoj"- mówi Piotruś) zajmują nam resztę dnia. Wieczorem puszczamy Dziubakom bajkę, a sami włączamy lekko obłoczkowe ogrzewanie (bo w powietrzu dużo wilgoci) i rozgrzewamy się gorącą herbatą.

Maku - 2012-08-28, 13:25
Temat postu: 25 VIII sobota, 230km
Po śniadaniu idziemy "zrobić Pa-Pa morzu". Morze dziś spokojne lecz pochmurno i chłodno, więc na plaży pusto. Pakujemy się do Obłoczka i w sznurku samochodów opuszczamy mierzeję. Jedziemy do Malborka, żeby po drodze zrobić sobie przystanek na zwiedzanie słynnego krzyżackiego zamku. W pobliżu zamku parkingi drogie (20 zł), więc stajemy 500 metrów z boku. Pod kasą zamkową kolejka ponad 100 metrów długości, więc ostatecznie rezygnujemy z wejścia na zamek i zamiast tego oglądamy wystawę średniowiecznych maszyn oblężniczych. Po krótkim kombinowaniu opanowujemy obsługę dużej, nakręcanej kołowrotem kuszy i strzelamy używając zamiast strzał połamanych patyków. Bardzo się to Dziubakom podoba! Tatuś naciąga cięciwę, Marek zwalnia spust, a Piotuś piszczy i ucieka na bok gdy pocisk z furkotem opuszcza kuszę...
Wreszcie jedziemy dalej. Postanawiamy objechać zatłoczony Grudziądz lokalnymi dróżkami, co nie okazuje się jednak dobrym pomysłem. Wąskie drogi wiją się wśród plantacji tytoniu w pofałdowanym terenie, zmuszając co i raz Obłoczka do mozolnego wspinania się pod górę... Do dzisiejszego celu podróży- naszej działki położonej nad jeziorem Kleszczyńskim koło Rypina docieramy w końcu późnym popołudniem. Dziubaki rzucają się na szyję dziadkom, których nie widzieli już prawie trzy tygodnie, a my cieszymy się pogodnym wieczorem.

Maku - 2012-08-28, 13:38
Temat postu: 26 VIII niedziela
Dziubaki jak zawsze nie mogą nacieszyć się działką. Na dodatek dziadek zabiera ich obu na przejażdżkę łódką po jeziorze. W końcu jednak trzeba jechać do domu. Kończy się sierpień, a z nim nasze wakacje. Po trzech godzinach jazdy wracamy do domu i do codziennego życia. Ciekawe, gdzie pojedziemy w przyszłym roku?

Więcej zdjęć z tej podróży: https://plus.google.com/photos/107309322031169536011/albums/5781607797805190721

Brat - 2012-08-28, 15:17

Dzięki za sympatyczną relację !
Fajnie, że podałeś namiary GPS, wybieram się (może w przyszłym roku) na część Waszej litewskiej trasy.
No i :kwiatki: dla przyszłej mamy ! :)

MILUŚ - 2012-08-28, 20:32
Temat postu: Re: 16 VIII czwartek, 60km
[quote="Maku"].............Kemping bardzo zatłoczony, wyznaczone miejsca tak małe, że niemal potykamy się o sąsiadów. Czyli raczej nie polecamy...
[quote]

E.........troszkę przesadzasz ................nie potykałeś się o nas :-P

wagabunda - 2012-08-28, 21:29

Pozdrawiam sympatyczną rodzinkę.Bardzo podoba mi się Twoja relacja

masz u mnie piwo.Do zobaczenia :spoko Janek

Maku - 2012-08-28, 23:02
Temat postu: Re: 16 VIII czwartek, 60km
MILUS napisał/a:

E.........troszkę przesadzasz ................nie potykałeś się o nas :-P

O Was akurat nie (zresztą szkoda, że Was nie zauważyliśmy), ale nasi najbliżsi sąsiedzi (Niemcy z namiocikiem rozkładanym na dachu) stali jakieś 3 metry od naszych drzwi i nie bardzo mieli gdzie rozstawić swój stolik, a obok Białorusini nawet nie mieli miejsca koło namiotu na swój samochód i zastawiali nasz wyjazd. Tak się zrobiło późnym popołudniem, bo gdy wcześniej wybieraliśmy sobie miejsce, było jeszcze ok. Oczywiście, jedną noc można tak spędzić, ale nie mieliśmy w tej sytuacji ochoty zostawać tam dłużej. Tym bardziej, że jak na Litwę drogo i zarówno do miasteczka jak i na plażę nie za blisko. To są nasze subiektywne odczucia, po prostu nie lubimy tłoku...
Pozdrawiamy serdecznie :papa

MILUŚ - 2012-08-29, 06:06
Temat postu: Re: 16 VIII czwartek, 60km
Maku napisał/a:
...............................

O Was akurat nie (zresztą szkoda, że Was nie zauważyliśmy),.............


Staliśmy koło siebie dwa razy................. :-P drugi raz ...........pod Oceanarium w Kłajpedzie :mrgreen: .............nam udało się wejśc przed zamknięciem a Wy.........akurat zmienialiście się z żoną za kierownicą na parkingu :-P .Szkoda ,że nie masz naklejek forumowych :logo: bo...............wiedząc o tym warowałbym pod Twymi drzwiami do.........skutku .Nie odpuściłbym spotkania z bratnim forumowiczem na obczyźnie :polska

A relacja zacna :ok ...........

Maku - 2012-08-29, 08:33
Temat postu: Re: 16 VIII czwartek, 60km
MILUS napisał/a:
Staliśmy koło siebie dwa razy................. :-P drugi raz ...........pod Oceanarium w Kłajpedzie

No tak, potwierdza się, że spostrzegawczość nigdy nie należała do grona moich licznych zalet :-P
MILUS napisał/a:
Szkoda ,że nie masz naklejek forumowych :logo: bo...............wiedząc o tym warowałbym pod Twymi drzwiami do.........skutku.

Fakt, nie mam, bo nawet sobie nie bardzo zdawałem sprawy, że są... Więc obiecuję, że w przyszłym roku już będziemy mieli na Obłoczku największą możliwą nalepkę :logo:
Do zobaczenia!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group