|
Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
Po Polsce - W poszukiwaniu wiosny.
Wito - 2013-03-10, 18:50 Temat postu: W poszukiwaniu wiosny. Wyjrzałem przed chwilą przez okno mojego mieszkania. Zza tumanów śniegu spadających z nieba nie mogłem dostrzec lasu po przeciwnej stronie doliny. Wróciła zima. Jeszcze kilka dni temu było słonecznie i nawet, zważywszy na początek marca, dość ciepło. To trwało zaledwie dwa dni. Jak tu powrócić do zimy, kiedy w wyobraźni, i nie tylko, zawitała wiosna. Całe szczęście, że mam trochę nie rozpakowanej wiosny jeszcze z zeszłego roku. Dobrze mieć do czego wrócić wspomnieniami kiedy teraźniejszość stanie się szara i zimna.
Zeszłego roku w poszukiwaniu wiosny i budzącego się życia wyruszyłem z domu wcześnie. Trafiłem wtedy do Górznieńsko - Lidzbarskiego Parku Krajobrazowego gdzie odbyłem wspaniałą pieszą wędrówkę dookoła jezior bryńskich. Opisałem to na naszym Forum w relacji pt." Gdzie uciekłem od świątecznego stołu..."
Okolice, które wówczas przemierzałem wywarły na mnie duże wrażenie i postanowiłem, że kiedyś tam wrócę.
Był koniec kwietnia. Pogoda piękna, choć ranki jeszcze zimne. Pewnego dnia zadzwoniłem do ojca, czy nie miałby ochoty powłóczyć się trochę w okolicy Lidzbarka Welskiego. Może spróbowalibyśmy już zarzucić gdzieś wędkę. Gdy ojciec usłyszał o wędce, natychmiast się zgodził.
Miała to być wycieczka samochodem, z uwagi na wiek ojca niczym nie przypominająca mojej pieszej, kilkunastokilometrowej sprzed miesiąca. Ojciec skończył niedawno 88 lat z czego blisko pięć spędził za kołem podbiegunowym o co zatroszczyli się towarzysze "wyzwalający" Wilno w czasie wojny. Nie wiem, jak długo jeszcze zdrowie mu dopisze, dlatego kiedy tylko mogę, staram się spędzać z nim możliwie dużo czasu.
Gdy minęliśmy Lidzbark, skręciłem na drogę do Brodnicy. Po kilku kilometrach, po prawej stronie, naszym oczom ukazało się niewielkie, piękne w promieniach porannego słońca jeziorko o nazwie Piaseczno.
Wjechaliśmy na parking, wzięliśmy wędkę i aparat i udaliśmy się nad wodę. Widok jeziorka był urzekający. Weszliśmy na pomost by spojrzeć na wodę. Była bardzo przezroczysta i widać było biały, lśniący piasek na dnie. O tej porze nie było tu jeszcze nikogo, choć latem z pewnością panuje tu tłok.
Podsypaliśmy i ojciec zarzucił wędkę. Był w swoim żywiole. Jego twarz promieniała. Nie widziałem u niego tego już dawno, no może zeszłej jesieni na Jezioraku.
Ja ruszyłem wzdłuż brzegu. Urzeczony pięknem budzącego się do życia jeziora, robiłem zdjęcia bez opamiętania.
Wito - 2013-03-10, 19:16 Temat postu: W poszukiwaniu wiosny. Było już około południa, gdy postanowiliśmy ruszyć dalej. Przed nami była Bartniczka- niewielka miejscowość na trasie do Brodnicy. Tu udało nam się podejść do samej rzeczki Brynicy. Rzeczka w tym miejscu była dość głęboka i bystra, choć mało przezroczysta. Brynica po kilkunastu kilometrach wpadała do Drwęcy.
"Z dużą przyjemnością przypłynąłbym tu kajakiem od strony Drwęcy"- pomyślałem. "To byłaby piękna wycieczka". Tęskniłem już za jakąś porządną wyprawą kajakiem.
Zbliżał się długi weekend. Stojąc z ojcem nad rzeką nie przypuszczałem, że przypłynę tu kajakiem i to już za kilka dni i to prawie w wiosennej scenerii.
Po krótkim pobycie w Bartniczce pojechaliśmy do Pokrzydowa i dalej przez wieś Świecie do Drwęcy, gdzie poznałem nowe piękne miejsce, z którego za kilka dni miałem rozpocząć upragnioną wyprawę pod prąd do ujścia Brynicy i dalej do Bartniczki. cdn.
fousek - 2013-03-10, 20:33
Super...
Koziołek już wytarty i chyba z jedna tyką...
JaWa - 2013-03-11, 09:35
Witku, w Grudziądzu konkurs foto: "Wiosna w Solankach". Nie będzie łatwo
lepciak - 2013-03-11, 18:09
Kraczę, że wygra fota z łopatą do odśnieżania na pierwszym planie lub kamper z łańcuchami na kołach z Grudziądzkimi Solankami w tle.
Camper Diem - 2013-03-11, 20:28
Zbyszek, myślę, że w przedbiegach wygrywa fotka Oliko z zasypanej posesji publikowana dzisiaj w wątku solankowym http://www.camperteam.pl/...p=336824#336824
lepciak - 2013-03-12, 09:09
Jestem "za" jeżeli oczywiście wolno mi oddać głos.
Witold Cherubin - 2013-03-12, 17:10
Wito napisał/a: | Ojciec skończył niedawno 88 lat z czego blisko pięć spędził za kołem podbiegunowym o co zatroszczyli się towarzysze "wyzwalający" Wilno w czasie wojny. Nie wiem, jak długo jeszcze zdrowie mu dopisze, dlatego kiedy tylko mogę, staram się spędzać z nim możliwie dużo czasu. |
Witku, jakież to wzruszające, ta Twoja miłość synowska i poczucie piękna otaczającej nas przyrody. Wzruszyłeś mnie swoim opowiadaniem, a trzeba Ci przyznać, że umiesz oddać nastrój i zilustrować go wspaniałymi zdjęciami. Mam dla Ciebie ogromny szacunek i darzę Cię wielką sympatią.
Jak to miło spotkać taką jak Ty indywidualność na naszym forum.
Dziękuję Ci za Twoje przepiękne opowiadania (bo trudno je nazwać zwykłymi relacjami) okraszone niezwykłymi zdjęciami. Masz niezwykły dar czy może talent dzielenia się z nami swoimi doznaniami. Chociaż symbolicznie, ale masz ode mnie
Pozdrawiam Ciebie i Twojego Tatę
Witold Cherubin - 2013-03-13, 16:02
kalinin napisał/a: | Poszukajmy lepiej wiosny, jak radzi Wito. |
Kochani, po co czekać na przyjście tej upragnionej wiosny
Jedlińsk k/Radomia to przecież "rzut beretem" - a wieczory jeszcze są dłuuuugie - więc pogadać można o tym i owym, niekoniecznie o ortografii.
A swoją drogą nie spodziewałem się, że jesteście takie czupurne chłopy
Pozdrawiam cieplutko w ten zimowy czas
PS. chciałem napisać że jesteście te co pieją, ale zamiast tego słowa wyszło No name - nie wiem dlaczego
JaWa - 2013-03-13, 16:07
Witold Cherubin napisał/a: | A swoją drogą nie spodziewałem się, że jesteście takie No name |
A to jest właśnie oznaka zbliżającej się wiosny.
Witold Cherubin - 2013-03-13, 16:47
Brawo Jacku - trafnie to ująłeś. Należy się
Wito - 2013-03-29, 19:44 Temat postu: W poszukiwaniu wiosny. Powoli zbliżał się długi weekend majowy 2012. W tym roku, gdyby wziąć kilka dni wolnego, mógł on trwać aż dziewięć dni. Nic zatem dziwnego, że wielu ludzi, także i ja, modliliśmy się gorąco o ładną pogodę. Najwyraźniej żarliwe modły zostały u góry wysłuchane, bo już na początku weekendu z południowego-wschodu przyszła do nas ładna i ciepła pogoda.
Była to sobota, ostatni dzień kwietnia. Rano, gdy tylko ujrzałem niebieskie niebo za oknem, natychmiast podjąłem decyzję o tym, że popłynę na Drwęcę i Brynicą do Bartniczki.
W miejscu, gdzie zamierzałem rozpocząć swoją przygodę, Drwęca jest niezwykle malownicza. Kilka kilometrów na północny-wschód od Brodnicy, rzeka w swoim biegu trafia na przeszkodę w postaci kilkukilometrowego wzgórza, które musi ominąć, tworząc podkowę. Wścieka się przy tym niemiłosiernie bo wije się raz w prawo, raz w lewo niczym wąż, tworząc liczne meandry. Płynąc z prądem w kierunku Brodnicy, po lewej stronie widać rozciągającą się daleko dolinę rzeki a po prawej - wspomniane wzniesienia. Miałem przyjemność płynąć na tym odcinku kilka lat temu z Asią. Nasz spływ z Nowego Miasta Lubawskiego do Tamy Brodzkiej trwał wiele godzin. Chociaż widoki i wrażenia były niesamowite, to okupiliśmy ten spływ dużym zmęczeniem. Asie przez kilka lat nie chciała już potem wsiąść do kajaka.
Tym razem zamierzałem zwodować kajak - jedynkę na Drwęcy w połowie podkowy, którą tworzyła rzeka wokół wzgórza, potem odnaleźć ujście Brynicy w górze rzeki i Brynicą popłynąć pod prąd - do Bartniczki, którą odwiedziłem kilka dni temu z ojcem.
Z mapy wynikało, że do ujścia Brynicy będzie około trzech kilometrów płynięcia pod prąd a potem jeszcze około pięciu - do Bartniczki, również pod prąd.
- Co to dla mnie - pomyślałem nieskromnie. Potem, w czasie płynięcia, przyszło mi za to zapłacić, bo nie dość, że pod prąd, to na kanale Brynicy musiałem się zmagać jeszcze z ciepłym ale dość silnym, południowo-wschodnim wiatrem. Po raz kolejny przyroda miała uczyć mnie pokory.
Gdy minąłem Nowe Miasto Lubawskie, poczułem dreszcz uniesienia. Dzisiaj, podobnie jak w zeszłym roku o tej samej porze, jechałem na pierwszą wiosenną wycieczkę kajakową. Rok temu, był to ciąg jezior w Brodnickim Parku Krajobrazowym. Tamten wypad, opisany na Forum, równie uroczy jak emocjonujący mógł skończyć się dla mnie tragicznie. Jak będzie tym razem? Czy uda mi się szczęśliwie przepłynąć w obie strony? Rzeka jest często bardziej niebezpieczna od jeziora. Występują tu wiry, bardzo zmienne prądy, widoczne i te gorsze - niewidoczne z kajaka, przeszkody. Innym problemem jest zasób sił zwłaszcza w walce z prądem rzeki.
Prawdę mówiąc, to wszystkie aktywności, które zwykłem uprawiać traktowałem zawsze także jako wyzwanie rzucone siłom przyrody. Im było trudniej, tym odczuwałem potem większą satysfakcję.
Pływanie kajakiem po rzekach ma swój szczególny urok. W przeciwieństwie do jezior, na rzece za każdym kolejnym zakrętem pojawia się nowy widok i nowe wrażenia. Często smaczku dodają także przeszkody, które trzeba pokonywać albo z wody a jak się nie da, to lądem.
W Jajkowie skręciłem w lewo i po kilku kilometrach jazdy dotarłem do rzeki. Poziom wody był trochę niższy niż kilka dni temu. Koryto rzeki już nieco wyraźniej odcinało się od szerokich, wiosennych wylewów. Moją uwagę przykuła piękna, soczysta zieleń traw, łąki żółtych kaczeńców wyrastających z wody i pierwsze, nieśmiałe, drobne listki na drzewach.
Na niebieskim niebie wisiało radosne słońce i w dolinie rzeki panował pogodny i świąteczny nastrój. W oddali, ze wszystkich stron, dobiegały odgłosy ptaków.
Nie tracąc czasu zdjąłem kajak z samochodu i zaniosłem nad wodę. Zapakowałem cały dobytek i popłynąłem w kierunku koryta rzeki. Początkowo moje wiosłowanie było niewprawne. Gdy wpłynąłem w nurt rzeki, prąd natychmiast uderzył w lewą burtę i ustawiło mnie w poprzek koryta rzeki. Musiałem mocno skontrować z lewej i wykonać kilka silnych pociągnięć wiosłem z prawej strony by ustawić się pod prąd. Po chwili dziób kajaka ostro pruł powierzchnię mocno zdziwionej moją obecnością rzeki.
Każdej wiosny poziom wody w Drwęcy jest wysoki i rzeka tworzy szerokie wylewy. Można wtedy doskonale obserwować okolicę po obu stronach nurtu.
Po kilkuset metrach płynięcia pod prąd zauważyłem żereń bobrowy. Sprawiał wrażenie niezamieszkałego, ale wiedziałem, że to tylko pozory. Zwierzęta te, nie mając naturalnych wrogów, rozprzestrzeniły się bardzo w naszych wodach w sposób niekontrolowany. Wszędzie widać ślady ich bytności - i nad rzekami i na jeziorach.
Niejednokrotnie, na wielu rzekach, obserwowałem duże straty powodowane przez te gryzonie.
Popłynąłem dalej. Na wylewach było dużo ptactwa wodnego, głównie dzikich gęsi. Co chwilę podrywały się do lotu kaczki krzyżówki i inne ptaki. Wszystkie ptaki były bardzo aktywne. Połączone w pary, zakładały już gniazda.
Wkrótce, w oddali, dostrzegłem stado kilkunastu łabędzi. Ptaki po chwili poderwały się także do lotu, pozostawiając jednego, szarego łabędzia, który widocznie nie umiał jeszcze latać. Na wylewach, w pobliżu rzeki, pod powierzchnią wygrzanej wody pluskały się drobne rybki.
Czułem się cudownie w tym bajecznie kolorowym świecie przyrody budzącej się do życia po długiej, szarej zimie. Lekceważąc nieco niebezpieczeństwo wywrotki i nie robiąc sobie nic z tego, że prąd znosi i uderza kajakiem o brzeg, czy zwalone drzewa, co chwilę robiłem zdjęcia.
Gdy w oddali dostrzegłem sosnowy las na wysokim, piaszczystym brzegu, nie wiedziałem jeszcze, że jestem już blisko ujścia Brynicy a w lesie kryją się ślady dwóch grodzisk sprzed tysiącleci. O grodziskach miałem się dowiedzieć znacznie później, podczas kolejnej, jesiennej wyprawy. cdn.
Tadeusz - 2013-03-29, 21:37
Wprowadziłeś mnie w nastrój naprawdę wiosenny.
Dziękuję Witku.
Takie zdjęcia można wykonać tylko z wody, z czegokolwiek co pływa.
Może uda się wspólnie popływać w tym roku?
Wito - 2013-03-29, 22:37
To byłaby dla mnie wielka przyjemność. Jeśli nie na dalekich Mazurach to w Iławie w sierpniu chyba się uda. Dziękuję za życzliwe słowa.
Wito - 2013-03-30, 14:37 Temat postu: W poszukiwaniu wiosny. Ujście Brynicy tworzyło duże rozlewisko o szerokości kilkunastu metrów i wyglądało jak wielka rzeka. Brynica tworzy duże zakole otaczające wspomniane grodziska. Nieprzypadkowo wybrano tu miejsce ich lokalizacji.
Po minięciu zakola, zauważyłem, że rzeka przybrała formę długiego, prostego kanału. Takie prostowanie rzek stanowi nieprzemyślany akt degradacji nie tylko Brynicy ale także wielu innych polskich rzek. Niektóre z nich wyłożono betonowymi płytami całkowicie pozbawiając możliwości egzystencji organizmów wodnych. Aż przykro o tym myśleć.
Za nieczynnym mostem, z którego zostały już tylko masywne, żelazne przęsła, przybiłem do brzegu, aby odpocząć. Czekało mnie kilka kilometrów wiosłowania pod prąd i pod dość silny, południowo-wschodni wiatr. Zacząłem się zastanawiać, czy dam radę dopłynąć do wyznaczonego celu.
Po dłuższej chwili wsiadłem do kajaka i popłynąłem dalej. Co będzie, to będzie. Jak nie dam rady, to zawrócę.
Ten odcinek mojej wyprawy był i trudny i nudny jak jazda po autostradzie. Raz, że pod wiatr a ponadto widoki nie były już tak piękne jak na Drwęcy. Pokonanie kilku niskich mostków i kładek pod spodem, było wyjątkowo trudne. Po kilku kilometrach zmęczenie coraz bardziej dawało mi się we znaki i coraz częściej dopadały mnie czarne myśli o zawróceniu. Powoli przestawałem odczuwać radość i fascynację wyprawą a na to miejsce pojawiało się znużenie.
W pewnej chwili, już zrezygnowany, przestałem wiosłować by zawrócić gdy spostrzegłem, że w oddali pojawiły się wysokie krzewy i trzcina, które chroniły przed wiatrem a kanał zaczął znów zaczął stawać się prawdziwą rzeką. Wykrzesałem z siebie resztki sił i popłynąłem dalej. Czułem, że mój cel - Bartniczka, jest już blisko. Prąd rzeki stał się silniejszy i posuwałem się do przodu bardzo powoli.
Gdy przepłynąłem pod mostem kolejowym, przede mną ukazały się pierwsze zabudowania wioski. Po chwili dopłynąłem do miejsca skąd oglądaliśmy rzekę kilka dni temu z ojcem.
-Hurrra, jednak udało mi się !!! - byłem wyczerpany, ale szczęśliwy. Jak to dobrze, że nieopodal, przy samej rzece była restauracja "Nad Brynicą". Nie mogłem sobie odmówić kufelka złocistego napoju który nie tylko skutecznie ugasił moje pragnienie ale nawet rozweselił duszę.
Przez Bartniczkę przebiega droga z Lidzbarka do Brodnicy. Poszedłem na most. Spojrzałem w górę rzeki i zmarkotniałem. Brynica, dalej jak okiem sięgnąć, znów była kanałem.
- W którymś momencie ten kanał się także skończy i zacznie prawdziwa, piękna rzeka - pomyślałem nadzieją. To będzie cel mojej kolejnej wyprawy.
Zrobiło się już późno. Czas było wracać. Tym razem płynąłem nie tylko z prądem, ale i z wiatrem. Właściwie wystarczyło tylko utrzymywać wiosłami kierunek. Spotkałem jeszcze po drodze dorosłego łabędzia, który przez jakiś czas płynął cierpliwie w dół rzeki przede mną ale w pewnym momencie widocznie miał dość towarzystwa, bo zawrócił, poderwał w powietrze i przeleciał tuż nade mną prawie zahaczając skrzydłem o wiosło.
Powrót był nad wyraz łatwy ale nie spieszyłem się zbytnio. Przy grodzisku minąłem jedynego na mojej trasie wędkarza. W siatce miał kilkanaście płoci. Pomachaliśmy sobie nawzajem i popłynąłem dalej.
Byłem już blisko mojego portu, gdy na środku rzeki zauważyłem przepływającego na drugi brzeg koziołka. Chwyciłem za aparat ale niestety nie zdążyłem zrobić zdjęcia. Może to był ten sam, którego sfotografowałem w pobliżu kilka dni temu? Tego chyba nigdy się nie dowiem.
Gdy przybiłem do brzegu, przez dłuższą chwilę siedziałem jeszcze w kajaku. Dolinę rzeki Drwęcy zaczęły zalewać czerwone promienie zachodzącego słońca.
Nie wiem, czy pozostawałem w kajaku z powodu zmęczenia czy też podświadomej niechęci do opuszczenia bajecznego miejsca, w którym tego dnia przeżyłem wspaniałe chwile.
Relację tę dedykuję wszystkim moim przyjaciołom, którzy podobnie jak ja spoglądają w okno wypatrując wiosny.
JaWa - 2013-03-30, 15:26
Patrzę przez to okno, a tam śnieg i śnieg.......
Tadeusz - 2013-03-30, 15:55
JaWa napisał/a: | Patrzę przez to okno, a tam śnieg i śnieg....... |
i kamper między drzewami... a ja nawet kampera nie widzę...
Żywy - 2013-03-31, 10:43
Miało być tak pięknie, wyszło ....
W czwartek przygotowałem Lalkę na wyjazd, wyjąłem sprzęt narciarski (sic!), zmieniłem koła na ogólnosezonowe (sic!), wyjąłem łąńcuchy szczotki i łopaty do śniegu i nie wierząc w żadne prognozy lub traktując je jako średniej jakości żart (1 kwietnia) ruszyliśmy.
Miał być krótki świąteczny objazd po kraju - krótki skok do Kazimierza, potem Janowiec, Sandomierz, Busko Zdrój, Kraków, żeby na sobotni wieczór zjechać do rodziców na Śląsk.
Już w Jankach skręciłem na katowicką zamiast krakowskiej, bo śnieżyca, a radio opowiada o kataklizmach na podkarpaciu. Przez chwilę łudziliśmy się, że to lokalne opady i zmienimy trochę plany na bardziej zachodnie, ale gdzieś jakoś znajdziemy wiosnę.
Skończyło się na bezpośredniej podróży na Śląsk, po długiej i męczącej jeździe.
Teraz siedzimy w domu i Święta jakby nie te. Kamper zasypany śniegiem, a My nawet nie możemy iść ulepić bałwano-barana bo wszystcy smarkają, a Młody z gorączką.
Pozdrawiamy Wszystkich i Spokojnych Świąt Bożego.... przepraszam Wielkanocnych.
P.S. Na Poznań przezbrajamy się z powrotem na zimowo.
Thom - 2013-04-01, 13:05
Dramatyczne warunki Panowie.... zima zima zima!
Moje przygotowania do wyjazdu świątecznego
gdzieś na powitanie wiosny spaliły na panewce!!!
Ciągle mam nadzieję na przyszły weekend (5-6 IV)
ale prognozy zmieniają się co chwilę i pewnie nic z
tego nie będzie...
Tadeusz - 2013-04-01, 13:26
Thom napisał/a: | ale prognozy zmieniają się co chwilę i pewnie nic z
tego nie będzie... |
Zimowe kamperowanie jest nawet fajniejsze od letniego.
Na pewno ciekawsze.
Socale - 2013-04-01, 14:23
Thom napisał/a: |
...
Ciągle mam nadzieję na przyszły weekend (5-6 IV)
...
|
Chyba 5-6 VI
Qcyk - 2013-04-01, 15:44
Tadeusz napisał/a: | Thom napisał/a: | ale prognozy zmieniają się co chwilę i pewnie nic z
tego nie będzie... |
Zimowe kamperowanie jest nawet fajniejsze od letniego.
Na pewno ciekawsze.
|
I podnosi poziom adrenaliny , jak koła zaczynaja sie ślizgać
Thom - 2013-04-02, 18:27
Zimą jest super... potwierdzam... Biało i rewealcja bo w kamperku cieplutko
jak w domu...
ale najgorsze są przejściówki pogodowe jak teraz...
gdy zimno i wilgotno, a na dodatek szaro jak teraz.. .
opady w formie drinków - śnieg z deszczem .... klaaaassa
Zawsze można powiedzieć tak: "Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma"
|
|