Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Włochy - Giro dItalia czyli z koleją za pan brat

frape - 2013-10-06, 21:47
Temat postu: Giro dItalia czyli z koleją za pan brat
Spakowani więc w drogę. Trasa jak zwykle biegnie przez Czechy, po drodze jakiś obiadek i już pod wieczór witamy się z Austrią. Nie jest to jednak nasz cel – "my jedziem w gorod jużnyj" jak pogrywa nam melodia czyli ciągniemy dalej na południe – na samo południe.
Mijamy wielkim łukiem czyli ekspresówką i autostradą Wiedeń i na noc lokujemy się gdzieś za Grazem – jacyś senni się zrobiliśmy ;) ehh ten wiek

TRASA 360 km - MAPA
GRAZ – KLAGENFURT – VILLACH – KOTSCHCH - DOBBIACO TOBLACH – CARBONIN SCHLUDERB - TRE CRIME DI LAVAREDO - CORTINA D’AMPEZZO - PASSO TRE CROCI - PASSO DI FALZAREGO

Poranna niespieszna pobudka – mamy czas. Osiołek coś nam paliwko żłopie i żłopie trzeba go będzie zatankować. Ale nie na autostradzie, w życiu, nie będę haraczu przepłacać. Do Klagenfurtu daleko nie ma ledwie 120km, a Villach też rzut beretem za nim. Trochę remontują tą autostradę, ale przynajmniej grzecznie i z uśmiechem za to przepraszają. No dobra, gniewać się nie będziemy. Za to trochę gniewamy się na gps, który zamiast zaprowadzić nas do Villach od wschodu, południa to dopiero od zachodu się zorientował, że chyba chcieliśmy tam po paliwko zjechać. Ehhh ta tiochnika. No nic wjeżdżamy na stację i słyszymy głośne puk. W prawo w lewo?? A już wiemy to panienka w pandzie przeliczyła się z szerokością swojego samochodu i trochę przygrzmociła w światła mondeo, który też chciał zatankować. I jeszcze się rozgląda z pytaniem w oczach czy to na pewno moja wina?? – ja jechałam za nim prosto, bokiem mijałam, a on jakiś taki szeroki był i w dodatku na drodze mi stał :) . Zatankowaliśmy – w międzyczasie doszła do wniosku, że to chyba jej sprawka - i pojechaliśmy na zachód.

frape - 2013-10-06, 21:55

Jedziemy jeszcze kilka kilometrów autostradą z potem tuż przed granicą skręcamy w drogę 111, która wiedzie praktycznie cały czas wzdłuż granicy z Włochami, tyle, że oglądamy Alpy od austriackiej strony. W wielu miejscach są maleńkie parkingi na 2-3 samochody, czasem zatoczki na ledwie jeden, gdzie można przycupnąć na ławeczce i podziwiać góry – pora zatem na kawkę z przepiękną panoramą.
Po drodze mijamy pięknie ukwiecone miejscowości – to mi się w Alpach podoba – gdzie nie spojrzeć tam domy uginają się od kwiatów, a niby tu jakieś takie bardziej srogie zimy mają – może tym chcą sobie w lecie nadrobić. Droga ma około 120km, ale już od 14 jej kilometra zaczynają się widoki, które ciągną się z małymi bądź większymi przerwami, prawie do samego jej końca.

Agostini - 2013-10-06, 23:39

Witaj frape :spoko

Jestem bardzo ciekaw tego południa. Intryguje mnie też, co z tą koleją?

Będę pilnie śledził Twoją relację. ;)

Tadeusz - 2013-10-06, 23:45

Cześć Małgosiu. Witaj Grzesiu. :ok :spoko

Będę teraz tu zaglądał a jak Was znam, to znajdę coś ciekawego. :)

cirrustravel - 2013-10-07, 07:01

Też czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy...
A dla zachęty... :pifko

frape - 2013-10-08, 19:31

Za Kotschch przyczepom nie wolno – ale nic straconego mogą sobie odbić już do Włoch. Dalej 111 niby nie wolno, ale widzieliśmy przyczepki, choć trochę to ryzykowne zważywszy na to (kwestię mandatów pomijamy) jak wygląda droga. Pierwsze z 5 km to delikatnie rzecz ujmując wąsko i kręto. W wielu miejscach osobówki się nie miną, choć co jakiś czas jest szerzej – szczególnie na ciasnych zakrętach, gdzie zupełnie nic nie widać czy cokolwiek jedzie z przeciwka. W miejscowościach raczej trudno o miejsca parkingowe – zazwyczaj niewielkie parkingi przy hotelach lub restauracjach, ale by stanąć na chwilę to znajdzie się miejsce. Uliczki też wąskie i kręte – czasem wchodząc w zakręt wydaje się, że zupełnie nie ma przejazdu – tak blisko jest dom po przeciwnej stronie drogi.
Już pod samym Tessenberg spotkaliśmy na swojej drodze autobus, który wlókł się niemiłosiernie ledwo co wykręcając na serpentynach. Po drodze często zdarzało się, że niektórym niewprawnym kierowcom na zakrętach chyba nerwy puszczały, gdyż gdy tylko była jakakolwiek możliwość zjechania przepuszczały ciągnący się za nimi korek (fajny zwyczaj) tu niestety autobus nie miał gdzie zwiać, zatem ogonek karnie sznureczkiem ciągnął się za nim, aż do miejscowości.
Robimy ostatnie tankowanie, za w miarę rozsądne pieniądze, i przekraczamy granicę z Italią – dobrze, że się pizza i spaghetti zareklamowały, bo byśmy ją przegapili. :szeroki_usmiech

frape - 2013-10-08, 20:34

Za Dobbiaco Toblach skręcamy w ukochane Dolomity. Wzdłuż drogi prowadzi ścieżka rowerowa, jakieś jeziorka, szczyty wokół, tylko problem z zaparkowaniem. Jak już znajdziemy miejsce to, że niby camperom stać nie wolno – to niech się ugryzą znajdziemy sobie inne ciekawsze miejsca. Widać, że odcinek do Cortiny D’Ampezzo jest typowo nastawiony pod klienta. Wszystkie parkingi praktycznie płatne, o miejscu nie wspomnę. Widoki – ładne, ale dają dopiero przedsmak tego co czeka dalej i gdzie warto pojechać.
Od Carbonin Schluderb. do Cortiny drogi są dwie prawa i lewa. Prawą znamy - bardziej płaska – jedziemy w lewo, kilka kilometrów za rozjazdem koło skrętu na Rif. Auronzo jest Area di Sosta jak to poprawnie we Włoszech :) Cena 14 euro plac full – ostatni wakacyjny weekend.
Można podjechać dalej pod Tre Cime di Lavaredo widoczne wcześniej z drogi, ale po pokonaniu „stromszego” podjazdu okazuje się, że przyjemność dalszej jazdy i wjazdu na znajdujący się wyżej parking to 33 euro za pierwszy dzień i 15 za kolejne. Cena trochę wygórowana, za możliwość zrobienia zdjęć – wiem wiem tak utrwalone widoki są bezcenne…. Zatem nawrót i spokojnie krętą drogą zjeżdżamy sobie w dół mijając znak 16% - dali go od tej strony pewnie dlatego, żeby nie zniechęcać do podjazdu na płatny parking…

Elwood - 2013-10-08, 20:55

Jadę z Wami. :spoko :spoko :spoko
frape - 2013-10-08, 20:57

Za jeziorem (zakaz camperom i płatny parking) skręcamy w prawo na rozjeździe i zaczynamy wspinaczkę na Passo Tre Croci – 11% podjazd na 1809m. Za przełęczą ze 2 km dalej jest kolejka górska (jakich tu w okolicy wiele) skąd można dostać się prawie pod M. Cristallo (3216). Jest tu też fajny duży parking – zakazu noclegu nie zauważono.
frape - 2013-10-08, 21:06

Agostini napisał/a:

Jestem bardzo ciekaw tego południa. Intryguje mnie też, co z tą koleją?

Południe i kolej będą - ale jedziemy po kolei :)
Tadeusz napisał/a:
Będę teraz tu zaglądał a jak Was znam, to znajdę coś ciekawego. :)

Elwood napisał/a:
Jadę z Wami. :spoko :spoko :spoko

Zapraszamy :)
cirrustravel napisał/a:
Też czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy...

Będzie, będzie – zima jest dłuuuga :) a trochę do opowiedzenia jest – nie tylko południe :spoko

frape - 2013-10-08, 21:27

Teraz już tylko 10% zjazd i jesteśmy w Cortinie – trochę wąsko, kręto i miejscami stromo – ale camperki wywijają po niej, aż miło popatrzeć. W sumie zwyczaj machania zaniechałam to nie ma sensu – ręce mnie już bolą, a jak tu robić zdjęcia i co minutę machać? :) Cortina znana – Passo di Giau (2233) (15% podjazd i zjazd) też (cudne chyba przełęcz, która najbardziej nas jak do tej pory oczarowała w Dolomitach, z tych jakie znamy i gdzie można dotrzeć camperem) - dalej przepiękna droga na Marmoladę boczna, dość stroma 16% - długi podjazd serpentynami – ale naprawdę warto). Tam już byliśmy teraz pora na coś nowego. Jadąc w stronę Passo di Falzarego koło Pokol jest spory parking po lewej stronie, z którego polecam przespacerować się za ścieżką po drugiej stronie drogi prowadzącą do restauracji, by obejrzeć panoramę Cortiny – nie pożałujecie.
frape - 2013-10-08, 22:40

Ustawiamy w gps Passo di Falzarego (2105), na którą wspinamy się mijając sporo samochodów. Raz - to główna droga, dwa sobotnie wakacyjne popołudnie, ostatnia chwila by coś jeszcze oczami uchwycić na dłużej. O tym, że malowniczo wspominać nie będę – zdjęcia raz po raz, bo coraz więcej gór się wyłania – w końcu minęliśmy już granicę lasu. Ze 2km przed przełęczą są parkingi, ale campery nie są tu mile widziane zatem jedynie sesja i w górę. Tam parkujemy pod hotelem i idziemy na spacer. Ta góra po prawej coś mi przypomina – mi też. A już wiem to ją widać z Passo di Giau, tylko że od drugiej strony. No to idziemy (od strony hotelu jest ścieżka po tej samej stronie drogi). Po około 40 minutach jesteśmy na przełęczy – im wyżej tym oczywiście ciekawiej. Jaka tu cisza, jaki tu spokój. Wspinamy się spacerowo podziwiając widoki. Tak, dla takich chwil warto żyć...
frape - 2013-10-08, 22:51

Fotka tu fotka tam no i bateria wysiadła – ale mamy jeszcze awaryjnego staruszka, który dzielnie dawał radę kolejnym ujęciom. Mimo, że podeszliśmy chyba z 250m do góry cały czas praktycznie w zasięgu wzroku mamy osiołka. Rozkoszujemy się zatem górami w świetle powoli zachodzącego słońca. Chyba czas o noclegu pomyśleć. Do tej pory w wielu miejscach – tych mocno komercyjnych – nas nie chcieli, może tu przygarną ?? bo zakazów brak. Im jesteśmy niżej tym na widnokręgu coraz bardziej majaczy mi jasna, biała plama. Podchodzę niżej – tak mogę nawet wyróżnić kształty. Tuż za zakrętem znajduje się stacja kolejki, a pod nią w rządku już z 15 camperów. Noooo jak ja lubię takie widoki. Nie mija 5 minut, a już grzecznie stoimy w stadku. Jest cudnie – gdyby tylko ten zachód słońca nie był za tą wielką górą tuż za nami – ale ja przecież wcale nie narzekam :)
więcej zdjęć

tadek27 - 2013-10-10, 11:00

WOW !!! zaczynają podobać mi się dolomity :spoko :spoko :spoko
fajna relacja :spoko :spoko :spoko

frape - 2013-10-10, 21:55

PASSO DI FALZAREGO - PASSO DI VALPAROLA - ARABBA - PASSO DI CAMPOLONGO - CORVARA - PASSO DI GARDENA - PASSO DI SELLA - PASSO DI PORDOI - CANAZEI - MOENE - PASSO DI PELLEGRINO

TRASA 100km - MAPA

Pobudka jakaś taka zimna w nocy była…. a już powód znam – siąpi deszcz, na dworze 8 stopni – eee nie…. to śpimy dalej czekając na dobrą pogodę. O 8.30 spoglądam przez okno i wyskakuję z campera jak oparzona – z aparatem oczywiście, bo właśnie przecudnie kładą się cienie na pobliskich grzbietach.













Aż żal się stąd ruszać, no ale w końcu trzeba – może dalej będzie jeszcze ciekawiej? Oj coś czuję w kościach że mam rację – nie tylko tą żywnościową, gdyż śniadamy już na kolejnej przełęczy 3km dalej (Passo di Valparola), na której również przywitały nas rządkiem ustawione camperki.











Już wiem co będę robić gdy znajdę 2 tygodnie słonecznej pogody – nie nie, żadne morze – a już tym bardziej polskie – Dolomity to jest strzał w dziesiątkę – no może nie ferraty bo sprzętu brak (choć może :) ), ale te górskie ścieżki po zboczach to jest to co frapki lubią najbardziej. Kilka kolejnych kroków i odkrywamy coś nowego, jeszcze cudowniejszego gdzie lekko zawiesić wzrok i tak już zostać – nie nie, nie tym razem choć już się rozmarzyłam.







Na przełęczy schowane jest schronisko, ale i pod nim również nie brakuje miejsca na nocleg. Jakaś grupka postanowiła zrobić plener – nie będziemy im wchodzić w kadr.



Luksiak - 2013-10-10, 22:06

a ja tak z innej beczki :) czy fotki przechodzą jakiś tuning ???? bo góry wyglądają rewelacyjnie

i już wszystko notuję bo to jest super trasa :)
pozdrawiam Marcin

frape - 2013-10-10, 23:48

Luksiak napisał/a:
a ja tak z innej beczki :) czy fotki przechodzą jakiś tuning ???? bo góry wyglądają rewelacyjnie

człowiek chciał sobie życie ułatwić by za każdym razem nie wklejać po 10 zdjęć pod tekstem tylko dać ich więcej naraz przeplatając tekstem (tak jak na blogu) ale jak widać nie da się z bloga tak linków wyciągnąć, żeby tu były normalnej wielkości, tylko mikrusy wychodzą... :( za to można je sobie powiększyć :szeroki_usmiech
ale jak się nie da, to będę musiała znów się ograniczać do 10 na post ...

Mirek48 - 2013-10-11, 09:54

Superciekawa relacja, wspaniałe fotki inspirują do wyruszenia tym szlakiem...Brawq :kwiatek2
Mirek48 - 2013-10-11, 09:56

Superciekawa relacja, wspaniałe fotki inspirują do wyruszenia tym szlakiem :spoko :kwiatek2
frape - 2013-10-11, 12:35

Stąd można jechać dalej na północ (zostawiamy na zaś) lub wrócić się trochę do głównej drogi i serpentynami zjechać na Col di Lana, gdzie teoretycznie jest tunel z zakazem wjazdu 3,20m. Tu w przeciwną stronę jechała jakaś taka mocno wysoka alkowa i podejrzewam, że te 3,20m to ona miała bez alkowy :) , a nie sądzę, żeby się wracała. Tunel z 3,5m powinien mieć skoro tam autobusy jeżdżą.
Serpentynkami obniżamy się coraz bardziej, jeszcze trochę galerii i w końcu jakaś prosta. Choć to wrzesień wiele pobliskich szczytów pokrytych jest płatkami śniegu – no może takimi ciut większymi.
Po kilku kilometrach proponują nam odbić w lewo na Marmoladę – ale ta droga przynajmniej na początku nie wzbudza naszego najmniejszego zaufania (byliśmy już tam kiedyś zresztą) zatem do Arabby (zakaz postoju camperów), ale jest serpentynowa dróżka na Passo di Campolongo (1875) i do kurortu Corvara.

Tadeusz - 2013-10-11, 13:13

Małgosiu i Grzesiu.

Jadę razem z Wami. Rozsiadam się wygodnie i podziwiam.

I piwko popijam razem z Tobą. Grześ nie może, bo prowadzi. :ok

:pifko

frape - 2013-10-11, 20:11

Tadeusz napisał/a:
Małgosiu i Grzesiu.
Jadę razem z Wami. Rozsiadam się wygodnie i podziwiam.
I piwko popijam razem z Tobą. Grześ nie może, bo prowadzi. :ok
:pifko

jak nie może jak może we Włoszech jest 0,5 promila :) chwilę odczekamy i pojedziemy dalej

frape - 2013-10-11, 20:20

Tam gdzie nie spojrzeć to kolejkę widać, krzesełka, siodełka, gondole – do wyboru do koloru. Na wjeździe od południowej strony jest parking dla camperów. Można wybrać sobie dowolną górkę i wjechać na szczyt. Ale co tam, kolejki to my w sklepach do kasy mamy – jedziemy osiołkiem. Do góry do góry hej ho.
Może komu wody brakło – proszę bardzo jest źródlana woda z „kranika” (46.32 926, 11.49 452), a w czasie nabierania można to i owo popodziwiać.
Jedziemy teraz wokół Gruppo di Sella, więc możliwości do photostopów nie brakuje. Passo di Gardena (2121) jest komercyjna (w sensie płatny postój), zatem tylko kilka fotek oczami uchwycić na dłużej, bo już wyganiają i w dół. W prawo w lewo (10%) i końcu jakiś placyk – i wcale nie żałujemy, że nas przegonili – tu równie, jeśli nie ciekawiej – wiele już widziałam, ale owcy – jednej – wyprowadzanej na smyczy, na spacer? jeszcze nie :)

frape - 2013-10-11, 20:28

W górach oczywiście nie jesteśmy sami. Często spotykamy campery, samochody, motorki i wspinających się na kolejne przełęcze rowerzystów. Biorąc pod uwagę te podjazdy, przewyższenia i nachylenia naprawdę szacunek dla nich.
Na samym dole jedziemy w lewo (zakaz dla przyczep) na Passo do Sella (2244) – po drodze oczywiście kilka photostopów. Kolejne spotkanie z teamem rowerowym i indywidualnymi kolarzami – jak dobrze, że nas osiołek wciąga, a nie trzeba kręcić :)

frape - 2013-10-11, 20:39

Przełęcz wygląda na mocno zapchaną samochodami, ale wcześniej jest kilka placyków. Wcisnęliśmy się w jeden, a jak już się udało to obiad w takich okolicznościach przyrody smakuje wyśmienicie, może by tu na tak na dłużej zagościć? Jak się uda to polecam koło znaku Gardena – prawie 360 stopni panoramy i to jakiej. Noooo w takim tempie to my na pewno dziś daleko zajedziemy.
Zjeżdżamy z przełęczy – przez pewien czas zbytnio nie ma gdzie stanąć, ale te widoki po prostu kuszą. Masywne góry, ośnieżone szczyty i kolejka górska gdzieś w oddali – ciekawe skąd ona prowadzi? Sprawdzimy?

Santa - 2013-10-11, 21:05

Frape - prześliczne fotki i dzięki nim chociaż wirtualna możliwość podróżowania po Italii :szeroki_usmiech
Niecierpliwie czekam na ten fragment z "koleją" za pan brat", bo intuicja mi obiecuje, że to będzie coś naprawdę extra :szeroki_usmiech
Ale nie spiesz się..., a najlepiej to pisz o tej Italii i wcale nie kończ :wyszczerzony:

Pozdrawiam i piwko - na "lekkość pióra" :szeroki_usmiech

Sławcio - 2013-10-11, 22:22

Super relacja.
Fotki że zapiera dech w piersiach. :pifko

frape - 2013-10-11, 23:39

Santa napisał/a:
Frape - prześliczne fotki i dzięki nim chociaż wirtualna możliwość podróżowania po Italii :szeroki_usmiech
Niecierpliwie czekam na ten fragment z "koleją" za pan brat", bo intuicja mi obiecuje, że to będzie coś naprawdę extra :szeroki_usmiech
Ale nie spiesz się..., a najlepiej to pisz o tej Italii i wcale nie kończ :wyszczerzony:
Pozdrawiam i piwko - na "lekkość pióra" :szeroki_usmiech


wiem że kochasz Italię i zwiedziłaś już prawie każdy jej kąt, ale mam nadzieję, że uda mi się Cię czymś nowym zaskoczyć :szeroki_usmiech
o kolei będzie ciut później, ale nie omieszkam o niej wspomnieć coś dłużej :)
nie spieszę się - wieczorami najpierw sama rozkoszuję się przeglądaniem wszystkich zdjęć, potem robię selekcję zgrubną, kolejną i jeszcze kolejną by w końcu wybrać te najciekawsze :) delektuję się przy tym słodkim włoskim winkiem :) nie, nie na dziś już starczy :szeroki_usmiech bo się głowa kiwa

Cytat:
Super relacja.
Fotki że zapiera dech w piersiach. :pifko

dzięki staram się jak mogę :)

frape - 2013-10-12, 22:01

Kolejnymi serpentynami (Dolomitów raczej nie polecamy dla bojących się zakrętów) docieramy do głównej drogi, którą mogliśmy sobie wcześniej skrócić (jadąc cały czas od Passo di Falzarego drogą 48). Ale jak tu skracać jak w okolicy tyle się dzieje. Na rozwidleniu skręcamy w lewo i wspinamy się (nie za ostro i kręto) powolutku za autobusem na Passo di Pordoi (2239).
Dojeżdżamy – a to stąd ta kolejka wyrusza (15euro góra dół 9-17 co 10 minut ulgowy 8,5Euro) Jest już późne popołudnie, pogoda się chwilami załamuje - raz słonko raz deszcz. Wokoło pełno sklepików, knajpek czy tego szukamy?
Eeee…. Nie…. idziemy na spacer i znów nas 2,5h w samochodzie nie ma :) ehhh to jest życie. Już wiemy skąd ta kolejka startowała :)
Trochę spacerujemy raz po jednym, to znów po innym grzbiecie, gdzieś tam na zboczu przycupnęła kapliczka – odwiedzimy a jakże

frape - 2013-10-12, 22:11

Ludzi dosyć sporo, bo dość łatwo tu dojechać – trzeba się wymijać na wąskich czasami ścieżkach. Trochę pogoda popsuła szyki – chwilami grzbiety znikają za chmurami.
Samochody i autobusy bawią się z nami „w pojawiam się i znikam”, bo pod nami wije się tunelowa droga – jakoś trzeba było pogodzić narciarzy i dojazd.
Zdjęć mamy wiele, gdyż jakoś trzeba było pogodzić słońce z deszczem i tak i tak ciekawie (mam nadzieję) wyglądają :diabelski_usmiech ;)
Tak sobie chodzimy i chodzimy po tych górach, ale tu nam zostać nie wolno. Przynajmniej na parkingu pod wyciągiem, gdzie nie życzą sobie camperów na dłużej. Inne są, ale zdecydowanie mniejsze i na niektórych też były zakazy – no to se zjedziemy w dół.
Canazei (camping) ciężko szpilkę wcisnąć w miasteczku – jakieś zakazy ruchu porobili od 16, ale zakładamy, że w lecie i w weekendy, bo innej drogi przejazdu nie ma.
Jesteśmy już na 1400, a droga ciągle w dół i w dół – Pozza di Fassa – podobnie, Moene mijamy tunelem – za pierwszym zaraz a rondzie w prawo i kolejna przełęcz przed nami Passo di S. Pellegrino (1918) (z winem mi się kojarzy).

frape - 2013-10-12, 22:19

11km ciągłego podjazdu prawie bez zakrętów – jesteśmy. Mała kapliczka, kilka hoteli – prawie zupełnie wymarłe miasteczko – dwa campery czegoś więcej trzeba? Jedynie pogody, bo mocno się popsuła pod wieczór. Stoimy na dużym parkingu za wioską przy kapliczce.
Wokół dziko pasące się konie i samowolnie puszczone krowy dzwonią dzwonkami, a zapach niesie się i niesie.
Przełęcz otoczona jest głównie trawiastymi pagórkami, choć i jakieś skałki się znajdą. Najpierw spacerujemy potem już uciekamy przed deszczem. W międzyczasie przełęcz praktycznie się zasnuwa, camperki znikają. Wracamy z kilometr do wioski – jest placyk o i camperki się znalazły.
Otaczają nas chmury, góry i wszechobecna ciiisza. Z rzadka przejedzie jakieś auto, ludzi brak- ledwie jeden czy dwa hotele o tej porze roku oferują noclegi. Kołysani szumem wiatru, błyskami rozświetlającymi pobliskie góry zasypiamy (46.22728, 11.47084) jeszcze nie wiemy, że jutro...

WHITEandRED - 2013-10-12, 23:58

:spoko
Misio - 2013-10-13, 09:28

Ależ super fotorelacja. Dziękujemy. :roza: :roza: :roza:
Wspaniałe zdjęcia i opisy.
Kiedyś tam uprawiałem kolarstwo, sport który do tej pory jest mi bliski i płaskorzeźba wykuta w skale z Giro zrobiła na nas wielkie wrażenie. Brawo że ktoś wpadł na taki pomysł i kunszt wykucia go w skale zasługują na najwyższe słowa uznania.
Postawienie Wam piwka, to na pewno nie jest adekwatne do tej roboty. Ale kiedyś na pewno w realu. :pifko

frape - 2013-10-13, 21:38

WHITEandRED napisał/a:
Małgosiu, Dolomity były tez moimi ulubionymi na jesienne wypady, teraz latam nieco dalej na wakacje, a powiedz mi, czy odejście od kampera na kilka godzin w góry to marzenie czy rzeczywistość nie do zrealizowania?, a Dolomity są przecież tego warte.


pewnie pytasz czy camper bezpiecznie zaczeka na nasz powrót? My Włochy pojmujemy tak - w wielkich miastach typu Rzym, Neapol (tu szczególnie) Florencja, Wenecja itd trzeba mieć raczej oczy dookoła głowy i nie tylko - ale to jest normalne w dużych skupiskach, które przyciągają tych i owych - nie tylko we Włoszech. Małe miejscowości, zwłaszcza te na tym strasznym południu gdzie mówią, że strach jechać - jeśli miejscowość jest turystyczna - też będzie przyciągać nie ważne czy to Włochy czy inny kraj, (taka niestety natura tych miejsc :( ) natomiast małe miasteczka, czy wioski - tam też żyją ludzie, żyją normalnie i nie interesują się nazbyt tym czy za rogiem stoi camper czy go tam nie ma. Przez miesiąc nie spotkaliśmy się z podejrzanym zachowaniem, ze strony "tambylców" mimo, że wjeżdżaliśmy w różne dziury i spaliśmy w naprawdę różnych miejscach. Z reguły jak ktoś jedzie w góry to jedzie tam w określonym celu. Przełęcze czy szczyty są oddalone o kilkanaście, czasami więcej kilometrów od miejscowości więc nie sądzę, żeby komukolwiek się chciało tam jechać w innym celu. My chodziliśmy wiele razy w ciągu dnia zostawiając auto na godzinę, dwie, a czasem i pół dnia i nie zauważyliśmy, żeby ktokolwiek w ogóle się interesował. Po prostu podjeżdżały samochody ludzie wychodzili do knajpek, na spacery, czy ubierali górskie buty i znikali w kolejkach lub na szlaku :) - tak normalnie

frape - 2013-10-14, 18:08

PASSO DI PELLEGRINO - PASSO DI VALLES - PASSO DI ROLLE - S. MARTINO DI CASTROZZO - ARTEN - CITTADELLA

TRASA 130km - MAPA

O świcie Passo di Pellegrino wygląda zupełnie inaczej. Już niewiele brakuje by zobaczyć błękitne niebo. Mamy nadzieję, że niedługo się rozwieje. Tym czasem mijamy wczorajszy placyk z dzikimi końmi i krowami i za przełęczą zjeżdżamy w dół, jedziemy i jedziemy – tradycyjnie wąsko, kręto i stromo…. ale na tyle to nie byliśmy mentalnie przygotowani :) Na mapie ani słówkiem nie wspomnieli, że tu 18% - ale daliśmy radę choć łatwo nie było minąć się na serpentynie z autobusem…. cofając :) . Okazuje się, że nie tylko my już zwiedzamy. Nie docieramy do Falcado, ale skręcamy w prawo na Passo di Valles (2033) – jakieś ciągniki, maszyny się plączą, bo miejscami remontują. Na przełęczy kapliczka, jakiś hotelik, cisza i spokój. Śniadamy, a ja już knuję niecny plan: tam taka maleńka przełęcz majaczy zobaczymy co z niej widać? O jeszcze więcej widać i widać, a droga prawie że płaska – nawet nie czuć, że się wspinamy – czasami prowadzi ścieżką, ale zasadniczo szutrową drogą. Z każdym krokiem jesteśmy wyżej i odkrywamy nowe widoki.

frape - 2013-10-16, 22:49

Tak noga za nogą dochodzimy do przełęczy (2220). Panoramka, pstryk, pstryk. Rzut oka w lewo i już wiem, że na tym nie koniec. Tuż obok jest kolejka – przecież to tylko momencik.
Dzikie konie – no normalnie jadły nam z ręki, pasące się krowy (o przepraszam byki), owce to tutejsze klimaty. A wszystko to opasane górami.

frape - 2013-10-16, 22:55

Krok za krokiem i już po 45 minutach stoimy u stóp kolejki. Tu kończy się spacerek zaczyna się 10 minut pod górę i już możemy się witać z ludźmi, którzy właśnie wjechali z dołu z miejscowości gdzie nocowaliśmy. Rzut okiem z góry – o widzisz tu staliśmy wcześniej, a potem się przenieśliśmy do wioski za camperami.
Jeszcze ledwie 30m do góry (strome piargi) i panorama ze szczyty Santa Margeritta (2550). Gdyby mi ktoś 2h wcześniej powiedział, że tu dotrę to bym wyśmiała – to miał być tylko spacerek za widokami :)
Na szczycie spędzamy sporo czasu – trzeba zajrzeć w każdy zakamarek – może Marmoladkę? (3334) najwyższy szczyt Dolomitów mamy tuż pod nosem, czy kilka innych 3 tysięczników. Oj jest tu co robić. Dla leniwych jest możliwość wjazdu z przełęczy Passo di Pellegrino.

frape - 2013-10-16, 23:04

W dół schodzimy tą samą drogą – gdybym wiedziała, że pójdziemy tak daleko to coś do picia/jedzenia, czy choćby inne buty niż sandały by się wzięło, o kijkach nie wspomnę – ale my tylko na tą przełęcz co to ją widać – tak kilka minut za widoczkiem :)
Powoli trzeba jednak ruszać na południe, bo w tym tempie to…. Ale nie sposób ominąć pobliskiej przełęczy Passo di Rolle (1970) by zjeść na niej na przykład obiadek. Aż szkoda się stąd ruszać, ale trzeba…. Przez S. Martzo di Castrozza (1460) ciągniemy w dół…. Zatrzymujemy się na około 250m n.p.m. i mamy serdecznie dosyć zjazdu. Ledwie 2,5h wcześniej byliśmy na ponad 2500m, godzinę temu na 2000m - oj szumi w głowie, oj szumi – jak ta rzeczka nad którą stoimy – chwilę się zastanawiamy czy to nie ona, ale jednak nie to różnica wysokości robi swoje.

Santa - 2013-10-17, 00:03

frape napisał/a:
Krok za krokiem i już po 45 minutach stoimy u stóp kolejki...

W sandałkach na dwa i pół tysiąca metrów, to już rozumiem, że z kolejką trzeba "za pan brat" :wyszczerzony:
A dlaczego "z koleją" ... :?: :szeroki_usmiech to... cierpliwie czekam, choć nie chciałabym Cię jeszcze z tych gór wypuścić i tracić z oczu tych wspaniałych widoków, które tu dla nas przemyciłaś :szeroki_usmiech :spoko

jarekzpolski - 2013-10-17, 10:36

no dopiero trafiłem !
Gosiakowe foty niezmiennie piękne !
A i super się czyta bo relacja jakaś taka "cieplutka"...sącz to co tam sączysz pomalutku oby się nie skończyło przed końcem... :mrgreen:

Kontynuuj proszę. Jadę z Wami :spoko

frape - 2013-10-17, 12:24

jarekzpolski napisał/a:
no dopiero trafiłem !
Gosiakowe foty niezmiennie piękne !
A i super się czyta bo relacja jakaś taka "cieplutka"...sącz to co tam sączysz pomalutku oby się nie skończyło przed końcem... :mrgreen:

Kontynuuj proszę. Jadę z Wami :spoko


zawsze sączę to samo - słodziutkie wino - tym razem wyjątkowo nie greckie, lecz włoskie z samego południa :szeroki_usmiech

Ami - 2013-10-17, 15:50
Temat postu: Jest co ogladac...
0000
frape - 2013-10-17, 18:35

Vicenza czy Cittadella oto jest pytanie? W sumie do Vicenzy można przez Cittadelle – tu przydają się namiary z włoskich stron camperowych – oj jak szybko uczę się języka :) – wzdłuż murów jest parking. Podjeżdżamy do miasta – faktycznie jest przy drodze przy murach (płatny), ale coś kusi by jechać dalej. Wjazd przez mury do 3m, a za pierwszą bramą skręt na parking (darmowy) – miejsca wieczorem do wyboru do koloru (rano koło 8 już ¾ było zajęte) jedyny problem to długość samochodu, ale tu chyba nikt na to nie patrzy parkując jeden za drugim byle się zmieścić. Wysokość też nie problem – te alkowy co widziałam to 3m miary ze sporym naddatkiem. Jeszcze tylko spacer wieczorny po mieście – ciche spokojne – widać, że mało turystyczne i układamy się do snu. Coś kusi – może wifi? – no tak dziś chyba szybko spać nie pójdziemy :) – pozdrawiamy z Cittadella :spoko (45.648488, 11.785827 parking od strony szpitala‎)
więcej zdjęć

frape - 2013-10-21, 19:10

CITTADELLA – VICENZA – MONTE BERICO - ARCUGNANO – BARBARANO – FERRARA – BOLOGNA - PASSO DI RATICOSA – FIRENZOULA - GIOGO DI SCARPEDIA – SCARPEDIA - BORGO S. LORENZO

TRASA 275 km - MAPA

Dzisiaj czeka nas długi dzień. Na pierwszy plan idzie teraz Vicenza – miasto najsłynniejszego architekta późnego renesansu Andrea di Pietro (Palladio), który na prośby bogatej tutejszej szlachty ozdobił to miasto licznymi pałacami. Ustawiamy cel – parking gdzieś w centrum, ale jak to różnie bywa, tu zakaz, tam jednokierunkowa, akurat nie w tą stronę (często się to we Włoszech zdarzało) no i znudziło nam się jeżdżenie w kółko – stajemy gdziekolwiek, gdzie się zmieścimy. Uliczka – pas wydzielony jako parking, ścieżka rowerowa i dopiero chodnik – powoli się do tego przyzwyczajamy. Samochodem kluczyliśmy i kluczyliśmy – na piechotę 5-10 minut do ścisłego centrum.
Niektóre uliczki jeszcze jakby czekały na odnowienie, ale jak już dotrzeć do ryneczku – to robi się ciekawiej. Jest bazylika – dawne miejsce zebrań miejscowej szlachty, Katedra, kilka kościołów. Krążymy po uliczkach, zaglądamy w zaułki – jak zawsze. Trochę się pogubiliśmy w drodze powrotnej – jakieś te uliczki takie podobne do siebie – ale udało się trafić :)

frape - 2013-10-21, 19:24

Ciekawym miejscem w najbliższej okolicy jest wzgórze z Sanktuarium Monte Berico. Trafić też łatwo nie jest, gdyż jakoś dziwnie jest pooznaczane. Znaków niby wiele, ale ulice gdzie kierują raczej nie wyglądają zachęcająco do wjazdu na nie. W końcu odważnie wjeżdża autobus - to my za nim do góry i do góry. Pod szczytem są parkingi wzdłuż ulicy, ale i pod samym sanktuarium można zaparkować i do tego jeszcze mieć widok na miasto. To w tym miejscu, według przekazu, w XV wieku gdy w Vicenzie panowała dżuma, ukazała się Matka Boska prosząc o budowę świątyni. Statua Madonny umieszczona na ołtarzu głównym okrywa mieszkańców miasta swoim płaszczem chroniąc ich. Do kościoła przylegają zabudowania klasztorne, krużganki i kaplice.
Przewodnik zaproponował przejazd do Arcugnano i Barbarano drogą ciągnącą się po wulkanicznych wzgórzach – zabrzmiało ciekawie, na mapie też droga malownicza – to jedziemy. Rzeczywiście droga wije się po wzgórzach, raz w górę, raz z dół – miejscami wąsko – czasami ciężko się zdecydować, która dróżką chce poprowadzić nawigacja. Małe wioski, jak i drogi raczej nie dla większych aut. Widoki też czasem się zdarzą, ale generalnie wzgórza pokryte lasami – żeby jakieś szczególne atrakcje? – no tak, ale jesteśmy trochę zmanierowani 3 dniowym pobytem w Dolomitach :) .
Za Barbarano mamy ciut dość gór – tak, tak dobrze słyszycie – mamy ich dość, a właściwie tych ścieżek po wioskach, którymi przeciągnął nas gps – jeszcze gdyby jakieś widoki były to byśmy mu to jakoś podarowali. Jedziemy na południe – w Montagnana link byliśmy w zeszłym roku, a nie chcemy powtarzać tej samej trasy. Zjeżdżamy zatem w dół – droga jakby bardziej przyzwoita – jeszcze trochę i będzie autostrada. Póki co nakręcić się jeszcze trzeba – 15t – no chyba się mieścimy w tonażu, z naprzeciwka też ciężarówki jadą więc w czym problem? Trochę waniajet wzdłuż kanałów, ale da się wytrzymać – droga nie za szeroka, ale tragedii nie ma. Po 5 km stajemy jak wryci przed znakiem 1,5t za nim mostek, na który chyba osobówką bym bała się wjechać nie wspominam już o wysokości kłaniających się drzew – nie ma wyboru - powrót. No i znów jesteśmy na głównej. Ferrarę mijamy trochę bokiem w nadziei, że nie dopadną nas jeszcze korki – o naiwni – przebudowa drogi i zupełnie pozmieniane kierunki (znów) każą nam swoje odstać.
Bologna – nie sposób jej minąć inaczej jak praktycznie przez centrum. Z rana taka spokojna link dopiero teraz przekonujemy się faktycznie o wielkości tego miasta – szum, gwar, tłok – jakaś taka nie dla nas tym razem.

frape - 2013-10-21, 19:29

Za Bologną znowu malownicza droga na mapie – tradycyjnie jedziemy. Kręcimy się po niej jak oszalali – na szczęście ruch wielki nie jest, bo chwilami mogło by być nieciekawie. Poprzez Pianoro, Monghidoro wjeżdżamy na Passo di Raticosa, gdzie wpadamy do baru dla motocyklistów – ufff nie wyrzucili nas, ale możemy obserwować jak przestrzegane są przepisy ruchu drogowego we Włoszech – wszyscy powinni załapać się na mandat – nikt nie zachował się prawidłowo – jakieś znaki stopu?? czy pas wyłączony z ruchu, jazda pod prąd – kto by na to zwracał uwagę – ważne by do przodu.
Dalej mamy Firenzuolę – spora wioska z parkingiem koło boiska – w sam raz na nocleg, ale chcemy trochę podgonić w końcu naszym celem jest południe. Północ Włoch jest stosunkowo blisko, w kilku miejscach już byliśmy – a jak znajdziemy coś ciekawego – to zawsze tu łatwiej wrócić niż 1500km dalej. Zatem zostawiamy sympatycznie wyglądającą wioskę, mijamy przełęcz Giogo di Scarpedia – opuszczone wioski, żywego ducha – już prawie znaleźliśmy nocleg – ale pod tym kątem to nawet najlepsze podpory i najazdy raczej rady nie dadzą. Scarperia z zakazem wjazdu do centrum – jest parking, ale właśnie odbywa się mecz na boisku – tłumy ludzi – raczej spokojnie nie pośpimy.
W S. Piero decydujemy się odbić na Borgo S. Lorenzo i to był strzał w dziesiątkę – po kilku kilometrach, przy zapadającym zmierzchu znajdujemy parking w niewielkiej wiosce – camper też stoi – co prawda chyba na stałe, ale miejsce wygląda sympatycznie – jakaś uliczka kilka domków – w sam dla nas.
więcej zdjęć

frape - 2013-10-22, 23:01

BORGO S. LORENZO – DICOMACHO – STIA – POPPI – BIBBIENE – AREZZO – CORTONA - CASTIGLIONE DEL LAGO – PERUGIA – MADONA CAMPAGNA

TRASA 210 km -
MAPA

Mały dylemat, którędy jechać – Firenze już znamy, ale do Arezzo są jeszcze dwie inne drogi. Decyzja musi zapaść w Dicomacho. Znaleźliśmy parking przy rzece (skręt na Londe 43.863259,11.53272), gdzie można by zanocować, więc wybieramy tą trasę. Wspinamy się na przełęcz Valico Croce a Mori, ale jakoś droga nas nie zachwyciła – nawet zdjęć nie mamy. Jedyne co z niej pamiętam to biegaczy każdej maści i postury, nisko położone gałęzie drzew, zastanawianie się na każdym skrzyżowaniu gdzie dalej?? kilka większych aut z naprzeciwka, z którymi witaliśmy się stojąc na poboczu prawie lusterkami. I ten błysk w oczach gdy dojechaliśmy do Stia. Tam czekała na nas kolejna niespodzianka przejazd pod wiaduktem 1,7m wysokości!!! Chwila konsternacji…. osobówka też zawróciła więc jakoś gdzieś przejechać się da :) puszczamy ją przodem i jedziemy za nią.

W Poppi trochę przegapiliśmy skręt na zamek – choć starliśmy się mocno – kilka złych decyzji i mimo urokliwego widoku z daleka jednak go sobie podarowaliśmy. link

Od Bibbiena do Arezzo droga już prosta więc docieramy szybko. Podjeżdżamy pod mury, chcemy zaparkować, a tam niespodzianka – parkingów sporo (płatne), ale wszędzie zakaz dla camperów :( a miało być tak pięknie…. Jednak miasto jest przygotowane i na nas. Ledwie 200m od murów, jest wielki darmowy parking przeznaczony dla camperów – aż się na nim bieli. Spotykamy leciwego staruszka – sporo ich tu jeszcze jeździ.
Nie żałujemy zatem tego kluczenia, zostawiamy samochód i po 5 minutach przekraczamy mury miasta. Można albo piechotką do góry, przechodząc przez parking – jest kilka bram, lub też wjechać sobie ruchomymi schodami – są na końcu parkingów za boiskiem koło Katedry (odkryliśmy je w drodze powrotnej). Na wprost wejścia natrafiamy na XIII w. kościół św. Domenica – we wnętrzu freski (trochę poniszczone niestety), przed kościołem plac, gruchają gołębie - sielankowo.
Do pobliskiej Katedry droga trochę kluczy – najpierw wchodzimy do informacji turystycznej – za zwykłą kartka z planem miasta chcą 0,5 euro – to samo w informacji na rynku ( i wiele wiele innym) można dostać za darmo - dziwne to trochę. Jak już miniemy informację z barem to ruchomymi schodami wjeżdżamy na górę, wchodzimy do budynku pierwsze i co się rzuca się w oczy to wielki napis EXIT – chwila w złą stronę czy jak?? Wygląda to zupełnie tak jakby tu było wyjście z Katedry – ryzykujemy i za moment wychodzimy na kolejny plac.
Tym razem już widzimy fasadę Katedry, którą również zdobią liczne freski – w zdecydowanie lepszym stanie. Ołtarz – majstersztyk – przyciąga na długo, sufit także pokryty kolorowymi malowidłami, ale zdecydowanie brakuje to światła.

frape - 2013-10-22, 23:21

Członkowie rady miejskiej chyba nie mają, gdzie prania suszyć więc zabierają je na obrady i rozwieszają pod ratuszem w czasie ich trwania :D
Kierujemy się na Piazza Grande przy której stoi S. Maria Della Pieve (niestety w remoncie) oraz dom Petrarci. Po drodze mijamy liczne antykwariaty – jeśli chce się coś kupić trzeba podejść dalej do domu gdzie mieszka sprzedawca lub zadzwonić – nikt tu się nie zastanawia czy coś mu ze sklepiku pozostawionego samemu sobie na cały dzień nie zniknie.
Niektórzy mają pecha – ekipa remontowa akurat postanowiła dowieźć materiały budowlane – cóż trzeba odczekać, bo nie ma innej możliwości przejazdu (zwiedziliśmy pół miasta pan dalej stał). Na placu toczy się normalne życie, knajpki spacery...
Nieopodal znajduje się kościół S. Francesco z freskami Piera della Francesa będącymi jednymi z najpiękniejszych dzieł renesansu. Dostać się do środka łatwo nie jest – wpuszczają ledwie po kilkanaście osób, pobierają opłaty tylko niezbyt wiem czemu, skoro główne drzwi do kościoła są szeroko otwarte – jedynie zagrodzone taśmą, by nie wschodzić a widać tu wszystko…
Idąc na wprost kościoła pod górkę trafiamy znów na plac katedralny/ratuszowy – jest tam informacja turystyczna, dziesiątki folderów, mapek, niewielka wystawa. Robimy kółeczko, i przed mury zjeżdżamy już ruchomymi schodami, jeszcze tylko spacer w palącym słońcu i w końcu w camperku.

frape - 2013-10-22, 23:42

Do Cortony wjeżdżamy po swojemu – nawigacja mówi skręć – skręcamy – pojawia się znak 3,5t ok damy radę. Trochę dają do myślenia miny kierowców z przeciwka, ale nic wycofać się już nie da – nie ma gdzie zawrócić, a i kąt nachylenia podjazdu nie zachęca do zatrzymania się choćby na chwilę. Na szczęście nie musimy przystawać na kilku serpentynkach ufff – ostatni podjazd i w końcu delikatne wypłaszczenie. Auto pozostawiamy koło bramy wejściowej (kawałek dalej jest parking chyba 1euro/dzień) – jest środek sjesty – zero ludzi na ulicach. Idąc w prawo wzdłuż murów mamy widok na „pobliskie” jezioro, panorama – cudnie. Jedynie to nachylenie ulic – ja nie wiem jak oni podjeżdżają przy ograniczeniu prędkości do 10km/h – oczywiście drogi jednokierunkowe. Z głównego placu już gwarnym deptakiem docieramy do kolejnego miejsca widokowego (w pobliżu kolejny parking). Drogi w centrum są tak wąskie, dodatkowo na deptaku rozstawione są stoliki w restauracjach, że przejazd nimi dostawczakiem łatwy nie jest. Pani policjantka pomaga wymanewrować, przestawia krzesełka w knajpkach i prosi ludzi by chwilowo odstawili to spaghetti no chyba, że chcą bliższego spotkania ze zderzakiem lub lusterkiem. Jak już się udało wyjechać – jeszcze pomachała na do widzenia.
Do góry i do góry, jakieś kościółki, wystawy, kręte uliczki i to palące wrześniowe słońce.
Ostatnim odwiedzanym miejscem jest katedra – jeszcze rzut okiem z góry na okolicę i za uscita wracamy do samochodu.
Jezioro Trazymeńskie, gdzie Hannibal pokonał armię rzymską można minąć od północy lub południa odwiedzając przy okazji Castiglione del Lago jedno z piękniejszych miast nad jeziorem, gdzie znajduje się XIV wieczny zamek. Wzdłuż jeziora (do kąpieli chętnych brak jedynie plażowicze) ciągnie się droga, jednak camperom wolno stanąć oficjalnie dopiero na stop tarifa przy porcie jachtowym. Objeżdżając jezioro od południa dalej już niewiele widać mimo, że jedzie się stosunkowo blisko – trzeba skręcić w boczne dróżki i podjechać bliżej.

frape - 2013-10-22, 23:50

„Perugia jest słońcem wokół którego krążą inne miasta Umbrii” – tak mówi przewodnik – to poszukajmy jego blasku. Najpierw poszukiwania parkingu – jak już jest miejsce to zakaz dla camperów lub poprzeczka np. na 2,3m. Długo szukamy w końcu prawie już zrezygnowani znaleźliśmy samochody stojące na szerokim poboczu drogi w okolicy kościoła S. Domenico. (43.110939,12.392812). Schodkami do góry, mijamy jakieś niezbyt przyjemne okolice zanim dotrzemy do centrum. Tu spotkanie z żebrakami – pierwszy raz we Włoszech. Pan o ciemnej karnacji podchodzi i coś do mnie mówi, na moje „niestety nie wiem czego ode mnie chcesz” słyszę „daj na chleb” – jakieś to takie….
Miasto nie robi jakiegoś super wrażenia, może zawdzięcza to zniszczeniom podczas trzęsień ziemi jakie nawiedziły tą okolicę ledwie 15 lat temu. Nadal straszy tu wiele ruin, ślepych zaułków i miejsc gdzie lepiej się nie zapuszczać – smutne to….
Ale Perugia to nie tylko zniszczone uliczki i domy – warto tu zajrzeć choćby dla kilku kościołów, Pallazo de Priori czy Piazza 4 Novembra, który stanowi miejsce spotkań. Znajdziemy tu też przyjemne uliczki z knajpkami, gruchającymi gołębiami – a koło informacji turystycznej – punkt widokowy, z którego roztacza się piękna (z daleka) panorama miasta – zdecydowanie to miejsce było dla nas najciekawsze. W uliczkach bardzo łatwo się zgubić – bardzo podobne do siebie, a ze względu na zniszczenia – wiele z nich jest ślepymi zaułkami (bez jakiegokolwiek oznaczenia). Jak na miasto, które ma być słońcem – Perugia zrobiła na nas trochę przygnębiające wrażenie, zbytnio się nie wyróżnia wśród tłumu innych zwykłych miast…
Do Asyżu już niedaleko jest ekspresówka – boczna dróżka – jakaś wioska (Madona Campagna)– parking przy placu zabaw/boisku. Jest woda, toalety – wymarzona, spokojna miejscówka. (43.070189,12.516021)

frape - 2013-10-28, 21:29

MADONA DI CAMPAGNA – ASSISI – SPOLETO – TERNI – MARMORE – PIEDILUCO - RIETI – ANTRODOCO - - PASSO DI CAPANNELLE (1283) - FONTE CERRETO - CAMPO IMPERATORE (2100)

TRASA 230km - MAPA

Dzień rozpoczynamy od śniadania. W międzyczasie na plac zabaw przyjeżdżają pierwsi goście. Ostatnie oporządzenie campera. Przed nami bieli się już na wzgórzu nasz aktualny cel czyli Assisi. Niewielkie miasteczko (po drodze kuszą campingiem za 19 Euro :) ) jednak nie o tej porze. Znajdujemy parking od południowej strony miasta (43.066223,12.617877). Osobowy 1 euro/h camper 2euro/h lub 14 euro/doba. Wjeżdżamy jeszcze bilecik i po zaparkowaniu już można wjechać ruchomymi schodami (czujnik ruchu) na górę.
Do miasta wchodzimy przez Punta Nova – zaraz za murami rozpościera się panorama ze wzgórza Subiaso. Idąc dalej natrafiamy na Santa Chiara z tarasem widokowym przed wejściem.
Nasze ścieżki prowadzą pod górę do San Rufino (XII w. Katedra) z zewnątrz jak i w środku można zauważyć raczej prostotę, w końcu w tym miejscu został ochrzczony św. Franciszek. W bocznym niepozornym wejściu z prawej strony za kaplicą zauważamy napis Papa Giovanni Paolo II, gdzie znajduje się „korytarz” Jemu poświęcony – wpisujemy się do księgi pamiątkowej i dreptamy kolejną uliczką dalej pod górę.

jarekzpolski - 2013-10-28, 22:03

frape napisał/a:
......Pani policjantka pomaga wymanewrować, przestawia krzesełka w knajpkach i prosi ludzi by chwilowo odstawili to spaghetti no chyba, że chcą bliższego spotkania ze zderzakiem lub lusterkiem. Jak już się udało wyjechać – jeszcze pomachała na do widzenia....


dla nas coś niespotykanego prawda ?...w Albanii obserwowaliśmy podobne zachowania...i nie było w tym za grosz służalczości. Taka kwintesencja "słonecznego pozytywizmu"...Piękne...

frape - 2013-10-28, 23:18

jarekzpolski napisał/a:
frape napisał/a:
......Pani policjantka pomaga wymanewrować, przestawia krzesełka w knajpkach i prosi ludzi by chwilowo odstawili to spaghetti no chyba, że chcą bliższego spotkania ze zderzakiem lub lusterkiem. Jak już się udało wyjechać – jeszcze pomachała na do widzenia....


dla nas coś niespotykanego prawda ?...w Albanii obserwowaliśmy podobne zachowania...i nie było w tym za grosz służalczości. Taka kwintesencja "słonecznego pozytywizmu"...Piękne...


fakt im dalej na południe obserwowaliśmy coraz bardziej życzliwych ludzi - może ten klimat tak ma :)

frape - 2013-10-28, 23:24

Dlaczego tam – przecież Bazylika św. Franciszka jest niżej – a nuż dlatego, że na mapce wypatrzyłam fortecę Rocca Maggiore oraz dwa punkty widokowe. Słońce jeszcze nie w zenicie zatem uliczką, schodami w lewo i znów uliczką docieramy na wzgórze – żeby słonko nie świeciło to nie powiem :) ale warto było. Jest stąd piękna panorama miasta i okolicznych wzgórz i pól.
By dotrzeć na dół trzeba trochę się wrócić i ścieżką przez „niby park” wzdłuż ogrodzenia zejść na dół – gdy ścieżka robi się mało ciekawa odbijamy w lewo na schody i potem znów w prawo kierując się na drugi koniec miasta – w tej części zupełnie nie ma turystów dlatego mimo, że z mapką, idziemy trochę na wyczucie, aż do drugiej bramy wyjazdowej z miasta. Tam już widać Bazylikę.
Jest to dwupoziomowa świątynia (1253r) nie wyglądająca z zewnątrz zbyt okazale (prostota św. Franciszka) natomiast w środku potrafi zadziwić nie jeden kościół (wstęp co łaska). Przepiękne freski w większości odrestaurowane po trzęsieniu ziemi z 1997r. Z górnego kościoła kierujemy się poprzez krużganki i muzeum (co łaska) do dolnego kościoła, który robi jeszcze większe wrażenie, by zakończyć z podziemiach, gdzie znajduje się grób Świętego.

frape - 2013-10-29, 19:05

Teraz nie pozostaje już nic innego jak spacer Via Santa Francessco, wśród malowniczo ukwieconych domów, fontann i tarasów na Piazza del Comune, przy którym znajduje się Świątynia Minerwy, oj nie wyobrażam tu sobie spaceru w letnie upalne popołudnie :) Znowu koło Santa Chiara i tak zataczając kółko schodzimy po schodkach, tym razem już nieruchomych, na parking. Tam przy kasie miłe rozczarowanie. Za 1,58h postoju płacimy 2.10 euro – teoretycznie potraktowali nas jak osobówkę (jesteśmy krótcy), ale te 10 centów nijak nie pasuje do kwoty :) – kłócić się przecież nie będziemy. Asyż opuszczamy drogą wiodącą do Klasztoru Damiano – przeglądam mapę i dopiero po chwili orientuje się jak szybko samochód nabiera prędkości – ufff wyhamowali...
Nastawiamy się na Spoleto, dokąd docieramy szybko ekspresówką, wjazd do miasta – kierują, i kierują na parking dla camperów (na innych był zakaz)…. Eee, aż tak daleko nam się już nie chce wjeżdżać, bo tu go ani widu ani słychu – odwrót jakąś potwornie wąską i stromą drogą i jedziemy w kierunku L’Aquili, drogą która już kilka kilometrów za Spoleto robi się malownicza. Terni mijamy bokiem i jedziemy drogą 79, a właściwie próbujemy na nią jechać, bo nawigacja uparcie mówi skręć w lewo, a tu tylko domy i domy. Zawracamy – okazuje się, że jednak miała rację jest „dróżka 3.5t”, ale chyba ją sobie podarujemy.
Na rondzie jest kierunek „Marmore” – jedziemy – po chwili okazuje się, że tamta droga co ją sobie podarowaliśmy była lepsza niż ta. Co ciekawe jest znak zakazu wjazdu samochodom szerszym niż 2,15m a ledwie 100m dalej za znakiem jest parking dla camperów i za nim znowu powtórzony znak – to jak camper ma tu wjechać? No nic wydaje się, że znak dotyczył tej dalszej drogi, czyli wąskie serpentyny przez wioskę, gdzie za każdym zakrętem czai się zaparkowany samochód, a z naprzeciwka jedzie kolejny. W każdym razie udało nam się jakoś ściąć do 79 i dotrzeć do Marmore. Czy przy tym palącym słońcu mamy jeszcze siłę iść 30 min do wodospadu – nawet nie wiemy czy ma 5 czy 50m wysokości – chyba nie….
Ale za to mamy siłę na frape w Piediluco nad samym brzegiem jeziora. Też niby znak 2,15m, coś o zakazie dla camperów wspominali i dalszym zakazie ruchu do miasteczka (od zachodniej strony bo z drugiej strony jest camping). Jaka tu błoga cisza panuje, aż miło odpocząć po gwarnych miasteczkach.

frape - 2013-10-29, 21:03

Dalej droga raz się wspina, raz opada, ale jest co oglądać na prawo na lewo - no generalnie 360 stopni. Rieti za głośne, Termi di Cotilla – jakoś zapachem nie przyciąga. Przez Antrodoco, za którym droga wije się serpentynami, aż do granic Abruzji i do przedmieść L’Aquili. Tam skręt na północ w kierunku Pizzoli i…. wspinaczka na Passo di Capannelle (1283) trasą 80 – oooo to to jest to co lubimy, choć ruch tu spory.
Gdyby ktoś zapragnął ciszy i spokoju (jak my) niech skręci w drogę 17 (na samej przełęczy w prawo) – wjedzie ledwie co w nią i już będzie w zupełnie innym świecie. Jak okiem sięgnąć zbocza pokryte trawą z prawej i wzgórza trochę wyższe (powyżej 2000m) po lewej.
Gdyby nie warkot silnika to panuje tu zupełna cisza. Na pastwiskach, krowy, owce, kozy – inny świat. Zostać tu dłużej? Nie, jechać dalej bo właśnie mapa odkryła kolejną tajemnicę. Póki co cicho sza.
Trochę dalej zauważamy psy na drodze to znak – bezwzględnie zwolnij za zakrętem jest stado – tym razem kóz, przeganiane właśnie z jednego pastwiska na drugie. No ale przecież taką drogą to szybko się nie jedzie. Stoimy czekamy, pstrykamy.
Zjeżdżamy do Fonte Cerreto (camping), za wioską mijamy widoczek żywcem wyjęty z reklamy bulika.

frape - 2013-10-29, 21:11

Grand Sasso d’Italia – najwyższy masyw Abruzji ze szczytem Corno Grande (2914) czy Campo Imperatore przełęcz (2100 – wjazd kolejką z Forte) no, ale po co skoro można inaczej.
Okolica ma też mniej ciekawą przeszłość, gdyż tu był przez pewien czas więziony Mussolini, w takiej zupełnej głuszy – chyba bardziej dziko niż na Transalpinie w Rumunii. Tam jest zdecydowanie większy ruch tu jedziemy już dobrą godzinę i samochody możemy policzyć na palcach jednej ręki.
Te około 30km zajmuje nam ponad dwie godziny – bynajmniej nie stromo – choć kręto (raczej delikatne zakrętasy niż serpentyny choć i te bywają) po prostu ciężko dalej jechać, gdy nieustannie wzrok przykuwa to…..
Udaje się nam nawet dojechać do drogi 7 bis, która prowadzi na przełęcz Campo Imperatore. Tu już tempo podróży zdecydowanie zwalnia, mijamy krowy, dzikie konie, owce no i okoliczne łąki i szczyty….

Agostini - 2013-10-29, 21:20

frape napisał/a:
DSC_0427.JPG

Jest stąd piękna panorama miasta i okolicznych wzgórz i pól.


To panorama miasta o nazwie, -Santa Maria degli Angeli, a w jego środku, widać bazylikę pod wezwaniem… , Santa Maria degli Angeli.
W tym roku, też odwiedziliśmy Asyż, ale na Rocca Maggiore nie weszliśmy. Teraz widzę, że to błąd.

Sorry, że trochę się zapatrzyłem i zostałem w tyle. ;) :spoko

frape - 2013-10-29, 21:26

Wspinamy się – zupełnie inna rzeczywistość – ten bezmiar przestrzeni z jednej strony przeraża, z drugiej daje niesamowita wolność (dolina która podjeżdżamy ma na oko kilka kilometrów szerokości). Słońce przyświeca z ukrycia, chmury kładą cienie na zboczach, czasami bawią się w „pojawiam się i znikam” z górami – i znowu mamy to co kochamy.
Pod koniec czeka nas trochę stromszego podjazdu – serpentyny, mijamy autostradę i jesteśmy na górze – ja się stąd nie ruszam do rana – towarzyszą nam campery, stary fordzik i bulik – on wjechał i wy też dacie radę – nie pożałujecie. (42.442683,13.559225)
więcej zdjęć

frape - 2013-10-29, 21:27

Cytat:
Sorry, że trochę się zapatrzyłem i zostałem w tyle. ;) :spoko

to ja przepraszam, że tak pognałam - ale po prostu w góry nas ciągnęło :szeroki_usmiech

jarekzpolski - 2013-10-30, 15:48

DSC_0631.JPG: co oni pobudowali w tej dziczy ? Ośrodek narciarski ?
frape - 2013-10-30, 21:17

jarekzpolski napisał/a:
DSC_0631.JPG: co oni pobudowali w tej dziczy ? Ośrodek narciarski ?

na pewno jest tam hotel/schronisko ale z zewnątrz to już co nieco pamięta. jest też obserwatorium i dwie kolejki jedna z Fonte Cerreto a druga chyba z doliny którą jechaliśmy choć dolnej stacji nie zauważyliśmy
Ale pan google na hasło Campo Imperatore podaje http://www.ilgransasso.it/
więc chyba pojeździć się da :D

Tadeusz - 2013-10-30, 21:25

Małgosiu, czytanie Twej opowieści i oglądanie całej trasy Twymi oczami przywołało wspomnienia.

Ileż czasu minęło odkąd pętaliśmy się po tych samych zakamarkach i wzruszaliśmy tymi samymi pejzażami. O wrażeniach z Asyżu długo by opowiadać.

Dziękuję. :roza:

Skromne ale zasłużone. :pifko

frape - 2013-11-03, 21:26

Tadeusz napisał/a:
Ileż czasu minęło odkąd pętaliśmy się po tych samych zakamarkach i wzruszaliśmy tymi samymi pejzażami.
Dziękuję. :roza:

bardzo proszę i proponuję kolejne :spoko

frape - 2013-11-03, 21:30

CAMPO IMPERATORE – CASTEL DEL MONTE – STEFANO DI SESSANO – BARISCIANO – CASTELVECHIO – COLLARMELE – PESCINA – PESCASSEROLI – ALVITO – CASSINO – MONTE CASSINO – ROCCAMONFINA
TRASA 280km - MAPA

Noc spędziliśmy w towarzystwie kilku camperów. Część stała przy drodze na parkingu, a część schowała się dalej za schroniskiem. W nocy widzieli pewnie L’Aquille, ale chyba też im więcej wiało – wieczorem były tam spore porywy wiatru. Nie sprawdzaliśmy już potem, bo noc oświetlały jedynie gwiazdy, a głos dzwonków niósł się daleko – krowy to raczej nie były – kto by je tu doił :)
Rano odkrywamy, że koło schroniska (po lewej stronie w pobliżu drogi) jest kranik z wodą. Zatem uzupełniamy zapasy. Słońce zachęcająco uśmiecha się z góry – czy można mu odmówić? Ubieramy górskie buty i idziemy hen na szlak. Przejrzystość powietrza zdecydowanie lepsza i choć czasem wypadnie nam zdjęcie zrobić pod słońce to nie żałujemy wysiłku wspinaczki w poszukiwaniu kolejnych pięknych widoków.
Nawet ptaszki nam pozowały chłonąc pierwsze promyki słonka. Kolejka (z Fonte Cerreto) już uruchomiona, drogą nadciągają kolejni turyści spragnieni wrażeń zatem niedługo zrobi się tu tłoczniej.
Wchodząc coraz wyżej zastanawiamy się czy zobaczymy stąd morze – w końcu w linii prostej to pewnie z 50km jest. Póki co mamy chmury w kotlinkach i panoramki. Tam gdzieś hen hen majaczą nam już grzbiety, którym chcielibyśmy się przyjrzeć z bliska.

frape - 2013-11-04, 00:09

Póki co osiołek grzecznie na nas czeka – większość camperów już odjechała – no bo komu by się po górach chciało chodzić :) ta wysokość, to słońce, te temperatury.
Trochę się pokręciliśmy po ścieżkach – jakieś przełęcze i grzbiety zdobyliśmy a jak się już skulaliśmy na dół trzeba było odpocząć po trochę forsownej wędrówce. To jedno z wielu miejsc gdzie zostalibyśmy na dłużej. Ta przestrzeń, cisza unosząca się w powietrzu po prostu cieszy.
Zjeżdżamy tą samą drogą – znowu mijamy autostradę – to nic, że znajduje się ona kilkaset metrów poniżej nas, tu jej zgiełk zupełnie nie dociera. Tu pasą się krowy, dzikie konie i stada owiec. Nacieszywszy się ponownie widokami dojeżdżamy znowu do głównej drogi nr 7, Dla nas głównej choć tak naprawdę to jeden z bocznych mało uczęszczanych odcinków. Widać to nawet w jakości asfaltu. Do tej pory był ok, teraz jakby ktoś obciął na niego środki. Są odcinki gdzie mamy na przemian asfalt i coś co powinno go przypominać chociażby w teorii. Po drodze jest kilka wytyczonych miejsc z panoramami, ale my zatrzymujemy się po prostu tam gdzie nam wygodniej. Nadal tu ciekawie, ale jakby wczorajszy odcinek wywarł na nas większe wrażenie.

frape - 2013-11-05, 19:39

Nawigacja po raz kolejny zapędza nas w kozi róg. Jest bezpośrednia droga do Stefano di Sessanio gps twierdzi, że skręt jest za 2 km to jedziemy. Okazuje się, że droga owszem i jest, ale raczej nie w tym miejscu – to co wskazywała do ścieżka przez jakiś szczyt – może nie jakiś bardzo stromy, ale raczej po tej trawie nie przejedziemy. Nadrabiamy „trochę” drogi jadąc przez Castel del Monte. Po drodze nie napotykamy nikogo jedynie samotnie spacerujące krowy, które nie raczą ustąpić drogi – nawet długie i donośnie titanie nic nie pomaga.
Jeszcze raz oglądamy się za siebie – ehh te poszarpane grzbiety – i mkniemy zawijasami raz w górę raz w dół do Castel – pierwszej miejscowości dziś na naszej drodze. Z góry wygląda na dosyć sporą – szukam miejsca gdzie moglibyśmy przystanąć – dobrze, że nocowaliśmy na przełęczy.
Jesteśmy coraz niżej – już widać w zieleń dolin – jednak nie chce nam się tam jeszcze zjeżdżać. Na jednym z zakrętów zauważamy twierdzę na wzgórzu – podjeżdżamy bliżej, a tam niestety wita nas znak zakazu dla camperów. Trochę się wahamy bo w sumie narysowana jest alkowa, a 3km na piechotę pod górę i w skwarze niezbyt się uśmiecha.
W końcu jednak decyduje tzw. zdrowy rozsądek i jedziemy dalej. Przed nami rozpościera się teraz panorama Stefano di Sessanio bardzo starej miejscowości – jak podaje wiki zamieszkała już w 760 roku. Trudno uwierzyć, że kiedyś była to spora wioska –obecnie ledwie 110 osób. Już na wjeździe widać zniszczenia jakie wyrządziło tu trzęsienie ziemi w 2009 roku. W większości domy opatulone są rusztowaniami, a miejsce sprawia wrażenie wymarłego.

frape - 2013-11-07, 21:01

Ze Stefano czeka nas długi zjazd aż do Barisciano. Po lewej stronie mamy dolinę po prawej kręcą się wiatraki. Droga gładka jak stół, tylko nogę zdjąć z gazu i jechać i jechać. Przez miejscowość nawigacja próbuje przeprowadzić nas takimi drogami jakby nie wiedziała, że jedziemy camperem. O nie nie – te jej numery to my już znamy dlatego jedziemy własną drogą do głównej. Potem skręt w lewo i po kilku kilometrach w prawo by znowu wjechać w góry – to tylko taki przerywnik był.

Nie wiem jak tu było kiedyś, teraz jest smutno i przygnębiająco. Domy takie jakieś słabo trzymające się, sporo pustych. Drogi z pofalowanym asfaltem, czasami na szerokość jednego samochodu, bo reszta asfaltu zniknęła. Wokół plątanina polnych i szutrowych dróg – wiele nie potrzeba by się tu zgubić.

Ale nic, najważniejsze, że przejechaliśmy – jesteśmy teraz na terenie Parku Narodowego Abruzzio – może jeszcze nie całkiem bo dzieli nas od jego granicy jeszcze dziesiąt kilometrów, ale czujemy się jakbyśmy byli już tuż tuż. Jeszcze tylko objechać kilka górek – raz na zachód, raz na wschód – choć w linii prostej wydaje się być na wyciągnięcie zaledwie ręki. Park ten rozpościera się na obszarze blisko 45 tysięcy ha częściowo w Abruzji (90%) i częściowo w Molise. W znacznej części pokryty jest lasami – podobno żyją tu niedźwiedzie, wilki i inne dzikie koty – nie spotkaliśmy.

Po wjechaniu na Passo di Diavolo (1400) robimy dłuższy odpoczynek. Jest szlak – tylko te pierwsze krople… Niedługo potem popsuła nam się pogoda już zupełnie – padać jednak nie padało, ale nadciągnęły bardzo ciemne chmury, które zakryły zbocza.

Droga wije się częściowo doliną, częściowo zboczem – myśleliśmy, że pojedziemy bliżej kolejnego pasma gór, które było widać w oddali z Campo Imperatore – niestety trochę nas dzieli, a ponieważ nie jesteśmy na dużej wysokości widoki nam umykają. Do tego jeszcze prześlicznie świecące słońce akurat z tej strony sprawia, że w sumie niewiele widzimy poza porośniętymi lasem zboczami.

W Collarmelle znów przecinamy główną drogę raz z jednej raz z drugiej strony, by w końcu po kilku takich mijankach znaleźć się na drodze prowadzącej do Pescina. Powoli przestajemy ufać drogom oznaczonym znakiem 3,5t. Okazują się być wąskie, strome i kręte gdy tuż obok biegnie piękna, płaska prosta droga. To nie, my musimy sobie skracać brrr – czasami naprawdę ciężko bywało – w takich momentach tęskniliśmy do naszego poprzedniego osiołka T4.

Mimo, że jest tu trochę miejscowości po drodze raczej nie widać by kwitła tu turystyka przed duże „T”. Wioski raczej mniejsze, hoteli nie widzieliśmy – może postanowili choć część gór pozostawić takich dzikich.
Przez Pescasseroli docieramy do Opi, jest AdS na obrzeżach miasteczka wznoszącego się na wzgórzu.

Oj ta pogoda… Czeka nas kolejna wspinaczka na Forca d’Acero. Długi podjazd stosunkowo wąską, krętą drogą wśród gęstego lasu. W sumie już południe Włoch a tu takie klimaty? Tylko czekać kiedy z lasu wynurzy się jakiś zwierz.

Jako, że pogoda nam dziś mocno nie dopisuje postanawiamy jechać bezpośrednio do Cassino – może tam będzie lepiej? – w końcu to kilkadziesiąt kilometrów dalej w dodatku miejscowość znajduje się w kotlinie. Jak rzekliśmy tak pojechaliśmy – pierwsze co rzuciło nam się w oczy to gwar i zgiełk – już od tego zdążyliśmy odwyknąć. Trudno i to trzeba jakoś przeżyć jeżeli chcemy się dostać na pobliskie wzgórze.

frape - 2013-11-08, 21:24

Za znakami przebijamy się wśród licznych samochodów najpierw do centrum miasta, a później na drogę wyjazdową prowadzącą do tego ważnego dla nas Polaków miejsca. Przez około 10 km wznosimy się nieustannie. Teraz jest droga, dobry dojazd, ale jak tak sobie pomyśleć, że żołnierze wchodzili na to wzgórze i to jeszcze pod ostrzałem to naprawdę …. to nie jest jakiś tam pagórek lecz 400m góra (w stosunku do miasta) ze stromymi zboczami…..

Na szczycie znajduje się parking, spory parking – jeszcze zanim wytyczono miejsca parkingowe mamy znak „P” – campery tradycyjnie są poszkodowane – nie ma możliwości pozostawienia samochodu na godziny – jedynie cała doba płatna 8euro. Nie zdziwcie się jeśli podejdzie to was parkingowy i piękną polszczyzną poprosi o uiszczenie opłaty – jeden z pracowników jest Polakiem.

Znajdujące się na wzgórzu opactwo Benedyktyńskie powstało w VI wieku. Wielokrotnie było niszczone, a po II wojnie światowej znów ponownie odbudowane. Fasada jest skromna, lecz kryje bogate wnętrze, krużganki, marmury, mozaiki, złocenia.

Przechodzimy przez Dziedziniec Dobroczyńców, skwer z pomnikiem umierającego św. Benedykta podtrzymywanego przez mnichów, czy Dziedziniec Bramantego z pomnikiem św. Scholastyki i św. Benedykta. Z klasztoru i wzgórza roztacza się też piękna panorama na Cassino i okoliczne wzgórza.

Potem cofamy się trochę i jedziemy na Polski Cmentarz. Jadąc od dołu już praktycznie pod samym klasztorem (może 500m przed parkingiem) jest oznaczenie Polski Cmentarz skręcamy w prawo i dalej znów rozjazd – i tu gps się zgubił – trzeba skręcić w prawo – w dół - na parkingi. We wrześniu otwarty był jedynie parking pod samym cmentarzem. Trochę się pogubiliśmy, więc dopiero teraz zjeżdżamy na ten parking.


Cmentarz otwarty jest chyba jak dobrze pamiętam do 18, mamy zatem jeszcze chwilę. Pod bramą zauważamy strażników (miejskich??) jakieś służby – wskazują nam wejście, które szczelnie zastawili samochodem. Przy wejściu ważna informacja w kilku językach – uwaga na węże. Trochę się nie dziwię ponieważ miejsce to odwiedza wiele wycieczek, które jeżdżą według schematów i raczej miejsca którego odwiedzają nie są odwiedzane przez węże. Tu mamy długą – chyba ze 150m ścieżkę – właściwie wybetonowany plac 150 na 10m, oprócz nas nie ma nikogo, więc węże mają tu świetne miejsce do wypoczynku tym bardziej, że okolice to trawiaste wzgórza – wymarzone miejsce dla nich – a turysta raczej nie przywyknięte do ich widoku. Zatem uważając pod nogi dochodzimy do mogił…. myślę, że słowa są zbędne…

WHITEandRED - 2013-11-10, 12:53

:spoko
frape - 2013-11-12, 18:57

W pierwszej chwili zastanawialiśmy się nad nocowaniem na górnym parkingu pod klasztorem. Z tego co czytałam kilka osób tam stało. Wiem, że miejsce, widoki kuszące, ale postanowiliśmy jednak jechać dalej. Na jutro mamy zaplanowaną pewną wycieczkę, a nie chcemy jej rozpoczynać późnym popołudniem. Zatem zjeżdżamy do miasta. Gdzieś w 1/3 drogi znajdują się jakieś ruiny. Brama zamknięta na 4 spusty – zrobiliśmy jedynie zdjęcia z góry.

Dotarliśmy w końcu do Cassino. Przebrnąć przez totalnie zakorkowane łatwe nie było. W dodatku wbiliśmy się w jakieś centrum - w sumie jedyną główną drogę wylotową z miasta. Jakieś objazdy, zwężenia… jeszcze ostatni rzut oka na wzgórze, a potem jedziemy na wschód. Na wyjeździe z miasta zakupy w Lidlu – już dawno żadnego sklepu nie widzieliśmy.

Ponieważ na nizinach nic ciekawego nie widać na nocleg (w okolicy Neapolu nocleg na autostradzie jakoś nam się nie uśmiecha) jedziemy do Parco Roccamonfina. Kilka miejscowości zaznaczonych jako ciekawe, droga jako malownicza, więc długo się nie zastanawiamy. Za Monge Lungo przejeżdżamy autostradę i zaczynamy wspinaczkę – ciekawą wspinaczkę. Droga zwęża się i zwęża, niby jest prosta tyle, że ta prosta ma dość konkretne nachylenie. O ile jeszcze poza terenem zabudowanym jakoś się jedzie to gdy wjeżdżamy do Cave Catailli zaczynamy mieć konkretne obawy. Droga pod stromą górę, z obu stron ulicy balkony, szerokość drogi na dole ze 3,5m na górze – minus balkony. Do tego pod każdym wejściem do domu siedzi sędziwy Włoch i spogląda na nas coraz to większymi oczami – jakby pytał „tym?? przez wioskę – chyba sobie żarty stroicie??”. Gdyby faktycznie w tym momencie cos jechało z naprzeciwka to nie mielibyśmy gdzie uciec – osobówki pewnie mijają się tu w bramach. Patrzyli na nas jakby w życiu nie widzieli tu campera (pewnie nie ;) ) i samochodu na zagranicznych rejestracjach… a przecież tu tak pięknie góry widać. Na końcu wioski po lewej stronie jest parking pod kościołem z pięknym widokiem, ale odstraszyły nas tony walających się tu butelek po piwie :( … a już prawie krzesełka rozkładaliśmy….

Wyżej leży Conca della Campania z kolejnym kościołem. W pobliżu niewielki parking, kilka sklepików…. Cykamy kilka zdjęć, jemy kolację, jednak na noc nie zostajemy, gdyż po zmroku gdy zamykane są sklepiki miejsce się całkowicie wyludnia, jedynie od czasu do czasu ktoś podjeżdża na skuterze czy rowerze, robi rundkę i wraca…. Trochę to dziwne więc postanawiamy przenieść się dalej.

Droga do Roccamonfina w nocy nie wygląda ciekawie. Prowadzi pod górę, jest kręta i tak wąska, że z osobówkami witamy się na lusterka. Na mapie jest zaznaczony jakiś klasztor, ale jak tam będzie wyglądało podobnie to mimo wszystko wolę choć deko cywilizacji. Miejscowość jest duża, ma nawet ryneczek i dwie główne drogi. Wzdłuż jednej z nich zaparkowane są samochody, ustawiamy się w rządki – koło 22 miasteczko cichnie, a nam powoli zamykają się powieki…

więcej zdjęć

frape - 2013-11-19, 16:28

ROCCAMONFINA - NEAPOL - VEZUVIO - POMPEI - MAIORI - SALERNO - LAGO

TRASA 200km MAPA

Jako, że dziś planujemy drobną wycieczkę zbieramy się dość szybko. Do naszego celu zostało nam około 120km, więc w drogę. Okolice Neapolu zwiedzaliśmy poprzednim razem – czysta przyjemność jazdy po jego wzgórzach camperem – jedno z ciekawszych przeżyć :D. W tym roku zajeżdżamy do miasta jedynie zatankować. 1.6 euro :( to jedna z niższych cen paliwa w tej okolicy. Im dalej na południe tym ceny niestety wzrastają, a nam jeszcze trochę drogi pozostało….

Jazda wzdłuż nabrzeża, także potrafi dostarczyć nie lada atrakcji – drogi żywcem wyjęte z Ukrainy, kostka, dziury, slalomy to dzień powszedni w tym mieście, o korkach i jeździe Neapolitańczyków nie wspomnę – przeżycie samo w sobie. Środkiem drogi jest wyznaczony pas dla autobusów, policji, taxi, ale ponieważ jest pusty staje się dodatkowym pasem ruchu w dowolnie wybranym kierunku. Zajeżdżanie drogi, wciskanie się czy nieprawidłowe wyprzedzanie nawet na policji nie wywołuje kompletnie żadnego wrażenia – cóż radiowóz po prostu przesuwa się by straty były jak najmniejsze.

W tym roku mieliśmy powtórkę z rozrywki – jedynie korki były jakby ciut mniejsze. Parkowanie tutaj to też swoisty folklor. Najpierw stoją prawidłowo zaparkowane samochody. Auta te są zastawione kolejnym pasem – zazwyczaj na awaryjnych. Czasami zdarza się też trzeci rząd tzw. „na momencik” i jakby ktoś nie był pewien ruchem wahadłowym, mimo w ten sposób zastawionych dwóch pasów, nadal da się jeździć – jeszcze jedno zawsze się przepchnie , a to że gdzieś jakaś linia ciągła – kto by to brał pod uwagę…

Inteligenta nawigacja wymyśliła nam drogą wzdłuż wybrzeża przez miasto – ok w zeszłym roku ją przejechaliśmy dało się. Ale tym razem musimy odbić, bo chcemy wejść na Wezuwiusza. Nooo wszystko byłoby cudnie – mapa pokazuje, że jest fajna prosta droga – tylko minąć autostradę, gps podobnie to jedziemy… W pewnym momencie widzimy zakaz wjazdu dla autobusów – pierwsze oznaki niepokoju, ale ponieważ przed nami jedzie autobus to i my się przebijemy. W kolejnej wiosce autobus odbił w inną stronę więc już nam nic drogi nie torowało – pojawił się znak 2m wysokości.


Yyy to będzie problem, ale i to udaje nam się objechać klucząc pomiędzy domami jakąś drogą z kostki brukowej, zakręty co 15m o 90 stopni, ale dajemy radę. Wspinamy się i już już prawie mijamy autostradę, gdy pakujemy się w drogę 20 cm z każdej strony szerszą niż nasz samochód. Kilka razy wychodzę by podnieść gałęzie (o zawróceniu nie ma mowy – a droga jakby uczęszczana, bo jadą za nami 3 auta). Potem już się na poważnie zastanawialiśmy co dalej, gdy na drodze znalazło się regularne śmietnisko…pokonaliśmy i to…. Jeszcze tylko skręt w prawo, w lewo – witamy się z balkonem – 3 cm od naszej markizy, rura i pokonujemy wjazd na jakąś cywilizowaną drogę. Mimo, że poruszaliśmy się żółwim tempem nikt za nami nie trąbił – ale co przeżyliśmy to nasze.

frape - 2013-11-22, 19:35

Za autostradą nadal jedziemy do góry, ale to przecież było do przewidzenia. Mamy 10km, a wjechać trzeba na około 1000m. Droga wije się tym razem po wulkanicznym zboczu, zatem od czasu do czasu widać jak Wezuwiusz potrafi czasami narozrabiać. Wokół drogi pełno wulkanicznych pozostałości, kamienie, kawałki lawy – może dziś będzie dla nas łaskawszy. Ostatnio na większą skalę rozrabiał prawie 70 lat temu, więc niech sobie nadal spokojnie śpi.
Usytuowany jest pod dwoma wzniesieniami Somma i Vesuvio. Czytaliśmy, że aby się dostać na wulkan trzeba wynająć busika – są specjalnie organizowane wycieczki. Hmmm po drodze owszem mijamy kilka reatauracji/hotelików, które pewnie się tym trudnią, no ale skoro praktycznie można podjechać pod samą bramę Parku Narodowego Vezuwio to nie będziemy im zawracać głowy. Mozolnie (nie jest aż tak źle ;) ) i z uporem brniemy do przodu, zarówno w poziomie jak i pionie. Poniżej górnego parkingu jest specjalnie wyznaczony plac dla autobusów (stąd też wożą na górę małymi autkami). Ledwie może z kilometr dalej jest parking i wejście do parku.
Fakt ze znalezieniem miejsca postojowego łatwo nie jest, dlatego im wcześniej rano tym lepiej. Parking jest darmowy, choć byli chętni, którzy chcieli od nas opłatę – powiedzieliśmy „potem” – już nie wrócili, w międzyczasie od obsługi parku dowiedzieliśmy się, że stoi się tu gratis – pewnie to za trud wspinaczki :) Z ostatniego podjazdu i parkingu rozpościera się panorama okolicy – wygląda jakby sąsiednie góry też miały coś wspólnego z wulkanizacją (bynajmniej nie opon). Przebieramy się w odpowiedni strój – mimo, że wysokość to ledwie 1200 m jednak pełne, a najlepiej górskie buty są wskazane. Dobrze jest też ubrać długie spodnie – wiem lato, ale domycie nóg z wulkanicznego pyłu łatwe nie jest, a jak czasem wiaterek po nogach pyłem prześwięci to naprawdę czuć. Na górę warto coś mieć od wiatru/chłodu i butelkę wody.
Kupujemy bilety 10 euro od sztuki. Przekraczamy bramę i wulkan jest nasz. Teraz pod górę, jak żółw ociężale… dlaczego? Bo spod nóg usypuje się wulkaniczny pył. Niby bardzo stromo nie jest, ale jednak te „piargi” robią swoje. My tu noga za nogą, a tu mija nas straż parku…. samochodem. Teoretycznie zaraz za wejściem jest punkt spotkań z przewodnikami – jest nawet ogłoszenie, że na terenie parku można się poruszać jedynie w ich obecności… hmmm pierwszego przewodnika spotykamy gdzieś pod szczytem, każdy tu chodzi sam to i my nie będziemy się wygłupiać.
Widoki stąd chciałoby się rzec cudne, widać Neapol zatokę neapolitańska – tak tak widać poza momentami, gdy chowają się za chmurami, a im wchodzimy wyżej widoczność zdecydowanie maleje. Po kwadransie spaceru docieramy do pierwszej budki – to tu widać pierwszy raz przewodników. Można zrobić zakupy, pamiątki – będziemy to do góry tachać?
W końcu stajemy nad brzegiem krateru ładne to, ale jakoś człowiek spodziewał się czegoś więcej, a tu ledwo gdzieś jakiegoś dymka puści, czasem zasyczy, fuknie – ale gdzie ta lawa, ognie, emocje…???

frape - 2013-11-22, 19:45



No dobra rozpędziłam się trochę. Tak naprawdę jest to wielka dziura w ziemi, wokół na obrzeżach krateru sporo zastygłej lawy – chyba najciekawiej tu przy zachodzie słońca, gdy jego ostatnie promienie wydobywają z każdej skałki odmiennie barwy mieniące się od czerwieni po wszelakie brąze.
Jako, że Vezuwio już trochę śpi jego zbocza poniżej ścieżki porosły już trawy, czasem jakieś kwiaty też się trafią, bardzo łatwo tu dotrzeć zarówno samochodem jak i później pieszo, zatem ruch wokół krateru jest spory.
Gdy spędzamy czas na jego czubku delektując się kanapkami chmury zaczynają coraz bardziej napierać. Czasami możemy się jedynie domyślać, że 5 metrów dalej zaczyna się krater. Podobno pogoda jest tu bardzo kapryśna. Gdy na dole świeci słońce i ludzie zastanawiają się co jeszcze z siebie zdjąć, by się choć ciut ochłodzić, to my właśnie to co nieco na siebie wciągamy – choćby jakiś sweter, by nas nie wywiało stąd.
Na górze można także kupić pamiątki czy skosztować tutejszego wina – ziemie wokół wulkanu są bardzo żyzne. Co z tego, że kuszą butelki z pięknym napisem Vezuvio jeśli tutejsze wina są kwaśne – chyba jednak tutaj nie będziemy robić zapasów :szeroki_usmiech
Powolutku kulamy się w dół. Dopiero teraz zauważamy, że droga do góry – choć mozolna, nie była taka zła – teraz po prostu zjeżdżamy sobie po piargach – przydają się buty mocno trzymające kostkę. Dochodzimy do parkingu – tam zmiana odzieży, no chyba że ktoś chce mieć wulkaniczny pył w tapicerce samochodu. Dalej już częściowo znaną drogą zjeżdżamy do rozwidlenia – nie nie tej drodze odchodzącej w prawo w kierunku Neapolu to z pewnością już podziękujemy. Odbijamy w lewo na pewien znamy nam już półwysep.

jarekzpolski - 2013-11-22, 22:18

frape napisał/a:
...Jako, że Vezuwio już trochę śpi...


to jak ten stary niedźwiedź...a jak się zbudzi to Was zje...

kuzynkę na Sycylii mam. Śpi gdzieś tam pod Etną i mówi że czasem słyszy jak mruczy...Etna w sensie...kurde, Jolka czasem chrapnie to się budzę, ale jak by mi Ziemia chrapała i syczała to nie dałbym rady...

Gocha, relacja piękna, blog super profi. Dajesz dalej, wyczekujemy epizodu z kolejnictwem !
:kciukgora

frape - 2013-11-23, 23:47

jarekzpolski napisał/a:

kuzynkę na Sycylii mam. Śpi gdzieś tam pod Etną i mówi że czasem słyszy jak mruczy...Etna w sensie...kurde, Jolka czasem chrapnie to się budzę, ale jak by mi Ziemia chrapała i syczała to nie dałbym rady...
Gocha, relacja piękna, blog super profi. Dajesz dalej, wyczekujemy epizodu z kolejnictwem !
:kciukgora


uwierz mi do wszystkiego idzie się przyzwyczaić - Etna taka groźna nie jest na jaką wygląda - no może czasami jej się mocniej chrapnie/chlapnie :)
a co do kolejnictwa to już kolejnego dnia zaczęła się nasza z nią (że koleją w sensie) przygoda :)

frape - 2013-11-23, 23:57

Podobnie jak w zeszłym roku zjeżdżamy w kierunku nabrzeża, ale nie docieramy tam. Bokiem mijamy też Pompei i udajemy się do Pagani. Tu zaczyna się droga przecinająca półwysep Sorrento. Na drodze jest zakaz wjazdu dla ciężarówek. Nie dziwota, autobus też miejscami ma problem ze złożeniem się na zakrętach. Wspinamy się a u naszych stóp pozostaje gdzieś w oddali majaczący jeszcze Neapol, jakieś kolejne mniejsze już miejscowości, Wezuwiusz także już jakiś przymglony. A my ciągle do góry. Droga nie jest uczęszczano ponieważ większość objeżdża Półwysep Sorrento (jak my ostatnim razem). Teraz trochę sobie skracamy drogę – mimo, że na mapie dość mocno się wije.
Przed Tramonti (w miejscowości jest AdS) stajemy na półce skalnej – na obiadek. Przed nami wulkan w pełnej krasie. Posileni na spokojnie zjeżdżamy już do Maiori. Tam nagle nie wiadomo skąd pojawiają się setki, tysiące samochodów, ruch, gwar …. a już było tam miło.
Teraz w ślimaczym tempie jedziemy grzecznie za sznurkiem ciągnącym się przed nami. Tu chyba najlepiej poruszać się skuterkiem slalomem, i na czerwonym można też śmignąć…
W wielu miejscach, tam gdzie wolno i nie wolno, wzdłuż drogi ustawione są samochody. Nic nie wskazuje na to by gdzieś można było pójść, ale jak się lepiej przyjrzeć to 50m niżej są plaże, szczelnie wypełnione ręcznikami. Chyba nie chciałoby mi się korzystać z takiej plaży, wiedząc co później czeka, by wdrapać się do samochodu…. ale co kto lubi ;)
W zatoczkach cumują łodzie ruch tu spory, nad nami wiszą skały, pod nami winnice, tu każde miejsce jest cenne – domy często stawiane są tuż nad wodą i wznoszą się prawie po czubki stronnych zboczy.
Za którymś zakrętem wyłania nam się Salerno. Ostatnio tu zawracaliśmy, teraz jedziemy dalej.
Salerno rozłożone jest na dwóch poziomach. Jadąc górą, mamy na wszystko baczenie. Góra, dół, dłuuugi zjazd, kilka zakrętów i już jesteśmy na niższym poziomie miasta. Na parkingach szpilki już nie wbije, wszyscy siedzą na plażach.
Trochę się włóczymy po mieście, ale ponieważ już pod wieczór równocześnie szukamy miejsca na nocleg. Na końcu Salerno jest AdS, ale wypełniony szczelnie. W dużym mieście na dziko raczej awykonalne, zatem nie pozostaje nic innego jak dalsza jazda.
Za miastem jest sporo campingów, ale we wrześniu nie wyglądają na przyjazne. Część z nich zamknięta jest na głucho, inne puste w głuchym lesie – strach się bać :) Jedziemy dalej. Nie za bardzo jest też gdzie stanąć. Morze oddziela od drogi naprawdę gęsty las, wjazd polnymi drogami, albo na cywilizowany parking za szlabanem. O tej porze są już otwarte, ale miejsca i parkingi za nimi nie nastrajają pozytywnie na noc. Na jednym z takich miejsc spotykamy Rosjan na skuterze – mówią, że stoją kilka kilometrów dalej – przejechaliśmy chyba ze 20km nic takiego nie znaleźliśmy.
Trafiliśmy za to na cztery francuskie campery stojące na „parkingu” przy drodze. Podjeżdżamy – pytamy czy zostają na noc – z lampką wina w dłoni odpowiadają, że tak. No to i my się do nich na noc przytulimy. Ponieważ zapowiada się piękny zachód słońca spacerujemy jeszcze na plażę…. cicho i głucho…. Wzdłuż drogi biegnie ścieżka rowerowa – dość ruchliwa wieczorem, na szczęście ruch na drodze z każdą chwilą słabnie.
więcej zdjęć

frape - 2013-11-24, 22:50

LAGO - PAESTRUM - AGROPOLI - CASTELLMARRE - PALINURO - SAPRI - PRAIA A MARE

TRASA 195 km MAPA

Rano było niezbyt ciekawie, ponieważ obudziła nas rozmowa “Kali kochać pana” po angielsku…. Wydawało nam się, że nasi sąsiedzi są Francuzami, czyżby przez noc coś się zmieniło?? Rozmowa wydawała się mieć coraz głośniejszy ton tym bardziej, że rozmówcy wyraźnie nie bardzo wiedzieli o czym mówią. Ze strzępków rozmowy włosko-francusko/angielskiej zorientowaliśmy się jedynie, że chyba nie powinniśmy tutaj stać. Rzut okiem co się dzieje za oknem. Wymachujący jakimś kajecikiem pan wyraźnie coś chciał od Francuzów. Rozmowa nabierała tempa, postanowiliśmy niekoniecznie brać w niej udział, gdyż po Włosku to ja kończę na bondziorno, francuski hmmm 18 lat minęło jak jeden dzień :) a oni po angielsku ani me ani be. W międzyczasie podjechała jakaś służba – wyglądało to na straż leśną. Panowie na szczęście mówili w końcu w bardziej zrozumiałym dla nas języku, lecz rozmowa dobiegała jedynie z zewnątrz samochodu, więc wszystkiego nie słyszeliśmy. Domyślamy się jedynie, że ta służba była tu wczoraj wieczorem i pozwoliła zostać na noc – tak przynajmniej wyglądało z migowej rozmowy i strzępków słów. W końcu pan z kajecikiem skapitulował, a my nie czekając na dalszy rozwój wypadków udaliśmy się w naszą drogę.
Kilkanaście kilometrów na południe położone jest Paestrum. Droga, którą próbujemy tam dotrzeć sprawia, że czas ten niemiłosiernie się dłuży. Do głównej nie ma sensu już wracać, zatem jedziemy dalej wzdłuż nabrzeża. Gps tradycyjnie swoje – więc kluczymy po wioskach – ludzie trochę dziwie się na nas patrzą – tędy?? Drogi jakby dojazdowe jedynie do domów – przejedziemy jakoś.
Paestrum to miasto założone ok 600 r.p.n.e. Otaczające je mury ciągną się ok 5km, są lepiej lub mniej widoczne. Strefa archeologiczne, kilka świątyń (Neptuna, Cerery), bazylika, amfiteatr, muzeum – wszystko pięknie, tyle że wszystkie parkingi w okolicy są pozamykane. Objeżdżamy strefę archeologiczną – gdyby nie zakazy wjazdu spokojnie można byłoby obejrzeć z okien samochodu. Poszukiwania możliwości zostawienia auta spełzły na niczym – przystajemy gdzieś na trochę i rzucamy jedynie z grubsza okiem na kamienie- jakoś tak wolę je w innej zdecydowanie postaci :)
Z jednej strony wrzesień to wspaniały czas na zwiedzanie, woda ciepła, powietrze zdecydowanie o temperaturach nadających się do w miarę normalnego funkcjonowania, jednak niektóre atrakcje turystyczne, też już są wyraźnie „poza sezonem” choćby parking pod Monte Cassino czy tu. Po kamieniach płakać nie będę, ale gdyby mi zamknęli piękną drogę po górach uj….
Agropoli oznaczone jest na mapie jako ciekawe miejsce. To spróbujemy je zobaczyć. Akurat tego dnia odbywa się targ/odpust – nie wiemy dokładnie co, dopiero się rozkładają, ale cała droga wzdłuż nabrzeża ma dziś zakaz zatrzymywania się. Jak pech to pech – jedziemy zatem powoli, przystając na chwilę od czasu do czasu. Plaża, z prawej strony zabudowania na wzgórzu (dziś zakaz wjazdu), z lewej podobnie.
Teraz mamy dwie możliwości – jechać lądem zwykłą drogą czy wzdłuż nabrzeża malowniczą – przecież się zastanawiać nie będziemy, tym bardziej, że długość kilometrowo wygląda podobnie. Droga nie wygląda na krętą i ma zaznaczonych kilka ciekawych miejsc (Torre).
Jedziemy podziwiamy z góry okolicę, gdzieś w dole zostają plaże, chcielibyśmy do nich dojechać, ale nie za bardzo mamy jak. Spokojnie jeszcze sporo wybrzeża przed nami, coś znajdziemy. Droga nie za szeroka, ale i mało uczęszczana więc nie narzekamy. Za Castellmarre pojawia się znak zakazu wjazdu dla ciężarówek za ileś kilometrów – bo to pierwszy taki znak…. my nie ciężarowe, więc jechać nam wolno.
W świetnych humorach kopytkujemy przed siebie. Po jakiś 20 minutach pojawiają się znaki „strada deformada” – bo to pierwsza taka droga. Zwiększamy jedynie czujność biorąc poprawkę na jakość drogi. Za zakrętem stop – czerwone światło. No to czekamy, aż przejadą z przeciwka. Czekamy i czekamy nic nie jedzie – no tak Włochy już nas nic nie zdziwi…. Pod światłem jest tabliczka 9 minut – czyli mamy czas na małe co nieco – to jeszcze potrwa. W końcu pojawiają się samochody z przeciwka, potem światło zmienia się na zielone – jedziemy. 20km/h no tak deformada – prosta to ona faktycznie nie jest, trochę nami kołysze a te 20 na godzinę to z lekką nadwyżką pewnie dali – jest wąsko, ale nie jest źle. Śmiejemy się, że kto by to tak krótki odcinek 9 minut jechał…. Śmiejemy się, ale do czasu… za zakrętem pojawiają się samochody czekające na wjazd z drugiej strony, wyprzedza nas motocykl, musimy jeszcze ciut zwolnić i wtedy widzimy to…..

frape - 2013-11-25, 22:06



Może na filmie tak tego nie widać, ale jak zobaczyliśmy tą pogiętą, pod górkę drogę przed nami to mieliśmy spore obawy co dalej będzie. Zawrócić nie za bardzo było gdzie, bo droga dość wąska, pokrzywiona i sznurek aut za nami. Nie mieliśmy wyboru trzeba było spróbować po raz kolejny. Tym razem przygotowaliśmy się lepiej, trochę się cofnęliśmy – przy okazji cały sznureczek za nami również, bierzemy rozpęd, osiołek trochę marudzi, ale… daje radę. No normalnie czuliśmy się jakbyśmy co najmniej Mount Everest zdobyli….już się zastanawialiśmy co robić dalej – to jedyna droga w okolicy, obawiam się, że innymi bocznymi ścieżkami, które były niesamowicie pokręcone przejechać, by się nie dało, trzeba by było jakoś zawrócić i niemiłosiernie nadłożyć drogi. Nie mieliśmy wyjścia trzeba było brnąć dalej :) (gdyby nie ten odcinek to droga jest do przejechania bez zbytnich efektów)
Palinuro przywitało nas plażami, szczelnie obstawionym poboczem – nawet nie próbowaliśmy się zatrzymywać na plażowanie, choć wybrzeże wyglądało ciekawie. Do Sapri najbliższa droga prowadzi przez Marina di Camerota. Jedziemy. Na mapie co prawda kilka tuneli, ale w rzeczywistości droga płaska więc nie ma się co obawiać (chyba). Plaże, te najciekawsze dla nas, są właśnie za tymi tunelami. O zaparkowaniu można zapomnieć – to jak tu w lecie wygląda? aż strach pomyśleć. Przed nami teraz odcinek drogi trochę odchodzący od wybrzeża. Docieramy do jakiejś wioski i jesteśmy zmuszeni do odwrotu, po prostu dalej fizycznie camper nie przejedzie. Mamy skrzyżowane typu T w prawo do wody szczelnie zastawione nie da się, a w lewo droga idzie pod takim kątem, że zrezygnowaliśmy. Trudno trochę się wrócimy (prawie do Palinuro) z nadzieją, że droga na północ będzie dla nas łaskawsza.
I była szeroka, fajna kilka zakrętów, biegnąca doliną, potem jeszcze tylko wdrapanie się na główną i już jest dobrze. Czy to już koniec naszych dzisiejszym przygód?? Toż to nie 13 dzisiaj mamy :)
Przez Sapri przebijamy się jakąś boczną uliczką, bo tak wytyczyli objazd, a główna droga jest pusta i zupełnie nic na niej się nie dzieje. Te miejscowości tej okolicy, poza jedną główną droga raczej nie nadają się dla camperów (w sensie przejazdu bez przygód i/lub wrażeń ). Poniżej Sapri, plaże już nie są takie ładne, ale za to dostęp do nich trochę lepszy (mniejsze tłumy). Tutaj też po raz pierwszy dzisiaj widzimy campery- plaża z prysznicem (40.04151, 15.37980), w końcu można trochę się popluskać. Niestety jest zakaz postoju camperów więc na noc tu nie możemy zostać, ale co skorzystamy to nasze.

frape - 2013-11-26, 19:43

Teraz wznosimy się wyżej – droga biegnie zboczem wzgórza (widoki cudne)– dostępu do plaż nie ma, miejscowości też niewielkie, a o jakimś noclegu wypadało by pomyśleć. Kulamy się i kulamy podziwiając morze w blasku zniżającego się ku zachodowi słońca.
W końcu w Praia de Mare dostrzegam z góry (jakieś 200m) stojące na parkingu campery. Jako, że ta miejscowość wcześniej odpadała na nocleg – mocno turystyczna, nie wjechaliśmy do miasta na jego początku – teraz szukamy możliwości zjazdu. Coś jest, ale z zakazem dla autobusów czyli będzie ostro i kręto. I rzeczywiście tak było. Chwilami składaliśmy się na kilka razy. Zjechaliśmy gdzieś na wysokości wyspy Isola di Dino. Parkingi blisko plaży full, a żeby dostać się gdzieś dalej trzeba przejechać pod wiaduktem…. 2,5m – nie da rady. Jedziemy wzdłuż torów z nadzieją, że gdzieś będzie wyżej. W końcu udaje się przejechać. Jeszcze rzut okiem gdzie są campery – mijamy wielki camping (wjazd od południa) i po kilkuset metrach parkujemy na parkingu. Opłata 2E/h, ale żywego ducha. Podchodzimy do camperów pytamy co i jak – mówią, że stoją już kilka dni i nikt się nie pojawia. Mówią to mało powiedziane – nasza znajomość włoskiego jest nikła, a Włochów jakiegokolwiek innego języka również – dogadujemy się więc na migi. Miejsce jest fajne, gdyż nie stoimy na asfalcie, a na ażurowych płytach. Za drogą 50 metrów i morze. Możemy w końcu odpocząć, po dniu pełnym wrażeń….

p.s. gdyby nie bziu, bziu które towarzyszy nam całą noc – w odległości 50m biegną tory kolejowe – chyba trzeba będzie się przyzwyczaić/zaprzyjaźnić?, gdyż całe południowe Włochy w 90% opasane są torami kolejowymi wzdłuż nabrzeża :(

Agostini - 2013-11-27, 22:26

Nie wiem jak będzie przebiegała Wasza dalsza trasa (a ciekawi mnie to bardzo), ale po drugiej stronie, południowej części „bucika”,
nie ma problemu z zatrzymaniem się. Jest spokojnie.

Powiedziałbym nawet, że niepokojąco spokojnie. :)

frape - 2013-11-28, 00:04

Agostini napisał/a:
Nie wiem jak będzie przebiegała Wasza dalsza trasa (a ciekawi mnie to bardzo), ale po drugiej stronie, południowej części „bucika”,
nie ma problemu z zatrzymaniem się. Jest spokojnie.

Powiedziałbym nawet, że niepokojąco spokojnie. :)


że problemu nie ma - sprawdziliśmy organoleptycznie, czasami zastanawiając się gdzie się przytulić by nie stać w szczerym polu :D, sami pośrodku niczego - zdarzały się dni, że spotykaliśmy max 1-2 campery w dodatku zazwyczaj jadące w odwrotnym kierunku
tamte tereny z większą przyjemnością wspominamy :) nie tylko z powodów postojowych.
A dalsza droga no cóż, jeszcze chwilę pozostanie błogą tajemnicą...

frape - 2013-11-28, 19:56

PRAIA A MARE – SCALEA – DIAMANTE – BELVEDERE – PAOLA – AMANTEA – PIZZO – TROPEA – ROSARNO
TRASA 250km -
MAPA

Na dzień dzisiejszy przewodniki nie przewidują żadnych atrakcji, ale to wcale nie znaczy, że ich nie będzie. Czy jakikolwiek dzień był nudny??? Eee chyba nie, bynajmniej nie dla nas :) Pierwsze co z rana obserwujemy to próbę wydostania się z parkingu camperów – zaraz obok jest przejazd pod torami niestety z ograniczeniem 2,8m – chyba i my nie zaryzykujemy. Większość camperów jedzie na północ – nas ten kierunek chwilowo nie interesuje. Nam się marzy gorod jużnyj i to nie jeden :)
Wzdłuż plaż podjeżdżamy do pobliskiej Isoli, (podobno można na nią dostać się piechotą ) przejeżdżamy pod torami, tam gdzie wczoraj, i tym razem udaje nam się znaleźć lepszą drogę niż wczorajszy zjazd. Z góry widać, że tu w sezonie naprawdę musi być tłoczno – jak okiem sięgnąć, i dalej, rozciągają się parasole na plażach, a przy nich parkingi i parkingi i parkingi.
Na pierwszym dziś postoju spotykamy zielonego smoka. Nie jest straszny, ale głośno wyłania się z pobliskich traw wzbudzając pewien niepokój. Już kilka ich widzieliśmy, ale ten wyraźne nam się przygląda jakby chciał się z nami zaprzyjaźnić.
W Scalea mijamy dwa AdS – jeden zamknięty na głucho, drugi na południu miejscowości po prawej stronie. Zauważamy, że wiele miejscowości położonych nawet kilka, kilkanaście kilometrów w głąb lądu ma swoje lido – czyli miejscowości wypoczynkowe np. Grisola i jej Lido, w którym są kolejne AdS, a na drodze do Cirrela znajdziemy kilka następnych. Miejscowości Diamante i Belvedere brzmią nieźle, ale od plaż drogę oddzielają tory kolejowe. W Belvedere jest też jeden z nielicznych w tej okolicy supermarketów EuroSpin, na wylocie z miasta zanim się go zobaczy należy skręcić w prawo do miasta – potem już się nie zawróci.
Pierwszy rozsądny dojazd do plaży mamy w Longobardi. Jest plaża prysznic (trochę niski wjazd) możliwość noclegu 39.12798, 16.03672 (w pobliżu kilka domów w wiosce). Dziś poodpoczywamy, poleniuchujemy ile się da, sroko już udało mam się przekroczyć w końcu te tory. Plaża duża piaszczysta, praktycznie mamy ją dla siebie (raptem kilka rodzin z wioski w ciągu 4h przyszło się kąpać). Chcielibyśmy tu zostać na noc, ale trudno nam usiedzieć w jednym miejscu jest dopiero 15 – gdzie tam do nocy. Tym bardziej, że na jutro mamy już chytry plan. Opuszczamy zatem to przyjazne miejsce i jedziemy dalej.
Praktycznie nic się nie dzieje, jedziemy wzdłuż autostrady, zastanawiając się czy na nią nie wjechać. Ja w międzyczasie przeglądam wydruki z AdS po włosku – łatwo nie jest, zorientować się co i jak, ale kilka nazw miejscowości (tych przed nami) brzmi znajomo, zatem spokojnie coś znajdziemy. Mijamy jednak kolejne i nic ciekawego, poza czasami campingami, oczywiście zamkniętymi, nie ma. Na autostradzie też nie widać w okolicy stacji, więc decydujemy się jechać do Tropea. Kolejne pudła po drodze. Dodatkowo droga wcale nie chce biec nabrzeżem, no ok może i nabrzeżem, ale na sporej wysokości, więc tak czy siak nieciekawie.
Ustawiam zdesperowanie Rosarno. Sprawdzam na papierowej mapie droga jest więc ok. Santa Maria jest dość mocno pokręcona. Właściwie to chyba taki tamtejszy kurorcik. Wąskie uliczki, sporo aut, plaże, gdzieś hen hen w dole. Uliczki oczywiście jednokierunkowe – zdecydowanie nie polecam camperowo – mocno się nagłowiliśmy jak pod te strome podjazdy podjechać, a cofnąć nawet, pod prąd, nie bardzo było jak. Oczywiście dalej miała być droga – dlatego się tu zapuściliśmy – nic z tego – nawrót nas czeka. Teraz już decydowanie bardziej przyglądam się zarówno gps, jak i mapie. Jak widzę gdzieś przejazd kolejowy poważnie się zastanawiam. Okazuje się, że nawet na w miarę głównych drogach dojazdowych do miejscowości wiadukty mogą mieć 2-2,5m. Mieliśmy się cieszyć, a tak naprawdę cofamy się często, próbując znaleźć drogę z możliwością przejazdu. Gdyby jeszcze plaże i wybrzeże nam to wynagradzały… A tu drogi pokręcone, ale widoki już nie bardzo. Ricadi to większa miejscowość, ale nawet tu nie ma parkingu, czy placu na noc. Koło Joppolo gubimy drogę – coś za bardzo się zniżamy, ostro, stromo, a plaży jak nie widać tak nie widać. Za to na jednym z zakrętów wyłania się taki oto widok.
Ciągnąca się kilometrami plaża, nie nie ta w dole zdjęcia, ale ta hen hen koło Nicotera. To miejsce mi się podoba – przynajmniej z góry. Jedziemy jak zaczarowani tym widokiem, plaża, plaża.
Docieramy – miejscowość wypoczynkowa z zakazami postoju wzdłuż plaży (dla camperów) Jest niewielki porcik przy nim plaża. Wjeżdżamy na plac, korzystamy z uroków. Nie tylko my. Z hotelu po drugiej stronie drogi dobiegają głośno polskie szlagiery. Dobiegają na cały regulator :( i mimo upływającego czasu, jakoś nie wygląda by cokolwiek miało w najbliższym czasie ucichnąć – zabawa wre na całego.
Spoglądając jeszcze na zachód słońca nad morzem decydujemy się na plan B – autostrada – tam chyba się bardziej wyśpimy. Jadąc wzdłuż nabrzeża docieramy do początku ekspresowki – jest port – uwaga, żeby nie przekroczyć granicy :) Potem dłuuuga prosta i po 10km lądujemy na przyautostradowym parkigu. Zdecydowanie ciszej, rozmawiamy jeszcze ze spotkanymi polskimi kierowcami TIRów, którzy na jutro mają podobny plan jak my…

Tadeusz - 2013-11-28, 20:08

Małgosiu i Grzesiu, stałem się Waszym fanem.

Nasze forum ma szczęscie do fajnych podróżników, a Wy znaleźliście się w grupie, która zasługuje na miano soli tego forum. :)

Czytam Was z zapartym tchem, oglądam zdjęcia i podziwiam. :ok

Przyjmijcie tę niegodną zapłatę w formie piwka i poczekajmy do wiosny. Odbijemy sobie czymś szlachetniejszym. :spoko

WHITEandRED - 2013-11-28, 22:55

:spoko
frape - 2013-11-29, 17:17

taka tu cisza, że już myślałam, że nikt nie zagląda, a tu proszę niespodzianka. dzięki za miłe słowa i pifko (z sokiem) dwa :spoko


[quote="WHITEandRED"] ale tempo to Wy macie ................... /quote]
myślisz o kilometrach - czy ja wiem czy koło 200 km dziennie to tak strasznie wiele? :) Miast mało zwiedzamy, a wiadomo, że jak się tam zabłądzi to i czasu sporo schodzi. Z reguły nastawiamy się na przyrodę, a tą zdecydowanie szybciej się ogląda - no chyba, że pół dnia spędza się na wycieczce w górach :diabelski_usmiech . Świtkiem się nie zrywamy, nocy nie zarywamy - po prostu włóczymy się....
a że do obejrzenia jest tyle miejsc, czasu tak mało więc trzeba codziennie co nieco przejechać :)

Fux - 2013-11-29, 19:59

Patrzą, patrzą; na cro.pl także...
frape - 2013-11-29, 20:50

TRASA 200km
Jak już jesteśmy na autostradzie to pojedźmy nią do końca. A dokąd ona prowadzi. A nuż do Villa San Giovanni. Gdzieś po pół godzinie przed nami wyłania się taki oto widoczek. Jakby znienacka na widnokręgu mamy ląd, chwila przecież tu nie ma żadnej zatoki, toż to Silicia. Niewiele się zastanawiając skręcamy na port. Drogowskazy prowadzą, ale żeby dostać się do bramy wjazdowej naprawdę mocno trzeba się nakręcić. W końcu jest upragniona budka, szlaban. Jeszcze tylko zapłacić myto – niestety nie małe :(
Bilet uzależniony jest od czasu przebywania na wyspie. Najtańszy oczywiście jest jednodniowy, potem 3 dniowy – ale to zdecydowanie za mało by cokolwiek udało się na Sicilli zobaczyć. Nie po to człek jechał te prawie 2500km by wstąpić tam na chwilę. Dziś rozpoczynamy nowy etap naszej podróży – najpiękniejszy, płacimy co prawda słono – bo bilet dla campera plus 2 osoby to wydatek niespełna 100 euro (bilet ważny 90 dni), ale czy marzenia mają cenę? Czy da się wycenić widoki za oknami, przeżyte przygody, czy gościnność mieszkańców…
Bilety kupione, szlaban podniesiony wjeżdżamy. Na razie do portu, ustawiamy się grzecznie w rządku. Promy pływają często co 20 minut, ale tak czy siak ruch na tej trasie jest spory. (ciekawe czy kiedyś zrobią ten most, co już od wieków w planach na mapie jest). Prawie udało nam się załapać na prom, niestety jesteśmy pierwszym autem czekającym w kolejce. Spokojnie kawka, małe co nieco akurat jest czas. W porcie kręci się trochę sprzedawaczy wszystkiego co się da, ale nie są zbyt nachalni. Podchodzą pokazują i odchodzą, gdy nie wykazuje się zainteresowania.
Yes, yes, yes – zapaliło nam się zielone światło. Jeszcze tylko kontrola biletów (można kupić wcześniej przez internet lub normalnie i nie trzeba wtedy na kasie stać) i pakujemy się na prom. Jakoś tak dziwnie inaczej w porównaniu z portem w Anconie. Spokojnie, powoli, każdy zdąży. Stoimy prawie w pierwszym rzędzie, gdyż najpierw wpuszczają osobówki – campery stoją w rządku w porcie razem z dostawczakami. Jeszcze chwila, jeszcze momencik i teraz to my spoglądamy na tych co się już na prom nie upchali. My już płyniemy, powoli zanika nam stały ląd,a coraz bardziej wyraźna staje się Sicilia. Cały czas ją widać, w końcu do przepłynięcia mamy mniej niż 10km, ale z każdą chwilą szczegółów jest coraz więcej. Przeprawa trwa koło pół godziny łącznie z załadunkiem/wyładunkiem Z niecierpliwością przebieramy nogami…. Dobijamy do brzegu i stawiamy koła. Sicilia jest nasza :)

WODNIK - 2013-11-29, 22:28

Czekam na dalsze relacje z Sycylii z niecierpliwością.
Dziesięć lat temu objechałem całą Sycylię dookoła.
Byłem tam rok po wybuchu wulkanu Etna.
Jestem ciekaw jak teraz wygląda Sycylia.
Czekam.... :spoko
Poleciało :pifko

frape - 2013-11-30, 00:21

WODNIK napisał/a:
Czekam na dalsze relacje z Sycylii z niecierpliwością.
Dziesięć lat temu objechałem całą Sycylię dookoła.
Byłem tam rok po wybuchu wulkanu Etna.
Jestem ciekaw jak teraz wygląda Sycylia.

do Etny to jeszcze kawałek, ale postaram się niedługo coś nowego z wyspy wrzucić :)
masz może jeszcze jakieś zdjęcia z przeszłości :)

frape - 2013-12-01, 15:31

Wita nas rozgardiasz, gwar, ruch, ciężko się przecisnąć samochodem – ostatnie dni raczej należały do spokojnych. W Mesynie po trzęsieniu ziemi z przed ponad 100 lat (1908) i bombardowaniach wojennych nie zachowało się zbyt wiele zabytków – nie żeby ich wcale nie było, ale jak wpadliśmy w taki wir pierwsze o czym pomyśleliśmy to od niego uciec.
Do centrum jest zakaz wjazdu ciężarówkom i wyjątkowo z niego skorzystamy – skręcamy za portem w prawo i jedziemy wzdłuż torów. Po prawej stronie mamy plaże, wzdłuż upchane samochody, a po drugiej stronie drogi szczelne zabudowania. Byle szybciej, byle dalej od tego zgiełku.
Na wodzie w migoczącym słońcu kołyszą się łódki. Stajemy nad jeziorem i zastanawiamy się, która drogą je objechać. Po prawej jego stronie nad wodą widzimy domy – wyglądają tak ciekawie, że wybieramy tą (lewą)– widoczek jak z bajki.
Z promu widzieliśmy latarnie morską, spróbujemy tam podjechać. Po przeciśnięciu się wąskimi uliczkami, okazuje się, że latarni tak naprawdę jest tutaj trzy – jedna potężna, druga mniejsza i trzecia trochę słabo je przypominająca. Ta największa ma ponad 230m (niestety zamknięta) jest tak wysoka, że ciężko ją objąć w całości na zdjęciu. Druga to Faro di Capo Peloro, a trzecie niewielkiej nazwy niestety nie znamy (można na nią wejść google mówi, że to San Ranieri Lighthouse). Stąd świetnie widać ląd – to nic, że idealnie pod słońce, ale przykładając dłoń do czoła można zobaczyć jak niewielka odległość nas od niego dzieli (w najwęższym miejscu Cieśnina Messyńska ma ledwie około 3km szerokości). Tak teraz spoglądam na zdjęcie drugiej strony – tam też gdzieś w górach coś podobnego majaczy – pan google, i już wiem – te potężne słupy służyły do przesyłu energii na wyspę – teraz można tam podobno wejść (1250 schodów ale zamknięte było)
Dla chcących zażyć kąpieli słonecznej czy morskiej są też plaże – drogi przy nich tradycyjnie szczelnie zastawione – to chyba główna bolączka całych Włoch. Jak już coś fajnego, to nawet nie ma gdzie samochodu postawić. Mijamy zatem drugie jeziorko i wzdłuż północnego wybrzeża jedziemy na zachód. Droga jest tutaj prawie zupełnie pusta, wąska – niby na mapie mapy drogi prowadzące do morza, ale droga wznosi się i opada na przemian, a te dojazdy do morza są za….bramami. Wygląda jak by ktoś tu zrobił wielki ogródki działkowo/wypoczynkowe. Zamknął je zaraz przy drodze i czasem pozwalał mieszkańcom tam niżej wjechać (czasami droga kończyła się zaraz za bramą, a dalej już tylko schody do domów były, lub szuter). Ten odcinek o mały włos by nas nie rozczarował, aż do momentu gdy zobaczyliśmy skręt do San Saba (38.283661,15.499523). Na końcu wioski lepszy zjazd, parking, brak prysznica, ale miejsce wygląda przyjaźnie - możliwość noclegu. Zupełna cisza, kilku mieszkańców i trochę skałek. Miejsce jak wymalowane z pocztówki.

frape - 2013-12-02, 18:11

Pokrzepieni, przemoknięci do szpiku kości (czytaj wyplażowani) dalej drogą 113 (praktycznie cały czas jej się na północy trzymamy) dojeżdżamy do węzła Millazzo. Co tam jest nie wiemy, ale miejscowość zaznaczona jest jako turystyczna, a za nią jeszcze ciut wyżej na mapie jest Faro. Na początku mamy strefę przemysłową i port, więc to żadna atrakcja, ale jedziemy dalej próbując trzymać się jak najbliżej wody. Za gwarnym miastem nagle cisza, ruch znikomy, a droga wznosi się do góry – dosyć stromo. Udajemy się mniej więcej na 100 metrowe wzgórze. Po drodze jest oznakowanie na camping, ale nawet jakbyśmy chcieli tu zostać to po zobaczeniu kąta nachylenia zjazdu pewnie byśmy zrezygnowali. Nam się teraz marzy widoczek więc dróżkami przez jakąś wioskę podjeżdżamy pod samo Il Faro – na końcu jest parking (38.269387,15.2321 – może obsługa nie będzie mieć nic przeciwko noclegowi)
Spoglądamy w dół – krystalicznie czysta woda, skałki i ścieżka – dokąd prowadzi?? Do małej kapliczki przycupniętej w skale i z powrotem. Idąc z parkingu dalej trochę asfaltem/szutrem trafiamy teraz na faro. Jak dobrze się przyjrzeć to gdzieś tam w dole majaczy nam miasto. A w drugą stronę wyspa – najbliżej stąd do Isola Vulcano, ale czy byłoby ją widać z ponad 20km?? Jeśli za latarnią zejść w dół można trafić na kąpiących się w zatoczkach ludzi. Podejrzewam, po ilości skał, że mogą tu być jeżowce. Kąpiących się niewielu – trochę daleko z parkingu, by wszystkie bambetle nosić – miejsce raczej nie dla maruderów.
Zaczynają nam masowo towarzyszyć opuncje – potem sprawdzimy sami co oferują, póki co jedynie im się przyglądamy.

Agostini - 2013-12-02, 21:33

Tak wypatrywałem i wypatrywałem, dokąd Wasz osiołek zaprowadzi i powiem szczerze, że Sycylii nie obstawiałem. ;)
Tym bardziej się cieszę, bo Sycylia w tym roku jest mi bliska.

I pewnie, też wypadałoby coś skrobnąć, żeby trochę poprzypominać sobie miłe chwile, a tak..., mam to za darmo i bez wysiłku u Ciebie. :bukiet:

frape - 2013-12-03, 17:40

Agostini napisał/a:

I pewnie, też wypadałoby coś skrobnąć, żeby trochę poprzypominać sobie miłe chwile, a tak..., mam to za darmo i bez wysiłku u Ciebie. :bukiet:

no nie bądź taki podziel się :) nie daj się prosić :kwiatki: :diabelski_usmiech

frape - 2013-12-03, 18:26

Powrotna droga częściowo przebiega tak samo, aż do rozwidlenia gdzie okazuje się, że droga jest jednokierunkowa i biegnie przez ścisłe centrum starego miasta – po nosem mamy zamek, wąskie uliczki, kamieniczki, w pewnym momencie stoimy po prostu na „ryneczku”. Do zwiedzania wiele nie zauważyliśmy, ale przejazd wąskimi uliczkami już był ciekawy sam w sobie, miejscami kostka, spore nachylenie – dobrze, że śniegu tu nie ma :) . Osobówką bez problemu – camperem – czasami trzeba pokombinować, ale źle nie było.
Jak już zjechaliśmy ze wzgórza to trzymamy się nadal wybrzeża tym razem zachodniego. Trochę klucząc, bo nie każda uliczka jest dla nas przejezdna dojeżdżamy do nabrzeża, tam zaczyna się kilkukilometrowa plaża. Bardzo dużo parkingów – pustych!! O dziwo. Są prysznice, ale ludzi jak na lekarstwo. Miejsce fajne w dzień (38.216722,15.23224) choć plaża z kamyczków, ale na samotny postój myślę, że nie za bardzo (we wrześniu w okolicznych domach żywego ducha).
Niektóre główne i jedyne drogi w miejscowościach często są pozastawiane samochodami parkującymi gdzie się da. W momencie, gdy innej drogi nie ma, a muszą minąć się dwie ciężarówki sprawa wygląda niezbyt ciekawie – szło na lusterka, a korek ciągnął się i ciągnął…
Kręcąc się dalej po wzgórzach raz z prawej raz z lewej strony autostrady, na jednym ze wzniesień dostrzegamy Tyndaris. Dołem – kilkaset metrów niżej biegnie autostrada, my skręcamy do Locandy, gdzie próbujemy znaleźć jakieś miejsce do zaparkowania – niestety mimo poszukiwań szlaban parkingu jest nie do zdobycia – po prostu nie ma już wolnych miejsc - Włochy. A dalej jest zakaz wjazdu. Szukamy czegoś na poboczu, ale nie ma gdzie stanąć. Trochę żałujemy, bo z daleka wygląda ciekawie. Chcieliśmy obejrzeć, ale cóż… obeszliśmy się tylko smakiem. Na osłodę pozostają nam widoki ze wzgórz choć widoczność dziś taka sobie.
Za to podoba nas się Patti. Plaża w wiosce, prysznic, możliwy nocleg (38.14848, 15.00911). Za tymi szuwarami poukrywane są domy, kilka bocznych dróżek. Cicho i spokojnie. Staliśmy na samym końcu drogi obserwując znienacka nadciągające ciemne chmury – oj to nam się nie podoba …
Aż do Terranova praktycznie nie było gdzie stanąć, albo bardzo strome drogi dojazdowe, albo wąskie jednokierunkowe uliczki, by bliżej plaż się dostać. Ale nie ma tego złego/ciekawego – trafiamy na plac przy domach (38.09451, 14.67315). Żeby dojechać do niego camperem trzeba objechać rzekę, skręcić w prawo i zawrócić. Plac to duży parking znajdujący się pomiędzy budynkami z jednej strony, a parkiem i morzem z drugiej. Możemy sobie obserwować życie mieszkańców, bawiące się dzieci, rozmawiających dorosłych, czy wracające do domu rodziny. Idziemy na spacer. W pobliży jest boisko do siatkówki, plac zabaw dla dzieci, prysznice i Figura. Pierwszy raz tak naprawdę spędzamy noc - pod palmami. Jest przyjemnie ciepło, leżymy sobie przy uchylonym oknie. Koło 21 spostrzegamy, że mieszkańcy idą gdzieś niosąc krzesełka ze sobą. Po kilku minutach zaczynają dobiegać śpiewy – Apel ??? to nie to, melodia jest jakaś inna… po chwili orientujemy się, że pod Figurą odprawiana jest msza…. więcej zdjęć

frape - 2013-12-03, 23:28

TERRANOVA - SANTA AGATA - CEFALU - BAGHERIA - ASPRA - PALERMO - MONREALE - MONTE PELLEGRINO - BALESTRODE - ALCAMO MARINA

TRASA 250 km MAPA


Wyspaliśmy się jak nigdy dotąd. Pewnie ludzie rano do pracy jechali, nam to zupełnie nie przeszkadzało. Dokąd dziś dojedziemy zobaczymy. Opcje są dwie – jak będzie ciekawie (miejscówkowo) to zatrzymamy się przed Palermo, jak nie to za nim. Duże miasto, w dodatku portowe, to raczej kiepskie miejsce na nocleg.

Z Terranova ruszamy do Santa Agata. Już na wstępie nasze marzenia weryfikuje linia kolejowa:( My jesteśmy na górze, miasto gdzieś tam w dole, a przejazd kolejowy nie dla nas. Co z tego, że na dole droga plaża – jak nie mamy się tam jak dostać. Nawet gdybyśmy bardzo pragnęli nie znaleźliśmy miejsca, gdzie można by auto zostawić i się przespacerować. Zresztą duży odcinek teraz przed nami taki: wybrzeże/plaża, tory, ewentualnie niski tunel pod nimi i droga, którą jedziemy. Kto wpadł na taki pomysł :gwm

Czasami przejazd przez tory był trochę na podpuchę. Ładnie górą, więc jedziemy do plaży. Wzdłuż jednokierunkowej drogi stoją samochody, jedziemy i jedziemy – nie ma gdzie się wcisnąć. Gdzieś po około 500m zauważamy znak – ograniczenie wysokości do 2,3m. To żart prawda?? Tu nawet nie ma gdzie fizycznie zawrócić. Cóż czeka nas wsteczny. Po chwili coś na nas trąbi – to jadące za nami samochody. Pokazują nam że ulica senso unico. My im też pokazujemy, że dalej z nisko . Cofają się więc i one. Wtulają w bramy. Sytuacja powtarza się jeszcze 2-3 razy.

Wiedzeni informacjami na forum/przewodnikami postanawiamy zwiedzić Cefalu. Niewielkie miasteczko, które przycupnęło u stóp potężnej skały. Najpierw próbujemy dotrzeć do niego od wschodu. Kiepski pomysł, zaplątaliśmy się w ślepą uliczkę prowadzącą do nabrzeża portowego. Dobrze, że był zakręt i jakaś brama to po wielu kombinacjach udało nam się zawrócić, choć w pewnym momencie mieliśmy już opcję powrotu na wstecznym. Gdy już prawie zrezygnowaliśmy i wjechaliśmy na główną drogę okazało się, że miasteczko dużo łatwiej jest szturmować od zachodu. Dlaczego szturmować – ano by dotrzeć w miarę do centrum trzeba było swoje wywalczyć w korkach. Gdy już, już prawie witaliśmy się z centrum zobaczyliśmy zakaz wjazdu, a pan policjant jednoznacznie dał na do zrozumienia, że dalej nie wjedziemy. No nic to poszukamy miejsca wzdłuż drogi przy plaży (główne ulice są tu jednokierunkowe). Ulica jest, plaża też, ale wolne miejsce?? – chyba żartujecie.
Trafiliśmy – jest!. Taki niewielki skrawek na początku zatoczki. Zastawiliśmy inne auta, więc tylko na moment rzucamy okiem po okolicy i zaraz odjeżdżamy.
Hola, hola nie tak szybko. Jakieś 100m dalej macha nam coć przed nosem lizakiem Chyba stop mamy. Uchylamy szybę, pan bondziorno to my też, w końcu kulturni jesteśmy. Ale pan nawija dalej…. Yyyy nieśmiało pytam: do you speak English? Pan zrobił wielkie oczy cofnął się tak by zobaczyć rejestrację. Na twarzy widać wyraźną konsternację. Kiwa ręką na kolegę czy on parla inglese?? Ten przecząco kiwa głową. No to jesteśmy w kropce. My umiemy bondziorno, on tyle samo w innych językach. Coś tam kombinuje o jakimś patente di guida – no patentu co prawda nie mam, ale za przewodnika robię. Dopiero jak przypomina sobie auto papieren, aaaa no to już wiemy o co kamam, pewnie jeszcze chiałby prawo jazdy w komplecie – kiwa głową, że tak. Podchodzi do przedniej szyby, odczytuje naklejkę rejestracyjną, porównuje. Sprawdza prawo jazdy – to międzynarodowe na wypadek, gdyby mu coś nie grało :) . Ispezione di routine kiwa głową oddając dokumenty. Uśmiecha się i kiwa ręką by jechać dalej. Drugi stoi z wycelowaną bronią w naszą stronę, no to jak jechać czy nie. Pierwszy kiwa mu ręką, ufff już nie celuje, to na wszelki wypadek szybko znikamy im z oczu.

frape - 2013-12-04, 20:20

Najpierw nas zestresowali, a teraz dodatkowo nawigacją przeciągnęła nas takimi drogami po kolejnym miasteczku, że ludzi się za głowę łapali widząc nas na początku sjesty. Drogi może i ok, ale ruch był taki, że zastanawialiśmy się czy gdzieś nie przycupnąć aż się uspokoi – tak tylko gdzie, jak auta już szczelnie zastawiły co się dało. Wyjścia nie było trzeba było brnąć przed siebie. Nie powiem, żeby centrum brzydkie było, ale może niekoniecznie w takich okolicznościach.
Gdzieś przed Bagheria zatrzymujemy się na poboczu na zdjęcia. Cykamy. Przed nami zatrzymał się Włoch piaggio z cytrynami. Dosłownie rzuciliśmy tylko na nie okiem. Nie minęła minuta, ktoś puka w szybę – pan przyniósł nam cytryn ile mu się w koszulkę zmieściło. Szok, to dla nas?? Si si, kiwa głową. Nie będziemy tacy, czymś się odwdzięczymy i my :) . Nawiasem mówiąc cytryny przez podróż zrobiły się lekko żółtawe z totalnie zielonych. Dwa miesiące później zjedliśmy ostatnią – nic, totalnie nic im nie było…. Spróbujcie sklepową tyle czasu w domu przetrzymać.
Dalej droga znów wybrzeże/plaża, tory, droga ehhh choć se z góry na morze popatrzymy. Od czasu do czasu drogę umilają nam torre koło, których jest na tyle szeroko, że można się zatrzymać. Jesteśmy coraz bliżej Palermo to i ruch się zwiększa. Wybrzeże jest ładne postrzępione, ale bardziej nadaje się do przejechania niż typowego plażowania (no chyba, że komuś uda się znaleźć przejazd prze tory).
Przed nami Capo Zafferano i wiodąca wzdłuż nabrzeża malownicza droga. Teraz pozostaje nam tylko odpocząć. Dogodne miejsce znajdujemy w Aspra (38.105841,13.499799). Parkujemy wzdłuż drogi i wskakujemy do wody. Plaża może nie jest jakaś wielka, ale za to z jakim widokiem. Nie dość, że maleńkie spokojne miasteczko to mamy jeszcze przed sobą cała zatokę Palermo no normalnie nie ruszamy się stąd :) aż wierzyć się nie chce, że jesteśmy ledwie 10km od centrum Palermo.

frape - 2013-12-05, 20:01

Główne miasto i port Sycylii położone jest pomiędzy Capo Zafferano od wschodu i Monte Pellegrino od zachodu. Witają nas niezbyt ciekawie wyglądające, zatłoczone dzielnice dlatego tym szybciej zmierzamy w kierunku centrum. Założenie z góry było jasne przejechać przez miasto i zobaczyć co się da – miejsca parkingowego przecież i tak nie znajdziemy, nie wspominając już o bezpiecznym zostawieniu gdzieś samochodu na dłużej. Będąc tam odniosłam wrażenie, że miasto ma podobną reputację jak Neapol, więc jakby co ryzykować nie będziemy. To tylko nasze zdanie, wiem, że niektórzy parkowali i jak wrócili auta były całe na swoim miejscu.
Historia miasta jest ciekawa, najpierw było bizantyjskie, potem przeszło w ręce arabskie i normańskie, królował gotyk i secesja. Każdy z tych okresów pozostawił tu swoje ślady.
Mamy mapę miasta, ustawiamy na główną Corso Victorio Emanuele przy, której położonych jest najwięcej zabytków. Jest to jednokierunkowa ulica, akurat w odwrotną stronę niż nam pasuje, dlatego też przebijamy się przez miasto, próbując to robić zgodnie z planem miasta zaznaczonym w przewodniku Michelin. Jak się gdzieś zmieścimy to trafimy, jak nie poszukamy objazdu. Teoretycznie trwa siesta, więc powinno być łatwiej. Ruch jest taki, że spokojnie można robić zdjęcia podjeżdżając kilkanaście metrów w międzyczasie. W wiele bocznych uliczek nie ma szans się wcisnąć – to raczej deptaki, no może osobówka mała by się zmieściła. Niektóre wyglądają tak, że samotnie bym się tam nie zapuściła :(
W końcu docieramy do Corso Emanuele i jedziemy nim w kierunku morza. Przejeżdżamy przez bramę, park, mijamy katedrę i inne ciekawie wyglądające budynki. Jak już zrobiliśmy rundkę po mieście tym historycznym zachciało nam się zobaczyć coś innego, a żeby tam się dostać trzeba było przecisnąć się przez nowe dzielnice. Niestety w międzyczasie siesta się skończyła. Ruch z każdą minutą gęstniał, a my jechaliśmy na zachód. Na ulice wyjechały skutery (w sumie dawno ich nie było) Teraz nie dość, że na setki aut to i na dziesiątki skuterków trzeba było zwracać uwagę – styl jazdy podobny do neapolitańskiego – nawet policja musi wymuszać pierwszeństwo, żeby gdziekolwiek wjechać.

frape - 2013-12-07, 21:56

Udało nam się trochę uciec od zgiełku Palermo. Na południowym zachodzie kilkanaście kilometrów od miasta na wzgórzu leży Monreale. Już sam tam dojazd jest ciekawy – jak na wyciągnięcie ręki mamy panoramę miasta i Conca D’Oro czyli żyznej równiny ciągnącej się od Palermo.

Wszystko pięknie, ale żeby podjechać pod kościół trzeba przecisnąć się wąską uliczką z nisko wiszącymi balkonami. Generalnie do miasta jest zakaz wjazdu camperów, tylko nie bardzo wiem, gdzie można by się wcześniej zatrzymać. Chyba gdzieś pod miastem. Myśmy grzecznie objechali plac i zjechaliśmy w dół do rozwidlenia (drogi są jednokierunkowe). I zrobiliśmy sobie spacerek. Dla osobówek są parkingi – dla nas nie widzieliśmy.

Monreale powstało w XI wieku wokół opactwa benedyktyńskiego. Z klasztorem sąsiaduje katedra, kaplica, tarasy, krużganki. Kościół zdobią mozaiki od stworzenie świata po czasy Apostołów. Stanowi on połączenie stylu arabskiego i normańskiego. Spoczywa tu Wilhelm I, II i serce Ludwika Świętego.

frape - 2013-12-07, 22:02

Ponieważ bacznie obserwuję mapę dostrzegam na północ od Neapolu Monte Pellegrino (606m). Tuż nad morzem taka wysokość może być ciekawie. Akurat jesteśmy tak, że najprościej będzie przeciąć trochę ekspresówką (obwodnica Palermo) i potem dotrzeć do morza. Ruch idzie jak szalony, z prawej z lewej, nawet nie wiadomo, w którą stronę patrzeć. Osiołek trochę mocy ma, a każdy standardowo widząc dostawczaka zakłada, że będzie ruuuuuszał spod świateł. W pewnym momencie zobaczyliśmy przerażone oczy Włocha, który stojąc obok nas z prawej strony, chciał szybko zmienić pas i nie zauważył, że osiołek już dawno ruszył. Pisk opon i niedowierzający wzrok – przecież to ja miałem być pierwszy. Zauważyliśmy też, że ilość stukniętych samochodów jest tu zdecydowanie większa nawet niż na południu Włoch, więc pilnować się trzeba. Yyyy stukniętych w sensie poobcieranych, uszkodzonych, żeby nie było. :)
Kilka dróg prowadzących w kierunku wzgórza ma ograniczenia przejazdu większych samochodów, ale w końcu trafiamy na ta właściwą i zaczynamy wspinaczkę. W dole wyłania się znów miasto, zbocza kuszą roślinnością. Szukając informacji na temat znajdującego się na górze Sanktuarium znalazłam taki opis – to chyba samo mówi za siebie :) „Mnóstwo zakrętów typu "agrafka" podnoszących poziom adrenaliny. Piękny widok na port, miasto, zatokę. Wreszcie miejsce kultu św. Rozalii ,patronki Palermo, której posąg i relikwie uczestniczą w procesji bodaj 4 września. Wóz służący do ich przewiezienia jest eksponowany przed Katedrą. Dojazd własnym samochodem dla doświadczonych kierowców o silnych nerwach.” Jeśli ktoś nie chce wjeżdżać zawsze tą trasę może pokonać pieszo ścieżkami :lol:
Pod samym szczytem ustawiamy się z innymi samochodami na poboczu (38.16800, 13.34993) – tak by zjeżdżające z góry autobusy mogły nas minąć (sporo ich jeździ więc uważać trzeba – wąsko). Parkowaniem kieruje pan, który przy odjeździe wystawia rękę „co łaska”. Pod Sanktuarium jest pełno kramarzy. Na prawo od drogi odchodzi ścieżka na szczyt wzgórza, a tuż za nią zaczynają się schody do kościoła. Wchodzimy i gdy przekraczamy próg przychodzi zdziwienie – tak naprawdę wchodzimy do groty, w której żyła Święta.

frape - 2013-12-07, 22:13

Z góry oczywiście trzeba zjechać – oczywiście nie tą samą drogą – przecież nie będziemy się wracać do Palermo. Przejeżdżamy przez przełęcz – zjeżdżamy w dół i…. niespodzianka. Obsunęła się droga – musimy zawrócić.

Znowu mijamy obwodnicę miasta, dalej lotnisko. Robi się wieczorowa pora, a my nie mamy gdzie spać. Jedziemy, mijamy kolejne wioski – nie za bardzo gdzie stanąć by nie nocować w samym centrum/porcie. W wioskach łatwo się pogubić w tych jednokierunkowych uliczkach, czasami są zastawione samochodami, czasami z niskimi balkonami, ale główne drogi są ok.

Ufff minęliśmy chwilowo duże aglomeracje miejsce – można w końcu trochę odetchnąć prawdziwą Sycylią. W Balestrode (38.05560, 13.01727) trafiamy na plażę – fajna, duża, piaszczysta, ale trochę na wygwizdowie.

Z drugiej strony miejscowości jest kolejna (38.04645 12.99580) – w sezonie pewnie oblegana (kąpielisko) teraz żywego ducha. Lubimy ciche, spokojne miejsca, ale niekoniecznie w zupełnej głuszy. No nic szukamy dalej – przy okazji gps wytycza nam drogę koło ujęcia wody (38.04568 12.99930). Czekamy w kolejce aż miejscowi uzupełnią zbiorniki.

Dalej miało być ścięcie do głównej drogi i gdy już już prawie przywitaliśmy się z drogą nagle 3 metry przed nią była barierka i odwrót. Miejscówkę znajdujemy nieopodal (100m) baru w Alcamo Marina (38.03173, 12.95127) dopiero tu udało nam się bezboleśnie przejechać przez tory….

więcej zdjęć

frape - 2013-12-10, 22:01

ALCAMO MARINA - CASTELLMARRE DEL GOLFO - CUSTONACI - CASTELLUZO - SAN VITO LO CABO - ZINGARO - SAN VITO LO CABO - MACARI

TRASA 100km - MAPA

Podnieśliśmy oko spod kołdry, słabo jakoś. To leżymy dalej.
Nad wzgórzem, na które planowaliśmy dziś wjechać rozciąga się potężna chmura. Od wieczora już tam siedzi i nie zamierza zniknąć. No cóż poczekamy sobie nadal. Śniadanko, kawka, tym razem wyjątkowo w miejscu noclegu i w dodatku nie wyściubiając nosa z samochodu – leje jak z cebra. Na szczęście okna podnoszą się do góry i można przez okienko co nieco pstryknąć pomiędzy kroplami. Pojawiają się pierwsi odważni wędkarze.
Gdzieś koło południa chmura postanawia wynieść się z tych okolic co szybko wykorzystujemy (żeby w międzyczasie się nie rozmyśliła). Ruszamy się stąd i my. Po 3-4km znajdujemy fajny parking (38.024971, 12.913299) zaraz przy plaży – tam tez można by spędzić noc. Im bliżej górzystego półwyspu tym robi się ciekawiej.
Castellmarre del Golfo – podobno ładne plaże, ale jak chcieliśmy się w nie zapuścić to plątaniną uliczek nas odstraszyło w dodatku jeszcze kropiło, więc z plażowania i tak nici. Wjechaliśmy na wzgórze – ooo jest foto stop (38.03092,12.87411) no i to był strzał w dziesiątkę.
Z góry mamy prześliczny widok na zatokę. Kręcimy się jak oszalali (nie jesteśmy tu sami) by uchwycić co ciekawsze ujęcia – no normalnie miodzio. Tam gdzieś przy plaży w głębi zdjęcia nocowaliśmy. Okazuje się, że do miasta też można było dotrzeć, stanąć przy morzu pod zamkiem (38.030984,12.882037) i spędzić noc w gronie innych camperów, ale nasza miejscówka też fajna była :) Z góry miejsce nas zauroczyło – wypatrzono z góry kolejne campery przy plaży (38.023788,12.900113)

frape - 2013-12-10, 22:09

Widzimy półwysep i znajdujący się na nim Rezerwat Zingaro – już sam nazwa brzmi ekscytująco – przecież nie można się oprzeć. Jedziemy! Jedziemy dalej główną drogą w kierunku Trapani, ale po 3-4 km odbijamy w prawo za znakami. Do rezerwatu można dostać się od południowej i północnej strony. Najpierw próbujemy krótszą drogą. Przejeżdżamy kilka małych wiosek, kręcimy się, ale raczej po płaskim. Przed nami zbocza po lewej i morze po prawej. Droga do najlepszych jakościowo nie należy, ale nie jest też chyba zbytnio uczęszczana – no bo komu chciałoby się tu zapuszczać, skoro ma dobry dojazd do innych pięknych plaż i zatoczek. No jak to komu – NAM :)
Co jakiś czas pojawiają się niewielkie zatoczki z plażami. Czasem z wody wystają skały, a wybrzeże wznosi się na kilkadziesiąt metrów. Jednak generalnie jest w miarę płasko z ciekawymi widokami. Podstawowym włoskim mankamentem jest brak miejsc parkingowych – widoczny także i tu. Choć to zupełnie boczna droga, mało uczęszczana poza sezonem niestety obowiązuje na niej zakaz postoju. Owszem co jakiś czas są przy zatoczkach parkingi „tylko dla gości” lub gdzieś na ziemnych placykach, ale albo mają kiepski dojazd – bardzo stromy, albo też obowiązuje na nich zakaz wjazdu dla camperów. Chwilami odnoszę wrażenie, że nas (w sensie camperów) tu nie lubią – choć Włochy to podobno raj camperowy… hmm
Po drodze podziwiamy widoki, mijamy kilka torre, ale już wiemy, że musimy wrócić tą samą drogą. Pod koniec droga jakościowo robi się dość kiepska. Na jej końcu jest plac (ale nie zaryzykowaliśmy wjazdu na niego camperem baliśmy się, że już tam zostaniemy) Wracamy.
Nie da się rezerwatu ugryźć z jednej – to spróbujemy z drugiej strony. Żeby jednak tam się dostać trzeba ponownie wrócić na główną drogę do Trapani i objechać potężny masyw górski. No to objeżdżamy. Jedziemy przez kilka miejscowości, ale pustki zupełne. Na pierwsze oznaki cywilizacji (w sensie aut) trafiamy koło Custonaci. Jest też tu sklep Simply (na wylocie na północ po lewej stronie) – ostatnia okazja by zrobić zakupy :)

Tadeusz - 2013-12-10, 22:16

Małgosiu, Grzesiu, kocham Was. :bukiet: :bukiet: :bukiet:

Czym byłoby to forum bez Was i Wam podobnych podróżników z krwi i kości?

:pifko

frape - 2013-12-10, 23:38

Tadeusz napisał/a:

Czym byłoby to forum bez Was i Wam podobnych podróżników z krwi i kości?

dziękujemy za pifka :)
my to raczej do wszędo-nos-wścibskich-szwendaczy się po prostu zaliczamy :spoko a i na miejscu nie wysiedzimy. Już nogami przebieram, gdzie by się wybrać bo tu jakaś taka zimnica za oknem nastała i tęskno w domu siedzieć...

jelo71 - 2013-12-11, 09:14

Szanowna Pani Małgorzato i Panie Grzegorzu
( nie znamy się osobiście więc podglądnąłem imiona u Tadeusza)
jesteście naprawdę bezcenni w tym co robicie dla przyszłych podróżników.
:kwiatki: :pifko

frape - 2013-12-11, 10:36

Cytat:
Szanowna Pani Małgorzato i Panie Grzegorzu

jak tak nieśmiało mogę zasugerować to Gosia i Grzegorz - my zwyczajni jesteśmy :kwiatki:
a z relacji jak najbardziej korzystać można - może ktoś kiedyś dzięki nim trafi na ciekawe miejsca niekoniecznie opisywane w przewodnikach :spoko

jelo71 - 2013-12-11, 12:52

A, tam trochę kurtuazji nie zaszkodzi :lol:
Tak,o to chodzi, o miejsca które mogą umknąć podczas książkowej marszruty.
Gosia, nie przestawaj.
Pozdrawiam

frape - 2013-12-11, 15:23

:) no to jedziemy dalej

Teraz trochę na wschód (gdyby droga wcześniejsza była przejezdna można by skrócić, ale zarówno mapa mówi, że droga wyłączona z ruchu a gps wyjątkowo również potwierdza) a potem na północ przez Castelluzo do San Vito Lo Cabo. Jedziemy jak zaczarowani – czy my, aby przypadkiem nie znaleźliśmy się w międzyczasie na greckim Mani? Podobne góry, dzikie puste przestrzenie i jedynie od czasu do czasu kilka domków. Już lubię to miejsce – a nawet bardzo mimo, że do rezerwatu jeszcze trochę drogi nam zostało.
Pogoda znowu trochę figle płata. Robi się ciemno, pochmurno – na szczęście jedynie kropi chwilami. Jedziemy po wzgórzach, czasami trzeba się wspinać, ale są też kilkukilometrowe proste zjazdy – wrzucamy na luz i hulaj dusza :)
Przed San Vito odbijamy w prawo. Droga ciągnie się nadal wybrzeżem, ale jest już zdecydowanie bardziej kręta i węższa – niemniej jednak zachęcam do jej przejechania – warto i dla widoków po drodze i dla tego co jest na jej końcu.
Na końcu drogi jest dojazd do plaży. Zobaczyliśmy potwornie stromy zjazd i raczej zapełniony już parking, dlatego plażowanie chwilowo odpuściliśmy.
Natomiast dalej prowadzi droga częściowo asfaltowa, częściowo szutrowa. I to jest ta właściwa. To ona zaprowadzi do rezerwatu. http://www.riservazingaro.it/index.php?lang=en .Parkuje się wzdłuż drogi – na końcu pod wejściem, jest szerzej i zakaz parkowanie, to tu się zawraca, ale większym autem proponuję ustawić się tak co by na drodze nie zastawili wyjazdu bo droga za szeroka nie jest.
Wejście jest płatne 3 euro. W ramach tego dostaje się mapkę rezerwatu, http://www.riservazingaro...oad/cartina.pdf z plażami, ścieżkami i wzgórzami.

frape - 2013-12-11, 15:31

Można oczywiście skończyć na plażach, ale czy warto – skoro jest tu co robić. Najwyższy punkt Monte Speziale ma ponad 900 metrów. Po parku wytyczono 6 ścieżek o różnej trudności i długości (6-19km). Przyroda pozostawiona sama sobie (kilkaset gatunków roślin), nie ma dróg, hoteli – jedynie cisza, spokój i możliwość delektowania się okolicą.
Pierwsza urocza zatoczka oddalona jest ledwie 10 minut od wejścia – kolejna 20 minut dalej. Trzeba jednak pamiętać, że nie spotkamy tu boya hotelowego z drinkami z palmami, zatem wzięcie odpowiedniej ilości wody jest wskazane. Słońce niby nie grzeje (wrześniowe), ale spacerując po nieosłoniętym zboczu naprawdę je czuć, zwłaszcza w momencie, gdy zdecydujemy się na wyższe partie (nam niestety brakło już na nie czasu). Czytaliśmy też, że jest to raj dla pasjonatów nurkowania, stosunkowo łatwo dostępny nawet dla początkujących. Wzdłuż wybrzeża można się także wybrać łózką z Castellmaree del Golfo czy Scopello (nie sprawdzaliśmy). A teraz zapraszamy na wycieczkę:

kecz - 2013-12-11, 15:53

Dzięki waszej wspaniałej relacji i zdjęć uczestniczyłem z wami w tej trasie :spoko
WHITEandRED - 2013-12-11, 18:05

:spoko
frape - 2013-12-11, 18:19

WHITEandRED napisał/a:
Gosiu, wiem że bardzo dużo czasu poświęcasz na zrobienie tak wspaniałej relacji :spoko , ale czasami brakuje mi podpisu pod niektórymi zdjęciami, dałoby się "coś" z tym zrobić? :bukiet:

I tak i nie. Całą relację mam na blogu. Tam jest ta fajna możliwość, że mogę przeplatać tekst zdjęciami i wtedy bez problemu wiadomo co skąd się bierze. Tu już kiedyś próbowałam, ale niestety wyświetlają się wtedy bardzo małe zdjęcia http://www.camperteam.pl/...p=378053#378053 (wrzucałam je jako linki do zdjęć na blogu). Niestety tu można wrzucać jedynie 10 zdjęć na posta i w dodatku pojedynczo -przyznam szczerze, że przy większej ilości zdjęć jest to bardzo męczące. Dlatego wybieram zawsze kilka przykładowych zdjęć na post i pierwsze z danego miejsca podpisuję :) co do budynków - to i tak z reguły 5 minut po ich minięciu mam problem, już nie pamiętam co to :( nie mam do nich pamięci - co innego góry :)

WHITEandRED - 2013-12-11, 18:55

:spoko
frape - 2013-12-11, 20:42

WHITEandRED napisał/a:
czy musisz zdjęcia wrzucać na forum?, ja moje wszystkie magazynuję na FMIX(darmowy), to upraszcza i ułatwia sprawę ze zdjęciami, jedyny mankament to być może zbyt mały format.

no właśnie ich wielkość :( Zdjęcia mam wrzucone na serwerze bloga, ale tu na forum niestety wyświetlają się małe i trzeba by w każde kliknąć, żeby powiększać po kolei a to też zabawa

WHITEandRED napisał/a:

W 2014 Sycylia i okolice odpada(samolot + wypożyczenie kampera na miejscu), w planach jest już ponownie Azja, może na następny rok?, tyle że jeszcze Nowa Zelandia bardzo mocno kusi.

No nas Azja też trochę kusi, ale chyba bardziej właśnie Australia/ Nowa Zelandia, Argentyna, Peru, Chile, Islandia - może kiedyś uda nam się tam pojechać - zobaczymy

frape - 2013-12-12, 20:57

W drodze powrotnej już w lepszym świetle mieliśmy możliwość podziwiania wybrzeża. Oczywiście jedziemy na sporej – na oko 200m wysokości, więc o dojeździe do morza chwilowo nie myślimy, jednak w tej zupełnej ciszy jest pięknie.
Gdzieś tam w tle na dole majaczy nam latarnia – spróbujemy do niej dojechać. Znajduje się ledwie kilka kilometrów przed San Vito. Sama latarnia znajduje się z pół kilometra od głównej drogi i otoczona jest niezbyt ciekawym z bliska krajobrazem – jakieś stare niszczejące budynki.

Zostawiamy auto przed zakazem wjazdu (jako jedyni – reszta wjeżdża) i idziemy rzucić okiem. Może i ruiny ale z jakimi widokami :)

San Vito wita nas dziesiątkami AdS – można między nimi przebierać, ale niestety nie wszystkie z nich znajdują się nad wodą – część jest po drugiej stronie drogi lub wręcz w głębi lądu. Samo miasteczko zatłoczone (wcześniej ścinaliśmy je bokiem), część dróg zamknięta dla ruchu, część wąska. Mamy nastawiony kierunek latarnia i tam spróbujemy się dostać.
W porcie stoi wiele łódek/jachtów – nie ma się co dziwić w końcu takie widoki nie trafiają się wszędzie. Wybrzeże jest dość szczelnie zagospodarowane. Plaże, boiska, wypożyczalnie sprzętu – ale parkingowo już niezbyt ciekawie.
Pierwsze rozsądne miejsce parkingowe jakie znaleźliśmy to pod latarnią na końcu cypla. Co prawda trochę (ze 100m) od morza, ale mimo wszystko nas urzekło. Oj jak bardzo zazdrościliśmy temu białemu autku, że mogło sobie podjechać tuż nad samą wodę.

frape - 2013-12-12, 21:05

Gdyby nie fakt, że po drodze minęliśmy dwa otwarte AdS to chętnie byśmy tu zostali (może by nas w nocy nie wywiało). Ale po drodze też widzieliśmy pewno miejsce i teraz postanowiliśmy tam pojechać.
Wracając przez miasteczko znaleźliśmy jeszcze darmowy miejski parking ze stojącymi camperami (38.18301, 12.73086). Już się prawie ucieszyliśmy, ale po migowej rozmowie dowiedzieliśmy się, że spać tu nie – oni jadą na noc na AdS. To i my zmykamy na naszą upatrzoną miejscówkę.

Jedziemy wzdłuż wybrzeża ledwie kilka kilkanaście kilomerów, od zachodu zniża się powoli słońce nas wodą rozświetlając góry. Jest parking – robimy zdjęcia i zauważamy kilka aut w dole i prowadzącą tam drogę. No to w drogę. Jedziemy rozglądając się w międzyczasie za dogodnym miejscem na nocleg. Rzut oka w jedną, drugą trzecią stronę….
Yyy co to za tablica „no camping”. Nie wiem czy dotyczy całej drogi, czy tylko tego fajnego miejsca (parkingu), ale z kilometr dalej natrafiliśmy na bramę campingu – co prawda zamkniętą. Stały tam jakieś przyczepy, ale żywego ducha.
Te poszarpane skały, groty, fale uderzające i rozbijające się na kamieniach w tej kolorystyce wyglądają naprawdę bajecznie. Szkoda, że nie możemy tu zostać na dłużej (nie możemy ?? :) )

frape - 2013-12-12, 21:13

Wracając zauważyliśmy jasne białe plamki na przeciwległym brzegu. Noooo tym razem już się nam nie wywiną. W okolicy nie ma nic, więc to muszą być camperki.
Zjeżdżamy z drogi na duży parking. Dalej jest droga prowadząca nad wodę, ale równocześnie jest też znak, że dalej to już są ograniczenia wjazdu. Obadamy sytuację. Idziemy drogą, a tam stoi pełen parking osobówek. Ludzie korzystają z ostatnich promieni słonecznych.

frape - 2013-12-12, 21:19

Stoją tu dwa campery: włoski i czeski. Pytamy rozmawiamy zostają tu na noc. W międzyczasie podjeżdżają dwa kolejne. Podjeżdżamy i my. Plaża cichnie. W blasku zachodzącego słońca podziwiamy okolicę. Nas zaczarowała a Was?
frape - 2013-12-12, 21:23

Rozgwieżdżone niebo nad nami, cisza, spokój i kilka camperów na zupełnym odludziu, szumiące fale i morze uderzające o skały – tego nam cały czas brakowało…..
frape - 2013-12-13, 16:43

MACARI - CASTELLUZZO - CUSTONACI - SANT ANDREA - VALDERICE - ERICE - TRAPANI - MARSALA
TRASA 100 km - MAPA

Jemy śniadanko, obijamy się. Idziemy na spacer, rozglądamy się po okolicy w dziennym świetle. Mimo, że wygląda teraz inaczej niż wieczorem nadal nam się podoba. Pojawia się ciuchcia – póki co pusta, ale wygląda na to, że niedługo będzie wozić plażowiczów. Żegnamy się z sympatycznymi Czechami. Chcą zostać tu jeszcze jeden dzień (mają zdecydowanie więcej czasu).

frape - 2013-12-13, 16:54

Przy wjeździe ponownie na parking mijamy zastawioną drogę. Chyba faktycznie dalej nie powinno się wjeżdżać. Wieczorem było pełno aut przy plaży, teraz wszyscy grzecznie stawiają tu i spacerkiem idą w stronę plaży, a my jedziemy znowu w kierunku wczorajszych postrzępionych skał, bardzo się nam tam spodobało. Dzisiaj wieje tu jakby jeszcze mocniej – dobrze, że schroniliśmy się na noc w zatoczce.
frape - 2013-12-13, 17:04

Dopiero w drodze powrotnej zauważamy co wiatr wczoraj na szybach nam narozrabiał ;) Na naszej plaże też jakby pustki – camperów już nie ma. Jedziemy tą samą drogą – innej nie ma. Po drodze zakupy i kolejna wspinaczka w ciekawe miejsce.
Powoli zostaje za nami półwysep, ale roztacza się też widok na kolejną górę Monte San Giuliano. Trochę wysokości ma (ponad 750m), ale i tak na nią wjedziemy. W Sant Andrea skręcamy na Valderice. Podjazd nie jest jakiś forsowny, ale znowu trzeba uważać na gps – on swoje my swoje i jakoś omijając wąskie strome uliczki docieramy do miasteczka. Do tej pory jechało się fajnie – teraz czeka nas poważny podjazd do Erice. Przewodnik poleca od północnej strony i ma rację. Droga jest naprawdę panoramiczna, a my z każdym metrem wspinamy się wyżej i wyżej. Trochę zakosów i po kilku kilometrach stajemy u wrót miasta. Gdy docieramy do linii drzew na zakręcie po lewej stronie jest znak parkingu (38.04154, 12.58714) dla camperów i autobusów 1.5E/h płatny 15.06-15.09. Automat jest tylko jeden mniej więcej w połowie drogi. Bierzemy bilet i podjeżdżamy sobie praktycznie pod samo wejście.

frape - 2013-12-14, 18:14

Uzbrojeni w wodę (przyda się) i aparaty przekraczamy mury miasta. Po prawej stronie są schodki, którymi będziemy wracać, ale póki co po lewej mamy kościół i pod nim pierwszą tablice informacyjną – potem spotkamy ich naprawdę wiele. Ze wzgórza rozciąga się szeroka panorama na dolinę, półwysep i morze. Podobno przy dobrej widoczności można stąd dostrzec Etnę, ale nawet jeśli się nie uda i tak widoki zapierają dech w piersiach.
W części miasteczko otoczone jest murami obronnymi. Uliczki są wąskie, bardzo strome z wyślizganymi brukiem (trzeba uważać). Większość z nich jednokierunkowa i bardziej nadaje się pod skutery niż samochody, które naprawdę należą tu do rzadkości. Zaglądamy do kościołów, domów, na podwórka.
Tak najchętniej to robilibyśmy zdjęcia tu na okrągło – niestety ogranicza nas pojemność kart w aparacie. W którąkolwiek obrócić się stronę zawsze znajdziemy jakiś ciekawy motyw do uchwycenia. Tak naprawdę w Erice można cofnąć się w czasie. Średniowieczne mury otaczające miasto, jego położenie na wysokiej górze wyrastającej nagle z nad morza sprawiają, że miejsce ma w sobie to coś.

frape - 2013-12-14, 18:20

Idziemy wzdłuż jednego boku trójkąta sprawdzając w każdym z zaułków co w nim piszczy. Niektóre z nich są ślepe prowadząc do domów lub hoteli w innych przycupnęły maleńkie knajpki. Ciągle w górę i w górę – ruch na ulicach robi się coraz większy – jesteśmy już na trasie turystycznej od drugiej bramy w stronę zamku. Oczywiście spotykamy także polską wycieczkę autokarową – widywaliśmy ich jeszcze kilka razy na Sycylii. Pod zamkiem gwarno, gra muzyka, świat się kręci.
Z góry kolejne panoramy zarówno na Monte CoFani, mieniące się różnymi kolorami saliny koło Trapani oraz Egady, które prezentują się nam w pełnej krasie (Favignana, Marettimo i Levanzo). Podobno słyną z pięknych plaż i cudownie turkusowego morza, a zachód słońca nad nimi należy do jednym z piękniejszych na Sycylii. Spoglądamy też w głąb lądu – góry, doliny, jeziora – warto było się tu wdrapywać.
Ooo co za spotkanie – znajomi Czesi także tu zawitali. Okazuje się, że obsługa kolejki jeżdżącej wzdłuż plaży zasugerowała im, żeby lepiej w ciągu dnia tam na zakazie nie stać, a przynajmniej nie na początku plaży (dalej wzdłuż plaży prowadzi droga). Rozmawiamy chwilę i ponownie się, żegnamy – może kiedyś się spotkamy znowu:)

frape - 2013-12-14, 18:23

Kolejnym bokiem trójkąta (w kierunku Porta Trapani – parking dla osobówek) mijamy ogród, fontannę, kolejne ruchliwe uliczki, stragany, cafejki, ludzie nie próżnują – korzystają z uroków miasta.
I nagle cisza. Odbiliśmy w bok by wrócić do samochodu przez tą samą bramę, którą wchodziliśmy. Żywego ducha. Pusto, Czasem w domach słychać rozmowy i śmiech dzieci – czy to to samo miasto co 5 minut temu?

Fux - 2013-12-14, 18:30

Pies miszcz... :mrgreen:
frape - 2013-12-15, 13:54

Po wyjechaniu z parkingu skręcamy w lewo – kilkaset metrów i jesteśmy pod drugim parkingiem – yyyy to chyba nie tędy. Wracamy kawałek – pisze Trapani więc skręcamy. Jedyne co nas lekko zaniepokoiło to znak zakazu wjazdu ciężarówkami powyżej 6m. Ale co tam droga fajna, wzdłuż początkowo stoją samochody, kręci się trochę naganiaczy, ale nie są namolni. Zjeżdżamy. I muszę przyznać, że większym samochodem można się czasem nie złożyć na serpentynach (istnieje jeszcze jedna opcja zjazdu do miasta – trzeba się cofnąć z kilometr tą samą drogą, którą podjeżdżaliśmy i na rozwidleniu skręcić w lewo). Dla bardzo leniwych z Trapani jest kolejka, którą od czasu do czasu widać podczas zjazdu. Wykorzystują ją głównie mieszkańcy, bo zarówno dojazd na wzgórze – w sumie górę, jak jazda po mieście to pewnie jedno z ciekawszych przeżyć , choć z drugiej strony to pewnie przyzwyczajeni do tego są. W każdym razie na drodze udało nam się nawet minąć jakiś samochód, zanim stoczyliśmy się ze wzgórza. Podczas zjazdu coraz wyraźniej roztacza się przed nami Trapani i pobliskie saliny.
Żeby dostać się do starego miasta położonego na wysuniętym w morze cyplu, trzeba przejechać przez ruchliwe główne ulice. Tradycyjne poszukiwanie parkingu – jedyne wolne miejsca to okolice portu. Miejsce owszem jest, ale w ciągu kilku chwil mamy kilku „oglądaczy” samochodu przeróżnej narodowości. Może jedynie rzucają okiem, jednak nie decydujemy się w takiej sytuacji na dłuższy spacer – zostaję w samochodzie.
Ponieważ nie udało nam się pochodzić po starówce – przejeżdżamy tzw. jedyną główną w okolicy (nie polecam camperom – trochę niskie te balkony) i jedziemy poszukać soli.

frape - 2013-12-15, 18:38

Kilka kilometrów za miastem zaczynają się saliny produkujące sól w starożytności, a w XIX tutejsza sól eksportowano do Norwegii. Od czasu do czasu w zasięgu wzroku wyrasta wiatrak lub usypana większa kupka soli. W zależności od zasolenia wody mają różne kolory (dobrze widoczne z Erice), ale z dołu tez można to zobaczyć. Biel soli aż parzy w oczy, błękit wody zaś ukaja wzrok. Ale co to? Różowe – aaa to flamingi, które stanowią tu jedną z atrakcji.
frape - 2013-12-15, 18:41

Najpierw trafiamy do Nubii – gdzie znajduje się muzeum solnictwa. Nas jednak tak zafrapowali robotnicy pracujący przy soli, że już tam nie dojechaliśmy – sprawdziliśmy w praktyce jak oni to robią – co tam obrazki :)
Koło Nubii jest Torre – wiedzeni nutką przygody zapuszczamy się w jedyna uliczkę w tej wiosce docierając do nabrzeża. Stoją tu już campery. Są wędkarze i jest on – wiatr – głowę urywa, ale od spaceru nas nie odwiedzie.
Widać, ze i tu ruch wre w najlepsze – gotowe paczki przygotowane do transportu i morze soli dookoła – choć jakoś tak inaczej niż na Krymie ;)

frape - 2013-12-15, 18:50

Oczywiście czystym przypadkiem trafiamy do mekki kitesurferów w Birgi Vecchi (37.891067,12.47089) – po prostu szukaliśmy dostępu do plaży :) Droga do miejscowości jest ok, ale w samej wiosce polecam trzymać się jedynie głównej. Myśmy dojechali do morza – zobaczyliśmy stojące nieopodal campery to staraliśmy się tam dostać – mina osób, którym przejeżdżaliśmy przez podwórka nie do zapomnienia. Droga kręci się pomiędzy domami mniej więcej co 50 m zmieniając kierunek – czasami ciut szersza niż samochód. Ostatecznie skończyło się na dojeździe szutrową drogą do camperów. Jest tam powiedzmy parking – z rozmowy wynikało, że to teren prywatny – w dzień można stać w nocy trzeba by właściciela zapytać – tylko trzeba go zlokalizować.

Ale dosłownie 3km stamtąd jest AdS w Village San Teodoro – Navi Club (37.909855,12.460874) Postanowiliśmy sprawdzić to miejsce. Miła obsługa z uśmiechem na ustach informuje, że teraz jest posezonowa cena 20 euro. Miejsce ładnie położone (ale 3-4km od lotniska w Trapani – rozkładu lotów nie znam), choć póki co chcieliśmy jedynie z plaży skorzystać. Wracamy zatem 200m i stajemy tuż nad piękną piaszczystą niezbyt zapełnioną plażą. Całe popołudnie nasze (ni nie lądowało/startowało w międzyczasie).


Teraz już główną jak na te okolice drogą. Czytaliśmy, że koło promów na wyspę Mozia można zanocować. Jednak nie do końca przypadło nam do gustu na samotny postój. Szukamy dalej. Mijamy kilka miejsc oznakowanych jako AdS – pozamykane na głucho. Już się prawie ucieszyliśmy mijając grupę około 20 francuskich camperów, że jadą na tą przystań – nawet pojechaliśmy ich śladami jednak pomknęły gdzieś dalej. Gdzieś nam ktoś po drodze z domów machał – myśleliśmy nawet, żeby się uśmiechnąć o kawałek placyka, ale potem nie umieliśmy znaleźć miejsca gdzie to było.
W zasięgu wzroku mamy Marsalę. Przy drodze nie ma możliwości zaparkowania – wąska biegnąca zaraz nad wodą. Mkniemy dalej – jest miasto. Robimy rundkę nie zauważamy nic ciekawego. Jest niewielkie osiedle na wjeździe – stoją tam na stałe campery, aaaa co będziemy dalej kombinować po prostu się do nich przytulimy.

frape - 2013-12-21, 13:35

MARSALA – MAZARA DEL VALLO – CAMPOBELLO DI MAZARA- SEGESTA – PORTO PADO - SCIACCA
TRASA 110km -
MAPA

Przejeżdżając dalej wybrzeżem natrafiliśmy na parking z dwoma camperami. Szkoda, że wczoraj ich nie znaleźliśmy – mielibyśmy towarzystwo. Parking jest położony nad morzem (37.79519, 12.43212) i ma podstawową zaletę – można na nim zrobić serwis campera (woda czysta/szara).
Zostawiamy auto i idziemy obejrzeć miasto. Przy parkingu po drugiej stronie ulicy jest plan miasta. Marsala, po arabsku Marsa el Allah, czyli port Allaha. Tu znajduję się najbardziej na zachód wysunięta część Sycylii Capo Lilibeo. My jednak udajemy się w centrum.
Dochodzi 9 a na ulicach praktycznie żywego ducha. Przekraczamy bramy i snujemy się jeszcze sennym miastem od kościoła do kościoła.Centrum nie jest duże, zabytki też nie daleko od siebie, więc spacer po nim jest czystą przyjemnością.Centrum ok, ale znaleźliśmy się przypadkiem w jakiejś bocznej uliczce no i tu już niezbyt przyjemnie wyglądało, więc szybko trafiliśmy z powrotem na utarty szlak.
Marsala kojarzy się także z winem – z dooobrym winem. Poszukamy go zatem. Wcześniej jednak znajdujemy kranik z wodą przy plaży (37.758349,12.461132) Patrząc na google maps – chyba dość często odwiedzane przez campery.

frape - 2013-12-21, 13:45

Mazara del Vallo jest jednym z największych rybackich portów. Mieszka tutaj że bardzo dużo ludzi pochodzących z Afryki Północnej. Dzięki temu panuje tu swoisty klimat. Stara część miasta z orientalną atmosferą mieści się w pobliżu portu i trochę przypomina arabskie klimaty. Oczywiście o wolnych miejscach parkingowych – ale to już pewnie dobrze wiecie, zatem parkujemy gdzieś hen hen przy wybrzeżu i w miasto (część camperów stała w porcie dla nas brakło jednak miejsca).
Tadeusz - 2013-12-21, 16:14

Gosiu! :pifko
OMEGA - 2013-12-21, 18:22

Gosiu

Super relacja, jestem pod wrażeniem , świetny opis i jeszcze lepsze zdjęcia ,
stawiam podwójne
:pifko :pifko
:roza: :roza: :roza:

frape - 2013-12-21, 19:00

dziękuję za piwne wspomaganie i mkniemy dalej :)

Trzymaliśmy się najbardziej jak się dało wybrzeża – delikatny kilku metrowy klifik czasami. Prawie pustki, ale i wjechać blisko wody problem, bo są skały i nie za bardzo daje się dowolnie stanąć. Udało się jednak znaleźć miejsce z punktem widokowym.
Wzdłuż wybrzeża przycumowało sporo łódek – mienią się na wodzie wszelkimi kolorami. Wiosek też jest sporo, ale w pewnym momencie widzimy zakaz dalszej jazdy. No nic zawracamy i skręcamy w głąb lądu. Niemniej jednak warto było. Jak okiem sięgnąć mijamy winnice. Trwają zbiory – piękne te winogrona mają. Przy jednym z takich miejsc zatrzymujemy się na chwilę. Po chwili podchodzi do nas robotnik przynosząc nam kiście dojrzałych, pięknych, żółtych winogron. Nie jedną, nie dwie – ale napełniłam nimi wszystkie miski jakie mieliśmy ze sobą….

frape - 2013-12-21, 19:11

Campobello di Mazaro – to raj zakupowy (Lidl, Spar, Eurospin, Coop – na wjeździe od południa). Droga nie zawsze ma odpowiednią szerokość – coś nie wyszło, trzeba było wyciąć :)
Trafiamy do Selinuate. Kiedyś musiało tu być wspaniałe miasto – obecnie pozostało jeszcze trochę zachowanych budowli. Przed wejściem znajduje się darmowy parking (koło ronda) 37.58424, 12.83700. Wstęp (0-25 3 euro, 26-64 6 euro, >65 0 euro). Do wielbicieli kamieni w tej postaci nie należymy zatem jedynie rzucamy okiem z daleka.

W poszukiwaniu plaż trafiamy do Porto Pado. Są dwie główne jednokierunkowe ulice z parkingami wzdłuż i jednym powtarzającym się co rusz niezbyt miłym znakiem „no camper”. Ale nie jest tak źle. Gdzieś w połowie drogi jest knajpka z czerwonym dachem, obok niej spory plac z przyjaznym dla nas właścicielem (37.57785, 12.91128) Co prawda osobiście go nie poznaliśmy, ale od stojących tam camperów dowiedzieliśmy się, że nie ma nic naprzeciwko, wręcz odwrotnie – sam podchodził i zapraszał do siebie na plac. Jako, że słońce porządnie daje nam się we znaki korzystamy z plaży. Ładna baaardzo szeroka, i z bardzo płytką wodą – idealna dla dzieci, ale i nachodzić się trzeba by sobie popływać.

frape - 2013-12-21, 19:15

Na noc planujemy stanąć w Sciacca. Jedziemy jeszcze malowniczymi górami i dolinami pokrytymi gajami oliwnymi. Tuż przed miastem jest dobre miejsce przy plaży z widokiem, jednak widnieje tu znów kolejny zakaz tym razem nocowania. 37.503768,13.052806. No nic – chyba jednak tak jak planowaliśmy skończymy w porcie. Podjeżdżamy – camperów jak okiem sięgnąć biało. Stajemy wzdłuż murku i podziwiamy zachód słońca. 37.50492, 13.07565
frape - 2014-01-12, 18:44

wracamy po przerwie :)
SCIACCA – SECCAGRANDE – REALMONTE – SCALA DEI TURCHI - AGRIGENTO -
TRASA 155km MAPA
http://maps.google.pl/map...,11,12&t=m&z=12


Sciacca – niby jej jeszcze nie znamy a już nam się podoba. Świetnie prezentowała się wczoraj w blasku zachodzącego słońca – dziś chcemy ją zobaczyć za dnia. Miasto położone jest na zboczu – wiele jednokierunkowych stromych ulic trzeba - uważać na skrzyżowaniach by się gdzieś nieopatrznie nie zabłąkać. Znaleźliśmy miejsce na postój tuż przed bramą wjazdową do miasta (od zachodu) chcieliśmy wjechać dalej, ale wystraszyliśmy się zony trafico – jak się później okazało niepotrzebnie (w wekeend mogliśmy tam wjechać, choć kluczenie po centrum raczej odradzam).



Zwiedzanie zaczynamy od Chiesa del Carmine, który jest jednym z najstarszych kościołów (1089).











Po przeciwnej stronie drogi kościół św. Małgorzaty, który obecnie służy jako sala wystawowa – jakoś tak dziwnie w nim się czujemy…













Idąc główną Via Victorio Emanuele natrafiamy na duży deptak, z którego roztacza się panorama na port i okolicę.
















frape - 2014-01-12, 23:56

Głównym kościołem w mieście jest Bazylika Matki Boskiej Pomocy (Saint Maria del Soccorso Basilica) – tuż obok muzeum.



















W powrotnej drodze kręcimy się bocznymi uliczkami (znajdując kolejne małe ukryte kościoły), wychodzimy inną (też zachodnią) bramą, trafiamy dzięki temu na targ.

[imghttp://1.bp.blogspot.com/-G42xzc7A5W4/UtLekRG5XxI/AAAAAAAAg-U/5KAW5zGvve8/s1600/DSC_0463.JPG][/img]










frape - 2014-01-12, 23:57

Rzut oka na mapę – o w promieniu kilku kilometrów zazaczono punkt widokowy i Klasztor San Calogero (37.51951, 13.11286). Jedziemy – nisko nie jest (prawie 400m), ale stromo (poza miastem) też nie. Kiedyś kiedyś był tu mały kościół, poniżej jaskinia z której korzystał święty. Z czasem stało się to miejsce pielgrzymek, mnisi założyli tu szpital i wybudowali nowy kościół na przełomie XVI/XVII wieku. Obecnie kościół należy do Zakonu Franciszkanów. Można praktycznie podjechać pod same drzwi kościoła – jest tam parking na może 20 aut. Gdy obawiamy się braku miejsc – poniżej można stanąc przy drodze. Jedno z nielicznych praktycznie pustych miejsc dzisiejszego dnia.















Gdzieś poniżej kościoła jest lecznicza jaskinia (nie udało się trafić). Zresztą przeczytaniu informacji że temperatura osiąga tam nawet 41 stopnie i wilgotność 95% i tak byśmy zrezygnowali – mimo pochmurnego dnia jest nam wystarczająco ciepło. No może zimą :) . Pod szczytem jest park z ławkami do posiedzenia i widokiem na okolicę nie tylko w stronę morza – można sobie zrobić spacerek dookoła.





















Wracając ze wzgórza najbezpieczniej jest cofnąć się prawie do Sciaccy – mimo wielu chęci drogami, którymi próbował nas poprowadzić gps nie daliśmy rady przejechać.

frape - 2014-01-12, 23:59

Na spotkanie z morzem umówiliśmy się w Seccagrande (37.43394, 13.23790) – wcześniej ciężko było się do niego dostać (droga biegnie zasadniczo trochę w oddaleniu od linii brzegowej). Po sezonie (w sezonie zakaz – jest tu camping) mogliśmy stanąć sobie na parkingu w towarzystwie innych camperów i spokojnie delektować się kawą. Na plażowanie wygodnie tu nie jest – sporo większych kamyków idealnie wbijających się w plecy :(






Żeby się później z wioski wydostać trzeba było swoje odstać – aż panowie przeprowadzą łódkę na drugą stronę ulicy :)






Do Realmonte i Tureckich Schodów droga prowadzi estakadami wśród wzgórz.



Na wysokości miasta zjeżdżamy i trochę na chybił trafił kierując się za znakami trafiamy na kilka stojących na poboczu drogi samochodów (37.2935, 13.46988 koło ruin) Ludzie coś gestykują jakby pokazywali coś w dole. Patrzymy – już wiemy, tam w dole lśni coś białego – to one. Tam gdzieś w dole majaczą nam małe kolorowe punkciki – oni mogli to i my chcemy.











Podjeżdżamy (37.28917, 13.47800) i zaczynamy od studiowania cennika. Obsługa jest delikatnie mówiąc nie zadowolona, że robimy zdjęcie. Wzdłuż drogi stoją szczelnie samochody, ale udaje nam się jeszcze coś znaleźć wolnego.


frape - 2014-01-13, 00:01

Uzbrojeni w aparaty i OBOWIĄZKOWO wodę zaczynamy schodzić ścieżką w dół. Przy bramie wejściowej widnieje informacja, że wejście na plażę jest darmowe – pewnie i tu naciągacze już byli. Idziemy i idziemy widząc z przeciwka wspinających się w ciężkiej zadyszce ludzi – czy nas to też czeka?
Na dole w morzu porozrzucane są różne kamienie, ale one mniej nas interesują (choć są ciekawe) idziemy w prawo aż do samego końca.













Po kilku minutach już wiemy dlaczego woda jest obowiązkowo. Schody to mniej więcej 90 metrowy klif. Wiatru zero, upał niesamowity oddycha się ciężko. Na dole można coś kupić cena pół litrowa butelka wody to jedynie 5 euro. Niemniej mimo tych niewygód warto. Zza zakrętu wyłaniają się śnieżnobiałe skały (jak w Pamukkale) Dzięki swej niepowtarzalności plaża wpisana jest na listę UNESCO. Nie jest to jednak wymarzone miejsce na plażowanie. Na białych kamieniach temperatura sięga zenitu. Do morza też nie ma łatwego zasięgu, a biały kolor pozostaje na wszystkim. Niemniej widoki niesamowite.




























Na plażowanie można wybrać okolice bliżej zejścia na plażę, ale myślę, że to też będzie mocno uczęszczane miejsce (sama przyjemność gdy co kilka sekund przechodzi nam ktoś koło głowy). Spoglądamy w górę – przed nami set schodów – masakra. Dopiero gdzieś pod końcem podejścia zaczyna delikatnie dmuchać wiaterek – pierwsze co robie wracając do campera to zimny prysznic – uff.




















frape - 2014-01-13, 19:23

Agrigento miało być kolejnym naszym celem. Zaczęliśmy się wspinać do miasta, ale ostatecznie jedynie o nie zahaczyliśmy parkując samochód w okolicy stacji kolejowej. Do wjazdu do centru zaniechęciły nas uliczki (wąsko i zajęte pobocza) a parkowanie koło dworca nie wydało się sensownym rozwiązaniem.





















Na wzgórzu w okolicy Agrigento rozłożyła się Dolina Starożytnych Świątyń (Valle dei Templi – 6 euro). Można tu zwiedzić częściowo zachowane dziewięć świątyń VI-V w.p.n.e. Świątynie są w różnym stanie – od zupełnych kamieni do prawie w pełni zachowanych. W najlepszym stanie jest Tempio della Concordia. W okolicy są dwa parkingi (na obu końcach). Jest też droga wzdłuż świątyń (zakaz parkowania) z widokiem na większość z nich. Nam to wystarcza – kamienie mamy w górach :) dodatkowo się rozpadało.

















Rośnie tutaj też sporo opuncji – już wiemy jak smakują – tylko trzeba uważać na takie maleńkie, prawie nie widoczne, mikroskopijne kolce. Biorąc je do ręki czasami ich nie czuć – jednak po pewnym czasie tu coś zakłuje, tam się odezwie – to po prostu sprytnie schowane, niestety już w naszej skórze, kolce. Najbardzie przypadły nam smakowo do gustu pomarańczowe (były też czerwone prawie fioletowe i żółto zielone)




frape - 2014-01-13, 21:18

Z Agrigento wyjeżdżamy a właściwie „ślimaczymy” się na północ -chcemy zobaczyć księżyc, zobaczyć z bliska.



Wiemy jedynie jak się nazywa miejsce i że znajduje się około 10-15 km na północ od miasta. Na wyczucie nastawiamy miejsce w nawigacji, z głównej skręcamy koło Aragony, trochę przed. Pojawiają się znaki „Macalube” tego szukamy. Znaki prowadzą za miejscowość, w pewnym momencie stajemy przed „Y” – w prawo? w lewo? Po kilkuset metrach droga w prawo stała się nieprzejezdna. Wracamy i w lewo – ta odnoga doprowadza nas do parkingu (37.373636,13.605952), z którego 5-10 minut już na nóżkach. Już droga dojazdowa to zupełne odludzie – jak okiem sięgnąć jedynie pola i wzgórza.




















frape - 2014-01-13, 21:31

Ścieżka za szlabanem niby prowadzi do nikąd. Po kilkuset metrach jest miejsce biwakowe – skrecamy i po minucie, dwóch witają nas księżycowe krajobrazy. Riserva Macalube to obszar tzw wulkanów błotnych (trochę na wyrost - rosną tak mniej więcej na góra metr o góry. To raczej wulkaniki prychające, które po tzw wielkiej erupcji zaczynają od nowa rosnąć.

























Podchodzimy do granicy błotek – teoretycznie dalej nie powinno się wschodzić, ale o tej porze roku błotka w większości są już przyschnięte. Jedynie w kilku miejscach czuje się miększy grunt. Jest też trochę bagienek, które sobie bulkają od czas do czasu, a czasem zaskoczą sporym (tak do metra) prychnięciem. Krajobraz kiężycowy – wokół dzikie okolice – gdyby tak błotko wciągnęło mogłoby być nieciekawie. Wulkany wyrzucają różne ciekawe kształty – coś Wam przypominają?




















frape - 2014-01-13, 22:47

A potem już były miasta z deptakami, piaszczyste plaże przy samej drodze czy urwiste wybrzeże, czy nieprzejezdne drogi czyli normalnie nie ma gdzie stanąć na nocleg. Kilometr za Torre di Gaffe wypatrzyliśmy samochody w bocznej uliczce (37.122412,13.855169). Zjeżdżamy i mamy plażę prawie dla siebie. Ludzie powoli zmierzają do domów a my obserwujemy zachód słońca. Uliczka jest ślepa – znajdujemy jedynie miejsce gdzie można w miarę wypoziomować samochód. Wieczorem przeżywamy jedną z ciekawszych burz – brrr na samo wspomnienie.








Agostini - 2014-01-13, 22:55

Noo, fraape... tak się nie robi. :? Gdzie Ty się podziewałaś? :roll: :?: :)
frape - 2014-01-13, 23:11

Agostini napisał/a:
Noo, fraape... tak się nie robi. :? Gdzie Ty się podziewałaś? :roll: :?: :)


yyy, że niby ja? :)

frape - 2014-01-15, 22:21

TORRE DI GARRE – LICATA – GELA - COMISO – RAGUZA – NOTO – AVOLA - SIRACUSA – PRIOLO GARGALLO

TRASA 210 km
MAPA

Rano budzi nas taki widok za oknami. Chyba całą noc padało bo zarówno plaża jak i ulice zupełnie mokre. W deszczu tonie także Licata – pierwsze niewielkie miasto oddalone ledwie o kilka kilometrów. To w niej nauczyliśmy się, że nie przejeżdża się przez miasta między 8-8.30. Są wtedy idealnie zakorkowane przez rodziców odwożących dzieci do szkoły. Stanie w korku gdy z prawej i lewej, pod prąd lub nie wciskają się zewsząd samochody, a trzeba jechać przed siebie bo za nami też sznurek doskonale nas wybudziło, nawet kawa już nie była potrzebna :)







W międzyczasie spokojnie mogłam wyskoczyć na zakupy :) Chyba miejscowe produkty, bo jadąc kilometrami widoki urozmaicały nam szklarnie. Przy jednej z takich się zatrzymaliśmy i tak dla zabawy sprawdziliśmy – jest wifi :D





Dalej było trochę monotonnie. Mijaliśmy jakieś zakłady, rurociągi – nic ciekawego dlatego szybko uciekały nam kilometry. Mieliśmy do wyboru jechać trzymając się morza lub tnąc półwysep lądem. Wybraliśmy drugą opcję i nie żałujemy.





Zwiedzanie zaczęliśmy od Comiso. Uliczki jak zwykle wąskie i prawdę mówiąc te, którymi przejeżdżaliśmy nie zachęcały do głębszego zanurzenia się w centrum. Dopiero z góry zobaczyliśmy miasto w pełnej krasie. Za Comiso zaczyna się spory podjazd – może niezbyt stromy, ale za to długi.
















frape - 2014-01-15, 22:31

Do Ragusy już tylko rzut beretem. Miasto dzieli się na dwie części Superiore – wyższa zbudowana na płaskowyżu, oraz Iblę – na niższym wzgórzu. Ragusa to starożytna Hybla Heraia założona, gdy Sykulowie przenieśli się w głąb wyspy, uciekając przed greckimi kolonistami. Ragusa dzieli się na dwie części: Ragusa Superiore, czyli wyższa, zbudowaną na płaskowyżu po trzęsieniu ziemi w 1693 roku, barokową, oraz Iblę - cichą, urokliwą, położoną na niższym wzgórzu. W wyższej części króluje barok (i coś jeszcze) w niższej spokój ciche, zaułki i wąskie uliczki.








Już z daleka widać oba wzgórza. Na parkingi zjeżdżamy z głównej (darmowe). Do miasta absolutnie nie wjeżdżać camperem no chyba, że chcecie tam już zostać na dłużej. Widzieliśmy co prawda dwa zaparkowane na stałe, ale było to na szerokiej „obwodnicy” wyższej części miasta. Przy dolnych parkingach dla osobówek, jest część (zaraz przy schodach) gdzie jest większe pole manewru camperem ( 36.92552,14.736419)









Zostawiamy osiołka w towarzystwie kolegów i po schadach wchodzimy na wyższy poziom. Idąc dalej po prawej stronie jest informacja turystyczna (przy niewielkim placu), w której można dostać mapkę miasta – obsługa szybko zaznacza najciekawsze miejsca i proponuje trasę.












frape - 2014-01-15, 22:32

Zapuszczamy się w część miasta znajdującą się po prawej stronie. Rozglądamy się – ktoś kiwa do nas z góry. Pani zaprasza nas szerokim gestem do swojego sklepu z rękodziełem.




Dalej stromymi wyślizganymi kamiennymi uliczkami zapuszczamy się coraz wyżej w miasto. Zastanawioamy się czy dobrze idziemy – turystów prawie nie ma. Z bliska nie wszędzie miasto wygląda ładnie. W wielu miejscach czas jakby się zatrzymał niekoniecznie w czasach świetności. Trochę kręcimy się po jednym wzgórzu, ale przecież drugiemu nie odpuścimy.





A drugie jego imię to „schody”, dziesiątki, setki ich przeszliśmy zarówno w górę (a słoneczko tak jakoś na chwilę zaświeciło mocniej) jak i w dół. Tu też wielu turystów nie spotkaliśmy, ale za to mogliśmy popatrzeć na Iblę z innej perspektywy.









W gąszczu uliczek (wiele z nich tylko dla pieszych) bardzo łatwo utknąć na dłużej. O ile jeszcze do góry było prościej bo kierunek jasny – wieże kościołów to w dół obrać azymut jaki? Parkingu nie widać, dachy do siebie tak podobne… ta droga była zdecydowanie dłuższa :)
















frape - 2014-01-17, 00:20

O Modice wiele słyszeliśmy. Z Ragusy to raptem kilkanaście kilometrów. Oczywiście zamiast częściowo ekspresówki wybraliśmy malowniczą, krętą górską drogę. Miasto położone jest między dwoma wąwozami. Modica to Alta na wzgórzu i Bassa w dawnym korycie rzeki. Ze względu na swoje położenie na skalistym wzgórzu była jednym z ważniejszych sycylijskich miast. Po trzęsieniu ziemi pod koniec XVII wieku mieszkańcy przenieśli się z dolinę, gdzie po 200 latach powódź zniszczyła wiele zabytkowych budynków. Okoliczne wzgórza połączone są maleńkim mostem :) .







Noto również miało pecha w 1693r. Tyle, że miasta nigdy nie odbudowano – po prostu zbudowano je od nowa kilka kilometrów dalej. W mieście wytyczono trzy główne ulice ze wschodu na zachód tak, by przez cały dzień panowała w nim słoneczna atmosfera. Przy górnej mieszkała szlachta, niżej duchowieństwo a przy dolnej pozostali. Noto rozłożyło się na grzbietach gór Iblei. To barokowa perła wpisana na listę UNESCO. Zaparkować można wzdłuż ulicy w okolicy deptaka/stadionu (36.889369,15.076153) i przez Porta Reale wkraczamy do miasta. Przy głównej ulicy znajdziemy kościoły, pałace i inne budynki, a wszystko to w złocistych odcieniach. Mimo, że czas sjesty ruch całkiem spory. Z prawej i z lewej strony oko cieszą piękne fasady budynków. Place, fontanny, tylko trochę zieleni tu brak.




























frape - 2014-01-17, 00:21

Na podwyższeniu w oko wpada Katedra (1776). Od kilku lat można już oglądać zawaloną 1996 roku kopułę i wnętrze świątyni, wspinając się wcześniej po schodach. A vis a vis we wspaniałym dawnym pałacu mieści się obecnie urząd miejski.















Generalnie kolorystyka tego uroczego, choć przecież niewielkiego miasteczka, bardzo przypadła nam do gustu i nie żałujemy, że mijając jedynie pobieżnie Modicę znaleźliśmy się właśnie tu. Atmosferę miasta dodatkowo tworzą stragany przy deptaku, na których można kupić lokalne wyroby, wina, oliwę czy domowe przetwory.






















frape - 2014-01-17, 23:00

Nie może być tak, że nie popluskamy się w morzu. Zjeżdżamy do Avoli i tam znajdujemy parking przy jednej z plaż (36.906031,15.148085). Widoczki całkiem sympatyczne, a na górze czeka camperek – udało mu się pod palmami :)











Na nocleg to miejsce raczej nie bardzo, przed nami Syracuzy, ale jeszcze wcześniej jest półwysep sprawdzimy tam. Objeżdżamy go ile się da, ale nic nie przypada nam do gustu. A to „spółdzielnie” rybackie, betonowe nabrzeże i droga tuż przy nim. Zapuszczamy się nawet do Grand Hotelu – tu chyba by nam nie pozwolili stanąć pod bramą :D
Wracamy, a po prawej ukazuje się nam cudna panorama Syrakuz, a przede wszystkim Ortigia - wyspa na której położone jest stare miasto. Oj kusi, mocno kusi zwłaszcza, że i światło jest wspaniałe, ale nocować w wielkim mieście?? Chwilę się łamiemy… a co tam zaryzykujemy :)











Daleko nie ma – tylko kilka kilometrów. Już po chwili wpadamy w wir wielkiego miasta (zdążyliśmy się już od tego odzwyczaić). Im bliżej centrum tym ruch coraz większy – niedobrze. Mamy nastawioną wyspę, a dokładnie parking koło niej, na którym stawali znajomi. Już już prawie jesteśmy, gdy przed nami pojawia się „zona blu”. Co u czorta? Próbujemy jedną, drugą, kolejną ulica – wszędzie zona blu http://www.siracusaweb.co...a-siracusa.html
No to jesteśmy w …. żeby nie powiedzieć. Jakaś zona, nie do końca wiemy czy wolno. Nie ryzykujemy. Znajdujemy parking (37.064449,15.285489) i szybko dreptamy na wyspę, by uchwycić ją jeszcze w blasku zachodzącego słońca.












frape - 2014-01-17, 23:04

Wyspa wielka nie jest, ale jest na czym zawiesić wzrok na dłużej. Piazza del Duomo i Katedra z eleganckimi balkonami i fasadą kryjąca świątynię Minerwy czy ruiny świątyni Apollo, które ukazują się nam po przejściu przez most Umbertino. Castello Maniace – forteca na końcu wyspy czy źródło Aretusy, która schroniła się tu przed bogiem Alfejosem.





















Cały labirynt wąskich uliczek gdzie zachowały się tu średniowiecznie i barokowe kamienice. To dla nich trzeba tu przyjechać. Oczywiście zanim to wszystko obeszliśmy, światło zdążyło się zupełnie zmienić.

























Syrakuzy znane są z Archimedesa, który gdy krzyknął w wannie Eureka, biegał potem po mieście jak go Pan Bóg stworzył. Potem za pomocą luster i podpalał okręty wroga w czasie oblężenia miasta. Znane są też z Parku Archeologicznego Neapolis z greckim teratrem i uchem Dionizjusza. Nam na kamyki brakło już dnia, ale i tak pewnie skupilibyśmy się na wyspie.







Zaczyna zmierzchać. Na południe nic sensownego na nocleg nie znaleźliśmy – kierunek północ. Zanim jednak udało się nam wyjechać z miasta (czas powrotów z plaży) zrobiła się zupełna noc. Jedziemy szeroką drogą - oko wykol miejscowości nie widać, głównie zakłady przemysłowe. Droga się zwęża jest miasteczko, jest osiedle, stoją campery – no to i my staniemy (37.15563 15.18941)

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-01-19, 15:58

Tytul spowodowal,ze omijałam te Wlochy z daleka.Dzis zerknelam,czytam Raguza,to mi znajome,potem Syrakiuzy,to nasza Sycylia.Przelecialam relacje błyskawicznie,no i trochę się zawiodłam.Dlaczego?Dwa razy juz nie dojechaliśmy do największego we Wloszech wodospadu Marmore,o Frape jedzie,no i co?sa godziny gdzie elektrownia puszcza wode i wtedy trzeba mieć peleryne lub kostium kąpielowy,tak duże jest rozpylenie wody.Czekam będzie wodospad na foto,a nie ma.Szkoda :!: :!: Ale i tak dziekuje za relacje,ktora doczytam w calosci,bo od 2010 minelo sporo czasu.Musimy powtórzyć Sycylie.Dziekuje za koordynaty :?: :?: ,stawiam piwo,Barbara Muzyk
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-01-19, 16:04

A będzie Noto?
frape - 2014-01-19, 20:49

Przykro mi, że nie ma wodospadu :( ale nie zawsze da się wszystko zobaczyć
na pocieszenie wodospad jest tu :)
http://www.cro.pl/male-i-...36410-1320.html

a Noto, nasze Noto jest tu :)
http://www.camperteam.pl/...p=402172#402172

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-01-19, 22:22

dzieki :spoko
frape - 2014-01-20, 23:17

TORRE DI GARRE – AUGUSTA – BRUCOLI – AGNORE BAGNI – CATANIA – ACI CASTELLO – ACI CATENA – NICOLOSI - RIF. SAPIENZA

TRASA 115km

MAPA

Jako, że nocowaliśmy w niezbyt spokojnym miejscu poranna krzątanina ludzi wybierających się do pracy zbudziła nas trochę szybciej. I tak z reguły na wakacjach przestawiamy się z sów na skowronki, bo przecież szkoda dnia.
Najbliżej leży Augusta – zaznaczona na mapie jako ciekawa miejscowość. Coś tam znajdziemy?? Najpierw jednak trzeba się przebić przez niekoniecznie ciekawe tereny przemysłowe, potem przez miasto, by wkońcu wjechać na wyspę i zaparkować w parku pod zamkiem.















Zamek to XIII wieczna budowla na planie kwadratu (ok 60m) z ośmiona wieżami. Ciekawie wygląda zarówno od strony lądu (przejeżdżając przez most) jak i widok w drugą stronę. Na wyspę wjeżdża się przez bramę, ale jest na tyle wysoka/szeroka, że spokojnie camperem da się radę. O zaparkowaniu przy drodze raczej nie myślcie, ale w parku pod zamkiem znajdziecie zapewne miejsce.







Wjechać na parking (37.23203, 15.22095) było prosto, gorzej z wyjechaniem, bo gdzie nie spróbujemy to pod prąd, chwilę trwało ale się udało. Monte Tauro kusi nazwą, Cabo Croce też – cóż z tego jak trzeba się prześliznąć pod wiaduktem 2,4m – zapomniałam dodać, że znów będziemy jeździć z koleją w tle. Nawet jakbyśmy daszek ściągnęli byłoby ciężko – mówi się trudno i jedzie się dalej. Monte Tauro owszem jest wzgórzem, ale z zabudowaniami. Głównie wspominamy go z brzoskwiń i nektaryn, które kupowaliśmy (0,5euro/kg) na środku ronda.






frape - 2014-01-20, 23:28

Z górki na pazurki i jedziemy do Brucoli. Docieramy do morza i zaczynamy poszukiwanie plaży i zamku. Zamek znaleźliśmy, z plażą trochę gorzej nam poszło. Niemniej jednak zaraz za zakrętem w lewo koło zamku jest spory plac. Kilka camperów już tam stoi. Wjazd może nie za szczególny trochę płyt i ostrych kamieni, ale co oferuje w zamian. Ano cudowny widok na Etnę. Jest tu zatoczka ze skałami (zamek 37.28463, 15.18656) (chyba zakaz kąpieli) – na przeciwnym brzegu rzeki jest hotel z leżakami. Tu kilku śmiałków w wodzie widzieliśmy, ale nie ma co ryzykować. Osiołek załapał się nawet na sesję zdjęciową z wulkanem w tle.






















frape - 2014-01-21, 22:37

Do Katanii stąd może 20-30km, ale panuje tu niesamowity spokój i cisza. Fajną miejscówkę trafiliśmy w Agnore Bani (37.31072, 15.10335). Jest placyk przy plaży (prysznice), stoi ledwie kilka aut. W tle nasz dzisiejszy cel – taka maleńka górka – trochę inna niż wszystkie. Odpoczywamy, lenimy się, zgłodnieliśmy – idziemy do pobliskiego maleńkiego hoteliku do pizzerii – pizzy brak. No cóż to zjemy zupkę (nie chińską ) :)







Katania leży u stóp tego maleństwa i cały czas żyje w jej cieniu. W mieście podobnie jak w Noto znajdziemy wiele barokowych elementów, ale ten barok jest zupełnie inny. O ile w Noto kolorystyka była słoneczna to tutaj panuje ciemnoszary wręcz grafitowy nastrój zarówno ulic wyłożonych lawą jak i budynków. Główna ulica miasta Via Emanuele (chyba główna w większości sycylijskich miast ;) ) jest jednocześnie elegancka i surowa.



















Historia Katanii nierozerwalnie związana jest z Etną. Miasto wielokrotnie doświadczyło niszczycielskiego działania wulkanu. Docierała tu lawa, która po zniszczeniach stanowiła budulec nowo powstałych czy odbudowywanych budynków. Miasto odczuwa nie tylko obecność wulkanu, ale także trapią je trzęsienia ziemi – w 1693 o mało nie zniknęło z jej powierzchni. Może też właśnie z tego powodu ulice są szerokie i proste tak by w razie czego skutki były jak najmniej odczuwalne.
























frape - 2014-01-21, 22:42

Po przebrnięciu przez ruchliwe ulice parkujemy w samym centrum. Pomiędzy 13-15.30 wzdłuż ulicy Emanuelle są darmowe parkingi i większa szansa na znalezienie wolnego miejsca. Wypuszczamy się w miasto Piazza Duomo, Fontanna dell’Elefante – symbol miasta (słoń z lawy dźwigający egipski obelisk), Pałac Senatorów, Ratusz, Katedra Santa Agata, Pałac Biscari to nie jedne z miejsc, do których warto tu zajrzeć.



















Część via Emanuele jest zamknięta dla ruchu – to w tej okolicy znajdziemy co najciekawsze. Jak ktoś nie chce na piechotę, zawsze może wybrać wersję kolejową.
















frape - 2014-01-21, 22:46

Wzdłuż nabrzeża można wybrać się na plażę, nie bylejaką plażę. Tam gdzie powiniem znajdować się piasek/kamyczki jest lawa. Przyjemność z leżenia bezpośrednio na niej ciężko czerpać – no chyba, że ktoś chciałby się poczuc jak fakir (podobno sięga miejsca 700-800m wgłąb morza) ułożono pomosty, z których korzystają plażowicze.




























frape - 2014-01-22, 22:26

Kilka, kilkanaście kilometrów na północ od Katanii jest Aci Castello, gdzie w morzu stoi zamek zbudowany z lawowego kamienia - nam miejscowość kojarzy się jedynie z wielkim korkiem. Ale za co ciut dalej w niewielkiej osadzie Aci Trezza znaleźliśmy Ciclopi – czyli czarne skały wystające z morza tuż naprzeciw portu. Zaparkowaliśmy przed cukiernią – na samo wspomnienie, aż mi ślinka cieknie :) co prawda 4 literki trochę nam wystawały, ale jakoś się upchnęliśmy.













Z pełnymi brzuszkami ruszamy na podbój Etny. Początkowo ruszamy to mało powiedziane, gdyż próbowaliśmy znaleźć jakąś przejezdną drogę by nie trzeba było wracać się do Katanii. Każda z dróg na mapie i wyglądała na prostą – szkoda tylko, że nie uwzględniali ich szerokości i kąta nachylenia. Trzeba też było pomyśleć o napojeniu osiołka – tak drogiego paliwa jak w tej okolicy nie spotkaliśmy nigdzie. No ale cóż Etna ma swoje prawa.
Za Nicolosi zaczął się podjazd. Droga nie zawsze szeroka i radzę trzymać się głównej – myśmy oczywiście znaleźli skrót bo według nawigacji było bliżej, tylko zapomniała wspomnieć, że muszę czasami gałęzie przytrzymać. Podjazd jest długi, ale niezbyt stromy. Po wyjechaniu z linii lasu jest też sporo miejsc, gdzie można dać wytchnienie, a przy okazji spojrzeć w dół. Już wcześniej przy drodze leżała lawa – to skutki wcześniejszych erupcji, które docierały tu w różnym stopniu.







Etna – największy wulkan w Europie – jeden z najbardziej aktywnych na świecie. W zależności od ilości zastygniętej lawy jej wysokość się waha – obecnie to mniej więcej 3340m i 145 km średnicy u podstawy. Oprócz głównego stożka ma ponad 270 bocznych kraterów i wciąż powstają nowe. Czy trzeba się jej bać? Wydaje się, że na krótką metę niekoniecznie – są przecież centra sejsmiczne, które z wyprzedzeniem rejestrują to co się tam dzieje, a zanim zacznie się na większą skalę najpierw trochę pobuczy i puści dymka. Ale na dłuższą metę – kto wie?? Mniej więcej co trzysta z małym hakiem lat dzieje się tu coś poważnego. Z głównego krateru erupcje są rzadkie, ale z tych z mniejszych od czasu do czasu coś słychać. Mimo ciągłego zagrożenia, na zboczach mieszka wiele ludzi. Wulkaniczne popioły są niesamowicie urodzajne zatem to dobre miejsce pod uprawę.






frape - 2014-01-22, 22:31

Wjazd od strony Katanii wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Powoli nabieramy wysokości, praktycznie cały czas mając szczyt w zasięgu wzroku. Droga ma dobrą nawierzchnię, od czasu do czasu jakieś prace remontowe, ale im bliżej tym więcej ostrego żużlu/pyłu na drodze. Wokoło też pełno zastygłej lawy, a z każdą minuta krajobraz robi się coraz bardziej księżycowy. Były lasy, teraz pojedyncze drzewa, w końcu ledwie kępki trawy – zależy dokąd i którędy spływał ostatnio język lawy.









Jeśli odwrócić się w tył dostrzeżemy Katanię i morze – niby daleko, a jednak blisko gdyż i tam docierała już kiedyś lawa. Im wyżej tym jesteśmy coraz bliżej góry i coraz dostojniej ją widać. W końcu docieramy do schroniska Rifugio Sapienza na wysokości 1910m. Już po drodze wysiadając z samochodu odczuwaliśmy nie tylko delikatny zefirek, ale także spadek temperatury. Tu jest już naprawdę zimno. Pod schroniskiem jest kilka hoteli z własnymi parkingami i sporo innych przeznaczonych dla wszystkich. Stanęliśmy tam gdzie stał już grzeczne rządek 15-20 camperów. Jako, że odczuwaliśmy już spore porywy wiatru staraliśmy się tak stanąć by wiało jak najmniej – wcisnęliśmy się po prostu w ostatni wolny kątek między budynkiem i camperami.









Wyszliśmy i tak szybko jak wyszliśmy wróciliśmy do samochodu. Tu po prostu jest gorzej jak w kieleckiem :) Nie dość, że wieje to jeszcze ta temperatura – ubraliśmy ciepłe ubrania i dopiero odważyliśmy się znowu wyjść na spotkanie z przygodą. Ponieważ stoimy na niebieskich liniach (płatnych) idziemy poszukać miejsca gdzie nas skasują – pobliski budynek. Czytamy cennik: osobowe 0,8euro/h 2,5 pół dnia, 4 dzień – nie jest źle, czytamy dalej – camper 18 euro pomiędzy 8-20 nie ma zmiłuj taryfa jest jedna…. Ot taka sprawiedliwość. Jest 17 podchodzimy do okienka – pan pyta czym jesteśmy – to mu pokazuję, że to takie małe białe co tam stoi…. Wygląda i macha ręką – możecie stać za darmo. Nie ma sprawy – upewniliśmy się jeszcze czy aby dobrze zrozumieliśmy – zawsze to trochę więcej na paliwko :D






frape - 2014-02-02, 15:00

Ostatnia większa erupcja miała miejsce w 2001 roku. Lawa zniszczyła wtedy stację i słupy kolejki, zatrzymując się kilka kilometrów przed Nicolosi. Już po drodze widzieliśmy jej skutki – teraz możemy jeszcze obejrzeć na pocztówkach w pobliskiej restauracji. Ale przecież nie po to się tu pchaliśmy – tylko by zobaczyć to i owo na własne oczy.

















Zaczynamy wspinaczkę od schroniska – i już po chwili wiemy, że coś od wiatru i porządne buty to rozsądny wybór. Pył wulkaniczny jest jak piargi. Krok do góry i pół kroku się zsuwamy. Zastygła lawa jest niesamowicie ostra, a pył dosłownie wdziera się wszędzie. Jako, że nie mamy tyle czasu, by dotrzeć na sam szczyt i nasycić się wonią siarki :) idziemy po prostu drogą, którą jeżdżą busy – teraz już wracają ostatnie, a kurz niesie się za nimi niemiłosiernie – ciężko nabrać powietrza.




















frape - 2014-02-02, 15:09

Podeszliśmy trochę tą drogą, a później całkiem „niedaleko” zobaczyliśmy krater (2001). No to idziemy. Droga nie jest zbytnio stroma, gdyby nie lawa i świadomość tego, że chodzimy po czynnym wulkanie to można by powiedzieć, że to lekki spacerek. Jednak wiatr i od czasu do czasu silniejsze podmuchy dają o sobie znać. Idziemy pomiędzy czarnymi jak smoła kamieniami, na których tu i ówdzie udało się zaczepić nielicznym trawom lub sporadycznie kwiatom. Powoli słońce zaczyna zmieniać nam kolor okolicy – przepiękne czerwonawe odcienie – to jest to.

























Do krateru próbowaliśmy dostać się ścieżkami. Na wyciągnięcie ręki widzieliśmy ludzi schodzących ze stożka. Idziemy i idziemy i ciągle daleko. Tu przestrzeń wydaje się mieć jakieś inne rozmiary. Ścieżki się skończyły, przed nami jedynie pole lawy z jej ostrymi brzegami i unoszącym się pyłem. Przemierzamy dna niewielkich stożków, lecz zamiast w górę idę w dół. W końcu lawa mnie przerasta (w sensie wysokości) nie mam wyjścia – po usypujących się piargach wręcz zbieram na inny koniec parkingu. I stąd zaczynam od nowa wspinaczkę – tym razem wytyczonym już szlakiem.












Fux - 2014-02-02, 15:11

Nie będę dublował wpisów z cro.pl
:mrgreen:
Ale.

Piękne miejsce!

frape - 2014-02-02, 15:16

Wydawało się nam, że do te pory już mocniej wiało. Oj w jakim byliśmy błędzie. Podchodząc, ledwie kilkanaście metrów od parkingu, nie jestem w stanie łapać oddechu – muszę się odwrócić, potem skulić głowę i znów przebijać nią mur wiatru. Początkowo nie jest stromo, ale czuję się jak w wysokich górach, gdzie noga za nogą posuwam się powoli w stronę szczytu. W międzyczasie goniący mnie Grzesiek znajduje przebicie przez pole lawy – szedł na mój azymut, i teraz idziemy już wspólnie. Stożek staje się bardziej stromy, podchodzimy na jego brzeg i tu jakby nasza droga się kończy.



















Nie jesteśmy w stanie dalej iść wieje tak, że to co było na dole to pikuś. Oddech łapiemy ukradkiem chroniąc twarz pod kapturem przed pyłem. Do przodu nie można iść – podmuchy wiatru nas po prostu spychają w kierunku krawędzi stożka. Są tu takie „korytarze powietrze”, że stojąc kilka metrów od siebie widzę, jak Grzesiek nie może ustać – próbuje kucnąć zmniejszając opór, ale nie ma szans – jedyna szybka decyzja odwrót – tu jest zbyt niebezpiecznie. Schodzimy, że 20-30 metrów niżej, wieje – ale da się iść.






















frape - 2014-02-02, 15:32

Z góry widzieliśmy kolejny stożek (Sylwestrowy). Szybko schodzimy do parkingu (ok 10 minut). Spoko, ten jest niższy więc podejdziemy spokojnie. Już po minucie wiemy, że tak nie będzie. Jesteśmy konkretnej postury, a właśnie obok nas wysiedli z auta Rosjanie – idą kawałek i zawracają – wiatr ich po prostu spycha. Do krateru może ze 100m damy radę, damy radę powtarzam jak mantrę. Daliśmy – ale utrzymać aparat by zrobić ostre zdjęcie, już nie daliśmy. Stoję swobodnie, ręce rozłożone jak do lotu i czuję jak wiatr mnie od dołu podtrzymuje. Teraz wiem co znaczy latać :)



























Szybko zbiegamy do parkingu – jeszcze wizyta w sklepiku by zakupić to i owo na wspomnienia i szybko do campera. Trochę ich jeszcze przybyło, niektóre pojechały, ale skoro oni na noc to i my. Tym bardziej, że słyszeliśmy, że warto w nocy na Katanię spojrzeć. Wcisnęliśmy się w jeszcze większy kąt by schronić się przed wiatrem. Truma na full. Przygotowując kolację spoglądając przez okno i robię coraz to większe oczy. Podjeżdża motocyklista. Rozciera zgrabiałe dłonie i… rozkłada namiot. Wiem, że to twardzi ludzie, ale patrząc na warunki, aż serce ściskało. Zaproponowaliśmy coś ciepłego, albo żeby się choć ciut u nas ogrzał – mam wszystko co potrzeba – pomachał ręką i zniknął w namiocie. Brrrrr. Noc mamy ciekawą. Jak nie wiało było ok, jak dmuchnęło pyłem – pobudka murowana. Tak tak wiemy to Tyfon pokonamy przez Zeusa i przygnieciony Sycylią daje o sobie znać – tak delikatnie póki co. Gdy próbuje się wydostać Sycylia drży a Etna wybucha –oby tylko nie dziś...












frape - 2014-02-03, 22:10

RIF. SAPIENZA - RIF. CITELII - RIF. CONTI - LINGUAGLOSSA - CASTIGLIONE DI SICILIA - TAORMINA – MESSINA – VILLA SAN GIOVANNI – REGGIO CALABRIA - CANALEO

TRASA 250km - MAPA

Ciężka noc…. Czy zawsze tu tak wieje? Nie mam pojęcia. Chcieliśmy jeszcze dziś wybrać się na spacer, ale poranne chmury i rzut oka na okoliczne niebo zmieniły nasze plany. Niby na razie nic się nie dzieje – ledwo trochę chmur nad szczytem, ale… nie uprzedzajmy.
Oprócz możliwości spacerowania po Etnie - można ją zdobyć na kilka sposobów. Wejść piechty – z 1900 na ponad 3000m – z tego co czytaliśmy całodniowa wyprawa, a trasa wiodąca drogą, którą jeżdżą busiki – nienajprzyjemniejsza (pył). Druga to wjechać kolejką i dalej busem/piechotą, trzecia – busem z parkingu, a potem jeszcze 1,5-2h podejścia z przewodnikiem. Wszystko pięknie tylko te ceny…. 60 euro razy dwa… http://www.metal.agh.edu....cylia/Etna.html Podobno można też wjechać samemu samochodem 4x4…. ale czy faktycznie?? No i chyba byłoby żal auta….
Pogoda zmienia się tutaj często, dlatego trzeba być przygotowanym i na taką sytuację. Można pieszo, ale co będzie, gdy nagle pojawi się chmura? Etna to nie przelewki – tu nie ma punktów orientacyjnych… dlatego przy dzisiejszej pogodzie zrezygnowaliśmy z planu.







Zjeżdżamy do Zafferana – miejscami przez wąskie uliczki i znów wspinamy się do kolejnego schroniska – Rif. Citelli. Pogoda trochę bawi się w kotka i myszkę – chmury się rozchodzą – czyżby wyjazd nie był najlepszy pomysłem? Schronisko jest zamknięte, ale stoi tu kilka samochodów. Pojawia się też pan, który wytwarza różne ciekawe rzeczy z lawy. (37.76518, 15.05952)





















Wiemy, że na szczyt można dostać się także od północnej strony z parkingu pod Rif. Conti. (37.79733, 15.04083) Parking kosztuje 4 euro (8-14), 8 za campera (8-17) osobówka odpowiednio 1,5 i 3 euro. Stąd także odjeżdżają busiki, droga co prawda dłuższa. Tu w przeciwieństwie do południowego parkingu zupełne pustki i chyba wulkan wygląda mniej okazale. W większym stopniu również widać skutki wybuchów – pełno lawy przecinającej uschnięte drzewa. Pogoda psuje się coraz bardziej…. Zmykamy




















frape - 2014-02-03, 22:28

Żegnamy się z Etną i postanawiamy trochę poplażować. Spojrzenie na mapę – najbliżej w okolice Taorminy. Do Linguaglossa (miejscowość oznacza język najpierw po łacinie, a potem po grecku) i tak musimy dotrzeć – fajny zjazd, a na dole panorama Etny. Stamtąd można albo bezpośrednio do wody, albo zajrzeć do wypatrzonej na mapie Gole d. Alcantara.












Póki co znalazłam miasteczko na 600m wzgórzu Castiglione di Sicilia – można sobie przez nie skrócić drogę. Miasteczko pięknie położone pomiędzy licznymi wzgórzami. Podjeżdżamy, a gdy droga prowadzi przez plac targowy już wiem, że będą kłopoty – tylko nie wiem jeszcze jakie. Trochę dalej stajemy przed rozwidleniem droga w lewo wygląda średnio, w prawo ciut lepiej – gps nie potrafi się zdecydować, zatem jedziemy tą lepszą. Po chwili zaczynają trochę niepokoić ulice jednokierunkowe i powtarzający się kierunkowskaz „centro storico” albo schody do wyboru. Póki da się jechać jest dobrze. Serpentynami przeciskamy się pomiędzy domami, czasem omal nie zahaczamy antena CB o pranie :) Stajemy w centrum miejscowości i zastanawiamy się co dalej robić. Wrócić się nie da raz, że pod prąd – dwa dość stromo po wyślizganej kostce – czyżbyśmy mieli tu utknąć na dłużej. Miasteczko owszem fajne, ale jakoś nie uśmiecha mi się pozostanie tu na zawsze. Sprawdzamy uliczki – gps mówi, że za 500m powinniśmy znowu wrócić w miejsce gdzie już byliśmy – już jej nie wierzę. Wolę najpierw sprawdzić, niż utknąć w kolejnym zakamarku. Dobra da się przejechać. Uff. Wróciliśmy tym razem skręciliśmy w lewo – zdecydowanie lepsza decyzja, choć pierwotnie złamanego grosza za tą uliczkę byśmy nie dali.























Szczęśliwi, że najgorsze już za nami jedziemy dalej. Ledwie rzut beretem dzieli nas od wąwozu. Jeszcze tylko wiadukt kolejowy i….. wracamy. Bardzo, ale to bardzo się cieszymy, że przejazd ma 2.45m wysokości :gwm a brakowało jedynie 600m…. no cóż po raz kolejny przekonujemy się, że Włochy to nie raj camperowy… Modlimy się jedynie by droga, którą pojedziemy miała przejazd kolejowy zamiast wiaduktu…. Bo kolejny przejazd przez centrum storico nam się nie uśmiecha.
Jupi jup jesteśmy na głównej i przejechaliśmy tory!! Jeszcze bacznie obserwuję mapę – tory, albo górą, albo tunele wygląda dobrze. Na drodze co prawda jesteśmy sami, ale jakoś nie tęsknimy za korkami. Jedziemy wąwozem podziwiając przełom rzeki. Z tego wszystkiego nawet nie wiemy kiedy znaleźliśmy się nad morzem mijając…. http://www.youtube.com/watch?v=RAWF2cxJv2Q












Agostini - 2014-02-04, 21:58

frape napisał/a:
Szczęśliwi, że najgorsze już za nami jedziemy dalej. Ledwie rzut beretem dzieli nas od wąwozu. Jeszcze tylko wiadukt kolejowy i….. wracamy. Bardzo, ale to bardzo się cieszymy, że przejazd ma 2.45m wysokości :gwm a brakowało jedynie 600m….

:szeroki_usmiech :ok






A Castiglione di Sicilia - wygląda pięknie, ;)
nie byliśmy. :(
:spoko

frape - 2014-02-05, 00:19

Agostini napisał/a:
frape napisał/a:
Szczęśliwi, że najgorsze już za nami jedziemy dalej. Ledwie rzut beretem dzieli nas od wąwozu. Jeszcze tylko wiadukt kolejowy i….. wracamy. Bardzo, ale to bardzo się cieszymy, że przejazd ma 2.45m wysokości :gwm a brakowało jedynie 600m….

:szeroki_usmiech :ok


a myślałam, że tylko my mamy takie pomysły by wybrać się największymi za..... :szeroki_usmiech
ja rozumiem, że mamy "wspólne" fotki np z Koloseum - miejsce turystyczne, ale takie jak tu czy w Cefalu :) te same fale? :szeroki_usmiech

frape - 2014-02-05, 00:20

Okolice Taorminy przywitały nas tłumami i brakiem możliwości zaparkowania choćby na chwilę. Wiemy, że piękna, że malownicza, klimatyczna, ale tłum nas przeraził. Dalej także ciężko było znaleźć cokolwiek na dłużej…., wysokie wybrzeże, zagospodarowane, gonią nas ciemne chmury…., zapomniałam o torach… Zapada decyzja…. stały ląd






































Messina wita nas pierwszymi kroplami. W potężnym korku kierujemy się za znakami do portu…. Bilet mamy chwila i wjeżdżamy na prom… żegnaj Sicilia – wiem, że kiedyś wrócimy tu znów….






jedrek49 - 2014-02-05, 10:09

Witam
CZytamy Wasz przygode z Sycylia i notujemy miejsca w ,ktorych byliscie , w tym roku chyba pojedziemy na Sycylie camperkiem
mam pytanie ; jak korzystacie z internetu we Wloszech ,czy WiFi czy karta jak tak to gdzie kupic i jak korzystac
Pozdrawiamy
jedrek49

frape - 2014-02-05, 10:47

jedrek49 napisał/a:
Witam
jak korzystacie z internetu we Wloszech ,czy WiFi czy karta jak tak to gdzie kupic i jak korzystac
Pozdrawiamy
jedrek49


jak jesteśmy na wakacjach to robimy sobie wolne od netu.... czasem gdzieś w miastach, na dużych stacjach benzynowych było wifi to jak akurat byliśmy w okolicy to korzystaliśmy, żeby coś tam sprawdzić.
Z dostępnością bywało różnie, (może nie szukaliśmy też zbyt mocno) w przeciwieństwie np do Estonii, gdzie praktycznie w każdej nawet małej miejscowości można było coś złapać :)

janus - 2014-02-05, 11:34

jedrek49 napisał/a:
Witam
CZytamy Wasz przygode z Sycylia i notujemy miejsca w ,ktorych byliscie , w tym roku chyba pojedziemy na Sycylie camperkiem
mam pytanie ; jak korzystacie z internetu we Wloszech ,czy WiFi czy karta jak tak to gdzie kupic i jak korzystac
Pozdrawiamy
jedrek49


We Włoszech nie kupisz sobie karty prepaid - nie ma takiej możliwości, tzn może to zrobić osoba na stałe tam mieszkająca po spisaniu danych osobowych :(

jedrek49 - 2014-02-05, 19:27

Witam
Dziekuje za informacje odnosnie Internetu
Trudno,bede musia wiecej przygotowac teraz z miejscami do postoju i zwiedzania ,zbieram teraz miejsca z GPS
serdeczne dzieki
pozdrawiam
jedrek

frape - 2014-02-06, 22:33

Na prom wjechaliśmy z marszu, jako jedno z ostatnich aut. Zrobiliśmy sesję zdjęciową i odpoczywaliśmy w samochodzie. Jakie było nasze zdziwienie gdy ledwie 20-25 minut później poszliśmy znowu zrobić zdjęcia. Ledwo co było widać Sycylię – zasnuła się deszczowymi chmurami, Etny nawet widać nie było…. Czyżbyśmy nosa mieli. Zjeżdżając z promu oczom własnym nie wierzymy jak okolica mogła się zmienić przez te pół godziny.















Na lądzie, też pogoda robi się mniej ciekawa. Kierujemy się do Reggio di Calabria…. Zwiedzamy lungomare (promenadę) – wiatr robi się coraz mocniejszy, a niebo zmienia kolory. No to i my zmienimy okolicę.













Szukamy plaży – najlepiej na nocleg. Pierwsze campery dostrzegamy dopiero 70 km dalej w Canaleo. Po drodze nie było nic odpowiedniego dla nas, więc teraz dostrzeżone białe budki ucieszyły nas do tego stopnia, że nie zastanawialiśmy się ani sekundy. Decyzja podjęta skręt. Przejeżdżamy koło torów, potem (jakby się cofając) pod wiaduktem wzdłuż „rzeczki” i przebieramy w miejscówce. Na początku widzieliśmy nawet kranik, ale tu akurat full. Jedziemy trochę głębiej i ustawiamy się koło namiotów na parkingu przy drodze (ruchliwa – do nocy 5 aut przejechało :) ) Przez jezdnię i wchodzimy na plażę…. A co tam dziś się już stąd nie ruszamy. P.s. droga może mało uczęszczana, ale za to w nocy tory raczej tak :( na szczęście krótkie, szybko pędzące zestawy – można się przyzwyczaić…








frape - 2014-02-09, 23:25

CANALEO – CATANZARO – TAVERNA – SERSALE – MESORACA - PETILIA - LORICA

TRASA 275km

MAPA

Uwierzycie, że to wschód – tak, tak, nawet nie sądziłam, że czasem tak wcześnie wstajemy.



Droga 109” na siłę próbuje nas zaprowadzić do Parku Narodowego Aspromonte Trochę się zagapiliśmy i dobrą (przynajmniej na mapie) prosta droga została hen za nami, a te kolejne to strasznie pokręcone są i wyglądają na niezłe procenty. Najwyższym szczytem jest Montalto (1955). Od strony zachodniej zbocza są strome, od wschodu trochę łagodniejsze.
Droga wzdłuż wybrzeża mijała nam szybko – za plażami się nie rozglądaliśmy jeszcze, bardziej ciekawił nas Park Narodowy Sila. Tym bardziej, że na mapie wyglądało jakbyśmy objeżdżali masyw górski praktycznie cały czas mając w zasięgu wzroku morze. Szybko zatem odbiliśmy na Catanzaro. Pokręciliśmy się potężnymi zawijasami, przejechaliśmy wysoki wiadukt i zaczęliśmy wdrapywanie się na wzgórza.







Towarzyszyły nam liczne wzniesienia pokryte lasami, z drogą która starała się biec grzbietem. Można oczywiście przeciąg park jadąc bezpośrednio na północ, my jednak wybraliśmy drogę śladami pasterzy i zatrzymać się w Tawernie. Na mapie piękna czerwona malownicza droga, na której oprócz licznych zakrętów nie spodziewaliśmy się żadnych niespodzianek.







Znak zakazu wjazdu da ciężarówek powoli traktujemy już z przymrużeniem oka, wiec nie robiąc sobie nic po prostu pojechaliśmy do Tawerny. Wąska droga schodziła łagodnie zboczem, aż dotarła do miejscowości Sorbo San Basilate. „obwodnica” z jakiś przyczyn była zamknięta zatem zjechaliśmy sobie 15% kostką na złożonych lusterkach przez wioskę. Jest dobrze – dojechaliśmy do Tawerny.











Dalej naszą codziennością stał się zakręt w prawo, zakręt w lewo. Mijaliśmy się z ciężarówkami, jechaliśmy za obwoźnym sklepem, który słychać było już z odległości kilku kilometrów. Póki droga była pomiędzy miejscowościami wiedzieliśmy, że przejedziemy (torów brak ). Problem pojawiał się i stresował nas nieźle w każdej mijanej miejscowości. Padało pytanie „czy jest obwodnica” czy tez znów będziemy przejeżdżać przez środek wioski. Czasami zastanawialiśmy się nad zawróceniem, albo nad zjazdem nad morze do płaskiej drogi. Ale powtarzaliśmy sobie, że jak tu jeżdżą ciężarówki to damy radę – przecież i one jakoś przez wioski przejeżdżają.




















frape - 2014-02-10, 00:00

W Mesocara zastopował nam drogę ciągnący się powoli przez miejscowość autobus. Lecz nie ma tego złego. Dzięki temu mogliśmy swobodnie nasycać się widokami, a było naprawdę czym. Teraz cieszyliśmy się, że tu dotarliśmy. Na wyciągnięcie dłoni morze i cudne wzgórza z góry. Autobus na szczęście po pewnym czasie skręcił, bo pewnie nadal byśmy za nim jechali.

































frape - 2014-02-10, 19:17

Gdzieś przy skale przycupnęła Petilia - dość spora miejscowość jak na tą okolicę, dzięki czemu łatwo można ją przejechać. Jeszcze chwilę zastanawialiśmy się czy nie odbić do Crotone na wybrzeże, ale szybka lustracja mapy – droga biegnie zbyt daleko od plaż. To zostaniemy tu – dawno zresztą nie nocowaliśmy w górach. Jeśli do tej pory jechaliśmy skrajem parku Sila to teraz wjeżdżamy w leśne ostępy. Za 30 km jest jezioro pewnie tam coś znajdziemy odpowiedniego.







Droga prawie pusta, zastanawiamy się czy dalej coś jeszcze jest :) Jest tu kilka „osiedli turystycznych”, które służą wędkarzom za bazy wypadowe, jednak czujemy się tu jakby w innym świecie. Zero ludzi, niewielkie osady puste. Nad jeziorem znaleźliśmy coś a’la camping (39.198114,16.662349) – właściwie miejsce na grilla przy restauracyjce z zaznaczonym stellplatzem (teraz oczywiście nikogo tu nie ma). Osady te nad sztucznym jeziorem Lago Ampollino miały pobudzić ruch turystyczny w okolicy, ale chyba coś nie wyszło do końca tak jak było zamierzone. Bardziej odludnej okolicy we Włoszech nie spotkaliśmy. Ponieważ w międzyczasie nie spotkaliśmy żywego ducha stwierdziliśmy, że nie będziemy ryzykować nocy spędzonej samotnie w towarzystwie niedźwiedzi :)









Pogoda w ciągu ledwie kilku minut zmieniła się diametralnie. Jeszcze chwile temu robiliśmy zdjęcie w pełym słońcu, teraz wyjeżdżamy stąd w pierwszych kroplach deszczu. Wypatrzyliśmy kila potencjalnych osad, gdzie moglibyśmy się zatrzymać. Jednak zamiast mieszkańców spotkaliśmy jedynie samotnie błąkające się stada krów i koni, a gospodarstwa wyglądały jakby nikt tu od wielu lat nie zaglądał. Tak w lekkiej mgiełce dojechaliśmy do Bocca di Piaza. Jest tu niewielki zajazd za skrzyżowaniu dróg, ale nie było miejsca by zatrzymać się przy nim na noc to raz, dwa lało niemiłosiernie a czekająca nas przełęcz (1384) dawała nadzieję na lepszą pogodę. Wdrapaliśmy się chwilami jadąc w takiej mgle, że ledwo widzieliśmy gdzie kończy się asfalt. I tak jak myśleliśmy – jak ręką odjął – pogoda może nie super, ale zdecydowanie lepsza.





Aż do Lorica nie ma się gdzie zatrzymać – pojedyncze domy co kilka kilometrów. Sama Lorica położona jest nad jeziorem (Lago Arvo) i zaznaczona jest na mapie jako miejscowość turystyczna. Przy głównej owszem nie staniemy, jednak zjeżdżamy nad jezioro (w lecie zakaz postoju camperów – http://www.campinglagoarv...tture-e-servizi ). Jak się ucieszyliśmy na pierwsze napotkane dziś camperki nie macie pojęcia. To nic, że nie wolno. Dołączamy po prostu do nich – obsługa zamykanej knajpki (39.249454,16.510168) nie reaguje. Jest zimno (10) mży, wieje ale w oddali widać szybko przesuwające się chmury…. Jutro będzie lepszy dzień, zdecydowanie…




Barbara i Zbigniew Muzyk - 2014-02-14, 19:37

w 2010 tez nam się nie udało być na Etnie.Na wycieczke z przewodnikiem nie bardzo nam to pasowalo,gpndola wtedy 51 nie ma senior,zanim wyruszyliśmy piechota po dwóch godzinach ludzie już wracali,kazdy mowil 15 minut.Godz 15 slonce zaszko/chaldy sniegu,IV/nie ma co zawracamy,gnalam co sil,za pol godziny bylam w kamperze.Zbyszek doszdl później.Drzwi zamknelismy,lunelo.Inni turyści wrócili do kamperow przemoknięci do suchej nitki.Dziekuje za relacje Barbara muzyk :kawka: :pifko oczywiscie
RODOS - 2014-02-15, 17:41
Temat postu: Etna
Piękna relacją, ładne zdjęcia z przyjemnością się ogląda. :pifko jak najbardziej.
Wracają wspomnienia z naszego pobytu. Wulkan Etnę postanowiliśmy zdobyć pieszo, chyba dlatego się nam udało, że nie wiedzieliśmy jakiego to wymaga wysiłku. Obraliśmy kierunek w pobliżu kolejki linowej, praktycznie przez dziki teren. W połowie trasy przekonaliśmy się jak trudno podchodzić po usypującym się żużlu po stromych wzniesieniach. Każdy krok do przodu, to przynajmniej pół kroku do tyłu po osuwającym się podłożu. Pod koniec trasy po najbardziej stromych podejściach po 10-20 krokach krótki odpoczynek i dalej. Jadący nad nami w wagonikach turyści patrzyli na nas trochę zdziwieni, ale w końcu nam machali. Spotkaliśmy jedynie kilka młodych osób po drodze. Dziewczyna, która im towarzyszyła pod największa górkę wchodziła na czterech. Bardzo nas to rozbawiło, ale my mając kijki, też czasami podpieraliśmy się rękami. Ruszaliśmy w ładnej słonecznej pogodzie. Po minięciu połowy trasy znaleźliśmy się w chmurach, które niespodziewanie nasunęły się z zachodu, zginęła nam z widoku kolejka linowa, która była naszym drogowskazem. Dalej do szczytu schroniska kierowaliśmy się tylko hałasem przejeżdżających wagoników. Po 2 godz. i 40 min. dotarliśmy do końcowej trasy kolejki, pomimo chłodu byliśmy mokrzy. W stacji na górze jest bar i pomieszczenie,w którym odpoczęliśmy i oglądnęliśmy film przedstawiający historię Etny. Wokół nas tylko chmury i pełno turystów rozczarowanych brakiem bezpośredniego widoku na Etnę. Weszliśmy na taras i próbowaliśmy dojrzeć krater, ale chmury i mgła uniemożliwiły widok. Niestety pogoda nas zaskoczyła.
Z powrotem wróciliśmy tą samą drogą i zajęło to nam połowę czasu.
Natomiast czyste niebo i piękne widoki ETNY nie pozazdrościła nam przyroda kiedy pojechaliśmy w późniejszym czasie podziwiać wulkan od strony północnej.
Przepraszamy za wcięcie, ale ładne Wasze zdjęcia i opisy sprowokowały nas do wspomnień.
Serdecznie pozdrawiamy. Lila i Tadeusz

frape - 2014-02-16, 20:03

Zbigniew Muzyk napisał/a:
Godz 15 slonce zaszko/chaldy sniegu,IV/nie ma co zawracamy,gnalam co sil,za pol godziny bylam w kamperze.Zbyszek doszdl później.Drzwi zamknelismy,lunelo.


RODOS napisał/a:
Po minięciu połowy trasy znaleźliśmy się w chmurach, które niespodziewanie nasunęły się z zachodu, zginęła nam z widoku kolejka linowa.... Niestety pogoda nas zaskoczyła.


no właśnie wysokie góry są nieobliczalne, mimo teoretycznie pięknej pogody jak widać można się naciąć, dlatego ubiór i przygotowanie o podstawa - mimo, że to południe Europy. Mając nawet taką nieprzewidywalną pogodę warto spróbować a nuż się uda :)

Dziękuję za piwka i pozdrawiam :spoko

frape - 2014-02-18, 23:23

LORICA – MOCCONE – COSENZA – TREBISSACE - TARANTE - TORRE CALLIMENO

TRASA 315km

MAPA

Na szczęście przez noc przestało padać, a rankiem pogoda, choć rześka, zrobiła się bardzo przyjazna. Zaraz za Lorica (1-2km) jest zaznaczona malownicza trasa biegnąca do Moccone. Założyliśmy, że jak widokowa to w sam raz dla nas. Ponieważ było dość wcześnie brak ruchu samochodów wcale nas nie zdziwił, wręcz był dla nas udogodnieniem ponieważ droga z każdą chwilą stawała się węższa i węższa. Z czasem koła zaczęły zahaczać o pobocze…. W kilku miejscach znaleźliśmy sporo zaparkowanych samochodów – tak w zupełnej głuszy – ciekawe czego ludzie tutaj szukali?
Droga malownicza pewnie kiedyś była – kiedyś, póki nie zarosła drzewami. Czasami co prawda są przebłyski widoczków, ale nie jest ich za wiele. Gdzieś po 10km jest schronisko i pewnie prowadzące gdzieś z niego szlaki. Można się tu dostać kolejką i chyba jest to zdecydowanie lepszy pomysł niż nasz. Mimo, że droga stawała się lekko hardkorowa nie poddajemy się. Z parkingu przy schronisku rozciąga się panorama na snujące się w dolinach pomiędzy zalesionymi wzgórzami chmury.









Dalej aż do przełęczy Valico di M. Scuro nie spotkaliśmy na szczęście żadnego samochodu, bo nie wiem co byśmy wtedy zrobili. Droga ma szerokość campera, wokół gęsty las, miejscami tak się rozłożył, że muszę wyjść i przytrzymać gałęzie i bynajmniej nie jest to jeden raz. Zaczynamy mieć tego dość. Udało nam się dotrzeć do przełęczy i jak zobaczyliśmy, że droga jest rozdzielona pasem byliśmy przeszczęśliwi.
Do wyboru mamy kierunek wschód lub zachód, ale spoglądając na mapę jak wygląda droga na wschód, w więcej niż 100% byliśmy pewni, że jedziemy na zachód. Droga owszem wije się, są tunele, ale praktycznie jak się rozpędziliśmy na przełęczy to dotarliśmy pod samą Cosenzę bez dodawania gazu :) .






Przez miasto przelecieliśmy rozpędem i prawie udało nam się wpaść na autostradę (darmowa). Prawie ponieważ po drodze mieliśmy spotkanie na światłach z osobami które chciały od nas pieniążki, i, którzy widząc niemieckie napisy na naszym samochodzie nijak nie mogli uwierzyć, że naprawdę nie znamy tego języka…..







Autostrada ciągnie się na północ dolinami pomiędzy ślicznymi wzgórzami. Przemieszczając się tą trasą wcale nie żałujemy, że odpuściliśmy sobie kolejny zestaw serpentynek. Kilometry szybko nam umykają – nawet nie wiemy kiedy na węźle Sibari skręcamy znów nad morze.


















frape - 2014-02-19, 20:23

Dobrze pamiętamy niestety o kolei, wręcz przypomina nam się notorycznie, :( ale przed Trebisacce udaje się znaleźć 4m wiadukt i plaża jest nasza (39.815038,16.49441). Stoimy w cieniu, przez ulicę i korzystamy z uroków wielkiej, pustej, szerokiej plaży. Trochę się chmurzy, ale co tam najwyżej zmienimy miejsce.

















Ponieważ na plaży już byliśmy, a na północ prowadzą dwie biegnące obok siebie drogi wybieramy eksprezówkę, którą niesamowicie szybko przemieszczamy się na północ. Po drodze zawieszamy jedynie wzrok na miejscowości Rocca Imperiale i mkniemy wprost do Taranto, tym bardziej, że niebo przybiera coraz ciemniejsze barwy.









Tarent, założony w 706 r. p.n.e. przez spartańskich żeglarzy, niegdyś największe miasto Wielkiej Grecji (300 tysięcy mieszkańców i 15km mury). Ważny ośrodek filozofii pitagorejskiej, gościł niegdyś Platona i Arystotelesa, a dziś gości nas.










Santa - 2014-02-19, 20:45

frape napisał/a:
... ośrodek filozofii pitagorejskiej, gościł niegdyś Platona i Arystotelesa, a dziś gości nas...

Frape - próbuję nadążać za Tobą - po tych różnych rozdrożach, bezdrożach i innych nieoczekiwanych manowcach - aż tu nagle..., nieoczekiwanie... wstępujemy na ścieżki Platona i Arystotelesa :roll:
Tak mnie to zaskoczyło..., że aż... musiałam się zalogować :wyszczerzony:

frape - 2014-02-19, 20:55

Santa napisał/a:
frape napisał/a:
... ośrodek filozofii pitagorejskiej, gościł niegdyś Platona i Arystotelesa, a dziś gości nas...

Frape - próbuję nadążać za Tobą - po tych różnych rozdrożach, bezdrożach i innych nieoczekiwanych manowcach - aż tu nagle..., nieoczekiwanie... wstępujemy na ścieżki Platona i Arystotelesa :roll:
Tak mnie to zaskoczyło..., że aż... musiałam się zalogować :wyszczerzony:


Santa masz rację przewodnik podpowiada, ze Arystoksenos :(
co prawda żadnego z nich tam nie spotkaliśmy, ale podobno to były kiedyś ich klimaty :)
Ale chyba jednak wolimy te manowce :szeroki_usmiech są bezpieczniejsze

Santa - 2014-02-19, 21:11

Frape - Twoje "manowce" są wspaniałe. Każda fotka to dowód, że najdoskonalsze dzieła sztuki stworzyła sama natura :szeroki_usmiech
A to moje zaskoczenie wynika z mojej słabości do... inteligentnych chłopaków :haha:
Jednego z nich (tych Twoich) też udało mi się "spotkać" w mojej ostatniej podróży... :lol: Do dziś pozostaję pod wrażeniem..., kiedyś opowiem...
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy :szeroki_usmiech
A skoro już tu jestem, to piwko stawiam - za całokształt :spoko

frape - 2014-02-19, 22:48

Santa napisał/a:
Frape - Twoje "manowce" są wspaniałe. Każda fotka to dowód, że najdoskonalsze dzieła sztuki stworzyła sama natura :szeroki_usmiech


nas też natura najbardziej urzeka :)

Cytat:
Jednego z nich (tych Twoich) też udało mi się "spotkać" w mojej ostatniej podróży... :lol: Do dziś pozostaję pod wrażeniem..., kiedyś opowiem...


nie daj się prosić i długo czekać :spoko :kwiatki:
a za bursztynowe dziękuję:) i ruszam dalej w drogę

frape - 2014-02-19, 22:48

Wita nas przemysłowymi przedmieściami, ale już po chwili jesteśmy na wyspie, na której rozłożyło się stare miasto. Za mostem po prawej stronie jest parking (ruch jest po okręgu) wiec traficie tu bez problemu. Choć z zewnątrz miasteczko wygląda zachęcająco, niestety w niektóre uliczki az strach się zapuszczać. Niemniej jednak Katedra z XI wieku z barokową fasadą z bogato zdobioną kaplicą to powód by zaryzykować :)


























Jadąc dalej docieramy na kolejny most, tym razem łączący stere miasto z nowym. Nie zatrzymujemy się na dłużej, ale sam przejazd jest przyjazny dla oka.






















frape - 2014-02-20, 19:25

Poniżej Tarentu szukamy czegoś na dłuższy przystanek, najlepiej nocleg. Po odjechaniu trochę od miasta (tłumy) okazuje się, że droga biegnie wzdłuż wybrzeża, a bezpośrednio przy niej są wydmy, skaliste zatoczki czy plaże. To wszystko jest jednak tak blisko, zbyt blisko by można było zaparkować.
Po drodze widzieliśmy 2 campery i już mieliśmy nadzieję na wspólny postój jednak były tu jakieś tablice informacyjne, jedyne co zrozumieliśmy to uwaga na coś i żeby dłużej nie stać. Okolice nie są typowo turystyczne, jednak czasami pojawiają się napisy w zachodnich językach.









Zatoczki są przepiękne – skaliste z ukrytymi posród skał maleńkimi plażami. W wielu miejscach skały bronią jednak skutecznie dostępu do morza, a morze wydaje się skrywać większą ich część – może o tym infomują te włoskie tablice?









Gdy w czasie postoju przy jednej z takich plaż panowie z zaparkowanego obok samochodu zaczęli wyciągać kusze, poczuliśmy się lekko nieswojo….











Miejscowości przez, które przejeżdżaliśmy miały niezbt dogodne możliwości postoju – parkingów brak, żadnej restauracji czy placyku. Generalnie w wioskach raczej pustawo było. Były mniejsze większe, ale ludzi brakowało.
Na mapie wypatrzyliśmy Torre Callinemo. Torre (wieże) generalnie częsty widok na trasie (w różnym stanie i dostępności) jednak tu układ ulic jest jedną wielką szachownicą. Na rondzie w prawo i na wprost znajduje się wieża. Nawigacja zaproponowała nam kierunek w praw, lecz my na przekorę skręciliśmy w lewo. W porcie zrobiliśmy popłoch – auto przyjechało :) i aby nie wzbudzać dalszych sensacji pojechaliśmy w głąb wioski. Jest placyk jak nic nie znajdziemy to na nim zostaniemy. Ponieważ słońce jeszcze przyświeca sprawdzimy tutejsze morze. Dą kapieli się nie nadaje, ale do spacerów jak najbardziej tu, czy nad pobliskie jezioro. Przez przypadek znaleźliśmy parking (40.297129,17.738798) – camper już tam stoi. Satelita rozstawiona na ziemi, pan leniwym okiem spogląda to na skuter to na zachód słońca – a co tam będzie miał towarzystwo :)












frape - 2014-02-22, 20:40

TORRE CALLINEMO - PORTO CESAREO - GALLIPOLI - MARINA DI LEUCA -CASTRO - OTRANTO - LECCE - CASALABATA

TRASA 235 km -

MAPA


Porto Cezareo leżące ledwie kilka kilometrów na południe od naszego noclegu, przywitało nas rybakami sprzedającymi świeże ryby wprost z łodzi, można się też załapać na świeże owoce.





Oprócz nich miasteczko jeszcze senne. Kilka camperów w porcie (40.260206,17.891049 – płatny (1,5E/60 min 1.06-30.09 16-2, w pozostałe dni 16-22 soboty i święta) jeszcze drzemało, kolejne obok wieży (Torre Cesarea) (trochę dalej) również. My jednak postanowiliśmy nie tracić ani chwili tylko poznać lepiej Apulię.

















Południowa ziemia wyraźnie odczuwa słońce. Spieczona, czerwona ziemia i niewielkie poletka tuż przy morzu, pewnie z tego żyją tutaj mieszkańcy.






frape - 2014-02-22, 21:43

Mijamy miasteczka czasami blisko morza, czasami dalej z możliwościami postoju bywa różnie. Szczególnie w Gallipoli, która choć polecana z pięknych plaż, dla nas jest niedostępna. Na cypel nie da się wjechać, przy każdej drodze króluje niezmiennie „no camper”. Wzdłuż wybrzeża postój jest płatny, a i znaleźć odpowiednie miejsce na campera proste nie jest (1,5 -2km od centrum). Przed miastem jets camping, ale tez sporo do centrum.









Linia brzegowa jest tu różna, piękne piaszczyste plaże? Raczej skaliste lub z drobnymi kamyczkami. Ta część półwyspu smagana jest silnie wiatrem i wodą – brzegi raczej poszarpane i skaliste. Zatrzymalliśmy się gdzieś po drodze – wędkarze się nie nudzą my odpoczywamy.















Im bliżej Marina di Leuca tym bardziej czujemy się jak w Grecji, Białe domki z niebieskimi lub żółtymi zdobieniami – coraz bardziej nam się tu podoba.








frape - 2014-02-23, 19:27

Znalezienie informacji o Santa Maria di Leuca i tutejszym Sanktuarium to nie lada wyzwanie. Gdyby nie wizyta Benedykta XVI w 2008 roku o tym kościele końca ziemi pewnie byśmy nie usłyszeli.
Sanktuarium w Santa Maria di Leuca (Matki Bożej Końca Ziemi), gdzie według tradycji zatrzymał się Święty Piotr w drodze do Rzymu, ma burzliwą i tragiczną przeszłość. Jest położone na ziemi, będącej przez stulecia przedmiotem sporu między chrześcijanami a muzułmanami. Zostało ono pięć razy zniszczone przez Turków i Saracenów i za każdym razem było odbudowywane.









Można zaparkować wzdłuż drogi prowadzącej do Sanktuarium (39.795974,18.36776). Z góry rozciąga się niesamowity widok na port i miasto. Dla chętnych jest możliwość wejścia na wzgórze po schodkach z portu.







Sanktruarium otoczone jest murem, kramarzami oraz pobliską latarnią morską.

















Fux - 2014-02-23, 19:30

Na cro foty fajniej się wyświetlają. ;)

I tak czadowe.

frape - 2014-02-23, 19:50

Fux napisał/a:
Na cro foty fajniej się wyświetlają. ;)
I tak czadowe.


ja nic na to nie poradzę, że tu takie malutkie :(


Nam przy okazji udało się także trafić na ślub i mogliśmy obserwować tutejsze zwyczaje, a nawet je usłyszeć :)









W środku kościół wygląda ciekawe. W bocznym korytarzu (po prawej stronie) też jest wiele obrazów, które warto obejrzeć.













Trafiamy też na grupę pielgrzymów w workach pokutnych. Mężczyzna i trzy kobiety jakby podążające jego śladem. Bardzo nietypowy widok…











Jeśli bardzo mocno wytężycie wzrok zobaczycie coś hen hen w oddali….




frape - 2014-03-03, 19:41

No i to by było na tyle…. Od tego miejsca nie obowiązuje już „my jedziem w goroj juznyj”. Od tej chwili pniemy się nieustannie na północ. Na wschodnim wybrzeżu droga biegnie w większości klifem więc widoki są niesamowite. W oddali majaczy nam nieustannie ląd? Albania?? Grecja?? W końcu znajdujemy się ledwie 100km w linii prostej of Kerkiry? Czyżby aż tu było ją widać. A może to okolice Vlory w Albanii??



Kilka kilometrów dalej spotykamy jeszcze raz parę, która ledwo co wzięła ślub. Tym razem natrafiamy na ich sesję zdjęciową. Czyż można sobie wybrać piękniejsze miejsce??





Wybrzeże urozmaicone jest skalistymi zatoczkami. Niestety nie w każde miejsce można dostać się camperem. Co prawda oficjalnie zakazów nie ma, ale niektóre drogi (szczególnie w wioskach) są bardzo wąskie, strome i kręte – raczej nie na duże samochody. Nawet my nauczyliśmy się, że wjeżdżając w taką, jednokierunkową z reguły ulicę, najpierw sprawdzamy czy teoretycznie jesteśmy w stanie wyjechać stamtąd. Ale jeśli już się uda plaże, zatoczki, skałki a nawet groty wynagradzają z nawiązką.(39.910164,18.391947)






















Agostini - 2014-03-04, 22:24

Widzę, że jeśli ktoś lubi trochę spokoju i urozmaicone wybrzeże może mu się tam spodobać.
Ten obcas ciągle jest dla mnie białą plamą na mapie Italii.

Poproszę o więcej takich zdjęć. Nie oszczędzaj frape serwera. ;)

frape - 2014-09-25, 19:58

Kilometry z wolna nam umykają pod kołami. Tu jest tak pięknie, że aż nie chce się jechać na północ. Odnaleźliśmy „naszą małą Grecję”. Białe domy z niebieskimi okiennicami, kolor morza, nieba… Nie na darmo się mówi, że ta część Włoch przypomina Grecję – to przecież tu lądowali osiedleńcy w dawnych czasach. Teraz, mimo że oficjalnie są Włochami, jednak kultura i sposób życia nadal jest w nich mocno zakorzeniona. Dialekt lokalny do dziś przypomina grekę. Naprawdę cieszymy się, że tu jesteśmy.
Wybrzeże kręci się zakosami – droga biegnie w miarę prosto stąd nie zawsze udaje nam się podjechać pod sam brzeg, by zakosztować morza, bo choć to już prawie końcówka września to słońce nadal mocno przypieka – aż się marzy by trochę się schłodzić :)





Łatwo nie było, ale miejsce się znalazło – tyle, że nie za bardzo dla dzieci – głęboko, a fale z impetem uderzają o skały. Ale przynajmniej przyjemny wiaterek :) ciut schładza….
Jeśli komuś naprawdę gorąco, może się schować w jednej z licznych grot Verde, Zinzulusa, Romanelii, del Cervi – mam nadzieję, że Wam uda się je odnaleźć.







Wiele tutejszych miejscowości przygotowuję się chyba do festynów. Co rusz mijamy wioskę, a niej krzątających się ludzi z girlandami…. Oj będzie się działo :)







Porośnięte trawami i krzewami wybrzeże ustępuje miejsca pustym terenom, ale wieże nas nie opuszczają. Podobnie jak na zachodnim wybrzeżu tego Półwyspu….. jest ich tutaj całe mnóstwo – w różnym stanie.





Gdzieniegdzie trafi się piaszczysta zatoczka – dla osobówek, a my jedziemy dalej i zaglądamy w najgłębsze zakamarki (Capo d”Otranto) – czytaj - bliżej przy linii brzegowej już się nie da. Dzięki temu natrafiamy na miejsca ciche, spokojne, odludne, ale jak się też okazuje niekoniecznie z dobrym asfaltem…










frape - 2014-09-25, 20:05

Czasem zajeżdżamy również do cywilizacji – po drodze mamy Otranto, gdzie można odpocząć na słonecznych plażach – tak mówi przewodnik :) Plaże są, ale dostępne dla osobówek lub spacerkiem. Jest to miasto portowe dlatego też najlepiej zatrzymać się w nim w porcie (płatne oczywiście. Miasteczko sprawia wrażenie cichego, ale chyba nie dziś – ten wiatr we włosach nadal pamiętam – a może to tylko taki zbieg okoliczności?:)





Zamek, port dla żaglówek – tu się raczej nie wykąpiemy, zatem czmychamy dalej. Wzburzone morze – tak chyba można określić te okolice. Skały piękne, widoku cudne tylko ten wiatr….. ciekawe czy tak codziennie czy tez tylko my mamy takie szczęście… Nad głowami pojawiają się nam łuczki – pewnie to dla nich tak wieje ;)















Riserva Statale di Cesine zaprasza http://www.riservalecesine.it/ – nie tym razem, my tylko przelotem :) Lecce na nas czeka.


frape - 2014-09-25, 23:02

Piazza Giuseppe Libertini to duży plac (płatny), a co za tym idzie gwarny, bo targowy. Niby w centrum, tuż pod zamkiem jednak ostrożności nigdy za wiele…





W Lecce znajdziemy barokowe domy i kościoły zbudowane z miejscowego piaskowca. Niegdyś różne zakony miały tu swoje wpływy stąd kościoły mają bardzo bogato zdobione ołtarze i kolumny. Brukowany Piazza Sant’Oronzo pośrodku, którego stoi kolumna rzymska – wyznaczająca kiedyś (gdy stała jeszcze w Brindisi) południowy koniec drogi prowadzącej do Rzymu Via Appia od południa zamknięty jest fragmentem amfiteatru

















Zwiedzamy, lecz dzień powoli chyli się ku zachodowi. Tu nie zostaniemy – zbyt gwarno – dobrze, ze do wybrzeża tak niedaleko…. Niedaleko, lecz długo szukaliśmy odpowiedniego miejsca kręcąc się po praktycznie pustych wioskach (bo to wrzesień) – bywały takie, że nie widzieliśmy nigdzie zapalonych świateł w domach czy zaparkowanego samochodu… , a zjeździliśmy ich naprawdę sporo…. W końcu zaparkowaliśmy w zatoczce pod hotelem w Casalabate. A co nam też należy się czasami trochę luksusu :)




frape - 2015-06-23, 00:23

yyy puk puk to znowu ja :) ,

CASALABATE - BRINDISI - OSTUNI - LOCOROTONDO - ARBELOBELLO - POLIGNANO A MARE - TORRE A MARE - BARI - GIOVINAZZA

Poranek przywitał nas rześko. Czyżby już koniec lata się zbliżał? Droga mokra a chmury no cóż obiecują :) Zmykamy zatem do Brindisi, które jest nie tylko miastem wojskowo/portowym, ale stąd prowadzi też szlak morski do Grecji. Parkujemy gdzieś nad morzem – ponieważ jeszcze rano więc tłumów nie ma – miasto dopiero leniwie się przeciąga za snu w pierwszych promieniach słońca. Brindisi jest dość „nowoczesne” – może zbyt jak dla nas przyzwyczajonych do historycznych włoskich miasteczek… zatem tylko na chwilę tu zawitamy. Przemykamy więc wąskimi, sennymi jeszcze uliczkami, klucząc w gąszczu zakazów i jednokierunkowych :) Chcieliśmy zobaczyć zamek – lecz nie wiele się da, ponieważ znajdują się tam koszary – jednym okiem rzucamy i fruuuu ku morzu….
Plaż i zatoczek jest tu bez liku, jednak do większości w sezonie będzie ciężko się „dopchać”. Korzystamy z tego, że teraz już cisza i spokój, bo przecież przy takiej pogodzie i „chłodnej” wodzie nikt tu już nie zagląda :)

Jako, że dziś pogoda płata nam wyjątkowego figla, zostawiamy morze i jedziemy w kierunku białych miast. Jest ich tu kilka i już z daleka zachwycają swoim wyglądem. Pierwsze z nich to Ostuni. Piękne z daleka...
Tak to jest strzał w dziesiątkę (pod warunkiem, że znajdziecie parking w stromych uliczkach – nam udało się na osiedlu). Najpierw zrobiliśmy rundę honorową „czy warto” a potem szybciutko szukaliśmy jakiegoś placyku. Urok tego miasteczka zachwycił nas chyba bardziej niż trulli. Wąskie, śnieżnobiałe uliczki i domy. Zwykłe, codzienne sprawy i zupełna cisza – jakby nie Włochy.
Bliżej centrum ruch gęstnieje, kramy uliczki, lokalne produkty ( pychota ) prodicti tipici – tego szukajcie.
Na placu głównym mogłabym stać i stać delikatnie tylko obracając się co rusz w inną stronę.
La Cita Blanca – ja to poproszę na dłużej.
A dalej jest Locorotondo (też białe) ....
I w końcu długo, długo wyczekiwane Alberobello z białymi domkami na planie koła lub kwadratu z dachem w kształcie stożka, kryte chiancarelle, sprytnie uformowane w stożek z pinaklami na górze, które są pozostałościami dawnych wierzeń. Najstarszy budynek pochodzi z XVI w. Trulli znajdziecie w dwóch miejscach – oczywiście w dzielnicy turystycznej, ale zajrzyjcie też tam gdzie do tej pory mieszkają w nich na stałe ludzie. Białe potrafi być piękne :)
Jeśli nie musicie nie zapuszczajcie się camperem do centrum, na zaparkowanie i tak marne szanse, lepiej zostawić na camperparku i przy okazji zapewnić sobie nocleg. Oznakowanie niestety nie było dobre, więc po którymś okrążeniu wcisnęliśmy się w drobną lukę :)

Miasteczko ma sporo do zaoferowania, spacer raczej będzie długi…, a może do jakiegoś z trulli wpadniecie na nocleg? :) Powłóczcie się też bocznymi, tymi nie komercyjnymi uliczkami, a odkryjecie prawdziwy urok tego miejsca ...

chyba się załączniki zbuntowały :( więc po zdjęcia zaproszę tutaj
http://osiolkiemprzezswia...y-dzien-34.html

frape - 2015-06-23, 11:29

nasza miejscówka



Brindisi







tłumy na plażach :)



Ostuni


[img]http://3.bp.blogspot.com/-vc0aOMrsm-I/VYh62Sr6-aI/AAAAAAAAnZQ/zMG9d3JUE3E/s1600/P1380435.JPG[/img


















frape - 2015-06-23, 11:39

i na zachętę trochę Alberobello




















frape - 2015-06-24, 18:55

Rzut okiem na małe miasteczko Putignano i jak zwykle spacer jego wąskimi uliczkami... Centrum miasteczka jest na planie okręgu z kilkoma bramami wejściowymi - pamiętajcie dobrze, którą weszliście, bo nachodzić naokoło można się naprawdę sporo :)





Ale jednak – pogoda kusi nadal by udać się nad wodę. Za Polignano a Mare znajdujemy spory plac – dojazd może nieszczególny, bo kamienisty, ale miejscówka fajna widokowo. Kawałeczek niżej znajduje się coś a’la plage – wybetonowane i z bardzo głęboką wodą od razu, więc nie wszystkim takie miejsce kąpielowe będzie odpowiadać. Do tego morze dzisiaj zdecydowanie mniej spokojne, białe fale co rusz przewalają się przez skały, morze szumi – jest cudnie :)








frape - 2015-06-24, 18:59

Przed nami ostatni z dzisiejszych punktów dnia – naszego planu bez planu :) czyli Bari. Robimy rundę honorową wokół nabrzeża (szczelnie zaparkowane luz ozakazowane).
O mieście tym krążą różne legendy, że portowe, że biedne, że lepiej nie wjeżdżać jak nie trzeba…. Trochę w tym prawdy niestety… Parkujemy pod zamkiem, gdyż tylko tu udało się znaleźć coś do zaparkowania, był tu targ, kręcą się różni…







Jednak chęć poznania miasta zwycięża. Można powiedzieć, że Bari jest stare jak świat. Już w II w.p.e. było ważnym ośrodkiem handlowym i pełniło funkcje strategiczne. W IX w. przeszło pod władania Bizancjum, potem znów było włoskie – więc historia bogata i mieszanka ludności również. II wojna światowa też odcisnęła tu swoje piętno – niemiecki nalot z 1943 roku nazywany jest „Małym Pearl Harbor”.









Głównym zabytkiem miasta jest zamek z XI wieku oraz katedra św. Sabina, który był pierwszym patronem Bari. Bazylika św. Mikołaja, w którym znajduje się obraz Madonna Odegitria, według legendy namalowany przez Św. Łukasza. W kościele tym znajdziemy również nagrobek królowej Bony żony Zygmunta Starego.









W samym miasteczku toczy się zwyczajne południowo włoskie życie. Bawią się dzieci, dorośli odpoczywają przy kawce, po prostu tętni normalne życie :)







A my szukamy miejsca na nocleg, cichego, spokojnego z widokiem…


metella - 2015-06-30, 11:42

Super zdjęcia, zazdroszczę takiej wyprawy!

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group