Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Po Polsce - Jesienne Roztocze z namiotem

Neno - 2013-11-09, 14:47
Temat postu: Jesienne Roztocze z namiotem
Zbliżał się fantastyczny weekend, 3 dni wolnego... tego mi było chyba trzeba. Wyrywam jeszcze jeden dzień wolnego i szukam kogoś, kto ma podobne jak ja marzenia, podobny system myślenia, wartości, podobne spojrzenie na świat i ten , no... bezproblemowy charakter. Bezproblemowy dlatego, że mój nie jest idealny ;)
Bartek, Białystok – tam od razu kieruję swoje myśli i nie mylę się. Wszystko ustalone, zostało 5 dni do „urlopu” czekamy do ostatniej chwili i pojedziemy tam, gdzie w weekend będzie najlepsza pogoda.

31.10.
Zapada wyrok: najładniej ma być na Roztoczu. No to jak by nie patrzeć, jedno z tych miejsc, które od dawien dawna mam zapisane na swojej mapce podróży do odbycia. Co prawda zawsze chciałem pojechać tam na minimum 7-10 dni, by zahaczyć Lwów, w którym nigdy nie byłem, Przemyśl, Zamość... ale cóż. Jak nie można mieć całej pomarańczy to trzeb się postarać chociaż o to, co jest pod skórką ;)
Mieliśmy wyruszyć po południu, po pracy ale z mojej winy pomysł upadł. Miałem dużo przyjemniejsze zajęcie niż prowadzenie auta nocą … ;)

01.11
1:20AM. Dzwoni budzik. Prysznic, śniadanie, wynoszę sakwy do auta i montuję rower... tu przez 15-20 minut padają setki niecenzuralnych słów gdyż zacina mi się mocowanie. Tyle też czasu tracę na starcie + dłuuugie minuty na domycie rąk ubabranych w smarach – walka z mocowaniem była nierówna, zdecydowanie!
3:40. 70km dalej. Białystok. Podjeżdżam pod blok Bartka, ten już stoi gotowy – jestem w szoku! Pakujemy jego graty do bagażnika, rower na dach i ruszamy w drogę. Przed nami 280km, tak nam się przynajmniej wydaje...
Kilkanaście km przed Kraśnikiem, pierwotnym celem, odwiedzamy stacje benzynowe w poszukiwaniu mapy Roztocza. Nie kupiliśmy nic wcześniej bo nie wiedzieliśmy gdzie pojedziemy. Stacja za stacją, kolejna i kolejna, i jeszcze kolejna stacja. 9, 10, 11 i 12. Na 13 udaje się! Mamy mapę! 5.50 ubywa z portfela ale wiemy czego i gdzie szukać. Ruszamy w kierunku Zwierzyńca.
20km przed Zwierzyńcem szukamy miejsca gdzie można by zostawić nasz wycieczkowóz i pojechać dalej rowerami. Tu szefowa nie kazała, tam …. a nie, tu wolno – z uśmiechem na ustach pracownicy stacji benzynowej witają nas, wydają klucz do toalety i zapraszają z powrotem kiedy tylko będziemy chcieli. 3 kwadranse później wbijamy w nawigację pierwszy z celów naszej podróży i ruszamy, przygoda wzywa !
Pierwsze foto już po kilku km i się zaczęło.. przebiegi na tym wyjeździe będą nikczemne bo dużo robiliśmy zdjęć, kręciliśmy filmów, dużo "zwiedzaliśmy" a i dnie krótkie, poranki chłodne a nawet i mroźny jeden nam się trafił ;)



Brak planu pozwala nam na pełen spontan, dodatkowo Bartek wspomina coś o pełnym luzie, braku napinki i ogólnym chiloucie. Cieszy mnie, nawet bardzo! W Zwierzyńcu obieramy kurs na Szczebrzeszyn no bo jak to, być tak blisko i nie zrobić sobie zdjęcia z chrząszczem co brzmi w trzcinie, w Szczebrzeszynie ?












Podczas gdy nasze więzi z Bartkem już dawno były zacieśnione, więzy między naszymi rowerami dopiero się wiązały...


Około 14 robimy sobie przerwę na jedzonko na leśnym parkingu:




Dalej już była tylko jazda i jazda. Bez wielkich przygód, bez uniesień. Ot , co chwilę kolejna atrakcja w postaci mniej lub bardziej interesujących "eksponatów". Nas cieszyła sama jazda, towarzystwo, świetna pogoda i piękne widoki. Dzień, a w zasadzie tylko popołudnie bo ruszyliśmy koło południa, potraktowaliśmy jako przyzwyczajenie miejsca gdzie kończą się plecy z siodełkami naszych rowerów. Dodajmy, że byle jakich rowerów, z byle jakimi siodełkami, a na nich byle jacy jeźdźcy, za to z nie byle jakimi marzeniami ;)










































Nocleg, oczywiście pod namiotem, wypada nam we wspaniałym lesie, na super miękkim mchu. Po prostu czad. Odpalamy kuchenkę i raczymy się grzańcem bo temperatura spada w zastraszającym tempie. Przez godzinę spadła o 2*C a to był dopiero początek. Rano okazało się , że było blisko zera, dokładnie +1*C.
Sączymy sobie to winko, gadamy i... dostrzegam nagle światło w lesie. 3 sekundy potem stoimy już w ciszy i po ciemku ;) Nie odzywamy się chyba przez 5 minut czekając na to co będzie się działo. Czekalibyśmy pewnie dłużej gdyby na oddalonej daleko, daleko asfaltowej drodze nie pojawił się samochód. To ich światła dawały tak dziwne refleksy, że wydawało nam się, że ktoś ku nam zmierza. Kupa śmiechu, kolejna „kolejka” grzańca i do namiotu. Jeszcze tylko sms wysłany o 17:38 i już odpowiedzi, która przyszła o 17:50 nie słyszę. Bartek słyszał bo oprócz sygnału nadejścia owej wiadomości tekstowej słyszał odgłosy „mojego snu” i jego sen przyszedł zdecydowanie później ;) Ale takie to już uroki sypiania we wspólnym namiocie ;)

Dziś "aż": 45km.





Mapka:


Statystyk kilka:

Jerzyk - 2013-11-09, 17:40

.. fajna traska... zostawiliście autko w Panasówce?.. Później przez Wywłoczkę do Szczebrzeszyna ( Turzynieckie Doły) i przez Brody do Zwierzyńca... Dalej nas Stawy Echo i szutrówką na Florianke kolo Czarnego Stawu... Czyżbyście spali w Parku ?... Koło zabytkowego Dębu i dawnego domu "Szklarza" ? Jest tam wiele Pieknych miejsc.. mijaliście zabytkowy kościół na wyspie ( dawny teatrzyk Marysieńki Sobieskiej), zabytkowy browar Ordynacji Zamojskich- obecnie uruchomiony, a za czarnym Stawem po lewej stronie było lokalne miejsce zrzutów AK w czasie wojny, która tam trwała dłużej niż nam to na lekcjach historii tłumaczyli. Pozdrowionka J
SlawekEwa - 2013-11-09, 17:59

Jerzyk napisał/a:
. zostawiliście autko w Panasówce?.

Tak to Panasówka, stacja"Orlenu". Z Biłgoraja mieliby za daleko :( całe 9 km :haha: :bajer

cirrustravel - 2013-11-09, 18:11

Neno, uwielbiam oglądać Twoje fotki, obojętnie czy jedziesz motorem, samochodem, czy rowerem... A przy okazji znajome mi i ulubione przeze mnie tereny. Oczywiście kolejne :pifko dla Ciebie ode mnie.
marekoliva - 2013-11-09, 21:18

I co dalej, bardzo fajny opis, zdjęcia rewelacyjne, :brawo
piotr1 - 2013-11-09, 21:54

Super relacja :spoko :spoko :spoko
wbobowski - 2013-11-09, 22:05

Roztocze zawsze warte było odwiedzania.
Ci co byli na zlocie w Majdanie Sopockim chyba to potwierdzą.
Gratuluję samozaparcia (ja już chyba wyrosłem z noclegów w namiocie, na dodatek w takich temperaturach).

Ela i Andrzej - 2013-11-09, 22:53

NENO piękna relacja i zdjęcia , też bym chciał kiedyś z sakwami poznawać świat . :bukiet: Jerzyk napisz coś więcej o tym pięknym mie :spoko jscu .pozdrawiam kolarz i żona kolarza :kwiatki:
Neno - 2013-11-12, 08:46

Jerzyk napisał/a:
.. fajna traska... zostawiliście autko w Panasówce?.. Później przez Wywłoczkę do Szczebrzeszyna ( Turzynieckie Doły) i przez Brody do Zwierzyńca... Dalej nas Stawy Echo i szutrówką na Florianke kolo Czarnego Stawu... Czyżbyście spali w Parku ?... Koło zabytkowego Dębu i dawnego domu "Szklarza" ? Jest tam wiele Pieknych miejsc.. mijaliście zabytkowy kościół na wyspie ( dawny teatrzyk Marysieńki Sobieskiej), zabytkowy browar Ordynacji Zamojskich- obecnie uruchomiony, a za czarnym Stawem po lewej stronie było lokalne miejsce zrzutów AK w czasie wojny, która tam trwała dłużej niż nam to na lekcjach historii tłumaczyli.


Auto zostało w Panasówce. Jechaliśmy jakoś tak dziwnie, że nie przez Biłgoraj, za to wracaliśmy przez to miasto.
Jechaliśmy przez Floriankę koło Czarnego S. ale kościoła nie widzielismy ;( Zmierzchało już albo my jacyś ślepi. Wg mapy i znaków spaliśmy poza granicami Parku. Pilnowaliśmy tego. Zawsze pilnuję takich rzeczy, raz ze względu na szacunek dla Matki Natury, dwa - ze względu na niepotrzebne konsekwencje. Kolega również był świadomy tego gdzie rozbijam namiot i liczył się z opcją, że czasem trzeba będzie wypedałować niepotrzebnie kilka km by wyjechać poza obszar chroniony. Kurcze... browaru też nie pamiętam ;(
Pamiętam tylko Koniki Polskie, punkt widokowy ( ominęliśmy, za krótkie dni albo po prostu mieliśmy za mało o ich kilka...;( ).
Co do spania w namiocie - mieliśmy świetne, małe i lekkie śpiwory puchowe. Tak naprawdę najgorsze w takich wyjazdach jest pogoda w dzień ( deszcz, wiatr). Noc to tak naprawdę bardzo przyjemne chwile - byle by było prosto pod plecami ;) Dla mnie to sama przyjemność po obcować w ten sposób z naturą. Pięknie jest obudzić się słysząc śpiew ptaków, zobaczyć promyki słonka przebijające się przez korony drzew...eh, rozmarzyłem się. Wracam do pracy :P

P.S. Skoro się wam tak podoba to postaram się pogonić relację choć ... czasu mało na wszystko ;(

Jerzyk - 2013-11-12, 11:11

Ela i Andrzej napisał/a:
NENO piękna relacja i zdjęcia , też bym chciał kiedyś z sakwami poznawać świat . :bukiet: Jerzyk napisz coś więcej o tym pięknym mie :spoko jscu .pozdrawiam kolarz i żona kolarza :kwiatki:


wywołany do tablicy mogę napisać, że Zwierzyniec, to nie tylko miejsce na mapie. To etap życia. Kto był, ten wie... kto nie był, ten być tam POWINIEN :)
Ja bywam tam regularnie z racji mojej "byłej Narzeczonej".
zajrzyj na : http://maertge.blogspot.c...wierzyniec.html
Właśnie na wyspie w/wymieniona przestała być narzeczoną...
Warto dodać, że jest tam całe mnóstwo historii z dalekiej, bardzo dalekiej, a również bliższej przeszłości.
Polecam w całej rozciągłości .. zarówno wspaniałe okolice z idealnymi trasami rowerowymi, spływami kajakowymi,jak i historię od czasów Marysieńki Sobieskiej, przez Ordynację Zamojskich, Kampanię wrześniową z ostatnią bitwą Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej pod Tomaszowem, walki partyzanckie w lasach Roztocza (oddziały m.in."Podkowy")z bunkrami ( Turznieckie Doły),szkołą oficerską i szpitalem polowym(okolice Górecka), akcjami "Wicher I i II" pod Osuchami. Uwierzysz, że ostatni z "Żołnierzy Wyklętych"poległ jesienią 1963 roku? policz ile to lat po tzw zakończeniu wojny. Pojedź też do Bondyrza - Muzeum AK ze wspaniałymi zbiorami broni zdjęć z czasów okupacji
Koniecznie należy odwiedzić "Zagrodę Guciów" prowadzoną przez Stacha Jachymka. Kapitalny obiekt, wspaniali ludzie. Zapytaj tam o Tomka Gajewskiego - bywa tam przewodnikiem- ma w głowie wiele gigabajtów informacji o Roztoczu. Zamów kolejkę "wilgoci wąwozu" i słuchaj... może przy ognisku aż do świtu?
Słowami tego wszystkiego nie da się wyrazić - trzeba pojechać... ale uważaj - okolica wysoce zaraźliwa - jak dotkniesz, to wiele wolnego czasu tam zostawisz...
J.

Romano - 2013-11-12, 12:23

Neno - pełen szacun :) :) no i piwko za relację :)

Pozdrawiam
Danuśka

Neno - 2013-11-12, 13:24

Jerzyk napisał/a:
Ela i Andrzej napisał/a:
NENO piękna relacja i zdjęcia , też bym chciał kiedyś z sakwami poznawać świat . :bukiet: Jerzyk napisz coś więcej o tym pięknym mie :spoko jscu .pozdrawiam kolarz i żona kolarza :kwiatki:


wywołany do tablicy mogę napisać, że Zwierzyniec, to nie tylko miejsce na mapie. To etap życia. Kto był, ten wie... kto nie był, ten być tam POWINIEN :)
Ja bywam tam regularnie z racji mojej "byłej Narzeczonej".
zajrzyj na : http://maertge.blogspot.c...wierzyniec.html
Właśnie na wyspie w/wymieniona przestała być narzeczoną...


A widzisz, trafiliśmy tam w drodze powrotnej, zupełnie przypadkiem. Cudowne miejsce!
Także do tego tematu wrócimy a cała reszta- do zobaczenia przy okazji kolejnych wizyt ;)
Na Roztocze trzeba mieć sporo czasu.

Wito - 2013-11-13, 15:28

Sympatyczna podróż i ciekawa relacja. Jak to dobrze, że są tacy wśród nas, którzy nie boją się wsiąść na rower i pojechać w nieznane, i to o takiej porze roku. Z niecierpliwością czekam na dalszą część relacji i na zdjęcia.
Neno - 2013-11-14, 06:07

Dźwięk budzika przeszywa namiot. Jest 6AM, na zewnątrz jeszcze ciemnawo. Uciszam go jak najszybciej i tak jak mam w zwyczaju, sięgam na zewnątrz, po termometr umieszczony w przedsionku. +1*C brzmi jak wyrok. Chowam wychłodzona rękę jak najszybciej do cieplutkiego śpiwora, przewracam się na brzuch i... usypiam ;)
Na dobre budzą nas dopiero pierwsze promyki słonka docierające przez gałęzie drzew około 7:00.

- To będzie piękny dzień - pomyślałem gdy tylko temperatura w naszym "hostelu" zaczęła rosnąć.







Skoro już wyszliśmy z ciepłego posłania to trzeba się było bardzo szybko ubrać, robić jak najszybciej ciepłe śniadanie, zwijać obóz, napełnić termos gorącą herbatą. W zasadzie to cokolwiek, byleby coś robić bo było zimno, wilgotno. Staramy się jak najmniej chodzić bo rosa pokrywająca runo leśne moczy nasze buty. Bartek specjalnie się o to nie martwi bowiem jedzie w butach trekingowych, ja postawiłem na nieco inne rozwiązanie więc muszę uważać.

Ruszamy około 9:00. Temperatura zdążyła już skoczyć do +7*C ale jedziemy ubrani dużo cieplej niż wczoraj. Pod zewnętrzną, wiatroszczelną warstwę odzieży zamiast letniej, wylądowała zimowa bielizna termoaktywna. Nie okazało się to dobrym pomysłem bowiem już pierwszy leśny podjazd rozgrzał nas na tyle, że kilka km dalej, w Józefowi wracaliśmy do wczorajszej "letniej" konfiguracji ;) A zrobiliśmy to na wspaniałym ryneczku, z fontanną w tle, pod kopią pręgierza z XVIIIw. Tak, należała nam się chłosta za tak późna pobudkę ;) Pewnie jak byśmy ją sobie wymierzyli, kolejne dni zaczynalibyśmy dużo wcześniej, a tak ...


















W księgarni widocznej w tle, zresztą chyba jedynej w Józefowie kupujemy kolejna mapę, dostajemy darmowe broszurki i ucinamy sobie super pogawędkę z właścicielem, jak się okazuje również zapalonym rowerzystą. Układa nam plan na dzień dzisiejszy i mocnym uściskiem reki życzy nam dobrej zabawy, jeszcze lepszej pogody no i wspaniałych widoków. Ruszamy. Kierunek: kamieniołomy i wieża widokowa w Józefowie, samozwańczej rowerowej stolicy Roztocza.

















Dalej kilka kilometrów fajnej, równej szutrówki. Jej dłuższy odcinek mam okazję przejechać 3 razy bowiem wracam się w poszukiwaniu zgubionej czapki. Także do wyniku Bartka dokładam 8km ekstra. No cóż... 20minut w plecy. 20tu, 20tam, tu zdjęcie, tam ujęcie...i dzień ucieka bardzo szybko. Niestety albo stety Roztocze jest tak piękne, że nie pozwala jechać obojętnie. Za niemal każdym wzniesieniem, za co drugim zakrętem czai się coś, przy czym warto zatrzymać się choćby na chwilę. I nie ważne czy to chwila zadumy przy kolejnym pomniku, krzyżu, cmentarzu czy zachwyt nad kolejnym pocztówkowym widokiem - stanąć trzeba i już. A dzień krótki, czas płynie jak rzeka, jest nie do zatrzymania... Zdajemy sobie sprawę, że nasz nikczemny plan na pojeżdżenie po Roztoczu musimy okroić gdzieś tak o połowę... Znów przesadziliśmy na etapie planowania.
























Trasy, pomimo wspaniałej pogody, jak na listopad oczywiście - puste! Spotykamy dosłownie kilku rowerzystów w tym ani jednego sakwiarza ;(













Popołudnie to czas na piknik. Nie mogliśmy na niego znaleźć lepszego miejsca niż taras widokowy nad kamieniołomami, ze wspaniałą panoramą nie tylko na nie ale również całą okolicę. I to opadające już ku linii horyzontu słońce... No po prostu bajka! Cieszyliśmy się więc smakiem makowca, ciepłego mleka, widokami, swoim towarzystwem. Taka mała przygoda, za to taka jaką kochamy. Wolność, niezależność, przestrzeń, przyroda. Ech...








Był czas na kawę, mapę, na przewodnik, na pogaduszki i krótkie planowanie.



























Jako, że wyjazd odbywał się w weekend święta Wszystkich Świętych, Zaduszek na trasie naszej wycieczki znalazły się też cmentarze, i to nie tylko te wojenne. Także oprócz ochów i achów nie zabrakło również wyciszenia, chwil zadumy, wspomnienia swoich bliskich...
















Znów docieramy na skraj parku, można więc przed ponownym wjazdem w jego granice rozbić obóz i przenocować. W totalnych ciemnościach, grubo po zmroku wybieramy trochę niefartownie i ostatnie 200-300m musimy prowadzić rowery pod spore wzniesienie. Droga nie nadawała się do podjazdu, my zresztą też a przynajmniej nam się tak w tych ciemnościach wydawało.
Poszukiwanie miejsca na biwak to długie minuty, bardzo ciężko było o równy kawałek "podłogi". Ale jak już się znalazł to po szybkim prysznicu z "mokrych chusteczek" i żelu antybakteryjnego lądujemy w namiocie bowiem niespodziewanie zaczyna kropić deszcz. Nic wielkiego ale wolimy skryć się w czeluściach naszej 3ki z gigantycznym przedsionkiem. Dziś śpiwory leżą obok nas: 12*C późnym wieczorem wróży ciepłą noc.
W ruch idzie kuchenka, grzaniec. Napełniamy kubki i możemy spokojnie posiedzieć, pogadać. Po ponad 12h snu ubiegłej nocy dziś nie możemy usnąć. Dyskusje milkną po 23:00, bateria w notebooku kończy się po północy a ostatni dźwięk SMSa grubo po 1AM. Ktoś będzie jutro żałował tej nie przespanej nocy...







Mapka, statystyki:



Garncarz81 - 2013-11-20, 12:51

Na prawde pelen podziw za motywacje, pieknie przedstawione i na prawde fotki dobrej jakosci ;)
Irel - 2013-11-20, 16:23

To jest trasa moich wielokrotnych wycieczek rowerowych. Ale ja na Roztoczu jestem przeważnie w sierpniu lub wrześniu i codziennie wracam do bazy (kampera) :kamp2 Chciałoby się jeszcze spróbować nocowania w namiocie, ale musiałbym na takie eskapady wybierać się sam. Niestety moja lepsza połowa zdecydowanie nie aprobuje takiej formy nocowania pod gwiazdami. :przestan
Taka ciekawostka. Na moim awatarze widać jedno z opisanych w relacji miejsc (punkt widokowy w kamieniołomie w Błudku).

Neno - 2013-11-20, 16:42

Teurgus napisał/a:

Taka ciekawostka. Na moim awatarze widać jedno z opisanych w relacji miejsc (punkt widokowy w kamieniołomie w Błudku).


Faktycznie! Fajne miejsce!

Neno - 2013-11-26, 16:31

Trzeci dzień, choć nie do końca wyspani zaczynamy dość wcześnie od zwinięcia namiotu. Mimo, że wczorajszego wieczora chcieliśmy się mocno zaszyć, to już po rozstawieniu naszego mieszkanka okazało się, że spać będziemy obok leśnej drogi, stąd też, mocne postanowienie by się nikomu nie narażać... Takze namiot zwinięty dość szybko a potem.... a potem zaczęło się ostre piknikowanie.







Ruszamy tradycyjnie już około 9:00 ciekawi tego co nas dziś spotka, co czai się za najbliższym zakrętem, za kolejnym wzniesieniem. Tak zaczyna się 3 dzień naszej przejażdżki, niedziela 3 listopada.



Daleko nie ujeżdżamy bo po wjechaniu na asfalt czuję, że mam mało powietrza w tylnym kole. Zatrzymujemy się więc w bezpiecznym miejscu, wyciągamy pompkę, kamerę... i tak się zaczęło... ten dzień należał do tych z gatunku filmowych ;) Koła na szczęście łatać nie trzeba było, wystarczyło solidnie dopompować i można było mknąć dalej.






Po drodze odwiedzamy cmentarz z początku XX wieku. Na głównej tablicy napis głosi: " Od powietrza, głodu, ognia i wojny zachowaj nas Panie". Na owym cmentarzu spoczęły ciała pochowane w 1915r. Wszyscy zmarli w wyniku epidemii cholery.






Dalej kierujemy się w sumie bez ładu, składu, bez jakiegokolwiek planu. Zatrzymujemy się po prostu na skrzyżowaniu i decydujemy gdzie dalej. Omijamy kolejne rezerwaty, jakoś dziś nie mamy ochoty schodzić na dłużej z rowerów. Taka postawa wywodzi nas w las, w piaskową drogę po której nie da się jechać naszymi rowerami. Zarządzamy odwrót robiąc jednocześnie chociaż zarys planu. Nasz dotychczasowy, czyli jazda czarnym szlakiem, w kierunku bunkrów niestety jest awykonalny ;( Czarnego szlaku jednak nie opuszczamy, kierujemy się nim po prostu w drugą stronę, oddalając się jednocześnie jeszcze bardziej od auta a tego w sumie rano chcieliśmy uniknąć.














Owym czarnym szlakiem, który to był na przemian wspaniałym asfaltem, piękną leśną ścieżką, droga polną przez łąki i pastwiska czy też dobrej jakości szutrówką... aż po dziurawy asfalt... dojeżdżamy do Nowego Brusna gdzie czeka na nas kawałeczek szlaku architektury drewnianej. Po cichu liczyłem ,że na niego trafimy ;)
















Nowe Brusno. Cerkiew PW. Męczennicy Paraksewy. data jej budowy nie jest do końca znana, uznane są dwie graniczne daty, ta możliwie najwcześniejsza, czyli rok 1676 a najpóźniejsza - 1790r. Udokumentowana jest tylko data jej przebudowy w latach 1903-1906. Dziś cerkiew popadła w ruinę i ledwo stoi a szkoda... niby w 1994r podjęto jakieś prace przy niej, dumnie nazywając je konserwatorskimi ale widać, że brakuje na to środków bo chyba jedyne co zrobiono to uniemożliwiono jej przewrócenie się... w sumie to "i tak dużo". Smutne to, nawet bardzo bo obiekt piękny i jak wynika z lektury - z historią.
Spędzamy tam blisko godzinkę, no może taką lekcyjną. Bardzo nam się to miejsce spodobało i to znów utwierdziło mnie w przekonaniu, że czujemy ten sam klimat i wybór partnera do wyjazdu był jedyny i słuszny ;)













Obiekt fajny ale robi się późno - wskakujemy na nasze rowery i pedałujemy co tchu myląc oczywiście drogę ;) Kolejny odwrót, na szczęście to max 300-500m.
czas w końcu zaliczyć jakieś bunkry i z ta myślą ruszamy w kierunku Podemszczyzny (czerwony szlak).
Dojeżdżamy do pierwszego bunkru z mocnym postanowieniem przerwy obiadowej. Bartek pada ze zmęczenia, ja więc zabieram się za gotowanie. W zasadzie tylko się do niego przymierzam bo po chwili z chmur kłębiących się nieopodal zaczyna kropić deszcz. Jest około 14:00 - bijemy się z myślami czy spędzić tu noc, w końcu za 2h będzie już ciemno, czy ubierać się i jechać dalej.







Wybieramy opcję nr 2. Zakładamy na siebie czerwone przeciwdeszczówki i ruszamy dalej. Znów bez planu... Bartek kompletnie opada z sił, opuszcza go też reszta optymizmu. Jest zimno, mokro a niebo nie zapowiada nic dobrego. Niedługo potem jest już ciemno, pada dalej a my tak naprawdę nie jedziemy już razem.
Czekam na kolegę na przystanku autobusowym a ten ze zmęczenia mnie nie widzi i jedzie dalej ;) A może deszcz tak mocno padał, a może tak ciemno już było... Dochodzę go po chwili i ustalamy, że dalej nie ma sensu jechać. W butach mokro, w torbie na ster podobnie... dobrze , że mój aparat jest z tych uszczelnianych bo pewnie zdjęć by nie było... jak mi się o tej torbie przypomniało natychmiast wylądowała na niej reklamówka - pokrowca oczywiście w pospiechu nie zapakowałem na ten wyjazd. Jedziemy tak dalej szukając lasu, gdzie można by zjechać. Kilometr za kilometrem, wzniesienie za wzniesieniem, lampka już daje mi znać, że za chwilę skończą się baterie. Dłużej nie czekałem. Jako ten odpowiedzialny za wybieranie miejsca pod namiot podejmuję szybka decyzję. 2km w lewo, potem jeszcze z 500m w prawo, w las i już szukamy kawałka prostej powierzchni. Intuicja nie zawodzi - znajdujemy wspaniałe lokum, do tego pod drzewami, więc nie pada strasznie. Rozstawiamy biwak tak szybko jak się tylko da. Nawet nie wchodzę do namiotu, pół wieczora spędzam w przedsionku. Grzańca już brak - chyba Bartkowi humoru już dziś nie poprawię. Na szczęście zjadamy coś na ciepło, wyskakujemy z mokrych ciuchów i pakujemy się w cieplutkie śpiwory. Jest SUPER ! I tego się trzymajmy!

Mapka i statystyki:



Neno - 2013-12-16, 05:18

Na śniadanie mamy mała kłótnię o to którędy pojedziemy. Bartek chce najkrótszą droga, ja znów obstawiam opcję lepsze drogi a dalej... te moje szosowe opony...
Słonko i gorący kubek zdaje się nas godzić, wybieramy trasę która będzie kompromisem. Oczywiście już kilka km dalej zjedziemy z niej... ale my już tak po prostu mamy. Do auta zostało około 80-100km, zależnie jakie drogi wybierzemy.
Po szybkim suszeniu, śniadaniu czas ruszać w drogę. Jeszcze tylko ogrzewacze chemiczne w buty i znów jesteśmy w drodze.












Ujeżdżamy raptem kilka km, robi się cieplej - czas by uzupełnić zapasy wody i przy okazji zjeść drugie śniadanie. Wizyta w sklepie, zakupy, ławeczka... kochamy ten klimat. W sklepie pusto, jedynie nasza elektronika która zajmuje wszystkie chyba gniazdka wprowadza lekkie zamieszanie. Tymczasem Pani właścicielce coś "wyskakuje" i musi pojechać gdzieś na 15-20 minut. Zostawia nas samych ze sklepem - mamy go pilnować (o dziwo sklep zostawia otwarty...). Pilnujemy by żaden z klientów nie poszedł do konkurencji - co nam się udaje :D Oczywiście nikt nam nie wieży, że sprzedawczyni wyszła i każdy zagląda do środka...



Tak ucieka nam godzinka a może i więcej. A mieliśmy się spieszyć, nic nie zwiedzać tylko jechać jak najszybciej się da, prosto na parking, do auta - czekał nas w końcu nocny powrót a ja miałem dodatkowo na 3AM do pracy ;)
Jako, że jesteśmy bardzo odpowiedzialni ruszyliśmy... by po chwili zatrzymać się na "małe i szybkie" zwiedzanie.












Już, już mieliśmy ruszać, już nawet zdążyłem złożyć stopkę i się przypomniało... baterie do wymiany w naszym GPS Spocie. Rodziny muszą widzieć, że jedziemy ... :D



cdn. (limit czasu wolnego na dziś wyczerpany)

Neno - 2013-12-17, 13:59

Południe. Narol.
Jakoś tak mamy, że jak zobaczymy ławki to nam się jeść zachciewa. A, że pogoda piękna, otoczenie również nie brzydkie - uszczuplamy swoje zapasy.
Ja jak zwykle takie chwile wykorzystuję na obfotografowanie miejsca, chwili. Wynik: niewiele zostaje mi do zjedzenia ;)











Najedzeni, po chwili odpoczynku ruszamy dalej. Znów z mocny postanowieniem, że prosto na parking, do auta ...
Oczywiście po drodze trafiamy na pałacyk w Podlesinie... i tak ucieka nam kolejna godzina ;)






No jak mogliśmy nie wstąpić, no jak? Przecież byłby to grzech zaniechania :D
Drobna opłata na cele renowacji budynku i już mamy przyzwolenie na wejście na teren obiektu.
Historii obiektu nie znam, więc pozwolicie, że uraczę Was tylko kilkoma zdjęciami.

















W Krasnobrodzie zastaje nas już noc. Ubieramy odblaskowe kamizelki ubierając się przy tym cieplej , zapalamy lampki i ruszamy w ostatnią część naszego wyjazdu. Nie wiem dlaczego ale...po ciemku jedzie się nam dużo lepiej . Albo ustał wiatr, albo mamy z górki, albo... to psychika daje dodatkowe porcje energii podpowiadając, że to już tuż tuż, że za moment przestanie boleć tyłek, że nie trzeba będzie pedałować ;)
I tak po raz kolejny, z przypadku trafiamy na pałacyk w Zwierzyńcu.









Dalej już standard - szybki dojazd do auta, podziękowanie za parking ( stację obsługuje inna zmiana i nawet nie wiedza co do nich mówimy ;) ) , szybkie przepakowanie i Bartek o 1.30AM melduje się w domu, ja godzinę później - w pracy ;)

Dzień 4 i ostatni kończymy z 85km na licznikach.

Mapka:




Irel - 2013-12-17, 17:55

Na ostatnich zdjęciach (zresztą bardzo :klimatycznych") przedstawiony jest nie pałacyk, jak piszesz, a Kościół pw św. Jana Nepomucena w Zwierzyńcu potocznie zwany "na wyspie" lub "na wodzie", jeden z najbardziej charakterystycznych zabytków Zwierzyńca i całego Roztocza. Więcej http://www.roztoczewita.pl/kosciol-w-zwierzyncu Bardzo fajna relacja :gratulacje
Neno - 2013-12-18, 14:03

Masz rację, teraz doczytałem w necie!
Dzięki!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group