Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Po Polsce - Szlakiem Zamków Gotyckich

Duduś - 2014-04-24, 17:54
Temat postu: Szlakiem Zamków Gotyckich
No to zacznijmy jeszcze raz od początku.
Idzie wiosna za oknami coraz cieplej a kamperek w tym roku zrobił dopiero 500km i to tak dawno, że nie pamiętam czy to był luty czy marzec. Naprawdę dawno. Trzeba gdzieś jechać, ale przede mną same problemy. No, bo żona nie ma urlopu tyle, co ja, a mały nie chce jechać. Całą nadzieja w starszym. Pytam
- Emil jedziemy?
-No jasne tata, jadymy do Krzyżaków.
Nie ma sprawcy. Od dłuższego czasu miałem ten kierunek na oku, ale nigdy nie było po drodze. Padło na Wielki Tydzień. Szukam imprez towarzyszących i jest Pielgrzymka w Częstochowie i zlot w Uniejowie. Jedziemy na pielgrzymkę. W piątek przychodzę z pracy ze zmiany popołudniowej i o 22:30 ruszamy na Jasna Hill. Koło północy telefon. Dzwoni darol i pyta gdzie jestem bo trzeba by pogadać. I że Andrzej też chce pogadać.
-Zaraz będę. Pogadamy.
Po dziesięciu minutach siedzimy i gadamy. Koło drugiej mówimy dość tego gadania, bo jutro tacy zagadani będziemy i gardła będą boleć. Co innego gdybyśmy się modlili ale tylko gadamy. No to poszliśmy tacy nienagadani spać. Rano do klasztoru. Spacer naokoło cudownego obrazu na kolanach pamiętałem jeszcze długo. Po powrocie na parking na pożegnanie przywitałem sie jeszcze z paroma znajomymi i w drogę. Na Warszawę.













Droga do stolicy minęła szybko i bezproblemowo. Będąc ostatnio u Germańców podobało mi się jak jadąc na autostradzie cały czas widziałem kampery - jak jeden się gubił za zakrętem to następny za chwilę wyjeżdżał. Było ich naprawdę dużo. I tak było w tą sobotę. Wszyscy jechali do Częstochowy. Zaparkowałem na Wybrzeżu Gdańskim i na mecz polo. Na rowerach. Warto było, chociaż tylko kibicowałem. Zaraz przypomniały mi się w Rybniku liga Speedrowerowa. Ale skąd w Warszawie żużel. Polo to rozumiem. Po tych niecodziennych występach i małej przejażdżce po stolicy ruszmy do Żabiego Raju – miejsca, którego nie trzeba polecać. Po prostu cudownie. Emil wpadł do stodoły i tyle go było widać. Do końca wyjazdu towarzyszyło nam siano. W pewnym momencie nawet zaczęło wystawać z butów, ale o tym później. W tym momencie muszę podziękować Beacie i Pawłowi za jak zwykle serdeczne przyjęcie no i czekamy na Śląsku.














Po objedzie ruszamy na północ. Jak ruszyliśmy tak stanęliśmy w Pułtusku.












Z racji tego, że wcześniej wyczytałem, że Tadeusz przebywa na Mazurach postanowiłem będąc przejazdem zawitać i przywitać się tylko. Mając na pokładzie młodzieńca nie liczyłem, że zostanę dłużej. Nie wiedząc gdzie szukać dokładnie Tadeusza trafiłem na polanę nad jeziorem. Miejsce z dala od ludzi gdzie panowała cisza i spokój. Jako że było po południe niedzielne na polanie dogorywały dwa ogniska a po za tym żywego ducha. Miejsce naprawdę przecudnej urody. Wykorzystując przestrzeń rozegraliśmy mecz wyjazdowy młodzików z oldbojami ROWu Rybnik. Mecz oczywiście jeden na jeden, w którym wygrali zwycięzcy a przegrani zostali pokonani. Opuściliśmy polanę gdyż nie wyobrażałem sobie zostać tam na noc tylko w towarzystwie Emila z racji jego lekkiej bojaźni. We wiosce zauważyłem kamper Tadeusza i poszliśmy się przywitać. Tadeusz osoba silnie zajęta, więc nie przeszkadzaliśmy za długo. Wypiliśmy herbatkę, przy której dowiedziałem się jak będzie wyglądało następne kilka chwil naszej podróży. Bogatszy o nowe doświadczenia po pożegnaniu się z gospodarzami ruszamy do Mikołajek.



Mikołajki wydały mi się bardzo pustym o tej porze roku miejscem. Mimo tego ze pogoda dopisywała i do samego zmroku świeciło słońce. Pospacerowaliśmy po pustych nabrzeżach, zjedliśmy lody i pojechaliśmy dalej. Nikt nie chciał od nas pieniędzy za parking. Parkingowy siedział jeszcze w domu koło Legnicy i nie myślał, że tego dnia zarobi na bilecie za 1,5 godziny postoju. A szkoda, bo jak mówią grosz do grosza....





Kolejny etap to miejsce dla mnie dość sentymentalne. Ryn. Będąc jeszcze pilnym uczniem szkoły średniej zawodowej a może już technicznej odwiedzaliśmy w tym miejscu kolegów górników będących na mazurskim wywczasie. Jednakże minęło ponad 20 lat i nie umiałem poznać tego miejsca wcale. Może to za przyczyną napoju Baltic vodka, będącego wtedy głównym napojem nie koniecznie chłodzącym. Był też napój Vistula, ale wolałem miękkie narkotyki. Nie wiem. Pokazałem Emilowi pierwszy na naszej trasie zamek krzyżacki. Był zasmucony. Mi też się nie podobał.



Jedziemy na Giżycko. Po drodze zapada powoli zmrok a ja będąc przyzwyczajony do tego, że jak skończy się gaz to auto przełącza się na benzynę nie zauważyłem, że wskazówka opadła na zero by po chwili spaść prawie na podłogę. Oooo! Szukamy stacji. Jest w Wilkasach, ale nieczynna. Będzie czynna jutro od 6:00. Musimy czekać. Wciskam się do konta i śpimy. Rano budzi nas obsługa, że to miejsce dla nich i proszę opuścić. Tankujemy i w drogę do Giżycka. Po chwili stoimy koło twierdzy Boyen.



Drogą na Węgorzewo mkniemy by po chwili skręcić na Sztynort. W Sztynorcie pustki. Zapomniałem nawet o knajpie Zenza, o której słyszałem. Ale to na pewno teraz już komercja. Tak jak Siekierezada w Cisnej. Na jesień będąc w okolicy powiedziałem żonie idziemy do Siekierezady napić się wódki ze szklanki tak ja robili to Stachura i Hłasko. Stojąc przed ladą kobieta przede mną zamówiła:
- Poproszę gofra z bitą śmietaną i owocami.
Profanacja! Wychodzimy!
Dalej droga prowadzi do Mamerek. O Mamerkach słyszałem pierwszy raz dwa dni wcześniej na TVN 24, gdy mówili o U boocie. Zapisałem nazwę. Ale Uboot będzie czynny dopiero 21.04 czyli za tydzień! Cieć nieprzekupny. Trudno sam wypiję.



Ale Mamerki to jeszcze Kwatera Wojsk Lądowych Wermahtu z czasów operacji Barbarossa. Wchodzimy do lasu. Wszędzie bunkry porośnięte mchem. Wszędzie stanowiska strzeleckie. Przy każdym wejściu okienko z lufą karabinu. Miejsce naprawdę koszmarne. Nie jestem miłośnikiem horrorów ale jeden widziałem Blair Witch Projecet - zaraz mi się przypomniał.




Spacerując w tych okolicznościach przyrody opowiadałem Emilowi o historii. Naprężałem to, co zostało mi z szarości w czaszce. I muszę powiedzieć, że dużo mu powiedziałem. Mam nadzieję, że nie wszystko zapamięta, bo powtarzając to ludzie będą na niego patrzeć jak na Macierewicza. Emil będąc bojaźliwy nie poddawał się i szukał demonów przeszłości.



Mamerki to także początek kanału Mazurskiego - gigantycznego przedsięwzięcia hydrologicznego początków XX wieku. Niestety nieskończonym a na dodatek wszystko, co posiadało jakąkolwiek wartość zostało rozkradzione. Ludzie jednak mieli fantazję. Nie dementowałem plotki, że tym akwenem miały do jeziora Mamry wpływać łodzie podwodne, bo ta informacja bardzo zaciekawiła Emila. Jak dorośnie to dojdzie do tego że kanał był za płytki. A może nie dojdzie.





O ile do dwóch pierwszych śluz można w miarę łatwo dojechać o tyle do śluzy Piaski wymyśliłem sobie drogę przez las. A wszystko za namową jednego tambylca.
- Dojedziecie spokojnie.
Dojechaliśmy. Ale śluzę wzięliśmy jak powstańcy śląscy Górę Św. Anny. A jak wzięli powstańcy śląscy Anaberg? Od zatku. Tak jak my wieś Guja.



Po tych wszystkich hydro zagadkach historycznych czas na Wilczy Szaniec. No i jakie było moje i Emila też rozczarowanie, gdy okazało się, że wszystkie bunkry szańca są wysadzone w powietrze. Każdy przy użyciu około 8 ton materiału wybuchowego. A wszędzie stało RUINY. W każdym przewodniku. Ale trzeba było jechać i zobaczyć. I dobrze, bo niejedni by sobie miejsce kultu urządzili, a tak mają miejsce upadku.



Żegnamy się z ruinami II wojny światowej, chociaż pojawią się one na naszej drodze jeszcze. Jedziemy do Kętrzyna. Wreszcie zamek z cegieł, choć taki w mieście i mały i zabudowany. Ale już coś. Przede wszystkim nieotynkowany. Oglądamy trochę dziedzińca i sale wystawowe niekoniecznie związane z pobytem braci zakonnych w tych miejscach.




Trochę już zmęczeni jedziemy dalej.
- Przed nami Św. Lipka. Sanktuarium zbudowane w stylu barokowym – tak wyskoczyłem.
Emil mnie wyśmiał.
- Skąd tato takie słowo wymyśliłeś. Nie ma takiego stylu. Jest rumuński i gotycki.
Ja rumuński. Trzeba było tablet odpalić i Pan Google potwierdził moja tezę. Emil był niepocieszony. Trudno jeszcze nie jedno rozczarowanie go czeka z życiu. A nie wszyscy będą tak delikatni jak tata.



Lekko natchnieni duchem średniowiecza jedziemy dalej, choć nie za daleko. Po kilkunastu km parkujemy pod zamkiem Reszel. Zamek zmieniony na hotel a do zwiedzania tylko wieża, trochę balkonów i lochy (szumnie nazwana piwnica). Ale klimacik jest. Po wyjściu z zamku kierujemy się do gotyckiego kościoła a następnie na rynek. Miasto okazuje się bardzo urokliwe. Pełno pensjonacików niestety pustych o tej porze roku. Będąc na zamku meldowała się prawie jakaś rodzina z kraju nadbałtyckiego mówiąca łamaną polszczyzną. Jednak nie tylko ja mam takie pomysła żeby jeździć i zwiedzać o takim czasie. Na koniec jeszcze most gotycki całkiem okazały. Tylko źle się ogląda most stojąc na nim!



W Lidzbarku Warmińskim czeka na nas zamek znany z humoru i satyry. Tylko dziedzińca nie było dane nam zobaczyć, bo otwarte tylko do 16:00 a było 16:15.
- Bo jakby nie to barokowe coś to byśmy zdążyli!
- Tak. Tylko na dodatek w poniedziałek też nieczynne. A dzisiaj poniedziałek.
Spacerujemy trochę w deszczu i jedziemy na nocleg do Fromborka.




Parkujemy na placyku koło nieczynnej już od lat stacji PKP. Po przejściu przez tory jesteśmy nad Zalewem Wiślanym. Pierwszy raz jestem. Z jednej strony prawie może z drugiej gotyckie klimaty. Cudnie. Emil bawi się na plaży.
- Sprawdź czy woda jest słodka czy słona?
- Słodka nie jest.
- To słona.
- Nie jest słona.
Ech. Te dzieci. Myśmy chyba tacy nie byli.



Rano patrzę przez okienko i widzę radiowóz. Pilnowali nas przez całą noc. Na zmianę, bo ich dwoje było w radiowozie. Raz ona pilnowała a raz on. Gdy otwarłem drzwi uznali, że jesteśmy bezpieczni i odjechali. We Fromborku na każdym kroku stały Toi Toje więc nie było problemu pozbyć się nadbagażu płynnego. Po śniadaniu idziemy zobaczyć jak to sobie biskup Mikołaj mieszkał. Szkoda ze go już nie ma na nominałach. Ma za to swoje drzewo.



Są miejscowości o dziwnych nazwach. Jest Maciwaksze, są Parzymiechy, są Wdzydze i jest Tolkmicko. Tolkmicko znałem z przekazu ustnego czy raczej na taśmach Stilonu Gorzów a przekazywane przez Szczepana z zespołu po prostu. Przejechałem i czar prysł. Jakbym wiedział, że to taka dziura to bym minął i dalej żył legendą. Ale i legendy kiedyś muszą umrzeć.




Kierujemy się na Rączki Elbląskie. Jest tutaj najniżej położony punkt w Polsce – 1,8 m p.p.m. I już.
Mamy depresję!
Podobno gminy się ścigają, kto wykopie większy dół i będzie nizej. Nie wiem dlaczego ich jeszcze nie zalało.



Przed nami Malbork.
I tutaj wszystko przysnęło. Cały szacunek, jaki sobie wyrobiłem podczas tego wyjazdu pękł jak bańka mydlana. A sprawiła to jedna osoba. Pani Przewodnik!
- Tata a tyś tego nie wiedział.
- Co? Ja nie wiedziałem? Chyba żartujesz?
Gdyby grupa była jeszcze bardziej liczna to szlibyśmy gdzieś z tyłu i dalej bym opowiadał. A tak było nas sześć osób, z czego troje dzieci i troje dorosłych. Dwoje dzieci i ich matka nie mówili po polsku, więc Pani Przewodnik skupiła się na Emilu. To był gwóźdź do trumny. Zasypał go takim nawałem informacji, że o mało nie pękł. Spędziliśmy w zamku prawie 3 godziny a Pani Przewodnik kończąc z nami przygodę powiedziała, że ze względu na dzieci trochę skróciła.
Co przewodnik to inna trasa i inne fakty.
Dodam tylko, że w tym roku zamykają kaplicę na zamku wysokim i ma być remont wię spieszcie się bo ze cztery lata będzie nieczynne ( info za Panią Przewodnik).





Po takiej dawce historii trzeba zaczerpnąć świeżego powietrza, a do tego najlepiej nadaje się plaża. Ruszanym centralnie na północ i po chwili docieramy do Stegny kierując się dalej na wschód na Mierzeję Wiślaną lub jak mówią Rosjanie Bałtycką Strzałkę. Docieramy do Krynicy Morskiej, lecz po drodze widzimy cały czas zalew wiślany a nie Zatokę Gdańską. W Krynicy kierujemy się na port rybacki i jesteśmy nad morzem. Wiatr aż głowę chce urwać, lecz spacerujemy. Po takim chodzeniu Emil wciąga 12 pierogów jak on to mówi rosyjskich. W Mikoszewie promu nie widać, może i lepiej, bo fala tak, że hej! Miejscowiec powiada, że od 1 maja kursują na rzece a teraz trzeba na most. No to jedziemy.




Dojazd do Długich Ogrodów bardzo prosty. Ale nie byłbym sobą gdybym nie szukał alternatywy. Dlatego podjechałem pod Sołdka. Tam przy muzeum Morskim fajny placyk z lekkim widokiem na Żurawia, tylko długi spacer do najbliższego mostu. Zdecydowałem się na Długie Ogrody.



Wieczorem spacer po zaciemnionym Gdańsku. Kiedyś często bywałem u Neptuna z racji podróży turystycznych. Wsiadaliśmy z kolegą w piątek po szkole do pociągu nocnego do Gdańska i rano w sobotę karmiliśmy już łabędzie na plaży w Sopocie. A wieczorem w niedziele nocny pociąg do Katowic, tak żeby rano na ósmą zdążyć do szkoły. Wówczas mieszkaliśmy w schronisku młodzieżowym na Wałowej (raz nawet gdzieś na Wrzeszczu). Wszystko fajnie, ale o 22:00 zamykano schronisko. Wybierając między wygodnym łóżkiem a nieprzespana nocką wolałem to pierwsze, więc Gdańsk by night był mi obcy.
Po powrocie do kamperka widzę, że pochłodniało, a to za sprawą braku mieszaniny gazów palnych w luku na butlę. Trzeba coś zatankować. Hołek mówi, że najbliższa stacja 550 metrów. Tam i powrotem będzie 1100m, ale z butlą na plecach źle się pójdzie. Więc może taxi.
- Pojedzie Pan?
- Pojadę.
Podróż ekspres. Na amplach zielona fala. Obsługa na tanszteli jak w pitstopie i jedziemy z powrotem.
- Ile płacę?
- 19,30 PLN.
Obok był zaraz sklep nocny. Za tą cenę grzałbym się do rana. Ale na dwóch to już trochę mało. Zresztą nie wiem czy 12 letniemu chłopcu smakuje. Nie będę robił doświadczeń.
Rano ciepło a jakże. Wycieczka po porannej starówce bezcenna. Ludzi nie ma, gazety się walają po deptakach. Ach!
Opowiadam Emilowi, że będąc młodym chłopakiem zawsze chciałem mieszkać w Gdańsku. I chodząc po starówce zawsze wyszukiwałem okienek w szczytach budynków, w których mógłby być mój pokój. Emil na to, że wysoko i że schodów dużo, ze rower ukradną i gołębie. Słuchałem go i myślałem gdzie popełniłem błąd.




Ze smutkiem (przynajmniej z mojej strony) opuszczamy Gdańsk. No tak nie do końca, bo jeszcze Westerplatte. Ostatni na tym wyjeździe akcent silnie wojenny. Widząc to Emil powiedział
- Nigdy więcej wojny!
Jakiż był zaskoczony, gdy za parę minut ten sam napis widzieliśmy na parkanie.



Gniew to kolejny zamek krzyżacki będącym w fazie odbudowywania. A wzięła się za to firma dojąca. Krowy. Więc kupujmy mleko. Zdziwiło mnie trochę zadaszenie dziedzińca zamkowego szklana kopułą. Ale jak konserwator się zgodził to tak musi być. Pani Przewodnik nie zrobiła już takiego wrażenia na Emilu, nie ukrywam ku mojemu zadowoleniu. Jako że było południe a od rana żadnego turysty pani nie czekała na ustalona godzinę, tylko zaraz oprowadzała nas po zaułkach zamkowych. Takie chodzenie po budowie ma swoje uroki bo co nuż jakieś drzwi były zamknięte i nie można było przejść. Jak radzili sobie z tym Krzyżacy bez telefonów komórkowych nie wiem?



Będąc na wieży widzimy w dali za Wisła kolejny etap naszej podróży. Kwidzyn. Parkujemy pod samum wejściem do zamku. Znowu remont. Ale w środku dość przyjemnie. Na każdym piętrze czeka pani która nic nie mówiąc wskazuje kolejne drzwi. Taki ukłon w stronę głuchych, – czemu maja mieć gorzej. No i jesteśmy j najdłuższym gdanisku. Swoją droga te siedemdziesiąt metrów nie raz musiało zostać naznaczone piętnem.

Zdjęcia


Po drodze do Torunia zaglądamy jeszcze do Golubia Dobrzynia, ale tam jak zawsze nieczynne, bo tylko do 15:00. Może kiedyś się uda. Na razie to było drugie podejście.




W Toruniu parkujemy na placu świętej Katarzyny. Płatnie, ale blisko. Idziemy pooglądać miasto i coś wciągnąć. Emil powoli narzekać na rosyjskie z Biedronki. Spacer, pierniki, zdjęcie z osłem – wszystko pasuje. Wchodzimy do knajpy z makaronami. W trakcie pobytu muszę skorzystać i wchodzę do współczesnego gdaniska. Przede mną idzie kobita i wchodzimy do jednej toalety gdzie drzwi do kabin są oszklone od stóp do głów. Stanąłem jak wryty! Pani weszła a ja patrzę, co dalej. Pani przekręca zamek w drzwiach a szyba robi się matowa. W tym momencie widzę resztki Pawciowej słomy na moich butach. No cóż – jestem z miasta!





Następnego ranka uciekamy z Torunia. Lecz przed sama ucieczką trzeba odrapać szyby ze szronu. Kierujemy się na Licheń po drodze zaglądając do Mysiej Wieży w Kruszwicy.



Licheń nigdy nie stanowił dla mnie jakiegoś wielkiego parcia ale będąc w okolicy i z uwagi na Wielki Czwartek można podjechać i pojednać się z Bogiem. Jedziemy.
Z odległości większej niż 10 km widać złotą kopułę. Obok wieża. Myślę skąd tu muzułmanie. Takie pierwsze skojarzenie. Dopiero potem przyszło, że może do Watykanu dojeżdżamy.
Place parkingowe olbrzymie. Wszędzie szlabany. Drogowskazy dla indywidualnych, dla pielgrzymek. Wchodzimy do środka. Marmury. Kubatura niespotkana dotąd przez mnie. Ławki we wszystkie strony ustawione. Gdzie jest ołtarz? I najważniejsze pytanie: Gdzie są wierni? W całym kościele ( czy raczej budynku) żywego ducha. Sprawdzam na komórce. Jest Wielki Czwartek godz. 11:28. Na ścianach tablice z wypisanymi darczyńcami. Tysiące. Jedni maja małe tablice inni duże. Franek z Czikago, Andrzej w Przemyśla, Antek z rodzina z Milwałke, rodzina ze Zgorzelca. Wilka tablica od rodziny z Toronto. A gdzie przypowieść przypowieść wdowim groszu?
Spotkany ksiądz mówi, że spowiadają tylko w czasie mszy i nabożeństw.
To co teraz powiem to moje i wyłącznie moje zdanie: Nie powiem że w tym miejscu nie ma Boga, ale na pewno trudno go znaleźć.


Zacytuję wieszcza:


„Mówi kozioł coś dla ciebie ta zabawa nie jest zdrowa. Idź ty lepiej koziołeczku szukać swego Pacanowa”






Wsiadam do auta i całą drogę do Uniejowa śpiewam z Tymonem: "Gdzie jest Pan...?"





Jeszcze kąpiel w Uniejowie i marsz do domu.


Zrobiliśmy na wyjeździe 1800km w 7 dni. Paliwo każdy policzy.
Za noclegi 30 zł w Częstochowie Częstochowie 30zł w Toruniu. Parkingi wszędzie prawie za free. Trochę jeszcze na zwiedzanie, ale nie więcej jak 200zł. Malbork był najdroższy i kosztował 50 zł na nas dwóch. To tyle.
Piękna nasza Polska cała.
Pozdrawiam.

martini44 - 2014-04-24, 18:17

a też tam miałem być....
GregdeWal - 2014-04-24, 19:33

Piwko dla kolegi :) :pifko
artanek - 2014-04-24, 21:06

Bravo Dudus - tak trzymaj. :spoko
TomekM - 2014-04-24, 21:32

Myśmy zrobili prawie identyczną trasę ale na trzy razy. Fajnie piszesz.
Wojciechu - 2014-04-24, 21:44

Rewelacja. Podobnym szlakiem chcę ruszyć w wakacje. Dobrze, ze wróciłeś. Ten opis to - to co "tygrysy" w drodze lubią najbardziej. Pozdrowienia
Sznurek - 2014-04-24, 23:06

Dzięki za relację. Czuję w jej ponownej edycji swój maleńki udział ;)
My ruszamy w sobotę wieczorem - w planie Toruń, Malbork, Trójmiasto, Hel i Łeba.
Co z tego wyjdzie, zobaczymy....

OldPiernik - 2014-04-25, 08:10

Dobrze, że zdecydowałeś się napisać jeszcze raz. Dobrze się czyta a opisy miejsc zachęcają do ich odwiedzenia. Może kiedyś? Kto to wie...
darboch - 2014-04-25, 08:59

Bardzo fajnie, szacun za relację :ok

Czy w zamku Gniew remont był prowadzony zgodnie z przepisami BHP ? :-P


piwko leci :bigok

Mirek48 - 2014-04-25, 18:15

Relacja super. Dzięki :spoko
darol - 2014-04-25, 18:49

Wojtek, wiedziałem żeś ukryty talent :lol:
WODNIK - 2014-04-25, 21:36

Wojtku, jest dobrze. Tak trzymaj.
Pozdrawiam :spoko
Na następnym spotkaniu będzie :pifko2

Rowerek - 2014-04-25, 21:41

super relacja :spoko
Tadeusz - 2014-04-29, 15:07

Wojtuś, relacja na medal.

Wiedziałem, że na Tobie można polegać.

Stawiam piwko a w realu coś szlachetniejszego. :ok

:pifko


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group