|
Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
Po Polsce - Polska Wschodnia i Północna, czyli ostatnia wyprawa weterana
ojdany - 2014-08-25, 10:22 Temat postu: Polska Wschodnia i Północna, czyli ostatnia wyprawa weterana Chociaż forumowiczem jestem nowym, to przeglądam je już od ponad 2 lat, gdy planowałem swoją pierwszą podróż kamperem. Znalazłem wiele przydatnych informacji, dlatego po właśnie zakończonej podróży po Polsce Wschodniej i Północno-Wschodniej postanowiłem odwdzięczyć się za dotychczasową pomoc i dołączyć do grona. Mam nadzieję, że mój opis jak i kolejne okaże się przydatny w planowaniu wolnego czasu w tych jakże urokliwych zakątkach naszego kraju
Pozwólcie jednak zebrać myśli, przejrzeć zdjęcia (wróciłem dopiero wczoraj) i obiecuję, że w najbliższych dniach dodam pełną relację
Tymczasem pozdrawiam wszystkich czytających
janusz - 2014-08-25, 12:33 Temat postu: Re: Polska Wschodnia i Północna, czyli ostatnia wyprawa wete
ojdany napisał/a: | czyli ostatnia wyprawa weterana |
Przeczytałem tytuł wątku i lekko przeraziłem się, albo i zaciekawił mnie. Czemu ostatnia? Znaczy więcej nie będzie?
Intrygujący tytuł.
Przeczytałem post i uspokoiłem się. Pisz, pisz. Jeźdź jeźdź. Będziemy czytać.
Elwood - 2014-08-25, 22:41
ojdany napisał, Cytat: | Chociaż forumowiczem jestem nowym, to przeglądam je już od ponad 2 lat, gdy planowałem swoją pierwszą podróż kamperem. Znalazłem wiele przydatnych informacji, dlatego po właśnie zakończonej podróży po Polsce Wschodniej i Północno-Wschodniej postanowiłem odwdzięczyć się za dotychczasową pomoc i dołączyć do grona. Mam nadzieję, że mój opis jak i kolejne okaże się przydatny w planowaniu wolnego czasu w tych jakże urokliwych zakątkach naszego kraju |
Serce rośnie. Są ludzie, którzy rozumieją ideę tego forum. Już za ten wpis stawiam Ci i cierpliwie czekam na Twój opis. Pozdrawiam
ojdany - 2014-08-29, 09:19
A więc czas wywiązać się ze zobowiązania i zdać relację z ostatniej naszej wyprawy. Dzisiaj na pewno nie zdążę napisać wszystkiego, ale spokojnie – obiecuję, że za kilka dni uzupełnię. Ogólnie mogę zapewnić, że będzie to długa opowieść, ale i zamieszczę trochę zdjęć, więc kto chętny – zachęcam do czytania, a kto woli oglądać obrazki – też powinien znaleźć coś dla siebie
Plan był napięty i niestety tylko dwa tygodnie urlopu, a założyliśmy, że zwiedzimy większość z najpiękniejszych zakątków Polski Wschodniej oraz Północno-Wschodniej. Już na wstępie wiedzieliśmy zatem, że zwiedzać będziemy intensywnie i szybko. Teraz już wiemy, że na pewno nie zwiedziliśmy wszystkiego, ale to co zobaczyliśmy utwierdziło nas w przekonaniu, że są to przepiękne, spokojne i nie tak już egzotyczne rejony naszego kraju (przed wyjazdem zaopatrzyłem się w polecany na taką wyprawę przewodnik „Polska Egzotyczna” - prawdziwa skarbnica wiedzy o Polsce Wschodniej, ale w 20 lat, które upłynęło od jego wydania, wiele się zmieniło...)
Zanim przejdę do samego opisu muszę wyjaśnić, iż po pierwsze - dla części ekipy była to pierwsza wyprawa kamperem, a po drugie - niestety nie posiadam jeszcze własnego kamperka... Korzystaliśmy zatem z wypożyczonego na bazie Peugeota J5 – autka mocno wiekowego, bo z 1984 roku, ale byliśmy już nim na dwóch poprzednich wyprawach (m.in. trasa Litwa, Łotwa, Estonia) i mam do niego duży sentyment. To jest właśnie nasz tytułowy „weteran”, ponieważ okazało się, że Michał, od którego wypożyczamy kampera, wystawił go na sprzedaż i nasza wyprawa była jego ostatnią... Wierzę jednak, że nowy nabywca zabierze jeszcze weterana w wiele interesujących miejsc...
Wystarczy tego wstępu...
Dzień 1 - sobota
Ruszamy z Pszczyny, bo to baza weterana. My, to znaczy paczka znajomych z Łodzi. Może nas i trochę dużo, bo wchodzimy do weterana w 5 osób, ale mieścimy się bez problemu. Oczywiście ruszamy później, niż planowaliśmy, ale przecież jesteśmy na urlopie i pośpiech jest nie wskazany. Co prawda różnicy w czasie nie nadrobimy, bo weteran rozpędza się do maksymalnie 90-100 km/h, ale jak już wspomniałem – nigdzie nam się nie spieszy...
Pierwszy cel – Jura Krakowsko-Częstochowska. Co prawda to nie wschód Polski, ale nie wszyscy jeszcze byli. Po ponad dwugodzinnej jeździe spowodowanej licznymi remontami i objazdami na trasie przez Zawiercie (remonty i objazdy spotykać będziemy jeszcze często) docieramy do Ogrodzieńca. Wstęp do ruin ogromnej twierdzy z XIV/XV wieku jest płatny, a na Jurze ruin jest wiele więc decydujemy, że płacić nie będziemy. Robimy zdjęcia i ruszamy na 2-kilometrowy spacer do Grodu na Górze Birów. Ten odrestaurowany średniowieczny gród wydaje się już znacznie bardziej niepowtarzalnym miejscem, a i wstęp to zaledwie 5 zł. Wejście po schodach to nie lada wyzwanie w ponad 30-stopniowym upale, ale warto. Będąc na murach obronnych doskonale zdajemy sobie sprawę, dlaczego gród wzniesiono w tym miejscu – ewentualnych przeciwników widać było na wiele kilometrów... Na miejscu jest kilka wystaw stałych, ale przede wszystkim piękne widoki.
Ugotowani od upału ruszamy do Pilicy nad zalew. Oooo tak – kąpiel to był doskonały pomysł, a sam zalew bardzo fajnie położony i z naprawdę czystą wodą. Pojawia się nawet idea, by zostać tu na noc (co jest raczej szalonym pomysłem, bo generalnie planujemy postoje tylko na kempingach), ale dochodzimy do wniosku, że nie mamy jeszcze nawet zakupów, więc ruszamy do Rzędkowic na kemping, zatrzymując się po drodze w najbliższej Biedronce (tę sieć sklepów jeszcze wiele razy odwiedzaliśmy podczas wyjazdu ). Z racji, że nie mam GPS-a, bo nie lubię tego urządzenia, sprawdzam na Google Maps jak dojechać. Niestety profesor Google się pomylił i wskazał nam i owszem ul. Leśną, ale w wiosce obok. Miejscowi podpowiadają nam, że do Rzędkowic prowadzi gruntowa droga przez las i oni nią jeżdżą. Dopiero po 2-3 kilometrach okazało się, że nie była to jednak najlepsza droga dla kampera. Wąsko, mnóstwo gałęzi i gdyby nie to, że było sucho, pewnie byśmy ugrzęźli. Później dowiedzieliśmy się, że jest to droga... dla rowerów...
Szczęśliwie udało nam się jednak dotrzeć na kemping, a dokładniej pole namiotowe, ale przystosowane do przyjęcia kamperów. Nie za duży, z wieloma miłośnikami wspinaczki śpiącymi pod namiotami, ale położony w zacisznym, spokojnym miejscu. Jest tutaj niemal wszystko, czego wygodnym, czyli takim jak my kamperowiczom do szczęścia potrzeba, wliczając nawet dużą lodówkę w kuchni (z tej akurat nie korzystamy, bo mamy swoją działającą). Dla chętnych podaję stronę (będę to robił za każdym razem, by ułatwić znalezienie miejsca): http://www.spwlodowice.sz...?p=m&idg=zt,171
Zadowoleni, że udało nam się dotrzeć rozpalamy pierwszego grilla, Ala wyciąga specjalnie przygotowaną na potrzeby wyjazdu domowej roboty cytrynówkę i tak w miłej atmosferze mija nam pierwszy wieczór i noc.
ojdany - 2014-08-29, 09:29
Dzień 2 - niedziela
Niestety nie wiem dlaczego zdjęcia nie pojawiają się na stronie w takiej kolejności, jak je dodaje, no ale trudno - mogą być zatem nieco wymieszane
Wracając do relacji:
Na polu dostaliśmy gratis szczegółową mapę okolic więc w czasie śniadania planujemy, co najlepiej zwiedzić w kilka godzin, które mamy jeszcze zaplanowane na Jurze. Wybitnie przeszkadzają nam w tym osy, których na polu jest niewyobrażalna ilość (chyba chciały spróbować Ali cytrynówki). Wybór pada na zamek w Mirowie, zamek w Bobolicach (przepięknie odnowiony), a że upał nie odpuszcza – po drodze zawitamy jeszcze na kąpiel w jeziorkach w okolicach Kostkowic.
Zachwyceni urokami Jury ok. 15 ruszamy w kierunku Sandomierza. Gdy wszyscy podróżnicy domagają się jedzenia pojawia się przy drodze znak na zespół pałacowo-parkowy w Kurozwękach. Nigdy nie słyszeliśmy o tym miejscu, ale zjedzenie obiadu w pięknym otoczeniu to nie lada atrakcja, a i przy okazji może trochę pozwiedzamy. Niestety gdy dojeżdżamy na miejsce okazuje się, że akurat w ten jeden weekend w roku nie można wejść na teren parku, ponieważ odbywał się jakiś festyn i trzeba było zapłacić dodatkowy wstęp, który obejmował nieograniczoną możliwość korzystania z różnego rodzaju karuzeli itp. (chyba 20, albo 30 zł) Nie interesowały nas jednak karuzele, więc nieco zasmuceni, że nie zobaczyliśmy pałacu wróciliśmy do auta i ruszyliśmy po obiedzie do Sandomierza. Z mapy, która stała przed parkiem wynikało, że to całkiem ładne miejsce, więc tym bardziej było nam szkoda...
Po zmroku dotarliśmy do Sandomierza. Zatrzymaliśmy się na polecanym przez wielu forumowiczów kempingu Browarny (http://camping.majsak.pl/). Zdecydowanie jeden z najlepiej wyposażonych na całym wyjeździe, ale miał jeden, koszmarny minus – plagę komarów. Czym prędzej wyruszyliśmy zatem na nocne zwiedzanie Sandomierza w poszukiwaniu Ojca Mateusza Miasto, a konkretniej starówka absolutnie nas zauroczyła. Zadbana, wyremontowana, ładnie oświetlona z licznymi brukowanymi uliczkami wijącymi się w górę i w dół. Bardzo polecamy!!! Na koniec spaceru piwko w jednym z licznych lokali przy rynku było wręcz obowiązkowe.
ojdany - 2014-08-29, 09:37
Dzień 3 – poniedziałek
Na szczęście rano na kempingu komary nie dawały się już we znaki, więc po spokojnym śniadaniu i kawce ruszyliśmy jeszcze raz na starówkę. Ta nie straciła za dnia na uroku. Niestety w poniedziałki nie można zwiedzać katedry, ale za to jest darmowy wstęp do muzeum znajdującego się w zamku, więc skorzystaliśmy. Na koniec wizyty w Sandomierzu zawitaliśmy do Dworku Ojca Mateusza na małe co nieco (jest tutaj restauracja z bardzo przystępnymi cenami) i wczesnym popołudniem wyruszyliśmy do Kazimierza.
Kazimierz niestety przywitał nas chmurami i przelotnymi opadami deszczu, które towarzyszyły nam przez zdecydowaną większość dalszego wyjazdu. Co prawda padało głównie w nocy, albo wtedy, gdy przemieszczaliśmy się kamperem z miejsca w miejsce, ale o kąpielach w wodzie oraz słonecznych mogliśmy już zapomnieć.
Po dotarciu na kemping i bardzo ciepłym przyjęciu przez właścicieli (http://www.eurocampings.p...-pielak-121444/) czekał nas kolejny nocny spacer. Sam kemping jest położony kawałeczek drogi od rynku – ok. 1,5 km, ale jest tu niezwykle przyjemnie, a zagospodarowane na potrzeby toalet, kuchni i świetlicy zabytkowe mury dawnego spichlerza to nie lada atrakcja.
Co do Kazimierza Dolnego – ten nas niestety nie zachwycił, ale chyba dlatego, że mieliśmy zbyt duże oczekiwania. Nie można mu odmówić uroku, ale po Sandomierzu wydał nam się uboższym bratem. To oczywiście nasza subiektywna ocena, ale już sam fakt, że tak szeroko zachwalany rynek nie jest w nocy praktycznie w ogóle oświetlony zrobił na nas dosyć słabe wrażenie. Dosyć szybko wróciliśmy więc na kemping i poszliśmy spać.
ojdany - 2014-08-29, 09:54
Dzień 4 – wtorek
Od stojącej obok kamperem miłej pary, której pies był bardzo gościnny i podzielił się zawartością miski z Buką (nie wspomniałem na początku, że podróżował z nami również pies czyli Buka) dowiedzieliśmy się, że wokół Kazimierza jest wiele ciekawych miejsc na wycieczkę rowerową. Szkoda tylko, że nie mieliśmy ze sobą rowerów... Jeśli ktoś się jednak tutaj wybiera – ufam naszym towarzyszom, że warto zabrać rower, bo wyglądali na bardzo zadowolonych.
Nam został jednak tylko poranny spacer na rynek, który we wtorki (i jak dobrze pamiętam również w niedziele) zamienia się w targowisko i za niewielkie pieniądze można nabyć tutaj naprawdę bardzo dorodne i smaczne warzywa i owoce. Oczywiście uczyniliśmy to z zamiarem ugotowania wieczorem leczo. Zaliczyliśmy też obowiązkowe punkty turystyczne, czyli kościół z fantastycznymi organami, górę Trzech Krzyży, skąd roztacza się piękny widok na starówkę (wstęp na wzniesienie kosztuje nie wiedzieć jednak czemu 2 zł), ruiny zamku (niestety z zamkniętą bramą) oraz basztę (również zamkniętą wewnątrz dla turystów).
Pierwotnie planowaliśmy spędzić w Kazimierzu dwie noce, ale jak już wspomniałem – nie zachwycił nas zbytnio, więc ruszyliśmy do Lublina, zwiedzając po drodze Puławy (pałac Czartoryskich wraz z dosyć mocno zaniedbanym parkiem) oraz Nałęczów ze swoim parkiem zdrojowym i zachwycającymi starymi, drewnianymi willami.
Jadąc już do Lublina zastanawiałem się, gdzie się zatrzymamy, ponieważ nie dostałem z tamtejszego kempingu (Graf Marina) żadnej odpowiedzi mailowej. Będąc już w mieście próbowałem się dodzwonić na numer dostępny na stronie, ale telefon milczał. Dodzwoniłem się więc na informacją turystyczną i zapytałem miłego pana, gdzie w Lublinie można stanąć na noc kamperem, ponieważ Graf Marina był de facto jedynym kempingiem, jaki znałem. Pan uprzejmie skierował mnie do ośrodka wypoczynkowego Forest położonego również nad zalewem, ale po jego przeciwnej stronie (http://www.booking.com/ho...-forest.pl.html). Ośrodek okazał się strzałem w dziesiątkę. Zaraz przy zalewie (nad brzegiem siedziało wielu wędkarzy), w środku lasu, dosyć daleko do miasta. Przy wjeździe widniała tablica informacyjna z logo Unii Europejskiej więc łatwo wysnuć wniosek, iż ośrodek został niedawno wyremontowany i tak w rzeczywistości było. Oprócz nas stał jeszcze jeden kamper na hiszpańskich rejestracjach, a przed nocą przyjechało jeszcze kilka osób pod namioty. Zapytałem się więc przemiłej właścicielki (zachwyconej nota bene Buką), dlaczego nie ogłaszają się na forach dla kamperowiczów, na co odpowiedziała mi, że oni po prostu nie są przygotowani na przyjęcie kamperów. Przyjmują je jednak, ponieważ wspominana Graf Marina jest już ruiną i została zamknięta i po prostu chcą pomóc osobom, które przyjeżdżają do Lublina. Widząc jednak ośrodek nie zgodziłbym się z nią. Co prawda nie było tutaj zlewni, czy też miejsca do opróżnienia toalety chemicznej, ale pośrodku jest duży, utwardzony i oświetlony parking, teren jest ogrodzony, właściciele udostępniają jeden z domków z toaletą dla gości pod namiotami i w kamperach, więc wydaje mi się, że warunki są w zupełności wystarczające. A spokojna okolica to dodatkowy atut.
Postanowiliśmy zatem, że skorzystamy z uroków ośrodka i wyjątkowo nie ruszymy na nocne zwiedzanie Lublina. Zamiast tego ugotowaliśmy leczo i dokończyliśmy cytrynówkę
ojdany - 2014-08-29, 09:59
cd. zdjęć z 4 dnia
ojdany - 2014-08-29, 10:10
Dzień 5 – środa
Nikt z nas wcześniej nie był w Lublinie więc nie wiedzieliśmy do końca, czego możemy się spodziewać. To, co zobaczyliśmy, przerosło nasze oczekiwania. Lublin (mówię oczywiście o Starym Mieście) to zachwycające miasto, w którym po prostu czuć historię. Stara, ale odnowiona zabudowa wokół rynku, handlowe Krakowskie Przedmieście, ogromny Plac Litewski i masa okolicznych ulic i uliczek to wymarzone miejsce na spacery.
Lublin tak nas zauroczył, że wyjechaliśmy zdecydowanie później niż planowaliśmy, przez co spóźniliśmy się na ostatnie wejście do muzeum, które było naszym następnym celem podróży. A było to miejsce równie niezwykłe i zaliczam je do jednych z tych, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Mowa o Pałacu Zamoyskich w Kozłówce. Piękna tej budowli i parku, pietyzmu z jakim zostało odnowione nie da się opisać – to po prostu trzeba zobaczyć. Dodam tylko, że w środy można zwiedzać wnętrze pałacu za darmo – warto jednak wcześniej zarezerwować bilety przez internet. Nam niestety zostało tylko podziwianie uroków pałacu z zewnątrz. Kolejną ciekawostką jest to, iż przy pałacu jest muzeum socrealizmu, w którym znajdują się m.in. pomniki z czasów PRL, które na początku lat 90. były usuwane z panoramy wielu miast – wśród nich słynny pomnik Lenina z Poronina.
Na koniec dnia czekała nas przemiła niespodzianka. Postój zaplanowaliśmy na polu namiotowym Głogi w Mielniku (http://www.mielnik.com.pl...miotowe-qglogiq). Gdy zajechaliśmy na miejsce okazało się, że jesteśmy sami, a kemping jest bajecznie położony pośrodku lasu. Przyznam szczerze, że nie byłem pewien, czy dobrze trafiliśmy, ponieważ nie ma na kempingu żadnej recepcji, ale przed wjazdem jest numer telefonu więc zadzwoniłem i miła Pani poinformowała nas, że dobrze trafiliśmy. Otworzyła nam już wcześniej toalety i prysznice, możemy korzystać z prądu, wiaty i czego tylko potrzebujemy, a jutro zgadamy się odnośnie płatności. A do zapłacenia mieliśmy całe... 27 zł!!! (cena za 5 osób z prądem, toaletą i prysznicem!!!). Tak – gorąco polecam ten kemping!
I na tym dzisiaj zakończę, bo nie przypuszczałem, że piszę już od 4 godzin... Obiecuję, iż w ciągu kilku najbliższych dni dodam kolejną część relacji. Szczerze mówiąc – nie spodziewałem się, że mam do napisania tak dużo, a najciekawsze rejony i dni wyprawy dopiero przede mną...
Pozdrawiam czytających!
ojdany - 2014-08-29, 10:12
cd. zdjęć z 5 dnia
gino - 2014-08-29, 10:19
widać że stanowicie fajną zgraną ekipkę
a do tego lubicie spędzać czas podobnie jak my ..
dzięki za relacje i stawiam w pełni zasłużone piwko
ojdany - 2014-08-29, 10:29
Ale to jeszcze nie koniec relacji gino, tylko chwilowa przerwa w pisaniu A za piwko wielkie dzięki
slawwoj - 2014-08-29, 10:50
ojdany napisał/a: |
Na koniec dnia czekała nas przemiła niespodzianka. Postój zaplanowaliśmy na polu namiotowym Głogi w Mielniku (http://www.mielnik.com.pl...miotowe-qglogiq). Gdy zajechaliśmy na miejsce okazało się, że jesteśmy sami, a kemping jest bajecznie położony pośrodku lasu. Przyznam szczerze, że nie byłem pewien, czy dobrze trafiliśmy, ponieważ nie ma na kempingu żadnej recepcji, ale przed wjazdem jest numer telefonu więc zadzwoniłem i miła Pani poinformowała nas, że dobrze trafiliśmy. Otworzyła nam już wcześniej toalety i prysznice, możemy korzystać z prądu, wiaty i czego tylko potrzebujemy, a jutro zgadamy się odnośnie płatności. A do zapłacenia mieliśmy całe... 27 zł!!! (cena za 5 osób z prądem, toaletą i prysznicem!!!). Tak – gorąco polecam ten kemping!
|
A to ciekawostka. Muszę to miejsce odwiedzić. Mam w końcu niedaleko 70 km. (sąsiedni powiat).
ojdany - 2014-08-29, 12:00
slawwoj - gorąco polecam, szczególnie jeśli masz tak blisko... A i sam Mielnik jest bardzo fajną miejscowością, ale o tym w drugiej części relacji
GregdeWal - 2014-08-29, 21:01
Fajna relacja, fajne miejsca. Oby więcej ludzi, którym chce się pisać...
Tylko czemu jadąc w piątkę z psem uważacie, że postój na dziko to szalęństwo??
piotr1 - 2014-08-29, 21:59
Interesująca relacja
dominik - 2014-09-02, 18:24
Super opisy fajne foty, piwo za chęć podzielenia się wiadomościami
ojdany - 2014-09-03, 19:19
GregdeWal - pewnie masz i rację, że nie byłoby problemu stanąć na dziko w takim składzie, ale uznaliśmy m.in. iż przy takiej liczbie osób ciężko by się chociażby wykąpać. Zbiornik na wodę czystą to zaledwie 100l, więc wychodzi 20l na osobę - trochę mało A tak bardziej serio - po prostu planowaliśmy od początku postoje na kempingach
ojdany - 2014-09-03, 21:16
Czas powrócić do relacji (niestety wróciłem już do pracy więc czasu na pisanie trochę mało )
Dzień 6
Rano uznaliśmy, iż kemping tam nam się podoba i zostaniemy tutaj na 2 noce. Nieco zweryfikowaliśmy zatem plany i postanowiliśmy dogłębniej poznać okolicę. Tym bardziej, gdy Pani z GOSiR-u, do którego należy kemping wręczyła nam darmowy folder opisujący atrakcje okolicy. Już w samym Mielniku okazało się, że jest wiele rzeczy do zobaczenia. Zamieniliśmy kampera na nogi i wyruszyliśmy na spacer. Zobaczyliśmy cerkiew, górę zamkową z ruinami kościoła (po samym zamku śladu nie ma już prawie żadnego, za to z góry roztacza się piękny widok na Bug). Warto wybrać się również do kopalni kredy oraz na drewnianą wieżę widokową na obrzeżach miasteczka.
To, co nas najbardziej jednak zaskoczyło, a potem miało się potwierdzić jeszcze wiele razy podczas podróży po Polsce Wschodniej, to fakt, iż Mielnik (jak i inne mniejsze i większe miasteczka) jest naprawdę dobrze przygotowany na przyjęcie turystów. Na każdym kroku widać tabliczki z logo UE, dzięki czemu są wszędzie wyraźnie wyznaczone szlaki, można liczyć na ulotki i foldery, zabytki są porządnie opisane, no i wszędzie atrakcje jak i infrastruktura są zadbane i czyste. Na dawnym ryneczku stoi np. elektroniczny system informacji turystycznej...
Po mniej więcej 2-godzinnym spacerze wyruszyliśmy do opisywanej nie raz już na tym forum błękitnej cerkwi pw. Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość”. Stwierdzenie, że jest blisko granicy z Białorusią to mało powiedziane – ona jest wręcz na granicy. Przy okazji mieliśmy zresztą przygodę z funkcjonariuszami Straży Granicznej, którzy przyznali, że skontrolowali nas m.in. dlatego, że... prowadzą statystyki turystów odwiedzających te rejony... Kolejna na trasie była Św. Góra Grabarka wraz z lasem krzyży (choć będąc wcześniej na Litwie na górze krzyży tutejsza ilość krzyży nie zrobiła na mnie takiego wrażenia). Na koniec dnia wyruszyliśmy do dawnej stolicy Podlasia czyli Drohiczyna. Oprócz miejsc opisywanych w przewodnikach warto zwiedzić tutaj jeszcze Muzeum Kajakarstwa oraz Wystawę Starych Motocykli. Oczywiście wszędzie wstęp za darmo...
Wcześniej planowaliśmy, że wieczorem skoczymy na pokaz kina plenerowego w tawernie nad brzegiem Bugu w Mielniku, ale zmęczenie wzięło górę i wróciliśmy grzecznie na kemping.
ojdany - 2014-09-03, 21:23
Dzień 6 - ciąg dalszy zdjęć
ojdany - 2014-09-03, 21:34
Dzień 7
Ten dzień miał obfitować w zwiedzanie różnego rodzaju świątyń. Tak też było. Na początek odwiedziliśmy stary, drewniany kościółek w Tokarach, następnie cerkiew w Zubacze. Potem udaliśmy się do Czeremchy, ale przez remonty dróg nie potrafiliśmy dotrzeć do tutejszej cerkwi. Zamiast tego zatrzymaliśmy się przy stacji PKP, która zachwyciła nas swoją wielkością (jak na tak małe miasteczko), chociaż dzisiaj jest już opuszczona. Chyba w czasach ZSRR musiał tędy przebiegać ważny szlak kolejowy.
Udając się tutaj zaskoczyły nas jednak otwarte sklepy i to nie tylko małe, rodzinne blaszaki, ale również duże markety. Nie byłoby może w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż to był 15 sierpnia, czyli dzień ustawowo wolny od pracy. Czyżby prawosławni nie musieli tego dnia mieć dnia wolnego?! A może w zamian biorą dzień wolny 18 sierpnia, gdy mają własne święto?! Niestety nie znaleźliśmy odpowiedzi na te pytania...
Po południu dotarliśmy do Białowieży, czyli naszego punktu docelowego tego dnia. Wjeżdżając do puszczy zrobiło się jakoś ciemniej... To naprawdę jest puszcza, a nie jakiś tam las... Na pierwszy ogień poszedł rzecz jasna rezerwat żubrów. Oprócz nich można zobaczyć tutaj również m.in. dziki, łosie, jelenie, a także wilki i rysie. Niestety te ostatnie drapieżniki nie lubią się pokazywać ludziom, więc Michał ukuł stwierdzenie, że oglądaliśmy ogrodzony cień... Trochę szkoda... Nigdy nie widziałem na żywo wilka... W samej Białowieży natomiast nie można nie zobaczyć dawnej posiadłości carskiej. Wzrok przykuwa głównie fantastycznie zdobiona willa gubernatora, ale pozostałe obiekty również są warte obejrzenia (niestety sam pałac został zniszczony i ostała się po nim jedynie brama).
W Białowieży spaliśmy na kempingu u Michała – chyba jednym z najbardziej zatłoczonych i najdroższych podczas naszej wyprawy: http://www.pfcc.eu/pol/main.php?nazwa=124
ojdany - 2014-09-03, 21:39
No i znowu na zegarze dochodzi 22, a jutro rano do pracy, więc powrócę z dalszą częścią relacji za kolejne kilka dni, a tymczasem
ojdany - 2014-09-06, 18:14
Dzień 8
To miał być dzień z bardzo, bardzo napiętym grafikiem. Na pierwszy ogień poszła dawna stacja kolejowa na obrzeżach Białowieży, którą car kazał wybudować, by niepostrzeżenie mógł przyjeżdżać na polowania do Białowieży. Dzisiaj mieści się tutaj restauracja Carska. Nie lada atrakcją są również pokoje hotelowe zlokalizowane w dawnej wieży ciśnień oraz... starych wagonach! Taka przyjemność na pewno musi kosztować, ale miejsce na hotel rewelacyjne...
Ze stacji planowaliśmy pojechać do skansenu w Siole Budy. Tyle tylko, że zmylił nas kierunkowskaz i dojechaliśmy po skansenu, tyle że w Białowieży. Skoro tu już jednak dotarliśmy, postanowiliśmy zwiedzić. I warto było... Skansen nie jest prowadzony przez jakąś jednostkę samorządową, ale przez grupę zapaleńców. Chodząc po wsiach zebrali bardzo dużo eksponatów ukazujących, jak się kiedyś żyło i pracowało w tych rejonach. Są młyny (z pełnym wyposażeniem i maszynami!), chaty i budynki gospodarcze kryte strzechą. Ciekawa podróż w czasie...
Kolejny przystanek zaplanowaliśmy we wsi Trześcianka, czyli na terenie Krainy Otwartych Okiennic. Dużo się naczytałem i naoglądałem zdjęć niezwykle barwnie zdobionych domów (a konkretniej okiennic), które można tutaj spotkać. Gdy już dojechaliśmy - spotkać je było niezwykle ciężko. Co prawda wioska ma swój klimat, ale myśleliśmy, że tutaj każdy domek będzie miał pięknie zdobione okiennice. Tymczasem były one raczej rzadkością. Pojechaliśmy też do sąsiedniej wsi Puchły i też zawód Trochę inaczej wyobrażałem sobie tę Krainę...
Za to kolejny przystanek poprawił nasze humory. Wieś Kruszyniany, czyli wioska tatarska. Zobaczyć można tutaj najstarszy w Polsce (i ciągle "czynny") cmentarz muzułmański oraz najstarszy meczet. Na pewno warto wybrać się do środka, gdzie jeden z mieszkańców wsi opowiada o historii Tatarów w Polsce, o samym budynku, cmentarzu, a wszystko wzbogaca historyjkami z życia i anegdotami (wstęp to zaledwie 5 zł). Naprawdę miło posłuchać... Po zwiedzaniu kroki skierowaliśmy do Tatatrskiej Jurty , bo tak nazywa się pobliska restauracja. Można tu spróbować autentycznych dań tatarskich, od wieków przygotowywanych przez pokolenia tatarskich gospodyń. Nie jest może zbyt tanio, ale porcje są ogromne, a jedzenie wyśmienite. My skusiliśmy się m.in. na pierekaczewnik - że się tak wyrażę - niebo w gębie...
Pierwotny plan zakładał, że zostaniemy w Kruszynianach na noc, ale spojrzelismy do lodówki, a tam pustki. Tymczasem we wiosce nie ma żadnego sklepu, a najbliższy jest oddalony o 15 km. Szybka decyzja - ruszamy dalej, do Augustowa. Po drodze tankowanie na nietypowej stacji, bo na telefon - dzwoni się na numer widniejący na dystrybutorach, Pan przyjeżdża po ok. 10 minutach i uruchamia urządzenia
Do Augustowa dotarliśmy dopiero ok. 21, zahaczając po drodze o Biedronkę. Zatrzymaliśmy się w polecanym na tym forum ośrodku Ostry Róg (na obrzeżach miasta, nad jeziorem Białym - niestety nie mają strony internetowej, więc polecam przeszukać forum w celu odnalezienia wskazówek dojazdu). O ile mogę potwierdzić dobre zdanie o poprzednich kempingach, które polecane były przez forumowiczów, to w tym wypadku mam odmienne zdanie. Trzeba przyznać - miejsce położone jest tuż nad jeziorem, pośrodku lasu. Jednak w sezonie trudno tutaj o ciszę i spokój. Na polu było wiele kamperów i namiotów. Nie to jednak przeszkadzało najbardziej. Po 22, czyli po zamknięciu restauracji, jedyną toaletą była "sławojka" w lesie, na dodatek bez oświetlenia. Niemal wszyscy z kempingu chodzili więc "za potrzebą" w krzaki. Drugim minusem był prysznic, dostępny również w godzinach pracy restauracji, czyli od ok. 10 do 22. Koszt - 10 zł od osoby. Innymi słowy zapłaciliśmy 55 zł za postój bez właściwie żadnych udogodnień (w cenę wliczony jedynie prąd). Był to mały szok po kempingu w Mielniku...
ojdany - 2014-09-06, 18:24
Dzień 8 - cd. zdjęć
ojdany - 2014-09-06, 18:26
Dzień 9
Rano postanowiliśmy, że zostajemy w Augustowie, ale zmieniamy kemping. Ruszyliśmy do ośrodka PTTK znacznie bliżej centrum (http://pttk.augustow.pl/noclegi/). Nie było to może wymarzone miejsce, ale spodobało nam się tu bardziej, niż poprzednie - też nad samą wodą, a 10 minut spacerkiem od centrum Augustowa i ze wszystkimi "udogodnieniami". Po 9 dniach intensywnego zwiedzania obiecaliśmy sobie mały odpoczynek więc w ruch poszły karty, piwko jedno i drugie, grill, a część grupy udała się na spacer po mieście. Nareszcie wypisaliśmy też i wysłaliśmy część pocztówek...
ojdany - 2014-09-06, 18:35
Dzień 10
Po relaksie w Augustowie zaplanowaliśmy sobie kolejny intensywny dzień. Kierunek - Suwalski Park Krajobrazowy. Krótko mówiąc - miejsce niezwykłe... Teren został ukształtowany przez cofający się lodowiec więc mnóstwo tutaj małych jeziorek, dolinek i pagórków. A pośrodku nich malowniczo położone wioski, takie jak chociażby Wodziłki, czyli wieś staroobrzędowców z najstarszą w Polsce molenną, czyli świątynią starowierców. Z miejsc godnych odwiedzenia na terenie Parku są jeszcze chociażby Góra Cisowa, nazywana Suwalską Fudżijamą. Rozpościera się stąd fantastyczny widok na okolicę. Zobaczyć warto też Jezioro Hańcza (zdjęcia nie oddają uroku tego miejsca) i wiele innych mniejszych bądź większych rezerwatów. W okolicy parku w Stańczykach zwiedzić można też najwyższe w Polsce stare wiadukty kolejowe na nieczynnym już szlaku do Gołdapi. Przypominają one rzymskie akwedukty. Po raz kolejny żałowaliśmy, że nie mieliśmy ze sobą rowerów, bo to idealne tereny na wycieczkę na dwóch kółkach.
Zauroczeni okolicą trafiliśmy na noc do Pani Jadwigi we wsi Nowa Pawłówka. I miejsce to zauroczyło nas jeszcze bardziej, między innymi za sprawą samej właścicielki (http://www.apartamenty-jadwiga.pl/pawlowka.php). Infrastruktura do przyjęcia kamperów dopiero powstaje (ale sanitariaty, a nawet świetlica przerobiona ze stodoły już są), ale położenie kempingu, życzliwość i gościnność Pani Jadwigi sprawiają, że jest to wymarzone miejsce na postój w tych okolicach. Pozdrawiamy gorąco Panią Jadwigę!!!
ojdany - 2014-09-06, 18:43
Dzień 11
U Pani Jadwigi tak nam się podobało, że aż żal było wyjeżdżać. Dlatego wyruszyliśmy dopiero ok. 14 i już wiedzieliśmy, że nie zobaczymy tego dnia zbyt wiele. Znajomy Pani Jadwigi podpowiedział nam, by wstąpić jeszcze po ser do sklepu firmowego mleczarni w Filipowie (rzeczywiście był bardzo smaczny), a także by kierując się na Węgorzewo, czyli nasz kolejny cel podróży, nie jechać na Gołdap, tylko pojechać skrótem przez Wilkasy. Była to kolejna malownicza trasa, wzdłuż której mijało się małe wioski (choć sama droga wymaga raczej gruntownego remontu), a największą atrakcją była przepotężna ferma... jelenii (!) Na ponad 350 hektarach hodowanych jest tu grubo ponad 1000 sztuk. Niesamowity widok...
Następnie udaliśmy się do miasteczka Rapa tuż przy granicy z Kaliningradem, gdzie znajduje się grobowiec rodziny Farenheit zwany nie bez kozery Piramidą w Rapie. Nietypowa budowla na obrzeżach miasteczka znajduje się na podmokłym, bagnistym terenie, a prowadzi do niej usypana specjalnie ścieżka. Nie ukrywam, że przeżyliśmy lekki szok, gdy zaglądając przez zakratowane okna do jej wnętrza zobaczyliśmy stojące sobie tak po prostu ponad 100-letnie trumny... Podobno do 2008 roku można było normalnie wejść do środka, tylko potem zamurowano wejście. Brrr...
Nieco zmieszani ruszyliśmy do Węgorzewa na zakupy i obiad, by na koniec dnia wylądować w Stanicy Wodnej Kietlice nad jeziorem Mamry. Byliśmy tutaj w czasie weekendu majowego, gdy żeglowaliśmy po Mazurach i wiedzieliśmy, że to dobre miejsce na odpoczynek na Mazurach (http://www.kietlice.pl/).
No i na dzisiaj koniec. Następnym razem obiecuję, że napiszę już zakończenie
yaro 65 - 2014-09-08, 08:53
Ta piramida została wzniesiona na grobli , w około było bagno .
Stoi na lini mocnego pola energatycznego podobnie jak bunkier Hitlera w Mamerkach ,
w środku nie ma komarów i innych latających ,
w 2009r. trumny były pootwierane , plondrowane kilkakronie , teraz widać że piramidą
ktoś sie zaopiekował .
Wojciechu - 2014-09-08, 09:05
Polska jest piękna. Kolego z za miedzy - wspaniały wschodni objazd. Relacja super.
ojdany - 2016-01-24, 21:33
Wiem, że zasługuję na porządne baty, że dopiero teraz uzupełniam zakończenie naszej wyprawy... Nie mam dobrego wytłumaczenia, więc po prostu przejdę do rzeczy...
Dzień 12
Żeglując wcześniej wiele razy po Mazurach nigdy nie miałem sposobności, by wybrać się do słynnych tutejszych bunkrów. Z portu to zawsze kawałek drogi, ale skoro już przybyliśmy kamperem - skorzystaliśmy z okazji.
Na początek odwiedziliśmy bunkry w Mamerkach. Są one znacznie mniej znane od tych w Wilczym Szańcu, ale za to o niebo lepiej zachowane, ponieważ nie zostały zniszczone. Można wejść do środka, przejść podziemnym tunelem, są też wystawy broni, a nawet zaaranżowane wnętrze łodzi podwodnej i prototypy niemieckiej broni (np. samolot, który do złudzenia przypomina UFO). Niezła frajda dla miłośników militariów...
Następnie wybraliśmy się do wspomnianego już Wilczego Szańca. Tutaj turystów było znacznie więcej. Bunkry, jak również wspomniałem powyżej, zostały wysadzone przez Niemców, gdy się cofali, ale trzeba przyznać, że nadal robią wrażenie swoim ogromem... Brakuje natomiast przynajmniej krótkiego opisu przy każdym z nich. Jeśli nie weźmie się wycieczki z przewodnikiem, ciężko się zorientować, który należał do kogo (a jest tu m.in. potężny bunkier Hitlera i wielu innych najwyższych rangą dowódców III Rzeszy).
Na koniec dnia pojechaliśmy do pobliskiego Kętrzyna, gdzie jest niewielki zamek, by ostatecznie wylądować w Mikołajkach. Zatrzymaliśmy się na Parkingu przy hotelu Caligula - strzeżony, blisko centrum, z wydzielonymi miejscami dla kamperów. Postój w tzw. pakiecie, czyli z prysznicem i toaletą kosztował nas 50 zł - taniutko, zważywszy, że była nas przecież piątka...
ojdany - 2016-01-24, 21:42
Dzień 13
Nasz wyjazd powoli dobiegał końca, dużo już widzieliśmy, a mieliśmy jeszcze w planach zwiedzanie zamków (m.in. w Lidzbarku Warmińskim). Doszliśmy jednak do wniosku, że nareszcie poprawiła się pogoda i na koniec urlopu, skoro już jesteśmy na północy kraju, warto by położyć się przynajmniej na dzień na plaży. Po śniadaniu szybko obliczyliśmy, że choć z Mazur nad morze jest kawałek drogi, to spokojnie damy radę dojechać przed wieczorem. Odpuściliśmy sobie zatem zamki i ruszyliśmy nad Bałtyk.
Pierwotnie myśleliśmy, że zatrzymamy się w Krynicy Morskiej, jednak wszędobylski dźwięk "cymbergajów", połączony z niezliczonym tłumem wczasowiczów nieco nas przeraził (po wizycie na wschodnich, cichych rubieżach kraju taki hałas był niemiły dla naszych uszu). Jechaliśmy zatem dalej do Piasek.
Ta mała, cicha wioska, najbardziej wysunięty na wschód skrawek Polski na Mierzei Wiślanej odpowiadał nam dużo bardziej. Niestety jedyne wolne miejsce było na Kempingu nr 182, o którym już wcześniej czytałem na forum, że nie cieszy się zbyt dobrą opinią. Nie mieliśmy jednak wyboru i zatrzymaliśmy się na nim.
Był to chyba najdroższy postój podczas całego wyjazdu, a na dodatek - z dosyć spartańskimi warunkami. Toalety i prysznic były czyste, ale np. wieczorem w ogóle nie paliły się latarnie (mimo, iż były), a teren był raczej błotnisty. Do tego wieczorem po kempingu grasowały sobie w najlepsze dziki i lis...
Dzień 14
Poranek przywitał nas pięknym słońcem, dlatego szybko zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy na plażę. W Piaskach generalnie nad morze jest dosyć daleko, ale warto. Plaża jest szeroka, piękna i co najważniejsze - pusta. W miejscu, gdzie się rozłożyliśmy, nie było nikogo w promieniu 100 metrów. W wyobraźni tylko widzieliśmy te dzikie tłumy w Krynicy Morskiej walczące o skrawek wolnego miejsca. Zaliczyliśmy obowiązkową kąpiel w Bałtyku, wygrzaliśmy się na słońcu. Wieczorna przygoda z poprzedniego dnia z dzikami, które podeszły dosłownie pod naszego grilla, sprawiła, że postanowiliśmy się jednak ruszyć do bardziej cywilizowanego miejsca. Wróciliśmy więc z niemałym oporem do Krynicy (kemping w samym środku miasta, przy głównej trasie - niestety nie pamiętam już nazwy). Naprawdę ciężko nam było uwierzyć, że w takim tłumie i dobiegającej z każdej knajpy muzyki można odpoczywać. Po szybkim spacerze i pięknym zachodzie słońca wróciliśmy do naszego weterana i poszliśmy spać. W planach mieliśmy bowiem poranny wyjazd, bo to już był ostatni dzień naszej wyprawy...
Dzień 15
Kilka minut po 7:00 wyruszyliśmy w ostatnią podróż weterana...
Polska Wschodnia to przepiękna, ciągle nieodkryta kraina. Gorąco polecam spędzenie tam urlopu i zobaczenie, jak bardzo różni się ona od reszty naszego pięknego kraju...
yahoda - 2016-01-25, 19:55
He, he. Niezły poślizg.
Ale za to relacja fayna.
AndrzejSzymczykiewicz - 2016-01-27, 14:35
ŁAŁ. FANTASTYCZNA WYPRAWA. JADĘ W WASZE ŚLADY...
ojdany - 2016-01-27, 14:43
Gorąco polecam
WALDZIOR - 2016-01-27, 20:34
Zazdroszczę. Miałem bardzo podobny plan w zeszłym roku ale remont łazienki skutecznie go zmienił. W tym roku ruszam w Wasze ślady. Oczywiście leci
marcincin - 2016-01-27, 22:33
Piwko za relację
ojdany - 2016-01-28, 11:16
Dzięki za miłe słowa! W tym roku wybieram się na objazd po Bałkanach (dawne kraje Jugosławii) i mam nadzieję, że napisanie relacji zajmie mi mniej czasu
Pozdrawiam jeszcze raz czytających!
Misio - 2016-01-28, 20:18
Ciekawe opisy i ładne fotki. Pisz dalej, czekamy a tym czasem leci.
Bazylek21 - 2016-02-21, 18:32
Bardzo fajna relacja konkretnie i zwięźle, miło się czytało.
Dzidek - 2016-02-21, 21:34
Z przyjemnością i uwagą przeczytałem super relację i przesyłam Przyznam, że od pewnego czasu chodziło mi po głowie zwiedzanie wschodniej Polski bo nigdy tam nie byłem. Na pewno wykorzystam tę relację w planowaniu mojego wyjazdu.
|
|