|
Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
Włochy - Nasze "Giro d'Italia"
Aulos - 2014-08-27, 15:05 Temat postu: Nasze "Giro d'Italia" Już od wczesnej wiosny, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że tegoroczna wyprawa będzie wyjątkowa. W każdym razie dwie rzeczy będą dla nas nowe. Po pierwsze wyjeżdżamy na początku lipca – dotychczas zawsze był to koniec sierpnia; po drugie nasz wyjazd nie ma żadnych ograniczeń czasowych – dzieci mają wakacje, a my mamy to szczęście, że do szkoły będziemy chodzić aż do emerytury (bez względu na to, o ile jeszcze rząd opóźni nam ten moment) czyli jesteśmy jak wieczne dzieci i możemy w pełni cieszyć się wakacjami. Wstępnie, aby jednak mieć jakieś plany, ustaliliśmy czas podróży na trzy tygodnie. Niezmienny pozostaje natomiast cel naszej wyprawy i jednocześnie przyczyna naszych całorocznych westchnień – Italia.
Początek wakacji, sprawy związane z podsumowaniem i zakończeniem roku szkolnego szczęśliwie już za nami. Kamper, po tygodniowych staraniach, wreszcie spakowany „po czubek” (jedziemy w składzie 2+4) i zatankowany „po korek” paliwem i wodą. Coraz głośniej szepcze mi do ucha moja „kobieca intuicja”: Sprawdź wagę! Wszak jedziemy przez Niemcy i Austrię, a w tych krajach podobno lubią ważyć także kampery. Pakuję załogę i jadę na wagę; intuicja miała rację – jesteśmy przeważeni i to sporo. Ogłosiłem akcję „Odchudzanie”. Na pierwszy ogień poszło 100 litrów wody, później zrezygnowałem z drugiej butli gazowej (jedna okazała się w pełni wystarczająca), wypakowałem część mebelków turystycznych, a na końcu kampera opuściły wszystkie „przydasie”. Tych „przydasiów” uzbierały się dwie skrzynki i znalazły się tam wyłącznie takie rzeczy, które, wbrew nazwie, nigdy się nie przydały.
Tadeusz - 2014-08-27, 15:14
Rozsiadam się wygodnie, zakładam okulary na nos i czekam.
Jak znam Ciebie, Krzysiu, to jest na co czekać.
Aulos - 2014-08-27, 15:18
Aż wreszcie nastąpił ten dzień – dzień wyjazdu, niedziela. Uroczy język naszych zachodnich sąsiadów zawiera w swoich zasobach słówko „Reisefieber”. Ja jako prawdziwy mężczyzna, głowa rodziny, macho i samiec alfa, oczywiście jestem wolny od takich lęków. Tylko te ostatnie trzy noce przed podróżą łóżko było jakieś takie mniej wygodne i całkiem przez przypadek, przewracając się z boku na bok, rozmyślałem o czekającej nas podróży. Poranne spotkanie z Najwyższym podziałało jak oliwa na spienione fale; mogliśmy dopakować lodówkę, przekazać dom opiekunom, a później „załoga na pokład” i „w drogę”. Za kierownicą poczułem się już całkiem spokojny i – co najważniejsze – od pierwszego kilometra już na wakacjach.
Aulos - 2014-08-27, 15:19
Tadeusz napisał/a: | Rozsiadam się wygodnie |
Tylko pamiętaj, że jestem przeważony.
Beta - 2014-08-27, 18:14
Krzysiu znęcasz się nade mną
Biegam , pakuję się do wyjazdu ( chyba właśnie do Włoch ) , na chwilę siadam i odpoczywam czytając forum.
A tu od trzech godzin nic , więc tylko biegam zasapana .
Tadeusz przynajmniej siedzi czekając na c.d
Aulos - 2014-08-27, 19:56
Cytat: | Krzysiu znęcasz się nade mną |
Już się poprawiam Beatko. Ale to ja Wam zazdroszczę, bo jesteście "przed", a my już niestety "po". Wyprzedzając fakty, powiem tylko, że tym razem nikt nam się nie włamał do kampera.
Podróż przez Niemcy to z jednej strony doskonałe i – póki co – bezpłatne autostrady. Z drugiej strony ma dla nas wymiar wyłącznie tranzytowy. Nocleg na parkingu przy autostradzie i rankiem dalej w kierunku Austrii. W Bawarii dalszej współpracy odmówił nasz od dawna nie aktualizowany GPS. Hołek jakby się obraził; nie pomagały żadne prośby i groźby, głaskanie i dźganie długopisem w guziczek „reset”. Najgorsze, że dokładniejsze mapy drogowe mamy tylko na Włochy. Na Niemcy i Austrię tylko mapę najważniejszych dróg. Na szczęście trasa bardzo prosta, dobrze oznakowana i wielokrotnie już przez nas pokonywana. Damy radę! Minęliśmy Innsbruck, tradycyjnie zachwyciliśmy się widokiem na Brenner (tzn. ja się zachwyciłem, Agnieszka jak zwykle nieco mniej) i wreszcie Włochy.
Przygodę z Italią planowaliśmy rozpocząć od krótkiego romansu z Julią Capuletti… Ha, znów wyszedł ze mnie męski szowinista – Agnieszka pewnie liczyła na spotkanie z Romeo. Jakby na to nie patrzeć, kierunek Werona. Do miasta dojechaliśmy bez żadnych problemów późnym wieczorem, ale co dalej. Mamy spisany adres i koordynaty camperparku w Weronie, tyle tylko, że nie mamy sprawnej nawigacji. Błądzimy „na czuja” w nadziei, że gdzieś pojawią się znaki dla kamperów. Nadzieję jednak złośliwi matką głupców nazywają – żadnych znaków. Ale Polak potrafi: „Koniec języka za przewodnika” – znaczy: przygotować ręce do rozmowy, będziemy konwersować. Pierwsi napotkani polegli na słabej znajomości topografii miasta. „Pierwsze koty za płoty”- próbujemy dalej. Zaczepiamy nastolatków na skuterach, z angielskim OK, ze znajomością miasta ciut słabiej, ale podjechał jeszcze starszy jegomość na skuterku, spojrzał na adres i zawołał: „Follow me”. Śmigał po wąskich uliczkach, ja za nim; nie jestem pewien ile przepisów złamałem, bo że złamałem nie ulega wątpliwości. W końcu, po kilku skrzyżowaniach, zatrzymał się i wytłumaczył, jak dalej dojechać. Agnieszka, jako wyraz wdzięczności, podarowała mu torebkę herbatki „Spacer po Kołobrzegu”, tłumacząc, że to z Polski, z naszego miasta. Ucieszył się i zawołał: „Follow me”, doprowadzając nas pod samą bramę. Uff! Dojechaliśmy. Ale to dopiero pierwszy dzień we Włoszech, a my już nie mamy więcej herbatki, kto nas będzie dalej nawigował?
Włosi słyną z tego, że potrafią rzeczy proste uczynić skomplikowanymi. Opłacenie pobytu na camperparku w Weronie wymaga skorzystania z czterech automatów, na których brakuje instrukcji w popularnych językach. Pierwszy automat przy wjeździe oferuje dwie opcje, z których tylko jedna okazuje się aktywna – po wciśnięciu przycisku wylatuje żeton i otwiera się szlaban. Wjeżdżamy. Następnego dnia rankiem przypatrywaliśmy się Hiszpanom i Holendrom, którzy metodą prób i błędów starali się uiścić opłatę i opuścić plac nie wyłamując szlabanu. Ponieważ opłatę automat przyjmuje wyłącznie w monetach, najpierw należy skorzystać z maszyny rozmieniającej pieniądze. Teraz z garścią pełną jednoeurówek należy zmusić do uległości główny automat. Do specjalnej kieszonki wkładamy żeton, który jest skanowany i wyświetla się kwota do zapłaty. Po opłaceniu dostajemy paragon i zabieramy żeton. Został już tylko jeden automat - po wrzuceniu żetonu, otwiera nam wszystkie drogi, które jak wiadomo prowadzą do Rzymu, ale to dalsza historia. Póki co, jesteśmy w Weronie. Na camperparku niemal pełno – zajmujemy jedno z ostatnich miejsc i po ułożeniu chłopaków do łóżek idziemy jeszcze zobaczyć Weronę przy świetle księżyca i ulicznych latarni.
Aulos - 2014-08-27, 20:11
Rankiem, po śniadanku, gonimy, by skonfrontować obraz zarejestrowany nocą z tym, co pokaże dzienna rzeczywistość. Oczywiście teraz zwiedzamy już w komplecie – w końcu jest wielu chętnych do spotkania z najsłynniejszą Julią na świecie. Obowiązkowo musimy zobaczyć słynny balkon i dotknąć Julię w kształtny atrybut kobiecości. Troszkę zniechęcający jest okropny tłok na podwórku Julii, mniej przeszkadza świadomość, że balkon to tylko atrakcja stworzona dla turystów i nie ma realnego związku z szekspirowskimi postaciami. A sama Julia – cóż, okazała się być oziębłą i nie zadziałał nawet mój urok osobisty. To z pewnością dlatego, że żona robiła zdjęcie i tej interpretacji będę się trzymał.
Po zwiedzeniu Werony szykujemy się do wyjazdu. Nasze umartwienie, post i ofiara całopalna ze stu krów, połączone z delikatnym szantażem emocjonalnym przyniosły w końcu efekt – Hołek przemówił. Początkowo planowaliśmy skierować się do Toskanii, ale wygrała potrzeba odpoczynku nad wodą i ruszyliśmy wprawdzie w dół włoskiego bucika, jednak kierując się w stronę wybrzeża Adriatyku.
Camperpark w Weronie: Porta Palio, Via Gianattilio della Bona, N 45°26’04.1″ E 10°58’40.2″ (N 45.434464 E 10.977831), cena 10€/24h, 5€/5h, woda i zrzut free, prądu brak, w automacie można także kupić plan miasta za 2€
Santa - 2014-08-27, 23:28
Aulos napisał/a: | ...Planujemy różne kierunki na wakacje, ale na koniec i tak lądujemy we Włoszech... |
Bo Wy po prostu jesteście stali w uczuciach
Aulos napisał/a: | ...Julia... okazała się być oziębłą i nie zadziałał nawet mój urok osobisty... |
Nie przejmuj się - to tylko kobieta z marmuru
Aulos napisał/a: | ... Początkowo planowaliśmy skierować się do Toskanii, ale wygrała potrzeba odpoczynku nad wodą i ruszyliśmy wprawdzie w dół włoskiego bucika, jednak kierując się w stronę wybrzeża Adriatyku... |
Mam nadzieję, że ciekawość mnie nie zje zanim się dowiem, dokąd Was "poniosło"
Miło Was znów zobaczyć na italiańskich szlakach
Agostini - 2014-08-27, 23:29
Długie wakacje... dookoła Włoch?
Oo! to bardzo proszę i mnie wpisać na listę pilnie śledzących relację.
A swoją drogą to podziwiam tu i Was, za tą wierną miłość do Italii.
wbobowski - 2014-08-28, 00:29
Jak poprzednio wróciliście z Włoch (po tym włamaniu w Rzymie), to my tydzień później byliśmy w Rzymie. A teraz...?... pozostało nam tylko "zazdraszczać".
gryz3k - 2014-08-28, 00:43
Czytam z ciekawością. My też odwiedziliśmy w tym roku między innymi Weronę.
Aulos - 2014-08-28, 13:07
Zbliżając się do wybrzeża Adriatyku, mijaliśmy miasteczko Comacchio. Zauważyliśmy znak prowadzący do camperparku i postanowiliśmy sprawdzić. Wjeżdżamy. Cena przystępna, duży teren, zadbana przystrzyżona trawka, plac zabaw dla dzieci, czyste sanitariaty, do dyspozycji rowery, co kawałek betonowe grille, obok plastikowe stoliki i krzesełka, całość ogrodzona i obrośnięta wysokim żywopłotem i na całym tym camperparku tylko my – spokój i cisza. Nie wiem, czym to wytłumaczyć. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to mamy początek lipca, a sezonem urlopowym Włochów jest sierpień.
Comacchio – San Carlo N 44°42’10.29″ E 12°10’05.95″ (N 44.702858, E 12.168319), cena 13€/doba (z prądem), zrzut free, tankowanie wody – automat 4€
Aulos - 2014-08-28, 13:13
Po mobilnym zainaugurowaniu podróży, przyszedł w końcu czas na błogie lenistwo, wypoczynek i beztroski relaks, czyli włoskie „dolce far niente”. Kierujemy się na „lidi” i szukamy campingu. Liczymy się z tym, że w składzie 6-osobowym + kamper, tanio nie będzie, ale udaje nam się znaleźć dobry camping, za cenę, która nas nie zrujnuje. To Mare e Pineta w Lido di Spina. Zostajemy tu na dwie doby, a właściwie dwie nocki ale trzy dni, gdyż regulamin przewiduje opuszczenie campingu w dniu wyjazdu dopiero wieczorem, co nas niezmiernie zdziwiło (ciesząc jednocześnie). Zgodnie z planem nie robimy nic. :-) Trochę ułatwiła nam zadanie pogoda załamując się na chwilę, co nas unieruchomiło i przykuło do lektur odkładanych „na wakacje”. Tutaj też jedyny raz podczas tej podróży zostały użyte nasze CamperTeamowe polarki.
Camping Mare e Pineta – Lido di Spina
http://campingmarepineta.it/
slawwoj - 2014-08-28, 13:42
Też tutaj mamy zdjęcie
Aulos - 2014-08-29, 20:25
Muszę tutaj dokonać bardzo osobistego wtrętu do relacji, ale jest on ważny dla dalszego przebiegu wyprawy. Jeżeli komuś to przeszkadza, może opuścić ten post.
Nasze dotychczasowe wyprawy do Włoch, a kilka ich już było, skupiały się na północnej części półwyspu. Ta wyprawa miała to odmienić - planowaliśmy objechać niemal całą Italię (bez wysp), ze szczególnym naciskiem na eksplorację Południa Włoch. "Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz Mu o swoich planach" - już w pierwszych dniach wyprawy otrzymaliśmy bardzo smutną dla nas wiadomość: moja 91-letnia babcia dostała drugiego udaru mózgu i leży nieprzytomna w szpitalu w stanie krytycznym. Rokowania lekarzy właściwie nie pozostawiają złudzeń - do stanu choćby względnej sprawności już nie wróci, a każdy dzień może przynieść "hiobową wieść". Nie chcieliśmy zatem oddalać się za bardzo na południe, spodziewając się, że być może w każdej chwili będziemy musieli wracać do Polski. Nasze planowane "Giro" siłą rzeczy przerodziło się w "Giretto". Najbardziej żal nam planowanych: Neapolu, Wezuwiusza z Pompejami i Gargano, ale i tak nasza podróż przybliżyła nam wiele nowych miejsc, przypomniała kilka już poznanych i będziemy ją długo wspominać, a przynajmniej do następnego roku. Moja babcia doczekała do końca wyprawy. Zdążyłem ją jeszcze pożegnać za życia (miała przebłyski świadomości). Odeszła we śnie 15 sierpnia, w dniu swojego ulubionego maryjnego święta - Wniebowzięcia NMP. R.I.P.
Tyle tytułem wyjaśnienia. W następnym poście ciąg dalszy relacji.
Aulos - 2014-08-29, 21:00
Wypoczęci możemy ruszyć w dalszą trasę. Kolejnym planowanym punktem jest Asyż. Zauroczył nas podczas pierwszego tam pobytu w 2007 roku (osobówką). Parking podziemny, na którym wówczas staliśmy z oczywistych względów odpada. Omijamy parkingi dla osobówek i autokarów, na których mogą także stać kampery i kierujemy się na camperpark wyszukany jeszcze przed wyjazdem na włoskich stronach dla kamperowców. Znaleźć było go trudno, przeoczyć bardzo łatwo – właściwie w ogóle nie jest oznaczony. Dodatkowo nasz Hołek koniecznie chciał nas tam doprowadzić uliczkami z zakazem wjazdu dla kamperów lub ograniczeniami tonażu. Szczęśliwie dla nas, dość dokładnie obejrzeliśmy miejsce w Google Street Viev. Wjazd na camperpark to zwykła brama – stale otwarta. Na bramie znak zakazu wjazdu. Za bramą w formie quasi-recepcji przyczepa campingowa, stale zamknięta. Na camperparku stało już kilka kamperów i nikogo z obsługi. Plac na stromym zboczu, urządzony w formie tarasowej. W jednym z kamperków dostrzegamy rodzinkę przy kolacji – witamy się pytając o właściciela lub sposób płatności (wg danych z Internetu cena to 10€). Sympatyczni Włosi mieli jednak ten sam problem. Przyjechali wieczorem, nie zastali obsługi i stanęli „bo inni stoją”. Na razie za darmo, a jak się ktoś pojawi, dowiemy się więcej. My także zostajemy na noc. Na niewielkiej tabliczce dostrzegłem jeszcze odręczny napis „Mario” i numer telefonu. Za późno, żeby dzwonić – pomyślimy rano, może Mario się pojawi, teraz już tylko spać. Rano budzi nas warkot silnika. Zerkam przez okienko: Jakiś pick-up; ”Ooo, Mario przyjechał”. Pochodził, pooglądał i pojechał. Po śniadaniu przyjechał powtórnie. Mario – człowiek niemłody już, ale niezwykle elegancki, choć elegancją raczej przebrzmiałą (styl mniej więcej „Jerzy Połomski”). Widać, że jest w stanie sporu z własną metryką, co dodatkowo podkreśla intensywny odcień farbowanych włosów. Podświadomie połączyłem jego aparycję z tęczową flagą powiewającą przy przyczepie-recepcji. Mario okazał się być człowiekiem niesłychanie sympatycznym. Potwierdził cenę i rozliczyliśmy się za dwie nocki – planowaliśmy zostać do następnego dnia. Niestety Mario nie miał szczęścia do nauczycieli języków obcych i komunikowaliśmy się z nim wyłącznie po włosku. Objaśnił nam, którędy dojść do centrum Asyżu i nawet orientacyjna odległość nie odbiegała od rzeczywistości – zazwyczaj we Włoszech należało ją mnożyć przez dwa lub trzy. Do centrum dochodziliśmy od strony Bazyliki św.Klary i aż do św.Franciszka – zgodnie ze wskazówkami Mario – szliśmy drogą niemal bez różnicy wzniesień, co w Asyżu nas mocno i pozytywnie zaskoczyło. Poprzednim razem chodziliśmy stale pod górkę lub w dół, a zwłaszcza pod górkę.
Aulos - 2014-08-29, 21:36
Jeszcze zanim doszliśmy do św.Klary, zaraz po przejściu przez Porta Nuova, trafiliśmy na kafejkę-lodziarnię ze zniżką dla gości z Polski. Był tam także darmowy Internet, który miał zasięg również przy stoliczkach na zewnątrz, z czego korzystaliśmy konsumując przepyszne lody. W Bazylice św.Klary byliśmy po raz pierwszy i było tu o wiele spokojniej (mniej ludzi) niż u św.Franciszka. Tutaj w podziemnej krypcie spoczywają doczesne szczątki św.Klary, tutaj także w bocznej kaplicy znajduje się słynny Krzyż z San Damiano, z którego przemawiający Chrystus wezwał Franciszka do naprawy Kościoła. Odwiedziliśmy tego dnia także bazylikę św.Franciszka i katedrę św.Rufina, do której jednak tym razem nie weszliśmy, gdyż teren był ogrodzony i szykowano jakiś średniowieczny festyn z turniejem kuszników. Właśnie w tej katedrze ochrzczeni byli Giovanni Bernardone i Chiara Offreduccio, znani powszechnie jako św.Franciszek i św.Klara. Po obiedzie i obowiązkowej sjeście wybraliśmy się jeszcze na wędrówkę do San Damiano. Szczerze mówiąc, to właśnie tam odnaleźliśmy franciszkańskiego ducha prostoty, ubóstwa i modlitwy. Dla mnie to kwintesencja przesłania Biedaczyny z Asyżu.
Camperpark w Asyżu:
Via della Madonna dell'Olivo N 43°03'52.5" E 12°37'27.7" (43.064584, 12.624373), cena 10€ (bez prądu)
Aulos - 2014-08-29, 21:42
Asyż - c.d.
maga - 2014-08-29, 22:08
Krzysiu,lubię czytać Twoje opowieści,tym bardziej,że są z naszej ulubionej słonecznej Italii
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy,a żeby Cię nie suszyło - zimny Lech leci
zbyszekwoj - 2014-08-30, 07:48
maga napisał/a: | zimny Lech leci |
Nie mogłeś wybrać innego piwa? Chyba chcesz się dostać na listę Maciarewicza?
Aulos - 2014-08-30, 18:56
W niedzielny poranek, po mszy św. w Bazylice św.Klary, wyruszyliśmy w dalszą drogę. Kierunek: Wieczne Miasto - nie było innego wyjścia, skoro wszystkie drogi tam zmierzają. W Rzymie naszą przystanią stał się znany na forum camperpark Il Sassone, prowadzony przez Panią Ewę i jej męża. Trafiliśmy tam jadąc zgodnie z opisem ze strony internetowej. Niestety nie zastaliśmy Gospodyni, ale poznaliśmy jej niezwykle sympatycznego męża. Popołudnie i wieczór już tylko odpoczynek, aby zebrać siły na następny dzień, w całości przeznaczony na zwiedzanie Miasta na Siedmiu Wzgórzach. Na miejscu zaopatrzyliśmy się w całodniowe bilety i ruszyliśmy w kierunku San Pietro z przesiadką na Termini. W Bazylice św.Piotra zatrzymaliśmy się chwilę przy doczesnych szczątkach Jana Pawła II; ostatnio byliśmy tutaj jeszcze przed beatyfikacją, gdy ciało papieża złożone było w podziemiach świątyni. W Rzymie odwiedzaliśmy "stare kąty" - miejsca powszechnie znane jak: Piazza Navona, Koloseum, Schody Hiszpańskie, Panteon oraz kompletnie nieznane jak urocze uliczki i ulubione lodziarnie Trochę rozczarowały nas wszechobecne remonty i rusztowania: Fontanna di Trevi, Koloseum, Via Fori Imperiali, Kościół przy Schodach Hiszpańskich oraz Ołtarz Ojczyzny zwany także pieszczotliwie "wielką maszyną do pisania". Do camperparku wróciliśmy wieczorem kompletnie wypompowani, chociaż pogoda tego dnia była dla nas wyjątkowo łaskawa - rankiem lekki deszczyk, a potem lekkie zachmurzenie, które uratowało nas przed skwarem. Wieczorny relaks pod markizą przy kolacji z lampką włoskiego wina - tam też mogliśmy zajrzeć na CT (free Wi-Fi).
Nasz camperpark:
Area sosta Il Sassone, Via Doganale 1, Ciampino (Roma)
Aulos - 2014-08-30, 20:21
Dziś dużym zainteresowaniem cieszą się sporty ekstremalne: skoki na bungee, rafting, wspinaczka wysokogórska i BASE jumping, ale z przyczyn niezrozumiałych, pomija się wśród dyscyplin zwiększonego ryzyka rome-with-children-sightseeing. Jest to dyscyplina niesłychanie wyczerpująca i powodująca uwalnianie się końskich dawek adrenaliny. Stopień trudności i poziom zaawansowania wyznacza liczba "holowanych" dzieci. My osiągnęliśmy już LEVEL 4 czyli łapiemy się na kategorię PROFESSIONAL. Nasz ostatni start w tych zawodach dał nam awans o pół kategorii z uwagi na rozpiętość wiekową przychówku (2,5 - 16 lat) i obecność trzech zbuntowanych nastolatków w załodze. Dodatkowo główni zawodnicy wchodzą już w kategorię OLDBOY. Słowem - poczuliśmy się już bardzo zmęczeni i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek nad morzem. Tym razem było to Morze Tyrreńskie. Chwilę przed naszym wyjazdem z Il Sassone, powróciła z podróży Pani Ewa, dzięki czemu mogliśmy się z nią poznać i choć przez chwilę porozmawiać. Camperpark opuściliśmy kierując się wskazaniami nawigacji, zamiast opisem ze strony internetowej i chwilę później żałowaliśmy tej decyzji. Początkowo jechaliśmy przez osiedle domków jednorodzinnych dość wąską uliczką jednokierunkową. Były na niej jednak przystanki autobusowe, zatem autobus też się tu przeciska. Dojechaliśmy do skrzyżowania, na którym każda z dróg zjazdowych miała ograniczenia co do wymiarów pojazdów. Pojechaliśmy prosto za wskazaniem GPS-u. Dojechaliśmy do małego mostku - ograniczenie szerokości 2,20. Mostek, mocno wysklepiony łuk, był obmurowany masywnymi ściankami oporowymi, nad którymi pochylały się w stronę środka mostu rozrośnięte krzewy - właściwie to już drzewa. Zaparkowałem przed mostem, by zobaczyć, jak przejeżdża dostawczak izoterma. Zmieścił się między murkami, ale konary drzew mocno omiotły mu prawy bok. Wystraszyłem się, że stracę markizę - zawracam. Druga droga doprowadziła nas do małego wiaduktu pod torami - szerokość wprawdzie "na styk", ale wysokość kończyła się w połowie alkowy. Pomimo upałów, nie chciałem podróżować dalej kamperem w wersji cabrio. Niestety nie było gdzie zawrócić i musiałem wycofać 100 metrów do miejsca, gdzie ten manewr, choć nadal trudny stawał się jednak możliwy do wykonania. Jadę na wstecznym, przede mną (czyli za kamperem) idzie moja Kamera Cofania, pozdrawiając serdecznie miłych Włochów, którzy wyrażali swoją ogromną sympatię do polskich turystów sygnałem klaksonów. Po zawróceniu i powrocie do skrzyżowania zrezygnowaliśmy z próby trzecią drogą - ograniczenie wysokości nie wróży powodzenia. I co dalej - nie wrócę jednokierunkową pod prąd, latać nie potrafię, ale za ogrodzeniem dostrzegam kampera. Skoro on wjeżdża i wyjeżdża, musi być jakiś sposób. Wyszedłem z zamiarem zapytania właściciela o drogę, ale szybszy okazał się starszy jegomość na rowerze - powiedział, że wyjazd jest tylko jeden - pierwszą drogą, przez mostek. A, że wąsko - "Skąd wąsko, nie takie rzeczy tam przejeżdżają, da Pan radę, będzie Pani zadowolona..."- to takie literackie i nieautoryzowane tłumaczenie jego odpowiedzi. Pojechaliśmy przez mostek, z duszą na ramieniu, ale z pełnym sukcesem i markizą na swoim miejscu.
Agostini - 2014-08-31, 22:45
Aulos napisał/a: | Camperpark opuściliśmy kierując się wskazaniami nawigacji, zamiast opisem ze strony internetowej i ... | No bo jak nie ma nikogo kto mógłby powiedział w prawo czy w lewo, to nie ma siły - zerkamy na kolorowe szkiełko i do przodu.
W tą pułapkę nawigacyjną to chyba każdy wpada kto jest tam pierwszy raz. My mieliśmy w którejś z tych wąskich uliczek bliskie spotkanie z autobusem, a za nami ciągnęły się już ze trzy auta.
Jeszcze nigdy nie byłem tak przyklejony do budynku, tak, że później nie mogłem nawet od niego odjechać w obawie żeby czymś nie zahaczyć.
Od kierowców nic niemiłego mnie nie spotkało... ale miałem wrażenie, że każdy chciał mnie dokładnie sobie obejrzeć.
Pisz pisz dalej, Krzysiu, pisz.
Aulos - 2014-09-03, 12:15
Na miejsce błogiego relaksu wybraliśmy Ladispoli, a właściwie camperpark leżący na peryferiach tego miasteczka. Leży nad samą plażą, z własną knajpką i podstawową infrastrukturą dla kamperów: prąd, woda, zrzut, zmywak do naczyń, toalety oraz prysznic, który jednak był dodatkowo płatny. Camperpark nazywa się Lady Beach i na miejscu okazało się, że jest jednym z wielu camperparków zlokalizowanych przy tej samej, ciągnącej się wzdłuż plaży, ulicy - Via Roma. Miejsce nam się spodobało, miało własne zejście na plażę, chociaż piasek w tym miejscu był czarny. Będąc kilkakrotnie na plaży w Ostii, sądziliśmy, że tamtejszy piasek jest czarny, teraz zobaczyliśmy naprawdę czarny piasek. Z camperparkiem sąsiadowały inne camperparki oraz kilka ośrodków dla wodniaków, które wyglądały jak ogromne parkingi dla łodzi różnego typu i rozmiarów, poustawianych na wózkach, ciasno jak śledzie w beczce. Do slipowania służyły dwa dźwigi: jeden duży na dość stromym nabrzeżu, który opuszczał łódki bezpośrednio do morza i drugi mniejszy, którym sympatyczna pani ustawiała eleganckie łódeczki w odstępach grubości kartki papieru, często wykonując ekwilibrystykę ponad całymi rzędami "wycackanych jednostek", aby trafić dokładnie w wolne miejsce pomiędzy nimi. W trakcie plażowania zaintrygowały mnie ruiny jakiejś budowli nad samym brzegiem morza kilkaset metrów od nas (może kilometr). Wybrałem się na samotny spacerek po plaży. Te ruiny to Torre Flavia - pozostałości budowli z okresu Imperium Rzymskiego, przebudowywanej wielokrotnie m.in. przez kardynała Flavio Orsini w XVI w. Od niego wieża wzięła swoją obecną nazwę. Zniszczeniu uległa na skutek bombardowań w trakcie II Wojny Światowej i dziś są to cztery narożniki budynku, pochylające się w kierunku środka - otwarte, można wejść pooglądać. Niestety na spacerku nie miałem ze sobą aparatu. Wieża znajduje się na cypelku wysuniętym w morze i tam piasek jest już jaśniejszy, choć nie tak piękny jak u nas w Kołobrzegu.
Camperpark:
Lady Beach, Via Roma 113, Ladispoli N 41°57'27.8" E 12°03'25.2" (41.957732, 12.057009)
Santa - 2014-09-09, 21:26
Aulos - przez chwilę realne życie odciągnęło mnie od komputera i właśnie z niepokojem stwierdzam, że Ciebie chyba też. Ale mam nadzieję, że niedługo tu wrócisz i nam pokażesz co było dalej na Waszym "Giro d'Italia"
A tak przy okazji zastanawiam się jak to możliwe, że o tak ważnych sprawach dowiaduję się ostatnia http://aulos.blog.pl/
Aulos - 2014-09-09, 22:54
Początek roku szkolnego - zamieszanie takie, że zapominam własnego nazwiska, ale obiecuję poprawę
Zaś, co do tych "ważnych spraw", to nie ma tam nic, czego nie ma na CT (chciałem tylko mieć to w jednym miejscu). Jak Ty mnie Lucynko wyszpiegowałaś? Nigdzie o tym nie pisałem.
Aulos - 2014-09-17, 11:11
Po odpoczynku w Ladispoli wyruszyliśmy w kierunku południowym, wzdłuż zachodniego wybrzeża. Zmierzaliśmy do miejsca, które jest punktem obowiązkowym wszystkich polskich wycieczek i pielgrzymek, a do którego - wstyd się przyznać - pomimo naszych częstych wyjazdów do Włoch, jeszcze nie dotarliśmy. To Monte Cassino. Powód naszej nieobecności był właściwie zawsze ten sam - Agnieszka nie przepada za górskimi podjazdami i zjazdami, a określenie "nie przepada" jest eufemizmem, który w najmniejszym stopniu nie oddaje emocji towarzyszących górskim serpentynom. Oczywiście Moja Ukochana potrafi doskonale racjonalizować swoje lęki, dlatego nie wjeżdżaliśmy na Monte Cassino, bo było: nie po drodze, za daleko, za późna pora, szukamy miejsca na nocleg, pojedziemy tam następnym razem, chcemy odpocząć itp. Także tym razem wysłuchałem kilku starych i nowych argumentów, ale byłem nieuległy, wręcz niezłomny. Jakoś na starość robię się nieco sentymentalny i myślę o chłopakach, którzy ginęli w tej strasznej wojnie z dala od ojczyzny, rozszarpanej przez dwa totalitaryzmy. Oni nie przyjechali do Włoch na wakacje. Wolną Polskę mieli tylko w sercu i nie mogli jeszcze wiedzieć, jak długo przyjdzie nam na pełną wolność poczekać. Koniec końców, wjechaliśmy na Monte Cassino. Agnieszka bardzo uważnie przyglądała się wewnętrznej stronie swoich powiek - podobno było ślicznie. Zwiedziliśmy tylko cmentarz; dziurę w płocie i spacery do miejsc pamięci zostawiliśmy "na następny raz".
maga - 2014-09-17, 21:22
Krzysiu,czytam z ciekawością i czekam na ciąg dalszy
Santa - 2014-09-18, 23:57
Aulos napisał/a: | ... Jak Ty mnie Lucynko wyszpiegowałaś? Nigdzie o tym nie pisałem. | Krzysztofie, to proste - jestem z CIA
Cieszę się, że znów "nadajesz". Twoje Monte Cassino to wspomnienie silnych uczuć i przeżyć - zarówno tych związanych z miejscem, jak i rodzinnym pokonywaniem serpentynek
Wasze rodzinne kamperowanie zawsze robiło wrażenie, ale ten radosny "Polak Mały", dodaje szczególnego uroku waszym fotkom i odwiedzanym miejscom
Ciekawe, czy uda mi się zgadnąć dokąd stamtąd pojechaliście
Mam swojego "typa" ale poczekam cierpliwie
Elwood - 2014-09-20, 07:36
Krzysiu wprawdzie z natłoku pracy dopiero dzisiaj zaczynam podróż z Wami, ale będąc już pod wrażeniem czekam na ciąg dalszy z zapartym tchem.
Jary70 - 2014-09-21, 20:48
Dzisiaj wróciliśmy z II Włoskiej letniej wyprawy, dołączam do grupy uzależnionych- na razie buszujemy po północy: Wenecji, Toskanii, Umbrii i Ligurii i zejdzie nam jeszcze kilka lat, zanim zapuścimy się na południe.
Czekam na dalszą relację Krzysiu, fajny TIM tworzycie.
Santa - 2014-09-21, 21:29
Krzysztofie, pod natchnieniem Twojego odcinka z Monte Cassino, w piątek przed pracą udałam się do przemyskiego Kościoła Karmelitów Bosych i zrobiłam te oto dwie tematyczne fotki tablicy wmurowanej w jego przedsionku.
W kościele tym gościli ostatnio uczestnicy zlotu w Radawie, ale przewodnik ku mojej rozpaczy pominął znaczące pamiątki z dziejów polskiego oręża. Korzystając z okazji, chciałabym to troszeczkę naprawić
Przestawiam się na odbiór
Aulos - 2014-09-22, 12:09
Lucynko, dziękuję za dodatkową wzmiankę o żołnierzach spod Monte Cassino i ,wybiegając nieco w przyszłość, dopowiem, że to nie było nasze ostatnie spotkanie z Korpusem gen. Andersa.
Naszym kolejnym celem miały być okolice Neapolu, Pompeje i Wezuwiusz. Stamtąd zamierzaliśmy skierować się na Gargano, a następnie wzdłuż wybrzeża Adriatyku powoli zmierzać do domu, zwiedzając i plażując po drodze. Niestety okoliczności zmusiły nas do zmiany planów i rezygnacji z podróży na południe. Część włoskich atrakcji pozostała zatem "na następny raz". Skierowaliśmy się w stronę Pescary, aby dalej kontynuować podróż i "pobyczyć się" troszkę na adriatyckich plażach. Zanim jednak dojechaliśmy nad morze, zjechaliśmy nieco w bok, aby dotrzeć do Manoppello. Obok tego miasteczka jest klasztor kapucynów i sanktuarium. Sanktuarium słynie z wizerunku twarzy Chrystusa na chuście z bisioru, wizerunku "nie ręką ludzką uczynionego". Chusta jest półprzejrzysta, dlatego wizerunek jest widoczny z dwóch stron. Do Manoppello dotarliśmy późnym wieczorem, a właściwie to już w nocy. Przy sanktuarium jest duży równy parking, na którym ustawiliśmy się na nocleg. Wyszliśmy się rozejrzeć i zobaczyliśmy młodego kapucyna idącego z jakąś parką w stronę sanktuarium. Agnieszka czytała, że wśród zakonników z tego klasztoru jest jeden Polak, dlatego zagadała idącego:
- Szczęść Boże!
Odpowiedział z uśmiechem: - Szczęść Boże.
- O, to ksiądz z Polski?
- Łysa pała w kącie stała - powiedział wskazując na swą głowę pozbawioną owłosienia.
Okazało się, że nie jest Polakiem, a szkolną rymowankę po polsku zna od polskiego kapucyna, który do niedawna rzeczywiście mieszkał w tym klasztorze. Dalszą rozmowę prowadziliśmy już po angielsku. Po kolacji jeszcze mały spacerek po okolicy, kawałek dalej natrafiliśmy na drugi parking, na którym także nocował kamperek. Parking, na którym my staliśmy przylega bezpośrednio do sanktuarium i znajduje się tuż przy wejściu po prawej stronie. Gdy przyjeżdżaliśmy był całkowicie pusty, gdy wyjeżdżaliśmy następnego dnia, stał tam jeden dostawczak, z którego Włoch rozkładał stragan z pamiątkami dla pielgrzymów i wyrobami ludowego rękodzieła. Poza nami jednak na żadnych pielgrzymów tam nie natrafiliśmy - cisza i spokój. Następnego dnia zwiedziliśmy sanktuarium, jest tam również małe muzeum, które wyjaśnia pochodzenie chusty i porównuje jej wizerunek z innymi słynnymi np. z całunem turyńskim. Przy wejściu (bezpłatnym) do tego minimuzeum natrafiliśmy na polską zakonnicę.
Parking bezpłatny przy samym sanktuarium - cicho, spokojnie, równo, bez wygód, ale pod parkingiem są ogólnodostępne toalety dla pielgrzymów: N 42°15'01.9" E 14°03'43.4" (42.250513, 14.062060).
Aulos - 2014-10-13, 11:53
Z Manoppello skierowaliśmy się w stronę Pescary, a następnie na północ wzdłuż wybrzeża Adriatyku - szukaliśmy miejsca, najlepiej jakiegoś camperparku, na odpoczynek na plaży. Jechaliśmy Strada Adriatica, często widząc morze z okien kampera, ale z miejscem na postój wcale nie było tak prosto. Okolica bardzo skomercjalizowana, dominują hotele i pensjonaty, my szukaliśmy miejsca spokojniejszego, bardziej ustronnego. Gdy pojawiał się kawałek sympatycznej plaży, droga była obstawiona samochodami po obu stronach, nierzadko parkowanymi "po włosku" w dwóch rzędach na obu poboczach. Zaczynał się letni weekend nam morzem. Ciężko tam by było zaparkować skuter, kamper jedynie w marzeniach. Dodatkowo, nie wszędzie można było zjechać nad morze, gdyż cały czas, równolegle do drogi biegła linia kolejowa, a przejazdy przez nią miały najczęściej charakter małych niskich wiaduktów. Kilka razy zjechaliśmy nad morze, ale wypasione campingi, sąsiedztwo eleganckich hoteli, płatne plaże z równymi rzędami parasolek oraz nieprzebrane tłumy ludzi, to nie to czego oczekiwaliśmy. W końcu udało nam się znaleźć spokojną plażę w małym miasteczku, a przy niej camperpark. Trafiliśmy tam jednak w porze sjesty - nie ma mowy, aby w tym czasie wjechać na jego teren, czy chociażby znaleźć kogoś z obsługi. Skorzystaliśmy zatem tylko z morskiej kąpieli. Przy plaży znajdował się również budynek z toaletami i prysznicami - niestety tylko zimna woda, ale w tamtejszych upałach wystarczyła do odświeżenia się przed dalszą drogą. Postanowiliśmy nie czekać na otwarcie camperparku, tylko po kąpieli ruszyć dalej.
Aulos - 2014-10-14, 19:40
Późnym popołudniem, a właściwie już pod wieczór, dotarliśmy do Loreto i skierowaliśmy się na camperpark przy sanktuarium, na który prowadziły czytelne znaki. Sympatyczny recepcjonista musiał spisać wszystkich członków załogi, co, przy naszej sześcioosobowej rodzince oraz nieco przydługawych i "szeleszczących" imionach i nazwiskach, przypominało nieco słynną scenę z Grzegorzem Brzęczyszczykiewiczem w "Jak rozpętałem drugą wojnę światową". Taka praktyka kojarzyła nam się z campingami, gdzie opłata uzależniona jest m.in. od liczby osób, na camperparku spotkaliśmy się z tym po raz pierwszy. W każdym razie, procedura meldunkowa musiała trochę potrwać, a my w tym czasie ucięliśmy sobie pogawędkę z recepcjonistą. Od niego dowiedzieliśmy się, że jutro na polskim cmentarzu wojennym odbędą się uroczystości rocznicowe z udziałem polskich służb dyplomatycznych, wojskowych delegacji polskich i włoskich oraz kombatantów. Na nasze pytanie: "Gdzie jest ten cmentarz?", wskazał palcem na teren przylegający do camperparku i powiedział: "Tutaj".
Na cmentarzu leży 1088 żołnierzy polskich II Korpusu Armii Gen. Władysława Andersa, którzy zginęli w walkach na linii Pescara-Rimini. Żołnierze Andersa byli pierwszymi aliantami, wypierającymi Niemców z Loreto. W czasie walk, w lipcu 1944 roku, na bazylikę spadły niemieckie bomby zapalające, od których zapłonęła kopuła nad św.Domkiem. Polscy żołnierze, pomimo trwającego bombardowania wdrapali się na dach i przy pomocy prymitywnego sprzętu ugasili pożar. W trakcie tej akcji nikt z nich nie zginął, co odczytywali jako cud, a mieszkańcy Loreto otworzyli przed Polakami swoje serca i domy. Arturo Gatti zmienił swój projekt sprzed wybuchu wojny i w oknach Kaplicy Polskiej w Sanktuarium św.Domku umieścił witraże obrazujące polskich żołnierzy gaszących pożar kopuły w trakcie niemieckiego nalotu. Cmentarzem opiekują się mieszkające obok polskie nazaretanki.
Loreto słynie z Litanii Loretańskiej i Sanktuarium św.Domku. Ów św.Domek to nazaretański dom Maryi, a właściwie jego część (trzy ściany), która była dobudowana do skalnej groty. Nad grotą w Ziemi Świętej stoi dziś Bazylika Zwiastowania. Domek został przeniesiony na obecne miejsce pod koniec XIIIw. z "międzylądowaniem" na Bałkanach. Historia tego przeniesienia, jak historia wielu relikwii, jest na poły legendarna i obrosła w wiele średniowiecznych ubarwień. Faktem jest, że moment jej wywiezienia z Ziemi Świętej zbiega się z upadkiem ostatniej twierdzy krzyżowców i pospieszną ewakuacją do Europy wszystkiego, co było cenne dla świata chrześcijańskiego. Domek stoi w centrum bazyliki, nad nim rozpościera się kopuła, którą ratowali polscy żołnierze. W wieku XVI, aby Domek udekorować i dodać mu splendoru, obudowano go marmurem, zatrudniając do tego dzieła najwybitniejszych rzeźbiarzy. Powstało arcydzieło, piękne, lecz moim zdaniem, nie mające nic wspólnego z tym czym pierwotnie był skromny dom Maryi w Nazarecie. Podziwiam kunsztowną formę marmurowej obudowy, lecz ducha tego miejsca, odnalazłem w środku, którego na szczęście nikt nie ozdobił.
Camperpark w Loreto: N 43°26'29.5" E 13°36'53.3" (43.441538, 13.614797); 15€ z prądem (bez prądu chyba o 3€ mniej); toalety, zmywak, woda i zrzut - free, natomiast prysznice są płatne na żeton; wi-fi - 2€
maga - 2014-10-14, 21:39
Czytamy i jedziemy z Wami Krzysiu,
wspominając ubiegłoroczne nasze wakacje.
Domyślam się następnego miejsca Waszych wojaży Gargano
Piwko poleciało
Santa - 2014-10-14, 22:08
maga napisał/a: | Czytamy i jedziemy z Wami Krzysiu,
wspominając ubiegłoroczne nasze wakacje.
Domyślam się następnego miejsca Waszych wojaży Gargano
Piwko poleciało |
Wasza podróż przypomina mi, że jest jeszcze wiele takich miejsc, które należy włączyć do kolejnej wyprawy do Italii, zanim znów na oślep polecimy do Rzymu
Dziękuję za inspiracje i kolejne obudzenie patriotycznych uczuć
Jadę z Wami dalej, bo ze sprytnego szyfru magi odczytuję, że też tam jeszcze nie byłam
Pozdrowienia dla całej wyjątkowo pozytywnej Załogi
Tadeusz - 2014-10-14, 22:46
Agnieszko, Krzysiu i Wy, małe Budrysy, Kocham Was.
Za to jak żyjecie, jak wychowujecie Dzieci i jak o tym potraficie ładnie opowiadać.
krzysztofCz - 2014-10-15, 14:32
Ze wstydem Krzychu przyznaję, że dopiero zauważyłem Twoją opowieść Chyba dlatego, ze zbyt pochłonięty jestem własnymi wyjazdami . Aaa... zwolnij czasami Agnieszkę z roli fotografa rodzinnego
Aulos - 2014-10-15, 14:48
krzysztofCz napisał/a: | Aaa... zwolnij czasami Agnieszkę z roli fotografa rodzinnego |
Czasami zwalniam
P.S.
Krzysiu, przeprowadzałeś dziś napad na bank na Armii Krajowej, przy użyciu kampera?
Pawcio - 2014-10-18, 17:26
Dosiadamy się do Waszej włoskiej wycieczki . Może na wagę w Austrii w drodze powrotnej nie trafimy...
Po zdjęciach stwierdzam, że Wasze budrysy rosną w zastraszającym tempie .
Fajnie, że Il Sassone funkcjonuje . Trzy lata temu Pani Ewa obawiała się, że będzie musiała zamknąć CamperPark.
Aulos - 2015-01-03, 02:45
Pomimo tego, że styczeń dopiero się zaczął, w Nowym Roku udało nam się odbyć już niesamowitą podróż kamperową. Odwiedziliśmy nowe dla nas kraje, odkrywając nowe miejsca, czyniąc tę podróż jednocześnie atrakcyjną dla naszych chłopaków - wszystko to oczywiście palcem po mapie. Jednocześnie zdałem sobie sprawę z tego, że trudno wyruszyć na nową wyprawę nie wróciwszy uprzednio do domu z poprzedniej. A poprzednia podróż utknęła w Loreto - Litania Loretańska jest jedną z najdłuższych, zatem to musiało trochę potrwać.
Zwykle podczas wyprawy planujemy jakąś atrakcję dla dzieciaków. Z reguły był to jakiś park rozrywki lub aquapark. Trochę nam jednak chłopaki wyrosły, z drugiej strony przybył w załodze przedszkolak. Zdecydowaliśmy się na Italię w Miniaturze pod Rimini. Starsi chłopcy już tam byli, ale Kostek jeszcze nie. Przy parku jest ogrodzony parking, na którym mieliśmy nadzieję zanocować. Na miejsce dotarliśmy późnym popołudniem, gdy goście już raczej opuszczali park. Niestety na parkingu zanocować nie można, ale od obsługi dostaliśmy wizytówkę współpracującego z nimi camperparku. Nazywał się La Valletta Sosta Verde i miał znajdować się kilometr od Italia in Miniatura. Gdy wbiłem adres do nawigacji, okazało się, że to tzw. włoski kilometr, czyli w rzeczywistości ponad 2 km. Camperpark miał trochę rodzinny charakter - sąsiadował z gospodarstwem rolnym, należącym do tych samych właścicieli. Obok recepcji stał także duży namiot, gdzie można było kupić owoce i warzywa z własnych upraw. Camperpark solidnie zadrzewiony - "każdy ma swój kawałek cienia". Pan z obsługi władał jedynie językiem Dantego, ale i tak udało nam się uzyskać kilka istotnych informacji: do plaży (jesteśmy nad Adriatykiem) jest ok. 800 m, a do Italii w Miniaturze gościom La Valletta przysługują zniżki. W rzeczywistości do plaży był włoski kilometr dlatego nie liczyliśmy na szaloną bonifikatę w parku. Jest sobota ok.18-tej, obchodzimy camperpark, rozglądając się wśród innych gości, planujemy niedzielę. Gdzie tu może być kościół? Doszliśmy do końca camperparku i za ogrodzeniem 100 m dalej ukazał się nam kościółek. Wracamy do recepcji z pytaniem:
- Czy tu się jutro odprawia?
- Tak, oczywiście.
- A o której godzinie?
- Tak około ósmej, ale wcześniej będą dzwonić dzwony.
Poszliśmy sprawdzić, trafiliśmy na ślub wychodzący z kościoła; Panna Młoda w czerwonej sukni i z dymiącym papierosem w ręce (ale jestem konserwa ) Gdy weselnicy już odeszli przeczytaliśmy na tablicy, że do wyboru mamy mszę w sobotę wieczorem, lub w niedzielę rano. U kobieciny krzątającej się przy kościele, upewniamy się, że msza sobotnia zaraz się zacznie "tylko posprząta rozsypany ryż". Zdążyliśmy wrócić po chłopaków do kampera i do kościoła - msza wieczorna, wydała nam się o wiele lepsza w tym upale niż rano. Przyzwyczailiśmy się, że we Włoszech każdy niemal budynek to zabytek, a obiekty sakralne to arcydzieła architektury. Ten kościół nie należał jednak do kategorii arcydzieł, była to bryła bliższa stodole z dostawioną apsydą, mieszczącą płytkie prezbiterium. Nasz pomysł z mszą wieczorną też nie okazał się być strzałem w dziesiątkę - kamienne mury nagrzane przez cały dzień w słońcu, dawały w środku niemiłosierny skwar. Msza była w ogóle nieco surrealistyczna - pot ciekł po nas strumieniami, atakowały nas dziesiątki natrętnych much, a mszę - oczywiście po włosku - odprawiał chyba stuletni kapłan, który właściwie powtarzał za asystującymi mu świeckimi wszystko poza modlitwą eucharystyczną. Oprócz nas w kościele było może jeszcze z pięć osób, które dzielnie znosiły nadaktywność naszych chłopców na straszliwie skrzypiących ławkach. Pocieszała nas nadzieja, że po powrocie czeka na nas kolacja. Gdy wychodziliśmy, gospodarze rozkładali kuchnię gazową, na której mieli gotować spaghetti con vongole. Italiano próbował tłumaczyć nam, co to za danie, skupiając się na wyjaśnianiu jak wygląda makaron spaghetti. Dopiero, gdy zniecierpliwieni zapytaliśmy, co to są te vongole, otworzył plastikową skrzynkę, pełną niezbyt dużych małży. Zdecydowaliśmy, że bez względu na cenę dania, skosztujemy dziś dania kuchni włoskiej, przyrządzonego na naszych oczach przez Włochów. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy okazało się, że kolacja dla całego camperparku jest gratis (ok. 60 kamperów) - pyszny makaron, sałatka z pomidorów a nawet wino.
Wieczorem z pełnymi brzuchami, siedzieliśmy jeszcze długo przy lampce wina, świeczkach i akompaniamencie cykad ukrytych wśród gałęzi otaczających nas rosłych pinii.
Niedzielę zaplanowaliśmy na plażowanie. Rankiem podziękowaliśmy jednak sobie za pomysł wieczornej mszy - nie obudziliśmy się wystarczająco wcześnie, nawet pomimo bijących dzwonów. Po śniadaniu objuczeni ruszamy na plażę - włoski kilometr w upale przed nami. Gdy mijaliśmy bramę wjazdową, sympatyczny właściciel niemal siłą zagonił nas do swojego samochodu, aby nas podwieźć na plażę, po drodze dając jeszcze wizytówkę z uwagą, by koniecznie po niego zadzwonić, gdy będziemy chcieli wracać. Plaża jest tam niemal w całości podzielona na płatne kąpieliska - na jednym z nich goście La Valletta mogą korzystać ze zniżki. Nam udało się jednak znaleźć wąski pas ogólnodostępnej bezpłatnej plaży, gdzie dołączyliśmy do innych "kocykowców".
Poniedziałek był dniem przeznaczonym na Italię w Miniaturze. Tam także właściciel podwozi gości, co jak się później dopatrzyłem wraz z podwózką na plażę, było opisane w folderkach reklamowych. My jednak pojechaliśmy tam kamperem, aby wieczorem prosto z parku ruszyć w dalszą trasę. W folderku także doczytałem o zniżce na bilety do Italii w Miniaturze i przy kasie powołałem się na La Valletta wzbudzając lekką panikę obsługującej nas pani. W końcu obsłużyła nas przywołana "kierowniczka", która objaśniła nam przyczynę lekkiego zamieszania - bilety z bonifikatą powinniśmy zakupić w recepcji camperparku, ale, że "dobrze nam z oczu patrzy" sprzedała nam je na miejscu. Okazało się, że przy naszej licznej załodze zniżka wyniosła w sumie 30€, a za dwie nocki na La Valletta zapłaciliśmy 26€, czyli Italia in Miniatura razem z noclegami na La Valletta kosztuje mniej niż sam park rozrywki.
Italia in Miniatura N 44°05'23.7" E 12°30'48.4" (44.089922, 12.513432)
La Valletta Sosta Verde N 44°05'58" E 12°30'01" (44.099444, 12.500278); Koszt 10€/kamper, 3€/prąd; prysznice i serwis kampera free
Tadeusz - 2015-01-03, 11:35
Krzysiu, niechaj Wasze podróże palcem po mapie udadzą się w realu.
Powodzenia.
Santa - 2015-01-03, 20:04
Aulos napisał/a: | Pomimo tego, że styczeń dopiero się zaczął, w Nowym Roku udało nam się odbyć już niesamowitą podróż kamperową. Odwiedziliśmy nowe dla nas kraje, odkrywając nowe miejsca, czyniąc tę podróż jednocześnie atrakcyjną dla naszych chłopaków - wszystko to oczywiście palcem po mapie. Jednocześnie zdałem sobie sprawę z tego, że trudno wyruszyć na nową wyprawę nie wróciwszy uprzednio do domu z poprzedniej... |
To już rozumiem dlaczego przedłużyło się czekanie na kolejny odcinek relacji.
Dobrze, że już wróciliście
Aulos - 2015-01-03, 21:29
W Italia in Miniatura byliśmy już kilkukrotnie, ale po raz pierwszy zawitaliśmy tam kamperem. Za każdym pobytem park wzbogacał się o nowe atrakcje. Tym razem był to pawilon z wielkimi egzotycznymi papugami. Zwróciłem także uwagę na inną zmianę, która jest trochę znakiem czasów - na tabliczkach informacyjnych, obok dotychczasowych napisów w językach włoskim, angielskim i niemieckim, pojawiły się informacje po rosyjsku. Szkoda, że brakuje tam informacji po polsku, choć tego dnia obok Włochów, najliczniejszą grupę narodowościową w parku stanowili Polacy i to nie za sprawą naszej licznej rodziny.
Kiedyś zachwyciliśmy się śpiewem wybitnej włoskiej mezzosopranistki Cecilii Bartoli. Z równym zainteresowaniem podziwialiśmy jej kunszt wokalny, jak i scenerię, w której występowała. Był to najstarszy kryty teatr w Europie - Teatro Olimpico w Vicenzy. Cecilia Bartoli w Teatro Olimpico Szczególnie zaintrygowała nas stała scenografia w postaci przestrzennych uliczek miejskich. Teraz mieliśmy okazję zobaczenia tego miejsca na żywo. Trochę kłopotu przysporzyło nam znalezienie miejsca parkingowego - wszędzie ograniczenia, zakazy wjazdu. Pytani przechodnie także nie potrafili wskazać nam parkingu dopuszczającego postój kamperów. Już prawie zrezygnowani szukaliśmy drogi wyjazdowej z miasta, gdy natknęliśmy się na nasz ukochany znak kampera ze strzałką. Jadąc za znakami objechaliśmy całą Vicenzę dookoła, ale w końcu trafiliśmy na parking dedykowany kamperom. Automat przy wjeździe wydawał kartę, która uprawniała do przejazdu autobusikiem spod samego parkingu do ścisłego centrum i z powrotem. Opłata za postój po wczytaniu karty przy wyjeździe. Na parkingu był jakiś serwis dla kamperów, ale szczegółów nie pamiętam - nie mieliśmy takiej potrzeby. W centrum punktem docelowym było Teatro Olimpico. Spotkaliśmy się tu z realnym wymiarem polityki prorodzinnej. Bilet wstępu to wg ceny regularnej 10€, my "załapaliśmy się" na bilet rodzinny 15€ za dwie osoby dorosłe i dzieci (bez względu na ich ilość) - w naszym przypadku było ich czworo. Oprócz Teatro Olimpico zwiedziliśmy historyczne centrum miasta, a Kajetan odnalazł kościół pod wezwaniem swojego świętego patrona.
Parking w Vicenzy - Park Cricoli N 45°33'47.9" E 11°32'51.2" (45.563292, 11.547556)
Aulos - 2015-01-05, 00:49
Ostatnim włoskim przystankiem był Trydent. Wielokrotnie przemykaliśmy już w okolicach tego miasta, ale nigdy nas nie skusiło, aby tam zajechać. Trydent kojarzył nam się wyłącznie z miejscem słynnego XVI-wiecznego soboru. Tym razem nie spieszyliśmy się w drodze powrotnej i postanowiliśmy zobaczyć Trydent z bliska, a przy okazji znaleźć jakieś sympatyczne miejsce na nocleg w drodze powrotnej. Ale gdzie go szukać? Nie chcieliśmy już błądzić jak po Vicenzy. Wtedy przypomniałem sobie, że przecież mamy wbite do nawigacji niemieckie stellplatze. W Trydencie aplikacja wskazała nam dwie lokalizacje. Pierwsza okazała się niewypałem - parking przy rozjazdach obwodnicy; bardzo daleko do centrum i najmniejszej nadziei na spokojny nocleg. Pojechaliśmy do drugiego miejsca. Był to duży parking w pobliżu stacji kolejowej, gdzie znaleźliśmy 6 miejsc wydzielonych dla kamperów. Zajęliśmy ostatnie wolne miejsce i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Około 15 minut spacerkiem do Katedry San Vigilio, która jest, wraz z otaczającym ją placem, centralnym punktem miasta. Jednocześnie jest to najcenniejszy zabytek Trydentu i miejsce zgromadzeń ojców soborowych w trakcie Tridentinum. Trydent, jako miasto pogranicza, przechodzące wielokrotnie w ciągu swej historii z rąk do rąk, jest mieszaniną kulturową. Urzekła nas jego architektura, choć zdecydowanie odbiega od tego, do czego przyzwyczaiła nas Italia i co definiowaliśmy dotychczas jako "typowo włoskie".
Następnego dnia, po ostatnich włoskich zakupach (do dziś korzystamy z zapasów kawy i parmezanu ), ruszyliśmy przez Brenner w kierunku domu. Z przyczyn niezależnych od nas musieliśmy skrócić nasze Giro d'Italia. Pompeje z Wezuwiuszem i Neapol, Półwysep Gargano, czy niektóre punkty w Toskanii, które były na tegorocznej liście, będą musiały poczekać do następnego razu.
KONIEC
P.S.
Dziękuję za towarzystwo tym wszystkim, których niechcący przetrzymałem ciut dłużej na tylnej kanapie. W tej wyprawie nikt nas nie zważył, ani nawet nie okradł.
Parking w Trydencie: Piazzale San Severino, Via Roberto da Sanseverino N 46°03'56.0" E 11°06'51.1" (46.065565, 11.114198), postój bezpłatny, brak serwisu, parking nie jest strzeżony, ale czuliśmy się tam bezpiecznie, problemem może być brak wolnych miejsc
WODNIK - 2015-01-05, 10:25
Fajnie się z Wami jechało. Szkoda że to już koniec wyprawy. Opis i zdjęcia jak zawsze na wysokim poziomie. Dziękuję.
Oczywiście piwko się należy
Santa - 2015-01-05, 10:44
Dzięki Wam niespodziewanie udało mi się zobaczyć takie miejsca we Włoszech, których dotąd nie mieliśmy okazji odwiedzić a też w przyszłości nie są nam po drodze.
Dziękuję za wycieczkę i życzę realizacji kolejnych włoskich planów. Przesyłam pozdrowienia dla całej sympatycznej, uśmiechniętej załogi
MAREKH - 2015-01-05, 16:58
Dzięki wielkie,za bardzo ładne zdjęcia i opisy,szczególnie miejsc w których Wasze pociechy czuły się dobrze.
Może w niedługim czasie dane mi będzie z moimi wnuczkami skorzystać z Waszych namiarów.
maga - 2015-01-05, 21:14
Tak się fajnie czytało,szkoda,że to już koniec.
Aulos napisał/a: | Z przyczyn niezależnych od nas musieliśmy skrócić nasze Giro d'Italia. Pompeje z Wezuwiuszem i Neapol, Półwysep Gargano, czy niektóre punkty w Toskanii, które były na tegorocznej liście, będą musiały poczekać do następnego razu. |
No właśnie,myślałem,że pojedziecie dalej na południe.Ale czasami tak się ułoży,że trzeba wracać.
Polecam i namawiam na półwysep Gargano.Chętnie bym tam wrócił po raz drugi,bo naprawdę warto.
|
|