Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Jugosławia* - Frowyz'owe Bałkany 2014

Frowyz - 2014-12-21, 20:59
Temat postu: Frowyz'owe Bałkany 2014
Lubiącym - do poczytania, malkontentom - do narzekania oraz innym do oczu nacieszenia, niniejszą relację przedstawiam.

Nie wiem jak mi się to udało (a także Najlepszej z Żon), ale wytargowaliśmy trzy tygodnie urlopu... Coś takiego zdarzyło się nam pierwszy raz. Pełni zapału ruszyliśmy spełniać jedno z naszych marzeń... A marzeniem tym zarazili nas Duduś i Frape na zlocie w Jonidle. Chodziło oczywiście o Albanię. Ale nie tylko Camperteam'owcy podróżują. Nasz koleżanka tak pięknie nam opowiadała o Macedonii, ze postanowiliśmy i tam zaglądnąć na dłużej...

Póki co, był 8.08.2014, godzina 17 i ruszaliśmy przed siebie przez Słowację i Węgry. Na Słowacji udało mi się zaoszczędzić 10 euro na winiecie autostradowej, w związku z czym dojechaliśmy lokalnymi drogami do Komarna i tam zmorzył mnie sen. A trwało to jedyne 7 godzin :) Ach te oszczędności. Nauczony przykrym doświadczeniem na Węgrzech wykupiłem już miesięczną winietę na autostrady i pomknęliśmy do Szegedu.

Szeged (czy też Segedyn jak bezpieczniej mówić) jest ładnym miastem. Ale tylko ładnym. Brakuje mu klimatu miast turystycznych. Mało tu knajp, mało ludzi, choć trzeba oddać sprawiedliwość, że temperatury rzędu 36 stopni skutecznie spędzają ludzi z ulic.
Wizytę w mieście rozpoczęliśmy od zwiedzania. Pierwsza na liście była Nowa Synagoga. Niestety obejrzeliśmy ją tylko z zewnątrz, ponieważ w soboty obiekt jest zamknięty dla zwiedzających. Byłem gotów zostać w Segedynie do niedzieli, żeby ją zobaczyć. Niestety okazało się, że w tym roku na 10.08.2014 przypada żydowskie święto Tu B’Aw (święto Miłości), więc w niedzielę też będzie nieczynne. W poniedziałki synagoga jest zawsze zamknięta. A do wtorku czekać nie chcieliśmy… Poszliśmy więc obejrzeć drugi obiekt z listy - katedrę pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. To stosunkowo młoda budowla (prace zakończono w 1930 roku) w stylu neoromańskim. Muszę przyznać, że kościół zrobił na nas wrażenie, szczególnie jego wnętrze.

Po wyjściu z chłodnej katedry upał zaatakował nas ze zdwojoną siłą. Próbowaliśmy się ratować lodami, ale te topiły się w zastraszającym tempie. Termometr na jednym z budynków pokazywał nawet 38 stopni… Zapadła szybka decyzja – nie zwiedzamy reszty zaplanowanych obiektów tylko jedziemy do ZOO. Wiecie – podróżujemy z dzieciakami, więc zawsze planujemy tak, żeby oprócz „nudnego” zwiedzania była tez jakaś atrakcja dla nich.
ZOO okazało się wielkim rozczarowaniem. Otwarto je w 1989 roku i prawdopodobnie od tego czasu nie poczyniono żadnych inwestycji. Jest ono potwornie zaniedbane. Wybiegi są zarośnięte, zwierzęta pochowane i zabiedzone. Jedyne jasne punkt to wybieg pingwinów i fok. Tak czy siak nie uciekliśmy przed upałem. Gęstwina drzew sprawiała, ze było duszno, zapach z klatek przytłaczał, a wszystko to przebijały roje komarów. Na szczęście przypomniało mi się, że w Segedynie jest Aquapark. Trochę czasu zajęło mi dogadanie się z obsługą ZOO i ustalenie adresu, ale w końcu się udało. Już po 40 minutach moczyliśmy się w basenach. Nie chcę wyjść na malkontenta, ale woda była ciepła ;)

Frowyz - 2014-12-21, 21:02

Zjedliśmy szybką kolację i pojechaliśmy w stronę granicy Węgierko-Serbskiej. Plan był ataki, że będziemy spali na ostatniej stacji przed granicą… Trochę mi nie wyszło i spaliśmy na pierwszej stacji za granicą ;) Po prostu zanim się zorientowałem już staliśmy w kolejce do granicy.
Przez Serbię przemknęliśmy bez większych problemów. Płacisz to jedziesz ;) Koniec końców dotarliśmy do Macedonii. Co to za cudowne uczucie zatankować sobie paliwka po 4.20 PLN :D
Ale przecież nie po to tam pojechaliśmy… Zwiedzanie tego pięknego kraju rozpoczęliśmy od stolicy czyli Skopje. Dojechaliśmy na miejsce późnym popołudniem. Zaparkowaliśmy w samym centrum miasta (w niedzielę parking był bezpłatny) i ruszyliśmy na zwiedzanie.
Pierwsze kroki skierowaliśmy na wysokie wzniesienie górujące nad miastem, na którym znajduje się Skopsko Kale (czyli Twierdza Skopje). Pierwsze wzmianki o niej pochodzą już z VI wieku. Wielokrotnie burzona podczas najazdów tureckich, obecny kształt zyskała po rozbudowie w 1700 roku. Niestety, podczas zwiedzania widać szkody jakie poczyniło trzęsienie ziemi z 1963 roku… Warto się tam wspiąć żeby zobaczyć oszałamiającą panoramę miasta. Z twierdzy udaliśmy się do historycznego centrum miasta, choć określenia „historyczne” używa się trochę na wyrost. Trzęsienie ziemi, które uszkodziło Twierdzę, dało również się we znaki samemu miastu. Niewiele budynków je przetrwało. Dzisiaj centrum to raczej nowe budynki utrzymane w stylu bizantyjskim. Jedynym naprawdę starym akcentem jest Kamienny Most z XV wieku. Mimo wszystko miasto ma swój klimat. Bardzo dobrze się tam bawiliśmy i czuliśmy. Zostaliśmy do późnego wieczora, jedząc kolację w knajpce nad Wardarem i ciesząc oczy widokami. Nawet dzieciakom udzielił się nastrój i nie marudziły jak to zwykle bywa przy zwiedzaniu miasta. W końcu wróciliśmy do kamperka i pojechaliśmy zanocować do Kanionu Matka.

Frowyz - 2014-12-21, 21:07

W Kanionie Matka zjawiliśmy się tuż po godzinie 22. Dzieci zasnęły po drodze, a nam się jakoś spać nie chciało. Zaparkowaliśmy kamperka na parkingu koło toru kajakowego i rozpocząłem poszukiwania lanego piwa ;) Nawet mi się udało, ale jak rano przeliczyłem ile kosztowało ;) ; No, nieważne ;) Siedzieliśmy sobie, obok szumiała rzeka Treska, było bardzo spokojnie i romantycznie. Taki wieczór już się nam dawno nie zdarzył. Rano zerwałem się jak zwykle koło 5.00 i pobiegłem z aparatem zobaczyć, co też takiego cudownego jest w tym kanionie. I muszę powiedzieć, że właściwie wszystko. Głęboka dolina między dwa pasmami górskimi została w 1938 roku przegrodzona tamą. W wyniku tego powstało sztuczne jezioro. Tuż obok zapory, na prawym brzegu, znajduje się stare schronisko górskie (obecnie Hotel) i cerkiew. Tu też jest przystań, z której można wyruszyć łódkami na zwiedzanie jaskini Wrelo (jej większa część znajduje się pod wodą, nie została jeszcze do końca zbadana, ale pretenduje do najgłębszej na świecie. Obecnie dokonano eksploracji na 203 mety w głąb, a jak powiedział przewodnik - dna nie widać;) ).
Trochę późniejszym rankiem wróciłem tam z rodziną i po krótkim spacerku brzegiem jeziora popłynęliśmy obejrzeć jaskinię. I powiem Wam szczerze - naprawdę warto.

Frowyz - 2014-12-21, 21:11

Po powrocie z wycieczki szybko coś przekąsiliśmy i pojechaliśmy do Tetowa zobaczyć Kolorowy Meczet. I tutaj zderzyliśmy się czołowo z inną kulturą… Tetowo zamieszkują głownie Albańczycy. Jeżeli dołożymy do tego Turków to okaże się, że razem stanowią oni ponad 60% mieszkańców. Co za tym idzie, jest to miasto zdecydowanie muzułmańskie. I żyjące innym rytmem. Tutaj nikt nigdzie się nie śpieszy, nikt nie denerwuje, choć dookoła słychać krzyki i klaksony samochodów. Prawy pas na dwupasmowej drodze przez centrum służy za parking. Zresztą lewy czasami też. Staliśmy tak z 5 minut, ponieważ kierowca przed nami stanął, załączył awaryjne i poszedł kupić papierosy. A potem jeszcze wracał się po zapałki… Machnął nam ręką i pojechaliśmy dalej ;) Jeżeli traficie na korek to nie powinno Was dziwić, że na rondzie można jechać w lewo… I ten gwar. Ulice to jedno wielkie targowisko. W Macedonii właściwie nie ma dużych marketów i wszystkie dobra sprzedaje się ze straganów bądź w małych, rodzinnych sklepikach. Wreszcie udało nam się zaparkować niedaleko od Kolorowego Meczetu. Teraz kilka słów o nim. Budowę zakończono w 1438 roku. Oprócz niewielkich rekonstrukcji w XIX wieku pozostał on w formie niezmienionej, aż do dzisiaj. Jest bardzo bogato zdobiony i naprawdę warto to zobaczyć na własne oczy. Jedna mała uwaga – nie jesteśmy tam mile widziani. Nie jest to otwarta wrogość, ale niechęć czuć. Czekaliśmy na zakończenie modłów prawie 1,5 godziny. Weszliśmy do meczetu ubrani, z zakrytymi głowami, oczywiście boso. Przycupnęliśmy tuż za drzwiami i podziwialiśmy wnętrze. A jednak pilnujący nas mężczyzna patrzył na nas z widoczną pogardą. Jego wyraz twarzy lekko złagodniał gdy wrzuciliśmy do skarbonki naprawdę hojny datek, ale rysy szybko stężały, bo oto do meczetu wparowała grupa turystów z Czech (lub Słowacji) w krótkich spodenkach, panie w koszulkach na ramiączkach, odkryte głowy… Naprawdę szybko stamtąd wychodziliśmy.. Na początku bardzo mnie zdenerwowało takie traktowanie turystów, ale potem sobie to przemyślałem. Podejrzewam, że gdyby u nas, w Polsce, do kościoła Mariackiego w Krakowie, weszła grupa muzułmanów w turbanach, burkach itd. też, bylibyśmy wzburzeni… Tak czy siak, meczet warto zobaczyć..
Frowyz - 2014-12-21, 21:15

Z Tetowa pognaliśmy „autostradą” nad jezioro Ohrydzkie. Piszę w cudzysłowie, bo co prawda za przejazd się płaci, ale jest to jedyna znana mi autostrada gdzie prawy pas jest zarośnięty krzakami, a czasami drzewkami… Jednak i ta droga szybko się skończyła i wkrótce wjechaliśmy w góry. A góry robią tutaj wrażenie. Wąskie i kręte drogi, bezdenne przepaście i skaliste ściany. Piękne widoki, ale stres dla kierowcy. W końcu jednak dotarliśmy do Kalishty gdzie zamierzaliśmy spędzić kilka dni na kampingu „Rino”.
Kamping „Rino” znalazłem na Internecie. Bardzo mi się podobały zdjęcia, więc to właśnie tam postanowiliśmy się zatrzymać. Kamping jest bardzo kameralny, by nie powiedzieć wprost – ciasny. Za to właściciele i obsługa – klasa światowa. Tak serdecznego człowieka dawno nie spotkałem. Zawsze chętny do pomocy, otwarty na sugestie i tak zwyczajnie po ludzku życzliwy. Jeżeli dołożymy do tego biegłą znajomość angielskiego, niemieckiego i dość dobrą polskiego to pojawia się nam obraz właściciela idealnego. Na miejscu jest restauracja, codziennie rano darmowa kawa. Na powitanie oczywiście rakija – i nie przyjmuje odmowy ;) Jak to powiedział – każdy Polaki pije raki ;)
Mieliśmy to szczęście, że Polacy stanowili większość na kampingu. I wyobraźcie sobie, że nie było żadnych awantur, pijaństwa i rozrób. Były za to nocne Polaków rozmowy ;) Trafiliśmy na prawdziwych bałkańskich globtroterów. Namówili nas do zmiany planów jeżeli chodzi o Albanię, ale o tym później…
Sama Kalishta to bardzo mała miejscowość. Na uwagę zasługują tutaj kompleks monastyrów pod wezwaniem Matki Bożej oraz wykuta w skale cerkiew pod wezwaniem św. Michała Archanioła. Szczególnie ta ostatnia zasługuje na uwagę. Datowana na XIII wiek, prawdopodobnie została wykuta w skale przez jednego mnicha… Jest bardzo mała, zmieści się w niej nie więcej niż pięć osób na raz. Obecnie zdesakralizowana, ale warto ją zobaczyć dla przepięknych fresków i równie pięknego, drewnianego ikonostasu. Z uwagi na małe rozmiary ciężko w niej zrobić zdjęcie ;)

Frowyz - 2014-12-21, 21:20

Po czterech dniach odpoczynku ruszyliśmy dalej odkrywać Macedonię. Dojechaliśmy do Ochrydu (a może Ochrydy lub jednak Ohrydu ;) kto to wie…). Miasto jest dosyć duże, jak na warunki macedońskie, i rozległe. Na każdym kroku są tabliczki informujące gdzie trzeba się udać żeby obejrzeć zabytki, więc zwiedza się łatwo i przyjemnie. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od cerkwi św. Pantelejmona znajdującej się na wzgórzu nad miastem (przyznam szczerze – nic szczególnego…), tuż obok znajdują się ruiny bazyliki św. Erazma z IV wieku z zachowanymi pięknymi mozaikami. Teren jest ogrodzony, a wstęp płatny, jednak jeśli przyjedziecie naprawdę wcześnie (koło 8.00) to zwiedzacie za darmo ;) Potem rozpoczęliśmy wędrówkę w górę do twierdzy Samuela pochodzącej z X wieku. Warto do niej wstąpić, żeby obejrzeć piękna panoramę miasta i jeziora, natomiast nie ma tam żadnych ekspozycji… Z twierdzy poszliśmy do cerkwi św. Zofii. Tutaj trafiliśmy na wycieczkę z Polski i dowiedzieliśmy się dosyć istotnej rzeczy. Mianowicie, jak wygląda sprawa z ikonostasem. Nie wiem czy wiecie (dla nas to była informacja nowa), że układ ikon w każdej cerkwi jest taki sam? Stojąc twarzą do Carskich Wrót pierwszą ikoną po prawej jest Chrystus w wieku lat 33, drugą z prawej jest Jan Chrzciciel. Pierwszą ikoną z lewej strony Carskich Wrót jest Matka Boska, natomiast drugą z lewej postać patrona cerkwi. Cerkiew św. Zofii jest jedną z ładniejszych jakie oglądaliśmy i na pewno warto tam wstąpić.. Ponieważ upał dokuczał coraz bardziej, postanowiliśmy zejść bliżej jeziora. Okazało się, że brzeg tutaj jest bardzo stromy i praktycznie nie ma plaży. Chodzi się po drewnianym pomoście. Bardzo fajnie, ale żałowaliśmy, że nie mamy kąpielówek ;)
Frowyz - 2014-12-21, 21:21

Uciekaliśmy z Ochrydu w poszukiwaniu jakiegoś mniej upalnego miejsca. Jadąc wzdłuż brzegu jeziora dotarliśmy do kolejnej atrakcji – Zatoki Kości. Znajduje się tutaj zrekonstruowana osada z ok. 1200 roku p.n.e. Rekonstrukcja to tylko niewielka część tego co znajdowało się tutaj dawniej. W chatach można obejrzeć ekspozycje ukazujące życie codzienne w czasach prehistorycznych, na brzegu znajduje się zaś muzeum, w którym zobaczymy oryginalne naczynia i narzędzia wydobyte z dna jeziora.
Frowyz - 2014-12-21, 21:28

W tak zwanym międzyczasie zrobiło się popołudnie i zaczęliśmy się rozglądać za miejscem na nocleg. Miałem zanotowany kamping w miejscowości Lubaniszta. Trochę ciężko znaleźć dojazd do niego ale sam kamping fajny. Przestronny, w miarę czysty, sanitariaty sprzątane co trzy godziny. Na terenie kampingu dosyć duży sklep. No i to co najważniejsze – piękna plaża i krystalicznie czysta woda… Mieliśmy się tutaj zatrzymać na jeden nocleg, a skończyło się na 4… I co najzabawniejsze, przegnał nas deszcz ;)
Lubię łazić po górach, za to nie przepadam za plażowaniem. Dzieciaki i Najlepsza z Żon cieszyli się możliwością chłodnej kąpieli, mnie natomiast nosiło. I gdzieś koło kampingu znalazłem tablicę informacyjną i okazało się, że na otaczające nas góry można się wspiąć, ba, są nawet wytyczone szlaki. Pooglądałem – punkt startu 700 m.n.p.m, wybrany punkt docelowy 1500 m.n.p.m – co to dla mnie. Ponieważ upał był straszliwy, wycieczkę rozpocząłem o 4.00 rano. Ciemno było, ale czołówka oświetlała drogę… Choć w sumie nie na wiele się to zdało. Nie mogłem znaleźć początku szlaku… Koniec końców znalazłem jakąś leśna dróżkę biegnącą w mniej więcej obranym kierunku i ruszyłem pod górę. Drodzy moi – to był prawdziwy survival. W końcu odnalazłem szlak (przez przypadek), ale był on zarośnięty jak widać na zdjęciach. Temperatura rosła szybko, natomiast pokonywana wysokość bardzo wolno. Potem zgubiłem szlak i szedłem na przełaj. Roślinność w tych rejonach ma bardzo dużo kolców i jest gęsta. Przedzieranie się przez te zarośla to jakiś koszmar. Zrobiła się 9.00 gdy pokonałem pas roślinności i wyszedłem na porośnięte trawą zbocze. Miałem atakować szczyt, ale sił już brakowało… Usiadłem na chwilę ciesząc oczy widokiem… I nagle poczułem cudownie chłodne podmuch wiatru. Również nimi się cieszyłem ;) A potem nagle przestało grzać słońce… Obróciłem głowę i zobaczyłem czarne chmury leniwie przelewające się przez grzbiet góry… Czym prędzej skierowałem się w dół. Goniły mnie groźne pomruki nadciągającej burzy. Nie będę opisywał jak pokonywałem ponownie zarośla… W końcu dotarłem w okolice kampingu, a dochodząc do kampera poczułem pierwsze krople deszczu… Ach co to była za burza :D Czas na małe podsumowanie eskapady. Poszedłem popatrzeć jeszcze raz na tą tablicę informacyjną. Okazało się, że kiepsko ją oglądałem. Cyferki były lekko zatarte. Wybrany przez ze mnie punkt docelowy nie leżał na wysokości 1500 m.n.p.m tylko 1900 m.n.p.m, zaś szczyt, który chciałem atakować miał 2086 m.n.p.m… Według GPS przeszedłem 27.41 km w 6h i 49 min. W pionie pokonałem 1269 m. Najlepsza z Żon nie skomentowała mojej wycieczki ani słowem, a to oznacza, że było bardzo źle… Na pocieszenie zostały mi zdjęcia, które zrobiłem ;)

Frowyz - 2014-12-21, 21:30

Jak już pisałem zmiana pogody skłoniła nas do wyjazdu. Następnym miejscem, które chcieliśmy zobaczyć był klasztor św. Nauma Ochrydzkiego Cudotwórcy. Św Naum był uczniem Cyryla i Metodego. Budowa klasztoru została zakończona w 905 roku, a w 910 został w nim pochowany sam Naum. Myślę, że można śmiało powiedzieć, że miejsce to budzi podobne emocje jak u nas klasztor jasnogórski. Wstęp na teren klasztoru jest bezpłatny, płaci się za wejście do cerkwi gdzie znajdują się relikwie św. Nauma..., ale naprawdę warto zobaczyć jej wnętrze i poczuć podniosłą atmosferę...
Z ciekawostek dodam jeszcze, że tutaj ujście znajduje rzeka, która zasila Jezioro Ochrydzkie. Jeżeli zaś chodzi o logistykę, to trzeba pamiętać, że ani w Lubanishte, ani w St.Naum nie ma stacji benzynowej. Tankować trzeba w Ochrydzie (o czym nie wiedzieliśmy).

St. Naum było ostatnim miejscem odwiedzonym przez nas w Macedonii. Pojechaliśmy stamtąd prosto na przejście graniczne z Albanią. I tutaj jeszcze małe podsumowanie. Jako nacja Polacy są w Macedonii bardzo lubiani. Dużo osób z obsługi turystycznej przyswoiło sobie już podstawy naszego ojczystego języka. Ba, czasami dochodzi do zabawnych sytuacji. W kasie muzeum w zatoce kości zostałem „zrugany” za używanie języka angielskiego. Pan mi powiedział, że skoro jestem z Polski to mam mówić po polsku… „My rozumiem wszystko Ty rozmawiasz” ;) . Bardzo to sympatyczne. Fajnie, że jest choć jeden kraj gdzie Polacy nie kojarzą się z pijaństwem, chamstwem i burdami. Naprawdę nas tam lubią. Mam nadzieję, że jak już dotrze do Macedonii polska fala „all inclusive” (ja płace to mi się należy i wychleję ile dam rady) to nie zmienią o nas zdania…

Frowyz - 2014-12-21, 21:35

Wjazd do Albanii to wjazd do innego świata. Od razu widać, że jest tu biedniej i niestety bardziej brudno. Drogi są kiepskie, a ubytki nawierzchni są czymś powszechnym. Minęliśmy Pogradec i skierowaliśmy się na Korce. I teraz mała dygresja. Jak przygotowywałem się do wyjazdu do Albanii to oczywiście korzystałem z forum Camperteam. Czytałem sobie relacje Gosi-Frape i w duchu sobie myślałem: „Ubarwia dziewczyna, żeby relacja fajniej wyglądała”… Teraz już wiem, że nie ubarwiała… Droga Pogradec – Korce – Leskovik i dalej do Gjirokaster to prawdziwe wyzwanie dla kierowcy. Wjechaliśmy na nią późnym popołudniem. Byłem zmęczony po tej wspinaczce na szczyt, ale stwierdziłem, że 44 km do Korce jakoś dojadę… Nie dojechaliśmy ;) Mimo wspomagania myślałem, że mi ręce odpadną. Poza tym w ciemnościach na drodze gdzie nie ma pasów, nie ma barierek, nie ma asfaltu, za to są wbiegające nie wiadomo skąd kozy, czułem się dosyć niepewnie. Nocowaliśmy gdzieś w górach, na budowie jakiejś drogi… Kolejny dzień wcale nie był lepszy. Krzysiu Hołowczyc nie nadążał dyktować, ja nie nadążałem kręcić kierownicą… Dwa razy wisieliśmy kamperem na haku holowniczym, raz nie byłem w stanie ruszyć pod górkę nawet z jedynki i musiałem cofać dla wzięcia rozbiegu, raz straciliśmy z 10 minut, żeby wyminąć się z autobusem jadącym z przeciwka… Gdy pierwszy raz usłyszałem Krzysia mówiącego, że do celu 35 km, czas przejazdu 1h 25 minut to serdecznie się roześmiałem… Zupełnie niepotrzebnie… Jechaliśmy prawie 1h40minut…
Frowyz - 2014-12-21, 21:42

Gjirokastra to piękne miasto położone na malowniczych wzgórzach. Upał był okrutny, więc zwiedzanie zaczęliśmy od górującej nad miastem Twierdzy, z której roztacza się wspaniały widok na panoramę miasta. Wybór był słuszny, bo w jej grubych murach panował przyjemny chłodek. Sama twierdza wzniesiona została w czasach bizantyjskich, ale prawdziwy rozkwit zapewniła jej rozbudowa przez Turków Osmańskich. Na szczególną uwagę zasługuje wieża zegarowa i związana z nią historia. Otóż XIX wieczny władca tych ziem, Ali Pasza, był człowiekiem kształconym na zachodzie. Podróżując po Europie doszedł do rewolucyjnych (jak na tamte czasy) wniosków – czasem Osmanów rządzi religia. Pory dnia wyznaczają śpiewy muezinów, podczas gdy na zachodzie ludzie używają zegarków. I to właśnie z jego rozkazu (i przy jego nie małej pomocy) powstał pierwsza w imperium osmańskim wieża zegarowa z mechanicznym zegarem. Niestety – w parę lat po uruchomieniu, zegar się zepsuł i nikt nie potrafił go naprawić. W trakcie pierwszej wojny światowej mechanizm został zdemontowany i do dzisiaj nic nie wiadomo o jego losach…
Większość budynków w starym mieście kryta jest szarymi łupkami. Specyficzna i unikalna zabudowa sprawiła, że Gjirokastra została wpisana w 2005 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Spacer zabytkowymi uliczkami sprawił nam niesamowitą frajdę. Niestety, sierpień nie jest chyba najlepszym czasem na zwiedzanie. Miasto bywa nazywane „Miastem tysiąca schodów”, a temperatura była tak wysoka, że nawet miejscowych nie było widać na ulicach. Efekt tego był tak, że już po paru chwilach pot lał się z nas strumieniami. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że pora wracać do kampera i pojechać nad morze…

Frowyz - 2014-12-21, 21:44

Wszyscy spotykani przez nas Polacy mówili nam, że w Sarandzie są najpiękniejsze plaże Albanii. Dlatego też w tym kierunku zmierzał nasz kamperek. Dziwne to było uczucie – po niebotycznych górach i serpentynach, nagle jechaliśmy prostą drogą, z pięknym nowym asfaltem.. No i w końcu dojechaliśmy… Jakież było nasze zdziwienie gdy zobaczyliśmy ową wychwalaną pod niebiosa Sarandę… Rzędy ogromnych hoteli i pensjonatów, tłumy na ulicach, zgiełk, hałas dyskotek… Zdecydowanie nie nasze klimaty. Czym prędzej stamtąd uciekaliśmy. Pytaliśmy miejscowych i turystów gdzie można by zanocować, ale nikt nie słyszał o żadnym kampingu… Znalezienie miejsca na dziko graniczyło z cudem… Pomógł nam przypadek – przy drodze stała tablica informująca, że za 5 km jest kamping. W ten sposób trafiliśmy do Ksamil. I znowu okazało się, że dobrze trafiliśmy. Kamping znajduje się ok. 100 m od morza. Jest ciasny, ale przytulny i ma niesamowitą obsługę. Powitano nas ciepłymi i zimnymi napojami, służono wszelką pomocą. Sanitariaty na najwyższym poziomie. Spędziliśmy tutaj dwie noce. I co najważniejsze – spotkaliśmy „naszych” tzn. Camperteam’ową załogę Pejpel oraz stojących trochę bliżej morza RISTEAM. Ci pierwsi wspomogli nas przewodnikiem po Albanii (sami wyjeżdżali już w kierunku Grecji), z drugimi wymieniliśmy się numerami telefonów (jak się później okazało, była to kluczowa wymiana na tych wakacjach).
Samo Ksamil, podobnie jak Saranda, ma piękne plaże, ale.. są one PŁATNE. Wszędzie stoją leżaki i parasole, a próby rozłożenia ręcznika kończyły się wyproszeniem z plaży. Niepłatne skrawki wśród skał albo są tak zaśmiecone, że nie ma co marzyć o rozłożeniu się, albo zajmowane już przed 8.00 rano… To ostatecznie zraziło nas do pozostania w tym miejscu dłużej…

Frowyz - 2014-12-21, 21:52

Zanim jednak udaliśmy się w poszukiwaniu innych plaż postanowiliśmy zobaczyć Butrinti. Decyzja okazała się ze wszech miar słuszna. Jest to miasto, które powstało w XII wieku przed naszą erą. Jak mówi legenda, założyli go uciekinierzy z pod Troi. Rozkwit metropolii przypada na II w.n.e. kiedy to miasto znalazło się pod panowaniem rzymskim. W średniowieczu dotarła tutaj Republika Wenecka, a u jego schyłku miasto zostało opuszczone, co było kluczowym momentem w jego historii. Ponieważ miasto nie zostało zdobyte, ani splądrowane, ponieważ nie było żadnego dalszego ciągu, dzisiaj możemy oglądać i zwiedzać oryginalny, zachowany układ ulic i budynków. Tego nie znajdziecie chyba nigdzie indziej. W Rzymie czy Atenach zabytki są rozrzucone po cały mieście, wrosły w obecną tkankę miasta. Tutaj zostało wszystko tak jak w czasach świetności miasta… Nie bez kozery wpisano Butrinti na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO już w 1992 roku… Ja osobiście nie widziałem nigdy czegoś podobnego i jestem pod wielkim wrażeniem tego miasta-muzeum.
Frowyz - 2014-12-21, 21:54

Kończyliśmy zwiedzanie gdy mój telefon wydał z siebie cienki pisk – przyszedł sms… Odbieram i oczy przecieram ze zdumienia – odezwała się załoga RISTEAM. Stoją w Qeparo przy samej plaży. I czekają na nas :lol: Bardzo się ucieszyliśmy. Trochę ciężko było ich znaleźć, bo Qeparo okazało się być Porto Palermo, ale koniec końców trafiliśmy. Miejscówka super (jedynie jest problem ze słodką wodą i wyprowadzaniem kota). Zresztą popatrzcie na zdjęcia… Najważniejsze jednak w tym wszystkim było to, że trafiliśmy super ludków, z którymi się dobrze dogadywaliśmy. No i tak się to jakoś porobiło, że resztę podróży jeździliśmy już razem…
Frowyz - 2014-12-21, 21:59

Po trzech dniach i dwóch przygodach (Najlepsza z Żon wbiła sobie w nogę jeżowca, kamper Rafiego nie odpalił i trzeba było go holować kawałek terenówką) pojechaliśmy szukać jeszcze ładniejszej plaży ;) I w ten oto sposób trafiliśmy na kolejną fajną miejscówkę koło Dhermi. Co prawda tutaj postój nie był już darmowy (300 leków za dzień, tj ok 10 PLN), ale za to był prysznic na plaży i dostęp do słodkiej wody. A „piękne okoliczności przyrody” zapierały dech w piersiach. Z resztą popatrzcie sobie sami.
Frowyz - 2014-12-21, 22:03

Ile można siedzieć w morzu? To oczywiście zależy od tego kogo zapytacie. Na ten przykład moje dzieci udzielą odpowiedzi, że całe wakacje ;) Nam jednak tęskno zrobiło się do odkrywania uroków miast albańskich. Padło na Berat. Zanim jednak dotarliśmy do tego pięknego miasta musieliśmy pokonać okryta złą sławą przełęcz Llogara… I powiem szczerze – nie wiem o co tyle krzyku. Ładna, dosyć szeroka droga z nowym asfaltem, piękne widoki, na zakrętach swobodnie mijają się dwa pojazdy… Nic szczególnego, zwłaszcza jak ma się w pamięci drogę Podagrec – Leskovik. Nasz wehikuł „poszedł jak burza” i po pół godzinie mogliśmy się cieszyć zapierającym dech widokiem. Na RISTEAM trochę musieliśmy czekać, bo ich wehikuł miał problemy z mocą (ale o tym później).
Frowyz - 2014-12-21, 22:08

Nasyciliśmy oczy widokami, Rafi rozbudził nasz apetyt opowieściami o kozinie i baraninie, padła więc komenda do wozów. No… wsiedliśmy. Tylko nie wszyscy wozy odpalili ;) Okazało się, ze kamper RISTEAM nie funguje ;) Na szczęście Rafi miał wykupione ubezpieczenie ADAC. Po kilku telefonach i około godzinie czekania ich kamperek-leniuszek zjechał z przełęczy na lawecie, a my za nim w 7 osób (i pies) w naszym kamperku. Nerwów było dużo, ale wszystko dobrze się skończyło. W warsztacie mechanicy szybko i sprawnie usunęli awarię i już po 1,5 h mogliśmy jechać dalej.
Frowyz - 2014-12-21, 22:13

Naszym celem był Berat – Miasto tysiąca okien. Dookoła krajobraz wyżynny, żadnych gór w zasięgu wzroku, a nawigacja znowu jakieś głupoty pokazuje – 46 km do celu, a czas przejazdu 1h 15 min… No cóż – po raz kolejny wypadało się z Krzysiem przeprosić – jak napisano w przewodniku, na tej drodze są spore ubytki w asfalcie… Dowcipnisie… Po prostu nie było asfaltu w ogóle. Nie dało się szybciej jechać, bo samochody przed nami wzniecały taki kurz, że nic nie było widać…
Berat w 2007 roku został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest to bardzo stare miasto. W swojej historii wielokrotnie przechodziło z rąk do rąk. Było Tu Imperium Rzymskie, było Bizancjum, ba, dotarli tu również Bułgarzy. Ponieważ dotarliśmy tu późnym popołudniem, pierwszy spacer wykonałem razem z Rafim już po zmroku. Widoki były piękne, ale po powrocie czekały na nas wściekłe i nieco przerażone małżonki. Nasze kampery stały na głównej ulicy i podczas gdy my podziwialiśmy miasto, nasze małżonki walczyły z jakimiś miejscowymi kobietami, które usiłowały je okraść. Ciekawie nie było. W związku z zaistniałą sytuacją, na nocleg przestawiliśmy się gdzie indziej – za budynek Uniwersytetu. Tam było w miarę spokojnie. Następnego dnia, już całą grupą, udaliśmy się oglądać miasto.

Frowyz - 2014-12-21, 22:16

Jeszcze trochę zdjęć Beratu
Donat - 2014-12-21, 22:18

Stawiam browarka za to, że się chciało napisać relację i czekam na więcej. Super byliśmy praktycznie w tym samym miejscu ale nie wszystko zobaczyliśmy to co Wy. Miło powspominać i powiem że ciągnie mnie tam z powrotem.
Frowyz - 2014-12-21, 22:20

Teraz będzie kilka słów o jeżdżeniu w Albanii. Nieważne jakim jesteś kierowcą, nieważne jaki masz samochód – organizacja ruchu i tak Cię zaskoczy ;) Jako przykład podam sytuację jaka zaistniała w drodze z Beratu do Durres. Przy wjeździe na autostradę zrobił się korek. Staliśmy jak Pan Bóg przykazał i oglądaliśmy widoczki. W pewnym momencie Rafi podał przez radio: „Ty, patrz, prawą szaleniec idzie” I rzeczywiście, w tumanach kurzu, minął mnie gościu Fokusem… Co było dalej? Popatrzcie na fotorelację. Ręczę, że koniec Was zaskoczy ;)
Frowyz - 2014-12-21, 22:27

W Durres zatrzymaliśmy się na chwilkę, żeby wykąpać się w morzu, ale w sumie to odradzam taką imprezę. Strasznie brudno na plaży, a i woda nie za bardzo… Dlatego też po szybkim obiadku, pognaliśmy w kierunku Szkodry.
Dojechaliśmy już po zmroku. Miejsce postoju wybrały dzieci ;) Zatrzymaliśmy się koło lunaparku. Bawiliśmy się wszyscy doskonale ;) Trudy podróży i szaleństwa na karuzelach sprawiły, że dosyć szybko zmorzył nas sen. Wczesnym rankiem pospacerowałem po najbliższej okolicy, a później była planowana wycieczka do twierdzy górującej nad miastem. Niestety, dało już znać o sobie zmęczenie wakacjami i na szturm wzgórza zdecydowały się tylko trzy osoby ;)
Z uwagi na położenie wzgórze zamieszkiwane było już w czasach starożytnych. Pierwsze umocnienia to zasługa rzymian (ok 167 r p.n.e.). Twierdzę w obecnej postaci wzniosła Republika Wenecka ok 1396 roku. O tym jak bardzo potężny jest to zamek niech świadczy jego historia. W czasie wojny z Turkami Osmańskimi obrońcy przetrwali 6 miesięcy oblężenia, a poddali twierdzę na mocy traktatu pokojowego… Rozległość terenu, trzy rzędy murów obronnych, doskonale zachowanie układu urbanistycznego robią wrażenie i w czasach obecnych. A do tego trzeba dołożyć zapierające dech w piersiach widoki…

Frowyz - 2014-12-21, 22:30

Wizyta w Szkodrze kończyła nasz pobyt w Albanii. Zakupiliśmy sobie jeszcze na drogę świeżą rybkę i pognaliśmy w kierunku granicy z Czarnogórą. Przekraczaliśmy ją w miejscowości Dodaj ;) Musze powiedzieć, że było to wyjątkowo niemiłe doświadczenie. Ostrzegano nas przed żebrakami, ale to co nas spotkało na przejściu granicznym zaskoczyło mnie bardzo. Z obu stron kampera na lusterkach, stopniach, wisiały dzieciaki, a w okna co chwilę stukał ktoś z dorosłych… Pozasłanialiśmy wszystkie okna w zabudowie, bo nasze dzieciaki zwyczajnie się bały… Cała ta historia trochę nam zaburzyła miłe wspomnienia z Albanii.
Koniec końców wjechaliśmy do Czarnogóry. Zatrzymaliśmy się Ulcinj, żeby skorzystać z urokliwych plaż. Tak się nam spodobało, że zostaliśmy na noc. Następnego dnia, po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Zarówno my jaki i RISTEAM zwiedzaliśmy już kiedyś ten uroczy kraj, więc zatrzymaliśmy się tylko na krótki spacer w miejscowości Sveti Stefan, a potem pognaliśmy w kierunku Chorwacji. I nagle wszystko zaczęło się dziać jakby szybciej ;) Minęliśmy Dubrovnik, wjechaliśmy do Bośni, potem znowu do Chorwacji i tu zastał nas wieczór. Udało nam się znaleźć ustronną zatoczkę i mimo, że jest to na Chorwacji zakazane, zanocowaliśmy na dziko.

Frowyz - 2014-12-21, 22:32

Poranek nad zatoką był piękny. Niestety zepsuła mi go myśl, że oto od dzisiejszego dnia będziemy się już tylko zbliżać do domu… Spakowaliśmy co było do spakowania i ruszyliśmy ponownie do Bośni. Pierwszy postój wypadł nam w miejscowości Pocitelj. Jest tutaj pięknie zachowane stare miasto. W czasach rzymskich stał tutaj zamek, rozbudowany później przez Turków. Przepływająca w pobliżu Neretwa była ważnym szlakiem komunikacyjnym. W XV wieku sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Imperium Otomańskie, Republika Wenecka, Węgrzy, Chorwaci, ponownie Turcy… Miasto przechodziło z rąk do rąk. Paradoksalnie największych uszkodzeń doznało dopiero w XX wieku, kiedy to Serbowie najpierw ostrzelali miasto ogniem artyleryjskim, a później Chorwaci wysadzili meczet i niektóre budynki. Większość została zrekonstruowana już w XXI wieku.
Frowyz - 2014-12-21, 22:36

Po zwiedzaniu miała miejsce narada. Padło na niej kluczowe pytanie – co dalej? RISTEAM chcieli zobaczyć Medjugorie, my koniecznie chcieliśmy zobaczyć Mostar. Ponieważ nie mogliśmy wypracować konsensusu, postanowiliśmy się rozdzielić.
Stare miasto w Mostarze robi niesamowite wrażenie. Powiem Wam szczerze – uliczki, stragany, ludzie – podobało się nam tutaj chyba najbardziej z Wszystkich odwiedzonych w te wakacje miast…Nie obyło się też bez wzruszeń. Gdy oglądałem w galerii, tuż za mostem, film o Mostarze w czasie wojny w 1993 roku, to łzy stanęły mi w oczach… Ludzkie barbarzyństwo i głupota są niewyobrażalne… Ślady tej wojny są wszędzie widoczne. W wielu punktach miasta znajdują się kamienie z napisem „9 listopada 1993 Pamiętamy” (to właśnie tego dnia chorwacki ostrzał zniszczył słynny most z 1566 roku). Odbudowany most również robi wrażenie, a skaczący z niego śmiałkowie wzbudzają szczery aplauz turystów.

Frowyz - 2014-12-21, 22:41

W tym miejscu muszę przyznać, że zawiodła nas komunikacja ;) Mieliśmy się z RISTEAM spotkać gdzieś w Mostarze. Nie mogliśmy się jednak na nich doczekać, a na sms-y nie odpowiadali… Ruszyliśmy więc w kierunku Sarajewa. Ostatecznie to tam się znowu spotkaliśmy.
Sarajewo zrobiło na nas przygnębiające wrażenie. Wszędzie w centrum widać ślady wojny. Przespacerowaliśmy się chwilkę po starym mieście i tuż po zapadnięciu zmroku wróciliśmy do kamperków i wyjechaliśmy z Sarajewa w kierunku granicy Chorwackiej i dalej na Węgry.

Frowyz - 2014-12-21, 22:47

Na Węgrzech znowu się rozdzieliliśmy. Mieliśmy wykupioną winietę na autostrady i postanowiliśmy pojechać wygodną drogą, Rafi natomiast wybrał oszczędzanie ;) . Umówiliśmy się w Komarom. Straciliśmy jeszcze trochę czasu szukając ZOO w Peczu (jak już znaleźliśmy, to okazało się, że jest zamknięte, bo go remontują). Do Komarom dojechaliśmy popołudniu. RISTEAM dojechali tam wcześniej i moczyli się w basenach termalnych.
Węgierskie Komarom i słowackie Komarno stanowiły kiedyś jedno miasto położone na dwóch brzegach Dunaju. W 1877, po wojnach napoleońskich, ukończono tu budowę ponad 100 hektarowych fortyfikacji wokół miasta. Cały kompleks mógł pomieścić ponad 200 tys. Żołnierzy. Niestety jak to z historią bywa – w 1920, na mocy traktatu z Trianon, miasto zostało podzielone. Po stronie węgierskiej został największy fort – Monostroi. Po drugiej wojnie światowej stacjonowała tu Armia Czerwona i według informacji z plansz na terenie fortu, był tutaj największy w Europie Środkowej skład amunicji. Sam Fort Monostori zatyka dech w piersi… Nie chodzi tylko o jego rozległość (prawie 70 ha), o zachowanie budynków (nigdy nie brał udziału w działaniach wojennych), o położenie (nad samym Dunajem). Chodzi przede wszystkim o ówczesną myśl inżynieryjną i o fakt, ze wszystkie zakamarki fortu są dostępne dla zwiedzających. Jeżeli ktoś chciałby go poznać dokładniej musi uzbroić się w latarkę i kłębek sznurka… Pisze to całkiem poważnie. W pewnym momencie, w zachodnim bastionie, wszedłem w gąszcz korytarzy tak daleko, że nie potrafiłem z niego wyjść. Suma summarum wyjść udało mi się dopiero w bastionie Południowym, a sądząc po minie Najlepszej z Żon, nie było mnie dosyć długo…

jarek73 - 2014-12-21, 22:50

Piękna relacja piękne zdjęcia
Frowyz - 2014-12-21, 22:51

Po zwiedzaniu fortu i wymoczeniu czterech liter w basenach, przejechaliśmy na Słowację na nocleg. Tutaj wspólna droga się skończyła. Rano w śród uścisków i całusów pożegnaliśmy RISTEAM i każdy pojechał w stronę własnego domu. Zanim jednak się rozstaliśmy wyjaśniła się zagadka spadku mocy u Rafiego w kamperku. Po prostu zrobił tak grube wygłuszenie w kabinie, że pedał nie wciskał sie do podłogi :D
My zahaczyliśmy jeszcze o Likavę – średniowieczny zamek obronny, w powiecie Rużemberok. Zbudowano go w 1335 roku jako ochronę ważnego szlaku handlowego z Orawy do Polski. Zburzony został na polecenie Rakoczego w 1707 (uciekano przed wojskami Habsburgów).

Frowyz - 2014-12-21, 22:53

I to już koniec opowieści. W trzy tygodnie pokonaliśmy 3901 km (dokładnie co do 100 m ;) ), poznaliśmy wspaniałych ludzi, z którymi udało nam się zaprzyjaźnić (RISTEAM), a przede wszystkim wypoczęliśmy i znowu zobaczyliśmy kawałek świata…
Bim - 2014-12-21, 23:25

Piwko za skrót z Macedonii do Albanii przez Leskowic przejechalismy po Was we wrzesniu w poszukiwniu skrótu z Ohrydy do plaż Albanii i dalej bezdrożami w kierunku Lefkady.

Wrazenia z tej trasy tez mi pozostaną długo w pamięci :spoko choć to nie pierwszy raz w Albanii :spoko

Frowyz - 2014-12-22, 08:13

Bim napisał/a:
Piwko za skrót z Macedonii do Albanii przez Leskowic przejechalismy po Was we wrzesniu w poszukiwniu skrótu z Ohrydy do plaż Albanii i dalej bezdrożami w kierunku Lefkady.

Wrazenia z tej trasy tez mi pozostaną długo w pamięci :spoko choć to nie pierwszy raz w Albanii :spoko


My byliśmy w tych rejonach pierwszy raz, więc jeżeli chodzi o drogi to był to dla nas szok poznawczy. Natomiast zachwyciła nas tamtejsza żywność. W Polsce nie jem pomidorów bo kończy się to cholerną pokrzywką. Tam codziennie jedliśmy sałatki z pomidorami i nic mi nie było... Kupione w Leskoviku, w sklepie, masło przypomniało mi smak dzieciństwa... A sery? To materiał na osobny rozdział. Podobnie jak sprzedawane przy drodze miody - w sumie przywieźliśmy do domu 9 litrów miodu...

ZEUS - 2014-12-22, 09:55

- super relacja, a co ważne dla czytelnika, że napisana "non stop" czytając i oglądając zasiedziałem się do godz. 2 w nocy ale warto było,

- ożyły wspomnienie, ja podobną marszrutę zaliczyłem na dwa razy, Albanię w roku ubiegłym a Macedonię w bieżącym, Kanyon Matka na piechotę, ścieżką na zboczu, emocje warte wysiłku, nam z noclegiem przy torze kajakowym nie wyszło bo odbywały się jakieś mistrzostwa (VI'14)... i o wolnym miejscy można było tylko pomarzyć :-/

- zasłużone :pifko :mrgreen:

Frowyz - 2014-12-22, 10:47

Cieszę się, że się podobało :D Trochę czasu mi zajęło przygotowanie. Może to tak nie wygląda, ale jest tutaj 9 stron A4 tekstu i 170 zdjęć... Siłą rzeczy ta jest relacja bardzo wybiórcza. Trzy tygodnie to szmat czasu i wiele się wydarzyło. Sprawa z jeżowcem, czy awarie kampera RISTEAM same w sobie mogły by stanowić odrębną historię. A ile jeszcze było zabawnych sytuacji np. podczas zamawiania jedzenia w restauracjach czy przy kupowaniu ryb od rybaków... Ale to już do opowiadania na zlotach, przy ognisku... ;)
dulare - 2014-12-22, 13:45

Dopisuję się do pochwał, dziękuję bardzo za Wasze spojrzenie na rejony które nas też bardzo interesują... Stawiam :pifko
RISTEAM - 2014-12-22, 15:20

Wojciu jesteś Wielki przez duże "W", zrobiłeś to profesjonalnie a raczej zrobiliście z Iwonką!!! Super relacja przepiękne fotki i jeśli tylko nam się uda to niech zaprocentuje to wyjazdowi przyszłorocznemu. Pozdrowienia dla całej wszej czwóreczki przesyłają Risteamki :mikolaj
zbyszekwoj - 2014-12-22, 15:21

dulare napisał/a:
które nas też bardzo interesują.


Chyba że na wstecznym :chacha2

RISTEAM - 2014-12-22, 15:21

aaaaaaaa i zapomniałbym zasłużone piweczko wirtualne (w realu przy najbliższej okazji :ok )
Frowyz - 2014-12-22, 18:45

RISTEAM napisał/a:
aaaaaaaa i zapomniałbym zasłużone piweczko wirtualne (w realu przy najbliższej okazji :ok )


"Ty mi tu kurą oczu nie mydlij" :mrgreen: Lepiej napisz kiedy znowu przyjedziecie 8-)

Frowyz - 2014-12-22, 18:49

dulare napisał/a:
Dopisuję się do pochwał, dziękuję bardzo za Wasze spojrzenie na rejony które nas też bardzo interesują... Stawiam :pifko


Jeśli jeszcze nie byliście to się pośpieszcie. Za rok, góra dwa wybrzeże Albanii niczym nie będzie się różnić od Chorwacji czy Czarnogóry (łącznie z cenami). W Macedonii pewnie będzie to trwało odrobinkę dłużej, ale i ona się zmieni. Spotykając Polaków, którzy jeździli tam już wcześniej żałujemy, że nie wybraliśmy się tam z trzy, cztery lata temu...

ZEUS - 2014-12-22, 20:11

Frowyz napisał/a:

Jeśli jeszcze nie byliście to się pośpieszcie. Za rok, góra dwa wybrzeże Albanii niczym nie będzie się różnić od Chorwacji czy Czarnogóry...

i chyba nie tylko wybrzeże, w górach też przybywa dróg a co za tym idzie nasili się ruch turystyczny, w ub. roku zaliczyłem drogę do Theth w Górach Przeklętych i już był ciągnięty asfalt, zapewne z uwagi na trudny teren potrwa to trochę ale jak skończą to i kamperkiem będzie można dojechać... do Doliny Valbone już można dojechać asfaltem (kto nie był i kto się wybiera do Albanii polecam)... :)

Elwood - 2014-12-22, 20:50

Super relacja. :pifko :spoko :spoko :spoko
Misio - 2014-12-22, 21:46

Super wakacje, opisy i zdjątka. Tylko Ci tam :pifko brak. Więc leci.
relabi - 2014-12-23, 01:25

super relacja i opis z fotorelacją, pozdrawiamy :spoko
Tadeusz - 2014-12-23, 09:36

Wojtku, jak zwykle jesteś niezawodny.

Przepięknie dzielisz się z nami owocami swych podróży.

Serdeczne dzięki i wyrazy uznania.

:pifko

:spoko

Frowyz - 2014-12-23, 10:25

Bardzo wszystkim dziękuję za ciepłe słowa. Naprawdę cieszę się, że przypadła Wam relacja do gustu. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiego zainteresowania o tej porze roku :-P

Dobrze, to w ramach bonusu podzielę się wiadomościami z tymi co lubią spędzać czas z kalkulatorem :diabelski_usmiech

Wszystkie ceny w PLN
Paliwko na całej trasie kosztowało nas 2003.38

Autostrady
Węgry (miesięczna) 64.98
Serbia (bramki) 85.32
Macedonia (bramki) 23.57
Bośnia 30.97
Chorwacja 27.82
Razem 232.66

Średnie spalanie na trasie (liczone 6 razy, mam wszystkie paragony fiskalne ze stacji) wyszło 8.96 litra na 100 km

Dwa razy zostaliśmy oszukani. Raz na stacji w Albanii (skończyły się nam leki i dopłacałem w euro) na jakieś 45 PLN i drugi raz w Czarnogórze - kupiliśmy dzieciom najdroższe jogurty świata - za 4 monte zapłaciliśmy 27 pln... Z przykrością muszę stwierdzić, że były to dwa pierwsze przypadki oszukania nas na wakacjach odkąd jeździmy...

BiG Team - 2014-12-23, 10:31

Należy się :pifko
rado - 2014-12-23, 12:24

Frowyz, poleciało piwko za relację i zdjęcia. Planujemy najbliższe wakacje w tamtym kierunku, także na pewno będziemy korzystać z relacji.
Frowyz - 2014-12-23, 13:00

No widzisz Rado, a my się bardzo powoli i z pewną taką nieśmiałością przypatrujemy Rumunii, a Wasza relacja tylko nas do tego zachęca :D
WODNIK - 2014-12-23, 14:37

W tym roku miała być Albania :-/ , może będzie w przyszłym.
Twój opis będzie nam pomocny w wyprawie i na pewno go wykorzystamy.
Za relację poleciało :pifko
Pozdrawiam :spoko

Giant - 2015-01-05, 12:39

Frowyz, Piwko leci w twoim kierunku :pifko
Zamiast isc do pracy to siedze na CT i czytam wasze wyprawy :gwm
W wakacje nie kamperowo pojechalem do Bulgarii oczywiscie przez Transfogarska w Rumunii i juz mi sie teskni do nastepnego wypadu, moze w przyszlym roku wyskoczylbym na chwilke do Albanii.

Frowyz - 2015-01-05, 13:21

Giant napisał/a:
...i juz mi sie teskni do nastepnego wypadu


Jak ja Cię rozumiem... Podczas naszego Tour de Balcanica były momenty, że miałem dosyć. Wkurzał mnie stan dróg, lekki niepokój mnie ogarniał gdy wchodziłem do sklepów z ograniczoną ilością towarów ;) Ale gdy emocje już troszeczkę opadły to też zatęskniliśmy do naszego kamperka, Macedonii i Albanii

Bigos - 2015-01-05, 19:56

przeczytałem, trochę szkoda braku GPS-a . W sumie interesująca opowieść i malownicza.
vincent - 2015-01-06, 00:03

Frowyz, duży browar dla Ciebie za wspaniałą relację i wspaniałą inspirację na przyszłoroczne wakacje. Pozdrowionka :spoko :pifko
wołodia - 2015-05-28, 13:43

Piwo poszło,,, ale Tobie beczka się należy, jednym tchem wchłonąłem wszystko, wielkie wielkie dzięki za relacje, jest wspaniała :pifko zastanawiam się czy 7,15 metra zmieści się na tej trasie ?
KrzySówka - 2015-05-28, 15:28

Bardzo fajna relacja. Jak wspomniano powyżej szkoda tylko ,że brak namiarów GPS.Dziękujemy za możliwość uczestniczenia w Waszych wakacjach. Pozdrawiamy i :pifko
Frowyz - 2015-05-31, 09:36

wołodia napisał/a:
zastanawiam się czy 7,15 metra zmieści się na tej trasie ?


Jak gdzieś tam pisałem - mijałem się tam z autobusem, więc myślę, że 7.15 tez da radę :-P Musisz po prostu być gotowy na to, że niektóre zakręty bierze się na dwa razy...

ojdany - 2016-04-28, 15:34

Super relacja. Już nie mogę się doczekać, gdy w tym roku podążę częściowo Waszymi śladami :lol:
W podzięce za kolejne inspiracje należy się oczywiście :pifko

I mam tylko jedno pytanie - też chcemy stanąć na noc w Kanionie Matka. Czy na tym parkingu nie będzie problemu? Widzę po innych relacjach, że miejsce jest popularne, czy to tylko moje wrażenie i raczej będziemy tam sami?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group