Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Po Polsce - Z Radawy przez Podlasie na Mazury.

Tadeusz - 2016-06-04, 16:42
Temat postu: Z Radawy przez Podlasie na Mazury.
To było 2 lata temu, gdyśmy ulegając nastrojowi zlotu w Radawie i przeżywając fascynację pięknem Podkarpacia, postanowili ruszyć wzdłuż wschodniej granicy od miasta do miasta, od wioski do wioski, mając po prawej ręce Bug.
To wyprawa największego kampera w CT - Milki i najmniejszego z tych klasycznych z alkową - Kucyka.
Nie mogę nie nawiązać do najnowszych komentarzy dotyczących mojej opowieści o wycieczce do Narwiańskiego Parku Narodowego.
O źródłach wiedzy która wynika z podróży, Arek, po naszych wspólnych doświadczeniach, tak mówi:

Świstak napisał/a:
Z wycieczki po wschodnich rubieżach zapamiętałem że najlepszym źródłem informacji są... miejscowi. Ludzie mają tam czas (i chęć przede wszystkim), aby zamienić z nieznajomymi kilka słów, opowiedzieć o historii swojej wsi, miasta czy parafii, zaprosić na herbatę...
Kraina to piękna i malownicza, czas płynie wolniej a ludzie rozmawiają o porach roku i o pogodzie, a nie o tym "co tam Panie w polityce"....
Swój ciągnie do swego, a do wolnego tempa życia i umiłowania ciszy trzeba zwyczajnie dorosnąć. Wierzę że większość z nas w końcu dorośnie do umiłowania Podlasia. My mieliśmy szczęście trafić tam z Halszką i Tadziem, jeszcze większe szczęście zostać tam odnalezionymi przez Monikę i Sławka, tak więc pozostać obojętnymi na uroki Polski i polskości szans nie mieliśmy... Okazało się że oni swojacy i już nas zawsze do nich ciągnąć będzie. I do Polski... Tej zwyczajnej; zbudowanej z tradycji i miłości, a nie ordynacji i reklam....


W takich nastrojach kończyliśmy wówczas naszą podróż po której zostały wspomnienia znacznie trwalsze niźli po innych eskapadach, a to za sprawą ludzi z którymi zetknął nas szczęśliwy los.
Zanim dotrzemy do Podlasia kierujemy się na północny wschód, do Zamościa. Wiemy, że to miasto jest unikatem w skali światowej, miastem idealnym. Tak nazwano je po wzniesieniu od podstaw na suchym korzeniu, czyli w szczerym polu.

Jan Zamojski, fundator, zatrudnił włoskiego architekta bernarda Morando i przedstawił wymagania: Zamość ma być miastem nowoczesnym, siedzibą rodu, silną twierdzą, ważnym ośrodkiem kulturalnym, religijnym i handlowym.

Morando opierał się na koncepcjach włoskich urbanistów marzących o stworzeniu renesansowego miasta idealnego. Wpisał miasto w pięciobok utworzony przez fortyfikacje. Miało mieć 24 hektary powierzchni – 600 m długości i 400 szerokości. Zaplanował szachownicowy układ ulic i usytuowanie placów; w centrum Rynek Wielki, a symetrycznie po obu jego stronach rynki: Solny i Wodny. W mieście miało stanąć około 250 domów. Zaprojektował on też najważniejsze jego budowle: pałac, kolegiatę, ratusz, akademię, a nawet kilka wzorcowych kamienic. Zamość miał być nie tylko piękny, ale także funkcjonalny i przyjazny mieszkańcom.
Całość zabudowy nawiązywała do koncepcji idealnego miasta-człowieka. Pałac był tu głową, główna ulica łącząca rezydencję z przeciwległym bastionem VII - kręgosłupem, a akademia i katedra płucami, rynek sercem, a służące do obrony bastiony - rękami i nogami.
Fundator pierwotnie zakładał, że mieszkańcami Zamościa będą tylko katolicy. Wkrótce jednak zmienił zdanie i by przyspieszyć jego rozwój, wydał zgodę na osiedlanie w mieście nacjom tradycyjnie prowadzącym interesy na wielką skalę: Ormianom (1585 r.), Żydom Sefardyjskim (1588 r.) i Grekom (1589 r.). Niedługo potem w mieście stanęły: cerkiew grecka, kościół ormiański i synagoga.

I tu nie mogę oprzeć się osobistej refleksji – wielcy ludzie, a takim był Jan Zamojski, otwarci są na świat, na inne nacje, ich kulturę i doświadczenia a owocuje to dobrobytem i rozwojem. Ludzie mali, w swej ksenofobii wywołanej strachem potrafią tylko niszczyć, rwać nici łączące inne kultury ze szkodą dla wszystkich.

Jan Zamojski był dla naszej historii jedna z najbardziej znaczących postaci. To on tworząc Akademię Zamojską, uczelnię przyciągającą swym wysokim poziomem nauczania studentów z całej Europy wypowiedział ową myśl:

„Takie będą Rzeczypospolite jakie ich młodzieży chowanie”

Kim tak naprawdę był i jak doszedł do zaszczytów?

Urodził się w 1542 roku w Skokówce, niedaleko obecnego Zamościa. Uczył się w pobliskim Krasnymstawie, a potem w Strasburgu, Paryżu i Padwie. Podczas studiów padewskich dał się poznać jako wybitnie utalentowany młody naukowiec i organizator. Po powrocie do kraju został sekretarzem królewskim, w wieku 36 lat kanclerzem, a cztery lata później hetmanem wielkim koronnym. Dzierżąc te dwa tytuły był pierwszą postacią po królu. Równie szybko rósł portfel hetmana. W spadku po ojcu dostał 4 i pół wsi, natomiast pod koniec życia jego majątek składał się z 816 wsi, 23 miast i ponad 17 000 km2 gruntów.
Nie bez znaczenia były tu cztery ożenki hetmana z przedstawicielkami znakomitych rodów: Anną Ossolińską, Krystyną Radziwiłłówną, Gryzeldą Batorówną i Barbarą Tarnowską. Kariera polityczna i gospodarcza Jana Zamoyskiego należy do najbardziej błyskotliwych w historii Polski. Ale trzeba pamiętać, że hetman i kanclerz był zarazem hojnym mecenasem i jednym z najznakomitszych umysłów Rzeczpospolitej, utrzymującym kontakty z elitą intelektualną ówczesnej Europy.

436 lat minęło od jego decyzji budowy miasta od podstaw i teraz my, w dwa kampery zajeżdżamy na parking oddalony od najstarszej części miasta, aby pozostawiwszy Milkę zajechać do centrum naszym malutkim Kucykiem.



Wiedzialem, że będziemy zwracali uwagę tym mariażem Milki z Kucykiem, ale nie przypuszczałem, że już od pierwszego dnia. Ten kamperek blaszak obok to jeden z naszych kolegów, nie pomnę już nicku, który gnał za nami aby zrobić zdjęcia i pogadać. Nie rozumiem tylko dlaczego zdjęcia robił wyłącznie Milce. :-P

Spacer po Rynku i uliczkach starego Zamościa wywołuje jakiś podniosły stan ducha, każe zwolnić obroty i szerzej otworzyć oczy.



Zarówno ta kukła jak podcienia, zakamarki, detale, wszystko to tworzy warunki dla nastroju pełnego luzu i małego intymnego szczęścia, wszak w takim otoczeniu gdzie piękno wygląda z każdego zaułka my też czujemy się lepsi. :szeroki_usmiech



Te dwie sylwetki wysoko, na dzwonnicy kolegiaty Św. Katarzyny, to Joasia i Arek. Jeszcze nie tak dawno my z Halszką na pewno wdrapalibyśmy się za nimi. Dziś już nie są nam pisane tak wysokie loty. :-P
W tym czasie odwiedziliśmy kolegiatę.



Spacerując zakamarkami miasta spostrzegamy, że nie tylko my ulegamy wpływowi uroku kolorowych kamieniczek i cichych zaułków. To stara prawda, ze otoczenie wpływa na zachowania ludzi.



Oto stara synagoga, którą Niemcy w czasie wojny zdewastowali i urządzili w niej stajnię. Teraz doprowadzona do stanu poprzedniego świadczy o wielokulturowości dawnej Rzeczypospolitej.



Nie sposób przedstawić tu na zdjęciach wszystkie zabytki Zamościa. Oprócz tych, które pokazałem, są przecież jeszcze: Rynek Solny i Rynek Wodny, Katedra, Rotunda, wiele pięknych kamieniczek, pomniki, arsenał, Akademia Zamojska, bramy miejskie, pałac Zamojskich i wiele innych, nie wspominając nawet o fortyfikacjach.

To miasto po prostu trzeba poznać. Warto przybyć tu z pewną wiedzą historyczną aby łacniej docenić niezwykły urok tego miasta – muzeum, ale muzeum żywego.

Przenocujemy dziś na stacji benzynowej przy wyjeździe w kierunku Chełma, następnego etapu naszej wędrówki.

slawwoj - 2016-06-04, 19:40

świetnie Tadeusz że wena Cię nie opuszcza. Zapowiada się kolejna uczta dla.oczu i duszy. :brawo
marian.marian - 2016-06-04, 20:32

Jesteście w Chełmie?
Tadeusz - 2016-06-04, 20:36

marian.marian napisał/a:
Jesteście w Chełmie?


Tak. W tej opowieści o podróży sprzed 2 lat. :)

marian.marian - 2016-06-04, 20:39

Szkoda, że nie dzisiaj moglibyśmy pooprowadzać
Tadeusz - 2016-06-05, 16:12

Naszym zamierzeniem było wybierać te miejsca i obiekty które zapadną nam w pamięć swoim niepowtarzalnym klimatem, zależnym od krajobrazu, architektury, okazów przyrody, nade wszystko jednak, od ludzi których spotkamy. Zakładaliśmy, że relacje z mieszkańcami odwiedzanych wiosek będą jednym z głównych składników naszej przygody. To dlatego omijaliśmy większe miasta. Wyjątek zrobiliśmy dla Zamościa i Chełma.
To miasto położone na pokładach kredy o bogatej historii zasługuje przynajmniej na spacer i choćby pobieżne poznanie najciekawszych miejsc. Aby poznać Chełm dokładniej musielibyśmy, znając jego historię krwawą i pokręconą, spędzić tu więcej czasu, a mieliśmy tylko jeden wieczór aby pospacerować i poczuć atmosferę miasta.

Na rynku pozostały po XIV wiecznym ratuszu jedynie zarysy fundamentów. Rozebrany został po kilku pożarach w r. 1848. Odrestaurowano za to starą miejską studnię.



Grodzisko (Wysoka Górka) pochodzi z wczesnego średniowiecza. Pod ziemią znajdują się pozostałości palatium książęcego oraz cerkwi św. Jana Złotoustego, wybudowanych przez króla halicko-wołyńskiego Daniela Halickiego. Podczas badań archeologicznych odkryto również pozostałości kamiennej wieży datowanej na XIV w. Zachowały się także fundamenty cerkwi św. Cyryla i Metodego, zbudowanej w 1875 r. i rozebranej po odzyskaniu niepodległości w 1918 r.

Nas interesował zespół katedralny. Tak się o nim mówi chociaż był to zespół katedralny unicki. Teraz jest to katolicka Bazylika Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.

Jej losy są tak pokręcone jak losy mieszkańców tych kresowych ziem.

Pierwsza świątynia na tym wzgórzu zbudowana została w XIII w. przez króla halicko-wołyńskiego Daniela Halickiego jako cerkiew prawosławna. Obecna barokowa świątynia zaprojektowana przez Pawła Fontanę powstała jako katedra unicka (greckokatolicka) w latach 1736–1757. W latach 1875–1915 był to sobór prawosławny. Od 1919 r. kościół rzymskokatolicki. W latach 1940–1944 ponownie cerkiew prawosławna. Tytuł bazyliki mniejszej nadał świątyni papież Jan Paweł II.



Po wieczornym spacerze ulokowaliśmy nasze domki na kółkach na parkingu za który rankiem przyszło nam zapłacić jakieś nie duże pieniądze.

Namiary: N 51.143350 E 23.475559

Nasza marszruta prowadzi teraz na północ, na spotkanie z Bugiem.

Jedziemy przez lasy, które nie mają końca. Zieleń, zieleń, zieleń...
Wiedziałem, że Halszkę poniesie. :haha: Przecież lasy to grzyby, chociaż niektórzy nasi przyjaciele mawiają - gdzie Halszka tam grzyby.

Skończyło się na kilkukrotnym zatrzymywaniu auta i zbieraniu rydzów po rowach. Musieliśmy wreszcie zatrzymać się na dobre. W miejscu gdzie z głównej drogi zamierzaliśmy skręcić do następnego naszego celu, znajduje się parking leśny, atrakcyjny dla kamperów nie tylko ze względu ma grzyby. Stoi tu toy-toy i aż kusi żeby opróżnić kasetę. :szeroki_usmiech

Jego namiary: N 51.476397 E 23.513674



Po dotarciu do celu zatrzymaliśmy się na dużym placu służącym leśnikom za chwilowy magazyn ściętych kłód. Mieliśmy miejsca w bród i święty spokój. Cisza otaczającego nas boru i zapach grzybów.



Wśród gęstych lasów, na kompletnym odludziu i podmokłych terenach Niemcy założyli tu obóz zagłady - Sobibór. Jego celem byla eksterminacja Żydów z całej Europy, przywozili tu również jeńców sowieckich. Obóz ten zwinięty został przez Niemców jeszcze w czasie wojny, bo udana ucieczka ok. 300 więźniów odbiła się szerokim echem. Należało zatem zatrzeć wszelkie ślady.
Teraz jest to rozwijające się miejsce pamięci, muzeum gdzie trwają wciąż prace nad pełnym udostępnieniem pamiątek po mrocznych dziejach.

Ucieczka nastąpiła po powstaniu więźniów, starannie przygotowanym wspólnie przez Żydow i jeńców sowieckich. Historia powstania została zekranizowana w 1987 r. i pokazana w stacji telewizyjnej CBS. „Ucieczka z Sobiboru” produkcji brytyjsko-jugosłowiańskiej zdobyła dwa Złote Globy i kilka nominacji do Nagrody Emmy.

"Ci z was, którzy przeżyją, niech dadzą świadectwo.
Niech świat się dowie, co się tutaj działo."

Aleksander Aronowicz Peczerski
- przywódca powstania w Sobiborze na kilka chwil
przed jego wybuchem.

"Przykazanie piąte - nie zabijaj - nie jest wcale Boskim przykazaniem:
to wszystko jest żydowskim wymysłem."

- odpowiedź wysokiego hitlerowskiego dygnitarza Stahle,
na protest ewangelickiego księdza Sautler,
4 grudnia 1940 roku, przeciwko zbrodni eutanazji

Na tablicach ustawionych wzdłuż drogi prowadzącej do obozu zawarto wyczerpująco informacje o eksterminacji ludności żydowskiej i o samym Sobiborze.
Zależało nam na odwiedzeniu tego odludzia o ponurej sławie. Życie nie składa się z samych przyjemności a wiedzy nigdy dosyć.



Ta aleja wyłożona kamieniami z nazwiskami ofiar była drogą śmierci.



To jedyne miejsce na naszej drodze napawające smutkiem.

Przed nami urokliwe wioski nadburzańskie Lubelszczyzny i Podlasia.

Tadeusz - 2016-06-05, 19:30

Jeszcze w Zamościu wynikł poważny problem. :szeroki_usmiech Zaczynają się mistrzostwa świata w siatkówkę a antena telewizyjna Milki nie bardzo radzi sobie z odbiorem satelity.
Zapada decyzja o budowie całkiem nowego systemu. Zakup nowego, wielkiego talerza, kabla, konwertera były najlepszym pomysłem. Arek zbudował z tego antenę na stojaku, wielką jak parasol piwny ale skuteczną jak sprzęt szpiegowski.

Nasze wieczory nabrały teraz blasku. Inicjatorką rytuału, bo jak mam nazwać wieczorne szaleństwa przed telewizorem, była Joasia, pasjonatka siatkówki.
Ależ nas to wciągnęło!
Wszystkie wieczory mieliśmy zajęte! A ile przy tym wypiliśmy piw z radości lub zawodu. Każdy powód jest dobry.

Ostatni, finałowy mecz zastał nas już na Mazurach, na Drapaczu. Polska zdobyła złoto!

Biedne zwierzęta długo nie mogły tej nocy zasnąć.

Mówię o tym bo ta wiadomość pozwoli Wam wczuć się w nasze przygody jeszcze głębiej. :szeroki_usmiech

Po pierwszym meczu, jeszcze w lasach kolo Sobiboru, ruszyliśmy wzdłuż Bugu. Odkryliśmy wkrótce nad starorzeczem tej rzeki plac doskonały do zatrzymania na odpoczynek lub nawet na noc. Nad samą wodą, w towarzystwie kościoła p.w. św. Jana Jałmużnika, otoczonego kępą drzew, z wiatą krytą strzechą można podumać z widokiem na Bug, który niegdyś tu płynął a teraz udaje jezioro w kształcie wielkiej podkowy.

Namiary: N 51.524678 E 23.571651



Na północ od Sławatycz, gdzie przejeżdżamy nad szosą prowadzącą do przejścia granicznego, skręcamy w prawo do Jabłecznej.
Na placu w środku wsi parkujemy kampery i idziemy w stronę drewnianego kościółka, którego elementy architektury wskazują na cerkiew i jedynie krzyż informuje, że jest to teraz świątynia katolicka. Szkoda, że wrota zamknięte. Obchodzimy kościółek wokół i robimy zdjęcia jego otoczenia z chylącymi się chatami.

Jeśli pamiętacie smak koszteli to zrozumiecie czym dla nas było spotkanie z panią Aleksandrą. Samotna pani Ola widząc nas z oddali przyszła z dużą torbą jabłek, koszteli właśnie, abyśmy przypomnieli sobie ich wyjątkową słodycz. Zaprosiła również na herbatę.

- Samemu żyć smutno i pusto to ja proszę do mnie. Herbatę mam dobrą i nacieszę się rozmową. Mój mąż dawno był mnie odumarł i nie mam do kogo ust otworzyć.

Pani Ola wiele miała do opowiadania, od niej usłyszeliśmy historię kościółka i ona potwierdziła to co i tak wiedzieliśmy, że wiele jest takich chat opuszczonych jak te na zdjęciach.





[list]

Milka zostaję na placu jako, że droga prowadząca nad Bug, na bezludzie dokąd chcemy się dostać, jest kręta i u celu może nie być miejsca na tak duży pojazd.

Oczarowani okolicą gapimy się jak sroka w gnat na uroczyska jak z bajki. Popatrzcie i Wy na ten pejzaż, który aż prosi się o uwiecznienie pędzlem na płótnie.



Spotykamy ogromny dąb obwieszony wotami. To jeden z wielu rosnących wokół monastyru do którego zmierzamy. Jest ich około 40, niektóre wysokie na ponad 30 metrów i liczące w obwodzie 8 metrów. Między nimi rosną topole i wierzby.
Jakże tu zielono.



Kiedy fotografowałem ten dąb, wokół było sucho, ale bardzo często to bezludzie jest zalewane wodami Bugu. Wiedząc o tym udało mi się znaleźć w necie zdjęcie które to ilustruje.



Docieramy do naszego głównego celu tego dnia - do monastyru św. Onufrego.



Święty Onufry orędował w sprawie wyboru małżonka i posiadania potomstwa. Ten mało komu znany, obchodzący swoje święto w Dzień Kobiet, długobrody starzec do dziś jest czczony właśnie tu, w Jabłecznej.

Monastyr, będący jednym z najważniejszych ośrodków prawosławia w Polsce, położony jest dwa kilometry od samej wsi, na cudownie malowniczych terenach, przez które dawniej płynął Bug.
Legenda mówi, że pod koniec XV wieku Bug wyrzucił na brzeg ikonę z wizerunkiem żyjącego w Egipcie prawie tysiąc lat wcześniej świętego Onufrego. I właśnie dla uczczenia tego wydarzenia postawiono tu pierwszą prawosławną cerkiew pod jego imieniem.
Klasztor wkomponowany jest w przyrodę dziką i piękną.

Złoto kopuły przyklasztornej cerkwi, zwłaszcza o świcie i przy zachodzącym słońcu, lśniąc w morzu zieleni bajkowo się z nim komponuje. Zieleń w tej okolicy jest dominującym kolorem; zieleń, która tuli kaplice, które są położone również poza głównym kompleksem klasztoru. Z zielenią kontrastują biało-czerwone słupki przypominające o bliskości Bugu i granicy. Rzeka podnosząc swój poziom oddziela od klasztornego terenu jeszcze jedną kaplicę oraz pustelnię.

W klasztorze znajduje się cenny zbiór ikon, a wśród nich możemy podziwiać również tę, dzięki której wszystko się tu zaczęło. W wydrążonym w niej otworze znajduje się relikwia świętego.



Przyjęci serdecznie przez przełożonego zakonu zwiedziliśmy również klasztorną cerkiew i wysłuchaliśmy długiej lekcji historii na temat układania się wzajemnych relacji między różnymi kościołami na wschodnich rubieżach.



Doprawdy, nie chce się opuszczać miejsca tak przyjaznego i tak ładnego. Bo ten klasztor jest naprawę bardzo ładny.

Za jego murami znajdują się kaplice i pustelnia. Pierwsza z nich jest na końcu alei na wprost klasztornej bramy. To takie małe cacuszko architektoniczne.



Na zalewowych łęgach nadbużańskich stoi na podwyższeniu chroniącym przed wodą, druga kaplica, często odcinana od klasztoru wylewami rzeki. Jakże dziki to teren i bezludny.
Mamy wrażenie, że toniemy w zieleni.





Bug jest tu wąski i dziki. Białoruś jest na wyciągnięcie ręki.
Kiedyśmy tak pławili się w zieleni, patrzyłem na wodę okiem wędkarza.

- Czy ryba złowiona pod drugim brzegiem to przemyt?

Ot, takie myśli beztroskie przychodzą do łba kiedy jest się w pełni wolnym. :szeroki_usmiech


Chciałoby się zostać w tej scenerii. Jestem pewien, że o tych łąkach będę marzył i kto wie, może znów mnie tu przygna.

Z całą pewnością mogę zaręczyć, że Joasia, Halszka i Arek czuli to samo.

Widziałem po oczach. :ok

Ela i Andrzej - 2016-06-05, 22:25

Tadeusz dziękuję . :kwiatk Pozdrawiam kolarz i żona kolarza..
Świstak - 2016-06-06, 21:50

Aż ciężko coś dodać....
Wojciechu - 2016-06-06, 22:26

Tadeusz - ta opowieść z Waszej włóczęgi to kolejny majstersztyk, brawo - i to nas utwierdza w przekonaniu, że wybraliśmy dobry kierunek na początek wakacji. Pozwól sobie postawić duże zimne piwo. :pifko :spoko
Tadeusz - 2016-06-07, 08:42

Dzięki Wojtku.
W tej opowieści wiele jeszcze się wydarzy. :szeroki_usmiech
Jedno mogę zdradzić - Kucykowi dobrze było z Milką. Pasują do siebie. :haha:

Tadeusz - 2016-06-07, 14:41

Arek przysłał mi dziś swoje zdjęcia z naszej podróży. Popatrzmy zatem jak Joasia z Arkiem widzieli to swoimi oczami.

Oto wybrane fotki z Zamościa.



Te dwa obrazy to Chełm. Na drugim jest fasada Bazyliki Narodzin NMP.



Poniżej zaś kamperki oflagowane, my z szalikami kibiców przed telewizorem oglądamy siatkówkę w mistrzowskim wykonaniu.



Poniżej fotki z Jabłecznej w sąsiedztwie klasztoru św. Onufrego.



Dalszy ciąg opowieści już się zbliża. :szeroki_usmiech

Wojciechu - 2016-06-07, 17:19

Tadeusz - pamiętaj :!: . Chociaż jeden wątek dziennie. :spoko
Tadeusz - 2016-06-07, 17:35

prof-os napisał/a:
Chociaż jeden wątek dziennie.


Wojtku, piszę dla Ciebie i jeszcze kilku osób zainteresowanych urodą naszej ziemi.

Motywujecie mnie. :kwiatki:

:spoko

Kotek - 2016-06-07, 17:48

My też czytamy i podziwiamy! :kwiatki:
Tadeusz - 2016-06-07, 18:44

Kotek napisał/a:
My też czytamy


Wiem Danusiu. Piszę i dla Was.

Powiem więcej, staram się robić dobre zdjęcia, żeby nie było wstydu przed Heniem. :szeroki_usmiech

WODNIK - 2016-06-07, 19:44

Ja Tadziu, każdy wieczór zaczynam od czytania twoich opowieści z podróży.
Zdjęcia super. Dla Ciebie :pifko dla Halszki :kwiatki:
Czekam na cdn.

WALDZIOR - 2016-06-07, 20:04

Super relacja, zaczynam się nakręcać jest to mój plan na tegoroczne wakacje. Gdańsk-Bieszczady-Podlasie. Pozdrawiamy i :pifko leci.
Tadeusz - 2016-06-07, 20:05

WODNIK napisał/a:
każdy wieczór zaczynam od czytania twoich opowieści z podróży.


Jasiu, dziękuję i zabieram się do roboty. :spoko

Tadeusz - 2016-06-07, 23:49
Temat postu: Kodeń
15 km od klasztoru jest wieś, która była ongiś rojnym miastem, to Kodeń.

Miasto było bogate, z browarem, warsztatami ceramicznymi, szewskimi i tkalniami. Posiadało nad Bugiem duży port.
Teraz jest to wieś a po świetności pozostały wspomnienia i kilka historycznych obiektów dla których tu przybyliśmy.

Jak może zasobne miasto tak nisko upaść?

Mieszkańcy miasta wzięli czynny udział w Powstaniu Styczniowym gromiąc rosyjski pułk artylerii stacjonujący w Kodeniu. W odwecie Rosjanie odebrali Kodniowi prawa miejskie.

Odtąd był tylko osadą którą dotykały dalsze nieszczęścia. W I wojnie światowej został zupełnie zniszczony i wyludniony.

A przecież to słynna siedziba rodu Sapiehów osiadłych na zamku usytuowanym między Bugiem a jeziorkiem i przepływającą przez nie rzeczką.

Został zbudowany przez ród Sapiehów w XVI wieku, a następnie w XVII wieku umocniony fortyfikacjami ziemnymi. W drugiej połowie XVII wieku zniszczyli go Szwedzi podczas potopu. Podczas odbudowy został przekształcony na pałac w stylu barokowym. W połowie XVIII wieku został opuszczony przez właścicieli, później częściowo go rozebrano.
Dziś można tu zobaczyć nikłe fragmenty murów zamku, resztki umocnień oraz zachowaną cerkiew zamkową. Po zamku nie zostało właściwie nic bo resztki zostały rozebrane przez zakonników, oo. Oblatów na początku XX wieku. Teraz znajduje się tam coś w rodzaju tarasu pod którym urządzono muzeum.



Ciekawym obiektem jest owa jedyna w Polsce dawna murowana cerkiew zamkowa w stylu późnogotyckim z 1530 roku, posiadająca cechy budowli obronnej. Po przejściu Sapiehów na katolicyzm, została zamieniona na kaplicę zamkową, w której początkowo wisiał obraz "Matki Boskiej Gwadelupeńskiej".



Cerkiew połączona była z zamkiem murowanym korytarzem.
Patrząc na bryłę budynku widać elementy renesansowe, wbudowane później, zmieniające lekko jej wygląd. Przykładem jest portal.



Ojcowie oblaci założyli na terenach zamkowych kalwarię, która wraz z jeziorkiem stanowi malowniczą całość.




Poprzez jeziorko widać od strony zamku wieś z górującą nad nią świątynią. To kościół św. Anny w którym znajduje się obecnie słynny obraz Matki Boskiej z Guadeluppe, nazywanej potem Kodeńską.



I znów mamy do czynienia z dziwnymi losami obiektu sakralnego. Zakłada się, że obraz namalował w Vi wieku biskup Augustyn z Cantenbury. Wzorował się na obrazie, który widział u papieża Grzegorza I.

Wydaje się to dziwne, ale znany z pobożności książę Sapieha wykradł obraz i przywiózł do Kodnia. Mikołaj Sapieha miał nawet przydomek - Pobożny.
Od pierwszego dnia gdy obraz znalazł się w Kodniu, obdarzany był czcią, która trwa do dziś.

Jak do tego doszło?

To opowieść godna pióra Umberto Eco, a nie mojego, spróbuję jednak opowiedzieć jak było, bez przekłamań i wstawek emocjonalnych, opierając się tylko na źródłach.

A było tak.

Rozchorowawszy się poważnie Mikołaj Sapieha udał się na pielgrzymkę do Rzymu i tam przed cudownym obrazem MB z Guadeluppe odzyskał zdrowie. Oczarowany efektem a i obrazem, namówił zakrystianina aby wyniósł cichcem obraz z kaplicy papieskiej.
Tak naprawdę to on nie tyle namówił, co przekupił solidnie biedaka i ten przyniósł mu jeszcze inne relikwie. Z całym tym skarbem Sapieha zwiał do Kodnia.
Biedaczysko zakrystianin skończył w płomieniach stosu a Sapieha obłożony został klątwą przez papieża.
Los jednak potrafi płatać figle. A stało się tak, że zebrano sejm aby wypowiedział się w kwestii ślubu króla z heretyczką i nasz bohater tak stanowczo się temu sprzeciwił, ze nawet zerwaniem sejmu zagroził.
Tu następuje nagły zwrot w jego życiorysie. Popada w niełaskę u króla z czego niewiele sobie robi bo spotyka go łaska papieża i ogłoszony obrońcą wiary i kościoła uwolniony zostaje z klątwy. Nałożona nań pokuta nakazuje aby odbył pielgrzymkę do Rzymu i dokończył rozpoczętą budowę kościoła. Książę Mikołaj i tak by to uczynił, ale dzięki tym wydarzeniom zyskał w oczach ludu on i jego obraz, który papież wspaniałomyślnie pozwolił mu zachować.

Widzę mnóstwo analogii do wydarzeń nam współczesnych ale to nie ma znaczenia. Najważniejsze, że do dnia dzisiejszego sanktuarium traktowane jest jak druga Częstochowa.



Obraz widać w ołtarzu głównym.



Oczywiście, jak wszędzie na tych terenach jest w Kodniu również cerkiew. Wita nas ona przy wjeździe od południa błyszczącymi w słońcu kopułami.



Pokazałem ją z kilku ujęć bo znacząco wpływa na klimat tej wsi, dawnego miasta.

Zapewne zechcecie zobaczyć to miejsce wyjątkowe. Zatrzymajcie się zatem na dużym parkingu przy kościele św. Anny skąd pieszo, ulicą Sapiehy jest bardzo blisko na tereny zamkowe.

Namiary: N 51.913323 E 23.606722

Wciąż jeszcze jesteśmy na Lubelszczyźnie i następne nasze cele również na tej pięknej ziemi się znajdują.

cdn.

CORONAVIRUS - 2016-06-08, 00:42

Tadziu ...opisujesz klimaty i rejony Polski gdzie moja kogucia łapa nigdy jeszcze nie stanęła :shock: :shock: :shock: pisz dalej , zachęcaj i opisuj a znajdę czas by i tamte rejony odwiedzić i na dzikiej mapce przybędzie kilka niepowtarzalnych, wschodnich miejscówek dla kamperowców :) oczywiście FREE bo jak by inaczej :bajer

:spoko :spoko :spoko

Wygnaniec - 2016-06-08, 03:30

Tadziu czytam z dużym sentymentem.Kodeń to jedno z kilku miejsc gdzie nasze drogi się pokryły.
Ty widzisz jednak jakby dokładniej ale i szerzej, chwała Ci za to. Wersję o kradzieży obrazu znam trochę inną, ale nie pomnę źródła więc nie mieszam A z sentymentem bo były to ostatnie wakacje z ukochaną osobą.

Tadeusz - 2016-06-08, 11:01

Wygnaniec napisał/a:
. Wersję o kradzieży obrazu znam trochę inną, ale nie pomnę źródła więc nie mieszam


Tadziu (Wygnaniec jest moim imiennikiem), wersji jest kilka. Ta, którą przytoczyłem jest najpopularniejsza i obrosła już legendą.
Ostatnio naukowcy obraz badali i sprawdzali źródła opowieści o wyczynach Mikołaja Sapiehy. twierdzą, że obraz wcale nie był skradziony. Książe mial go sprowadzić z Hiszpanii.
Ba! Kto inny go namalował! Ponoć nie Augustyn, tylko anonimowy malarz z Guadalupe.

Mało tego, na obrazie jest widoczny złoty baranek - symbol odznaczenia Złotego Runa które ustanowiono w Hiszpanii dopiero w XVI w. Zatem czas powstania obrazu również się nie zgadza.

Naukowcy nie tylko poddali w wątpliwość legendy o złodziejstwie księcia Mikołaja, ale wręcz twierdzą, że legendę wymyślił jego prawnuk, Fryderyk Sapieha, wielki kanclerz litewski. Wydal on pod pseudonimem "Historię przezacnego obrazu kodeńskiego" z którego to właśnie pochodzi ta opowieść zaakceptowana przez lud i kościół.

Prawda to czy legenda?

Czy prawda, czy legenda, to dla tłumów ściągających na odpusty do Kodnia nie ma żadnego znaczenia. :szeroki_usmiech

A my jeszcze raz przekonujemy się jak skomplikowane są nasze dzieje. :ok

Która wersja jest ciekawsza? Ludowa czy naukowa? :haha:

Tadziu, za interesowanie się naszymi dziejami stawiam Tobie piwo i jest ono dla Ciebie pierwszym, zatem cennym. :bukiet:

Tadeusz - 2016-06-08, 11:28

BIORCA napisał/a:
zachęcaj i opisuj a znajdę czas by i tamte rejony odwiedzić i na dzikiej mapce przybędzie kilka niepowtarzalnych, wschodnich miejscówek dla kamperowców oczywiście FREE bo jak by inaczej


Adamie, kilka z podawanych przeze mnie koordynatów można śmiało już wykorzystać. Nadają się na odpoczynek i na nocleg. :spoko

adams86 - 2016-06-08, 11:47

Witam. Tadziu, śledzimy z uwagą Waszą wędrówkę po naszej pięknej Polsce. Dziękujemy za taki przekaz i czekamy na dalszą relację z terenu. Pozdrawiamy serdecznie, Jadzia i Rysiek.
Tadeusz - 2016-06-08, 12:04

Jadziu i Rysiu, dziękuję za zainteresowanie podróżami po naszej ziemi ojczystej.


Serdecznie Was pozdrawiam. :spoko

joko - 2016-06-08, 12:39

Tadziu, czytamy i my :spoko ..... i po raz kolejny nie możemy wyjść z podziwu :ok
Zadziwia i zachwyca nas sposób w jaki zwiedzacie Polskę, znajdując i odkrywając miejsca mało znane a tak cudowne. Zachwyca nas również to że tak dokładnie staracie się poznać historię i tajemnice miejsc , które zwiedzacie , oraz sposób i język, jakim Ty Tadziu przekazujesz to innym.
Jesteś Prawdziwym Turystą, Podróżnikiem a przy tym Wspaniałym Nauczycielem dla innych :bukiet:
Jak już wspominałem przy okazji innych tematów, nasze podróże po Polsce są w większości przypadków organizowane na podstawie Twoich opisów, nimi inspirowane, i można by rzec realizowane po Twoich śladach. Ten temat jest dla nas jak najbardziej na czasie , bo to właśnie wschodnia Polska i rejon Mazur są tymi miejscami do których w tym roku uderzamy .
Część celów już została osiągnięta jak choćby Roztocze i opisywany tutaj Zamość, ale sporo jeszcze przed nami , dlatego szukam w tym temacie dalszych inspiracji.
Pozdrawiamy Was Serdecznie :spoko
Monika i Kuba

Tadeusz - 2016-06-08, 19:57

Jakubie, dziękuję za miła słowa.
Dalsza trasa włóczęgi Kucyka z Milką wiąże się z ciekawymi miejscami i spotkaniami z nie tuzinkowymi ludźmi.
Mam nadzieję, że zainteresujemy Was swymi przygodami.

:spoko

Tadeusz - 2016-06-09, 19:20

Z Kodnia do Kostomłot, na rozległy plac przy jedynej na świecie parafii neounickiej jest 8,5 km. Zajechaliśmy tam wieczorem i ustawiliśmy kampery w towarzystwie wielkiego krzyża, na owym placu.

Jego koordynaty: N 51.974820 E 23.658603



Czuliśmy się tu jak na kempingu, w czym górujący nad nami krzyż ani drewniany budynek, Dom Pielgrzyma, zupełnie nam nie przeszkadzały.



Zastukałem do drewnianego, zadbanego domku w ukwieconym ogródku. Wyglądał na siedzibę proboszcza.

.

Prawdę mówiąc, nie bardzo wiedziałem jak zwracać się do duchownego w tym obrządku ale ks. Zbyszek rozwiał natychmiast wszelkie wątpliwości wręczając mi klucz do znajdującego się przy placu Domu Pielgrzyma ze słowami - "macie tam wodę, prysznic, sracz. Czujcie się jak u siebie. Spotkamy się rano i jeśli będziecie chcieli obejrzeć cerkiew to ją otworzę."

Pozwalam sobie na cytat dosłowny, ale to dlatego, że ks. Zbyszek okazał się w dalszych kontaktach niezwykle kontaktowym i bezpośrednim.

Tak poznaliśmy ks. Zbigniewa Nikoniuka, postać nie z tego świata, jowialnego gawędziarza doskonale przekazującego skomplikowaną historię tych ziem, nade wszystko jednak rozświetlającego w naszych łepetynach zawiłości przemian związanych z Unią Brzeską.

O tym wszystkim przekonaliśmy się rankiem, gdy zameldowaliśmy się z kluczem od Domu Pielgrzyma i deklaracją zwiedzenia cerkwi, nade wszystko jednak, poznania historii neounitów.

Mogliśmy rozmawiać tu, w tej altance, gdzie o historii można przy okazji poczytać.



Jednak woleliśmy skorzystać z zaproszenia i spędzić szmat czasu z księdzem Zbigniewem w cerkiewce słuchając jego opowieści. Z jakąż swadą i swobodą snuł wątki i odpowiadał na pytania, których Arek zadał krocie a i ja nie pozostałem dłużny.

Mam nadzieję, że Asia z Halszką i Arek nie będą mieli mi za złe jeśli część tej wiedzy przekażę Wam w tym wątku. Bo warto.

Cerkiew św. Nikity to świątynia jedynej w Polsce parafii neounickiej. Wybudowana w XVII w., ostatnio starannie wyremontowana, zawiera cenny ikonostas pochodzący z okresu budowy świątyni. Jej wnętrze zdobi też piękna i stylowa, choć współcześnie wykonana polichromia.

Około 400 neounitów z Kostomłotów wyznaje wiarę w obrządku bizantyjsko-słowiańskim. Ich zwierzchnikiem jest prymas Polski. Idea neounii narodziła się po odzyskaniu przez Polskę niepodległości po I wojnie światowej. Wówczas władze Kościoła katolickiego postanowiły odnowić zwierzchność nad dawnymi parafiami unickimi, których wierni zostali zmuszeni w czasach rządów rosyjskich do wyznawania prawosławia. Z obawy przed ukrainizacją tych stron, mogącą następować wraz z napływem unickich duszpasterzy, nowych parafii nie zdecydowano się podporządkować hierarchom greckokatolickim z galicyjskiej części przedwojennej Polski. Decyzje polityczne legły więc u podstaw próby utworzenia nowego kościoła. Próby raczej nieudanej, gdyż do wybuchu wojny zdołano zorganizować kilkadziesiąt parafii neounickich, a do dzisiaj pozostała tylko jedna - w Kostomłotach.

Obecnie cerkiew jest uznawana za sanktuarium podlaskich unitów. W bocznym ołtarzyku w lewej części nawy przechowywane są relikwie Błogosławionych Unickich Męczenników z Pratulina. W świątyni panuje niezwykle przyjazna aura. Drzwi cerkwi chętnie otwierają się przed turystami pragnącymi zwiedzić jej wnętrze. Barwną i wielce zasłużoną dla parafii postacią był proboszcz, ksiądz archimandryta Roman Piętka - Mazowszanin z urodzenia, kresowiak z wyboru, który swą posługę pełnił w latach 1967-2007. Za sprawą jego starań Kostomłoty stały się miejscem znanym i odwiedzanym przez pielgrzymów oraz atrakcją turystyczną, zwłaszcza w dniu święta patrona cerkwi, św. Nikity (niedziela po 8 września).

Tę tradycję kontynuuje ks. Zbigniew.



Pozwolił nam obfotografować cerkiewkę i pobliską kaplicę. Objaśnił wybór świętych w ikonostasie, opowiedział o wartościowych zabytkach które w świątyni się znajdują:
ikona Bogurodzicy z Dzieciątkiem (hodigitria ) z XVII w. i ikona Chrystusa Pantokratora z XVII w.

Na 350-lecie parafii (w r. 1981) przeprowadzono kapitalny remont cerkwi. W ostatnich latach (dzięki ofiarom parafian, przyjaciół i pielgrzymów) położono temperową polichromię i wyzłocono ikonostas.

W lipcu 1998 r. do Kostomłot przywieziona została część relikwii błogosławionych Męczenników unickich z Pratulina.

I tu muszę zatrzymać się na moment, na dygresję o pobliskim Pratulinie. To tu podczas akcji przymusowego przyłączenia unitów do Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, 26 stycznia 1874 r., trzynastu unitów z Pratulina zostało zastrzelonych przez wojsko rosyjskie, gdy nie chcieli dopuścić nowego kapłana do parafialnej cerkwi.

Dopiero po ukazie tolerancyjnym z 1905 r. oporni unici mogli wrócić do katolicyzmu, ale wyłącznie w obrządku łacińskim, gdyż unia brzeska w Imperium Rosyjskim nie została restytuowana.

To było dramatyczne wydarzenie, a ks. Zbigniew opowiadał o tym z zaangażowaniem szczególnym jako, że właśnie z Pratulina pochodzi.

Gdy oddział wojska przybył do wsi, ustawiono protestujących wiernych unickich pod ścianą cerkwi. Oficer wydał rozkaz; ognia! Rozległa się salwa ale ani jeden człowiek nie padł na murawę. Wszystkie kule uwięzły w ścianie świątyni nad głowami skazańców!

Wściekły oficer tłukł żołnierzy po głowach i kopniakami zmusil do drugiej salwy, równie nieskutecznej, bowiem żołnierze nie chcieli strzelać do swoich.
W efekcie oficerowie sami zdołali zabić 13 osób.

Obecny kościół parafialny w Pratulinie jest jednocześnie sanktuarium poświęconym zamordowanym unitom.

Porcja wiedzy jaką ks. Zbigniew nam przekazał przekracza ramy mojej opowieści. Przytoczę zatem odpowiedź na pytanie zadane przez Arka - na czym polega różnica między kościołem unickim i neounickim.

Odpowiedź nas nie zaskoczyła - kościól neounicki poszedl znacznie dalej w integracji z katolicyzmem, wciąż jednak zachowując starą liturgię.

- A co z celibatem? - drąży temat Arek.
- Celibat też nas obowiązuję i staram się go przestrzegać - usłyszeliśmy w odpowiedzi.

Sympatyczny i bardzo swojski jest nasz gospodarz a i żartownisiem się okazał. :szeroki_usmiech

Cerkiewka i jej otoczenie robi mile wrażenie.




Wnętrze imponuje wystrojem i polichromiami.



Tak prezentują się Carskie Wrota których nikt nie może przekroczyć poza celebrującym nabożeństwo i to tylko w czasie jego trwania.



Pamiątkowe zdjęcia z ks. Zbigniewem są dla nas miłą pamiątką

Jeśli zawitacie do Kostomłot, pamiętajcie o Domu Pielgrzyma, gościnności ks. Zbigniewa tak zwyczajnej u Podlasian. Bo Kostomłoty, tak jak wcześniej odwiedzone Jabłeczna i Kodeń należą do Podlasia Południowego obejmującego część Lubelszczyzny i ziemię siedlecką na Mazowszu.

gardamm - 2016-06-11, 14:21

Tadeusz napisał/a:
Jadziu i Rysiu, dziękuję za zainteresowanie podróżami po naszej ziemi ojczystej.


Serdecznie Was pozdrawiam. :spoko


piszesz że Kodeń " to słynna siedziba rodu Sapiehów osiadłych na zamku usytuowanym między Bugiem a jeziorkiem i przepływającą przez nie rzeczką. "
,szkoda że nie wiedziałeś ale 50 km od Radawy na p. wschód do Krasiczyna k/Przemyśla została przeniesina rodowa siedziba Sapiehów (po konfiskacie ich mienia w Kodniu )
nie ma campingu ale miejsca do zatrzymania są i jest co zwiedzać
https://picasaweb.google.com/105486229988186573627/Krasiczyn
pozdrawiam
MM

Tadeusz - 2016-06-13, 12:27

gardamm napisał/a:
szkoda że nie wiedziałeś ale 50 km od Radawy na p. wschód do Krasiczyna k/Przemyśla została przeniesina rodowa siedziba Sapiehów


Wiem o tym. :wyszczerzony:

Wiem również o Różanie, innej siedzibie Sapiehów ( koło Brześcia ). Rzecz w tym, że ich główną siedzibą rodową był Kodeń, od Kodnia zaczął się dynamiczny rozwój możliwości Sapiehów a Krasiczyn Leon Sapieha kupił w 1835 roku jako, że opuścił zabór rosyjski od razu po Powstaniu Listopadowym.

Krasiczyn zawdzięcza Sapiehom bardzo wiele, chociaż jego historia jest długa i ciekawa , a rody Krasickich i Tarłów mają główny udział w jego rozkwicie.

Wielokrotnie byliśmy w Krasiczynie, nawet w gronie CT w ramach zlotu w Radawie, ale w tej naszej wyprawie ze Świstakami marszruta prowadziła wzdłuż Bugu i o tym piszemy.

Pozdrawiam. :spoko

brams - 2016-06-13, 15:41

Z ogromną przyjemnością czytam Twoją opowieść, Tadziu.
Zwłaszcza teraz, gdy jestem tak daleko od ojczyzny.
I do tego o terenach, z których pochodzą moi przodkowie.
Twoja polszczyzna jest wybitna.

Tadeusz - 2016-06-13, 21:13

Stasiu, miło mi czytać słowa sympatyczne i mobilizujące. Dziękuję.

Posłuchaj zatem opowieści o maleńkim skrawku ziemi tuż przy granicy, nad Bugiem oczywiście, bo to on nas wiódł na północ.

Z Kostomłot do stadniny w Janowie Podlaskim jest 50 km. Zgodnie z naszym założeniem nie zatrzymujemy się w Terespolu i przez Pratulin mkniemy prosto do stadniny, pozachwycać się urodą arabów czystej krwi.
Nie tylko araby są w Janowie hodowane. Są również angloaraby.

Nasza wizyta w tym fajnym miejscu była spowodowana sympatią do pięknych żwierząt ale i ciekawością jak wygląda stadnina o wielkiej renomie i bardzo bogatej historii.

Powstała w 1817 roku i do 1863 roku, zatem do Powstania Styczniowego zarządzana była przez Polaków. Zemsta Rosjan za udział w powstaniu wielu pracowników stadniny przyszła natychmiast i zarządzanie przeszło w ich ręce aż do 1914 roku kiedy to wszystkie konie ewakuowali w głąb Rosji.
Żaden koń już nie wrócił.

Po odzyskaniu niepodległości ogromnym wysiłkiem odbudowano stajnie i założono nowe stado. Wiele zwierząt zasiliło nasze oddziały kawalerii.
To właśnie wtedy podjęto decyzję o hodowli arabów czystej krwi i półkrwi angloarabów.

Walki w 1939 roku były tragiczne dla stadniny, zaginęło bowiem 80% koni.
Niemcy zadbali o stadninę, zatrudnili polski personel, który odbudował hodowlę. Przyszedł jednak czas wielkiej ewakuacji gdy nadchodzili sowieci. Przewieziono konie do Drezna, a potem jeszcze dalej, do Nettelau, bowiem i tam sowieci doszli w pogoni za resztkami wojsk niemieckich.

Niemcy zadbali o te konie i zwrócili je nam w 1946 roku. Początkowo umieszczono je koło Tomyśla, a po odbudowaniu stajni w Janowie wróciły do domu.

Nazwałem stajnie janowskie domem dla koni, ale myślę, że nie przesadziłem. Spacerując alejami rozległego parku, pomiędzy pięknymi budynkami stajni i wybiegami patrzyliśmy na te piękne zwierzęta i nie mieliśmy wątpliwości, że są szczęśliwe.

Wiem, że są w naszym gronie koniarze. Ba! Wiem, że mamy co najmniej jednego instruktora jazdy wierzchem i mniemam, że tym fragmentem opowieści sprawię im przyjemność.

Wjechaliśmy na teren stadniny obydwoma kamperami. Zatrzymaliśmy się na parkingu 50 metrów od bramy.Oto namiary:

N 52.207215 E 23.227806



Teren stadniny naprawdę przypomina wielki park. Spójrzcie na spacerujących Asię i Arka. Nie tylko konie są tu szczęśliwe.



W tle tego portreciku rodzinnego możecie podziwiać najsłynniejszą stajnię - stajnię z zegarem.



Ten rasowy budynek jest również stajnią. Myślę, że zdjęcia alejek i tych pięknych stajni dobrze oddają nastrój tego miejsca.



My byliśmy oczarowani pięknem które nas otaczało, spokojem i elegancją mieszkańców. Popatrzmy na zdjęcia. One powiedzą wszystko. :)



Są również stajnie w budynkach nowoczesnych, równie gustownych.



Nie chce się opuszczać tego miejsca. Zawsze lubiłem konie. Jako kilkunastoletni chłopak nawet dosiadałem wiejskie koniki na oklep, nigdy jednak nie widziałem tak wielu pięknych klaczy i rumaków na raz.

Jak mi Bóg miły, wrócę tu. :)

Tadeusz - 2016-06-13, 21:19

Pragnę przypomnieć, że zdjęcia są w rozdzielczości 800 pikseli. Aby zobaczyć je w pełni należy na każde z nich kliknąć. :spoko
Świstak - 2016-06-13, 21:22

Pamiętamy Tadziu.... Pamiętamy...
rjas - 2016-06-13, 22:37

Tadziu,

Świetny opis i zdjęcia z Janowa. Moja córa, która mogłaby przebywać i spać z końmi na okrągło :wyszczerzony: jest zachwycona. Niestety na razie nie udało nam się tutaj zawitać, ale w tym roku już jej obiecałem...no i nie ma litości, musimy tam zawitać. Muszę jeszcze sprawdzić czy można tam pojeździć na konikach, bo to by była kropka nad "i".

PS. Jeszcze raz dzięki za dzisiejszą pomoc i mam nadzieję do zobaczenia w jakiejś niezbyt odległej przyszłości :spoko :spoko :spoko

Tadeusz - 2016-06-13, 22:43

Cytat:
Jeszcze raz dzięki za dzisiejszą pomoc i mam nadzieję do zobaczenia w jakiejś niezbyt odległej przyszłości


Ja również mam nadzieję na spotkanie. Pozdrawiam Ciebie i córeczkę koniarza. :spoko

Tadeusz - 2016-06-14, 22:22

Tuż za Janowem Podlaskim Bug raptownie skręca na wschód płynąc przez wiele kilometrów malowniczym przełomem. Prawdę mówiąc można wędrować pieszo wzdłuż Bugu aby zaspokoić apetyt na sporą dawkę estetycznych przeżyć z wysokiej półki. Kamperem to raczej nie możliwe z braku drogi prowadzącej nad brzegiem rzeki. Jednak nawet z auta można nacieszyć oczy tą krainą na styku trzech województw - lubelskiego, podlaskiego i mazowieckiego.

Zmierzaliśmy do klasztoru na Świętej Górze Grabarce. W innym wątku opowiedziałem z grubsza o historii tego miejsca świętego dla wiernych prawosławnych, którzy zdecydowanie przeważają w pasie granicznym.

Ten wątek to opis wycieczki na Podlasie, a ściślej do Narwiańskiego Parku Narodowego. Grabarkę odwiedziliśmy wówczas sześcioma załogami.

Oto ten wątek: http://www.camperteam.pl/...t=24680&start=0

Teraz jesteśmy tu dwa lata wcześniej dwoma kamperami. Na Górze Krzyży i wokół niej natrafiliśmy na wycieczki które wysypały się z dwóch autokarów..

Koło źródełka które zapoczątkowało kult tego miejsca ustawiono stragany. Można porównać ten rejwach z naszymi odpustami, tym bardziej, że jesteśmy świadkami handlu kropka w kropkę przypominającego ten spod klasztoru częstochowskiego.
Jestem jednak zupełnie zniesmaczony przyglądając się przekupniowi sprzedającemu małe, 0,25 litrowe butelki po wodzie mineralnej. Kupowano je aby zabrać z sobą troszkę cudownej wody. Cena tych pustych buteleczek - 3 złote. Aby uspokoić sumienie dopisano na dole - na klasztor. Hm....




Źródełko obudowane kapliczką stanowi ładny element architektoniczny. Woda z niego odpływa do strumyczka przepływającego obok.



Tylko natychmiastowe opuszczenie tego targowiska i przeniesienie się na teren klasztorny, między krzyże poprawiło nam nastrój.

Przypomnę tylko, że Święta Góra Grabarka to miejsce, dokąd od stu­leci podążają prawosławni pielgrzymi. Jej najstarsze dzieje nie są znane. Góra zasłynęła w 1710r., kiedy epi­demia cholery szalała na terenach Podlasia. W tym cza­sie pewnemu starcowi we śnie zostało objawione, że ratunek można znaleźć na pobliskim wzgórzu. Wierni poszli za głosem Bożym, przynosząc ze sobą krzyże. Z modlitwą obmywali się i pili wodę ze źródełka. We­dług kroniki siemiatyckiej parafii ratunek od choroby znalazło wówczas ok. 10 tys. ludzi. W podzięce Bogu za cud zbudowano na tym miejscu drewnianą kapliczkę Przemienienia Pańskiego. Cerkiew przebudowywana, remontowana, upiększa­na dotrwała do 1990r, kiedy to podpalona spłonęła doszczętnie. Nowa cerkiew została wyświęcona w 1998r.



Od setek lat ludzie przychodzą tu modląc się pod krzyżami ustawianymi przez siebie, prosząc o pomoc, przynosząc z sobą swe troski, smutki i radości.
Zliczenie tych krzyży, gdyby ktoś na taki pomysł wpadł, byłoby chyba niemożliwe.



Wokół ogrodzenia klasztornego są rozległe parkingi. Po odjeździe autokarów nasze kampery ładnie prezentowały się na tej pustaci.



Okolica jest pełna lasów, uroczysk i zaprasza do zwiedzania pieszo lub rowerami. Warto zatrzymać się tu nawet na noc poświęcając więcej czasu za dnia na podziwianie okolicy.

Skierujemy się teraz oczywiście do puszczy, tej najpiękniejszej, Białowieskiej.

Tadeusz - 2016-06-15, 16:08

Za Hajnówką, jadąc w kierunku Białowieży przez Puszczę Białowieską docieramy do skrzyżowania z informacją: "Rezerwat żubrów". To znak że dotarliśmy do Zwierzyńca i należy skręcić w las gruntową, ale szeroką drogą w miejscu:

N 52.697681 E 23.794205



Dojedziemy nią do bardzo długiego parkingu z nawierzchnią gruntową. Byliśmy sami na tym bardzo długim placu w sercu puszczy który miał być miejscem naszego noclegu.

Namiary: N 52.703734 E 23.793518

Niebo rozgwieżdżone tak, że mieszczuchy nie mogą wyjść z podziwu. Nic dziwnego, brak łuny miast, zatem absolutna ciemność i fantastycznie czyste powietrze dają efekt bardzo czystego obrazu nieboskłonu.

Jesteśmy na placu sami, w ciszy przerywanej tylko przez zwierzęta. To są jednak dźwięki które są nam przyjazne, pozwalają poczuć się cząstką dzikiej przyrody.

Rankiem zgoła inaczej wygląda nasze otoczenie. Zanim wygrzebaliśmy się z kamperów zdołano stworzyć wokół nas obszerne targowisko złożone z całkiem urodziwych drewnianych kramów. Czego tam nie było! Wszystko jednak związane z puszczą a przynajmniej z regionem - wyroby z drewna, głównie do kuchni i przysmaki z których ilość miodów przyprawiła nas o prawdziwy ból głowy na zasadzie "osiołkowi w żłoby dano".



Kupiliśmy rarytasy z pasiek podlaskich, a najbardziej smakował miód z pyłkiem kwiatowym.

Przybyliśmy tu aby spacerując po zwierzyńcu popatrzeć na zwierzynę żyjącą w Puszczy Białowieskiej. Nie tylko o żubry nam chodziło, w zwierzyńcu są prawie wszystkie gatunki większych zwierząt żyjących w okolicznych lasach.

Już na wstępie zachwyciły nas żubronie czyli krzyżówki żubra z bydłem domowym.
Zadziwiające jak bardzo różniły się między sobą.



Dalej, na bardzo rozległym terenie można popatrzeć w oczy łosiom, jeleniom, sarenkom, żubrom i wielu innym mieszkańcom lasu z dzikimi kotami - żbikiem i rysiem włącznie.




Telefony od Koleżanek i Kolegów z CT są tak zwyczajne, że nie dziwią o żadnej porze dnia i nocy. Nie zdziwił mnie i tym razem. Dzwoniła Iwonka (Iwonazibikruk).

- Gdzie jesteście? - pyta.
- Hen daleko, w Puszczy Białowieskiej - odpowiadam.
- To wiem. Wiem też, że w Zwierzyńcu, ale w którym miejscu.

- :shock: :shock: :shock: :shock: :shock:

I tak oto zostaliśmy odnalezieni w tej głuszy przez Iwonę, Zbyszka oraz tych, którzy ich tu przywieżli z Bielska Podlaskiego - Monikę i Sławka (Sławwoj).
Na parkingu rozpoznali nasze kampery i już nas mieli na celowniku. :szeroki_usmiech

Od tej chwili część naszej wyprawy, bardzo istotna dla poznania Podlasia, była wyprawą w liczniejszym gronie i bardzo zyskała na walorach towarzyskich i bardzo, bardzo mocno na poznawczych. Wszak Monika i Sławek są Podlasianami z dziada pradziada, mocno wrośniętymi w tradycje tej ziemi i kulturę prawosławnej części społeczności.

Razem już zaparkowaliśmy pojazdy na parkingu w pobliżu bramy Białowieskiego Parku Narodowego :

N 52.702187 E 23.850196


Białowieski Park Narodowy jest jedynym polskim obiektem przyrodniczym, wpisanym przez UNESCO na listę Światowego Dziedzictwa. Stanowi też najważniejszą – centralną strefę Rezerwatu Biosfery Białowieża.

Obszar Parku interesujący jest również pod względem historycznym i kulturowym. Jednym z obiektów Parku jest Park Pałacowy o powierzchni ok. 50 ha. Został on założony na przełomie XIX i XX wieku w otoczeniu wznoszonego w latach 1889 – 1894 pałacu carskiego. Park w stylu angielskim, nazywanym też krajobrazowym, zaprojektował znany polski projektant – Walery Kronenberg. Na jego terenie mieści się m.in. najstarszy budynek w Białowieży – drewniany dworek z 1845 r. oraz najstarszy zabytek w Białowieży – obelisk z piaskowca, upamiętniający polowanie Augusta III Sasa w 1752 r. Park Pałacowy wpisany jest do rejestru zabytków województwa podlaskiego. Podlega ochronie jako zabytkowe założenie parkowe o randze krajowej. W Parku Pałacowym znajduje się zespół zabytkowych budynków historycznych.


Obejrzeliśmy remontowaną cerkiew.



Potem Sławek zawiódł nas do prastarych dębów i poczuliśmy majestat tej puszczy nad puszczami.



Znałem przecież Puszczę Białowieską od lat szczenięcych. Kilkakrotnie odwiedzałem ją w ramach wycieczek jeszcze w podstawówce, liceum a nawet na studiach, zawsze jednak czuję się tu wyjątkowo.
Oby człowiek nie zniszczył tego co przyroda budowała przez wieki.

Zmieniamy miejsce ale Puszczy nie opuszczamy. Przed nami wielka przygoda o wymiarze historycznym, estetycznym i emocjonalnym.

:spoko

zibi - 2016-06-15, 17:15

Tadku, weź urlop od "wszystkiego" :diabelski_usmiech i pisz dalej :pifko poleciało
Wojciechu - 2016-06-15, 18:10

Tadziu - kolejne namiary spisane :pad: :spoko
Wygnaniec - 2016-06-15, 19:53

Tadziu ostatnie zdania mogą nie być ,, trendy " aktualna wersja /jakaś zmiana/ podaje że puszczę posadził leśnik i wolno mu ją w majestacie prawa wycinać w pień co się ma drzewo marnować. z czegoś trzeba dołożyć do 500+.
Pozdrawiam Ciebie i wszystkich prawdziwych miłośników Puszczy nie tylko tej.

Tadeusz - 2016-06-15, 21:28

Kto to są budnicy?

Mieszkali w lesie, na miejscu zrębów, budując prymitywne ziemianki pokryte przełupanymi bierwionami i chrustem. Ścinali siekierami olbrzymie drzewa i wyrabiali z nich popiół, dziegieć, smołę i potaż. W XVI wieku wielu z nich osiadło tu, nad rzeczką Łętownią, w głębi puszczy.

Przez 200 lat echo uderzających siekier i huk padających drzew roznosiły się po lesie. W XVIII w. władze zamknęły potażownie i budnicy przenieśli się na polanę a cierpiąc nędzę okrutną zostali zmuszeni do zmiany trybu życia. Stali się wieśniakami uprawiającymi rolę i hodującymi zwierzęta.
Kuszeni na początku XX w. doskonałymi warunkami przeniesienia się na wschód, do Chomska, nie zgodzili się i pozostali w tym szczególnym miejscu na ziemi - puszczy. Z ogromnym lasem, w którym mieszka "duch" dziwny jakiś w konarach potężnych dębów i świerków, ze śpiewem ptaków.

I tak już zostało.

Wiele wydarzyło się na tej polanie w czasach wojny i pamiątki po bohaterach znaczą miejsca ważne dla jej mieszkańców.
Teraz, po latach wieś żyje jakby nowym życiem, ale wpływ puszczy wciąż wywiera swoje piętno.

Zajechaliśmy tu wiedzeni przez Sławka na spotkanie z historią i dla ukojenia oczu najbardziej podlaskim ze wszystkich podlaskich widoków.

To wieś Budy.

To tu powstało rodzinne gospodarstwo turystyczne "Sioło Budy".

To właściwie mała wioseczka, ale jaka! To po prostu perełka wiejskiego budownictwa, współczesnego ale jakże stylowego.



Na końcu uliczki, pod lasem stoi duża karczma w której próbowaliśmy tradycyjnej kuchni - pierogów, blinów, dziczyzny. Tanio nie było ale było smacznie. :szeroki_usmiech



Na placu przed karczmą ustawiliśmy kampery.

Namiary: N 52.730729 E 23.729038



Obok karczmy rozłożył się skansen, główny cel naszej wizyty.

Tu z każdego kąta wyziera przeszłość, odżywa historia. Najcenniejszym obiektem jest chata z połowy XIX wieku w której mieliśmy przyjemność spotkać się i wysłuchać gawędy miejscowego nauczyciela, pisarza, poety, działacza na rzecz tej ziemi i propagatora kultury tej szczególnej części Podlasia. To Włodzimierz Muśko, autor książeczki, którą teraz pisząc tę opowieść, mam przed sobą.



Zasłuchani, przy stole na którym położono bochen wiejskiego, pachnącego, jeszcze ciepłego chleba, chłonęliśmy każde słowo pana Włodzimierza.



W książeczce pan Włodzimierz wpisał nam dedykację obok swego krótkiego, pięknego wiersza:

DĄB.

Swe mocarne ramiona
O sąsiadów oparł
Chciał przypomnieć dzieje
Królów, carów, polowania
Stare knieje
I pomylił wieki
I przysnął w zadumie
Dąb Wielki.


Długa była gawęda i zapadła w pamięci chyba dlatego, że z pasją opowiedziane dzieje dłużej w pamięci pozostają.
Eksponaty, które nas w tej izbie otaczają, zaczynają żyć pod wpływem słów przewodnika.
W głównej izbie symbol chrześcijańskiej słowiańszczyzny wschodniej - ikona wisi koło pieca a obok niej haftowany ręcznik, bardzo ważny w tej kulturze. Przywodzi na myśl zwyczaj wręczania ręcznika przez matkę synowi, który odchodził do wojska. Żegnany był przez całą wieś bo jego los zmieniał się radykalnie, służba w carskim wojsku trwała 25 lat.
Często śpiewano mu na drogę:

"Moja Matko, ja wiem
Wiele nocy nie spałaś
I na drogę daleką
Piękny dar, lniany ręcznik mi dałaś"


Przygotowani mentalnie przez pana Włodzimierza oglądamy chaty, narzędzia, opłotki, ogródek. W stodole widzimy kiermasz rękodzieła z pięknymi haftami na ręcznikach i makatach, obok wozownia z eksponatami cennymi i ogromnie interesującymi umysły techniczne, takie jak Arek.

Przyznam się, że pisanie o tej wiosce nie jest dla mnie łatwe, bo po obejrzeniu zdjęć i przypomnieniu sobie książeczki "Jest takie miejsce na Ziemi", wpadłem w nastrój nostalgiczny.
Musiałem powstrzymywać z trudem odpieraną chęć pisania wierszem. :)

Popatrzcie a zrozumiecie dlaczego.



Imponująca ilość eksponatów tworzy klimat dla tych chat i obejść z malwami w ogródku.



Obserwowałem Arka i głowę bym dał, że kombinował jak można unowocześnić te stare narzędzia przy pomocy procesora ATmega. :haha:



Z żalem opuszczać będziemy tę wioskę i jej gospodarzy, rodzinę Niczyporuków.

Byście i Wy ją zapamiętali, przeczytajcie ne zakończenie wiersz Pana Włodzimierza, który pasuje do tego wątku:

Ptaków nie trzeba budzić
Jak leśne zegary, o tej samej porze
Włączają się w puls życia
Kto je nakręca?
Gdzie ten zegarmistrz?
Nieodgadnięta tajemnica
W spektaklu wszechobecnego
Iluzjonisty-Stwórcy
Którego prawie niewidzialne dłonie
Jak we śnie
Dotykają raz ziemi
To znowu wznoszą się w niebiańską przestrzeń
A obok karciany szuler
Jeszcze ciągle wygrywa w pokera
Kładąc na bank
Stosy wyciętych drzew
Jak długo?

Jerzyk - 2016-06-15, 22:59

...pisz Tadeuszu więcej, bo jak sobie Twoje opowieści czytam, to mi na duszy lepiej... :-):-):-)
Kotek - 2016-06-16, 06:19

Tadziu, piwko to za mało, ale choć tyle! :roza:
slawwoj - 2016-06-16, 08:55

Tadeusz napisał/a:


"Moja Matko, ja wiem
Wiele nocy nie spałaś
I na drogę daleką
Piękny dar, lniany ręcznik mi dałaś"



Comsio - 2016-06-16, 09:03

Tadziu :kawka: mam zajęcie na pauzie. :wyszczerzony:

Słyszałem o tej wichurze, dzięki wam można podziwiać na foto, :spoko

Tadeusz - 2016-06-16, 09:12

slawwoj napisał/a:
"Moja Matko, ja wiem


Sławku.

Od tamtego spotkania, poprzez wszystkie te miejsca, które poznaliśmy dzięki Wam, Monice i Tobie, staliście się nam bliscy i bliższa stała się nam Wasza kultura.

Myślałem wcześniej, że sporo o niej wiem. Dopiero teraz zrozumiałem jej istotę.

Dzięki Wam. :bukiet:

Za tę piękną wycieczkę, za gawędę pana Włodzimierza, za cerkiewne pienia dziękuję. :roza: :roza: :roza:

Tadeusz - 2016-06-18, 15:47

Kotek napisał/a:
Tadziu, piwko to za mało, ale choć tyle! :roza:


Danusiu, dziękuję. :bukiet: :roza:

slawwoj - 2016-06-18, 17:03

Tadeusz jak Ty sobie chcesz ale ja czekam na każdą część jak na serial w TV.
Więc proszę -pisz. :bukiet:

zibikruk - 2016-06-18, 17:35

Tadeuszu, relacja napisana pięknym językiem, oddająca w pełni nasze doznania.
Bardzo dobrze, że przybliżyłeś również historię i obyczaje tych ziem.
Z pewnością jeszcze wiele razy odwiedzimy te regiony, najchętniej wspólnie z Wami.
Pisz dalej, koledzy zaciekawieni tymi opisami, z pewnością odwiedzą "nasze" miejsca.
Oczywiście stawiam wirtualne :pifko , a w realu oczywiście Twoja ulubioną Metaxe. :spoko

Tadeusz - 2016-06-18, 17:36

slawwoj napisał/a:
czekam na każdą część jak na serial w TV.
Więc proszę -pisz.


Odrobinę odpoczynku się należy. :spoko

zibikruk napisał/a:
Oczywiście stawiam wirtualne , a w realu oczywiście Twoja ulubioną Metaxe.


A Tobie Zbyszku dziękuję za towarzystwo w tej włóczędze z nadzieją, że przed nami jeszcze wiele kilometrów do przebycia po naszej pięknej ziemi.
Metaxa potem. :szeroki_usmiech

Na razie posłuchajcie i popatrzcie na inne wykonanie tej pięknej pieśni.


Misio - 2016-06-18, 21:32

Przy :pifko też się można zrelaksować, więc leci. :lol:
Tadeusz - 2016-06-18, 21:48

Misio napisał/a:
Przy też się można zrelaksować, więc leci.


Dziękuję Heniu. :) Wypijemy razem przy pierwszej okazji.

Potem wypijemy drugie i trzecie. :ok



Pozdrawiam. :spoko

Tadeusz - 2016-06-19, 00:18

Sioło Budy wprawiło nas wszystkich w nastrój pogodny a pobyt w chacie z p. Włodzimierzem dał impuls do działania.
Zrozumieliśmy bowiem, że to żaden mit, ani bajanie, że Rusini i Lachy na tych ziemiach żyli obok siebie w zgodzie, razem klepali biedę i harowali na kawałek chleba. Razem śpiewali i pili a potem znów śpiewali.

Ale jak śpiewali!

Jeszcze w drodze do Białowieży wstąpiliśmy na chwilę do Hajnówki by popatrzeć na przepiękną cerkiew św. Ducha. Dochodził stamtąd śpiew na wiele głosów, tak czysty i i soczysty, że tylko człek pozbawiony zupełnie wrażliwości nie zasłuchał by się w te dźwięki płynące jak wodospad najczystszy. Tylko się w nich skąpać! :)

Ruszając z Bud wiedzieliśmy, że tam zawitamy. I dla architektury cerkwi i dla pieśni, którymi rozbrzmiewa.

Teraz wkleję film z cerkiewnymi pieśniami prosząc Was byście włączyli i czytali dalej przy muzycznej ilustracji. Może łatwiej wczujecie się w nastrój nam towarzyszący od chwili gdy atmosfera budnickiej wsi a potem pieśni w napotykanych cerkwiach i cerkiewkach wywarły na nas wpływ i zmieniły postrzeganie tej kresowej ziemi.



Sobór Świętej Trójcy w Hajnówce to największa w Polsce dwupoziomowa cerkiew prawosławna. Wybudowana w 1982r. Łączy w sobie nowoczesność i tradycję. Dach hajnowskiej cerkwi tworzy nieregularna, betonowa płaszczyzna. Charakterystycznym elementem jest dzwonnica o niezwykłym kształcie. Cerkiew Świętej Trójcy w Hajnówce może pomieścić 5 tysięcy osób. Zgodnie z prawosławną tradycją wnętrze soboru pokrywają polichromie - malarstwo ścienne wzorowane na późnobizantyjskim XIV-wiecznym malarstwie. Przedstawiają one wizerunki Chrystusa, Bogarodzicy, aniołów i świętych. Prezbiterium, w którym znajduje się ołtarz oddzielone jest od nawy ścianą ikon, z drzwiami pośrodku i dwoma mniejszymi po bokach. Środkowe drzwi noszą nazwę Królewskich Wrót. Zawsze znajdują się na nich ikony Zwiastowania Najświętszej Marii Panny i czterech Ewangelistów. Mniejsze drzwi to Diakońskie wrota. Po prawej stronie Królewskich Wrót umieszczana jest zawsze ikona Zbawiciela, po lewej Matki Bożej. Nad drzwiami umieszczone są ikony ukazujące największe święta. Główny ikonostas wyróżniają starannie wykonane ceramiczne obramowania ikon i drzwi.



Stałem tam jak zaczarowany, trafiliśmy bowiem na nabożeństwo i na własne uszy przekonałem się o doskonałej akustyce świątyni. To dlatego odbywają się w niej największe w Polsce i Europie festiwale muzyki cerkiewnej.

Wiedziałem już o co poproszę Monikę.

Nazajutrz, a była to niedziela, Monika sama zaproponowała oryginalną wycieczkę - odwiedzenie kilku cerkwi w Bielsku Podlaskim i najbliższej okolicy, w tym cerkiewkę w rodzinnej wsi.
Dla mnie była to uczta której nigdy nie zapomnę W każdej z nich chóry brzmiały inaczej, od skromnych kilkuosobowych jak we wsi Nowoberezowo, po liczne chóry mieszane.

A zaczęło się jeszcze w sobotę w Hajnówce, a potem w drodze do Bielska. Sławek poprowadził nas jakąś boczną drogą do miejsca ukrytego w lesie, zapomnianego przez Boga i ludzi - na cmentarz ofiar zarazy, które kiedyś przechodziły falami przez Europę.

Nowe to dla nas doświadczenie bo i cmentarz szczególny. Nagrobki w formie krzyży cholerycznych mogłem wreszcie zobaczyć na własne oczy.
Większość z nich zdobiły płaskorzeźby - czaszki ze skrzyżowanymi piszczelami.



A dalej, wśród pól dotarliśmy do wioski z dwiema cerkwiami, murowaną i drewnianą.
Z tej drewnianej dochodził śpiew. Otwarte były tylko boczne drzwi, koło ikonostasu. Widziałem przez nie kilka leciwych pań, śpiewających na kilka głosów czysto i przejmująco, oraz batiuszkę, który zobaczywszy nas, gestem zaprosił do środka.

Ta wioska to Nowoberezowo i zapamiętam ją bo wciąż mam przed oczami tych kilka starszych kobiet a ich śpiew niemal nadal słyszę.



Nasz mały zlocik złożony z czterech kamperów nie mieścił się na posesji naszych gospodarzy. Dla Milki przeznaczono plac naprzeciwko, na łączce.



Wraz z Moniką i Iwoną opuściliśmy resztę towarzystwa i ruszyliśmy w drogę - od cerkwi do cerkwi. a w każdej wysłuchaliśmy przynajmniej części nabożeństwa z chóralnymi pieśniami.
Niezapomniana to niedziela.

Słuchając nadal pieśni z powyższego filmiku spójrzcie na odwiedzone przez nas cerkwie. Może uda się wczuć w nasz nastrój i zrozumieć dlaczego nie mogliśmy odmówić sobie tej niedzielnej muzycznej przygody. :)



Pobyt w Bielsku jest jak rodzinne spotkanie bo Monika i Sławek oraz ich pociechy - Kasia i Krzyś zaakceptowali nas właśnie jak członków rodziny.

Żal będzie opuścić gościnne progi ale Milka i Kucyk nie zakończyły jeszcze podróży. Przed nami jeszcze kawałek Podlasia a potem... wielka woda. :szeroki_usmiech

:spoko

Wojciechu - 2016-06-19, 09:25

Cerkiewny śpiew - modlitwa na teledysku - piękny. Można się oderwać od rzeczywistości, wyciszyć i podumać. Tadeusz - nawet komputerowe spotkania z Tobą mają klimaty. Dzięki. :spoko
Świstak - 2016-06-19, 11:26

Gdy patrzę na te zdjęcia, gdy wracają wspomnienia, gdy wsłucham się w muzykę, do głowy przychodzi mi tylko jedna myśl; "Życie jest piękne!"
Tadeusz - 2016-06-19, 22:15

Cytat:
Gdy patrzę na te zdjęcia, gdy wracają wspomnienia, gdy wsłucham się w muzykę, do głowy przychodzi mi tylko jedna myśl; "Życie jest piękne!"
_________________


Dalszy ciąg dopiero za 4 dni. :)

Muszę zająć się kamperkiem żeby znów ruszyć w Polskę. :ok

Świstak - 2016-06-19, 22:48

Czekamy.

I Tadziu... Tak zwyczajnie - serdecznie dziękuję. Oboje serdecznie dziękujemy.

Misio - 2016-06-19, 23:12

No, Tadziu, ale żeś przywalił. Taka muzyka chórów starocerkiewnych jest dla mnie lekiem na całe zło. Bardzo lubię słuchać męskie basy w tych chórach i zadumać się w nich. Pamiętam, kiedy byliśmy w tej Cerkwi, chciałem zrobić kilka zdjęć. Zrobiłem, ale musieliśmy najpierw wstawić świeczki za modlitwę i kupić płytę chóru cerkiewnego z konkursu tych że chórów. Korzyść była podwójna. Podobną sytuację mieliśmy na Meteorach.

Dzięki Tadziu za wrażenia pięknej muzyki starocerkiewnej.

:lol:
:pifko

Tadeusz - 2016-06-19, 23:56

Heniu, zawsze wyczuwałem Twoją wrażliwość. Malujesz światłem jak mało kto, to i muzykę musisz kochać.

Dziękuję za okazanie sympatii moim staraniom w przekazaniu wrażeń które były naszym udziałem. :bukiet:

slawwoj - 2016-06-21, 21:23

W międzyczasie polecam obejrzeć

slawwoj - 2016-06-21, 22:13

Więcej podobnych filmików również z przepisami na podlaskie smaki na kanale youtuba Kuchnia cerkiew.pl
slawwoj - 2016-06-28, 17:42

Jak to życie potrafi zaskoczyć.

Dwa posty wyżej załączyłem filmik o młynie. Dziś byłem tam służbowo.

Wrażenie takie że szczęka mi opadła. Dla wielbicieli Podlasia - Podlasie w pigułce. Jest sprawny młyn, jest rzeka, jest las. Są mieszkańcy, którzy wizytę i rozmowę traktują jako przyjemność wręcz są uradowani, że ktoś ich odwiedził.

I jest SPOKÓJ. Czas zwalnia.

Ja wprawdzie będąc w innej sprawie, zostałem oprowadzony po młynie, uraczony opowięściami, którym nie było końca.

Na pytanie czy mogę do nich przywieźć moich gości - bez zastanowienia odpowiedzieli TAK oczywiście.

Myślę że to wyśmienite miejsce na jesienne spotkanie grzybowe.

Kotek - 2016-06-29, 06:42

slawwoj napisał/a:
Myślę że to wyśmienite miejsce na jesienne spotkanie grzybowe.

To my też byśmy chcieli... :kwiatki:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group