|
Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
Węgry - Węgry z czwórką dzieci ;)
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-08, 00:16 Temat postu: Węgry z czwórką dzieci ;) Dzień pierwszy.
Pakowanie poszło nader sprawnie i gdyby nie synuś z burzą hormonów (13 lat, dojrzewa biedaczek) ktorye darł ryło z byle powodu, to byłby miły dzień. Zapakowane ze 20 litrów różnych zup i innych smakołyków słojach, tona chipsów, pieluch, 20kg żwiru dla kota , że o ciuchach na 20 dni dla całej szóstki nie wspomnę.
Udało się wyjechać z domu już o 16:00... Ducat na pneumatycznym zawiasie prowadzi się cudnie - to pierwszy wyjazd z tym wynalazkiem. Przestał myszkować, nie dobija - fajnie.
Kimamy właśnie na MOP przy A4 gdzieś w okolicach Chrzanowa - fajne miejscówki dla kamperów a i kota można wyprowadzić.
Na dobry początek nie odpaliła na gazie lodówka, co przy ilości dóbr w niej zbunkrowanych nie było miłe. Wytrzepałem palnik, poruszyłem styki - zaskoczył.
Jutro kierunek Aggteek via Nowy Targ, Poprad, Rożniawę. Pozwiedzamy jaskinie.
I tyle na dziś. Dobranoc.
Kotek - 2016-08-08, 06:07
A dokąd jedziecie? Czekam na ciąg dalszy, na początek
andi at - 2016-08-08, 07:36
No jedzie na termy z bajerami ,bo ma dzieciaki .Pisz dalej i na miejscu fajnego
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-08, 22:52
Dziś miało być fajnie, ale wybrałem trasę via Nowy Targ... 3h w plecy. Przez Poprad i dalej totalnymi zadupiami ( nachylenie miejscami 12% i więcej...) drogami 66 i 67 i 587 dotarliśmy do Aggatek i stoimy na campingu pod jaskinią Baradla. Jutro zwiedzanie i ruszamy na Zamek Rakoczego a potem Tokaj.
Cele mamy luźne... na pewno Eger, Miszkolc i okolice, Puszta, Budapeszt. Co cztery - pięć dni jakieś termy i na deser kilka dni Balaton. Dzieci... Od dawna wiedzą, że nie ma pluskania bez zwiedzania .
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-10, 22:13
Wczoraj zwiedziliśmy jaskinie Bradla czy jak mu tam - fajnie było. Przeogromne, piękne. Z kapitalną akustyką. Potem szybciutki do Lillafured. Do muzeum hutnictwa nie zdążyliśmy, ale piec zobaczyliśmy. Imponujący i inny niż np. w Chlewiskach. Wróciliśmy do Lillafured. Zero Polaków. Piękny pałac, wiszące ogrody i 20m wodospad. Cudo.
Po 18-tej zajechaliśmy pod termy w Miszkolcu. Spanko na parkingu. Rano za kamperem wyrósł namiot - Polacy
Poczęstowaliśmy kawką i ruszyliśmy do jaskiń na kąpiel.
Fajnie. Dzieci zachwycone. Po 5h wypłoszyła nad burza. I zgubiliśmy Zuzę. Przyprowadził ją do przebieralni pan z obsługi.
CDN.
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-10, 22:46
Szybka zupa i zakupy w Auchan. Tanio
W drodze z kasy do kampera łapie nas burza. Potężna. Trzyma aż do Saraspatok. Camping nie wypalił ( czyli go nie było) więc aktualnie śpimy pod kościołem na starówce, 150m od Zamku Rakoczego. Jutro zwiedzanie a potem Tokaj. Z Tokaju, co oczywiste, dalej jutro nie jedziemy
TomaszG - 2016-08-11, 07:59
[quote="Rodzinka Cztery Plus"]
Trzyma aż do Saraspatok. Camping nie wypalił ( czyli go nie było) więc aktualnie śpimy pod kościołem na starówce,
Witam, można coś więcej o tym dlaczego kemping ten nie wypalił? Wybieramy się tam po 20-tym sierpnia?.
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-12, 07:46
Nie wypalił, czyli pod adresem wskazanym przez Garmina campingu nie było tylko jakieś parkingi. Ale miejscowi mówili, że są dwa campingi czynne. Na wjeździe do miasta, za dnia, są tablice kierujące. Ino my jechaliśmy w burzę i akurat te przeoczyliśmy .
Ten Garminowski był również w przewodniku Pascala. A na miejscu pustka.
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-12, 08:02
Saraspatok to miła niespodzianka. Rankiem okazało się, że otaczają nas Polskie auta - ekipa remontowo - budowlana. Stanęliśmy pod klasztorem polskiego zakonu
Kościółek to XI -to wieczna gotycka bazylika, największa gotycka świątynia na Węgrzech.
Zamek Rakoczego wymiata. Sprzęty z XIV w w idealnym stanie, broń, zastawa, meble..Masa starodruków. Czerwona Wieża - pięć pięter gotyku z pięknym widokiem na miasto ze szczytu.
Ekstras nie opisany w przewodnikach - zrekonstruowana odlewnia dział Rakoczego. Ekspozycja pokazuje cały proces od formy po gotową armatę, sprzęt i woskowe postaci w skali 1:1. Jedyne takie miejsce w Europie. Czynne od 2014 roku.
Generalnie całość bardzo ciekawa, choć przewodniki jakoś to bagatelizują.
Dalej pojechaliśmy w kierunku Tokaju. Zapomniałem w GPS ustawić unikanie promów, więc dzieci miały atrakcję. Cena 1050HUF.
W Tokaju stanęliśmy zaraz za mostem w prawo, spora łąka w dole drogi, nad rzeką. Wjazd z grubsza vis a vis pomnika Rakoczego . Do deptaku ze 200m, do piwniczek 400m. Milutko i free.
Popilim, dziś ruszamy w kierunku Puszty bo pogoda zepsuła termalne plany.
TomaszG - 2016-08-12, 08:11
Rodzinka Cztery Plus napisał/a: | Nie wypalił, czyli pod adresem wskazanym przez Garmina campingu nie było tylko jakieś parkingi. Ale miejscowi mówili, że są dwa campingi czynne. Na wjeździe do miasta, za dnia, są tablice kierujące. Ino my jechaliśmy w burzę i akurat te przeoczyliśmy .
Ten Garminowski był również w przewodniku Pascala. A na miejscu pustka. |
Aha ok, rozumiem, są oba na pewno, wzdłuż parkingu faktycznie trzeba jechać a potem w taka niepozorną bramę wjechać otwieraną przez będącą w budce osobę kasującą za wjazd na kemping.Myślałem tylko, po Waszym wpisie , że w ogóle zlikwidowali kempingi. Pozdrowienia
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-12, 22:37
Dziś Park Narodowy Hortobagy. Z Tokaju do Hortobagy na skróty, widoki cudne ale trasy nie polecam. Gdyby Jarosław choć raz ruszył zadek i przejechał się po węgierskiej prowincji, przestałby pitolić o robieniu u nas drugich Węgier...
W parku jest spory camping ale nie korzystaliśmy. Zrobiliśmy wycieczkę odkrytym autokarem na pusztę, tamże trochę zwierzaków typu pelikan, orzeł, wilk itp. Potem powrót i muzeum Puszty. Na deser leżące na uboczu pusztańskie zoo. Raj dla dzieci ale i my mieliśmy radochę. Całość bardzo warta polecenia.
Aktualnie na campingu w Tiszafured zażywamy wreszcie porządnej kąpieli i domywamy dzieci
A jutro Eger chyba.
Dzieciaki puki co są super. Dojrzewający 13-to latek daje ognia ale do ogarnięcia.
Najmłodsza (1.5r.) rozgryzła tajniki campera - a to otworzy lodówkę, a to włącza światło... W szoferce po jej bytności wszystko działa inaczej
Rav - 2016-08-12, 23:51
Rodzinka Cztery Plus napisał/a: | ... Gdyby Jarosław choć raz ruszył zadek i przejechał się po węgierskiej prowincji, przestałby pitolić o robieniu u nas drugich Węgier...
|
Ha, ha. Dokładnie o tym samym pomyślałem zwiedzając ostatnio Budapeszt. Tylu lumpów okupujących stacje, miejsca pod mostami, wiaduktami dawno nie widziałem - żeby nie było, nie byli to "uchodźcy", a "rdzenni" bezdomni.
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-14, 23:27
Ciąg dalszy...
W Tiszafured trafiliśmy na festiwal Techno. Mieliśmy camping z przymusu, co by zlać szare i kota dopieścić, a i siebie porządnie domyć. Camping zawalony młodzieżą w stanie wskazującym w większości. Każdy musiał udowodnić, że jego techno najlepsze. Plus dudnienie z odległej o kilometr sceny. Rano ja dokonałem zemsty głośno zwijając majdan.
Plaża w Tiszafured to jskaś porażka... Ale Węgrzy innych nie mają. Po kąpieli ruszyliśmy na Eger. Po półgodzinnym szukaniu parkingu, znaleźliśmy zacną miejscówkę za parkiem, oznakowaną jako parking dla autobusów. Później okazało się, że i do aquaparku mamy 10 minut z buta.
Spacerkiem poszliśmy zwiedzać miasto, zamierzając łazić ze trzy godziny.
Na pierwszy ogień katedra. Spacer przez park, ze 300m i oto jest. Przywodzi na myśl Bazylikę św. Piotra w miniaturze. Piękna. Potem biegiem na zwiedzanie piwnic pod katedrą (wino) i kicha - za dużo ludzi, przyjdźcie za godzinę. To poszliśmy na zamek bo czasu marnować nie lubimy. W kasie bilety tylko łączone z jakimś festiwalem. Fajnie, ale co to?
Atrakcji zapowiadało się tyle, że zostawiwszy żonę z wózkiem i trzema babami pobiegłem z młodym kupić zapasy żarła i picia dla całej ekipy.
Wracając na zamek wpadliśmy na maszerujących Turków
Na zamku co krok jakiś człek w stroju z epoki. Pozwiedzaliśmy i ok 16:30 ruszyły pokazy. Żonglerka i pokazy pocztów sztandarowyvh, potem prezentacja wojsk. Bitwa o zamek... Ponad 200 statystów, 10 armat, kilkadziesiąt muszkietów. Armaty waliły łącznie z 50 razy, muszkietów nie zliczę. Piękna walka. Powrôt po 21-szej i spanko.
Dziś pobliski aquapark, 7h. Przejazd do Hollókő. Śpimy na pochyłym parkingu a jutro zwiedzamy skansen Połowców. I tak minął pierwszy z trzech tygodni na Węgrzech
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-15, 20:59
Holókő piękne jest. Bajkowe troszkę. Jakby czas stanął ze 100 lat temu. Stare chaty, uliczki, wszystko ukwiecone,zadbane. Cudnie.
Przy parkingu czyściutkie łazienki i natrysk, za free. No prawie za free. Parking 9...16-ta za 600 HUF. W nocy free.
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-17, 22:51
Z Hollókő poturlaliśmy się bocznymi drogami do Budapesztu. Minęliśmy camping Arena bo niby za daleko, pojechaliśmy do Hallera. Tam miłą pani oznajmiła nam, tudzież czwórce innych kamperów, że camping is full.
Wróciliśmy na Arenę tracąc w korkach dobrą godzinę.
Tam także ciasno, ale dali miejscówkę pod drzewem i przy płocie - idealnie w tym tłoku. Bardzo czysto i miło. Dali mapy, informacje gdzie bilety itd.
Grupowy 24h dla 5 osób (najmłodsza jeszcze gratis) - 3300HUF. Do autobusu jakieś 300m, dwa przystanki do metra (M2) i po 40min od wyjścia byliśmy na przedostatniej stacji skąd piechotą ruszyliśmy na Zamek. Nie ma co opisywać katedry Macieja czy widoku na parlament. Bajka.
Potem zeszliśmy przez kompleks muzeów na dół, by zaraz ruszyć w górę pod Cytadelę. Od strony mostu i kaskady wodnej, schodami. Z wózkiem, młodą i całym majdanem.
Zawału nie dostałem, ale łatwo nie było. W ogóle Węgrzy nie lubią dzieci w wózkach i inwalidów. Zero ułatwień.
Z Cytadeli autobusem 27, tramwajem 61 i na koniec metrem M2 wróciliśmy na camping. W sumie w nogach ponad 10km, ja z wózkiem...
W nocy dwie umowne burze. Dziś Peszt i Parlament. Byliśmy o 11:30 i cudem kupiliśmy bilety na 15:30, po rosyjsku. Godzinę później żadnych biletów już nie było.
Oczekując na wejście zwiedziliśmy Bazylikę - ładne toto, ale po Macieju już nie powala. Dzieciaki wysępiły wjazd na wieżę. Można windą, w sumie dwie. Wózek musiał zostać. Jakieś 2000HUF. Warto, bo piękny widok.
Do synagogi nie weszliśmy, metrem wracając pod parlament. Przy wyjściu z metra tania i pyszna pizza - jakieś 250HUF za spory kawałek. W sumie z dzieciarnią zeżarliśmy 10 ; )
Parlament... Jak na razie najpiękniejszy budynek jaki widziałem w życiu.
A, uwaga - kupując bilety obowiązkowo paszport lub dowód. Bilet dla obywatela UE kosztuje 2200/1200 HUF a z poza UE - 5400/ 3300... Sprawdzają.
Z campingu wyjechaliśmy po 18-tej ale uczciwie policzyli za dwie a nie, jak często bywa, trzy doby. Kimamy gdzieś za Budapesztem w drodze nad Balaton. W końcu dzieciakom też się coś należy.
andi at - 2016-08-18, 07:48
Możesz zahaczyć o Heviz-kolo Balatonu .Termy trochę inne
Odpływ płynie przez kemping a za płotem kempingu masz dzikie kąpielisko.Nie jest połączony z termami
Sarvar tu dzieci mają bajer .Stań na parkingu na 1 nockę .Wstęp około 12e osoba dorosła .Na słupie masz prąd ,niby do tych co wjeżdżają .Obok masz Buk ,no i kawałek dalej Lipot do dzieciaków.Papa też jest fajny , ale nie jest połączony kemping z termami
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-21, 22:48
Cóż... Balaton zimny jak diabli. 21 stopni to porażka. Dzieci rozczarowanie trochę, ale 3 dni poszły bardzo szybko. Cała ekipa zregenerowała siły po Budapeszcie. Dziś poranna pobudka i przejazd do Zalakaros. Pochmurno, ale dość ciepło. Kimamy na parkingu pod termami i jutro północnym brzegiem ruszamy na półwysep Tichany. Podobno piękne miejsce.
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-22, 22:50
W nocy lało i cały dzień lało. Na Tichany dotarliśmy koło 15:30, obiadek i... nadal siąpiło i wiał zimny wiatr. Parking kosztuje 400HUF za godzinę, płatne od 9-20. Połaziliśmy półtorej godzinki, teren rozpoznaliśmy. W paprykowym domu kupiliśmy wędzoną paprykę i lawendowe cukierki. Potem ruszyliśmy leniwie w dół półwyspu szukać bardziej płaskiego i darmowego parkingu co to to wypatrzyliśmy z góry. Po drodze widać było wędkarzy w namiotach wędkujących W sztormowym Balatonie. Przy jednych z nich mini polanka na poboczu drogi, taka na trzy kampery. Szuter, kałuże. Ale za to cudny widok, szum lasu i jeziora, cisza. No i stoimy. Koordynaty dorzucę później.
Wiatr zrobił się cieplutki a zachód słońca zapurpurowił chmury na żółto -sina wodą. Jutro zwiedzamy i próbujemy lawendowe lody; )
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-23, 22:56
Ranek przywitał nas bajecznym wschodem słońca nad Balatonem. O 9:10 byliśmy na pustym parkingu. Zwiedzanie klasztoru i muzeum to dla naszej ekipy 2300 HUF. Warto, bo ciekawe eksponaty. W kryptach spoczywa jedyny nigdy nie przeniesiony król Węgier. Zmarł w 1050 roku... Potem lody. Lawendowe, z ostrokrzewu, bzu i makowe. Pychota. Spacerek do skansenu, wzgórze Echo i wracamy na parking. Zrozumieliśmy, czemu nie polecą się wjazdu do Tichany samochodem... Parking full. Niemal każdy po drodze także. Wyjazd - o kurde, jaki ten Dukat zwrotny; ). Bo mnie całkiem zastawili.
Startujemy do Pannonhalma. Raptem półtorej godzinki jazdy. Od Balatonfüred zaczyna się piękna, kręta, pagorkowata droga. Na jakieś 15min przed celem pojawia się opactwo. Cudny widok. Parkujemy na wielkim parkingu przy kasach. Dalej z buta pod górkę, obchodzimy opactwo wzdłuż murów na prawo do visitor entrance. Bilecik family z polskim lektorem 4400 HUF. Kościół ciekawy, biblioteka powala...
Potem jeszcze ogrody lawendowe i ziół, wieża widokowa ( po drodze kościółek i milenijny obelisk). Na parkingu gotujemy obiadek i kierunek Györ.
Tamże pakujemy pod termami. 18 do 8:00 darmo, Potem 100HUF/h. Najmłodsza (1.5 roku) która dziś przeszła sama z kilometr i nie spała cały dzień, daje do pieca. Za nic nie chce zasnąć. Po godzinie walki rzuca pawia w pościel i na siebie i nagle robi się szczęśliwa ; ) Jutro termy i zwiedzanie miasta a potem niestety kierunek na dom...
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-29, 08:23
Gyor okazał się fenomenalnym miejscem. Parking pod termami płatny 8-18 i kosztuje to 100HUF/h. Nikt nie napastował, spanko przyjemne i spokojne.
Ranek upalny, ruszyliśmy zwiedzać miasto. Niemal cała starówka dostępna z buta, góra półtora kilometra w najbardziej oddalone miejsce. Wprost z parkingu wychodzi się na most Jedlik Anyos, potem kawałek wzdłuż rzeki i kolejny, przepiękny most Kossuth z widokiem na ujście Raby do odnogi Dunaju. Bardzo ładnie to wygląda, bo Raba niesie wodę mętną, brązową, zaś ta z Dunaju u jest czysta i klarowna. Tworzą się fajne turbulencje i kolorowe wiry. Widok hipnotyzujący
Za mostem wchodzi się od razu w malowniczą starówkę. Po jakichś 150m po prawej stronie dość unikalny pomnik z Arką Przymierza, a z drugiej strony jeszcze bardziej unikalna fontanna w kształcie syfonu do wody sodowej Obok pomnika Arki prowadzi droga do Bazyliki. Od razu widać monumentalne romańskie mury. Bazylika jest olbrzymia, wewnątrz w stylu starego, mrocznego baroku. Unikalne, przepięknie rzeźbione ławy. W jednej z kaplic znajduje się hełm króla Władysława I Świętego. Jest tam również sarkofag biskupa męczennika błogosławionego Vilmosa Apora.
Za bazyliką jest Zamek biskupi, niedostępny do zwiedzania, a na prawo - wejście na wieżę. Razem z biletem na wieżę dostaje się zbiorczy bilet na muzeum katedralne, muzeum bazyliki i bibliotekę, oraz wystawę poświęconą biskupowi Aporowi.
Wszędzie jest pusto, niemal brak turystów. Na wieżę wchodzimy sami. Do muzeum bazyliki można wejść poprosiwszy panią z sąsiadującej z bazyliką informacji. Pani bierze pęk olbrzymich kluczy i otwiera podwoje. Warto wejść, bo są fajne zdjęcia z badań czaszki św. Włądysława - wydobycie jej z srebrnego hełmu, badania tomograficzne, rekonstrukcja wyglądu władcy. Wystawa poświęcona biskupowi też ciekawa.
Wejście do muzeum katedralnego - trzeba poszukać Za bazyliką i pomnikiem (strącenie Szatana do piekieł) wąska uliczka i niepozorne drzwi. Tam pani pokazuje, że trzeba iść na drugie piętro. Nadal brak turystów... Wjeżdżamy windą, na górze dwie znudzone panie przed niesprawnym systemem monitoringu z lat '90, pokazują, że biblioteka w lewo, skarbiec w prawo. Idziemy do skarbca i kopara do ziemi. Olbrzymia kolekcja szat i naczyń liturgicznych, niektóre nawet z XI i XII wieku, wiekszość XIV - XV wiek. Piękne.
No to biblioteka. Tu jeszcze ciekawiej. O ile w innych miejscach tego typu starodruki wystawione na pokaz są kopiami, to tu niemal tuż przed nosem mieliśmy okazję zobaczyć olbrzymi rękopisany psałterz z XIV wieku, czy dwunastowieczne księgi. Były też karty rękopisu z XII wieku. Przyznam, robi to niemałe wrażenie. Biblioteka jest zaskakująca duża i bogata.
Po tych atrakcjach oblecieliśmy rynek Szechenyi ter z całkiem ładnym kościołem świętego Ignacego, poszwędaliśmy się po starówce, dzieciaki uszczęśliwiliśmy lodami lawendowymi i mostem Raba Kettos wróciliśmy do kampera.
Szybkie przepakowanko i aquapark. Relatywnie tani, ale bez rewelacji. Ciekawie zrobiony w nowej części, woda wszędzie ciepła, ale zjeżdżalnie zaniedbane, trawniki kiepsko utrzymane. Nastawiony raczej na emerytów.
Po 17-tej wystartowaliśmy w kierunku Esztregomu. Po drodze zakupy . Mieliśmy się kimnąć i dojechać rano, ale wyszło inaczej. Mianowicie dzieci były głodne, a w butli zbrakło gazu. Zanim znalazłem stację co by miała takie butle jak nasze, polskie, zeszło się do 20-tej. Kupiłem w Komarnie, na Slovnafcie. Obiadokolacja gotowana na parkingu pod Tesco, a potem dalej w drogę. Spanka na złość nie było, a że GPS pokazywał 40 minut do Esztregomu, a dzieci i tak posnęły, pojechaliśmy do celu. Warto było, bo nocny widok na bazylikę z mostu Marii Valerii jest po prostu oszałamiający. Zrobiłem nawrotkę, żona z młodym poszli przez most z buta a ja zaparkowałem kampera na placyku po lewej stronie wjazdu na most, po słowackiej stronie, co by strzelić parę nocnych fotek.
Parking pod samą Bazyliką (Iskola utca), zaraz przy piwnicach prymasowskich, jest idealny. Sporo drzewek daje cień przez cały dzień, postój kosztuje 1000HUF/dobę. Lodziarnia vis a vis schodów na plac katedralny ma darmowy, bardzo szybki wi-fi Z wózkiem można oblecieć schody i wejść od strony Szent Istvan ter łagodnym podejściem, albo przejść tunelem od placem, wejść do sklepu z pamiątkami i wjechać na górę windą.
Jeszcze w nocy oblecieliśmy plac i bazylikę - i dobrze, bo o 23:55 zaczęli wyłączać oświetlenie i już o północy bazylika tonęła w mroku, nie robiąc tak dużego wrażenia.
A o zwiedzaniu bazyliki może w następnym odcinku.
Relacja foto i obszerniejszy reportażyk z trasy wkrótce.
ZEUS - 2016-08-29, 16:39
Rodzinka Cztery Plus napisał/a: |
Dalej pojechaliśmy w kierunku Tokaju.(……)
W Tokaju stanęliśmy zaraz za mostem w prawo, spora łąka w dole drogi, nad rzeką. Wjazd z grubsza vis a vis pomnika Rakoczego . Do deptaku ze 200m, do piwniczek 400m. Milutko ifree. |
niestety free przeszło do historii, często korzystałem z tego miejsca, wczoraj również chciałem a tu ZONK wprowadzono opłaty, za kampera 2000 ft za noc
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-29, 18:23
O kurczę...Zjazd betonowy i łączka na prawo przy brzegu rzeki?
48.124075 ; 21.412588?
To raptem ze dwa tygodnie minęły...
ZEUS - 2016-08-29, 21:31
Rodzinka Cztery Plus napisał/a: | Zjazd betonowy i łączka na prawo przy brzegu rzeki?
48.124075 ; 21.412588? |
dokładnie to jest to miejsce... ostatni raz nocowałem tam pod koniec maja, niczego nie podejrzewając wczoraj tam zajechałem (celowo nadkładając 40 km drogi ) a tu niespodzianka, szlaban i info, że to parking, opłaty: za samochód osobowy - 500 ft za dzień, za autobus 1500 ft za dzień oraz za kampera/przyczepa - 2000 ft za noc... wg mnie stawka dla kampera restrykcyjna...
DI STEFANO - 2016-08-30, 06:32
Nie tylko tam wprowadzono opłaty,
np: w Miskolc-cu wiele ulic i placów obstawili parkomatami i kontrolują,kontrolują nakładając mandaty.
No cóż,
Orban-owska "NOWA DOBRA ZMIANA"
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-30, 13:28
W domku już, więc zaczynam bardziej obszerną relację.
Ekipa w składzie: Ja (42), żona Asia (41), syn Olek (13), córki Olga (10), Zuzia (8), Tosia (1.5) oraz kot Diablo (1).
7 sierpnia, dzień pierwszy.
Pakowanie czwórki dzieci zajmuje sporo czasu, więc cała sobota i kawał niedzieli zeszły na pranie, składanie, gotowanie zapasów żarcia w słojach i tym podobne atrakcje. Kot w ramach promocji i ułatwienia obsługi dostał kuwetę w pudełku – włazi tam przez klapkę, załatwia co trzeba i wyłazi. Przyzwyczajał się do niej przez miesiąc przed wyjazdem, więc liczyliśmy na to, że w kamperze nie będzie problemu. Dzięki temu rozwiązaniu kocisko nie rozwalało żwirku po całym kamperze, co znacząco ułatwiało utrzymanie porządku.
Po ciężkich bojach w końcu jednak udało nam się zapakować i około 16:00 wyjechaliśmy z domu, o dziwo tym razem nie wracając się z powrotem, jak to zwykle tam się przytrafia.
Plan jazdy mieliśmy nakreślony dość swobodnie – ot, mapa Węgier z zaznaczonymi kolorowymi wlepkami miejscami, które są warte odwiedzin oraz przewodniki z zaznaczonymi kartami odpowiadającymi wlepkom na mapie. Pierwszy cel do zaliczenia – jaskinie Agttelek na północy Węgier. Z domku wyjechaliśmy tak zwaną gierkówką, potem S1 i A4. Po drodze obowiązkowe żarełko w McDonalds – dzieciaki nie odpuszczą. Gdzieś około 21:00 dzieciaki mają wyraźnie dość jazdy, szczególnie najmłodsza Tosia zaczyna marudzić. Szukamy najbliższego MOP przy A4, trafiamy na MOP Zastawie (50.146934, 19.298486). Całkiem przyjemnie, na tyłach wyznaczone wygodne miejscówki dla kamperów i przyczep. Noc mija przyjemnie, dzieciaki do późna rozrabiają.
8 sierpnia, dzień drugi.
Pobudka o ósmej, śniadanko, wyprowadzenie kocura na spacer. Jak zwykle kocię na smyczy wzbudza zainteresowanie. Jedziemy dalej A4 i już przed Krakowem, na zjeździe w kierunku Myślenic, utykamy w pierwszym korku. Im dalej na południe tym bardziej przeklinam wybór drogi przez Nowy Targ i Białkę… W sumie w korkach tracimy ze trzy godziny i nawet cudowne widoki nie są tego w stanie wynagrodzić. Nigdy więcej zakopianki…
Pięknymi i krętymi drogami, możliwie pustymi, turlamy się do celu. A więc 66 przez Poprad, dalej 67 w kierunku Rożniawy. Dalej drogą 587 która, choć czasem średniej jakości, bardzo malownicza, doprowadza nas do Agttelek. Bezpośrednio przy wejściach do jaskiń znajduje się Nomad Baradla kemping (48.471448, 20.493147), http://szallas-aggtelek.hu/index.php?lang=en
Za kampera i naszą ekipę płacimy 6600 HUF.
Mapka tego etapu:
https://goo.gl/maps/ydWDDo9CJ2x
I fotki. Już wiem, że pokazują się odwrotnie niż dodano...
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-31, 09:50
9 sierpnia, dzień trzeci.
Wieczorem poprzedniego dnia sprawdziliśmy, że wejścia do jaskiń są co godzina począwszy od 10:00. Na spokojnie wstajemy więc sobie tak, by zdążyć na wejście o 11:00. Jak to zwykle w jaskiniach bywa, trzeba się relatywnie ciepło ubrać, bo pod ziemią jest stale około 10 stopni. Ja ambitnie wchodzę w krótkich portkach i nie żałuję. Tośka w nosidle na plecach wymaga zdwojonej uwagi, szczególnie w niższych partiach korytarzy. Przy moich 194cm trafienie Tosiną łepetyną w jakiś stalaktyt nie jest specjalną filozofią, więc łażę spocony jak pies…
Jaskinie Baradla składają się z szeregu olbrzymich sal i muszę przyznać, że sale faktycznie są imponujących rozmiarów. Zwiedzanie trwa około 1h, pokonujemy około 1.5km. Akustyka sali w której odbywają się koncerty jest naprawdę niesamowita. Z jaskiń wychodzi się wyjściem po przeciwnej stronie campingu, a że my stanęliśmy w tylnej jego części, do kampera mamy bardzo bliziutko. Gotujemy obiadek, szybko zwijamy graty i ruszamy w kierunku Miszkolca, drogą przez Trizs, Kurityan i dalej numer 26. W Miszkolcu obieramy kierunek na Lillafüred. Dojechawszy do jeziora trzymamy się prawej, jadąc jego północno – wschodnim brzegiem. Po kilku kilometrach, przy stacji kolejki wąskotorowej, znajduje się muzeum hutnictwa, Old blast –furnace of Fazola, www.kohmuz.t-online.hu. Niestety, wbrew temu, co piszą w przewodniku, czynne jest godzinę krócej i możemy przejść się tylko po terenie, obejrzeć wielki piec i interesującą rzeźbę.
Pakujemy się do kampera i wracamy brzegiem jeziora, by na krzyżówce skręcić w prawo. Zaraz za mostem, po lewej, wznosi się wspaniały pałac – hotel Palota. Droga zaczyna się ostro wznosić, a po jakichś 300m, po lewej, trafiamy na duży i w miarę płaski parking, z grubsza tu: 48.099740, 20.621613. Płatny, ale rozsądnie. Spacerkiem ruszamy na podbój uzdrowiska. Mijamy ładnie utrzymany park, niestety również sporo schodów i żadnych ułatwień dla wózków czy inwalidów. Robię za windę i noszę wózek z młodą. Na stacji kolejki wąskotorowej trzeba zejść schodami ze dwa piętra niżej i dalej maszerujemy parkiem. U stóp hotelu Palota wchodzimy na teren wiszących ogrodów, czy może ogrodów tarasowych. Oczywiście znowu schody, ale da się obejść pochylniami. Słychać i coraz bardziej widać najwyższy na Węgrzech, 20 m wodospad na rzeczce Szinva. Obchodzimy hotel dołem i wracamy na drogę tuż przy moście. Jeszcze kawałek pod górkę i jesteśmy na parkingu. Bardzo miły i obfitujący w widoczki spacer, na spokojne dwie godzinki.
Dalej przemieszczamy się do Miszkolc – Tapolca i parkujemy na dużym parkingu przy Miskolctapolcai utca 43 (48.066433, 20.753331). Spotkana na parkingu kamperowa rodzinka z Polski ostrzega nas przed naciągaczem pobierającym opłaty (bo parking jest darmowy). Idziemy na spacerek do odległego o jakieś 800m aquaparku, sprawdzamy ceny i godziny otwarcia i wracamy na kolację i spanko na parking. Wieczór trochę nam psuje grupka miejscowych „mistrzów prostej” na odblokowanych skuterkach 50-kach, niemiłosiernie pierdzących. Katują sprzęty do 22:30, potem się wynoszą i zapada błoga cisza.
10 sierpnia, dzień czwarty.
Budzimy się i ze zdziwieniem stwierdzamy, że za naszym toczydłem rozbił się na trawniku namiot. Rzut okiem na rejestrację samochodu za nami – Rzeszów. Parka wyraźnie zmęczona i niewyspana, a że czajnik akurat gwiżdże, częstujemy ziomali gorącą kawusią.
Zgodnie z zapowiedzią pojawia się naciągacz. Podchodzi do nas paru Polaków z pytaniem o opłaty, bo ich też naciąga. Informujemy, że parking jest free. Koleś szybko się zmywa i więcej nie wraca.
Zaliczamy Aquapark. Nic specjalnego na zewnątrz, ale baseny w jaskiniach robią wrażenie. Dzieciakom najbardziej przypada do gustu jaskinia z potężnym pogłosem . Świetna zabawa. Po kilku godzinach zaczyna się chmurzyć, potem zaczyna się burza i leje. W zamieszaniu związanym z przebieraniem i tłumem walącym do szatni, gubimy Zuzię. Przyprowadza ją po kwadransie pan z obsługi, który parę godzin wcześniej zaprowadził nas do szatni. Widocznie rozpoznał dzieciaka. Ja w tym czasie zdążyłem oblecieć w burzy cały teren basenów w poszukiwaniu córci. Bo Zuzia panicznie boi się burzy…
Wyjeżdżamy z Miszkolca robiąc po drodze zakupy w Auchan. Zrywa się potężna burza, zatrzymując nas w sklepie na blisko półtorej godziny. Ściana deszczu nie pozwalała wyjść na parking, a kamper stał daleko… W końcu ruszamy dalej i jedziemy w kierunku Sarospatak, drogą numer 37. Robi się ciemno, pada i wieje bardzo silny boczny wiatr. Kamperem buja i nosi po drodze. Fatalne warunki. Nie udaje nam się znaleźć campingu w Sarospatak (podobni jest, ale trzeba dzwonić, etc…), więc parkujemy na małym parkingu pod z pozoru małym kościółkiem.
Dokładnie tu 48.318431, 21.567932. Błyskawicznie zasypiamy…
Trasa na te dwa dni: https://goo.gl/maps/E89jwrRjcwA2
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-31, 09:55
Ciąg dalszy (albo raczej początek) fotek do poprzedniego wpisu.
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-31, 16:11
11 sierpnia, dzień piąty.
Całą prawie noc kropił deszczyk, ale rankiem budzi nas słonko. Wyglądam za okno, widzę, że cały parking ciasno zastawiony. Wylazłem z kampera rozwiesić ręczniki mokre jeszcze po kąpieli w Miszkolcu, a tu trzy czy cztery rejestracje z Polski. Chwilę później słychać naszą soczystą polską mowę. Otóż, jak się okazało, stoimy pod klasztorem Elżbietanek, a owe głosy to ekipa remontowa spod Nowego Sącza. Chłopaki ściszonym głosem zdradzili mi tajemnicę – „bo wiesz pan, my to wybredne chłopaki jesteśmy, a tu same dziewice”…
Dzięki temu sąsiedztwu nalałem sobie pełny zbiornik czystej wody, mocno już przesuszony po kilku dniach jazdy.
Mały kościółek małym był tylko od frontu, z boku okazał się monumentalną gotycką bazyliką pod wezwaniem św. Elżbiety, będącą jednym z największych gotyckich kościołów na Węgrzech. Pod kościołem stoi bardzo ładny, jak chyba wszystkie na Węgrzech, pomnik św. Elżbiety. Ta ostatnia była córką Andrzeja II, założyciela Zamku oficjalne zwanego Zamkiem Rakoczych. Faktycznie historia zamku sięga XV w, a w ręce rodu Rakoczych dostał się dopiero w XVII wieku, kiedy to kolejna jego właścicielka, Zuzanna Lorántffy, wyszła za mąż za György Rákoczy'ego II. Wnosząc w posagu zamek, powiększyła tym samym majątek rodziny Rakoczych.
Kiedy majątek przejął Ferenc II Rakoczy, bohater narodowy, który stanął na czele największego powstania antyhabsburskiego na Węgrzech, zamek stał się siedzibą ruchu oporu. W murach zamku znajdowało się tajne pomieszczenie zwane Sub Rosa, gdzie obradowali przywódcy spiskowi. Droga od bazyliku do zamku prowadzi pośród różnych fikuśnych rzeźb i pomników. Po wejściu główną bramą, na prawo widać park z pomnikiem Rakoczego, na lewo zamek i główne wejście, zaś na wprost – zbudowaną na przełomie 2014 i 2015 roku, nie opisywaną w przewodnikach, zrekonstruowaną odlewnię armat Rakoczego, unikat w skali europejskiej. Ale o tym za chwilę.
Wybieramy bileciki zbiorcze do muzeum zamkowego, czerwonej wieży i odlewni armat. Muzeum i odlewnię zwiedza się bez przewodnika, wieże – z tymże.
Muzeum bardzo ciekawe. Zakładamy filcowe paputy i zwiedzamy. Ładne wnętrza, sporo zabytkowych militariów, starodruków, oczywiście dużo uwagi poświęconej Rakoczemu. Przechodzimy do odlewni. Pośród częściowo zrekonstruowanych ruin pieca odlewniczego, pod osłoną modernistycznego budynku, można zobaczyć bardzo ładne inscenizację przygotowywania form odlewniczych, zalewania formy surówką, wiercenia lufy itp. Wykonują to urocze woskowe figury rzemieślników. Są też modele urządzeń, wyciągów i tym podobnych akcesoriów. Na koniec film z angielskim lektorem, pokazujący, jak to wszystko działało.
Zwiedzanie czerwonej baszty – niestety przewodnik po węgiersku, więc ni cholery nic nie rozumiemy. W jednej z sal podchodzi do mnie jedna z turystek i całkiem ładną polszczyzną mówi, że mieszkała w Polsce kilka lat i może nam częściowo tłumaczyć, co mówi przewodniczka. Z radością się godzimy. Dzięki temu całe zwiedzanie nabiera sensu, bo to co brałem za kazamaty okazuje się być spichrzem, dowiadujemy się historii sali z przepięknymi kafelkami itd. Wycieczkę kończy wyjście na szczyt wieży z tarasami widokowymi – widok rozległy i bardzo piękny. W jednej z baszt znajduje się zwężający się otwór strzelniczy, tworzący efekt dyszy – kto staje vis a vis, wychodzi z rozwianą fryzurą. A wiało mocno.
Na parterze, na prawo po zejściu z wieży jest jeszcze ekspozycja strojów i zabawek z tamtych czasów, można też wyjść na mury zamkowe i pooglądać widoczki.
W drodze powrotnej zwiedzamy jeszcze bazylikę. Warto.
Bardzo dziwi mnie mała liczba turystów, z Polski szczególnie. Nawet na forum CT większość odniesień do Sarospatak dotyczy termali... To kurczę jak pojechać do Krakowa, zaliczyć basen i pojechać dalej. Naprawdę polecamy to miasteczko.
Potem obiadek i w drogę do Tokaju. Oczywiście bocznymi drogami. Droga prowadzi wprost na południe, nazywa się Rózsás tanya i doprowadza nas do przeprawy promowej przez Cisę w miejscowości Balsa Tiszapart. Zapomniałem w GPS ustawić „unikaj promów”… W każdym razie dzieciaki są bardzo zadowolone, płacę 1000HUF i płyniemy. Potem do drogi nr 38 i już most nad dopiero co przepłyniętą Cisą. Jadąc wzdłuż brzegu Bodrog zauważamy dwa kampery – blaszanki na łączce po prawej, a że widok ładny i do starówki bliziutko, parkujemy na noc. Trzy tygodnie temu za darmo, teraz podobno już 2000 HUF…
Zwiedzamy miasto, zaliczamy Rákóczi Pince z degustacją win. Miasto malutkie, piwnice w porównaniu z tym, co widziałem na Krymie rozczarowująco małe. Ale wino dobre. Wracamy do kampera po 20-tej, kolacja, meczyk w piłkę z dzieciakami i kotem, a potem cała ekipa idzie w kimono.
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-31, 16:18
I dalsze fotki.
Rodzinka Cztery Plus - 2016-08-31, 16:25
Ciąg dalszy.
Mang - 2017-07-11, 16:47
Fajna relacja - może tez napiszę coś choć troche podobnego z naszego nadchodzącego wyjazdu...
Rodzinka Cztery Plus - 2017-07-11, 18:48
E tam fajna... Nie dokończyłem z braku czasu...
|
|