James - 2018-08-13, 15:10 Temat postu: Jamesem do Francji 2018Witajcie!
Planowałam, że relację z bieżącej wyprawy zamieszczę na forum jesienią, ale śledząc relację Stanka z Norwegii stwierdziłam,że to jest strasznie fajne wiedzieć na bieżąco jak tam jest w danej chwili. Np. kiedy gotowaliśmy się w Polsce w 34 stopniach a tam było 6 to zaraz było nam lepiej.
Z powodu tych nienormalnych temperatur bardzo długo wahaliśmy się gdzie jechać. Kusiło nas południe Francji. Chcieliśmy rozpocząć tam, gdzie skończyliśmy w zeszłym roku czyli w Pirenejach, a potem podskoczyć do Prowansji. Ale...38 stopni i więcej to nie dla nas. Może wiosną?
Więc padło na północ - Nord-Pas-de-Calais , a jeśli pogoda się załamie to ileż to roboty? Jeden dzień i będziemy na południu. Ach ta wolność Jamesowa!
Skończyliśmy pracę, trochę pomarudziliśmy i wyjechaliśmy dzień później, czyli w sobotę.Nareszcie temperatura na chwilę spadła i spakowliśmy się z energią.
Wyjechaliśmy.Chłodno było aż do bramek pod Wrocławiem i...znowu 30.
Przeskoczyliśmy do wieczora ok.400 km i zatrzymaliśmy się w Budziszynie (Bautzen) 51.182141, 14.415089 ->( N51° 10.924' E14° 24.897') . Już kilka razy nocowaliśmy w okolicy na dość cichej (na ile to możliwe) stacji benzynowej,która nazywaliśmy "u Fińczyka" , bo kiedyś niedaleko nas nocował tam kamperek, chcieliśmy zobaczyć skąd jest, więc moim aparatem "na ptaszki" zrobiłam zdjęcie jego tablicy i mąż krzyknął "to Fińczyk" i tak Fin został na zawsze Fińczykiem.
Po 10 latach przygody z Jamesem pomyśleliśmy, że pora się bardziej wysilić i nie spać na stacji i już ostatnio rano sprawdziliśmy gdzie nocują "dorosłe" kampery. Miejsce jest fajne, spotkaliśmy tam siedem kamperów, wielonarodowe towarzystwo. W nocy było tak cicho, że słyszeliśmy tykanie zegara Jamesa (a to u nas jest synonim ciszy absolutnej).Mimo,że to była sobota , nie było żadnej "gorączki sobotniej nocy" , a już to parę razy przerabialiśmy w różnych krajach. Do kilku osobowych samochodów wrócili późnym wieczorem ludzie , ale cichutko i odjechali.
W planie mieliśmy dotarcie do Zwickau, więc po krótkiej dyskusji, czy mamy na to czas, zwyciężyła ciekawość, jak też ten Budziszyn wygląda. Słoneczko przygrzewa mimo 8 godziny, ale dzielnie idziemy. Jakie to ładne miasto! Zadbane, dopracowany każdy szczegół, architektura trochę przypominała nam Czechy .Możemy zaryzykować stwierdzenie, że te ostatnie ćwierć wieku zupełnie zatarło różnice i Niemcy stały się jednym organizmem.
Snujemy się uliczkami,dochodzimy do gotyckiej katedry, do której właśnie wchodzą ludzie na poranną mszę , fotografujemy zegar słoneczny i nagle słyszymy "miłej niedzieli" (z naszym niemieckim słabo, ale tyle rozumiemy) od starszego człowieka. Podziękowaliśmy i nie powiem - zrobiło nam się bardzo przyjemnie. Idziemy dalej i spotykamy jeszcze jeden zegar słoneczny, o którym czytaliśmy. Tym razem średniowieczny. Kilka razy do niego wracamy czekając , aż słońce go oświetli i weźmie się do pracy. Wreszcie udaje się zobaczyć która godzina. Wprawdzie czas zimowy, ale nie bądźmy zbyt wymagający.
W pewnym momencie mija nas młody człowiek i z wielkim zaangażowaniem wcina pączka i to jakiego! Z grubą warstwą lukru! A my raptem po kawie ( no ja jeszcze po jogurciku).Brzuszek powiedział tak, tak, pączka! Pewnie jest gdzieś blisko, bo dopiero zaczął jeść. I rzeczywiście trafiamy do cukierni . Oczywiście kupujemy też ciepłą bagietkę, w końcu jesteśmy w drodze do Francji.
A pączki? Cóż...przepyszne! Oczywiście nie doniesiemy ich do Jamesa. Zatapiamy zęby w lukrze i już po chwili mój małżonek ma marmoladkę wszędzie - na koszuli i komórce, która w niej była też. Ale mu się trafiło! Dostał chyba jeszcze mój przydział dżemu, bo w moim pączku była przyzwoita, ale normalna ilość. Szczęściarz!
Wracamy do Jamesa.Jeszcze obserwujemy nowe (przynajmniej dla nas) rozwiązanie opróżniania toalety chemicznej. Skrzynka z napisem sanitar ( czy jakoś tak), , facet wrzucił monetę, podniosła się metalowa żaluzja, wylał, wypłukał i po chwili sama się zamknęła. Fajne- na pewno bardziej estetyczne niż nie jedno rozwiązanie jakie już widzieliśmy.
Jeszcze jedna uwaga dotycząca Budziszyna. Wjeżdżając widzieliśmy napisy dwujęzyczne i myśleliśmy - polski to nie jest, jakby czeski? Ale od czego wujek Google. Chodzi o mniejszość Serbołużyczan, którzy pod koniec XIX wieku stanowili ok.15% mieszkańców miasta i 33% powiatu.slawwoj - 2018-08-13, 15:13 No ale 3 zdjęcia to stanowczo za mało ! James - 2018-08-13, 15:34 Opuszczamy gościnne miejsce machając sąsiadom na pożegnanie.Jeszcze tankujemy w mieście (1,249 za olej na stacji Aral) i jedziemy do Zwickau.
Docieramy do Muzeum Augusta Horcha w południe. Żar leje się z nieba, a my nie możemy znaleźć wolnego miejsca parkingowego. Kręcimy się w kółko, jest nam gorąco, jesteśmy głodni a wszędzie absurdalne, czasem wykluczające się nawzajem znaki np. parking, gdzie auto ma stać w połowie na jezdni, w połowie na poboczu , a pod spodem zakaz postoju. W końcu stwierdzamy, że staniemy gdziekolwiek, zjemy coś i może wtedy zwiedzający, którzy zajęli cały parking pojadą coś przekąsić i zwolni się miejsce dla Jamesa. I tak się stało.
Zaopatrzeni w kasie w ulotkę w języku polskim zwiedzamy to wspaniałe muzeum motoryzacji pełne eksponatów DKW,Audi i Horch-a.Perełki, po prostu perełki! Odtworzona stacja benzynowa z lat 30-tych, wspomnienia z NRD, mroczne czasy wojny pokazane w sposób wyjątkowy, a także smakowite kąski w rodzaju odtworzonej daczy z czasów socjalizmu ( było ich wtedy w NRD 2,6 miliona), odtworzone warsztaty, linia produkcyjna duroplastu. Naprawdę miejsce godne odwiedzenia. Jedyny problem to brak klimatyzacji, ale przy takich eksponatach to drobiazg, a poza tym jak często jest tak gorąco jak ostatnio?James - 2018-08-13, 15:38 Jedziemy dalej. Mieliśmy ambitne plany przeskoczyć jeszcze kilkaset kilometrów, ale zmęczenie daje znać o sobie. Rezygnujemy z kapitalnego stellplatzu znalezionego przez męża i dostaję bojowe zadanie, żeby znaleźć coś bliżej. Udaje mi się i zatrzymujemy się w Lauf an der Pegnitz niedaleko Norymbergi. Miejsce wyznaczone przez gminę dla kilku kamperków, z prądem i wodą płatną, ale akurat nie potrzebujemy.Dojeżdżając zatrzymujemy się na światłach, obok w samochodzie dudni muzyka, nagle facet cofa, żeby się z nami zrównać, wyłącza muzykę i z szerokim uśmiechem mówi "ja też jestem z Polski", zdążyliśmy mu tylko życzyć powodzenia, bo światła się zmieniły i wszyscy pognaliśmy dalej.Przyjeżdżamy jako piąty kamperek- 2 Niemców 1 Anglik i 1 Francuz i po dyskusji ( bo ja chcę stanąć jak inni w rządku,a mój niepokorny ślubny- przy krzaczkach- w końcu wyszło na jego i dobrze, bo następny kamperek (ostatni,który się zmieścił), stanął już w ogóle w poprzek) gotujemy i idziemy spać.
Rano po kawie oczywiście poranny spacerek. Miasto dopiero się budzi, robimy zdjęcia- pocztówka za pocztówką. Kupujemy plastry ABC, które jak tylko mam okazję, to przywoźę sobie z Niemiec (rozgrzewające na kręgosłup- cóż latka lecą), kiedyś były do kupienia w Polsce, ale potem zniknęły.Jak je mam to jest wielka szansa, że nie będą potrzebne.
Robimy jeszcze fotkę sympatycznemu rzeźnikowi, który pod mięsnym rozbiera półtuszki w sterylnie czystej przyczepce (podobało mu się zdjęcie) i wracamy do Jamesa.
A teraz niecałe 300 km. i przed nami Francja.James - 2018-08-13, 15:40 Slawwoj- już się poprawiliśmy a będzie tylko lepiej tom-cio - 2018-08-13, 16:05 To i ode mnie piwo dla sasiada (sasiadki)na zachete.Moze sie wreszcie przekonam i rusze w tamtym kierunku a nie tylko balkany i balkany James - 2018-08-13, 18:09 Tom-cio dzięki za piwko. Właśnie z racji otoczenia otworzyliśmy czerwone wytrawne
A jeśli chodzi o Bałkany to większość jeszcze przed nami, ale Bułgaria , w której byliśmy na wiosnę już ma stałe miejsce w naszych sercach z powodu przyrody i charakteru ludzi.Spax - 2018-08-13, 18:40
taaadam izola - 2018-08-13, 20:24 pisz, pisz James ...zapowiada się ciekawie
Za chwile pojadę waszymi, jak i moimi śladami...a jest tego sporo izola - 2018-08-13, 20:34
postaw jej piwo a nie taaadam...co to jest taaadam?James - 2018-08-13, 20:55 Może się kiedyś wszyscy spotkamy we Francji, stukniemy się kieliszkami z czerwonym, a po którymś zawołamy taadam
Strasznie się cieszę Izola i Spax, że tak szybko dołączyliście do nas w ten bardzo przyjemny wieczór- wśród zieleni, James cały pootwierany, cisza, tylko słychać gdzieś niedaleko klekot bociana ...J.Leboski - 2018-08-13, 21:04 Będę obserwował, udanej podróży. izola - 2018-08-13, 21:05 klekot bociana...gdzie jesteśJames - 2018-08-13, 21:20 Leboski - dzięki!
I bocian i my niedaleko granicy z Niemcami, własnie się zastanawialiśmy czy on w ogóle stąd odleci czy podejmie jedyną słuszną decyzję i zostanie Spax - 2018-08-14, 10:09
James napisał/a:
Strasznie się cieszę Izola i Spax, że tak szybko dołączyliście do nas
Cała przyjemność po naszej stronie i czekamy oczywiście na ciąg dalszy. Troszkę nie w swoim imieniu gadam, ale pewnie izola się ze mną zgadza - taaadam ha ha.James - 2018-08-14, 13:02 Poranek na francuskiej ziemi.
Boćki nie dały mi spokoju. Wczoraj jednego widzieliśmy na łące, ale w końcu dla Polaków to nic dziwnego (widzieliśmy kiedyś we Francji w parku ornitologicznym lunetę na coś skierowaną, podchodzimy z wielką ciekawością, a tam bociany! )
Rano o 6 rano słyszę klekot i to nie jednego boćka, ale wielu.Co to sejmik??? Przecież odlatują dopiero za dwa tygodnie. No to idę to sprawdzić.
Klimacik rewelacja! Kamperki smacznie śpiące w unoszącej się mgle...
A bociany? Wszystko jasne - zapomniałam, że jesteśmy w Alzacji, gdzie od lat trwa proces reintrodukcji bocianów. Przypomniałam sobie szok jaki przeżyliśmy w 1996 kiedy byliśmy we Francji po raz pierwszy i zobaczyliśmy bociany zamknięte w wolierze. Byliśmy tak zniesmaczeni, że nawet nie zrobiliśmy jednego zdjęcia. Jak oni śmieli! Zamknąć "nasze" boćki.
Od tego czasu trochę wydoroślałam i już nie reaguję tak emocjonalnie. Ten program przyniósł zresztą efekty, bo od 1986 do 2015 liczba bocianów w tym rejonie wzrosła z ok.30 par do 800, młode urodzone w wolierze odlatują do Afryki by potem wrócić w rodzinne strony w Alzacji żyjąc w pełni na wolności.Mało tego , jest im tak dobrze (są dokarmiane), że później tylko połowa odlatuje na zimę J.Leboski - 2018-08-14, 13:40 Ja zawsze miałem zakodowane ze Polska to kraina bocianem stojąca, ale własnie we Francji widziałem w jednym miejscu ok. 200 bocków, ale chyba były przelotem, bo w okolicy gniazd nie ma, być może byli to własnie ci Alzatczycy
a! i tak mi sie przypomniało...chociaż za bardzo nie pamietam gdzie to było, ale chyba w Niemczech, na olbrzymich obszarach pól, dziesiątki tysiecy kaczek jezeli nie setki tysiecy czesc wzbiła sie do lotu, niebo pociemniało, a reszta powoli stratowała niesamowite widowiska, niestety nie mogliśmy dobrze poobserwować bo jechaliśmy autostradą...James - 2018-08-14, 17:39 [quote="J.Leboski"]Ja zawsze miałem zakodowane ze Polska to kraina bocianem stojąca
Co czwarty bocian na świecie jest Polakiem ( jak to brzmi Mamy ich 50 tysięcy par !
Tak się przyzwyczailiśmy do ich obecności, że pewnie już nie zauważamy jakie one są piękne.
Czasem obserwując te eleganckie ptaki stąpające z gracją mam wrażenie, że są sztuczne James - 2018-08-14, 18:15 Prześladował nas dzisiaj pech- trzy zaplanowane muzea były zamknięte i to bez powodu . Jedno z rozbrajającym napisem "przykro nam, jesteśmy zamknięci".
Ale jedno trafiło nam się wspaniałe : wiejski dom w Kuzenhausen. Mnóstwo eksponatów, zachowane budynki gospodarcze równie solidnie wybudowane jak dom mieszkalny, żywe zwierzęta, ogród warzywny, dom ocieniony wspaniałą winnąlatoroślą. Pokoje - starszych ludzi (oddzielne łóżka, za to z termoforami), młodej pary (połączone- termofory niepotrzebne ) , część zwierząt gospodarskich pięknie wykonanych (spojrzenie żywego stworzenia), zdjęcia np. z rozbierania świni (prawie lekcja anatomii, na pewno nie dla wegetarian) i produkcji kiełbasek,króliki pijące wodę z butelek po winie ( to w końcu francuskie króliki ), mnóstwo sprzętów - niektóre się nie starzeją i do dzisiaj są używane w wielu domach (sami mamy kilka).Spax - 2018-08-15, 10:15 A to tak na zachętę - już bardziej po francusku niż niemiecku Zakładając, że jeszcze jesteście w regionie.
James - 2018-08-15, 11:00 Dzięki Spax! Właśnie kupiliśmy bagietkę i opuszczając Bitche stwierdziliśmy, że przeczytamy jeszcze Twój komentarz, bo pewnie coś ciekawego podsunąłeś :-) Już sprawdzamy. Widzimy,że jest to w pobliżu domów troglodytów, które mamy w planie.Spax - 2018-08-15, 13:15 Tak. To po drodze do Eschbourg
A tu można sobie na nockę przycupnąć w Eschbourg.
48°49'16.9"N 7°16'49.9"E
48.821362, 7.280519James - 2018-08-15, 19:17 Wieczorem wybraliśmy się jeszcze na spacer po Bertsdorfie. Miejscowość właściwie naszym zdaniem składa się z dwóch części : starsza tradycyjna, pełna pruskiego muru, budynki w których toczy się normalne rolnicze życie , za którymi dało się dojrzeć sprzęt rolniczy i budynki gospodarcze. Druga część miejscowości to zupełne nieporozumienie : wyraźnie domy współczesnych korpoludków, wszystko wybrukowane, wygolone, najwyżej jakieś rachityczne iglaki posadzone w niby-ogródkach ( o takim ogródku usłyszałam na północy Polski "ruskij manior").
Wróciliśmy do Jamesa. Od wczoraj zmieniły się kamperki, w których towarzystwie spaliśmy, zostały dwa. I szalona decyzja- mimo,że była już dwudziesta godzina przekonałam męża, żeby jechać dalej.Ale generalnie jest to dobre miejsce na nocleg : przy terenach sportowych, obok jest strzelnica (jest bezpiecznie, bo w budynku), ale popołudniu kończą strzelanie, sporo miejsca dla psiaków ,żeby mogły się wybiegać i gratis woda i zrzuty N48° 53.651' E7° 54.637' 48.893626, 7.910767
W ramach przypominania sobie jak się jeździ dużym autem to ja poprowadziłam (mąż stwierdził, że gdyby dostał zawału, to po tym treningu szybciej zawiozę go do szpitala- bardzo śmieszne ).
Dojechaliśmy bezpiecznie ok.21 pod cytadelę w Bitche N49° 03.262' E7° 26.066' 49.054411, 7.434441 Spało tam już około 10 kamperków, jest znak, który kochamy: zakaz wjazdu pojazdów oprócz kamperków . Spały nie tylko na miejscach wyznaczonych, ale też na trawce co i my uczyniliśmy. Tutaj woda płatna. Jedno co nas zmartwiło to tablica z ostrzeźeniem po francusku i niemiecku, żeby uważać na złodziei. To był jeden z powodów dla których odpuściliśmy sobie zwiedzanie cytadeli , ale nie jedyny. Przy porannej kawce przeczytaliśmy wiele o niej , a przede wszystkim o wojnie 1870-71 , resztę jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Zniechęciły nas też opisy w internecie, że usunięto stare zdjęcia, plansze i rysunki , a zastąpiono audioprzewodnikami pełnymi efektów dla dzieci.
Rano zaczęły znikać kamperki, które wyraźnie zjechały tam na nocleg. Skojarzyły mi się z ptakami wędrownymi, które zatrzymały się tylko na chwilę, żeby rano polecieć dalej, ale mąż znalazł lepsze porównanie : do owadów, które jak tylko mają taką możliwość to wieczorem przed burzą wlatują masowo do domu, żeby rano zniknąć bez śladu.
Spało się bardzo dobrze, cichutko i chłodno -rano było 13 stopni.James - 2018-08-15, 19:35 Podjechaliśmy do muzeum lokomotyw parowych i ... no zgadnijcie? Oczywiście zamknięte. Czynne w czwartki i niedziele od 14- tej do 18-tej (przegapiliśmy w internecie) Przypomniało nam się w tym momencie co powiedzieli nam Francuzi których spotkaliśmy w Zamościu i chcieliśmy im pomóc z alarmem- zdziwili się- w niedzielę?! i powiedzieli , że u nich albo jest dzień wolny, albo święto, albo wszystko jest zamknięte baz powodu, a jak już nie ma innego wyjaśnienia to jest strajk.
Korzystając z rady Spax-a zajrzeliśmy do La Petite Pierre, tym bardziej,że filmik był bardzo sympatyczny. Po przyjeździe miejsce skojarzyło nam się np. z Kazimierzem Dolnym. Warto tam zajrzeć, tylko my jak już kilka razy na tym wyjeździe - nie ten czas i nie to miejsce. Miejsce dla Jamesa udało nam się znaleźć na końcu miejscowości prawie przed tablicą :dziękujemy za odwiedzenie Petit Pierre, tłok był nieziemski bo dziś kończy się trwający od 10 dni festiwal jazzu, a zamek jest w remoncie i chyba jeszcze długo będzie. Ale nie narzekamy, był bardzo przyjemny spacer, a moja druga połowa znalazła ślady działań Vaubana i wszyscy byli zadowoleni.
Spax - jesteśmy otwarci na Twoje pomysły.
Natomiast jaskinie troglodytów w Graufthal były otwarte, a żeby do nich dotrzeć pomyliliśmy drogę i dobrze,że James jest malutki, bo zakopaliśmy się w tak wąskich uliczkach,że ledwo się przecisnął, a na końcu był cmentarz i ludzie mieszkający obok którzy stali na werandzie i woleli nie podchodzić żeby wariatów nie drażnić . Wyszliśmy i okazało się, że tylko odrobinę się pomyliliśmy.
A domy troglodytów? Fajne, ostatnia mieszkanka żyła tam do 1958 roku i zmarła w wieku 82 lat! Bez prądu, wody, z lampą naftową, ale to była osoba na poziomie- widzieliśmy napisany przez nią list. A mieszkanie w tym miejscu to tylko do pewnego stopnia był efekt biedy. Żeby tam zamieszkać trzeba było dobudować tylko zewnętrzną ścianę, w środku przyjemnie chłodno, wspaniały widok, czego można chcieć więcej?Endi - 2018-08-15, 22:23
James napisał/a:
Może się kiedyś wszyscy spotkamy we Francji, stukniemy się kieliszkami z czerwonym, a po którymś zawołamy taadam ...
Wróciliśmy z Alzacji około 3 tygodnie temu. Niestety nie spotkaliśmy żadnej polskiej załogi. Za to bocianów mnóstwo wszak bocian to jeden z symboli Alzacji. Francuzi twierdzą , że bociany to ich są .
Aczkolwiek zapominają , że liczy się tylko ten jeden - polski oczywiście
Na dość sporą ilość natknęliśmy się w Strasburgu, w parku przy Parlamencie.
Pozdrawiam i życzę szczęśliwej podróży J.Leboski - 2018-08-16, 07:01
Cytat:
W ramach przypominania sobie jak się jeździ dużym autem to ja poprowadziłam (mąż stwierdził, że gdyby dostał zawału, to po tym treningu szybciej zawiozę go do szpitala- bardzo śmieszne ).
i teraz dylemat jechać szybciej, kiepsko jechać wolniej też kiepsko
We Francji wczoraj było święto tak jak i w Polsce, Matki Boskiej Zielnej...James - 2018-08-16, 09:53 Endi - jakie fajne mieszkania dla boćków
A jeśli chodzi o polskie załogi we Francji, to właśnie usiłowaliśmy sobie przypomnieć czy spotkaliśmy chociaż jedną i nie! A jesteśmy tu dziewiąty raz, z czego osiem Jamesem, a raz w 1996 VW T2.
Leboski- to,że "lokomotywy" były zamknięte nie miało związku ze świętem. Oni pracują 6 godzin tygodniowo (napisałam, że do 18-tej , nie- do 17-tej!) Taki fajny kraj
Za to ciepłe bagietki są zawsze. Gdzieś czytałam, że Francuzi mają to zagwarantowane ustawowo, że muszą między sobą to ustalić , ale jedna piekarnia w okolicy musi być czynna.James - 2018-08-16, 09:57 Spax- skorzystaliśmy z Twojej rady i przycupnęliśmy pod skarpą. Przez okno dachowe wchodziła nam do Jamesa piękna sosenka, a spało się tak,że obudziliśmy się po 12 godzinach!Spax - 2018-08-16, 11:34
James napisał/a:
Spax- skorzystaliśmy z Twojej rady i przycupnęliśmy pod skarpą. Przez okno dachowe wchodziła nam do Jamesa piękna sosenka, a spało się tak,że obudziliśmy się po 12 godzinach!
taaadam
Uściślając dla potomnych Graufthal to część komuny Eschbourg. Na mapach wujka G. nie wyświetla się bezpośrednio jako wioska. Czort wie dlaczego! Osobiście byłem tam już dobre kilka lat temu, ale to właśnie dzięki J.C. czyt. Jamesowi, przypomniała mi się ta miejscówka przy stawie. Proszę więc o potwierdzenie czy nadal jest tam na tyle spokojnie (hotel/restauracja w pobliżu - ruch samochodowy), że można stanąć choćby nie będąc naprawdę zmęczonym (12 godzin snu na to wskazuje ha ha). Jeżeli potwierdzicie to dodam do mojej mapki z miejscówkami francuskimi.
Cytat:
Spax - jesteśmy otwarci na Twoje pomysły.
Północna część Francji to dla mnie raczej biała plama na mapch podróży. Bywałem tam dość często w latach 80-tych, ale muszę przyznać, że wtedy bardziej interesowały mnie piękne, francuskie dziewczyny oraz knajpy, a niżeli rozglądanie się za tym co dziś nazywam "łoł, jakie fajne miejsce" Myśłę więc, że bardziej pomysłowa będzie w tym przypadku izola.izola - 2018-08-16, 13:27 ...znowu mnie ciągnie na północ,
jak znajdę fajne nowe postojówki to się podzielę.
Planów wielkich nie robię, po prostu jadę w obranym kierunku i gdzie mi się podoba szukam miejsca by "przycupnąć" taki przebieg podróży, robi najmniej stresu i czegokolwiek...
Cytat:
... Niestety nie spotkaliśmy żadnej polskiej załogi.
też nie spotkałam prawie nikogo, ale polską młodzież i ich "mowę" słyszałam na deptakach i plaży...czyli są nieliczni odważni James - 2018-08-16, 19:19 Spax - Twoja miejscówka jest super. Przyjechaliśmy tam przed 18-tą i spotkaliśmy jednego kamperka ( myśleliśmy, że nocuje a on chyba w pobliżu mieszka) i kilka osobowych, które w ciągu godziny zniknęły. Poszliśmy na spacer ok.1-1,5 km leśną drogą i dopiero tam spotkaliśmy mnóstwo ludzi i hałasu nad wodą. A w już "naszej" zatoczce cisza i spokój. Wygoniło nas stamtąd dopiero przygrzewające słoneczko i poczucie obowiązku zwiedzania
Acha i bardzo dziękujemy, bo wysłałam zanim zdążyłam to uczynić.
I oczywiście za miejsce należy Ci się piwko James - 2018-08-16, 19:22 I jeszcze jedno Spax - ach te lata 80-te!!! Byłam wtedy w liceum...Spax - 2018-08-16, 19:39 Dziękuję za piwko A jakieś zdjęcie tego miejsca zrobiliście? Przydałoby się do mapki.James - 2018-08-16, 19:45 O kurczę, przykro nam, ale nie zrobiliśmy, a już jesteśmy za daleko. Ale niespodzianka też jest fajna, my też w ciemno sprawdzaliśmy "miejsce Spax-a":-)James - 2018-08-16, 20:48 Wyjechaliśmy na poszukiwanie bagietki. Spotkaliśmy piekarnię , a w środku była sprzedawczyni - tylko ona i ani okruszka bagietki, chyba nawet gołąb umarłby z głodu. Pani z obrzydzeniem na twarzy mówi , że obok jest market i tam mogę kupić , a ja na to , że chcę "prawdziwą" bagietkę co spotkało się z pełnym zrozumieniem. Pani wysłała nas do miejscowości oddalonej o 6 km., gdzie oprócz bagietki spotkaliśmy kapitalną muzeum-synagogę , która na nasze szczęście miała przerwę dopiero od 13-tej. Te wakacje są szczególne, bo pełne spontaniczności, tylko ogólny cel jest znany , a reszta gdzie nas oczy poniosą, czyli to co tygrysy lubią najbardziej.
Synagoga w Bouxwiller bardzo ciekawa, wiele informacji dla nas nowych np. ,że antysemityzm nie zaczął się od nazistów, ale,że opaskę z żółtym symbolem wymyślono już na synodzie w 1215 roku, wiele scenek z życia Żydów wykonanych z modeliny, kartki pocztowe sprzed wielu lat... warto tam zajrzeć. Pokazaliśmy pani , która nam sprzedała bilety i wiele wyjaśniła - zdjęcia z muzeum w synagodze, które w tym roku zrobiliśmy w Chełmnie , gdzie jest jedyna na świecie szklana bima.James - 2018-08-16, 20:59 Potem wróciliśmy do muzeum lokomotyw parowych w Obermodern( nie darowaliśmy im).Okazuje się, że to muzeum stworzone przez entuzjastów, cała wieś się zaangażowała. Oprowadzał nas pan chyba 80-cio letni, były szef dworca i bardzo to przeżywał. A eksponaty to wspaniale wykonane modele redukcyjne, informacje nowe nawet dla mojego ślubnego o lokomotywach napędzanych mazutem i z napędem turbinowym. Na koniec poproszono nas o wpis do książki , mówimy- po polsku? , dobrze byłoby też po francusku, no to się postaraliśmy, ostrzegając, że jakieś błędy będą, spociliśmy się nie tylko z powodu upału, ale jak państwu w muzeum przeczytaliśmy i buzie się rozjaśniły uśmiechem, to pomyśleliśmy, że nasza ukochana nauczycielka francuskiego byłaby z nas dumna. Chyba byliśmy pierwszymi Polakami w tym muzeum.
W obydwu przypadkach było nam łatwiej znając do pewnego stopnia język francuski, ale techniczne opisy przy lokomotywach są zrozumiałe a w synagodze czasami radziliśmy sobie za pomocą tłumacza Googla przy bardziej skomplikowanych tekstach.James - 2018-08-16, 21:15 Zajrzeliśmy jeszcze do kościoła, którego historia sięga X wieku Abbatiale Saint-Pierre-et-Saint-Paul w Neuwiller-lès-Saverne gdzie chcieliśmy zobaczyć gobeliny eksponowane w krypcie, ale ponieważ okazało się, że musielibyśmy czekać ok.2 godzin bo tylko taka była możliwość zwiedzania , jeszcze do tego tylko z przewodnikiem, a ponieważ temperatura sięgnęła 32 stopni to odpuściliśmy sobie.
Podobnie stało się ze śluzą Plan incliné de Saint-Louis-Arzviller , która jest oryginalna ale jak do niej podjechaliśmy i zobaczyliśmy ten cały przemysł turystyczny to też sobie darowaliśmy.
Widać, że upał zaczął nam dokuczać . Pora uciekać w chłodniejsze rejony.
Teraz dojechaliśmy na miejsce wyznaczone dla kamperów, ale miejsc jest tylko pięć , wszystkie zajęte i po dyskusji z innymi kamperowcami stanęliśmy obok tak, żeby nie tamować ruchu, a potem dojechało jeszcze kilka kamperków i wzięło z nas przykład i też stanęły obok nas mając to w nosie. Wolność ponad wszystko!izola - 2018-08-16, 22:33 wspaniałosci... jeszcze dziebeczko... i teź mam...nic taaadaaam prawdziwe leci James - 2018-08-17, 07:34 Dzięki Izola Spax - 2018-08-17, 12:25
Cytat:
O kurczę, przykro nam, ale nie zrobiliśmy, a już jesteśmy za daleko.
Czuję się przymuszony, aby tam pojechać i te zdjęcia zrobić. Odczekam jednak, aż remont zamku się zakończy. Piknę wszystko za jednym razem.
Cytat:
muzeum lokomotyw parowych
taki mini Wolsztyn
Swoją drogą już ponad 900 wyświetleń tej relacji a właściwie tylko izola i ja komentujemy. Hej! Czytający! Moglibyście też coś popisać, bo komentarzowo nudnie się zrobi. James - 2018-08-17, 18:43 "taki mini Wolsztyn "
Bardzo nam się w Wolsztynie podobało. (byliśmy tam w czasie kiedy jeszcze jeździł parowóz do Poznania z turystami, ale to było kilka lat temu).
Te francuskie lokomotywy były bardziej "naukowe", a Wolsztyn "ekspozycyjno-pokazowy" jak to podsumowała moja druga połowa.James - 2018-08-17, 19:12 Opuściliśmy Alzację i snujemy się przez Lotaryngię. Z tą Alzacją to przez zawieruchy dziejowe dziwna sprawa. Można by użyć fajnego zdania , które niedawno przeczytaliśmy. Kobieta- informatyk powiedziała o sobie i swoim zawodzie , że jest jak świnka morska - ani świnka ani morska. Podobne mamy odczucie patrząc na Alzację - ani Francja ani Niemcy, po prostu Alzacja. Nawet język francuski jest tam trochę inny, więc stęsknieni tego najczystszego przesuwamy się dalej.
Dzisiaj w ramach przyjemności zwiedzania witraże Chagalla w kaplicy w Sarrebourg.Słońce wpadające przez witraże pięknie malowało gotycką kaplicę. Dziesięć lat później ozdobił częściowo witrażami katedrę w Metz , ale moim zdaniem w Sarrebourg bardziej się postarał. Mimo, że od czasu jak zobaczyliśmy tą katedrę, to już żadna inna nie jest wystarczająco dobra. Może nastrój chwili, może oświetlenie w danym momencie?
Później zajrzeliśmy jeszcze do muzeum miasta Sarrebourg, gdzie oprócz eksponatów archeologicznych jest sporo porcelany . Ale jakiej! Pierwszy raz w życiu widzieliśmy rzeczy z porcelany tak misternie wykonane .
A na deser mąż znalazł mi rezerwat ptaszków przy największym sztucznym stawie we Francji w Lindre. I ptaszki stawiły się w komplecie- były czaple siwe, kormorany, perkozy i sporo mew.James - 2018-08-17, 19:16 c.d.Spax - 2018-08-17, 23:07
James napisał/a:
wypoczynek pod orzechem
Czy po orzeszkiem odpoczywa J czy C?
Pozdrowienia dla Was z Kolumny. Bardzo wam zazdroszczę wyjazdu. Tyłek mnie swędzi, ale czuję, że w tym roku nic już z wyjazdów dalszych nie będzie. Za dużo pomidorów w tym roku, o które moja luba dbać musi. James - 2018-08-18, 12:49
Cytat:
Czy po orzeszkiem odpoczywa J czy C?
Odpoczywa A, pisze M, a co robi J.C.? Kółka zawinął pod siebie i drzemie czekając na nas
A jeśli chodzi o Twoje "swędzące opony" to pozwól, że zasieję trochę defetyzmu :zostaw to wszystko , te pomidory itd, porwij drugą połowę i w drogę Spax - 2018-08-18, 12:54
James napisał/a:
Odpoczywa A, pisze M, a co robi J.C.? Kółka zawinął pod siebie i drzemie czekając na nas
I wszystko jasne James - 2018-08-18, 12:57 A teraz A jak przystało na Francję robi ratatouille James - 2018-08-18, 18:47 Dzisiejszy dzień, to jak mówi jeden z naszych znajomych " pełny relaks". Spacery od świtu wśród ptaszków, próby przedostania się jak najbliżej wypoczywających stad np. gęsi i wypoczynek,wypoczynek... przejazd wzdłuż Mozeli i cichy nocleg znaleziony na sobotnią noc.mpakulski - 2018-08-19, 11:34
Spax napisał/a:
Swoją drogą już ponad 900 wyświetleń tej relacji a właściwie tylko izola i ja komentujemy. Hej! Czytający! Moglibyście też coś popisać, bo komentarzowo nudnie się zrobi.
Czytam, robię notatki i w przyszłym roku pojedziemy Waszymi śladami Na razie kamperowi bliżej do lawety J.Leboski - 2018-08-19, 12:02 Czyta się James - 2018-08-19, 19:52 mpakulski i Leboski - bardzo nam miło Wobec tego za chwilę ciąg dalszy izola - 2018-08-19, 20:06 przysiądę sie,,,James - 2018-08-19, 21:50 Super Izola Zapraszam
No to lecimy.
Cichy nocleg był cichy do czasu... Ale od początku. Miejsce jest bardzo spokojne , z monitoringiem 48.952559, 5.860888 -> N48° 57.140' E5° 51.652',oprócz nas stał tylko jeden francuski kamperek. Wahaliśmy się czy zostać, a co będzie jak sobie pojedzie, na tym sportowym terenie nie bardzo chcielibyśmy zostać sami. Po chwili dojechał Holender, no , nie jest źle. Kręcił się , wiercił się, głośno rozmawiał przez telefon, ogromnym kamperem (chyba nie jego- tak niepewnie nim manewrował, albo ma go od niedawna) bał się wjechać na bardzo przyjemny, zacieniony placyk, wreszcie wyjął stolik, fotele, kuchenkę , a po chwili , kiedy my już zdążyliśmy zjeść i zaczęło się ściemniać, poskładali wszystko (nic nie zjedli) i pojechali.
Położyliśmy się spać, przyjemnie , chłodno, cichutko...i nagle klaksony wielu samochodów. Na parking niedaleko nas zjechało 30-40 osobowych aut głośno trąbiąc. Co jest???
Ponieważ ślubny już prawie spał, ubrałam się i idę wypytać Francuzów.Pani mówi z entuzjazmem- wesele!. Ja na to no fajnie, ale jak oni będą całą noc hałasować? A ona na to ,że zadzwoni na policję i będzie spokój. Ciekawe podejście.
A goście weselni? Zaczęli rozkładać namioty . Francuzka mówi z błyskiem w oku "bordel" hm....Wyobraźnia działa, po powrocie do Jamesa zaczynamy czytać o "prawie pierwszej nocy" i myślimy może to to? Po ploteczkach z bardzo miłą panią , która jak się okazało mieszka w tej samej miejscowości i właśnie wróciła z mężem od córki z Bordeaux ( gdzie było 38-42 stopni), a teraz wypoczywa, bo tu jest ciszej niż w jej domu , pod którym jak powiedziała hałasują traktory, wróciłam do Jamesa i poszliśmy spać. Nie uwierzycie - goście weselni ok.100 osób (może ponad) bawili się tak cichutko, że my się zastanawialiśmy czy oni tam w ogóle są. Ok. 4-tej większość samochodów odpaliła i po weselu.
Rano przeszliśmy się do miasteczka tradycyjnie po bagietkę i ciasteczko a potem zaczęliśmy się snuć wzdłuż Mozeli. Jeszcze po drodze zobaczyliśmy, że facet z przyczepą na brytyjskich numerach coś namiętnie fotografuje. No to zatrzymujemy się i my. A to trzy tir-y przystrojone na ślub. Facet z wypiekami na twarzy opowiada, że ten ślub był wczoraj, żenił się kierowca tir-a , a on też w Anglii jest kierowcą, i że pełen odlot, trąbili tymi ciężarówkami ( co nam obrazowo pokazywał).
Jedziemy dalej, zatrzymujemy się w mały miasteczku nad kanałem, wyciągamy krzesełka, cień...tak, to jest to. Ale mamy w planie zwiedzanie, więc opuszczamy to urocze miejsce - błąd, błąd
Dojeżdżamy do odtworzonych okopów Tranchée De Chattancourt z czasów I Wojny Światowej. Bardzo ciekawe miejsce, po raz pierwszy widzimy jak to wyglądało, bo dotąd zwiedzając np.okolice Verdun widzieliśmy tylko to co po nich po latach zostało. Wprawdzie przewodniczka- wolontariuszka mówiła z szybkością karabinu maszynowego, ale cóż- nie można mieć wszystkiego.
Zaczynamy szukać miejsca na nocleg i mimo, że Mozela jest piękna, zaczynamy się czuć jak na Lazurowym Wybrzeżu- tu nie wolno, tam nie wolno, a tu nie wolno kamperom stać w nocy.
W końcu docieramy do cytadeli Montmedy ,gdzie miało być dobre miejsce na nocleg. I może by i było, ale od jutra od 7 godziny zaczynają się prace remontowe i parking będzie zamknięty ( zresztą był tylko dla 5-ciu kamperów, więc pewnie i tak byśmy się nie zmieścili).
Póki co mąż zapragnął wjechać do cytadeli Wysokość 2,75 ( James ma 3,00) , ale jedziemy, ja wysiadam przy przejeżdżaniu przez bramy, mało mnie nie rozjeżdżają, ale spoceni - ja i James wjeżdżamy. Dziwne miejsce. Większość budynków w ruinie, część do sprzedania. Wycofujemy się i zatrzymujemy się na kapitalnym campingu Montmedy 49.520941, 5.361184 -> N49° 31.256' E5° 21.671', pod starymi drzewami, gdzie właśnie siedzę pod wierzbą płaczącą, słychać tylko świerszcze, i piszę dla Was tą relację.James - 2018-08-19, 21:53 c.d.izola - 2018-08-19, 22:03 Fajnie bylo dziś z Wami podóżować...wspaniałe klimaty andrzejm94 - 2018-08-20, 08:11 Dzięki za relację z wypadu, przyjemna lektura, a my jeszcze przed wyjazdem, pozdrawiamy James - 2018-08-20, 18:24 Izola - miło się pisze dla Ciebie i podobnie myślących taadam
andrzejm94- dziękujemy i życzymy przyjemnych wakacji James - 2018-08-20, 18:40 Taki sobie leniwy dzień. Trochę zakupów, papu w południe w dzikim, cudownym miejscu. Póki mamy małego kamperka to możemy sobie pozwolić na wjeżdżanie w takie szalone miejsca.
Jeszcze uwaga do wczorajszej relacji. Nasza przesympatyczna nauczycielka francuskiego, która również śledzi tą relację skomentowała w mailu do nas okopy, a ponieważ jej opis jest bardzo filmowy, poprosiłam o zgodę na umieszczenie go na forum. Oto on:
"Il faut encore imaginer la boue, le bruit assourdissant des obus, l’odeur des cadavres qui se décomposent..."(W wolnym tłumaczeniu: można (oglądając zdjęcia) wyobrazić sobie błoto, ogłuszający huk wybuchów, odór rozkładających się ciał...)
Zajrzeliśmy dzisiaj na chwilę do miejscowości Sedan i obeszliśmy kolejne dzieło Vaubana. Ogrom tej budowli jest naprawdę imponujący. To podobno największa twierdza w Europie i na taką rzeczywiście wygląda.
A później w pośpiechu pognaliśmy do sąsiedniej miejscowości i udało nam się zdobyć ostatnie ( ósme ) gratisowe miejsce wyznaczone specjalnie dla kamperów przez gminę.
Chciałam się jeszcze z Wami podzielić dzisiejszą kulinarną zdobyczą. Otóż dwa lata temu odkryłam kapitalny deser ( i to o dziwo do zdobycia w markecie) Osoby, które mnie znają osobiście wiedzą, że jestem strasznym łasuchem (chociaż podobno tego nie widać) i trudno mi dogodzić. Przez ostatni tydzień usiłowaliśmy ten rarytas zdobyć i dzisiaj się udało! Mój małżonek wpadł na pomysł -a może w markecie "Super U" ? Ja zniechęcona , mówię nie, pewnie nie będzie. Ale był!-wykupiłam cały zapas. Wyobraźcie sobie : spód to chrupiąca pralina, warstwa pysznej waniliowej masy, a na wierzchu karmel. Ludzie !!! Jak to smakuje.(Są też inne smaki , np.czekoladowe, ale moim zdaniem najlepszy jest karmel). Zamieszczam zdjęcie , którego wcześniej nie miałam i nawet nie mogłam spytać sprzedawczyń , bo niby o co? Podobno, zgodnie z opisem można to jeść z kostką czekolady lub gałką lodów, ale ja to jem solo - jest to moje śniadanie ( jak się domyślacie tylko moje - tym cenniejsze starania męza) , a dzień w taki sposób rozpoczęty nie może być zły. izola - 2018-08-20, 20:37 Karmel,,,parę słoiczków mam jeszcze na cięźkie chwile...Cidre też!
Karmel zawsze stoi gotowy w lodówce -obok niego mała lyżeczka naprawdę mała,,, James - 2018-08-20, 20:44 Mniam Ostatnio słyszałam, że sernik z karmelem na wierzchu jest pyszny 😋izola - 2018-08-20, 20:49 ...a, naturalnie, sernik z Karmelem stawia wszystko do cienia,
sernik z dobrą czekoladą jest na 2 miejscu.James - 2018-08-21, 08:08 Vous avez raison Madame Izola James - 2018-08-22, 12:47 Nocleg w Charleville-Mezieres 49.779061, 4.719967 (N49° 46.742' E4° 43.198')jest świetny dla osób, które chcą zwiedzić to ciekawe miasto, bo do centrum jest ok.1,5 km przyjemną drogą. Ale po pierwsze trzeba tam przyjechać wcześnie, bo jest ciągle pełno kamperków ( kiedy zajęliśmy ostatnie miejsce jeszcze ponad 10 biednych kamperków szukało tam miejsca , było nam przykro, bo sami to wielokrotnie przerabialiśmy ) , a poza tym trzeba mieć ze sobą stopperki lub inne koreczki do uszu , bo wprawdzie jest bezpiecznie- widzieliśmy policję chodzącą czwórkami , ale kochana młodzieży w tym przyjemnym zakątku ucina sobie długie nocne pogawędki. Ale podobno to żadna tajemnica, bo Francuska- emerytka, z którą rozmawialiśmy powiedziała, że na park4night są same negatywne opinie o tym miejscu z powodu hałasu. A tak na marginesie to byliśmy pod wrażeniem- pani 70-letnia, podróżująca samotnie kamperkiem bez przerwy od 15 kwietnia do 15 października.
Jeszcze z ciekawostek, camping, który jest po sąsiedzku proponuje kamperkom podłączenie do prądu przez płot ( ceny nie sprawdzaliśmy, ale to dobry pomysł i ta informacja może się komuś przydać).
Jak zwykle rano długi spacerek w przyjemnym chłodzie. Chcieliśmy zobaczyć miasto również w słońcu, bo popołudniu było pochmurno. Ciekawe centrum, zresztą szeroko opisywane w przewodnikach, charakterystyczna zabudowa tej części Francji, a z ciekawostek oznaczone miejsce dokąd dochodziła woda podczas powodzi w styczniu 1995.Było wyraźnie równie strasznie jak w Polsce w 1997 roku. Tutaj poziom Mozeli podniósł się o 5-6 metrów i woda zalała część miasta.
Poczekaliśmy chwilę, by w słynnym oknie o pełnej godzinie zobaczyć fragment przedstawienia marionetek ( to miasto z nich słynie , co trzy lata zjeżdżają się tu teatry marionetkowe z całego świata ), a to tylko przedsmak tego na co można liczyć.
Przemieszczamy się dalej przez Ardeny. Byliśmy ciekawi jak te góry wyglądają szczególnie od czasu kiedy przeczytaliśmy "W księżycową jasną noc" Williama Whartona. Zresztą polecamy tą książkę. Najlepiej przeczytać ją podczas śnieżnej zimy. My poszliśmy jeszcze dalej- kilka lat temu , kiedy podczas długich służbowych przejazdów czytałam na głos podczas jazdy nierzadko przyświecając sobie latarką (teraz dbam bardziej o wzrok i słuchamy audiobooków) , ta książka była taką, która głęboko zapadła nam w pamięć tak pięknie wpisała się w atmosferę mroźnej (było-20) nocy.
Na koniec dnia zwiedziliśmy W Rimogne muzeum poświęcone wydobywaniu łupków i produkowania z nich płytek do pokrywania dachów. Muzeum jest bardzo ciekawe i zorganizowane w starej elektrowni, co jest dodatkowym atutem. To była dla nas kolejna lekcja francuskiego, bo pani pracująca w muzeum miała babcię z Polski (nie wiemy, która to już babcia z Polski we Francji,o której słyszymy, naprawdę świetnie się tu żyło naszym rodakom i bardzo szybko się asymilowali) ,pani oczywiście ani słowa po polsku, ale po babci ma przede wszystkim wspomnienia kulinarne. Wspominała mazurki na Wielkanoc i nie uwierzycie : kotlety mielone! Jakie to dziwne- ta biedna dziewczyna marzy o mielonych! Opisaliśmy jej dokładnie jak je robimy i pewnie gdyby nie to, że w Jamesie to trochę sztuka dla sztuki to pewnie byśmy ją na nie zaprosili.Spax - 2018-08-22, 13:52 Tak sobie przeglądam mapę, gdzie to aktualnie przebywacie i znalazłem takie coś: Les Mazures. Miejscowość po raz pierwszy wspomniana w francuskich księgach i papierkach w roku 1135. Chociaż położona w krainie małych jezior, nie ma nic wspólnego z Polską. Ot, taka ciekawostka.James - 2018-08-22, 19:58 Spax - chcieliśmy Ci odpowiedzieć od razu, ale po dwóch próbach złapania zasięgu (kłaniają się francuskie góry , polegliśmy.
Widzimy,że francuskie Mazury ominęliśmy , ale w tym roku chwilę byliśmy na polskich
A teraz polegliśmy już zupełnie po pysznej kolacji blisko granicy belgijskiej, po krótkiej wycieczce do tego kraju.Spax - 2018-08-22, 23:05 Pytanie (serio) do A. Jak wyszła potrawa zwana "Ratatouille"?
Pytanie (nie-serio) do M. Czy masz wyłączność na obsługę Waszego aparacika do robienia zdjęć?
A teraz na serio czyli serio. Chciałbym poznać zdanie J.C. na temat odczuć czysto architektonicznych. Otóż, chodzi mi o styl budownictwa we Francji północnej oraz w kontrze do niego, w innych regionach położonych dalej na południe. Który odpowiada Wam bardziej?James - 2018-08-23, 09:16 Spax- jeśli chodzi o ratatouille , to ponieważ mężowi nie wypada się chwalić to ja go pochwalę. To w ogóle potrawa, którą w Polsce dość często robimy, bo bakłażany, cukinia i papryka to jedne z naszych ulubionych warzyw. Zresztą potrafimy gotować oboje , więc doceniamy smak tego, co druga osoba upichciła.
We Francji troszeczkę zmodyfikowaliśmy przepis na ratatouille pod wpływem przygotowanego zestawu do zrobienia tej potrawy, który kupiliśmy , w którym proporcje składników były inne niż u nas , dodatkowo wzbogacone o tymianek i liście laurowe. My bardzo ostrożnie dodajemy zioła, bo ten intensywny smak jak go nazywamy "Herbapolu" może zabić pozostałe. A to co cenimy w kuchni francuskiej to delikatność, brak nadmiaru przypraw, tutaj nawet desery nie są przesłodzone, co nam bardzo odpowiada.
Ale do rzeczy . Z ratatouille to jak wiesz jest trochę jak z naszym bigosem - każdy dom ma swój unikalny przepis. Jak się przekonaliśmy nasz jest daleki od tradycyjnego przepisu np. ze strony marmiton, z której ja z kolei często korzystam szukając inspiracji, a przy okazji ćwicząc język. W wyniku tego przepisu powstaje dość rozgotowana potrawa , a my cenimy sobie zachowanie naturalnego smaku poszczególnych warzyw. Co zabawne w komentarzu do jednego z przepisów na tej stronie była uwaga, że babcia mieszkająca w Nicei robiła to zupełnie inaczej, a robiła tak jak my
Do naszego przepisu używamy jednego bakłażana, dwóch cukini, ok. czterech pomidorów, jedną zieloną paprykę , jedną czerwoną , dwie cebule małe lub jedną dużą , dwa ząbki czosnku, trochę tymianku, liść laurowy i oczywiście sól i pieprz. Każde z tych warzyw jest krojone w kosteczkę , cebula w plasterki i jest oddzielnie podsmażane na oliwie z oliwek (bakłażan jeszcze z dodatkiem masła -pół na pół- bo je kocha) krótko, aż do zrumienienia tak by składniki były chrupiące (al dente) Później ląduje to wszystko w jednym garnku , dodajemy pomidory (nieprzesmażone), które ostatnio zaczęliśmy obierać i skórki nie plączą nam się po zębach , natomiast tymianek i liść laurowy wygotowujemy (to ostatni patent męża) i dodajemy sam wywar , zresztą zwykłą wodę dodajemy też żeby było więcej sosiku. I potrawa gotowa- chrupiąca, pełna smaku, jemy ją z bagietką (ja z masłem , a co )
Sprawę architektury pozwól, że omówimy w opisie wczorajszego dnia , bo właśnie zanim napisałeś o tym dyskutowaliśmy (masz podsłuch w Jamesie? )
Spax - a co jest nie tak z moimi zdjęciami ?Spax - 2018-08-23, 10:54
Mniam, mniam. Dziękuję za przepis na ratatouille w Waszym wykonaniu. Mam niestety kłopot z tymiankiem. Już dawno nie byłem we Francji w porze, kiedy to tymianek ma swój najwyraźniejszy aromat. Trafiłem dawno temu na miejsce (ot taka niepozorna łączka) w okolicach Montclus , gdzie dziko rósł sobie tymianek. Wykopałem sobie dwa krzaczki i posadziłem u nas w ogrodzie. Przetrwały chyba 5 lat. W zeszłym roku niestety zdrewniał tak bardzo, że miał tylko kilka pojedynczych listków. Czas na nowy krzaczek
Ale dlaczego o tym piszę? Otóż do przyprawienia potraw potrzebowałem naprawdę może 4-6 drobniutkich listków, świeżo "pod włos ściągniętych" z łodyżki. Aromat tych kilku listków był tak łagodny i niepowtarzalny, że teraz przestałem właściwie używać "naszego" tymianku, bo wydaje mi się zbyt intensywny, właściwie zabijający smak potraw. To samo dotyczy się z resztą również przez nas przywiezionego z Grecji oregano. Ehh.
Podsłuchu w J.C. nie mam. Gadam za to z moim Osiołkiem od czasu do czasu i on mi przekazuje, o czym sobie z J.C. czasem w nieznany mi sposób komunikacji paplą. Obaj są bardzo dyskretni!
Z Twoimi zdjęciami jest wszystko jak najbardziej w porządku. Tylko, że wyłącznie A. i J.C. a nie M. na nich występują tak mnie trochę dziwi
EDIT - dodałem zdjęcie
J.Leboski - 2018-08-23, 12:56
James napisał/a:
To była dla nas kolejna lekcja francuskiego, bo pani pracująca w muzeum miała babcię z Polski (nie wiemy, która to już babcia z Polski we Francji,o której słyszymy, naprawdę świetnie się tu żyło naszym rodakom i bardzo szybko się asymilowali)
Co do "polskich babć"... spotkałem tu we Francji w rodzinach nie związanych obecnie w jakikolwiek sposób z Polską, kilka rodzin które własnie mi sie chwaliły ze maja takową w swoich korzeniach... i jeszcze jedna ciekawostka, przypadkowo odkryłem ze w okolicach Lyonu, moje na wskroś polskie nazwisko jest dość popularne, a w Polsce niekoniecznie...co najlepsze spotkałem sie z egzotycznie wyglądającymi posiadaczami tego nazwiska, byłem/jestem mocno zaskoczony nic mi nie wiadomo by moja rodzina miała jakiekolwiek związki z Francją, wygląda to mi na jakąś partyzantkę ...
ps.
a liść laurowy/bobkowy zbierają w naturze?James - 2018-08-23, 19:55 Spax- nasza znajomość roślin jest bliska 0 więc gdybyśmy Ci mieli przywieźć tymianek to nie wiadomo co by z tego wyszło Nie ma wyjścia czeka Cię Francja we wrześniu
W sprawie ratatuille zapomniałam dodać, że jeszcze lata temu zainspirował nas pewien przesympatyczny szczurek
Dzięki Tobie udało mi się zmobilizować ślubnego, żeby też sięgnął po aparat . Strasznie się ostatnio opuścił, bo wiele lat temu przeszedł na kamerę, ale ostatnio tak intensywnie jeździmy, że nie ma kiedy pomontować tych filmów i to też porzucił. Ja się uczyłam fotografować od niego i od jakiegoś czasu próbowałam go namówić, żeby wrócił do aparatu i udało się.
Leboski- pamiętam z opowieści rodzinnych, że ktoś kiedyś pozrywał liście laurowe w zakładzie pogrzebowym, ale jak je przyniósł do domu to go z tym wyrzucono J.Leboski - 2018-08-23, 20:04
James napisał/a:
Spax- nasza znajomość roślin jest bliska 0 więc gdybyśmy Ci mieli przywieźć tymianek to nie wiadomo co by z tego wyszło
podpowiem... to nie jest tymianek James - 2018-08-23, 20:10 Dzięki
W tym roku byliśmy w arboretum w Rogowie, gdzie symbol jest bardzo podobny , ale obsługa nie miała poczucia humoru i pan nam powiedział, że wystarczy policzyć listki izola - 2018-08-23, 20:56 między begoniami se rosło na rabatce w srodku miasta Sopron, czy to dziki " Thymianek"? ,,,szkoda że szczepki nie wzięłam James - 2018-08-23, 21:08 Na wczorajszy nocleg moja druga połowa znalazła kapitalne miejsce pod kolejnym dziełem Vaubana w Rocroi - miejsce gratis , zrzuty gratis, woda płatna 49.923754, 4.516879 (N49° 55.424' E4° 31.014'). Oczywiście poranny spacerek, wyraźnie twierdza ma problemy , bo jej utrzymanie pewnie kosztuje gminę majątek , ale miejsce spacerów fajne, można wybiegać psiaki (my w tej chwili nie mamy, ale wielu ma).
Jedziemy dalej do Revin do La Maison Espagnole , najstarszego budynku w mieście, gdzie jest ciekawe Musee du Vieux Revin ( zwiedzanie gratis) .Fajne sprzęty codziennego użytku, przykłady odlewów żeliwnych i wyjaśnienia "jak to jest zrobione". W tej miejscowości była wspaniała odlewnia żeliwa przez kilkaset lat. Sporo informacji o kuchni tego regionu, ale to nie jest nasza bajka - dużo słoniny i innego tłuszczu. Wyraźnie była to biedna kuchnia, w tych górach nie żyło się lekko.
Wpadliśmy jeszcze na chwilę do Belgii, bo Agatka (nasz GPS) nas tak poprowadziła. Zabroniliśmy dziewczynie wjeżdżać na jakiekolwiek autostrady, a droga czym dziksza tym lepsza. Niech się dziewczyna stara James dostał paliwko 1,42 ( w internecie czytaliśmy,że w Belgii jest drogie - bzdura), a my zaczęliśmy szukać mięska w galarecie, które pamiętamy sprzed lat, a które kojarzy nam się właśnie z tym pograniczem. Zajrzeliśmy do rzeźnika i... odzywa się pani w kolejce, która ma męża Polaka i mówi ,że "niedużo" mówi po polsku. Ale jak to poprawnie wymówiła!
Było bardzo miło, galaretki nie zdobyliśmy, kupiliśmy kawałki filetów z kurczaka w formie szaszłyków, poprzekładane tylko suszonymi śliwkami i zabejcowane w czyms w rodzaju curry. Usmażyliśmy na maśle - pycha.
Tutaj właśnie uderzyły nas różnice w budownictwie. Zarówno stare jak i nowe budynki jakieś dziwne :budownictwo stare: kamienne, szaro popielate budynki w jednolitym kolorze, ewentualnie ceglane równie monotonne , a budownictwo nowe: jak w Holandii -równiutkie precyzyjne klocki najczęściej z cegły jak makieta kolejowa, wrażenie sztuczności nadmiernie uporządkowany "teflonowy świat".
Natomiast w reszcie Francji zabudowa stara i nowa pełna swobody i różnorodności, ale w granicach dobrego smaku plastycznego.
Zresztą i tu i w reszcie Francji zabudowa współgra ze sobą, a kicz jest bardzo rzadki.
Jeszcze przesuwając się przez Ardeny zastanawialiśmy się jak to jest możliwe , że w ciągu jednej wojny Niemcy robią dwa razy ten sam numer i zaskakują przeciwnika pokonując góry , które są o stopniu trudności Bieszczad lub łatwiejsze. Cóż... nie nam oceniać jak trudna była tu walka np. w śniegu.
Na nocleg zatrzymujemy się pod stadionem w Bavay - postój i woda gratis 50.300034, 3.795550 (N50° 18.000' E3° 47.733')( jeszcze jakiś sympatyczny Francuz-podejrzewamy,że to on, bo oni są bardzo społeczni, zostawił plastikowy ściągacz, żeby łatwiej było zablokować kurek i go ciągle nie przyciskać , zresztą spotkaliśmy się z tym już parę razy). Spokojne miejsce, początkowo przyjeżdżali osobowymi samochodami Francuzi żeby pobiegać i poćwiczyć, ale potem pojechali i była cisza absolutna.
A w nocy... Obudziło mnie pragnienie, James jest malutki, więc nie muszę nawet wychodzić z łóżka. Czujemy się bezpiecznie, więc okna są pootwierane, za nimi szaleją nietoperze, a w pewnym momencie przebiegł szczur i to wielkości małego królika! Udało nam się razem go zobaczyć mimo, że to trwało tylko chwilkę. Minęło parę minut i nagle słyszymy charakterystyczny dźwięk , mówię mężowi, że to puszczyk i na dowód znajduję w internecie jego głos i po chwili już nie wiadomo kto się odzywa, ten z internetu czy żywy Podejrzewamy, że nieźle mu namieszaliśmy, bo jego okrzyki są demonstracją terytorialności a tu nagle drugi puszczyk Potem jeszcze odezwał się dwukrotnie. Oczywiście go nie widzieliśmy, ale to bardzo ciekawa sowa, która ma rozpiętość skrzydeł prawie metr ! , a lata bezszelestnie dzięki takiej a nie innej konstrukcji lotek.James - 2018-08-23, 21:13 c.d.James - 2018-08-23, 22:07 Izola - obawiam się , że to klon palmowy sobie rósł na Węgrzech, jakie to smutne izola - 2018-08-24, 07:06 i znowu bańka mydlana prysła...
jak najbardziej ! a do tego te ciekawe odlewy ...ach ta Francja elegancja James - 2018-08-24, 14:16 Wczorajszy prawie cały dzień spędziliśmy w Lille. Pamiętaliśmy to miasto sprzed 16 lat kiedy na chwilę tu wpadliśmy. Trochę się pozmieniało, ale jedno zostało takie samo - niesamowity tłok na ulicy, tunele biegnące przez środek miasta, gdzie trzeba bardzo uważać, bo mają 2,5 metra lub mniej i James mógłby zostać kabrioletem . Żeby było śmieszniej to w tej chwili ta środkowa część drogi przez miasto ( z tunelami ) jest z niewiadomych przyczyn zamknięta dla ruchu, a po obydwu stronach ciągnie się niesamowity korek. Przez część miasta przejechaliśmy niechcący chyba bus-passami , bo nagle zorientowaliśmy się, że jesteśmy sami (oj, niedobrze ) . Mówię mężowi, że najwyżej powiemy jak na Węgrzech " nie mirta (nie rozumię) " , a on mówi " trochę mirta " Za tydzień zaczyna się w Lille najsłynniejszy targ staroci, a to miasto już jest nieprzejezdne, co będzie wtedy?
Ale dla mojego ślubnego nie ma rzeczy niemożliwych, więc dojechaliśmy wszędzie gdzie chcieliśmy , łącznie ze ścisłym centrum
Pierwszym punktem programu był rewelacyjny przykład modernizmu - Villa Cavrois. Celowo, żeby się rozkoszować tą architekturą w miarę w samotności wybraliśmy moment kiedy Francuzi jedzą i udało się. Najpierw otoczenie: willa jest położona w bogatej dzielnicy , gdzie domy ukryte są wśród głębokiej zieleni, droga dojazdowa obsadzona jest starymi platanami, a zamiast siatek i betonu , zabudowania są otoczone żywopłotami wysokimi na ponad 2 metry. Wjazdy prowadzą do kilku will, pomiędzy którymi już nie ma ogrodzeń. Interesujący , tajemniczy świat.
Ale wracam do cudu architektury. To rzadki przykład willi wybudowanej w latach 1929-1932 w stylu modernistycznym. Miejscowy przemysłowiec zajmujący się produkcją przędzy dziewiarskiej Paul Cavrois zatrudnił architekta Roberta Mallet-Stevensa by zaprojektował mu willę wraz z całym wyposażeniem, w której mógłby zamieszkać z siódemką dzieci i służbą. Powstał budynek daleko wyprzedzający swoje czasy, szeroko otwarty na ogród, prostota , użycie wspaniałych materiałów jak marmur żółty za Szwecji , a także biały, czarny i zielony. Pomieszczenia tyleż surowe co sprawiające wrażenie wygodnych.
A salon otwarty na "lustro wodne" z kominkiem otoczonym żółtym marmurem jest miejscem niezapomnianym. Do tego jeszcze łazienki, sterylna kuchnia, pokoje dzieci, olbrzymi pokój zabaw z kolejką elektryczną - ówczesną nowinką i taras na dachu dopełniają całość. Użycie ogrodu w tej architekturze odwołuje się do najlepszych tradycji architektury francuskiej, którą znamy z barokowych pałaców.
Ten wyjątkowy budynek mający burzliwą historię, bo najpierw ucierpiał podczas wojny, później po śmierci właścicielki w 1985 roku został sprzedany deweloperowi, który wyraźnie chciał zrobić interes sprzedając po kawałku ogród (który wraz z domem stanowi niepodzielną całość), co na szczęście mu się nie udało. Ale efekt był taki, że przez lata budynek niszczał, był rozszabrowywany, na szczęście w 2001 roku obiekt kupiło państwo i przez 7 lat remontowało dbając o odtworzenie wszystkich szczegółów i w 2008 roku udostępniło willę do zwiedzania. Z jakiej ruiny został podniesiony ten wyjątkowy zabytek możemy zobaczyć przeglądając zdjęcia na miejscu.James - 2018-08-24, 14:18 c.d.Spax - 2018-08-24, 14:36 wow!
i A. robi zdjęcie
Nie jestem fanem tego typu budowli, ale ten budynek jednak robi wrażenie.James - 2018-08-24, 14:47 Dzięki:)
Tym razem wyjątkowo wszystkie są dziełem A.
James - 2018-08-24, 20:49 To oczywiście nie wszystko z Lille. Zwiedziliśmy jeszcze dom, w którym urodził się generał Charles de Gaulle. Bardzo ciekawe jest to, że ten wielki człowiek, bez którego Francja nie byłaby dzisiaj taka jak jest, urodził się w stosunkowo skromnym domu rodziny szlacheckiej. Ciekawe są też jego kontakty z Polską i order Virtuti Militari, który od naszego kraju otrzymał za służbę w wojsku polskim w latach 20-tych. Jeszcze dzisiaj przy porannej kawie czytając jego życiorys zastanawialiśmy się jaki miałoby to wpływ na historię, gdyby karę śmierci nałożoną na niego przez rząd Vichy wykonano.
Ciekawa była czasowa wystawa , której tematem były postacie z czasów II Wojny Światowej z różnych krajów i ich wypowiedzi będące żywym świadectwem tamtych czasów. Jest również Pani z Polski, sanitariuszka, która w tym momencie miała 16 lat i była dumna z tego , że mimo młodego wieku może walczyć z Niemcami. Odwiedzono ją i nagrano relację w listopadzie 2014 roku, kiedy miała 87 lat.Zachwyca jej pełna sprawność intelektualna. Można takiej życzyć wszystkim.
Później jeszcze spacer po rynku, tłum turystów, mamy skojarzenia z mrowiskiem,ale centrum ładne, budynek dawnej giełdy prezentuje się okazale. Jak zawsze w turystycznych miejscach kręcą się podejrzane typy, trzymamy się za kieszenie, a atmosferę najlepiej oddaje komentarz męża - to co teraz wracamy do Jamesa i ustalamy gdzie nocujemy ? "tak, jak jeszcze będziemy mieli komputer" Mieliśmy Tak na marginesie parkingi płatne do 19.00, drogie, 2 euro za godzinę.
Nocujemy w cichutkiej miejscowości Estaires 50.642958, 2.718835 (N50° 38.575' E2° 43.132'), wprawdzie tylko trzy miejsca, ale dwa były wolne kiedy przyjechaliśmy, a w nocy na kilka godzin dojechał jeszcze jeden kamperek wyraźnie żeby odpocząć w czasie długiego przejazdu. A my po wczorajszym intensywnym dniu "rozeszliśmy się" całkowice. Czas płynął leniwie, przygotowywaliśmy zapiekankę, a ja tworzyłam opis willi tak, żeby oddać jej piękno i zadowolić ślubnego. I chyba mi się to udało, bo zanim wybraliśmy zdjęcia i zamieściliśmy relację na forum, przeczytałam mężowi, a on w tym czasie upychając składniki zapiekanki (jak ją nazywa jedna z najbliższych nam osób- Jamesa Cooka) powiedział- wiesz co , ja nie wiem czy ją posoliłem . Czyli jest dobrze
Oczywiście bagietka i tym razem mille-feuille ( "tysiąc płatków"- kanon cukierniczy- mnóstwo płatków ciasta francuskiego przełożonego kremem budyniowym z warstwą lukru na wierzchu) i to jak zwykle na pół, bo inaczej będzie z nami jak z autorką książki "Francuzki nie tyją", która jak na jakiś czas zapomniała o zasadach wpajanych jej w domu i między innymi pozwalała sobie zbyt często na to ciastko,to gdy wróciła do domu, to pierwsze co usłyszała od ojca to "wyglądasz jak worek kartofli"
Pospacerowaliśmy po żywej , sympatycznej miejscowości pełnej małych sklepików - tu ogólnospożywczy, tu obuwie, tam rzeźnik , bez tych okropnych molochów (jak ja ich nie lubię!). Na szczęście u nas (przynajmniej obserwujemy to w Katowicach) ludzie doceniają takie małe interesy gdzie człowiek nie jest anonimowy. I tu we Francji widzimy to samo. A ta atmosfera w piekarni, gdzie kolejka żartuje i wymienia się opiniami jest super!
Zobaczyliśmy jeszcze ile kosztują mieszkania i domy , żebyśmy wiedzieli co zrobić jak już wygramy w totka . Nie jest źle ok.250.000 euro za 120 m2 dom w ogrodzie ok.500m2.
I przenieśliśmy się w rejon bagien, gdzie jutro w rezerwacie "zapolujemy" z aparatem na ptaszki. Po drodze popłakaliśmy się ze śmiechu, bo mój ślubny wklepuje do GPS-u adres gdzie mamy spacerować , podaję mu miejscowość, chce jeszcze ulicę , mówię nie ma, jak to nie ma? Dobrze pisz "bagienna, numer zarośnięty" , a potem się okazało, że to naprawdę była ulica bagienna ( Rue du Marais) James - 2018-08-24, 20:54 c.d.izola - 2018-08-24, 21:55 Jeszcze chwila i moczycie stopy w morzu
np, w Dunkerque jest SP za friko blisko plaźy i przepięknych wydm, do miasta teź blisko
51.053131, 2.414422
Byłam kilka razy przejazdem, jest okay czasami jest voll ale obok jest Parking można poczekać aż się coś zwolni. SP nie ma nic ale do przycupnięcia jest ok .Francuzi robią na nim urkop i tez mają ok. WC Public obok platzu, woda i Service na CP Lincoln obok SP.James - 2018-08-25, 08:00 Izola- dzięki Zobaczyliśmy w Googlu- rzeczywiście super.
Tylko z tym moczeniem nóg będzie problem , bo mamy w Jamesie 12 stopni
W nocy strasznie lało, ale teraz świeci słońce i idziemy na ptaszki. Spax - 2018-08-25, 09:08 Można sobie nabrać wody morskiej do miski i podgrzać w Jamesie
A na serio - według »»» Pogodynka, z której ja korzystam - ma być tak przez cały przyszły tydzień.James - 2018-08-25, 18:34 Spax- dobry pomysł z tą wodą, ale chyba jednak po odwiedzeniu Dunkierki ewakuujemy się leciutko na południe. Chcieliśmy odpocząć od upału i już odpoczęliśmy
Od poniedziałku w Dijon ma być lato, ale chyba nie pojedziemy aż tak daleko.
A jeśli chodzi o prognozę to korzystamy ( i dość sobie chwalimy) ze skandynawskiej forecy.
James - 2018-08-25, 20:27 Mała uwaga na początek - czasem z opóźnieniem uzupełniam koordynanty ( jak się mój nadworny informatyk spisze), ale staram się ,żeby były te najcenniejsze
Kiedy kładliśmy się spać lało. Miejsce wyznaczone przez gminę dla 14 kamperów w Saint-Omer.
Można się ustawić tak, że za oknem mamy własne listki , jest zielono, cichutko, do czasu aż za listkami przejedzie TGV .
Ale i tak spało się tak, że nie wiedziałam, że w nocy jeszcze lało. Chciałam napisać, że nocą pociągi nie jeździły , a moja druga połowa - jak to nie jeździły? Nie ma to jak mocny sen!
Rankiem przenosimy się 6 km. dalej. Spacer po bagnach był bardzo przyjemny. 4,5 km.po świetnie przygotowanej ścieżce w formie drewnianego trapu w bajkowym krajobrazie. Samochód najlepiej zostawić tutaj:La Grange Nature "Maison nature du Département": 50.774624, 2.298761 = (N50° 46.477' E2° 17.926') i ścieżką oznaczoną : Reserve naturelle nationale des etangs du romelaere przed siebie Nawet dla ludzi których nie interesują ptaki (zresztą w takich miejscach zwykle jest ich niewiele ) jest to bardzo przyjemny spacer. Z pieskami tam nie wolno, ale na jednym ze zdjęć umieściłam opis innej ścieżki 6 km. przygotowanej też dla piesków.James - 2018-08-26, 09:09 Drugim punktem wczorajszego programu był bunkier Muzeum Le Blockhaus d'Eperlecques parking : 50.826788, 2.182253 = (N50° 49.607' E2° 10.935'). Naprawdę będąc w tym rejonie nie można go nie zobaczyć. Dość powiedzieć, że po zwiedzeniu oceniam jego atrakcyjność na równi z porannymi ptaszkami .
Jest to bunkier, w którym Niemcy produkowali ( a właściwie ledwo zaczęli produkcję) płynnego tlenu- składnika paliwa do broni V2. Na szczęście dla nas wszystkich popełniali błędy w rodzaju umieszczenia wszystkiego w jednym miejscu - i produkcja paliwa i stała wyrzutnia .Na pomysł wystrzeliwania V2 z ruchomych pojazdów, jak dzisiejsze rakiety balistyczne Niemcy wpadli dopiero w końcu wojny .Zanim zdążyli skończyć budowę bunkra (tylko część zajmująca się produkcją płynnego tlenu była zupełnie gotowa) , alianci zbombardowali go w 1943 roku, niestety przy okazji zabijając wielu robotników przymusowych , którzy byli tu przywożeni w nieludzkich warunkach z obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie.
Ekspozycja jest bardzo dobrze zorganizowana, jesteśmy prowadzeni przez kolejne miejsca, w których można wysłuchać historii w czterech językach (nie po polsku, ale jeśli się nie mylimy, to można dostać audiobook po polsku, nie sprawdziliśmy tego, bo kiedy kupiliśmy bilety, zaczęliśmy panią wypytywać o możliwość nocowania kamperem tutaj i chyba za dobrze nam szło, bo pani nam nie powiedziała o tej możliwości Tak na marginesie nocować można , jest super- w środku lasu, oczywiście bez mediów.
Sposób organizacji zwiedzania naprawdę robi wrażenie , czasami dla osób lepiej zorientowanych w historii to momentami zbyt wielka "łopatologia", ale kiedy spotkaliśmy szóstkę młodych Holendrów, którzy czuli się początkowo jak na pikniku (potem im przeszło, kiedy pan przewodnik - tylko wprowadzający na początku , bardzo sprawnie ustawił ich do pionu), to czasami niektórym jest to potrzebne.
Przy okazji przepiękny francuski, pełen wzniosłych , wzruszających słów "nie zapomnimy nigdy".
Spędziliśmy tu spokojną noc, a o siódmej rano wyskoczyłam z Jamesa zrobić zdjęcie wschodu słońca i chyba się przyzwyczajamy do temperatury, bo dalej w tej chwili jest 12 stopni a nam nie jest zimno Spax - 2018-08-26, 11:17
James napisał/a:
Spędziliśmy tu spokojną noc, a o siódmej rano wyskoczyłam z Jamesa zrobić zdjęcie wschodu słońca i chyba się przyzwyczajamy do temperatury, bo dalej w tej chwili jest 12 stopni a nam nie jest zimno
Na zadane pytanie: jaka jest temperatura, od kilku lat używamy w domu formułki "zimno jak we Francji", kiedy to nasz zewnętrzny termometr pokazuje 12-13 C. Wzięło się to stąd, że właśnie nasze wyjazdy do Francji kończyły się na przełomie sierpnia / września i zawsze w drodze powrotnej temperatura wahała się w tych granicach. James - 2018-08-26, 11:24 Wczoraj się ubawiliśmy, bo mąż spytał ile jest stopni, na. co ja "nie mam zasięgu ". No to spójrz na termometr James - 2018-08-27, 19:53 Wczorajszy dzień to pałac Bagatelle w Abbeville. W tej chwili prywatna własność, a przyjemnym ogrodem. Pałacyk maleńki , ale z klimatem, autentyczny, który od XVIII wieku był rozbudowywany od małego domku myśliwskiego, potem systematycznie dobudowano resztę. Do zwiedzania udostępniono parter, część zajmuje obecny właściciel. W XVII wieku należał do Holendra , którego ściągnął tutaj król, żeby rozwijał przemysł tekstylny.izola - 2018-08-27, 20:03 50.108387,1.80668 spokojny "nocnik za friko" tak w razie czego James - 2018-08-27, 20:10 Dzięki Izola, ale za szybko się przemieszczamy
Polecamy się na przyszłość, bo Dunkierkę zapisaliśmy sobie do "kajecika" komputerowego izola - 2018-08-27, 20:22 w tych stronach też bywam dzień dwa i dalej...do kajecika wpisz na zaś
to jest placyk za dawnym kościołem przy strumyku, bardzo spokojny, mieszkańcy przemili... u rzeźnika parę metrów niesamowite dobre wyroby... James - 2018-08-27, 20:27 No coś takiego , tylko kilka zdań napisałam bezpośrednio tutaj i mi się skasowało
No to jeszcze raz... Wyszliśmy z pałacyku a tam leje, wieje i jest 16,5 stopnia. O nie!
Nie będziemy marznąć i marnować wakacji , bo na następne za długo będziemy czekać.
Jeszcze pomógł nam Spax - dzięki! - w podjęciu szybkiej decyzji żeby pojechać na poszukiwanie lata ( ale nie upału) - nie chcemy, żeby Francja kojarzyła nam się lodowato.
Więc przeskakujemy 300km. do Szampanii, potem w planie Burgundia.James - 2018-08-27, 20:29 Dzięki Izola , i jeszcze ten rzeźnik - mniam Spax - 2018-08-27, 20:58 nie bardzo wiem jak, ale skoro pomogłem to izola - 2018-08-27, 21:04 powiedziałes tam jest ciepło i pojechali ,,,mięczaki ...ale teraz sama dostałam klina do głowy gdzie jest lepiej ,,,chyba zrobię tak wsiądę do auta i jadę tam gdzie nie ma korków James - 2018-08-27, 21:05 Spax - dwie sprawy - to obrazowe określenie "zimno jak we Francji" ( w jak wiesz to nasza ukochana Francja i raczej dla nas" cudownie jak we Francji", a gdybyśmy jeszcze trochę pomarzli na wybrzeżu to kto wie? No i druga uwaga - niby to wiedzieliśmy, ale... kiedy Twoja prognoza potwierdziła, że tak będzie przez tydzień Więc podziękowania uzasadnione James - 2018-08-27, 21:08 Izola- w Szampanii ideał 22,5 , a w Burgundii ma być 25-6-7 Hurrrrra!J.Leboski - 2018-08-27, 21:11 Okolice Lyonu dzisiaj upał, chociaz w nocy zmarzłem. izola - 2018-08-27, 21:12 Spax się nie zna
we Francji nigdy nie miałam pogody na tydzień. szczególnie na północy zmienia się to co godzinę. byłam juź koniec pazdziernika i też było fajnie ale przeplatane...ale spocić się nie idzie James - 2018-08-27, 21:20 Po drodze nocleg i zamek Chateau de Pierrefonds. Monumentalna bryła, kolos właściwie podniesiony z ruin w XIX wieku przez architekta , który również przebudowywał m.in.Carcasonne, Eugene Emmanuela Viollet le Duc. Stworzył sztuczny średniowieczny "zamek idealny". Są to wyobrażenia tego człowieka jak ten zamek mógł wyglądać .Ale faktem jest, że stworzył coś co nie istniało.
Znowu próbowaliśmy zrobić "numer" ze zwiedzaniem w czasie przerwy i przekombinowaliśmy- Francuzów nie było, ale były hordy Anglików z dziećmi . Okazało się, że BBC kręciło tam "Merlina" (wybaczcie nie jestem na bieżąco i nie mam pojęcia co to za cudo - sprawdziliśmy- infantylna bajka dla dzieci - do realizacji wykorzystano scenografię tego "średniowiecznego" zamku przenosząc go tysiąc lat wcześniej w czasy mitycznego Króla Artura- pomieszanie z poplątaniem).
Nawet tak strasznie nie przeszkadzali , ale w piwnicy, gdzie był klimacik, gdzie pięknie wyeksponowano rzeźby nagrobne z Wersalu, w tajemniczym oświetleniu, jeszcze podczas przechodzenia odtwarzane były nagrania (niby tych zmarłych) głosów pięknie deklamujących, jednak wolelibyśmy być sami.
Najgorsze jest to, że w internecie w komentarzach ludzi zwiedzających widać, że większość nie ma pojęcia na co patrzy i piszą jaki to cudowny oryginalny średniowieczny zamek. Rozpacz
Ale zobaczyć warto biorąc poprawkę na co się patrzy.izola - 2018-08-27, 21:21
James napisał/a:
Izola- w Szampanii ideał 22,5 , a w Burgundii ma być 25-6-7 Hurrrrra!
chyba zmienię kierunek nie północ a południe??...co mnie też kusi Mosela we Francji...teraz jest czas the best James - 2018-08-27, 21:22 W każdym razie jest nieźle - tylko 300km. i 7 stopni różnicy i polarki znowu w szafie Spax - 2018-08-27, 22:48 Aaaaaa - o to Wam chodzi
No tak - trzy dni do przodu to góra z przepowiadaniem pogody na region. Pogodynka, którą podlinkowałem jest jedną z niewielu, które opierają swoje prognozny na prywatnych stacjach pogodowych. Nie mam do nich zastrzeżeń, a używam już od kilku lat.
James napisał/a:
Najgorsze jest to, że w internecie w komentarzach ludzi zwiedzających widać, że większość nie ma pojęcia na co patrzy i piszą jaki to cudowny oryginalny średniowieczny zamek. Rozpacz
Ale zobaczyć warto biorąc poprawkę na co się patrzy.
Jesteście całkiem blisko »»» Guédelon
47°34'52.5"N 3°09'20.6"E
47.581254, 3.155710
Sądzę, że to dla zaspokojenia odczuć średniowieczności da Wam więcej satysfakcji. Zasada jak zwykle - lepiej z samego rana.James - 2018-08-28, 08:51 Spax - dzięki Poczucia humoru nie można ci odmówić - jak jesteście tak wymgający i chcecie idealny średniowieczny zamek to wybudujcie go sobie sami ( no nie do końca sami)
Ale to ciekawy pomysł.
A żeby Ci i innym ułatwić podpowiedzi co ciekawego jeszcze warto zobaczyć w okolicy to uprzejmie donosimy, że jesteśmy w Saint Amand sur Fion, ale jak to przelotne ptaki - lecimy dalej.
Na pewno zajrzymy do Colombey-les-Deux-Eglises (i to nie z powodów średniowiecznych )
Spax - 2018-08-28, 10:17 No cóż. Lubię się troszkę pośmiać
Mon général?
Przejeżdżałem tamtędy wiosną, ale już nie miałem siły. Chciałem do domku.J.Leboski - 2018-08-28, 12:48 Tu średniowieczny zamek wybudowany współcześnie od podstaw...Château de Guédelon
https://www.guedelon.fr/en/James - 2018-08-29, 10:07 Leboski - dzięki Spróbujemy go wpisać do planu skoro już druga osoba go poleca (pierwszy był Spax)
I oczywiście jesteśmy otwarci na następne pomysły.
James - 2018-08-29, 10:25 Właściwie dzisiejszą część relacji można zatytułować "La France - comme tu es belle" (Francjo jaka ty jesteś piękna).
Jesteśmy teraz w tej części Francji , którą uważamy (to nasze subiektywne odczucie) za najbardziej "francuską".
Jeszcze wczoraj wieczorem spacer po niesamowicie cichych uliczkach tej malutkiej miejscowości Szampanii (Saint Amand sur Fion), wszystko uporządkowane, pruski mur przeplatający się z innymi kilkusetletnimi domami, których nikt nie burzy , w których mieszkają w starych murach następne pokolenia korzystając z radości życia. I ta cisza , u nas na wsiach niedostępna- wiecznie ktoś coś tnie, kosi, a jak już nie to przynajmniej krzyczy bo mu się nie chce podejść bliżej. Kiedyś pytaliśmy bardzo dobrego znajomego u nas w Polsce na wsi , u którego od kilkunastu lat nocujemy kiedy jesteśmy w okolicy i nie był w stanie nam wyjaśnić dlaczego u nich jest tyle hałasu. A tutaj mimo, że to jest Szampania i rolnictwo mogłoby się kojarzyć wyłącznie z winogronami , to tak nie jest- winnalatorośl to tylko część upraw, sporo jest kukurydzy i innych roślin, widzieliśmy sporo pracujących traktorów , zresztą winobranie też się już zaczęło.
Zaglądamy do kościoła -wspaniały gotyk , ale malutki, otwarty , z napisami na drzwiach , że jest monitorowany i prośbą , żeby tylko zamykać za sobą drzwi i nie robić "hotelu dla gołębi".
W miejscu wyznaczonym dla kamperków 48.812254, 4.602406 (N48° 48.734' E4° 36.145') zaczyna się bardzo przyjemny park z rzeczką , terenami rekreacyjnymi dla mieszkańców, późnym wieczorem dojechał drugi kamperek, ok.22.00 zgaszono światła, młodzież, która podjechała dwoma samochodami wcześniej i cicho spędzała czas, zebrała się i odjechała. Znowu spało się rewelacyjnie.
A rano... spacerek do piekarni, bo dzisiaj zamarzył mi się rogalik maślany, a piekarnia była widoczna z Jamesa. Jeśli lubicie rogaliki z ciasta francuskiego (croissanty) do porannej kawy , i szczególnie odpowiada wam smak masła, to pamiętajcie, żeby zamówić croissant au beurre (czyli maślany) , bo to nie jest to samo ,wiem -dla wielu jest to oczywiste, ale nie dla wszystkich.
Ja długo zamawiałam po prostu croissanta i czasem był taki , a czasem inny- rewelacyjny, póki nie weszłam do piekarni, gdzie te rodzaje były dokładnie wyszczególnione.
Zaopatrzona w croissanta i gorącą bagietkę , wracam na kawę do Jamesa.
Po zaplanowaniu dalszego ciągu dnia , ruszamy. Przejeżdżamy jeszcze raz przez gościnną miejscowość i podjeżdżamy do kościoła, który jest perełką, ma tylko pecha ,że jest we Francji, gdzie takich skarbów jest mnóstwo. Co ciekawe jest właściwie poza miejscowością bo powstał w miejscu zburzonej przed wiekami świątyni pogańskiej. Zachwyca nas wyjątkowy narteks,a prezbiterium jest arcydziełem sztuki gotyckiej w Szampanii. I ta atmosfera - jesteśmy zupełnie sami , przez witraże wpadają promienie słońca. Kiedy wychodzimy podjeżdża samochód którym wyraźnie córka podwiozła mamę staruszkę na chwilę modlitwy.
Przesuwamy się w kierunku Lac du Der - sztucznego zbiornika retencyjnego, który powstał ok.50 lat temu żeby przeciwdziałać powodziom zalewającym Paryż, działa też hydroelektrownia, a skutek uboczny zbudowania tego zbiornika to rezerwat przyrody. Zwiedziliśmy muzeum poświęcone życiu na zatopionych terenach (żeby zbiornik mógł powstać przesiedlono ludzi z trzech wiosek, ale jak to we Francji- otoczono ich wszelką możliwą opieką ale wiadomo i tak wielu mieszkańców było niezadowolonych i trudno się dziwić - mieszkali tu od wieków).
Muzeum bardzo ciekawe, sporo makiet, figur woskowych, odtworzonych scenek z życia mieszkańców tych trzech wiosek, film wyjaśniający problemy budowy i kolejny przyrodniczy ze wspaniałymi zdjęciami (a oglądaliśmy go leżąc sobie na mięciutkiej jakby rogówce wyłożonej poduszkami, w klimatyzowanym pomieszczeniu)- polecamy.
Na nocleg podjechaliśmy w pobliże punktu obserwacji ptaków gdzie jest zorganizowane miejsce dla kamperów 48.567962, 4.703167 (N48° 34.076' E4° 42.190')(zapytaliśmy w muzeum o możliwości nocowania w okolicy), koszt 4 euro, płatne tylko kartą, sporo miejsca , nie liczyliśmy ale na co najmniej 20 aut , obsadzone jeszcze małymi drzewkami, ale za kilka lat..., świetne miejsce dla rowerzystów i miłośników spacerów, w cenie tylko miejsce, prądu brak, woda płatna.Ale te 4 euro za takie sympatyczne miejsce to rozsądna cena (jest kilka kilometrów dalej darmowe dla kilku kamperów, ale w pełnym słońcu i średnio przyjemne).A wieczorny spacer na który się przeszliśmy po kolacji przy lekkiej bryzie od zalewu i zachodzącym słońcu to sama przyjemność.
Zresztą samo obserwatorium ptaków to miejsce niesamowite. Oczywiście zajrzeliśmy tam od razu po przyjeździe kiedy było jeszcze jasno. Wyobraźcie sobie tą atmosferę- drewniany budynek wysunięty kawałeczek w głąb zbiornika, mnóstwo plansz z opisami i zdjęciami ptaków, które można tam spotkać i sporo osób wpatrzonych w dal , w wodę ,przez pootwierane małe okienka, panuje zupełna cisza , a ludzie jeśli się odzywają to szeptem, każda kolejna wchodząca osoba mówi cichutko "dzień dobry" i zajmuje miejsce przy okienku. Kto tego nie przeżył nie zrozumie. Mnie na ziemię trochę sprowadza mąż, który jest trochę mniej "ornitologicznie zakręcony" niż ja i ma niezły ubaw , a ja dzięki niemu schodzę na ziemię
A dzisiaj dalej spokojne "smakowanie" tego wspaniałego kraju , nieśpiesznie, jak to James razem z nami lubi najbardziej .James - 2018-08-29, 10:37 c.d.rafalcho - 2018-08-29, 11:28 Super opis "wycieczki" ... śledzę codziennie ....
Piweczko poleciało Spax - 2018-08-29, 11:29
James napisał/a:
IMG_5995_1.JPG
Co to się pędzi ?
Dans votre pays, c'est de l'alcool de contrebande.
Naprawdę jestem pełen podziwu dla Was za pisanie tak obszernych sprawozdań z odwiedzanych/widzianych miejsc. Talentu do pisania nie można Wam odmówić. Ciekaw jestem, czy ustalacie wspólnie co i jak pisać, czy też macie podzielone zadania na n.p. "ty jedziesz a ja piszę"?
Stukam się z Wami po raz kolejny zasłużonym, czerwonym James - 2018-08-29, 11:33 Rafalcho-dzięki:)
Bardzo nam miło.James - 2018-08-29, 11:43 Spax- tekst pisze M, korekta wspólna, zdjęcia wspólne, ale w większości M. Nie piszę podczas jazdy tylko jak się dopcham do komputera, mój niestety w domu na urlopie:(
A głównie odpowiada za cele podróży (oczywiście do dyskusji) i wyszukiwanie dla mnie ptasich obserwatoriów.
Z przyjemnością stukamy się z Tobą czerwonym wytrawnym.
James - 2018-08-29, 18:18 Zbierały się chmury, zbierały...a jak lunęło to tak, że odpadają wycieraczki (naprawdę jedna odpadła , na szczęście tylko na chwilę i powiesiła się na ramieniu, ale od czego mój fachowiec ) , który mnie poprawił, że się odpięła - O.K.
Właśnie wyszliśmy z Chateau du Grand Jardin w Joinville. A było tak : wyszło na chwilę słoneczko, wpadliśmy do kasy zamku, pani pyta - a może parasol?, a my nie nie będzie już padało, jesteśmy optymistami, zobaczyliśmy sceptyczną minę. Idziemy. Najpierw ogród (optymizm, optymizmem, ale on tu jest najważniejszy i trzeba od niego zacząć). Sam zamek jest właściwie pusty, to kolejny, który został podniesiony z ruin (prace trwały 35 lat), natomiast ogród jest powodem do dumy tego zabytku. Ogród francuski, angielski z przepięknymi starymi drzewami i szemrzącym strumykiem, warzywniak, zioła, sad, śliwki, po które aż chciało się sięgnąć ( ale tego nie zrobiliśmy, po pierwsze bo o to proszono, a po drugie żeby dla innych też został ten przyjemny widok).Pod drzewami leżaczki (szkoda, że zalane wodą dla zwiedzających , może dobrze, że mokre, bo ogarnęła nas senność- to chyba ta pogoda. Wchodzimy do zamku, znowu jesteśmy zupełnie sami, w jedynej sali znowu ten sam dobry pomysł, że zaczynają się odtwarzać dźwięki tym razem kiedy przechodzimy obok obrazów. Odzywa się też muzyka, więc zaczynam się kręcić w jej rytmie, a mój ślubny- uważaj, bo może tu jest ukryta kamera .A na zewnątrz jak lunęło! No to czekamy w środku- cały zamek dla nas Klimacik niepowtarzalny. Po jakimś czasie deszczyk sobie odpuścił, wychodzimy, w kasie śmiejemy się sami z siebie i tłumaczymy, że przeczekaliśmy w zamku, a pani pokazując na ekran komputera i uśmiechając się mówi - widziałam. Ups...
Znajdujemy miejsce na nocleg 48.445655, 5.149588 (N48° 26.738' E5° 08.974')i obijamy się dalej.
Jeszcze z ciekawostek kamperowych - przed chwilą rozmawialiśmy z serwisantem urządzeń do vidange kamperków (wiadomo- toaleta, zrzuty,woda) i powiedział coś ciekawego. Otóż najstarsze urządzenia tego typu mniej więcej co 2-3 razy nie chcą przyjmować kart obcokrajowców i to nie ma znaczenia czy są to Belgowie, Niemcy czy inni. Facet powiedział, że nie mają pojęcia dlaczego tak jest i że dotyczy to tylko tego najstarszego sprzętu.James - 2018-08-31, 00:56 Dzisiejsza część relacji miała być o wizycie w memoriale generała de Gaulla. Niestety będzie o czymś innym.
Muszę się z Wami podzielić przykrością, która nas dzisiaj spotkała. Otóż jeden z członków camperteamu wysłał nam na priv maila , w którym szydzi z tego, że podróżujemy starym rzęchem, który nawet trudno nazwać kamperem. Jest to tym bardziej smutne, że stało się to podczas relacji z kraju , gdzie egalite czyli równość jest tak wysoko ceniona. Nigdy w tym kraju nie dano nam odczuć, że jesteśmy gorsi, nie dość bogaci, żeby podróżwać po Francji. Przeciwnie -tutaj ceni się to jakim jesteś człowiekiem, a nie jaki jest stan twojego konta. Musiał nam to dać odczuć nasz rodak, jeszcze do tego człowiek którego lubiliśmy (nie znając się osobiście) i myśleliśmy,że nadajemy na podobnych falach. Dlaczego to zrobił ? Nie wiemy.
Ale wiem dlaczego pisałam tą relację. Spędziłam wiele zimowych, smętnych wieczorów "grzejąc" się przy Waszych wspaniałych relacjach i uważałam, że jestem Wam coś winna, więc starałam się zrewanżować.
Wzamian jeden z Was chlusnął nam w twarz pomyjami. To bardzo dziwne uczucie dostać w twarz i nie wiedzieć za co. Jeździmy staruszkiem, o którego staraliśmy się zadbać w miarę naszych możliwości, bo wybór był taki albo staruszek James albo nic.
Został nam jeszcze tydzień wakacji , ale Jamesowi odechciewa się pisać i chyba o to chodziło.SlawekEwa - 2018-08-31, 07:11
James napisał/a:
Otóż jeden z członków camperteamu wysłał nam na priv maila , w którym szydzi z tego, że podróżujemy starym rzęchem, który nawet trudno nazwać kamperem.
Za coś takiego to gościa tylko albo , a Wy się takim cymbałem nie przejmujcie tylko dalej róbcie swoje duende - 2018-08-31, 08:28 Czytam Waszą relację od początku, chętnie przeczytam jej zakończenie jak już to przetrawicie [...]
tym razem za zadbanego Mercedesa Jamesa Cooka 1984, którego posiadanie to przywilej , takimi kamperowali pionierzy yaro 65 - 2018-08-31, 08:43 Proszę się nie przejmować i być dumny z Jamesa , sam takiego chciałbym mieć .
Nie psujcie sobie wspaniałego wyjazdu , proszę pisać relację
dziennie czytam i marzę z żoną że pojadę kiedyś tam yans1 - 2018-08-31, 08:53 Nie przejmujcie się takim BARANEM!!! Piszcie dalej. Bardzo ciekawie się czyta. Pozdrawiam Was serdecznie Spax - 2018-08-31, 08:58
Cytat:
Od: Spax
Do: James
Wysłany: Wczoraj 20:55
Temat: Się uśmiałem - przepraszam!
James! sorry.
Proszę nie bierzcie tego na poważnie! Taki traf, ot po prostu. Jeszcze nie znalazłem podobnego filmiku do mojego Osiołka.
Edit: Link do filmu usunięty
Szanowni forumowicze.
Jest mi bardzo przykro i przyznaję się bez bicia, że to ja jestem tą osobą, która tak mocno Jamesa uraziła. Nie było to absolutnie moim zamiarem. Wyszło to tak po prostu z mojego czasem specyficznego poczucia humoru. Nic a nic złego w stosunku do Jamesa nie miałem zamiaru uczynić. Fakt, że wysłałem to priv. a nie umieściłem tego bezpośrednio na forum chyba o tym świadczy. Hmm, teraz to już sam nie wiem... przecież ja też jeżdżę staruszkiem i to w opinii wielu osób, pojazdem nie będącym kamperem.
M. i A.! – bardzo Was przepraszam i proszę abyście mi wybaczyli ten głupawy wyskok.
Czekałem na ciąg dalszy relacji, właśnie z powodu generała de Gaulla.
Zacytuję samego siebie:
Spax napisał/a:
Mon général?
Przejeżdżałem tamtędy wiosną, ale już nie miałem siły. Chciałem do domku.
a wyszło jak wyszło i teraz pluję sobie w brodę za moją głupotę.
Jeszcze raz przepraszam!!!
J.Leboski - 2018-08-31, 12:46 James, Spax, chyba nie pozostało nic innego jak spotkac sie, wypić dobrego szampana (Spax stawia) i jedziemy dalej po tej Francji czekamy na ciąg dalszy James - 2018-09-01, 08:20 Izola- na Ciebie zawsze można liczyć . Bardzo dziękujemy za słowa wsparcia, tym bardziej,że jako pierwsza się odezwałaś kiedy było nam bardzo smutno.
SławekEwa-słowa pocieszenia od osób, które są na camperteamie od zawsze i widziały tutaj już chyba wszystko są szczególnie cenne, serdeczne dzięki .
Duende- miałeś rację , trzeba to było przetrawić, a Wy wszyscy nam w tym pomogliście. James dziękuje za piwo, jeśli pozwolisz w jego przypadku zamienimy piwo na olej Będą dwie okazje, bo za 2.000 km. będziemy świętować 100.000 km., które razem przejechaliśmy i to bez żadnych problemów (oczywiście James dostaje wszystko czego potrzebuje).
yaro65- jedźcie jak najszybciej! Nie odkładajcie niczego, bo kiedyś, później...Wierzcie doświadczonym ludziom- to "kiedyś" może nigdy nie nadejść z różnych , często paskudnych powodów. Dziękujemy!
yans1- bardzo dziękujemy , już nam trochę lepiej , będziemy pisać .
Leboski-dzięki za konsyliacyjne francuskie podejście, już jedziemy.
Dziękujemy również naszym przyjaciołom - ukochanej Nauczycielce języka francuskiego oraz Annie , którzy śledzą tą relację nie będąc członkami camperteamu i bardzo przeżyli krzywdę Jamesa (usłyszał m.in.,że jest słodziakiem i inne sympatyczne rzeczy- żeby tylko nie stał się za bardzo zarozumiały).
i Spax- cóż...przeżyliśmy wiele wspólnych wirtualnych podróży razem z Izolą, Leboskim i innymi zakochanymi we Francji.
Kiedy przyszła informacja,że jest wiadomość od Ciebie - właśnie czekaliśmy na 22.00 na nocny spektakl przy krzyżu lotaryńskim po dniu spędzonym "u generała de Gaulla".Pełni entuzjazmu, mówimy otwórzmy tą wiadomość zaraz, bo to Spax, pewnie coś fajnego wysłał. Zaczęliśmy słuchać...resztę już znasz .Tak na marginesie to chyba nie warto promować wejściami takiego prymitywa jak autor tego filmowego koszmaru, który jedyne co potrafi to promować się zapomocą hejtu.
James jest poraniony, ale jakoś się pozbiera
Wracamy do relacji, bo przerwana opowieść jest strasznie denerwująca, to już lepiej nie pisać w ogóle.James - 2018-09-01, 08:33 Dzień poświęcony generałowi De Gaulle. Po wizycie w domu, w którym się urodził w Lille, który zwiedziliśmy wiele dni temu, zaplanowaliśmy odwiedzenie memoriału w Colombey-les-Deux-Eglises.
To maleńka miejscowość jakby przyklejona do zbocza góry miejscowość, którą generał wybrał jako miejsce swojego zamieszkania w latach 30-tych. Duży dom z przepięknym widokiem, otoczony klimatycznym ogrodem pełnym starych drzew, które generał kochał ,kupił dla siebie i rodziny i zamieszkał tam wraz z żoną i trójką dzieci.Najpierw zajrzeliśmy na cmentarz - skromny nagrobek, generał pochowany jest wraz z małżonką i najmłodszą córką, która była ulubienicą generała, a która cierpiała na zespół Downa i zmarła w wieku 20 lat. Obok grobu mnóstwo tabliczek przyniesionych przez ludzi ceniących tego wielkiego człowieka. Zwiedziliśmy memoriał i dom. Niestety we wnętrzu domu nie wolno robić zdjęć. Sprawia on bardzo przytulne wrażenie, tylko niewielka część jest udostępniona do zwiedzania (reszta jest wykorzystywana przez spadkobierców generała), mogliśmy zobaczyć salon, gabinet, jadalnię i bibliotekę, w której w listopadzie 1970 roku zmarł generał, a także przeczytać jego testament (napisany 18 lat przed śmiercią), który szczegółowo regulował wiele kwestii związanych z pochówkiem , a nawet napisem na nagrobku . Generał zażyczył sobie napisu "Charles de Gaulle 1890-..." i jak napisał "rien d'autre"(nic więcej). Bardzo ciekawe jest połączenie biblioteki z gabinetem - otóż z tego pełnego klimatu pomieszczenia wypełnionego książkami wchodzi się do małego okrągłego gabinetu, który jest rodzajem przeszklonej werandy otoczonej przez głeboką zieleń ogrodu, a w centralnym miejscu stoi duże biurko pokryte zielonym suknem przy którym siadał generał pisząc przemówienia i wymagając wtedy od otoczenia absolutnego spokoju (tylko najmłodsza córka, która miała specjalne miejsce w sercu generała mogła mu przeszkadzać). Dom jest skromny biorąc pod uwagę wielkość tego człowieka. Jest tam kilka dość szczególnych pamiątek -duze ozdobne pudło cygar podarowane generałowi przez Fidela Castro, obraz z laki, olbrzymie ciosy słonia (mające około dwóch metrów długości!) będące darem przywódcy jednego z państw afrykańskich. Jedna z rzeczy, która nas uderzyła , to to jak szybko się wszystkie sprzęty w tym domu zestarzały. Generał nie żyje od niespełna 50 lat a patrząc na radio, telewizor, jego biurko z przyborami do pisania, mamy wrażenie, że minęło strasznie dużo czasu.
Natomiast memoriał to duży , ciekawy architektonicznie budynek wkomponowany w zbocze góry. Nie jest to muzeum w pełnym tego słowa znaczeniu, bo prawie nie zawiera pamiątek, jest to właściwie olbrzymia wystawa interaktywna chronologicznie przedstawiająca historię Francji i życie generała de Gaulla : I i II Wojnę Światową, lata 50-te, powstanie V Republiki, maj 1968 roku , odejście z polityki po przegranym referendum śmierć , 1,5 roku później i uroczystości pogrzebowe. To wspaniale poprowadzona wycieczka w czasie , pełna żywiołowych przemówień de Gaulla, historii i wątków osobistych - np. zdanie wypowiedziane przez przyszłą żonę - córkę bogatych przemysłowców z Calaise) po poznaniu (wtedy kapitana, który wrócił właśnie z Polski) :"ce sera lui ou personne!"(to będzie on lub nikt!).
Spodobała nam się też wypowiedź "La Republique nouvelle a un president. C'est moi. Me voici, tel que je suis. Charles de Gaulle" (Nowa Republika ma nowego prezydenta. To ja. Oto jestem, taki jaki jestem.) To zdanie w ustach tego człowieka jest tak pełne satysfakcji z wygranych wyborów i pokonania znienawidzonych komunistów jak tylko może być.
Zobaczyliśmy również samochód generała -Citroen DS 21 Palais , w którym przeźył zamach i po tym wydarzeniu pokochał tą markę samochodu. Moja druga połowa zaczęła męczyć obsługę czy to oryginał. A obsługa rozpędziła się, bo nie zorientowała się od razu , że do nas trzeba trochę wolniej , o co zresztą poprosiliśmy. A ponieważ mąż pamiętał wizytę de Gaulla w 1967 roku w Polsce, to o tym wspomniał, przypomnieliśmy również ,że generał otrzymał od Polski order Virtutti Militari. Świetnie było obserwować tą dwójkę młodych ludzi, którzy słuchali tego "świadka historii" , a ja nazwałam męża "żywą historią" - cóż tylko tyle mogłam zrobić, ja dopiero w tym czasie byłam w planie
Zajrzeliśmy jeszcze pod krzyż lotaryński , monumentalny, górujący nad wioską, zdobiony różowym granitem. Przy czym nie ma on charakteru religijnego , to krzyż z podwójnymi ramionami, który został wybrany jako symbol Wolnej Francji, a potem Francji Walczącej.
Wyszliśmy z memoriału zmęczeni natłokiem wrażeń, wielogodzinną lekcją francuskiego (na miejscu można też wiele przeczytać w języku angielskim i niemieckim) i przytłoczeni przeszłością.
Kończy się dzień. Wieczorem przed 22.00 idziemy sami uśpionymi ulicami miasteczka na inscenizację światło i dźwięk pod wspomnianym krzyżem lotaryńskim. Zastanawiamy się , czy będziemy tam zupełnie sami, ale nie , na miejscu jest już kilkadziesiąt osób. Było to dziwne doświadczenie. Może dlatego, że zupełnie nie byliśmy w nastroju, a może ,że przy dzisiejszej technologii i po zwiedzeniu świetnego memoriału spodziewaliśmy się czegoś innego. Inscenizacja wyraźnie się już zestarzała i przydałoby się odświeżenie. Poza tym po spędzeniu czasu na grobie Generała, w jego domu i w memoriale byliśmy w dość szczególnym nastroju, a tymczasem nawet nie wiem jak to opisać- coś w rodzaju pomieszania kroniki filmowej, kabaretu, propagandy sukcesu, i to wszystko wyświetlało się na tym podwójnym krzyżu co już samo w sobie było dziwne. Sporo legendarnych piosenek francuskich (to akurat bardzo lubimy) i starsze panie siedzące obok które głośno je śpiewały.
Postanowiliśmy zostać tutaj do jutra. Przygotowano bardzo spokojne miejsce dla kilkunastu kamperów, możliwe zrzuty, wody brak, toaleta publiczna.48.223093, 4.886089 (N48° 13.383' E4° 53.166')James - 2018-09-01, 08:50 c.d.andrzejm94 - 2018-09-01, 09:05 Ładnie napisane, dziękuję, James - 2018-09-01, 09:13 Andrzejm94 - Bardzo nam miło,dziękujemy :-)James - 2018-09-01, 11:30 Rano budzi nas deszcz, niebo zalewa nas strugami wody i nie może przestać. Zastanawiamy się, że może tu jest jak w Zakopanem gdzie często leje, a przemieszczając się w kierunku Krakowa wychodzi słońce? Mówimy - pora ruszyć te leniwe kółka. Postanowiliśmy wykorzystać resztki (mamy nadzieję) złej pogody i przeskoczyć ok.200 km. w okolicę Miluzy.
Po drodze w Chaumont zatrzymujemy się przy wiadukcie z drugiej połowy XIX wieku (to była ważna inwestycja gospodarcza i militarna - połączenie kolejowe Paryża ze wschodem Francji), który ma 600 metrów długości i 52 wysokości. Był budowany przez 15 miesięcy dzień i noc przez 2500 robotników i przy udziale 300 koni. Podobno szczególnie pięknie wygląda nocą kiedy jest oświetlony, ale to zobaczymy w przyszłości. Póki co dzielnie po nim idziemy ( jest możliwość wejścia i mały parking ze świetnym widokiem), ale kapie nam na głowę straszliwie i w połowie zawracamy. Jest imponujący, można też przejść się wzdłuż niego na dole, ale to też kiedy nie będzie padać
Dojechaliśmy pod Ballon d'Alsace i tu śpimy na wysokości ok.1200 m.47.812855, 6.841256 (N47° 48.770' E6° 50.476')( póki co mamy 9 stopni i testujemy ogrzewanie, które w tym sezonie nie było nam potrzebne). Jesteśmy prawie sami , są jeszcze tylko dwie ekipy Szwajcarów - przyczepką i starowinką kamperkiem, a ludzie mają grubo ponad 80 lat. A najzabawniejsze, że kiedy z nimi rozmawialiśmy po francusku, to prosili, żeby mówić wolniej , bo lepiej mówią po niemiecku, super! Ukłony dla naszej Pani Nauczycielki
izola - 2018-09-01, 13:38 Znacie Vichy? jest warte zobaczenia!
Jak będziecie w pobliźu Vichy szukać coś na postój, to w pobliźu do centrum jest dobre spokojne miejsce.
Jest to zwykły bardzo spokojny parking /free/ 46.119065, 3.410862 na pieszo przez most przez rzekę Allier jest ca 1km do centrum.
P dobry i na nocleg, nocowaliśmy w błogiej ciszy, jedynie z rana zrobił się na chwilę ruch jak rodzice przywozili dzieci do przedszkola, stanąć w 3 rzędzie i jest spoko J.Leboski - 2018-09-01, 16:46 i ja coś dodam, à propos mieszkań sławnych Francuzów, być może znane Wam...dom Victor Hugo, (moi ulubieni "Nędznicy" ) co prawda trudno tam zapewne dotrzeć kamperem, bo to na wyspie Guernsey, "która posiada specyficzny status Dependencji Korony brytyjskiej – nie stanowi formalnie części Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, ani Unii Europejskiej", ale chociazby jako ciekawostka, na mnie zrobił duże wrażenie, dom, a właściwie jego wnętrze zaprojektował sam VH i...jest ono niesamowite... cyt. "Minąłem się z powołaniem: urodziłem się dekoratorem”. nieźle
Tak na marginesie to chyba nie warto promować wejściami takiego prymitywa jak autor tego filmowego koszmaru, który jedyne co potrafi to promować się zapomocą hejtu.
James jest poraniony, ale jakoś się pozbiera
Czy czasem nie jest mowa o Zlomniku? On niedawno pisał o tym czemu kamper jest bez sensu na przykładzie Mercedesa. Chociaż jeśli to jego film Was tak uraził to byłbym mocno zdziwiony, więc pewnie to coś innego...izola - 2018-09-01, 17:05 mercedesy są beee . nawet mają szmaciane namioty! w kolorze scierki
wszystko my przerabiali ,,,i nic nas nie zdziwi
Powiem - mercedesy zźera rdza, a ludzi zazdrość
James - 2018-09-01, 19:17 Izola- jak zwykle trafiłaś w punkt
A jeśli chodzi o Vichy to byliśmy w 1996 ale tylko na chwilkę, namiary zapisaliśmy w kajeciku i wężykiem (wiesz Kobuszewski ), bo jeszcze kiedyś zajrzymy. Dzięki!
Leboski- dzięki, podobnie jak z Vichy - do kajecika James - 2018-09-01, 19:36 Ojej, co my wyczynialiśmy, żeby Wam, kochani Kamperowicze wysłać rano relację! Ale od początku...Wieczorem rozmawiając ze Szwajcarami powiedzieliśmy, że do szczęścia potrzeba nam zasięgu internetu. Rozumieli co mówimy, nie rozumieli potrzeb A tu przemili czytelnicy czekają na relację przy porannej kawce Więc rano (tak na marginesie było 8 stopni, ale od czego ciepłe mięciutkie kocyki rzucone na kołderki) po pierwszej kawie odpaliliśmy i jeszcze w łóżeczku trzymając naczynia żeby nie zjechały z blatu (to ja), mój ślubny odpalił i stwierdził,że 200 m. dalej będzie zasięg. O.K. Jedziemy, jest!, wysyłamy pierwszą część relacji, zdjęcia w drugiej części i ...urwało!!! Mówię (to mało powiedziane) "no zrób coś!!!" i słyszę "już buduję stację przekaźnikową".Ale przejechaliśmy kawałek dalej i udało się. Jeszcze fotka gór zasnutych poranną mgłą, żebyście poczuli atmosferę (wyskoczyłam w te 8 stopni w koszulinie nocnej) i jedziemy do Thann.
Wszystkim, którzy jeszcze nie byli we Francji a o tym marzą, radzę z całego serca - wjedźcie do Thann. Gmina przygotowała tu miejsce na 120 kamperów, jest jeszcze drugie, ale wiecznie zapchane, a na tym dużym zawsze jest miejsce. A wieczorem, a jeszcze lepiej rano ( koniecznie w słońcu) idźcie na spacer (do centrum ok.0,5 kilometra), zagłębcie się w uliczki, gwarantuję, że jak tu się nie zakochacie we Francji, to sobie odpuśćcie . Oczywiście zajrzyjcie do którejś piekarni (Boulangerie) i kupcie bagietkę (lub tak jak my jeszcze ciasteczko). Oczywiście można kupować bagietki w markecie, dlaczego nie?, na pewno będzie taniej, ale to co stracicie to oprócz smaku cały klimacik piekarni francuskiej. Nie obawiajcie się problemów językowych, wystarczy sympatyczne bonjour (intonacji "wznoszącej"nauczycie się tak jak my bardzo szybko), une baguette , s'il vous plait i au revoir na do widzenia. Tłumacz Googla , którego wykorzystujemy w różnych krajach jest bezcenny, żeby zobaczyć jak to przeczytać.A poza tym od czego ręce? , uśmiech i samo "dzień dobry" załatwi większość problemów. Po poproszeniu o bagietkę w taki sposób domyślnie dostaniecie taką jaką trzeba (nie będzie pytań którą).Warto jeszcze pamiętać o przerwie od 12 do 14 i kupić wcześniej. My się już tak rozpuściliśmy, że nawet na Węgrzech odkładają nam w piekarni makosz retesz z wiśniami ( a nie znamy węgierskiego:).
W Thann oprócz klimatu, pruskiego muru, bagietek i miejsca dla kamperków są też markety np. blisko Lidl gdzie są normalne ceny.
No to jedziemy dalej...
Dzisiaj w planie Miluza, w której wprawdzie jest najwspanialsze muzeum motoryzacji, ale my je widzieliśmy w 1996, kiedy byliśmy we Francji po raz pierwszy ( i kiedy zakochaliśmy się w tym kraju i nie możemy bez niego żyć) , zresztą po tej wizycie zaczęłam się uczyć języka francuskiego , bo wprawdzie mąż znał ten język, ale ja tylko angielski i to mi przeszkadzało...ale się rozgadałam. Dobrze, wracam do muzeów w Miluzie. Otóż dzisiaj muzeum kolei Cite du Train, wspaniałe, które powstało w 1974 roku i ciągle się rozwija.Spędziliśmy w nim cztery godziny i pod koniec czuliśmy się jak Guciu w bajce o pszczółce Mai, który odwiedził mrowisko i witał się z mrówkami (pamiętacie?), najpierw było "dzień dobry Guciu jestem, bardzo mi miło", a przy mrówce nr 2532 już tylko słabym głosem Guciu, Guciu
Podobnie było z nami w tym muzeum. Początkowo oglądaliśmy dokładnie każdy pociąg, oglądaliśmy filmy i słuchaliśmy nagrań, a zbiory są imponujące - salonki, orient expresy, pocztowe, pociąg de Gaulla, szpitalny( pierwszy raz widzieliśmy, nawet jest w nim sala operacyjna - no nie wiem? operacja podczas jazdy? chyba dla Jasia Fasoli ,lokomotywy parowe, makiety, silniki, sporo atrakcji dla dzieci , ale dorośli też korzystali (udało mi się przekonać męża)- przejażdżki małym pociągiem po muzeum i na zewnątrz, naprawdę jest co robić, a TGV i nagrany moment bicia rekordu prędkości (574,8 km/godz.) mnie powaliło na kolana .Jeszcze wraz z podkładem muzycznym, iskry sypiące się z pantografu, Francuzi wiwatujący na mostach! Mówię mężowi "przejedziemy się TGV?!, za dwie godziny będziemy nad morzem!.Ale, cóż...jedno z nas musi być rozsądne ( i tak dobrze, że przejechał się ze mną pociągiem dla dzieci ).
W każdy razie mówiąc poważnie naprawdę polecamy to muzeum każdemu miłośnikowi kolei i historii, jest to naprawdę jedno z najwspanialszych , jeśli nie w ogóle najlepsze.
A teraz zjechaliśmy jeszcze raz no jak myślicie - gdzie? Tak, do Thann i tu nocujemy.James - 2018-09-01, 19:48 c.d.James - 2018-09-03, 12:30 Dzisiaj zabiorę Was w bardzo oryginalne miejsce- do Energopolis - muzeum elektryczności- w Miluzie. Można kupić bilet korzystny finansowo łączony razem z muzeum kolei ale nie to było powodem, że tu zajrzeliśmy. Przyciągnął nas tu mój nadworny inżynier, a co ciekawe, przynajmniej początkowo to ja byłam najbardziej zadowolona.
Zdaniem mojej drugiej połowy- skrajnie ścisłego umysłu- to ekspozycja dla humanistów.
A cóż tam mogliśmy zobaczyć? W rewelacyjnej atmosferze, półmroku, snuliśmy się przez sale pełne skarbów z dziedziny rozwoju elektryczności. Już na początku wita nas zdanie "il etait une fois l'elektricite ("była sobie elektryczność"). Nie wiem jak Wy, ale ja ją sobie bardzo cenię, jeśli mnie nie rozumiecie,to wykręćcie bezpieczniki w mieszkaniu
Był pokaz wspaniałej maszyny parowej, dopieszczonej,błyszczącej (to spojrzenie humanistki), dla dzieci wiele miejsc do zabawy (ale mądrej zabawy), o określnej godzinie zebraliśmy się wszyscy i młoda zaangażowana dziewczyna demonstrowała nam doświadczenia z elektrostatyki, klatkę Faradaya (nawet ja wiem co to jest), a potem prosiła dzieci-ochotników do naelektryzowania , wreszcie sama poddała się tej procedurze.
A jeśli chodzi o eksponaty, to wędrówka przez historię np. zabawka dla dzieci (!) lampa rentgenowska, następne to urządzenie, które pomagało dobierać buty prześwietlając promieniami rentgena (!) stopy. A ja dotąd myślałam, że ludzie w początkach rozwoju zdjęć rentgenowskich tylko dla przyjemności robili sobie fotki , jak my dzisiaj selfie i smarowali maścią z radem dziąsła płacąc za to nowotworami szczęki.
Wspaniałe sprzęty codziennego użytku, grzejniki, telewizory,pralki itp, z początku XX wieku ( dokładnie opisaliśmy zdjęcia). Bardzo przyjemna i pouczająca wycieczka.
Dzisiejszą noc spędziliśmy w Murbach 47.923114, 7.160600 (N47° 55.386' E7° 09.636')-spokojny parking przygotowany również dla kamperków - cichutko, w cieniu starych drzew, szemrzący strumyk , woda płatna, reszta gratis.James - 2018-09-03, 12:39 c.d.James - 2018-09-04, 09:08 A wczoraj... Tytuł odpowiedni to cytat ze starego skeczu "saluto alkoholiko" Otóż jak przystało na Alzację, odwiedziliśmy destylarnię. Kiedy zobaczyliśmy drogowskaz "Musee des eaux de vie" mąż stwierdził ,że należy to przetłumaczyć "do bimbrowni" .A tak poważnie to czy to nie zabawne, że bimber (przepraszam- wódka ) nazywa się po francusku "wodą życia"?
Muzeum w Lapoutroie 48.156219, 7.166289 (N48° 09.371' E7° 09.978')- mała prywatna destylarnia , jest naprawdę warte odwiedzenia, ma zresztą bardzo dobre opinie w internecie. Nie mieliśmy problemu z postawieniem blisko Jamesa, a odjeżdżając widzieliśmy, że naprzeciwko muzeum nawet udało się stanąć dwóm spragnionym francuskim kamperkom , które były dłuższe od Jamesa i wyraźnie podróżowały razem.
Muzeum (ta nazwa jest trochę na wyrost, bo to kolekcja rozmaitych "alokholików "- jakkolwiek śmiesznie to brzmi - to nasz pomysł, w końcu są mediewalia, to mogą być "alkoholiki" a może "alkoholikalia?")jest fajnie zorganizowane (wejście gratis), idziemy przez pomieszczenie po prostu uginające się od butelek i buteleczek, i te wszystkie zabytkowe urządzenia do destylacji. Zwiedzamy sobie a w głębi słyszymy ożywioną dyskusję poprzednich zwiedzających - ile czego chcą kupić . Dochodzimy do kolejnego pomieszczenia, gdzie właśnie finalizowana jest poprzednia transakcja. Dwie panie (jedna chyba ok.80-tki) , szalenie sympatyczne , dopieszczają zwiedzających. Bierzemy się za degustację (to trochę nadużycie, bo mój ślubny prowadzi, ale ja dzielnie go zastępuję ).Wybór alkoholi jest niesamowity - likiery , "kremy" , brandy , widzieliśmy nawet piwo smakowe. Nas przyciągnęły tu likiery, ale po degustacji stwierdziliśmy,że nam bardziej odpowiada coś co nazywa się kremem i jest słabsze (18 procent zamiast ok.30-tu) za to o pełniejszym smaku. Była nawet gruszkówka, która chwaliła się otrzymaną nagrodą - a pływały w niej płatki złota!
Zrobiliśmy zakupy, pięknie nam je opakowano ,żeby dojechały do Polski, ale pani stwierdziła "wypijcie od razu choć trochę" Rad starszych ludzi należy słuchać, więc to uczyniliśmy.
Na nocleg odjechaliśmy tylko ok.10 km. i zatrzymaliśmy się na przełęczy Col des Bagenelles. I znowu widoki powaliły nas na kolana. Spaliśmy w towarzystwie dwóch kamperków - Holendra i Niemca , a obok spało małe stadko krówek , myśleliśmy, że na noc wrócą do obory, ale nie! Widok ich zaspanych ślepek rano - bezcenny!
A i jeszcze jedno- dobrze że nocowaliśmy tak blisko destylarni, bo za chwilę wracamy po jeszcze jeden smak...James - 2018-09-05, 21:06 Kolejne ciekawe muzeum - MM Park France. Niedaleko Strasburga w miejscowości La Wantzenau w 2017 roku powstało muzeum poświęcone II Wojnie Światowej. Entuzjasta militariów Eric Kauffmann przez wiele lat kolekcjonował eksponaty i wreszcie w 2010 roku kupił ziemię pod muzeum, żeby siedem lat później je otworzyć dla zwiedzających. Jest ono ciągle w fazie organizacji, stale przybywają nowe eksponaty, ale już w tej chwili ilość pojazdów wojskowych (120 sztuk!), mundurów, broni jest imponująca. Stworzono nawet coś co nazwano "base nautique", a co skojarzyło nam się z bazą U-Boot-ów, którą zwiedzaliśmy dwa lata temu w L'Orient. Oczywiście tutaj to maleństwo z jednym okrętem Kriegsmarine ale wspaniale oddaje klimat takich miejsc. Poza tym wiele eksponatów związanych z ruchem oporu, a już absolutnym hitem są bezcenne pamiątki związane z "Planem Sussex". Był to plan Eisenchowera by wyszkolić grupę ochotników francuskich (120 osób) w "rzemiośle szpiegowskim" a potem wykorzystać ich umiejętności zrzucając ich na teren wroga. Byli oni szkoleni pod Londynem , przed operacją D-Day oddali nieocenione usługi , poza tym dostarczyli wiele informacji o broni V1 i V2 , wielu złapano, torturowano i zamordowano. Natomiast ich wyposażenie było żywcem jak wyjęte z filmu sensacyjnego , ale jest prawdziwe - przy zdjęciach szczególnych eksponatów umieściliśmy opisy.James - 2018-09-05, 21:20 c.d.James - 2018-09-06, 16:37 Zatoczyliśmy koło. Na kolejny nocleg podjechaliśmy do Betschdorfu. Zastanawialiśmy się , czy była tam woda , bo James był suchy jak pieprz i tu przydała się ta relacja- zajrzałam na jej drugą stronę i mówię "jest!".Boćki już odleciały , zostały pojedyncze sztuki, więc klekot sprzed trzech tygodni mogliśmy sobie tylko z rozrzewnieniem przypominać. Jeszcze małe zakupy i...
Wczoraj o 10.30 opuściliśmy gościnną Francję
Zaczęliśmy przemieszczać się przez Niemcy. Zostawiliśmy sobie na to trochę czasu żeby się nie zamordować, bo przecież wracamy do pracy. Mojemu genialnemu mężowi udało się po serii prób i błędów przekonać nasz GPS (Agatkę), żeby zapomniała o autostradach, ale równocześnie nie szalała z ciaśniutkimi centrami miast i miasteczek. Dzięki temu, że odkrył jak to ustawić snujemy się przez Niemcy podziwiając jaki to ciekawy kraj, obserwujemy jak kończą się żniwa , jak podobne do Polski są te rolnicze rejony , podziwiamy zmieniającą się architekturę.
Po przeskoczeniu dystansu zaplanowanego na ten dzień zaczynamy rozglądać się za noclegiem. Mamy trzy opcje w okolicy. Podjeżdżamy na stellplatz w Kulmbach. To miło, że gmina przygotowała miejsce dla wielu kamperków, ale zakątek , który jest specjalnie dla nich jest zajęty, a reszta parkingu ( też z oznaczeniami, że nas zapraszają), cóż... Powiem szczerze, że po tych wszystkich miejscach, w których nocowaliśmy, po tych wszystkich przełęczach, jeziorach i absolutnej ciszy strasznie nam się wywróciło w głowie i zaczynamy marudzić- a że głośno, a że za mało zieleni, a tu pety i jakieś papierki Nie, jedziemy dalej.(Tak na marginesie miejsce jest pod zamkiem i dość blisko centrum więc dla wielu super.) A dalej zaczynają się schody, bo jest objazd a Agatka się uparła,że mamy zawrócić. W końcu nie słuchając dziewczyny wjeżdżamy w góry. Jest coraz przyjemniej, zaczyna pachnieć zieleń , przejeżdżamy przez wioseczki gdzie auta równie pogubione jak my są atrakcją dla mieszkańców i część siedzi sobie na zewnątrz w ten ciepły letni wieczór. Jedzie za nami BMW-iczka , nie chcemy jej blokować , stajemy i pokazujemy, żeby jechała, bo pewnie wie gdzie. A ona - James! i gdzie teraz ?! Widzieliśmy jak błądzi , w końcu pojechała tam gdzie nam się też wydawało, że to tędy.
Dojechaliśmy w kapitalne miejsce, znowu cisza, wprawdzie miało być więcej kamperków, ale były dwa - jeden bardzo duży staruszek , a drugi przerobiony ze starej straży pożarnej , w koło chodził facet i szukał zasięgu, znalazł i zaczął głośno z kimś debatować po rosyjsku , może ukraińsku? , nagadał się, nagadał , wsiadł do osobowego i odjechał. A my- relacja, papu i nyny.
Spało się tak, że przynajmniej ja nie słyszałam jak facet rano zamykał "straż", a drzwi były przesuwne
Rano spacerek , z braku psa, tylko do piekarni (a gdzieżby?), gdzie łamanym zlepkiem językowym udało nam się u przemiłej starszej pani kupić ciasto z rabarbarem (mniam!)i bułeczki. Próbowaliśmy przetłumaczyć na niemiecki "miłego dnia" i chyba coś z tego wyszło, bo pani się serdecznie uśmiała.
Jedziemy dalej bo dzisiaj w planie bardzo ciekawe muzeum, na które od dawna ostrzymy sobie pazurki.James - 2018-09-06, 20:05 To ciekawe muzeum, które dzisiaj zwiedziliśmy to "Deutsch-Deutsches Museum" (Niemiecko-Niemieckie) w Modlareuth. Jest ono poświęcone "murowi berlińskiemu", ale szeroko rozumianemu , bo oczywiście poza Berlinem.
Modlareutch to miejscowość, która została po prostu przecięta na pół przez podział na dwie części -NRD i RFN. Podział przebiegł w poprzek gospodarstw, rodzin, wspólnego życia. Trudno to sobie wyobrazić , ale z dnia na dzień rodziny zostały trwale rozdzielone i znalazły się w dwóch różnych światach. Granica przebiegała wzdłuż strumyczka. W muzeum możemy obserwować poszczególne etapy budowy "muru". Początkowo był to płot, potem siatka, druty kolczaste, mur wysokości 3,4 metra (dodatkowo z rurą umieszczoną na szczycie , żeby trudniej było go sforsować), powstały strażnice, zaminowano teren wzdłuż muru i to wszystko, żeby ci nieszczęśni ludzie nie mogli uciec do swoich rodzin po normalnej stronie wolnego świata. Dramat Niemców mogliśmy obserwować w muzeum oglądając film (do wyboru w trzech językach- angielski, niemiecki i francuski , ale nawet bez tych języków warto go zobaczyć, bo obrazy są bardzo wymowne i wstrząsające). Cóż zobaczyliśmy? Świat podzielony na ten pełen przemocy, broni, psów , żołnierzy cały czas patrolujących teren wzdłuż muru, a po drugiej stronie normalnych ludzi, którzy przyjeżdżali z wielu rejonów Niemiec i próbowali przez lornetki przynajmniej spojrzeć na swoich - nie wiemy- wujków, braci i dziadków, którzy zostali po tej koszmarnej sowieckiej stronie.
Wzruszające sceny wywołujące gęsią skórkę to moment, kiedy z przyczyn technicznych na chwilę rozebrano kawałek muru w tej miejscowości i ludzie zyskali krótką okazję, żeby przynajmniej spojrzeć na bliskich. Natomiast moment burzenia muru to już poruszające sceny znane nam wszystkim. Ta radość, płacz i wspólne świętowanie, tego nie da się zapomnieć. W mroźnej zimowej, grudniowej atmosferze -tej eksplozji entuzjazmu nie da się porównać z niczym.
W tej konkretnej miejscowości , która jako symbol separacji jest nazywana "małym Berlinem", ludzie chcieli natychmiast w tym 1990 roku zburzyć cały mur, ale z inicjatywy burmistrza Topen Arnolda Friedricha zachowano dla potomnych fragment 200m wraz z wieżą strażniczą. Później z innych części kraju sprowadzono jeszcze pozostałe elementy systemów bezpieczeństwa reżimu komunistycznego. Dzięki niemu możemy teraz przynajmniej zbliżyć się do dramatu ludzi rozdzielonych przez 450 miesięcy.
Jest jeszcze ekspozycja pojazdów wojskowych - skromnych, małych po stronie zachodniej i olbrzymich, przy których człowiek dotkliwie czuje swoją bezbronność - po stronie sowieckiej.
Zwiedzając to miejsce nasuwa się wiele refleksji. I przychodzą nam do głowy takie drobne złośliwości - naprawdę trzeba było tylu zabezpieczeń - min, karabinów, murów- żeby zatrzymać ludzi w tym "wspaniałym" systemie komunistycznym ? Przecież powinni sami chcieć tam zostać, prawda? Naszym zdaniem to dowód prawdziwej porażki sowietyzmu.
To co napisałam powyżej to moje bardzo osobiste odczucia , którymi chciałam się z Wami podzielić. Tak to czuję i to nie tylko w kontekście tego muzeum, ale również informacji , które wszyscy znamy - ilu ludzi zapłaciło życiem za to, że chciało wtedy dołączyć do rodzin. W tym muzeum nas się tym nie epatuje, ale ja aż za dobrze pamiętam dokumentalne filmy na których widać ludzi padających pod kulami próbujących sforsować ten mur. A ci wszyscy Polacy próbujący na wszelkie możliwe sposoby uciec z tego sowieckiego "raju"?, płacący za to życiem lub więzieniem i to nie w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie można tego porównywać z ofiarami wojny. Ale do tych ludzi strzelano w czasie pokoju! Dlatego przynajmniej ja nie mogę się z tym pogodzić.James - 2018-09-07, 10:11 Kochani! To już koniec wakacji i relacji. Pora wracać do rzeczywistości. Dzisiejszy, ostatni nocleg spędziliśmy znów w Budziszynie.
Miło nam było podróżować z Wami. Na otarcie łez - cieplutkie pączki - nie mogliśmy sobie odmówić izola - 2018-09-07, 21:10 ...mniam mniam! te dorodne pączki aż się proszą by je ugryść.
Wileka szkoda że Wasze wakacje się już skończyły, było bardzo przyjemnie codziennie czytać live ciekawe opowiastki, dzięki za podzielenie się swoimi przeżyciami i pokazane sliczne fotki
...teraz nic nie pomoże trzeba samonicjatywę podjąć i pogonić za przygodą, by było fajnie James - 2018-09-07, 21:26 Dzięki Izola ! A pączki były takie dobre jak wyglądają
Korzystaj z pogody , wygląda na to ,że jeszcze będzie trochę lata.
Już sobie ostrzymy ząbki na Twoją relację , zawsze są bardzo fajne izola - 2018-09-07, 22:07 Jeszcze dwa urzędy muszę zaliczyć, mogliby szybciej pracować pracować bo
od tego zależy w jaką stronę pojadę by jeszcze mieć trochę słonecznej i kolorowej jesieni, lubię jesień ale suchą...
Chcę by było ciekawie ale i chcę mieć czas na spokój i medytacje,
ach coś sobie wybiorę, plan jest jeszcze otwarty ...ważne jest Izolownia stoi gotowa do drogi J.Leboski - 2018-09-09, 11:02 Dziękuję za relacje, wszystko co dobre szybko sie kończy, miło sie z wami podróżowało do następnego razu James - 2018-09-09, 11:24 Nous sommes enchantes, merci esgaj - 2018-09-09, 11:50 Fajnie było James - 2018-09-09, 16:11 Esgaj- dzięki ! Piwkiem wypijemy zdrowie Jamesa, żeby służył nam tak jak dotąd. Mavv - 2018-09-25, 04:57 Strasznie późno znalazłem Waszą relację! Super się czyta A zwłaszcza Wasze dialogi!
Fajnie się czyta, ogląda i zwiedza z Wami Zasłużone wirtualne piwo już leci!
Widzę, że też byliście w Modlareuth. My tafiliśmy na ślad tej miejscowości, gdy pokazał mi się artykuł o niej na FB - miasteczko zwane Małym Berlinem. Było na trasie, więc pojechaliśmy zobaczyć. Warto było! Niestety filmu nie obejrzeliśmy, za to kupiłęm tam książeczkę opisującą historię powstawania muru, krok po kroku. Świetnie to opisaliście w Waszym poście.
Izola, miejścówka wskazana przez Ciebie w Dunkierce już chyba jest nieaktulana - rok temu brama wjazdowa na ten stellpatz byłą zamknięta na 4 spusty i ani jednego kamperka tam nie było. Nocowaliśmy wtedy na kempingu Unicorne nieopodal. Jest to w mojej relacji z 2017r. No chyba, że coś się zmieniło w tej materii od zeszłego roku. Był tam ktoś ostatnio?izola - 2018-09-25, 07:03 Mavv dzięki za wiadomość o SP w Dunkierce, a chciałam tam zrobić przystanek
Po części się nie dziwię zamknięciem, bo tam się "działo"! bardzo nieekologicznie zachowanie ze strony wielu kamperowiczów.
Parę kilometrów dalej w Granf Fort Philippe albo Gravelines są też dobre miejsca postojowe.
Jeszcze raz dziękuję Jamesom za świetną relację James - 2018-09-25, 07:37 Mavv- dzięki za pochwały i piwko. Dziwiliśmy się co się z Tobą stało ale domyślaliśmy się, że tak jak my teraz praca, praca, praca
A nasze dialogi - dzięki Tobie przed chwilą uśmialiśmy się przy kawie przypominając sobie zdanie męża "już buduję stację przekaźnikową"
Izola- dziękujemy A wczoraj się zastanawialiśmy czy już wędrujesz po Francji?chemik - 2018-09-25, 10:34 wspaniała podroż i relacja! Planujemy Francję, ale dopiera za dwa lata, w następnym roku - Turcja, ale już zanotowałem Wasze miejscówki ! Dzięki ! I zaslużone piwko James - 2018-09-25, 18:53 Chemik- dziękujemy! Miło nam ,że nasze miejscówki się przydadzą w przyszłości.
Życzymy żeby Wam było za dwa lata we Francji tak wspaniale jak nam.
I żebyście się w niej zakochali Mavv - 2018-09-26, 02:00
James napisał/a:
vv- dzięki za pochwały i piwko. Dziwiliśmy się co się z Tobą stało ale domyślaliśmy się, że tak jak my teraz praca, praca, praca
No niestety, tak to bywa. Praca. Byliśmy jeszcze na dwóch wypadach weekendowych od czasu wakacji. Jeden opisany w dziale Wielka Brytania i Irlandia, a drugi czeka w kolejce. Muszę zgrać fotki z dwóch telefonów.ZbigStan - 2019-03-26, 18:00 Podróżujemy po Francji, aktualnie w Alzacji. Kupilismy tak sugestywnie zachwalane "tartelettes" saveurs. Najbardziej nam smakowały a la creme de marrons, caramel i citron też dobre. PozdrawiamyJames - 2019-03-26, 18:23 Dziękujemy Bardzo nam miło Zazdrościmy wiosennej Alzacji. Na przełomie sierpnia i września ( jak nic się nie zmieni) wybieramy się do środkowej części Francji i bardzo chętnie skosztujemy tych z kasztanami i cytrynką.
Bon voyage