SZEJK - 2018-09-16, 22:01 Temat postu: Znowu RumuniaNASZ DRUGI SEZON Z KAMPEREM
I DZIEŃ
Zaczynamy główną podróż tego sezonu. Zapakowani po sufit , niedzielnym porankiem wyruszamy w stronę południowej granicy. Opuszczamy ojczyznę w Barwinku. Celem naszej wyprawy jest Rumunia i Mołdawia. Upał leje się z nieba, a nam mijają kilometry dość szybko. „Krzysiek” czyli nasza nawigacja prowadzi nas wyjątkowo dokładnie tam, gdzie chcemy, co mu się zdarza bardzo rzadko. Drogę przez Słowację wybraliśmy przez Stropkov, Vranov nad Toplou – szlak dobrze znany , jeszcze z podróży motocyklem . Kolejną granicę przekraczamy w Satoraliaujhely i tu po kilkunastu kilometrach nasz misternie tkany plan bierze w łeb, ponieważ pierwszy postój był zaplanowany w okolicach Debreczyna!!!! Na naszej drodze pojawia się drogowskaz Tokaj. Wobec takiego zrządzenia losu nie mogło obyć się bez postoju w tym urokliwym miasteczku. Dobrze znany sprzed lat camping znaleźliśmy bez problemu i na dodatek okazało się , że nic się tutaj nie zmieniło od lat. Kwota opłaty za biwakowanie zrobiła na nas piorunujące wrażenie – 3 300 HUF, ale po przeliczeniu wyszło ok. 45 zł , więc to taki standard. Zakotwiczyliśmy nad brzegiem Cisy i z lubością oddaliśmy się popołudniowej sjeście. Cień drzew i szum rzeki sprzyjał odpoczynkowi , ale łazienki nie zachęcały do kąpieli od lat nie remontowane. Mimo to skorzystaliśmy z dobrodziejstwa chłodnego prysznica po czym ochoczo udaliśmy się na wieczorny spacer po klimatycznych uliczkach stolicy tokajskiego wina. Kolejne odkrycie – tu tez nic na szczęście się nie zmieniło! Cisza , spokój , lampka cudownego miejscowego wina. Jak ta podróż tak się zaczyna , to co będzie dalej. Przed snem jeszcze chwila relaksu po niebem pełnym gwiazd , przy dźwiękach węgierskiego rocka , dochodzących z pobliskiej restauracji.
Jutro dalej w drogę. SZEJK - 2018-09-16, 22:32 II DZIEŃ
Drugiego dnia w godzinach południowych docieramy do rozgrzanego do białości Debreczyna . Mimo upału podziwiamy piękne secesyjne kamienice w centrum miasta, poruszając się w tłumie turystów i tubylców. Nawet urokliwe fontanny nie zmniejszają lejącego się z nieba żaru. W bocznej uliczce pijemy cudowną kawkę . Te południowe kraje kocham za te kawki – tanie i smakowite.
Granicę rumuńską przekraczamy bez problemu, choć celnik musiał zajrzeć do środka kampera, kupujemy obowiązkową winietę , 10 euro na 30dni i kierujemy się do Oradei z myślą o zwiedzeniu kolejnego miasta na trasie. Szybko jednak korygujemy plany , nie uśmiecha się nam następny spacer po gorących kamieniach. „Krzysiek” podchodzi do naszej decyzji ze zrozumieniem i abyśmy nie stracili nic z pięknego klimatu przygranicznego miasta prowadzi nas dokładnie przez centrum w dodatku w godzinach szczytu. Tu przekonaliśmy się jak trzeba uważać na rumuńskich kierowców- wymija nas zajeżdżając z lewej strony na prawo i zatrzymuje się nagle parę centymetrów przed nami, włącza światła awaryjne, po czym przez okienko wysuwa się ręka , pociąga za klamkę i otwiera drzwi, wysiada starszy gość, otrzepuje wymiętolone spodnie i idzie za swoim interesem, nie przejmując się , że zaparkował na środku jezdni i blokuje przejazd tworząc korek. Ma interes , to go załatwia. Przedzierając się w godzinach szczytu przez zatłoczone miasto przekonaliśmy się szybko, że trzeba też uważać na miejskie taksówki, bowiem one rządzą się swoimi przepisami. Celem tego dnia był Cluj-Napoca, ale ruch na drodze , zwłaszcza tirów , zmusił nas do szukania noclegu wcześniej niż było to zaplanowane. Z pomoca przychodzi portal campingi w Rumunii. Zjeżdżamy w boczną drogę gdzieś w okolicach Topa de Cris w kierunku Vadu Crisului i szukamy campingu. Droga kręta i wąska , czas mija a celu podróży jak nie było tak nie ma. Pytamy napotkanych ludzi w różnych językach , nawet migowym, czy gdzieś tu jest camping- jest w Suncuius, a jak daleko – 2 -3 km, po 3 km jak daleko? 5km. Droga zamienia się w szutrówkę. Jak daleko? Kolejny zapytany oblicza , że ok 7. Jesteśmy w górach, wokół lasy, słońce zachodzi, robi się ciekawie. Po kolejnych kilku km zrobiło się rzeczywiście ciekawie. Na horyzoncie pojawili się ludzie ,a w oddali widać ślady biwakowania. Teren otoczony górami i lasem , w dole zakręca rzeka , pole przygotowane dość dobrze – trawiaste miejsca na ogniska , jakaś łazienka, parasole i stoliki, jest woda i prąd. Tu spotykamy rodzimą rejestracje na fajnie przygotowanej wyprawówce. To Maciek i Grzesiek z Białki Tatrzańskiej spędzają z dziećmi wakacje eksplorując miejscowe szlaki górskie, to lubię w podróżach - poznawanie nowych ludzi. Sporo wiedzą o okolicy. Okazuje się , że po drugiej stronie rzeki znajduje się jaskinia Unguru Mare. Zwiedzić ją będzie można jurto rano. Rano też przyjdzie pan , który pobierze opłatę za postój. Wieczór spędzamy w totalnej dziczy , znowu pod niebem pełnym gwiazd, choć w tej dziczy jest kanalizacja i możliwość doładowania akumulatorów.yahoda - 2018-09-17, 20:21 Rumunii nigdy dość. Śledzę z zainteresowaniem.SZEJK - 2018-09-17, 21:48 No to jedziemy dalej stivo.lodz - 2018-09-17, 21:52
SZEJK napisał/a:
Okazuje się , że po drugiej stronie rzeki znajduje się jaskinia Unguru Mare. Zwiedzić ją będzie można jurto rano. Rano też przyjdzie pan , który pobierze opłatę za postój.
W maju jak zapłaciłem za zwiedzanie jaskini to nie zbierali już opłaty za postój ale nie wiem czy to reguła czy mój urok osobisty Proponuję ciepło się ubrać do jaskini, samo przejście przez ten most też jest atrakcją.Spax - 2018-09-17, 21:58 Andrzeju! Już miałem pisać do Ciebie w tej sprawie (wczoraj) A tu patrz jest relacja.
Superrrrrre - czekam na ciąg dalszy.SZEJK - 2018-09-17, 22:13 III DZIEŃ 21 sierpienia 2018r.
Ranek obudził nas rześki, co było wybawieniem wobec panujących upałów. Wkrótce jednak okazało się , że nie na długo. Pojawił się też człowiek z dużym zeszytem , a celem jego wizyty było pobranie opłaty na nocleg. Zaczęło się ciekawie, pan pyta czy my deutch, french, english czy spaniol. Ja oczywiście że english, zadowolona , że pójdzie gładko , na co pan o urodzie nieco egzotycznej mówi , że on spaniol i zaczyna gadkę szybko dużo i nie wiadomo czy na temat. Przytakuję , ale za nic nie wiem o co biega. Z pomocą tatrzańskich rodaków udaje się dojść do tego , że pobyt za jedną noc kosztuje tu 16 lei- po 5 za osobę i 6 za karawan, nie ważne , że pan nie wydał reszty z 20 , bo nie miał drobnych . Dobrze , że ja miałam te 20 , bo ciekawe co by było z resztą z większego nominału. Od porannej kawy oderwali nas sąsiedzi , jacyś kolejni Polacy z Warszawy, do zwiedzania jaskini. Przyszła bowiem , jak ją tu nazywali pani administratorka, która pobrała od wszystkich po 12 lei za wstęp , po czym otworzyła bramkę na wiszącym moście i cała spora grupa rodaków ruszyła do jaskini, która czekała na nas od 2,5mln lat. Dobrze , że zaopatrzyliśmy się w latarki, bo po opuszczeniu sali tuż przy wejściu zastały nas jaskiniowe ciemności. /trochę to było dziwne, bo w niektórych miejscach były reflektory. Gdy już obskoczyliśmy wszystkie zakamarki z epoki kamienia łupanego , nagle oświeciło nas światło- to pani szła do jaskini z grupą turystów rozumiejących po włosku. No cóż , tak widać można sobie ułatwiać trudną pracę z zagranicznymi gośćmi. Dogadała się z nami , że jesteśmy z Polski i dala do zrozumienia, że w całej jaskini stąpaliśmy po wielowiekowym „gównie” ( tak to dokładnie zabrzmiało z jej ust) nietoperzy zamieszkujących jaskinię. Taka ciekawostka:) faktycznie poprzedniego wieczora netoperki latały jak szalone.
Gdy chętni do eksploracji jaskini opuścili teren, dokończyliśmy naszą kawkę , pożegnaliśmy rodaków z Białki i mimo że mieliśmy ochotę zostać tu na drugą noc, postanowiliśmy wyruszyć dalej. Mieliśmy w planie umówione spotkanie z naszymi przyjaciółmi w Bradu niedaleko Bicaz.
Z mapy wynikało , że jest to odcinek do pokonania w jeden dzień , jakieś 360 km, ale coś nas tknęło , żeby się wyzbierać jeszcze tego popołudnia i trochę przybliżyć się do miejsca spotkania. I to była najlepsza decyzja tej podróży. Wybraliśmy drogę przez Cluj- Napoca, Reghin, Toplita i Borsec. Wydawała się krótsza , tyle że nie zauważyliśmy , że prowadzi przez góry, zwłaszcza na odcinku do Reghin. Ten odcinek to była prawdziwa droga przez mękę ,góry , zakręty i dziury. Zapadał mrok , a my mijaliśmy wsie z coraz większą liczbą Cyganów. Dotarliśmy do Reghin już chyba koło północy. Znaleźliśmy stację Lukoil, na wyjeździe z miasta, ale dobrze oświetloną i monitorowaną i tu spędziliśmy noc.SZEJK - 2018-09-17, 22:19 stivo.lodz - w sierpniu najpierw zbierali za kamping a potem ktoś inny za wstęp do jaskini, tak na serio to Twój urok osobisty zadziałał
Darku doczekałeś się, bo Asie są zarobione (ktoś musi zarabiać)SZEJK - 2018-09-17, 22:52 IV DZIEŃ 22 sierpnia 2018r.
Dalsza droga , w porównaniu z wczorajszą była równa jak stół i prosta. Przystanek zrobiliśmy w Toplicy. Tu odwiedziliśmy bank oraz punkt informacji turystycznej. Od sympatycznej pani dostaliśmy plan miasta i udaliśmy się na zwiedzanie. Z planu wydłubaliśmy ciekawostkę geologiczna , czyli kaskadę termalną. Ten cud geologiczny znajdował się kilkanaście minut pieszo od centrum miasta , ale przy samej drodze prowadzącej do dzielnicy cygańskiej. Z przeciwnej strony drogi pewnie widok byłby ciekawszy, stały tam nawet ławeczki , ale zajęte przez dość liczną grupę Cyganek z dziećmi, więc obejrzeliśmy tylko głębię w której była idealnie krystaliczna woda , której krystaliczność zakłóciły drobne zielone roślinki. W drodze do kampera obejrzeliśmy miejscowe egzotyczne klimaty, jak choćby piramidy drewna wokół bloków , gdyż okazało się , że w mieszkaniach mają piece opalane tymże drewnem. Do celu dotarliśmy sporo przed naszymi przyjaciółmi, którzy tego dnia rozkoszowali się widokami przełęczy Bicaz. Chłonęliśmy więc okoliczności przyrody wraz z zimnym piwkiem. Biwakowaliśmy na terenie pensjonatu, w którym nocować mieli nasi przyjaciele. Była to druga miejscówka za free, po stacji benzynowej. Ale też , jak na stacji , oprócz miejsca i piwa nie oferowała nic więcej.
Zrekompensowało nam wesołe spotkanie z przyjaciółmi przy dużej butelce wina (może to były dwie nie pamiętam) salek - 2018-09-18, 08:59 Będę podglądał - Rumunia to nasza przyszłoroczna destynacja Jurek121175 - 2018-09-18, 14:45 Też czytam i oglądam z zaciekawieniem
Gdzieś kiedyś wyczytałem (lub usłyszałem), że Rumunia wciąga
Byliśmy w tym roku, ale zbyt krótko i jeszcze tam wrócimy
Na zachętę dalszego pisania stawiam SZEJK - 2018-09-18, 20:01 Jurek121175 - Rumunia wciąga masz rację, na pewno pojadę 3 raz. Tyle kultur się miesza jest co zwiedzać i obserwować,i te piękne okoliczności przyrody.
Dziękuję za piwko.
salek - zaplanuj i jedż nie będziesz żałowałJames - 2018-09-18, 20:16 James po trzech wyprawach do Rumunii (ale ciągle nie ma dość) bardzo chętnie dołącza do czytelników.
Świetnie się czyta. Takie relacje są bezcenne , dzięki jednej z nich trafiliśmy do jaskini Devetashka (oczywiście w Bułgarii )
Czy możemy prosić o koordynanty tego kapitalnego miejsca w Suncuius ?
Pozdrawiamy samotny wilk - 2018-09-18, 20:29 SZEJK, w tym samym miejscu przy jaskini Unguru Mare byłem jadąc do Grecji w czerwcu 2017 r. To urokliwe miejsce. Ode mnie pani z domku pobrała opłatę 10 lei/1 noc. Fajne miejsce nawet na pobyt kilkudniowy. W czerwcu było tam zaledwie kilka osób. Jakieś 100 m, od pola biwakowego nad rzeką koczowali Cyganie. Ale nawet nie podchodzili do naszego pola. Robili swoje i bawili się we własnym gronie.
Fajna relacja. Będę czytał dalej.
Zimne pifko za relację poleciało. SZEJK - 2018-09-18, 20:37 Panowie James , samotny wilk - dzięki za zainteresowanie
ps. samotny wilk mógł byś podać namiary na tą jaskinię Janes-owi bo jeszcze nie nauczyłem się odczytywania na nawigacji SZEJK - 2018-09-18, 20:41 Jedziemy dalej dzień V .James - 2018-09-18, 20:47 Opis dojazdu był dramatyczny (ale kapitalny) stąd moje pytanie o koordynanty.
Damska część Jamesa samotny wilk - 2018-09-18, 20:52 SZEJK
Dodam:
- w domku na rzeczką było piwo, lody i coś do jedzenia;
- z rozpalaniem ogniska zero problemów;
- brak Wi Fi;
- dojazd dla każdego rodzaju auta;
- nad wodą b.dobrze się spało, bo towarzyszył temu usypiający szum wody Mirekl61 - 2018-09-18, 20:57
SZEJK napisał/a:
Jedziemy dalej dzień V .
iiiii ? SZEJK - 2018-09-18, 20:57 samotny wilk - dzięki wysłane za namiary, faktycznie tam można biwakować kilka dni i się nie znudzi.
James - opis pochodzi też od damskiej części Grab KlanuJames - 2018-09-18, 21:06 Dzięki Samotny Wilku!
Szejk- widziałam opis zdjęcia i ośmieliłam się wspomnieć, że James to też koleżanka
Już się cieszę na ciąg dalszy.SZEJK - 2018-09-18, 22:15 Karawana ruszyła dalej:
V DZIEŃ 23 sierpnia 2018r.
Rano wspólnie z przyjaciółmi zjedliśmy śniadanie w tej niby restauracji, gdzie poza omletem albo jajecznicą nie było nic innego w ofercie.
Po wieczornej wymianie wrażeń na temat zwiedzanych obiektów, oni udali się w kierunku północnym , a my bardziej na zachód – do przełęczy Bicaz. Po drodze minęliśmy jezioro Izvoru Montelui , po czym naszym oczom ukazał się monumentalny przełom Bicaz. Gdy na dobre rozsmakowaliśmy się cudem tych skał za kolejnym zakrętem naszym oczom ukazał się targ! Mimo, że droga wąska i kręta , w miejscu gdzie powinny być zatoczki do parkowania porozstawiane były budy z pamiątkami. Fakt, że ceny były odwrotnie proporcjonalne do wysokości skał, ale te okoliczności przyrody kłóciły się z tym targowiskiem. Tutaj zakupiłam wprawdzie całą reklamówkę magnesów ceramicznych wzorowanych na ludowych przedmiotach , jako suweniry dla rodziny i znajomych w kraju za śmieszną cenę 3 leje od sztuki. Ale niesmak tego widoku pozostał. Dodatkowo rumuński sposób parkowania samochodów odczuliśmy znowu na własnej skórze. Fuksem zdobyliśmy proste miejsce do zaparkowania naszego Hobby, ale inny kierowca jak jechał , tak stanął i poszedł na zakupy. Kilkanaście minut trwało, aż znalazł się właściciel blokującego nas samochodu. Tego dnia nocleg znaleźliśmy kilkanaście km od przełęczy, na przydrożnym campingu. Zjazd z drogi w miarę dobry, teren wprawdzie górzysty, ale przygotowany dobrze , łazienki wyglądały skromnie , ale wewnątrz czyste i chyba dość nowe. Cena przystępna, nawet wino można było nabyć w recepcji, z czego chętnie skorzystaliśmy, bo na spacery wieczorne miejsca nie było.SZEJK - 2018-09-18, 22:33 Po południu zakotwiczyliśmy na polu namiotowym kilka kilometrów od przełęczy:SZEJK - 2018-09-18, 22:54 VI -VII DZIEŃ 24-25 sierpnia 2018r.
Rano odwiedził nas właściciel kampera , który zjechał poprzedniego wieczoru . Jak zwykle bywa zdziwiony historią naszego Hobby, chociaż rozmowa polegała bardziej na wymianie gestów i dźwięków mniej lub bardziej artykułowanych, ale ogólnie wiadomo było o co chodzi. Jego sugestie znowu pomieszały nasze plany na dalsza podróż. Polecił nam camping na jeziorem Zalatea, po drodze do Sighishoary, gdzie zdecydowaliśmy się jechać po kolejnej korekcie naszej marszruty.
Ponieważ zbliżał się weekend , chętnie przystaliśmy na pomysł spędzenia kilku dni w trybie osiadłym, bo trochę znudziło nas codzienne przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Po drodze zatrzymaliśmy się w Gheorgeni. Miasto powitało nas architekturą z czasów świetności Ceausescu, ale kilka uliczek w bok i piękny widok urokliwych kamienic z dawnych czasów , bardziej przypominających miasta węgierskie , trochę nadjedzone przez ząb czasu, ale z widocznymi przejawami tolerancji wielokulturowej. Na ulicach sporo Cyganów, jeśli zaczepiają , to raczej w celach handlowych, prezentując zebrane owoce lasu. Tutaj, aby przerwać naszą dietę makaronowo- ryżowo- sosową i zwiedzeni cudownym zapachem zaopatrzyliśmy się w smakowicie przyprawionego kurczaka z rożna oraz połówkę chrupiącego chleba na zakwasie jak w domu , takiego z piekarni , trochę przypominającego swojski. Dalsza droga uraczyła nas jeszcze jedną lokalną gratką – trafiliśmy na miejsce , z nazwy nam nieznane , na szczycie góry , gdzie w dole był kamieniołom powstały z dawnego wulkanu, a po drugiej stronie szosy foodtrack z langoszami – świeżutkimi , chrupiącymi i tanimi tylko 5 lei.
Co nas jeszcze zadziwiło na tych terenach – jesteśmy w środkowej Rumunii, setki km od granicy z Węgrami, a czujemy się jak na Węgrzech. Tożsamość narodowa Węgrów jest wszechobecna w języku i napisach oraz obyczajach , czego wkrótce doświadczymy.
Po małych perturbacjach udaje nam się znaleźć camping na jeziorem. Pole biwakowe jest częścią pobliskiego pensjonatu , oprócz miejsca parkingowego nie zapewniają nic więcej. No może jeszcze miejsce na ognisko, co stanie się dla nas zmorą tego weekendu. Co wieczór pojawiał się inkasent i inkasował po 10 lei . Na polu przygotowane były stanowiska parkingowe i przed każdym wyznaczone kamieniami miejsce na ognisko. Rytuał tutejszy polegał mniej więcej na tym iż na pole przyjeżdżał jeden , dwa czasem trzy samochody, z których wysypywała się niezliczona ilość członków familii różnych pokoleń , czasem trzech i czterech co u nas rzadko się zdarza. Rozkładali meble, jedzenie i napitki. W niektórych przypadkach , zwykle dwie kobiety od razu przystępowały do obierania i krojenia czegoś tam. Reszta jadła i piła , po czym część przebierała się i udawała się w kierunku jeziora , czasem ze sprzętem pływającym ,który wcześniej ochoczo pompowali. Gdy już się napływali , wracali i rozpoczynała się nasza gehenna, czyli rozpalanie ogniska. Jeśli mieli własne drewno , przywiezione z sobą , to rozpalanie było mniej bolesne, jeśli korzystali z pobliskich krzaków , dym bardziej dawał się we znaki naszym oczom i nosom. Gdy udało się opanować ogień i tata wyciągał ruszt, który kładł na kamieniach, to sprawa była prosta i akcja szybka, bo na tym ruszcie lądowało mięsko mielone , pewnie przyprawione i uformowane w dłoniach na kształt kiełbasek. Jeśli nad ogniskiem rozkładali trójnóg i wieszali kociołek, to akcja była dłuższa , bo gotowali te swoje gulasze. Jedli, pili i bawili się , ale jedno trzeba przyznać – potem dokładnie po sobie sprzątali, nawet po ognisku zostawały tylko kamienie. W niedzielne popołudnie dosłownie wykurzyli nas z tej miejscówki.
Widać tu wpływy Węgierskie bo kociołek to ich specjalność.
I właśnie w tym miejscu zdecydowaliśmy że odpuszczamy Mołdawie bo czasu mało i nie chcemy spędzić wakacji tylko na jeżdzeniu, odkładamy to na inny czas.SZEJK - 2018-09-18, 23:09 Z naszego popasu nad jeziorem nie mamy zdjęć, postanowiliśmy odpocząć od cywilizacji i elektroniki.
Po drodze zrobiłem zdjęcia byłego wulkanu.
Musi wystarczyć szczegółowy opis pobytu. James - 2018-09-19, 07:59 Czegoś podobnego jak Wy z "koszmarem ogniskowym" doświadczyliśmy w tym roku w Bułgarii.
Byliśmy w dwa kampery więc trochę odważniej niż w pojedynkę wjechaliśmy kilka kilometrów wgłąb cudownej , dzikiej przyrody po bitej drodze. Zatrzymaliśmy się w małej zatoczce , potem spacery, bardzo spokojny nocleg (oprócz nas nie było nikogo) , znowu spacerki w słoneczku i tak leniwie spędzaliśmy czas wahając się czy opuszczać to miejsce. Pomogli nam w podjęciu decyzji Bułgarzy. Nagle zaczęły się zjeżdżać samochody ( 3-4 ) i bezpośrednio za naszymi kamperami wzięli się do rozpalania ogniska Tak blisko, że zastanawialiśmy się jak wyjedziemy. Opadły nam szczęki i szybko podjęliśmy decyzję, że wprawdzie wędzone mięso dłużej się trzyma, ale nie mamy ochoty na wędzenie nas i kamperków i odjechaliśmy Ale to tylko taki incydent - zarówno Rumunia jak i Bułgaria jeszcze będzie naszym celem, bo jest super.jb - 2018-09-19, 11:24 [quote="SZEJK"]Karawana ruszyła dalej:
V DZIEŃ 23 sierpnia 2018r.
... monumentalny przełom Bicaz...
Niewiele brakowało a spotkalibyśmy się w tym miejscu, ja byłem tam 19 sierpnia. Szkoda bo w czasie całego mojego wyjazdu nie spotkałem żadnego kampera z Polski. Z jednym wyjątkiem. Gdy na przełęczy Prisłop oddzielającej Góry Rodniańskie od Marmaroszu leżałem w łożu boleści pokonany przez przeziębienie zatrzymał się koło nas na moment kamper z polska załogą. Nie widziałem tego kampera ale z opisu żony, która oczywiście nie przepuściła okazji by uciąć sobie miłą pogawędkę, doszedłem do wniosku, że tak charakterystycznym kamperem podróżuje nasz klubowy kolega Świstak. Jeżeli to prawda to pozdrawiamy, szkoda, że byłem niedysponowany ale z pewnością trafi się jeszcze niejedna okazja.SZEJK - 2018-09-19, 21:27 James - ten dym był upierdliwy ale podobało nam się takie wspólne przebywanie 2 - 3 pokoleń u nas trochę zamiera taki model. ( dziadki teraz kamperują i nie mają czasu cały czas zajmować się wnukami):szeroki_usmiech
Babcia zajmowała się wnukami, kobiety kroiły mięso i inne, mężczyżni rozpalali ogień oczywiście pili piwo tak dla obserwatora to fajny widok.
jb - no szkoda że rozminęliśmy się w czasie , było by weselejSZEJK - 2018-09-19, 21:52 No dobra karawana jedzie dalej:
VIII DZIEŃ 26 sierpnia 2018r.
Skierowaliśmy się do Sighishoary. To miejsce jest jednym z moich osobistych czakramów, w murach starego miasta czuję wyjątkowo, ten klimat ładuje akumulatory na długo. Chociaż na wstępie poszukiwania miejscówki nie były łatwe. Chcieliśmy wybrać jak najbliżej starego miasta, więc pierwszy cel to camping Central. Po odszukaniu podanego z portalu adresu okazał się fikcją, bo miejsce nie wskazywało , żeby można tam było biwakować. Drugi wybór padł na Camping Villa Franca. Droga prowadziła jakimiś zakamarkami aż zaczęła wspinać się stromo i kręto pod górę . Jechaliśmy w kurzu, okoliczne drzewa i krzewy zamiast zielone były białe. Restauracja okazała się piękna, rozległy taras z bajkowym widokiem na miasto, niestety camping nie spełniał naszych oczekiwań , więc ruszyliśmy w dół. Został nam tylko jeden camping blisko centrum Aquaris.Ten camping to raczej wybetonowane podwórze przy basenie, mocno nasłonecznione, jedno drzewo dawało nam nieco cienia. W pobliżu można umyć naczynia, zatankować wodę , opróżnić kasetę, przy basenie były prysznice i toalety. Jeśli przyjeżdża większa ilość gości, można rozbić się na czymś w rodzaju boiska szkolnego , po drugiej stronie basenu. Dla tych co na dłużej to dobra opcja, bo jest więcej cienia i podłoże trawiaste. Cena trochę powala – 85 lei- ale w nagrodę można skorzystać z basenu . Wody dużo i zimna ,a to w miejskim upale wybawienie. Do starego miasta jest niezbyt daleko i droga sympatyczna. Nie będę wchodzić w funkcję przewodnika po tym miejscu, bo napisano już tomy. Klimat tych starych uliczek i zakamarków jest dla mnie wyjątkowy. Niedzielny wieczór rozbrzmiewał muzyką ludową , odbywał się Festiwal Wielu Kultur, ruch był więc spory , ale dźwięki płynące z estrady dodawały klimatu. Głodni po całym dniu wrażeń wybraliśmy na kolację restaurację Scara Acoperita położoną przy słynnych Szkolnych Schodach. Zamówiliśmy tradycyjną ciorbę i żeberka pieczone, podlaliśmy to winkiem , wszystko za fajną cenę , która po przewalutowaniu transakcji nie wyniosła 80 zł. Resztę wieczoru spędziliśmy spacerując uliczkami magicznie oświetlonego miasta, podglądając rozbawiony tłum ludzi na rynku i na estradzie. Szczególnie spodobał się nam energetyczny taniec stylizowany na cygański w wykonaniu grupy bardzo młodych tancerzy. Podgryzając na deser oczywiście tradycyjne kołacze pieczone na drewnianych wałkach nad ogniem. Noc straszyła burzą.Tadeusz - 2018-09-19, 22:00 Andrzeju, duuuże piwo należy się za relację i zdjęcia.
Będę śledził Waszą trasę.
Pozdrawiam. SZEJK - 2018-09-19, 22:04 Sigi nigdy za wiele:SZEJK - 2018-09-19, 22:06 Tadeusz Asia dziękuje za piwko SZEJK - 2018-09-19, 22:19 Sigi ciągle mało:SZEJK - 2018-09-19, 22:31 IX DZIEŃ 27 sierpnia 2018r.
Dzień rozpoczął się akcją poszukiwania warsztatu, aby wymienić nadwerężone rumuńskimi drogami łożysko w kole. Tu opis https://www.camperteam.pl...r=asc&start=885 Z pomocą przyszli nam właściciele campingu, przywołując znajomego mechanika. Wprawdzie oczekiwanie na jego przyjazd zajęło niemal pół dnia, ale przybył na miejsce z całą ekipą i sprzętem. Zbadali, ocenili, wycenili i pozostał nam dodatkowy dzień na zwiedzanie miasta. Odczekaliśmy do wieczora, pławiąc się w rześkiej wodzie na basenie. Wieczorny spacer znajomymi uliczkami , odkryte nowe magiczne zakątki i wino w miejscu przywołującym wspomnienia z poprzedniej podróży , gdy było się pięknym i młodym i szalało na dwukołowym rumaku trochę zrekompensowały stratę w budżecie.SZEJK - 2018-09-19, 23:14 X DZIEŃ 28 sierpnia 2018r.
Ten dzień mimo że wakacyjny zaczął się bardzo wcześnie. Do warsztatu musieliśmy dojechać na 8 rano , a w perspektywie był 6 godzinny okres oczekiwania na zakończenie wymiany łożyska. Na szczęście mechanikom wystarczyły dwie godziny i z niezbyt dobrymi humorami wyruszyliśmy na południe w kierunku Braszowa i Brana. Pędzikiem zrobiliśmy spacer po Braszowie. Do tego pędzika zmusiło nas miejsce postoju. Stanęliśmy bowiem na parkingu Lidla, gdzie był ograniczony limit na parkowanie. Miasto stare. Uliczki wąskie i strome, zaparkować taką szopą to nie lada wyczyn. Ten ograniczony czas i tłumy ludzi zepsuły nasze wrażenie z tego miasta. Dodatkowo na centralnym placu miasta szykowano ogromną estradę i równie ogromną widownię na koncert związany z obchodami 100-lecia niepodległości Rumunii. (podobną budowlę tylko 4x większą widzieliśmy na placu czerwonym w Moskwie w roku 2016 gdzie miał być mecz towarzyski polityków Rosja -Europa) Po południu dotarliśmy do Branu. Po drodze napotkaliśmy nieco trudności w postaci robót drogowych , ruch sterowany był światłami, a dodatkową atrakcją urozmaicającą oczekiwanie na zielone były spore zastępy handlarzy owocami leśnymi. Jak przystało na legendę tego miasta zakotwiczyliśmy na Vampire Camping. Miejsce spokojne , mimo bliskości dość ruchliwej drogi, ładnie zagospodarowane i dość drogie . Wieczorem wybraliśmy się do zamku Bran. Chcąc uniknąć ruchu idąc chodnikiem, skręciliśmy w drogę boczną i nadłożyliśmy sporo drogi, aby dotrzeć do słynnej siedziby Draculi. Nasz zachwyt znowu zakończył się w obliczu tłumów i jarmarku wokół zamku. Drugie nasze podejście zakończone niepowodzeniem. Wprawdzie większość tych co zdecydowali się opłacić słono możliwość zwiedzania nie byli zachwyceni. Opinia naszych przyjaciół była taka sama, nic nie straciliśmy bo wewnątrz jest tak sobie a zamek najładniejszy jest na zewnątrz co zobaczyliśmy na własne oczy. Wieczorem piwko i precle i czarne chmury wokół nas. Gdzieś w oddali błyskało się , w dole szumiała rzeka i śpiewały cykady. Zdawało się , że upały odeszły w zapomnienie.SZEJK - 2018-09-19, 23:54 XI DZIEŃ 29 sierpnia 2018r.
Mimo, że na Vampire Camping noc minęła spokojnie, żaden z wampirów nie ujawnił swej obecności. Po porannych rutynowych czynnościach wyruszyliśmy dalej w drogę , a raczej cofnęliśmy się z powrotem kilkanaście km do Rasznowa z postanowieniem zwiedzenia przepięknie górującej nad okolicą warowni zwanej chłopskim zamkiem. Trochę to intrygująca nazwa , że zamek i że chłopski. Zasięgając języka dowiedzieliśmy się, że początki warowni sięgają ok 1220 roku. Gdy jeden z książąt siedmiogrodzkich sprowadził tu Krzyżaków, którzy mieli pomóc w obronie rubieży księstwa przed najazdami Tatarów i Turków i to oni zaczęli budowę zamku. Gdy po pewnym czasie przestali spełniać rolę jakiej od nich oczekiwano i zaczęli nazbyt się panoszyć książę podesłał ich księciu mazowieckiemu Konradowi, a żeby budowla nie popadła w ruinę i dalej pełniła swą funkcję obronną zaopiekowały się nią pobliskie wsie, rozbudowując ją na wzór miasteczka. Składała się z systemu małych domków-cel przeznaczonych dla mieszkańców i ich dobytku, którzy chronili się tu przed wrogiem. Do początku XVII wieku twierdza była nie do zdobycia. Dopiero podczas oblężenia przez księcia Batorego zorientowano się , że mieszkańcy zamku nie mieli wody na jego terenie i potajemnie wymykali się nocami do pobliskiego źródła. Po odcięciu drogi do źródła przez najeźdzców , mieszkańcy musieli się poddać . Po tej klęsce przystąpiono do kopania studni na terenie zamku. Dokonali tego przy pomocy jeńców tureckich, którym wykopanie 147 metrowej studni zajęło 17 lat. Do tej pory na ścianach studni można odnaleźć wyryte fragmenty koranu. Bywało , że mieszkańcy zamykali się w twierdzy nawet na kilka lat. Dobudowali tam kościół, szkołę, powstały dwa ogrody. Przez wiele lat Turkom nie udawało się zdobyć Rasznowa. Do jego upadku przyczynił się dopiero pożar , a później trzęsienie ziemi. Spora część twierdzy zachowała się do dzisiaj i na cele turystyczne została zagospodarowana przez rzemieślników i handlarzy pamiątkami. Do bram twierdzy prowadzi wąska urokliwa droga, którą można przebyć pieszo lub „pociągiem” ciągniętym przez traktor. Mniej więcej w połowie drogi na szczyt powstał Park Dinozaurów- rozrywka ciekawa zwłaszcza dla dzieciaków. Pod zamkiem znajdują się parkingi, ale są dość gęsto zatłoczone. Aby przechytrzyć ścisk na parkingu zaparkowaliśmy naszego Hobby w mieście , na wyjątkowo szerokiej ulicy i dołożyliśmy 2,5 km do wejścia na zamek.
Przy parkingach funkcjonuje sporo budek z jadłem i napojami. Tu skusiliśmy się na braszowski placek z serem- rodzaj drożdżowego placka wypełnionego serem i pieczonego na blasze. Polecałabym tego z bryndzą – może jest bardziej wyrazisty w smaku, ale nie wyobrażam sobie wersji z jabłkiem lub czekoladą , a takie też były dostępne. U nich każdy ser to kaszkawal , więc trzeba praktyki, żeby się zorientować który to kaszkawal.
W dalszą drogę wyruszyliśmy drogą nr 73 , żeby ominąć Braszow i nieco skrócić , ale to była kolejna wpadka – 23 km dziur na dziurach. Zmęczeni ciągłą uwagą na drogę zakotwiczyliśmy dość wcześnie na przypadkowo znalezionym campingu w połowie drogi między Fagarasz a Sibiu, kilka km od głównej trasy, urokliwe miejsce De Oude Wild , mili gospodarze , super przygotowane dla turystów i ceny do łyknięcia. Duży teren, w miarę równy, trawiasty i zadrzewiony, kuchnia urządzona klimatycznie i wyposażona we wszystkie potrzebne naczynia i urządzenia, czyste i przestronne sanitariaty. Super miejsce. Ma jeszcze jedną zaletę – może stanowić bazę wypadową -we wszystkich kierunkach w odległości 100 km jest co zwiedzać.
Wieczorem , jak zwykle udaliśmy się na pieszy rekonesans po wsi Carta. Piękne klimatyczne domy, zadbane i ukwiecone ulice, życzliwi mieszkańcy. Tu tez trafiliśmy na gratkę turystyczną – ruiny opactwa Cystersów. Pięknie utrzymany obiekt, zrazu wydaje się niedostępny, gdyż główna brama jest zamknięta, ale można wejść boczną bramą obok info-kiosku wpłacając symboliczną kwote 5 lei. Kiedyś musiał to być piękny achitektonicznie i bogaty obiekt. Zbudowany w XIII wieku i dotrwał mniej więcej do XVIII wieku , gdy popadł w ruinę. Użytkowana jest część nawy dawnej katedry, spełniając dziś funkcję kościoła ewangelickiego. Mimo , że ruiny , obiekt jest doskonałe utrzymany, czysty , zagospodarowany, stanowi doskonałe miejsce do sesji zdjęciowych. Przy wejściu urzekł nas cudownie słodki zapach dojrzewających w sierpniowym słońcu winogron. Wieczór spędziliśmy przy winku, pod rozgwieżdżonym niebem i przy rechocie żab. No i przy miodnym zapachu końskiego łajna z pobliskiej hodowli – no ale to w końcu wieś. Sympatyczna , bo wszyscy napotkani mieszkańcy , młodzi i starzy, pozdrawiali nas , a od właścicielki campingu dostaliśmy buteleczkę własnoręcznie robionej wiśniówki.
Zdjęcia jutro będą SZEJK - 2018-09-20, 14:56 Zaległe zdjęcia z Rasnov:SZEJK - 2018-09-20, 15:19 Przypadkowo namierzony camping prowadzony przez Holendrów:Rowerek - 2018-09-20, 15:32 Szejk za co cie zakuli SZEJK - 2018-09-20, 15:40 Marku - chcieli wymusić na mnie nr. SZEJK-owego konta w banku, nie puściłem pary z ust. SZEJK - 2018-09-20, 15:54 Spacerkiem po Rumuńskiej wiosce, nie do wiary:SZEJK - 2018-09-20, 16:00 XII DZIEŃ 30 sierpnia 2018r.
Zaczynamy drogę powrotna do domu. W Rumunii zamierzamy jeszcze zobaczyć kopalnię soli w Turdzie. Właściwie cały dzień spędzamy w samochodzie. Mimo, że mijamy Sibiu, Sebes i Alba Julię nie mamy ochoty na zwiedzanie w miejskim skwarze i tłumie. Na postój wybieramy camping w stylu holenderskim De Oude Walnoot w Michai Viteazu. Camping w Carta też był prowadzony przez Holenderkę. Dojazd trochę trudny - -po pokonaniu wielu ślimaków i zjazdów z autostrady nawigacja kończy się w środku wsi, ale dzięki życzliwej uprzejmości tubylców udaje nam się trafić. Bardzo mili gospodarze witają nas z otwartymi rękami. Było tak sympatycznie, że spędzamy popołudnie na lenistwie a wieczór na kartach i winku. Poznaliśmy sąsiadów z Opola, którzy byłi w Rumunii kolejny raz więc wymieniliśmy swoją wiedzę i doświadczenie dotyczące miejsc do zwiedzania.SZEJK - 2018-09-20, 16:04 XIII DZIEŃ 31 sierpnia 2018r.
Ranek zmitrężyliśmy na pagaduszkach z sasiadami przy pakowaniu i kawce i wcale nie tak wcześnie podążyliśmy do Salina Turda. Przedzieraliśmy się bocznymi , zakurzonymi ulicami przez dzielnicę przemysłową, a następnie czekała nas wspinaczka w górę kretą drogą. Sporo samochodów, jarmark i tłum ludzi to pierwsze wrażenie przy kopalni. Miejsce przygotowane turystycznie i komercyjnie. Piękne ściany wyglądały jak zrobione z rodzimego krzemienia pasiastego. Długie korytarze i ogromna sala główna, wysoka na kilkadziesiąt metrów, a na dnie jeziorko głębokie miejscami na 8 m. W sali stoi nawet diabelski młyn. Spędziliśmy tam sporo czasu wdychając zasoloną atmosferę i po gonitwie schodami w górę przez 13 kondygnacji, już po wyjściu zjedliśmy regionalny obiad , po czym udaliśmy się na solne błota. Przy zjeżdzie z góry , trzeba skręcić ostro w lewo i dojeżdżamy do wyschniętych jeziorek solankowych. Na białej wyschniętej płaszczyźnie znajduje się kilkanaście gejzerów z wodą . Stąd po zanurzeniu ręki czerpie się paskudne czarne i śmierdzące błotko, którym trzeba się wysmarować i poczekać do całkowitego wyschnięcia, bo tylko wtedy można je z rezultatem zmyć . Wysmarowani na czarno dziwiliśmy się jak te lokalne babcie i dziadkowie radzili sobie , bo umieli zmyć się do czysta. Błoto ma ponoć znakomite właściwości zdrowotne, nawet ciężko wymienić na co działa zbawiennie.
Dobrze posoleni i wypeklowani ruszyliśmy w stronę Oradei. Próba znalezienia campingu w Oredea zakończyła się fiaskiem, więc spędziliśmy noc na stacji benzynowej niedaleko Bors. Jutro ponownie witamy Węgry.SZEJK - 2018-09-20, 17:26 jeszcze trochę foto, ponoć najlepiej się czyta:SZEJK - 2018-09-20, 17:35 XIV DZIEŃ 1 wrzesień 2018r.
Rumunię pożegnaliśmy jakimiś bocznymi uliczkami znanymi tylko nawigacji. Jak to na Węgrzech bywa drogi równe, gładkie , skąpane w upale. Mijając większe miasta dotarliśmy do Tokaju. W znanym nam miejscu spędziliśmy ostatnią noc na obczyźnie . Wieczorem nie odmówiliśmy sobie przyjemności spędzenia kilku chwil w tokajskich piwnicach i zrobienia zapasów na ….. no nie na drogę , ale do domu......SZEJK - 2018-09-20, 17:56 XV DZIEŃ 2 wrzesień 2018r.
Prawie cały dzień spędzamy w podróży przez Węgry i Słowację . Przed przekroczeniem granicy słowacko- polskiej zajadamy się haluszkami z bryndzą i słoniną w Motorest Polanka. Jeszcze rzut oka na nasz ulubiony biwak w Stasianej k. Tylawy , aby upewnić się , że dzięki remontowi jest to miejsce stracone dla biwakowania. Ostatnie kilometry znanymi drogami iii witaj domu!!!
Gdzie czekał na nas nasz czarny przyjaciel .SZEJK - 2018-09-20, 18:01 TAKIE PODSUMOWANIE:
- przejechaliśmy około 2350 km korzystając z niemal całego spektrum dróg dostępnych dla współczesnych podróżników i przekonaliśmy się , że nie zawsze skracanie dróg jest korzystne
- kilkakrotnie korygowaliśmy plany, ale nigdy tego nie żałowaliśmy, bo zawsze kończyły się odkryciem czegoś dla nas nowego
- zwiedziliśmy kilka nieznanych i kilka znanych miejsc , choć w tych znanych odkryliśmy miejsca nieznane
- spotkaliśmy sporo sympatycznych i życzliwych ludzi, kiedy potrzebowaliśmy wsparcia nikt nie odmówił, chociaż z mową bywało różnie, ale różnymi metodami dogadywaliśmy się
- dwie noce spędziliśmy na stacjach benzynowych, jedną w pensjonacie za free, a pozostałe na campingach płatnych, ale po podsumowaniu średnio za niecałe 10euro za noc
- po kilku dniach pobytu nauczyliśmy się szybko szukać campingów lub one znajdowały nas
mieliśmy dobrze zaopatrzoną spiżarnię i właściwie rzadko robiliśmy zakupy , ale nie odmówiliśmy sobie regionalnych specjałów i regionalnego winka w które oba kraje są bogate
- gdziekolwiek się pojawiliśmy nasz Hobby zwracał uwagę i wzbudzał zainteresowanie, czyli jednym słowem „gwiazdorzyliśmy”
- zdobyliśmy doświadczenie , jak się naprawia zabytkowe pojazdy w Rumunii i słono za to płaci
- wszystkie dni były wspaniałe, a jeśli w ciągu dnia coś nieprzyjemnego się wydarzyło rekompensował je wieczór przy winku w magicznych okolicznościach przyrody, chociaż - najgorszy był powrót do domu , gdzie okazało się , że nasz czarny przyjaciel jest na nas obrażony że został w domu i nie przychodził do nas przez trzy dni
- i najważniejsze : WRÓCIMY ZNOWU DO RUMUNII (przez Tokaj i Sighisoarę)wlodo - 2018-09-20, 18:16 za relację, z przyjemnością czytaliśmy, może kiedyś my też... SZEJK - 2018-09-20, 18:30 wlodo - Asia się ucieszy bo to jej debiut na forum Mirekl61 - 2018-09-20, 21:18 Czytałem z przyjemnością. Miło powspominać znane miejsca i poczytać / pooglądać jeszcze nie odwiedzone.James - 2018-09-21, 19:43 za całokształt a szczególnie za klimatyczne zdjęcie nr 1489 - ciarki chodzą po plecach
Dziękujemy!Pablo_krak - 2018-09-21, 20:40 Piękna relacja...ja w tym roku, wracając z Grecji tylko "liznąłem" Rumunię. a szkoda:)SZEJK - 2018-09-23, 22:14 Dziękujemy za miłe słowa i oczywiście piwka.
Do zobaczenia w w w Rumuni. kakadu - 2018-09-25, 10:03 Super relacja i wiele wskazówek,przyda się na przyszłość.Ja wlasnie wróciłem ze swojej pierwsze wyprawy do Rumuni i jestem pod wielkim wrażeniem tego co zobaczyłem,prawdziwy tabor cygański w czasie popasu,cygańskie pałace w Huedin,czy ludzi gotujących samogon na brzegu rzeki przy której biegnie kolejka Mocanita,oraz ceremonie pochówku na wesołym cmentarzu w Sapancie.Mile nas zaskoczyła życzliwość ludzi i dbałość o czystość toalet .Spaliśmy na kempingu Colina w KLUŻ NAPOKA 16Euro za zestaw,w pensjonacie Agnes w VISEU de Sus 50lei oraz na campingu Poieni w Sapancie -50lei.Czytam kolejne relacje i już myślę o następny razie.SZEJK - 2018-09-25, 22:42 kakadu - tam(w Rumunii) w niektórych przypadkach zatrzymał się czas jak w naszych latach 60- tych gdzie tabory cygańskie wędrowały po kraju.
W 2011r. widziałem kondukt pogrzebowy z otwartą trumną na wozie który ciągnął wychudzony koń, wystarczy być bystrym obserwatorem to można wiele zobaczyć i przypomnieć sobie.
Do zobaczenia w Romania. Świstak - 2018-09-26, 12:05
jb napisał/a:
Niewiele brakowało a spotkalibyśmy się w tym miejscu, ja byłem tam 19 sierpnia. Szkoda bo w czasie całego mojego wyjazdu nie spotkałem żadnego kampera z Polski. Z jednym wyjątkiem. Gdy na przełęczy Prisłop oddzielającej Góry Rodniańskie od Marmaroszu leżałem w łożu boleści pokonany przez przeziębienie zatrzymał się koło nas na moment kamper z polska załogą. Nie widziałem tego kampera ale z opisu żony, która oczywiście nie przepuściła okazji by uciąć sobie miłą pogawędkę, doszedłem do wniosku, że tak charakterystycznym kamperem podróżuje nasz klubowy kolega Świstak. Jeżeli to prawda to pozdrawiamy, szkoda, że byłem niedysponowany ale z pewnością trafi się jeszcze niejedna okazja.
Trafi się, trafi, jestem o to spokojny... Piwko które mieliśmy tam wypić razem postawiłem póki co wirtualne.
My również zakochaliśmy się w Rumunii i z pewnością odwiedzimy ją jeszcze niejednokrotnie, jednak w przyszłym roku wątek w tym dziale rozpocznę jeszcze przed wyjazdem aby łatwiej zaplanować spotkania na trasie. W tym roku niestety nie udało się osobiście spotkać Szejka, ale na szczęście pozostaje nam rok przyszły. I następny... I może jeszcze jeden???
Tam faktycznie zatrzymał się czas, a aby znaleźć piękno natury wcale nie trzeba jechać do rezerwatu, ale za pierwszy zakręt.
SZEJK - 2018-09-26, 22:08 Świstak - tak niewiele brakło a piwko wysączyli byśmy razem.
Następnym razem się nam uda.Spax - 2018-09-28, 21:54 Nigdy nie jest za późno na piwko. Asiu, Andrzeju - wielkie piwska za relację --- Duszka - 2018-09-30, 14:31 Andrzeju, gratulujemy relacji z wyjazdu do Rumunii. Pozdrów małżonkę, bardzo udany debiut, mam nadzieję, że niebawem porozmawiamy na wizji. Pozdrawiamy.SZEJK - 2018-09-30, 20:30 Darku - dziękujemy za piwka smakowały wybornie , jeszcze nauczymy się wprowadzać dane do miejsc odwiedzanych i relacje będą tak dobre jak Twoje.:lol: trzymaj się mocno coby cyklon Cię nie porwał .
Do zobaczenia w kraju.
Arek - Asia bardzo dziękuje za gratulacje i do zobaczenia Kazimierzu, chętnie posłuchamy Twoich opowieści z Bałkanów.Bazyli - 2018-10-08, 00:05 Fajna relacja, zasłużone
Może w końcu i my wybierzemy się w tamte strony yahoda - 2018-12-09, 13:02 Miło było powspominać. Piękne autko macie. Na przyszłość: w Braszowie jest darmowy parking dla autokarów przy murach starego miasta w pobliżu kolejki na górę z tarasem widokowym i napisem Brasov - myśmy tam nawet spali. Przez cały dzień tam jest cień! Zdjęcie miejsca i opis tu:
https://www.camperteam.pl...er=asc&start=15
Stawiam zasłużone SZEJK - 2018-12-09, 13:36 yahoda - czytałem Waszą wspaniałą relacje w lutym ale do sierpnia zapomniałem o tej miejscówce pod murami. Ponoć słynę z dobrej pamięci...................ale krótkiej.
Tak na poważnie do Braszow wrócimy bo warto i teraz zapisałem namiary na miejsce postoju.
Panowie Bartek , yahoda autorka tekstu Asia dziękuje za piwka.