|
Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
Rumunia - Bożeny i Darka przygoda z Draculą.
DarekK - 2008-11-26, 16:24 Temat postu: Bożeny i Darka przygoda z Draculą. Bożeny i Darka przygoda z Draculą.
18.08.2008 godzina 23:58 – po wielu zmaganiach z przeciwnościami losu udało się uciec. Wiedzieliśmy że jeśli poczekamy do rana, znów coś stanie na przeszkodzie, sto nieprzewidzianych okoliczności zmusi nas do odłożenia wyjazdu…… no cóż, najtrudniejszy jest początek. Po 100 km nocleg na przydrożnym parkingu pod Siemiatyczami. Później w dół Lublin, Rzeszów (postój) Dukla i jesteśmy na granicy ze Słowacją. Kilka koron w kantorze, winietka na szybę i dalej. Świdnik, Nowa Klecza (nocleg nad zalewem),Humenne (pomnik Szwejka) i dalej do Herlany. Jedziemy raczej bocznymi drogami, ale na razie wszystko jest O.K. Tylko że w pewnym momencie mamy zakaz ruchu i objazd coś koło 50 km. Pytamy kogoś z miejscowych czy damy radę przejechać – twierdzi że tak, więc cóż – zaryzykujemy. Po kilkunastu minutach wspinaczki już wiemy o co chodzi – droga rozmyta, asfalt popękany, ale jest szansa… chwila strachu i jesteśmy za przeszkodą.
DarekK - 2008-11-26, 16:29
Herlany – gejzer będzie „czynny” za dwa dni – czekać nie warto – jedziemy dalej kierunek Jasov – małe i miłe miasteczko z fantastyczną jaskinią. Za Jasovem zimny prysznic – osada Romów – pierwsze spotkanie z nędzą raczej niewyobrażalną dla nas (a podobno mamy 21 wiek). Następny punkt Smolnik – droga super, widać tabliczki że to za „unijne”. W Smolniku wypadałoby skręcić na Rożnawę, ale droga jakaś niepewna. Najpierw napis że zimą nie odśnieżają (no cóż, mamy lato) później ograniczenie długości pojazdu do 5m. Chwila wahania – już raz się udało a my mamy tylko 5.35 więc jedziemy. Kolejny znak – 18% hmm, w połączeniu z zakrętami prawie 180 stopni w miejscu….uff udało się. Może to test przed tym co nas czeka? W każdym razie zdany lepiej niż dobrze. Kolejny etap – Domica, parking przed hotelem – gra muzyka – jest wesoło. Pierwsza nauczka – nie sięgaj po piwo jeśli nie jesteś pewny czy tu gdzie stanąłeś da się spać do rana – grali do bladego świtu. Tyle dobrego że przynajmniej net dostępny. Rano zwiedzanie jaskini i dalej na południe. Węgry – pierwsze wrażenie: tu nic nie zmieniło się od dobrych kilkunastu lat. Coś co kiedyś imponowało teraz wydaje się małe i wręcz żenujące. Jest sobota, prawie wszystko pozamykane, banki nieczynne a u nas ani forinta. Miszkolc, Tokaj, Nyiregyhaza, Debrecen, Artand – późnym wieczorem jesteśmy na granicy z Rumunią. Na dojeżdzie do przejścia spotykamy kolegę z przyczepą – sugeruje zostać na noc po węgierskiej stronie – wraca z Bułgarii, ale Rumunię robi „bez zatrzymywania się” – twierdzi że strach. Z niezbyt tęgimi minami zawracamy i nocujemy na parkingu pod jakimś przydrożnym barem. Rano pełna mobilizacja i do przodu
Bors – już zapomnieliśmy jak potrafi wyglądać granica więc dreszczyk emocji towarzyszy przy jej przekraczaniu. Kierujemy się nad morze, ale przecież po drodze tyle ciekawego do obejrzenia. Mając na uwadze że dojazd do granicy trwał prawie tydzień, postanawiamy zostawić zwiedzanie większych miasta na powrót, a teraz zatrzymywać się raczej w mniejszych miejscowościach. Uzbrojeni w dwa przewodniki, mapkę z atlasu europy (wielkości zeszytu A-4) i niezbyt dokładną mapkę w GPS-ie (automapa, bo tomtomek widzi tylko drogę do Bukaresztu) jedziemy w głąb kraju. Pierwsze wrażenie – jakoś tu swojsko, tylko tak jakby z czasów jak byliśmy troszeczkę młodsi. Mijamy Oradeę Cluja. Trochę na nas trąbią że poruszamy się „przepisowo” – ale co tam – nam się nie spieszy. Krajobraz robi się coraz bardziej urozmaicony i górzysty.
Kierujemy się na Trudę zaczniemy od zwiedzania kopalni soli… tylko że właśnie już ją zamknęli (nasza godzina 15 – ale w Rumunii to jakoś inaczej). Próbujemy wjechać w głąb miasta, ale coś zaczęło się dziać niedobrego z GPS-em, najpierw próbował pokierować nas nieistniejącymi drogami, później powiesił się zupełnie, później nie dał się uruchomić. No to zrobiło się ciekawie - oznakowanie dróg pozostawia sporo do życzenia, miejscowy język jakiś niezrozumiały na radiu nikt się nie odzywa – jedziemy na czuja. Po jakimś czasie kręcenia się trafiamy na E81- kierunek Bukareszt – będzie dobrze. Po drodze Auid,Alba-iulia, Sebes. Nocleg na stacji benzynowej kilka kilometrów przed Sibiu – pierwsza noc w kraju Vlada Tepesa.
c.d.n.
ReginaZW - 2008-11-26, 22:52
Teraz fajnie się wspomina ale adrenalinki trochę było, co? Ale chyba o to chodzi?
DarekK - 2008-11-27, 13:54
W sumie raczej było spokojnie, tym bardziej że nie jechaliśmy w konkretne miejsce na oznaczony czas, tylko tam gdzie nas koła poniosą .
Noc minęła spokojnie – jeśli nie liczyć odgłosów przebiegającej drogi. Zauważamy że szukając miejsca na nocleg należy największą uwagę zwrócić na hałas – cała reszta jest już mniej ważna. Tym razem okazało się że spaliśmy (za zgodą pracowników stacji benzynowej) na placu służącym kontroli TIR-ów, od samego rana panowie w białych czapkach uprawiali swój proceder. Pwnie dlatego wieczorem żadnego ciężarowca nie było zaparkowanego – choć poprzednie parkingi były całe zajęte. Nasz samochód wywołał największe zainteresowanie w gromadzie miejscowych kundelków, które już wieczorem rozłożyły się dookoła i szczekały na wszystko co się zbliżało. Z wdzięczności poczęstowaliśmy je resztkami ze śniadania i dalej w drogę. Trochę porozglądaliśmy się po Sibiu, głównie szukając jakiejś mapy Rumunii, niestety – towar deficytowy i chwilowo brak. Trochę szkoda, bo poważnie utrudnia to dalsze planowanie podróży, zapada więc decyzja że jedziemy w miarę najbliższą drogą nad morze, a później zobaczymy co dalej. Przed nami przejazd przez góry – początkowo myśleliśmy o trasie transfogarskiej, ale po namyśle zostawiliśmy ją na deser. Wybór padł na E81 - sprawę trochę utrudnia podwójna numeracja dróg, ale po kilku kilometrach już jesteśmy pewni że to stara 7. Zamieszanie co prawda potrafią zrobić odchodzące boczne drogi, które też są 7 – tylko z literką. Szkoda że nie mamy możliwości znalezienia trasy bocznymi drogami – ale okazuje się że i ta trasa jest ciekawa i malownicza, tylko czasami kusi zjechać na boczną drogę (wydaje się że uczęszczaną) – ale strach. Od czasu do czasu widać strzałki monastyr taki a taki XX km. Chciałoby się je wszystkie pooglądać, ale i czasu trochę mało i czasami droga wydaje się raczej do pokonania pieszo a nie samochodem. Ale jest jeden przy samej drodze – monastyr Cozia – piękna budowla z XIVw. Jedziemy dalej wzdłuż rzeki Olt. Czasami po bokach mijamy urwiska bez barierek, czasami mamy zamiast pobocza głębokie rowy odprowadzające wodę w czasie deszczu. Zaskakujące jest to, iż pomimo że jedziemy przez dość wysokie góry nie ma stromych podjazdów tak jak na Słowacji. Największe nachylenie nie przekracza 12%. Powoli teren staje się coraz gęściej zabudowany. Wille, domy, domki, pensjonaty, a także stare chatki cudem opierające się upływowi czasu tworzą swoisty kalejdoskop. W oddali co jakiś czas prześwitują duże zalewy powstałe przy regulacji rzeki, która w jej górnym biegu wydawała się maleńkim strumykiem. Chciałoby się zostać dłużej, ale może tu jeszcze wrócimy. Po przejechaniu przez Pitesti trafiamy na autostradę – tempo jazdy momentalnie wzrasta, za to doznania stają się nijakie. Dojeżdżamy do Bukaresztu i….. w pewnym momencie znikają wszystkie drogowskazy, za to ruch robi się całkiem stołeczny. Na radiu słychać naszych – jadą z przeciwnej strony i też nie wiedzą co dalej. Starym harcerskim sposobem – my jedziemy tak żeby słońce mieć za plecami – im radzę żeby jechali do słońca aż trafią na supermarkety. Zamieszanie powoduje jakaś impreza – część ulic przed parlamentem (a gdzie nas tu przyniosło) jest zamknięta dla ruchu więc zjeżdżamy na parking i „trochę zwiedzamy”. Po raz pierwszy doceniam co to niezbyt długi camper w ruchu miejskim, parkujemy jak zwykła osobówka. Wieczorem jedziemy dalej – udaje się znaleźć strzałki do autostrady, więc jesteśmy prawie w domu. Na Lukojlu są mapy i to aż trzy – wybieram turystyczną (a jak się później okazało trzeba było kupić jeszcze drogową i mapę monastyrów) i już pełni szczęścia kierujemy się w stronę morza. Pomimo późnej godziny jadę dalej – okolica równa i nieciekawa a mamy już dość noclegów w hałasie. Dodatkowo okazuje się że autostrada prowadzi dużo dalej niż to jest na mapie, oraz niespodzianką jest że nie ma opłat za przejazd odcinkiem oznaczonym jako „płatny”. Nocleg w miejscowości Medgidia na parkingu myjni samochodowej położonej za stacją benzynową. Od drogi odgradza nas budynek stacji i dość wysokie i gęste ogrodzenie – jest relatywnie cicho. Następny etap Constanta – przywitanie z morzem i dzisiejszy dzień cały poświęcamy na zwiedzanie miasta. Ze znalezieniem miejsca do parkowania nie było zbyt wiele kłopotu, za to poruszanie się po mieście już bywa trochę utrudnione. Już odzwyczailiśmy się od samochodów stojących na każdym wolnym skrawku czy to chodnika czy wręcz trawnika – a miejscami tak to właśnie wyglądało. Wieczorem, pomimo iż zostało jeszcze sporo do obejrzenia jedziemy do Vama Veche – kilka dni poświęcić stacjonarnemu odpoczynkowi plażowo – barowo – wczasowemu.
c.d.n.
DarekK - 2008-11-27, 14:03
i jeszcze końcówka
Dembomen - 2008-11-27, 21:59
Hej!
Relacja super, widać urlopik udał się, pozdrawiamy
Hej!
ReginaZW - 2008-11-28, 13:49
Twoją relację czyta się jak przewodnik z obrazkami. Proponuję wydrukować i może kiedyś zrobić z tego użytek
Jule - 2008-11-28, 18:23
Relacja piekna
ale nie moge czytac takich relacji a juz ogladac w ogole juz nie bede tu zagladac... do wiosny
a ludzie w krotkim rekawku wpedzaja mnie w jeszcze wieksza depresje zimowa
stefan - 2008-11-28, 18:38
Witam! Jule napisał/a: | ludzie w krotkim rekawku wpedzaja mnie w jeszcze wieksza depresje zimowa | -na basen idz! Pozdrawiam.Stefan.
Jule - 2008-11-28, 18:49
Stefan, dzieki ... ja sie lecze sauna na baseny jestem za leniwa
WINNICZKI - 2008-11-29, 22:01
Opis suuuper,aż sie chce jechać.Szkoda że do lata tak daleko bo bym już namawiał rodzinkę.Wydaje mi sie ze jednak w dwa campery było by spokojniej.Nawet z racji tylko samego"przyzwczajenia"się do Rumuńskiej rzeczywistości.Ale opis bardzo dobry.Pozdrawiam
DarekK - 2008-12-01, 12:34
Dziękuję za dobre słowo . Jeśli komukolwiek przyda się do czegokolwiek, będzie mi bardzo miło. Takie wspomnienia są do pewnego stopnia przedłużeniem tamtych dni, więc pozwalają mi w pewien sposób walczyć z handrą dnia codziennego i dać nadzieję że znów przyjdzie lato i będzie można gdzieś wyruszyć, określić kierunek a nie określać celu. Wyjechaliśmy sami, gdyż tak jak zaznaczyłem na początku była to swego rodzaju ucieczka - tysiące drobiazgów przez całe lato kazało nam odkładać moment wyjazdu - ale w końcu się udało. Jednogłośnie stwierdziliśmy (była to nasza pierwsza dalsza wyprawa kamperem) że były to najbardziej udane wakacje w naszym życiu . Problem w wyjeździe w więcej aut był taki - że właściwie nic nie było zaplanowane, nie mieliśmy żadnego doświadczenia w tego typu turystyce, autko niesprawdzone - wolne, słabe, nie chcieliśmy nikogo obciążać swoim towarzystwem. Przed wyjazdem wykupiliśmy tylko assistance - w myśl że najwyżej nas będą holować, ale że życie jest przekorne więc w pewnym momencie to my pracowaliśmy za pomoc drogową. No ale o tym po tym . Narazie kolejna porcja rumuńskich wrażeń :
Lenistwo nie zna granic. Czy ktoś pamięta Łebę 25 lat temu, gdy jeszcze wstęp na plażę był wolny od opłat, nie było problemu z zaparkowaniem samochodu, tymczasowe bary i „rożny” oferowały swoje usługi bez norm „unijnych” po przystępnych cenach? Gdy do tego dołożyć różnorodną muzykę z takich właśnie niby-pubów, wieczorne dyskoteki na plaży, występy mniej i bardziej ciekawych zespołów muzycznych, pełen luz pozwalający na picie własnego piwa w cudzym barze….. a co najciekawsze bardzo duża ilość młodzieży i brak burd, awantur i bijatyk –będziemy mieli obraz końca sezonu 2008 w Vama Veche. Bardzo niewielka ilość turystów zagranicznych, pełen luz gdzie chcesz się rozbić i co chcesz robić, niezależność finansowa (nie musisz płacić za to że jesteś, słuchasz muzyki, korzystasz z morza, plaży, miejsca itp.) a co najciekawsze otoczenie miłych i uśmiechniętych ludzi (u nas to jednak rzadkość), spowodowały tydzień przerwy w naszych wojażach – zmieniając nas w osadników. Osadę swoją mieliśmy zamiar założyć na samej plaży, ale ze względów akustyczno – zaludnieniowych rozbiliśmy się na skarpie nad samą plażą, przy samej granicy z Bułgarią. Za nami był już tylko ruchomy posterunek policji granicznej, zapewniający nam 24h/dobę ochronę - choć sam nie wiem przed czym. Na usługach pograniczników było również duże stado „dzikich” kundelków – nas zaakceptowały bardzo szybko, mogliśmy w środku nocy wyjść z kampera czy wrócić ze spaceru i nie reagowały, ale wystarczyło pojawienie się kogokolwiek innego (zwłaszcza po zmroku) i podnosiły prawdziwy alarm. Początkowo trochę dziwne było wychodzące z morza słońce i znikające centralnie na lądzie, niezbyt duże fale, potrafiące w chwili nieuwagi przewrócić kąpiącego, ostry piasek z muszelkami każący zakładać klapki do spacerów po plaży i dno w części piaszczyste a w dużej części skaliste, ale z czasem uznaliśmy że to norma. Pomimo przełomu sierpnia i września pogoda była wręcz doskonała, cały dzień słońce, od godziny 13 do 15 wręcz nie do zniesienia, chłodny wiaterek od morza, wręcz zimne zmierzchy, po których wraz z ciemnością znów robiło się ciepło. Nie było natomiast dokuczliwych upałów – za to raz zdarzyła się burza wietrzna, która w kilka godzin poskładała prawie wszystkie rozbite namioty. Tak więc żyliśmy jak w raju rozkoszując się leniwie mijającym czasem, kąpiąc się, opalając, spacerując, czytając, czyli robiąc wszystko na co w życiu codziennym nigdy nie ma czasu. W naszej wyjazdowej biblioteczce mieliśmy książkę „Historyk” pokazującą od trochę innej strony dzieje tutejszego hospodara Vlada Tepesa, syna Vlada Dracula, i co później z tego wynikło – może nie jest to dzieło literackie w pełnym tego słowa znaczeniu, ale nas zainspirowało do odwiedzenia w drodze powrotnej jeziora Snagov (podobno tam miał być grób Draculi), Zamku Poineari (warownia władcy) i Sigishoary – miejsca urodzin. Zanim jednak ruszyliśmy w drogę powrotną, postanowiliśmy poświęcić tydzień czasu na przynajmniej pobieżne zwiedzenie wybrzeża Bułgarii. W poniedziałkowy poranek przekroczyliśmy granicę – ale to już zupełnie inna historia. W skrócie wyglądało to: Warna, Kamczia, Burgas, Sozopol (najdalszy punkt naszej wyprawy) powrót Emmona, Nos Kaliakra, Kamienny Brzeg i znów Vama Veche. Dwa dni „odpoczynku” i stopniowy odwrót. Tym razem postanowiliśmy więcej uwagi poświęcić mijanym miejscowościom. I tak sąsiednie 2 May – podobne do Vama, ale już trochę bardziej „cywilizowane” (niekoniecznie w najlepszym tego słowa znaczeniu). Mangalia - dość duże miasteczko, ładna miejska plaża, port jachtowy, może okres swej największej świetności ma już za sobą, ale warto poświęcić trochę czasu na jej poznanie. Dalej wzdłuż wybrzeża Saturn, Jupiter, Neptun, Olimp, typowe kurorty nadmorskie – jeśli lubisz „wypoczynek zorganizowany z zapleczem” to coś dla Ciebie – nam podobnie jak bułgarski Słoneczny Brzeg, Złote Piaski czy o zgrozo Albena za bardzo nie przypadły do gustu. Rzucające w oczy są kontrasty jakie tam można spotkać – od supernowoczesnych ośrodków po opuszczone kamienne pustynie, pamiętające Fundusz Wczasów Pracowniczych. Kolejny etap to powrót do Konstancji. Późnym wieczorem parkujemy na nadbrzeżu pod starą latarnią morską – dziś śpimy prawie w centrum starówki. Pod nami bulwar nadmorski i duża ilość spacerujących ludzi. Wrażenie dziwne – tak jakbyśmy przenieśli się w czasie – bardzo późny wieczór i spacerujący całymi rodzinami ludzie. Bez sklepów, straganów, stoisk, bez dodatkowych atrakcji……. bardzo miłe wrażenie że można się w ten sposób cieszyć z życia, być zadowolonym, uśmiechniętym, szczęśliwym.
c.d.n.
KOCZORKA - 2008-12-01, 23:08
DarekK napisał/a: | Takie wspomnienia są do pewnego stopnia przedłużeniem tamtych dni, więc pozwalają mi w pewien sposób walczyć z handrą dnia codziennego i dać nadzieję że znów przyjdzie lato i będzie można gdzieś wyruszyć, określić kierunek a nie określać celu. |
DarekK, witam i pozdrawiam całą załogę
Swoją podróż życia opisujesz bardzo ciekawie. Czyta się z zapartym tchem i nagle koniec ...ale nie...jest...c.d.n. :-D
Miłe wspomnienia dają nam nadzieję i pozwalają dalej marzyć.
Wasza podróż była bardzo ciekawa i ukazująca Rumunię w innym świetle.
Ludzie straszą, a nagle się okazuje, że tam mieszkają przyjaźnie nastawieni ludzie, tak samo zadowoleni i szczęśliwi. :-D
Czekam na... c.d.n
DarekK - 2008-12-03, 14:42
Zgodnie z obietnicą - tylko że powoliu zbliżamy się już do końca . Ale jeszcze trochę:
Noc minęła spokojnie. Do tej pory raczej unikaliśmy postojów w dużych miastach, ale okazuje się że nie ma z tym problemu. Co prawda ruch uliczny trochę dawał się we znaki – ale wraz z upływem czasu zaniknął prawie zupełnie. Humory trochę popsute, bo zaczyna brakować czasu i trzeba będzie pożegnać się z morzem. Zjeżdżamy więc na parking przy plaży i całe przedpołudnie rozkoszujemy się ciepłą wodą, piaskiem, płytkim i łagodnym dnem – nasze dzieci już są za duże, ale gdy będziemy mieć wnuki – to miejsce będzie w sam raz do wypoczynku z maluchami. Po południu trochę zwiedzania miasta i dalej w drogę. Bez większych przerw udaje się nam przeskoczyć za Bukareszt. Nocleg zaplanowany nad jeziorem Snagov – to tu gdzieś w okolicy ma być grób Draculi. Samo jezioro (niedaleko od domu mamy mazury) raczej nie robi wrażenia. Miejscowość też nieciekawa, prawie cała linia brzegowa jest zajęta prywatnymi posesjami, ale znajdujemy „publiczny” pomost z kawałkiem miejsca nadającego się na zatrzymanie. W środku nocy rozszalała się ogromna burza. Pomimo iż wiem jaka potrafi być w górach, pomimo iż miałem wątpliwą przyjemność być podczas burzy nad innymi jeziorami, nad morzem, a nawet na pustyni błędowskiej (za czasów kiedy jeszcze była pustynią – zajętą przez poligon naszej armii) – tu muszę przyznać, że takiego nasilenia wyładowań o tak dużej mocy jeszcze nie widziałem. Piorun za piorunem, huk zlewał się z błyskami, - czyżby stary Tepes denerwował się z naszych odwiedzin? Razem ze wschodem słońca wróciła piękna pogoda. Po śniadaniu dalej w trasę - na zwiedzanie Brasova. Po drodze Ploiesti, Sinaia, Azuga, Predeal, Timisu – wszędzie pasowałoby zatrzymać się na dłużej – ale zaczyna poganiać czas. Brasov też ograniczamy do starówki a i tak można by spędzić kilka dni. Co widzieliśmy nie ma sensu opisywać – przewodniki robią to lepiej, natomiast to co zwróciło naszą uwagę to stoliki w parku z namalowaną szachownicą, przy których ludzie w różnym wieku (od wnuka do dziadka) rozgrywali mecze szachowe. Bynajmniej nie wyglądało to na jakieś zawody – po prostu był to jakiś sposób spędzenia wolnego czasu – czy nie ciekawszy od gierek komputerowych?
Z Brasova drogą 73 udaliśmy się do miejscowości Bran. Po drodze akcent polski – dwoje naszych - JaWa i Kalinin – szkoda że już dawno odłączyłem radyjko – do tej pory było niepotrzebne więc zalegało w schowku. Bran – szumnie opisywany zamek Draculi nie zrobił na nas jakiegoś pozytywniejszego wrażenia. Do zmierzchu pozostało trochę czasu, więc zwiedziliśmy otoczenie, ale do rana czekać na otwarcie nie bardzo się chciało – ciągnęła nas szosa transfogarska. Tak więc dalej, kolejny skok przez góry do Campulung i w bok 73C na Curtea de Arges. Dobrze po północy zatrzymaliśmy się na nocleg na całkowitym bezludziu. Udało się znaleźć kawałek miejsca na tyle blisko od szosy, że nie strach było zjechać, a na tyle daleko – że nie było jej widać i słychać paradoksalnie okazała się to najspokojniejsza noc z całej podróży. Rano dojechaliśmy do Curtea de Arges – kolejnego pięknego miasta Siedmiogrodu. Oglądamy to co jest do obejrzenia i dalej w góry na 7C. Tabliczki informują że droga od października jest zamknięta i że po 22 obowiązuje zakaz ruchu, ale co tam – jedziemy dalej. Po drodze mamy jeszcze Poioneari – ten prawdziwy zamek Vlada Tepesa. Dojście do zamku jest dość proste , po schodach, tylko że jest ich podobno coś koło 1480. No ale zawrócić – niehonorowo – wspinamy się więc na sam szczyt. Jeśli ktoś tam będzie zapewniam – warto iść, widoki oraz atmosfera zamku zrekompensują wysiłek włożony w pokonanie tej dziwnej trasy.
Około 16 ruszamy dalej – powinniśmy zdążyć przejechać, a jeśli nie – na pewno znajdziemy jakieś miejsce żeby przycupnąć do rana. Początek wygląda dość niesamowicie - tunele, zakręty, mosty, do tego dreszczyk emocji co dalej. Dookoła wznoszą się wysokie góry – gdzieś tam powyżej 2000 m trzeba będzie przejechać na ich drugą stronę, ale na razie droga jest wręcz łagodnie falująca w górę i w dół. Przejeżdżamy przez zaporę na rzece Arges, tworzącą piękne jezioro. W pewnym momencie drogę zagrodziło nam stado owiec – wrażenie jest jakbyśmy przenieśli się w czasie do poprzedniej epoki. Za kolejnym zakrętem spotykamy uszkodzoną daczkę i właściciela próbującego coś przy niej zrobić. Nie wypada zostawić bliźniego w potrzebie więc zatrzymujemy się – zerwany przegub więc sprawa nie do naprawienia na drodze. Hmm – on, ona i dwójka dzieci – miejsce nie za ciekawe – bierzemy rodzinę do siebie a kierowcę na sznurek i jedziemy do najbliższego warsztatu. Tylko że okazuje się że najbliższe miejsce oznaczone na mapie to tylko schronisko – więc ciągniemy się dalej. Droga zaczyna się wznosić co raz wyżej, widoki coraz ładniejsze – wolno bo wolno, ale nachylenie nie takie wielkie więc damy radę. Za nami kilka samochodów, ale nie poganiają – samemu ciężko a co dopiero z balastem. W pewnym momencie okazuje się że droga nie prowadzi na sam szczyt, tylko niknie w tunelu (uwaga – do 3,5 m wysokości można jechać – więcej chyba nie da rady). Za tunelem spotykamy osadę – jest okazja i miejsce do odpoczynku.
c.d.n.
jacek l - 2008-12-03, 15:22
Aleee, piękna relacja, zazdraszczam bardzo, może i mnie sie uda TAM pojechać w przyszłym roku.
Pozdrawiam serdecznie, Jacek.
BiG Team - 2008-12-03, 17:25
Relacja super. Dziękujemy
DarekK - 2008-12-04, 15:33
Dzięki .
KOCZORKA - 2008-12-04, 22:26
Witam i dziękuję za relację , którą również czytałam z zapartym tchem .
Ta burza to mi się niezbyt podobała , ale co poradzić, na to nie mamy wpływu.
Bardzo wzruszyła mnie gra w szachy na malowanej szachownicy.
Co do gier komputerowych, to ja jestem akurat fanką Tomb Raider ,
a w szachy niestety nie gram , ale każdy powinien robić co lubi.
Szkoda, że nie obejrzeliście zamku Draculi.
Nie wiem, może zdjęcie zrobiłeś perfekcyjnie, bo zamek wygląda trochę niesamowicie.
Karczma super - czy coś kosztowaliście
Pan Tepesa ugościł Was faktycznie po królewsku....takie widoki
stawiam, że pomogliście tej rodzince.
Pozdrówka
erikson - 2008-12-06, 15:44
ktora trasa nad morze czarne jest najmniej strowa i kreta?(pytam bo moj vw ma nie zawiele sily i gorki to jego zmora)
DarekK - 2008-12-07, 21:33
erikson - niestety nie jestem w stanie Ci pomóc - to był mój pierwszy wyjazd i nie mam porównania tras alternatywnych. Tyle tylko mogę powiedzieć że rumuńskie główne drogi były raczej przyzwoite, nachylenia do pokonania a częste zatoczki pozwalały zatrzymać się żeby przepuścić tych mniej cierpliwych czy dać odpocząć dla autka. A prędkości - no cóż, TIR-y były ode mnie szybsze i silniejsze. Podjazd na transfogarskiej z daczką na haku robiliśmy z prędkością między 20 a 30/h i nikt na nas nie trąbił, więc myślę że spokojnie dałbyś sobie radę.
darek - 2008-12-07, 22:00
erikson napisał/a: | ktora trasa nad morze czarne jest najmniej strowa i kreta?(pytam bo moj vw ma nie zawiele sily i gorki to jego zmora) |
Nie [rzejmuj sie mój busik ma wgksiązki 70KM , przypuszczam że po prawie 30 latach zostało z 65, a na gazie pewnie z 55 KM i pokonałem Rumunie trzy razy na trzy sposoby w tym raz przez sam srodek, przez serce karpat.
Samochód ciągnął przyczepą która ważyła 1100 kgi daliżmy rade , po górach jecvhałem na benzynie bo na gazie były momenty że musiałem redukowac do 1 go biegu.
najlepiej jechac przez Ukraine i Czerniowce póżniej w Rumuni droga cału czas jest prosta i biegnie niziną , Karpaty widzisz tylko daleko pop prawej ręce, trocze górek jest w Bułgari w okoliczch Burgas
DarekK - 2008-12-09, 15:58
No i na koniec:
Najwyżej położone miejsce na trasie transfogarskiej – trochę przypomina Morskie Oko (może z powodu znajdującego się tu jeziorka, a może z powodu powstającej infrastruktury turystycznej). Na straganie kupujemy dwa rodzaje sera (oj dobry był dobry), robimy postój na kawę iż sercem na ramieniu (żeby tylko daczka nie wylądowała mi na haku) staczamy się w dół. Ogólnie trasa fajna, efektowne widoki, ale spodziewaliśmy się czegoś więcej. Niektóre odcinki bocznych dróg dostarczały dużo więcej adrenaliny niż tu cały przejazd. Ponieważ nie znaleźliśmy warsztatu a zrobiła się noc - dociągnęliśmy się do kwatery pechowych wycieczkowiczów w miejscowości Azuga (przypadkiem niezłe kółko wyszło) i udaliśmy się w drogę powrotną. Nocleg w miejscowości Rotbar – niewielka miejscowość na drodze między Brasovem a Tigru Mures - zjechaliśmy z trasy i zaparkowaliśmy w jednej z bocznych uliczek. Zostały nam jeszcze tylko dwa dni więc nie oglądając się za bardzo udaliśmy się do perełki Siedmiogrodu – Sigishoary. Jeśli planujecie wyjazd do Rumunii proponuję tak ułożyć trasę żeby zajrzeć do tego miejsca – naprawdę warto. To w niej ponoć urodził się Vlad Tepes, w domu w którym mieszkał jego ojciec Vlad Dracul jest teraz kawiarnia, jest też pomnik Draculi a w wielu sklepikach i na straganach można spotkać pamiątki po krwawym władcy. W Sigishoarze jest również kemping, ale niestety nie mogę powiedzieć jak z jakością i cenami, gdyż nie odwiedziliśmy go. Popołudniową porą wyruszyliśmy w stronę granicy i w środku nocy pożegnaliśmy tą piękną i przyjazną dla nas ziemię. Kiedyś pewnie tu wrócimy, zostało tyle jeszcze do obejrzenia - na koniec dostaliśmy mapę monastyrów, więc może tak pojechać kiedyś ich śladami? Oby tylko czas pozwolił……….
MAREKH - 2008-12-09, 21:15
Fajne zdjęcia i relacja-gratuluję i pozdrawiam.
jacek l - 2008-12-10, 04:40
Ale powiedzcie jeszcze, jak według Was ciekawiej pojechać drogą transfogarską - od zapory w górę do tunelu, czy odwrotnie ?
I ile czasu zajmuje taka wycieczka, to znaczy sama jazda ile trwa, tak z grubsza oczywiście.
Bo chciałbym pojechać tą drogą a wrócić Przełomem Czerwonej Wieży, czyli drogą nr 7.
Śpiąc na kempingu w Branie to chyba za dużo jak na 1 dzień - jak sądzicie ?
Takie kółko - Bran - Curtea de Arges - droga 7C - potem w lewo przez Avrig do krzyżówki z drogą nr 7 i na dół przez góry Cozia do Ramnicu Valcea, potem drogą 73 C (czy ona jest dobra ? - może jechaliście ? do Curtea de Arges i na noc do Branu.
Chyba za dużo jak na jeden dzień...
Będący pod wrażeniem Waszej Wyprawy, pozdrawiam Jacek.
DarekK - 2008-12-10, 15:32
Dla mnie ciekawszą wydaje się trasa od strony zapory - tak jechaliśmy i było fajnie. Wydaje mi się że w jeden dzień trudno będzie zrobić to wszystko. Osobiście odradzam spanie w Rumunii na jakimkolwiek kempingu - ale to rzecz gustu. Nie nastrawiaj się na jakieś ciekawe doznania w Branie - miejsce wydaje mi się przereklamowane już lepiej wejdździe do zamku w Poineari. Droga 7C jest dość przyzwoita - choć to z niej pochodzi zdjęcie z "robotami drogowymi" . Również przy 7C znaleźliśmy kawałek pustkowia na nocleg. Możesz zaplanować nocleg przy samej trasie transfogarskiej, np przy tunelu, choć miejsc nadających się jest naprawdę dużo. 7 jest w dobrym stanie, ale musisz się liczyć z dość dużym natężeniem ruchu.
Ryszard.S - 2008-12-10, 21:20
Przepraszam , że się wtrącę ale w trakcie mojej tegorocznej wyprawy do Rumunii
korzystaliśmy z kempingów i mam całkiem sympatyczne wspomnienia , a nawet
dzięki zatrzymaniu się mogliśmy więcej zobaczyć .
Dla przyszłych turystów po Rumunii polecam wpaść na kemping Vladimir w Ciocanesti
czy w Sighisoarze jak na Nowym Świecie w Warszawie.
Pozdrawiam fanów Rumuni
Ryszard.S - 2008-12-10, 22:15 Temat postu: Bożeny i Darka przygoda z Draculą. Szyld Vladimira i wjazd na camp w Sighisoarze
DarekK - 2008-12-11, 00:42
Ależ ja nie mam żadnych niesympatycznych wspomnień z rumuńskich kempingów bo na żadnym nie byliśmy . Po prostu jest tyle możliwości zatrzymania się praktycznie w każdym miejscu, że prawdę powiedziawszy nie chciało nam się szukać kempingów. Woda i ścieki na stacjach paliw, prądu starczało tego co dał alternator, lodówka na postoju na gazie, więc nie mieliśmy bezpośrednich powodów zajeżdżać na kempingi. A że autko nie za długie to mieściło się na każdym osobowym parkingu - więc ze zwiedzaniem nie było problemu.
jacek l - 2008-12-11, 04:55
Chłopaki, dzięki wielkie, z tym, że ja jadę TAM z przyczepą, bo ja taki trochę inny Camperteamowiec jestem, taki więcej stacjonarny znaczy i dlatego są mi niezbędne kempingi.
Ale dam radę.
Jeszcze się będę Was dopytywał o różne rzeczy...
Rysiu, a jak było w kiblach i prysznice jakie były - czyste ? zajrzałeś może ?
A na innych kempingach byłeś ?
Darek, znaczy drogą nr 7 spokojnie z przyczepą przejadę aż do Ramnicu Valcea ?
I którą drogę polecasz z Ramnicu do Branu ?
I napiszcie, czy bardzo gratów pilnować trzeba, czy normalnie jest ?
Jeszcze raz dziękuję za wiadomości, :-D Jacek.
medard - 2008-12-11, 11:31
jacek l napisał/a: | znaczy drogą nr 7 spokojnie z przyczepą przejadę aż do Ramnicu Valcea ?
I którą drogę polecasz z Ramnicu do Branu ? |
jacek o ile sobie dobrze przypominam to ta 7 ma tez droge 7a /chyba rownolegla jest/przejechac sie da ale sa tez kawalki szutrowe ,przez chyba parki
dam tu fotki z tej drogi ale nie jestem pewien calkowicie/juz zamowilem lecytyne wiec sie mnie poprawi/widoki sa super pomimmo zlej pogody szczegolnie na podjezdzie do przeleczy chyba /fotka z ta kula po prawej/
medard - 2008-12-11, 11:34
tu sa fotki
jacek l - 2008-12-11, 14:39
Dzięki, dzięki, droga 7A wg. mojej mapy jest prostopadła do 7 i idzie patrząc z góry w prawo,
a ja szukam wiadomości o drodze 73 C co idzie prostopadle ale w lewo z góry patrząc.
Ale tak patrząc, to mi sie wydaje, że z przyczepą to lepiej jechać głównymi, bez literek drogami, a potem dopiero samym autem na wycieczki.
J.
DarekK - 2008-12-11, 14:49
medard napisał/a: |
jacek o ile sobie dobrze przypominam to ta 7 ma tez droge 7a /chyba rownolegla .... |
Droga 7 pokrywa się z E81. Wszystko to co ma literki to drogi boczne odchodzące od głównej. 7a jadąc od Sibiu do Ramnicu Valcea odchodzi w prawo gdzieś w połowie. Faktem jest że są to drogi słabiej utrzymane i o większym nachyleniu i ostrzejszych zakrętach.
73 - miejscami jest bardziej "nieprzyjemna" niż transfogarska, ale jeśli ciągniczek dobry dasz radę
medard - 2008-12-11, 15:08
mnie nie przeszkadzaja drogi
DarekK napisał/a: | Faktem jest że są to drogi słabiej utrzymane i o większym nachyleniu i ostrzejszych zakrętach. |
a wrecz przeciwnie wiecej mozna zobaczyc i jest znacznie ciekawiej szczegolnie po tej trasie naprawde bylo co ogladac , polecam
darek - 2008-12-11, 15:17
medard napisał/a: | jacek l napisał/a: | znaczy drogą nr 7 spokojnie z przyczepą przejadę aż do Ramnicu Valcea ?
I którą drogę polecasz z Ramnicu do Branu ? |
jacek o ile sobie dobrze przypominam to ta 7 ma tez droge 7a /chyba rownolegla jest/przejechac sie da ale sa tez kawalki szutrowe ,przez chyba parki
dam tu fotki z tej drogi ale nie jestem pewien calkowicie/juz zamowilem lecytyne wiec sie mnie poprawi/widoki sa super pomimmo zlej pogody szczegolnie na podjezdzie do przeleczy chyba /fotka z ta kula po prawej/ |
DarekK , jestem pod wrażeniem, trochę żałuję że nie spotkaliśmy się w Rumunii ale cóż, tak bywa, super wyprawa.
Co do przyczepy , ja tez byłem z przyczepa i spoko, bez kempingów dawalismy radę.
ani razu nie czulismy się zagrozeni, nie spotkaliśmy jakis niezyczliwych ludzi, wszystko było ok
DarekK - 2008-12-11, 16:23
medard - ale dla mnie tak samo - wolę jeździć tymi bocznymi - przynajmniej ruch mniejszy, a o wiele więcej można skorzystać.
darek - świat jest mały, może kiedyś uda się spotkać .
Ryszard.S - 2008-12-12, 22:18
Jacek
Byłem na pięciu kempingach , wcześniej wybranych i tu nie było problemu ani z wc ani z prysznicem . Niespodziewany pobyt u Vadimira - sanitariaty w postaci dwuch łazienek w postprlowskim domu jednorodzinnym , ale patrząc na energię właściciela rozwinie się .
Nocleg na stacji kolejki w Viseu de Sus to postój na betonowym placu bez prądu z czystą
łazienką w budynku stacji . Chcąc korzystać z kempingów w Rumunii dobrze jest zapoznać
się z opiniami Holendrów o stanie danego kempingu i muślę , że się nie zawiedziesz .
Powodzenia
jacek l - 2008-12-13, 06:34
Rysiu, bardzo dziękuję za wszystkie sugestie.
Staram sie korzystać za granicą z doświadczeń Holendrów i dlatego kempingi wybieram z tej strony :
http://www.campings-in-roemenie.nl/indexde.html
może się to Camperteamowym kolegom przyda.
Na szczęście jest opcja w niemieckim języku, który zrozumialszy jest od niderlandzkiego.
Chłopaki, opowiedzcie jeszcze coś o tej Rumunii, bo sie wybieramy w parę przyczep w przyszłym roku, to jakbyście nam dali/sprzedali kilka nalepek z Camperteamu, no to my
nalepimy je razem z naszymi z karawaningu.pl, zawsze to fajnie jak się zobaczy, że nasi tu byli i do tego polecają...
Jeszcze raz dzięki, Jacek.
Pawcio - 2008-12-14, 13:12
jacek l napisał/a: | jakbyście nam dali/sprzedali kilka nalepek z Camperteamu, no to my
nalepimy je razem z naszymi z karawaningu.pl, zawsze to fajnie jak się zobaczy, że nasi tu byli i do tego polecają...
|
Jak się pospieszysz .....
http://www.camperteam.pl/...opic.php?t=1131
Ryszard.S - 2008-12-14, 20:08
Jest też strona po polsku
|
|