|
Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
Francja - Okolice Verdun, Hackenberg i historia pewnego lekarza
grzegorz_wol - 2020-03-28, 21:56 Temat postu: Okolice Verdun, Hackenberg i historia pewnego lekarza Zastanawiałem się , czy warto opisać na forum wypad do Francji sprzed dwóch lat w rejon średnio atrakcyjny turystycznie, ale stwierdziłem, że i tak na forum nagromadziło się tyle nikomu niepotrzebnych rzeczy, że moja historia raczej niewiele pogorszy.
Jeżeli któryś z forumowiczów np. zakochany we Francji czyta to w tej chwili w nadziei, że dalej pojawią się jakieś ciekawe zdjęcia zabytków, architektury ogrodów itp. śmiało może przerwać, bowiem nic takiego dalej nie będzie.
To nie pałace, katedry czy miejskie starówki były głównym celem mojego wypadu w okolice Verdun. Miejsce o którym słyszał mimowolnie chyba każdy. Miasto i rejon dla historii Polski ma znaczenie szczególne. Zapewne podobnie myślał Piłsudski, honorując miasto Verdun Krzyżem Virtuti Militari. Szkoda tylko że nie udało mi się odnaleźć tablicy w Katedrze w Verdun upamiętniającej to zdarzenie.
Chciałem to miejsce odwiedzić od kiedy pamiętam.
Czy to te stare filmiki kadrujące dziwnie ubranych ludzików poruszających się w śmiesznym tempie zakodowały w mojej świadomości to pragnienie?
Może umorusane twarze, fontanny ziemi, wyrwane w świat za sprawą jakichś monstrualnych dział, czy ludzie oślepieni gazami idący gęsiego… tego do końca nie wiem, ale wiem, kto pchnął mnie do tego ostatecznie.
Maufrais Louis, lekarz frontowy który zabrał mnie w tamten świat i w tamte czasy wraz ze swoimi wspomnieniami przelanymi na papier w książce pt. „Byłem lekarzem w okopach” wydawnictwa Czytelnik z 2014.
Wspomnienia nagrane pierwotnie na kasety magnetofonowe, potem przepisane i opracowane a następnie wydane przez potomka.
Wspomnienia zwykłego człowieka rzuconego w wir wydarzeń na które nie miał wpływu. Mógł tylko starać się przeżyć i pozostać człowiekiem. Być człowiekiem, lekarzem i ratować w rzeczywistości gdzie każdy pragnął zabić by nie dać się zabić nie było łatwo.
Poznajemy go w chwili poboru, gdy pozostałości przyzwyczajeń z cywilnego życia powoli ścierają się ze świadomością nieuniknionego. Od atmosfery sztubackich żartów z braków w umundurowaniu w koszarach przez służbę na pierwszej linii okopów gdzie barierę strachu przekroczył każdy. Za nią był tylko obłęd a te strony książki to już dla czytającego po 100 latach od wydarzeń czysty surrealizm.
Kurcze polubiłem go.
Mimo że spisane wiele lat po tych potwornych przeżyciach wspomnienia okazały się być również w części topograficznej bardzo precyzyjne.
Pewnie za sprawą wszechobecnej tragedii i dramatu wryły się ich autorowi w pamięć na tyle, że planując wycieczkę nie miałem problemu ze znalezieniem miejsc opisanych na kartkach książki.
Po opisie szlaków komunikacyjnych którymi dostarczano na pierwszą linię amunicję, czy po których przemieszczały się oddziały, przy użyciu mapy Google i ukształtowania terenu zidentyfikowałem charakterystyczne punkty z okolic la Haraze.
Strategiczny kemping wybrany. Cele taktyczne opracowane. Data ataku majówka 2018. W drogę…
andrzej627 - 2020-03-28, 22:33
Zapowiada się ciekawie.
@ndrzej - 2020-03-28, 23:00
Stawiam piwo na zachętę!
Odwiedziłem te miejsca dwukrotnie (ostatni raz w ubiegłym roku), między innymi ze względu na udział mojego dziadka w bitwie pod Verdunem (jak mawiał). Jako Wielkopolanin walczył wtedy w armii pruskiej.
Mam ponad 100 zdjęć odziedziczonych po dziadku, który po zakończeniu wojny na froncie zachodnim walczył w Powstaniu Wielkopolskim (oczywiście jako powstaniec), aby potem pozostać w wojsku i w okresie międzywojennym służyć jako oficer Straży Granicznej.
grzegorz_wol - 2020-03-29, 00:33
Podróżowanie niemieckimi autostradami w stronę Francji przebiegło bez szczególnie wartych opisania zdarzeń za wyjątkiem jednej sytuacji.
Błahe, dziwne przeczucie ostatecznie zaowocowało dodatkową atrakcją na koniec i tak już silnie militarnie zorientowanej wycieczki. W trakcie jazdy zobaczyłem nagle zjazd z autostrady na miejscowość Nordhausen.
Mózg utulony przyjemnymi wrażeniami z prowadzenia kampera nagle się ....rozbudził.
Coś było nie tak. Skądś znałem tą nazwę.
Po dwudziestu kilometrach wiedziałem że to będzie jak niemożność przypomnienia sobie na zawołanie nazwiska aktora, piosenkarza czy piłkarza. Słowem jak zadra w d..
Zachowując chronologię odwiedzanych na tej wycieczce miejsc muszę zacząć od Hackenberg na lini Maginota.
Linia ta składa się wielu obiektów te z kolei dzielą się na wiele typów. Największą w popularnym mniemaniu atrakcją są grupy warowne czyli zgrupowania kilku kilkunastu obiektów połączonych podziemnymi tunelami. Faktycznie ciekaw byłem rozwiązań, wykonania, techniki, planów ognia itp. Fortece czy bunkry ( te większe) w czasach gdy były budowane były najbardziej zaawansowanymi obiektami gdzie kumulowała się wiedza z budownictwa z techniką wojenną.
No dobrze, ale czemu z pośród tylu dostępnych obiektów akurat Hackenberg.
Jeśli nie pierwszy z budowanych to na pewno jeden z pierwszych.
Budowany był prawie bez liczenia się z kasą. Pod słowem „prawie” kryje się akurat polski akcent bo podobno sporo naszych rodaków było zatrudnionych przy budowie jako tania siła robocza.
Hm ….Polacy tania siła robocza już prawie wiek temu?:confused
To był pierwszy powód za zwiedzeniem drugi to taki, że jak powszechnie wiadomo pragmatyczni Niemcy nie mieli ochoty iść taranem tam gdzie chcieli tego Francuzi.
Drugi ale najważniejszy powód był taki, że Hackenberg uwiódł a w efekcie jak się okazało zwiódł mnie tym że nosił ślady walki…
Przed wejściem do fortu jest spory parking, ławeczki.
Dla chętnych, którzy lubią tak jak ja przed zwiedzeniem czegoś wcześniej się przygotować, polecam stronę www.hauba.pl
Nie znalazłem miejsca w internecie po polsku, gdzie zagadnienia techniczne, rozwiązania konstrukcyjne np. kopuł LM byłyby lepiej opisane.
Po takiej lekturze nawet pani przewodniczka która się nam przytrafiła nie była mi straszna. Tyle udało się mi przygotować na dziś.
grzegorz_wol - 2020-03-29, 09:21
Plusem zwiedzania tego miejsca jest to że prawie wszystko doskonale działa po dzień dzisiejszy.
Na wycieczkach nie robię za dużo zdjęć a w miejscach popularnych turystycznie gdzie jest sporo na necie to prawie wcale. Z takich ciekawszych które odnalazłem na kompie to np. silniki poniżej działające do dziś (włączane są raz w tygodniu). Myślę, że gdybym mógł wybrać termin przyjazdu to pewnie zrobił bym co się da by być w trakcie odpalania w tym pomieszczeniu.
grzegorz_wol - 2020-03-29, 09:53
Po przejechaniu kolejką podziemną sporego odcinka mogłem z zaciekawieniem poprzyglądać się uszkodzeniom jednego z fortów tej grupy warownej.
Niestety nadzieja, że usłyszę ciekawą historię o tym jak ta pozycja dzielnie dawała odpór atakom niemieckim zgasła w jednej chwili.
Uszkodzenia poczyniły amerykańskie działa przeciwpancerne w trakcie próby odbicia grupy warownej z rąk niemieckich. Oddziały alianckie po pierwszej nieudanej próbie ataku na pozycję zatrzymały się. Wzięto na spytki francuskich oficerów służących w szeregach co by tu z tym fantem zrobić.
Okazało się że ograniczenia konstrukcyjne tego fortu były im znane. Amerykanie ustawili zgodnie z wytycznymi działa poza zasięgiem ognia dział z fortu i rozpoczęli metodyczny ostrzał.
Po iluś godzinach tak prowadzonych prac rozbiórkowych konstrukcja zaczęła puszczać , Niemcy zabrali zabawki i było po obronie.
Francuzi za kupę kasy wybudowali umocnienia, które ich nie obroniły a ci przeciwko którym były wybudowane zrobili to z jakimś powodzeniem przeciwko pośrednio Francuzom. Czasami chichot historii przechodzi w rechot….
grzegorz_wol - 2020-03-29, 16:43
Podsumowując.
Hackenberg nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. Nadmiernie rozbudowane zaplecze ( część podziemna ) nie przystaje w mojej świadomości do jakości części najważniejszej, czyli tej, która bezpośrednio stykała się z wrogiem np. kopuł bojowych.
Magazyny, koszary, filtry rozumiem ale rentgen i gabinet stomatologiczny?
Może miało to wszystko znaczenie propagandowe bo podnosiło morale żołnierzy?
Wszystko to bardziej pachniało mi jakimś gigantycznym przekrętem finansowym tamtych czasów, niż planowym wybudowaniem czegoś, co stawi czoła wojennej nawałnicy…
Po zwiedzeniu fortu z lekkim niedosytem ruszyłem w kierunku Campingu Sous Le Moulin w miejscowości Bras-sur-Meuse.
grzegorz_wol - 2020-03-29, 17:26
Stwierdziłem, że stacjonowanie w Bras-sur-Meuse strategicznie pozwoli mi ogarnąć rowerem okolicę i zaplanowaną wycieczkę do oddalonego najbardziej la Haraze.
Camping jest typu otwartego w zasadzie można się ustawić gdzie bądź.
Zalety to blisko rzeka, zarybiony staw, ścieżka rowerowa gładka jak stół do samego Verdun.
W Bras piekarnia ze świeżym pieczywem. Przy odrobinie szczęścia można za ladą spotkać Polkę mieszkająca tam od kilkunastu lat. W resztę artykułów można się zaopatrzyć w Verdun.
Camping pełni też rolę miejsca animacji lokalnych wydarzeń kulturalnych, więc przy okazji można załapać się np. na festyn.
Brakuje drzew. Sanitariaty wiekowe ale czyste.
Opłata za dwie osoby, kamper i prąd 10,90 eur/doba.
Przełożenie ceny do warunków bardzo korzystne.
Na kempingu podczas płacenia za pobyt dowiedziałem się, że jesteśmy pierwszą załogą z Polski. Zakładam, że sympatyczna pani z recepcji mnie nie wkręcała. Może kraje się jej pomyliły ... nie wiem.
Teraz jak tak patrzę na fotki - bezpieczna odległość zachowana...
izola - 2020-03-29, 17:39
Verdun jest fajny, jako okolica,,, tam zawsze nocuję jak jadę na południe, czy Loar ,,,nie zwiedzam dokładnie . bo przygnębia,,,
grzegorz_wol - 2020-03-29, 17:57
No fakt coś w tym jest. Ja na tyle ile mogłem odebrać emocje otoczenia to odebrałem je bardziej w stronę zadumy. Pojechałem tam przy takim już nastawieniu więc nie byłem przygnębiony. Wszak zagnała mnie tam historia kogoś kto to jednak przeżył.
Jedno trzeba powiedzieć wprost nie jest to miejsce gdzie można od tak sobie stanąć kamperem na dziko.
Pomijając zakazy i informacje o zachowaniu szacunku nawet na parkingach koło fortów to przecież oni nie wyzbierali na pewno wszystkich szczątków. To jedno wielkie miejsce spoczywania.
izola - 2020-03-29, 18:12
tak to też widzę, ale mam miesjsce gdzie umarli i zywi dobrze razem spią,,,
grzegorz_wol - 2020-03-29, 23:34
Jak się pewnie domyślacie nie jest łatwo po dwóch latach wrócić do wrażeń i emocji związanych z jakimś miejscem. Na podstawie dat zdjęć można ustalić chronologię zdarzeń, kolejność odwiedzanych miejsc ale na wywołanie zapomnianych wrażeń czy odkopanie odczuć potrzeba jednak chwilkę.
Rację ma izola tam jest ładnie.
Weekend majowy to dobra pora na odwiedziny tych rejonów. Pola były obsiane rzepakiem ,zbożami w barwie soczystej zieleni i układały się przyjemną dla oczu żółto-zieloną szachownicę. Fugę o ciemniejszym odcieniu tej naturalnej mozaiki stanowiły liściaste lasy. Wszystko w jakiejś takiej naturalnej proporcji.
Kwitnące biało aleje przydrożnych drzew dopełniały tylko swym kontrastem wiosenną scenerię upewniając mnie tylko, że dobrze, że jestem tu i teraz i że tak właśnie miało być.
W pierwszy dzień chciałem połączyć zwiedzanie dwóch ważnych historycznie fortów udostępnionych do zwiedzania: Douaumont, Vaux , Kaplicy oraz miejsca gdzie przebywał i przeżył ostrzał dział wielkokalibrowych Louis - reduty Thiaumont.
Rejon umocniony Verdun składa się z wielu osobnych fortów i innych obiektów ale najbardziej znane są dwa wymienione wcześniej.
Jakiś czas przed wyprawą udało się mi nabyć drogą kupna książkę wydaną świeżo po pierwszej wojnie, napisaną przez kapitana polskiego sztabu generalnego więc działania militarne pod Verdun były mi znane co przeważyło za odpuszczeniem sobie muzeum.
Po obejrzeniu filmu o kulisach wydarzeń wojennych, budowy Kaplicy i jej zwiedzeniu udałem się na wieżę. Pewnie był z niej ładny widok na okolicę ale być może świadomość co wypełnia podziemia budowli i inne emocje sprawiły, że dziś pamiętam tylko krzyże u podnóża.
Nieopodal gdzieś na zachód od Kaplicy powinny być pozostałości po forcie Thiaumont.
Wydarzenia opisane w książce w mojej wyobraźni jakoś spersonalizowały dziury w ziemi czy pozostałości dzieł fortecznych. Nadały im osobisty charakter. Czytając wspomnienia świadka ostrzału artyleryjskiego będącego wewnątrz schronu inaczej odbiera się pozostałości umocnień. To już nie kupa betonu i potarganych wybuchami prętów zbrojenia. To schronienie wystraszonych ludzi, którzy resztkami świadomości próbowali odgadnąć, czy to teraz jest ta ostatnia chwila, oddech…
Po kilku minutach spaceru pomiędzy sadzawkami powstałymi w lejach odnalazłem charakterystyczne resztki po kopule obserwacyjnej fortu.
Byłem na miejscu.
ZbigStan - 2020-03-30, 09:17
Grzegorz_wol Przy braku bieżących relacji fajnie się czyta Twoje wspomnienia.Na zachętę . Pozdrawiam
grzegorz_wol - 2020-03-30, 09:54
Dzięks.
Taki był plan by ludziska przejrzeli czeluście twardych dysków i spróbowali coś sklecić.
Nie jest to łatwe po czasie. W sumie wymyślam w ciągu dnia co napisać wieczorem o znalezionych fotkach .
Lepsze to chyba niż powielanie na forum stresujących wiadomości z innych portali.
Skoro ktoś jednak czyta to co piszę to może ma to sens.
Co do wspomnień to dziś mam taki plan by wieczorem opowiedział je Louis.
Mavv - 2020-03-30, 15:57
grzegorz_wol, dzięki za relację! Fajnie tak wrócić wspomnieniami. Rozumiem Cię doskonale - w tym roku mamy plan (ale nie wiadomo, czy wypali, bo wszystko na razie stoi) odwiedzić po drodze pewną małą miejscowość w Niemczech - Stuhlingen. Historia związana z tym miejscem jest taka, że mój Tata się tam urodził, gdy dziadków wywieziono na roboty do Niemiec. Tata mój wie jedynie o tej miejscowości tyle, że tam się urodził, dziadkowie wrócili do kraju chyba jeszcze przed końcem wojny. Fajne zobaczyć, jak to miasteczko teraz wygląda, pokazać Tacie kilka zdjęć. Może będzie chciał rzucić okiem. Spróbuję się od niego dowiedzieć, czy ma jakieś pamiątki pozwalające ustalić mniej więcej miejsce, gdzie dziadkowie pracowali (wiem, że ma zdjęcia, mapkę okolicy).
grzegorz_wol - 2020-03-30, 18:25
Tak precyzyjnie to byłem mniej więcej na miejscu bo z reduty zostało niewiele. Schron Pc 118 miał więcej… hm… szczęścia?
No Louis … opowiadaj.
(…)
„18 marca. Będzie to najcięższy dzień z całego mojego pobytu w reducie Thiamont. O piątej trzydzieści rano zaczął się ostrzał artyleryjski. Pociski lecą nieprzerwanie, spadają dosłownie wszędzie. Są przeróżnego kalibru- i małe i duże. Zdaje się, że są nawet i dwieście pięćdziesiątki. Wydaje mi się, że nasza reduta nie stanowi jakiegoś specjalnego celu tego ostrzału. Wszędzie jest tak samo, dookoła spada istny grad pocisków. Wrota schronu aż podskakują w zawiasach, zbrojone ściany wpadają w rezonans, huczy nam w uszach. Od czasu do czasu silniejszy podmuch gasi świece. Wszystko wibruje, drży każdy dźwięk odbija się od ścian schronu. I nie ma oczywiście mowy, aby wystawić choć czubek nosa na zewnątrz.”(…)
„ Po kilku godzinach ostrzał nieco zelżał. Około południa słychać już tylko działa mało kalibrowe, a popołudnie zaczęło się niemal całkiem spokojnie. Jesteśmy wykończeni tym wielogodzinnym hukiem. No i nie mamy nic do jedzenia, Zmęczenie bierze jednak górę i wszystkich ogarnia senność. Wtem rozlega się głośny huk. To jakiś duży kaliber. Dźwięk dobiega z oddali, ale słychać go bardzo wyraźnie. Chłopaki się nie mylą:
- Tym razem to prosto w nas!- krzyczą.
Kilka chwil później słyszymy straszny huk, coraz to głośniejszy, jakby jechał na nas rozpędzony pociąg. Każdy instynktownie chowa głowę w ramiona i zatyka sobie uszy.
Wstrząs jest potworny. Tych , którzy siedzieli tak jak ja, poderwało w górę. Inni stojący, poprzewracali się. Poczułem gwałtowne uderzenie w żołądek i w głowę. W schronie pociemniało, zgasły wszystkie świeczki i lampy. Wszystkie rzeczy, które wisiały na ścianach pospadały z brzękiem na ziemię. Żelazne wrota rozbrzmiały niczym gong, przez szpary wdarł się kurz wraz z palącym gardła i nozdrza gazem.
Nikt nie odezwał się ani słowem.”(…)
grzegorz_wol - 2020-03-30, 19:46
No cóż młyny wojny mielą z różną siłą. Te dwa forty akurat miały pecha. Dwa kolejne wywinęły się jakoś.
Forty Douaumont i Vaux można zwiedzić gdzieś dają chyba zestaw słuchawkowy z przewodnikiem po angielsku a gdzieś kartkę z przetłumaczonym przez wujka Google opisem po polsku a może ….coś ….pokręciłem.
Historię idiotycznego rozbrojenia Douaumont przed bitwą, bohaterskiej obrony itp. pomijam bo można się do tego dokopać.
Zdaje sobie sprawę, że większość z czytających tam była w więc zbytnie rozwodzenie się nie ma sensu.
Na potrzeby retrospekcji kilka fotek.
Która część należy do którego fortu ewentualnie od którego odpadła - to już …nie pamiętam.
grzegorz_wol - 2020-03-30, 20:45
W wyniku szczegółowej analizy zapisów cyfrowych skąpej dokumentacji fotograficznej okazało się, że po sporządzeniu zdjęć przesłanych wyżej najprawdopodobniej udałem się już na kemping ku oczekującej mnie żonie.
Wnikliwa ocena kolejnych zdjęć poparta merytoryczną analizą ich treści wskazała jednoznacznie, że …..zjedliśmy też kolację.
W Verdun polecam restaurację La Feria. Znajduje się przy ścieżce rowerowej z Bras. Wyglądem zewnętrznym budynku może nie zachęca, ale elewacji się nie je, a to, co serwują w środku …. Zdecydowanie warto .
Ponieważ z cenami w różnych krajach jest różnie podobnie jak priorytetami czy zasobnością portfela a nie chciałbym kogoś narazić na stres to na podstawie notatek mojej drugiej połowy zawartych w nieodłącznym kapowniku śpieszę donieść że cena za kolację dla dwojga z rybą w jako danie główne a wcześniej starter chyba ze szparagów i czegoś tam jeszcze oraz po dwie lampki wina w wyniosła : 55 eur.
Po powrocie z kolacji prawdopodobnie udaliśmy się na spoczynek.
To znaczy…. hm tego dnia nie ma już więcej zdjęć.
grzegorz_wol - 2020-03-30, 23:05
Mavv napisał/a: | grzegorz_wol, dzięki za relację! Fajnie tak wrócić wspomnieniami. Rozumiem Cię doskonale - w tym roku mamy plan (ale nie wiadomo, czy wypali, bo wszystko na razie stoi) odwiedzić po drodze pewną małą miejscowość w Niemczech - Stuhlingen. Historia związana z tym miejscem jest taka, że mój Tata się tam urodził, gdy dziadków wywieziono na roboty do Niemiec. Tata mój wie jedynie o tej miejscowości tyle, że tam się urodził, dziadkowie wrócili do kraju chyba jeszcze przed końcem wojny. Fajne zobaczyć, jak to miasteczko teraz wygląda, pokazać Tacie kilka zdjęć. Może będzie chciał rzucić okiem. Spróbuję się od niego dowiedzieć, czy ma jakieś pamiątki pozwalające ustalić mniej więcej miejsce, gdzie dziadkowie pracowali (wiem, że ma zdjęcia, mapkę okolicy). |
Co do moich planów w 2020 to ja miałem taki by wynająć narrowboat i z moim kumplem rodowitym Angolem osiadłym w Polsce wybrać się gdzieś na kanały gdzie jest jak najmniej śluz a najwięcej pubów... i oddać się leniwemu trybowi życia choć na na tydzień....
Mam w du..e koronawirusa przesunę plany ale ich nie zaniecham....
A co do Twoich planów w poszukiwaniu korzeni to ... jesteś bystry a jeśli jesteś uparty to dowiesz się wszystkiego co trzeba.
Kiedyś powiedzmy służbowo szukałem niemieckich spadkobierców pewnego interesu sprzed wojny.
Zacząłem od nagrobka a po tygodniu uścisnąłem grabę celowi.
jsaluga - 2020-03-31, 09:34
Pięknie piszesz. Dziękuję za przyjemność czytania.
grzegorz_wol - 2020-03-31, 10:58
Jsaluga dziękuję.
Jeśli udało się mi zabrać tam tym wątkiem Ciebie to już było warto.
Pozostał mi do opisania dzień wycieczki do la Haraze -dziś małej osady zagubionej gdzieś wśród wzgórz a kiedyś miejsca, którego losami żyła cała Francja.
Nie wiem jeszcze jak to sprzedać.
Kurcze ...czemu ja zwiedzam takie zakrzaczone miejsca?
Do końca nie jestem pewien. Chyba mi ich szkoda. Jakoś większą sympatią darzę dziury w ziemi w których tworzył się współczesny wygląd świata - dziś zapomniane, niż piękne oblegane turystycznie zabytki.
No ale problem jak dziś opisać miejsce gdzie mój kompan i przewodnik pierwszy raz poznał wojnę to mam.
Postaram się na finiszu nie zawieść.
grzegorz_wol - 2020-03-31, 23:46
Dzisiaj najdłuższa rowerowa wycieczka. Do celu jest około pięćdziesiąt kilometrów asfaltem a potem jeszcze trochę po kompleksie leśnym, który dziś porasta dwa sektory bitwy pod la Haraze: Maria Teresa i Bagatelle. Tę drugą nazwę znalazłem na mapach Google, pierwszą muszę jakoś namierzyć samemu po planie bitwy i ukształtowaniu terenu. Rower zapakowany. Książka w sakwę.
Pozostała do ustalenia ostatnia kwestia…
- Kochanie…jak coś mi się stanie to przemożesz się i przyjedziesz po mnie kamperem?
- Zapomnij.
- Pa.
- Pa.
Ładna pogoda i nowa dla oczu okolica zawsze pomagają w pedałowaniu. Kilometry drogi D38 mijają w przyzwoitym tempie. Ruch znikomy.
W Chattancourt mijam drogowskaz na Mort Homme.
Ej …Louis co to znaczy?
(…) „ Mort-Homme to płasko ścięte wzgórze, wznoszące się na wysokość 295 metrów i mające nie więcej niż kilometr szerokości. Odcinało się ono wyraźnie od pobliskich wzniesień, położonych na wschód od niego, szczególnie od wzgórza oznaczonego kotą 304, i dominowało nad całą doliną Mozy. Miało kształt cypla, z którego doskonale było widać zarówno pozycje niemieckie, jak i francuskie, począwszy od wzgórza Poivre aż po południowy stok Froideterre, w tym fort Duaumont. Skutkiem tego szczególnego usytuowania wzgórza Mort-Homme był niekończący się ciąg zażartych bojów o panowanie nad nim. Utraciliśmy ja na rzecz Niemców, potem odbiliśmy , by znowu je utracić.”(…)
Ok. Ogarniemy to w drodze powrotnej.
Droga mija żwawo. Krajobraz jest urozmaicony. Tuż za Avocourt wpadł mi w oczy mały przedstawiciel z rodziny fortyfikacji. Taki osesek przy fortach z dnia poprzedniego. Szkoda go …już nie urośnie.
Za Varennes-en-Argonne rozpoczął się dłuższy podjazd.
Louis …to w sumie trochę niesprawiedliwe jedziemy we dwóch a tylko ja pedałuje…
Louis…?
(…) „ ”(…)
Cwaniak.
Na szczycie wzgórza mijam tabliczkę z napisem coś tam …Kronprinz.
No dobra jest Four de paris teraz w prawo i zaraz na miejscu. Tu… chyba był jakiś atak chemiczny?
Nie …nie będę się go pytał. Foch.
Dojechałem.
To tu? Tu… nie ma… nic. Ciekawe dokąd dolatują ptaki.
Jest i kościółek odbudowany ale chyba dziś nie wykorzystywany.
Jest cmentarz. Sporo tych krzyży, sporo Kolegów.
Za cmentarzem pozostałości zaplecza walk tego odcinka. Wkomponowane w południowy stok wzgórza były zabezpieczone przed pociskami artylerii niemieckiej. Walki toczyły się po północnej stronie.
Tyle razy w wyobraźni odtwarzałem wygląd tego miejsca, że prawie natychmiast zacząłem już widzieć krzątających się ludzi, kucharzy, lekarzy… Z zadumy brutalnie przywołał mnie narastający ryk.
Po chwili jeden po drugim zaczęli się materializować quadowcy i motocykliści na crossach.
Nie powiem wszyscy byli dość kulturalni pierwsi kiwali głowami na powitanie.
Wszyscy też pojechali dokładnie tam gdzie chciałem jechać ja.
Po chwili udałem się za niknącymi decybelami.
Droga gruntowa wiła się zachodnim zboczem wąwozu wcinającego się we wzgórza.
Na zboczach całkiem dobrze widoczne transzeje. No tak w wąwozie skierowanym południkowo mogli już oberwać.
I obrywali.
To była główna arteria zaopatrzeniowa i ruchu wojsk, która gdzieś tam wyżej rozwidlała się w kierunkach sektorów obrony.
Wiosna, wąwóz, podmokły teren i zmechanizowani kolesie przede mną zła, zła kombinacja.
Na tyle ile sięgał wzrok droga zamieniła się w głębokie błoto. Z uwagi na zbocze schodzące do drogi nie dało się prowadzić roweru skrajem.
Szukać innej drogi… zostawić rower…. znajdę tym lesie właściwe miejsca?
Odpuszczam. Do Szampanii też przecież nie pojadę.
Dobrze Luis masz chwilkę na historię tego miejsca i wracamy. Godziny mijają. W drodze powrotnej też jest coś do zobaczenia a jak coś mi się stanie z rowerem … Co powiedziała Beti słyszałeś.
(…) „I wtedy runął na nas istny zaporowy deszcz pocisków rozpryskujących. Wybuchały na wysokości szczytów drzew, rozrzucając wokół tysiące odłamków, które siekły liście, gałązki, a wreszcie i ludzi. Nie uszliśmy nawet pięćdziesięciu metrów, gdy jeden z takich pocisków rozprysł się dokładnie nad naszymi głowami, Zrobiło się zamieszanie: przestraszeni ludzie zaczęli się przepychać, potrącać, przewracać albo uciekać w górę zbocza, by tam szukać ochrony. Zobaczyliśmy, że jeden z naszych został na miejscu” (…)
„Z przerażeniem każdy z nas ogląda wystającą z ziemi poczerniałą rękę, a nieco dalej całe ramię innego przysypanego ziemią trupa, którego nikt nie wydobył. W niektórych miejscach odnosimy wrażenie, że depczemy po czymś miękkim. Bardzo prawdopodobne, że przebiegamy po ciałach zabitych żołnierzy. Najpierw chcemy się zatrzymać, sprawdzić, coś zrobić, ale tuż za nami jest setka wojaków, którzy ciągle nas poganiają.”(…)
Darek Szczecin - 2020-04-01, 07:11
Czyta się ciebie jak dobrą książkę
grzegorz_wol - 2020-04-01, 09:58
Ponownie dziękuję.
Zdaję sobie sprawę, że gdyby wprowadzić jakąś skalę np. od 1 do 10 atrakcyjności różnych miejsc to to co ja Wam tu wciskam jest zaledwie jakimś ułamkiem, że poziom jeden nie załapało by się nawet przy wielkiej nonszalancji w zaokrąglaniu.
No ale mam to co mam. Jak się nie ma dobrych kart to trzeba blefować.
Niestety wczoraj nie dojechaliśmy do kampingu.
Ponieważ w firmie z którą współpracuję wprowadzono środki ostrożności to będę musiał przez parę dni popracować też od popołudnia do późnego wieczoru.
Słowem używając przytoczonej terminologii muszę powiedzieć dokończeniu tej wycieczki: pasuję na ten okres.
Darek Szczecin - 2020-04-01, 15:19
rozumiemy, pozdrów Louisa
grzegorz_wol - 2020-04-02, 00:09
Wróciłem z pracy jeszcze coś widzę to trzeba te dwa lata temu siąść na rower i wrócić do kampera a potem do Polski.
Powrót rowerem tą samą trasą wyglądał podobnie tylko odwrotnie.
Zauważyłem tą dziwną prawidłowość gdy tym razem po drugiej stronie drogi pojawiła się tabliczka coś tam… Kronprinz.
Pod coś tam kryła się informacja że znajduje się tam polowa pozycja gdzie książę Wilhelm Hohenzollern raczyć był stacjonować.
Schrony niezbyt solidne ale sprytnie umieszczone poniżej gruntu. Dodatkowo obwał ziemny oddalony był od ściany co zapewniało chyba dość dużo światła wpadającego przez jak na bądź co bądź schron spore okna.
W sumie… Przy bezpośrednim trafieniu i tak kaplica…. wojna wojną a o wzrok trzeba dbać.
No i te łuki …
Pojawił się problem z wodą jakoś po drodze nie mijałem żadnego sklepu. W Polsce jest ich po wsiach dużo więcej niż tam. Może są gdzieś z boku pochowane ?
Louisa nawet nie pytam …dawno temu wypadł z obiegu może nie wiedzieć.
Wróciłem wreszcie do Chattancourt droga na wzgórze Mort-Homme mija kilka zabudowań. Przed jednym z nich wygrzewa się miła z wyglądu kobiecina. Odpowiedziała na skinienie.
W tej chwili uknułem w głowie chytry plan, że jak będę wracał a będzie dalej siedziała to poproszę o wodę.
Hm… chytre plany lepiej realizować od razu.
Jeszcze podjazd który naprawdę pamiętam i jesteśmy.
Zdaje się, że oprócz monumentów jest tam też ścieżka upamiętniająca toczące się tam boje.
Dobra ja sobie klapnę na ławeczkę bo zdaje się w tym momencie jest była wygodniejsza niż siodełko.
(…)Godzina dwudziesta pierwsza, Potężny wybuch minen, która spadła dokładnie między naszym punktem pomocy a pierwszą ziemianką z rannymi. Prawie nie było słychać, kiedy nadlatywała. Jeden z noszowych Payel, wyleciał w powietrze i spadł na ziemię kompletnie ogłuszony. Zostaliśmy praktycznie odcięci od ziemianki, w której przebywali nasi ciężko ranni. Pół godziny później tuż za nami wybuchł inny wielkokalibrowy pocisk, zasypując wejście do schronu ogromną ilością ziemi. Podmuch rzucił jednym z sanitariuszy o ścianę- sanitariusz ma złamane trzy żebra. Do ziemianki ledwo można się wcisnąć. Jak tak dalej pójdzie to wkrótce całkiem nas zasypie.(…)
Następnego dnia rano po serwisie kampera my udaliśmy w drogę powrotną a Louis… a kto go tam wie.
grzegorz_wol - 2020-04-02, 00:58
Ta natrętna myśl o Nordhausen jak pisałem, zaowocowała wizytą w muzeum dawnych zakładów Mittelbau-Dora. Usłyszałem o nich pierwszy raz zwiedzając obiekty kompleksu Riese. Prawie za każdym razem czy to w Rzeczce, Osówce czy Włodarzu przewodnicy odnosili się przyrównując tempo górniczych prac, rozmach czy inne aspekty do Dory właśnie.
W moich oczach obiekt ten jawił się być jakimś protoplastą, matką wszystkich około walimskich podziemnych obiektów.
Ponieważ Nordhausen było po drodze do kraju to zaplanowałem spanie na parkingu widocznym na Google przy zabudowaniach muzeum i poranne jego zwiedzanie. Plany proste jak sama nazwa wskazuje nie uwzględniają wielu rzeczy które mogą je modyfikować.
Tym razem była to ochrona obiektu.
Koło północy grzecznie zaparkowałem auto i nieświadom, że zbudziłem swoją obecnością lwa, a nawet dwa lwy, poszedłem z latarką wybadać o której będzie pierwsze zwiedzanie i nieświadomie wlazłem im w paszczę.
Poza szczerego, niegroźnego idioty, któremu intelektu wystarczyło zaledwie na dojazd po minucie rozmowy przyniosła polecenie przestawienie auta w nieodległe krzaki a po pięciu dowieźli mi nawet jakieś prospekty i ulotki o muzeum.
To pewnie z troski i obawy żebym rano po przebudzeniu jakoś doszedł po co tu przyjechałem.
Muzeum nacisk kładzie na fakt istnienia przy fabryce obozu. Poza zapewnieniem siły roboczej więźniowie w i po godzinach pracy robili też za żywe tarcze. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi sprytnie rozmieszczono tak by w razie nalotu alianci bombardowali swoich. Okazało to skuteczne bo rakiety V2 i np. części do samolotów produkowano do końca.
Po kapitulacji Amerykanie wywieźli stąd tyle sprzętu i ludzi, że nie wiedząc co mają z tym zrobić stworzyli NASA.
Część podziemna jest ogromna …. podobno …. Bo udostępnione jest tyle co nic . Po zwiedzeniu tego nic Pani przewodnik na koniec podchodzi do makiety i mówi no my byliśmy tu a to TAAAKIE duże jest.
Taki szczwany pomysł marketingowy na sprzedaż największej chyba podziemnej nazistowskiej fabryki.
Chyba że są jakieś inne rodzaje zwiedzania. Ja byłem na takim.
I to tyle.
Ps
Proszę nie czekać na zdjęcia. Nakręciłem nawet film. Ponieważ było jednak ciemno to mógł robić za film ze zwiedzania czegokolwiek.
|
|