|
Klub mi³o¶ników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
W³ochy - S³oneczna Grupa Operacyjna ¯BIK - Italia 2010 tour
feetalld - 2010-07-19, 10:35 Temat postu: S³oneczna Grupa Operacyjna ¯BIK - Italia 2010 tour Przygotowanie do wyprawy trwaj±. W³a¶ciwie wci±¿ dopracowujê trasê i zamieszczam na mapie ¿elazne punkty, które chcia³bym spenetrowaæ. Na razie plan jazdy wygl±da w ten sposób i martwiê siê bo mamy zaledwie dwa tygodnie na to wszystko. Zapewne z niektórych miejsc trzeba bêdzie zrezygnowaæ (w koñcu od tego ma siê kampera, ¿eby móc podejmowaæ decyzjê w trakcie wyprawy), ale przygotowaæ siê nale¿y solidnie. Mam nadziejê, ¿e zlinkowana mapa google wy¶wietli siê prawid³owo, je¶li nie proponujê skopiowaæ ten d³ugi link:
http://maps.google.com/ma...5,26.433105&z=6
MAZUREK - 2010-07-19, 10:50
Ambitna trasa! Jak na dwa tygodnie czasu to baaardzo ambitna - nazwa³bym j± "Wy¶cigiem dooko³a W³och). No chyba ¿e waszym celem jest tylko "zaliczenie" tych ¿elaznych punktów...
feetalld - 2010-07-19, 12:23
od kilkunastu tygodni non stop czytam. bedekery, przewodniki, ksi±¿ki, dzienniki, wspomnienia, studiujê strony internetowe, fora, blogi, podró¿nicze portale i in. Prawda jest taka, ¿e im wiêcej czytam tym bardziej mam ochotê ten wyjazd ograniczyæ do Umbrii i Toskanii. Nie potrafiê sobie jednak odmówiæ rzucenia okiem na Cinque Terre. Triest w³a¶ciwie, niejako wpad³ po drodze. W Zagrzebiu mamy znajomych, z którymi chcia³bym po prostu siê zobaczyæ, u¶ciskaæ i napiæ kawy. Vercelli i Stradella w³a¶ciwie równie¿ "wpad³y", poniewa¿ poszukiwa³em miejsc zwi±zanych z produkcj± akordeonów. Koniecznie chcia³bym zajrzeæ do Castelfidardo - stamt±d pochodzi akordeon, który trafi³ do naszej rodziny. Najbardziej ¿elazne z ¿elaznych oprócz wsponianego Cinque Terre to Civita di bagnoregio, Alborelbello, Arezzo, Cortona, Montepulciano i Montalcino, Cortona, Perugia i Orvieto. Reszta jest deserem.
mirdob - 2010-08-02, 18:09
Ambitna trasa, ale do wykonania. Przygotowa³em bardzo podobn± i startujemy 15.07. z Olsztyna. £±cznie 6500 km i z zesz³orocznego do¶wiadczenia, kiedy to samochodem osobowym podró¿owa³em z rodzin± po Francji robi±c w 16 dni 7200 km, jestem przekonany, ¿e jest to do zrobienia nawet z dwoma postojami 3-dniowymi. Dodam, ¿e na terenie Francji nawet kilometra nie zrobi³em po autostradzie i ani razu nie przekroczy³em prêdko¶ci 120 km/h (¿eby kto¶ nie pomy¶la³ ¿e je¶li osobowym to pêdzi³em jak wariat). Samochód by³ tak ob³adowany, ¿e nie da³o rady szybko jechaæ. Jedno jest wa¿ne - zaplanuj sobie gdzie ka¿dego dnia chcesz byæ, gdzie chcesz odpoczywaæ i co chcesz zobaczyæ. Gwarantujê, ¿e dasz rady i to bez wiêkszego stresu. ¯yczê powodzenia.
janusz - 2010-08-02, 20:40
Ja zmodernizowa³ bym troszkê trasê i od A do B pojecha³bym wzd³u¿ J. Garda. Chyba ¿e znasz ten rejon i dlatego odpu¶ci³e¶.
Pawcio - 2010-08-03, 08:17
Sami wiemy czego chcemy.
My w zesz³ym roku byli¶my we W³oszech wstêpnie jad±c podobn± tras±. Równie¿ uwa¿am, ¿e dwa tygodnie to za ma³o. Szczególnie latem.
Polecam odwiedzenie Portofino. Mo¿na zatrzymaæ siê na kempingu w Chiavari i wynajêt± ³odzi± udaæ siê na pó³wysep.
Camper Diem - 2010-08-03, 10:33
mogê siê myliæ, ale czytaj±c Twoje posty nie zauwa¿am chêci li tylko zaliczenia wspomnianych miejsc, ale co¶ wiêcej, wobec czego nie masz szans tego dokonaæ w dwa tygodnie.
chyba ¿e siê mylê i zrobisz to bez ¿adnych sentymentów i po prostu przejedziesz trasê punkt po punkcie, wtedy technicznie dasz radê.
feetalld - 2010-08-11, 10:58
TAAAA DAAAAMMMM!
WRÓCILI¦MY!!!
Rzeczywi¶cie zdecydowanie inaczej wygl±da³a nasza trasa, ale jak na pierwszy raz i warunki w jakich odby³y siê nasze pierwsze camperowe wakacje uwa¿am wyjazd za NIEZYWKLE UDANY!!! Bardzo serdecznie dziêkujê za wszystkie posty, porady i doping. Pisz±c tego posta tworzê w³a¶nie relacjê z podró¿y. Zrobili¶my mnóstwo zdjêæ, nagrali¶my mnóstwo minut wideo. Mam nadziejê, ¿e w krótkim czasie uda mi siê przedstawiæ Wam mój sposób widzenia Italii. Teraz powiem tylko, ¿e to wymarzony kraj do camperowania, a sami w³osi, ¶wiadomi tego, ¿e ¿yj± z turystyki na ka¿dym kroku chêtnie pomagaj± "nieco zagubionym w akcji"
Tymczasem wszystkim, którzy planuj± jeszcze gdzie¶ wyskoczyæ, ¿yczê szerokiej drogi i piêknej pogody!
feetalld - 2013-05-03, 17:47
Wiem, ze obieca³em i fotografie i wideo i nie dotrzyma³em s³owa... Przepraszam! Tymczasem muszê powiedzieæ, ¿e trasa mocno zmieni³a siê od zamierzonej i trzeba by³o j± podzielæ na kilka innych wypraw (niestety nie kamperem, a zwyk³± osobówk±). W tym roku znowu intensywnie my¶lê o wypo¿yczeniu domku na kó³kach i ruszeniu w tamte rejony, mo¿e nieco inaczej - na pewno bogatszy w do¶wiadczenia. Nim jednak bêdê chwali³ siê szczegó³ami, poka¿ê na mapie jak ostatecznie przebieg³a nasza trasa...
http://goo.gl/maps/SzReC
feetalld - 2013-05-07, 13:44
S³owo siê rzek³o.... Poni¿ej relacja
Italia camperem - 2010.
Je¶li wydaje siê komu¶, ¿e wyjazd z ma³ym dzieckiem w dalekie podró¿e jest absolutnie niemo¿liwy, to pragnê go przekonaæ, ¿e bardzo siê myli. Rok 2010 by³ tym, w którym o fa³szywo¶ci powy¿szej tezy przekonali siê moi przyjaciele, ¿ona i ja sam. Ju¿ wiosn± razem z moj± ¿on±, Monik± postanowili¶my, ¿e te wakacje spêdzimy w zupe³nie innej ni¿ dot±d formie. Wiedzia³em, ¿e nie mo¿emy jechaæ nigdzie indziej, jak do Italii. Moja ogromna determinacja by³a spowodowana faktem, i¿ w poprzednie wakacje nie wyje¿d¿ali¶my nigdzie, a od pierwszego i ostatniego pobytu we W³oszech minê³o ju¿ sze¶æ lat. Druga wa¿n± deklaracj± by³a chêæ wyjazdu z naszymi przyjació³mi Zuzi± i Tomkiem, którzy równie¿ od roku cieszyli siê sw± córk± Jadzi±. W³a¶nie ze wzglêdu na dzieci: wspomnian± roczn± Jadziê oraz czteroletni± Emilkê i niespe³na rocznego Tolka musieli¶my wybraæ formê pozwalaj±c± zachowaæ dobre warunki higieniczne, komfort i co w naszym przypadku bardzo wa¿ne - mobilno¶æ, bo skoro po raz drugi, a kto wie czy nie ostatni, mamy wybraæ siê do tego raju, to chcê zobaczyæ go w jak najwiêkszej liczbie ods³on i oczywi¶cie chcê podzieliæ siê tym co ju¿ wiem z moimi bliskimi. Po przeanalizowaniu potrzeb wybór jest prosty - kamper! Domek na kó³kach. Jedziesz i mieszkasz. Dzi¶ tu, jutro tam! Wspania³a idea momentalnie nabra³a maksymalnego momentu obrotowego w dzia³aniu. Przeszukuj±c witryny internetowe zda³em sobie sprawê, ¿e trudno nam bêdzie znale¼æ pojazd dla siedmiu osób. A jednak! W Katowicach odnalaz³em niewielk±, jednoosobow± wypo¿yczalniê posiadaj±c± Fiata Ducato zarejestrowanego na osiem (!) osób. To jedyny taki pojazd w naszym regionie, jaki znalaz³em w sieci. Wspaniale! Poniewa¿ mieli¶my jedno miejsce wolne. Zaproponowa³em wyjazd swojej dziesiêcioletniej bratanicy Ewie i w ten sposób na wielk± wyprawê wyruszali¶my w komplecie. Takim przekonaniem ¿yli¶my do prze³omu czerwca i lipca, kiedy to okaza³o siê, ¿e bêdziemy ze sob± wie¼li jednego pasa¿era na gapê! Dziewi±ty pasa¿er kampera nie pozosta³ bez wp³ywu na pozosta³ych, a na pewno na Zuzie, ale o tym na razie sza...
Jak zwykle wiele d³ugich tygodni spêdzi³em nad mapami, planami i oczywi¶cie w przestrzeni internetu. ¦ledzi³em zarówno portale po¶wiêcone Italii, jak i te po¶wiêconym turystyce kamperowej. Przeczyta³em mnóstwo publikacji i dziêki temu opracowa³em niezwykle bogat± we wra¿enia trasê. Jednak¿e im wiêcej czyta³em o tym, jak je¼dzi siê domkiem na kó³kach, tym mocniej ogranicza³em pierwsz± wersjê podró¿y. Ostatecznie postanowi³em, ¿e trasa przebiegaæ bêdzie nastêpuj±co:
Wyje¿d¿amy w pi±tkowy wieczór, przeje¿d¿amy przez Czechy, i potem przez Austriê do Italii, ale tym razem nie jedziemy na Graz, w Wiedniu wybieramy drogê na Innsbruck i przebijamy siê przez Alpy przekraczaj±c granicê w³osko-austriack± na prze³êczy Brennero.
Plan by³ taki, aby w sobotê po po³udniu dotrzeæ do wybrze¿a liguryjskiego, a konkretniej na Cinque Terre, a ¿eby byæ ca³kowicie precyzyjnym, do Vernazzy. Có¿... Nie twierdzê, ¿e podró¿ z czwórk± dzieci i kobiet± w ci±¿y idzie g³adko, jak po ma¶le, czy jak to mówi± w³osi "jak po olivie". Nad ranem jeszcze w Austrii, robimy chwilowy postój przy autostradzie, by przewin±æ i nakarmiæ dzieci. Okazuje siê, ¿e zaplanowana chwilka trwa nieco d³u¿ej.
Tu¿ przed po³udniem naszym kamperem przekraczamy prze³êcz Brennero. St±d jest ju¿ z górki. Zatem kolejny krótki postój na rozprostowanie ko¶ci. Ruch tu ogromny - równie¿ kamperowy. Nie chcemy zbyt du¿o czasu spêdzaæ na t³ocznych i nudnych autostradach. Wpadamy wiêc na pomys³, ¿e obiad zjemy nad brzegiem jeziora Garda i tu¿ przed Trydentem zje¿d¿amy z autostrady na zachód. Droga staje siê malownicza i w±ska. Jednak zale¿y nam ¿eby zje¶æ jak najbli¿ej jeziora. Wybieramy trasê wiod±c± wzd³u¿ zachodniego brzegu i... Klêska. Droga okazuje siê byæ niezwykle w±sk± w dodatku us³an± ci±gn±cymi siê przez ca³e kilometry tunelami, pomiêdzy którymi zdarza³y siê nieliczne zatoczki samochodowe pe³ne skuterów, fiatów 500 lub tylko ciut wiêkszych pojazdów. Nasz olbrzymi kamper w niektórych tunelach musi jechaæ ¶rodkiem jezdni, bo sklepienia na skraju jezdni s± zbyt niskie. Dzieci staj± siê coraz bardziej g³odne. Kobiety nerwowe. Prowadzi Tomek. Prawdziwy mistrz kierownicy. Ja zajmuje siê dokumentacj±, ale muszê przyznaæ, ¿e pewne poczucie odpowiedzialno¶ci i kuriozalno¶æ tej sytuacji powoduje i¿ nie mam ochoty siê odzywaæ. Widzê, ¿e Vernazza staje siê coraz odleglejsza. Dochodzi ju¿ godzina 16.00 a my wci±¿ jedziemy wzd³u¿ jeziora. Przed nami sznur aut, za nami równie¿. Nie mo¿emy swobodnie wyprzedzaæ. Tempo podró¿y i tak ju¿ mocno opó¼nione spada jeszcze bardziej. Decydujemy siê na nocleg w znanym nam ju¿ campingu w Sirmione.
Na miejsce zaje¿d¿amy oko³o godziny 18.00. Nie jest tanio, ale okazuje siê, ¿e ³apiemy ostatnie wolne miejsce tu¿ przy recepcji na kawa³ku betonowego placu. Sam camping jest do¶æ uroczy, ale nasze miejsce jest delikatnie mówi±c nieciekawe, w dodatku do¶æ drogie, ale wreszcie mo¿emy wyk±paæ dzieci. Tomek i ja prowadzili¶my ca³± noc i dzieñ. Jeste¶my wycieñczeni. Po k±pieli planujemy krótki spacer wzd³u¿ brzegu jeziora a potem szybk± kolacjê i krótkie wieczorne posiedzenie przy przywiezionym z Polski piwie. Tu okaza³o siê, ¿e sk³adany super stolik - wbrew temu co mówi³ w³a¶ciciel - nie jest sprawny i tu¿ po roz³o¿eniu sam siê sk³ada przybieraj±c pozycjê rozjechanego walcem. O naszym zmêczeniu ¶wiadczy fakt, i¿ po wypiciu dwóch piw zataczam siê, jakbym wypi³ ich osiem. Stolik nie jest wiêc potrzebny. Trzeba po³o¿yæ siê spaæ.
Nastêpny dzieñ przeznaczyli¶my na zwiedzenie Sirmione. Wprawdzie Monika i ja byli¶my tutaj w trakcie naszej podró¿y do Jana Paw³a II, ale bardzo nam siê tutaj podoba³o i chcieli¶my podzieliæ siê naszymi wra¿eniami z najbli¿szymi. Kamperem podjechali¶my jak najbli¿ej starej czê¶ci miasta. Zaparkowali¶my na du¿ym parkingu - tu o¶wieci³o nas, ¿e mogli¶my swobodnie zajechaæ tutaj na noc i zaoszczêdziæ wydane 100,- €; - mamy przecie¿ w³asny domek na kó³kach i nie potrzebujemy korzystaæ z zewnêtrznych udogodnieñ. Nasze tempo porównywalne jest z poci±giem osobowym relacji Racibórz - Katowice (siedemdziesi±t kilometrów w dwie godziny). Wstajemy dosyæ wcze¶nie, ale poranna toaleta w wykonaniu o¶miu osób... Potem ¶niadanko, jeszcze przewin±æ dzieciaki. Zwiedzanie rozpoczynamy o 10.00. Na spacer po Sirmione planujemy 2 godziny. Samo miasteczko zbudowane jest na koniuszku wysuniêtego wg³±b Lago di Garda pó³wyspu i odciête od jego pozosta³ej czê¶ci szerokim na parê metrów kana³em. Wchodzimy przez most i dalej ¶redniowieczn± bramê. Cieszymy siê kwitn±cymi azaliami, których na tej "wysepce" jest do¶æ sporo. Zwiedzanie i dokumentowanie jest jednak nieco utrudnione ci±g³ym ogl±daniem siê za kilkuletnimi turystami, ciekawymi nowych przestrzeni. Lody pozwalaj± na chwilê spowolniæ tempo zwiedzania wszystkich ciasnych zak±tków przez tych ma³ych podró¿ników, a nam pozwalaj± delektowaæ siê gwarnym o tej porze roku Sirmione. W¶ród wielu domów mijamy ogromn± willê. Na okalaj±cym j± murze wmurowano tablicê "W tym domu mieszka³a Maria Callas". Idziemy jeszcze na chwilê pospacerowaæ po parku. Widok czwórki dzieci prowokuje spotykanych przez nas W³ochów, do licznych powitañ, u¶miechów. "Bella Bambina" - s³yszê komplement starszych pañstwa na widok tañcz±cej po¶rodku deptaka Emilki. Taka uprzejmo¶æ i ciep³o spowodowane widokiem dzieci bardzo siê nam udziela. Nie wiemy jeszcze, ¿e czê¶ciej bêdziemy do¶wiadczaæ takiego zachowania ze strony tubylców.
Droga prowadzi nas w dó³, tu¿ nad brzeg wielkiego jeziora Garda. Id±c wzd³u¿ brzegu czujemy nagle ogromn± chêæ na k±piel. Mimo braku strojów k±pielowych wrzucamy siê do wody w majtkach, spodenkach ewentualnie koszulkach. Pe³ny spontan. Dzieciaki s± zachwycone!
O godzinie 13.00 ruszamy z parkingu w kierunku upragnionej Vernazzy. Mam nadziejê, wreszcie tam dotrzeæ.
Gdy ko³o godz. 16.00 mijali¶my Mantuê zacz±³em siê Martwiæ. Drogi, którymi jechali¶my by³y do¶æ w±skie i przez to bardzo powolne. Nasz kamper by³ wyj±tkowo d³ugi, wysoki i ciê¿ki. Zdecydowali¶my siê wiêc podgoniæ tempo wje¿d¿aj±c na drogi szybkiego ruchu, ale nim tego dokonali¶my potrzebny by³ postój obiadowy. Zjechali¶my z g³ównej drogi, chwilê pokrêcili¶my siê i wyl±dowali¶my na samotnej farmie pod ogromn± Topol±. Tu jemy. Ewa rado¶nie przytula koty, których kilka przysz³o wy¿ebraæ odrobinê jedzenia. Za kotami pojawili siê te¿ mieszkañcy farmy. Wymienili¶my kilka zdañ po w³osku. Pocz±tkowo obawia³em siê, ¿e bêd± chcieli nas przegoniæ, ale zapytali nas tylko czy wszystko w porz±dku, czy czego¶ nie potrzebujemy i ¿yczyli szczê¶liwej podró¿y. Niezwykle przyja¼ni ci W³osi. Dochodzi³a 17.00 a my dopiero rozpoczynali¶my konsumpcjê makaronu z warzywami. Nie mam zamiaru udawaæ, ¿e by³o to spaghetti „Bolognese", czy "Napoli"...
Gdy dochodzi³a 20.00 zdecydowali¶my, ¿e nocleg spêdzimy na parkingu przy autostradzie A15 w okolicach Lusuolo. Postanowi³em cieszyæ, siê faktem, ¿e mo¿e nie Vernazza, ale przynajmniej byli¶my w Toskanii. Jak siê okaza³o na wielkim placu parkingowym nie byli¶my jedynymi turystami. Sta³ tam ju¿ jeden kamper, którego w³a¶cicielami by³o starsze w³oskie ma³¿eñstwo. Ustawili¶my siê obok ich pojazdu. Chwilê pó¼niej podjecha³ jeszcze jeden. Po kolejnej godzinie na wielkim placu parkingowym sta³y trzy kampery i samochód z przyczep± kempingow±. Wszystkie ustawione blisko siebie. W razie, gdyby jednemu z nas mia³o groziæ jakie¶ niebezpieczeñstwo - np. ze strony z³odziei - pozostali powinni wszystko s³yszeæ i szybko zareagowaæ.
Wieczorem jemy kolacjê na parkingowych stolikach. Nasz w dalszym ci±gu przyjmuje pozycjê rozjechanego przez walec. Zamieniam parê s³ów ze starszym panem, ale "nonno" mówi tak szybko i niewyra¼nie, kompletnie nie zwracaj±c uwagi na moje pro¶by o spowolnienie i powtórzenie, ¿e stwierdzam, i¿ moje wtr±cenia nie s± mu potrzebne do prowadzenia rozmowy. Wystarczy ¿ebym siedzia³ obok. Po chwili jednak mój zapa³ do s³uchania maleje. Czas k³a¶æ siê spaæ. Mo¿e jutro dojedziemy do Vernazzy?
Do Vernazzy zosta³o nam 50 km. w normalnych warunkach to jaka¶ godzina drogi. Poniewa¿ nocowali¶my na autostradzie zale¿y nam na szybkiej zmianie otoczenia. Pobudka o siódmej (dzieci nie pozwalaj± na lenistwo). Przyspieszamy poranne ablucje korzystaj±c z infrastruktury parkingowej. No ale trzeba zje¶æ ¶niadanie. Udaje nam siê ruszyæ przed 9.00.
Wci±¿ prowadzi Tomek. Robi to naprawdê dobrze. Oko³o 10.00 jeste¶my w La Spezia. Piêkne portowe miasto, ale nie zwiedzamy go. Niebo jest do¶æ pochmurne i nie wiemy czy spadnie deszcz, a poza tym czeka nas piêkniejsze Cinque Terre i upragniona Vernazza. Droga Sp 370 zaczyna pi±æ siê w górê, coraz wy¿ej i wy¿ej. Aby pokonaæ strome zbocza, droga wije siê i kluczy serpentynami. Podziwiamy wspania³± nadmorsk± panoramê i znikamy w le¶nych ostêpach. Nagle w okolicach Biassa przeje¿d¿amy przez tunel i znajdujemy siê po drugiej stronie zbocza. Tutaj niebo jest kompletnie bezchmurne. S³oneczko piêknie pra¿y. Przed nami Morze Liguryjskie. Podje¿d¿amy na taras widokowy, ale poniewa¿ jest tu ju¿ do¶æ t³oczno, ruszamy dalej. Droga jest tu ju¿ wê¿sza i prowadzi wzd³u¿ klifu. Widzimy jednak, ¿e jad± tu nie tylko samochody osobowe, ale równie¿ autobusy i nasi nowi "przyjaciele" - kamperowcy. Jeste¶my zachwyceni krajobrazem. Stromymi nas³onecznionymi zboczami, na których od czasu do czasu dostrzegamy winnice, oliwne gaje. lub pojedyncze pinie. Tu i ówdzie zjazd lub wjazd do posesji. Ma³e pojedyncze domki s± tu jakby wbite w ska³ê. I wydaje siê, ¿e przestrzeñ ¿yciowa ¿yj±cych tu ludzi mie¶ci siê przede wszystkim na dworze. Oddalamy siê od linii brzegowej zostawiaj±c gdzie¶ w dole Riomaggiore. Kamper znów wspina siê w górê. Jeste¶my dobre pó³ kilometra nad poziomem morza, ale przecie¿ zawsze mo¿emy byæ wy¿ej. W okolicach Manarolii droga zmienia numer na SP51 i staje siê jeszcze ciut wê¿sza, ale ta zmiana to kompletnie niezauwa¿alne zwê¿enie w porównaniu z tym co dzieje siê w Fornacchi! Nagle dostrzegamy drogowskaz na Vernazzê. Musimy zjechaæ z g³ównej szosy ostrym na 170 stopni zjazdem w lewo. Po przejechaniu kolejnych trzydziestu metrów szosa staje siê jeszcze wê¿sza i zaczyna mocno opadaæ w kierunku morza. Tomasz pytaj±co patrzy mi prosto w oczy. Ja sam nie wiem co siê dzieje. My¶lê, o tym by zawróciæ. Ale droga jest zbyt w±ska. Nie zawróci tu nawet ma³y fiat! Szosa nagle staje siê po prostu jednopasmow± jezdni±, na której ledwo mie¶ci siê nasz wóz. Albo zaczniemy trzeæ o barierki za którymi czai siê przepa¶æ, albo o pionow± ¶cianê zbocza po stronie kierowcy. Mijamy kolejny zakrêt. Z naprzeciwka wspina siê sportowe BMW. Kierowca ze zdumienia przeciera oczy. Wbija wsteczny bieg i ucieka przed naszym mega-potworem chowaj±c siê w zatoczkê mijania za kolejnym zakrêtem. Nagle zauwa¿amy, ¿e wzd³u¿ tej cienkiej asfaltowej nitki, któr± jedziemy le¿± ¶ciête ga³êzie krzewów i drzew. W szoferce siedzimy tylko Tomek i ja. Milcz±co wymieniamy siê spojrzeniami nie chc±c denerwowaæ naszych pasa¿erów, ale dziewczyny patrz±c na to, co za oknami orientuj± siê, ¿e ta droga to jakie¶ kompletne nieporozumienie. Widzê, ¿e Tomek redukuje bieg ju¿ do jedynki boj±c siê nabraæ zbyt du¿ego rozpêdu. Tu jest naprawdê stromo, a nasz wóz na pewno przekroczy³ wagê trzech i pó³ tony. Boimy siê, ¿e za chwile hamulce zbytnio siê zagrzej±. Sytuacja robi siê naprawdê nerwowa. Do upragnionego celu powinno zosta³o nam jakie¶ dwa, trzy kilometry. Pod swoim adresem s³yszê coraz ostrzejsze uwagi. I s³usznie! Wybieraj±c to miejsce zasugerowa³em siê opowie¶ciami przyjaciela, który by³ tu rok wcze¶niej i zachwala³ Vernazzê, jako najpiêkniejsze miasteczko z wszystkich na Cinque Terre, i zarêcza³ mnie, ¿e dotar³ tam samochodem. Ja g³upi, kompletnie nie wzi±³em pod uwagê faktu, ¿e podró¿ wielkim samochodem kampingowym to nie to samo, co podró¿ osobowym mercedesem, a rozmawiaj±c o CT nie mówili¶my w ogóle o warunkach drogowych.
Jak ju¿ wspomnia³em Tomek to prawdziwy mistrz kierownicy. Po najd³u¿szych trzydziestu minutach w moim ¿yciu, podczas których otarli¶my siê o ¶mieræ na zawa³ serca, dotarli¶my do tabliczki Vernazza. Wreszcie upragniony cel zosta³ osi±gniêty! Cieszymy siê, ¿e zobaczymy to najcudowniejsze miasteczko wybrze¿a liguryjskiego. Dzieciaki ciesz± siê na upragnion± k±piel w morzu. Podobnie zreszt± jak i nasze ¿ony, którym nasze zapewnienie o ca³odziennym pla¿owaniu i sma¿eniu siê na s³oñcu mia³o byæ rekompensat± za miniony stres. Okaza³o siê jednak, ¿e najgorsze dopiero przed nami. Za tabliczk± znajduje siê zamkniêty szlaban i parking. Z budki parkingowego wyskakuje facet i krzyczy do nas co¶ po w³osku machaj±c rêkami, ¿e tu nie wolno i ¿e mamy odjechaæ. Proszê Tomka, ¿eby odjecha³ kawa³ek i zaczeka³, a sam wierz±c we w³asne umiejêtno¶ci komunikacyjne idê pogadaæ z parkingowym. Ten sprawia wra¿enie obra¿onego na mnie. Nie chce ze mn± rozmawiaæ tylko krzyczy. Kompletnie go nie rozumiem. W budce siedzi drugi mê¿czyzna. Ciemna karnacja sugeruje, ¿e on lub jego przodkowie przyjechali tu z po³udnia W³och. Wymieniamy siê uprzejmym Buongiorno, po czym próbujê skleciæ zdanie, ¿eby zapytaæ o kamping dla nas. Na co go¶æ odpowiada mi, ¿e tu nie mo¿emy zostaæ, i ¿e najbli¿szy plac na którym mo¿emy siê zatrzymaæ, ¿eby zostaæ na noc znajduje siê 15 kilometrów dalej w Monte Rosso Al Mare. W pierwszym momencie dziwiê siê, ¿e tak dobrze go rozumiem, po czym zaczynam zdawaæ sobie sprawê, ¿e facet mówi do mnie ³aman± polszczyzn±. Marco, bo tak mia³ na imiê zna³ polski, bo zarêczy³ siê z Kasi± z Katowic. Podszed³em do Tomka mówi±c, ¿e dowiedzia³em siê i¿ 350 metrów dalej jest ma³y placyk na którym parkuj± samochody i mo¿emy siê tam na chwilê zatrzymaæ, ¿eby przewin±æ dzieciaki i daæ im chwilê pobiegaæ. Przekaza³em te¿ resztê informacji, które otrzyma³em od Marco. Widzia³em, ze zrobi³em ogromne wra¿enie na moich towarzyszach podró¿y swoim talentem ligwistycznym. Postanowi³em jednak zdradziæ im sekret tej sprawnej komunikacji. I ca³e szczê¶cie, bowiem Marco podszed³ chwilê pó¼niej do nas na parking. Poinformowa³ sk±d mo¿emy wzi±æ wodê, opowiedzia³ szczegó³owo o swojej mi³o¶ci. Wyzna³, ¿e kocha Polskê i Polaków, ale te¿ przestrzeg³ nas - po raz kolejny - ¿e nie mo¿emy tutaj zostaæ i ¿e mo¿emy mieæ powa¿ne k³opoty je¶li zaraz nie odjedziemy. Musieli¶my po¿egnaæ siê z marzeniem o zobaczeniu Vernazzy. Zaczêli¶my wiêc szybko siê pakowaæ po¿egnali¶my siê z Marco i nagle... us³yszeli¶my d¼wiêk klaksonu, chwilê pó¼niej kolejny. D¼wiêk dobiega³ z góry. Podnie¶li¶my g³owy. Nad nami wzd³u¿ zbocza bieg³a nitka szosy i znika³a za zakrêtem. Jeszcze raz s³yszymy d¼wiêk klaksonu i z za ska³y wy³ania siê ma³y "Ape" - pszczo³a, czyli skuter na trzech kó³kach udaj±cy samochodzik dostawczy. Robi mi siê ciep³o. Ruszamy. W±ska droga wiedzie dok³adnie skrajem urwiska. W ca³ym tym zamieszaniu nie wiem czy mam w³±czon±, czy wy³±czon± kamerê. Kompletnie tracê rozum. Droga wspina siê intensywnie w górê klucz±c w lewo i w prawo. Nasz kamper powoli wspina siê. Cieszymy siê, ¿e to Fiat - mamy wra¿enie, ¿e w³oskie auto poradzi sobie na w³oskich drogach. Szosa ma tu najwy¿ej dwa i pó³ metra szeroko¶ci. Nie wiem jaki jest jej k±t nachylenia mo¿e to 18, mo¿e 24, a mo¿e i 30 stopni? Jeste¶my dobre czterysta metrów nad poziomem morza, gdy przebieg drogi staje siê bezlitosny dla naszego kampera. Jedziemy na pierwszym biegu. Po prawej stronie przepa¶æ. Spogl±dam w dó³ ze strachem i jednoczesnym zachwytem nad piêknem tego krajobrazu. Szosa nagle po raz kolejny zakrêca. Znów o 170 stopni, przy tym nachyleniu jest to niezwykle niebezpieczny zakrêt. Kamper zawisa na podwoziu. Stoimy w miejscu. Jest w±sko. Asfalt wylany jest na szeroko¶ci prawie ca³ej pó³ki skalnej, po której prowadzi droga. Za barierk± ochronn± mo¿e jest jeszcze trzydzie¶ci centymetrów p³askiego pod³o¿a i przepa¶æ. Wyskakujê z samochodu. W ¶rodku zostaj± Tomek, nasze ¿ony i dzieci. Biegnê zobaczyæ co siê sta³o. Tylna krawêd¼ samochodu oparta jest o asfalt. Tomek dodaje gazu. lec± iskry. Kamper przesuwa siê o centymetr w przód i zaczyna cofaæ o kolejne dwadzie¶cia w ty³. Zosta³o mo¿e z pó³ metra do barierki. Stajê za samochodem zapieram siê nogami i próbujê pchaæ. Zdajê sobie sprawê, ¿e to beznadziejne. Je¶li kamper zacznie siê cofaæ, najpierw przygniecie mnie do balustrady, po czym wyci¶nie mnie jak kaszankê z jelita, a byæ mo¿e przerwie stalowe, przydro¿ne zabezpieczenie i runie w dó³. Krzyczê do Tomka, ¿eby nie cisn± w przód. W powietrzu unosi siê smród palonych opon. Tomek potrzebuje kilku sekund, by oceniæ sytuacjê. Spogl±da w lusterka. Lewe. Prawe. Lewe. Otwiera okno. Krzyczê znów, tym razem relacjonuj±c sytuacjê. Odskakujê na bok i stajê w roli nawigatora. Musimy cofn±æ. S³yszymy, ¿e zbli¿aj± siê kolejne pojazdy. Je¶li nie wyjedziemy. Trzeba bêdzie wezwaæ pomoc. To bêdzie niezwykle kosztowna akcja. Jeste¶my gotowi ewakuowaæ kampera w ka¿dej chwili. Hamulce s± mocne, wiêc jak ju¿ tak stoi, to nie powinien zjechaæ, ale dajemy sobie jeszcze jedn± szansê. Macham i krzyczê, ¿e z prawej jest jeszcze pó³ metra. Tomasz powoli cofa przytulaj±c siê jak najbli¿ej balustrady. Bêdzie powtarza³ ten manewr raz jeszcze. Ustawia brykê niczym sportowego charta na linii startu. Napiêcie ro¶nie. Nie wiem jaka atmosfera panuje wewn±trz pojazdu. Czujê, ¿e sam jestem nerwowy i spocony. Za chwilê puszcz± mi zwieracze. Serce bije na potêgê. Jego rytm zag³usza z³e my¶li, choæ oczami wyobra¼ni widzê ju¿ negatywne skutki najdrobniejszej pomy³ki. Na pok³adzie s± moi najbli¿si: ¿ona, dzieci, przyjaciele. S³yszê jak Tom dodaje gazu. Opony piszcz±. Spod kó³ unosi siê szary dym i smród. Tym razem Tomek robi du¿o szerszy ³uk, bok auta prawie drze o aluminiow± barierkê przy krawêdzi jezdni. Jeszcze chwila, jeszcze moment i jest. Uda³o mu siê wyprowadzi³ nas z opresji. Jest naprawdê ¶wietny. Biegnê za nim nie chc±c by ca³kowicie zatrzymywa³ auto. Bojê siê, ¿e nie ruszymy. Na twarzy Tomka widzê u¶miech zadowolenia, ale wiem, ¿e wieczorem czeka nas powa¿na rozmowa. Czujê ogromn± winê, ¿e doprowadzi³em moich najbli¿szych do takiej sytuacji. Najpierw pojawiaj± siê g³osy, ¿e dobrze siê sta³o, i¿ to Tomek, a nie ja, prowadzi³ wóz. Potem idzie lawina faktów, ¿e gdyby nie moje fantazje o Vernazzy nie znale¼liby¶my siê tutaj. Mimo, ¿e przed nami jeszcze dziesiêæ kilometrów czujê, ¿e najgorsze za nami i ¿e jeste¶my ju¿ bezpieczni. Droga sta³a siê szersza i prowadzi ju¿ blisko grzbietu. Nie wiem jeszcze jaki bêdzie zjazd do Monte Rosso Al Mare, ale skro jest tam plac dla kamperów, to nie mo¿e byæ ¼le. Przychodzi czas na analizy i rozwa¿ania. Wiem, ¿e od teraz przestajê byæ kapitanem statku i ¿e muszê poddaæ siê woli moich towarzyszy. Straci³em autorytet i zaufanie. Nie mogê wiêcej naciskaæ na realizacjê zaplanowanej trasy, je¶li nie bêdzie woli z ich strony. Je¿eli dziewczyny zapragn± ca³y tydzieñ spêdziæ na pla¿y moje plany o toskañskich miasteczkach muszê spisaæ na straty.
Droga do ostatniego z miasteczek Cinque Terre sta³a siê ju¿ ³agodna i niezwykle malownicza. Rzeczywi¶cie na miejscu czeka³ nas wielki parking, na którym ustawionych ju¿ by³o kilkana¶cie kamperów z ca³ej Europy. Idziemy nad morze. Pla¿a znajduje siê tu¿ obok kolejowego dworca. Wiem, ¿e spieprzy³em sprawê. Trzeba by³o od razu kierowaæ siê tutaj. I poci±giem odbyæ podró¿ po wszystkich miasteczkach tego malowniczego zak±tka Italii. Na spacer wybrze¿em, o którym tyle s³ysza³em nie mam co liczyæ. Pozosta³o nam pla¿owanie. Po za¿yciu morskich rozkoszy, a muszê przyznaæ, ¿e by³o to naprawdê przyjemne wrócili¶my na szybki - w naszym wydaniu szybki znajduje siê w przedziale od pó³ do dwóch godzin - obiad, po czym ruszyli¶my na spacer po miasteczku. Nasze obozowisko znajduje siê w nowszej, najbardziej wysuniêtej na zachód czê¶ci miasteczka i tym samym ca³ego Cinque Terre. Deptakiem udali¶my siê wiêc na wschód do starszej czê¶ci. Wpierw po prawej mija siê pla¿ê Fegina, po lewej piêkny dworzec kolejowy. A dalej droga prowadzi przez tunel wydr±¿ony w skale odgradzaj±cej obie czê¶ci miasteczka. Monte Rosso liczy sobie niespe³na 1500 mieszkañców. Ta niewielka osada rybacka skupiona wokó³ ruin starego zamku i ma niesamowity klimat. W¶ród w±skich uliczek znajdziemy tam mnóstwo sklepików z pami±tkami, osterii i ristorante. Skarbem jest jednak ko¶ció³ ¶wiêtego Franciszka i znajduj±cy siê w nim obraz ukrzy¿owania, którego autorstwo przypisywane jest Van Dyickowi. Po drodze poznajemy parê zakochanych Polaków z okolic Poznania. Ju¿ który¶ rok z kolei podró¿uj± w ten sposób, ¿e osobowego volkswagena sharana na czas wakacji przerabiaj± na pó³kampera z tylnej czê¶ci tworz±c sypialniê i przechowalniê baga¿u. Razem z nimi spêdzamy czê¶æ wieczoru, ale jutro udajemy siê dalej, do kolejnej nadmorskiej miejscowo¶ci Viareggio. Cierpiê, ale nic nie mówiê. Nie mogê.
Kolejny dzieñ wita nas piêknym s³oñcem. Dziewczêta chc± dzisiaj pla¿owaæ. Oko³o 10.00 Ruszamy wiêc do Viareggio. Przed nami maksymalnie dwie godziny jazdy. Tym razem wybieramy inn± drogê prowadz±c± do La Spezia. Najpierw drog± SP38 do Pian di Barca i tam skrêcamy w drogê SP1 prowadz±c± nas do La Spezia. Tu decydujemy siê pod±¿aæ za znakiem kieruj±cym nas do punktu zaczerpniêcia wody i opró¿nienia zbiornika na... Po prostu zbiornika. Okaza³o siê, ¿e musieli¶my trochê kluczyæ przejechaæ wzd³u¿ portu i wreszcie dotarli¶my do takiego miejsca po³o¿onego przy via San Bartolomeo. Zamkniêty szlabanem plac, na nim kilka kamperów, parê ambulansów. ¯eby dostaæ siê do ¶rodka trzeba wezwaæ obs³ugê. W zamian za mo¿liwo¶æ spuszczenia ¶cieków i nabrania ¶wie¿ej wody mo¿na zostawiæ dowoln± op³atê. Decydujemy siê na w miarê szybk± akcjê. Pierwsza wymiana zbiornika na ¶cieki. Ustawiamy kamerê i mamy z tym niez³y ubaw. Zbli¿a siê po³udnie. Na placu jeste¶my jedynymi "¿ywymi" lud¼mi. Nape³niamy zbiornik na wodê i ruszamy. Uda³o nam siê uwin±æ w nieca³e 30 minut. Jest ¶wietnie. Naprawdê szybko zatem wyje¿d¿amy i w tym momencie nasze zadowolenie pryska. Jest pora „pausa pranzo” - przerwy obiadowej. Szlaban opuszczony i zamkniêty. Jak st±d wyjechaæ? Na placu ¿ywego ducha. Podje¿d¿amy pod sam szlaban krêcimy siê wokó³. Czekamy. Mieli¶my szczê¶cie. Kto¶ wróci³ przed up³ywem przerwy. Czyli przed 15.00 a dok³adnie o 14.30. Stracili¶my dobre dwie i pó³ godziny. Ale teraz ju¿ droga prowadzi prosto do Viareggio, znanego kurortu w³oskich notabli, gwiazd i ludzi polityki, w którym oprócz kilka bogatych willi, setek hoteli i dyskotek nie ma w³a¶ciwie nic co mog³oby przykuæ moj± uwagê i zaj±æ mnie na d³u¿ej. Nie znoszê takich miejsc, ale jestem to winny mojej grupie. Po drodze mijamy Carrarê. Przez okna podziwiam góruj±ce nad miastem wzgórza i biel wydobywanego tam marmuru l¶ni±c± w pe³nym, popo³udniowym s³oñcu. Oko³o 16.00 udaje nam siê znale¼æ mi³y plac parkingowy w Pietrasanta, to przedmie¶cia Viareggio. Na szczê¶cie nie jeste¶my sami. Jest tu kilka schowanych w cieniu kamperów. Parking p³atny jest w okre¶lonych godzinach. Poniewa¿ jeste¶my ju¿ g³odni robimy "szybkiego" grilla i wreszcie oko³o 17.00 udaje nam siê wyl±dowaæ na darmowej pla¿y, która na szczê¶cie znajduje siê w pobli¿u naszego prowizorycznego campeggio. Pla¿a jest idealnie piaszczysta i o dziwo niezbyt zat³oczona. Bez problemu udaje nam siê znale¼æ miejsce w którym nasze berbecie urz±dzaj± sobie prawdziw± k±piel w piachu. Morze jest bardzo spokojne i do¶æ p³ytkie. Idealne miejsce dla rodziców z ma³ymi dzieæmi.
Po paru godzinach le¿enia plackiem. Czas na toaletê i wieczorny spacer. Cierpiê, jak cholera, bo dziewczyny zapowiadaj±, ¿e jutro ca³y dzieñ spêdzimy na pla¿y. Przecie¿ dzisiaj dojechali¶my tutaj tak pó¼no. Planowa³em na kolejny dzieñ odwiedziæ mieszkaj±c± na sta³e w Pistoi polsk± pisarkê i malarkê w jednej osobie, któr± pozna³em czytaj±c jej bloga internetowego. Mimo, ¿e bardzo ci±gnie mnie do Pistoi wiem, ¿e muszê milczeæ. Tymczasem idziemy na spacer, na lody w willow± czê¶æ Viareggio. Drogie samochody, okaza³e posiad³o¶ci. Piêkne kobiety. Jakie¶ cholerne hollywood. Czujê siê tu bardzo, ¼le a perspektywa spêdzenia tu kolejnego dnia rozrywa mnie od wewn±trz. Nie wytrzymujê napiêcia i od³±czam siê od grupy. Potrzebujê czasu. Wreszcie wracam, zupe³nie zrezygnowany. Decydujemy, ¿e po³o¿ymy dzieci spaæ i posiedzimy na kocyku (nasz komplet stolikowo-krzese³kowy nie nadaje siê do niczego) w¶ród zapalonych tealight-ów i wypijemy butelkê czerwonego wina, które nabyli¶my po drodze. Wieczór by³ bardzo gor±cy. Mi³o nam siê siedzia³o, do czasu, gdy na pla¿ach nie rozpocz±³ siê dyskotekowy m³yn. Nasz parking nagle o¿y³. Z przyczepki wypasionego kampera para m³odych w³ochów, wypachniona i ubrana niezwykle elegancko wydoby³a piêkny skuter piaggio. Za chwilê na parking wjecha³o mnóstwo samochodów. Zdecydowali¶my siê wej¶æ do ¶rodka naszego wozu. Po chwili pojawili siê carabinieri. Decydujemy, ¿e czas ju¿ spaæ.
Nad ranem (oko³o godz. 5.00) obudzi³ mnie dziwnie znajomy d¼wiêk. Na ogó³, gdy go s³yszê wpadam w depresjê. Tym razem poczu³em ogromn± rado¶æ. Bóg musi byæ ze mn± pomy¶la³em zrywaj±c siê z usytuowanej nad szoferk± alkowy. W dole w ³ó¿kach jeszcze wszyscy spali. Po cichu zsun±³em siê do sypialni i wyszed³em z kampera. Na dworze by³o ciemnoszaro. Niebo zaci±gniête by³o chmurami, z których la³ rzêsisty deszcz. To jego d¼wiêk mnie obudzi³. Wiedzia³em ju¿, ¿e nie ma sensu zostawaæ tu na kolejny dzieñ, bo co mo¿na robiæ nad morzem gdy pada? Muszê przyznaæ, ¿e nawet ¶niadanie i pakowanie siê posz³o nam du¿o szybciej ni¿ zwykle. Rano zadzwoni³em do pani pisarki, z któr± wcze¶niej korespondowa³em ju¿ w sprawie naszego spotkania i umówi³em nas na godz. 11.00. Czeka nas maksymalnie pó³torej godziny drogi Autostrad± A11. Po drodze minêli¶my Lukkê, z której zwiedzania musieli¶my zrezygnowaæ z powodu deszczu. Bardzo ¿a³owa³em tego faktu, bo Lukkê odwiedzili¶my z Monik± podczas naszej pierwszej podró¿y do Italii. By³o to jednak wieczorem i wiele architektonicznych detali na pewno uciek³o naszej uwadze. Po drodze na autostradzie musia³em dzwoniæ raz jeszcze, by usprawiedliwiæ nasze spó¼nienie, ale deszcze spowodowa³ korek na autostradzie. Ostatecznie spó¼nili¶my siê do¶æ znacznie, bo uznali¶my, ¿e skoro ju¿ przeje¿d¿amy obok punktu czerpania wody i zrzutu ¶cieków, to musimy to zrobiæ, bo zajmie nam to najwy¿ej 10 minut (mieli¶my ju¿ wprawê - robili¶my to drugi raz). Niestety zajê³o nam to 20 minut. Ostatecznie mieli¶my ponad godzinê opó¼nienia, gdy zajechali¶my do parafii przy via Pantaleone, której gospodarzem jest polski ksi±dz. Pomaga mu owa pisarka, dziewczyna z Polski, której zami³owanie do sztuk piêknych i Toskanii pchnê³o do pisania internetowego bloga, a dalej do wydania ksi±¿ki. Tu spêdzili¶my bardzo mi³e dwie godziny przy ciastkach i herbacie. Mieli¶my okazjê podziwiaæ wnêtrza XIII wiecznej plebanii. Wymienili¶my parê spostrze¿eñ, pytali¶my o ¿ycie w Toskanii. Sami przywie¼li¶my ze sob± osiem numerów Almanachu Prowincjonalnego, jako nasz dar z Polski. Nastêpnie postanowili¶my zwiedziæ Pistoiê.
Deszcz usta³, ale niebo nadal pozostawa³o pochmurne. Ruszyli¶my w stronê centrum. W±skie uliczki miasta wyda³y siê ma³o go¶cinne dla naszego campo. Kieruj±c siê drogowskazami dotarli¶my jednak do po³o¿onego najbli¿ej centrum parkingu i pieszo ruszyli¶my zwiedzaæ centro storico. Zdziwi³em siê bardzo, bo parking, mimo i¿ po³o¿ony blisko centrum znajdowa³ siê w bardzo zaniedbanej, poprzemys³owej okolicy.W oddali widzia³em zabudowania infrastruktury kolejowej, ale tu blisko nas znajdowa³o siê mnóstwo opustosza³ych, zniszczonych budynków. Szli¶my jednak obserwuj±c nie tylko, jak w miarê dochodzenia do starego rynku zmienia siê miasto, jego ulice i zabudowania, ale równie¿, jak zmienia siê pogoda, która stawa³a siê dla nas coraz ³askawsza. Muszê przyznaæ, ¿e Pistoia zaskoczy³a mnie tym kontrastem, zaniedbania przy parkingu i piêknych renesansowych kamienic w ¶cis³ym centrum. A ju¿ w ogóle cudowny jest Piazza Duomo, przy którym stoi Katedra ¶w. Zenona z XII wieku ze wspania³± romañsk± fasad± i romañskim wnêtrzem. Naprzeciw katedry znajduje siê o¶miok±tne baptysterium z XIV wieku. Po przeciwnej stronie placu znajduje siê budynek s±dowy. Z ciekawo¶ci przeszed³em przez bramê i wszed³em na dziedziniec, który dos³ownie mnie powali³. Nie mog³em wyj¶æ z podziwu ogl±daj±c niezwyk³e, autentyczne malowid³a. Nie jestem merytorycznie przygotowany na to co widzê, ale i tak robi to na mnie ogromne wra¿enie. Gdzieniegdzie na ulicach widaæ stare kamienne lady sklepowe. Dopiero pó¼niej doczytujê, ¿e tradycja sobotniego targu trwa tu od wieków nieprzerwanie do dzi¶ dnia. Decydujemy siê, na obiad w restauracji Valiani na rogu via Cavour i via Francesco Crispi. Zaintrygowa³a mnie fasada domu, w którym owa restauracja siê znajduje. Wydaje siê, jak gdyby dawniej stanowi³a fragment ko¶cio³a San Giovanni in Fuoricivitas, którego ¶ciany maj± charakterystyczne dla toskañskiego romanizmu dwukolorowe pasy z bia³ego i zielonego marmuru. Co dziwne dzisiaj miêdzy ko¶cio³em i budynkiem z restauracj± biegnie uliczka i wcale nie wygl±da na now±. Musia³a biec tu od zawsze. Z kolei tylna ¶ciana budynku oraz ¶ciana naro¿na sprawiaj± wra¿enie, ¿e ko¶ció³ i budynek, w którym dzi¶ znajduje siê restauracja by³y ze sob± po³±czone jak±¶ przypor±. Do dzi¶ nie rozwik³a³em tej zagadki, ale muszê przyznaæ, ¿e wnêtrze Valiani, ze swoimi ³ukowymi sklepieniami i terakotow± posadzk± te¿ zrobi³o na mnie ogromne wra¿enie. Zamówili¶my typowe Toskañskie jedzenie, choæ byli¶my chyba pierwszymi zamawiaj±cymi obiad. Przeró¿nego rodzaju szynki, grzyby, sery smakowa³y wy¶mienicie, a ich jako¶æ podniós³ jeszcze wystawiony na koñcu rachunek.
Kolejne na trasie mia³y byæ Arezzo i Cortona. Ale ju¿ poprzedniego dnia wiedzia³em, ¿e nie uda nam siê zobaczyæ tych miejsc je¶li chcemy dotrzeæ do jeszcze mocniej przeze mnie upragnionych Motepulciano i Montalcino. Wcze¶niej czyta³em kilka ksi±¿ek z tzw. l¿ejszej pó³ki na temat spe³niania marzeñ o ¿yciu w Toskanii, tworzeniu wina, s³oñcu i bezkresnych wzgórzach, które niczym morskie fale rozci±gaj± siê na po³udnie od Sieny. Nie ukrywam, ¿e ksi±¿ki te zasia³y w mym sercu pragnienie zobaczenia tego na w³asne oczy i w ten sposób, jeszcze tego samego wieczora, znale¼li¶my siê na parkingu w Montepulciano, gdzie spêdzili¶my noc, podobnie jak dwadzie¶cia innych kamperów. Rano moj± uwagê przyku³ jeden z pojazdów. Piêkny czerwony volkswagen "buli" w wersji Westfalia - z podnoszonym dachem, który robi³ za sypialniê, ale nie bêdziemy jednak skupiaæ siê na motoryzacji. Wybrany przez nas parking znajduje siê po zachodniej stronie miasta i stanowi zarazem wspania³y taras widokowy na okoliczne wzgórza a¿ po Jezioro Trazymeñskie. Po zrobieniu paru pami±tkowych zdjêæ i zjedzeniu ¶niadania wybrali¶my siê, na zwiedzanie. Jeste¶my g³odni wra¿eñ, nie pomijamy wiec stoj±cego poza murami miejskimi ko¶cio³a ¶w. Agnieszki, ale od niego w³a¶nie rozpoczynamy poznawanie miejscowych zabytków. Tolek, który w czasie naszej podró¿y otrzyma³ miano Tollino Massimo - z racji swojego pulpetowatego w owym czasie wygl±du nie dba³ o fakt, i¿ przebywa w miejscu u¶wiêconym, wywo³uj±c tym samym u¶miech na twarzach obecnych tam sióstr zakonnych. Zauwa¿y³em, ¿e W³osi uwielbiaj± dzieci. Nie przeszkadza im ich g³o¶ne zachowanie, bieganie i ¶miechy. To pozwala nam nieco zluzowaæ i nie przejmowaæ siê niewinnymi, aczkolwiek czasem do¶æ niezrêcznymi zachowaniami naszych podopiecznych.
Do miasta wchodzimy pó³nocn± bram± - Porta al Prato, za któr± kryje siê zupe³nie inna rzeczywisto¶æ. Od razu po przekroczeniu tej granicy witaj± nas otwarte enoteki i sklepy oferuj±ce przeró¿ne pami±tki, ale przede wszystkim wino. Ulice nie s± tu tak w±skie. Mieszcz± siê tu nawet niewielkie miejskie autobusy. Z ka¿dym przebytym krokiem, czujê, ¿e to jest to miejsce, w którym zaczyna siê realizowaæ moje marzenie. Móg³bym st±d nie wyje¿d¿aæ. Pniemy siê w górê g³ówn± arteri± miasta, ale jednocze¶nie wci±gaj± nas przeró¿ne zau³ki. Czujê, ¿e nie chce siê spieszyæ. Zapoznajê siê z Montepulciano, zachwycam ka¿dym kamieniem. Dzieciaki, biegaj± od lewej do prawej strony ulicy zagl±daj±c w witryny, bramy, ma³e okienka i nagle dostrzegam podobieñstwo mojego zachowania. Chcê jednocze¶nie zobaczyæ, do¶wiadczyæ, dotkn±æ, posmakowaæ i poczuæ - ogarn±æ wszystkimi zmys³ami miasto, które samo ogarnê³o mnie. W³óczymy siê tak w pe³ni zrelaksowani odkrywaj±c coraz to nowe przestrzenie. Z ciekawo¶ci, jak wygl±daj± podwórka, zaplecza tych wspania³ych XVI wiecznych domów trafiamy na kolejny piêkny taras widokowy. U naszych stóp rozci±gaj± siê hektary winnic, oliwnych gajów i lasów. Zaczynam ju¿ têskniæ za tym miejscem, mimo ¿e wcale jeszcze st±d nie wyje¿d¿amy. Kolejny mocny punkt to wspania³y Piazza Grande z surow±, nie dokoñczon± Duomo i okaza³ym ratuszem. Na schodach prowadz±cych do katedry robotnicy w³a¶nie buduj± jak±¶ instalacjê. Po chwili orientuje siê, ¿e buduj± wielk± scenografiê dla potrzeb opery, któr± wystawi± tu za dwa dni. To niesamowite. U nas z okazji dni miasta stawia siê zwyczajn± estradê i zaprasza zespó³ znany z telewizora, - szczyt marzeñ, który za pó³tora godzinny wystêp - do piwa w plastikowym kubku i kie³basy z grilla - kasuje niebagateln± sumê, stanowi±c± czêsto podobny koszt finansowy do takiego widowiska. W wymiarze artystycznym i tego, co pozostawia we wnêtrzu odbiorcy ma siê jednak zupe³nie nijak. Po raz kolejny wzdycham z mi³o¶ci. Mimo buduj±cej siê scenografii, klucz±c pomiêdzy deskami, narzêdziami i pracownikami obs³ugi wchodzê do wnêtrza katedry. Jest do¶æ ciemno, a wpadaj±ce ¶wiat³o wy³uskuje pokryty z³otem tryptyk o³tarza, na oko widaæ, ¿e starszego ni¿ ca³a ¶wi±tynia.
Teraz czas spojrzeæ na zachodni± panoramê. Udajê siê wiêc w kierunku ratusza. Obok wchodzi siê na kolejny taras widokowy. Jestem oczarowany. Po intensywnie b³êkitnym niebie leniwie sun± bia³e ob³oki. W dole trac±ca sw± barwê zieleñ, z dnia na dzieñ coraz bardziej zmieniaj±ca siê w odcienie ¿ó³ci i br±zów. Pofa³dowany teren licznych wzgórz i... renesansowy San Biagio. Ze wzglêdu na dzieci nie zdecydowali¶my siê jednak na zej¶cie w dó³. Zamiast tego postanowili¶my zafundowaæ im lody. Rozsiedli¶my siê przy roz³o¿onym na Piazza Grande ogródku Caffetteria del Duomo. Dziewczêta postawi³y sprawê jasno. Dzisiaj przez noc musimy przedostaæ siê nad brzeg Adriatyku i dotrzeæ do Rimini. Jutro i pojutrze pla¿ujemy. Moja têsknota za Toskani± zaczê³a wyciskaæ ze mnie na przemian t³umiony p³acz i równie t³amszony gniew, ale jak tu dyskutowaæ z kobiet± w ci±¿y? Po tych wszystkich przygodach z Cinque Terre... Ech...
Spacerkiem via Ricci udali¶my siê w kierunku samochodu. Naszych uszu dobieg³y d¼wiêki fortepianu. Przy wej¶ciu do jednego z budynków przeczyta³em "Accademia Europea di Musica e Arte". Nie mog³em uwierzyæ w miasteczku, które nie liczy sobie nawet piêtnastu tysiêcy mieszkañców funkcjonuje akademia muzyczna! Moja mi³o¶æ utrwali³a siê po raz kolejny. Nim dotarli¶my do naszego Fiata wst±pi³em do po³o¿onej przy via Ricci enoteki prowadzonej przez m³odego rzymianina. Wszed³em tam tylko z Emilk± trac±c z pola widzenia resztê grupy. Prawdê mówi±c trochê obawia³em siê patrz±c na niesforn± Emilkê na przemian rozgl±daj±c± siê i tañcz±c± w sklepie z winami, których najtañsza z butelek kosztowa³a 18,- €;. Zupe³nie odwrotnie ni¿ gospodarz, który jak wszyscy do tej pory spotkani W³osi okaza³ sympatiê do "bella ragazza". Zdradzi³em w³a¶cicielowi enoteki, ¿e szukam kilku niedrogich ale dobrych butelek wina. Pomy¶la³em o s³ynnym Brunello di Montalcino, bowiem widzia³em, ¿e nie bêdzie okazji, by kupiæ tak± butelkê w miejscu jej pochodzenia. Uprzejmy sprzedawca zacz±³ opowiadaæ mi - rozmawiali¶my po angielsku - o ró¿nicach pomiêdzy Brunello, Nobile i s³ynnym Montepulciano. Oprócz wina zaczêli¶my poruszaæ tematy ¿ycia w Toskanii, kosztów, warunków, poczucia spe³nienia. Pozby³em siê kolejnych 75 €; nios±c pod pach± trzy butelki. Obieca³em sobie, ¿e jeszcze kiedy¶ do niego wrócê.
Ekipa zainstalowa³a siê na placu zabaw w parku poza murami miejskimi, pomiêdzy Porta al Prato a ko¶cio³em ¶wiêtej Agnieszki. Dzieciaki szala³y. My tak¿e. Wreszcie nadszed³ czas rozpocz±æ ofensywê. - Skoczmy za miasto - powiedzia³em - zamiast na tym parkingu zjemy obiad gdzie¶ po drodze. Reszta przyjê³a ten pomys³ z aprobat±.
Oko³o 6 kilometrów za miastem znale¼li¶my parking przy rezydencji, w której lokalny wytwórca nie wiem czego sprzedawa³ nie wiadomo co. Dla nas wa¿ne by³o, ¿e blisko drogi, os³oniêty oliwnymi drzewami, znajdowa³ siê du¿y asfaltowy parking, na który swobodnie wjechali¶my naszym wielkim kamperem. Roz³o¿yli¶my koce na trawie w¶ród oliwek. Ewa i Emilka rozpoczê³y zabawê w kowbojki zainspirowane kupionym przeze mnie w Montalcino kapeluszem. Czas p³yn±³ leniwie. Le¿eli¶my w trawie patrz±c na b³êkitne niebo pomiêdzy ga³êziami oliwnych drzew, maj±c jak na d³oni obsadzone przez miasto wzgórze Montepulciano. Po zjedzeniu leczo postanowili¶my wyk±paæ dzieci, tym razem nie w samochodzie, ale pod go³ym niebem.
- S³uchajcie nie wiêcej ni¿ 10 kilometrów st±d jest ma³e urocze miasteczko Pienza. Jeste¶my pewnie w po³owie drogi z Montepulciano. Do wieczora jeszcze trochê czasu czasu. Nim ruszymy w przeciwn± stronê podjed¼my ten kawa³ek. Zobaczmy ten cud. Wiecie, ¿e ca³e miasto wpisano na listê UNESCO? Nie wiemy czy dane nam bêdzie jeszcze tu wróciæ - ci±gn±³em dalej. Mimo pocz±tkowych oporów uda³o mi siê przekonaæ po kolei resztê. Zreszt± Tomka nie trzeba by³o d³ugo namawiaæ. Trudniej by³o z dziewczynami. Zacz±³em, wiêc od ¿ony i uda³o siê. Zuziê przekonali¶my ju¿ wszyscy razem.
Kiedy wje¿d¿ali¶my na "Crete Sienesi" s³oñce zaczê³o chyliæ siê ku zachodowi. Nagle zobaczyli¶my, to co znamy z pocztówek, kalendarzy, obrazów, ok³adek ksi±¿ek. Zobaczyli¶my wreszcie to, co przyci±ga miliony ludzi. Poczu³em prawdziwe szczê¶cie i... tryumf. Wszyscy wydali¶my z siebie wielkie "WOW!" Zatrzymali¶my wóz na poboczu by porobiæ zdjêcia. Wielka sieneñska pustynia. Wypalona s³oñcem blado¿ó³ta-br±zowa ziemia. Pojedyñczo stoj±ce gospodarstwa, do których prowadzi³y drogi oznaczone strzelistymi cyprysami. nasz zachwyt potêgowa³ siê z minuty na minutê.
Ruszyli¶my dalej. Nagle minêli¶my wytwórniê terakoty. Ogromne dzbany, donice a nawet sto³y nie umknê³y uwadze dziewcz±t. Postanowi³em uderzyæ w czu³± strunê.
- Fajnie by³oby przywie¼æ do domu tak± pami±tkê, ale co zrobiæ - ju¿ zamkniête.
To wystarczy³o, teraz ju¿ bez problemu namówi³em resztê na nocleg w Pienzy. - Jutro tu wrócimy i kupicie sobie co bêdziecie chcia³y.
To by³ chyba najpiêkniejszy wieczór podczas ca³ej wyprawy.
Obóz rozbili¶my na parkingu przy via degli Archi z widokiem na po³o¿one tu¿ obok winnice i pieszo udali¶my siê do centrum miasta. By³ ju¿ wieczór. Malutka Pienza ujê³a nas wszystkich. Wiêkszo¶æ sklepów by³a ju¿ zamkniêta. Ale na ulicach wci±¿ unosi³ siê zapach pecorino - miejscowego sera owczego. Szli¶my g³ówn± aort± miasta, która doprowadzi³a nas na maleñki ryneczek. Tu znajduj± siê katedra, ratusz, studnia i pa³ac biskupów. Pienza to miasteczko, wybudowane przez papie¿a Piusa II. Nie chcê jednak skupiaæ siê na historii Pienzy i jej zabytków. Do¶æ powiedzieæ, ze by³em oszo³omiony, gdy wszed³em do katedry i zobaczy³em obrazy datowane na 1420 - 1430 rok i pomy¶la³em, ¿e w tym czasie bior±cy udzia³ w bitwie rycerze wracali jeszcze spod Grunwaldu do domu. Wzd³u¿ kamiennych ³aw okalaj±cych budynki przy pienzañskim rynku rozsiedli siê panowie - po jednej stronie placu - i panie - po drugiej stronie. Stwierdzili¶my, ¿e ¿al wracaæ do kampera i postanowili¶my uczciæ tak udany dzieñ butelk± lokalnego wina. Naprzeciw katedry znajduje siê sklepik. typowe Tabachci, ale mo¿na w nim nabyæ równie¿ lody, kawê i wino w³a¶nie. W³a¶ciciele wystawili kilka stolików na zewn±trz. Przy nich spotyka³a siê lokalna ¶mietanka. Postanowili¶my siê zasymilowaæ. Zamówili¶my butelkê czerwonego wina. siedzieli¶my na wy³o¿onym czerwona ceg³±, u³o¿ona w jode³kê placu i starali¶my siê poczuæ miejscow± atmosferê. Minê³a ju¿ 22.00. Dzieci zaczyna³y zasypiaæ, ale lokalne urwisy zupe³nie nic nie robi³y sobie z tej pory. Biega³y po ca³ym placu. Krzycza³y do siebie. Goni³y siê. To by³ naprawdê udany wieczór.
Po ¶niadaniu ju¿ bez oporów namówi³em resztê wycieczki do odwiedzenia pobliskiego Montalcino. Opory zmala³y wiêc nie by³o to trudne. To zaledwie 25 kilometrów. Wszyscy poczuli¶my, ¿e nadszed³ czas robienia pami±tkowych zakupów dla rodziny, powiedzia³em wiêc, ¿e butelka Brunello bêdzie bardzo odpowiednim zakupem. Nim jednak dotarli¶my do samej stolicy Brunello. Musieli¶my oczywi¶cie zatankowaæ, nalaæ wody opró¿niæ zbiornik itd. Wszystko co trzeba wykonaæ, by w kamperze czuæ siê komfortowo.
Mieli¶my ogromne szczê¶cie. Najpierw na parkingu znajduj±cym siê poni¿ej murów miejskich okaza³o siê, ¿e popsuty jest parkomat. Pani policjantka, któr± zapyta³em co w takim razie mamy zrobiæ z u¶miechem odpowiedzia³a, ¿e nic i ¿e mamy siê nie przejmowaæ, ale nie to, oczywi¶cie stanowi³o o naszym szczê¶ciu. Gdy ju¿ weszli¶my w miejskie uliczki. Zobaczyli¶my mnóstwo flag, a naszych uszu dobieg³ d¼wiêk, jakby stado kibiców maszerowa³o na mecz. Nie powiem, ¿e w pierwszym momencie siê wystraszy³em. Okaza³o siê jednak ¿e trafili¶my na doroczny festiwal ³uczników. Ca³e miasto wystrojone by³o we flagach. Ka¿da contrada-dzielnica mia³a swoj±. Wielka parada. ¦piew. Nie wiele rozumia³em z tego co siê tam dzieje, ale muszê przyznaæ, ¿e zrobi³o to na nas ogromne wra¿enie. Po godzinie by³o ju¿ po wszystkim i nagle zrobi³o siê pusto. Miasto jakby posz³o spaæ, bo przysz³a pora siesty. Ca³e miasto nasze. Szwendali¶my siê tu i tam. Zahaczyli¶my do wspania³ej lodziarni "Why not". Ka¿demu, kto zahaczy o Montalcino polecam wst±piæ tam na przepyszne lody. Oczywi¶cie zwiedzili¶my równie¿ twierdzê. Po czym udali¶my siê na winne zakupy. Wej¶cie do sklepu, w którym sprzedaje siê Brunello di Montalcino z wielu roczników, musi rz±dziæ siê jakimi¶ zasadami. Dzieci zostaj± na zewn±trz! Na sklepowych pólkach, znajduj± siê butelki nie tylko po 15 - 20 euro, ale równie¿ po 50, 200 a nawet 2500 (!) - pokryta kurzem butelka z 1952 roku. W s³ynnym Montalcino spêdzili¶my sporo czasu. obieca³em jednak mo¿liwo¶æ zakupu donic. Czas wiêc jechaæ.
Nasze panie by³y spe³nione kupi³y to co chcia³y, co im siê podoba³o i muszê przyznaæ, ¿e jestem pe³en podziwu, bo mimo braku narzucania im jakiegokolwiek limitu, poczynione przez nie zakupy by³y naprawdê rozs±dne, cenowo i jako¶ciowo.
Przez noc uda³o nam siê przedrzeæ do Rimini, do którego dotarli¶my w ¶rodku nocy. Podró¿ autostradami okaza³a siê nie byæ tak komfortowa jak siê wydawa³o. W okolicach Arezzo trzeba by³o jechaæ objazdem. Stromo pod górê, przez ma³e miasteczka, potem stromo w dó³. Tym razem to ja siedzia³em za kierownic±. Jad±c tak przez ciemny las, w±sk±, krêt± szos± my¶la³em o tym, co czu³ Tomek, gdy wi³ siê kamperem w stronê Vernazzy.
W samym Rimini zatrzymali¶my siê na placu przeznaczonym dla pojazdów takich jak nasz. By³a tam ich rzeczywi¶cie kilka. Wczesnym rankiem kto¶ zapuka³ do okna. Pocz±tkowo my¶la³em, ¿e z³odzieje, lub jaka¶ s³u¿ba porz±dkowa czepia siê dlaczego nie zap³acili¶my za postój. Okaza³o siê jednak, ¿e jaki¶ facet ka¿e nam przestawiæ auto kilka metrów dalej, bo co¶... Nie bardzo rozumieli¶my co, ale postanowili¶my nie stawiaæ oporu. Za chwilê ca³y plac zaroi³ siê furgonetkami, busami, samochodami dostawczymi. Wszystkie na ukraiñskich, bia³oruskich i rosyjskich rejestracjach. To byli jacy¶ kurierzy. Przywozili paczki, mo¿e zabierali inne. Zastanawia³em siê co oprócz wódki mo¿na ze wschodu wwoziæ do W³och. No mo¿e jeszcze papierosy - bez akcyzy, oczywi¶cie.
Ca³y dzieñ pla¿owali¶my. Mêczy³em siê strasznie. W³óczy³em siê po okolicy i têskni³em za Montalcino i Montepulciano, wzdycha³em do Pienzy i Cyprysów. Wieczorem ruszyli¶my do Wenecji.
Wiedzia³em, ¿e w okolicach Mestre znajduje siê camping. Rozpoczêli¶my poszukiwania. Gdy dotarli¶my by³o ju¿ ca³kiem ciemno. tutaj zrozumia³em dlaczego tak wiele ludzi odwiedzaj±cych Wenecjê mówi, ¿e strasznie w niej ¶mierdzi, ale chcê tu zaznaczyæ, to nie w Wenecji, ale w³a¶nie w Mestre, cz³owiek umiera z braku czystego powietrza, bo znajduje siê tu ca³e zaplecze energetyczne i ¶mieciowe dla miasta na lagunie. Kiedy podjechali¶my pod recepcjê i policzyli¶my koszty pobytu, doliczaj±c oczywi¶cie koszty znoszenia niesamowitego fetoru, stwierdzili¶my, ¿e zatrzymamy siê na jakiej¶ stacji benzynowej. B³±dzili¶my przemys³owymi dzielnicami, o tej porze na rogach ulic spotkaæ mo¿na naprawdê ciemne elementy: dilerów, alfonsów i prostytutki oczywi¶cie. Wreszcie trafili¶my na roz¶wietlon± stacjê benzynow±, ale obs³uga kaza³a nam odjechaæ. Ostatecznie, zawrócili¶my parê kilometrów i zatrzymali¶my siê na stacji przy autostradzie. Ustawili¶my siê pomiêdzy ciê¿arówkami, ale szybko zrezygnowali¶my i ustawili¶my siê z drugiej strony placyku. No có¿ i tu nie zabrak³o p³atnej mi³o¶ci. Kiedy podjechali¶my bli¿ej tirów, z szoferki jednego z nich wysz³a czarnoskóra, do¶æ sk±po ubrana dziewczyna. Kierowcy nie widzieli¶my, ale te¿ nie chcieli¶my zobaczyæ nikogo. W lekkim napiêciu, nie wiedz±c czego siê spodziewaæ po³o¿yli¶my siê spaæ. Sprawdzaj±c wpierw czy wszystkie drzwi i okna mamy pozamykane. Stara³em siê zreszt± raczej byæ czujnym ni¿ spaæ, ale po takiej podró¿y bycie czujnym jest bardzo trudne.
Zwiedzanie Wenecji w sierpniu to bardzo z³y pomys³. Rano nim zjedli¶my ¶niadanie zmienili¶my parking. Przejechali¶my groblê i dotarli¶my na miejsce, z którego wyp³ywaj± vaporetto. Tu na wielkim, przeznaczonym dla kamperów parkingu zostawili¶my nasz pojazd i ruszyli¶my w miasto. Oczywi¶cie nie mogli¶my i¶æ pieszo ze wzglêdu na dzieci i brak chêci. Kupili¶my bilety na wodny tramwaj i w piêknym stylu dotarli¶my do centrum zat³oczonego miasta na wodzie. Tym razem Wenecja nie podzia³a³a na mnie tak, jak by³o to za pierwszym razem. T³um ludzi, przenoszenie wózka z dzieckiem, przez liczne schody i mostki. Poza tym chyba ju¿ wszyscy czuli¶my powoli lekkie zmêczenie i chêæ powrotu do domu. Nie wiele pamiêtam z tego wypadu do Wenecji, ale pozosta³o mi parê dobrych zdjêæ.
Z tej niezwyk³ej wyprawy, przewie¼li¶my mnóstwo piêknych, ale i budz±cych dreszcz wspomnieñ, wiele zdjêæ, kilka butelek wy¶mienitego wina i terakotowe donice zdobi±ce dzi¶ nasze mieszkanie.
Mimo wielu niewygód i powolnego tempa, na bazie w³asnych do¶wiadczeñ twierdzê, ¿e podró¿ z ma³ymi dzieæmi w obce kraje nie tylko jest mo¿liwa, ale i wskazana.
Trochê inaczej ma siê sprawa z kobietami w ci±¿y...
Ca³a tre¶æ (zarówno tekst jak i zdjêcia) s± w³asno¶ci± autora.
Kopiowanie, powielanie, udostêpnianie, czy jakakolwiek inna forma upowszechniania - fragmentów lub ca³o¶ci - bez zgody autora s± zabronione!
|
|