|
Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
Po Polsce - Od Krakowa do Gdańska
janusz - 2010-09-23, 21:05 Temat postu: Od Krakowa do Gdańska Z Halszką i Tadeuszem zmawialiśmy się dawno na popływanie jachtem po Mazurach. Aby dopchać się do "Tadeuszów" okrętu, postanowiliśmy nie nagłaśniać spotkania. Kilkanaście dni przed terminem urlopu mojej Halinki, dowiedzieliśmy się, że na Mazury jedziemy przez Kraków. Podczas tegorocznych wiosennych, a może to były późnozimowe wakacje, poznaliśmy dwie pary z którymi zaprzyjaźniliśmy się. Małgosia i Darek mieszkają we Włoszczowie a Basia i Wacek w Krakowie. Dwudziestego sierpnia pojechaliśmy kamperkiem do Włoszczowy aby zabrać znajomych i razem pojechać do Krakowa. Zabranie Małgosi i Darka na nasz pokład miało trochę na celu zaszczepić w nich ducha kamperingu. Późnym popołudniem dotarliśmy do Krakowa. Zaparkowaliśmy samochód pod blokiem rozpoczynając tym nasz urlop.
Kilka zdjęć na początek relacji.
Tutaj przedstawiam naszych znajomych i kilka zdjęć z Włoszczowy. Byliśmy z wizytą u nich w majowy weekend.
janusz - 2010-09-23, 21:57 Temat postu: Sobota 21 sierpnia 2010 Drugi dzień to zwiedzanie Krakowa. Nasz gospodarz i przewodnik i jego małżonka to rodowici Krakowianie. Wacek pracuje w magistracie. Pogoda dopisała, było cieplutko. Po Krakowie poruszaliśmy się tramwajem i na piechotę. W programie było wiele najważniejszych miejsc w Krakowie, Stare miasto, Kazimierz, Wawel. W tym czasie w mieście był zlot Harcerstwa Polskiego. Wszędzie, w każdym zakątku jakiś harcerz z jakąś harcerka harcują, przepraszam, wędrują. Z tego dnia było właśnie zdjęcie z Kamasutry. Słyszeliśmy hejnał z Wieży Mariackiej i widzieliśmy kryptę z Parą Prezydencką. Spotkaliśmy się też z przyjaciółmi z CT, Luisami i Koczorkami Trochę zdjęć z sobotniego zwiedzania Krakowa.
janusz - 2010-09-23, 22:24 Temat postu: Niedziela 22 sierpnia 2010 Niedzielne przedpołudnie spędziliśmy w Łagiewnikach. Obejrzeliśmy sanktuarium. Ładne jest. Potem samochodowe zwiedzanie okolic Krakowa. Po obiedzie wyprawa do Nowej Huty. Dzięki naszym gospodarzą mieliśmy przyjemność obejrzeć finałowy koncert Festiwalu Jana Kiepury z Krynicy Zdroju. Scena ustawiona była w miejscu gdzie kiedyś stał pomnik Lenina.
Koncert prowadził Bogusław Kaczyński. W nocy po koncercie wyruszyliśmy na Mazury przez Włoszczowę.
janusz - 2010-09-23, 22:54 Temat postu: Poniedziałek 23 sierpnia 2010 Na Mazury kawał drogi, jeśli jedzie się z Krakowa go Giżycka. Nauczeni doświadczeniem postanowiliśmy żeby w nocy zajechać za skrzyżowanie w Serocku, aby pół dnia nie spędzić na czerwonym świetle. Po przejechaniu w nocy przez Warszawę i newralgiczne skrzyżowanie na trasie na Mazury, znaleźliśmy spokojną stację benzynową i obok stojącej tam przyczepy kempingowej przenocowaliśmy. Rano otrzymałem ostrzegawczego SMS'a o treści UWAGA!!!. Po chwili usłyszeliśmy pukanie do samochodu. Zwlokłem się z łóżka i otworzyłem drzwi kampera. Oczy wylazły mi z orbit, zobaczyłem wyciągniętą rękę z tacką na której stały cztery kubki kawy. Złapałem oddech i zobaczyłem, że to Pawcia ręka, i dalej stoi on w całej postaci. Zaskoczenie kompletne. Niestety my nie kompletnie ubrani Pawcio spieszący się do pracy. Jeszcze raz dziękujemy za niespodziankę. Pojechaliśmy dalej. Po drodze obiadek na parkingu nad Narwią. Pooglądałem tam schron i zaparkowany czołg z II wojny.
Po południu dotarliśmy do Strzelec gdzie już czekali na nas Halszka z Tadeuszem.
CDN
Endi - 2010-09-24, 01:18
Lubię taką atmosferę, troszkę sentymentalna.
Ciekawe czy taka będzie dalej ?
TomekW - 2010-09-24, 09:49
DSC_3608.JPG
To wnętrze pawilonu Wyspiański 2000 przy krakowskim magistracie. Nie byłem w środku, ale z zewnątrz wygląda podobnie:
http://pl.wikipedia.org/w...a%C5%84ski_2000
KOCZORKA - 2010-09-24, 13:28
Halinko i Januszku, bardzo miło było się z Wami i Waszymi znajomymi spotkać.
Spędziliśmy wspaniale czas i mamy nadzieję, że uda się w znajomych zaszczepić kamperowanie.
Super pooglądać fotki z Krakowa i Wasze szczęśliwe buziaki.
Czekam na więcej foteczek dwóch cudownych załóg: TiTi i Kucyki.
jury - 2010-09-24, 14:02
A mnie ciekawi czy zaszczep się udał, czy znajomi zdecydują się na tę formę wypoczynku?
janusz - 2010-09-24, 15:32 Temat postu: Wtorek 24 sierpnia 2010 Nad zaszczepieniem kamperowym jeszcze będziemy pracować, pytanie o budynek ze zdjęcia Tomek trafił.
Ted myśmy jechali do Tadeuszów i ten skansen nie był nam po drodze chociaż był po drodze.
Wracamy do dalszej opowieści. Następne kilka dni spędziliśmy razem z Halszka i Tadeuszem. Ponieważ to oni byli reżyserami dalszych wydarzeń to i ta opowieść będzie wspólna. Tadeusz umówiony był popołudniu w warsztacie z naprawą silnika do łodzi. Nie było sensu nigdzie wypływać kiedy trzeba było być przygotowanym na dostarczenie silnika do Mikołajek. Czekaliśmy tylko na telefon od mechanika. Raniuteńko we wtorek tak około 12 postanowiliśmy pojechać rowerkami do Giżycka. Byliśmy tam z dziećmi przed wieloma laty. Małe wtedy dzieci nie bardzo były zainteresowane zwiedzaniem giżyckich zabytków. Teraz była okazja nadrobić zaległości. Na rowerowa wycieczkę pojechaliśmy w trójkę Halszkę pozostawiając na gospodarstwie miedzy innymi w celu ugotowania obiadu. Przejechaliśmy przez Wilkasy i przed Giżyckiem, przed torami kolejowymi skręciliśmy w prawo ścieżka wzdłuż torów. Do miasta wjechaliśmy od strony Krzyża Świętego Brunona. Następne pojechaliśmy na lody do portu. Po chwili odpoczynku i uradowaniu ocząt widokiem jachtów kiwających się rytmicznie na wodzie i przepływających kanałem w kierunku obrotowego mostu, pojechaliśmy zdobywać Twierdzę Boyen. Nie będę tu opisywał historii twierdzy bo takie informacje są łatwo dostępne. Napiszę tylko że twierdzę zdobyliśmy i potwierdziliśmy to piwkiem w restauracji obok Bramy Giżyckiej. Około godziny 17 udaliśmy się w drogę powrotną do Strzelec na kemping. Po drodze jeszcze były drobne zakupy. Wyjazd z silnikiem do warsztatu został odłożony na następny dzień z powodu brakujących części do naprawy silnika. Wieczorne posiedzenie przy kamperku przeciągnęło się do późnej nocy mazurskiej.
Coś się stało, że zdjęcia nie wyświetlają się w kolejności wstawiania, ponumerowałem je.
Tadeusz - 2010-09-24, 16:26
Pogoda rzeczywiście zapraszała na wycieczkę rowerową. Ciekawiło mnie jak Halinka z Januszem będą pomykać swoim tandemem. Przywieźli takie cudo, że ludziska to oglądali i cmokali z podziwem. Jednak czasami duże też może być piękne (już widzę minę triumfującego Koguta), a nawet eleganckie. Janusz opisał trasę, więc ja dodam tylko, że udawało nam się jechać razem. Ja na swoim zardzewiałym składaczku dorównywałem im pod górkę, ale z górki ich wspólna masa, zgodnie z prawami fizyki, dawała o sobie znać i nabierali takiego pędu, że przejeżdżająć obok mnie podmuchem powietrza prawie spychali do rowu. Dzielnie trzymałem się kierownicy i do końca nie poddałem się.
Jadąc północnym brzegiem jeziora Niegocin zatrzymaliśmy sie przy krzyżu św. Brunona, który 1000 lat temu, podobnie jak św. Wojciech zapłacił życiem za próby nawracania Galindów. Krzyż, wielki i widoczny z dala, stoi w miejscu, gdzie znajdowała się główna osada Galindów, założona przez wodza Jezegupa. O rzut beretką pułkownik von Boyen wzniósł w XIX w. twierdzę nazwaną od jego nazwiska. Nigdy nie brała udziału w bojach i dlatego możemy ją oglądać nie zniszczoną. No, prawie nie zniszczoną, bo czas robi swoje, a i ludzie rękę do zniszczeń przykładają.
Spędziliśmy tam troszkę czasu, bo wystawy w pomieszczeniach muzealnych ciekawe były, a dla miłośników grafiki nawet ucztę przygotowano w postaci dużej ilości prac Pabla Picassa.
Z sentymentem wspominamy ten dzień, słoneczny, cieplutki i spędzony ciekawie. Zakończony wspaniałym obiadem i wieczorną gawędą w blasku księżyca. Jakże cieszyliśmy się na myśl o czekających nas przygodach pod żaglami. Nawet proporzec powiewał pod salingiem jakoś radośnie.
krzysioz - 2010-09-24, 17:06
Tadziu pewnie wiesz lepiej ode mnie , ze ped to jest sily a w przypadku masy i zalogi tandemu to musial byc poped. Ja tez bylbym sie spieszyl na te lody.
Bim - 2010-09-24, 21:46
Janusz twoją realcję troszku mnie w dołku ściska.
Polska przejechana w zdłóż i to z kotwicą na Mazurach u Tadeuszai Haszki:)
Ech
Tylko pozazdrościć czekamy na dalsze relacje
janusz - 2010-09-24, 22:44 Temat postu: Środa 25 sierpnia 2010 25 sierpnia 2010 roku rozwichrzył nasze mazurskie plany. Wiało jak na środku Atlantyku. Jachty po skrywały się w marinach, a na wodzie zaczęły tworzyć się grzywy spienionej wody. Deszcz - jak ten kierunkowskaz - jest, niema. Części do silnika też nie ma. Kogut miał być w pobliżu, też nie ma. Wychodzić z ciepłego łózka, chęci też nie ma. Ileż można się wylegiwać, zbliża się południe. Troszkę mamy alibi, wczorajszy wieczór był długi i o smaku orzecha laskowego. Trzy minuty zastanowienia, przecież nie będziemy żeglować w deszczu i przy wichurze, to ma być przyjemność a nie pokuta. Pakujemy się do kampera i odcumowujemy od wykładziny przedkamperowej, stolika i krzesełek. Sprzęty nasze będą pilnować nam miejsca postojowego. Popływamy jutro, jak poprawi się pogoda. Tadeusz planuje 'Tur de 100 jezior" Niegocin, Kisajno, Dobskie, Łabap, Dargin, Sztynorckie, Kirsajty, Mamry, Święcajty i 91 tu nie wyliczonych. (Patrz mapka) Po przejechaniu jakieś 10 km zrobiliśmy się głodni jak stado wilków z puszczy piskiej. Uratowała nam życie knajpka z pierogami. W przerwach miedzy przelotnymi opadami był Sztynort, Mamerki, Kanał Mazurski, Węgorzewo. Do domu, ops, na kemping wróciliśmy już po dwudziestej. A co tam jutro też nie musimy wcześnie wstawać, jeszcze buteleczka orzechówki zachowała się. Słodka jest trochę i jak twierdzi Małgosia, którą poznaliście na początku tego opowiadania, jak się więcej wypije to pośladki się sklejają. Zaryzykowaliśmy.
janusz - 2010-09-24, 23:02
Dalszy ciąg środowego wypadu.
janusz - 2010-09-24, 23:12
W tym momencie jesteśmy najbliżej granicy z Rosja. i jedziemy do Węgorzewa.
Tadeusz - 2010-09-25, 10:06
To zdjęcie jest oczywiście poruszone. Widać jednak na nim czyste niebo i brak wiatru. Na Mazurach to dobra wróżba o tej porze dnia i rzeczywiście jeszcze troszeczkę słońca mieliśmy. Troszeczkę.
Trasa tego dnia wydaje się długa, ale to raczej ilość wrażeń wpływa na to odczucie. Wybraliśmy trasę ciekawą, w sporej części po drogach gruntowych lub brukowanych, ale za to odludnych i pięknych. Chcieliśmy Halince i Januszowi pokazać Mazury od podszewki, zarówno te znane, ludne, z pocztówek jak i te niemal nie znane, zagubione gdzieś między lasami i wodami wioski. Objechaliśmy cały kompleks jeziora Mamry podziwiając z brzegu zakamarki Kisajna, Dobskiego,Darginu z Łabapem, jeziorko Sztynorckie i oczywiście same Mamry właściwe. Było to spotkanie z historią troszkę dawniejszą, nowszą i całkiem nową.
To jasne, że nie mogliśmy ominąć Sztynortu, z jego barokowym pałacem Lehndorfów-Mgowskich i rozległym parkiem z ogromnymi starymi dębami, z mariną największą na Mazurach, tego dnia pełną jachtów, bo sztorm był potężny i wszystko co mogło uciekło do portów. Główna kwatera wojsk lądowych III Rzeszy w Mamerkach ze swymi ocalałymi bunkrami nie musi i chyba nie może się podobać, ale warto zobaczyć ten pomnik pychy i głupoty. Na pewno wieża widokowa, którą kilka lat temu postawiono na najwyższym bunkrze jest atrakcją. bo pozwala spojrzeć z góry na jezioro Mamry i leżące za nim Węgorzewo.
Kanał Mazurski, imponujące dzieło inżynierskie, łączący Mazury z Bałtykiem budzi podziw ogromem przedsięwzięcia i troszkę żal, że nie ukończony powoli zanika na prawie całej trasie. Zachował się właściwie tylko w swym najwyższym odcinku u wylotu jeziora Mamry i w okolicy trzeciej, czynnej śluzy.
Obejrzeliśmy dwie nie ukończone śluzy, pomedytowaliśmy nad wodą, zmokliśmy, ale nie żałowaliśmy. Warto było.
Urokliwe Węgorzewo, mekka żeglarzy, tym razem było wprost zapchane jachtami. Wiatr i deszcz wypędził całą wodniacką brać do portów. Bez wiatru nie ma frajdy żeglowania, ale przy zbyt silnych i w deszczu nie każdy ma ochotę katować się na wodzie.
Bóg wiatru, Eol, ulitował się nad nami wieczorem. Ucichło, zza chmur wyjrzał księżyc, woda udając zwierciadło odbijała światła odległego o kilka kilometrów Giżycka, a my kontemplowaliśmy jeszcze jeden przeżyty dzień.
Takie wieczorne rozpamiętywanie dnia minionego jest szczególnie miłe w odpowiedniej scenerii. Ta mazurska sprzyja szczególnie.
Tadeusz - 2010-09-25, 10:21
Z ogromną frajdą obserwowałem Janusza, który ulegał magii jaką przyroda mazurska wywiera na tych ciut wrażliwszych ludków. Tę fascynację widać w jego zdjęciach. Dreptał z aparatem i przymierzał się głównie do wody, nieba, chmur, księżyca. Może rzeczywiście na Mazurach wyglądają one inaczej? Może cisza nad jeziorem inaczej brzmi w uszach?
Nawet tęcza po deszczu jest jakby inna, ostrzejsza w barwie, czyściejsza.
janusz - 2010-09-25, 11:12 Temat postu: Czwartek 26 sierpnia 2010 Rzeczywiście wieczorna poprawa pogody przeciągnęła się na następne 24 godziny, cały czwartek nie padało. Nadeszła tradycyjna pora wygramolenia się z betów, śniadanko i około południa jesteśmy gotowi do pochłaniania piękna Mazur. Będziemy żeglować. Wiatr umiarkowany, ciepło, telefon, dzwoni. Są części do silnika. Nie będziemy żeglować. Jedziemy do Mikołajek zawieźć silnik do naprawy. Jutro damy czadu, pokażemy tym innym... jachtom jak pruć fale. W Mikołajkach zostawiliśmy silnik w warsztacie, mamy kilka godzin na mazurzenie. Jedziemy do Galindii. Urok tego miejsca, trochę ze "Starej Baśni", może trochę z "Władcy Pierścieni" pokazuje, że ważny jest pomysł i fantazja. Trudno opisać, lepiej pooglądać dzieło, Psychoterapeuty i lekarza Cezarego Kubackiego, który wraz z żoną Marią założył przed kilkoma laty Galindię - Mazurski Eden, rodzaj ośrodka turystycznego nad Jeziorem Bełdany.
StasioiJola - 2010-09-25, 11:29
No pięknie, no pięknie , a my znowu nie dojechalismy!!!!
janusz - 2010-09-25, 11:37
W powrotnej drodze, odebraliśmy silnik pospacerowaliśmy po opustoszałych już Mikołajkach. Sezon chyba w tym roku był krótszy niż normalnie, tłoku nie było. Zakupiliśmy najlepsze na Mazurach kurczaki z rożna, nie mylić z Kurczakami z kampera, których jednak nie było nam dane spotkać. Zrobiliśmy lekki shopping, konkretnie to Halinka zrobiła, myśmy okupowali murki obok sklepów. Pospacerowaliśmy po porcie i wróciliśmy na kemping do Strzelec. Tak się wyćwiczyłem, że pod wykładzinę przedkamperową i pozostawiony stolik z krzesełkami podjeżdżałem bezbłędnie.
Tadeusz - 2010-09-25, 11:39
StasioiJola napisał/a: | No pięknie, no pięknie , a my znowu nie dojechalismy!!!! |
Stasiu, a my tak na Was czekaliśmy! Czekaliśmy i czekaliśmy nie tylko na Jolę i Ciebie, mieliśmy nadzieję , że zabierzecie również Anię.
Tadeusz - 2010-09-25, 13:27
Z tym silnikiem to było tak: on nie popsuł się, ale wędkarz tak nieszczęśliwie zarzucił wędkę, że nawinęła się na oś śruby i dostała pod simmering. Usunąłem ją, ale zachodziło uzasadnione podejrzenie, że nie jest całkiem szczelny. Przybiłem zatem w Mikołajkach do nadwodnego warsztatu o specjalności: Honda i zapytałem czy wymienią ten drobiazg i ile to potrwa. Odpowiedź była krótka: Oczywiście wymienią natychmiast i potrwa to 40 minut.
Pan mechanik zdemontował pokrywkę przekładni, ściągnął łożysko i wyrwał niszcząc bezpowrotnie stary simmering. Poszedł do magazynku po nowy, a ja oglądając zwłoki starego, pomyślałem (często mam takie głupie i przewrotne myśli), że śmiesznie by było, gdyby okazało się, że w magazynku nie ma nowego simmeringu. Prawda, że to niedorzeczna myśl? Przecież fachowiec niszcząc stary musiał wiedzieć, że na pewno ma nowy.
Tak sobie rozmyślałem i czekałem. Długo czekałem. Stek przekleństw dobiegający z magazynku zaniepokoił mnie nieco, ale wciąż byłem dobrej myśli. Niesłusznie. Simmeringu nie było!
Oznaczało to, że nie odpłynę, bo jestem w Mikołajkach między mostami, na ciężkim jachcie i pagajami to mogę sobie wodę mieszać do woli, ale pływać to nie bardzo.
Pan mechanik, złota rączka jął dopasowywać inny model uszczelki do mojego silnika. Piłował, szlifował, zakładał, klął, zdejmował, szlifował, zakładał, klął. Zmarnował dwa i dopiero trzeci nie ciekł. Popłynąłem, ustaliwszy jednakowoż, iż pan mechanik zdobędzie fabryczny simmering do mojej Hondy i za trzy dni powrócę do warsztatu na powtórną wymianę.
Nasz pobyt w Mikołajakach z Halinką i Januszem to była właśnie ta powtórka w świadczeniu usługi przez wielce doświadczonego fachowca. Wymiana udała się
Udał się również ten dzionek, bo Bogi zawiodły nas nad jezioro Bełdany. Piękne to jezioro nad podziw, otoczone puszczą Piską, o cudownych miejscach na cumowanie i popas, upodobał sobie niegdyś pewien lekarz, człowiek nie tuzinkowy, z wyobraźnią i odważny. Wykupił ponad 20 ha i założył coś co nazwał Galindią, jak kraina ongiś tu istniejąca i zamienił w taki mazurski Eden. Spędziłiśmy tu sporo czasu, bo sympatycznie było i smakowała nam czekolada z wiśniami. Przypomniałem sobie nasz spacer po Galindii sprzed dwóch lat, kiedy to z Ewą i Mirkiem Eikami, oraz z Elą i Włodkiem Bobosiami spędziliśmy tu wiele czasu. Wówczas popijaliśmy miodek, a był to dwójniaczek. Wspomnienia kamperowe są jednak krzepiące.
Tadeusz - 2010-09-25, 13:40
Spacerki po Mikołajkach, zakupy, lody i inne ekscesy zakończyliśmy poszukiwaniem kurczaków. Nie Kurczaków, lecz pieczonych na rożnie ptaszków, aby urozmaicić obiadokolację. Jeszcze czuję ten zapach.
To był piękny, słoneczny dzień. Oczyma wyobraźni widziałem nas następnego dnia na pomykającym w lekkim przechyle jachcie i Halinki piszczące z radości, prawie w ekstazie.
Wszyscy byliśmy pełni optymizmu.
Niesłusznie.
janusz - 2010-09-25, 16:06 Temat postu: Piątek 27 sierpnia 2010 Piątek przywitał nas tylko jedną chmurka na niebie. Z tym tylko że to była chmurka która pokrywała całe Mazury, albo nawet całą Polskę a może i Europę. Szaro, buro i paskudnie. Nawet nasze nastroje zrobiły się mokre. Na jeziorze fala pewnie z pół metra. Oczywiście z pływania nici. Może Warmia będzie przyjaźniejsza od zakrapianych Mazur. Pakujemy się do kamperka i jedziemy do Olsztyna. Po drodze Ryn z zamkiem i wiatrakiem holenderskim, Mrągowo z Mrągoville i amfiteatrem oraz olsztyńska starówka. Jak zdążymy to powrót przez Lidzbark Warmiński. Śliczne te miejscowości a starówka w Olsztynie jak z bajki. Nawet bardzo nie przeszkadza, że jak śpiewały Czerwone Gitary "Ciągle pada". Moc estetycznych wrażeń, pogoda coraz gorsza, zaczęło mocno wiać. Zauważyliśmy niepokój e Tadeusza oczach. Z nami jest ciałem, myślami przy jachcie. Czy nie urwał się z cumy, czy nie rozbił się o molo. Na Lidzbark już nie było czasu. Wracamy na kemping. Ponad 100 km w deszczu i remontach dróg.
Na miejscu w Strzelcach okazało się, że jachtem rzuca jak łupinką na oceanie. Stoczyliśmy nierówną walkę z żywiołem i ustawiliśmy Halszkę bokiem do mola. Może to było dziobem albo rufą, nie wiem wykonywałem tylko polecenia przełożonego. Z nieba waliły potoki deszczu i było jak w Piosence Czerwonych Gitar "10 w skali Beauforta" Taki wiał wiatr i taki padał deszcz, że teraz to nawet nie wiem czy nie śpiewały tego przypadkiem Trzy Korony Klenczona. Ps. w opisie chodziło mi o rufę i dziób jachtu imieniem Halszka a nie o części ciała Tadeuszowej kobiety. Następną akcję przestawiania jachtu mieliśmy gdzieś o 3 w nocy. Wiatr zmienił kierunek i znowu Halszka była w niebezpieczeństwie, tym bardziej, że "spała" w jachcie. Wyobrażam sobie co to było za spanie.
janusz - 2010-09-25, 16:12
Następny przystanek to Olsztyn.
Elwood - 2010-09-25, 16:55
Och jak ja Wam zazdroszczę tych cudownych chwil i tych zapewne nocnych Polaków rozmów do rana. Piękna relacja
Tadeusz - 2010-09-25, 17:14
Janusz świetnie oddał atmosferę tego dnia.
Lało od rana i wiało, ale nie był to wiatr dla jachtu groźny, bo południowo-zachodni. Jacht stał na kotwicy dziobem do wiatru południowego, od zachodu zasłaniany lasem. Decyzję o zwiedzaniu Mazur kamperkiem podjęliśmy bez zastanawiania się, bo żeglowanie należało wybić sobie z głów. Siła wiatru 5° B nie była powalająca, ale ulewa, trwająca cały dzień, zniechęcała do żeglowania.
Zwiedzać jednak można. Spacer w deszczu ma swój urok.
Zwiedziliśmy zatem Ryn, uroczy i odnowiony ze smakiem i rozmachem. Zamek krzyżacki, przebudowany w renesansie, ostatnimi laty troszkę straszył swym wyglądem murszejącego staruszka, a teraz jest jak nowy. Wszystko wokół również nowe, eleganckie. Hotel wyszedł z tego piękny, ale drogi. Troszkę w tej odbudowie zagalopowano się i we wnętrzach zamek zupełnie zatracił swój charakter. Stracił przede wszystkim dziedziniec zamieniony na salę konferencyjną, a może balową?
Zarówno spacer po Rynie, jak po Mrągowie upływał w deszczu, ale nie zrażeni tym ani trochę ruszyliśmy do Olsztyna.
Lało jak z cebra! Niemal cały czas nuciłem sobie "Deszczową piosenkę" i z satysfakcją patrzyłem na Halinkę i Janusza. Widać było po nich jak bardzo to miasto im się podoba.
Starówkę obłaziliśmy brodząc po wodzie, ale szczęśliwi, bo pięknie Olsztyn prezentował się nawet w tej zapłakanej scenografii.
Z niepokojem obserwowałem wiatr. Miałem złe przeczucia.
Potwierdziły się one po powrocie nad Niegocin.
Bóg wiatrów, Eol, wypuścił wszystkich swych synów do roboty. Przedtem Notos z południa, a Euros z zachodu dmuchali i straszyli, a teraz zabrał się do pracy Zefir i ze wschodu dmuchnął siódemką. W bok jachtu waliła fala z taką siłą, że wcześniej lub później musiała by porwać cumy. Przestawianie jachtu dziobem na wschód nie było w tej wichurze i na dużej fali łatwe, ale daliśmy, obaj z Januszem, radę.
W jachcie ustawionym bokiem do kei i dziobem do wiatru powinno się już dać spokojnie spać - pomyślałem - i spokojnie fetowaliśmy udany, mimo wszystko dzień.
Z nieszczęściami jest jak z biegunką. Nigdy nie wiadomo kiedy nadejdzie, ile potrwa i kiedy popędzi. Jednym słowem - noc nie była spokojna. Wiatr zachodził coraz bardziej od północy, dowód na gniew Boreasza, boga wiatru pólnocnego, zimnego i teraz już ryczącego z taką siłą, że musiało być nieszczęście. Rzeczywiście fala rosła i zmieniła kierunek. O godzinie 3.oo w nocy musiałem obudzić Janusza z prośbą o pomoc.
Jacht niemal wyrzucało do góry. Załogi sąsiednich jachtów pracowały w pocie czoła, aby ratować dobytek. Nie byliśmy sami, a jednak zdani na siebie.
Nie było łatwo, ale udało się ustawić jacht dziobem do kei, na północ. Halszka znów mogła iść spać. Wyobraźcie sobie, że w środku, w tym huku fal o jacht i ryku wiatru, w miotanym w górę, w dół i na boki jachcie, były nasze pieski, Dolly i Holka. Schowały się pod naszą pościel i zobojętniały. Przynajmniej na to wyglądało, ale wolałbym nie wiedzieć co sądziły o tej nocy i o mnie.
Nad ranem już wiedziałem, że wspólnego z Halinką i Januszem żeglowania nie będzie.
Wygląd nieba wróżył kilka dni zimnych i deszczowych.
Czas pożegnać przyjaciół i wracać na południe.
Nie zakończę tej opowiastki pesymistycznie. Dzięki temu przecież, w roku przyszłym, znów Halinka z Januszem zawitają u nas.
Tadeusz - 2010-09-25, 17:23
Czekał nas powrót w deszczu, przy silnych wiatrach, ale nie było innego wyjścia. Niegocin jest zbyt nieprzyjazny przy złej pogodzie.
Pożegnaliśmy Halinkę i Janusza i postawiliśmy żagle. Nie wiało już tak silnie, ale nadal solidnie. Po drodze mieliśmy nawet gradobicie. Ale nic to.
BYŁO CUDOWNIE Halinko i Januszu!
Wito - 2010-09-25, 18:56
Czyta się to z ogromną przyjemnością. Wspaniałe zdjęcia, także te zrobione w niepogodę, uzupełniają opis Waszych doznań i przeżyć. Relacje pisane na przemian to coś nowego. To bardzo nowatorskie. Panowie doskonale podzielili się rolami. Kiedy Janusz opisywał doznania gościa i turysty podczas pobytu na Mazurach, Tadeusz wspaniale uzupełniał je z pozycji gospodarza i wzbogacał wiedzą merytoryczną. Było sporo humoru i było też całkiem groźnie podczas walki z żywiołem. Dzięki tak sugestywnej relacji odnosiłem wrażenie, że podróżuję z Wami. Brawo, panowie, brawo.
Jeździjcie częściej na wspólne wyprawy.
piotr1 - 2010-09-25, 19:20
Bardzo mi się podoba Wasze podejście do zwiedzania .Pozdrowienia
janusz - 2010-09-26, 11:42 Temat postu: Sobota 28 sierpnia 2010 Dopiero po porannej kawusi, nocni wojownicy odzyskali przytomność umysłu. Mimo, że jezioro uspokoiło się to chmury na niebie nie wróżyły nic dobrego. Chmury jak to chmury, albo są albo ich niema można sobie wróżyć jak z fusów po kawie, kawa jednak musi być nierozpuszczalna i nie z ekspresu. Więcej o pogodzie na najbliższe dni powiedział telewizor, pogody nie będzie. Taka ciekawostka dla przyszłych gości kempingu w Strzelcach, tam telewizor odbiera bez anteny. Nie było sensu upierać się przy realizacji projektu, kryptonim "Z Tadeuszami jachtem po Mazurach" Odpuściliśmy sobie i nie lądowaliśmy mimo niesprzyjających warunków pogodowych. Zadzwoniłem do Pawcia, że ze wspólnego mazurskiego weekendu, na który umawialiśmy się w stacji benzynowej pod Serockiem, nici. Pożegnaliśmy się z gospodarzami kempingu. Pożegnanie to należy rozumieć jako zespół czynności które wykonuje kamperowicz przy wyjeździe z kempingu. Dokładny opis można znaleźć na innych stronach naszego forum.
Halszkę oraz Halszkę i Tadeusza czekały jeszcze dwa lub trzy dni żeglugi do portu macierzystego W Karwicy. Musieli wykorzystać każdą chwilę z pogodą pozwalającą żeglować, tak by niechybnie nadchodząca zima nie uwięziła ich na skutym lodem Niegocinie.
Halszko i Tadeuszu bardzo dziękujemy za przyjecie nas na "waszych" Mazurach. Dziękujemy za to, że gościliście nas "u siebie". Umawiamy się na przyszłe spotkanie pod hasłem "Mazury według Halszki i Tadeusza". Dziękuje za włączenie się do tego opisu.
janusz - 2010-09-26, 13:11
31 musimy być w domu. Dzień na powrót, wiec jeszcze dwa dni mamy aby powłóczyć się po Polsce. Ze Strzelec pojechaliśmy wzdłuż północnej granicy w kierunku Fromborka i Zalewu Wiślanego. Ostatnio byliśmy tam w 1991 roku. Po drodze zaplanowaliśmy ten wczoraj opuszczony Lidzbark Warmiński. Reszta to była czysta improwizacja. Z Fromborka przez Elbląg, Malbork, Sztum, Gniew, Warszawę, Karczew (odwiedziny u siostry) do domu. Wyszło jak w radiu Erewań Oglądaliśmy starówkę tylko nie we Fromborku a w Gdańsku, Byliśmy na plaży tylko nie nad Zalewem Wiślanym a w Zatoce Gdańskiej. Pierwszy na trasie był Kętrzyn. W świadomości wielu Polaków synonimem Kętrzyna jest "Wilczy Szaniec". Nic z tego, pewnie od dwudziestu lat żadnego bunkra nie wyburzyli ani nie dobudowali. Omijamy ten punkt programu i zwiedzamy kętrzyński zamek i samo miasteczko. Z Kętrzyna jedziemy do Reszla, tam też jest zamek. Po drodze Święta Lipka. Nie będziemy zatrzymywać się, już byliśmy dwa czy trzy razy. Na tym odcinku misterny plan w pi.... zaczyna się sypać. W Lipce zatrzymaliśmy się a zamku w Reszlu nie znaleźliśmy. Przejeżdżając obok sanktuarium kamperek sam skręcił na parking. Nie dało się go opanować, narowisty jakiś. Być w Rzymie Papierza nie widzieć?
Weszliśmy do kościoła, zamknęły się drzwi i zaczął koncert organowy. Jakby z rozpoczęciem czekali właśnie na nas. Miód na serce i uszy. Chyba z tym miodem w uszach to trochę przegiąłem. W każdym razie to nie był ostatni koncert organowy jaki było nam dane wysłuchać w ciągu tej wyprawy. Reszel objechaliśmy wkoło, wzdłuż i w szerz i zamku nie znaleźliśmy. Trudno innym razem znajdziemy.
janusz - 2010-09-26, 13:29
Następny był Bisztynek, w miasteczku jest "Diabelski kamień" Znajdziemy, zobaczymy, będziemy mieli pojecie. Kto szuka ten znajdzie, stara prawda. Koniec języka za przewodnika, to też staropolskie. Skręcą państwo w lewo potem w prawo, prosto, w lewo, znowu prosto i w prawo. Jakiś taki niewielki, u kamieniarza w Pajecznie widziałem większe. Jesteśmy zawiedzeni. Jedziemy do Lidzbarka. Przy wyjeździe z miasteczka kątem oka Halinka wyłapała tabliczkę z napisem " Diabelski Kamień". Ten nas usatysfakcjonował.
janusz - 2010-09-26, 13:51
Do Lidzbarka dotarliśmy po 17. Ze znalezieniem zamku nie było żadnych kłopotów, tylko zamek o tej porze już nie czynny. Pocałowaliśmy klamkę, pochodziliśmy po rozkopanym mieście, znaleźliśmy knajpkę a nie było to łatwe - sobota - wesela. Siedząc i czekając na strawę przeanalizowaliśmy dzisiejsze wrażenia i kolejny raz zmieniliśmy plany. Nie jedziemy do Fromborka. Jedziemy do Gdańska. Lidzbark, Frombork i okolice odwiedzimy gdy kiedyś przyjedziemy na Wieczory Humoru i Satyry do Lidzbarka, a wybieramy się od kilku lat.
janusz - 2010-09-26, 15:31
Do Gdańska mamy około 150 km. Za godzinkę zadzwonimy do kogoś z gdańskiej delegatury CT z prośba o pomoc w zakwaterowania kamperka. W sobotni wieczór może być rożnie z obecnością w domach koleżeństwa. Pierwszy numer w kontaktach w moim telefonie z tego regionu, należy do Bystrzaków. Mam jeszcze kilka numerów do innych kolegów. Damy radę.
Spytałem Andrzeja czy maja wodę na herbatę i czy poczęstują. W odpowiedzi było, że miejsce parkingowe w oczku wodnym w Bystrzakowie właśnie zwolniło się i możemy przyjeżdżać. Co działo się później powiedzą zdjęcia z nocnego Gdańska. To było urocze podsumowanie dnia pełnego wrażeń.
Wito - 2010-09-26, 17:42
Bardzo fajnie się to czyta i ogląda. Najpierw wyjazd na Mazury, spotkanie i wspólny czas z przyjaciółmi, romantyczne pożegnanie przyjaciół, i dalszy, samotny rajd do Gdańska.
Świetne zdjęcia nocne z gdańskiej starówki. Co dalej, dokąd dalej? Czekam niecierpliwie.
janusz - 2010-09-26, 18:55 Temat postu: Niedziela 29 sierpnia 2010 Wito pyta "co dalej?" Obawiam się czy ta opowieść nie przypomina trochę wenezuelskiego tasiemcowego serialu. Jedziecie już z nami ponad tydzień, pewnie macie trochę dosyć.
Urlop niestety nie jest z gumy. Powolutku trzeba zejść z obłoków na ziemię. Może za chwilę, teraz jeszcze troszkę powspominam. Nasza niedziela rozpoczęła się jeszcze w sobotę. Z nocnej wyprawy na starówkę, Mateusz - Bystrzakowa latorośl, przywiózł nas już po północy. Po drugiej stronie ulicy, na skwerku grasowała beztrosko rodzinka dzików. Chciałem sfotografować ale uciekły. Została tylko zryta ziemia. Zdjęcie jest dowodem, że nie była to nocna mara. Po śniadaniu, Kasia z Andrzejem zabrali nas na cudowną wycieczkę po trójmieście. Było molo, spacer po wydmach, obiadek w tawernie, spacer po plaży, przechadzka nadmorskimi ulicami i deptakami. Przewodnicy nasi wpletli w program wycieczki Oliwę. Tu właśnie był ten drugi koncert organowy. Dzień po dniu dwa koncerty z podobnym repertuarem. Trudno oceniać który ładniejszy, ale czy taka ocena jest potrzebna? Po koncercie sentymentalny spacer po oliwskim parku z wiewiórkami i pływającymi pośród nutek, karpiami.
Po południu rozpadało się i dalsze zwiedzanie było z za szyb automobilu. Ulica Polanki i rzut oka na prezydencka posiadłość. Chcieliśmy nawet do Lepciaków na kawkę się wprosić lecz w telefonie była tylko prośba o sygnał fax'u z seksownym głosem jakiejś zbyszkowej, automatycznej sekretarki. Było nabrzeże w gdyńskim porcie.
Kasiu, Paulinko, Andrzeju i Mateuszu, sposób w jaki nas przyjęliście na zawsze pozostanie w naszej pamięci. Dziękujemy.
Powrotna droga upłynęła nam w deszczu. Przenocowaliśmy na jakiejś stacji benzynowej niedaleko Warszawy. Rano rozglądałem się za jakąś ręką dobrego człowieka z kubkiem kawy. Niestety, Pawcia na tej stacji nie było.
Dziękujemy drogi czytelniku tego opowiadania za poświęcona uwagę.
Halina i Janusz.
Tadeusz myślę że sam w jakimś komentarzu też podziękuje.
KONIEC
janusz - 2010-09-26, 19:27
Obiad i poobiedni spacer.
Znowu zdjęcia utraciły kolejność, nie wiem czemu ale tu to nie ma wielkiego znaczenia.
janusz - 2010-09-26, 19:45
Oliwa
lepciak - 2010-09-26, 19:46
janusz Cytat: | Kościół jest w permanentnym remoncie. |
Czy opis zdjęcia dotyczy kościoła w Św. Lipce?
janusz - 2010-09-26, 20:02
lepciak napisał/a: | Czy opis zdjęcia dotyczy kościoła w Św. Lipce? |
Tak, za każdym razem kiedy tam byłem coś remontowali, ale to chyba dobrze.
Camper Diem - 2010-09-26, 20:04
janusz napisał/a: | Tak, za każdym razem kiedy tam byłem coś remontowali, ale to chyba dobrze. |
a może ta remontowa dekoracja to alibi do ciągłego zbierania datków na remont
ale organy już przynajmniej odsłonięte
Bystrzaki - 2010-09-26, 20:41
Halinko i Januszu to nam było miło Was gościć, szkoda tylko , że tak krótko
Może następnym razem przyjedziecie na dłużej
Tadeusz - 2010-09-26, 21:34
Coraz więcej na naszym forum pojawia się opisów z podróży po naszym kraju. Przy tej okazji poznajemy jego zakątki mało znane i przypominamy sobie te znane, ale nie odwiedzane od dawna. Wplatamy w nasze relacje troszkę wiedzy historycznej, przybliżamy obyczaje i kulturę mniejszości, opisujemy przyrodę. Zamieszczane zdjęcia wzbogacają ten przekaz.
Trudno nie cieszyć się z tego trendu. Warto poznać Ojczyznę, nim zawitamy w dalsze krainy.
Śledząc nasze krajowe podróże, trudno nie zauważyć więzi jakie łączą wielu spośród nas. Wiele relacji opowiada o wizytach, odwiedzinach, wspólnie spędzonych chwilach, wzajemnej pomocy i okazywanej serdeczności. Odnoszę wrażenie, że gdybyśmy opisywali na forum wszystkie spotkania koleżeńskie, wspólne urlopy i wyraje weekendowe, nasze łamy zamieniłyby się w kronikę towarzyską.
Utworzyły się kręgi koleżeńskie i nawet przyjacielskie w realnej rzeczywistości. Wyszliśmy poza ramy wirtualne już dawno, ale teraz to zjawisko przybiera na sile.
To pokrzepiające. Pozwala wierzyć, że nawet taka zabawa, nie zobowiązująca przecież, może mieć głębszy sens.
Halszka i ja pragniemy podziękować właśnie za to. Za te odwiedziny u nas i przyjmowanie nas u siebie, za te długie wieczorne rozmowy, za pociechę w smutku i radosną zabawę, za to, że jesteście. Ten sezon był dla nas jednym z najpiękniejszych właśnie dzięki Wam, dzięki wszystkim, którzy do nas zawitali i zechcieli z nami żeglować i po prostu pobyć razem.
Nasze spotkania kamperowe i te mazurskie, kamperowo-wodniackie, ubarwiają nam życie i wzbogacają.
Może ktoś z kolegów pomyśli czytając ten post: "Tadeusz wpadł w melancholię" lub zarzuci mi zbytnią podniosłość tego wyznania. Może.
Ja jednak tak czuję i cieszę się, że nie sam. Wiem od wielu z Was, że ich również cieszy przyjazna atmosfera naszego grona.
Do napisania tych słów skłoniły mnie zdjęcia z Gdańska. Rok temu, spacerowaliśmy po tych samych ulicach z Kasią i Andrzejem i do późnej nocy rozprawialiśmy z Paulinką o technikach rysunku i malarstwa. Teraz poświęcili czas Halince i Januszowi. Ilu z Was ich odwiedziło i było serdecznie przyjętych, sami wiecie. I staje się już zwyczajem wzajemne odwiedzanie, niespodziewane wizyty w dniach urodzin, wspólne wyraje, pomoc w sprawach poważnych i całkiem nie poważnych. A przecież to jest forum internetowe.
Pragniemy podziękować Wam wszystkim właśnie za to, że to forum takim się stało.
Elwood - 2010-09-26, 21:42
Kochany Tadeuszu.
To przede wszystkim dzięki Tobie tak się dzieje. Dzięki temu, że serce Halszki i Twoje jest tak wielkie. Nie macie wyjścia - musicie żyć wiecznie.
StasioiJola - 2010-09-26, 22:03
Tak , tak Elek ma racje, przeciez w końcu i my musimy poznać Jezioro Niegocin i nie tylko!!! . A na razioe duuuuuuużo zdrówka i do spotkania już niedługo!!!!!
Kwiatki dla Halszki :
Aulos - 2010-09-26, 22:11
"Piękna nasz Polska cała..."
Dzięki za te chwile, które dzięki relacji spędziliśmy z Wami. Fotki z Mazur "kuszące"
Pawcio - 2010-09-26, 22:25 Temat postu: Re: Poniedziałek 23 sierpnia 2010
janusz napisał/a: | Oczy wylazły mi z orbit, zobaczyłem wyciągniętą rękę z tacką na której stały cztery kubki kawy. |
Rano pędząc z ropką do Pułtuska kątem oka na sitkowej stacji zobaczyłem kamperka.
Pomyślałem sobie.. ciekawe, czy to ktoś z CT? Podjeżdżając bliżej zawstydziłem się, że zadaję sobie głupie pytania. Napis na alkowie dał świadectwo przynależności. Do tego rozciągnięty rower z tyłu kamperka rozwiał jakiekolwiek niejasności co do person znajdujących się wewnątrz pojazdu. Normalnie wstyd było zapukać z pustymi rękami...
KOCZORKA - 2010-09-26, 22:39
To już koniec?
A tak mi się z Wami wszystkimi fajnie zwiedzało.
Podobało mi się wszystko, a zachwyciła Galindia, bo jeszcze tam nie byłam.
Czytałam już o tym miejscu, ale zwiedzać go z Wami było cudnym przeżyciem.
Dziękuję Januszku i Tadziu , dziękuję również wszystkim , którzy piszą relacje z kamperowych wojaży, bo dzięki Wam można zobaczyć wiele pięknych miejsc i dowiedzieć się o nich różnych ciekawostek .
Pozdrówka od Koczorków.
Endi - 2010-09-28, 19:35
Bardzo ciekawa, romantyczna wyprawa i świetne fotki.
Można na nich zauważyć - trochę emocji dreszczyku i deszczyku odrobinę i piknie zakończoną pod klifem -
bystrzakową odwiedzinę.
Ściskamy "łapkę"
Misio - 2010-09-28, 19:42
Nam się też podobało!
Dziękujemy za wszystkie relacje i prosimy o jeszcze!
janusz - 2010-09-28, 20:13
Misio napisał/a: | i prosimy o jeszcze! |
Z tym to nie tak prosto, trudności obiektywne, trzeba byłoby gdzieś pojechać aby coś przeżyć i napisać. Normalnie pracujący człowiek, i ja też, raczej tylko raz w roku może gdzieś na urlop wyskoczyć, szczęśliwcy może dwa. Większość nas kamperuje tylko od kilku lat to i opowieści może napisać tylko kilka. Opisujący wyeksploatowywują się dosyć szybko. Jedynie podróżnicy mają dużo materiału do opisywania. Oni jednak z tych opisów żyją i forum to nie miejsce dla ich twórczości.
Są jeszcze tacy, którzy wyeksploatowani i cierpiący na brak zainteresowania nimi na jednym forum przepisują swoje prace na innym i jakoś się to kręci.
aw - 2010-10-05, 19:54
My także wiele podróżujemy po Polsce, można powiedzieć, że wszystkie długie weekendy poświęcamy na wypady, których celem jest poznanie kraju. Jednak ze względu na bliskość miejsca zamieszkania do naszej południowej granicy, zaglądamy też do sąsiadów. Jednak chyba najbardziej do tej pory zachwycił nas Poleski Park Narodowy odwiedzony początkiem czerwca oraz Narwiański Park Narodowy odwiedzony w lipcu. Być może te bagienno-wodne klimaty są dla nas tak odmienne od naszych pagórków, że wszystko w tym względzie będzie się nam podobało. Jednak przyrodnicze ścieżki dydaktyczne w Poleskim PN, prowadzone nad wodą kilometrami po drewnianych pomostach, mają wiele uroku, a są to miejsca rzadko odwiedzane przez turystów, więc dodatkowo są oazą spokoju. Obrazu (a raczej dźwięku) dopełnia moc ptactwa i żabi chór. Na pomostach wchodzących w jeziora można podziwiać wśród turzycowisk piękne zachody słońca, a i komarów wcale nie jest więcej niż gdzie indziej... Jednak najfajniejsze jest chyba to uczucie odludzia - zwłaszcza poza sezonem zmasowanego ataku turystycznego...
|
|