| |
Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
Wędkarstwo - O tym, jak Bodek został wędkarzem.
Wito - 2010-10-16, 20:54 Temat postu: O tym, jak Bodek został wędkarzem. Bogusia i Grażynkę ps.Bodek, poznaliśmy na naszym pierwszym zlocie w Koszelówce w 2009 roku. Muszę tu uściślić: na pierwszym, na który pojechaliśmy własnym kamperem, bowiem w marcu uczestniczyliśmy krótko w zlocie w Grudziądzu, na który dotarliśmy z Iławy pociągiem.
O ile dobrze pamiętam to dla naszych nowych przyjaciół był to także pierwszy zlot. Ale to teraz nieważne.
"Bodkowie" bo tak ich później nazywaliśmy z Asią okazali się być uroczymi ludźmi i podczas tego zlotu spędziliśmy razem dużo czasu. Boguś, jak mało kto, zna się na mechanice. Podczas rozmów mogłem się od niego w tej dziedzinie dużo dowiedzieć.
Zawiązana w Koszelówce przyjaźń zaowocowała później bogatą korespondencją, którą utrzymywaliśmy do kolejnego spotkania półtorej roku później w Iławie a właściwie w Makowie nad Jeziorakiem, gdzie Bodkowie odwiedzili nas w pierwszych dniach września.
Rodzina Bodków powiększyła się w międzyczasie i poza nimi samymi do Makowa przyjechał roczny szczeniak o imieniu Fuks a także piękny, chociaż zamknięty w więziennej klatce uroczy kanarek.
Fuks, niewielki mieszaniec czegoś tam z jamnikiem, był psiakiem niezwykle żywym i skorym do zabawy. Wkrótce z domku powynosił nam wszystkie ścierki, buty, sandały i masę innych rzeczy. Ku przerażeniu Asi, gustował także w harcach po pościeli. Na zewnątrz kopał dziury i wyrywał korzenie drzew. Tak dłużej się nie dało, w związku z czym Boguś uwięził Fuksa na smyczy doczepionej do szelek wykonanych własnoręcznie i na miarę. Ale gdzie tam. Po chwili pies przegryzł twardy, mocny pasek tuż pod szyją i z impetem wyrwał z chałupy kolejną zdobycz, tym razem zmiotkę. Wtedy Boguś założył mu kolejne szelki. Niestety, efekt był taki sam. Po chwili pies znów hasał na wolności.
"Jutro uwiążę cię łańcuchem, jak krowę," -pogroził psu Boguś po przegryzieniu przez Foksa trzeciej pary szelek. Nie zrobiło to jednak na psie żadnego wrażenia. Całe szczęście, że kanarek nie sprawiał kłopotów.
Boguś nigdy dotąd nie wędkował i miał nadzieję na złowienie jakiejś ryby podczas tego pobytu. Przywiózł masę sprzętu wędkarskiego. Wszystko było nowe, nieużywane i pachniało jeszcze sklepem. Moją uwagę zwrócił elektroniczny czujnik brań. Nigdy czegoś takiego nie widziałem, nie mówiąc już o używaniu.
O wędkowaniu na Jezioraku nie było mowy. Boguś nie za dobrze znosił pływanie łodzią. Z pomostu zaś szanse na złowienie czegokolwiek nie były duże.
Zdecydowaliśmy się pojechać na Dłużec a więc na jezioro gdzie była większa szansa na Bogusiowy wędkarski chrzest.
Następnego dnia rano zjawiliśmy się nad jeziorem i rozpoczęli łowy. Pogoda nie była za dobra i straszyła deszczem, a deszcz a zwłaszcza przemoknięcie byłoby bardzo niekorzystne dla zdrowia Bogusia. Nie mówiąc już w ogóle o wpadnięciu do wody, bowiem Boguś nigdy nie nauczył się pływać.
Przywiózł on z sobą około trzymetrowy spining z kołowrotkiem z którego zrobiłem wędkę spławikową. Nauczyliśmy się zarzucać i po kilku chwilach wyholował on pierwszą ukleję. Płotka tego dnia jak na złość nie brała. Po godzinie czasu bez brań zdecydowaliśmy się przerobić wędkę Bodka na spining. Następnie rozpoczął on spiningowanie a ja poszedłem kilkaset metrów dalej na inny pomost i łowiłem z ojcem płotki.
Nie trwało długo, gdy naraz doleciało do mnie niezbyt głośne ale gwałtowne i dramatyczne wołanie:
Witek!!! Witek!!! Witek!!!..
Nogi się pode mną ugięły. Oczyma pełnej obaw o gościa wyobraźni widziałem Bogusia w wodzie.
Pewnie spadł z pomostu... Jest tam głęboko, a on nie potrafi pływać... Chłopak się utopi zanim dobiegnę... A jeśli nawet się nie utopi to na pewno rozchoruje na amen...Co ja powiem Grażynce...?
Nie namyślając się długo rzuciłem na pomost swoją wędkę, zbiegłem z pomostu na brzeg i pędem ruszyłem w kierunku, skąd dobiegało wołanie.
Kątem oka widziałem, że ojciec także przerwał łowienie i ruszył kładką w kierunku brzegu... cdn.
SlawekEwa - 2010-10-16, 21:06
Wito- bój się Boga, o 22godz. tak zakończyć. Spać nie będę mógł
StasioiJola - 2010-10-16, 21:24
Witku- uwielbiam Twoje opowieści a ta jest wyjątkowa bo o Bodkach- super załodze którą bardzo lubimy, znamy również ich psiaka którego poznaliśmy jak był jeszcze malenki i grzeczny!! Z niecierpliwością bedę oczekiwał dalszegio ciągu tego opowiadania , a sam bym chetnie połowił z Wami, bo tak samo jestem zielonym wędkarzem!!! Pozdrawiamy Was i mamy nadzieję na rychłe spotkanie!!!
Wito - 2010-10-16, 21:38
| Slawek Dehler napisał/a: | Wito- bój się Boga, o 22godz. tak zakończyć. Spać nie będę mógł |
Sławku. To, co zdarzyło się wówczas nad jeziorem tak wtedy, jak i teraz trzyma mnie w napięciu. Chyba też nie zasnę.
Wito - 2010-10-17, 08:06
Biegłem, ile tchu w piersiach, a tych kilkaset metrów brzegu zdawało się nie mieć końca. Grube rybackie ubranie i ciężkie kalosze nie ułatwiały mi biegu. Najtrudniej było mi pokonać strach a raczej obawę o przyjaciela.
W pewnym momencie musiałem na chwilę przystanąć. Zdenerwowanie i gwałtowny wysiłek. To dało znać o sobie serce.
-"Żeby to Boguś nie musiał mnie ratować"- pomyślałem z przekąsem.
Do pomostu było jeszcze kilkanaście metrów. Znad trzcin obrastających pomost powinienem zobaczyć już głowę Bogusia. Niestety, ale nie widziałem. Jeszcze tylko kilka kroków...
Jeeeest !!! Nareszcie. Boguś cały i suchy stał na pomoście pochylony nad podbierakiem. W lewej ręce kurczowo ściskał swój spining.
Podszedłem bliżej. W podbieraku szamotał się... szczupak. Z jego pyska wystawał kawałek gumki i żyłka. Mój strach o przyjaciela naraz zamienił się w ogromną radość. Oto Boguś złowił swojego pierwszego w życiu szczupaka. Cieszyłem się bardzo z jego radości.
-Wituś, czy on jest aby wymiarowy?- zapytał naraz. Widziałem, że był bardzo podniecony.
-Oczywiście, że tak. Ma około 55 centymetrów. - oceniłem na oko.
-To dobrze. Wołałem ciebie, aby w razie czego wypuścić go jeszcze żywego do wody. Przepraszam cię.
-O kej. Nic się nie stało - odparłem ukrywając na ile mogłem zadyszkę.
Odhaczyliśmy szczupaka a potem zrobiliśmy obowiązkowe, pamiątkowe zdjęcie. Był oczywiście także telefon do Grażynki.
Gdy wracaliśmy samochodem do Makowa, spojrzałem w pewnym momencie na Bogusia. Nic nie mówił. Był myślami daleko a jego twarz była radosna, wręcz rozpromieniona. Dostrzegłem w niej jednak cień tajemniczości.
-Boguś,-zapytałem - czy ty czegoś przede mną nie ukrywasz?
Trwało dłuższą chwilę, zanim wyznał, że miał jeszcze drugiego szczupaka na haku i to znacznie większego od tego, ale mu się zerwał tuż przed pomostem.
-No to teraz jesteś już prawdziwym wędkarzem -rzekłem z uznaniem.- Znasz i radość sukcesu i gorycz wędkarskiej porażki.
-Chyba tak- odparł cicho.
Majki - 2010-10-17, 08:42
Wito czytać "Ciebie" to sama przyjemność.
Dla Bodka oczywiście szczere gratulacje, szczupak na sam początek to ogromna zachęta do uprawiania tego sportu.
Czytając tekst przypomniał mi się mój chrzest wędkarski. Miałem wtedy 8 lat, staw u wujka na wsi, bambus 3,8 metra i ogromna metalowa błystka. Niestety ja wtedy poznałem smak porażki - szczupak zerwał się przy samym brzegu. Widziałem tylko paszczę, nie była malutka
Rockers - 2010-10-17, 10:54
no no piękna opowieść mimo iż długa bardzo wciągająca
Bodku gratuluje sukcesów i mam nadzieję że to nie było tylko szczęście początkującego, a że złowisz jeszcze dużo ładnych rybek i to nie tylko szczupaczków
hrys - 2010-10-17, 17:05
nie wiedziałem, że z Ciebie taaaaki churchil
WODNIK - 2010-10-17, 19:12
No to teraz już wiem u którego mistrza będę pobierał nauki.
Boguś gratuluję rybki.
|
|