Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Turcja - and123: Turcja i Gruzja - relacja z podróży

and123 - 2010-12-01, 16:03
Temat postu: and123: Turcja i Gruzja - relacja z podróży
Tak sobie dumam czym zawiniłem, że wycięto cały temat o Turcji i Gruzji ?
Moderator ma jednak władzę :spoko

Mówi się trudno - jeździ się dalej :lol:

paf - 2010-12-01, 16:06

and123, jeżeli był pisany po godzinie 17.50 wczoraj to niestety ->
http://www.camperteam.pl/...p=192990#192990

jesli możesz to bardzo prosimy o ponowne wrzucenie tematu

dzieki

yannoo - 2010-12-02, 12:02

No właśnie - prosimy...
and123 - 2010-12-02, 13:27

No dooooobra. Niech już Wam będzie :lol: .
Zacznę od początku ale w kilku odcinkach, bo jeszcze trochę zaległości w miejscu mojego zimowiska.
Sprawy, raty, faktury, zakupy, a tu Święta za pasem !
Ale za kilka dni coś popełnię.

Ku pamięci było to tak:

RODOS - 2010-12-03, 13:51
Temat postu: Turcja
Bardzo jesteśmy ciekawi Twojej relacji. Prosimy o ciąg dalszy.
RODOS :spoko :spoko :spoko

janus - 2010-12-03, 21:11

A trasa, już na mapie, wygląda pięknie :shock:
yannoo - 2010-12-05, 10:00

Andi - nie przejmuj się problemami technicznymi, tylko wrzucaj proszę jakiś relacje z Waszej wyprawy. Niekoniecznie o miejscach przewodnikowych, lecz uwagi i propozycje praktyczne dla dzikich kamperowców (chętnie też koordynaty GPS). Czekamy z niecierpliwością!
Przed nami długie, zimowe wieczory - dobrze byłoby trochę poplanować, pomarzyć (choćby palcem po mapie...) Póki co pozdrawiamy i życzymy, coby św. Mikołaj podrzucił jakiś ciekawy pomysł na najbliższy sezon, albo chociaż woreczek stóweczek, aby łatwiej się podróżowało!

Cacki - 2010-12-05, 19:26

and123 już sam rzut okiem na trasę twojej podróży jest imponujący czekam na relację i dużo zdjęć (ile kilometrów zrobiłeś i jak długo trwała wyprawa) :spoko
roger - 2010-12-05, 19:30

Cacki napisał/a:
(ile kilometrów zrobiłeś i jak długo trwała wyprawa) :spoko



and123 napisał/a:

Trasa naszej podrózy do Turcji i Gruzji. Czyli 10275 km w 98 dni.


Odpowiedziałem Ci za kolegę ... ;)

and123 - 2010-12-05, 19:42

Dom nieco odgruzowany i odśnieżony. Oddech złapany. Nikt nie chcę wydać drukiem wspomnień - więc zaczynam marudzić tutaj.
Było to tak.
Z Krakowa wyjeżdzamy w tym roku wyjątkowo późno, dopiero 14 sierpnia. Wcześniej włóczymy się z wnuczką po Polsce. Wcześniej agitujemy na wyjazd znajomych z kraju i z za granicy. Jednak jeden po drugim odpadają. Ostatecznie ruszamy sami. Uprzedze teraz wypadki i powiem, że ma to swoje plusy, obok oczywistych minusów. Wyprawa "jednokamperowa" pozwala zbliżyć się i lepiej poznać miejscowych ludzi. Łatwiej w dwie osoby i jeden pojazd, poprosić kogoś o możliwość zatrzymania się, wspólną rozmowę czy też przysłowiową biesiadę.
Droga przez Słowację i Węgry klasyczna. Bez opłat autostradowych. Potem Serbia. Autostrada do Suboticy bezpłatna. Pokonujemy ten kraj "po prawej stronie" - patrząc od góry (od północy). Taki przepis na "beznakładowe pokonanie Serbii" znalazłem kiedyś w opisie nieżyjącego już Medarda (!). Niestety odcinek około 20-30 km, między Suboticą, a Nowym Sadem, jest koszmarny. Krzywe płyty betonowe. Za to znaleźliśmy fajne miejsce na nocleg, przed miejscowością Backa Topola. Bezpłatny, plaża nad jeziorem, sanitariaty, woda. W nocy cicho i jasno (Foto 1). (UWAGA: koordynaty naszych SP i innych ciekawych moim zdaniem miejsc, podam pod koniec relacji w formie pliku .kmz. W opisie będe podawał znacznik (KMZ).Zainteresowani nie będą musieli klepać ręcznie).
Potem program nawigacyjny iGo prowadzi nas bezproblemowo przez przedmieścia Belgradu, drogą wzdłuż autostrady, w kierunku miejscowości Nis. Robi się późno, więc rezygnujemy z szukania noclegu w okolicznych miejscowościach i zatrzymujemy się, przed północą, na parkingu stacji benzynowej, przy autostradzie, pomiędzy Nis, a granicą BG (KMZ) Foto 2. Ten odcinek autostrady jest free.
Stajemy nieco dalej od dystrybutorów, aby było ciszej. Było, ale tylko do godziny 2 w nocy. Wtedy obudził nas jakiś stuk przy kabinie kierowcy. Wykazałęm czujność czołgisty radzieckiego i zaświeciłem latarkę. Nikogo. Po kilkunastu sekundach usłyszałem i zobaczyłem odjeżdżający z piskiem czarny VW Transporter, z zaciemnionymi szybami, który stał zaparkowany w pobliżu. To nic, wolno mu.
Dopiero rano okazało się, że do prawych drzwi nie można włożyć kluczyka. Zamek jest uszkodzony. Co i jak jeszcze nie wiem, dopiero czekam na serwis. Nie chcę też wyciągać wniosków, czy to Serbowie, czy Bułgarzy.
W Polsce też są złodzieje samochodów. Trudno generalizować.
Jednak jest to dla nas kolejna nauczka - nie dawać okazji !!!
Potem Bułgaria, winietka na 7 dni za 10 EUR lub 20 ichniejszych lwów i po 360 km zatrzymujemy się na nocleg w małej wiosce Byala Reka (KMZ). Tutaj dokonuje kolejnego obliczenia średniego zużycia paliwa na dotychczasowej trasie. Po zatankowaniu do pełna wychodzi mi 8,6 l/100 km. Silnik mojego białego domku to FIAT 2,8 JTD, a w czasie jazdy staram się nie przekraczać szybkości 70 km/h.
Zbliżamy się do granicy tureckiej. Na stacji Blue Petrol w miejscowości Pirot, chcą nam sprzedać tureckie winietki w dobrej cenie. Odmawiam, jakoś nie moge się przełamać do Bułgarów. Za to namierzam przy tej stacji dość fajne miejsce na nocleg (Foto 3) (KMZ).
Potem przejście graniczne Kapitan Andrejewo. Omijamy kilkukilometrową kolejkę TIR'ów. Tuż przed szlabanem tankujemy, na jednej z kilku stacji benzynowych, Eurodiesel "pod korek" i wjeżdżamy na przejście. Można tu pozostawić przed budkami kampera i odszukać biura z napisem "wiza", gdzie dostaniemy za 20 USD naklejkę do paszportu. Kolejna budka z wpisaniem do paszportu naszego pojazdu. Dalej normalnie: kontrola paszportowa, celnicy i po angielsku: witajcie w Turcji.
Pierwszy kierunek to Edirne.
Zastanawiam się, dlaczego większość turystów omija to miejsce i gna do Istambułu. Moim skromnym zdaniem na Istambuł trzeba przeznaczyć z 7 dni na zwiedzanie. Chyba, że chcemy pospacerować po tym mieście.
Natomiast w Edirne znajduje się perełka architektury, której na próżno można szukać w Istambule - Selimiye Camii - najpiękniejszy meczet w Turcji. Jest to dzieło Sinana z 1569 roku, największego osmańskiego architekta. Foto 4. Tu małe wprowadzenie: tureckie słowo Camii (czytaj dżami) oznacza meczet.
W samym Edirnie można się zatrzymać i jest zwiedzania na 2 dni. W końcu to stolica europejskiej części Turcji - czyli Tracji.
My jednak późnym popołudniem jedziemy w kierunku miejscowości Silivra aby znaleźć nocleg na nadmorskiej plaży.

No, a teraz przyszli sąsiedzi i czas przerwać wspomnienia :mikolaj :pifko :pifko

CDN

PS. Za cholerę nie wiem, w jakiej kolejności dołączają się zdjęcia. Popracuję nad tym.

yannoo - 2010-12-12, 09:12

Coś ta balanga się przeciąga Andi... Czas coś wrzucić!
Pozdr.

and123 - 2010-12-12, 15:59

Sąsiad w końcu poszedł sobie, więc mogę dalej snuć wspomnienia.
Z tym noclegiem na plaży w Silivra to nam nie wyszło. Teraz już wiem, że trzeba pamiętać o zachowaniu stosownej odległości od Istanbulu. Wszystko co jest bliżej niż 100 km od miasta, nie jest przyjazne do spokojnego nocowania. Ot, po prostu te ponad 13 milionów mieszkańców gdzieś ma swoje domki letniskowe, wyjeżdża na weekendy itd. Natomiast 100 km za Istanbulem, to same porty, składy złomu, cementownie, huty itp. Nie ma sensu szukać spokojnej plaży.
Nocujemy więc na dużym, spokojnym parkingu przed szpitalem, w centrum Silivra i następnego ranka ruszamy do Azji. Najpierw most na Bosforze, a przed nim bramki.
Tu waro się trzymać prawych pasów ruchu. Tu są bramki do płacenia gotówką. Oczywiście w lirach tureckich. Na prawej bramce można kupić kartę autostradową KGS za 50 lub 100 lirów. Za sam przejazd przez most skasują nam z tej karty 10 badziewiaków. Przykłada się ją do czytnika na bramce, a na wyświetlaczu widzimy jaka kwota nam jeszcze pozostałą do wykorzystania. Autostrady są tanie. Spora częć jest jeszcze bezpłatnych. Na odcinku do rozjazdu na Ankarę zapłaciliśmy z karty kilkanaście TRY.
Jak już wspominałem, Istanbul zostawiliśmy sobie na zaś - do dokładniejszego zwiedzenia. Natomiast skręciliśmy za miastem w lewo do "polskiej wsi". Wprawdzie z polskości tej wioski już niewiele zostało, cmentarz, trochę polskich nazw, jakiś dom-pseudomuzealny, no ale skoro nasz Papież i Wałęsa tu byli ......
Po kilku godzinach wracamy na autostradę.
Jak już wspomniałęm, przez pierwsze 100 km nie ma na czym oka zawiesić. Przemysłowe przedmieścia Istanbulu. Sporo cementowozów, tirów itp. Potem już spokojniej. Możemy tu oddać, na kilkaset kilometrów, kierownicę naszym kobietom, a sami udać się w głąb kampera na zasłużony relax 8-)
Gdzieś po 500 km zatrzymaliśmy się na nocleg, na stacji benzynowej.
Aha, przy okazji odpowiem na intymne pytanie, którego nikt w temacie Turcji nie zadaje i nikt o tym nie piszę. Otóż tak. wzięliśmy ze sobą do Turcji 40 litrów paliwa. W końcu to 40 USD oszczędności !!! Na granicy nikt na nic nie patrzył ani nie pytał. Choć patrząc na te tysiące kilometry, które przejechaliśmy po tym kraju - to była kropla ..... no ale za 40 dolarów.
Dobra. Jedziemy dalej.
Zostawiamy autostradę do Ankary po prawej stronie i kierujemy się dalej na wschód drogą E80 do Kastamonu i Inebolu na wybrzeżu Morza Czarnego.
Po drodze zwiedziliśmy tylko to pierwsze miasto. Sporo interesującej historii.
Można też pokukać na inne miejscowości ale my nie wiedzieliśmy jeszcze z jakimi drogami będziemy mieli do czynienia w tej części Turcji. W końcu to trzeba przeprawić się przez kilka pasm aby dotrzeć nad Morze Czarne. Ale spokojnie. Ruch na drodze minimalny. Kilometrami nie spotykamy żadnego samochodu.
Witamy się z morzem i ruszamy prawie 1000 km jego wybrzeżem w kierunku Gruzji.
Najpierw nocleg w porcie małej wioski, koło koszar jandarmerii. Trochę się krzywili na naszą obecność, bo ograniczyliśmy im pole ostrzału, zza ich worków z piaskiem, którymi mieli obłożony budynek.
Przy okazji kolejna dygresja. Warto pamiętać, że Turcja ma chyba ze 40 niezakończonych wojen. Samych wrogów dookoła. Tak naprawdę, to najważniejszą władzą w kraju jest MGK czyli turecka Rada Bezpieczeństwa Narodowego, która jest zdominowana przez wojskowych, i która tak naprawdę rządzi Turcją.
Stąd dominująca rola, daleko przed policją, jandarmerii - czyli młodych chłopców, którzy odbywając służbę wojskową, dostali duże uprawnienia w stosunku do wszystkich obywateli.
Ale generalnie nigdy nie byliśmy zatrzymywani lub kontrolowani przez tureckich mundurowych, co jeszcze 3 - 4 lata temu było na porządku dziennym.
I jeszcze jedna moja skromna uwaga. Aby poczuć klimat tej części Turcji, warto zapoznać się nieco z mitologią grecką. Bo to tutaj mieszkały mityczne Amazonki, tutaj miały miejsce wyprawy Jazona itd itd.
Uważam też, że aby zrozumieć Turków i ich sąsiadów - trzeba sięgnąć do historii tych ziem. Turcy wcale tu nie zamieszkiwali, są elementem napływowym, z całymi tego konsekwencjami.
Zaczynamy więc naszą przygodę z Morzem Czarnym od Inebolu. Jak zapewniają przewodniki, wcześniej nie ma sensu przebijać się do wybrzeża.
Kolejny nasz dłuższy postój ma miejsce w Sinop. Stolicy mitycznych Amazonek. Sporo tu zabytków i w końcu piaszczyste plaże do wykorzystania. Wcześniej nadmorskie noclegi zapewniały tylko rybackie porty. W Sinop zatrzymaliśmy się na portowym, strzeżonym parkingu, za 5 TRY dziennie. Można było spokojnie buszować po meczetach, muzeach, odwiedzić więzienie i filozofa mieszkającego w beczce.
Urzędowa cena biletu do przeciętnego muzeum to w Turcji 3 liry. Większe atrakcje są nieco droższe. Tylko na południu kraju cena biletów wstępu dochodzi do 20 lirów od osoby.
Kolejny odpoczynek w porcie Yakakent (jak już wpominałem, swój plik z koordynatami wstawię na końcu "powieści").
Tu dopiero łapię WiFi za free. Wcześniej bez szans na internet. To
jednak nie Grecja, gdzie z łącznością nie było problemów.
No i za Sinop, to już praktycznie do granicy z Gruzją jedziemy bezpłatną, nadmorską autostradą. Nie ma jej jeszcze na mapie. Po drodze mijamy dwie ciekawe krainy.
Giresun - czyli stolicę orzecha laskowego, gdzie akurat w czasie naszego pobytu były zbiory tego łakocia, a orzechy suszyły się na każdym skrawku wolnego terenu. Na ulicy, chodnikach, boiskach sportowych, przed blokami itp.
Oczywiście stosownych zakupy dokonaliśmy w ilościach kilogramowych.
Drugi obszar, na wschód od Trabzonu, to stolica tureckiej herbaty.
I w przypadku orzechów jak i herbaty, niesamowite wrażenie robią, dziesiątkami kilometrów ciągnące się krzewy jednej czy też drugiej rośliny.
I jeszcze muszę wspomnieć o najważniejszej atrakcji turystycznej północnej Turcji.
Jest to grecki klasztor Sumela. Zabytek pochodzący z VI wieku, położony w mistycznej dolinie Gór Pontyjskich. Warto zboczyć te 40 kilometrów od Trabzon aby zobaczyć to dzieło człowieka.
"Bytując" w rejonie klasztoru, skorzystałem z okazji i zrobiłem kilka ciekawych wypraw rowerowych w nieodwiedzane miejsca okolicznych gór.
Potem już tylko nieco ponad 200 km i wjeżdżamy do Gruzji.
Ale jeszcze wcześniej przekonaliśmy się, co to znaczy zbytnia ingerencja człowieka w zabudowę, karczowanie, czy tez betonowanie "przyrody".
Wystarczyła jedna ulewa aby herbaciane wzgórze spłynęło przez autostradę do morza.

Za nami 3322 kilometry z tego prawie 1800 w poprzek Turcji. O Boże, jaki to wielki albo lepiej powiedzieć - szerooooooooooki kraj.
Przed nami KAUKAZ.

PS Sorki ale wszystkie zdjęcia się nie zmieściły, jakieś ograniczenia ??? Same fotki dodam w drugim poście

krzysioz - 2010-12-12, 16:07

Dwaj dawaj. Szczegolnie Gruzji jestem ciekaw. Co prawda nie ma az tyle czasu, zeby jechac tam kamperkiem , ale od dawna mam ochote na ten rejon chocby jakims latadlem.
Za trase wielki szacuneczek i chyle nisko podlysiale czolo. :bukiet:

Elwood - 2010-12-12, 16:11

Trasę przemierzyliście niesamowitą. Czekam z niecierpliwością na relacje z części wschodniej Turcji. Fajne fotki i opis super
and123 - 2010-12-12, 16:13

cd foto

Ale i tak się wszystkie nie zmieściły więc ............... za moment dalej

and123 - 2010-12-12, 16:17

Powiem jak seksista - może w końcu teraz mi wejdzie wszystko ??????????

Ufffff, zmieściło się.
Następne będą mniejsze i krótsze.

Campmar - 2010-12-12, 17:26

Świetna podróż,z przyjemnością przeczytam ciąg dalszy.
Bim - 2010-12-12, 18:10

Ja czekam na Gruzję:)
paf - 2010-12-12, 19:26

and123 zmieniłem temat na bardziej adekwatny - jeżeli masz inny pomysł daj znać no i prosimy o dalszy ciąg :)
and123 - 2010-12-17, 13:58

Przejście graniczne z Gruzją.
Jeszcze po stronie tureckiej trzeba pamiętać aby w jednej z budek "wymeldować" swój samochód, Trzeba też uważać na różnych pomagierów, którzy chcą Ci pomagać: chcą aby im dać swój paszport, wszystko chcą załatwiać za Ciebie.
Potem pierwszy strażnik gruziński i ............ wszyscy pasażerowie mają opuścić samochód i przejść ze swoim paszportem przez przejście dla pieszych. Ja jadę dalej. Bez wysiadania z samochodu wszystko załatwiam. Mam wykonane ładne zdjęcie, kamerą komputerową, podczas kontroli paszportowej.
Dopiero potem okazało się, że pasażerowie wysiadają, gdyż też muszą zostać obfotografowani.
Ruch na przejściu mały, trochę mrówek wraca piechotą do Gruzji.
Na granicy, po stronie gruzińskiej, pracuje prawie sama młodzież.
I wjazd do Gruzji.

Od razu widać różnicę. Droga cienka, pierwsze dziury i kilkaset metrów za granicą, przy ulicy, pierwszy bankomat. Trzeba się zaopatrzyć w ichniejsze lari, czyli w skrócie GEL.
Kurs średni to 1 GEL = 1,7 PLZ.
Ogólna radość zapanowała w kamperze.
Teraz mamy w planie, przez dwa miesiące, biesiadować, śpiewać i tańczyć.
Jedziemy do pierwszej miejscowości Sarpi. Stajemy na pierwszą noc na plaży (kamienistej), potem u poznanego Gruzina. Kolosalna różnica kulturowa w poróznaniu z Turcją. Ludzie na plaży, szybkie znajomości (setki zadanych pytań: (fon.) at kuda wy prijechali ?), wszędobylskie wino, pierwsze zasmakowanie chaczapuri. Po usłyszeniu, że jesteśmy z Polski (choć średni inteligent rozpozna to po tablicach rejestracyjnych ale tylko JEDNEMU Gruzinowi to się przytrafiło !!!) padają automatycznie dwa zdania. Kaczyński eto wasz charoszyj prezydent, a następnie Ruskie go ubiły.
Przez dwa dni starałem się wytłumaczyć, skąd te przyjazdy naszego Prezydenta do Gruzji (zapewne nie z miłości do narodu gruzińskiego) i że wcale z tym ubiciem przez ruskich, to nie było tak.
Po dwóch dniach zrezygnowałem.
Potakiwałem tylko, że to super prezydent, a ruskie obowiązkowo Go ubiły.
Co propaganda może zrobić z narodem?
Jeszcze wtedy nie rozumiałem wielu spraw.
Nie mniej już w pierwszych dniach padł mój kolejny mit gruziński.
Sporo naczytałem się o biesiadach w tamtym kraju.
To prawie misterium.
Tamada, toasty itd.
Obecnie z tego zostały tylko wspomnienia.
Tam się po prostu pije jak w znanej mi Ukrainie czy Mołdawii (innego wschodu nie znam). Toasty są - owszem ale dla naszej kultury kompletnie ........ śmieszne. Ja wolę polskie "na zdrowie" niż " aby nasze dzieci posadziły drzewa dębowe, z których wyrosną dorodne dęby, dzieci je zetną, a z najlepszych desek zrobią dla nas dębowe trumny".
Kompletna załamka.
Ale nie zdawałęm sobie sprawy, że jesteśmy dopiero w Adżarii, regionie blisko pokrewnym z Turcją, który jeszcze kilka lat temu miał ochotę na dołączenie do Turcji. Jednak po rozmowie w 4 oczy z gruzińskiem Prezydentem Szakaszwilim, przywódca Adżarii Asłan Abaszydze wyjechał niezwłocznie do Rosji, a miejscowa ludność zapajała miłością do Tbilisi.
Jednak w pierwszych dniach naszego pobytu w Gruzji nie czuliścmy jeszcze tego okropnego nacjonalizmu w tym rejonie. Nacjonalizmu, z którym nie spotkałem się jeszcze w swoim krótkim życiu.

Jeździmy na rowerach, zwiedzamy rzymską fortecę z II wieku w Gonio, odwiedzamy Batumi. Kiedyś perłę czarnomorskich kąpielisk. Obecnie w "trakcie remontu" ale takiego w stylu wschodnim. Główna, 12 kilometrowa droga wzdłuż plaży (kamienistej !!!) odremontowana. Ale wystarczy skręcić w głąb miasta, w boczne ulice. Nie ma tu nawet asfaltu na jezdni.
Poznajemy też kierowców gruzińskich. Turcy przy nich to anioły.
Wszystko bierze się stąd, że gruzińskich mężczyzn opanował nowy Bóg. Nazywa się samochód. Zazwyczaj jakieś 20 letnie mercedesy, beemwe, gulfy.
Jeżdżą jak idioci. Wyprzedzają na trzeciego, trąbią, nie przestrzegają ograniczeń szybkości, poprawiają wypadające przednie reflektory i jadą dalej.
Na pytanie dlaczego tak jeżdżą, z uśmiechem mówią. Jak przeżyjesz jazdę u nas, to wszędzie możesz już jeździć.
Pomyślałem tylko, spróbujcie tak w Europie, to skończycie za kratkami.
Policja ?
Jest jej dużo, dużo radiowozów, na ogół czeskie Octavie.
Ale mają odgórne polecenie nie reagować dopóki nic się nie stało.
Naród ma odpocząć od ucisku z czasów radzieckich.
I odpoczywa. Sami byliśmy swiadkami, jak wyprzedał nas szaleniec, z przeciwka jechał na sygnale radiowóz (prawie zawsze jeżdżą na sygnale), który przed staranowaniem musiał uciekać na pobocze i ........... nic się nie stało. Wszyscy pojechali dalej.

O Jezu, ale się rozpisuję, jak stara baba.
Teraz będzi ebardzie skrótowo.
Kolejny etap to stolica regionu Megreli - miasto Zugdidi. Muzeum w pałacu zamknięte. Nie wiadomo kiedy będzie czynne. Nieoficjalnie dowiedziałem się, że jest tu przechowywana, gdzieś w nmagazynie, jedna z dwóch istniejących na świecie masek pośmiertnych Napoleona.
Potem idziemy "na całość" i jedziemy zobaczyć ruiny starego zamku w Rukhi. Pascal prawie nic o nim nie mówi. Na miejscu też zero informacji ale .......... widzę z daleka kilku mężczyzn z długimi kindżałami. To takie gruzińskie noże.
Ups, chciałem tu przenocować ale w tych okolicznościach.
Pytam napotkaną rodzinę, czy tu bezpiecznie. Odpowiadają, że w nocy trzeba stąd odjechać, gdyż "ruskie grupy tu przenikają" Granica z Abhazją oddalona jest o 500 m.
O kurna, a do tej pory wszyscy Gruzini twierdzili, że Abhazja to też Gruzja i panują tam nad wszystkim.
Widać bzdury.
Postanawiam szybko "obskoczyć" ruiny i zjeżdżamy.
Kiedy wracam do kampera widzę, przy grupie mężczyzn, terenową toyotę z mundurowymi.
Ciekawość bierze górę.
Podchodzę, przedstawiam się i pytam czy można zostać na noc.
Jeden z mundurowych przedstawia się jako dowódca grupy granicznego specnazu. Cywilni właściciele kindżałów okazują się takim naszym ORMO, które pilnuje granicy ..... hmmmmm no nie granicy, bo przecież to wszystko jest gruzińskie.
No dobra, trudno to pojąć.
Na pace zielonej toyoty sporo amerykańskiej broni. Komandosi uśmiechają się - tydzień możemy się bronić !!!
Natomiast my jako honorowi goście musimy tu zostać na noc. Mam tylko przestawić kampera pod latarnię.
Na moją uwagę, coś na temat snajperów - odpowiedzieli, że ich honorem jest aby nam się nic nie stało.
Nie wszystko opowiedzałem Teresie.
Tylko, że zostajemy bo jest spoko.

O zmroku, w promieniu 100-200 metrów, rozstawiły się 3 kolejen zielone toyoty.
W każdej po 3 żołnierzy.
Jeszcze w swoim życiu nie czułem się tak bezpiecznie w nocy jak wtedy.
Rano po żołnierzach nie było już śladu.
Potem dowiedziałem się jeszcze, że za widocznymi z zamku wzgórzami, rozstawiona jest, słynna już w Europie, rosujska bateria samonaprowadzających się rakiet przeciwlotniczych, które tak bardzo uwierają Tbilisi.
Przed wyruszeniem w stronę Swanetii, jadę jeszcze drogą w stronę Abhazji.
Zamknięty szlaban.

Podchodzę do budki i mówię: turyści z Polski.
Po co tam chcecie jechać ?
Chcemy zwiedzać, to Gruzja przecież.
Gruzja ale tam nie ma nic ciekawego.
Przewodnik Pascal mówi, że jest co zwiedzać, to możemy jechać ?
No ja Was puszczę ale tam dalej stoją oni i bez zaproszenia nikogo z Schengen nie wpuszczą.

No właśnie to chciałem usłyszeć. Dziękuję za miłą rozmowę i ruszamy w stronę Swanetii - regionu w Wysokim Kaukazie, gdzie jeszcze 5 lat temu żaden turysta nie miał prawa wjechać, a jeszcze teraz przewodniki twierdzą, że najpierw warto wynająć miejscowego Swana przed wjazdem w ten wysokogórski rejon.

Po drodze jeszcze wizyta na czymś, co okazało się cmentarzem. Olbrzymie, ogrodzone gromy, a przy nagrobkach postawione jedzenie i picie - to co zmarły lubiał najbardziej za życia. Było i wino, kawa, soki, cola, słodycze, owoce itp.
I to wszystko w chrześcijańskiej Gruzji?

PS. Zdjęcia znowu poukładane od tyłu ???? Dodawane od nr 01 :box2

and123 - 2010-12-17, 14:01

Ups. Fotki ok, tylko w podglądzie "podglądają" się od numeru ostatniego. Już zakumałem :szeroki_usmiech
Tadeusz - 2010-12-17, 14:39

Andrzeju, nie obawiaj się" rozpisywać". Ten duży wkład pracy koledzy doceniają, a przynajmniej ci spośród nas, którzy sami lubią dzielić się doświadczeniami, spostrzeżeniami i przeżyciami estetycznymi, a nawet osobistymi odczuciami.
Twój materiał jest interesujący i po ocny tym kolegom, którzy udadzą się Twoim śladem.

Serdeczne dzięki. :bukiet:

Otrzymujesz ode mnie piwo wirtualne. :ok

zbychu - 2010-12-20, 10:42

Wspaniała wyprawa i relacja , byłem w Gruzji 30 lat temu i te miejsca chciałbym sobie przybliżyć za Twoim pośrednictwem , opisuj jeszcze i daj dużo zdjęć
and123 - 2010-12-23, 17:55

Kto ciężko tyrał przez tydzień - to ma już przedświąteczny luz :mikolaj

Jedziemy więc sobie do tej Swanetii. Teraz dobry moment aby wrzucić kolejnego kamyczka do ogrodu prawieeuropejskich Gruzinów.
Swanetia to terytorium położone w wielkiej dolinie Wysokiego Kaukazu. Tamtejsza ludnośc ma swój język, kulturę, historię. Trudno tu przyznać rację, nawet wykształconym Gruzinom, że Gruzja jest tylko jedna, a Swanowie mówią po gruzińsku: (cytat) tylko dodają swoje końcówki do słów. Bzdury.
Dzień dobry to po gruzińsku (fonet.) gamardżobat, a po swańsku chocza ladech itd.itd.
Tak to się rodzi nacjonalizm.
Ale nie o tym chciałem wspomnieć.
Otóż jeszcze 5-6 lat temu w Swanetia nie uznawała zwierzchnictwa Tbilisi. Nie mieli wprawdzie swojego wojska czy też policji ale obowiązywała na tych terenach wielowiekowa tradycja przywódców rodowych (rodzinnych). Również religia, niby katolicka ale w dobrym tonie było w czasie modlitwy powiedzieć np. ....... oto proszę Ciebie Boże i Ciebie święta Góro Ushbo........
I oto co robi prawieeuropejczyk Prezydent Szakaszwili ?
Pewnej nocy wysyła do Swanetii swoje specoddziały, które porywają i mordują około 100 najbardziej aktywnych przywódcó rodowych.
Sam podchodziłem do tej historii z dystansem. Jednak pewnego razu, jeden z uczestników tego bohaterskiego rajdu, pokazał mi kilka zdjęć z egzekucji w swoim telefonie.
I tak to od 5 lat można spokojnie zwiedzać ten rejon Kaukazu.
Jeszcze dodam jeden motyw w tym miejscu.
Pytałem kilka osób, w tym policjanta, wojskowego, kilku kierowców: jaka jest droga do Swanetii ???
Charoszaja, kamper bez problemu przejedzie, śmiało jedź.
Jaka była rzeczywistość - niech zdjęcia powiedzą.
140 km jechałem 12 godzin.
To jest dobrze poinformowany naród.
Pozostałe aspekty narodu gruzińskiego pozostawie sobie na forum kaukaz.pl, a tutaj skupie się na uprawianiu karawaningu.
Wjeżdżamy w góry. Najpier zapora na rzece Jvari. Niesamowity kolor wody, któa w całości pochodzi z lodowców. potem zaczynają się koszmarne dziury w asfalcie, potem kończy się asfalt i jedziemy szutrem. Kurz wszędobylski. Po Swanetii zmieniłem filtr powietrza. Był czarny.
Po drodze jakieś dziwne tunele prowadzące " do nikąd".
Ale co pewien czas musimy stawać, bo widoki na cztero i pięciotysieczniki powalają.

Do Mestii, czyli stolicy regionu, dojeżdżamy już w nocy.
Następnego dnia pytam policjantów o dobre miejsce na kilkudniowy postój.
Wskazują zdecydowanie - między ich posterunkiem i koszarami specnazu.
Może być.
Jest źródełko z wodą. Jest swój prąd. Jest ok.
Przy okazji warto wspomnieć, że na terenie Gruzji jest 500 (pięćset) rodzajów wód mineralnych i tak naprawdę, to ciężko o wodę niezmineralizowaną.
W Mestii mieszkamy przez tydzień, robimy trekingi i wycieczki rowerowe.
Trekingi trochę "na nosa" bo są tu tylko dwa oznakowane szlaki turystyczne.
Oczywiście oba czerwono-białe.
Idziemy na lodowiec, do wysokogórskich jeziorek, zwiedzamy muzeum, nawiązujemy szereg kontaktów z miejscowymi ludźmi. Ja ucze się podstaw swańskiego, słucham ich opowieści i muzyki.
Spacerujemy po mieście, w którym jednocześnie remontuje się wszystkie budynki przy rynku i przy głównej ulicy - ulicy Stalina. Prawde mówiąc remontuje się, w ramach tzw. programu prezydenckiego, wszystkie frontowe ściany budynków.
Skąd my to znamy ?
Podziwiamy starą cześć Mestii, z rodowymi basztami. Trzeba pamiętać, że każda rodzina musiałą mieć co najmniej jedną taką basztę, która służyła jako schronienie w czasie wojen międzyplemiennych.
Były one wykorzystywane jeszcze na początku XX wieku.
Pewnego dnia, jesteśmy zaproszenie przez dowódcę jednostki specjalnej, na wycieczkę, do oddalonej o kilkadzieisąt kilometrów wioski Ushguli. Najwyżej położonej wioski w Europie.
Po drodze wojskowi (obowiązkowo uzbrojeni w automaty amerykańskie), zabierają jeszcze do samochodu dwie pary turystów; z Ukrainy i Izraela.
Potem dowiedziałem się, że głównym zadaniem pograniczników gruzińskich jest ............ ochrona turystów. Więc nasz kamandir sam stwierdził, że nie zapewni nam lepszej ochrony niż, gdy pozbiera turystów i zawiezie ich tu i tam.
Ale wracając do (fonet.) Użguli. Wioska i jej otoczenie robi niesamowite wrażenie.
Widok na najwyższy szczyt Gruzji - Shkbare, owczarki kaukaskie z obrożami nabitymi kolcami - do walki z wilkami, dookoła olbrzymie przestrzenie.
Zostaliśmy zaprowadzeni na ............. małą imprezę alkoholową z udziałem kilku Swanów. Miałem przyjemność zawrzeć z jednym z nich braterstwo.
Mam więc przyrodniego brata na Kaukazie, z całym bagażem zobowiązań z tego faktu wynikających.
Potem powrót ze Swanetii. Jest to ta sama droga którą przyjechaliśmy.
Innej dla samochodów bez 4x4 nie ma.
Po drodze nocleg, wiele kilometrów od osad ludzkich, wśród szalejących dookoła burz.
Było upiornie.
Następnego dnia Kutaisi - stolica mitycznej Kolchidy (mit.grec.) gdzie przybył po złote runo Jazon z Argonautami.

and123 - 2010-12-23, 18:21

cd fotografiji :-) ze Swanetii
stachwody - 2010-12-23, 18:48

ależ z wypiekami na twarzy chłonąłem tę relację ...
donald - 2010-12-23, 19:06

Niesamowite..naprawde... :-P :spoko
WODNIK - 2010-12-23, 21:55

Podziwiam.. :shock:
martini44 - 2010-12-23, 22:43

Nigdy nawet mi się nie śniło aby tam jechać osobówką a co dopiero kamperkiem.... jak bardzo się myliłem :oops: :oops: Relacja fantastyczna, zdjęcia bajkowe choćby z TV... moje wielkie GRATULACJE !!!!!!!!! Mam nadzieję że i ja tam kiedyś pojadę z rodzinką..... :bigok
Jary70 - 2010-12-24, 08:19

super przygoda :mikolaj
yannoo - 2010-12-24, 09:18

Aż nie chce się wierzyć, że takie safari można przeżyć poruszając się kamperem!
Gratulacje - wspaniała lektura na Święta...
Pozdrowienia z Pienin.

airgaston - 2010-12-24, 15:22

Jezu Janusz ale masz pięknie. Zazdraszczam Ci :-P
and123 - 2010-12-25, 17:53

Teraz kilka dni będziemy przemieszczać się przez środek Gruzji, czyli pomiędzy Wielkim, a Małym Kaukazem. Przerwa w trekingu, a zajmiemy się historią regionu.
Jesteśmy w Kutaisi, odwiedzamy znajomych, których przybywa co dnia. Zwiedzamy miasto, muzeum regionalne, katedrę Bagrati z początku XI wieku. Tutaj też spotykamy pierwsze kampery ! Zorganizowaną ekspedycję z Holandii. Poruszają się z eskortą policyjną na czele kolumny.
W Kutaisi mieliśmy dwa nowe doświadczenia regionalne.
1. Zatrzymując się w mieście na nocleg, mieliśmy wizytę policjantów, którzy b.grzecznie poprosili nas o zmianę miejsca postoju, na bardziej oświetlone. Nie ma sprawy - pojechaliśmy za nimi. Wieczorem kolejna wizyta policji i b.grzeczne zaproszenie naczelnika miejscowej policji na ich wewnętrzny parking koło komisariatu, bo w miejscu gdzie stoimy nie jest wystarczająco jasno. Nie ma sprawy - pojechaliśmy z nimi. Już na miejscu jeden radiowóz pojechał po wino, drugi po regionalne zagrychy. Przyjęcie skończyło się po płónocy. Już od nowopoznanych przyjaciół policjantów dowiedzieliśmy się, że dbali tak o nas, gdyż gdyby na ich terenie cokolwiek nam się stało, ktoś nam przebił koło albo w inny sposób nas turystów wystraszył, to wszyscy oni mieli by przez 2 lata prze.... piiiip .....ane.
Ciekawa ta polityka proturystyczna !!!

2. W muzeum mieliśmy opiekę 2 kobiet + umundurowanego achrannika. Na uwagę, że takiej ochrony nie ma nawet Luwr, odpowiedzieli, że ich jest tylu, gdyż jest to forma walki z bezrobociem.
Porażka. Ale potem zrozumieliśmy dlaczego najbardziej pożądana profesja w Gruzji to ochraniarz i kierowca taxi. Nie napracujesz się, a trochę zarobisz.

Potem zwiedzamy monastyr Gelati i jedziemy do Gori.
Do Gori, gdzie jest jedyne na świecie muzeum Stalina.

Tu znowu czas na dygresję. Cóż, bez dygresji każdy opis Gruzji będzie niepełny.
Otóż 95% Gruzinów uwielbia i szanuje pamięć o Stalinie: kakij to był charoszyj i umnyj czieławiek. Z tego połowę jeszcze wyżej ceni innego Gruzina - Berie, który był bardzo mądrym i chytrym człowiekeim.
I takie opinie słyszałem od pastucha z gór począwszy, a kończąc na właścicielu kliniki ginekologicznej, czy dyrektorze muzeum kończąc.
Na moje zdziwienie w tym temacie, jedna z nauczycielek, z któymi akurat rozmawialiśmy zapytała mnie: "a co by się stało gdyby Hitler wygrał wojnę ???". Zaskoczyła mnie. Choć uważam się za "mistrza ciętej riposty" ;) , to nie wiedziałem co odpowiedzieć !!!
Może mi ktoś podpowie co winienem powiedzieć, co by było ?
No ale jak za chwilę zapytały mnie, co w Polsce myślą o Stalinie powiedziałem, że w Polsce jeszcze nie tak źle mówi się o Stalinie, bo tylko około 20 tysięcy naszych oficerów kazał rozstrzelać. No nieco gorzej natomiast mówią o Stalinie na Ukrainie, gdzie przez niego zginęło ze 3 mln ludzi.
Po minach pedagogów nie widać było aby pojęły aluzję.
CO ZA NARÓD !?!?

W Gori zwiedzam muzeum. Obsługiwało mnie 3 przewodników.
Udawałem ucztę duchową.
Nie był bym oczywiście sobą, gdybym przewodnikowi nie zwrócił uwagi, że w sali poświęconej prezentom, jakie Stalin otrzymał na swoje 70 urodziny (w 1948 roku), jest pozłacana taca, prezent od narodu NRD z wygrawerowaną berlińską wieżą telewizyjną.
Niewzruszony przewodnik odpowiedział, że nazajutrz zgłosi to spostrzeżenie do rady naukowej muzeum.
Potem usiadłem sobie na schodach domku rodzinnego Stalina. Domek w całości został przeniesiony do muzeum.
Siedziałem sobie tak, jak lubiał siadywać mału Stalinek, knując swoją polityczną karierę :-)
W Gori jeszcze zwiedzanie mało ciekawej twierdzy ale w swojej historii nigdy nie zdobytej przez wrogów. Stą też jedno z przysłów gruzińskich mówi: niezdobyty jak twierdza Gori.
Potem jedziemy do pobliskiego miasta z V wieku pne, wykutego w wulkanicznej skale - Upliscyche. Warto zobaczyć.
Potem jedziemy jedyną w Gruzji autostradą (ze 20 km) w kierunku Tbilisi.
To znaczy autostradą jest tylko wg Gruzinów. Wg mnie, skoro trzęsie mną jak na starym odcinku wrocłąwskiej autostrady, a do tego jest to nieogrodzone i na poboczu spacerują sobie krowy - więc na Boga, co to za autostrada ?????
My jedziemy jednak tylko do Mtskhety - starej stolicy Gruzji.
Aha, proszę w czasie lektury, na głos wypowiadać gruzińskie nazwy własne.
Dlaczego tylko ja miałem sobie wyłamywac język ???
W przeszłości i w chwili obecnej miasto to jest duchowym centrum dla Gruzinów.
Trzeba tu zwiedzić trzy obiekty sakralne, poczytać o ich historii.
No w końcu Gruzja byłą drugim po Armenii na świecie państwem, które przyjęło już w IV wieku chrześcijaństwo, jako religię państwową.
Stąd tak wiele na tych terenach kościelnych zabytków.
I tutaj też mieliśmy kolejne ciekawe spotkanie z policją gruzińską. Zatrzymujemy radiowóz pytając jak dojechać do katedry Jvarii. Trzeba było jakimiś zjazdami przeciąć "autostradę do Tbilisi". Policjanci polecili jechać za nimi. Na kogutach (gruzińskie radiowozy, na wzór amerykańskich, po drodze jeżdżą zawsze na sygnale świetlnym) poprowadzili nas przez jakieś 500 metrów POD PRĄD ruchliwą autostradą, potem zjechali zjazdem i ...... byliśmy juz na właściwej drodze.
Ot, co to znaczy przestrzegać prawa.
Potem kolejny nasz cel.
Gruzińska Droga Wojenna.
Droga znana już w starożytności, jedyna, któa przecina w poprzek główne pasmo Kaukazu z południa na północ. Rozbudowali ją, w XIX wieku carowie rosyjscy, gdy rozpoczęli podbój zakaukazia.
Droga liczy ponad 200 km i kończy się we Władykaukazie, już po stronie rosyjskiej.
My planowaliśmy juz w Polsce, dojechać do Kazbegi, kilkanaście kilometrów przed granicą. Wiele tu zabytkó architektury obronnej i niesamowite widoki na Wysoki Kaukaz.
Obecnie na siłę Tbilisi forsuje nową nazwę tej miejscowości Stepamtsminda, gdyż stara jest związana z nazwiskiem miejscowego klucznika, który przed wiekami nie zgodził się na wpuszczenie do miasta okolicznych (powstańców? bandytów?) aby wymordowali śpiących żołnierzy carskich. Ot, znowu polityka.
Jednak nauczeni przykrym doświadczeniem ze Swanetii, znowu rozpytujemy różnych ludzi o stan tej drogi (nazwijmy ją GDW). Oczywiście mówią: ok, charoszaja itp.
Do ruszenia na ten kierunek przekonało nas stwierdzenie, że tą drogą jeżdżą do Rosji TIR-y.
No więc, chyba.
Ruszyliśmy. Pierwszy punkt to zwiedzanie starej fortecy Ananurii. Pięknie położono. Dopiero od niej zaczyna się wspinaczka na Przełęcz Krzyżową (2400 m npm).
Słyszeliśmy opinie, że niektórym samochodom zaczyna na tym podjeździe brakować tlenu. Kolejna bzdura gruzinów.
No i oczywiście nie obeszło się bez kilkunastokilometrowego odcinka drogi, gdzie znika asfalt i jedzie się po dziurach, w tłumanach kurzu. Tak jest w rejonie przełęczy, za którą zaczyna się zjazd na północną część pasma Wysokiego Kaukazu. Nasz biały domek przeszedł drogę spokojnie i dostojnie. Najniżej na II biegu.
Po drodze jest kilka ujęć wody mineralnej .
Warto pokosztować.
Mija nas sporo marszrutek, dowożących turystów do Kazbegi.
No cóż, w sezonie jest tam więcej młodych Polaków i Izraelitów niż miejscowej populacji.
Wszystko to przez ..................
Ale o tym w kolejnym odcinku.
Teraz idę dalej świętować :aniolek ;)

PS. Dzięki za wszystkie miłe słowa i pozdrowienia.
Zapraszamy do przyszłorocznej "współpracy" !!!

cirrustravel - 2010-12-25, 19:27

and123... z zapartym tchem czytam Twoją relację i oglądam zdjęcia. Gratulacje :) czekam na dalszy ciąg tej uczty. Pozdrawiam i życzę udanych wypraw w kolejnych latach. Dobrze, że Ci się chce tak pięknie opisywać :) Dzięki.
Bim - 2011-01-01, 14:38

Wiedziałem ,że będzie ciekawie ,ale że aż tak :ok

Super realacja

And ogarnij się i pisz dalej bo święta się skończyły nawet rok dobiegł końca a Ty nas tak przeciągasz :bigok

and123 - 2011-01-02, 17:36

Wieżdżamy sobie na ten Kriżowyj Pieriewał, z którego będziemy już tylko zjeżdżać na stronę północną Wysokiego Kaukazu. Niestety, już po drodze pogoda się załamała. Może to też wpływ wysokości? Siąpi deszczyk i widoczność prawie niewidoczna. Jedziemy więc w dół. Wieczorem rozjaśnia się i skręcamy w pierwszej napotkanej wiosce (Kobi) kilkaset metrów w bok z asfaltu.
Następnego dnia widoki okolicznych gór powaliły nas. Zostajemy tu na trochę. Okoliczne doliny prawie płaskie. Raj dla rowerów. Liczba mieszkańców w wiosce - kilkanaście osób. Sami starsi ludzie. Pomimo tego, jest tu całodobowy posterunek policji, w pięknym, oszklonym budynku.
Z rana zawieramy pierwsze znajomości. Starsza kobieta wita serdecznie, pyta czy wiemy, że jesteśmy w osetyńskiej wiosce. Ups. Czy wiemy, że zostali tu tylko starzy ludzie, a młodzi wyjechali do Osetii, że dookoła jest wiele opuszczonych wiosek osetyńskich ? Widocznie moje oczy robią się coraz bardziej okrągłe, bo kobieta zapytała mnie, czy przyjeżdżając tu zapoznałem się z historią narodu osetyńskirgo? Ale wstyd, powiedziałem, że tylko z gruzińską historią miałem trochę do czynienia.
Pokiwała głową.
Zapytała, to jak chcesz nas zrozumieć ? Dlaczego nas Gruzini wynaradawiają ? Dlaczego młodzi uciekli do Rosji ? Dlaczego od lat nie widzimy swoich dzieci i wnuków, gdyż Gruzini nie puszczają nas za granicę ?
Zrobiło mi się normalnie głupio. Ja stary znowu uwierzyłem naszej propagandzie pod nazwą: "wolność dla Gruzji".
Jeszcze wielokrotnie rozmawiałem z tą kobietą o kulturze, historii i języku osetyńskim.
Ale teraz czas na rower. O mapach topo nie ma co marzyć. Więc na nosa jedziemy w głąb wielkiej doliny. Przejeżdżamy obok opuszczonych wiosek, cmentarzy, kapliczek. Droga polna, lajtowa.
Nagle widzimy śmigłowiec na ziemi. Podjeżdżamy do zabudowań i spotykamy starszego człowieka, który zaprasza nas do domu na chaczapuri, które akurat robi jego żona.
Dla wyjaśnienia - chaczapuri to narodowa potrawa gruzińska. Na ogół jest to okrągły placek z serem. Robiony jest w każdym domu i każda gospodyni robi go po swojemu.
Zachodzimy, w środku poznajemy dowódcę miejscowej placówki pograniczników, do których należy smigłowiec. Jest jeszcze pastuch naszego gospodarza, który po posiłku zaprasza mnie na wyprawę pod lodowiec. Są to jedyni mieszkańcy tych okolic.
Nawiasem mówiąc, domy zajęli "prawem kaduka" po osetyńcach, którzy mieszkali tu jeszcze kilka lat temu.
Można i tak.
Po dwóch dniach ruszamy dalej. Do oddalonego o kilkanaście km Kazbegi.
Zaraz po wjeździe do Kazbegi zajeżdża nam drogę jakiś UAZ, kierowca prawi siłą chcę nas wyciągnąć z kabiny i zawieźć do kościoła Sameby.
Olewamy go. Potem jeszcze mamy kilka nachalnych zaczepek ze strony miejscowych przewodników różnej maści.
Widać polowanie na jeleni. No ale miasteczko to stało się jednym z najważniejszych punktów na turystycznej mapie Gruzji. Mimo, że było po sezonie, dziesiątki marszrutek dziennie, dowoziło z Tbilisi nowych turystów. Głównie polscy studenci, sporo turystów z Izraela ale byli też z innych krajów.
Trochę czasu zajmuje nam znalezienie spokojnego miejsca do kilkudniowego postoju.
Parkujemy na początku sąsiedniej wioski Gergeti. Obok jest spory lasek, miejsce na rozbicie namiotów. Wszystko free.
Najpierw zwiedzamy miasto. Potem, gdy pogoda rokuje, wybieram się w kierunku górującego nad nami dniem i nocą, pieciotysięcznika - Kazbega.
Wg informacji przeczytanych w Polsce, powinienem jednego dnia dojść do czoła jego lodowca i wrócić na dół. Guzik prawda. Bez szans. W jedną stronę to 9 godzin podejścia.
Większość przybyłych tu turystów, jako główny cel stawia sobie zdobycie szczytu Kazbega. Myślę, że udaje się to około 20% chętnym. Droga na szczyt trwa co najmniej 3 dni. Potrzebna jest aklimatyzacja. Pogoda też musi dopisać. Widziałem jak polscy szczęściarze kosili tą górę "z marszu", a następnego dnia, wypasiona ekspedycja doświadczonych turystów z Ukrainy, była "zdmuchiwana" 30 m przed szczytem. Nawet na czworakach nie dali rady.
Idąc na Kazbega, nie sposób ominąć kultowego miejsca dla Gruzinów - XIV wiecznej świątyni Cminda Sameba, położonej na wysokości 2400 metrów, na wzgórzu Gergeti. Świątynia i okoliczne góry tworzą jeden z najwspanialszych widoków w całym Kaukazie.
Takich rzeczy się nie zapomina !!!
Kolejnego dnia, zaczepia mnie kierowca taxi i pyta czy chcę z nim jechać do położonej najwyższej wioski w Europie? Mówię, że w najwyższej to już byłem w Swanetii. Na to on, że to fałsz, że najwyższa jest Juta, że on mnie tam zawiezie. A ja swoje. Skoro tak twierdzi, to pojadę tam rowerem i sprawdzę za pomocą GPS'a.
Zmył się.
No i kolejnego dnia wyruszyłem do Juty. 1300 metrów podjazdu. Było ekstra. To co tygrysy lubią najbardziej :-).
I prawda była taka, że Juta leży tylko na wysokości około 2200 m npm.
Ale ponieważ Juta zamieszkała jest w części przez Czeczenów i oddalona o 2-3 km od granicy czeczeńskiej, to znowu nasłuchałem się sporo od zamieszkałych tam uchodźców.
Ale daruje juz sobie poruszanie tu tematów politycznych.
Wieczorem, gdy wróciłem do kampera, wokól stało ............ 11 niemieckich kamperów i jedna przyczepa. Zorganizowana expedycja. Wieczorem nawet nie wychodzili z kamperów. Rano o 8.00 ruszyli dalej.
To się nazywa porządek !!!
My ruszyliśmy na drugą stronę Kaukazu kolejnego dnia. To znaczy, najpierw kierunek na granicę, kilkugodzinny wypad do ciekawego wodospadu. Potem już tylko wspinaczna na Krzyżową Przełęcz.
Gdy już tam "wywspinaliśmy się", wpadłem na pomysł noclegu, w położonej obok drogi, stacji łączności satelitarnej. Stacja jest postradziecka, nieczynna. Ochronnik nas bez problemów przyjął.
Wieczorem przyjechali na koniach jego znajomi.
Zapytali czy chcę pojeździć konno ? Odpowiadam, że na koniu jeszcze nie siedziałem. Zdziwili się, stary chłop i na koniu nie jeździł ???
Obudziło to we mnie dumę narodową. Przypomniałem sobie o husarii i ułanach polskich.
Uzyskałem w kilku słowach instruktaż. Zapoznałem się z końskim układem kierowniczym i .......... dosiadłem kaukaskiego konia niczym .......... winnetou.
Ale przednia zabawa. Z punktu widzenia człowieka oczywiście !
Polecam.
Kolejnego dnia zjazd na stronę południową Kaukazu, Pogoda słoneczna. Co krok zatrzymujemy się na sesje video.
Jednak czas goni.
Przed nami Tbilisi, a potem Lagodekhi, gdzie czekają w polskiej szkole, na wiezione przez nas dary z Polski.
I tu się dopiero zacznie.

Krzysiek 56 - 2011-01-02, 20:50

Super relacja!Zadroszczę bo uwielbiam takie wyprawy.Gdzie zostawialiście kampera jak jechaliście na tak długie wycieczki rowerowe. Ciekawy jestem ile przejechaliście kilometrów i ile czasu trwała cała wyprawa. POZDRAWIAM.
WINNICZKI - 2011-01-02, 21:30

Wspaniały opis ,czytam z zapartym tchem,prosze o więcej :spoko :spoko
WODNIK - 2011-01-02, 23:32

Super wyprawa. Powiedz czy byłeś w Armenii bo to prawie rzut beretem.
gryz3k - 2011-01-02, 23:43

Ładnie. Chciałoby się tam też być :lol:
and123 - 2011-01-03, 00:34

Gdzie zostawialiście kampera jak jechaliście na tak długie wycieczki rowerowe. Ciekawy jestem ile przejechaliście kilometrów i ile czasu trwała cała wyprawa

Akurat w Gruzji, czy tez Turcji zostawialiśmy kamperka samego na dzień. To na tyle policyjne państwa, że nie obawialiśmy się niespodzianki. Również w Grecji, Austrii czy Niemczech nie bał bym się o włamanie. No chyba, że się tam trafi jakiś obcokrajowiec.
Hiszpania, Francja, Włochy, Serbia czy Bułgaria to dla mnie czarna lista.

Dane trechniczne naszej wycieczki podawałem w pierwszym poście, przed katastrofą serwera grupy. Powtórzę:
- 98 dni (mogło być dłużej ale wiza turecka dla polaków tylko na 30 dni !!! No i odpadła Armenia, planowana na 2-3 tygodnie)
- 10 275 km z Krakowa do Krakowa
- 2211 km po Gruzji, choć to maleństwo jak dwa nasze województwa
- w czasie dojazdówki spalanie 8,6 l/100 km (2,8 JTD Ducato, prędkość 70 km/h)
- po Gruzji 9,4 l/100 km
- powrót po wschodniej Turcji 8,8 l/100 km


Powiedz czy byłeś w Armenii bo to prawie rzut beretem

Byliśmy ale .......... około 30 minut. Dlaczego ? O tym będzie napisane ;)

jacekiagatka - 2011-01-03, 01:23

czekamy na cdn. super relacja :spoko

W Armenii na parkingu przy drodze trafiłem parę lat temu na transakcję zakupu broni, oczywiście chłopaki sprawdzali czy działają karabiny. :confused

cirrustravel - 2011-01-03, 09:40

Przepiękna wyprawa, niesamowity dar pisania :) czekam na ciąg dalszy :)
and123 - 2011-01-08, 01:03

Trzeba dodać gazu i zakończyć Gruzję. Na relację jeszcze Turcja wschodnia i południowa czeka.
Z Kaukazu zjeżdżamy w stronę stolicy - Tbilisi. Po drodzę nawiązuje telefoniczny kontakt z Rażdenem - znajomym z kaukaskiego forum internetowego. Od początku pobytu w Gruzji mamy tamtejszy numer telefonu. Karta kosztuje kilka złotych. Natomiast polski roaming trochę drogawy na Kaukazie: odbiór rozmowy 1 EUR/min, dzwonienie 2 EUR.
Proszę więc internetowego znajomego o namiar na jakieś miejsce, gdzie będzie można postawić kampera. Nie ma sprawy odpowiada.
Spotykamy się przy jednej z ulic i wspólnie jedziemy na przedmieście Tbilisi, na teren budowy jakiegoś bloku. Wszystko ogrodzone, budowy pilnuje 3 ochraniarzy, cena 10 lari za noc. Trochę tu mało sympatycznie, jak to na budowie bywa, no i drogawo. Trzeba bowiem wiedzieć, że w Gruzji KAŻDY człowiem po przejściu na emeryturę, obojętnie jaki zawód wcześniej wykonywał, dostaje 90 lari na miesiąc.
To jakieś 150 złotych.
Prawie Korea Północna.
Zarobki pracownicze są zróżnicowane "normalnie". Nauczyciel 200 lari, policjant 300, oficer w wojsku 500 itp. Urlopy już mniej "normaln" w tym kraju. Policjant 10 dni na rok. Kropka.
Wiedząc o tych faktach, trudno się dziwić, że każdy kto ma etat, szanuje go i chwali swojego prezydenta, że aż głupio słuchać. !!!
Znowu mnie wkręciło w politykę ale naprawdę trudno jest zrozumieć kraj, ludzi i ich życie, gdy nie znamy takich niuansów.
Na razie wracamy kamperem do centrum Tbilisi. Będziemy zwiedzać. Jakieś miejsce aby zatrzymać się 3 dni napewno znajdziemy. Dziękujemy Rażdenowi za pomoc. Szukamy informacji turystycznej. Jest jedna w urzędzie miejskim. Trochę daleko. W księgarniach przewodniki w języku gruzińskim. Odpada.
No ale mamy Pascala. Tylko, że ........... tablice z nazwami większości ulic są po gruzińsku.
Zaparkowaliśmy na razie przy ulicy ale spanie tutaj widzę na czarno. Za duży ruch.
Ciekawi nas też dlaczego nawet w księgarni jest ochrona, w sklepie z telefonami już zdwojona.
Znowu zadajemy sobie pytanie. Bezpieczny li to kraj, czy nie ?
Wykonuje jeszcze raz telefon do Gruzina i pytam o patent na zwiedzanie jego stolicy. Odpowiada już wprost: musicie wziąść sobie przewodnika.
Aaaaaaa, to o to chodziło !
Dziękujemy bardzo.
Robimy jeszcze zakupy w większym sklepie.
No tu znowu musze się zatrzymać na moment.
Uwaga.
Gruzja, gdzie wokól jest masa krów, chodzą po drogach, a nawet pseudoautostradzie.
Więc tym Gruzinom jest "nieekonomiczno" doić swoje krówki, a jak juz doją, to mleko w kartonie mają droższe od ...................... imporowanego z Niemiec !
Tak, karton mleka gruzińskiego to wydatek około 6 zł za litr. Niemieckiego poniżej 4 złotych
Zaiste chory to kraj i gospodarka jego.
Z Tbilisi wyjeżdżamy juz o zmroku.
Ciężko po ciemku znaleźć miejsce na nocleg. Ale zaraz za miastem, przy drodze wielka fotoreklama - 2 Brygady Zmechanizowanej. Skręcamy i na dyżurce pytamy, czy na pobliskim parkingu możemy przenocować ? Oczywiście ! Niech żyje przyjaźń polsko-gruzińska! Razem pobijemy ruskich!
Pomyślałem sobie, ale durnota, co za propaganda?
Dużo później dowiedziałem się, że ta brygada to elitarna jednostka prezydencka.
Przygotowujemy się do snu. Jednak po godzinie podjechał samochód Militar Policia i panowie powiedzieli, iż dowódca brygady prosił ich, aby się nami zaopiekowali, więc zapraszają nieco dalej, przed swoją siedzibę.
Nie przypuszczałem, że jesteśmy tacy ważni.
Następnego dnia przemieszczamy się na wschód. Wjeżdżamy do ostatniego regionu Gruzji - Kachetii. To jedna wielka dolina. Gruzińskie zaplecze rolnicze. To tutaj powstają najlepsze wina. Najpierw zwiedzamy miasteczko Signaghi, ciekawe miasteczko, którego domy, a raczej ich fasady, zostały odrestaurowane za pieniądze z Tbilisi. Podkreślam - fasady domów.
Kolejnego dnia jedziemy do Lagodekhi. Małego miasteczka, rozreklamowanego w necie, przez kierownika domu polskiego, gdzie mieszka największa w Gruzji Polonia!
Byliśmy proszeni o przywiezienie darów, ubrań, pamiątek z Polski.
Trochę rzeczy udało mi się zorganizować w karawaningowych firmach.
Ukłony w tym miejscu w kierunku krakowskiej TRUMY i wrocławskiego NACHTMANA.
Sporo ubrań zorganizowaliśmy wśród rodziny i znajomych.
O wszystkie przywiezione rzeczy poprosił Pan Tamada - szef domu polskiego.
Co się z nimi stało ? Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że poza mieszkańcami domu, na którym wisi tabliczka "Dom Polski", żadnych Polaków nie widzieliśmy !!. Nie spotkaliśmy żadnych dzieciaków, żadnej działalności polonijnej. NIC.
Po płaszczykiem "polonizacji" prowadzony jest normalny turystyczny interes.
Bez komentarza.
W Lagodekhi spędziliśmy ponad tydzień. Wędrówki po górach, po terenie parku narodowego.
I tu znowu nowe doświadczenie.
Każdego dnia chciano nas ubrac w przewodnika.
No ale po co skoro mamy plany parku, skoro są na nim zaznaczone szlaki turystyczne (aż 3) ?
Teraz już wiem dlaczego.
Było to tak.
Wybieram się w kierunku tzw "Czarnych Skał", ciekawego rejonu z jeziorkami, położonego przy granicy z Dagestanem.
Szlak (oznakowanie oczywiście czerwono białe, jak w całęj Gruzji) kończy się po około 3 km, potem idę na "rympał", oj było się kiedyś w tym zwiadzie 8-) .
Jednak napotkany po pewnym czasie gruziński przewodnik, prowadzący dwójkę turystów z Izraela, nie może się nadziwić, że idę w góry sam ?
Zdradza mi patent na dotarcie do celu. Trzeba iść po śladach koni !!! Wtedy nie zabłądze.
No tak, jestem w gruzińskim parku narodowym !!!!
Potem robimy objazdówkę po Kachetii. Pogoda coraz bardziej jesienna.
Wysoko w góach spadł śnieg, to już październik.
Wypadła nam z planu podróży Tuszetia.
Tuszetia to region Kaukazu dostępny tylko w lecie, tylko z napędem 4x4.
Nikt nas już tam nie zabierze o tej porze roku, bo można wrócić dopiero późną wiosną.
Ograniczamy się więc do zwiedzania zamków, katedr, kościołów i starych miasteczek.
Zwiedzamy wytwórnię wina.
Wpada tam co kilka miesięcy ichniejszy Prezydent, po kilka skrzynek tego trunku.
Autentyk. Wiszą zdjęcia.
My też poczyniliśmy stosowne zakupy - trochę mniejsze ilości oczywiście

Potem przeskok w kierunku Armenii.
To znaczy będąc jeszcze w Lagodekhi, staliśmy 5 km od granicy z Azerbajdżanem.
Ale trzeba pamiętać; albo - albo.
Jak masz wizę AZE nie wjedziesz do ARM i vice versa. Te dwa kraje wojują ze sobą nadal.
Podobnie jest chyba z Izraelem i Syrią.
Dochodzą nas też plotki, że te chytre Armeńcy chcą od europjczyków opłaty po 70 USD od samochodu, plus oczywiście wiza po 10 USD, plus coś tam, coś tam.
Może to plotki ???
Jedziemy na jedno z dwóch przejśc granicznych pomiędzy Gruzją i Armenią. Jakieś 2-3 tygodnie wystarczą nam na zwiedzenie malutkiej Armenii. Wyjazd z Gruzji bez problemów. Most graniczny. Szlaban. Pytam jakiegoś strażnika armeńskiego o opłaty. On nic nie wie.
Co za ..........?
Parkuję przed armeńskim szlabanem. Na ziemi niczyjej.
Zza szlabanu dziwią się.
Wchodzę sam pod szlabanem i idę do okienka z wizami. Pyta, o samochód.
On nic nie wie. Samochód odprawia się 200 metrów dalej.
Chcę tam iść.
Nie mogę bez wizy.
Mówię, to kopsnij się sam albo zadzwoń (no może nie tak dokładnie powiedziałem :-))
Nic mu się nie chcę.
W końcu mówi: zostaw paszport i idź sam.
Poszedłem.
Rzeczywiście pobierana jest 70 dolarowa opłata za wjazd samochodem. Plus jakieś ich 1000 badziewiaków za pośrednictwo w tej opłacie, plus jakieś ich obowiązkowe ubezpieczenie.
Plus - jak powiedzieli mi inni napotkani kierowcy - ichniejsza policja tylko czeka na takich zmotoryzowanych turystów.
Wracam pod szlaban. Tam stoi już jakiś kierownik ichniejszej zmiany, zainteresowany kto mu się tu kręci po przejściu.
Zapytał jaka moja decyzja ?
Odpowiedziałem: wracamy, bo chcecie jakieś dziwne opłaty od nas.
Zapytał: gdyby tych opłat nie było to byście wjechali do nas ? Odpowiedziałem - tak i po kilku manewrach dość długim kamperkeim, wracamy po 15 minutach do Gruzji.
Ups, tu tez mała konsternacja.
Kilka szybkich telefonów, no bo sojusznik sojusznikiem ale czy można wydać tego samego dnia nową wizę wjazdową ?
Można i znowu jesteśmy na starych śmieciach.
Teraz zmiana dalszej trasy i planów.
Nici z koszmarnie taniego paliwa armeńskiego. Szkoooooooda.
Za to kolejnego dnia, trafiliśmy do ciekawego miejsca. Dmanisi. Miejsca gdzie wykopano niedawno (francuska ekspedycja, bo zapewne gruzinom kopać nieekonomiczno) kości ludzi z przed 1,5-1,8 mln lat.
Ciekawe miejsce. Prace wykopaliskowe ciągle trwają.
Gruzini nie byli by sobą, gdyby we wręczanej przy wejściu ulotce nie napisali: to tu znaleziono kości najstarszego europejczyka.
Potem częściowo po swoich śladach jedziemy do Borjomi (Borżomi). Kiedyś perełka uzdrowisk radzieckich. Teraz tylko parko zdrojowy odrestaurowany. Poza tym ........ koszmar.
Zwiedzamy kilka ciekawych ruin z przed wieków.
Lądujemy w mieście Akhaltsikhe. Nieplanowo ale mam jeszcze z Polski namiar na Związek Polaków Południowej Gruzji. Dzwonię do przewodniczącego, który ............... nie mówi po Polsku. Po spotkaniu, w języku rosyjskim opowiada nam o swej prężnej działalności. Córka pracuje w Polsce, syn studiuje we Wrocławiu, jest dom polski, za utrzymanie którego płaci polska ambasada. Są wspólne święta, w weekendy dom huczy od młodzieży ................
Powiem krótko tak.
Poznałem sąsiada zamieszkałego obok "domu polskiego". Sam Prezes Stowarzyszenia mieszka za miastem.
Od tegoż sąsiada dowiedziałem się, że polski dom stoi sobie pusty, a ostatnio coś tam się działo - na wiosnę !!!
Bez komentarza.
No może jak ktoś ma dojście do naszego MSZ-u, to niech im podszepnie aby nie trwonili naszych, czyli podatników pieniędzy.
Kolejny nasz kilkudniowy etap podróży to Wardzia.
Wardzia czyli skalne miasto, wykute w stoku góry. Zamieszkałe przed wiekami, najpierw przez wojsko, a potem zamienione na klasztor z kilkuset zakonnikami.
Spędziliśmy tam tydzień.
Okazało się, że w okolicy jest szereg miejsc o podobnym charakterze. Większość od wieków niezamieszkała i nie opisana nawet w gruzińskich przewodnikach.
Często ukryte w górach, zrujnowane, niebezpieczne w zwiedzaniu.
Ale naprawdę warto było.
Nie miejsce tu na przypominanie historii (nawiasem mówiąc może 200-300 letniej) Gruzji. Historii skalnych miast z pogranicza tureckiego.

Dzieje zakaukazia są szalenie zagmatwane.
Żyje tu ponad 100 narodowości.
To tutaj, na przestrzeni wieków, przetaczały się "walce" Persów, Mongołów, Turków, Greków, Rzymian, Rosjan i wielu wielu innych.
Dlatego tam pojechaliśmy i dlatego chcieliśmy zrozumieć tą cząstkę Azji.
No ale jest koniec października, liście zczęły spadać z drzew. Noce były coraz zimniejsze.
Czas na odwrót, do Turcji, na tureckie wybrzeże stare kości wygrzać - przed powrotem do domu.
Granicę przekroczyliśmy przez nie opisane w przewodnikach przejście graniczne, położone koło gruzińskiej miejscowości Akhaltsikhe. Przejście czynne jest od godziny 10.00 do 21.00.

Aby definitywnie zakończyć gruziński temat - jeszcze kilka przykładowych cen z tego kraju:
(w lari. 1 lari = 1,73 złotego)

- ser biały, twardy ---- 8 do 11
- cytryny ----0,8 do 1.5 ZA SZTUKĘ
- chleb ----- 1/2 do 1
- jabłka --- 2 do 5
- ogórki --- 2
- pomidory --- 1 do 2
- ziemniaki --- 1
- paliwo (eurodiesel) --- 1,95
- wino ---- 0 do 20
- napoje około póltora lari
- 10 jajek ---- 3
- obiad dla dwóch osób ----- od 15 lari

================ Koniec części gruzińskie ===============

and123 - 2011-01-08, 01:15

Już ostatnie fotografije z Gruzji
Bim - 2011-01-08, 09:04

And za wspaniały opis stawiam piwko :spoko
Elwood - 2011-01-08, 11:02

Andrzeju - Wasza wyprawa to dla mnie sól kamperingu. Zawsze marzyłem o podboju mało uczęszczanych terenów. Do tego potrzebne są: odwaga i dużo czasu. Tych wartości szczerze zazdroszczę i gratuluję. Gdybym miał władzę na tym forum to już dzisiaj przyznałbym Wam nagrodę za najciekawszą podróż 2010 roku. A może jednak Administracja weźmie pod uwagę mój postulat. Ja stawiam piwo.
WODNIK - 2011-01-08, 18:04

Piękna wyprawa, piękny opis, gratuluję. Dla Ciebie :pifko
drifter - 2011-01-08, 18:23

Rewelacja opis, wspaniałe przeżycia, super podróż ! Gratulacje ! Też myślałem o Gruzji, ale od drugiej strony (nie mam tyle czasu), przez Ukrainę, Krym, cieśninę kerczeńską do Rosji, Soczi i do Gruzji (Abchazji), ale z opisu wnioskuję że z Rosji wjadę do Abchazji, natomiast na przejściu do Gruzji "właściwej" mogą być problemy, jak nie tam to z powrotem.
MAREKH - 2011-01-08, 18:36

Gratuluję wspaniałej wyprawy i fotek - dobra zachęta ,do ruszenia w tamtym kierunku.
Piwko się należy!

siemie - 2011-01-08, 19:37

Podziwiam, gratuluję fascynującej podróży i ciekawego opisu.
piwo oczywiście się należy.
:spoko

Furman - 2011-01-08, 21:30

Nooo wielka wyprawa, w 2010 dojechałem pod granicę turecką a w tym chcę dalej - do Armenii i nazad. Dzięki za wiele cennych spostrzeżeń.
A ty w tym roku gdzie lecisz?

Tylko mała uwaga: Cena mleka. Ty komentujesz cytuję "karton mleka gruzińskiego to wydatek około 6 zł za litr. Niemieckiego poniżej 4 złotych. Zaiste chory to kraj i gospodarka jego. "
Otóż mleko w Polsce jest skupowane po średnio 1,5 zł/litr i jest to cena poniżej kosztu produkcji. Dopiero po dopłatach rolnik wychodzi na plus.
Dlatego te "nieekonomiczne" śmieszne wg ciebie ceny to właśnie ceny prawdziwe.
Bardzo ładnie widać, jak polityka dopłat do produkcji (i exportu - tzw. "refundacje wywozowe") z unii ZABIJA słabsze sąsiednie rolnictwo. I nie tylko sąsiednie jeśli cena transportu TIRem czy morskiego to średnio 2-4% wartości produktu to opłaca się także eksportować do Afryki i rujnować ich rolnictwo.
Zaznaczam, że wiem o czym piszę. Ale oczywiście nie na temat, wiem :)

cirrustravel - 2011-01-08, 21:32

Ode mnie też piwko za wspaniałą wyprawę i cudowny opis i zdjęcia :)
yannoo - 2011-01-09, 09:00

Popieram pomysł Elwooda o przyznaniu Wam specjalnego wyróżnienia za najciekawszą podróż 2010. Bo żadne wirtualne, ani nawet hektolitry tego prawdziwego, z pianką piwa nie są odpowiednią nagrodą za podzielenie się z nami tymi wspaniałymi wrażeniami z Waszej podróży. Dziękujemy Andrzeju za to, że chciało Ci się chcieć...
Camper Diem - 2011-01-09, 09:09

póki co wołami nawet mnie zaciągnąć się nie da w kierunku, który opisuje and123... co nie zmienia faktu, że relacja jest wspaniała, z pewnością bardzo pomocna dla wszystkich pragnących odwiedzić te same miejsca. and123 będziesz jednym z faworytów planowanego konkursu :ok
zrenica - 2011-01-09, 18:14

Super wyprawa i relacja!
Dziękujemy za zaproszenie do wspólnej podróży ( choć nie skorzystaliśmy).
A jakie plany na ten rok?

WHITEandRED - 2011-01-11, 11:11

:spoko
and123 - 2011-01-16, 19:26
Temat postu: Odpowiadając na odpowiedzi
Dzięki wszystkim za miłe słowa. Jak się coś takiego czyta to ........ już człowieka nachodzi ochota aby "ruszyć na szlak" !!!
Co do planów 2011, to będzie zapewne bliżej, taniej i mniej wschodnio.
Choć krócej niekoniecznie, bo abym mógł zawiesić na swojej ścianie flagę kraju, który poznałem, to muszę w nim spędzić co najmnie kilka tygodni.
Taką mam teorię.
W czasie naszych wyjazdów zauważyłem też syndrom dnia trzeciego (sam to wymyśliłem :) ).
Otóż w trzecim dniu pobytu w jakimś "zagranicznym miejscu" zaczyna się zawieranie znajomości, podchody miejscowych, suveniry itp czyli poznawanie lokersów.

Myślimy o wiosennym wyjeździe do Montenegro i Albanii - 3 miesiące
Wakacje w kraju (tłok i drogawo w sezonie w EU)
Jesień i zima ???

PS. Aby mojej obietnicy stało się zadość, w ciągu 2 dni postaram się opisać naszą podróż powrotną, przez wschodnią i południową Turcję.
Fotki już wyselekcjonowane.

PS. bis - do kolegi Driftera - do Abhazji potrzebna jest oddzielna wiza, do załatwienia tylko przez internet (dla Polaków). Samochodem jeszcze bym tam wymiękał wjechać. Osetia tak, Abhazja nie.
Tak mi wyszło z rozmów i ze słuchania rozgłośni radiowej "Wolny Kaukaz". Kopalnia wiedzy o regionie.

and123 - 2011-01-18, 17:26

Epilog - czyli droga powrotna do Polski przez wschodnią i południową Turcję.

Nim ruszymy w Turcję, dopowiem jeszcze, że oczekując na otwarcie przejścia granicznego z Turcją, poznałem Włocha, który na motocyklu wracał z podróży po Iranie. Powiedział, że po powrocie do domu wyrzuci telewizor przez okno. Ma dość propagandy i politycznej manipulacji przez swoich polityków i jankesów.
Iran to wspaniały kraj, wspaniali, życzliwi, uśmiechnięci ludzie.
Z takim samym zdaniem o Iranie spotkałem się później u poznanych przypadkowo Holendrów, którzy wracali swoim Hymereme z Iranu.

Teraz do rzeczy.
Na granicy spoko, bez jakiejkolwiek kontroli. Tylko wizę turecką dostajemy nie w formie nalepki do paszportu ale na luźnej kartce. Potem przy wyjeździe z Turcji, pograniczniki nie mogli się nadziwić, co ten wschód wymyślił.
Po opuszczeniu zakaukazia zmienia się stopniowo krajobraz. Trzeba pamiętać, że musimy najpierw wjechać na wysokość 2000 m npm, a potem poruszamy się na tej wysokości przez kilkaset kilometrów wschodniej Turcji. Noce są już chłodne. Wioski są bardzo nietypowe. Domy kamienne, pokryte ziemią. Widać biedę. Ale widać również, że Turcy nie siedzą i nie czekają na amerykańskie dolary, jak Gruzini. Każdy coś robi.
I jeszcze jeden kontrast. Wokół domostw nie ma samochodów osobowych. Rzecz nie do pomyślenia w Gruzji!
Jedziemy głównymi drogami. Najpierw na Kars, potem w kierunku Erzurum. Po dwóch miesiącach znowu prowadzi nas GPS - co za ulga i luz.
Korygujemy trochę nasz plan. Odpuszczamy trasę wokół jeziora Van. Wychodzi mi już od kilku dni bokiem (może niezupełnie bokiem), pożegnalne mleko kupione "od baby" gruzińskiej. Zdaniem Teresy - capiło na 2 metry. Zdaniem moim - to zemsta Stalina.
Miasto Kars oglądamy przelotem. To stara stolica ormiańska.
Potem wjeżdżamy w rejon ........... zaplecza kapuścianego. Po zapleczu orzecha laskowego, czy herbaty, na północy Turcji - dlaczego nie kapusta ? Sprzedawana jest przy drodze. Zdaniem Teresy, która pozowała z główką na rękach - ważyło to monstrum ponad 10 kg.
Kolejny etap to miasto Erzurum. Najwyżej położone (2000 m npm) miasto w Turcji. Zatrzymujemy się tu na dłużej. Dookoła otoczeni jesteśmy górami jeszcze o 1000 metrów wyższymi. Fajne motywy.
W samym mieście jest kilka (naście ???) jednostek wojskowych. Ciągle jedziesz koło jakichś koszarów. Ufortyfikowane bramy wjazdowe. Najpierw bawiło nas to i nawet robiliśmy nawet swój ranking fortyfikacji, czyli różnych kombinacji worków z piaskiem, kolczatek, bunkrów, wieżyczek itp. Potem przestało to już być zabawne.
Tak sobie pomyślałem, że Turcy, skoro tak ciągną w stronę Europy, to powinni trochę wyluzować z tą wojaczką. Bo wygląda to już jak narodowa fobia. Fakt, że dookoła (może z wyjątkiem Bułgarii) są sami wrogowie, no ale może już czas zakończyć, niektóre, trwające po kilkaset lat konflikty ?
Samo miasto jest wdzięczne do zwiedzania. Wszystkie najważniejsze zabytki położone są w centrum - stara medresa, Wielki Meczet, cytadela.
Potem zjeżdżamy na południe, w kierunku Elazig. Właściwie do oddalonej o kilka kilometrów od Elazig, miejscowości Harput.
Sporo tu ciekawych zabytków, ciepłe źródła (nie znaleźliśmy ich), widoki.
Mała dygresja. W tej części Turcji ciężko znaleźć człowieka, który zna obce języki.
To nie Gruzja, gdzie każdy gawari po ruskomu.
To nie riwiera turecka gdzie znajdziesz naganiacza, który nawet po polsku rozmawia.
Dlatego nasze wspomnienia są "organoleptyczne" - co sami zobaczyliśmy i wyczytaliśmy w Pascalu.
W tym miejscu Turcji nie mieliśmy już złudzeń, że trzeba "odpuścić" Kapadocję. Planujemy zjechać na samo południe i zobaczyć trochę arabskiego świata.
No bo prawdę mówiąc, to zamiast Gruzji, planowaliśmy wyjazd kamperem do Syrii lub Iranu. Ale niestety i tu i tu, trzeba najpierw "zamrozić" w PZMo'cie 5 tysięcy EUR kaucji za samochód. Gdyby nie te dwa zera za dużo na końcu, to kto wie o czym bym teraz pisał ? :-)
Po drodze na południe jest jeszcze jedna perełka turecka, porównywalna z Kapadocją czy Pamukkale.
Jest to Nemrut Dagi. Starożytny zespół architektoniczny, z wielkimi głowami, położony na szczycie wysokiej góry.
Nie znając jednak miejscowych realiów, zamiast wybrać 200 km objazdu pasma górskiego (wiadomo, cena tureckiego paliwa), zdecydowaliśmy się na prom. Jednak cena promu zbiła nas z nóg. Za kilkusetmetrową przeprawę przez rzekę krzyczeli 40 lirów.
Dziękujemy i jedziemy do Urfy.
Muszę tu dodać, że w czasie naszej podróży prawie codziennie, czasami 2-3 razy dziennie płaciliśmy jakieś wstępy: muzea, zabytki, ruiny, wykopaliska. Meczety są bezpłatne.
Ceny biletów wstępu w Turcji wahają się od 3 do 20 lirów od osoby (lir = 2 złote).
W czasie długiej podróży są to jakieś dość wymierne koszty, licząc na dwie osoby.
W swoim "spawozdaniu z wycieczki" opuszczam opisy co i gdzie zwiedzaliśmy. Każdego interesuje coś innego i takie dane może znaleźć w przewodnikach czy też necie.
A propos internetu.
W Turcji mamy nadal problemy. Sporo WiFi ale wszystko zabezpieczone. Udaje nam się zalogować do sieci najczęściej co kilka dni.
Kolejny etap naszej podróży to Urfa - stare kurdyjskie miasto, przy granicy z Syrią. To tutaj urodził się Abraham (dla innej religii Ibrahim), tu mieszkał legendarny Hiob, niedaleko stąd znajdował się mityczny Eden.
Spędziliśmy tu kilka dni, zwiedzając od rana do wieczora. Po stokroć warto !!!
Tym bardziej, że niedaleko od Urfy, jadąc w kierunku przejścia granicznego do Syrii, trafimy do Harran - jednej z najstarszych, bo zamieszkałych od co najmnie 6 tysięcy lat, osad ludzkich na ziemi.
W tym rejonie Turcji mieszkają już tylko Arabowie, a Harran to ciągle zamieszkała wiosk-uli. Robi niesamowite wrażenie. Domy wybudowane z cegieł starożytnego miasta - wszystkie bez okein, w kształcie uli. Kolejne 2 dni tu spędziliśmy.
Potem ruszamy już na zachód, kierunek Adana i turecka riwiera. Najpierw pojedyncze, potem już można liczyc w setki i tysiące (!!!) hoteli, apartamentowców, ośrodków wczasowych, położonych nad Morzem Śródziemnym. Na szczęście jest już listopad i prawie wszystkie sa już pozamykane.
Czasami jeżdżąc po jakimś rejonie, między pustymi hotelami, czuliśmy się jak na planie filmowego horroru. Żadnego człowieka, cisza, wiejący wiatr.
To samo na plażach. Rzadko można spotkać człowieka, czasami pozdrawiamy niemieckie, czy holenderskie kampery jadące na wschód.
Zażywamy codziennych kąpieli morskich, choć .......... plażom tureckim daleko do tych z greckiego Peloponezu.
Staramy się też codziennie coś wyłuskać z historii tego regionu.
Pamiętajmy, że to obszar starożytnych Persów, Greków, Rzymian czy tez Bizantyjczyków.
I z tego okresu najwięcej tu zabytków.
Trzeba podejmowac decyzję co zwiedzamy. Termin końca tureckiej wizy jest bliski.
Nie uśmiecha nam się płacić (teoretycznie?) na granicy nawet 100 USD za każdy dzień spóźnienia.
Na południu Turcji znajdujemy dla siebie kilka perełek. Starożytne ruiny z tektonicznym zapadliskiem na środku, plaże i ruiny Anamur z widokiem na Cypr, starożytne Side i dostojna Antalya. Objadamy się też cytrusami i tureckimi bananami. Bo to przecież czas zbiorów tych owoców.
W Antalya decydujemy się o kolejne skrócenie podróży. Opuszczamy wybrzeże i jedziemy do Pamukkale. Po drodze widzimy jak obchodzona jest w Turcji rocznica śmierci ojca narodu - Ataturka. Kilka minut po godzinie dziewiątej zamiera kraj. Stają samochody, wyją syreny, apele w szkołach, modlitwy w radio.
Kolejne 3 dni spędzamy w Pamukkale. Nie ma problemu ze znalezieniem miejsca na postój kampera. Parkowanie free ale za to wstęp na teren białych skał (na bosaka) i do ruin Hierapolis - 20 lirów. Wstęp do muzeum - 5 lirów. Kąpiel w starożytnym basenie - 25 lirów.
Sporo.
Kilkadziesiąt kilometrów dalej zwiedzamy ruiny starożytnej Nysy. Super miejsce. Ze względu na brak zorganizowanego tramsportu w to miejsce, turyści tu prawie nie docierają. Można za to jeździć samochodem wśród ruin.
Kolejny nasz etap to Efez. Odpuszczamy sobie ruiny na rzecz muzeum (5 lirów), gdzie są wystawione zabytki z Efezu. Ale zainteresował nas również Meryemana, czyli położony kilka kilometrów od Efezu (uwaga - dość ostry podjazd) dom gdzie mieszkała i zmarła Matka Jezusa. Warto zapoznać się z argumentami dlaczego tam, a nie w Jerozolimie ?
Potem jeszcze starożytny Pergamon i Troja na naszej trasie wędrówki.
Ostatecznie lądujemy w portowym Canakkale.
Przed bramą portową szybko znajduje nas jakiś pośrednik. Biegnie z 20 EUR (można też dać 35 lirów) do budki po bilet. Nie ma się co spieszyć z ewentualnym przepłacaniem za bilet. Promy odpływają do Europy przez całą dobę - co godzinę.
Potem przez późnojesienną już Europę czyli Bułgarię, Rumunię (sporo autostrad im przybyło od ubiegłego roku!), Węgy i Słowację - wracamy do Krakowa.

Krótkie podsumowanie :
1. Naprawdę warto !!!!!! :-)
2. Samo paliwo (diesel) kosztowało nas około 4500 złotych (wrrrrrr, ta Turcja).
3. Opłaty komunikacyjne ( winiety, autostrady itp) około 650 złotych.
4. Wstępy turystyczne około 500 złotych

-------------------- K O N I E C --------------------

and123 - 2011-01-18, 18:08
Temat postu: Jeszcze kilka fotek
cd
and123 - 2011-01-18, 18:23
Temat postu: Uffffff, to juz koniec
cd
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2011-01-27, 18:35

zgadzam sie z toba
eMKa - 2011-02-02, 23:11

and123
relacja niesamowita

:brawo

:pifko dla Ciebie

Trzeba mieć jaja żeby w taką podróż jechać samemu

magdajacek - 2011-02-05, 17:37

Aż dech zapiera....!!!!!!!! :kwiatki:
Hercer - 2011-02-05, 18:24

superowe :spoko :ok
Misio - 2011-02-06, 00:13

Dziękujemy za wspaniale opisaną wyprawę, w strony, w które pewnie wielu z nas nigdy nie pojedzie. Ale dzięki Twojemu pomysłowi i realizacji, jesteśmy bogatsi o te zakątki świata. Jesteśmy pełni podziwu za wiedzę historyczną, za ładne fotki i za chęć podzielenia się z nami. Życzymy Wam wielu udanych wypraw, fotorelacji i do spotkania na szlaku. Stawiamy oczywiście piwko, które nie jest odpowiednikiem za Wasz wkład, ale możemy na razie choć tyle. Chcielibyśmy z Wami wypić kiedyś w realu, bo jak sami wiecie marzenia się spełniają. Pozdrawiamy. Misiokot. :brawo :roza: :pifko
stachwody - 2011-02-06, 06:44

brawo!
relabi - 2011-02-06, 09:46

Podróż i relacja super, a i odwagi nie mało!!!!!! :spoko
and123 - 2011-05-06, 21:28
Temat postu: EPILOG
Jeśli ktoś ma jeszcze ochotę i cierpliwości, to pozwole sobie przytoczyc relację ze swojego wyjazdu do Gruzji, którą wysłałem na konkurs organizowany przez jeden z portali kaukaskich. Jako człowiek "do bólu prawdomówny", napisałem prawdę i tylko prawdę. Zdawałem sobie sprawę, że portal prowadzi działalnośc turystyczną na terenie Gruzji, więc zależy mu na reklamie regionu, a nie na antyreklamie - liła czyłęm na NIC.

Tymczasem:
- relacja została wyróżniona i nagrodzona
- największą nagrodą była dla mnie informacja, że zostałem pochwalony przez teścia jednego z organizatorów konkursu, rodowitego Gruzina, za prawdziwość

Ale do rzeczy:

Tą niekamperową relacją chciałem temat zakończyć.


Gruzja – fakty i mity.

Czyli relacja z dwumiesięcznej podróży po Gruzji, która będzie „rozprawką” z wieloma mitami jakie krążą w polskich mediach, a szczególnie portalu kaukaz.pl.

Fakty ?
Są takie, że wspólnie z żoną Teresą jesteśmy emerytami, już po pięćdziesiątce, którzy realizują się w bardzo nietypowy jak dla Polaków sposób – spędzają w swoim kamperze, corocznie, co najmniej 6 miesięcy czasu, w podróżach po Europie.
W tym roku, głównie za namową informacji pozyskanych z internetu, na drugie półrocze wybraliśmy Gruzję i Armenię.
Faktem jest również, że miesiące wrzesień i październik 2010 roku spędziliśmy w podróży po Gruzji.
Głównie jako kierowcy kampera ale również na rowerach lub pieszo docieraliśmy w różne ciekawe miejsca
Przejechaliśmy po tym kraju 2211 km. Trasa szkicowo przebiegała przez: Sarp – Batumi – Zugdidi – Mestia – Ushguli - Zugdidi – Kutaisi – Gori – Mtskheta – Kazbegi – Tbilisi – Lagodekhi (objazd Kachetii). Powrót przez Borjomi, Akhaltsikhe, Vardzie.
Zatrzymywaliśmy się w 26 miejscach, na okres od 1 do 10 dni.
Poznaliśmy dziesiątki osób – od pastucha z górskich hal, poprzez bezrobotnych, ochraniarzy, kierowców, lekarzy, policjantów i żołnierzy, dyrektorów, na szefie ważnego departamentu w Tbilisi kończąc. Wiele znajomości trwa do dzisiaj. Dobra znajomość języka rosyjskiego wiele nam pomogła.
Czy to nas do czegoś upoważnia ?
Czy możemy chłodnym okiem ocenić napotkanych ludzi i miejsca, które odwiedziliśmy?
Czy możemy ocenić Gruzję ?
Wydaje mi się, że tak.
Chyba nawet bardziej od osób, które na kilka dni wpadają tego kraju na szybki trekking.
Chyba nawet bardziej od osób, które prowadzą swoje interesy na styku Polski i Gruzji i zależy im aby innych namówić i na tym zarobić.
No więc …………. zaczynamy.

Gruzja to piękny kraj.
Nie jest to prawdą. Piękna (!!!!) jest przyroda gruzińska. Piękny jest Kaukaz, zarówno ten Wielki jak i Mały. Niestety, największym wrogiem przyrody gruzińskiej są ……….sami Gruzini.
Potworni bałaganiarze i z zerowym pojęciem o ekologii. Na nic zdają się restauracje fasad budynków w Tbilisi, Sighnaghi czy też Mestii, skoro na zapleczu jest okropny widok. Rzeki z tysiącami plastikowych opakowań, strumienie z oponami i tonami śmieci. Koszmarne budynki i szopy szpecą krajobraz. Niedopałki papierosów na chodnikach. Przydrożne rowy, to często szamba. Worki ze śmieciami wrzucone do szczeliny lodowcowej – dlaczego nie ?
Najlepiej więc z lotniska wsiąść w marszrutkę i szybko uciec w góry. Gdzie nie sięga jeszcze ręka cywilizacji gruzińskiej. Do zwyczajowo uznawanych za brudne kraje Grecja, czy Turcja – to w porównaniu z Gruzją czyścioszki.
Jedzenie w restauracji umilają nam muchy, sklep albo raczej stoisko z mięsem zoba…. przepraszam, poczujemy z daleka. Brudni sprzedawcy. Mleko – jeśli już je gdzieś znajdziemy we wiosce, potrafi wydawać niesamowite zapachy. Nie dotyczy to dużych miast i ośrodków turystycznych. Ala taka zaniedbana jest niestety prowincja.


Nacjonalizm gruziński.
I wszelakie tego konsekwencję historyczne i polityczne. Ja osobiście nie spotkałem jeszcze kraju o tak wielkim nacjonaliźmie. Kraju, gdzie mieszkańcy terenów położonych pomiędzy dwoma Kaukazami uważają, że Gruzję zamieszkują sami Gruzini. Jest to wierutna bzdura. Bzdura, która kosztowała już Gruzję utratę terytoriów Abkhazji i Południowej Osetii, która w ostatniej chwili nie doprowadziła do utraty na rzecz Turcji regionu Ajarii. Bzdura, która zmusiła Tbilisi do wysłania, 6 lat temu, oddziałów specjalnych do Swanetii i wymordowania około 100 tamtejszych przywódców rodowych.
Bzdura ? Gdyby uczestnik tej czystki nie pokazywał mi zdjęć z tej rzezi, to było by mi trudno w to uwierzyć. Uczestnik – pełniący dalej służbę wojskową. Swani nie chcą o tym rozmawiać. Wystarczająco dużo stacjonuje tam policji i pograniczników
Przykro jest słuchać wypowiedzi wykształconych Gruzinów, którzy twierdzą, że są jednym narodem, a języki Swanów, Abkhazów czy Osetyńczyków różnią się tylko końcówkami wyrazów. Gruzini negują istnienie języka, historii, kultury innych narodowości niż gruzińska.
Ich polityka „gruzinizacji” wobec innych narodowości doprowadziła do prośby skierowanej do Rosji, o objęcie opieką nad ich terytoriami.
Bzdura ? Proszę osobiście odwiedzić wioskę Kobi w drodze do Kazbegi. Warto tam zorganizować wyprawę na 2-3 dni. Okoliczne doliny są the best. Może warto porozmawiać tam z ostatnimi żyjącymi osetyńczykami ? Może warto odwiedzić opuszczone osetyńskie wioski widma ? Wiele wiosek i cmentarzy !!! Ludzie zostawili swoje ojcowizny i wyjechali z tolerancyjnej Gruzji do wstrętnej Rosji ?
Jak komuś mało, może pofatyguje się osobiście w tereny przygraniczne z Czecznią. Jeśli zdobędzie zaufanie jednego czy drugiego uciekiniera z tego kraju, to już nigdy nie będzie krzyczał: wolność dla Czeczenii !!! Ale to nie temat tej „rozprawki”.
Aby ostatecznie podkreślić wielonarodowość Gruzji powiem tylko, że dzień dobry po gruzińsku to (fonet.) gamardżobat. Po swańsku: chocza ladech. Po osetyńsku: egasz cu.
Teraz nikogo chyba nie zaskoczę, jak powiem, że do łez rozbawiło mnie zdanie w jednym z turystycznych, gruzińskich folderów: jesteśmy niczym Szwajcaria na Zakaukaziu.

Gruzja i Europa.
Po stokroć prawda. Większość (ale nie wszyscy napotkani !) Gruzinów uważa, że Gruzja leży w Europie. Potrafią nawet jakieś skomplikowane wywody geograficzne wyprowadzić aby udowodnić swoją teorię.
Flagi UE zawieszone obok gruzińskich na różnych budynkach publicznych ? Bardzo często. Zakupić pojedynczą flagę Gruzji trudno. Można w komplecie z flagą europejską. W muzeum w Dmanisi, notabene b. ciekawym i wartym odwiedzenia, jest informacja, że kości pierwszych EUROPEJCZYKÓW właśnie tu odnaleziono. Kto tym ludziom wmawia takie rzeczy ? No właśnie, stąd już tylko krok do ogłupiania narodu w temacie:

Gruzja i przyjaciele.
Hmmm, jak nazwać zjawisko gdy Gruzini chcą być bardziej polscy niż Polacy ? Od pierwszych godzin pobytu w Gruzji byliśmy zadziwiani dwoma zdaniami na powitanie:
1. Kaczyński to był bardzo dobry Prezydent, który kochał Gruzinów.
2. Ruskie Go ubiły.
Przez pierwsze dwa dni starałem się spokojnie tłumaczyć rozmówcą, ze z tą miłością do nich to może nie tak i z tym ubiciem przez Ruskich to też coś nie tak. Potem zrezygnowałem. Potwierdzałem, że byli największą miłością Prezydenta Kaczyńskiego, a Ruskie ubiły Go ze trzy razy. Skoro tak chcą ?
No ale miarka się przebrała w czasie rozmowy z trzema nauczycielami szkoły wiejskiej, gdzieś na pograniczu tureckim. Zapytali mnie jak sobie w Polsce radzimy z Ruskimi ? Odpowiedziałem, że normalnie, załatwiamy wizę, jedziemy tam jako turyści, kto chcę może całkiem dobry biznes tam robić i jest ok. Nie mogli pojąć. Stali jak wryci. Nie znęcałem się więcej nad nimi.
No i jeszcze kwestia amerykańska. To jest prawdziwy przyjaciel Gruzji !!! Amerykę kochają wszyscy i marzą o wyjechaniu tam. Jeśli nie wyjechaniu to kucając koło swoich domów, czekają na amerykańskie dolary. Wierzą, że Ameryka nigdy ich nie opuści. Że wojsko i policja ciągle będzie dostawało wyposażenie z za oceanu.
Kilka lat temu wdrożono prezydencki pomysł 1000 lektorów języka angielskiego. Zatrudniano często zagranicznych nauczycieli, obowiązkowe lekcje angielskiego w szkole, koła zainteresowań itp. Kto miał się uczyć, to języka obcego się nauczył. Z tego wątpliwego pomysłu amerykanizacji kraju pozostały tylko dzieciaki biegające za turystami zagranicznymi, z jedynym słowem „heloł”.
No cóż, ciężko wdraża się nowości, gdy w swej podróży po Gruzji, spotykaliśmy szkoły, gdzie od wielu już miesięcy nie było prądu.

Gruzińskie biesiady.
Fakt ale tylko historyczny. Biesiadowanie jest znanym elementem życia krajów postsowieckich. Biesiaduje się i w Rosji i na Ukrainie i w Mołdawii. Rosja i Ukraina gustuje w ciężkich alkoholach. Mołdawia i Gruzja w wyśmienitych winach. We wszystkich tych krajach znane są przydługie (jak dla nas) toasty. Faktem jest, że wyraźnego kierownika, czyli tamade, ma tylko tradycja gruzińska.
Jednak cóż pozostało z tej tradycji ? Wspomnienia w literaturze, ustnym przekazie czy też na obrazach gruzińskich malarzy.
Czasami organizuje się pokazową biesiadę dla turystów. Uczestniczyłem w takiej w Lagodekhi. Trwała krócej niż moja codzienna kolacja w gronie rodzinnym.
Uczestniczyłem w takich biesiadach i w Adżarii i w Imeretii. Na ogół pierwsi wpadali pod stół tamady. I tutaj nie pamiętałem co w takim przypadku radziło forum kaukaz.pl ? No ale cóż mogło radzić, skoro do chwili obecnej, mieszkańcy Lagodekhi wspominają młodego aktywistę z forum kaukaskiego, który zapity wymiotował na miejskim placu.
Rzecz niespotykana u Gruzinów.
Tak, gruziński problem to alkohol. Alkohol, głównie wino, spożywane jest w tym kraju już od rana. To zauważają lekarze przyjmujący pacjentów. Sami widzieliśmy wieczorem, wjeżdżając do gruzińskiej wioski, kilkudziesięciu pijanych mężczyzn stojących przy drodze. Mężczyzn, bo trzeba przyznać, że piją tam głównie mężczyźni. Przyznać również trzeba, że Gruzini nie upijają się w przysłowiowego trupa. Nigdy nie widzieliśmy takiego zjawiska. No ale skoro tradycja gruzińska nakazuje aby każde gospodarstwo wyprodukowało rocznie na swoje potrzeby od 500 (Gruzja zachodnia) do 1000 (!) litrów wina w regionie Kachetii – to wszystko staje się jasne. Te tysiąc litrów wina normalnie starcza, mówi jeden z kachetyńczyków. No chyba, że trafi się w rodzinie pogrzeb – wtedy wina zabraknie. Dodajmy jeszcze, że to domowe wino jest często dość przeciętnej jakości.
Z piciem wiąże się jeszcze jedne niebezpieczeństwo. Jeśli przebywa się w jednym miejscu dłużej jak 2 dni, zaczynają się odwiedziny podchmielonych mężczyzn, zapraszających na imprezy. Podejrzenia, że skoro nie chcesz iść z nimi pić to ich nie lubisz, obraziłeś się itp. natarczywości.
No tak, ale gdzie jest alkohol to są i przestępstwa. Prawda to ?

Bezpieczeństwo w Gruzji.
No właśnie. Tutaj muszę się przyznać do porażki. Po dwóch miesiącach nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, czy Gruzja jest bezpiecznym krajem? Na pewno między bajki można włożyć sugestie polskich przewodników pisanych, że wyjeżdżając do Swanetii najlepiej zatrudnić przewodnika – najlepiej Swana. Bzdury. Wszyscy miejscowi policjanci, pytani o stan bezpieczeństwa w danym rejonie odpowiadali jednym głosem. Nie ma żadnych problemów !
No ale skoro jest tak bezpiecznie, to po co zatrudnia się tylu ochraniarzy? Wszędzie.
O bankach nie wspomnę, bo tam to prawie formacje paramilitarne uzbrojone w kbaAK i jeżdżące samochodami na „kogutach”. U jubilera ok. No ale po co w księgarni ? Po co 3 „achranników” na budowie ? W restauracjach. W muzeum miejskim w Akhaltsikhe naliczyłem ich 7 sztuk na jednej zmianie!
Zwiedzając ruiny zamku w Rukli (naprawdę urokliwe miejsce), przy granicy z Abkhazją, dowiedziałem się od miejscowych, że lepiej tutaj nie nocować.
Jednak przybyły jakiś dowódca pograniczników, za punkt honoru przyjął sobie, że musimy koło zamku zostać na noc, a o zmroku będą nas pilnować jego żołnierze. Czy jest niebezpiecznie zapytałem? Absolutnie nie, odparł.
Wieczorem rozlokowały się w okolicznych krzakach 3 terenowe Toyoty z żołnierzami. Czułem się niczym VIP.
W Kutaisi policjanci 2 x proszą nas o zmianę miejsca zatrzymania na noc. Wybrane przez nas miejsca były zbyt ciemne. Ostatecznie zapraszają nas na parking policyjny, gdzie nocujemy. Tam też dowiedzieliśmy się, że gdyby nas coś przykrego spotkało …………… ale co ? Nie odpowiedzieli. To wtedy oni mieli by przez 2 lata prze …… piiiiiip.
W Swanetii pogranicznicy biorą nas na wycieczkę samochodową do Ushguli, gdy dowiadują się, że tam planujmy pojechać Po drodze „zgarniamy” turystów z Ukrainy i Izraela.
Za Tbilisi nocujemy na parkingu przed elitarną jednostką wojskową. Za wiedzą i zgodą tamtejszych służb. Wieczorem przyjeżdża wojskowa policja i zaprasza nas na swój bezpieczny parking.
Czyli jest bezpiecznie czy też jest bezpiecznie bo …… jest prowadzona polityka pro turystyczna, a nasilenie ilościowe w Gruzji wojska, policji i wszelakiej ochrony jest obłędne.
Do tej pory nie rozgryzłem tego zagadnienia. Choć ……. wydaje się bezpieczna.

Gruzja to dziwny kraj.
Fakt po stokroć. Mało kto tym nie wspominał, mało kto pisał, a tymczasem.

1. Dla mnie Gruzini to po prostu lenie. I to potwierdzają niestety Ci mieszkańcy Gruzji którzy pracują, którym się coś chcę robić. Pamiętacie gruzińską herbatę ? Do tej pory, między Adżarią, a Megrelią, rosną pozarastane hektary krzewów herbacianych. Uprawianie ich to NIEEKONOMICZNO. Choć w pobliskiej Turcji herbata ma się dobrze.
Po całej Gruzji włóczą się tysiące krów. Dlaczego tam mleko jest tak potwornie drogie ? Bo dojenie krów jest NIEEKONOMICZNO. Szczytem było kupieniem przez nas w jednym z tbiliskich marketów mleka Made in Germany, bo było tańsze od miejscowego! To już parodia. Opłaca się sprowadzić niemieckie mleko do tego kraju. Na pytanie dlaczego czegoś nie zaczniecie robić ………. bo NIEEKONOMICZNO.
Pewną modą cieszą się w Gruzji niektóre profesje: kierowca taxi, ochraniarz, właściciel myjki samochodowej (bywa ich w Batumi po kilka na jednej ulicy, wystarczy kupić kerchera) czy też właściciel cafe internet ………… bez internetu ale za to z grami komputerowymi.
2. System wynagrodzeń mieszkańców Gruzji jest chyba żywcem wzięty z Korei Północnej. Zarobki pracujących zróżnicowane. Najlepiej zarabia wojsko czy policja. Powiedzmy 300, 500 czy też 100 lari miesięcznie. Pozostałe zawody w tej dolnej granicy. I tak jest do ……….. emerytury. Bo tu uwaga. Wszyscy emeryci dostają równo – 90 lari miesięcznie!! Nie ważne czy byłeś dyrektorem czy dozorcą. Skutkuje to tym, że ludzie pracują „do oporu”, a mający posadę nie powiedzą złego słowa o władzy. W rozmowie ze mną komendant komisariatu policji powtarzał „nasz kochany Misza” (imię Prezydenta Saakaszwili). Inni otwierają się dopiero przy bliższym poznaniu.
Ci, którzy nie są zależnie od władzy, mówią wprost: jesteśmy silną opozycją, a 90% mieszkańców Tbilisi wprost nienawidzi obecnego prezydenta. Nie mogą mu wybaczyć wybudowania sobie w stolicy wspaniałego pałacu za 800 mln dolarów. Może dlatego Prezydent większość czasu spędza w swoich wojskowych ośrodkach w Batumi i Kutaisi ?
3. Fascynacja Stalinem wśród Gruzinów jest powszechnie znana. Stalinem i Berią, który prawdopodobnie był mądrzejszym i bardziej przebiegłym człowiekiem od Stalina. W muzeum w Gori byłem i widziałem. Kolejka do zrobienia sobie zdjęcia koło pomnika. Różne wersje legend o tych tyranach opowiadanych przy winie.
Chciałem dla żartów kupić zaniedbane nieco popiersie Stalina stojące przed nieczynnym przedszkolem. Zaskoczyła mnie reakcja miejscowych nauczycielek. Stanowczo odpowiedziały, że nie sprzedadzą swojej pamiątki narodowej, a jedna z nich zadała mi pytanie: czy Pan wie co by było teraz gdyby Hitler wygrał wojnę ?
Mimo, że uważam się za człowieka bystrego – nie wiedziałem co odpowiedzieć. No ale gdy kobiety posiłkowały się kolejnym pytaniem: co w Polsce myślą o Stalinie? Odpowiedziałem. W Polsce jeszcze tak źle nie mówi się o Stalinie, tylko jakieś tam 20 tysięcy naszych oficerów kazał rozstrzelać. No nieco gorzej mówią o Stalinie na Ukrainie, gdyż tam zginęło przez niego ze 3 mln ludzi. Odpowiedziały – aha.
Nazewnictwo ulic i placów Stalina, też spotkaliśmy kilka.
Gdy cały świat, łącznie z Rosją, ocenił już dawno i jednoznacznie osoby Hitlera i Stalina, to Gruzja trwa ciągle w swoim skansenie i śmieszności.
4. Należy baaaardzo uważać na prawdomówność Gruzinów. Widzę tu duży wpływ kultury wschodu. Mężczyzna musi zawsze wszystko wiedzieć. Wielokrotnie byliśmy wprowadzani w błąd odnośnie stanu dróg, Umówienie się, nie oznacza punktualności.
Jeśli gruziński mężczyzna zupełnie nie wie o co go pytamy, zacznie swoją odpowiedź słowami: po mojemu ………………
Wcześniej należy ustalać wszelkie ceny. Widać już pomału chęć szybkiego dorobienia się na turystach. Możesz zapłacić 2 x więcej za taxi lub zakupy, od kolegi który był przed tobą.
Ale przykład często idzie z przysłowiowej góry. Skoro nikt nic nie mówił w gruzińskich mediach nt. październikowych ataków bombowych w Tbilisi i nie wiedzieli o nich nawet Gruzini, to dobrze świadczy o polityce informacyjnej w tym kraju.
5. Auto, to nowy Bóg Gruzinów. Na cieknącym dachu domu leży folia, a przed domem
stoi 20-30 letni mercedes czy inne beemwe. Po swoich drogach jeżdżą jak szaleńcy. Za żenujące przyjąłem stwierdzenia: jak przeżyjesz jazdę w Gruzji, to możesz wszędzie na świecie jeździć! Biedny kraj.
Policja drogowa nie interweniuje za łamanie zasad ruchu drogowego. Radiowóz ucieka przed czołowym staranowaniem na pobocze i ……. jedzie dalej.
Ale tu zapewne większość miała kontakt z tamtejszymi marszrutkami i podzieli moje zdanie.
Gdy zatrzymywałem się przed przejściem aby przepuścić pieszych, to najpierw byłem „otrąbiony” dookoła przez innych kierowców, potem piesi ruszyli niepewnym krokiem, nie wiedząc czy to nie jest jakaś pułapka. Gdy byli na mojej wysokości, zerkali na tablicę rejestracyjną – skąd ten dziwak przyjechał ?

Gruzińska polonia.
Mit. Osławiony Dom Polski w Lagodekhi to normalny pensjonat z pokojami do wynajęcia. Słyszałem sporo opowieści o tamtejszej polonii ale ………. nikogo nie widziałem. Przywieźliśmy z Polski do Lagodekhi trochę drobnych upominków, w ostatniej chwili zorganizowanych od różnych firm, trochę ubrań. Teraz na pytanie znajomych: jak tam polskie dzieciaki w Gruzji, świecę oczami ze wstydu, bo żadnego polonusa, oprócz właścicieli domu polskiego, nie widziałem.
Przy okazji, na wyrost wydaje mi się namawianie do odwiedzenia rejonu Lagodekhi. Nie jest to wcale tak blisko, a jest szereg ciekawszych rejonów Gruzji do odwiedzenia. Piesza wędrówka po terenie tamtejszego parku narodowego jest trochę zagmatwana. Wszyscy namawiają do zatrudnienia tamtejszego przewodnika, wynajęcia koni. Szlak turystyczny, choć istnieje na mapie, w terenie wcale nie. Miejscowi doradzają: iść po śladach koni.
Jeszcze gorzej jest w Akhaltsikhe i Związku Polaków Południowej Gruzji. Pierwsza śmieszność, to przewodniczący związku, który …………. nie mówi po polsku i poza nazwiskiem nie ma żadnych korzeni polskich. Ale za to ambasada polska wynajmuje dla związku budynek w mieście. Pytam szefostwo związku o działalność. Jest ok. Nauka języka, spotkania, święta, rocznice. Zwiedzając okolice, parkowaliśmy koło domu polonii 3 dni. Żywej duszy. Pytam poznanego sąsiada zamieszkałego obok, czy bywają tu Polacy odpowiedział: widział raz w tym roku.
Ot, taka to jest gruzińska polonia. Lepiej przemilczeć ten temat.


Ktoś teraz może zapytać, czy warto jechać do Gruzji ? Czy nie żałujemy swojego wyboru ?

Nie, nie żałujemy. Mając do wyboru Alpy i Kaukaz – w ciemno można wybrać kaukaski kierunek. Jeśli uda nam się tylko ominąć turystyczne ośrodki, cwanych i nachalnych kierowców terenówek w Kazbegi, gruzińską służbę zdrowia i różnej maści „rukowoditieli” wg których wszystko w Gruzji wybudowała albo caryca Tamara albo król Dawid – to nie pożałujemy swojego wyboru.
Jeśli jednak swoją podróż odbędziemy w sposób rozumny, to czeka nas jeszcze jedno niebezpieczeństwo. Utrata zaufania do naszych władz, mediów i kreowania naszej wiedzy o zakaukaziu. Jeśli jeszcze czasami posłuchamy w tamtym rejonie radia „Wolny Kaukaz” – oj, to wtedy może nam się szereg wartości rozsypać w drobny pył !!!

Wspaniałe przyroda. Wspaniałe zabytki kultury materialnej. Smaczna kuchnia gruzińska.
To dla tych rzeczy trzeba tam pojechać.
Trzeba również pojechać po to, aby móc napisać kiedyś taką rozprawkę, w której rozprawimy się z mitami i faktami o Gruzji.

Gruzjo – wykreuj w końcu swojego przywódcę i ruszaj do przodu.
Bo choć daleka Cię czeka jeszcze droga – to warta tego jesteś.

WODNIK - 2011-05-07, 00:03

Super wyprawa, super opis i super epilog. Mimo późnej pory czytałem epilog jednym tchem.
Nie będę się rozpisywał bo późna pora ale czytając epilog to co najmniej 80% cech Gruzinów było też cechami naszymi sprzed 20-25 lat.
My dostaliśmy szanse i wykorzystaliśmy ją, mniej lub więcej, a czy oni dostaną taką szansę.
Gratuluję wyprawy, dla mnie taka wyprawa to marzenie życia.
Dla Ciebie za temat :pifko
Ps. Jakbyś jeszcze raz planował taki wypad to daj znać :spoko

zbychu91 - 2011-05-07, 09:15

Dzięki za relacje. :spoko
48a-ELANKO - 2011-05-07, 10:46

Wielkie dzięki za wspaniałą relację z przepięknej podróży i za coś, co niesamowicie zaskoczyło: Twój epilog po odbytej eskapadzie jest rewelacyjny !!!
Zdaję sobie sprawę z tego, że nasze wirtualne piwko to tylko niewielki symbol; zasługujesz na coś znacznie większego !
Gdybyśmy na naszym forum mogli czytać więcej podobnych relacji....

Barnaba - 2011-10-03, 15:10

Dzień dobry!
Chociaż jestem obecnie spieszony, bardzo chętnie czytam wspomnienia i opisy wypraw innych kamperowiczów. Tak było z opisem wyprawy do Gruzji anda123. Zainteresowało mnie szczególnie jego podsumowanie. I tak po cichu wywnioskowałem, że jeżeli Gruzja otrzyma pomoc finansową z zagranicy, stanie się następną Grecją. Mentalność gruzinów zupełnie odpowiada mentalności greków. I tu będą wysokie wynagrodzenia, niezliczone dodatki i dopłaty za niewiadomo jakie zasługi i prace. Rozrośnie się ekipa władzy, która nie zważając na pracę będzie dzielić efekty wcale ich nie uzyskująć - przykład: uprawa herbaty - nieekonomiczno, gdy w sąsiedniej Turcji zbijają na tym interesy, wydoić krowę - nieekonomiczno a sprowadzić mleho z Niemiec - ekonomiczno !!!. Do tego dodać brak dbałości o przyrodę, da znać przy najbliższych próbach wykorzystania jej do celów przemysłowych. Dopóki brak zapotrzebowania na dary natury, można na nie nie zwracać uwagi. Ale to wszystko się zacznie zaraz mścić. I tego bardzo się obawiam, po poznaniu spostrzeżeń and123.

Siedlisko Konradówka - 2011-12-15, 23:42

Wspaniała wyprawa,super relacja.
Wielkie dzięki za podzielenie się swoimi odkryciami.

Grzegorz74 - 2012-01-26, 23:19

Dziękuję za wspaniałą relację. Ciężko oderwać sie od komputera i dzieki, że chciało Ci się z nami podzielic. Tylko jedna uwaga cisnie się na usta. Skoro zahaczasz o politykę i kwestię naszego prezydenta to uczmy się (jak mądrzejsze narody) o sobie za granica mówić tylko dobrze. Wiem, ze LK nie był "Twoim" prezydentem, ale czy nie powinnismy na zewnątrz być jednością? Myślę że kamperowa brać to dobry fundament by taką myśl wdrożyć. Bo skoro my sami nie będziemy mówić dobrze o osbie, to kto będzie? Pozdrawiam
artanek - 2012-01-27, 10:44

Moje gratulacje z relacji o Gruzji.Czytało sie z ciekawosćią.I nawet ja zmieniłem troche poglądy na jej temat po twojim artykule.Fakt nasze media zakłamują jej wizerunek jak z resztą i innych krajów.
DreamsOnWheels - 2013-01-29, 18:09

Ze tez wczesniej tu nie zajrzalem... Kapitalna relacja. SZACUN!!
Ania i Zdzich - 2013-02-04, 22:23

Ja też pozdrawiam!!! Powaliła nas Twoja relacja! Czytaliśmy na głosy (Mój i Zdzicha) przez całe popołudnie!!!! Też chcemy do Gruzji i Armenii - ale nie jesteśmy jeszcze emerytami, mimo, że też po 50-tce :(

Może troszkę się nie zgadzam z Twoją surową oceną narodu gruzińskiego, nie znam się może na socjologii, ale ludzie w uogólnieniu są mniej więcej podobni. Oni byli pod presją komuny o wiele dłużej niż my. Przecież Grecy mają za sobą ponad 4000 lat wolności i demokracji (poza tureckim, 400-letnim "incydentem") a ich podejście do "pracy" i "wysiłku" łudząco przypomina to, co piszesz o Gruzinach. Ale to chyba nie miejsce na takie dywagacje!!! Podziwiamy odwagę, determinację i ułańską fantazję!!!!

dużżże Tyskie :pifko bo winka tu nie mają na forum :( :mrgreen:
pozdrawiamy
Ania i Zdzich :spoko

Barbara i Zbigniew Muzyk - 2013-02-04, 22:30

Ania to czytaj sobie ich relacje na www.....z obecnej relacji.Teraz sa w Maroku,po Francji,Portugalii :spoko
and123 - 2013-02-24, 23:13

Dziękujemy za miłe słowa, pod naszym adresem skierowane.
Dopingują nas one do jeszcze dalszych i dłuższych podróży :-)

Wiemy, że nasze poglądy są często kontrowersyjne. Jednak pochodzą zawsze i tylko z własnego, subiektywnego odbierania otaczającej nas rzeczywistości.
Najczęściej na forum nie ma miejsca, ani czasu aby przedstawić wszystkie "za i przeciw".
Często piszemy tylko o wnioskach.

Basia pokręciła link do bieżącej "eskapady". Winno być:

http://kamperemprzezswiat.blogspot.com/

Miłego dnia.

samotny wilk - 2014-01-27, 23:07

Całkiem fajna relacja. Wypatrzyłem ją dopiero wczoraj.

Przeczytałem calutką od deski do deski za 1 podejściem.

Ja także zwiedzony szumem medialnym o Gruzji poleciałem tam w czerwcu 2013 r.
Poleciałem tam ze względu na wspaniałe góry Kaukazu.
Jednak moja opinia n.t. Gruzji jest niezbyt ciekawa. Zaznałem wiele zła, oszukaństwa, naciągania. Właściwie tylko wspaniałe góry Kaukazu mile wspominam i pewnie jeszcze tam wrócę.
Podziwiam Wasz przejazd do Mestii i to kamperem. Ja jechałem marszrutką z Kutaisi. Trwało to chyba ok. 6 - 7 godzin. Jechałem z 2 napotkanych Polaków, kierowca jechał jak na stracenie, byliśmy przerażeni. Ale dojechał, byliśmy mokrzy z emocji i potwornie zmęczeni. Ten jednak nie oszukał nas. Za to w drodze powrotnej po opłaceniu przejazdu z Mestii do Batumi kolejni kierowcy zostawiali nas na drodze i mówili, że niedługo przyjedzie po nas następny kierowca. Ten przyjeżdżał i ponownie kazał płacić takie same pieniądze. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze 2 razy. Dochodziło niemal do rękoczynów, a oni nas w biały dzień oszukiwali i łoili pieniądze. Nie mieliśmy wyboru, będąc daleko w górach.
Ostatni oszust dowiózł nas do Zugdidi. Tam kilka godzin oczekiwania i długa droga kolejną marszrutką do Batumi. Tym razem kierowca już nie oszukiwał.
Po takiej podróży miałem serdecznie dość Gruzji.

Również niemiłe wspomnienia mam z samej Mestii. W żadnym sklepie nie ma cen. Nigdy, ale to nigdy nie wydano nam właściwej reszty. Zawsze nas oszukiwano. Zawsze kupowaliśmy we trójkę i każdy płacił inną cenę za ten sam artykuł. Było i tak, że poprosiłem 1 piwo za 2 Lari, dałem pani 5 Lari i czekałem na resztę. Obok mnie stali moi koledzy. Pani powiedziała, że resztę już wydała. Byliśmy skonsternowani. Powiedziałem jej, że zawołam policję, ale to jej nie ruszało. Jednak gdzieś po godzinnym oczekiwaniu przed sklepem nagle owa sprzedawczyni wyszła ze sklepu i oddała właściwa resztę. Nie takiej Gruzji oczekiwałem. Oszukują na każdym kroku.
Zawsze przed złożeniem zamówienia pytaliśmy o ceny potraw w barach i restauracjach. Ale i tak zawsze nas oszukiwano.

Generalnie nie wiem jak było w Waszym przypadku, ale ja nie mam pozytywnych wspomnień z Gruzji. Mogę o tym długo pisać, a byłem tam zaledwie tydzień.
Szkoda, tyle sobie po Gruzji obiecałem.

Jedynie góry mają wspaniałe. Nam udało się podejść pod Ushbę.


Może jednak zacisnę zęby i powtórnie pojadę do Gruzji, ale tylko ze względu na ich wspaniały Kaukaz. Kocham góry.
:spoko

and123 - 2014-01-28, 00:18

Dzięki za miłe słowa i uwagi.

Wiesz, domyślałem się, że w Gruzji z roku na rok, będzie tylko gorzej.
I potwierdzasz to.
Domniemam, że to coraz bardziej masowa turystyka, w tamtym kierunku,
tak manieruje miejscowych.
Myślę o tej "głupiej, masowej turystyce".
Podobne wrażenie odnoszę po pobycie w Afryce Zachodniej.

Za to ten Kaukaz ;) . Alpy, to mały pikuś przy nim.

Fux - 2014-01-28, 08:16

and123 napisał/a:
Myślę o tej "głupiej, masowej turystyce".

A dlaczego obrażasz ludzi?
Może są tacy, co uwielbiają hotele, drinki z palemkami i ALL?
Jeden lubi synową a drugi teściową.
Białka, Zakopane, Świnoujście, Wisełka już nie są te same.

samotny wilk - 2014-01-28, 09:47

"and123" nikogo nie obraża. Pisze co o tym myśli.
Ja Go popieram. Wolny wybór.

Też nie przepadam za tzw. masową turystyka. Jeżeli ktoś tak lubi, to jego wolny wybór. Acz niekiedy ze względu na małe dziecko zmuszony jestem korzystać i z takiej formy wypoczynku. W wakacje dziecko chciało pojechać do term w Besenovej i do Tatralandii. Był potworny tłok, ale czego nie robi się dla dziecka.
Sam natomiast najchętniej wyjeżdżam w miejsca mało uczęszczane i w okresie kiedy jest niewielu turystów.

Natomiast jeśli chodzi o Gruzję, to "masówka" pojawiła się w ub.r., kiedy to tanie linie lotnicze uruchomiły loty do Gruzji (np. Wizzair do Kutaisi). Nadal są tanie loty np. do Kutaisi za 128 PLN w obie strony.
Już po wyjściu z lotniska zaczyna się prawdziwa walka o każdego turystę. Trzeba się targować, ale i tak zostałem potem wielokrotnie oszukany.
Można odnieść wrażenie, ze Gruzini chcą się dorobić najszybciej, jak to tylko możliwe i za wszelką cenę.
W dniu odlotu do Warszawy staliśmy w kolejce do odprawy i dzieliliśmy się wrażeniami z tygodniowego pobytu w Gruzji. Początkowo wszyscy wychwalali, ale wszystko się zmieniło, kiedy ja opowiedziałem swoje przygody. Nagle front zmienił się i wszyscy jak jeden mąż zaczęli narzekać i to mocno - na pazerność Gruzinów i zwykłe chamstwo. Wielu mówiło, że już tu nie przyjedzie.
Nikt natomiast, podobnie jak ja nie miał złego zdania n.t. Gór Kaukazu.

W ub.r. poznani dwaj Polacy, tak się napalili na góry, że namawiają mnie do ponownego wyjazdu do Gruzji. Głównym celem ma być tym razem Kazbek. To trudna góra. Każdego roku ginie na niej tylu turystów. W 2013 r. zginęło na niej 4 Polaków. Ale oni są uparci. Zobaczymy, jeszcze się zastanawiam.

Piszesz, że byłeś w Afryce Zachodniej. Czy chodzi o Maroko ? Ja też mam taki zamiar, ale drogą powietrzną. Ciekaw jestem, czy Ty byłeś w Afryce kamperem i czy jest na CT relacja z tego wyjazdu ?

Ahmed - 2014-01-28, 09:54

Andrzej5707 napisał/a:
Pisze co o tym myśli.
Ja Go popieram. Wolny wybór.

Też nie przepadam za tzw. masową turystyka. Jeżeli ktoś tak lubi, to jego wolny wybór.


Jaki wolny wybór ? Czy każdy ma kilka miesięcy urlopu by dojechać i wrócić kamperem z Afryki ?

Czy każdego stać na kampera ?

Czy każdy ma kilka - kilkanaście tysięcy zł. emerytury ?

Wolny wybór ...... :bajer

:spoko

and123 - 2014-01-28, 11:58

oskp napisał/a:
Andrzej5707 napisał/a:
Pisze co o tym myśli.
Ja Go popieram. Wolny wybór.

Też nie przepadam za tzw. masową turystyka. Jeżeli ktoś tak lubi, to jego wolny wybór.


Jaki wolny wybór ? Czy każdy ma kilka miesięcy urlopu by dojechać i wrócić kamperem z Afryki ?

Czy każdego stać na kampera ?

Czy każdy ma kilka - kilkanaście tysięcy zł. emerytury ?

Wolny wybór ...... :bajer

:spoko


O właśnie,
sam niechcąco opisałeś typowego "głupiego, masowego turystę" !!! :brawo
Nawet o tym nie wiedząc.

Mam jeszcze nadzieję, że jak trochę pokamperujesz, to oczy zrobią Ci się WIELKIE.

1. Nigdy nie napisałem, że masowa turystyka jest zła. To jest główny nurt na świecie, miliony podróżujących ludzi, miliardowe obroty, cały przemysł z tego powstał i źródło dochodu wielu krajów. Nasz karawaning, to nieliczący się promilek tego zjawiska. Tak jest i będzie, choć by to forum rozrosło się 10 x.

2. "Głupi masowy szkodnik" bezwiednie popełnia błędy i robi wiele zła, szczególnie gdy, jak to napisałeś: ma kilka miesięcy urlopu by dojechać i wrócić kamperem z Afryki ? Czy każdego stać na kampera ? Czy każdy ma kilka - kilkanaście tysięcy zł. emerytury bo:

- zaspakaja swoją próżność rozdając pieniądze lub prezenty,
- uczy tubylców nicnierobienia, lenistwa i cwaniactwa,
- pomnaża żebraków, którzy wyciągają rękę do obcokrajowca,
- odciąga dzieci ze szkół na ulicę,
- płaci za towar i usługę 2-10 (!) razy więcej od miejscowego, czym stwarza antagonizmy pomiędzy stałymi mieszkańcami,
- wspiera miejscową prostytucję,
- płaci za rzeczy, które są darmowe,
- nie zna swoich praw miejscowych i nie umie ich egzekwować

i jeszcze ze 100 przykładów można by napisać o głupiej, (nie tej normalnej) masowej turystyce.

Na nic tu się zdają apele różnych miejscowych intelektualistów.
Przygotowując się do swoich wycieczek, a warto się przygotowywać, oj warto, sam czytałem: Nie psujcie nam społeczeństwa, nie rozdawajcie pieniędzy, nie przysyłajcie darów !

No cóż, żeby to zobaczyć i odczuć, trzeba po prostu ............ jeździć, a nie obrażać. :bajer

W ciągu tych kilku lat, gdy czytam ostatnie "raporty" z podróży w Kaukaz, widzę duuuuuże zmiany.
Tam gdzie stałem przez dni kilka w miłym otoczeniu tubylców, z winem i śpiewem, z prezentami i uśmiechem - teraz trzeba płacić za postój, opłacać ochraniarza i słono płacić za chleb. Gdy przed laty marszrutka do Swanetii mogłą Cię zabrać za grosze, a za 20 km przejazdu kierowca nie chciał żadnych pieniędzy - teraz skubią i gangsterskie metody stosują.

Oby tylko w Gruzji, nie skończyło się jak w części Afry, gdzie tubylcy zorientowali się, jak można dostatnio żyć, za porwanego turystę.
Oby nie.

PS. Prawdę mówiąc, to początkowo miałem "olać" te zaczepki, ale w końcu ........... ;)

Ahmed - 2014-01-28, 12:25

and123 napisał/a:
Nigdy nie napisałem, że masowa turystyka jest zła.


Nie napisałeś , napisałeś że jest głupia :spoko

A ja myślę , że żadna turystyka nie jest ani zła , ani głupia :bajer

samotny wilk - 2014-01-28, 15:00

Oj, robi się nieciekawy "klimacik".

I pomyśleć, ze ja jedynie pochwalilem relację kolegi "and123" i wymieniliśmy zaledwie kilka uwag o Gruzji. Nie zawsze były to pochwalne opinie, ale oparte na własnych przeżyciach i przygodach w Gruzji.

Mnie zupełnie nie interesuje opiniowanie różnych form turystyki. Są jakie są i każdy ma prawo do swobodnego wyboru.
Mnie obchodzi mój własny wybór. Swojego kamperka, a przedtem auto i przyczepkę traktowałem jako miejsce do odpoczynku (nocleg i przyrządzenie posiłku). Jestem zwolennikiem aktywnego sposobu spędzania czasu. Zazwyczaj jadę w góry, zawsze z rowerem. Właściwie to całe dni jestem w terenie na górskim trekkingu lub na wycieczce rowerowej.
Taki jest mój wybór - aktywność.

Inni mają prawo do własnych, wyborów.

Cenię takich ludzi jak "and123", ma pasję, trzeba to docenić.

Zdania takie jak:
Czy każdy ma kilka miesięcy urlopu by dojechać i wrócić kamperem z Afryki ?

Czy każdego stać na kampera ?

Czy każdy ma kilka - kilkanaście tysięcy zł. emerytury ?

- uważam za mocno niesmaczne.

Nie masz prawa zadawać takich pytań. Czasy urawniłowki już dawno minęły.
To są jego osobiste sprawy. Nie wypada zaglądać do cudzego portfela.

Lepiej się ciesz, że człowiek dużym wysiłkiem wklepał tyle ciekawego tekstu, tyle fotek. Może i dla Ciebie będą one, kiedyś przydatne.

Więcej empatii.
:lol:

Ahmed - 2014-01-28, 15:09

Andrzej5707 napisał/a:
Zdania takie jak:
Czy każdy ma kilka miesięcy urlopu by dojechać i wrócić kamperem z Afryki ?

Czy każdego stać na kampera ?

Czy każdy ma kilka - kilkanaście tysięcy zł. emerytury ?

- uważam za mocno niesmaczne.

Nie masz prawa zadawać takich pytań. Czasy urawniłowki już dawno minęły.
To są jego osobiste sprawy. Nie wypada zaglądać do cudzego portfela.


Do czyjego portfela ja zaglądam ?

Czy napisałem że and123 ma emeryturę w wysokości ..... czy napisałem słowo ,, każdego '' :bajer

Normalnemu pracującemu człowiekowi , mającemu 26 dni urlopu w roku , choćby miał najszybszego kampera, czasu po prostu nie starczy i jest zmuszony wybrać tę głupią formę turystyki :gwm

:spoko

Ahmed - 2014-01-28, 15:26

Andrzej5707 napisał/a:
Mnie zupełnie nie interesuje opiniowanie różnych form turystyki


I słowa bym w tym temacie nie napisał , gdyby do owego opiniowania nie doszło :bajer

Andrzej5707 napisał/a:
Cenię takich ludzi jak "and123", ma pasję, trzeba to docenić.


Ja podziwiam za co innego , ale podziwiam :spoko

zbyszekwoj - 2014-01-28, 18:29

Dobrze, że przez waszą "wymianę poglądów" odświeżył się temat. Przez to i my łyknęliśmy to jednym tchem.Dziękujeeeeeeeemy!!!!!
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2022-06-24, 22:05

Modny kierunek 2022,alatego relacja idzie do góry.Pozdrawiaam :bukiet:

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group