Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Po Polsce - Pierwszy, samodzielny wypad kamperem.

Wito - 2011-03-14, 18:33
Temat postu: Pierwszy, samodzielny wypad kamperem.
Mój pierwszy, samodzielny wypad kamperem.



Niektórym może trudno to sobie wyobrazić, ale mnie się naprawdę udało wyskoczyć na wyprawę samotnie. W tym czasie moja druga połowa gościła swoją kuzynkę z Warszawy. Była to doskonała okazja aby wyrwać się gdzieś, na kilka dni samemu i spróbować, jak to smakuje...
Tym razem postanowiłem odwiedzić rejon, gdzie kiedyś w dzieciństwie i w młodości często bywałem i gdzie przeżyłem wspaniałe chwile jako wędkarz i płetwonurek. Tym razem jechałem tam kamperem jako turysta. W alkowie mojego kampera wiozłem jak zawsze aparat fotograficzny, akordeon, skafander do nurkowania i mały, jednoosobowy, gumowy ponton. Na bagażniku zaś jechał spętany rower. Czyli miałem wszystko, czego mi potrzeba.
Aha, i jeszcze coś. W lodówce były samodzielnie wykonane zakupy.

Po pokonaniu blisko dwustu kilometrowego odcinka drogi z Iławy, we wsi Stare Osieczno minąłem most na Drawie i skręciłem w prawo.
Otwierał się przede mną znany mi z młodości świat pięknych jezior, bezkresnych lasów i rzek przecinających Puszczę Drawską. Tak jak dawniej, tak i teraz skręcając na drogę do Głuska, poczułem dreszcz emocji.
Jako młody chłopak przyjeżdżałem tu z ojcem, z Gorzowa motorem. Celem naszych wypraw wędkarskich było piękne, położone w lasach jezioro Ostrowieckie. Jezioro to jest największym i najpiękniejszym jeziorem na tym terenie. Jego całkowita powierzchnia wynosi 388 ha, głębokość maksymalna 19 m, długość około 6 km, a największa szerokość - 1 km. Woda jest czysta, choć okresowo występują zakwity. Linia brzegowa bardzo rozwinięta. W środkowej części jeziora wrzyna się w nie duży, szeroki półwysep z wieloma mniejszymi odnogami i zatoczkami. Na jeziorze są trzy wyspy: Lecha, Okrzei i najmniejsza- Pokrzywka. Wszystkie one mają wysokie, porośnięte wysokopiennym lasem mieszanym. Kilkanaście lat temu na wokół jeziora na dużym obszarze utworzono Drawieński Park Narodowy.

Większość dróg wyłączono z ruchu kołowego i zakazano uprawiania wędkarstwa, poza wyznaczonym odcinkiem na zachodnim brzegu jeziora Ostrowieckiego.
W młodości przyjeżdżaliśmy tu z ojcem na kilkudniowe wyprawy . W dzień łowiliśmy piękne szczupaki i płocie a w nocy trafiały się na wędce tłuste, wypasione węgorze.Podczas naszych wypraw, gdy ojciec łowił na jeziorze, ja zwiedzałem i poznawałem okolicę. Uwielbiałem wycieczki wzdłuż dzikich i niedostępnych brzegów Drawy i Płocicznej z jej dopływem - Cieszynką. Często, godzinami, ukryty za drzewem, obserwowałem stada żerujących na Płocicznej kleni.

Kilka lat później robiłem sobie spływy tymi rzekami w masce i z fajką, ubrany w ciepły, neoprenowy skafander. Mogłem wtedy wpłynąć w każdy zakamarek rzeki czy pod każde zwalone drzewo i podziwiać piękne podwodne widoki i ryby - ogromne brzany, klenie, certy, lipienie oraz pstrągi potokowe ukryte w pniach zwalonych drzew.

Było tu zawsze cudownie i każdym zmysłem czuło się tę nieskażoną i dziką przyrodę.

W latach siedemdziesiątych nastąpił szybki rozwój turystyki w kraju i zaczęło tu przyjeżdżać dużo ludzi. Rozpoczął się powolny proces dewastacji tego oddalonego od cywilizacji pięknego i dzikiego zakątka. Zaczęło się kłusownictwo, imprezki, pojawiły masy śmieci dookoła, powstawały pożary lasów.

Jak to dobrze, że utworzono tu Drawieński Park Narodowy. Powołano mobilną i bardzo skuteczną straż, która pilnowała przestrzegania dość surowych przepisów dotyczących ruchu po drogach, zasad parkowania i obozowania, wędkowania i wielu innych.

Punkt informacji turystycznej Drawieńskiego PN. mieści się w samym Głusku. Kupiłem aktualną mapę Parku a sympatyczna pani na odchodne wręczyła mi kilka ulotek.
Po wykonaniu niezbędnych zakupów w wiejskim sklepie, ruszyłem na północ w kierunku jeziora Ostrowieckiego. Zamierzałem założyć bazę na parkingu znajdującym się w połowie jeziora na jego wschodnim brzegu. Zaraz za parkingiem była pięknie odrestaurowana leśniczówka Ostrowiec z dużym, zadbanym ogrodem.

Droga do leśniczówki była jeszcze Made in Germany i wyłożona kocimi łbami. Musiałem nią przejechać blisko cztery kilometry.
I wtedy mój kamper dał mi popalić. Jeszcze takiego hałasu nie przeżyłem. Trzeszczało i dzwoniło w nim dosłownie wszystko. Na nic zdała się wolna jazda i błagalne zaklęcia. Kamper musiał mi wykrzyczeć swoje i czynił to aż do samego parkingu.
Gdy tylko zgasiłem silnik i wysiadłem z kampera, od razu poczułem magię tego miejsca. Był już prawie wieczór i wokół było cicho, jakby nic dookoła nie istniało

Poczułem się prawdziwie wolny.

Nie oglądając się na nikogo i na nic, mogłem robić, co tylko chciałem. Mogłem iść czy pojechać rowerem gdzie chciałem. Mogłem iść już spać, jeść, czy wypić coś - na przykład złocistego, mogłem nieskrępowany...robić praktycznie wszystko. Czułem się bardzo dobrze.


Wybrałem wyjazd rowerem do zrujnowanej węgorni na Płocicznej. Kiedy jeszcze było wolno, pływałem tą rzeką pontonem a także pod wodą - w masce. Rzeka jest bardzo różnorodna. Jest ponadto bystra i bardzo przezroczysta. Dawniej było w niej dużo kleni i pstrągów. W głębszych miejscach, gdy przepływała przez łączkę, występowały rzadkie już certy i brzany. Pamiętam, że pod zwalonymi drzewami poniżej węgorni obserwowałem kiedyś dwie ogromne trocie wędrowne. Dziwiłem się, że tak duże ryby wpłynęły do tej stosunkowo niewielkiej rzeki.

Z uwagi na kłusownictwo, to poza kilkoma miejscami wyznaczonymi dla turystów, dostęp do Płocicznej na mniej niż sto metrów, jest obecnie zabroniony. Węgornia jest jedynym na tym odcinku miejscem udostępnionym. Umieszczono tam nawet tablicę informacyjną ze zdjęciem obiektu przed zniszczeniem go przez ludzi i wodę.

Już w odległości kilkuset metrów od rzeki usłyszałem szum wody przeciskającej się przez ruiny dawnej węgorni.

Skręt w prawo, sto metrów z górki i byłem na miejscu.

Ze zdziwieniem stwierdziłem, że pod jednym z wodospadów zażywało kąpieli kilkoro młodych ludzi. Okazało się, że przyszli z pobliskiej leśniczówki. cdn.

StasioiJola - 2011-03-14, 18:50

Witku - poruszyłeś czułe struny ; kilkanaście lat temu byliśmy z Jolą w tym samym rejonie w miejscowości Sitnica u znajomych na grzybach!! Wraz z naszym kolegą i jego żoną chodziliśmy wokół jeziora Ostrowite - piękne tereny. A grzybów to w życiu tyle nie widziałem i pewnie już nie zobaczę. Byliśmy też nad Płociczną jeszcze wtedy dostępną na wielu odcinkach, Najbardziej powalająca jest ta cisza i urok tych nieskażonych miejsc. Nocami to cisza aż dzwoniła w uszach. Czasami słychać tylko odgłosy dzikiej zwierzyny - mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam się wybiorę!!! :spoko A bruk to jaki był to taki jest!!!! :szeroki_usmiech
foto kamper - 2011-03-14, 19:47

Witam przeczytałem z uwagą i zaciekawieniem, masz talent pisarski. Pięknie opisałeś swoją samodzielną wyprawę. Czasem ja też mam ochotę wybrać się sam samiusieńki.
Twoja opowieść jest dla mnie inspiracją czekam na cdn.
Pozdrawiam Mariusz

MAREKH - 2011-03-14, 20:27

Wito napisał/a:
Poczułem się prawdziwie wolny.

Nie oglądając się na nikogo i na nic, mogłem robić, co tylko chciałem. Mogłem iść czy pojechać rowerem gdzie chciałem. Mogłem iść już spać, jeść, czy wypić coś - na przykład złocistego, mogłem nieskrępowany...robić praktycznie wszystko. Czułem się bardzo dobrze.

Czy szanowna Małżonka czytała to już?
Bardzo mi się to podoba,dawaj Kolego dalej. :spoko :spoko :spoko

Skorpion - 2011-03-14, 20:41

Wito, Wspanial wyprawa i opowiesc rowniez czekam na jej dalszy ciag. Na zacheete przeslalem Ci pifko
Wito - 2011-03-14, 21:42

Stasiu. To miło, że byliście z Jolą w tych pięknych stronach. Widzę, że i na Was wywarły one duże wrażenie.
Marku. Nie czytała. A w przyszłości, kto to wie. Ale już jutro i tak nie mógłbym dokonać żadnej zmiany. A tam. Zaryzykuję. Napiszę prawdę.
Pozdrawiam Was serdecznie.

Nocny Rajder - 2011-03-14, 22:41

Piękne okolice częsta tam bywam i znam te kocie łby budowane jeszcze prze jeńców francuskich z wojny 1870 roku.
Wito - 2011-03-15, 08:41

Nocny Rajder napisał/a:
Piękne okolice częsta tam bywam i znam te kocie łby budowane jeszcze prze jeńców francuskich z wojny 1870 roku.

Witaj Rajderze. Miło Cię poznać. Deszczno znam z młodości i obecnie, gdy jeżdżę na Obrę i do Bledzewa, często mijam po drodze.
Bardzo ciekawa jest historia budowy drogi z Głuska do Ostrowca. Nie miałem pojęcia, że budowali ją jeńcy wojenni i to jeszcze w dziewiętnastym wieku. Pozdrawiam Cię serdecznie i do zobaczenia. Czasami bywam w moim rodzinnym Gorzowie.

małyb-c - 2011-03-15, 09:04

Bardzo fajnie opisana wyprawa , masz talent :) . Na pewno się tam kiedyś wybiorę , a tym czasem pisz dalej :spoko
Wito - 2011-03-15, 10:24
Temat postu: Mój pierwszy, samotny wypad kamperem.
[center]Mój pierwszy, samotny wyjazd kamperem.[center]

Z uwagi na przewalającą się z hukiem przez ruiny wodę, panujący tu półmrok i jasną, dość rozległą przestrzeń poniżej węgorni, miejsce to ma swój szczególny urok.

Spędziłem tam jeszcze kilka chwil, wykonałem zdjęcia, wsiadłem na rower i pojechałem w kierunku jeziora Ostrowieckiego. Zamierzałem wykonać kilka zdjęć jeziora i ujścia Płocicznej o zachodzie słońca. Udało mi się zdążyć na czas. Jezioro przywitało mnie jak zwykle ciszą zakłócaną tylko niekiedy przez baraszkujące na wodzie ptactwo i pięknymi, ciepłymi barwami zachodu słońca. Całym swym ciałem i duszą chłonąłem piękno tego miejsca i pragnąłem pozostać tam jak najdłużej.

Zaczęło się już jednak ściemniać i trzeba było wracać do kampera.cdn.

JaWa - 2011-03-15, 12:26

Przypomniałeś mi Witku moje wyjazdy w latach '80 nad Jezioro Szczuczarz, rzut kamieniem od Ostrowickiego. Jeździliśmy tam do leśniczówki Głusza położonej na samym jeziorem, w maju na ryby, a w sierpniu, wrześniu, na ryby i grzyby. Jezioro było prawdziwym rajem dla wędkarzy, jak sama nazwa mówi najwięcej było szczupaków, to tam złowiłem swojego największego szczupaka, 105 cm i okonia 41 cm, 1,10 kg wagi. Było tez dużo węgorzy i mnóstwo białej ryby. Do leśniczówki zjeżdżali się wędkarze z praktycznie całej Polski. Od Zakopanego po Gdańsk, od Lublina po Szczecin. Nie każdy mógł jednak być gościem leśniczego, można tam było trafić tylko z polecenia 'bywalców". O rodzinie leśniczego i jego gościach, o wspaniałych tam pobytach, pełnych najrozmaitszych przygód, można by książkę napisać. Tam też miałem szczęście pozyskać kapitalnego byka, w pierwszy roku tylko go słyszałem, na drugi rok pozwolił sobie na małą nieostrożność ...... Dziś już nie ma leśniczego, znanego w całej okolicy, Ferdka Kasprzaka, a jezioro odkąd pojawili się "rybacy" z prądem, zamieniało się szybko w rybną pustynię. Dziś tam jest "łowisko specjalne", tylko ryb już nie ma. :gwm
Tadeusz - 2011-03-15, 14:19

Ładnie Witek opisał, a Jacek podsumował, jak plotą się losy takich uroczysk, pięknych i zasobnych w dary boże. Ileż wysiłku wkładają ludzie w niszczenie przyrody, aż trudno to sobie wyobrazić.
Dobrze, że piszemy o tych dzikich zakątkach, fotografujemy i zostawiamy potomnym wspomnienia. Chociaż tyle.

Wito - 2011-03-15, 23:14
Temat postu: Jezioro Szczuczarz
To bardzo ciekawe, co piszesz Jacku. Faktycznie, te dwa jeziora leżą blisko siebie i w przeuroczej okolicy. W Szczuczarzu nurkowałem raz, czy dwa. Nie spotkałem tam jednak większej ryby. Znam jedynie zatokę przy drodze, którą często jeżdżę do Gorzowa. Jezioro jest bardzo czyste, choć partiami muliste a woda bardzo przezroczysta. Są tam raki. Wypatrzyłem je kiedyś podczas przerwy w podróży. Szkoda, że tak piękny i rybny akwen został zdegradowany. Na Jezioraku jest to samo. Pozdrawiam serdecznie.
Wito - 2011-03-16, 20:08
Temat postu: Mój pierwszy, samotny wypad kamperem.cd.
Mój pierwszy, samotny wypad kamperem.



Jazda rowerem z powrotem była równie przyjemna jak w tamtą stronę. Kamper czekał na mnie cierpliwie pokryty już z lekka wieczorną rosą. W samochodzie było jeszcze ciepło i przyjemnie. Cisza wokoło aż huczała w uszach. Poczułem się głodny.

Wyjąłem z lodówki kawałek kiełbasy, pokrajałem na cztery pomidora i ułamałem z bochenka kawałek chleba. Otwarłem piwo. Dziwiłem się, jak bardzo mi to wszystko smakowało, chociaż nie jadłem z talerzyka ustawionego na serwetce i gryzłem kiełbasę z kawałka a nie misternie pociętą w plasterki i poukładaną na kanapkach posmarowanych masełkiem i udekorowanych listkiem sałatki i odrobiną natki pietruszki. Po sutym i wesołym posiłku okazało się, że nie mam nic do zmywania czyli czynności, za którą nigdy nie przepadałem.

Po chwili, w błogim nastroju, zapadłem w sen.

-Znów mnie wywiozłeś na jakieś pustkowie. A jak na nas napadną - w pewnej chwili usłyszałem głos mojej żony.

Natychmiast skoczyłem na równe nogi. Wokół nikogo jednak nie było. Panowały egipskie ciemności i było cicho, i spokojnie.

- Jak to dobrze, że to tylko sen - pomyślałem z ulgą. Wróciłem do łóżka i niemal natychmiast zasnąłem.

Poranek przywitał mnie ciszą przerywaną śpiewem ptaków w oddali. Zapowiadał się kolejny piękny, pogodny dzień. Spojrzałem na zegarek. Była czwarta trzydzieści. Musiałem się spieszyć, bowiem wczesny ranek to doskonała pora na obserwacje przyrody i zdjęcia. Chwyciłem torbę z aparatem, zdjąłem rower z bagażnika i po pięciu minutach z torebką słonecznika w kieszeni, gnałem z górki w kierunku mostu na przewężeniu jeziora Ostrowieckiego. Tego ranka zamierzałem zwiedzić zachodni brzeg jeziora, na północ od mostu.
Po lewej stronie minąłem ścieżkę prowadzącą do unikalnego jeziora Czarne by po kilku minutach jazdy dotrzeć do mostu przez jezioro. Okazało się, że jadę ścieżką dydaktyczną, bowiem pojawiły się pięknie wykonane tablice poglądowe. cdn.

Wito - 2011-03-17, 13:24
Temat postu: Mój pierwszy, samotny wypad kamperem.
Mój pierwszy, samotny wypad kamperem.


Most łączący brzeg wschodni z zachodnim jeziora Ostrowieckiego został postawiony niedawno. Chociaż ma wyjątkowo solidną konstrukcję wykonaną z grubych bali, to jest wąski i przeznaczony tylko dla turystyki pieszej.

Skierowałem się na północ wzdłuż brzegu jeziora. Wdrapałem się z rowerem na wysoką skarpę i zauważyłem, że zbudowano tam rów przeciwczołgowy. Była to jedna z wielu na tym terenie pozostałości z ostatniej wojny. Między rowem i stromą skarpą brzegu biegła wąska i kręta ścieżka. Wiła się ona między drzewami raz biegnąc w górę raz w dół. Jazda rowerem po niej wymagała ode mnie niesamowitej czujności. Kilka razy byłem już na granicy groźnego upadku z wysokiej skarpy. Po kilkuset metrach pojawiła się jednak szeroka leśna droga. W porównaniu ze ścieżką, była to autostrada.

Jezioro było piękne i spokojne i dopiero budziło się do życia. Wysokie i niedostępne brzegi dodawały mu uroku.

W pewnej chwili, przede mną zauważyłem na drodze gołębia. Ptak siedział skulony i nie przejawiał wcale strachu. Powoli podszedłem bliżej i wykonałem zdjęcie. Pomyślałem, że skoro nie ucieka, to jest chory. Chyba jednak nic mu nie dolegało, bo po chwili zaczął wyszukiwać i zjadać coś z ziemi. Wykonałem zdjęcie, pomachałem mu na pożegnanie i pojechałem dalej w kierunku Półwyspu Dębowego.
W okolicy półwyspu, przy samej drodze zauważyłem ruiny niemieckiego bunkra. Był wysadzony w powietrze. Jego betonowe bryły i zbrojenie sprawiały groźne wrażenie. Miał też widać swoją nazwę LUCAS. Zauważyłem, że S zostało źle napisane na formie i tak było odciśnięte nad wejściem do bunkra.

Półwysep Dębowy wznosi się wysoko nad wodą. Wspiąłem się na sam szczyt, skąd rozpościerał się piękny widok na południe i wyspę Lech, na której dostrzegłem wiele gniazd kormoranów.
Na górze cypla zauważyłem biegnące dookoła wzgórza okopy. W tym miejscu Niemcy zorganizowali obronę zachodniego brzegu jeziora przed nacierającą armią radziecką.
Do mostu wróciłem tą samą drogą. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że zaprzyjaźniony gołąb jeszcze nie odfrunął, więc rzuciłem mu kilka ziaren słonecznika z mojego śniadania. Nie zebrał ich i uważnie mi się przyglądał. Nie próbował się oddalić. Najwyraźniej mi ufał. Pozwolił zrobić sobie nawet portret z bliska.

Gdy dotarłem do mostu, zauważyłem, że w przedpołudniowym słońcu, wygląda on już zupełnie inaczej niż rano.

Przeszedłem przez most i pojechałem w kierunku niesamowitego lecz mało znanego jeziora Czarne. Nie żałowałem, bo dzięki temu mogłem poznać i obejrzeć ciekawe i rzadkie u nas zjawisko geologiczne o nazwie PONOR. cdn.

Wito - 2011-03-19, 17:21
Temat postu: Mój pierwszy, samotny wypad kamperem.
Mój pierwszy, samotny wypad kamperem.


Jezioro Czarne jest niewielkim, ale za to głębokim zbiornikiem w kształcie kropli. Na jego północnym krańcu znajduje się krótki pomost i obok niego tablica informacyjna. Woda w jeziorze jest kryształowo czysta.
Wszedłem na pomost. Na jego końcu było około trzech metrów jednak dno było wyraźnie widoczne. Było słonecznie, ciepło i bardzo spokojnie. Usiadłem na pomoście by odpocząć i zjeść wreszcie jakieś śniadanie. Moim śniadaniem była paczuszka słonecznika zabrana do kieszeni rano w pośpiechu a kawą czy herbatą - woda z jeziora.
Zbliżała się godzina dziesiąta.
- Dziewczyny pewnie jeszcze śpią w Iławie- pomyślałem. Zarówno żona, jak i jej kuzynka zawsze lubiły pospać. Jeśli nie wychodziłem z domu, to musiałem rano chodzić cicho, na palcach aby ich nie obudzić, a i tak je na ogół budziłem i dostawałem za to po głowie. Teraz już nie musiałem się niczego bać ani chodzić na palcach.

W pobliżu pomostu, przy trzcinach zauważyłem kilka krasnopiórek i rzuciłem im trochę nasionek słonecznika. Zareagowały natychmiast i po chwili wokół pomostu kłębiło się już całe stado tych rybek, które błyskawicznie, jedna przed drugą, chwytały pyszczkami opadające ziarenka. Wyglądały pięknie na tle ciemno niebieskiej toni wodnej. Po kilku minutach zjadły całe moje śniadanie.

Na tablicy było napisane, że jezioro jest oligotroficzne, a więc o małej zawartości związków mineralnych. W związku z tym występuje tu unikalna flora i fauna. W jeziorze żyją rzadkie gatunki skorupiaków i sieja - ryba z rodziny łososiowatych, lubiąca czystą i zimną wodę.

Drogą biegnącą wzdłuż brzegu udałem się na drugi koniec jeziora. Wypływał z niego około stumetrowej długości strumyczek, który wpadał do niewielkiego, okrągłego niby talar - zbiorniczka. Brzegi tego zbiorniczka były wysokie i przypominały ściany krateru. Nigdzie nie było odpływu, a woda strumyczkiem wciąż tu płynęła. Było to dziwne.
Okazało się, że występuje tu niezwykle rzadkie w Polsce zjawisko ponoru, czyli przenikania wód powierzchniowych wgłąb ziemi. Gdy strumyk wpada do jaskini i ginie w niej, to mamy zjawisko ponoru otwartego. Gdy zaś woda wpływa pod ziemię przenikając przez przepuszczalne dno zbiornika, wówczas mówimy o ponorze zamkniętym.
Miejsce było fascynujące i urocze. Nie oparłem się pokusie wykonania kilku fotek. Jedną z nich, odwróconą umieściłem swego czasu na Forum jako zdjęcie- zagadkę.
Odgadli ją Halszka i Jacek podczas spotkania na Dłużcu.

Do kampera miałem blisko i po paru minutach piłem już południową herbatkę. Tego dnia zamierzałem jeszcze poznać rzekę Cieszynkę- lewobrzeżny dopływ Płocicznej. Przedtem jednak, niestety, ale musiałem trochę odpocząć. cdn.

Wito - 2011-03-20, 17:39
Temat postu: Mój pierwszy, samotny wypad kamperem.
Mój pierwszy, samotny wypad kamperem.



Odpoczynek, jak to często bywa po dużej dawce wrażeń i wysiłku, zamienił się niechcący w drzemkę. Obudził mnie wjeżdżający na parking samochód osobowy. Okazało się, że przyjechały dwie panie. Jedna, dziewięcioletnia i druga lat około trzydziestu pięciu. Mieszkanki pobliskiego Tuczna były w pobliżu i zdecydowały się na kąpiel na Płocicznej, przy węgorni.

-Te kąpiele na węgorni są widać popularne na tym terenie- pomyślałem.

Z ręcznikami przewieszonymi przez ramię panie poszły piechotą a ja wsiadłem na rower i pojechałem na Cieszynkę. Zatrzymałem się na chwilę na mostku Płocicznej by popatrzeć na jej bystry nurt. Z mapy wynikało, że w tej okolicy znajdowała się kiedyś huta szkła. Wydało mi się to trochę dziwne, ale nie resztki huty były moim celem. Poszedłem w dół w kierunku rzeki i zostawiłem rower w gęstych świerkach.

Cieszynka okazała się być rzeczką bardziej przezroczystą od Płocicznej. Brzegi rzeczki były dzikie i trudne do przejścia. Momentami zapadałem się w grząski muł, by po chwili wdrapywać się na wysoką skarpę brzegu. Podmyte przez wodę, w poprzek rzeki, leżały pnie dużych, starych drzew.
Próbowałem wchodzić na nie i za pomocą maski do nurkowania zaglądać do wody za wielkimi pstrągami. Niestety, ale żadnego nie zauważyłem.
Wędrując wzdłuż brzegu, podziwiając uroki rzeki i fotografując doszedłem do mostku, gdzie biegła droga do dużej polany śródleśnej. Na polanie dostrzegłem snopki siana. Był już koniec sierpnia i suszył się z pewnością ostatni pokos tego roku.
Było popołudnie i było bardzo ciepło. Aż pachniało żywicą. Pierwotnie planowałem dojść wzdłuż rzeki do jezior Dąbie. Z mapy wywnioskowałem, że musiałbym pokonać jeszcze przynajmniej dwa kilometry. Nie czułem się na siłach aby iść w upale po tak trudnym, dzikim terenie i zdecydowałem się wrócić.
Moją uwagę zwróciła smuga światła słonecznego padającego między deskami mostku na wodę i dno rzeczki. Zrobiłem zdjęcie i swego czasu umieściłem na Forum jako kolejną zabawę - zagadkę.
Do kampera dotarłem jeszcze przed zmierzchem. Kończył się drugi dzień mojej pierwszej, samotnej wyprawy kamperem. Po lekkiej przegryzce i piwku, pograłem trochę na akordeonie, po czym zmęczony, poszedłem spać. Nazajutrz zamierzałem zrobić dłuższą wycieczkę rowerową na północ wzdłuż jeziora Ostrowieckiego i poznać dwa ciekawie wyglądające na mapie jeziora - Piaseczno Duże i Piaseczno Małe. cdn.

Nocny Rajder - 2011-04-03, 20:37

W niedługim czasie wybiorę się twoim śladem
Wito - 2011-04-04, 08:25

A zatem do zobaczenia na szlaku w DPN. Pozdrawiam. Witold.
Wito - 2011-04-04, 20:35

Mój pierwszy, samotny wypad kamperem.


Następnego dnia rano pogoda była równie ładna, jak dotychczas. Była to końcówka sierpnia i dni wyraźnie były krótsze.
Po lekkim śniadaniu zdjąłem rower z bagażnika i torbę ze skafandrem do nurkowania z alkowy. Spodziewałem się, że woda w jeziorach, które zamierzałem poznać tego dnia będzie czysta że będę mógł poznać je nie tylko na powierzchni ale także, co mnie nawet bardziej pociągało, pod wodą.
Jazda wzdłuż jeziora Ostrowieckiego była prawdziwą przyjemnością. Pierwszy przystanek zrobiłem sobie na Półwyspie Harcerskim. Dawniej półwysep wypełniony był setkami harcerzy, którzy obozowali tu w czasie wakacji letnich.
Gdy dotarłem do mostku na Płocicznej, w bocznej drodze zauważyłem straż parku. Dość podejrzliwie przyglądali się mojej pękatej torbie skrywającej skafander. Dziwne, że nie zauważyli pasa balastowego przewieszonego przez kierownicę. Nazajutrz w mijanym po drodze sklepie dowiedziałem się, że gdyby mnie nakryli na nurkowaniu to byłoby po mnie. Ale nie nakryli. Zresztą nie robiłem nic złego.

Dzięki mapie, do Piaseczna Dużego dotarłem bez błądzenia. Już z oddali dostrzegłem lazur wody i wiedziałem, że jest przezroczysta a więc doskonale nadaje się do nurkowania. Okrążyłem jezioro po jego zachodniej stronie i zajechałem na niewielki cypelek naprzeciwko niewielkiej i jedynej wysepki. Ze zdziwieniem zauważyłem stanowisko wędkarskie z rozwidlonym niczym proca patykiem wbitym w brzeg. A więc jednak ktoś tu łowił.
Ukryłem rower i ciuchy w zaroślach i dałem nura. Widoczność pod wodą była zadziwiająco duża.
Płynąłem wśród malowniczych łąk podwodnych w których przemykały większe i mniejsze płotki. Dopłynąłem do wysepki. Wokół niej był czysty, jasny piasek.
Zanurzony do pasa usiadłem na dnie by odpocząć. Dookoła było cicho i pięknie.

- Chyba tak samo było tu przed tysiącami lat.- pomyślałem.

Na niebieskim niebie pojawiły się letnie chmurki. Podwodne widoki okraszone słońcem, były przepiękne. Dno, widoczne kilka metrów niżej, było pokryte mchem wodnym. Pewnie ukrywały się w nim tłuste węgorze.

W pewnym momencie zauważyłem dwa ładne liny przepływające obok mnie. Nawet za bardzo się nie spłoszyły a ja przez jakiś czas podążałem za nimi, aż w końcu mnie zgubiły.

Przepłynąłem jeszcze kilkaset metrów brzegiem, po czym wróciłem do roweru.
Kolejnym celem było jezioro Piaseczno Małe a dokładnie jego północno-wschodni cypelek. Zjeżdżało się na jego koniec z wysokiej góry. Jeziorko znacznie mniejsze od poprzedniego, było równie piękne i dzikie. Dookoła nie dostrzegłem żadnych śladów bytności człowieka. Czułem się tam doskonale, bo lubię takie miejsca.
Odgarnąłem leżące wszędzie dookoła szyszki i położyłem się na ręczniku. Długo upajałem się miejscem i chłonąłem jego magię.

Było już późne popołudnie, gdy wróciłem do kampera.
Gdy wieczorem zasypiałem, miałem wciąż przed oczyma bezkresne trakty leśne i leżące w dole piękne i dzikie jeziora. Nazajutrz miałem udać się w kierunku Drawna by odwiedzić dawnego kolegę który jako pracownik KO w iławskim zakładzie, pożyczył mi przed laty saksofon altowy. Od wielu lat mieszka on w Drawnie i prowadzi niewielką firmę stolarską.

Nazajutrz było równie słonecznie i pięknie.

Spakowałem się dość szybko i wróciłem do Głuska a potem przez Sitnicę udałem się na północ do ośrodka pstrągowego w Jaźwinach by kupić kilka pstrągów na kolację, na którą zaprosiłem kolegę z Drawna.
Moim celem tego dnia był kemping położony nad malowniczym jeziorem Dominikowo Wielkie koło Drawna.
Na kempingu stały dwa kampery, jeden z Niemiec. Wzdłuż płaskiego brzegu stały rozbite namioty. Obsługa kempingu całkiem miła, jednak toalety nie wywarły na mnie korzystnego wrażenia.
Obrobiłem pstrągi i zacząłem je smażyć, gdy na kemping zajechał mój kolega Borys.

Jedliśmy pstrągi, popijali złocistym napojem i wspominali dawne, dobre czasy w Iławie. Zajęty biznesem, kolega już wcale nie gra. Szkoda, bo był dobry na instrumentach klawiszowych.
Wieczór wspominkowy minął szybko. Kolega wrócił do domu a ja po krótkim spacerze po plaży poszedłem spać. W nocy, o dziwo, na kempingu było cicho i spokojnie.
Rano zabrałem się za sprzątanie kampera. Uwinąłem się z tym już po dwóch godzinach. Nawet mi się ta samodzielna i nieprzymuszona robota podobała.
Potem poszedłem wykąpać się w jeziorze. Pomimo tego, że było jeszcze przedpołudnie, nad jeziorem panował już upał. Na końcu pomostu w kształcie litery T siedziało kilka młodych osób.
Chłopaki robili na dziewczynach wrażenie pływając w ich pobliżu wymyślnymi stylami, które, jak zauważyłem, wcale nie były stylowe.
Zdjąłem buty i wskoczyłem do wody. Popłynąłem na jezioro krytym crawlem. Potem zawróciłem i kawałek przepłynąłem delfinem. Do pomostu, aby nie ochlapać siedzących tam młodych ludzi, dopłynąłem stylem grzbietowym. Musiałem trochę odpocząć, zanim wyszedłem na pomost.
Zauważyłem, że dziewczyny uważnie mi się przyglądały, podczas gdy chłopcy mieli wzrok wbity w deski pomostu.
W pewnym momencie jeden z chłopców spojrzał na swoją dziewczynę, złapał jej ręcznik i wrzucił do wody. Na twarzy dziewczyny pojawił się grymas niezadowolenia.
Ubrałem buty i dyskretnie opuściłem pomost.
-Chyba trochę narozrabiałem - pomyślałem na odchodne.

Do Drawna dotarłem w samo południe. Drawno jest niewielkim miasteczkiem na cieku Drawy. Mieści się tu siedziba Drawieńskiego Parku Narodowego i właściwie to nic więcej na temat tego miasteczka nie można powiedzieć. W Polsce jest dużo takich małych, sennych miejscowości.
Burmistrz Drawna to bliski znajomy mojego kolegi. Gdy tylko dowiedział się, że gram w tenisa, zaraz zorganizował popołudniowy mecz deblowy.
Graliśmy do wieczora na ładnym korcie w pobliżu stadionu i jeziora. Po meczu burmistrz miał mnie odwieźć samochodem do kampera ale zapomniał i poszedłem piechotą. Wieczór był piękny i nie robiło mi to żadnej różnicy.
Tego wieczoru, tym razem już u kolegi, kontynuowaliśmy długie Polaków rozmowy. Do kampera wróciłem grubo po północy. Nazajutrz miałem wyjechać w podróż do Iławy. Miała się niestety zakończyć moja pierwsza, samotna wyprawa .

Gdyby mnie dziś ktoś zapytał o to czy jeździć kamperem tylko razem, czy może także osobno, odpowiem - oczywiście razem ale... czasem także osobno.

OldPiernik - 2011-04-06, 08:15

Pięknie napisane - aż chce się jechać.
Wito - zawsze mnie intrygowało co robisz z dokumentami, kluczykami od kampera, gotówką jak idziesz nurkować? Zabierasz je ze sobą czy chowasz pod kamieniem na brzegu? Ja zawsze nie wiem co zrobić z tymi rzeczami jak idziemy na plażę, czy nad wodę. I wtedy przydaje się druga osoba :wyszczerzony:

Wito - 2011-04-06, 09:10

OldPiernik napisał/a:

Wito - zawsze mnie intrygowało co robisz z dokumentami, kluczykami od kampera, gotówką jak idziesz nurkować? Zabierasz je ze sobą czy chowasz pod kamieniem na brzegu? Ja zawsze nie wiem co zrobić z tymi rzeczami jak idziemy na plażę, czy nad wodę. I wtedy przydaje się druga osoba :wyszczerzony:

Witaj. Rzeczywiście wciąż musimy pamiętać, w jakim żyjemy kraju. Utrata cennych rzeczy z powodu kradzieży przytrafia nam się często. Niedawno ukradziono mi przewód elektryczny do przyczepki jachtowej.
Podczas nurkowań, które wykonuję w terenie i na ogół z dala od ludzi, torbę z ciuchami chowam w chaszczach i maskuję dodatkowo gałęziami. Kluczyki w folii zabezpieczam pod najbliższym drzewem i też maskuję liśćmi, czy trawą. Rower zamykam na giętkim zamknięciu wokół drzewa. Pozdrawiam.

krzysioz - 2011-04-10, 18:21

Tego typu opowiesci lubie najbardziej. Piwka nie pozaluje. Jak na razie wirtualnego :lol:
Nocny Rajder - 2011-07-02, 16:47

Byłem pochodziłem wraz z załogą twoimi trasami. Byliśmy jeszcze na punkcie obserwacyjnym ptaków.
Świetne miejsca cudowny spokój brak tłumów.
Dziękuje za możliwość przeżycia tylu pięknych doznań

Wito - 2011-07-02, 20:08

Witaj Rajder. Cieszę się, że udało Ci się zrealizować plany wyjazdu do DPN. To piękne miejsca. To właśnie z pomostu na którym siedzą panie fotografowałem wzdręgi a gołębia spotkałem przy wieży obserwacyjnej. Świetne zdjęcie pamiątkowe z widokiem na wyspę Lech z kolonią kormoranów. Niewykluczone, że jeszcze w lipcu pojadę na Chycinę koło Bledzewa. Jeżdżąc tam z Gorzowa, zawsze przejeżdżam przez Deszczno. Zatrąbię, jak Cię zobaczę. Pozdrawiam. Witold.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group