|
Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
Europa - pozostałe kraje - NASZA WSPÓLNA WYPRAWA WOKÓL MORZA TYRREŃSKIEGO - 2011
Elwood - 2011-10-30, 15:57 Temat postu: NASZA WSPÓLNA WYPRAWA WOKÓL MORZA TYRREŃSKIEGO - 2011 Postanowiłem tą relację zamieścić w dziale Europa - pozostałe kraje, pomimo iż terytorialnie byliśmy we Francji i Włoszech to jednak wyspy, które odwiedziliśmy w swej historii zawsze parły ku samodzielności stanowienia o sobie i w dużej mierze odbiegają swoją kulturą, gospodarką, krajobrazem od państw, których są częścią składową. Dziś zaczynamy relację, a że działo się dużo i przemierzyliśmy szmat drogi to zapewne będzie to opowieść długa - taka na zimowe wieczory.
Mieliśmy jechać do Petersburga czy jak kto woli Piotrogrodu. Osobiście zawsze marzyłem o takiej podróży. Propozycja wyjazdu tam kamperkiem, która swego czasu pojawiła się na forum była super. Zapisaliśmy się do grona chętnych, zarezerwowaliśmy sobie urlopy na określony termin i nie wytrzymaliśmy presji zbliżającego się terminu wyjazdu oraz braku jakiejkolwiek informacji o postępie w organizacji wyjazdu pomimo, iż proponowany czas wyjazdu zbliżał się nieubłaganie.
Ponieważ należało zagospodarować zaklepany urlop trzeba było coś wymyślić.
Na zlocie w Pajęcznie Janusz rzuca pomysł by w związku z brakiem odzewu na temat Piotrogrodu odbyć podróż wokół morza Tyrreńskiego z wypadem na Maltę. Halince i Gosi oczy rozbłysły na samą wieść o planach, a mnie dwa razy powtarzać nie trzeba było. Wszakże zawsze z Gosią marzyliśmy o zwiedzeniu Korsyki i Sardyni, ale jakoś nie bardzo było nam po drodze a i perspektywa wyjazdu w taką trasę kamperkiem w pojedynkę trochę nas do tego pomysłu zniechęcała.
Próbujemy namówić jeszcze Wbobosia i Elę na wspólny wyjazd, ale wcześniejsze plany reprezentacyjno-rodzinne uniemożliwiają im podróż z nami.
Zaraz po powrocie ze zlotu rezerwuję bilety na prom na Korsykę. Udaje się zakupić bilety za niecałe 100 euro za kamperka i dwie osoby – taniocha. Tak więc wiemy, że 20 czerwca 2011 roku o godzinie 8.00 wypływamy z Livorno we Włoszech.
Został nam niecały miesiąc na pozostałe przygotowania do wyjazdu. A trzeba było doprowadzić kamperki do stanu używalności /przeprowadzić przeglądy, wykonać drobne naprawy /, pomyśleć o zaopatrzeniu w żywność na czas podróży, opracować trasę, jadłospis na każdy dzień, ustalić miejsca postoju, zabytki jakie chcemy zwiedzić, supermarkety jakie chcemy odwiedzić i tysiące innych spraw by sprostać wyzwaniu.
By nasza podróż miała możliwość odbycia się wg pierwotnego planu niezbędne było jeszcze przed wyjazdem zarezerwować bilety na prom ze Sardynii na Sycylię gdyż jak niosły przewodnikowe wieści w okresie wakacyjnym zakup biletu na kierunkach wylotowych ze Sardynii rzekomo graniczy z cudem. Jak się potem okazało prom był w połowie pusty, a mniej kłopotów w biurze linii Tirrena mielibyśmy, gdybyśmy kupili tam bilety niż kiedy zarezerwowaliśmy i opłaciliśmy je przez Internet – no cóż nikt nie lubi dzielić się prowizją z pośrednikiem. Po małych perturbacjach - opisanych w dziale Plany podróży - udaje nam się bilety załatwić przed wyjazdem.
Wykazujemy jeszcze sporo dobrej woli w organizacji wyjazdu, dokonując niezbędnych czynności przy kamperkach i zakupujemy wszelkie dostępne na polskim rynku przewodniki dotyczące Korsyki, Sardynii, Sycylii i Malty – praktycznie mamy dwa komplety – czyli pełne zabezpieczenie na wypadek pożaru lub innego kataklizmu w jednym z kamperków. Cała reszta przygotowań z powodu braku czasu, ale chyba przede wszystkim z powodu bardzo luźnego podejścia przez nas do tematu wyjazdu i braku chęci narzucania sobie jakichkolwiek ograniczeń z nim związanych spełzła na niczym. Trochę prowiantu i po dwa obiadki dla czworga – to cały zapas żywności jaki zabraliśmy.
W tym prowiancie był jednak przebój wyjazdu – to Januszowe konserwy „Krakusa” – jak się okazało były niezastąpione w momentach oczekiwania na posiłek lub dopychania do syta – a poza tym wesołe wspomnienia z lat młodości związane z podróżami podczas, których dominowały w pożywieniu przysłowiowa „konserwa turystyczna” czy „paprykarz szczeciński” , potrafiły wypełnić niejedna godzinę wspólnej podróży.
I tak bez zbędnego bagażu, bez ograniczeń związanych z planem podróży, za wyjątkiem terminów wyznaczonych rezerwacją biletów na promy, udaliśmy się w podróż, która w samym zamyśle jawiła się jako wspaniała przygoda.
Nastał dzień 18 czerwca roku 2011, kiedy w samo południe, wypiwszy u nas kawę, wyruszyliśmy w podróż naznaczoną wodami morza Tyrreńskiego wyspami: Korsyką, Sardynią, Sycylią i Maltą. Pierwszy postój zaplanowaliśmy w Novym Jicinie w restauracji zamkowej na wspólnym inauguracyjnym obiadku. Już pierwsze kilometry wprawiły nas we wspaniały nastrój. Kiedy w okolicach Pszczyny mijaliśmy orszak weselny przez CB radio zagadnąłem do Janusza, że dysponując dwoma kamperami moglibyśmy urządzić młodej parze tzw. „zastawę”. Okazało się, że samochód, którym poruszała się para młodych wyposażony był również w CB radio i z przerażeniem odebrali nasze zapędy. Po chwili negocjacji, w zamian za nieblokowanie im drogi do wspólnego szczęścia młodzi postanowili wkupić się w nasze łaski wódką weselną, którą wręczyli nam na najbliższym wyjeździe ze stacji benzynowej. Oni, z naszymi życzeniami, mogli bez problemu dotrzeć do kościółka by wygłosić SAKRAMENTALNE TAK, a my bogatsi o dwie flaszki Finlandii w poczuciu sprawienia im niesamowitej frajdy /wszakże nie każdemu na drodze do małżeńskiego szczęścia stają dwa kamperki/ udaliśmy się do Novego Jicina na obiad. Zaspokoiwszy głód wspaniałościami serwowanymi przez restauratora jeszcze tego dnia dojechaliśmy w okolice Sankt Martin AM Wollmissberg w Austrii, gdzie na przydrożnym parkingu spędziliśmy noc.
OMEGA - 2011-10-30, 16:08
O jak ładnie się zapowiada , pisz dalej i wklejaj zdjęcia
martini44 - 2011-10-30, 16:25
Nareszcie sie doczekałem
Nomad - 2011-10-30, 16:34
Dajesz
Tadeusz - 2011-10-30, 17:36
Elku, jednak cierpliwość popłaca.
Będę czytał z zapartym tchem. Zaczęło się pięknie.
Piwo stawiam za fajny początek i do zachęty na resztę.
Elwood - 2011-10-30, 17:51
Oj wielkie dzięki Tadziu za piwko - jak znalazł do przepłukania nereczek
janusz - 2011-10-30, 18:26
Ponieważ Elek ma ograniczony dostęp do internetu to chwilowo zdjęcia do tej relacji ja będę dodawał.
OMEGA - 2011-10-30, 19:50
Janusz czekamy z niecierpliwością na więcej a ty Elku pisz dalej ,
bardzo interesująca relacja.
Elwood - 2011-10-31, 14:25
DZIEŃ 2 - 19.06.2011
Jest godzina 8.17, Na zewnątrz aż 5 stopni ciepła. Wieje i pada. Droga zupełnie pusta. Jest niedzielny poranek.
Ok. 10.00 pokonujemy alpejską przełęcz dzielącą Austrię i Włochy, które witają nas piękną pogodą. Obowiązkowo zawijamy do pierwszego przydrożnego Autogrilla by napić się włoskiej kawy. Gosia jest fanem włoskiego Espresso a ja Kapucinii. Okazuje się, że Halinka i Janusz też uwielbiają włoską kawę. Mamy spory zapas czasu. Przed nami ok. 500 km do portu, a my mamy jeszcze prawie cały dzień czasu. Postanawiamy wpaść na lody do Florencji.
Ponieważ już byłem we Florencji mniej więcej wiedziałem gdzie powinniśmy zaparkować. Niestety centrum zawalone autami /niedziela /a nadbrzeżne parkingi również pełne. Zataczamy coraz większe koła wokół starego miasta by wreszcie w jakiejś wąskiej uliczce znaleźć miejsce na dwa kamperki. W ciągu 30 minut docieramy do centrum starego miasta i sponiewierani upałem oddajemy się lodowej rozkoszy.
Rozkosz była wieeeelka i po paru minutach spływała po naszych palcach, nogach i wszystkich wystających częściach ciała. Janusz i ja nie wiedząc dlaczego najbardziej utytłane mieliśmy brzuchy. Dość swobodny tryb przygotowań do podróży nie pozbawił jednak naszych pań czujności oraz przezorności i spokojnie mogliśmy skorzystać z wilgotnych podróżnych chusteczek, które o dziwo obie miały przy sobie. Wtedy i dzisiaj zastanawiam się czy zaopatrzyły się w te chusteczki bo wciąż traktują nas chłopaków jak dzieci, czy też dlatego, że zrobiwszy sobie wnuczęta muszą być przygotowane na każdą ewentualność, a po prostu zapomniały chusteczki wyciągnąć przed wyjazdem z torebki. Cóż nieważne –ważne, że były.
Jesteśmy czyści, ochłodzeni i wtapiamy się w tłum zwiedzających starą Florencję. Kolejny raz stwierdzam, że nie cierpię tłoku, ale dziarsko przemierzamy ulice i place oddając się urokowi starych zabytkowych budowli, uliczek i placów.
W pewnym momencie ogarnął nas z Januszem niepokój, że nie zdążymy na prom, gdyż nasze panie w jakiś dziwny sposób zaczęły się przyglądać pewnym rzeźbom, a ich ożywionej, i prowadzonej z dala od nas dyskusji nie było końca. Były zachwycone i wyraźnie pobudzone. No cóż nic dziwnego, jesteśmy na placu Della Signora, a jedną z rzeźb tam królujących, obok fontanny Neptuna i rzeźby Herkulesa , była kopia rzeźby Michała Anioła z roku 1501 – „DAVID”.
Jakoś udało się odwieść dziewczyny od rzeźb i posągów placu Piazza Della Signiora i wzdłuż Galerii Uffizi udaliśmy się nad rzekę ARNO, przespacerowaliśmy się Mostem Złotników skąd udaliśmy się w drogę powrotną do kamperków.
W ciągu zaledwie paru godzin zobaczyliśmy wiele ciekawych zabytków uroczej Florencji. Wybudowana w stylu gotyckim a następnie przebudowana w neogotyku Katedra Santa Maria del Fiore z przepięknymi marmurowymi elewacjami i dzwonnicą Giotta, Baptysterium San Giovanni z drzwiami pokrytymi płaskorzeźbami, z których to Drzwi do Raju przedstawiające sceny ze starego testamentu są najbardziej znane i cenne, to nieliczne z zabytków, które ujrzały nasze oczy. W kamperku konserwa i postanawiamy zajechać do Pizy na kolację.
Niestety miasto, do którego docieramy jakoby zamarło i ok. godz. 23 musimy zadowolić się Mc Donaldem. Wcześniej zwiedzamy Campo del Miracioli /Pole Cudów/ z Katedrą, Baptysterium /wolnostojąca budowla służąca dla celów chrztu/i Krzywą Wieżą. Około godziny 0.30 docieramy do rampy załadowczej w porcie Livorno. Noc upływa przy zgrzycie ocierających się o nadbrzeże pomostów załadunkowych cumujących przy nim promów.
Joluś - 2011-10-31, 14:58
O kurcze, sidziałam cicho i cierpliwie czekałam.....nareszcie.........a już myślałam .....zapomieli gdzie byli czy co?????
Teraz bedę sobie czytać i czytać.........
gino - 2011-10-31, 16:10
martini44 napisał/a: | Nareszcie sie doczekałem |
ja też...
Kotek - 2011-10-31, 17:07
Ja będę czytać, oglądać, czytać, oglądać...
tylko niestety szybciej się czyta niż pisze...
dawajcie dalej! czuję niedosyt! chcę jeszcze!
MILUŚ - 2011-10-31, 17:53
Kotek napisał/a: | Ja będę czytać, oglądać, czytać, oglądać...
tylko niestety szybciej się czyta niż pisze...
dawajcie dalej! czuję niedosyt! chcę jeszcze!
|
Spokojnie............. a może na spokojnie po 1 - 2 odcinki dziennie ?
Tak by starczyło do...........wiosny
Kotek - 2011-10-31, 17:57
Ja nie popędzam, chciałam tylko wyrazić w ten sposób swój zachwyt.
MILUŚ - 2011-10-31, 18:00
Kotek napisał/a: | Ja nie popędzam, chciałam tylko wyrazić w ten sposób swój zachwyt. |
Ja też jestem zachwycony szczególnie tym co przed nami................
I liczę po cichu ,że .............nikt mnie nie posłucha
Endi - 2011-10-31, 18:52
Choć napięcie rośnie to ...czekamy cierpliwie
janusz napisał/a: | 2011-06-25 09.24.33.jpg... |
Idę o zakład, że to port w Bonifacio.
Santa - 2011-10-31, 20:25
Czy Florencji do Liworno pojechaliście słynną FI-PI-LI
kimtop - 2011-10-31, 20:30
Endi napisał/a: | Idę o zakład, że to port w Bonifacio. |
A konkretnie wyjście z portu w stronę morza
Elwood - 2011-10-31, 20:42
Endi i Kimtopku podmiotem tego zdjęcia jest nasza wspaniała czwórka !!!!!!!!!! a nie skały i woda w okolicach portu w Bonifacio. Ja wiem, że my męska część wyprawy trochę szpecimy to zdjęcie, ale obcinając jego obrzeża byłoby całkim fajne. Poprawcie się.
Elwood - 2011-10-31, 20:47
FI-PI-LI droga z Florencji/Firenze/przez Pizę do Livorno - zapewne tak, ale był środek nocy.
Endi - 2011-10-31, 23:34
Elwood napisał/a: | ...Poprawcie się... |
Fotka bez zarzutu, piękne naświetlona, podmiot wyrażny co tu obcinać ?
Ależ Elwoodku, nie ma co poprawiać - dobrze obstawiliśmy.
janusz - 2011-11-01, 19:39
Kilka zdjęć z drugiego dnia naszej wyprawy.
Alpy pożegnały nas deszczem, mgłą i chłodem a dalej był Italia.
janusz - 2011-11-01, 19:45
W dobrym tempie dotarliśmy do Florencji.
janusz - 2011-11-01, 19:49
Zdjęcia w jakiejś dziwnej kolejności układają się.
Ale zwiedzania Florencji ciąg dalszy.
janusz - 2011-11-01, 19:54
Wspomogliśmy rodaka, kupując jego płyty i przespacerowaliśmy się brzegiem rzeki.
Ślub jak wiecie nie był pierwszym w naszej podróży ale też i nie ostatnim.
janusz - 2011-11-01, 19:56
Dzień zakończyliśmy nocnym prostowaniem wieży.
WHITEandRED - 2011-11-02, 15:22
rafalcho - 2011-11-03, 11:08
Elwood, "piwko" ode mnie za opis
Elwood - 2011-11-07, 00:03
Nagła niemoc i konieczność hospitalizacji brutalnie przerwały tą opowieść. Ponieważ odzyskałem na tyle sprawność fizyczną, że leżąc mogę pisać to mam nadzieję, że już jutro kolejny odcinek. Pozdrawiam wszystkich i dzięki za słowa otuchy skierowane do mnie w ostatnich dniach
Elwood - 2011-11-07, 16:59
DZIEŃ 3 – 20.06.2011
Jest parę minut po godzinie szóstej. Janusz wstał i w porannym słońcu wykonuje pierwsze tego dnia fotki. Ja nastawiłem wodę na kawę i . . . . i właśnie w tym momencie otwarto szlabany do wjazdu na prom. Lekki popłoch, panie jeszcze w pieleszach, odpalamy autka i wio na prom. Ok siódmej dopadamy stolika w promowym barze, bo niestety nasze śniadanka zostały w kamperkach, na pokładach dla samochodów, a nasze brzuszki były na pokładach przeznaczonych dla pasażerów i brutalnie dopominały się jedzenia. Jako jedni z pierwszych stajemy się klientami baru i serwujemy sobie przyzwoite śniadanka i kawę. Posileni wylegamy na taras widokowy i żegnamy ląd europejski. Przed nami cztery godziny rejsu by wylądować na Korsyce. Pogoda piękna, trochę wieje, więc jak na członków CT przystało założyliśmy firmowe mundurki, i tak w promieniach słońca, przepływając nieopodal Elby, mija nam czas rejsu. O 12.30 jesteśmy na Korsyce – pierwszej z wysp jakie były celem naszej podróży. Po opuszczeniu portu znajdujemy miejsce do zaparkowania na jednej z głównych ulic Bastii – bo tam wylądowaliśmy.
Krótkie porównanie miejsca postoju z mapką w przewodniku i rozpoczynamy piesze zwiedzanie miasta. W kilka minut docieramy do placu St Nicolaus, gdzie oglądamy posąg Napoleona, który w sposób zasadniczy odbiega od jego wizerunku jaki utrwalił się w mojej głowie za czasów szkolnych. No cóż to było już sporo lat temu, to i posąg mógł się jakoby przenieść w inną epokę, a że czas jest wartością relatywną jakoś bez większego problemu zaakceptowałem nowy wizerunek Napoleona tym bardziej, że i tak na pierwszym planie dominowała sylwetka Janusza, który nie wiedząc dlaczego koniecznie chciał w obliczu posągu być na pierwszym planie. Na tym samym placu stoi też pomnik ku czci poległych w czsie I WŚ, ukazujący dramat matki oddającej ostatniego syna do walki w obronie Korsyki. Jako bliższy przeżyciom i opowieściom naszych dziadków i rodziców dużo bardziej zapada w naszą świadomość.
Idziemy dalej uroczymy uliczkami Bastii. Na placu du Marche /placu targowym/ chwila odpoczynku w ochładzającym powiewie mgiełki wodnej fontanny, a dalej zwiedzając, po drodze, kościół św. Jana Baptysty, uliczkami dzielnicy Terra Vecchia docieramy do starego portu, miejsca wypełnionego kawiarniami, barami i restauracjami, a wszystkie one okalają basen portowy pełen, jachtów, żaglówek, łodzi i wszelakiego sprzętu pływającego. Parę fotek i wdrapujemy się, przechodząc ogrodami Romieu, na wzgórze, na którym mury cytadeli dumnie strzegą po dzień dzisiejszy miasta. Na wzgórzu zwiedzamy wnętrze katedry NMP, Halinka robi pierwsze zakupy pamiątek dla rodziny. Wracamy do kamperków by nieopodal nich, spożywając na ławce soczyste miejscowe owoce, obmyślić plan dalszej podróży.
Cdn...
Tadeusz - 2011-11-07, 17:13
Pięknie, Elku, naprawdę pięknie piszesz. Mam nadzieję, że poprawa zdrowia będzie szybko postępować, a pisanie tej relacji jeszcze Tobie pomoże w odzyskiwaniu formy.
A teraz dla ochłody i zachęty stawiam małe piwko.
Elwood - 2011-11-07, 17:21
Tadziu ja na ścissłej dietce - dieta płynna. Ale mam nadzieję, ba pewność, że w realu nie jedo piwko będę miał przyjemność wypić z Tobą.
Tadeusz - 2011-11-07, 17:26
Cytat: | mam nadzieję, ba pewność, że w realu nie jedo piwko będę miał przyjemność wypić z Tobą. |
Eeee...tam, w realu to nie piwo.
Elwood - 2011-11-07, 20:42
Elwood - 2011-11-08, 12:52
DZIEŃ 3 – CIĄG DALSZY
Podniosłem wzrok z nad mapy, którą pilnie wszyscy studiowaliśmy i powiedziałem – Pojedźmy na szczyt tej góry, którą widzimy – jest dość wysoka by z góry spojrzeć na Korsykę i mając przegląd sytuacji coś postanowić. I tak też zrobiliśmy.
Droga była kręta, im wyżej tym ładniejsze widoki ukazywały się naszym oczom, aż wreszcie skręt w prawo i ostatnie kilometry na sam szczyt Sierra Di Pigno – 960 m. n.p.m. Zważywszy, że startowaliśmy z poziomu morza niezłe wyzwanie dla kamperków. Droga wiła się zboczem góry, im wyżej tym węższa, agrafka na agrafce, dziura na dziurze, serca podchodzą nam do gardeł i nie dość, że sama w sobie droga dostarcza ekstremalnych wrażeń to na jej środku stoi sobie jeszcze czarny byk i wcale nie zamierza ustąpić nam drogi. Gosia woła a sio, jak krzyczę precz baranie, a byk stoi i ani mu w głowie zejść z drogi. Nie wiemy co robić – odwrotu nie ma, odważnego by zadrzeć z bykiem też nie ma, ale w końcu popatrzał na nas spode łba i łaskawie zrobił nam miejsce byśmy mogli pojechać dalej. Szczęśliwie docieramy na szczyt, z którego rozpościera się wspaniały widok na Bastię i przylądek Cape Corse.
Wysiadam z kamperka i oczom moim ukazuje się półprzytomna Halinka, dla której wjazd na szczyt był ekstremalnym przeżyciem jakiego doznała w kamperku. Jej myśli skupione były na drodze powrotnej, której w tym momencie chyba nie była w stanie sobie wyobrazić ani zaakceptować. Mieliśmy dalej pojechać drogą przez góry by dotrzeć nią do Miomo na wschodnim wybrzeżu Cape Corse, postanawiamy jednak nie dostarczać Halince dzisiaj więcej wrażeń związanych z jej lękiem wysokości, ponad konieczne i wracamy tą samą drogą do Bastii by stamtąd, drogą nadbrzeżną, rozpocząć objazd przylądka w poszukiwaniu miejsca na nocleg.
Kontktując się przez CB postanawiamy zatrzymać się gdzieś na obiad bo to i czas i pora ku temu, a przed nami jeszcze sporo zaplanowanej trasy tego dnia i szkoda czasu na gotowanie.
Wschodnie wybrzeże Cape Corse to położone wzdłuż drogi bardziej lub mniej malownicze miasteczka i wioski, pełne hotelików, pensjonatów i przydrożnych restauracji położonych na nadbrzeżnych zboczach pokrytych winoroślami. Oczywiście byliśmy w wielkim błędzie sądząc, że coś zjemy o tej porze, bo przecież dla nich sjesta rzecz święta i knajpki otwierają dopiero ok. 19.00. Na jednym z przydrożnych parkingów przy plaży postanawiamy zatrzymać się by przygotować sobie coś do zjedzenia. O noclegu za friko w kamperze, w tej części półwyspu nie ma mowy bo na większości przy-plażowych parkingów jest zakaz wjazdu kamperami lub zakaz biwakowania. Na parkingu tym spotykamy polskiego kamperka z Rzeszowa.
W końcu parkingu w cieniu rozłożystego platana jest restauracja. Niestety również póki co nieczynna. Właściciel tłumaczy nam /chyba, bo i tak nikt go nie rozumiał/, że nie ma kucharza. Kiedy jednak przyjrzał nam się dokładniej, zobaczył nasza niepocieszone miny i wysłuchał tyrady słów wyrzucanych w jego kierunku oczywiście z sympatią i po polsku przez Janusza zaprosił nas do stolika. Jedynym słowem, które podczas rozmowy nas łączyło było słowo „regionale”. Właściciel zniknął w budynku a my nie wiemy czy przyjdzie nam czekać na jedzenie do czasu otwarcia restauracji czy też nam cokolwiek zaserwują. Po chwili podają nam bagietkę i paterę pełną miejscowych przysmaków - regionalne wędliny, szynki, sery i wspaniałe ichniejsze wino. Kiedy jesteśmy lekko posileni i przekonani, że na tym koniec ich uprzejmości, na stole lądują ogromne talerze ze wspaniałą baraniną, frytkami i sałatkami. Byliśmy przeszczęśliwi i w szampańskich nastrojach pałaszowaliśmy zaserwowane dania. Robiło się późno, restauracja zapełniała się gośćmi a my uregulowawszy naprawdę umiarkowany rachunek /80 euro/ udaliśmy się na poszukiwanie miejsca noclegowego.
Północna i zachodnia część półwyspu to góry opadające zazwyczaj bardzo stromo do wody, a drogi wyryte w skałach nie miały odcinków prostych. W pewnym momencie w dole ujrzeliśmy zatoczkę z plażą. Byliśmy uratowani. Zanosiło się na cudowny wieczór spędzony na plaży, nad brzegiem morza z szumem fal za oknami.
Rozbiliśmy obozowisko – mini Krupówki i wsłuchując się w szum fal oraz podziwiając przecudnie rozgwieżdżone niebo, przy stolikach pełnych przywiezionych frykasów, piwku zażywaliśmy uroku wakacyjnego wypoczynku. Było późno kiedy kładliśmy się spać po raz pierwszy na korsykańskiej ziemi.
Elwood - 2011-11-10, 12:51
A oto fotki z trzeciego dnia
Elwood - 2011-11-10, 13:11
zaczynamy zwiedzać
Elwood - 2011-11-10, 13:29
pomimo upału idziemy dalej
Elwood - 2011-11-10, 15:16
i dalej
Elwood - 2011-11-10, 15:37
a na górze toczy się dramat
Elwood - 2011-11-10, 15:54
a dalej
wbobowski - 2011-11-10, 18:05
Elwood napisał/a: | A oto fotki z trzeciego dnia |
Te fotki nie otwierają mi się
.
Elwood napisał/a: | zaczynamy zwiedzać |
A te już tak.
janusz - 2011-11-10, 19:17
wbobowski napisał/a: | Te fotki nie otwierają mi się |
A teraz?
wbobowski - 2011-11-10, 19:22
A teraz jest OK... dzięki Janusz.
Muszę dokładnie wiedzieć, co mnie ominęło
Elwood - 2011-11-10, 19:23
a teraz chyba naprawiłem - sorrki
Elwood - 2011-11-11, 14:34
DZIEŃ 4 – 21.06.2011
Leniwie rozpoczęliśmy ten dzień. Malownicza zatoczka zachęcała do wypoczynku. Woda w morzu wspaniała i ciepła, a wszystko to za friko.
Kiedy wydawało by się, że nic tylko lenistwo czeka nas w tym miejscu okazało się, że byliśmy magnesem dla rodaków. Któż by się spodziewał, że jest nas tak wielu rozsianych po świecie. Ale po kolei.
Najpierw tradycyjnie była kawa. Piszę tradycyjnie bo jak się potem okazało to każdy dzień zaczynaliśmy kawą parzoną przeze mnie.
Później było śniadanko. Ponieważ nikt i nic nas nie goniło panie mogły poświęcić na jego przygotowanie sporo czasu. Była jajecznica, szyneczka taka, siaka i owaka była sałatka z pomidorów i były pełne lodówki w kamperkach.
Woda przyciągała jak magnes, a że jej temperatura była odpowiednia do kąpieli poszliśmy popływać. Później zauważyliśmy, że w naszym kamperku uszczelka wypadła z profilu aluminiowego i trzeba ją było tam z powrotem wsadzić. Kiedy wszystko było naprawione przyszła pora na lunch. W ruch poszła karkóweczka i jednorazowy grill. Co było zabawy z nim, by się rozpalił – a i tak do końca pozostał oporny.
Kiedy jakoś daliśmy radę temu grillowi, zjawili się przy naszym kamperku dwaj młodzi dżentelmeni z Anglii. Polacy z Łodzi tam pracujący, a spędzający wakacje na Korsyce. Bartek i Arek przemierzali wyspę wzdłuż i w szerz na rowerze – tandemie. Okazało się, że rozwalili oponę na jednej z dziur i zaszywszy ją z duszą na ramieniu pokonywali następne kilometry. Do najbliższego sklepu z oponami mieli dwa dni jazdy. Zobaczywszy polskie rejestracje postanowili zapytać czy przypadkiem nie mamy opony.
Opony nie mieliśmy, ale w swoim przepadzistym garażu Janusz miał rower, którym z założenia mieliśmy jeździć po świeże pieczywo, do pobliskich wiosek, każdego ranka. Okazało się, że rozmiary kół były identyczne. Janusz postanowił zdemontować oponę z jednego z kół i wraz z dętką podarował je chłopakom. Dostali jeszcze po piwie i naklejkę CT.
Cóż też kiedyś byliśmy piękni i młodzi, i stać nas było na szaleństwa. Teraz by im pomóc, świadomie zrezygnowaliśmy ze świeżego pieczywa każdego ranka – a tak prawdę mówiąc to byliśmy szczęśliwi, że nie będziemy mogli / czyt.; musieli/ po nie jeździć. W międzyczasie pojawiły się też w naszej zatoczce trzy niewiasty z Polski, które stacjonując w jednej z korsykańskich miejscowości zwiedzały tą wyspę samochodem, a w naszej zatoczce postanowiły się ochłodzić, o czym dowiedzieliśmy się podczas wspólnej kąpieli w morzu. Zwinęliśmy obozowisko i pożegnawszy się z poznanymi chłopakami ruszamy na dalszy podbój Korsyki.
Elwood - 2011-11-13, 13:31
DZIEŃ 4 – DALSZY CIĄG
Jest godzina 15.00 kiedy ruszamy. Jedziemy zachodnim wybrzeżem Korsyki. Stromo opadające zbocza górskie do morza powodują, że droga jest wąska, bardzo kręta ale i bardzo malownicza. Początkowo zamierzamy dojechać do Calvi na zachodnim wybrzeżu.
Mijamy małe miasteczka – raczej osady, skąpane tego dnia w słońcu, w dole przepiękne zatoczki z plażami raczej kamienistymi, przejeżdżamy przez środek kawiarni, kiedy naszym oczom ukazuje się „wodopój” Obowiązkowa przerwa na tankowanie do pełna. Nie uświadczysz na Korsyce punktów obsługi kampera więc każdą możliwość zatankowania wody skrupulatnie wykorzystujemy. W ruch poszły wiaderka, butle i dziewczyny jako „trzymadełka” lejka. Wpisujemy też na listę rzeczy, w które należy się zaopatrzyć - konewkę.
Po drodze kolejna osada zbudowana u podnóża wieży strażniczej. Wieże te w czasach genueńskich były elementem systemu strażniczo-alarmowego. Oprócz ostrzegania /rozpalano na ich szczycie ogniska gdy zauważono na horyzoncie żagle berberyjskich okrętów/ służyły za schrony dla mieszkańców pobliskich wiosek. Do dziś zachowało się na Korsyce ponad sześćdziesiąt takich wież lub ich ruin. Jeszcze tylko zaopatrzenie w winko w przydrożnej winnicy i zasłużona przerwa na kawę.
Przystanek na kawę skutkuje zmianą planów na dziś. Stwierdzamy, podążając za opisem w przewodnikach, że Calvia nie jest sama w sobie ciekawostką turystyczną, a dalsze podążanie zachodnim wybrzeżem również nie wniesie nic nowego do naszych zapędów poznawczych.
Postanawiamy przejechać doliną rzeki GOLO – najdłuższą rzeką Korsyki i dotrzeć do wsi CALASIMA – najwyżej położonej wsi na Korsyce /1095 m. n.p.m./ Okazało się, że przepiękna widokowo droga biegnąca zboczami gór stromo opadającymi w koryto rzeki to kolejne nie lada wyzwanie.
Droga wąska, wykuta w skałach w czasach kiedy zapewne nie było kamperów, zawieszona na zboczach skalnych wyzwalała w nas sporo adrenaliny. Bywały takie miejsca, że jadąc lewym kołem po lewym poboczu, alkowa o parę centymetrów mijała występ skalny na zboczu góry. A nie byliśmy jedynymi użytkownikami tej drogi i nasza uwaga była wytężona do granic możliwości. Udało się. Docieramy do zapory na rzece nieopodal miasteczka CALACUCCIA, a stamtąd kolejną wąską, stromą i położoną na zboczu góry Monte Albano drogą, docieramy do wsi Calasima. Zapada zmierzch, który na tych szerokościach geograficznych trwa krótko, więc postanawiamy znaleźć miejsce do spania. Okazuje się to w praktyce trudne gdyż cała wieś leży na zboczu góry i jedyny płaski fragment to wąziutka droga. Posuwamy się wolniutko dalej. Z mapy wynika, że ta droga niebawem się kończy. Miejsca na spanie ani widu ani słychu. W pewnym momencie znajdujemy miejsce, gdzie byłaby szansa nawrócić, ale nie ma miejsca na to by zatrzymać się na noc dwoma kamperami. Janusz zostaje, /bo po co cofać dwoma samochodami/, a ja z Małgosią jedziemy jeszcze dalej w nadziei, że jednak uda nam się znaleźć miejsce na nocleg. Jedziemy jakiś kilometr, a ja oczami wyobraźni widzę jak po nocy tyłem wracam do miejsca gdzie stoi Janusz. Nagle jest - droga się rozszerza, asfalt się kończy. Dotarliśmy do miejsca, gdzie zaczyna się szlak wędrowny w okoliczne góry, a to poszerzenie to po prostu parking. Jesteśmy uratowani – mamy gdzie spać. Jedyny problem to brak łączności z Januszem. Zbocza górskie skutecznie wyłączyły nam użytkowanie CB a i telefonia komórkowa nie miała tu zasięgu. Na szczęście Janusz nie wytrzymał i ciekaw czy nie przydarzyło nam się jakieś nieszczęście, w obliczu braku łączności, po piętnastu minutach ruszył za nami. Byliśmy na wysokości 1095 metrów, sami wśród otaczających nas gór, a nad naszymi głowami rozpościerało się cudownie rozgwieżdżone niebo. Była kolacja, degustacja zakupionego w winnicy wina i pogaduchy do późnych godzin.
Elwood - 2011-11-13, 13:41
i dalej. . . . .
MAREKH - 2011-11-13, 20:26
No i takim to sposobem, a raczej taką relacją, mam z głowy Korsykę do zwiedzania.
Czuje się tak, jak bym z Wami jechał,bardzo ładnie! Dawaj dalej, to więcej zaoszczędzę na paliwie.
Elwood - 2011-11-14, 11:15
DZIEŃ 5 – 22.06.2011
Tego dnia nastąpił rozłam wśród naszej czwórki. No cóż i tak bywa na wspólnych wyjazdach. Ale po kolei.
Ponownie czyściutkie niebo i piękne słońce postawiło nas na nogi. Dzień rozpoczęliśmy w towarzystwie ciekawskich krów i byczków, które bez jakiejkolwiek krępacji przechadzały się tuż pod naszymi oknami, a niejedno z nich zaglądało nam przez nie do wnętrza. Musieliśmy nie być zbyt smakowitym kąskiem więc poszły sobie dalej nie czyniąc nam nic złego. Zrobiłem kawę i wyszedłem podziwiać widoki, bo to dla nich wdrapaliśmy się na tą wysokość. Wokół góry, w dole szumiący potok cudowny zapach sosnowych drzew, a pośrodku tego wszystkiego my. Kiedy Janusz i ja, w pierwszych promieniach słońca oświetlających okalające nas szczyty, robiliśmy zdjęcia, nasze panie przygotowywały śniadanko.
Przed 10.00 ruszamy w drogę powrotną z Calasimy do Calacuccii. Po drodze we wsi zatrzymujemy się przy pomniku wzniesionym ku czci poległych w I Wojnie Światowej. Jeszcze rzut oka z oddali na Calasimę, dość karkołomny zjazd wąską drogą do Calacucci, a stamtąd przejazd na leśny parking przy leśniczówce Papaghja -droga D 84.
To miejsce jest punktem wypadowym do jeziora NINO, leżącego na wysokości 1743 m n.p.m. słynącego z okalających go znacznych połaci łąk zwanych „pozzines”. Nazwa wywodzi się od korsykańskiego słowa „pozzi” - dziura. Są to łąki torfowiskowe okalające w górach jeziora.
Jeszcze zgodnie, przeczytawszy w jednym z przewodników, iż dotarcie do jeziora i powrót zajmują 2,5 godziny, ruszamy ok. 10.40 w góry. Początek trasy nie zapowiadał trudności nas czekających aczkolwiek trasa była coraz bardziej stroma, coraz mniej osłonięta drzewami, coraz bardziej niebezpieczna.
Kiedy po półtoragodzinnej wspinaczce, napotkani i zagadnięci przez nas turyści oznajmiają nam, że do jeziora to jeszcze ok. 2 godzin trudnej wspinaczki, biegnącej w nieosłoniętym roślinnością terenie, Halinka i ja poddajemy się i postanawiamy zawrócić. Gosia i Janusz postanawiają pójść dalej. Zaopatrzeni w aparaty ruszają przed siebie. My spokojnie schodząc po godzinie jesteśmy w kamperkach.
Jak się potem okazało, była to słuszna decyzja z naszej strony, bo pozostała do pokonania trasa to droga dla orłów.
Kiedy Gosia z Januszem pokonywali kolejne stromizny, zaliczali kolejne przełęcze, Halinka i ja zajęliśmy się pracami gospodarczymi. Ja uzupełniałem wodę w kamperkach, a Halinka przygotowywała smaczny obiadek.
Ok. 17.00 wrócili – zmęczeni, ale szczęśliwi. Gorączkowe relacje, poparte pięknymi zdjęciami, wskazywały na to, iż nie żałowali wysiłku, który włożyli w dotarcie do jeziora. Zresztą zobaczcie sami.
Elwood - 2011-11-14, 11:16
i dalej w drodze powrotnej do Calacuccii
Tadeusz - 2011-11-14, 11:30
Czytam z zainteresowaniem, oglądam zdjęcia niemal z wypiekami na zarośniętej gębie i tak sobie myślę: ileż piękna dało się upchnąć na tak niewielkim obszarze!
Zazdrość podobno jest brzydką cechą. Eeee...tam!!!
Elku i Januszu
Elwood - 2011-11-14, 12:28
Dotarliśmy do leśniczówki i około 10.40 rozpoczęliśmy wędrówkę do jeziora NINO
Elwood - 2011-11-14, 12:51
A za tą górką . . . . .
Elwood - 2011-11-14, 12:56
i jeszcze po drodze były piękne widoki.
Jedno z poniższych zdjęć dedykuję naszej kochanej Joli - tej od Stasia, by zadać kłam rozpowszechnianej przez nią opini o tym jak tankują mężczyźni, a jednocześnie dowieść jak to jest naprawdę
Joluś - 2011-11-14, 14:21
Dziękuje Elku , Twoja wersja jest super...... ,zastanawiam sie jak pokazać moją?????????
Elwood - 2011-11-14, 14:23
Kup dużo kwaśnego mleka i wykorzystaj Stasia do prezentacji
Elwood - 2011-11-16, 18:21
DZIEŃ 5 – ciąg dalszy
Po kąpieli naszych Orłów i pysznym obiadku ruszyliśmy do Ajacio. Droga wiodła przez przełęcz Vergio, a dalej górami do Ajacio. Przełęcz „Col de Vergio” leży na wysokości 1477 m n.p.m. Przebiego przez nią droga D 84, która, choć trudno w to uwierzyć, bywa zimą nieprzejezdna. Zimą rejon ten staje się ośrodkiem narciarskim, a narciarze zażywają uciech białego szaleństwa [od listopada do kwietnia. Malowniczą drogą docieramy do Ajacio. Pomimo iż nieopodal wjazdu do miasta odnajdujemy miejsce postojowe dla kamperów jedziemy jeszcze do centrum, by wiedzieć co nas czeka następnego dnia. Nad brzegiem morza, w porcie jachtowym jest już kilka kamperków z całej Europy. Postój za friko. Dołączamy i my.
W tym miejscu chciałem podziękować koledze o nicku „Endi” za podzielenie się na forum, w relacji z Korsyki, namiarem tego miejsca. „Endi” - Twoja relacja służyła nam jako jeden z przewodników wyprawy.
Lampka wina, w tawernie nad brzegiem morza, zakończyła kolejny udany dzień podróży.
janusz - 2011-11-16, 19:45
Elwood napisał/a: | „Endi” - Twoja relacja służyła nam jako jeden z przewodników |
Nawet mieliśmy ją w wersji drukowanej, ściągniętej z forum. Nie wiem jak z prawami autorskimi do wydruku ale była używana jako materiał tajny/poufny i służyła do użytku wewnętrznego.
Elwood - 2011-11-18, 20:48
ADJACIUM – to łacinskie słowo oznaczające „miejsce odpoczynku – postój” dało nazwę AJACCIO. Rodzinne miasto Napoleona leży nad największą na wyspie zatoką, wciśnięte pomiędzy morze a góry. Okolica rzeczywiście jest piękna. Samo miasto – takie sobie
Zwiedzanie zaczęliśmy zaraz po śniadaniu udając się pieszo do centrum miasta. Kiedy znad brzegu morza wspięliśmy się na ulicę do niego równoległą oczywistym się stało, że najpierw czekają na wizyty w sklepach. Do placu Marechal Foch, centrum Ajaccio prowadzi długa ulica Cardinal Fesch, która jest ulicą handlową i chcąc nie chcąc musieliśmy ulec naszym paniom i towarzyszyć im w zwiedzaniu sklepów. Na owym placu znajduje się pomnik Bonapartego – pierwszego konsula. Stamtąd przechodzimy na plac Generała de Gaulle'a, pośrodku którego stoi pomnik Napoleona na koniu. Dalej zwiedziliśmy Katedrę, przespacerowaliśmy się wokól Cytadeli by uliczkami starego miasta wrócić do naszych kamperków. Zjedliśmy obiadek i udaliśmy się w dalszą drogę. Ale o tym w następnym odcinku.
WHITEandRED - 2011-11-18, 21:14
Elwood - 2011-11-18, 21:15
a dalej
Elwood - 2011-11-19, 15:41
DZIEŃ 6 – po obiedzie
Tradycyjnie ok. 15.00 wyruszamy z Ajaccio. Naszym celem jest południowy-wschód wyspy, gdzie zamierzamy znaleźć miejsce na nocleg nad brzegiem morza. Kierujemy się drogami nr 196 a następnie 420 i 268 do przełęczy Col de Bavella. Po drodze piękne widoki otaczających nas gór. Na przełęczy krótki rekonesans po okolicznych skałkach, zapierające dech widoki, kawa i ciacho na tarasie widokowym restauracji. Z przełęczy drogą pełną serpentyn oraz pięknych widoków na skały Bavella docieramy do Solenzary. Dalej droga wiedzie już wybrzeżem, a my szukamy miejsca na nocleg. W miejscowości Ciprianiu – na parkingu tuż za restauracją przy plaży, postanawiamy spędzić noc. Jeszcze tylko kolacja w pobliskiej restauracji, nocny spacer brzegiem morza, kąpiel w świetle księżyca i kolejny, pełen wrażeń dzień za nami.
Elwood - 2011-11-19, 15:47
a po drodze z przełęczy i po dotarciu nad morze . . .
jedrek49 - 2011-11-20, 08:33
witam serdecznie
Wspaniala kapiel ,ale gdzie wasze dziewczyny ,chyba ,ze poza kadrem kapia sie bez strojow
Wspaniale opowiadanie i chcemy tam jechac
jedrek49
PS ,gdzie mozna nabyc takie przewodniki i mapy jak Wy macie ?
janusz - 2011-11-20, 11:10
jedrek49 napisał/a: | Wspaniala kapiel ,ale gdzie wasze dziewczyny |
One robiły zdjęcie, jedna trzymała kadr druga zwalniała spust.
Agostini - 2011-11-20, 12:51
My też pilnie Was śledzimy. Wszystko bardzo nam się podoba. Piękne krajobrazy, nieskazitelna pierwotna przyroda i te świnki, które są the best.
Ostatnio taką widziałem u Pawlaka w "Sami swoi".
Aulos - 2011-11-20, 16:36
Śledzimy każdy Wasz krok. Karmimy się Waszą relacją i delektujemy obrazami zatrzymanymi w kadrze.
Wyrazy uznania
Agostini napisał/a: | i te świnki, które są the best.
Ostatnio taką widziałem u Pawlaka w "Sami swoi". |
Sądzisz, że te też są pastowane?
Elwood - 2011-11-24, 19:15
DZIEŃ 7 – 24.06.2011
Piękne słońce zachęcało nas do plażowania i tak też rozpoczęliśmy kolejny dzień naszej włóczęgi. Było opalanie, nauka skakania na główkę – po prostu postanowiliśmy poleniuchować. Wszak w naszych planach pozostało już jedynie Bonifacio. I tak zleciało nam do obiadku. Po obiadku krótka podróż, karkołomny zjazd do portu i mamy popołudnie by zwiedzić miasto. Oj trochę się działo. Najpierw postanowiliśmy zwiedzić okoliczne zatoczki i zafundowaliśmy sobie to zwiedzanie przy pomocy stateczku wycieczkowego. Warto było popatrzeć na ląd od strony morza. Było też sporo adrenaliny podczas tego rejsu, kiedy okazało się, że stateczek ten to całkiem szybka łódź motorowodna, która potrafiła ślizgać się po falach. Później już na piechotkę udaliśmy się na stare miasto, które spokojnie spacerkiem przemierzyliśmy wzdłuż i wszerz. Kolacyjką w kamperku Halinki i Janusza, popijając przednie korsykańskie winko zakończyliśmy ostatni dzień pobytu na Korsyce. Zapewne można było zobaczyć więcej, bardziej wgłębić się w życie codzienne tubylców czy poleniuchować dłużej na plażach. Naszym jednak głównym celem było poznanie korsykańskiej przyrody, zasmakowanie korsykańskich krajobrazów i zwrócenie uwagi na odmienność architektoniczną wyspy. Byliśmy też pewni jednego – wiedzieliśmy już, że wspaniale nam się będzie układała wspólna podróż dalej, bo rzadko zdarza się tak zgodne towarzystwo jak nasza czwórka.
Elwood - 2011-11-24, 19:16
a działo się podczas wycieczki stateczkiem . . .
Elwood - 2011-11-24, 19:17
spacer uliczkami Bonifacio zakończył zwedzanie Korsyki
Endi - 2011-11-24, 21:03
Elwood napisał/a: | ... „Endi” - Twoja relacja służyła nam jako jeden z przewodników wyprawy... |
To miłe słowa Eleku, dziękuję i pozdrawiam
W przyszłym sezonie jedziemy na Sardynię, czekam z wypiekami na polikach na Wasze doświadczenia… czy w ogóle warto tam jechać ?
Janusz napisał/a: | ... Nie wiem jak z prawami autorskimi ... |
Tantiemy rozliczymy...póżniej
Agostini - 2011-11-24, 21:10
Piękne miejsca. I jeszcze piękniej oglądać rozbawione buzie.
Ja też
pp - 2011-11-24, 22:39
Endi napisał/a: |
W przyszłym sezonie jedziemy na Sardynię, czekam z wypiekami na polikach na Wasze doświadczenia… czy w ogóle warto tam jechać ?
|
z całą pewnością warto, jednak lepiej wiosną gdy wyspa jest zielona a temperatury bardziej przyjazne. ja byłem w sierpniu, rano o 7 było już ponad 30 stopnia a o 23 jeszcze ponad 30 stopni.
Północne wybrzeże jest zabudowane willami, ale na południu pełno dzikich plaż! Wnętrze to wspaniałe góry, ludzie bardzo przyjaźni.
janusz - 2011-11-24, 23:21
Endi napisał/a: | czy w ogóle warto tam jechać ? |
Pewnie, że warto to jak byłeś na Korsyce i wiesz jak wygląda Korsyka to jest jak w tym dowcipie:
Chlop byl na wycieczce w zoo. Po powrocie opowiada kumplowi, co tam widział.
- Widziałem zebrę.
- A jak ona wygląda?
- A widziałeś konia?
- No!
- No to wygląda jak jak koń, tylko jest w biało-czarne pasy.
- Aha. I co jeszcze?
- Widziałem węża.
- A jak on wygląda?
- A widziałeś konia?
- No!
- No ten waz ni ch*** do konia nie podobny.
Moim zdaniem to całkiem co innego, inny krajobraz, inne drogi, inni ludzie. Wyspy odległe są od siebie o 40 minut promem ale są całkiem inne.
Pomiędzy tymi zdjęciami jest kilkanaście kilometrów.
Tadeusz - 2011-11-24, 23:39
Elku i Januszu, czytam i oglądam, oglądam i czytam, oczy mam jak spodki. Nie przesadzę nazywając to zachwytem nad pięknem tych wysp, ale też zachwyca mnie Wasza relacja.
Dziękuję za tę pokaźną dawkę emocji i proszę o więcej.
Skromne piwka dla Was to słaba zapłata, ale chociaż tyle na początek.
Endi - 2011-11-25, 00:09
Wiosną pp to nam się nie uda, nasz Załogant chodzi do szkoły. Temperatury trochę mnie przerażają lecz ...
ten argument jest dość przekonywujący
janusz napisał/a: | ...- No ten waz ni ch*** do konia nie podobny... |
ale poczekam jeszcze na pozostałe foty
pp - 2011-11-25, 08:15
termin Kolegi Janusza i Elwood'a będzie pewnie dużo lepszy niż sierpień, również dlatego że sierpień to miesiąc urlopowy dla całej Italii!
Elwood - 2011-11-25, 12:25
Moim zdaniem termin, w którym my byliśmy był optymalny. Nie było tłoku - można wręcz powiedzieć, że nie było turystów, plaże były puste, woda cieplutka i temperatura znośna. Sierpień to nie tylko czas wczasowy dla Włochów ale dla całej zachodniej Europy.
Co do porównania Korsyki ze Sardynią to jedynym wspólnym elementem je łączącym jest to, że obydwie są wyspami. Poza tym krajobraz, architektura, zagospodarowanie mają się do siebie tak jak wąż do konia w przytoczonym przez Janusza dowcipie
koko - 2011-11-25, 21:10
My byliśmy w pierwszej połowie maja pusto głucho woda chłodna(nasz Bałtyk w lipcu)
Powiem tak Raz można ale niekoniecznie
Dzięki za fajną relację
@ndrzej - 2011-11-25, 22:57
Piękna wyprawa i piękna relacja!
Oczywiście należy się duuuże piwko!
darboch - 2011-11-26, 10:11
Góry Bavella robią wrażenie zresztą jak cała relacja
Elwood - 2011-11-26, 13:38
DZIEŃ 8 – 25.06.2011 SARDYNIA
Kasy biletowe otwarto o 8.00. Cena promu astronomiczna w przeliczeniu na dystans jaki mieliśmy do pokonania /ok. 80 euro za kamperka plus 2 osoby/. Ok. 9.00 wjeżdżamy na prom. Jeszcze rzut oka na Korsykę i po niespełna godzinie lądujemy w porcie Santa Teresa de Gallura na Sardynii. Jak zwykle kierujemy się do centrum miasteczka. Centrum niestety objęte zakazem parkowania kamperków. Parkujemy na jednej z bocznych uliczek nieopodal centrum i piechotką zwiedzamy okolice i miasteczko. Jesteśmy zaszokowani tym co widzimy. Czyściutko, piękne i zadbane budynki wokół, a my nastawialiśmy się na południowo-włoski porządek. Wdrapujemy się na pobliskie wzgórze, a dalej idąc w kierunku centrum mijamy piękne zabudowania tonące w kwiatach. Ryneczek, handlowa uliczka i sklepik z sardyńskimi specjałami padają kolejno łupem naszych oczu i pań. W sklepiku z miejscowymi wyrobami wesoła pogawędka z przemiłą sprzedawczynią połączona z degustacją wszystkich tubylczych przysmaków. Zakupiwszy kawałeczek dojrzewającej szyneczki wróciliśmy do kamperków. Capo Testa to kolejny cel naszej podróży. Przylądek na północy Sardynii, nieopodal Santa Tersa to wspaniały punkt widokowy,. Sobota to dzień wolny od pracy i miejsce to oblegane było przez tubylców. Mogliśmy jedynie przyjrzeć się widokom z kamperków. Zmęczeni upałem udaliśmy się w dalszą drogę w kierunku Costa Smeralda, w poszukiwaniu plaży i miejsca na nocleg. Jedziemy przez Arzachena, San Pantaleo by dotrzeć na plażę w okolicy Spaggia Rama di Junco. Kąpiel, plaża i odpoczynek dopełniły nasze wrażenia tego dnia.
Elwood - 2011-11-26, 13:39
a dalej
BiG Team - 2011-11-26, 13:41
Relacja fascynująca. Czytamy z wielkim zainteresowaniem
Elwood - 2011-11-26, 13:58
a po dotarciu nad morze była kąpiel, plaża, Włoch z internetem, winem i ponoć żoną. Była naprawa lodówki i wieczorne rozmowy Polaków o tym co za nami a co nas jeszcze czeka. Było po prostu cudownie.
darboch - 2011-11-26, 14:17
Elwood napisał/a: | chciałem zaprosić tą panią na loda, ale okazała się straszną służbistką |
masz szczęście, że Pani nie posądziła Cię o molestowanie
Elwood - 2011-11-26, 14:34
darboch napisał/a: |
masz szczęście, że Pani nie posądziła Cię o molestowanie |
Na moje szczęście dzieliła nas przepaść językowa - czasami warto nie znać języków obcych.
janusz - 2011-11-26, 14:51
Cytat: | masz szczęście, że Pani nie posądziła Cię o molestowanie |
Bariera językowa nie pozwoliła tej pani zrozumieć prawdziwych zamiarów Elka. To nie był ostatni raz w czasie naszej wyprawy, że nasz towarzysz podróży fotografował się z nieznajomymi, tubylczymi kobietami.
Skorpion - 2011-11-26, 16:27
Czytajac od kilku dni Wasze i kolegi Agostini relacje z Itali czuje sie tak jakbym byl z Wami i z nimi rownoczesnie na wyjezdzie Dzieki
darboch - 2011-11-26, 16:58
Elwood napisał/a: | darboch napisał/a: |
masz szczęście, że Pani nie posądziła Cię o molestowanie |
Na moje szczęście dzieliła nas przepaść językowa - czasami warto nie znać języków obcych. |
jest jeszcze mowa ciała
Elwood - 2011-11-26, 17:02
Żona z oddali dyskretnie zerkała na mnie
janusz - 2011-11-26, 17:33
Cytat: | Żona z oddali dyskretnie zerkała na mnie |
Także dyskretnie i z oddali.
ARCADARKA - 2011-11-26, 17:54
No ,ale kobitki zadowolone ,nowszy model
super relacja
Komplecik - 2011-11-27, 23:19
pjiknie sie cyto ze HEj.
Pawcio - 2011-11-28, 10:42
O.. widzę, że tworzycie sobie dokumentację fotograficzną partnerów.. tak na wszelki wypadek.
Fajna relacja. W końcu udało mi się dogonić koniec kolejnego odcinka. Czekam na CD.
janusz - 2011-11-28, 10:49
Cytat: | O.. widzę, że tworzycie sobie dokumentację fotograficzną partnerów |
Ja tam byłem grzeczny, nie ma wiele dokumentów fotograficznych obciążających kartotekę. Są pewne nieobyczajne, mam jednak nadzieję, że Elek ich nie ujawni.
darboch - 2011-11-28, 13:28
janusz napisał/a: | Cytat: | Żona z oddali dyskretnie zerkała na mnie |
Także dyskretnie i z oddali. |
Ale bez propozycji w stylu Elwood'a
MAREKH - 2011-12-02, 20:47
No co jest - chyba czekacie z dalszą relacją na droższe paliwo,można i tak, zawsze więcej zaoszczędzę.
Elwood - 2011-12-04, 13:52
Marku specjalnie dla Ciebie, byś mógł unieść worek z zaoszczędzonymi pieniążkami.
DZIEŃ 9 – 26.06.2011
Od rana upalnie. Po śniadaniu plaża. Jest niedziela – wokół przybywa tubylców spragnionych morskich i słonecznych kąpieli. Janusz dzielnie walczy z lodówką, która od jakiegoś momentu zaczęła grzać zamiast chłodzić. Wczoraj rozebrał palnik, ale z winy Gosi przetykając go zrobił zbyt dużą dziurkę w dyszy i dzisiaj rano zbyt ciepłe powietrze z zawartością dużej ilości niespalonego gazu, okopcając przy okazji spory kawałek Januszowego kamperka wydobywało się z górnej kratki wentylacyjnej lodówki. Rozebrał więc ten palnik ponownie i dzielnie zaczął zaklepywać dziurkę w dyszy do mniejszych rozmiarów. Zapytacie zapewne czemu winna Gosia – no jak to czemu ? Dała Januszowi do przetkania dyszy zbyt grubą igłę, która zanadto rozkalibrowała w niej otworek.
Zmęczeni plażowaniem ok. 13.00 udaliśmy się w dalszą podróż. Tym razem naszym celem było przeciwległe – czyli zachodnie wybrzeże Sardynii. Droga wiodła przez OLBIĘ - OSCHIRI - SASSARI - SENNORI – SORSO do Marina di Sorso.
Olbia jako miasto nie zachwyca i nic szczególnego w nim do zwiedzenia, dlatego też poprzestaliśmy na przejeździe kamperkiem przez jego centrum. Za Olbią kawka i dalej mkniemy na zachód. Zgoła odmienne od korsykańskich, otaczają nas krajobrazy. Teren pagórkowaty, dużo lepsze drogi, trochę mniej zakrętów. Przydrożny kamienny kościół to kolejny nasz postój. Santissima Trinitia di Sakargia za jedyne dwa euro otwiera przed nami swe wnętrza dając jednocześnie upragnioną ochłodę. Droga do Sassari roztacza wokół malownicze pejzaże. Zakupy w przydrożnym supermarkecie, obiadek niedzielny w kamperku i ruszamy w poszukiwaniu katedry, jako jedynego miejsca, które rzekomo warto tu zobaczyć.
I zaczął się horror. Plac katedralny, będący jednocześnie centrum miasta w totalnej przebudowie. Jedyne co nam pozostaje to kierować się znakami objazdu. Nagle stop. Procesja. Wszakże w czwartek było Boże Ciało. Dzielni miejscowi polijanci nakazują nam zatrzymać się i przepuścić uczestników procesji. Widząc tłumy podążające do katedry i brak jakiegokolwiek miejsca do zaparkowania postanawiamy jechać dalej. Policjant pozwala nam ruszyć, a kiedy pytamy o drogę główną pokazuje nam kierunek naszej jazdy. Nie jest źle. Przejeżdżamy uliczkami Sassari, objeżdżamy jakiś placyk, a wszystko to w jednokierunkowym ciągu do głównej ulicy. Zakręt w lewo i . . . . . . No właśnie, aż dziw bierze, że we Włoszech ktokolwiek nie pomyślał o tym, iż nasze dwa kamperki wjeżdżają wszędzie, gdzie tylko jest to możliwe i mają troszeczkę więcej szerokości i wysokości od samochodów osobowych. Ulica ma ok. 4 metrów szerokości i nie byłoby źle, gdyby nie parkujące, pomimo zakazu wzdłuż niej samochody. Prześlizgujemy się, ze złożonymi lusterkami, między nimi i domami. Wszystko to dzieje się na odległości około 300 metrów, a kieruje nami wyczucie własnych samochodów oraz Gosia, która nas pilotuje z zewnątrz. Mamy w ekstremalnych momentach 5 cm zapasu na szerokości i żadnej możliwości wycofania się. Przechodnie z niedowierzaniem przyglądają się naszym wyczynom. Jedni zachowują jednak dla nas podziw i sympatię, ale są i tacy, którzy pukają się po czole. I kiedy już ujrzeliśmy wylot naszej ciasnej uliczki i w sercu zaświtała nadzieja na sukces nad głową pojawia się szyld zawieszony ok 5 cm poniżej wysokości naszych kamperków. Sympatyczny Włoch z okna kiwa byśmy jechali. Nie było wyjścia. Ruszyliśmy do przodu. Na nasze szczęście szyld był zawieszony przegubowo i w ten oto sposób dotarliśmy do głównej drogi.
Pełni wrażeń jedziemy dalej, by w następnej miejscowości SENNORI natknąć się na kolejną procesję. Odczekawszy swoje docieramy wreszcie do Marina di Sorso. Tam na przy plażowym parkingu, z zakazem kamperowania, udaje nam się napełnić wodą zbiorniki i w pełni zaopatrzeni postanowiliśmy poszukać miejsca na nocleg wzdłuż nadbrzeżnej drogi do PORTO TORRES. W kilka minut znajdujemy parking. Duży, jeszcze z wieloma samochodami /niedziela/, parking nad samym morzem to miejsce kolejnego naszego noclegu.
Elwood - 2011-12-04, 13:53
i dalszy ciąg fotek
Elwood - 2012-01-26, 21:12
Długo to trwało, ale ruszamy dalej
DZIEŃ 10 – 27.06.2011
Piękne słoneczko jak zwykle oznajmia początek kolejnego dnia. Śniadanie i tradycyjnie już porcyjka opalania, urozmaicona kąpielami w morzu, to nasze dopołudniowe plany. Nasze panie wyciągają z piasku muszelki, a my z Januszem . . . . no może opis tego fragmentu wyprawy pominiemy . . . , a potem z nadmorskiego baru donosimy dziewczynom po kieliszeczku sardyńskiego likieru z mirtu. Ponieważ plaża nie miała zaplecza sanitarnego, a do wczorajszego wodopoju mamy zaledwie 2-3 km urządzamy sobie generalne mycie nie zważając na stan wody w zbiorniku.
Lunch w kamperku, powrót do naszego miejsca zaopatrzenia w wodę, kawa i wyruszamy w drogę do ALGHERO.
Nagle naszym oczom ukazuje się ogromne pole winorośli a za moment informacja o winnicy SELLA & MOSCA. Postanawiamy zawitać w ich progi celem zaopatrzenia się w sardyńskie wino. Na miejscu okazuje się, że za niespełna pół godziny można zwiedzić winnicę, z czego oczywiście nie omieszkaliśmy skorzystać. Spacer po piwnicach i budynkach winnicy kończy degustacja wina. My zaopatrzeni w buteleczki boskiego sardyńskiego wina wyruszamy do Alghero. Parkujemy w samym centrum i postanawiamy skorzystać z ciuchci by poznać zabytki miasta. Serdeczna rozmowa z „motorniczym” i w czterdzieści minut zostajemy obwiezieni po starym mieście. W trakcie jazdy zagadnięty o fajną knajpkę wskazuje nam restaurację w jednej z uliczek starego miasta, do której po skończonej przejażdżce się udajemy. O 22.30 wsiadamy do kamperów i na oddalonym kilka kilometrów od centrum miasta przydrożnym, wyposażonym w ujęcie wody, parkingu postanawiamy przenocować. Wokół cisza, a nad głową rozgwieżdżone niebo dodaje uroku chwili i smaku herbatce, którą sobie parzymy. I kiedy tak zanurzamy się w ciepełku tej chwili na drodze pojawia się pulsujące niebieskie światło. No cóż pewnie jakaś karetka podąża do chorego – myślimy. Po chwili podjeżdża do nas ten samochód – patrzymy POLICJA. No tak zapewne naruszyliśmy jakiś tubylczy przepis, lub przyjechali by przegonić nas z parkingu, lub. . . . . . . .. Myśli się kłębią, a tu nic z tych rzeczy. Oni po prostu szukali groźnego przestępcy, który rzekomo tą drogą, na piechotę, oddalił się od Alghero i pytają nas czy go nie widzieliśmy. Rozmowa była trudna bo w nocy język ciała jest słabo dostrzegalny, a ze słów z ich strony zrozumieliśmy jedynie „bandito” i „matrimoniale”. Długo tej nocy rozmawialiśmy jeszcze na temat tego poszukiwanego, próbując nakreślić oczami wyobraźni rodzaj przestępstwa, którego się dopuścił. A pomysłów mieliśmy wiele tej nocy. W końcu dla uspokojenia samych siebie wymyślamy jakąś wersję o niepłaceniu alimentów przez tego człowieczka, a że wyspa z natury spokojna i przyjazna to takie wydarzenie wyrasta tu do rangi przestępstwa. Na wszelki wypadek, z kluczami francuskimi pod poduszką, kładziemy się spać tej nocy.
Elwood - 2012-01-26, 21:14
ciąg dalszy zdjęć z dnia 10-go
Elwood - 2012-01-26, 21:15
i tutaj też są zdjęcia z dnia 10 -go
Pawcio - 2012-01-26, 21:21
Elwood napisał/a: | Na wszelki wypadek, z kluczami francuskimi pod poduszką, kładziemy się spać tej nocy. |
O.. to zapewne zakręcone sny mieliście...
janusz - 2012-01-26, 21:35
Elwood napisał/a: | 2011-06-27 10.48.04.jpg
My jak dzieciaczki pluskaliśmy się we wodzie |
Całe szczęście, że ograniczyłeś relację z morskiej kąpieli tylko do tego zdjęcia
Elwood - 2012-01-27, 19:36
No wiesz gdybym miał pewność, że ludki nie zrozumieliby opatrznie tego o czym napomykasz, a ja nie napisałem, to chętnie rozwinąłbym w tym miejscu relację z naszej podróży
janusz - 2012-01-27, 19:40
Elku to może niech zostanie tak jak jest teraz a resztę pozostawmy fantazji i wyobraźni czytających.
Elwood - 2012-01-27, 19:53
Ok - ciekaw jestem tej fantazji. A swoją drogą to historia nam tego może nie wybaczyć. Ale postanowione.
MAREKH - 2012-01-27, 20:12
Wyobraźnia moja jest niewyobrażalna wielka(taka jak ja) dlatego daruje wam te zdjęcia.
pp - 2012-01-29, 00:26
Sardynia taka spokojna i bezpieczna podobno nie jest! Podczas mojego tam pobytu poznaliśmy polkę mieszkającą tam od lat 20, prowadzi zresztą biuro wynajmu domów i kwater turystycznych, opowiadała nam o licznych porwaniach ludzi i przetrzymywaniu ich w tamtejszych górach. Znaki drogowe z otworami po kulach też pewnie widzieliście! To ponoć efekt zabawy!
Elwood - 2012-02-12, 10:48
Udało się wygospodarować trochę czasu wiec jedziemy dalej.
DZIEŃ 11 – 28.06.2011
Pomimo wieczornego horroru rano przebudziliśmy się w stanie nienaruszonym. Spożywając śniadanie podziwialiśmy piękne widoki, które fundowały nam, za friko, okoliczny krajobraz i przyroda, oraz popuszczaliśmy wodze fantazji na temat poszukiwanego wczoraj przez policję rzekomego przestępcy. Dziś w pięknym porannym słoneczku nasza odwaga była po stokroć większa od wczorajszej, a domniemany poszukiwany przestępca urósł w naszej wyobraźni do rangi, gwałciciela i zabijaki. Naszym paniom bardziej pasowało /nie wiadomo dlaczego/, by w przypadku jego pojawienia się, okazał się gwałcicielem – nam by był zabijaką, oczywiście skutecznie obezwładnionym przez nas i doprowadzonym do policyjnego posterunku, w którego pancernej kasie czekała na nas sowita pieniężna nagroda.
Jeszcze tylko tankowanie wody do pełna i ruszamy na wschodnie wybrzeże wyspy. Celem naszym jest jakaś plaża w okolicach OROSEI.
Podróż drogą widokową nr 292, wąskie uliczki miasteczka VILLANOWA MONTELEONE, karkołomny wjazd i zjazd drogą do MONTELEONE ROCCA DORIA, przebudzenie się instynktów pierwotnych u Janusza podczas pikniku w lesie dębowym, przejazd przez NUORO i OROSEI, oraz poszukiwanie miejsca kolejnego postoju wypełniło nam cały dzień.
Elwood - 2012-02-12, 11:07
cd
Elwood - 2012-02-12, 11:07
a po drodze był lasek korkowy
Tadeusz - 2012-02-12, 12:38
Ojojoj! Jak tam ładnie! I JAK CIEPŁO !!!
Chcę tam pojechać.
Za ten dobry uczynek w środku srogiej zimy stawiam, Elku, piwko. Dobre, zimne i mocne, chociaż wirtualne.
RODOS - 2012-02-15, 14:41 Temat postu: Relacja. Ładna i sympatyczna relacja. Trasa imponująca. Przyjemnie się ogląda, zwłaszcza jak za oknami dzisiaj sypie gęsty śnieg. Włochy i Sycylia przed nami. Serdecznie pozdrawiamy. Dziękujemy i stawiamy piwko.
Santa - 2012-02-15, 21:29
Elwood napisał/a: | ... a domniemany poszukiwany przestępca urósł w naszej wyobraźni do rangi, gwałciciela i zabijaki... |
Hmm..., być może był to gwałciciel, być może zabijaka, ale z całą pewnością nie samobójca
Robert66 - 2012-02-27, 19:44
rewelacyjna ,relacja !!
serdeczne dzięki dla KIK,którzy to opisują ,
już mam gotowy plan, z tą różnicą , że katapultuję się na Sardynię z Livorno , bądź poniżej (jeszcze nie wiem ), później , w zależności od mnogości...sic!!
chciałbym wyjechać ok 23-25/06 z Polski ,(trasa do ustalenia..)
może ktoś chciałby w tym samym czasie..
pozdr.
Elwood - 2012-03-11, 22:58
DZIEŃ 12 – 29.06.2011
CamperTeam'ki tuż tuż a my w lesie. Tak , ogromne połacie Sardynii to las korkowy, zapewne jeden z żywicieli mieszkańców, jakże odmienny od naszego lasu.
Dziś budzimy się jednak nieopodal plaży, a że dzień upalny to obowiązkowe dopołudniowe plażowanie. Wyjeżdżamy ok. 14.00.
Ruszyłem pierwszy i ledwo udało mi się wydrapać kamperkiem po szutrowej górce, która prowadziła z plaży na drogę asfaltową. Za mną Janusz. Jego kamper z przepadzistym garażem, załadowanym po brzegi zapasami wina, zarówno naszymi jak i własnymi, traci przyczepność i odmawia wjazdu pod górkę. Druga i trzecia próba, pomimo coraz dłuższych rozpędów również nie dają efektu. Samochód wciąż traci przyczepność i nie może sforsować podjazdu. Jeszcze jedna próba – tylne koła samochodu sięgają linii brzegowej morza, skupienie na twarzy Janusza, szaleńczy rozpęd, samochód kiwa się na wszystkie strony świata na nierównościach terenu i wreszcie przednie koła sięgają asfaltu – uf . . . .a już myśleliśmy, że te wszystkie pudła z winem trzeba będzie pod górkę ręcznie wynosić.
Dzisiejszy dzień, a w zasadzie jego drugą część, planujemy spędzić na luzie. Ot takie zwiedzanie z kamperka i jakaś plaża, ale. . . . . to nie z Gosią. Najpierw zarządza zwiedzanie pobliskiej Groty Ispinigioli, potem przegania nas po uliczkach oryginalnego, przyciągającego ściennymi malowidłami , leżącego na stromych zboczach miasteczka ORGOSOLO – miasta murali.
Tradycja ściennych malowideł /murali/ sięga roku 1975, kiedy to profesor Francesco del Casino wraz ze studentami postanowili dla uczczenia 30 rocznicy wyzwolenia, a zarazem rocznicy ruchu oporu, umieścić na fasadach budynków polityczne i satyryczne portrety. Dzisiaj prawie dwieście malowideł zdobi elewacje budynków, nawiązując do codziennych spraw mieszkańców miasteczka.
Parkujemy na centralnym placyku.
Po spacerze uliczkami, zakupach pamiątek - kiedy postanawiamy jechać dalej - przeżywamy kolejny kamperowy horror rodem tym razem z GPS -owych podpowiedzi. Wyjeżdżając z miasteczka, jak wcześniej napisałem położonego na zboczu, stromej góry, prowadzeni GPS-em, jedziemy w górę wąską jednokierunkową uliczką. Nagle uliczka skręca pod kątem 90 stopni w dół a przełamanie jej na zboczu uniemożliwia nam kontynuowanie dalszej drogi do przodu. Wprawdzie, my pokolenie „Czterech Pancernych” pamiętamy różne sposoby torowania sobie drogi przez dzielną załogę „Rudego”, - ale okazuje się, że i ja , i Janusz zapomnieliśmy zabrać z domu po lasce trotylu. Zostały nam jedynie nasze dzielne Panie, które w tylko im wiadomy sposób, wymusiły na tubylcach, by byli łaskawi wycofać się z uliczki, tyłem, do najbliższego skrzyżowania. Kiedy przestaliśmy być przeszkodą w ruchu lokalnym i dowiedziawszy się od zaprzyjaźnionych z naszymi Paniami tubylcami, jak wyjechać z tego miasteczka w kierunku MAMOIADY, kolejnego celu naszej podróży, naszym oczom ukazał się podjazd, którego kąt nachylenia przerastał moje wyobrażenie o możliwości jego pokonania. Rezygnuję z wjazdu na tą drogę. Zatrzymując się na wąskich uliczkach miasteczka, ponownie próbujemy na tubylcach wymóc wskazanie innej drogi, potrzebny plan”B”. Niestety okazuje się, że to jedyna droga w pożądanym przez nas kierunku by dotrzeć nad brzeg morza. Wprawdzie możemy się wrócić ale musielibyśmy nadłożyć sporo kilometrów.
Tym razem postanawiamy przerobić nasze kamperki w wozy bojowe, dociążamy osie napędowe czym się da, opracowujemy trasę rozpędu, by u podstawy górki mieć jak największą prędkość, spoglądamy w górę, szukając podświadomie pomocy niebios i z zawrotną prędkością ok. 40 km na godzinę zaczynamy toczyć nierówny bój ze wzniesieniem. Lekceważąc znak STOP-u na szczycie 300 metrowego podjazdu o nachyleniu około 30 procent udaje nam się osiągnąć cel czyli dotrzeć do kawałka płaskiej drogi. Byliśmy uratowani. Już nic, oprócz naszej zachłanności w zwiedzaniu Sardynii, nie mogło pokrzyżować naszych dzisiejszych planów dotarcia nad morze.
Docieramy do Mamoiady by zjeść obiad i obejrzeć muzeum masek śródziemnomorskich. Spokojne, spowite sjestą miasteczko uświadamia nam, że jeść póki co nie będziemy, a zbyt słaba znajomość języka włoskiego i angielskiego /nasza i ich/ nie pozwoliła nam w pełni zachwycić się muzealnymi eksponatami. Zresztą momentami wyraz naszych twarzy z pewnością upoważniał innych zwiedzających do odbioru nas jako eksponaty.
Opuszczając muzeum wpisaliśmy się jako pierwsi Polacy i pierwsi przedstawiciele CamperTeam'u do księgi gości. Cudownie być pionierem.
Głodni podążamy nad morze, docieramy do Tortolii, by jadąc dalej na południe, wzdłuż wybrzeża, znaleźć nad samym morzem darmowy parking. Pełni nieostygłych jeszcze turystycznych wrażeń i komunikacyjnych emocji, zasiadamy do kamperowej obiadokolacji - tym razem suto zakrapianej korsykańskim i sardyńskim winem.
Elwood - 2012-03-11, 22:58
zdjęcia - cd.
Santa - 2012-03-11, 23:19
Jestem pod wrażeniem
Za subtelne poczucie humoru i nieprawdopodobny przypływ weny twórczej ujawniający się ogromnym wzrostem zasobu czynnego słownictwa i użyciem zdań wielokrotnie złożonych
Za wszystko co u Panów takie rzadkie
Elwood - 2012-03-11, 23:38
i jeszcze zdjęcia
Elwood - 2012-03-11, 23:44
i na zakończenie dzisiejszego odcinka
Elwood - 2012-03-12, 22:34
DZIEŃ 13 – 30.06.2011
Była godzina 5.55 kiedy słońce zaczęło wynurzać się z tafli morskiej wody. Gosia, która dzisiaj wstała pierwsza uwieczniła cudowne zjawisko wschodu słońca. Dzień zapowiadał się upalnie i takim też był. O godzinie 7.00 z powodu upału panującego w kamperkach wszyscy byliśmy na nogach. Śniadanko i plaża. Woda czyściutka i ciepła oraz słońce zapraszały nas wszystkich do zażywania morskich i słonecznych kąpieli. Ogarnęło nas czyste lenistwo i tak upłynęło nam całe dopołudnie. Jedynie Janusz poświęcił troszkę czasu na doprowadzenie do stanu nowości, uprzednio okopcone kratki lodówki. Ostatnie spojrzenie na sardyńską mapę, ostatnie otwarcie sardyńskiego przewodnika i udajemy się w kierunku CAGLIARI, skąd jutro wyruszymy promem na SYCYLIĘ. Wybieramy drogę widokową wijącą się wzdłuż linii kolejowej – jednej z atrakcji turystycznych Sardynii. Najpierw jednak ARBATAX. Miasteczko, które leży na półwyspie, nieopodal Tortoli, z uwagi na swoje porfirowe przybrzeżne skały zaliczane jest do sardyńskich cudów przyrody. Kawa w Sadali, zakupy na przedmieściach Cagliari i kolacja w Quartu dopełniają resztę dnia. Późnym wieczorem lądujemy na parkingu przy kapitanacie portu w Cagliari. Nocny postój jest bezpłatny,
Elwood - 2012-03-12, 22:44
a dalej . . .
Elwood - 2012-03-27, 20:40
DZIEŃ 14 – 01.07.2011
Dzisiejszy dzień jest dniem szczególnym. Imieniny Halinki. Do śniadania przygrywał nam saksofonista. Jak święto to święto. Przeparkowaliśmy samochody bliżej wjazdu na prom, odebraliśmy bilety na prom w przyportowym biurze i udaliśmy się na zwiedzanie miasta - najpierw kolejką, a potem pieszo. Mieliśmy cały dzień do dyspozycji. Ok. 18.00 zaokrętowaliśmy nasze kamperki i siebie na prom, podziwialiśmy zachód słońca na morzu i zasnęliśmy jak dzieci po wyczerpującym i upalnym dniu. Tak zakończyła się nasza przygoda z piękną Sardynią.
Elwood - 2012-03-27, 20:41
CD
Elwood - 2012-03-27, 20:41
zdjęcia ciąg dalszy
Elwood - 2012-03-27, 20:43
a w porcie i na statku
Fux - 2012-03-27, 20:44
Piknie...
janusz - 2012-03-28, 14:04
Dla osób które chciałyby wykorzystać nasze doświadczenia, przedstawiamy wszystkie nasze miejsca postojowe/noclegowe. Nigdzie nie płaciliśmy za postój.
Większość tych miejsc fajnie wygląda na Google Earth.
Austria
1 18-06-2011
Autostrada Austria 46.987938, 15.119458
http://maps.google.pl/map....54248&t=h&z=17
Włochy
2 19-06-2011
Livorno Port 43.555684,10.302858
http://maps.google.pl/map...013937&t=h&z=16
Korsyka
3 20-06-2011
Zatoka Anse d'aliso 42.92455,9.362191
http://maps.google.pl/map...027874&t=h&z=16
4 21-06-2011
Albertacce-Calasima 42.344906,8.908095
http://maps.google.pl/map...4196&num=1&z=14
5 22-06-2011
Boulevard Charles Bonaparte Ajacco 41.933195,8.744178
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
6 23-06-2011
San Cipriano 41.638625,9.34737
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
7 24-06-2011
Bonifacio port 41.388521,9.157332
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
Sardynia
8 25-06-2011
Santa Teresa di Gallura 41.170946,9.170046
http://maps.google.pl/map...38,72.976,0.043
9 26-06-2011
Marina di Sorso SP81 40.823682,8.526761
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
10 27-06-2011
Alghero - Villanova Monteleone 40.4697,8.380685
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
11 28-06-2011
Via Aldo Moro, 7 08028 Orosei 40.381487,9.74056
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
12 29-06-2011
Tortolì 39.88956,9.680092
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
13 30-06-2011
Cagliari - port 39.213164,9.112574
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
14 01-07-2011 Prom Cagliari - Palermo
Sycylia
15 02-07-2011
Trapani Erice 38.024891,12.550287
http://maps.google.pl/map...273.35,,0,-1.94
16 03-07-2011
Scala dei Turchi, Realmonte 37.289816,13.486273
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
17 04-07-2011
Contrada Desusino 37.109611,14.082246
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
18 05-07-2011
Via Aldo Moro Syracusa 36.903674,15.14759
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
19 06-07-2011 Etna 37.737762,15.000629
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
Włochy
20 07-07-2011 Autostrada Włochy
21 08-07-2011
Autostrada del Sole - Magliano 42.315837,12.494387
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
Austria
22 09-07-2011
Autostrada Austria 47.116456,15.985195
http://maps.google.pl/map...&num=1&t=h&z=19
Elwood - 2013-01-20, 23:33
DZIEŃ 15 – 02.07.2011 SYCYLIA
Dziś wreszcie mam kilka chwil, by kontynuować naszą opowieść o wyprawie wokół wysp morza tyrreńskiego. Wprawdzie czas i kolejne kamperowe przygody zatarły świeżość wspomnień niemniej mam nadzieję, że zdjęcia i dzienniczek podróży prowadzony przez Gosię pozwolą na wysupłanie z pamięci tego fragmentu naszej wspaniałej podróży.
Przed nami najciekawsza część wyprawy SYCYLIA - największa z wysp morza śródziemnego.
Sycylia swoje bogactwo kulturowe zawdzięcza kolejnym najeźdźcom tej wyspy, jej zabytki pamiętają czasy VI wieku p.n.e., kiedy to miasta sycylijskie, będące we władaniu greków niewiele różniły się od Aten. Dziś w żyłach Sycylijczyków płynie mieszanka krwi fenickiej, greckiej, arabskiej, normandzkiej, hiszpańskiej i francuskiej z niewielkim udziałem włoskiej. Stanowi to o wytworzeniu nieopodal Włoch zupełnie odrębnej nacji. Sycylia to także mafia, która powstając początkowo jako organizacja mająca na celu ochronę jej mieszkańców przed bezwzględnym uciskiem ze strony państwa i wyzyskiem posiadaczy ziemskich, w drugiej połowie XIX wieku przerodziła się w organizację przestępczą.
Pomni tego wszystkiego, po porannej pobudce, toalecie, porannej kawie i croissancie w promowym barze, uzbrojeni jak przystało na przybyszów chcących stawić czoło tym wyzwaniom, ok. 9.30 opuszczamy prom, by koła naszych kamperków mogły potoczyć się po sycylijskiej ziemi.
Parkingi w porcie całkowicie zapchane więc tradycyjnie zapuszczamy się w centrum miasta w poszukiwaniu miejsca na postój kamperków. Brak wyobraźni i ułańska fantazja wtłacza nas w wąskie, zatłoczone i brudne uliczki Palermo, bez jakiejkolwiek możliwości pozostawienia na nich kamperów. Wracamy na nadbrzeże i tam znajdujemy obszerny plac – zapewne specjalnie przygotowany tylko dla nas.
Pozostawiwszy samotne kamperki udajemy się na pieszą wędrówkę po stolicy Sycylii.
Quatro Canti, Piazza Pretoria, Katedra, Kościoły Santa Maria dell'Ammiraglio, San Domenico, San Antonio i Vucciria – najstarsze i największe targowisko Palermo kolejno padają łupem naszych oczu aparatów i nóg. Kiedy nasze panie oddają się gorączce zakupu pamiątek dla wnuków my spokojnie raczymy się drinkiem w ulicznym barze. W pewnym momencie przy stoliku obok zasiadł pan w wieku średnim, odziany w buty z filmu „Ojciec Chrzestny” a po chwili wokół niego zaczęli zbierać się inni mężczyźni witając go mafijnym pocałunkiem. Było jasne, że to capo – jeden z głównych przedstawicieli mafii w mieście, a każdy z przybyłych to mafioso. Zrobiło się nieco straszno i wraz z Januszem niecierpliwie oczekiwaliśmy naszych pań. Szybko wspólnie oddaliliśmy się z tego miejsca i po znalezieniu przytulnej restauracji, w zaułkach Palermo, mogliśmy ochłonąć spożywając obiad. Z Palermo pojechaliśmy do Monreale, niewielkiego miasteczka nieopodal Palermo, gdzie znajduje się najwspanialsza normańska budowla sakralna – Katedra.
Z Monreale jedziemy do Erice miasteczka założonego ok 1200 lat p.n.e. na świętej górze o tej samej nazwie, miejsca kultu bogini miłości: fenickiej Asztarte, greckiej Afrodyty i rzymskiej Wenus. Na górę wywozi nas kolejka linowa. Kamperki pozostają na parkingu pod stacją kolejki „strzeżone” za 1 euro przez przygodnego dziadka - naciągacza. Na tym parkingu spędzamy noc. Erice urzeka nas swoim klimatem, tajemniczością i niesamowitą atmosferą. Zapadający zmrok potęguje emocjonalne i estetyczne doznania. W Erice naprawdę można się zakochać . . . . . . .
Elwood - 2013-01-20, 23:33
Palermo -zdjęcia c.d.
Elwood - 2013-01-20, 23:34
Monreale - zdjęcia c.d.
Elwood - 2013-01-20, 23:34
Erice - zdjęcia c.d.
Tadeusz - 2013-01-21, 00:24
Elku, wprawdzie na raty, ale ciekawie i ze swadą podajesz nam swą opowieść. Siedzimy z Januszem nocami, przeżywamy Wasze przygody, komentujemy zdjęcia, a ja marzę...marzę...
Co to będzie po Waszym powrocie z następnej wyprawy?
Pisz Elku, wspominaj, rób to tak jak do tej pory. Naprawdę wiele z Twej opowieści skorzystałem.
Stawiam piwo i czekam na następny wybuch weny i odrobinę czasu w Twym napiętym harmonogramie.
Aulos - 2013-01-21, 00:52
Tadeusz napisał/a: | a ja marzę...marzę... |
My na razie też tylko marzymy i podziwiamy
Santa - 2013-01-21, 17:32
Przypomniało mi się, jak w ubiegłym roku napisałeś mi żartobliwy komentarz, że odciągam Cię od pisania swojej relacji
Teraz stwierdzam, że robisz to samo - co mnie bardzo cieszy - z dwóch powodów: pierwszy - szukam natchnienia na kolejne wakacje, drugi - mam okazję, żeby sobie odpocząć
Tadeusz - 2013-01-21, 17:35
Santa napisał/a: | pierwszy - szukam natchnienia na kolejne wakacje, drugi - mam okazję, żeby sobie odpocząć |
Oj, to samo czynię i sumienie doskwiera...
Santa - 2013-01-21, 17:45
Tadeusz napisał/a: | Santa napisał/a: | pierwszy - szukam natchnienia na kolejne wakacje, drugi - mam okazję, żeby sobie odpocząć |
Oj, to samo czynię i sumienie doskwiera... |
Tadeuszu - myślę, że to jest dobre miejsce, żeby się "natchnąć" do kontynuowania relacji
Elwood na pewno ma na to jakiś tajemniczy sposób i mam nadzieję, że się podzieli
Elwood - 2013-01-21, 22:14
Santa napisał/a: | Przypomniało mi się, jak w ubiegłym roku napisałeś mi żartobliwy komentarz, że odciągam Cię od pisania swojej relacji
|
Ja też to pamiętam i ponieważ wstyd mi za siebie postanowiłem dokończyć tą relację. Nic tak nie zachęca do pisania jak świadomość, że ktoś to czyta, ale jeszcze bardziej świadomość tego, że Ty zapewne jak i ja, nie narzekasz na nadmiar wolnego czas, a raczysz nas pięknymi opowiadaniami ze swoich podróży.
Nie dorównam w swoich opowieściach Tobie Santo i wielu innym lekkością pióra, wiedzą historyczną i celnością myśli, ale spełnię przynajmniej swój "patriotyczny wobec ludków z CT obowiązek". A kiedy jeszcze mam świadomość, że tak wspaniali ludzie /Aulos, Tadeusz, Ty i wszyscy inni obecni w tym temacie/ te moje wypociny czytają to czuję się potrzebny - a to miłe i mobilizuje. Dzisiaj sprawy organizacyjne kolejnej wyprawy zajęły mi sporo czasu, ale mam nadzieję,że już jutro ruszymy dalej przez Sycylię.
WHITEandRED - 2013-01-21, 22:57
StasioiJola - 2013-01-22, 14:30
Czytamy i oglądamy oglądamy i czytamy marząc o słoneczku i ciepłych dniach!!
Elwood - 2013-01-22, 23:22
DZIEŃ 16 – 03.07.2011
Trapani to miasto na zachodnim wybrzeżu Sycylii. Jest stolicą prowincji o tej samej nazwie. Założone przez Elymians, miasto jest nadal ważnym portem rybackim i wrotami do pobliskich wysp Egadi. Zwiedzenie Trapani to pierwszy punkt w porządku dzisiejszego dnia. Spod góry Erice w kilkanaście minut dojeżdżamy do centrum miasta. I tu niemiło-miła niespodzianka. Niemiła, bo pan policjant zagrodził nam całym swoim jestestwem główną drogę prowadzącą do nadbrzeża Trapani, czyli do jego centrum. No cóż, przyzwyczajeni do wjeżdżania tam gdzie nam się podoba, tym razem odpuściliśmy i po zaparkowaniu kamperków w jednej z bocznych ulic, ostatnie 300 metrów jakie dzieliły nas od wybrzeża musieliśmy przejść pieszo.
Miła, bo okazało się, że powodem zamknięcia drogi był odbywający się w mieście rajd starych samochodów i było na co popatrzeć. Tu zakończę ten samochodowy wątek w nadziei, że Janusz wstawi parę rajdowych fotek. Pamiętając malujący się wówczas na jego twarzy wręcz dziecięcy zachwyt nad pięknymi staruszkami nie śmiem odbierać mu tej frajdy. W nadziei, że kiedy my osiągniemy wiek dojrzały będzie się miał kto nami zatroszczyć tak jak troszczą się właściciele tych cacuszek o nie, udaje nam się w końcu odciągnąć Janusza od samochodów.
Już po . . . . /pominę czas jaki spędziliśmy na oglądaniu tych staroci/ . . . . docieramy do nadbrzeżnej części miasta a dalej, głównym deptakiem, nie omijając ciekawostek przylegających do niego uliczek, z przerwą na orzeźwiające napitki i kawę, w skwarze wracamy do kamperków. Kilkadziesiąt minut zajmuje nam pokonanie „Via dell SALE” /drogi solnej/ pomiędzy Trapani a wysepką San Pantaleo, wzdłuż, której rozciągają się pola solne. Drogą tą docieramy do przystani, z której stateczkiem płyniemy na wyspę. Wysepka położona na płytkich wodach laguny to teren starożytnego miasta Mozia /VIII w. p.n.e./. Na wyspie w wili Anglika Whitakera znajduje się muzeum najświetniejszych greckich rzeźb z terenu Sycylii. Niestety jest niedziela i nie dane nam było zwiedzić tego muzeum. Spacer po wyspie, zwiedzanie dostępnych wykopalisk, powrót na stały ląd i wizyta w muzeum solnym dopełniają ten fragment dnia.
Elwood - 2013-01-22, 23:22
zdjęć ciąg dalszy
Elwood - 2013-01-22, 23:22
zdjęć c.d.
Santa - 2013-01-24, 19:27
Elwood napisał/a: | ...okazało się, że powodem zamknięcia drogi był odbywający się w mieście rajd starych samochodów i było na co popatrzeć...
... udaje nam się w końcu odciągnąć Janusza od samochodów...
03-IMG_3583.jpg
w zasadzie do dziś nie wiem czy Janusza fascynowały samochody, czy hostessy towarzyszące rajdowi ? ? ?
... |
Elwood - jak to dobrze, że oprócz piękna Sycylii - pokazujesz camperteamowym dziewczynom miejsca, w które nie powinny zabierać swoich chłopaków
Mam nadzieję, że niebawem pojawi się tu Twój 1001 post - opiewający uroki Sycylii
Tadeusz - 2013-01-24, 19:41
Elwood napisał/a: | Tu zakończę ten samochodowy wątek w nadziei, że Janusz wstawi parę rajdowych fotek. Pamiętając malujący się wówczas na jego twarzy wręcz dziecięcy zachwyt nad pięknymi staruszkami |
Tak, tak, od razu widać, że o samochody chodzi...
Elku, pisz tak dalej.
Za tekst i bardzo interesujące zdjęcia
Dzięki.
Elwood - 2013-01-25, 00:04
Santa napisał/a: |
Mam nadzieję, że niebawem pojawi się tu Twój 1001 post - opiewający uroki Sycylii |
Pozwól Santo, że ten 1001 post zadedykuję Tobie . . . . . .
DZIEŃ 16 – 03.07.2011 - ciąg dalszy
Ten dzień był dość długi. Po zakończeniu wizyty w muzeum solnym kierujemy się do Mazara del Valio miasteczka, którego świetność przypada na czas panowania Arabów na wyspie /lata 827-1072/. Wtedy miasto jest ważnym portem i ośrodkiem naukowym wyspy. Było stolicą jednego z trzech regionów na jakie wówczas podzielona była wyspa. Zanim dotarliśmy do miasteczka uzupełniliśmy zapasy żywności i wody pitnej w przydrożnym supermarkecie na przedmieściach Marsallii. W tej części wyspa pozbawiona jest prakttycznie plaż. Droga wiedzie skrajem lądu, a miejscowi oddają się słonecznym kąpielom na specjalnie do tego celu wybudowanych drewnianych pomostach wchodzących w głąb morza.
Dzisiaj Mazara del Vallo to jedno z włoskich miast z najwyższym odsetkiem imigrantów. Szacuje się, że miasto gościło w roku 2011 co najmniej 3.500 zarejestrowanych imigrantów, głównie z Tunezji. Zapewne po ostatnich wydarzeniach na północy Afryki odsetek ten jest znacząco większy. Żyją oni głównie wokół centrum starego arabskiego miasta (Casbah). Mają własną szkołę, zarządzaną przez tunezyjski rząd, w której zajęcia odbywają się jedynie w języku arabskim i francuskim. Szkoła ta jest pewnym ziarenkim piasku w oczach miejscowej ludności rzekomo bardzo przyjaznej arabskiej społeczności. Jest to o tyle dziwne, że większość pozostałych szkół otwarta jest na kulturę arabską i naucza języka arabskiego jako języka obcego. Arabowie mają poprzez swojego przedstawiciela zagwarantowany także udział w radzie miasta.
Nie bez obawy, ale wiedzeni ciekawością odrębności kulturowej miasta, postanawiamy zwiedzić to miasto.
Miasto wita nas sporym ruchem na ulicach. Znajdujemy w samym centrum strzeżony parking i piechotą zapuszczamy się w centrum. Nadmorski deptak z przylegającą ładną plażą, katedra i zabudowania z wyraźnym wpływem arabskiej architektury, kolejno odsłaniają się naszym oczom. Naszym paniom oczywiście nie umknęła uwadze główna ulica handlowa miasta, której pokonanie kosztowało nas sporo czasu i pieniędzy. Kawa i jakoweś niskoprocentowe napitki to ostatni akcent naszego pobytu w tym mieście.
Było już ciemno i późno kiedy opuszczaliśmy miasto w nadziei rychłego znalezienia miejsca na nocleg. Niestety ta część wyspy okazała się, z uwagi na jej ukształtowanie, nieprzyjazna kamperom. Wysokie i urwiste brzegi, bardzo zaniedbana infrastruktura, arabski brud i bałagan okolic Mazara del Vello zmuszały nas do jazdy, coraz dalej, przed siebie. Czas mijał, kilometrów przybywało, zmęczenie narastało, a my wciąż w poszukiwaniu noclegowiska. W pewnym momencie Gosia zauważa na drogowskazie wskazującym ciekawe miejsca turystyczne Sycylii napis „Scala del Turchi”.
Szybciutko próbujemy odszukać to miejsce w przewodniku, ale nasze wysiłki spełzają na niczym. Mimo to postanawiamy podążyć za drogowskazem. Droga kręta i stroma, wijąca się w górę i w dół, wzdłuż urwiska skalnego sprowadza nas w pobliże jakiejś plaży przy, której znajdujemy bar z małym parkingiem. Jest godzina pierwsza w nocy. Powoli wokół zamiera życie, a pani z baru właśnie zaczyna go zamykać i zabezpieczać na noc. Wybiegamy szybciutko z kampera i udaje nam się jeszcze zamówić piwo, odbyć długą rozmowę z panią i jej mężem, dowiedzieć się, że jesteśmy w Realmonte oraz w gratisie otrzymać zezwolenie na pozostanie na parkingu do rana. Gosia w międzyczasie w jednym, jedynym przewodniku o Sycylii / a mieliśmy ich cztery/ znajduje krótką notatkę na temat „Scala dei Turchi” .
Schody tureckie - ciekawostka geologiczna . . . . . wraz z pobliską Villa Aurea z epoki rzymskiej, w roku 2007 wpisana na listę UNESCO.
Ale o tym w następnym odcinku.
Elwood - 2013-01-25, 00:04
zdjęć ciąg dalszy
Santa - 2013-01-25, 19:29
Elwood napisał/a: | ...że ten 1001 post zadedykuję . . . . . . ... | Dziękuję i w tej sytuacji odwiedzenie Mazara del Vallo przyjmuję za swój dziedziczny camperteamowy obowiązek
I pozwolę sobie uprzedzić, że kolejnych 1000 - również przeczytam
eMKa - 2013-01-25, 22:07
nie mogłem się doczekać i wbiłem w google
"Schody tureckie - ciekawostka geologiczna"
i odesłało mnie .... do Twojej relacji
Elwood - 2013-01-29, 23:36
Santa napisał/a: |
I pozwolę sobie uprzedzić, że kolejnych 1000 - również przeczytam |
Mam nadzieję, że nie będziesz żałować tak wielkiego poświęcenia
eMKa napisał/a: | nie mogłem się doczekać i wbiłem w google
"Schody tureckie - ciekawostka geologiczna"
i odesłało mnie .... do Twojej relacji |
nigdy człowiek nie wie kiedy stanie się sławnym
DZIEŃ 17 – 04.07.2011
Pobudka rano była wcześnie. Powody były dwa. Po pierwsze niesamowity hałas na zewnątrz kamperów, a po drugie upał. Hałas wytwarzała maszyna czyszcząca, jak się później okazało, piękną piaszczystą plażę. Jemy śniadanie i zgodnie z umową zawartą z właścicielami baru opuszczamy parking, by nie blokować miejsc postojowych dla korzystających z baru. Parkujemy nieopodal na drodze przy plaży i przy ruinach rzymskiej osady Villa Aurea. Pomimo wczesnej godziny skwar dokucza niemiłosiernie, a woda w morzu okropnie zimna. Po godzinie zwijamy bambetle z plaży, pakujemy kamperki i podjeżdżamy w miejsce skąd można podziwiać Schody tureckie. Jak zwykle robimy parę zdjęć i jedziemy dalej.
Agrigento – to kolejny etap naszej podróży. Miasto położone na wzgórzu usiane wielkimi blokami mieszkalnymi. Błądzimy ulicami Agrigento, by wreszcie dotrzeć do starówki w poszukiwaniu Kościoła św. Dominika, wartego ponoć obejrzenia. Uliczki wąskie, brak miejsc parkingowych, a na dodatek placyk, przy którym stoi kościół zawalony samochodami, no i oczywiście my naszymi kamperami. Nie po raz pierwszy przychodzi nam spocić się za kierownicą by wyjechać z tego miejsca i nie jest to wina upału lecz mojej ułańskiej fantazji, pchającej nas w takie zakamarki. Jakoś się udaje, katedrę i starówkę widzimy z za okien samochodów i wyjeżdżamy w kierunku Aragony by obejrzeć Rezerwat Naturalny „ Macalube di Aragona” . To kolejny fenomen geologiczny na wyspie. Niewielki obszar pokryty małymi błotnymi wulkanami tworzący wokół istny krajobraz księżycowy. Dolina Świątyń dopełnia dzisiejszy plan zwiedzania wyspy. Większość znajdujących się tutaj budowli sakralnych pochodzi z V wieku p.n.e. Zbudowana jest z lokalnej skały wapiennej – tufu – o intensywnym żółtym zabarwieniu. W czasie naszej bytności wśród świątyń wystawione były rzeźby polskiego artysty Igora Mitoraja, absolwenta ASP w Krakowie – ucznia Tadeusza Kantora. Tego dnia znajdujemy duży pusty parking nad samym morzem i tam owiewani rześkim morskim powietrzem, przy butelce sardyńskiego wina,do późnych godzin nocnych snujemy plany kolejnych wypraw.
Elwood - 2013-01-29, 23:36
i dalej zdjęcia
Elwood - 2013-01-29, 23:36
Zdjęcia z Doliny Świątyń
Elwood - 2013-01-29, 23:37
ciąg dalszy
janusz - 2013-02-02, 13:20
Przeglądałem kartę z aparatu i trafiłem na takie zdjęcia. Trochę to nie chronologiczne ale trudno. Działo się wcześniej niż aktualna akcja Elkowej relacji. Wiele osób słyszało z opowiadań ja pokonywaliśmy ulicę nie do pokonania bo reklama była niżej niz alkowa. To te zdjęcia.
Elwood - 2013-02-17, 18:00
DZIEŃ 18 – 05.07.2011
Pochmurnie i wietrznie przywitał nas ten dzień. Po śniadaniu pomoczyliśmy nogi w morzu, odpaliliśmy nasz kamperki i udaliśmy się w dalszą drogę. W planie dnia dzisiejszego mamy Villa Romana del Casale, Caltagirone i Noto.
Villa Romana del Casale to letniskowa willa z okresu późnego Cesarstwa rzymskiego (wybudowana ok. 300 r. n.e.), znajduje się około 3 km od miasta Piazza Armerina. Jest to kompleks mieszkalno-reprezentacyjny składający się z około 50 izb, łaźni, sal gimnastycznych, studiów i sypialni rozmieszczonych wokół dużego dziedzińca wewnętrznego. Rozmiary willi, wielkość i charakter poszczególnych pomieszczeń, bogactwo i jakość wystroju świadczą o tym , że było to centrum jednego z największych latyfundiów. Odkrywana przez dziesiątki lat willa swą sławę zawdzięcza najpiękniejszym na świecie rzymskim mozaikom posadzkowym, które opowiadają barwną i dramatyczną historię. Barwne obrazy pokrywają posadzki we wszystkich pomieszczeniach i zapełniają powierzchnię ponad 3500 m². W XII wieku willa została przysypana przez osuwisko ziemi i z tego powodu opuszczona.
Okazało się, że pochmurna pogoda była dla nas błogosławieństwem tego dnia. Większą część posadzek pokrywają plastikowe zadaszenia, które w upalne dni powodują efekt cieplarniany, trudny do zniesienia przez zwiedzających. Z tego też powodu zwiedzanie najlepiej zaplanować wczesnym rankiem lub późnym popołudniem.
Elwood - 2013-02-17, 18:05
Villa Romana ciąg dalszy zdjęć
Elwood - 2013-02-19, 19:57
Caltagirone - /wzgórze waz/ miasto zawdzięcza swoją nazwę Arabom i rozkwitowi rzemiosła ceramicznego za ich panowania. Jego historia sięga ery neolitycznej, a już cztery tysiące lat temu słynęło z produkcji majoliki. Po dziś dzień kolorowe dekoracje wykonane z ceramiki królują w tym mieście zwanym także „inną Sycylią”. W Caltagirone pracuje ponad osiemdziesięciu rzemieślników trudniących się wyrobem ceramiki. Z ceramiki wykonane jest też większość elementów architektonicznych w mieście. W roku 2002 miasto zostało wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Osobliwością miasta są schody Świętej Maryi Górskiej będące monumentalnym połączeniem katedry z placem nad którym dominuje pałac senatorski. Schody te mają 142 stopnie, wznoszą się na wysokość 50 metrów i pokryte są polichromią z motywami charakterystycznymi dla miasta.
W jednym z przewodników napisano „ . . . Po inkrustacji /technika związana z nakładaniem jakiegoś materiału na pewnej powierzchni lub w jej wnętrzu/ schodów przechadza się całe bestiarium: papugi słonie, wielbłądy, rumaki, smoki, sfinksy, ryby i zające, baśniowe stwory. . . „ . Przechadzaliśmy się i my.
Elwood - 2013-02-19, 19:58
i . . . .
Elwood - 2013-02-19, 21:46
NOTO - perła i stolica baroku sycylijskiego
Początek zwiedzania nie nastrajał nas optymistycznie. Parking położony na obrzeżach miasteczka, wśród walących się zabudowań, sprawiał ponure wrażenie. Na dodatek młodziutki podrostek widząc zagranicznych turystów próbuje wyłudzić od nas po 5 euro za rzekome pilnowanie samochodu. Daje nam do zrozumienia, że jak nie skorzystamy z jego usług to możemy po powrocie zastać uszkodzone samochody. Wpadamy na szatański pomysł, robimy mu zdjęcie i tłumaczymy, że jak samochody będą po naszym powrocie uszkodzone to policja będzie wiedziała kogo szukać. „Prawie” spokojni udajemy się na zwiedzanie miasta.
Zabytkowy obszar starego miasta powala nas z nóg. Pomimo niewielkiej ilości mieszkańców /23 tys./ miasteczko zadziwia przestronnością i rozmiarami budowli. Miodowy kolor elewacji przepięknie komponuje się z błękitem nieba, a barokowe fasady ze swoimi kolumnami i pięknymi syrenami podtrzymującymi balkony zachwycić muszą każdego. Zwiedzamy miasteczko, małe mieszkanie - muzeum nad restauracją, w której spożywamy leciutki obiad, i otulani zapadającym zmrokiem z duszą na ramieniu wracamy do kamperków. A tu pełne zaskoczenie. Buńczuczny chłopaczek pilnuje kamperków siedząc obok nich na krześle. Widok ten roztopił nasze serca i już w przyjacielskiej atmosferze, wynagradzając mu dobrze wykonaną przysługę, udajemy się w dalszą podróż na poszukiwanie kolejnego miejsca na nocleg. Znajdujemy go w niewielkim miasteczku Avola nad brzegiem morza. W miasteczku odbywał się jakiś festyn, a my w nadbrzeżnej restauracji, obsługiwani przez kelnera Polaka, degustowaliśmy ichniejsze morskie potrawy.
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2013-02-19, 22:18
Dzis czytam,trafiam na wasza Sycylie .Te same miejscowosci,ale nie wyczytalismy o plazy z tureckimi schodami.Po Notto byla plaza w Ognina i niemiec nas zawiozl do portu w Siracusa,
Elwood - 2013-02-19, 23:18
Rzeczywiście o "Schodach tureckich" trudno znaleźć cokolwiek w przewodnikach. My po fakcie znaleźliśmy krótką wzmiankę w jednym. Trafiliśmy tam szukając miejsca na nocleg. W trakcie poszukiwań Gosia zauważyła wieczorem, przy drodze, jeden jedyny w okolicy drogowskaz wskazujący atrakcje turystyczne. Wychodząc z założenia, że w pobliżu musi być jakieś miejsce do postoju pojechaliśmy we wskazywanym przez drogowskaz kierunku. I tak trafiliśmy w okolice wspomnianej atrakcji. Cóż niejednokrotnie w czasie podróży stwierdzamy, że opisy w przewodnikach mijają się z prawdą lub pomijają rzeczy istotne.
O Syrakuzach w następnym odcinku.
Tadeusz - 2013-02-21, 14:53
Poszalałeś, oj poszalałeś. Elku, wciągnęła mnie ta Wasza wędrówka przez ciekawą, ładnie napisaną narrację i mnóstwo doskonałych zdjęć.
Stawiam piwo lekką ręką i następne trzymam w zanadrzu.
PS: staram się nie popaść w kompleksy.
Elwood - 2013-02-21, 20:10
Tadziu kompleksów to się można nabawić czytając relacje Twoje czy Santy. Ale co mi tam - przecież zawsze można tych moich wypocin nie czytać. Tym milej jeżeli masz świadomość, że jednak ktoś to czyta. A i piwko to rzecz cudowna bo ochłodzi, przyda dowcipu a po kilku to i fantazja się wzmaga. Napijmy się więc razem byś jeszcze mniej ostrym wzrokiem spoglądał na relacje Twoich naśladowców. Domniemam także, że po wczorajszych osiemnastych urodzinach Halszki lekka suchość Twe gardło nawiedziła.
Elwood - 2013-02-23, 14:50
DZIEŃ 19 – 06.07.2011
Czas naszej wyprawy powoli dobiega końca. Pozostały nam dwa dni i droga powrotna. Kolejny upalny dzień przed nami. Przed nami także Syrakuzy, Katania i Etna. Ale po kolei.
Janusz korzystając z pięknej porannej pogody konsumuje swoją kawkę podziwiając piękną zatoczkę i prężąc swoje muskuły w nadziei, że jakaś miejscowa bogini zwróci na niego uwagę. Niestety musiało mu wystarczyć o poranku moje towarzystwo i wspólna kawa. Dziś zastanawiam się czy to aby ja nie odstraszyłem mu boginie, na które liczył. Zresztą w nagrodę nasze boginie uraczyły nas pysznym śniadankiem po czym pokonując wąskie uliczki Avolii jedziemy do Syrakuz. Wyczytawszy w przewodniku, że tuż za mostem /jednym z dwóch obok siebie/ prowadzącym na wyspę Ortygia – starożytne centrum miasta – jest strzeżony parking, zakładamy, że pozostawimy tam samochody, by spokojnie zwiedzić miasto. Nie zawsze chcieć to móc. Parking zapchany całkowicie, a w dodatku nie dla kamperów. Wykonując ekwilibrystyczne wolty kamperami zawracamy i wyjeżdżamy drugim mostem z wyspy. Pomiędzy mostami rozpościera się malutka wysepka, a na niej parking dla korzystających z łodzi wycieczkowych opływających Ortegę i okolice Syrakuz. Jest pusty. Oznaczony zakazem postoju za wyjątkiem klientów przystani. Postanawiamy tymi klientami zostać. Ku naszemu zadowoleniu, przeczytawszy na rozkładach wypłynięć, okazuje się, że stateczki rozpoczynają pracę o godzinie 16.oo, a bilety nabywa się na pokładzie. Udając Greka /wszak to starożytna Grecja/ wchodzimy do biura przystani, że to niby chcemy bilety, ale każą nam przyjść później. No cóż „zawiedzeni” postanawiamy poczekać, zwiedzając miasto, pozostawiając kamperki na wysepce. Stały tam samotnie aż do naszego powrotu. Historię Syrakuz znajdziecie w internecie np. tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Syrakuzy . Ja zapraszam na spacer po wyspie Ortygii.
Elwood - 2013-02-23, 15:25
a dalej. . . .
Elwood - 2013-02-23, 15:25
oraz
Elwood - 2013-02-23, 15:26
i jeszcze Teatr grecki w Syrakuzach
Barbara i Zbigniew Muzyk - 2013-02-23, 15:48
Pozwole sobie pokazac nasze zdjecie
Elwood - 2013-02-24, 13:03
DZIEŃ 19 – 06.07.2011 - ciąg dalszy
Przed nami ostatnie miasto w sycylijskim jadłospisie, które postanawiamy zwiedzić - KATANIA. Błędem byłoby wysnuć wniosek, że oprócz miejsc opisanych przeze mnie, na Sycylii nie było innych urokliwych i ciekawych miast i miasteczek, innych zabytków czasów minionych i przepięknych krajobrazów. My po prostu nie mamy więcej czasu, kończy nam się urlop. Czujemy się trochę tak jak głodny człowiek , który wydając ostatnie pieniądze zaspokoił w niewielkim stopniu swój głód, ale zjadłby coś jeszcze. No cóż cały czas żyję nadzieją, że pewnego razu pojadę sobie na wyprawę w jakiś uroczy zakątek świata, nie bacząc na kalendarz i wrócę wtedy, kiedy już naprawdę będę miał tej podróży dosyć i zatęsknię za swoim mieszkaniem. Ale do rzeczy.
Samochody parkujemy na placu przed zamkiem Ursino z XIII wieku i udajemy się w kierunku jednej z najstarszych dzielnic miasta Piazza Duomo.
Katania robi na nas przygnębiające wrażenie. Użyte do budowania bloki pochodzenia wulkanicznego nadają miastu niepowtarzalny czarno-szaro-biały koloryt otaczający nas z każdej strony. Mamy odczucie uwięzienia w skalnej pułapce pomimo że miasto, jak na warunki sycylijskie jest miastem przestronnym o szerokich ulicach i obszernych placach. Świadomość tego, że nad miastem góruje wciąż aktywny wulkan Etna dodaje poczucia niepewności. W tej scenerii nawet mijający nas ludzie sprawiają wrażenie obcych i nieprzyjaznych. Na szczęście to tylko odczucia nie mające zapewne nic wspólnego z rzeczywistością. Zwiedzamy historyczne centrum miasta, zaopatrujemy się na owocowo-warzywnym straganie w świeżutkie owoce i warzywa. Przed nami Etna, a u naszych boków /Janusza i moim/ spanikowane perspektywą nocy, na wysokości 1900 m n.p.m., u podnóża szczytu potwornego, ziającego wulkanu, nasze panie. Krętą drogę na Etnę pokonujemy już po zmroku, a naszemu zdziwieniu nie ma końca, gdyż do wysokości ok. 900 m n.p.m. zbocza wulkanu pokryte są kolejnymi urokliwymi osadami, których mieszkańcy na złość przyrodzie postanowili ujarzmić ten wciąż aktywny wulkan. Kiedy stajemy na parkingu przy kolejce linowej, która jutro ma wywieźć nas na wysokość 2500 m n.p.m. naszym oczom ukazuje się przepiękna nocna panorama Katanii , a nasze panie widząc na parkingu inne kamperki troszeczkę się uspokoiły.
Elwood - 2013-02-24, 13:52
idziemy dalej . . .
Elwood - 2013-02-24, 14:19
i jeszcze
Tadeusz - 2013-02-24, 14:23
Elwood - 2013-03-04, 23:20
DZIEŃ 20 – 07.07.2011
Nasz nocleg na parkingu pod kolejką nie był przypadkowy. Wyczytaliśmy w przewodniku, że najlepszą porą na zwiedzenie Etny jest wczesny poranek. Wtedy jest szansa na ładną pogodę. Nie wiedzieliśmy tylko kiedy rusza kolejka – i tu zaskoczenie. Kolejka rusza dopiero o 9.00, a nasza paczka jak nigdy już o 7.00 na nogach. Wolny czas poświęcamy podziwianiu otaczającej nas niepowtarzalnej przyrody. Jako pierwsi docieramy do kasy biletowej. Wjeżdżamy kolejką na wysokość 2503 m n.p.m. a stamtąd samochodami terenowymi wjeżdżamy na wysokość 2920. Najwyższy stożek Etny mamy na wyciągnięcie ręki, a najbardziej aktywny z kraterów wyrzuca z siebie kłęby białego dymu. Wspinamy się jeszcze na wysokość 3000 m n.p.m., by z bliska obejrzeć krater pozostały po erupcji, która miała miejsce w styczniu tego /2011/ roku. Podłoże brzegu krateru, po którym stąpamy ma temperaturę około 70 stopni. Otaczający nas krajobraz budzi w nas pokorę dla sił natury, a świadomość tego, że historia wulkanu, na którym właśnie jesteśmy sięga 600 tysięcy lat uzmysławia nam jak ulotne jest życie człowieka. Nagle Etna przemawia, niepokój pokrywa nasze twarze, a biały dym zamienia się w szary obłok pyłu, którego cząstki dolatują do nas. W parę sekund Etna zasnuwa się chmurami i już bez jej widocznej asysty udajemy się w drogę powrotną do kamperów. W przy parkingowych sklepikach zaopatrujemy się w ostatnie pamiątki i przed nami już tylko droga do domu. Niestety czas urlopu dobiega końca. Droga do Messyny, skąd odpływa na europejski ląd prom wiedzie nas przez urocze, położone na zboczu góry, miasteczko Taormina z przepiękną wysepką Isola Bella u jego podnóża. Żal opuszczać Sycylię. W tej wyspie można się zatracić. Tu można spędzić długi urlop z gwarancją niesamowitych krajobrazów, z historycznymi perełkami za każdym niemal zakrętem, z niepowtarzalną architekturą i piękną pogodą. Nam dane było tylko liznąć tego wszystkiego.
Elwood - 2013-03-05, 00:08
Dalej w drodze ku szczytowi Etny
Elwood - 2013-03-05, 00:12
i dalej
Elwood - 2013-03-05, 00:36
dalej
Elwood - 2013-03-06, 21:38
DZIEŃ 21 i 22 – 08 i 09.07.2011
To już ostatni etap naszej podróży i ostatni jej opis. Do domu mamy około 2300 kilometrów. Nocujemy na autostradzie w okolicach Salermo. Rano zapada decyzja, że jedziemy jeszcze do Rzymu by tam w atmosferze Wiecznego Miasta dopełnić naszą wspaniałą podróż. Nie będę się rozpisywał się o Rzymie, gdyż wiele osób to uczyniło na tym forum. Poza tym cóż można napisać o pobycie w Rzymie, kiedy spędza się tam 10 godzin. Ograniczę się do fotorelacji. Dzień w Rzymie kończy kolacja w miłej restauracyjce nieopodal Panteonu. Opuszczamy Wieczne Miasto około północy. Noc spędzamy na parkingu przy autostradzie poza granicami Rzymu.
Rano ruszamy dalej i tego dnia dojeżdżamy do Austrii by tam na kolejnym parkingu przy autostradzie spędzić ostatnią noc podczas tej podróży. Wszystkie miejsca naszych noclegów podczas tej podróży opisał, w tym temacie, wcześniej Janusz z dokładnymi odnośnikami na mapie /tutaj: http://www.camperteam.pl/...r=asc&start=120 /.
I tak minęły trzy tygodnie naszej wspólnej wyprawy wokół Morza Tyrreńskiego. Były to wspaniałe trzy tygodnie spędzone we dwa kamperki. Było czasami śmiesznie, momentami strasznie, ale cały czas przesympatycznie. Na pytanie – czy można było zobaczyć więcej – odpowiadam, że można. Można na każdej z odwiedzonych przez nas wysp spędzić dużo więcej czasu. Można zwiedzać muzea, spędzać nieograniczoną ilość czasu na plażach, można . . . . . . My zobaczyliśmy w zasadzie wszystko to co chcieliśmy zobaczyć. Pewien niedosyt wrażeń pozostawiła Sycylia, która wg mojego osądu była najciekawszą z wysp na trasie naszej podróży, i dla której warto poświęcić więcej czasu niż nam to było dane.
Halince i Januszowi dziękujemy za wspaniałe towarzystwo. Wszystkim, którzy śledzili ten wątek za cierpliwość.
Sobie gratuluję dokończenia relacji.
Przed nami Maroko i pewność, że będą to kolejne trzy tygodnie spędzone w przemiłej atmosferze.
Elwood - 2013-03-06, 21:39
a dalej
Elwood - 2013-03-06, 21:39
oraz
Elwood - 2013-03-06, 21:39
to już koniec . . . .
eMKa - 2013-03-06, 23:11
Elek
pifko symboliczne, bo za relacje należy się dużo więcej
konsekwencji tylko pozazdrościć
do miłego
Beta - 2013-03-07, 21:01
Elku wielkie dzięki za wspaniały opis i zdjęcia z Waszej wyprawy. Oczywiście w wielu miejscach byliśmy
z Grzesiem ,tym cudowniej oglądało mi się fotki . Pozazdrościć tylko mogę Wam tego wspólnego
wyjazdu!
Wiem, że szykujecie kolejną wyprawę, więc będziemy niecierpliwie czekać na kolejne relacje z podróży . Zasłużyłeś na pifko!
Agostini - 2013-03-07, 21:49
Imponująca trasa, niezwykłe miejsca i doborowe towarzystwo,
które się sprawdziło i owocuje planami następnej, długiej wyprawy – to wartość nie do odebrania.
Cieszę się, że mogliśmy odbyć z Wami tę podróż.
Było, może i trochę długo, za to miło, słonecznie i ciekawie.
Dziękuję.
janusz - 2013-03-07, 21:56
Elku też dziękuje za tą relację. Czytając ją czułem się jakbym tam był.
Tadeusz - 2013-03-07, 21:59
Fajnie się z Wami podróżowało.
Oblejmy to pifffkiem.
Santa - 2013-03-10, 20:33
Przejechałam z Wami tę trasę od początku do końca Było przesympatycznie, inteligentnie, dowcipnie, inspirująco i jak dla mnie - to bardzo, bardzo swojsko Wszystko co tak w podróży lubię...
Przy okazji pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że relacja w innym dziale, na którą wciąż czekam - również kiedyś znajdzie taki szczęśliwy finał, jak pętelka wokół Tirreno Mare
Pozdrawiam Wszystkich Uczestników i dziękuję wirtualnie
Camper Diem - 2013-03-11, 09:26
MAREKH napisał/a: | No i takim to sposobem, a raczej taką relacją, mam z głowy Korsykę do zwiedzania.
Czuje się tak, jak bym z Wami jechał,bardzo ładnie! Dawaj dalej, to więcej zaoszczędzę na paliwie. |
właśnie zabrałem się za czytanie relacji (cierpliwie czekałem, aż Elwood dokończy) i dopisuję się do słów Marka
ledwie drugi dzień na Korsyce, ale już wiem że dzięki Kolegom i ich relacji: primo: zwiedzę wyspę, dosyć dokładnie jak sądzę, secundo: zaoszczędzę dużo czasu i kasy, bo relacja w pełni zaspokoi moją ciekawość
edit: przeczytałem
Elwood, dlaczego kazałeś tak długo czekać nie lubię czytać po kawałku
bardzo dziękuję za wyczerpującą relację
kierowcom obu załóg stawiam , a pilotkom wirtualne
|
|