Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Po Polsce - Kilka dni w Lubuskiem

Neno - 2013-08-02, 20:59
Temat postu: Kilka dni w Lubuskiem
Wiadomość o wyjeździ rozpuściłem wśród znajomych chyba z miesiąc przed planowanym wyjazdem.
Skład ustalony - jedziemy we 4, miejsce też mamy wybrane. Plan bardzo ambitny (jak na mnie) - 500km w 4 dni.
I... jak to w życiu często bywa, w piątek rano, w dniu startu zostaję sam. Zawiodła rodzina, przyjaciele, znajomi. Zawiodła pogoda.
Cały plan do kitu a w zasadzie do pełnej modyfikacji.
Dzwonię w dwa zaprzyjaźnione miejsca, pogoda jest i tu, i tu - jednak nie chcąc przeszkadzać jednemu z kolegów w rodzinnym weekendzie postaram się poprzeszkadzać drugiemu w pracy :P
Pakuję rower na tylne siedzenie samochodu i w piątek o 18:45, natychmiast po pracy ruszam. Kierunek Siedlisko w Lubuskiem. Weekend rowerowy uznaję za rozpoczęty, śmieję się z tego jadą samochodem ;)
Dojazd kosztowny (blisko 500km)... ale się uparłem, nie będę przecież leżał kolejny dzień z rzędu przed TV. Poza tym to taki prezent na moje 35 już urodziny. Trochę ruchu dla zdrowia w prezencie. Szansa na nowe przygody, odnowienie starych więzi a może i zawiązanie nowych. Kto wie ? Kto wie...

O godz. 0.30 rozganiając komary jedną ręką, drugą zamykam już bramę a kilka sekund później drzwi do letniskowego domu pod lasem i szybciutko usypiam.
Danek - dzięki za zaproszenie! Tfu... dzięki, że nie odmówiłeś gdy się bezczelnie wpraszałem ;)

Rano, pierwsze co robię, zanim jeszcze wpałaszuję śniadanie to uchylam ekran notebooka i loguję się na pocztę. Tam czeka już trasa ułożona przez Danka, ułożona tak, bym wieczorem wrócił z powrotem, przespał się w komfortowych warunkach, by następnego dnia, w pełnił sił, już razem popedałować gdzieś przed siebie. A gdzie... to wiedział tylko ON - mój gospodarz.

Jeśli nie chcę być zjedzony przez roje komarów mam około minuty na wydobycie roweru z auta, złożenie go do kupy (by się zmieścił musiałem zdemontować przednie koło) i start. Jadącego podobno już nie kąsają...
Pierwsze kilometry przez lasy, łąki, pola. Nawierzchnia na szczęście twarda więc obciążony sakwą rower jakoś jedzie, mimo, że ma szosowe opony. Później chwila asfaltu i tu dojazdówka się kończy, zaczyna się specjalny punkt programu o którym wiedziałem tylko tyle:
- Ernest, zaufaj mi, nie będziesz żałował!

I wiecie co - nie żałowałem!


















Zjeżdżam z asfaltu, wioska... za mną dopiero kilkanaście km, nie czuję się zmęczony ani spragniony, w dodatku wizja niesienia roweru za chwilę, przez blisko 300m, nie skłania do obciążenia go jeszcze dodatkowymi kilogramami ale rozum wygrywa. Wiejski sklep, zakup wody - napełniam bidony. Ruszam.
Wałem przeciwpowodziowym docieram do pierwszej atrakcji na mojej trasie. Stary, nieużywany już od dawna wiadukt kolejowy nad Odrą.
Rower na ramię i wbiegam rozpędem na wysoki nasyp.



Tysiące metrów sześciennych wody przepływa pode mną. Fota! Fota za fotą!
Potem już tylko setki uważnie stawianych kroków, kilka odpoczynków, dziesiątki zdjęć i jestem po drugiej stronie. Serce wali jak oszalałe ze zmęczenia ale cieszę się jak dziecko!




Próbuję po tym czymś jechać ale... pomińmy tą część mojej wycieczki.













Wśród zbóż, traw dojeżdżam droga pełną kałuż i błota do asfaltu. Zmieniam przełożenie i cieszę się wiatrem, który chłodzi rozgrzane ciało.
30*C !







Asfalt kończy się szybciej niż się zaczął. Cywilizacja podobnie. Wjeżdżam w jakiś Park Krajobrazowy. Ścieżka rowerowa, dobrze oznaczona.
Teraz cieszę się jak dziecko, że jednak zabrałem zapas wody. Do następnej wioski, do sklepu - niezły kawałek !
Zwalonych drzew już nawet nie liczę, początkowo myślałem, że to przeszkoda dla motocyklistów, quadowców rozjeżdżających te piękne miejsce ale po 4 zmieniam zdanie. Uwieczniam tylko te pierwsze, pomimo, że te leżące w głębi lasu są coraz bardziej okazałe. Co zrobić, po prostu komary tną tu jak szalone a zabrałem tylko końcówkę środka ze sobą. DEET w ilości 50% trzyma je z daleka od mojego ciała, niestety tylko od połowy, na drugą część po prostu go nie starczyło więc nie ryzykuję postojów.





















Przecudny wąwozem wyjeżdżam w końcu z lasu, jeszcze tylko 400m piachu , po którym z mozołem pcham rower i wyjeżdżam znów na asfalt. Uff, można odetchnąć. Od pokrzyw, komarów, od noszenia roweru. Po takim czymś nawet najgorszy asfalt cieszy.
Promem wracam na "właściwą stronę" Odry. Telefon od Danka:
- Teraz już tylko będziesz miał łatwiej!
Nie miałem... ;)





Dopadam pierwszy sklep i wciągam loda na poprawę nastroju, który i tak był dobry. Dodatkowe kalorie przydadzą się bowiem jak na złość, na sam koniec dnia wiatr zaczyna wiać mi w twarz wymagając mocniejszego depnięcia w pedały. Znów piach, znów z 300m. Potem ktoś... posiał żyto na szlaku rowerowym:













Kolację, za namową kolegi, zjadam w słynnej pierożkarni na wsi.
Porcja za 8 zł znika w kilkanaście sekund! Warte były zjechania tych kilkuset metrów z trasy. Pycha. Polecam.
Ciężko znaleźć ale warto: szukajcie sklepu w Kuźnicy Głogowskiej.

Do łózka wchodzę po 21.
85km a tyle wrażeń, przez nie usypiam dopiero po północy!
cdn.


chris_voyager - 2013-08-05, 18:00

Klimatyczny opis i fotki.
Zaciekawiony czekam na c.d. - bo super jest pooglądać własne kąty z perspektywy innego obserwatora.
Pozdrowienia ze Wschowy ;)

Neno - 2013-10-23, 12:24

Usnąłem po północy, Daniel wrócił z wesela po 4... i już było wiadomo, że za dużo w niedziele sobie nie pojeździmy.
Budzę się koło 9 i jedyne co czuję to tyłek ;) Tak, czułem go doskonale. To wynik tego, że na dobrą sprawę to była moja pierwsza poważna wycieczka w tym roku - taki ze mnie rowerowy amator. Także dusza chce, ciało nie koniecznie. To samo ma daniel bowiem wesele było nadzwyczaj huczne. Głowa przestała mu huczeć koło południa i na trasę ruszyliśmy około 14.
Jest takie jedno marzenie które musimy razem spełnić, taki jeden nocleg... ruszajmy więc ku przygodzie!
Umawiamy się w Siedlisku pod sklepem ale co do czego spotykamy się już za wioską. Serdeczne powitanie i ruszamy.
Tempo mamy "jak jastrzębie" do tego bym dodał w locie nurkowym ;) To moja zasługa!
Ciśniemy więc sobie niespiesznie te 15-18km/h a jestem cały czerwony, nie wiem czy z wysiłku, czy ze wstydu, że tak "pędzimy".
Danek wyrozumiale jedzie obok i uskutecznia rozmowy. Ruchu brak, słonko za chmurami ale jest dość ciepło więc jedzie się bardzo przyjemnie.
Po kilku kilometrach przed nami przeprawa promowa. Czekamy kilka minut ale jako, że łódź nie wypływa po nas zostawiamy rowery i płyniemy wpław...
Żartowałem ;)
Z nudów cykamy sobie pamiątkowe fotki ale po 10 minutach czekania mamy dość: Daniel wyciąga telefon i dzwoni (miał numer do przewoźnika bowiem często korzysta z tej przeprawy).
Kilka minut później ładujemy się już z naszym dobytkiem na pokład łodzi i odbijamy od brzegu. Dla mnie to atrakcja, pierwszy raz w życiu płynę z rowerem taką łodzią dlatego też pozwalam sobie na "kilka" pamiątkowych fotek, potem już tylko zakupy na starym rynku i ruszamy na bezdroża przeplatane z asfaltowymi drogami niskiej kategorii.























Od głównych raczej trzymamy się z daleka. Znów to samo co wczoraj: komary, dziury, piach, błoto, pokrzywy, wysoka trawa. Lekko nie jest ale co tam... sami sobie wybraliśmy. Za to urozmaicamy to sobie co chwila przewracając mój rower do góry kołami i majsterkując delikatnie przy nim bo coś cholernie głośno piszczało w przednim kole a każda "naprawa" wystarczała dosłownie na 2-3km ;) Nie, żebyśmy mieli 4 lewe ręce ale... no komary mocno cięły i naprawy były powierzchowne :D - to wersja oficjalna i tego się trzymajmy!


















Na miejsce wymarzonego noclegu docieramy już po zmroku. W ciszy i ciemnościach nasłuchujemy czy noc spędzimy bez nieproszonego towarzystwa.
Mamy szczęście, w pobliżu nikt się nie kręci, komary też jak by mniej natrętne więc po 1h noszenia tobołków, przeciskania się przez różne dziwne miejsca ;) rozstawiamy namioty, strzelamy po piwku, chwilę gaworzymy i usypiamy z małym niedosytem, bowiem w naszych planach i marzeniach było jeszcze ognisko....
No cóż, może jutro, na śniadanie ?

Zdjęć z noclegu nie ma bo było już ciemno, pojawią się za to te z poranka.
Zdjęć z trasy też mało bo późno wyjechaliśmy, długo marudziliśmy na pięknym rynku w Bytomiu Odrzańskim i ogólnie jakoś tak wyszło...
Dziś tylko 58km.

brams - 2013-10-23, 15:42

Nie, proszę, nie przenoście nam lubuskiego za granicę :-P

Dawaj, nie przestawaj :mrgreen:

maga - 2013-10-23, 16:20

Bardzo ciekawa relacja,
też czekam na ciąg dalszy tej wyprawy :ok

kubryk1 - 2013-10-23, 16:22

Małe pytanie - czemu ten opis (zreszta doskonały) znalazł sie w części "zagraniczne"? I Panowie! piwo i jazda rowerem? a co na to ustawa "Prawo o ruchu drogowym"? Czy to własciwa forma propagowania turystyki rowerowej? (ostatnie zdania nalezy potraktować z przymruzeniem oka)
Johny_Walker - 2013-10-23, 16:31

Polecam rowerową trasę od Liberca nad morze. Biegnie co prawda tuż za zachodnią granicą lubuskiego, ale jest bardzo malownicza i wygodna. Droga asfaltowa tylko dla rowerów.
Neno - 2013-10-23, 17:10

Faktycznie temat nie tu wylądował. Uprasza się moderatora o przeniesienie lub napomnienie mnie jak ja mogę to zrobić bo nie umiem ;(

Trasa zachodnią strona lubuskiego... coś tam o niej też będzie ;)

Piwo... "jedno" na dwóch to nie grzech - drogi nie były publiczne - zwykłe polne, potem leśne ;) Nie odważyłbym się pedałować pod wpływem po drodze na której poruszają się auta i tak mam pełne gacie poruszając się krajówkami :D

gino - 2013-10-23, 17:35

po pierwsze- przeniesione :spoko
po drugie- stawiam :pifko , za jak zwykle super opis, i zajefajne fotki :)

cirrustravel - 2013-10-24, 08:01

Jak zwykle Neno świetna relacja i foty :) Leci :pifko ode mnie :)
Neno - 2013-10-26, 13:07

Budzimy się niezbyt wcześnie, ja - bo lubię pospać, Daniel - bo w nocy podobno ktoś grasował i robił po prostu za stróża ;) - taki czujny jest.
Całą noc dość mocno wiało, za ciepło też nie było.
Wychodzimy z namiotów....










No o tym marzyliśmy! Obudzić się kiedyś wysoko nad ziemią, w miejscu z klimatem, z historią...jakakolwiek by nie była. Zamknąć oczy i wyobrazić sobie to jak było, w sumie jeszcze nie tak dawno.
I ktoś mówił, że marzenia kosztują? Zgoda ale nie tak znów wiele.
Co prawda miało być ognisko na dachu a nie było ale co tam, zamiast ogniska na kolację będzie na śniadanie.
Trzeba tylko zabrać cały ten majdan na dół. Uwijamy się z tym tak szybko jak się da bo Danek wraca dziś do pracy a ja mam niezłą traskę do pokonania - przypomniało mi się, że niedaleko mam kumpla.



























Trochę wysiłku nas to kosztowało, trochę strachu też... nie mnie, ja spałem :D
Na dole zbieram to co nadaje się na opał a Daniel nie wierząc, że uda się rozpalić szykuje się do wyjazdu. Na szczęście ognisko "startuje" od pierwszej zapałki także kolega ruszy w trasę najedzony. Zjada jedną kiełbaskę i umyka czym prędzej bo i tak jest spóźniony o 2-3h. Trochę mam wyrzuty sumienia, że go wyciągnąłem ale tylko trochę. Wybaczy mi to...
Ja mam kupę czasu więc niespiesznie delektuję się atmosferą pikniku, zapachem dymu z ogniska którym przesiąka otoczenie, kiełbaską. Mniam!






Socale - 2013-10-26, 20:31

Jjjjaaa pierdziu...
Neno i kumplu-kompanie... !!!
Gdzież te wspaniałe miejsce istnieje?
Nie doczytałem/nie wyczytałem więc nie wiem. :oops:
Świętoszów? Ale tam życie istnieje.
Może nie poczuliście jak granicę przekroczyliście i trafiliście do Eisenhüttenstadt? -wymierające miasto komunizmu.
.
<piwo>
Należy się ! :)

Neno - 2013-10-27, 09:16

Nie podałem nazwy tego miejsca ;)
Ale ok, niech będzie. To Pstrąże.
Bardzo klimatyczne miejsce, szkoda, że nie widziałem go kilka lat temu - kiedy jeszcze pewnie nie było tak zniszczone.
Dzięki za piwka ! Już wypite ;)

CORONAVIRUS - 2013-10-27, 09:23

Super relacja i pomysł na spędzenie czasu , inaczej niż w kamperze ale nie znaczy , że mniej przyjemnie , może i bardziej .... a pomysł z namiotem na dachu bloku to mistrzostwo świata ... już chyba za stary jestem na takie bajery ...gratuluje . :spoko
cabaniarz - 2013-10-27, 09:24

Neno, to się nazywa ciekawe miejsce :shock: A ten nocleg, odjazd :shock:
Neno - 2013-10-27, 15:18

To jeszcze do kompletu podrzucę mapkę trasy:



Jutro pewnie c.d.

Neno - 2013-10-31, 10:40

Ruszam z wiarą, że uda mi się dziś spełnić kolejne marzenie czyli po raz pierwszy w życiu przekroczyć granice kraju rowerem.
Zachód ! Kierunek zachód, przez poligon.
















Obiecuję sobie dziś unikać tras nieutwardzonych bo strasznie spowalniają moje tempo i odbierają mi siły ale na długo mi tych obietnic nie wystarczyło......











Lasy, łąki i pola zostawiam za sobą. Wyjeżdżam na asfalt więc nie ma już co rozmyślać, nie ma co marzyć wsłuchując się w szum drzew i śpiew ptaków. Tu co najwyżej usłyszę szum opon i ryk silników. W uszy wciskam więc słuchawki , odpalam swoje mp3 i pobudzony muzyką gnam przed siebie. Jeszcze tylko gdzieś na leśnym parkingu porcja ulubionych słodkich kalorii i mknę w kierunku przejścia granicznego.

Najgorsze 5km na trasie mojej wycieczki za mną:



Zatrzymuję się by cyknąć "sobie" zdjęcie, ot takie dla utarcia nosów moim kolegom, którzy mieli pojechać a...wiadomo jak się to zakończyło.
Mieszkańcy wychodzą ze swoich podwórek by zobaczyć co to też się stało, że jakiś śmiesznie ubrany człowieczek robi zdjęcia... normalnie miny jak by ufo wylądowało;)








Jeszcze w kraju, by za granicą nie robić lipy zatrzymuję się na godzinny odpoczynek dla tyłka i oczywiście nagrodę dla mnie, za przejechane już dziś kilometry.






A tak zaczyna się moja przygoda na terenie Niemiec, taka ścieżka, takiej klasy biegnie prawdopodobnie od źródeł Nysy Łużyckiej aż po Bałtyk! Tak słyszałem, kiedyś to sprawdzę !!! Wzdłuż tej trasy mnóstwo miejsc zadaszonych, z ławeczkami, gdzie można odpocząć, zjeść... mnóstwo sklepów, gospód z posiłkami, piwiarni, kempingów, hosteli. Są też wystrzyżone miejsca pod namioty (wnioskuję, że za free)! Raj! No istny raj!
Trasa poprowadzona fantastycznie, wśród zielonych łąk, przez lasy dające cień od czasu do czasu, cały czas wzdłuż rzeki. Są odcinki płaskie ale są także wzniesienia gdzie można stanąć na pedały i poczuć masę bagażu!















Ku mnie z Łęknicy wyjeżdża mój dawno niewidziany kolega Bartek. Zabiera ze sobą córkę, syna...dla mnie to szok bo ostatnio jak się widzieliśmy był jeszcze kawalerem ;)No cóż. Spotykamy się kilka km przed Bad Muscau wprowadza mnie więc po drodze w historię miejsca, okolic.
Jedziemy do zamku, ogrodów słynnych na całą okolicę. Niby nie lubię takich klimatów ale będąc tak blisko grzech nie zajrzeć zwłaszcza, że można to wszystko podziwiać jeżdżąc na rowerze. Jestem w szoku: jak nie lubię takich miejsc tak tu...10/10! Rewelacja. Szkoda, że już wieczór się zbliża. No ale przecież obiecałem już sobie ,że tu kiedyś wrócę więc to nie problem. Zaliczamy więc tylko główne punkty i lecimy na kolację i pogaduszki, w końcu tak rzadko się widujemy a jakoś czasu na telefon czy korespondencję przez internet brakuje... Pogaduszki kończymy po północy a budziki ustawiamy na 6AM bowiem ...udaje mi się namówić kolejnego kolegę by spóźnił się do pracy o 2-3h ;)
Ja i ten mój dar przekonywania....








Dziś: 91km
Mapka:

Socale - 2013-10-31, 12:43

Neno napisał/a:
...
Kierunek zachód, przez poligon.
...
tak zaczyna się moja przygoda na terenie Niemiec, taka ścieżka, takiej klasy biegnie prawdopodobnie od źródeł Nysy Łużyckiej aż po Bałtyk! Tak słyszałem, kiedyś to sprawdzę !!! Wzdłuż tej trasy mnóstwo miejsc zadaszonych, z ławeczkami, gdzie można odpocząć, zjeść...
...


Drogą czołgową na zachód? Ech, czego to się nie zrobi by na zachód uciec, choćby rowerem z napędem na wszystkie koła ;)
.
.
Tak, to prawda , jest taka ścieżka. Transrowerstrada :)
Wiesz co, może w przyszłym roku coś byśmy zorganizowali na tej trasie?
Poważnie piszę. Rower mam fajny ale zorganizowania w takiej turystyce żadnego, tu liczyłbym na Ciebie.
Ukochaną np. puszczę kamperem nad Bałtyk, a ja sobie tam rowerem dojadę, potem odłączę się - jeśli grupa będzie liczna, żebyś nie został sam. Hę? ;)

Neno - 2013-10-31, 14:24

Chodzi mi ta trasa po głowie, nie powiem. Tylko ja mam chrapkę na nią zima :D Szlaki są odśnieżone, posypane - można cisnąć. latem mam deficyt czasowy ale kto wie, nie mówię nie !
Socale - 2013-10-31, 21:29

Oczywiście to propozycja, nic na siłę. Sam nie jestem pewien wolnej dyspozycji czasowej.
Po prostu jak pomysł będzie do zaakceptowania to czemu nie.
.
Tymczasem pisz :)

Neno - 2013-11-06, 12:09

Zrywamy się o 6, leniwie zjadamy pożywne śniadanie, wyciągamy rowery z garażu i trzeba ruszać.
Kolega robi za przewodnika ;)
Na pierwszy ogień idzie Geopark – Łuk Mużakowa ( z najpiękniejszych na świecie moren czołowych, spiętrzona pod naporem lodowca. Turystycznymi atrakcjami parku są wyrobiska górnicze z XIX i XX wieku i kwaśne jak ocet, różnokolorowe jeziorka ). Więcej do poczytania na stronie: http://lukmuzakowa.com.pl...rk-luk-muzakowa













Teren fajny do pojeżdżenia rowerem, do spacerów. Można spędzić pewnie kilka godzin ale my nie mamy na to czasu. Odwiedzamy jeszcze tylko połozone gdzieś głęboko w lesie, jedno z niewielu ocalałych oryginalnych wejść do kopalni:







Jako, że wyjazd zacząłem od industrialnych krajobrazów tak kolega pomyślał, że skieruje mnie w takie rejony, bym kontynuował swój trip w tym właśnie stylu. Cel: Fabryka Prochu w Forst Scheuno (Brożek) gdzie Niemcy w latach 1939-45 wytwarzali m.in proch strzelniczy. Docieramy tam malowniczą trasą wzdłuż granicy PL-D. My jedziemy dziurawą drogą , głównie były to nierówno poukładane płyty betonowe a tymczasem po drugiej stronie rzeki sunęły sznury sakwiarzy po gładkim jak stół asfalcie. Całe rodziny, całe firmy czy co to tam było, bo niektóre ekipy wyglądały jak by przed chwilą wysiedli z autobusu – po 20-30rowerów w grupie! Zazdrościmy bo tyłki i nadgarstki swoje dostały ale co tam – trzeba się cieszyć z tego co jest! Zawsze mogło być gorzej.









W samym kompleksie spędzamy chyba z 2h z czego 30 minut błądząc w poszukiwaniu jego lokalizacji.
Tu nasze drogi rozwidlają się, Bartosz wraca do pracy ja cisnę dalej.


























Jestem zszokowany super ścieżką poprowadzoną wzdłuż drogi 289! Nie wiedziałem, że w Polsce mamy takie trasy! Parkingi, ławeczki! Już sama taka trasa sama w sobie jest dla mnie atrakcją! Pamiętam, że byłem w ciężkim szoku i nie mogłem się doczekać kiedy pokażę zdjęcia znajomym (zdjęcia poniżej).
Polska wieś Zasieki, która przed wojną była częścią niemieckiego miasteczka Forst, które pięknie rozrosło się po drugiej stronie Nysy Łużyckiej, po wschodniej stronie rzeki zostało tylko wspomnienie po moście i czasach dawnej świetności miasta:














I wspomniana wcześniej trasa, która tak mnie ucieszyła po kilometrach dziurawych dróg:














A tu pozwalam sobie na 15minutową drzemkę. Budzę się po ponad godzinie snu ;)






Oczywiście po drodze odwiedzam jeszcze Brody (pałac, ogrody) oraz kolejne bunkry ukryte daleko w lesie. Niestety pozwiedzać ich nie pozwiedzałem bowiem odgłosy tłuczonego szkła w jednym z bunkrów skutecznie odciągają mnie od pomysłu pozostawienia roweru bez opieki na dłużej niż kilka sekund.
Do Danka docieram po 21, w 30 minut pakuję rower, biorę prysznic, zjadam kolację i ruszam w drogę powrotną do domu.
































Socale - 2013-11-06, 21:40

Całkiem, bardzo całkiem blisko mnie...
A nigdy tego nie widziałem. No Brody, Zasieki owszem ale co lekko z boku tego nie.
Nawet nieco zazdraszczam :)

Agostini - 2013-11-06, 23:09

Piękne musiały być ta pałace i życie wokół nich. Nadal są niezwykłe.

Neno, gratuluję pomysłu.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group