Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Hiszpania - SPEŁNIONY SEN O BARCELONIE

salut - 2013-10-19, 21:11
Temat postu: SPEŁNIONY SEN O BARCELONIE
SPEŁNIONY SEN O BARCELONIE
(zawarte poniżej opinie i spostrzeżenia wynikają wyłącznie z naszych osobistych wrażeń i nie należy ich traktować jako jedynie słusznych)

„To był sen, piękny sen w Barcelonie, w Sant Andre…” – nuciłam słowa przeboju jadąc ulicami Warszawy w jesienny pochmurny dzień. Bardzo podobała mi się ta piosenka, ale nie wiedziałam jeszcze wtedy, że to Barcelona opanuje mój umysł i duszę. Potem przy niedzielnym obiedzie obejrzałam na jednym z podróżniczych kanałów film o zwiedzaniu Katalonii i Barcelony. Zobaczyłam niesamowite wnętrze katedry Sagrada Familia, piękne plaże i surrealistyczny dom Salvadora Dali. I już wiedziałam – wakacje w Katalonii.
Oznajmiłam ten plan swojemu mężowi, który mało co nie spadł z kanapy, na której jak zwykle siedział i spytał : „Czy ty wiesz jak to jest daleko ? „
Odparłam: „To jest bliżej niż Nordkapp, na którym byliśmy” .
Tego argumentu nie dało się obalić i tak w ciągu zimowo-wiosennych tygodni powstawał plan wyjazdu, a towarzyszyły temu intensywne poszukiwania kampera, którego chcieliśmy kupić. Wreszcie w maju staliśmy się posiadaczami Forda, dokonaliśmy w nim niezbędnych inwestycji i w połowie lipca wyruszyliśmy na spotkanie ze słoneczną Katalonią i magiczną Barceloną.
Na początek trochę informacji organizacyjnych i przydatnych adresów noclegowych.
Termin wyprawy od 12 lipca do 3 sierpnia 2013.
Uczestnicy:
Salut – czyli mój mąż, zwany też dalej Tatą, jako nieoceniony kierowca domku na kółkach, z nieodłącznym aparatem fotograficznym, dzięki któremu powstała bogata dokumentacja wizualna miejsc i ludzi.
Salutowa – czyli autorka niniejszej relacji, przewodniczka i organizatorka kamperowego ogniska domowego.
Ania – czyli nasza już 11-letnia córka, fanka kąpieli basenowych i morskich, zbieraczka wszelkiego rodzaju muszli (poza klozetowymi) i fascynatka barcelońskiej katedry Sagrada Familia.
I oczywiście ten czwarty – camper Ford Transit, który nie nawalił ani razu, zarówno na niemieckich trzypasmowych autostradach jak i na krętych drogach w hiszpańskich Pirenejach.
Przebyta trasa:
12-14 lipca przejazd na trasie Warszawa-Niemcy-Francja (po drodze zwiedzanie Strasburga, kamiennego pałacu w Hauterives i krótkie plażowanie w Sete)
15 lipca przejazd Sete-Carcassone (zwiedzanie twierdzy)
16 lipca przejazd z Carcassone przez Andorrę i wjazd do Hiszpanii
17 lipca zwiedzanie klasztoru Montserrat i przejazd na camping 3 Estrellas pod Barceloną
18-27 lipca pobyt na campingu pod Barceloną, plażowanie i zwiedzanie Barcelony
28 lipca przejazd z Barcelony na Półwysep Roses, camping Laguna przy miejscowości Empuriabrava
29-30 lipca pobyt na campingu Laguna, zwiedzanie Empuriabrava
31 lipca przejazd z campingu Laguna do Figueres, potem do Portlligat (zwiedzanie domu Salvadora Dali) i wjazd do Francji
1-3 sierpnia przejazd Francja-Niemcy-Warszawa czyli powrót do domu.

Przydatne adresy noclegowe:
1. Francja – generalnie polecam parkingi przy autostradach w tej części Francji zarządzanych przez firmę APRR; są oddzielone od autostrady wysokimi nasypami, a więc nie słychać szumu samochodów i są dobrze wyposażone - oprócz toalet, w bezpłatne prysznice z ciepłą wodą. Nocowaliśmy na jednym z nich w okolicach Romange (GPS: N 47 08 56.94 E 5 35 01.65)
2. Francja Carcassone – niedaleko wejścia do twierdzy (ok 10 minut pieszo) jest duży parking dla kamperów i autokarów, płatny od 8.00 do 20.00 w tym pierwsza godzina gratis, od 1 do 6 godzin 5 Eur, każda następna godzina to 1 Eur; ponieważ w nocy parking jest bezpłatny to postój od ok. 18.00 do 9.45 następnego dnia kosztował nas tylko 5 Eur (opłata w automacie); są toalety oraz możliwość zlania szarej wody i pobrania czystej.
3. Francja Sete – parking przy plaży dla kamperów GPS: N 43st.22'02,1" E 003st.36'57,3".
4. Hiszpania camping Gran Sol w Montferrer, niedaleko granicy z Andorrą ( GPS :N 42 20.50.5 E 1 25 56.4); bezpłatny dostęp do internetu, mały basen, za kampera 10,80 Eur, dorosły 5,60 Eur, dziecko 5,20 Eur; czyste sanitariaty.
5. Camping 3 Estrellas koło lotniska w Barcelonie (GPS: N 41.272573414770434 E 2.0425450801849365) - duże parcele, część z drzewami, duży basen, ale z małą ilością leżaków; ładna piaszczysta plaża i czyste morze; pomimo sporej ilości anten dostęp do WiFi praktycznie tylko koło recepcji i koło supermarketu (płatny); czyste duże sanitariaty. Jedyną wadą campingu jest bliskość lotniska i latające prawie non stop duże i głośne samoloty. Po dziesięciu dniach pobytu mieliśmy rozkład lotów w małym palcu i mogliśmy zostać ekspertami lotniczymi w niejednej komisji. Camping jest idealny dla chcących połączyć zwiedzanie Barcelony z odpoczynkiem na plaży i na basenie. W najbliższej okolicy brak sklepów (my przynajmniej nie znaleźliśmy), a więc jest się zdanym na zakupy w supermarkecie na campingu, albo na przywożenie zakupów z Barcelony. Ceny w sklepie na campingu nie są jednak bardzo wygórowane w porównaniu do cen w małym Carrefurze w centrum Barcelony.
Dojazd do Barcelony: w odległości ok. 10 minut pieszo wzdłuż autostrady jest przystanek autobusowy, z którego co ok. 20 minut odjeżdżają dwa autobusy (L94 i L95) do centrum miasta. W stronę Barcelony kursują od 6.35 do 21.55, powrotne od 7.10 do 22.50. Ostatnim przystankiem jest Plac Catalunya , gdzie można przesiąść się do różnych linii metra lub miejskich autobusów. Można wysiąść też wcześniej na Placu Hiszpańskim, tam gdzie znajduje się arena i magiczna fontanna. Autobus do PL. Catalunya jedzie ok. 40 minut w zależności od ruchu w mieście. Bilet jednorazowy za 2 Eur można kupić u kierowcy, natomiast w Barcelonie w automacie na stacji metra lepiej jest kupić bilet 10 przejazdowy za 9,80 Eur, który też jest ważny na ten autobus. Najlepiej jest kupić bilet kilkudniowy lub rodzinny, ale o tym dowiedzieliśmy się za późno. Na jeden 10 przejazdowy bilet można jechać przez 75 minut różnymi środkami transportu, byle by nie zmieniać przewoźnika. Jadąc autobusem z campingu 40 minut można jeszcze na tym samym bilecie przejechać metrem lub autobusami miejskimi w różne miejsca Barcelony. Na campingu nie trzeba deklarować długości pobytu, jest się tyle ile ma się ochotę i po prostu przy wyjeździe płaci się za pobyt. Parcele wybiera się samemu. Ze względów widokowych bardzo fajne są miejsca dla kamperów przy samej plaży, ale są bardzo nasłonecznione.
6. Camping Laguna na Półwyspie Roses,w Castello D’Empuries, obok miejscowości Empuriabrava (GPS: N 42 23 7119 E 03 12 1334) – duży, z bezpośrednim dostępem do morza, kompleks 3 basenów, duże i czyste sanitariaty, stanowiska dla kamperów, place zabaw.

salut - 2013-10-19, 21:23

Głównym naszym celem była Barcelona, ale po drodze do niej i z powrotem zobaczyliśmy kilka ciekawych miejsc, o których chciałabym opowiedzieć.

„Dobro dosli !” czyli jak Parlament Europejski w Strasburgu przywitał Chorwację w gronie członków Unii Europejskiej.

Pierwszy krótki przystanek na trasie z Warszawy do Barcelony był w Strasburgu, francuskim mieście położonym przy granicy niemiecko-francuskiej. Na pytanie z czym kojarzy się Wam Strasburg najczęściej pewnie padłaby odpowiedź – „No z Unią Europejską”, „ Tam są jakieś ważne instytucje UE”, a bardziej zorientowani powiedzieliby „ Tam znajduje się siedziba Parlamentu Europejskiego, Rada Europy i Europejski Trybunał Praw Człowieka.” I ta ostatnia odpowiedź byłaby najwyżej punktowana – jak w słynnej Familiadzie. My chcieliśmy zobaczyć gmach Parlamentu Europejskiego i po wykonaniu kilku objazdów wokół tego budynku, udało nam się w końcu zaparkować w uliczce na miejscu przeznaczonym dla autobusów turystycznych (kamper to prawie autobus, a na pewno turystyczny) i zobaczyć Parlament z bliska. To wielkich okrągły gmach, z „dziurą w środku”, a na środku dziedzińca stoi kula ziemska – dzieło i dar artystów z Wrocławia. Inny polski akcent, oczywiście poza powiewającą na jednym z masztów polska flagą, to właśnie te maszty flagowe wykonane w Stoczni Gdańskiej. Ach jak nas rozpierała ta nasza polska duma narodowa ! Dominującym akcentem gmachu były napisy i plakaty witające Chorwację w gronie członków ( od 1 lipca, a więc to była świeża sprawa) na czele z tym słynnym „Dobro dosli !”, który to zwrot niezmiennie wywołuje u mnie radosny nastrój.

Ale wracając do wspomnianej wyżej Familiady – czas na żenujący dowcip prowadzącego (nomen omen ciekawa zbieżność mi wyszła Strasburg i Strasburger): „ Z czego oprócz siedziby instytucji Unii Europejskiej znany jest jeszcze Strasburg ? Prawidłowa odpowiedź : „Z szyn tramwajowych umiejscowionych na trawnikach i bardzo długich tramwajów”. Zarówno szyny jak i tramwaje bardzo zafascynowały Tatę, czego dowodem były liczne ich zdjęcia, ale w trosce o wytrzymałość czytelnika zamieszczam tylko dwa.

I wreszcie Strasburg to przepiękna starówka, poprzecinana kanałami, którą niestety widzieliśmy tylko z okien kampera, bo czas nas naglił i chcieliśmy przejechać jeszcze paręset kilometrów na południe. Ale gdybyście mieli kiedyś na swojej trasie Strasburg, to polecam przeznaczyć na niego co najmniej pół dnia.

W czasie jazdy na kilku kolejnych stacjach benzynowych szukaliśmy alkomatu wymaganego przez francuską policję. Nigdzie nie było. Na jednej z stacji spotkaliśmy Polaka kierowcę tira i zapytaliśmy go o te alkomaty. Odpowiedział, że on też nie ma, ale od Polaków podobno policja ich nie wymaga. Trochę uspokojeni pojechaliśmy dalej.

salut - 2013-10-19, 21:35

Idee fixe francuskiego listonosza czyli kamienny pałac w Hauterives

Na pewno w trakcie swoich wypraw widzieliście różne pałace w Polsce i na świecie. My też widzieliśmy, poczynając od….Pałacu Kultury i Nauki w naszym mieście, przez pałac wersalski i parę innych. Ale czy widzieliście pałac nazwany Pałacem Idealnym, z francuska Palais Idéal ?
Jest we Francji na południe od Lyonu mała miejscowość o trudnej nazwie Hauterives. Na przełomie XIX i XX wieku żył w niej niejaki Ferdinand Cheval, który był listonoszem. Dostarczanie listów nie było jednak pasją jego życia tylko zwyczajnym zarobkowaniem, więc znalazł sobie inną pasję, powiedziałabym nawet, że idee fixe. Postanowił wybudować idealny pałac z kamienia. W tym celu przez 33 lata (1879-1912) w czasie swoich codziennych objazdów zbierał kamienie i budował pałac – niepodobny do czegokolwiek. Mieszają się w nim elementy egipskie, rzymskie, azteckie i czort wie jeszcze jakie. Wnętrze zdobią liczne maksymy i rady Chevala, ale z uwagi na brak znajomości języka francuskiego nie jestem w stanie żadnej przytoczyć. W ten sposób Cheval rozsławił swoje imię i nazwę swojej miejscowości.

Palais Idéal du Facteur Cheval (GPS: N 45 15.314 E 5 01.624) znajduje się blisko centrum Hauterives, parking bezpłatny. Pałac czynny jest codziennie od 9.30 do 19.00, bilet wstępu kosztuje 5,80 Eur, ulgowy do 16 lat 4,10 Eur . Na jego zwiedzanie wystarczy ok 1 h.
A jak wygląda – tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć na zdjęciach poniżej, a najlepiej w rzeczywistości.

Po objerzeniu kamiennego pałacu pojechaliśmy jeszcze ok.3,5 km za miasteczko w kierunku Labiryntów Hauterives. Jest to połączenie mini parku dinozaurów z możliwością błądzenia wśród czterech labiryntów o różnym stopniu trudności, wykonanych z różnych roślinek. Jest labirynt lawendowy (niski i bardzo łatwy),glicyniowy, cyprysowy i jeszcze jeden, ale nie wiem z czego. Salut odmówił błądzenia po jakiś krzaczorach i stwierdził, że woli sobie uciąć drzemkę przed dalszą jazdą. Racja – wypoczęty kierowca jest nieoceniony. W związku z tym ja z Anią wyruszyłyśmy na labiryntową przygodę same. Bilet wstępu kosztuje 10 Eur, ulgowy 8,50 Eur, parking bezpłatny. Weszłyśmy dzielnie do labiryntu cyprysowego i po wykonaniu wielu, wielu okrążeń udało nam się szczęśliwie wyjść, choć były momenty, w których wydawało nam się, że zostaniemy tam już na zawsze. Przy wyjściu córka otrzymała gratisa – plakat z dinozaurami.

@ndrzej - 2013-10-19, 21:58

Czytam z wielkim zainteresowaniem. Zwłaszcza, że z półwyspu Iberyjskiego wróciliśmy przed kilkoma dniami.
Jeśli można doprecyzować warunki pobytu na kempingu "Tres Estrelas" pod Barceloną. Byliśmy tam dwukrotnie - w ubiegłym i w tym roku. Samoloty, podobnie jak na każdym większym lotnisku (również w Warszawie) startują i lądują z różnych kierunków. W ubiegłym roku trochę nam przeszkadzały lądując znad morza, blisko kempingu. W tym roku lądowanie odbywało się za autostradą, tak że w ogóle nie było ich słychać. Rok temu dokuczały nam też odgłosy strzałów odstraszających ptaki z pobliskich pól. W tym roku tego nie było! :)
Zakupy robiliśmy w Gavie, kilka kilometrów od kempingu, gdzie dojeżdżaliśmy z kempingu rowerami biegnącą wśród pól asfaltową drogą. W Gavie zaopatrywaliśmy się również w paliwo w cenie niższej niż wszędzie o ok. 15 centów za litr.

Czekamy z Joanną na c.d.

fortero - 2013-10-19, 21:59

pięknie Hiszpania najpiękniejsze wakacje i najciekawszy kierunek do spędzania super to oczywiście moje zdanie
GregdeWal - 2013-10-20, 08:31

Fajny początek relacji... Stawiam i piwko i pozdrawiam :spoko
salut - 2013-10-20, 09:03

@ndrzej napisał/a:
W ubiegłym roku trochę nam przeszkadzały lądując znad morza, blisko kempingu. W tym roku lądowanie odbywało się za autostradą, tak że w ogóle nie było ich słychać. Rok temu dokuczały nam też odgłosy strzałów odstraszających ptaki z pobliskich pól. W tym roku tego nie było! :)
Zakupy robiliśmy w Gavie, kilka kilometrów od kempingu, gdzie dojeżdżaliśmy z kempingu rowerami biegnącą wśród pól asfaltową drogą. W Gavie zaopatrywaliśmy się również w paliwo w cenie niższej niż wszędzie o ok. 15 centów za litr.

Czekamy z Joanną na c.d.



Co do samolotów to mielismy mniej szczęścia :) większość startów odbywała się w kierunku kempingu, ale za to nikt nie strzelał
Do Gavy nie wybralismy się bo zniechęcił nas brak sensownego wyjazdu z kempingu /albo przez plażę, albo wąską scieżką wzdłuz autostrady/
c.d. oczywiscie nastapi wkrótce
:spoko :spoko
Ela

salut - 2013-10-20, 09:04

GregdeWal napisał/a:
Fajny początek relacji... Stawiam i piwko i pozdrawiam :spoko


Grzesiu dziękuję za piwko, nie oddam go męzowi !
Pozdrawiam, Ela
:spoko

salut - 2013-10-20, 20:41

Morza szum, ptaków śpiew, cicha plaża …w Sete

Po doznaniach estetycznych w Hauterives i doznaniach z lekką domieszką adrenaliny w labiryntach, skierowaliśmy naszego kampera do Sete na polecony przez jednego z członków Campertemu postój przy plaży. Sete to miejscowość położona na grobli w Zatoce Lwiej Morza Śródziemnego. Grobla to wielokilometrowy pas plaż, a przy nich parkingi, z tym, że wszystkie z ograniczonym tylko dla samochodów osobowych wjazdem ( nie da się wcisnąć kampera pod poprzeczkę). Ale jest jeden parking (ten właśnie polecony na Camperteamie) dla takich wysokich samochodów. I znaleźliśmy go (namiary GPS na wstępie relacji) i nawet było miejsce – jedno, ostatnie, aczkolwiek poza wyznaczonymi stanowiskami – po prostu na drodze dojazdowej do parkingu. Ustawił nas tam jeden z zadomowionych na dłużej. Wieczór uatrakcyjnił nam pokaz fajerwerków w Sete widoczny z parkingu – to przecież był 14 lipca czyli święto narodowe Francji. Jakaś grupka młodzieży odpaliła też fajerwerki na plaży. Następnego dnia przedpołudnie spędziliśmy na przepięknej piaszczystej i niezatłoczonej plaży w Sete. Morze jest tam bardzo ciepłe i bardzo czyste – widać dno, żadnych kamieni ani wodorostów. Z tej plaży zebrałam z córką ogromną kolekcję fantastycznych muszli, która byłaby jeszcze większa gdyby nie spotkanie „oko w oko” z małym żywym krabem pływającym w wodzie. Czy wiecie jak trudno jest uciekać w morzu po piaszczystym dnie ? My wiemy. Po obiadku wyruszyliśmy do następnego celu naszej wycieczki czyli do Carcassonne.

Średniowieczna twierdza Carcassonne czyli jak komercja przesłania historię

Carcassone to największy w Europie średniowieczny kompleks urbanistyczny. Składa się z dwóch części: Cite to ufortyfikowane górne miasto otoczone podwójnym pierścieniem murów obronnych z bramami, w tym okazałą Bramą Nabonese, barbakanem i 53 basztami oraz dolnego miasta La Ville Basie. Na terenie Cite znajduje się dość ładna Bazylika Saint –Nazaire.
Nam spacer po górnym mieście zajął tylko ok 1,5 h, bo byliśmy tym miejscem rozczarowani – komercja czyli sklepy i restauracje przesłaniają średniowieczne mury i psują atmosferę. Największe wrażenie na naszej córce zrobił sklep z niezliczoną ilością różnego rodzaju żelków, sprzedawanych na wagę – we wszystkich znanych kolorach, wielu smakach i w rozmaitych kształtach, np. truskawek. Oczywiście nie obyło się bez nabycia małej torebeczki.
Może nasze rozczarowanie było spowodowane tym, że w ubiegłym roku widzieliśmy dwa miejsca, które pomimo handlowych punktów nie zatraciły swojego uroku i naprawdę zrobiły na nas wrażenie – klasztor Mont Saint Michel we Francji i miasteczko na drodze romantycznej w Niemczech Rothenburg ob der Tauber. Dlatego ani nie odradzamy ani nie polecamy Carcassone – to sprawa indywidualna.

c.d.n
:spoko :spoko

salut - 2013-10-20, 20:52

Tranzytem przez Andorrę czyli mały kraj z wielkimi centrami handlowymi

Andora to kraj kontrastów: nieskażona natura i dziesiątki domów handlowych, romańskie kościółki i nowoczesna architektura, czyste górskie powietrze i zapachy z licznych perfumerii. Kraj bardzo bezpieczny i raj podatkowy.

Z Carcassone pojechaliśmy autostradą w kierunku Tuluzy, potem zjechaliśmy zjazdem w kierunku Foix i drogą D4 dotarliśmy do granicy Francji z Andorrą. Do Andorry można wjechać albo górskimi serpentynami albo płatnym tunelem Envalira (11,60 Eur za kampera a 6,60 Eur za osobówkę). Wybraliśmy tunel i tak znaleźliśmy się w tym miniaturowym państwie. Przewodnik, którym dysponowałam miał tytuł „Andora. Po drugiej stronie lustra” (polecam dla wybierających się tam). I rzeczywiście czuliśmy się trochę jak Alicja w krainie czarów, gdy przeszła na drugą stronę lustra. Zielone Pireneje, gdzieniegdzie z plamami śniegu w najwyższych partiach i zupełnie odmienna architektura – kamienne brązowe domki z drewnianymi balkonami. Do tego kapryśna pogoda – parę minut deszczu i za chwilę słońce i tak na zmianę. Po drodze w pobliżu Canillo przepiękny romański kościółek Sant Joan de Caselles. Naszym celem była miejscowość Encamp, a w niej muzeum starych automobili. Trudno było je znaleźć, gdyż w ciasnej miejskiej zabudowie i wysokich górach nawigacja po prostu zgłupiała. Wreszcie udało się znaleźć. Muzeum jest pięciopiętrowe i zawiera kolekcję fantastycznych starych aut, motorowerów i rowerów z końca XIX i początku XX w. oraz modele z lat 60-tych i 70-tych ubiegłego stulecia. Bugatti, mercedesy, fordy, bmw. Niestety nie wolno robić zdjęć. Nam ukradkiem udało się zrobić dwa, to znaczy zrobiliśmy je aparatem fotograficznym a nie ukradkiem (żeby nie wyszło jak w tym dowcipie o Stirlitzu: „Stirlitz ukradkiem karmił niemieckie dzieci. Od ukradka dzieci puchły i umierały”).

Po wyjściu z muzeum udaliśmy się do stolicy czyli Andorra la Vella, chcieliśmy zostać na campingu i pójść na spacer po mieście, ale wiał tak silny wiatr i zaczęło grzmieć, że uciekliśmy stamtąd. Postanowiliśmy wjechać już do Hiszpanii. Zajęło nam to trochę czasu, gdyż przed granicą hiszpańską ciągną się centra handlowe. Postanowiliśmy sprawdzić czy tu nadal są atrakcyjne ceny. Nie jest to już chyba to co kiedyś, zwłaszcza jeśli chodzi o sprzęt elektroniczny, ale napoje wysokoprocentowe powaliły swoimi cenami Tatę, który postanowił nabyć parę buteleczek. Gdyby nie rozsądek żony (żona to do siebie ma, że jest głosem rozsądku) zrobiłby chyba zapasy na najbliższą pięciolatkę. Skończyliśmy „shopping” i wjechaliśmy do Hiszpanii. Na granicy – mimo, że Andorra nie jest w strefie Schengen, „pies z kulawą nogą się nami nie zainteresował” – może dlatego, że nie ma tam nawet tego psa. Przy wtórze grzmotów i błysków rozlegających się gdzieś w górach znaleźliśmy camping Gran Sol i zostaliśmy na noc.

c.d.n
:spoko :spoko

salut - 2013-10-20, 21:06

Viva Espanya ! – czyli pierwsza noc na hiszpańskiej ziemi i spotkanie z Czarną Madonną

Pierwszą noc na hiszpańskiej ziemi spędziliśmy przy akompaniamencie grzmotów, błyskawic i deszczu. Poranek przywitał nas słońcem, ale i temperaturą jak na te warunki niską czyli 16 stopni. Wyruszyliśmy w kierunku klasztoru Montserrat, wybierając drogę szybszą C-16, choć płatną (tunel de Cadi 5 km za 11,60 Eur). Można jechać drogą C-14 dłużej i bezpłatnie. Nasza trasa prowadziła oczywiście przez Pireneje, wieloma zakrętami i wzniesieniami. Około 13.30 wjechaliśmy do miejscowości Monistrol, skąd do klasztoru można albo jechać krętą drogą ok 10 km albo zostawić auto na parkingu i przesiąść się do kolejki zwanej cremaller. Wybraliśmy tę drugą opcję, bo żołądek naszej córki wyraził kategoryczny sprzeciw dalszym zakrętom. Przy kolejce są dwa parkingi – jeden tylko dla osobówek (wjazd do 2,2 m), drugi dla autokarów i tam zostawiliśmy naszego kampera (bezpłatnie). Cremaller to zielona kolejka, która po szynach ułożonych na zboczu wzgórza zawozi pod sam klasztor. Bilet w obie strony kosztuje 24,20 Eur od osoby, ale warto chociażby dla samych widoków. Montserrat to klasztor i bazylika na tle fantastycznych monumentalnych skał. To również park naturalny ze szlakami do punktów widokowych. Z tarasu widokowego przed klasztorem roztacza się piękna panorama. Po zachłyśnięciu się widokami poszliśmy od razu na dziedziniec przed bazyliką i tam ustawiliśmy się w kolejce do komnaty Czarnej Madonny. W trakcie czekania oglądaliśmy dziedziniec i fasadę bazyliki. Na ścianie po prawej stronie od wejścia do bazyliki znajdują się nazwy miejsc na świecie związanych z kultem maryjnym i tam dostrzegliśmy napis „CZENSTOCHOVA”. Komnata Czarnej Madonny – patronki Katalonii, znajduje się wysoko za ołtarzem bazyliki. Zasłonięta jest szybą i tylko przez otwór wystaje jej prawa dłoń trzymająca kulę ziemską. Po ok. 1,5 godzinnym oczekiwaniu w kolejce mieliśmy wreszcie swoje 10 sekund aby dotknąć ręki Madonny, wyszeptać prośbę o modlitwę za to co dla nas najważniejsze i zrobić fotkę wnętrza bazyliki widziane z góry.

Na Montserrat są dwie kolejki górskie tzw. funicular: Sant Cova w dół i Sant Joana w górę, my wybraliśmy Sant Joan. Znaleźliśmy się w otoczeniu niezwykłych skał Montserrat, podziwialiśmy je próbując określić co przypominają nam ich kształty. Jeszcze większy podziw wzbudzili w nas ludzie wspinający się na nagie skały i zastanawialiśmy się jak zejdą w dół. My odważyliśmy się przejść ścieżką nad przepaścią i zdobyć jeden malusieńki grzbiecik. Po powrocie funicularem na dół poszliśmy jeszcze za bazylikę, gdzie jest parking dla autokarów i drugi taras widokowy. Po drodze stoiska z wyrobami Montserrat – miody, ciastka, likiery, sery. Jeszcze ostatni rzut oka na panoramę i poszliśmy do cremallery. Na parkingu na dole zobaczyliśmy stojącego samotnie naszego kamperka. Byliśmy głodni i zmęczeni, ale ponieważ do campingu w Barcelonie było tylko 77 km, postanowiliśmy od razu ruszyć w drogę. Ok. 20.00 wjechaliśmy na campingi 3 Estrellas. Załatwiliśmy formalności, wybraliśmy miejscówkę blisko morza i zorganizowaliśmy sobie nasze „gospodarstwo” na najbliższych kilka dni. Było gorąco, ale od morza wiał przyjemny wiatr, za to w kamperze ukrop. Typowe odgłosy campingu zakłócały co kilka minut przelatujące samoloty. Położyliśmy się spać, wszystkie okna były otwarte, ale i tak było strasznie duszno i gorąco. Nagle odgłosy samolotów zginęły w huku grzmotów, niebo przecinały błyskawice i zaczął lać deszcz. Ekspresowo zamykaliśmy okna dachowe, a deszcz padał prawie całą noc. To już była nasza druga burza w Hiszpanii.

Po burzowej i dusznej nocy poranek był dość chłodny i umożliwił nam długi sen. Cały dzień spędziliśmy na lenistwie – najpierw basen, potem obiadek i na plażę. Wieczorem grill i rodzinna gra w kości. Kiedy położyliśmy się spać, w myślach zaczęłam już błądzić po uliczkach Barcelony, którą jutro po raz pierwszy mieliśmy zobaczyć. Gdzieś w zakamarkach zasypiającego umysłu brzmiały mi słowa piosenki Hanki Ordonówny „Uliczkę znam w Barcelonie pachnącą kwiatem jabłoni….” .

c.d.n
:spoko :spoko

salut - 2013-10-20, 21:12

c.d Montserrat

c.d.n
:spoko :spoko

fortero - 2013-10-20, 21:31

parking niedaleko Sete jest pięknie położony ja stałem tam 3dni tragedia z tył trasa mnóstwo aut pociągi a wieczorem ogromny ruch camperów szukających wolnych miejsc a postój tam masakra campery ściśnięte jak sardynki ale miło tam się stało gdyż poznaliśmy tam przemiłych ludzi Joanne iAndrzeja z Piaseczna z którymi miło spędzilśmy czas
salut - 2013-10-20, 22:15

fortero napisał/a:
parking niedaleko Sete jest pięknie położony ja stałem tam 3dni tragedia z tył trasa mnóstwo aut pociągi a wieczorem ogromny ruch camperów szukających wolnych miejsc a postój tam masakra campery ściśnięte jak sardynki ale miło tam się stało gdyż poznaliśmy tam przemiłych ludzi Joanne iAndrzeja z Piaseczna z którymi miło spędzilśmy czas


Nie jest to miejsce na dłuższy postój. Ale jako nocleg tranzytowy według nas bardzo dobre.
:spoko :spoko

fortero - 2013-10-21, 00:47

zgadzam się bezpieczniej na jedną noc jadąc do Hiszpani korzystam z tego miejsca nocowałem tam też w styczniu i też campery stały nocna sporym minusie. a co do Empuriabrava to camping jest na wysokim poziomie i miasteczko bardzo fajne piękne domy wśród kanałków pozdrawiam
Tadeusz - 2013-10-21, 01:13

Elu,słów brakuje na wyrażenie opinii o Twej relacji. :)

Masz we mnie wiernego czytelnika. :ok

Dziękuję i stawiam piwo. :pifko

Te kwiatki są specjalnie dla Ciebie. :kwiatek2 :roza: :kwiatki: :kwiatki: :kwiatki:

salut - 2013-10-21, 18:35

Tadeusz napisał/a:
Elu,słów brakuje na wyrażenie opinii o Twej relacji. :)

Masz we mnie wiernego czytelnika. :ok

Dziękuję i stawiam piwo. :pifko

Te kwiatki są specjalnie dla Ciebie. :kwiatek2 :roza: :kwiatki: :kwiatki: :kwiatki:


Tadeuszu , bardzo dziękuję za Twoje słowa, one nadają najwyższy sens pisaniu relacji.
Kwiatki są fantastyczne !!!
Dziękuję też za piwko i jeśli pozwolisz przekażę je mężowi za jego wkład w część fotograficzną.
Serdecznie pozdrawiam i dziś wieczorem obiecuję ciąg dalszy. :lol:
Ela

salut - 2013-10-21, 23:14

Spełniony sen o Barcelonie

Barcelona to drugie co do wielkości miasto Hiszpanii, powierzchnią niewiele ustępuje Paryżowi. Położona pomiędzy Morzem Śródziemnym a pasmem gór Collserola zapewnia fantastyczne widoki. Wąskie i kręte uliczki starej dzielnicy gotyckiej, zabytkowe kamienice, „krzywe” nowoczesne wieżowce-biurowce, place z fontannami i palmami, port i plaża, małe czerwone wagoniki kolejki linowej zawieszonej pomiędzy wzgórzem Montjuic a portem i wreszcie niezwykłe aż do granic prawie szaleństwa budowle genialnego architekta Antonio Gaudiego.

Do tego doskonale zorganizowana komunikacja – kilka linii metra, liczne linie autobusowe, kolejki na wzgórza. Ruch samochodowy duży, ale ani razu nie widzieliśmy korków, może dzięki wiaduktom i podziemnym tunelom. Nie widzieliśmy też parkingów, gdyż większość jest schowana pod ziemią. Zadziwiła nas dyscyplina pasażerów autobusów, zupełnie niezgodna z wizerunkiem temperamentnych południowców – gdy na przystanek podjeżdżał autobus otwierały się środkowe szerokie drzwi, którymi wysiadali ludzie. Nikomu, ale to nikomu ze stojących na przystanku nie przychodziło do głowy aby wsiąść tymi drzwiami. Wszyscy wsiadający ustawiali się karnie w kolejce do przednich drzwi, a po wejściu kasowali bilety w kasownikach znajdujących się przy kierowcy. Nikt nikogo nie popychał i nie przepychał się. Natrafiliśmy na jednej ze stacji metra na remont – stacja nie była zamknięta, ruch odbywał się normalnie, jedynie przejście na drugi peron odbywało się po mostku otoczonym rusztowaniami i siatką. U nas to by zamknęli całą stację i ograniczyli ruch samochodowy na najbliższych kilku ulicach.

Linie metra są bardzo dobrze opisane trasami linii i możliwościami przesiadki. Na przystankach autobusowych znajdują się mapy komunikacji miejskiej. Nie sposób się zgubić i pojechać nie w tę stronę co się chce.

Ale dosyć o tej nudnej komunikacji, czas spełnić sen o magicznej Barcelonie.


La Rambla i Barri Gotic

Pierwszy nasze spotkanie z Barceloną poświęciliśmy na popołudniowy spacer po La Rambla i dzielnicy gotyckiej (Barri Gotic). Wysiedliśmy z autobusu na Pl. Catalunya i podziwialiśmy znajdujące się na nim fontanny i niezliczone ilości gołębi. Później skierowaliśmy się na La Ramblę i zostaliśmy wchłonięci przez morze ludzi spacerujących tą ulicą. Kiedyś płynął tu strumień, a nazwa pochodzi od arabskiego Ramlah, które oznacza koryto wymyte przez wodę deszczową. Dziś to tłoczny i barwny deptak.

Pod numerem 82 znajduje się tzw. dom z parasolami – kamienica, w której na dole mieścił się kiedyś sklep z parasolami i dlatego fasada domu jest nimi fantazyjnie ozdobiona. Na rogu jest smok z rozwartą paszczą podtrzymujący żelazną lampę, a poniżej wisi czarny parasol.

Później weszliśmy do La Boqueria czyli ogromnego zadaszonego targowiska, którego początki sięgają średniowiecza. Zakręciło nam się w głowach od kolorów i zapachów sprzedawanych tam owoców, warzyw, serów, owoców morza, oliwek i czort wie czego jeszcze. Na końcu La Rambla spotkaliśmy nieruchomych „cudaków” czyli poprzebieranych w różne stroje ludzi, którzy za opłatą pozwalali zrobić sobie z nimi zdjęcie. I wreszcie już przy samym porcie ujrzeliśmy kolumnę Kolumba, która upamiętnia przybycie podróżnika do Barcelony po odkryciu Ameryki.

Za kolumną skręciliśmy w piękną aleję z palmami ciągnącą się wzdłuż portu, a potem w jedną z bocznych ulic i zanurzyliśmy się w labirynt uliczek Barri Gotic. To najstarsza część Barcelony tzw. dzielnica gotycka, w której nie tylko jest – jak w Toruniu- „gotyk na dotyk”, ale są również pozostałości murów rzymskich. Wąskie, zakręcające uliczki, stare domy, balkony z mnóstwem zieleni. Nad ulicą del Bispe znajduje się zawieszony mostek, a obok katedra Św. Krzyża i Św. Eulalii (patronki Barcelony). Dziedziniec katedralny otoczony jest kaplicami bocznymi, na środku jest fontanna i 13 spacerujących gęsi. A skąd tu gęsi? Ano stąd, że św. Eulalia to była 13-letnia dziewczynka, która w epoce prześladowań chrześcijan została poddana tylu rodzajom tortur ile miała lat czyli 13. Wytrzymała je w milczeniu i nie wyparła się wiary. Na pamiątkę tych wydarzeń na dziedzińcu katedry przechadza się właśnie 13 gęsi. Wnętrze katedry to porażający swą strzelistością gotyk. Na zewnątrz od strony Placa Nova katedra również imponuje ogromem.

Po obejrzeniu katedry doszliśmy znowu do La Rambla. Tam znaleźliśmy mały Carrefour (taki nasz Carrefour Express), gdzie były dość atrakcyjne ceny. Kupiliśmy trochę owoców i napojów i wróciliśmy autobusem na camping.
c.d.n. :spoko :spoko

salut - 2013-10-21, 23:21

ciąg dalszy zdjęć "La Rambla i Barri Gotic"

:spoko :spoko

salut - 2013-10-21, 23:40

Antonio Gaudi – genialny architekt i jego barcelońskie budowle


Antonio Gaudi zwany „poetą kamienia”, to rekordzista w ilości dzieł, które są na liście UNESCO – z tego 6 w Barcelonie. Gaudi urodził się w 1852r. w Reus, studia architektoniczne ukończył w Barcelonie, a odbierając dyplom usłyszał następujące słowa; „ Panowie, mamy tu dziś przed sobą albo geniusza, albo szaleńca”. Umarł w 1926 r. po potrąceniu przez tramwaj, gdy jak co dzień szedł piechotą przez Barcelonę na mszę.
Stworzył wiele fantastycznych budowli, w których zastosował ciekawe i nowatorskie rozwiązania architektoniczne, wzbogacone o olśniewające kształtami i kolorami wykończenia. Był miłośnikiem przyrody i inspiracje do swoich dzieł czerpał wprost ze świata zwierząt i roślin. Jego największym dziełem jest Sagrada Familia, której projektowaniu i budowie poświęcił 43 lata swego życia.
Zwiedzając Barcelonę nie można nie zanurzyć się w baśniowy świat jego budowli, tak więc i nasz plan obejmował kilka z nich – tych najbardziej znanych.

I tak drugi dzień naszego zwiedzania Barcelony poświeciliśmy na trzy budowle Gaudiego: Casa Vincens, Casa Batlo i Casa Mila - czyli kamienice.

Casa Vincens znajduje się na c. de les Carolines numer 24, jest w całości zamieszkana i nie jest udostępniona do zwiedzania. Można ją tylko zobaczyć z zewnątrz, ale warto. Najsłynniejszym elementem jest krata ogrodzenia – powtarza się na niej motyw liścia palmowego wykonany z żelaza.

Po obfotografowaniu Casa Vincens z każdej dostępnej strony poszliśmy pieszo Paseig de Gracia do następnego cudu architektury czyli Casa Mila, zwanego też La Pedrera czyli Kamieniołom. Obawialiśmy się trochę jak długa będzie kolejka po bilety, ale okazało się, że staliśmy ok. 15 minut. Tu uwaga – za bilety trzeba było płacić tylko gotówką – nie wiem czy tak jest zawsze czy trafiliśmy na awarie terminali.

Zwiedzanie zaczęło się od atrium i tu już można było podziwiać konstrukcję, w której nie ma ani jednego kąta prostego. Wszystko jest zaokrąglone, powyginane, wydaje się pływać. Strzałki kierują do windy, która zawozi zwiedzających na olbrzymi dach pełen schodków i fantastycznych kominów. Każdy komin to małe dzieło sztuki architektonicznej.
Z dachu zeszliśmy na szóste piętro, gdzie kiedyś mieściły się pralnie i suszarnie, a teraz jest „przestrzeń Gaudiego” – liczne makiety i projekty jego budowli. Można tam też obejrzeć krótki film o zaprojektowanych przez architektach detalach typu klamki do drzwi oraz wystawę krzeseł jego projektu.
Następnie udaliśmy się jeszcze niżej na dostępne do zwiedzania mieszkanie, urządzone tak jak w czasach, gdy żył Gaudi czyli początek XX w. Bardzo ciekawy jest zwłaszcza pokój dziecinny -zafascynowana Ania pstrykała zdjęcia zabawkom sprzed prawie 100 lat. Obejrzeliśmy kuchnię, łazienkę, gabinet – rzeczywiście nigdzie nie ma kątów prostych. Na końcu trasy sklep z pamiątkami, a w nim odkryłam zabawkę z mojego dzieciństwa – drewniane zwierzątka na drewnianej podstawce, która od spodu ma przycisk służący do poruszania zabawką. Kupiłam córce żyrafę, która w jej rękach wyczyniała różne przedziwne figury.

Następnie udaliśmy się do kolejnego domu Gaudiego – Casa Batlo. Nie było kolejki po bilety, ale znowu przyjmowali tylko gotówkę. W środku kolejne fantastyczne wnętrza i elementy wyposażenia: patio wypełnione kafelkami w różnych odcieniach błękitu, okna malejące z piętra na piętro, lampa słoneczna, ściany przypominające fale morskie, nierówne sufity. Kominek z kanapą do siedzenia. Wyszliśmy na dach – i znowu te niezwykłe kominy obłożone kolorową ceramiką. Na zewnątrz fantazyjne balkony, na jeden z nich można wejść, ale pod warunkiem, że opłaci się wykonanie sobie zdjęcia.

Po takiej porcji wrażeń architektonicznych (zajęło nam to 3 godziny), zanurzyliśmy się ponownie w małe uliczki Barri Gotic i doszliśmy do portu, tym razem przy tzw. Głowie Barcelony czyli symbolu miasta.

Dalej poszliśmy palmową promenadą do kolumny Kolumba. W środku kolumny jest winda, którą wjeżdża się na górę na okrągły taras widokowy. Bilet 4 Eur dorosły, 3 Eur dziecko. Weszliśmy do małej okrągłej windy, w której „na styk” zmieściło się 6 osób. Taras widokowy bardzo wąski i aby przesunąć się trzeba czekać aż część osób wsiądzie do windy. Generalnie poza świadomością, że jechało się windą wewnątrz kolumny, „gra nie warta świeczki” – ciasno, duszno, a panoramę miasta można zobaczyć z wielu innych miejsc.

cdn. :spoko :spoko

salut - 2013-10-21, 23:48

ciąg dalszy kamienic Gaudiego
salut - 2013-10-21, 23:54

i jeszcze jedna porcja zdjęć - Casa Batlo i kolumna Kolumba
cdn. :spoko :spoko

salut - 2013-10-22, 00:14

Magiczna fontanna


Trzeciego dnia postanowiliśmy poznać wieczorną Barcelonę i zobaczyć magiczną fontannę. Do godzin popołudniowych relaksowaliśmy się na campingu i ok. 17.00 wsiedliśmy do autobusu. Z niego przesiedliśmy się w metro i dojechaliśmy do stacji Drossanes niedaleko portu. Podziwialiśmy las białych żaglówek, nowoczesny budynek w kształcie żagla, budynek ze szkła w którym odbija się ulica i ludzie i w odbiciu którego można sobie samemu zrobić zdjęcie.

Spacerkiem udaliśmy się w kierunku dzielnicy olimpijskiej. Przed nią plaża Barcelonetta pełna ludzi, obok las palm wyrastających jakby z betonu. W oddali kolejna atrakcja „złota ryba” - metalowa rzeźba pięknie lśniąca w słońcu.

Powoli wróciliśmy w kierunku La Rambla i tam znaleźliśmy przepiękny Plaza Reail – a na nim palmy, fontanna Trzech Gracji i latarnie, w tym dwie zaprojektowane przez Gaudiego. Wokół placu kafejki, a że mieliśmy jeszcze trochę czasu do pokazu fontanny, postanowiliśmy zaszaleć i zasiedliśmy w jednej z nich. Ugasiliśmy pragnienie zimnym piwem (było „grande” czyli duuuże !), zimną sangrią (przepyszna !) i pepsi (to dla córki).

O 20.30 wyruszyliśmy pieszo na Plac Hiszpański, przy którym u stóp Muzeum Narodowego znajduje się magiczna fontanna. Pokazy w okresie od maja do września odbywają się od czwartku do niedzieli w godzinach od 21.00 do 23.30. My dotarliśmy tam przed 22.00 i punkt o 22.00 rozpoczął się fantastyczny spektakl. Hektolitry wody wyrzucane były w powietrze w różnych kolorach przy dźwiękach muzyki, w tym fragmentu z filmu „Ojciec chrzestny” (ta część zrobiła na mnie największe wrażenie) i oczywiście utworu „Barcelona” śpiewanego przez Frediego Mercury i Monteserrat Caballe. Pokaz trwał ok. 15 minut. Na tle gmachu Pałacu Narodowego wyglądał naprawdę magicznie i imponująco.

Po obejrzeniu pokazu poszliśmy na Plac Hiszpański w poszukiwaniu przystanku, z którego odjeżdża autobus na camping. Przystanek jest po tej samej stronie placu co budynek areny, stojąc tyłem do fontann po lewej stronie. Zdążyliśmy wsiąść do ostatniego autobusu o 22.50. Przed oczami mieliśmy strumienie kolorowej wody, w uszach dźwięki muzyki, a w nogach ból przebytych kilometrów.

cdn... :spoko :spoko

salut - 2013-10-22, 00:20

I teraz spektakl magicznej fontanny ! Szkoda, że nie mogę dołączyć muzyki i szumu wody !

cdn... :spoko :spoko

papamila - 2013-10-22, 10:06

oglądając relację miło się człek uśmiecha, wspominając to i owo
czasami przez łzy, a bylo to tak:
pobyt w Barcelonie zaplanowaliśmy tak aby pokaz na Placu Hiszpańskim był
niejako zwieńczeniem naszego pobytu.
Ostatniego dnia wciąz aktywnie łazikowaliśmy a póżnym popołudniem spacerkiem skierowaliśmy się ku placowi, nogi bolały już niemiłosiernie, pies zasypial tam gdzie stał
nas jednak gnała obietnica wspaniałego spektaklu,
w końcu doszliśmy, ........jakoś tak cichawo?.......pustawo?
a na fontannach tabliczka REMONT :gwm

ARCADARKA - 2013-10-22, 10:26

No faktycznie relacja super :-P :-P :-P
salut - 2013-10-22, 22:58

”Uliczkę znam w Barcelonie. W uliczkę wyskoczy Boniek”

(jest to fragment piosenki nagranej z okazji piłkarskich Mistrzostw Świata w Barcelonie w 1982, w których Polska zajęła 3 miejsce – kiedyś były takie osiągnięcia)

Jednym ze wzgórz otaczających Barcelonę jest Montjuic. Znajdują się na nim sportowe obiekty olimpijskie, zabytkowa forteca i parki. Na górę do punktu widokowego Miramar można wjechać kolejką Funicular de Montjuic – kolejka jedzie w tunelu, wygląda jak metro, ale podjeżdża pod górę o nachyleniu 10 %, pokonując wzniesienie 758 m w 2 minuty. Z Miramar można wjechać kolejką linową na zamek albo na wieżę San Sebastian do portu. My postanowiliśmy dotrzeć na punkt widokowy Miramar, a stamtąd pojechać kolejką do portu. Rozwiązania komunikacyjne w Barcelonie znowu nas „powaliły” – na jednym bilecie oraz bez długich przejść i czekania przejechaliśmy autobusem trasę z campingu do Placu Hiszpańskiego, tam przesiedliśmy się w metro, a z niego w Funicular de Montjuic. Po krótkim spacerze dotarliśmy do stacji kolejki linowej i wsiedliśmy do uroczego czerwonego wagonika. Widoki na miasto i port wspaniałe.

Z kolejki poszliśmy do stacji metra Barcelonetta i po przejechaniu kilku stacji z przesiadką na drugą linię oraz 10-minutowym spacerze stanęliśmy przed … „świątynią futbolu” czyli stadionem Camp Nou. To największy stadion Europy z widownią na 100 tysięcy osób. Mecz inauguracyjny odbył się 24 września 1957 r. pomiędzy FC Barcelona a… Legią Warszawa (niestety Polacy przegrali 2:4).

Camp Nou - ogrodzony ogromny teren, na nim niepozorna bryła stadionu i długa kolejka do kasy. Na szczęście okazało się, że są automaty biletowe, gdzie bez kolejki można kupić bilety, jedyny warunek - płatność kartami kredytowymi. Zwiększyliśmy zadłużenie na naszej karcie o 63 Euro (karta jeszcze to wytrzymała !) i przekroczyliśmy bramki. Z zewnątrz stadion wydaje się duży, ale nie ogromny i niczym nie zachwyca. Ale poczekajcie aż wejdziecie do środka. Najpierw klimatyzowana (uff!) sala poświęcona historii klubu FC Barcelona – fotografie, pamiątki, koszulki, buty, piłki i niekończące się przeszklone regały z trofeami zdobytymi przez klub. Potem wchodzimy na stadion i dopiero tam widać jego ogrom: trybuny w barwach klubu, soczysta zielona murawa (na nią nie wolno wchodzić). I tu starszemu pokoleniu przypomina się Mundial 1982 i 3 mecze reprezentacji Polski, które rozegrała na Camp Nou : dwa zwycięskie z Belgią i ZSRR oraz półfinałowy przegrany z Włochami.

Schodzimy do szatni – rzędy szafek, łóżka do masażu i jacuzzi. Z szatni można wyjść na boisko wyjściem, którym wychodzą piłkarze na mecz – dla prawdziwych fanów futbolu z wyobraźnią można poczuć się jak Messi czy bardziej patriotycznie jak Boniek.
Jeszcze wizyta w pomieszczeniu dla komentatorów sportowych i udajemy się do wyjścia. Przed nim oczywiście sklep firmowy, w którym można nabyć pełny strój piłkarski w barwach FC Barcelony i różne piłkarskie gadżety. Niestety ceny przekraczają granice naszego rozsądku, np. cena koszulki to 99 Euro, a więc robimy parę zdjęć i opuszczamy Camp Nou. Jego zwiedzanie zajęło nam 3 godziny.

cdn... :spoko :spoko

salut - 2013-10-22, 23:04

ciąg dalszy zdjęć z Camp Nou !

:spoko :spoko

salut - 2013-10-22, 23:27

Arena handlowa i pierwsze spotkanie z Sagradą Familią

Następnego dnia realizujemy ponownie scenariusz – od rana do popołudnia odpoczynek na basenie i plaży, a wieczorem Barcelona.

Odpoczynek okazał się bardzo aktywny, gdyż najpierw była walka z morskimi falami na materacu, a potem budowa fortecy z piasku. Opłukani z piasku i morskiej soli, posileni dobrym grillowym obiadkiem przemierzamy po raz kolejny ścieżkę do przystanku autobusowego i wysiadamy na Placu Hiszpańskim.

Plac ten powstał na potrzeby Wystawy Międzynarodowej w 1929 r., podobnie jak stojące przy nim pałace wystawowe i pałac Narodowy (obecnie siedziba Muzeum Sztuki Katalonii).
Na placu stoi dawna arena walki z bykami, przekształcona w centrum handlowo-kinowe. Ostatnia korrida odbyła się tutaj w 1977 r. Na dach areny można wjechać panoramiczną windą za 1 Eur od osoby. Z dachu rozciąga się fantastyczny widok na Plac Hiszpański i oczywiście resztę miasta, w tym na znajdujący się po drugiej stronie areny w stosunku do placu park imienia Joana Miro (kataloński malarz, rzeźbiarz i ceramik) . W parku stoi rzeźba „Kobieta i ptak” pokryta różnokolorową rozbitą ceramiką, podarowana przez Miro miastu.

Po obejściu wokoło dachu areny wchodzimy do środka – rzeczywiście galeria handlowa. Następnie udajemy się metrem do stacji Sagrada Familia, aby zobaczyć z zewnątrz najsłynniejszy symbol Barcelony - katedrę budowaną od 130 lat. Sagrada Familia to najchętniej odwiedzany plac budowy. Zwiedzanie odbywa się wśród pracujących robotników, odgłosów maszyn i z widokiem na dźwigi budowlane obok wież katedry.

Kiedy wychodzimy z metra i kierujemy wzrok na Sagradę Familię oczy wychodzą nam wierzch, gęby same się otwierają i nie jesteśmy w stanie wykrztusić słowa.

Ideą Gaudiego było zbudowanie świątyni idealnej. Jest pełna symboliki religijnej. Trzy fasady odpowiadają tajemnicom Narodzenia, Męki i Chwały. Podchodzimy bliżej od strony fasady wschodniej (Narodzenia) czyli tej jedynej skończonej przez Gaudiego. To koronkowa robota - bogactwo form, postaci, scen, symboli jest oszałamiające. W górze nad sceną narodzenia jest zielone Drzewo Życia z gołębiami symbolizującymi wiernych. Okrążamy katedrę – fasada południowa to gładkie surowe mury (najmniej zaawansowana ), fasada zachodnia prawie gotowa z wyraźnymi odniesieniami do stylu Gaudiego, ale widać nowsze wykonanie. Ostatnia północna fasada w części wykończona.

Od strony zachodniej jest wejście przez ogrodzenie, ponieważ widzimy, że ludzie tędy wchodzą, idziemy i my. Trafiamy do krypty, w której trwa msza. Cichutko chodzimy i docieramy do grobu Gaudiego, płoną na nim znicze, stoją świece i kwiaty. Msza kończy się, a my zmierzamy do wyjścia, ale zatrzymuje nas ksiądz, który prowadził mszę. Pyta Anię o coś po hiszpańsku. Kiedy orientuje się, że nie rozumiemy pyta po angielsku „skąd jesteście ?”. Odpowiadamy, że z Polski, a on wtedy mówi do nas po polsku „Pokój z Wami”. Odpowiadamy – też po polsku - „Bóg zapłać”.

Wychodzimy z krypty i na ławce w pobliskim parku czekamy aż zostaną włączone stojące przed katedrą olbrzymie reflektory. Jest 21.45, noc już ciemna, a my nadal czekamy. Nagle minutę po 22 rozbłyskują reflektory i niezwykła sylwetka Sagrady Familii tonie w światłach i cieniach. Robimy parę fotek, które nie oddają jednak wrażenia i biegniemy do metra, bo musimy zdążyć na ostatni autobus na camping. Po drodze udaje nam się jeszcze zobaczyć nowoczesny, przeszklony wieżowiec Torre Agbar ,o kształcie wzorowanym na górach Montserrat, który w nocy świeci niczym ogromna latarnia.
Do Sagrady Familii wrócimy jutro aby zobaczyć ją w jasny dzień i zwiedzić w środku.

cdn... :spoko :spoko

salut - 2013-10-25, 20:17

Sagrada Familia czyli apogeum geniuszu Gaudiego

Przed 11.00 odjeżdżamy autobusem z campingu, potem przesiadamy się w dwie linie metra i jesteśmy znowu przed Sagradą Familią. Kolejka po bilety wije się od kas usytuowanych pośrodku fasady zachodniej, wzdłuż całej fasady północnej i jeszcze kawałek zakręca – jednym słowem jest po prostu dłuuuga ! Nie kupiłam biletów przez Internet, bo w przewodniku i relacjach była informacja, że przez Internet nie można kupić biletu do wjazdu na wieżę. Tata staje w kolejce, a ja idę „zasięgnąć języka”. Okazuje się, że przez Internet można kupić wjazd na wieże. Nie trzeba nawet mieć wydruku, wystarczy pokazać np. w telefonie, tablecie, że kupiło się bilety. Próbujemy więc z córką chwycić wifi za pomocą jej telefonu. Z kilkoma przerwami w łączności docieramy do opcji wjazdu na wieżę - dostępna godzina to 20.00 ! Nie wiemy co robić, więc odszukujemy w kolejce Tatę, który ….jest już blisko kas. Mówimy Internetowi „good bye” i po ok. 45 minutach stania (znaczy się Tata stał) nabywamy bilety wstępu do katedry oraz bilety na wjazd na wieżę, który mamy za 2 h czyli o 15.00.

Przekraczamy progi świątyni i wchłania nas las kolumn grubych i na pewno ciężkich, ale sprawiających wrażenie lekkości dzięki swojej wysokości i formie. W oknach katedry – jeszcze nie wszystkich, kolorowe witraże, które dzięki wpadającym promieniom słonecznym tworzą barwne plamy na ścianach. Na środku ustawione rzędy krzeseł na wprost ołtarza, a ołtarz to wiszący wieniec z kiściami winogron i lampkami, a pod nim figura Chrystusa. Sklepienie – nawet nie da się wyrazić słowami, trzeba po prostu spojrzeć na zdjęcia. W katedrze Gaudi zaprojektował chór na 1000 chórzystów, rozmieszczony jednakże na różnych wysokościach, a różnica między nimi to dokładnie 15 m – wg obliczeń Gaudiego taki układ zapewniał idealną akustykę. W katedrze nie ma ani jednego obrazu. W miejscu gdzie ma być kiedyś główne wejście stoi duża tablica z napisem „Chleba naszego powszedniego daj nam Panie” w różnych językach świata – jest i po polsku. W zależności, w którym miejscu katedry się stanie odkrywa się coraz to nowe kształty, elementy.

Wychodzimy na zewnątrz i z bliska podziwiamy fasadę wschodnią. Odkrywamy dwa żółwie podtrzymujące kolumnę Marii i Józefa- żółwie to symbole stałości. Widzimy scenę ucieczki z Egiptu, rzeź niewiniątek.

Idziemy na drugą stronę do fasady zachodniej i na wielkich drzwiach pokrytych słowami z Ewangelii znajdujemy mały magiczny kwadrat – suma każdego rzędu daje liczbę 33 czyli wiek Chrystusa, gdy został ukrzyżowany. Powyżej scena niesienia krzyża przez Chrystusa, obok którego są postacie żołnierzy w hełmach wzorowanych na kominach Casa Mila. Między wieżami figura Chrystusa Zmartwychwstałego, wykonana z brązu, o wysokości 5 m i wadze 2 ton.

Ilość zwiedzających ogromna, aczkolwiek w tej wielkiej świątyni nie ma się wrażenia tłumu i nie trzeba się przepychać, jest przewidziana na 10 tysięcy wiernych. Wszędzie pełno służb „porządkowych”, zwłaszcza w środku katedry pilnują aby turyści właściwie się zachowywali, gdyż niektórzy traktują Sagradę tylko jako obiekt turystyczny a nie kościół. Mężczyznom, którzy nie zdejmują nakryć głowy po wejściu do środka natychmiast zwraca się uwagę, grupa młodych turystek wyraźnie zmęczona siada na posadzce i wywołuje natychmiastową reakcję służb.

Wreszcie udajemy się do windy, którą wjeżdżamy na wieżę na wysokość 65 m. W dół schodzimy krętymi schodkami podziwiając przez okienka czy też z małych tarasów widokowych budowlę z zewnątrz. Teraz z bliska możemy zobaczyć różne detale na ścianach katedry i sąsiednich wieżach. Na dole rzucamy jeszcze ostatnie spojrzenie na ten niebywały architektoniczny cud i wychodzimy na zewnątrz.

Obok katedry budynek szkoły wykonany przez Gaudiego dla dzieci pracowników budowy. Jego dach to sinusoida, która doskonale bez żadnych rynien odprowadza wodę. I wizyta w sklepie – córka wyraźnie zafascynowana Sagradą Familią namawia mnie na zakup pamiątek. Obiecuje nam, że za ok.15 lat kiedy zgodnie z planami katedra ma być skończona, zabierze nas do Barcelony. Czas pokaże, a na razie żegnamy się z Sagradą Familią.

c.d.n
:spoko :spoko

salut - 2013-10-25, 20:29

Sagrada Familia - ciąg dalszy zdjęć.

cdn... :spoko :spoko

salut - 2013-10-25, 20:50

Tibidabo czyli połączenie kościoła z wesołym miasteczkiem

Czy wesołe miasteczko może funkcjonować obok kościoła ? Czy wesołe miasteczko może być zbudowane na wzgórzu, z którego widać całe miasto z panoramą gór i morza ? Odpowiedź brzmi: tak. W Barcelonie wszystko jest możliwe.

Z Pl. Catalunya idziemy do stacji pociągu S1 (przystanek na początku La Rambla po prawej stronie) i jedziemy do stacji Gracia, tam z tego samego peronu tylko po drugiej stronie przesiadamy się w pociąg L7, który dojeżdża pod wzgórze Tibidabo (wszystko na 1 bilecie). Wychodzimy na av. Tibidabo i znajdujemy przystanek Tramwaj Blu. To zabytkowy tramwaj jeżdżący do stacji kolejki szynowej, wjeżdżającej na szczyt wzgórza. Bilety kupuje się u obsługi po 4 Eur w jedną stronę, a jeśli chce się wrócić tramwajem to trzeba zachować bilet i pokazać, wtedy na powrót jest 50 % zniżki. Jest 19.00 a ostatni tramwaj w dół jest o 19.45 więc nie mamy szans. Okazuje się, ze jest inna opcja oprócz tramwaju – to autobus numer 196 kursujący pomiędzy przystankiem tramwaju a kolejką na Tibidabo. Suniemy po szynach niebieskim tramwajem mijając piękne wille. Potem przesiadamy się do funicularu, ostatnia kolejka odjeżdża z góry o 21.15.

Jesteśmy na Tibidabo, na samym szczycie kościół Najświętszego Serca, widoczny z każdej części miasta, również w nocy. Na jego szczycie figura Chrystusa z rozpostartymi ramionami jak u nas w Świebodzinie. Obok jeden z najstarszych na świecie parków rozrywki, który okazuje się większy niż myśleliśmy, a bilet kupuje się jeden albo na część atrakcji (głównie dla najmłodszych) albo na wszystkie. Uznajemy, że dziś jest za mało czasu na lunapark i postanawiamy przyjechać tu jutro wcześniej.

cdn... :spoko :spoko

salut - 2013-10-25, 21:00

I jeszcze parę zdjęć z Tibidabo !

cd... oczywiście nastąpi :spoko :spoko

GregdeWal - 2013-10-29, 18:24

Gdyby nie to, że z komórki mało wygodnie, to co Twój post bym się zachwycał. Chcę jeszcze :wyszczerzony:
Pawcio - 2013-10-29, 21:08

:dobrarob Saluciki. Wyprawa na piątkę, relacja na szóstkę.

I mówicie, że jeszcze budują tą katedrę w Barcelonie? Jak my byliśmy też budowali. Jak za komuny normalnie. :szeroki_usmiech

No to przyszłym rokiem do Lizbony? Jak się powiedziało A.. to i B trzeba powiedzieć ;) .

Tymczasem :pifko . Dla Salutowej oczwiście! :pifko

Agostini - 2013-10-29, 21:33

Pawcio napisał/a:
...I mówicie, że jeszcze budują tą katedrę w Barcelonie? Jak my byliśmy też budowali....

W Łodzi, 15 lat budowali estakadę nad dwoma skrzyżowaniami. :szeroki_usmiech

Salut/owa, duża przyjemność, tu do Was zaglądać. ;)

@ndrzej - 2013-10-29, 21:52

I my dziękujemy za opis i piękne zdjęcia! :bukiet:

Oczywiście leci piwko - a właściwie powinny być w dwóch osobnych kategoriach - za opis i zdjęcia :szeroki_usmiech

salut - 2013-10-30, 21:24

Chcę jeszcze :wyszczerzony: [/quote]
Grzesiu - "mówisz - masz " - za chwilę ciąg dalszy.
Pozdrawiam,
Ela

salut - 2013-10-30, 21:27

Pawcio napisał/a:
:dobrarob Saluciki. Wyprawa na piątkę, relacja na szóstkę.

I mówicie, że jeszcze budują tą katedrę w Barcelonie? Jak my byliśmy też budowali. Jak za komuny normalnie. :szeroki_usmiech

No to przyszłym rokiem do Lizbony? Jak się powiedziało A.. to i B trzeba powiedzieć ;) .

Tymczasem :pifko . Dla Salutowej oczwiście! :pifko



I mają ją jeszcze budować przez 13-15 lat ! To nawet komunę przegonią !
Wielkie dzięki za piwka ! :lol:
Salutowa

salut - 2013-10-30, 21:29

@ndrzej napisał/a:
I my dziękujemy za opis i piękne zdjęcia! :bukiet:

Oczywiście leci piwko - a właściwie powinny być w dwóch osobnych kategoriach - za opis i zdjęcia :szeroki_usmiech


To jedno piwko dla mnie - za opis, a piwko za zdjęcia dla męża-fotografa.
Dziękujemy ! :lol:

Salutowa

Skorpion - 2013-10-30, 21:32

Dzikuje piekny opis i zdjecia chce sie tam byc teraz natychmiast. :spoko :spoko Oczywiscie piwko sie nalezy :pifko :pifko :pifko :pifko
salut - 2013-10-30, 21:47

Piernikowe chatki, najdłuższa ławka świata i lunapark

Dziś przed nami długi i wyczerpujący dzień – najpierw budowla Gaudiego, ostatnia którą chcemy zobaczyć czyli Park Guell, a potem lunapark na Tibidabo. Na Pl. Catalunya wsiadamy do zielonej linii metra i wysiadamy na stacji Lesseps. Stamtąd idziemy zgodnie z drogowskazami ok. 15-20 minut.

Wejście do Parku Guell od strony ul. Olot to właśnie te słynne piernikowe domki i schody na górę, a między nimi mozaikowy smok. Tłumy ludzi, trzeba czekać na wolne miejsce aby zrobić sobie zdjęcie ze smokiem. Na szczycie schodów tzw. Sala kolumnowa, w której są 84 kolumny. Dachem Sali jest taras ze słynną najdłuższą 152 m ławką, która jest doskonale dopasowana do kształtów ludzkiego ciała. Wchodzimy na taras mijając ciąg handlarzy różnorakich drobiazgów i świecidełek. Zdjęcia w rozmaitych pozach na ławce .

Trochę rozczarowani opuszczamy Park Guell, który na zdjęciach w internecie i przewodnikach wygląda jak z bajki. W rzeczywistości ogromny tłum ludzi zamienia te bajkę w koszmar.

Ruszamy w kierunku Tibidabo. Na górze rozdzielamy się – Tata zwiedza kościół i fotografuje panoramę, a ja z córką wkraczamy w świat zabawy. Najpierw odwiedzamy muzeum automatów czyli ruszających się zabawek i miniaturek (dość ciekawe), potem labirynt luster i krzywe zwierciadła. Zaliczamy jeszcze zamek tajemnic (najlepsze są poruszające się schodki wejściowe), kolejkę Tibidabo Express (średnio ekstremalna), karuzelę Vikingów ze strzelającymi wodą armatkami, canoe (czyli dwa razy „spływamy” z wysokiej zjeżdżalni wytwarzając fontannę wody) i wreszcie kolejkę, która jedzie wysoko na zewnątrz wzgórza i dwa razy wjeżdża do tunelu strachu. Odnajdujemy Tatę, który wjechał w kościele aż po samą figurę Chrystusa i jest zachwycony widokami.

Opuszczamy Tibidabo i tak naprawdę opuszczamy Barcelonę – to była nasza ostatnia wizyta ! :(

cdn..
:spoko :spoko

jarekzpolski - 2013-10-30, 22:05

no, nooooo, Koleżanko Szanowna!
Mega-relacja ! Pomyśl o wydaniu książkowym :szeroki_usmiech . Materiału dostatek...
Jak Ty to wszystko zapamiętałaś ?! Szok...

Ale widzę że z Was tacy koneserzy zdarzeń i miejsc...Pięknie...
Coś tam Jolka straszyła że Wy do wody nie bardzo...Zmartwiłem się. Zdjęcia przeczą. Ulżyło mi...
Piwkiem się częstuj i dawaj dalej...

Ziutka i Anię ucałuj. Pozdrawiamy z Gliwic.

salut - 2013-10-30, 22:25

Półwysep Roses i „…gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy…”

Po opuszczeniu Barcelony udaliśmy się na północ z zamiarem zatrzymania się na jakimś campingu nad morzem. Pierwszym przystankiem było Blanes. To nadmorski kurort, pełen hoteli, pensjonatów, campingów, przeludniony i głośny. Obejrzeliśmy dwa kempingi, na których stał namiot na namiocie, kamper na kamperze, a w basenie było widać …morze głów. Do tego bardzo wąska plaża z ciasno ułożonymi ludźmi. Decyzja była prosta – jedziemy dalej.

W drodze szukaliśmy w przewodniku kolejnych campingów i tak minęliśmy Figueres i wjechaliśmy na Półwysep Roses. Skierowaliśmy się na camping Laguna. Na samym wjeździe kompleks trzech basenów (czyli wiadomo, że córka nie da się stąd odciągnąć), dalej kilka placów zabaw, supermarket i budka z lodami. Teren bardzo duży, bezpośredni dostęp do morza i piaszczystej szerokiej plaży, a pośrodku dwa stawy oddzielone groblą. Potem okazało się, że jesteśmy na terenie parku narodowego. Postanowiliśmy zostać. W recepcji wskazali nam trzy wolne miejsca do wyboru i dali 45 minut aby je obejrzeć i zdecydować. Wybraliśmy miejsce niedaleko sanitariatów oraz wejścia na plażę.

Mieliśmy wrażenie, że trafiliśmy do Holandii – 90 % samochodów miało znaczek NL, oprócz tego był 1 Szwajcar, trochę Niemców i Francuzów. Wreszcie przydały się nam rowery, którymi poruszaliśmy się po campingu. Pierwsza noc i oczywiście znowu dopadła nas burza, a do tego silny wiatr. Po ciemku zwijaliśmy markizę z obawy aby się nie połamała. Rano na naszej podłodze przed kamperem stały kałuże wody, a meble były mokre. Na szczęście świeciło słońce więc wszystko szybko wyschło.

Przedpołudnie spędziliśmy na basenach. Po obiedzie przestudiowaliśmy mapę okolicy wywieszoną w recepcji. Według niej w odległości ok 1,5-2 km od campingu jest mostek na drugą stronę rzeki Muga, a za nią miasteczko Empuriabrava. Pojechaliśmy rowerami najpierw wzdłuż jednego brzegu rzeki, potem przez fajny drewniany mostek i potem wzdłuż drugiego brzegu rzeki. Po lewej stronie mijaliśmy wille w Empuriabrava. Dojechaliśmy do plaży (tej samej, do której jest dostęp z campingu), potem dalej do centrum miasta i do mariny czyli sieci kanałów. Jest to największa marina w Europie. W latach 60-tych XX w. grupa inwestorów postanowiła zbudować od podstaw - na bagnach, luksusowy kurort dla bogaczy. Efekt jest olśniewająco-powalający.

Objechaliśmy kanały, nad którymi stoją białe i kremowe rezydencje, a obok bujają się luksusowe jachty, skuterki wodne, łódeczki. W centrum mały mostek, a przy nim pełno małych elektrycznych lub spalinowych łódeczek, które można wynająć na 1 godzinę rejsu po marinie i niepotrzebne są żadne uprawnienia ani specjalne umiejętności, poza kręceniem kierownicą i przełączaniem wajchy. Z uwagi na późną porę postanowiliśmy wrócić tu jutro i odbyć taki rejsik.

Wyjechaliśmy z miasta, tym razem krótszą drogą przez plażę, która w pewnym momencie przedzielona jest wodą z uchodzącej do morza rzeki Mugi. Można ją przejść, gdyż woda sięga do kolan, ale co zrobić z rowerami ?
Salut stanął na wysokości zadania i obwieścił: „Przeniosę je !”.

Najpierw na rekonesans poszła Ania, aby sprawdzić jak naprawdę jest głęboko, potem silne ramiona Saluta uniosły w górę pierwszy rower i przetransportowały go na drugą stronę. Potem drugi i trzeci pojazd, a ja z aparatem fotograficznym starałam się zatrzymać w kadrze dla potomnych ten heroiczny wysiłek.
Wreszcie kolej na mnie – czekałam i zupełnie nie mogłam zrozumieć dlaczego mąż nie miał zamiaru i mnie przenieść ! „Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy !” – miałam ochotę zawyć fragment popularnego niegdyś przeboju. :kon: :kon:
Ale cóż, zanurzyłam się w wodzie, w górze trzymałam dzielnie aparat i sandały i szczęśliwie pokonałam przeszkodę. Potem jeszcze parę metrów pchania rowerów po piasku i byliśmy na campingu. Jutro wycieczka w odwrotną stronę, ale już bez rowerów.

cdn...
:spoko :spoko :

marekoliva - 2013-10-30, 22:31

Zdjęcia i opis pierwsza klasa :brawo :dobrarob
salut - 2013-10-30, 22:31

jarekzpolski napisał/a:
no, nooooo, Koleżanko Szanowna!
Mega-relacja ! Pomyśl o wydaniu książkowym :szeroki_usmiech . Materiału dostatek...
Jak Ty to wszystko zapamiętałaś ?! Szok...

Ale widzę że z Was tacy koneserzy zdarzeń i miejsc...Pięknie...
Coś tam Jolka straszyła że Wy do wody nie bardzo...Zmartwiłem się. Zdjęcia przeczą. Ulżyło mi...
Piwkiem się częstuj i dawaj dalej...

Ziutka i Anię ucałuj. Pozdrawiamy z Gliwic.


Kolego Szanowny !
Mimo średniej metryki pamięć jeszcze nie szwankuje, a w tajemnicy dodam (może nikt nie przeczyta), że kajecik ze sobą miałam i troszkę sobie zapisywałam.

Skąd Jolce przyszło do głowy z ta wodą ?
Za piwko dziękuję ! Ale wiesz co - lepsze było takie coś co Jola miała w Brynku i częstowała drugiego dnia (ona będzie widziała o co chodzi ).
Całusy przekaże i my Was też całujemy.

Ela

salut - 2013-10-31, 22:10

Empuriabrava – powiew luksusu ....

Czy miałyście (bo zwracam się głównie do kobiet, ale mężczyźni też mogą czytać) kiedyś takie marzenie:

„ Luksusowy jacht, za jego sterami muskularny, opalony facet, ubrany tylko w białą czapkę z daszkiem i obcisłe kąpielówki. Na pokładzie ja – w odlotowym bikini oczywiście z figurą, której mogłaby mi pozazdrościć nawet Dżoana Krupa, popijam chłodnego kolorowego drinka. Słońce, lekki wiaterek, a jacht płynie po największej w Europie marinie Empuriabrava wśród białych rezydencji, otoczonych zielonymi palmami.”


Tyle marzenia, a rzeczywistość była trochę inna. Zamiast jachtu elektryczna łódeczka wynajęta za 35 Eur na godzinny samodzielny rejs. Za sterem opalony… mąż, obok córka i ja ( o drinku zapomnijcie, nie mówiąc już o odlotowym bikini i idealnej figurze). Zgadzało się tylko jedno – rejs kanałami Empuriabrava, luksusowe rezydencje i palmy. No i oczywiście słońce i wiaterek. Tata na zmianę z córką kierowali łódką, a ja pstrykałam zdjęcia. Udało mi się nawet uchwycić w locie faceta wskakującego do basenu. Przy wielu rezydencjach stały różne rzeźby, figurki, nieraz bardzo odlotowe – niemieckie krasnale ogrodowe to stanowczo przeżytek.

Po szczęśliwym zakończeniu rejsu zrobiliśmy jeszcze krótki spacerek po sklepikach Empuriabrava i wróciliśmy na kemping.

Ostatnie popołudnie spędziliśmy na basenie, plaży i przy grillu. Wieczorem podziwialiśmy rozgwieżdżone hiszpańskie niebo.

cdn... :spoko :spoko

Skorpion - 2013-10-31, 22:18

Elu wspaniale ,marzenie.Najwazniejsze ,ze czesc z niego juz sie spelnilo :spoko :spoko
salut - 2013-11-02, 15:53

Surrealistyczne jajka na dachu czyli pierwsze spotkanie z Salvadore Dali

Po opuszczeniu campingu Laguna około 12.30 dotarliśmy do Figueres, miejsca urodzenia i śmierci Salvadora Dali oraz siedziby Teatru i Muzeum Salvadora Dalí.
Dość długo krążyliśmy po mieście szukając muzeum, gdyż było słabo oznakowane, a potem szukaliśmy miejsca na zaparkowanie. Przy muzeum jest piętrowy parking, ale tylko dla osobówek i wjeżdża się do niego wąską stromą uliczką. Masakra ! Z drugiej jego strony znaleźliśmy wreszcie parking dla autobusów i udaliśmy się pod muzeum czyli ten charakterystyczny budynek z jajkami na dachu. Chcieliśmy zwiedzić go w środku, ale kolejka do kasy była gigantyczna, a my musieliśmy o 15.30 być w Portlligat, gdzie mieliśmy zarezerwowane bilety do domu Salvadora Dali. Tak więc obejrzeliśmy budynek z zewnątrz, potem znajdujący się obok Plac Gali i S. Dali, na którym znajduje się kilka dzieł tego niezwykłego surrealisty.

cdn... :spoko :spoko

salut - 2013-11-02, 16:02

Biały miś i klatka dla świerszcza czyli ciąg dalszy w krainie surrealizmu

Około 13.30 wyjechaliśmy z Figueres w kierunku Cadaques, a właściwie zatoki Portlligat, gdzie znajduje się dom-muzeum S. Dali. Kręta droga prowadziła przez góry i piękne widoki na morze, białe żaglówki i gaje oliwne. Wreszcie naszym oczom ukazała się cudowna zatoka Portlligat.
Po wjeździe do miasta zgodnie z drogowskazami na Casa S. Dali dotarliśmy do parkingu dla autobusów, ale zaparkowaliśmy obok w małej zatoczce przy drodze, obok dwóch hiszpańskich kamperów. Po posiłku i kawie wyruszyliśmy pieszo do muzeum, bo wydawało mi się, że to jakiś 1 km. Okazało się, że musieliśmy okrążyć górę, potem zejść w dół do zatoczki i zajęło nam to prawie pół godziny. A drogę tę mogliśmy pokonać kamperem i zaparkować niedaleko muzeum. Najważniejsze było jednak to, że zdążyliśmy na 15.30 do kasy, w której po okazaniu dowodu rezerwacji odebraliśmy bilety na wejście o godz. 16.00.

Dom-muzeum zwiedza się w maksymalnie 8-osobowych grupach z przewodnikiem, bilety należy zarezerwować telefonicznie lub przez internet na określony dzień i godzinę. Nie ma możliwość zakupu biletów na miejscu, chyba, że trafi się na grupę , w której akurat nie ma pełnego składu. Wszelki bagaż, nawet mały, trzeba zostawić w bezpłatnej przechowalni, można zabrać aparat fotograficzny.

Dom, w którym w latach 1930-1982 mieszkał Salvadore Dali i jego żona Gala to duża biała willa, a na dachu pełno olbrzymich białych jajek, tak charakterystycznych dla tego artysty. Dom jest w stanie praktycznie niezmienionym. Zachowany jest oryginalny wystrój, meble, drobiazgi, ozdoby, jedynie zamiast oryginalnych książek na półkach stoją atrapy, a obrazy to kopie, poza dwoma niedokończonymi obrazami znajdującymi się w pracowni artysty.

Zwiedzanie zaczyna się w przedpokoju, w którym wchodzących wita biały miś. Następnie ogląda się bibliotekę, sypialnię, tzw. pokój żółty (w ulubionym kolorze artysty), pracownię Dalego. Okno sypialni, podobnie jak prawie wszystkie okna, wychodzi na zatokę. Widok wschodzącego słońca odbija się codziennie w lustrze zawieszonym naprzeciw łóżek. Na ścianie wisi malutka klatka, w której Dali hodował … świerszcza, bo uwielbiał jego śpiew. Następnie pokój owalny o doskonałej akustyce – gdy stanie się po środku i wypowie jakieś słowo to odzywa się echo.

Wreszcie wyjście do ogrodu, który zwiedza się samodzielnie, a tam rozbite od góry jajko, w którym można sobie zrobić zdjęcie, co oczywiście uczyniliśmy. Ponadto leżący na ziemi olbrzym zrobiony z odpadów i wreszcie basen w kształcie … penisa (naprawdę !) oraz słynna kanapa w kształcie ust.

cdn... :spoko :spoko

salut - 2013-11-02, 16:10

kolejne zdjęcia z domu Salvadore Dali

cdn... :spoko :spoko

salut - 2013-11-02, 16:27

Z surrealizmu do realizmu czyli … TO JUŻ KONIEC !!!


Opuściliśmy świat surrealizmu i wróciliśmy do realizmu czyli naszego kampera, aby nieodwołalnie wyruszyć w drogę powrotną do domu i tym samym do szarej rzeczywistości.

Była środa, ostatni dzień lipca i do soboty wieczorem chcieliśmy być w Warszawie. Tak więc w trzy dni pokonaliśmy kilometry autostrad francuskich, niemieckich i polskich, robiąc sobie na koniec jeszcze jedną wakacyjną przyjemność – kąpiel w basenach termalnych w Uniejowie.

Po powrocie do domu – no cóż – rozpakowywanie, pranie, przegląd narosłej korespondencji.
A potem wieczór poświęcony oglądaniu zdjęć, przywołujących wspomnienia dopiero co odwiedzonych miejsc i przeżytych emocji.

I powracające jak bumerang słowa piosenki „To był sen, wspomnień sen o Barcelonie w Sant Andre …”


Adiós pie mágico Barcelona ! Nos vemos por 15 años !

(ciąg dalszy za 15 lat) :spoko :spoko

jarko_66 - 2013-11-02, 17:31

Ela super relacja .Józek fajne foty. :pifko
Powsinogi - 2017-06-25, 22:55

Dziękujemy za podlinkowanie w innym wątku.
I za namiary GPS na parkingi - szczególnie Barcelona i Carcassone.
Szykuje nam się podróż życia ;)
Mediolan-Turyn-Carcassone-coś jeszcze nie wiem, syn planuje wyprawę - Barcelona, i potem nie wiem w jakiej kolejności - Toledo, Merida, Madryt, Grenada, Saragossa.

Obkupieni w przewodniki synowie robią plany podróżne i komunikacyjne (metro, ew. gdzie rowerami).
Dorośli wyczytują na Forum relacje i miejscówki noclegowe :)
Dzięki raz jeszcze! :kwiatek2
Idziemy szukać, jak się stawia piwo.

jarek73 - 2017-06-25, 23:09

Ja w Katalonii byłem w tamtym roku i relacja Salutów była mi bardzo pomocna . Nasza podróż była często, choć nie do końca śladami Salutów. :spoko
Powsinogi - 2017-06-25, 23:13

No właśnie, bo to jest super, jak człowiek całkiem w ciemno nie jedzie :)
Szczególnie, że w planach zwiedzania mnóstwo a temperatury nie będą nastrajały do latania pomiędzy parkingami a zamkami na zbyt duże odległości ;)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group