Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Ocalmy od zapomnienia - Ocalić od zapomnienia

Tata - 2015-10-24, 17:52
Temat postu: Ocalić od zapomnienia
Ocalić od zapomnienia

Niniejszym chciałem przedstawić wspomnienia i wojenną tułaczkę mojej mamy.

Wysiedlenie.

W dniu rozpoczęcia wojny w 1939 roku miałam 5 lat. Pamiętam jak do mojego rodzinnego Cichowa w powiecie tureckim w Wielkopolsce wkroczyli Niemcy. Przyjechali samochodami , które ustawiono na odcinku, ok. 2 kilometrów. Panika była straszna. Wygląd niemieckich żołnierzy budził w nas strach i grozę. Następnie pamiętam jak wiosną 1940 roku głośno mówiło się we wsi o wysiedleniu mieszkańców mojej okolicy. W czerwcu 1940 do naszego domu przyszło 3 żołnierzy niemieckich z karabinami i kazali nam się szykować do wyjazdu. Taty w tym czasie nie było w domu. Na drodze przed domami w naszej wsi stały już tzw. „podwody” czyli furmanki gotowe do wywózki nas. Mama miała około 20 minut na spakowanie najpotrzebniejszych osobistych rzeczy. Niemcy z karabinami patrzyli na wszystko co się zabiera. Była panika, mama traciła głowę a ja płakałam. Cały inwentarz trzeba było zostawić. Rodzice mieli gospodarstwo 9 ha, w którym były 3 krowy, 2 konie, kilka świń i dużo drobiu. W czasie pakowania wrócił tata, który był wcześniej na polu i dowiedział się od okolicznych mieszkańców o naszym wysiedleniu. Mama spakowała pierzynę, poduszkę, trochę ciepłych ubrań i trochę żywności – chleb, mleko ,jakąś słoninę i coś tam jeszcze. Wszystkich wysiedlonych wyprowadzono na drogę pod eskortą żołnierzy niemieckich, było tam już ponad 12 rodzin, czyli około 1/5 mieszkańców.Załadowano nas na furmanki i wywieziono do odległego ok. 6 km Kożmina. Tam było dużo znajomych z naszej rodziny oraz z okolicznych wsi. Wszyscy czekali na dalszą wywózkę. Czekały również na nas samochody ciężarowe , którymi później wywieziono nas do obozu w Łodzi.

Łódź
Do Łodzi dotarliśmy późno w nocy. Samochody zatrzymały się gdzieś w środku miasta . Później pod eskortą żołnierzy kazano nam iść pieszo około 3 km do obozu. Pamiętam, że raz mama a raz tata nieśli mnie na rękach. Gdy mama niosła mnie to tata niósł worek = tobołek, który zabraliśmy z domu. I tak na zmianę. Musiałam także sama iść pieszo. Doszliśmy w nocy do jakiejś fabryki, gdzie Panie z Czerwonego Krzyża w białych fartuchach rozdawały nam jedzenie, czyli czarny chleb i czarną kawę.Byliśmy bardzo głodni. Widok ludzi, którzy już tam byli był przerażający. Ludzie spali na betonie a nawet na schodach. Nam także przyszło spać na betonie. Wszędzie było czuć smród i ludzkie wydzieliny. Słychać było jęki, krzyki i wołane prośby do Boga o pomoc. Zabrana z domu żywność kończyła się. Czarny chleb, czarna kawa na śniadanie i kolację a zupa z brukwi na obiad nie wystarczały więc zaczął doskwierać głód. Z powojennych opowiadań rodziców wiem, że wśród tych ludzi w obozie byli również Niemcy – antynaziści. Pamiętam także awantury i burdy jakie były w obozie z powodu braku umywalni czy toalet. Był jeden „otwór” i każdy załatwiał swoje potrzeby na oczach pozostałych oczekujących. Widok osób starszych i chorych był przerażający.

cdn

Tata - 2015-10-25, 10:44

Dalsza podróż.
Później zostaliśmy wywiezieni w wagonach towarowych do tzw. Protektoratu – do Międzyrzecza Podlaskiego. W Międzyrzeczu Podlaskim po wyjściu z pociągu czekały na nas furmanki. Ponieważ było nas bardzo dużo , dokonano podziału na grupy i rodziny i rozwożono do okolicznych wsi. Moją rodzinę przydzielono do pobliskiego , ok. 2 km Tuliłowa. Tam zawieziono nas do gospodarza, gdzie kilka dni spaliśmy w stodole na sianie. Później sołtys tej wsi przydzielał rodziny do poszczególnych gospodarzy z tzw. urzędu. U jednego gospodarza każdy mógł mieszkać najwyżej 1 rok.W sumie do końca wojny mieszkaliśmy u 5 gospodarzy.
Początkowo ludzie byli wobec nas bardzo nieufni . Nie mieliśmy nic do jedzenia więc utrzymywanie nas było dla nich także problemem. Im także się nie przelewało. Mama zarabiała na jedzenie pracując w polu u miejscowych gospodarzy. Gdy brakowało jedzenia to pamiętam jak mama dawała mi mały koszyczek lub torebkę i wysyłała na tzw. „ żebry” .
Gospodynie widząc małą dziewczynkę żebrzącą, to z litości dawały mi trochę mąki, chleba, mleka, czasami jajko. Ciężko było zwłaszcza zimą. Tata został powołany przez Niemców do pracy na kolei w Międzyrzeczu. Za tę pracę dostawał kartki żywnościowe tzw. „bezukszai” . Za te kartki otrzymywało się ok. 15 kg chleba na miesiąc na całą rodzinę plus puszka ok. 1 kg marmolady.
Wraz z mamą i innymi wysiedlonymi kobietami oraz dzieciakami latem chodziliśmy do okolicznych lasów zbierać jagody i grzyby jako zapasy na zimę. Po 2 latach pracy na kolei mojego tatę przeniesiono do pracy w tartaku w Międzyrzeczu. Tam pracował do końca naszego pobytu w Tuliłowie.
Po pracy w tartaku mój tata dorabiał także u miejscowych gospodarzy. Pamiętam taki wątek ,gdy tata wrócił po pracy u gospodarza do domu i szeptem mówił do mamy, że gdy wyrzucał obornik ze stajni to pod jej podłogą jest przechowywany Żyd. Gdy tata wyrzucał ten obornik Żyd myślał, że to gospodarz tego domu i zaczął się odzywać do niego z tej kryjówki. Wiadomo , że za przechowywanie Żydów była kara śmierci dla całej rodziny. Wyjście z tej kryjówki znajdowało się w obok stojącej szopie i było przykryte drewnem na opał. Jak długo ten Żyd był tam przechowywany i czy przeżył,tego nie wiem.
Pamiętam także jak któregoś dnia tata mówił do mamy, że w tartaku chodzą słuchy, że w pobliżu Tuliłowa są partyzanci i dzisiaj w nocy będą wysadzać w powietrze tory kolejowe i wagony niemieckie.

Pamiętam jak w innym dniu poszłyśmy z mamą do Międzyrzecza po zakupy, to widziałam łapankę i rozstrzeliwanie Żydów. Niemcy strzelali do nich jak do kaczek na polowaniu. W jednym dniu Niemcy rozstrzelali wszystkich Żydów z Międzyrzeca Podlaskiego i okolic. Nielicznym tylko udało się uciec. Widziałam tych zabitych Żydów wiezionych na furmankach po ok. 10 osób i wywożonych poza miasto, gdzie potem na okolicznych polach ich zakopywano.Nieliczni ci co przeżyli,ukrywali się w pobliskich lasach. W nocy natomiast podchodzili do domów i prosili o coś do jedzenia. Czasami mama mówiła, że trzeba dzisiaj iść wcześniej spać i zgasić lampy naftowe bo przyjdą Żydzi po jedzenie. Mama oraz gospodyni uchylały po cichu okna i wystawiały chleb lub jakieś inne jedzenie za okno. O której godzinie w nocy byli Żydzi by zabrać to jedzenie tego nikt nie wie. Ale rano jedzenia nie było , tzn. Żydzi zabrali.
W 1942 roku była bardzo sroga zima i mrozy dochodziły do minus 40 stopni Celsjusza.By nie zmarznąć w dzień i w nocy przykrywaliśmy się pierzyną i wszystkimi rzeczami osobistymi. Jedynie tata wychodził na zewnątrz by przynieść drewno na opał. Zapasy drewna robiliśmy już latem z pobliskiego lasu.
W 1942 roku Niemcy pozwolili nam chodzić do szkoły.Chodziłam tam do klas od pierwszej do trzeciej, do marca 1945 roku. Na Świadectwie Ukończenia szkoły było napisane //sehrgut// - bardzo dobry. Mile wspominam swoją nauczycielkę Panią A. Pałysową, która często zabierała mnie do swojego domu abym coś ciepłego zjadła. Znała naszą sytuację, byłam jak na swój wiek słaba i wychudzona. W Międzyrzeczu byłam także w 1943 roku u Pierwszej Komunii Świętej, oczywiście w pożyczonej sukience.
W lipcu 1944 roku weszły wojska rosyjskie i stacjonowały u nas do grudnia. U naszego gospodarza stołowali się rosyjscy żołnierze. Był wśród nich również generał, który miał ze sobą przenośną radiostację i widziałam jak codziennie wychodził na zewnątrz i łączył się chyba z Moskwą. Pamiętam jak zachorowałam na zapalenie płuc to tata zaniósł mnie do rosyjskiego lekarza, który przyjmował w lesie w ziemiance. Widziałam w tym lesie bardzo dużo rosyjskich żołnierzy i samochodów.

Tata - 2015-10-25, 18:06

Powrót
W marcu 1945 roku przyszła wiadomość, że nasze rodzinne strony opuścili Niemcy. Moi rodzice wraz z innymi wysiedlonymi rodzinami postanowili wrócić na swoją ojcowiznę. Ja zostałam jeszcze ze swoją babcią,gdyż wtedy jeszcze nie było to nic pewnego. Wracali 3 dni różnymi środkami transportu: pociągiem, furmankami a nawet pieszo. Po 2 tygodniach wraz z babcią i pozostałymi wysiedlonymi wynajętą ciężarówką wróciliśmy do rodzinnej wsi. Po powrocie okazało się, że w czasie naszej nieobecności zarządzający naszym gospodarstwem Niemiec dołączył jeszcze dwa inne gospodarstwa, z których ludzi wysiedlono i miał tzw. majątek. Mój tata po powrocie chcąc być sprawiedliwy podzielił również cały inwentarz po Niemcu na pozostałe dwie rodziny wysiedlone. Pozostała nam więc jedna trzecia dobytku z przed wysiedlenia.
We wrześniu 1945 roku poszłam do Szkoły Podstawowej w Brudzewie. Ciężko mi było, dlatego, że trzeba było chodzić pieszo 3 km a ja po tej wojennej zawierusze byłam nadal słaba i wychudzona. Pamiętam jak my małe dzieci w drodze do i ze szkoły oczekiwaliśmy na jakąś furmankę by zabrać się na podwózkę. W szkole był zamęt, ponieważ do 4 klasy zaczęli również uczęszczać starsi koledzy i koleżanki, którym wojna przerwała naukę. W mojej klasie byli tacy co mieli 16 lat, więc trochę się wstydzili i czasami było śmiesznie. Część z nich zakończyła edukację już w 5 klasie w wieku 17 lub 18 lat. Ja starałam się jak mogłam , byłam dobrą uczennicą i ukończyłam 7 kas Szkoły Podstawowej
z wynikiem bardzo dobrym. Rodzice natomiast prowadzili dalej gospodarstwo rolne. Późniejsze powojenne nasze losy były różne. Część wysiedlonych wcześniej ludzi pozostała w rodzinnej wsi a część wyjechała do pracy na ziemie odzyskane lub za granicę. U nas była nadal bieda. Żeby kupić np. cukier, sól, buty czy jakąś odzież na zimę, mama często chodziła 10 km. pieszo lub zabierała się z kimś furmanką do miasta Koła , gdzie we wtorki i piątki był targ. Sprzedawała tam jajka , kury, śmietanę czy masło.W latach powojennych, w wolnych chwilach spotykaliśmy się często ze sobą my wysiedleni i wspominaliśmy sobie czasy wojny. Tak było do początku lat 70 tych. Teraz dobrze wspominam czasy gierkowskie. Rolnicy zaczęli kupować traktory, maszyny rolnicze, budować nowe domy a nawet dostawać renty lub emerytury rolnicze. Dzisiaj jestem szczęśliwą mamą, babcią i prababcią. Z czasów wojny dużo już zapomniałam.Wszystkie te wiadomości przekazuje teraz synowi ustnie, który ma to wszystko napisać, uporządkować chronologicznie i przekazać potomnym aby ocalić od zapomnienia.
Dziękuję.

Tadeusz - 2015-10-25, 19:03

Tata, dziękuję. :bukiet:

:pifko

Wojciechu - 2015-10-25, 22:56

Ujmująca historia. Ciekawe czasy, ludzie i cel - ocalić od zapomnienia - chyba Ci się udało. :spoko
Jacek M - 2015-10-26, 22:16

Jestem z Siedlec - do Międzyrzeca Podlaskiego jest od nas 45 km, i kontakty między tymi miejscowościami od dawna były bliskie i ożywione - od prawie 150 lat oba powiaty są połączone linią kolejową Warszawa-Terespol. Słyszałem niejednokrotnie od rodziny i znajomych o "przesiedleńcach" z Polski centralnej i Wielkopolski ale pierwszy raz miałem możliwość przeczytania relacji osoby przesiedlonej. Trudy opisanej tułaczki są na granicy ludzkich możliwości. Wyrazy szacunku dla Mamy i rodziny. Moja rodzina ze strony Taty pochodzi z Siedlec ale wojnę przeżyła "za Bugiem", skąd wrócili w 1945 transportem repatriacyjnym. Kilka podobnych wątków znam z opowieści Rodziców i Dziadków. Myślę, że zamieszczone informacje mogą być interesujące dla historyków regionu - postaram się przekazać linki potencjalnym zainteresowanym.
Bardzo dziękuję za zamieszczenie tej relacji. Proszę przekazać wyrazy szacunku Mamie.

zbyszekwoj - 2015-10-27, 08:53

Z ciekawością przeczytałem . Mojego ojca z rodziną przesiedlono na "białe niedżwiedzie

Niedawno dowiedzieliśmy się też w jaki sposób i gdzie zginął wujek mojej żony. Odbyliśmy tydzień temu podróż do Holandii pod Arnchem, gdzie odszukaliśmy jego grób na cmentarzu wojennym jako NN, oraz dom w którym walczył przez 5 dni. Ranny dostał się do niewoli i na sąsiedniej posesji rozstrzelany przez Niemców. Tą ciekawą historię postaram się opisać w relacji z podróży po Francji, Belgii i Holandii w póżniejszym terminie.

Tata - 2015-10-28, 14:20

Gdybym pisał to około 40 lat temu, gdy żyli jeszcze dziadkowie (rodzice mamy),
to tych wiadomości może by było 10 razy więcej. Teraz są to wyrywkowe i cząstkowe
wspomnienia. Psychologiczna bariera u mamy jest bardzo duża. Po wstępnym przeczytaniu
mama nie godziła się na podawanie niektórych wiadomości , mówiąc "tego o Żydach nie pisz, bo jeszcze będę miała problemy" , "tego Niemcach też nie pisz, bo mi dodatek kombatancki do emerytury zabiorą", itd. Jak mogłem tak to ułożyłem i napisałem.
Bardzo dziękujemy za kwiaty, piwo i życzenia. :spoko

JaWa - 2015-10-28, 14:31

Jeszcze jedno piwko poszło. :lol:
Misio - 2015-10-29, 20:19

Oj nacierpiał się nasz naród okrutnie. Ciekawy temat poruszyłeś i myślę że wiele osób miało by co opisać ze swojego życia. Może jak kiedyś się spotkamy, to pogadamy sobie o "tych ciekawych" czasach. A na razie :pifko . :roza:
Dorota i Robert - 2015-11-21, 20:43

Dziekuje, ze spisales ipodzieliles sie z nami. Dziekuje Mamie, ze pozwolila. TO trzeba ocalic od zapomnienia.
Serdecznie pozdrawiam

bogdanpiotr - 2018-11-28, 16:40
Temat postu: Polskie groby i kwatery wojenne na terenie Niemiec.
Prawie na każdym cmentarzu na terenie Niemiec można natknąć się na polskie groby lub kwatery wojenne. Część z nich jest na stronie www.polskienekropolie.de
Comsio - 2018-11-28, 21:28

Mam w domu Sybiraka (tata)
No cóż jak bym pozbierał jego wspomnieńia do kupy ,piękna była by opowieść.

Nap. był hurtownikiem bimbrowym, :ok
Podał mi receptę z żyta. :ok

11-11 - dostał udaru, dobrzeje, co raz lepiej mówi. :ok

Socale - 2018-11-28, 21:48

Historia napisana tak, jakbym w niej uczestniczył. Wiele rzeczy można kupić ale wspomnienia trzeba wcześniej przeżyć.
Tata, CT.pl to dobre miejsce na pisanie wzruszających historii, jest tu wielu ludzi dostrzegających i doceniających wartość życia innych ludzi.
Również ode mnie:

drwoy - 2018-11-29, 09:16

Oby nigdy więcej.
John Wayne - 2018-11-29, 16:23

To bardzo cenne wspomnienia,ja je tylko znam z opowiadań rodziców,tata złapany w Warszawskiej łapance przez Niemców został wywieziony do obozu pracy w Niemczech / budowa lotniska/. Przeżył ale po powrocie do Warszawy to już był wrak mężczyzny,firma ojca spalona,mieszkanie spalone,zmarł 32 lata wstecz,mama zmarła 2 lata wstecz w wieku 96 lat.
Moja córka ich wnuczka Weronika interesuje się historią dziadków odziedziczyła po nich pasje do podróży motocyklowych.Przed wojną dziadek Jan miał i jeździł Triumph,em,dziś Weronika jest ambasadorem Triumph,a w Polsce.

diabolopomidoro - 2020-02-17, 12:42

Dzięki za te historie, super się czytało. :D
_________________________________



Usunięto link do reklamy.

Bim - 2020-02-17, 13:27

[quote="diabolopomidoro"]Dzięki za te historie, super się czytało. :D
_________________________________


Następny naiwny finansowiec przeczytał całą stronę w ciągu jednej minuty od zalogowania się do odstrzał :box :diabelski_usmiech


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group