Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Zagraniczne - MadMobile znów na wakacjach, 2016

Mavv - 2016-07-28, 22:40
Temat postu: MadMobile znów na wakacjach, 2016
Witam,

W tym roku również udało się wyskrobać 4 tygodnie urlopu. Postanowiliśmy go spędzić tak, że troszkę czasu pobędziemy we Francji, w Alzacji a troszkę w Niemczech w okolicach Badenii-Wirtembergii i północnej Bawarii. Następnie Polska w domu i bliżej nieokreślona droga powrotna do domu w Irlandii :)

Po krótce plan miał być taki:
1. Przejazd do pierwszego portu w Irlandii - Rosslare i nocelg, rano prom
2. Przejazd przez Wielką Brytanię i nocleg w Dover, nazajutrz rano prom
3. Kierunek Alzacja, nocleg gdzieś na jakimś Camping Municipal
4. Kamping L'Oasis w Oberbronn (z basenem)
5. Zwiedzenie kilku miasteczek w Alzacji w drodze do Strasburga
6. Strasburg
7. Góra Małp
8. Park rozrywkiEuropa Park
9. Muzeum motoryzacji i lotnictwa Sinheim
10. Aquapark Aquatoll
11. Muzeum Porsche

Nasz plan nieco się zmieniał podczas drogi. Pierwsza zmiana była taka, że okazało się, że na naszej trasie mieszka koleżanka żony z liceum i studiów :) Pierwszy planowany nocleg we Francji był więc u niej, a nie na francuskim stellplatzu po drodze :)
Kolejna zmiana była taka, że spędziliśmy dwa dni na kempingu Oasis w Oberbronn, bo basen na kempingu skutecznie nas schładzał podczas upałów :) Na tym kempingu znaleźlismy też ulotki z innego ciekawego miejsca, które dodaliśmy do naszej listy :)
W związku z wydarzeniami w Nicei i dodaniem punktu do naszej trasy, zrezygnowaliśmy ze Strasburga. Postanowiliśmy omijać duże miasta. Nie chcieliśmy jednak rezygnować z Europa Park i Sinsheim.
Myśleliśmy, żeby zatrzymać się w Dreznie, ale i z tego miasta zrezygnowaliśmy. Po pierwsze zbyt duże miasto (a było to już po wydarzeniach z Monachium i miasta w Normandii) a po drugie sprawy rodzinne przyspieszyły nasz przyjazd do Polski.
Ostatni nocleg był na stellplatzu w miejscowości Marktleuthen. Bardzo fajne miejsce.

No to może teraz troszkę zdjęć i opowieści :)

Aktualnie jesteśmy w Polsce :)

Mavv - 2016-07-28, 23:12

Podróż przez Wyspy Brytyjskie

W piątek rano, 15 lipca, rozpoczął się nasz urlop. Rano zaczęło się też wielkie pakowanie, przygotowanie toalety, zalanie zbiorników na wodę i takie tam. Po południu ruszylismy w drogę. Pogoda, jak na irlandzką, była ładna. Sucho, nawet bywało słonecznie, ale wszyscy mielismy długie spodnie i przygotowane kurtki przeciwdeszczowe. Wszak na promie raczej wieje ;)
Do portu w Rosslare zajechalismy pod wieczór. Ja poszedłem wykupić bilecik w parkomacie (5 euro za noc, tylko monety), a żona zajęła się kolacją. Przywieźliśmy ze sobą sałatę z naszego ogródka. A w niej kilku gości.


Były to ślimaki. Dzieci urządziły zawody sportowe w wyścigach ślimaków :) ale każdy szedł w inną stronę i nie dało się ustalić zwycięzcy...

Żona dalej szukała :)



Znalazła czworo uciekinierów ;)

Po zjedzeniu kolacji ślimaki odzyskały wolność, ale musiały się nią cieszyć ok 200km od swojego poprzedniego domu :D



A pogoda jednak postanowiła się zmienić i niebo pokryło się chmurami, z których co jakiśczas pokrapywał malutki deszczyk.




MadMobile gotowy do swojej pierwszej nocy :spoko

Jeszcze tylko małe czytanko przed snem...


I dobranoc! :spoko

Mavv - 2016-07-30, 08:06

Wielka Brytania

Rano wszyscy wstali, pojechaliśmy na odprawę i na prom. Tam śniadanko, chociaż nie wiedzieliśmy, czy nas nie wybuja na morzu. Na szczęście morze było wyjątkowo spokojne I bez problemów dopłynęliśmy do portu w Pembroke.

Również podróż przez Wielką Brytanię odbyliśmy bez żadnych problemów. Zjechaliśmy na zakupy w Swansea, po zakupach dalej do Dover.
W Dover poradzono mi, gdzie można się zatrzymać. I dość dobra miejscówka blisko portu jest na promenadzie Marine Parade.
Link do map

Nocleg darmowy, a podczas dnia płatny parking, od 9 do 17.


Można było sobie statki pooglądać :)

Na kilka dni przed urlopem dostałem smsa od DFDS, żeby stawic się na odprawę na 90 minut przed planowanym rejsem, bo jest szczyt sezonu. Tak też zrobilismy. Stawilismy się w porcie na niecałe dwie godziny przed promem. Do tego w porcie na tablicach były wyświetlane informacje o wzmożonej kontroli bezpieczeństwa i że w przypadku, gdy poprzez opóźnienie w porcie ucieknie nam prom, to operator wpuści nas na najbliższy możliwy kurs.
Pomimo tego udało się nam zdążyć na czas i o 8 rano opuszczaliśmy Dover.

Nazajutrz dowiedzieliśmy się, że kolejki do Folkstone i Dover są tak duże, że kierowcy czekają po 12 godzin, a policja dowozi jedzenie i wodę... Horror jakiś... Wszystko przez wzmożone kontrole bezpieczeństwa po stronie francuskiej.

Podróż przez kanał była krótka, lekka, łatwa i przyjemna :) o 11 czasu europejskiego dotarliśmy do Dunkieri! Czas rozpocząć podróż do Alzacji!

Mavv - 2016-07-30, 08:17

Francja, niedziela 17 lipca

Jak wcześniej wspomniałem, na naszej trasie mieszka koleżanka żony. Ruszyliśmy więc w drogę do niej, do miescowości Basse-Ham w Lotaryngii.
Nawigacja pokierowała nas bezpłatnymi autostradami poprzez Belgię i Luksemburg. Po południu dotarliśmy na miejsce.

Dziewczyny rzuciły się sobie na szyje, obsciskały się :) Zaparkowałem kamperka niedaleko domu koleżanki i poszliśmy na herbatkę. Przy herbatce i francuskim winku siedzieliśmy i gadaliśmy do późnej nocy :)
Rano poszliśmy na spcer po okolicy. A ta jest dośc ładna. Dwa małe stawy, czyste uliczki, ścieżki rowerowe. Pospacerowaliśmy tak ze dwie godzinki. Upal był nie do zniesienia...

Dzieci sobie najpierw pojeździły na hulajnogach :)




Po miło spedzonym dniu i pysznym obiadku, ktorym poczęstowała nas koleżanka, udalismy się dalej. Naszym celem był kamping w miejscowości Oberbronn, Camping L'Oasis

No to w drogę!

Mavv - 2016-07-30, 09:08

Francja, poniedziałek 18 lipca

Po południu dotarliśmy do Oberbronn. Już sam przejazd przez tę mieścinkę był frajdą. Sporo domów szachulcowych, wąskie brukowane uliczki idące pod górę i z gory.

Kierując się znakami i nawigacją dojeżdżamy na kemping. Zaparkowałem kamperka i poszedłem na recepcję. Miałem pewnie obawy, czy uda nam się znaleźć miejsce, bo na stronie ACSI tego kempingu jest informacja, że jest tylko 7 miejsc dla kamperów. Ale miła pani na recepcji pokazała mi, gdzie mogę zaparkować (chciałem miejsce z prądem, żeby lodówkę podłączyć). Jedynie kilka stanowisk na środku nie miało prądu. Znalazłem miejsce pod brzozą, w cieniu zaparkowaliśmy, podłączyliśmy się i poszliśmy na zwiad.

MadMobile pod brzózką :)


Dzieci tempem szybkonatychmiastowym udały się na dmuchany zamek i trampoline :)


Dzieci skaczą a rodzice leżą :)


Kilka słów o samym kempingu. Położony tuż za miasteczkiem, lekko zadrzewiony. Ma dwa baseny - kryty i odkryty. Baseny czynne w sezonie od 10 do 19. Jest też bar/restauracja. Można zamówić sobie śniadanie, jednak zamówienie trzeba zożyć do 18:30 dnia poprzedniego. Na kemping dowożone też jest pieczywo (też tylko na zamównienie). Fakt przyjechania pieczywa jest oglaszany przez radiowęzeł. Podobnie ogłaszali też jakiś autokar do Starsburga.
Na terenie kempingu jest też plac zabaw, boisko, kort tenisowy, świetlica. Toalety i prysznice bezpłatne, baseny również. Wszystko dla gości jest za darmo. na całym kempingu są punkty poboru wody.

Link do map

Strona kempingu na ACSI

Nocleg kosztował nas niecałe 24 euro za dobę. Spędziliśmy tam dwa dni.

Po zapoznaniu się z terenem poszlismy na spacer do miasteczka.









W miasteczku są bociany. Wszędzie. Drewniane, plastikowe, gliniane. Okazało się, że w tym rejonie Francji bocianów jest całe mnóstwo. Nawet kilka gniazd znaleźliśmy po drodze.







Spacerując, zauważyliśmy znak informującym o szlaku bocianim. Nie wiedzieliśmy, co to może być, więc poszliśmy sprawdzić. Dotarliśmy wkrótce do miejsca, gdzie para boćków trzymana jest na uwięzi pod siatką.


Troszkę nam ich szkoda było, bo na wolności bocianów jest tam sporo. Nie wiem, czemu akurat ta parka miała "wyrok".

Na drugi dzień, wiedząc, gdzie jest piekarnia, pojechałem kupic jakieś lokalne wypieki oraz skoczyłem do miasteczka obok do Lidla, aby zakupić wegiel na grilla i wodę mineralną.
Wypieki były super! Standardowo bagietki oraz wziąłem bułki z ziarnami. Pycha!

Zjedlismy śniadanko i poszliśmy nad wodę. Basen odkryty był pusty, bo z nieba lał się żar i nikt nie miał ochoty się smażyć. Za wyjątkiem nas ;) Pochlapalismy się, posliśmy na obiad, po obiedzie znów na basen i takdo wieczora. A wieczorem grill :)

Tak spędziliśmy tam dwa dni. W środę ruszyliśmy dalej, w kierunku Drusenheim :)

Mavv - 2016-08-16, 23:02

Drusenheim, środa 20 lipca

Jeśli chodzi o tę mieścinę, to mam z nią małe wspomnienia. Lat temu kilka mieszkałem tam w hotelu, gdy byłem w delegacji we francuskim oddziale firmy. Miasteczko ładne, okolice piękne; chciałem tam wrócić i pokazac rodzinie, gdzie byłem.

Po drodze z Oberbronn najpierw było miasteczko Bischwiller. Tam własnie znajduje się firma - matka, gdzie spędziłem większośc czasu na szkoleniach. Nie omieszkałem się tam zatrzymać i rzucić okiem :)



Spod firmy do hotelu jest ok 8km, więc jedziemy dalej.

Dojechaliśmy. Miasteczko ciche, spokojne. W planie mamy podjechać na parking przy przeprawie promowej przez Ren, na końcu miasteczka. Niestety na drodze prowadzącej do tegoś parkingu trwaja prace budowlane i sa wyznaczone objazdy... Pojechaliśmy. Okazało się, że trzeba było ndrobić kilka kilometrów, żeby objechać remontowany mostek. Odcinek drogi o długości kilkuset metrów. Miała być to fajna baza wypadowa do zwiedzania okolicy na nogach. Ale trudno... Zatrzymaliśmy się w cieniu drzew. Gorąc z nieba się leje, na słońcu czujemy się jak mięso na patelni...



Poszliśmy zobaczyć samą przeprawę promową. Prom kursuje wahadałowo co 15 minut. Zabiera po kilkanaście aut. Rzuciliśmy okiem na mapę, czy warto skoczyć do Niemiec na chwilę, ale nie było nic ciekawego w promieniu kilkunastu kilometrów, więc postanowiliśmy zostać po francuskiej stronie :)

Prom:


Chcieliśmy zobaczyć też, czy jest mozliwe obejście budowy. Poszliśmy więc w stronę Drusenheim. Niestety przejścia nie było :(
Do miasteczka z promu prowadzi taka sobie droga - dla przyjezdnych z Niemiec informacja o ograniczeniach prędkości we Francji:


Wróciliśmy do kamperka i pojechaliśmy z powrotem do miasteczka. Znalazłem parking ze hotelem w cieniu. Zostawiliśmy MadMobila i poszliśmy na spacer. Ale żar!!! Spacerując chowaliśmy się w cieniu budynków, bo słońce grzało niemiłosiernie. Na dwóch termometrach widziałem temeratury +38 w cieniu i +44 w słońcu...

Tu wyświetlało +44C :shock:


Spacer spowodował, że zgłodnieliśmy. Chcieliśmy zjeść jakieś lokalne specjały, a tu guzik - wszystko pozamykane, ulice puste. Kilka restauracji było zamkniętych na cztery spusty, niektóre miały przerwy urlopowe. Po ponad godzinnym szukaniu lokalu byliśmy okropnie zmęczeni, o głodzie nie wspominając. O gotowaniu nie było mowy. Poszliśmy więc do L'Eclerca na zakupy. Kupiliśmu jakies sałatki na zimno, owoce, warzywa. Gdy żona z dziećmi robili zakupy w przyjemnie klimatyzowanym sklepie :bajer ja poszedłem po kamperka. Podjechałem pod sklep, spakowaliśmy się i znów na parking do cienia. Ale tym razem stanąłem pod drzewami blisko rzeki. Wyjęliśmy stolik, koce i zrobiliśmy sobuie piknik :)

Troszkę dalej w prawo jest parking w cieniu


Z Drusenheim udaliśmy się bardziej na południe :)

Spax - 2016-08-17, 09:13

Sessenheim - to następna wioska na północ od Drusenheim. Tam rezydował swego czasu Johann Wolfgang von Goethe. Postawili mu nawet muzeum. I rośnie też zaszyty nieopodal w lesie dąb pod którym podobno siadywał. Byłem tam - siedziałem ale ducha Goethe nie czułem. Może to jakaś lipa stworzona na potrzeby turystyczne ;) Tędy do drzewa , o którym piszę 48.777046, 7.963864 - https://goo.gl/maps/CCLo5c3ysEJ2




Mavv - 2016-08-18, 13:51

Spax The Dog, o tym nie wiedzieliśmy :) Może następnym razem :)
Mavv - 2016-08-18, 18:14

Selestat, La Montagne des Singes (Góra Małp), czwartek 21 lipca

Zmęczeni upałem, późnym popołudniem udaliśmy się do kolejnego punktu naszych wakacji, czyli na Górę Małp. Dojechaliśmy do Selestat i odbiliśmy na Górę. Dojazd jest dobrze oznaczony, każdy znak ma do tego ikonkę małpki :) Nie da się nie trafić ;) Droga trochę kręta i czasami stroma :)
Link do map googla

Na miejscu byliśmy ok 19. Niestety okazało się, że kampery nie moga zostać tam na noc i po 19 wszystkie powinny opuścić teren. Zamieniłem słówko z obsługą i zjechaliśmy na dół do Selestat, krętą drogą na dół. Wcześniej przed urlopem przygotowałem sobie listę kempingów, gdzie moglibyśmy się zatrzymać. Jeden z nich był właśnie w Selestat :)

Mały kemping, położony poza centrum. Nazywa się Municipal Les Cigognes, czyli znów ma bociany w nazwie :) Już mnie to nie dziwiło, bo bociany są tu naprawdę wszędzie.

Link do map googla
Wjazd na kemping


Widok na kemping


Nocleg kosztował nas 19,50 euro. Sanitariaty czyste, prysznic w cenie. Można było też uzupełnić wodę i zrobić zrzut, ale nie miałem takiej potrzeby.

Jak parkowałem, to widziałem i czułem na sobie spojrzenia pewnej starszej pary. Zaparkowali byli niemal na wprost nas. To ten mały kamperek z podniesionym ukośnie dachem (Toyota Hiace). Idąc na recepcję rzuciłem okiem na rejestrację. Kamperek z Irlandii! :) Zatrzymałem się na słówko. Okazała się to być para emerytów z Irlandii, z Dublina. Turystykę uprawiają od lat, zaczynali od auta i namiotu. Ich najstarszy syn miał dwa lata, gdy zaczął jeździć pod namiot z nimi :) Jak już dzieci poszły w swoją stronę, to kupili w Szkocji Toyotkę i teraz jeżdżą kamperkiem.

Po chwili rozmowy poszliśmy na mały spacer. Widzieliśmy nieopodal fontannę, w której można było się schłodzić. I rzeczywiście - woda dość zimna, ale ludzi sporo :) Dzieciom w ogóle temperatura wody nie przeszkadzała. Pochlapaliśmy się i wróciliśmy do kamperka.



Kolacja, prysznic i do spania, bo następny dzień miał być nieco bardziej intensywniejszy :) [/i]

Mavv - 2016-08-19, 13:16

Selestat, La Montagne des Singes (Góra Małp), piątek, 22 lipca

Rano po śniadaniu pojechaliśmy zobaczyć małpy :) Znowu wspinaczka pod górkę :) Przyjechaliśmy, zaparkowaliśmy pod drzewami, włączyłem lodówkę i w drogę.

Przed kasą


Pani w kasie powiedziała nam, że małpy można karmić tylko i wyłącznie popcornem, który jest rozdawany kawałek dalej. Jednak zanim weszliśmy na teren parku przy bramie stał kolejny pan, który w trzech językach omawiał warunki karmienia i spacerowania. W skrócie - karmić małpki można tak, że na otwartej dłoni kładziemy jeden popcorn, a reszta w drugiej ręce schowana poza zasięgiem wzroku małp. Nie wolno karmić młodych małpek.
Pouczeni, jak należy się zachować, poszliśmy po popcorn. Każdy dostał po garści. I się zaczęło!
Niedaleko siedziała sobie pierwsza małpka, makak. Dzieci zaraz podbiegły i po doczekaniu się na swoją kolej zaczęły karmić głodomora.





Małpy biorą popcorn bardzo delikatnie, ale szybko :)

Na terenie parku małpki biegają luzem, młodzież się bawi :) Dla dzieci było to fajne przeżycie, raz, że mogli karmić małpy, a dwa, widzieli je, jak się zachowują, jak opiekują się młodymi i sobą nawzajem.
Sama trasa po parku to jakieś 800 metrów, dużo czasu nie trzeba, żeby obejść wszystko.

Po wyjściu z parku udaliśmy się do następnego punktu wycieczki, o którym dzieciom nie mówiliśmy. Na szczęście daleko nie jest, raptem 20km. Jedziemy do Hunawihr!

Mavv - 2016-08-19, 13:26

Okolice Selestat, piątek 22 lipca

Zjechaliśmy z góry. Mając trochę czasu postanowiliśmy zatrzymać się przy winnicach, wszak niezbyt często mamy okazję zobaczyć pola winogron :)

Widoki naprawdę wspaniałe!


Za nami zamek na górze


Winko poproszę!




Winogrona jeszcze były malutkie. Ciekawe, ilu zbieraczy tu pracuje w sezonie?

Dalej w drogę!

marcinw32 - 2016-08-19, 15:08

Jak jesteście jeszcze w tych okolicach to polecam ze swej strony miasteczka Equisheim i Colmar w tym ostatnim dworzec kolejowy taki sam jak w Gdańsku.
Mavv - 2016-08-19, 15:24

marcinw32, od niedzieli już jesteśmy w domu. Urlop, urlop i po urlopie.
Mavv - 2016-08-19, 16:18

Hunawihr, piątek 22 lipca

Dotarliśmy na miejsce. Dzieci nie wiedziały, gdzie jesteśmy. Już wyjaśniam.
W Hunawihr Francuzi zrobili taki zwierzyniec, w którym pomagają odnowić zagrożone gatunki, głównie bociany. Ulotkę do tego miejsca znaleźliśmy na kempingu.
Jeśli chodzi o bociany, to robią to tak, że łapią młode boćki i trzymają je starając się zabić instynkt wędrowny. Powoduje to to, że te boćki zostają i parzą się lokalnie. To pokolenie, które się rodzi, wędruje normalnie do Afryki. Ich dzieci znów są łapane i podobnie są trzymane lokalnie. Pozwoliło to na powiększenie się populacji o ok 300 par.
Oprócz bocianów mają też inne ptaki, wydry, piżmaki i inne. Atrakcją są pokazy karmienia w dużym przeszklonym basenie. Najpierw boćki :) potem treser karmi kormorana. Do basenu wrzucane są żywe rybki i są one łapane przez karmione zwierze. Po kormoranie jest wydra, pingwiny i na końcu - lew morski :) Dzieci były zachwycone!

Namiary na park:
48.1795285 7.320566,18
http://www.centredereintroduction.fr

Przyjechaliśmy na parking. Na francuskim parkingu kamperki z Irlandii, Belgii i Szwajcarii :)


Żeby nie było - tu też nie można na noc zostać!


Gdy posilaliśmy się przed wycieczką, zaczął padać deszcz. Musiałem się nieco schłodzić...



No to chodźmy do środka. Warto wspomnieć, że gdzieś tam przeglądając ulotki na jakimś stojaku, żona zalazła kupony na 2 euro zniżki do biletu dla osoby dorosłej. Kupując bilety w kasie okazaliśmy te kupony i zapłaciliśmy 4 euro taniej :)

Podczas spaceru, gdzieś z boku ścieżki zauważyliśmy żółwia. Biedak leżał w krzakach na skorupie przy podeście dla turystów. Prawdopodobnie spadł. Obróciliśmy go i zostawialiśmy na miejscu.


Wkrótce okazało się, że kolega żółw nie odszedł daleko od domu :) Kilka metrów dalej jest staw, gdzie żółwie mieszkają :)


Spacerując trafiliśmy na mgiełkę :) Miło było postać tam :)


A za tą zieloną bramą... Bociany! No i inne ptaki ;) Dzieci, a zwłaszcza córcia, piały z zachwytu!


Nie chcieliśmy ominąć pory karmienia. Godziny są wyświetlone nad bramą i już kilkanaście minut przed zaczął zbierać się tłum. Z obawy, że może nam braknąć miejsca, zostaliśmy i czekaliśmy. Warto było!

Podczas, gdy jeden pan opowiadał i karmił boćki, dwoje pracowników oprowadzało zwierzątka wokół basenu. Każdy mógł zobaczyć je z bliska.




Przedostatnim karmionym zwierzakiem był wspomniany wcześniej lew morski. To bydle jako jedyne swoją masą rozchlapywało wodę z basenu robiąc falę. Poza wodą powolny, w wodzie niczym ryba :)


Na sam koniec wrócił kormoran i na deser dostał węgorza :) Trener komentował polowanie na niego w iście sportowym stylu! Na koniec, gdy węgorz wreszcie został złapany i zjedzony, kormoran dostał gromkie brawa! :)

Po pokazach poszliśmy dalej spacerować. Było tam kilka rzeczy dla dzieci - labirynt w bambusach, zagadki w stylu czyje to futro, przekrój jam chomików, staw, gdzie można było przez pleksi zobaczyć, co się dzieje pod wodą.

W labiryncie z bambusów była ścieżka o różnym podłożu, gdzie można było bosą stopą przejść się i poczuć różne rodzaje podłoża :) Dzieciom się podobało :)



Nawet czarny łabądź był!


Można było też pooglądać park z góry.


-----------------------------------------------

Po skończeniu zwiedzania ruszyliśmy dalej w trasę. Po drodze trafiliśmy na sklep przy winiarni; postanowiliśmy się zatrzymać i kupić jakieś dobre winko :) Sprzedawca dał nam spróbować najpierw dwóch różnych win i wybraliśmy to, które nam bardziej smakowało :)




Ok, jedziemy dalej, kierunek Niemcy!

Mavv - 2016-08-23, 17:28

Rust, Europa Park, sobota 23 lipca

Bardzo szybko odnaleźliśmy następny cel naszych wakacji - Europa Park - olbrzymie wesołe miasteczko podzielone tematycznie na działy nawiązujące m.in. do różnych europejskich krajów. Na terenie miasteczka jest też kemping - zarówno pole namiotowe jak i stellplatz. Cały kemping jest w stylu Dzikiego Zachodu. Knajpki wyglądają jak saloony, wszystko drewniane, są też tipi.

Ciężko było znaleźć miejsce, ale udało się. Przy słupku.


Tego wieczora udaliśmy się "na zwiad". Nasz spacer miał dwa cele - zobaczyć, gdzie są wejścia, jak to wygląda, gdzie się udać rano oraz poszukać sklepu, gdzie można kupić doładowanie do telefonu. Z telefonem jest też ciekawa historia... Jak już zaparkowaliśmy, do chciałem aktywować kartę sim. Na karcie było chyba 2,50 euro. Niestety koszt połączenia do operatora nie wynosi 0, ale ileś tam centów za minutę. Wieczorem, żeby dodzwonić się na infolinię to cud. Do tego jeszcze, żeby gadali po angielsku... W końcu udało się. Jak już niemal zakończyliśmy proces rejestracji (po potwierdzeniu danych pan w słuchawce kazał mi pozostac na łączach), to mi się skończyły fundusze na simie startowym. Nie wiedziałem, czy karta będzie aktywowana czy nie. Ale zgodnie z zaleceniem po kilku minutach wyłączyłem i włączyłem telefon i sygnał był. CO z tego, jak 0 na koncie :(
Tak czy siak - doładowania nie kupiliśmy...

Spodziewając się tłumów na drugi dzień, porobiliśmy kilka zdjęć


[/i]

Pogryzieni przez komary wróciliśmy do kamperka.

Niedziela, 24 lipca

Wypoczęci, po śniadaniu ruszamy się bawić! Kupiliśmy bilety i ruszamy. Z planem miasteczka w ręce ruszamy. Już wiemy, że na kolejki górskie nie pójdziemy :) Dzieci od samego rana słuchały krzyków i pisków ludzi, którzy jeździli takimi kolejkami :) Nad parkingiem (oddalonym od kempingu) jeździła kolejka. Widzieliśmy chyba trzy najwyższe punkty kolejek. No i doskonale słyszeliśmy ludzi :) Dzieci od razu powiedziały, że to dla nich za straszne :)
W pierwszym sklepie kupiliśmy dostęp do internetu (Wifi na terenie parku) za 1 euro. Działa kiepsko, jedynie w kilku miejscach. Użyłem go tylko do tego, żeby kupić doładowanie online do mojego telefonu i korzystałem już wtedy ze swojego internetu.

Najważniejsza na początek była woda, b zimna i mokra ;) Dzieci miały ze sobą ściereczki z mikrofibry, które co chwilę schładzali w wodzie i mieli na szyi, na ramionach, na nogach :) Dobry pomysł, polecam!


A tu tańczące fontanny :)



Park jest olbrzymi! Już wiemy, że braknie nam dnia, żeby być wszędzie. Wstęp na wszystkie atrakcje jest w cenie biletu (44,50e dorosły 38,50e dzieci 4-11 lat). Zawsze trzeba odstać w kolejce :) Te na szczęście się szybko poruszały :)

Młodzież uczy się jeździć :)


Po samochodach postanowiliśmy trochę polatać w samolotach Leonadrda da Vinci :)




O, Irlandia! :)


A w Irlandii owce!


Pod koniec dnia trochę padało. Dla nas bomba, można było się schłodzić :) Jak już nasze nogi były zmęczone, dzieci wybawione, poszliśmy do kamperka. Późne popołudnie, głodni poszliśmy zjeść coś w saloonie :)

Niemiec śpiewający country :) oraz różne znane przeboje


Okazało się, że trzeba mieć rezerwację. Kelner się spytał, czy do 21:15 damy radę opuścić stolik. Powiedzieliśmy, że tak, no to nam dał tymczasowo wolny jeden.

Zamówiliśmy sobie amerykańskie burgery :)

Pyszne były! Tabliczka za mną miała śmieszny napis: Proszę nie strzelać do pianisty - gra najlepiej jak umie! :mrgreen: Takich tabliczek było tam więcej


Jednak ta tabliczka, przy łazienkach, spodobała mi się najbardziej! :wyszczerzony: Kowboju, zetrzyj g*wno z butów zanim wejdziesz! :szeroki_usmiech


Po kolacji poszliśmy spać. W sumie mieliśmy dwa noclegi na tym kempingu, kosztowało nas to 58euro (25 euro za noc i 8 euro za dzień). Po śniadaniu ruszyliśmy dalej w trasę.

Kierunek Sinsheim!

Mavv - 2016-09-12, 23:37

Niestety awaria sprzętu spowodowała, że nie mam jak pisać dalej. Padł mi router i laptop nie ma połączenia z siecią. :gwm Próbowałem pisać na tablecie i telefonie, ale nie dałem rady. Mam nadzieję, że w tym tygodniu wszystko wróci do normy i sprzęt będzie działał oraz będę miał czas, żeby pisać dalej (o ile ktoś to czyta).
Muszę jeszcze raz też posprawdzac daty, bo chyba mi się jeden dzień zgubił :?

Spax - 2016-09-12, 23:43

Czyta czyta - o to się nie martw :) Dni zgubione to już gorzej :diabelski_usmiech
ZEUS - 2016-09-12, 23:53

Spax The Dog napisał/a:
Czyta czyta

również potwierdzam... :)

Mavv - 2016-09-13, 00:04

Cytat:
Dni zgubione to już gorzej

Mam nieco inna datę w glowie i na planie podróży niż ta, która jest na zdjęciach. Zdjęcia były robione trzema telefonami i być może gdzieś się daty pozmieniały. Np Sinsheim mam datę 23 na zdjeciu, a 23 byliśmy w Europa Park :confused
Minęło trochę czasu i będę musiał chyba wszystko jeszcze raz posprawdzac. Jak toscaner to robi, że się nie pogubi? :diabelski_usmiech W sumie on nie rozpisuje swojej wyprawy na dni :)

toscaner - 2016-09-13, 00:15

Zgubione dni, to trochę przypomina "kac vegas", ale może znajdziesz jak oni na fotkach co tam robiliście. :diabelski_usmiech :spoko

BTW, u mnie daty w aparatach ustawione, nawet godziny, więc tylko po tym daję radę dojść. Nie ma szans się przestawić, ewent. poślizg w godzinie, jeśli zmiana letni-zimowy. Tego nie przestawiam, bo po co. Teraz jeszcze od lutego pstrykam równolegle fotki z GPS, więc już przestałem nawet zapisywać co i gdzie. Wszystko będę odkopywał z meta danych exif.
Raz straciłem przez awarię karty ze 100 zdjęć, ale tylko tyle dzięki temu, że robię podwójny backup za każdym razem, każdego dnia. Inaczej to bym pewnie stracił wielokrotnie więcej.

No i na koniec... ma się tą pamięć :ok

Spax - 2016-09-13, 00:37

Mavv napisał/a:
Cytat:
Dni zgubione to już gorzej

Mam nieco inna datę w glowie i na planie podróży niż ta, która jest na zdjęciach. Zdjęcia były robione trzema telefonami i być może gdzieś się daty pozmieniały. Np Sinsheim mam datę 23 na zdjeciu, a 23 byliśmy w Europa Park :confused
Minęło trochę czasu i będę musiał chyba wszystko jeszcze raz posprawdzac. Jak toscaner to robi, że się nie pogubi? :diabelski_usmiech W sumie on nie rozpisuje swojej wyprawy na dni :)


cit. "ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy..." M.G.

Reszta to tylko wspomnienia - a superowsko w tym wszystkim jest to, że ubarwiać można dowolnie. :) Mavv dawaj jak leci z pamięci i nie przejmuj się datami. Dla zwykłego czytelnika niekoniecznie ma to znaczenie.

toscaner - 2016-09-13, 01:25

Daty? Jakie daty? Na co to komu? A dzisiaj jest co? Piątek? Zdaje się sierpień, bo cholerka gorąco.
Uciekłem na północ dla chłodów, a tu po północy i nadal +20C. Zdechnąć idzie z gorąca, ale na plus, że właśnie przypływ jest i zaraz za otwartymi oknami kampera szumi morze.
A z dali zalatuje zapach czegoś palonego, ziołowego. :kwiatek
Miesza się trochę z zapachem morza.
To pewnie z innego kampera.

toscaner - 2016-09-13, 01:36

Jednak te ziołowe aromaty z osobówki. Jakaś właśnie odjechała.
To mi nie grało, żeby ktoś w kamperze tak

Bronek - 2016-09-13, 06:59

A propos backupu.

Miałem kiedyś dwa dyski w tzw rajdzie, by jak jeden padnie, to w drugim będzie.
G...
Padły razem. Całą kolekcję pocztówek, zdjęć przewojennych Kołobrzegu szlag trafił.
Do tego facet co zabrał dyski do odzysku przepadł

Niedawno pendrivy padają jak muchy.

Ciekawe jak chmury?
Mam, m8ałem kilka. I to się miesza, zapomina
Zostawałem goglowską w jej zwykłej stratnej postaci. Kopie idą z automatu.
Zawsze coś tam można pokazać nie mając z sobą swoich sprzętów.

Nie chdzi mi o jakość, bo artystą nie jestem, ale o pamiątki. Miejsc i zdarzeń, nie widoczki.

To dla amatorów niewymagających.

A tak po prawdzie....... 99% zdjęć i filmów nigdy drugi raz nie oglądałem.

toscaner - 2016-09-13, 10:08

Bronek napisał/a:

A tak po prawdzie....... 99% zdjęć i filmów nigdy drugi raz nie oglądałem.


No właśnie, a ja oglądam, przeglądam, a te z kamperowania, to do relacji przecież trzeba.
Ogólnie mam podobnie, ale ostatnimi laty u mnie spadło z 99% do jakiś może 85-90%, tych nieoglądanych. :haha:

Z padaniem to nie wiem co jest. Mi we Włoszech padło kilka kart i pendrive. Odkąd kamperuję praktycznie nic. Może złomek jako klatka Faraday'a chroni jakoś elektronikę przez złymi falami.
Przecież to kupa metalu i aluminium wszędzie.
Na pewno ma wpływ, bo jak pozasłaniam wszystkie okna, to komórki tracą zasięg. :haha:

Mavv - 2016-09-14, 00:08

Jak tylko dostanę nowy router od nowego dostawcy nowego internetu :) to dokończę pisanie. Bo chciałbym poopowiadać, póki jeszcze pamiętam :mrgreen: a i może ktoś sobie skorzysta i odwiedzi miejsca odwiedzone przez nas :) Wszak jak też szukam inspiracji na wakacje i wycieczki czytając nasze wspaniałe forum :hello
Mavv - 2016-09-16, 17:48

Sinsheim, Muzeum Motoryzacji i Lotnictwa

Atrakcje w Niemczech nie były oddalone od siebie. Z Europa Park do Muzeum w Sinsheim jest ok 160km. Rano, żeby nie naliczyło kolejnej doby, opuszczamy parking. Zjeżdżamy gdzieś na stację napić się kawki. Niebo zachmurzone, ale nie pada. Zobaczymy, czy bardziej na północ w stronę Sinsheim jest sucho. Jedziemy.
Podczas jazdy pogoda się poprawiła, wyszło więcej słońca. Dojeżdżamy do celu :) Samoloty, a zwłaszcza te dwa największe - Tu-144 i Concorde są widoczne z daleka :) Dzieci nie wiedziały, gdzie jedziemy, ale podpowiadaliśmy im, żeby szukali samolotów :) No i wypatrywali. Ile było radości, jak je znaleźli! Podskoki, śmiech i krzyki - jeden przez drugiego!

W końcu wjeżdżamy na parking. A tam nawet są wyznaczone miejsca dla kamperków :) Zajmujemy szybko jedno z nich i udajemy się na zwiedzanie!

Przed wejściem dzieci dosiadają byka :)


Moją uwagę przykuł ten dziwnie pomalowany Su-22.


Poszliśmy najpierw do budynku nr 1. A tam na dzieńdobry samochodowy zawrót głowy! Wchodzimy na kącik amerykański :) Cadillaki, Fordy, Lincolny i inne amerykańskie wozy.

Klasyka :)


Ten był wypicowany, w nienagannym stanie. Kręcił się, żeby wszystkie swoje wdzięki zaprezentować :)


Różowe Cadillaki i nie tylko - córcia prosi o zdjęcie przy "dziewczęńskich" autach :)


Niebieskie też były ;)


Nad naszymi głowami przelatywał odrzutowiec!


Nie tylko fani motoryzacji znajdą tam coś dla siebie. Fani militariów też będą usatysfakcjonowani :)







Niektóre eksponaty są ruchome. Mozna wrzucić monetę (zazwyczaj 1 euro), żeby uruchomić mechanizm.
Ja sobie pozwoliłem uruchomić model generatora prądu :) Po wrzuceniu monety całość startuje i powolnym ruchem demonstruje, jak działa. Pokaz trwa na tyle długo, że zdążyłem obejść machinę powoli i przyjrzeć się dokładnie :)


A tą kolejkę ktoś inny uruchomił :)


A to jest Blue Flame, czyli auto (?), które ustanowiło rekord prędkości na lądzie. Jego prędkość wynosiła 1014km/godz.


A ten oto to piekny Porszak 911 Targa :)


To piękne czerwone Porsche 356 z twardym dachem zostało ufundowane przez jego jedynego właściciela - Amerykanina. Miał on je od nowości, zawsze serwisowane, zadbane. Teraz zdobi muzeum.


Po opuszczeniu budynku poszliśmy pooglądać samoloty. Wszystkie sa poustawiane pod różnymi kątami i poruszanie się w nich lekko gubi nasz błędnik.



Concorde to długi i smukły samolot. Chyba każdy o nim słyszał. Piękny, szybki.


W środku jednak miał mało miejsca. Ten w muzeum dodatkowo ma jeszcze szyby z pleski zabierające to miejsce. Nie mniej jednak wejście do kabiny pilotów wymagało schylenia się :)


Pasażerowie mogli się wyprostować tylko między fotelami po środku kadłuba. Pod oknami już gorzej ;)


Wchodząc zarówno do Concorde i do Tu-144, można zauważyć różnice w wykończeniu, w użytych materiałach. Rosyjski naddźwiękowy samolot pasażerski - delikatnie mówiąc - wygląda "tanio". Kiepskie obicia siedzeń, nawet kabina pilotów wydawała się archaiczna w stosunku do Concorde.
No i te bezpieczniki i przekaźniki :)


W Concorde o niebo lepiej ;)

To zdjęcie fajnie ukazuje dwóch rywali z tamtych czasów :) Właśnie te dwa samoloty są doskonale widoczne z oddala :)


W muzeum oprócz eksponatów jest też kino 3D. Obejrzeliśmy tam film o podwodnym świecie :) Dzieciom się podobało; chcieli łapać meduzy rękami :)

Jeden z samolotów na dachu ma w środku zjeżdżalnię. Trzeba przy wejściu do budynku nr 2 wziąć ze sobą filcową kieszeń, w której się zjeżdża. A zjeżdżalnia kończy się właśnie w holu przy wejściu do budynku nr 2 :) Dla dzieci to super atrakcja :)
W muzeum, tam, gdzie są amerykańskie auta, stoi tez różowy Cadillac Elvisa Presleya :) Ponoć on tak rozsławił różowy kolor, że fani też chcieli taki i Cadilac w ofercie miał dostepny kolor różowy :)

Muzeum warto odwiedzić, można spokojnie cały dzień w nim spędzić. Niedaleko jest drugie muzeum, jakby druga część tego w Sinsheim. Można kupić w kasie bilet kombo na dwa muzea. Nam nie było po drodze, ale kto wie... innym razem może :) Jedyny minus jest taki, że odnosi się wrażenie, jakby wszystko było tam wrzucone "na kupę", czasem bez ładu i składu, niechronilogicznie

Po zwiedzeniu prawie wszystkiego udaliśmy się na posiłek i lody i ... dalej w drogę!

Mavv - 2016-09-16, 20:31

Znalazłem dwa zdjęcia:

1. Kokpit Tupolewa:


2. Kokpit Concorda:


:)

Mavv - 2016-09-16, 22:05

Po zwiedzeniu muzeum postanowiliśmy ruszyć dalej. Stwierdziliśmy, że jedziemy już do Sosnowca (m. in. sprawy rodzinne skróciły naszą trasę). Za pomocą aplikacji park4night wyszukałem jakiś nocleg po drodze. oddalony od muzeum o ok 300-kilkanaście kilometrów. Nasz cel to miejscowość Marktleuthen. Ustawiliśmy cel w nawigacji i w drogę.

Po kilku godzinach jazdy dojeżdżamy do miasteczka. Po drodze widzimy jeszcze jeden stellplatz. Zapamiętujemy jego lokalizację na wypadek, gdyby nasz docelowy okazał się zajęty.
Po chwili jesteśmy na miejscu. Okazuje się, że nie ma wolnych miejsc. Te puste są zastawione i pisze na nich, że zarezerwowane. Wysiadłem więc z auta i udałem się na zwiad. A ku mnie idzie z naprzeciwka jakiś wąsaty jegomość. Uśmiechnięty od ucha do ucha pyta się, czy >szprecham zi dojcz<. Odpowiadam mu, że nie nie szprecham i pytam się, czy on >mejbi spik inglisz< :haha: Pan odpowiada, że trochę :) Jego trochę okazało się być na tyle dobre, że bez problemu się dogadaliśmy :) Gdy powiedzieliśmy, że my przejazdem na jedną noc, to pokierował nas na jedną z zastawionych parceli, a w zasadzie na miejsce parkingowe. Pokazał mi dwie ukośne linie namalowane farbą na kostce brukowej :) I mówi - tu masz mieć prawą stronę, a tu lewą, wjedź przodem :) Tak też uczyniłem :) Jak się zatrzymałem i zgasiłem silnik, to sprawdził mnie niczym egzaminator na egzaminie na prawko, czy równo stoję :haha: Obejrzał z lewej, z prawej i pokiwał głową :)

Właściciel tegoż stellplatzu powiedział nam, gdzie są prysznice, gdzie można nabrać wody, gdzie wyprowadzić kota i gdzie zrzucić szarą. Ale niestety - prysznice już były zamknięte - czynne od 8 do 20. My przyjechaliśmy o 20:15. Pan nam powiedział, że właśnie je myje i otworzy rano. Podobnie z miejscem na kotka.
Najlepsze jednak było to, co nam powiedział, gdy spytaliśmy się, ile nas ta przyjemność będzie kosztowała... Uśmiechnął się pod wąsem, po czym powiedział, że ma dla nas prezent i kopertę i że zaraz wraca. Spojrzeliśmy po sobie z żoną - czyżbyśmy coś źle zrozumieli? Prezent i kopertę??? :?: No ale - dajmy mu szansę. Pan poszedł do domu (przy wjeździe na plac) i wrócił za chwilę z czymś zielonym. Podchodzi i mówi - mam dla was taką małą torbę na zakupy z reklamą naszego miasteczka - to jest prezent ode mnie. A tu macie kopertę. Jak będziecie wyjeżdżać, to dajcie do koperty ile uważacie i wrzućcie kopertę do mojej skrzynki - numer 22 - przy drzwiach. Uśmiechnął się, uścisnęliśmy sobie ręce i poszliśmy do kamperka.

Mały, cichy stellplatz, a na nim my :)


A wokoło same Niemce! :) Byliśmy jedynym nie niemieckim kamperkiem na stellplatzu :)

Żonka zaczęła pitrasić kolację, a my poszliśmy z dziećmi na spacer. Spotkaliśmy znów właściciela. Pokazywał dzieciom gniazdo bocianów na jakims budynku :) Widział, że nasze dzieci miały ze sobą pluszowe boćki :) Myśmy mu wtedy opowiedzieli, że właśnie jedziemy z miejsca, gdzie takich boćków jest mnóstwo i że są one tak hodowane i po rozmnożeniu wypuszczane na wolność :) Był pod wrażeniem :)

Podczas spaceru, nieopodal nas, stał sobie garaż z zadaszeniem. A pod zadaszeniem - cud niemieckiej motoryzacji, mydelniczka! :)




Poszliśmy dalej - dzieci znalazły jakiś plac zabaw - wyszalały się i poszliśmy na kolację. Obok nas odpoczywała para Niemców, ona emerytka, on jeszcze dwa lata do emerytury miał. Jak się okazało - oni po angielsku tak gadali, jak my po niemiecku :) Ale daliśmy radę :) Jak już ręce nie dawały rady, to wspomagaliśmy się tłumaczem googla :) I tak od słowa do słowa przy herbatce i kieliszeczku minął nam wieczór. Pożegnaliśmy się i poszliśmy spać. Rano mieliśmy jechać do domu.

Poniżej link z park4night do wspomnianego stellplatzu:
http://park4night.com/lie...ia#.V9xFeilX_Dc
GPS :
N 50°7’46.2” E 11°59’43.44”
50.1295,11.9954

Rano wstaliśmy wypoczęci. Było tak cicho i spokojnie, że aż przyjemnie się spało. Prysznic, serwis i w drogę! Oczywiście uzupełniając kopertę dla właściciela :) Wrzuciliśmy kopertę pod nr 22 (kilka razy przypominał :) ) i pojechaliśmy na rosołek do mamusi ;) Wszak to już niedziela!

Przejazd do Sosnowca bez niespodzianek. Po drodze, na autostradzie widzieliśmy minikonwój aut z przyczepkami, na których były motory. Naszą uwagę zwróciło jedno z aut:


Tak, to znowu Trabant! :)


I po drodze jeszcze jedna ciekawostka. Jak duże jest śmigło wiatraka? Duże :) :


Następny przystanek - POLSKA!

Mavv - 2016-09-25, 21:13

W tym roku w Polsce nie jeździliśmy nigdzie. Tak, jak przyjechaliśmy do Sosnowca, to w nim zostaliśmy. Aż przyszła pora, gdy trzeba było wracać do domu. Daliśmy sobie tydzień na przejazd.

I tym sposobem, 8 sierpnia o godzinie 8 rano (właśnie teraz zauważyłem, że to same ósemki :D 08/08 08:00 ) ruszyliśmy znów w trasę.

Plan na tygodniową podróż był następujący:
1. Tropical Islands
2. Nocleg gdzieś w Niemczech w okolicach Lippstadt
3. Przejazd do Ardenów i z Ardenów powolutku do Dunkierki próbując zobaczyć coś po drodze (prom z Dunkierki mamy w piątek rano).
4. Wielka Brytania - tu po drodze, gdzieś w trasie, zrodził nam się pomysł odwiedzenia kuzynów żony w Bournemouth.
5. Nocleg w Walii. Kolejny prom o 14:45 z Pembroke.

No to w drogę! :kamp2

Mavv - 2016-12-19, 07:09

Wracam do pisania :)

Tym razem fotki będą jako załączniki, nie będę ich linkował do serwera, bo widzę, że robi się bałagan. Jakąś fotkę kiedyś skasowałem i niestety nie widać jej :( A nie jestem w stanie wszystkich ich zapamiętać.

Wyruszyliśmy w drogę po śniadaniu, na spokojnie, bez pospiechu. Dzieci i dziadkowie zdążyli się pożegnać i w drogę. Auto zatankowane, woda uzupełniona, wszystko gotowe.

Trasa przebiegała bez problemu. Po południu zajechaliśmy do Tropical Islands. Oczywiście nic nie mówiąc dzieciom :) Dzieci uwielbiają to miejsce. Staraliśmy się im coś innego pokazywać, gdy tylko wielki charakterystyczny hangar pojawiał się w polu widzenia - jadąc od południa jest on widoczny dość dobrze. Od północy zasłaniają go lasy. I tak, udało nam się zjechać z autostrady cały czas odwracając uwagę dzieci. Niestety długo ich nie dało się zwodzić, bo te dwa małe skubańce pamiętały drogę do Tropical Islands... Znajomo im zaczęły wyglądać znaki, most, zakręty. A jak już zobaczyli białe znaki informujące nas, że się zbliżamy, to był jeden wielki wybuch radości! :) No i eksplozja emocji, gdy zobaczyli hangar przed oczami! :)

Zaparkowaliśmy i poszliśmy zobaczyć, co i jak. Okazało się, że po 18 jest spora zniżka i że jeśli wejdzie się od 18 do 22, to opłata jest chyba ok 40 kilku euro. Skorzystliśmy z tej oferty. Nawet te cztery godzinki były wystarczające (rok wcześniej siedzieliśmy około 7-miu godzin :) )

Po relaksiku pora na sen. Budynek w nocy jest ładnie oświetlony, niestety fotka telefonem nie oddała tego :(

--------------------------

Na drugi dzień, wyspani, wymoczeni w "tropikach", ruszamy dalej. Kierujemy się na Lippstadt, gdzieś tam jest nasz cel podróży na dziś - kamping.

Po drodze postanawiamy zjechać z trasy w jakieś ciche miejsce na obiad. Przez Magdeburgiem zjeżdżamy w miejscowość Stresow. Zjeżdżamy w las. Obiadek, kawka i dalej w drogę :) Jedyny minus tego "leśnego" obiadu był taki, że trafiliśmy chyba na jakiś popluarny punkt, gdzie się ludzie zatrzymują, bo niestety pozostawili po sobie brzydkie slady swojej obecności. Kubki po kawie, pudełka po fajkach, papierki, opakowania po jedzeniu. Syf straszny... A ponoć Niemcy to taki porządny naród...

Kilka fotek:

Mavv - 2016-12-19, 07:27

9 sierpnia. Po obiedzie ruszamy dalej. Kierunek kamping. Dojeżdżamy wieczorem, po 19. Ciche spokojne miejsce gdzieś w okolicach Lippstadt. Niestety nie pamiętam dokładnie, gdzie to było. Sam kemping nie był duży, położony niedaleko lasu. Pobyt tam kosztował ok 20e. Dostaliśmy kartę, którą można było doładować i używać, żeby aktywować prąd na słupku lub skorzystać z prysznica. Przy wymeldowaniu się niewykorzystaną kwotę pan na recepcji nam zwrócił :)

Dzieci poszły pobiegać. Znalazły mały plac zabaw. Oprócz tego dla dzieci były też rowerki, karty. Na placu niedaleko recepcji w klatce były nawet papugi!

Na tym kempingu trzeba było mieć moskitiery szczelnie zasunięte, bo komary dawały się nam mocno we znaki! Na dworze było chłodnawo, można było chodzić w krótkim rękawku, ale komary tylko na to czekały! Kolacja, prysznic i spanie, bo rano kierunek Ardeny!

Mavv - 2016-12-19, 08:04

10 sierpnia, Francja po raz drugi :)

Nasz kierunek to Ardeny, miejscowość Revin. Jest tam kemping, do którego chcemy się udać. Nasz plan na Francję w drodze powrotnej jest taki, żeby sobie spokojnie przejechać te 260km, zatrzymując się po drodze, jeśli coś przykuje naszą uwagę.

Dojeżdżamy do Revin. Okolica jest piękna, lasy, góry. Jedziemy wzdłuż rzeki Moza. Żona pstryka fotki z okna, my cieszymy oczy :) I trafiliśmy na ciekawy eksponat :) Przy drodze stał sobie czołg! Zatrzymaliśmy się i poszedłem z synem pooglądać. Wszak czołgi to męskie zabawki ;) Dziewczyny postanowiły zostać w kamperku.

Czołg był dobrze zachowany, pewnie odremontowany. Na lewym boku był widoczny ślad po pocisku, wyglądał, jakby był zaspawany. Ale pewnie ten strzał go unieruchomił. Podotykaliśmy czołgu, popatrzeliśmy na rzekę i wróciliśmy do kamperka i dalej w drogę!

Wieczorem dojechaliśmy do Revin na kemping. Nasz kemping to Kemping Les Bateaux. Usytuowany przy rzece, z boiskiem, świetlicą, sanitariatami. Parcele fajnie oddzielone krzaczkami, pomiędzy parcelami słupki, co kilkanaście metrów krany. Parcele na trawie.
Link do strony kempingu ba Eurocampings
Współrzędne 49°56'38"N 4°37'54"E

Na kempingu nie udało nam się dogadać po angielsku. Francuski bądź niemiecki, a niestety tymi językami nie umiemy się posługiwać. Ale jakoś rękami udało się :) Nocleg kosztował chyba 21e (nie pamiętam). Braliśmy prąd. Bardzo nam się spodobał ten kemping. Pomimo sporego obłożenia było cicho. Do miasteczka rzut beretem, widoki wspaniałe.

Wstaliśmy super wypoczęci i gotowi do dalszej drogi :) Śniadanie postanowiliśmy zjeść nie na kempingu, ale przy rzece :) Wyjechaliśmy więc rano, odjechaliśmy kilkaset metrów i zaparkowaliśmy przy rzece.

No to kilka zdjęć :)

Semek76 - 2016-12-19, 08:59

Super zdjęcia, to musiał być naprawde udany wypad :)
Mavv - 2016-12-19, 09:56

Semek76 napisał/a:
Super zdjęcia, to musiał być naprawde udany wypad :)


Dziękujemy :)

Było naprawdę super :) Jeszcze mam troszkę zdjęć z Dunkierki i z Anglii. Ale Anglia to w sumie był przejazd w korkach z Dover do Bournemouth i spotkanie z rodziną.

Mavv - 2016-12-19, 18:09

Po śniadaniu pojechaliśmy dalej przed siebie, ale w stronę Dunkierki. Po drodze zatrzymywaliśmy się porobić zdjęcia. Zrobiliśmy tez zakupy w Decathlonie i w L'Eclercu.
W porze popołudniowej postanowiliśmy coś zjeść. Najbliżej nas była miejscowość Cambrai. Postanowiliśmy tam szukać lokalnych specjałów :) Restauracji szukaliśmy według nawigacji. Miejscowość Cambrai nie była jakoś zachęcająca. Nic szczególnego tam nie znaleźliśmy. Nawet znalezienie lokalu gastronomicznego nie było łatwe. W końcu udało się nam. Niestety byliśmy jedynymi gośćmi w lokalu. Nie wróżyło to dobrze. Ale byliśmy głodni. Usiedliśmy i zaraz kelner przyniósł nam karty. Z angielskim było znów kiepsko, ale znaleźli jakąś panią, która zna trochę angielski. Jakoś się dogadaliśmy. Zamówiliśmy sobie niby jakieś lokalne potrawy. Żona jakąś część ryby i frytki, ja jakiś stek z frytkami, a dzieci bezpiecznie kurczak w panierce. Smakołyk żony okazał się być skrzelami ryby (nie pamiętam już, co to za ryba byłą) - nawet jej smakowało. Mój stek okazał się być według mnie niewypałem - wyglądał jak mięso mielone, ułożone w kostkę i zrobione na patelni... Smak miało nawet dobry, ale kurcze, mielony stek? A może tam się rzeczywiście tak jada? To będzie moja nierozwiązana zagadka :)

Po obiadku ruszyliśmy w drogę. Najbliższy kemping to Camping La Paille-Haute oddalony od nas o jakieś 36 km.

Po drodze była miejscowość, której nazwa naszym dzieciom się jednoznacznie skojarzyła :) La Brioche :) Ich ulubione brioszki :) No nie dało się nie zatrzymać i nie zrobić zdjęcia :)

I w drogę na kemping :)

Dotarliśmy wieczorkiem, nie było problemu z dogadaniem się. Nocleg bez prądu kosztował nas 21e z ogonkiem. W cenie prysznice. Pani mówiła, że rano, ok 8:30 przyjeżdża van ze świeżym pieczywem. Nie ma zapisów dzień wcześniej (jak to miało miejsce na innym kempingu). Ale trzeba być wcześniej, żeby się załapać :)
Okazało się, że kemping nabity dość mocno. Objechałem dwa razy i za drugim razem wjechałem między przyczepę a kampera.
Poszliśmy na wieczorny spacerek po kempingu. Ale było tu różnych kamperów! Stary citroen, dużo przeprawówek, kila zabytkowych kamperków. Postanowiliśmy im rano porobić zdjecia. Zatem prysznic, kolacja i spanie.
Rano udałem się po pieczywo. Odkryłem przy okazji smutna prawdę... Sporo przeprawówek już wyjechało, kilka się pakowało, te ciekawe kamperki tez się zbierały. Wyglądało, jakby każdy chciał wyjechać do 9:00. Trudno, nie ma zdjęć. Ale za to van z pieczywem był. Mały Transit tyle co podjechał, a kolejka już na niego czekała. Stałem dobre 15 minut. Ale opłacało się :) Bagietka, bułeczki z czekoladą i trzy croisanty (trzy ostatnie). Wszystko świeżutkie, pachnące :)
Była okazja sprawdzić nasz nowy nabytek - stolik składany kupiony dzień wcześniej w Decathlonie. Okazał się wystarczający dla nas, kompaktowy i zajmujący mało miejsca po złożeniu. Super sprawa.
Po śniadanku serwis i w drogę!

A teraz kilka zdjęć :)

Spax - 2016-12-20, 18:29

Fajna relacja :) w odróznieniu od wielu innych na forum, które pisane są trochę suchym językiem. Zasłużone :pifko
A czołgów i innych takich powojennych pamiątek to wzdłuż granicy FR-DE sporo.

Mavv - 2016-12-20, 19:41

Spax The Dog, dziękuję! :spoko

Takich czołgów i historycznych miejsc chciałbym zobaczyć jak najwięcej.

Spax - 2016-12-20, 20:37

:)
Nie jestem specjalistą od historii - wszystko co udało mi się zobaczyć, obejrzeć, to zasługa tego, że lubimy z moją Aśką poza szlakiem jeździć. Za przykład mogę się posłużyć tym dębem, pod którym niby Goethe przesiadywał. Zupełny przypadek, że tam nocowałem. Okazało się rankiem, że miejsce i okolica z historią :)
No ale to nie każdego kręci. Jedni lecą na łeb, na szyję aby dotrzeć np. do Santiago de Compostela a inni jak ci dawni pielgrzymi przez wiochy, niekiedy okrężnymi drogami się przebijają i może do Santiago nie dojadą, ale co po drodze przeżyją to już ich. :)
Tutaj trochę o tym o co pytasz:
»»» Linia Maginota «««
oraz to:
»»» Warownie Alzacji «««

Mavv - 2016-12-20, 21:30

Dzięki za linki. Popatrzę dokładnie na mapę, gdzie są najciekawsze wzmocnienia na linii Maginota. Może uda się zobaczyć coś fajnego, bo nie powiem, okres drugiej wojny światowej najbardziej mnie interesuje.

Jak narazie jestem zachwycony Normandią. Nie wiem kiedy, ale jeszcze raz bym chciał tam pojechać.

Mavv - 2016-12-21, 11:47

12 sierpnia, prom mamy nazajutrz. Do Dunkierki mamy coraz bliżej.
Po pysznym śniadaniu ruszamy dalej w trasę. Ok godziny 13 przybywamy do Dunkierki. Piękna, słoneczna pogoda wita nas, morze szumi. Przypomniałem sobie o stelplatzu nieopodal plaży. Udaliśmy się tam. Niestety - nabity do granic możliwości... No nic - coś mi siedzi w głowie, że są też miejsca parkingowe przy plaży. Objeżdżamy bloki kierując się znakami i zaraz wjeżdżamy na ulicę biegnącą bezpośrednio wzdłuż promenady. Uważnie czytamy i staramy się nie ominąć żadnego znaku drogowego. Najbardziej szukamy tych, o zakazie parkowania. Na szczęście takich nie znaleźliśmy. Za to wzdłuż ulicy jest sporo wolnych miejsc - ukośne miejsca parkingowe z widokiem na plażę :) Tylko przejść przez ulicę i już promenada i plaża :) Zaparkowałem, odpaliłem lodówkę i poszliśmy. Mamy przed sobą cały dzień :) Chcemy go spędzić właśnie w Dunkierce. Zjeść coś pysznego, pomoczyć się w wodzie, poleniuchować. Wieczorem chcemy być już na terminalu portowym, gdzie można bezpiecznie przenocować.

No nic, udajemy się na spacerek. Widok - super! Morze, plaża, słońce, budki z lodami :) Dzieci zaraz pobiegły na plażę, my za nimi. Ludzi sporo i łatwo można się zgubić.

Dzieci odkrywały mnóstwo ciekawych rzeczy - ślimaki, kraby, muszelki, pióra. Z każdej wyprawy przywozimy jakieś pamiątki (chyba każdy tak ma z dziećmi ;) ). Tym razem do pudełka powędrowały muszle, kamyki i piórka.

Również trochę się chlapaliśmy. Nie kąpaliśmy się jednak. Woda wzmogła nasze apetyty - knajpek na promenadzie sporo. Idziemy coś zjeść. No i sytuacja podobna, jak na początku urlopu w Alzacji - ok. godz 14:30 wszystko się zamyka po lunchu, żeby otworzyć się najwcześniej od 16. I tak chodziliśmy od knajpki do knajpki, aż trafiliśmy na jedną, gdzie nie było problemu, żeby coś zjeść.
Zamówiliśmy sobie jakieś morskie jedzonko - żona talerz owoców morza, ja rybkę, dzieci też rybkę. Nie powiem, było bardzo pyszne! A, do picia pyszne piwo, Tripel Karmeliet. Smaczne, zimne :) Po obiadku jeszcze zjedliśmy lody i znów na plażę. I tak do wieczora.

No nic, pora kończyć wakacje na kontynencie i ruszać do terminala... Wsiedliśmy, ruszyliśmy. Do terminala droga prosta, ale długa. Już sam teren portowy to w zasadzie drogi wśród trawy i ronda. W oddali widzimy bramki. Dojeżdżamy, okazujemy numer rezerwacji i paszporty. Wszystko ok. Pytamy się, czy możemy przenocować na parkingu - okazuje się, że nie ma problemu. Pani nam pokazuje bramę, którą mamy wjechać, żeby udać się na parking.
Parkujemy i idziemy na spacerek. Nie ma co prawda za dużo miejsca, ale dzieci zawsze coś wymyślą :) Oglądali przez lornetki okolicę i notowali wszystko w swoich dziennikach odkrywców (wcześniej w Decathlonie kupiliśmy im małe plecaki i lunety - i to był strzał w dziesiątkę :) )

Ooo, przypomniała mi się jedna sytuacja, z dnia poprzedniego. Jakieś miasteczko po drodze. Jedziemy główną drogą, powoli. Ruch, jak wszędzie. Pokazujemy dzieciom francuski radiowóz po lewej stronie włączający się do ruchu. Nie mieli okazji widzieć francuskiego policjanta :) Dojeżdżamy do świateł, czerwone. Czekamy, za nami wspomniany radiowóz. Mamy zielone, to jedziemy. Mijam skrzyżowanie, na pasy wchodzi mi kobieta. Zatrzymuję się, żeby ją przepuścić i po kilku sekundach widzę w lusterkach, że radiowóz za nami włączył bomby, sprzed przejścia dla pieszych spod ziemi wyrosło trzech mundurowych i każą nam zjechać na bok. Tych trzech otacza naszego kamperka - jeden z przodu i dwóch przy drzwiach. Ten przy mnie pyta się po francusku, gdzie jedziemy, każe zgasić auto. Wyłączyłem, mówię, że po francusku nie pogadamy. Na szczęście troszkę znał angielski. Pokazuje mi na nawigację i coś mówi. Pyta się znów, gdzie jedziemy. Mówię, że do Dunkierki. Każe pokazać nawigację. Ona akurat się wyłączyła, gdy zgasiłem silnik. Zanim się włączyła i pokazałem cel podróży, to się pytał, ile osób jedzie, rzucił okiem przez okno do środka. Jak się nawi włączyła, obejrzał, uśmiechnął się, pożyczył nam udanej podroży i pożegnał. Podejrzewam, że sowim hamowaniem zdenerwowałem panów z tyłu, a do tego pewnie chcieli sprawdzić, czy nie nagrywam filmu kamerą pokładową (we Francji jest to zabronione). Usilnie chciał zobaczyć nawigację, a gdy ta się włączyła i zobaczył cel podróży i mapkę, to się uspokoili. Nie sprawdzali dokumentów, nie włazili do kamperka. Miał ktoś z Was podobną sytuację?

No dobra, kilka zdjęć :)

Mavv - 2016-12-22, 16:49

Rankiem byliśmy gotowi na kolejny etap podróży - prom DFDS do Dover. Wyjechaliśmy z parkingu. Francuzi sprawdzali każdy samochód, bez wyjątku. Auto przed nami nie zatrzymało się do kontroli. Zaczęli krzyczeć za kierowcą. W końcu się zatrzymał (po kilku metrach). Sprawdzali bagażnik - ale nie dokładnie - po prostu zaglądali, co jest.
Nasza kolej. Pogranicznik poprosił o wejście do kamperka. Otworzyłem mu drzwi. Zaglądał do każdej szafki. Z jednej wypadła mu piłka :) Z innej jakiś mały plastikowy pojemnik :) Do następnej z uśmiechem zaglądał powoli uchylając drzwi :) Zajrzał też pod łóżko, zajrzał przez tylne drzwi. Pozwolił nam jechać :)
Na promie spokój, cisza, woda była dla nas łaskawa. Zjedliśmy nawet śniadanie :)

W Anglii żona ma rodzinę - dwoje kuzynów z rodzinami. Jak już byliśmy w drodze, to żona do kuzynki zadzwoniła, wzięła adres i przestawiliśmy nawigację. Była sobota, ruch na autostradzie okropny, korki za korkami. Sądziłem, że odległość z Dover do Bournemouth uda nam się przejechać szybciej. Ale niestety - jazda zajęła nam ponad 6 godzin... Ale - najważniejsze, że spotkanie rodzinne się udało :) Zjedliśmy razem obiadek, potem poszliśmy na plażę. Powiedzieliśmy dzieciom, że mieli niebywałą okazję wykąpać się dwa razy w tym samym morzu tego samego dnia. Z tym, że raz w jednym kraju, a raz w drugim :) Jeszcze potem pokazałem im na mapie :) Byli pod wrażeniem :) Nawet teraz, gdy piszę tego posta i mam otwarty folder ze zdjęciami, to dzieci oglądając je przypominali sobie, co się działo wtedy, gdzie szliśmy i co robiliśmy.

Nasza pora zbliżała się nieubłaganie... Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Już pod wieczór zacząłem szukać jakiegoś kempingu na nocleg. Ustawiłem nawigację na Burford Caravan Club Site, współrzędne GPS 51°46'35"N 1°38'52"W
Na miejsce przybyliśmy tuz przed 21. Już było ciemno. Zatrzymałem się na parkingu przy bramie i poszedłem na recepcję. Nikogo nie było. Znalazłem za to informację, że dla osób przyjeżdżających późno są specjalne miejsca na parkingu oznaczone LA1, LA2 i LA3 (Late Arrival). Zaparkowaliśmy tam, zjedliśmy kolację. Dzieci zaraz do spania - po tak intensywnym dniu usnęli szybko. By też w sumie chcieliśmy się położyć. A tu nagle - ktoś puka do drzwi. I tu zaczyna się nieciekawa historia...
Zapukała do nas para starszych ludzi z pieskiem na smyczy. Pytają się czy mamy rezerwację. Ja mówię, że nie, że jesteśmy w trasie i że chcemy tylko przenocować. Oni na to, że to drogi kamping tylko dla klubowiczów i tylko na rezerwację i że jeśli nie jesteśmy członkami ich klubu oraz nie mamy rezerwacji, to mamy natychmiast odjechać. Oni poczekają. Mnie oczy wyszły. Mówię, że na recepcji pisze, że jeśli brama zamknięta, to można się tu zatrzymać i co uczyniliśmy. A oni swoje, że to tylko dla klubowiczów i koniec. Mamy odjechać. Po kilku takich zdaniach mówię, ok - skoro jesteście tacy mili, to dajcie nam ok 30 minut, bo właśnie dzieci położyliśmy spać. Musimy je teraz obudzić, wytłumaczyć im, że musimy jechać dalej, ubrać i ruszyć w drogę. Na to potrzebujemy ok pół godziny. Zaczęli szeptać między sobą. Pytają się, w jakim wieku dzieci? Mówię, że 6 i 7 i że zaraz wstają i się ubiorą. Na to oni, że w sumie możemy zostać, skoro i tak rano mamy zamiar jechać, ale niestety musimy zapłacić za nocleg 19 funtów. Mówię ok, może być. W zamian możemy iść sobie prysznic wziąć, wodę uzupełnić (tylko, że woda i serwis są za bramą, za którą nie możemy wjechać...). Och, jacy mili ludzie... Kamperowcy... Jak już sobie poszli i łaskawie pozwolili nam zostać, to mi się wtedy przypomniała opowieść kolegi, który miał podobne przeboje w Anglii na kampingu klubowym. Sam mówił, że pod tym względem Anglicy są bardziej skrupulatni niż Niemcy. I mówił, żeby omijać kampingi klubowe szerokim łukiem. Ale cóż - to był jedyny w pobliżu... Jak po powrocie do pracy temu właśnie koledze opowiedziałem całą tą sytuację, to wtedy po raz pierwszy z jego ust usłyszałem tyle obelg rzucanych na Anglików (kolega Irlandczyk) :mrgreen:

Rano, po przebudzeniu, nawet nie chcieliśmy tam jeść śniadania. Po prostu ubraliśmy się i w drogę. Zatrzymaliśmy się gdzieś na stacji benzynowej, zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy dalej do Pembroke.

Nie sądziłem, że kiedykolwiek tak nas ktoś potraktuje. Rozumiem, że kamping klubowy, ale żeby kazali nam się wynosić? Porażka...

Tak czy siak - dotarliśmy do Pembroke. Odprawa promowa bez problemu. Na promie zjedliśmy obiadek i z pełnymi brzuchami, po przybyciu do irlandzkiego Rosslare ruszyliśmy do domu kończąc nasz wspaniały, drugi urlop naszym MadMobilem :)

Fotek tym razem za wiele nie będzie, bo większość to fotki z rodziną :)

Spax - 2016-12-24, 14:15


Dzięki za fajną relację :ok i wesołych Świąt :mikolaj

Mavv - 2017-01-06, 00:38

Witam serdecznie w Nowym Roku!

Chciałem się pochwalić, że już mamy kupione bilety na prom i tunel na tegoroczne wakacje :) Ceny promów i tunelu obserwowałem od ok. listopada, Jak tylko szef zatwierdził urlop, to już tylko czekałem na jakąś promocję irlandzkiego armatora Irish Ferries i udało się kupić bilety w świątecznej ofercie 25% taniej :)
Tunel niestety nie ma opcji kupna w promocji, więc kupiłem dziś - cena i tak się zbytnio nie zmieniała w ostatnim miesiącu. DFDS podobnie. Ale jednak w tym roku będzie znów szybko na kontynent pociągiem :)

Już wszyscy nie możemy się doczekać! :food :kamp

Mavv - 2017-02-04, 03:06

Jeszcze postanowiłem odgrzać kotleta :) Zrobiłem zestawienie naszych noclegów wraz z adresami i współrzędnymi. Oto lista:


    1. Dover, Wielka Brytania
    Marine Parade
    Dover CT16, UK
    51.123867, 1.317942

    2. Francja, Oberbronn
    Camping de l'Oasis
    3 Rue du Frohret,
    67110 Oberbronn, France
    48.929046, 7.603893

    3. Francja, Selestat
    Camping Municipal les Cigognes
    6 Rue de la 1ère Div Fr libre
    67600 Sélestat, France
    48.254485, 7.447859

    4. Rust, Europa-Park
    Europa-Park-Straße 2,
    77977 Rust, Germany
    48.265855, 7.721713

    5. Marktleuthen, Niemcy
    1 Pestilenzsteig
    95168 Marktleuthen
    N 50°7’46.2” E 11°59’43.44”
    50.1295,11.9954

    6. Tropical Islands, Niemcy
    Tropical-Islands-Allee 1,
    15910 Krausnick, Germany
    52.036015, 13.745759

    7. Lippstadt, Niemcy
    Campingparadies Lippstädter Seenplatte
    51.701417, 8.407747

    8. Revin, Francja
    Camping Municipal les Bateaux
    49.942316, 4.627190
    49°56'38"N 4°37'54"E

    9. Boiry-Notre-Dame, Francja.
    Camping La Paille Haute
    145 Rue de Sailly,
    62156 Boiry-Notre-Dame, France
    50.273635, 2.948827

    10. Dunkierka, Francja
    Terminal portowy DFDS
    51.015965, 2.197645

    11.Burford, Wielka Brytania
    Burford Caravan Club Site
    Bradwell Grove, Burford OX18 4JJ, UK
    51.776066, -1.647815


Może się komuś kiedyś przyda!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group