Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Zagraniczne - Wakacje MadMobila 2019

Mavv - 2019-08-10, 21:39
Temat postu: Wakacje MadMobila 2019
Wakacje MadMobila 2019

Zaczynamy kolejny urlopik. W tym roku chcemy troszkę zwiedzić Danię – głównie Legoland i Kopenhagę. Może troszkę południa Szwecji. W Polsce Trójmiasto i co tam jeszcze wyjdzie. To jedziemy!
Standardowo pierwszy postój w Dublinie. Już tradycyjnie płyniemy porannym promem, który w tym roku wypływa ciut wcześniej, bo o 7:30 (zazwyczaj byłą to 8 lub 8:15). Nocleg w porcie i rano odprawa.
Po przybyciu i zakupieniu biletu w automacie, robimy sobie kolację. Przy okazji oglądając, co się dzieje wokół nas. Akurat obok stoi duży prom o nazwie Ulysses. Chyba nim mieliśmy okazję płynąć. Mamy możliwość zobaczenia, jak pasażerowie niezmotoryzowani dostają się na pokład.



A to my 😊


Nasz mały katamaran czeka, bo za jakiś czas wypływa do Holyhead. Po czym wróci i nas zabierze 😊



O, już wjeżdżają na prom!


A tymczasem nasz sąsiad Ulysses też odpływa. Dzieci idą to uwiecznić.



A my tymczasem kładziemy się poleniuchować. Słońce już zachodzi.


Rano po odprawie standardowo do kolejki, standardowo gdzieś na końcu, na uboczu. Przed nami stoi Sprinter. Podglądam go i porównuję ze swoim, bo jest to potencjalny kandydat na następcę MadMobila.


Wreszcie weszliśmy na pokład. Po śniadaniu można iść na spacer. Jakoś te niecałe 2 godziny musimy wysiedzieć 😉




Dopłynęliśmy 😊 Mercedes przed nami, robię więc fotkę pokazującą oba kampki.


Jesteśmy w Walli. Ruszamy dalej, kierunek Harwich.

Mavv - 2019-08-11, 00:06

W sumie drugi dzień minąłby zwyczajnie, gdyby nie pewna rozmowa telefoniczna 😊 Szefowa rozmawiała z mamą. Mówi, gdzie jesteśmy i nagle olśnienie – niedaleko są kuzynki, z którymi się nie widzieliśmy jakiś czas! To szybko za telefon i dzwonimy do nich. Od słowa do słowa – uda nam się spotkać! Zmieniam kurs na nawigacji i jedziemy do nich 😊
Nie będę zanudzał opowiadaniem, jak było 😊 Po przemiłym spotkaniu ruszyliśmy dalej, do Harwich. W porcie już, gdy czekaliśmy na swoją kolej do odprawy, widzieliśmy, jak mierzą długość zestawu przed nami – kamper ze sporą przyczepą. Nie puszczono ich na odprawę z nami. Zawrócono ich i pojechali odprawić się jako fracht. My akurat byliśmy za nimi. Jak to wyglądało? Otworzyli im szlaban, kazali objechać budkę celnika i wyjechać innym wjazdem. Wtedy my podjechaliśmy pod okienko. Z drugiej strony budki widziałem z jakimi nerwami pasażerka rzeczonego kampera odpierała dokumenty od celnika. Z pewnością jakby wzrok zabijał, to celniczka właśnie by zginęła pewnie w strasznych męczarniach :D
Jakby tego było mało – dwa stanowiska obok, gdzie była budka bez zadaszenia, stał Landrover z dość nietypową przyczepą. Sporych rozmiarów domek na kółkach. Ale ten nie został zawrócony. Pojechał po odprawie dalej. Nie był pewnie tak długi, jak ten kamper.
Wreszcie stoimy w linii.


Nasza Stena też już jest


Na linii obok nas stoją dwa amerykańskie kampery. Widać, że to typowe amerykańce z początku lat 90. Chrom, pewnie też benzynowe V-ki 😊


Nie mam niestety lepszego zdjęcia.

Ale co zauważamy? W tej samej linii, na końcu parkuje Landrover z przyczepką jak dom! Idę delikatnie rzucić okiem, zrobić zdjęcie. Właściciel wychodzi. Podszedłem do niego i zagadałem. Okazało się, że sam ten domek zbudował. Zaprosili nas (młodzi Szwedzi) do środka, pokazali, co i jak. W środku przestrzeń, antresola, na której jest gigantyczne łóżko. Na dole łazienka jak w domu. Spory blat kuchenny, duża lodówka absorpcyjna, 200 litrów wody, panele na dachu. W środku jeszcze pachniało drewnem. Mówił, że używał sklejki topolowej, bo lekka. Przyczepa ma maksymalną dopuszczalną wysokość 4m, a masa jest taka, że może to ciągnąć swoim B+E.


Po krótkiej rozmowie wróciliśmy do naszego kamperka.
No nic, pora wjeżdżać na prom…


Na promie ustawiono nas przed opuszczanym pokładem. Przed nami postawiono znak stop, a za wycieraczkę dano kartkę z informacją, żeby nie odjeżdżać, dopóki nam obsługa nie pozwoli. Nasz pojazd jest duży i może w coś uderzyć 😊 Kamper obok nas został tak samo „uziemiony”.





Rano okazało się, że chyba nie wszyscy pasażerowie zeszli do swoich pojazdów na czas. Pod rampą zaczęło się powoli robić miejsce, ale wciąż były tam auta. Tymczasem lewa strona promu już wyjechała. To i nam kazali cofać i wyjechać lewą stroną. Ok, jesteśmy w Hook of Holland w Holandii 😊

Mavv - 2019-08-11, 05:27

Jadąc z Rotterdamu w stronę Danii, mamy po drodze ciotkę żony, z którą się dawno nie widzieliśmy. Jest okazja wpaść na herbatkę. To wpadliśmy. Po wizycie kierujemy się dalej w stronę Danii, ale po drodze mamy w planie zobaczyć łódź podwodną Wilhelm Bauer w miejscowości Bremerhaven. Jej lokalizacja:
53.541349, 8.577723

Początkowo chcieliśmy stanąć na tym stellpaltzu,
53.532124, 8.576330

ale w czasie drogi stwierdziliśmy, że skoro ten okręt zwiedza się szybko, to możemy równie dobrze po wizycie podjechać bliżej w stronę Danii i gdzieś się przespać.
A po drodze okazało się, że mamy kolejną przeprawę promową. W zasadzie kończyła się ona przy samej łodzi podwodnej :O Tym samym minęliśmy stellplatz. :lol:





Skoro już jesteśmy niemal na miejscu, to wypadało by gdzieś zaparkować. Niestety wokoło same kryte parkingi, gdzie się nie zmieścimy… Jadąc tak główną ulicą zauważam parking między blokami, odkryty, ze szlabanem. Stoi tam nawet jakiś VW Transporter. Jedziemy!

53.553508, 8.568013

Gdy podjechałem do szlabanu, na nim był znak zakazu dla kamperów i motocykli… Ale widząc tego Transportera, wjechałem. Wjazd na szerokość osobówki, ale się zmieściłem 😊 Opłata chyba byłą koło 2 euro. Zostawiwszy auto poszliśmy szybkim krokiem w stronę łodzi, bo zamknięcie miało być za godzinę z kawałkiem. A jeszcze musieliśmy tam dojść! Zdążyliśmy 😊
Bilet wstępy kosztował 3,50 euro za dorosłego i 2,50 euro dla dziecka. Zaczynamy zwiedzanie 😊

























Po zwiedzeniu okrętu poszliśmy coś zjeść. Trafiliśmy na budkę z pizzerinkami. Wzięliśmy po jednej i poszliśmy powoli w stronę kamperka. Nie powiem, pizzerinki były smaczne. Podobnego zdania byłą pewna mewa, która znienacka zaatakowała zapiekankę córki. Całym swoim dziobem odgryzła kawałek i odleciała. Po chwili próbowała znowu. Na pomoc przybyły jej koleżanki. Przez chwilę czuliśmy się niczym w „Ptakach” Hitchcocka 😊







Nie powiem, kawał ptaka taka mewa!

Po opłaceniu parkingu i znalezieniu miejsca na nocleg za pomocą park4night, ruszamy. Kierunek:
53.677028, 8.810691

Według apki, nocleg kosztuje 5 euro. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że ten kemping to jakieś stare niemieckie przyczepy i altanki zrobione w stylu RODOS :lol: Miejsce dla kamperów wyznaczone jest z boku kempingu, a opłatę uiszcza się u dozorcy, który jest w domku nr (nie pamiętam). Zaparkowaliśmy i poszliśmy poszukać Helmuta Dozorcy 😊



Okazało się, że on mówił tyle po angielsku, co my po niemiecku. Ale na szczęście udało nam się dogadać. Słowa jak nacht czy vonmobile są już nam znane i Helmut wiedział, o co nam chodzi 😊
Po zapłaceniu piątaka poszliśmy na spacer po kempingu. Cisza, kilku turystów tylko się kręciło. Restauracja zamknięta, w środku żywego ducha. Ale i tak swój klimat miał ten kemping



















Czy przyczepy „Wilk” to były/są polskie przyczepy? Bo sporo ich było na tym kempingu.
W otoczeniu wody i lasku (oraz kilku upierdliwych komarów) idziemy spać. Jutro ciąg dlaszy przygody!

SlawekEwa - 2019-08-11, 07:43

Mavv napisał/a:
Czy przyczepy „Wilk” to były/są polskie przyczepy?

- Wilk to marka, która należy do niemieckiej grupy Knaus Tabbert.

Turok - 2019-08-11, 09:08

Świetnie się czyta! Czekam na kolejne wpisy i stawiam

Mavv - 2019-08-11, 22:11

SlawekEwa, to tłumaczy sporą ich ilość "u Niemca"

Turok, dziękuję, przyda się, gdy będę dalej pisał :)

Mavv - 2019-08-12, 01:50

Rano ruszamy dalej. Dziś już chcemy być w Legolandzie. A w zasadzie, okazało się, że będziemy i w Legolandzie i w Legohouse. Przy czym nie wiemy, czego się spodziewać po Legohouse. Ze strony internetowej dowiadujemy się, że jest to miejsce, gdzie powstało Lego. Inaczej zwane Domem Klocka Lego. Można tam układać klocki, są strefy tematyczne. Zobaczymy. Kupiliśmy bilet kombi – możemy iść jednego dnia do Legoladnu a drugiego do Legohouse lub odwrotnie.
Ale zanim się dostaniemy do Danii, to okazuje się, że jeszcze jedna przeprawa promowa przed nami.




Znowu jakieś 19 euro nas to kosztowało. Nie jesteśmy jedynymi kamperowcami 😊 Woda w rzece mętna, brudna, płytka. Trzeba wiedzieć, gdzie płynąć, żeby nie utknąć.





No, ale w końcu jest Dania! Mijamy granicę, coraz bliżej do Bilund. W końcu jesteśmy na miejscu. Po jednej stronie drogi lotnisko, a po drugiej Legoland 😊 Przylatująs samolotem wcale nie trzeba brać auta, bo spacerkiem można dojść 😊
Jakoś gdzieś chyba nie doczytałem odnośnie parkingów i pojechaliśmy na parking nr 2 przy Legolandzie. Byliśmy jedynym autem… Bramka się otworzyła i wjechaliśmy. Rozeznaliśmy się w sytuacji – idziemy najpierw do Legohouse a jutro do Legolandu. Zjedliśmy i ruszyliśmy. Nie powiem, trzeba było zrobić trochę kroków, żeby się dostać do celu, ale było warto 😊
Ale się zgrali z kolorami! :lol:



Po wejściu do środka musieliśmy się najpierw dowiedzieć, co i jak. Pani na recepcji powiedziała nam, że na nasz numer rezerwacji (kod QR z biletu) wydrukujemy sobie opaski na rękę z czipem, który będzie potrzebny w środku. Poszliśmy więc do jednej z kilku maszynek do check-in i po chwili mieliśmy imienne bransoletki 😊 Jeszcze tylko poszliśmy do szatni zostawić kurtki (szafki zamykane bransoletką) i możemy iść się legować jak zaczął mawiać mój syn 😊
W zasadzie po wejściu wchodzi się „na drzewo”. Dzieci mogły by już tu zostać. Widzieliśmy tą radość w ich oczach. A przed nami jeszcze trzy piętra!







W końcu poszliśmy dalej. I tu ciekawostka. W końcu Sali stoi wtryskarka. Ona robi na raz 6 czerwonych klocków. Następnie klocki są pakowane do woreczka i woreczek wyjeżdża z maszyny i wpada do pudełka. Każdy może sobie wziąć jedno opakowanie.



Ponadto można – po zeskanowaniu bransoletki – wydrukować sobie imienną kartę z unikatowym wzorem do ułożenia z sześciu klocków. I właśnie te 6 klocków, które każdy może sobie wziąć, służy do zbudowania swojej unikatowej konstrukcji. Nasze 4 złożone zestawy teraz stoją w domu na półce wraz z naszymi kartami 😊



Idąc dalej na górę widzimy, że na tym drzewie, które rośnie po środku schodów, tętni życie 😊


Na pierwszym piętrze powitały nas dinozaury. Duże, ciężkie, rzekłbym klockowate :haha:






Poszliśmy dalej, schodami na półpiętro. A tam……. gigapojemniki z klockami, gdzie można pozwolić wyobraźni tworzyć. Ludzie (i mali i duzi) układają. Domki, auta, statki, cosie, dziwolągi, kształty… Wszystko! Syn zauważa Titanica. Ma podobnego, w mniejszej skali w domu. A tu taki duży!



Idziemy i my pobudować. Ale najpierw przerwa na herbatkę 😊 (bez herbatki, ale przy stoliku herbacianym). Nawet poduszki były z klocków.



Dobra, kto by tam chciał siedzieć, jak tu tyle klocków!







Ja sobie zrobiłem Titanica w wersji ekstremalnie minimalistycznej :haha:


I zostawiłem go „dla potomnych” (ledwie go widać)


Po chwili trafiamy na dział Technic, gdzie można zbudować platformę, która porusza się po linie i wiezie ładunek (żyrafę lub kaczkę lub coś innego). Przystąpiliśmy do montaży wózka, potem zwierzaków.









Idziemy dalej, dział zwierzęcy.


A tam np. dwa duże „akwaria”. Jak ktoś chce, to może sobie zbudować rybkę, a potem wpuścić ją do akwarium. Jak? Już wyjaśniam 😊
1. Zbuduj sobie rybkę. Według uznania. Ale nie większa niż (nie pamiętam teraz, jakie były
wymiary)


2. Zeskanuj rybkę





3. Rybka sama wpływa do akwarium. Gotowe! Prawda, że proste?




Można jeszcze umieścić rybkę na tablicy 😊


W innej części działu zwierzęcego można było zrobić sobie robaka 😊 Robaki potem tańczyły na stole wibrującym. Albo żabkę na liściu. Żabki mogły się gonić na stole powietrznym. Wyobraźnia pracowała!
Idziemy dalej. Trafiamy na miasto, gdzie co jakiś czas zmieniała się pora dnia. Trafiliśmy na wieczór.





Takich tematycznych poziomów jest kilka. Można budować z klocków, jest też dział, gdzie buduje się wyścigówki, a potem one się ścigają. Mnóstwo rzeczy, które pobudzają wyobraźnię, zarówno młodszych jak i starszych.
W piwnicy budynku jest muzeum. Można zobaczyć pierwsze klocki, pierwsze zestawy, jak firma odpowiadała na różne produkcje filmowe wydając serie tematyczne itp.
Po zwiedzeniu budynku kupiliśmy sobie pamiątki w sklepie i poszliśmy w stronę kampera.
Historia logo firmy na przestrzeni lat:


A tu można było sobie zbudować legoludzika


Aby wyjechać z parkingu, potrzebujemy bilet. Bilet kupuje się w kasie. No to spokojnie, powolutku idziemy do kasy. Mówię pani, że chcę zapłacić za bilet, żeby wyjechać z parkingu nr 2. A ona, że oni nie obsługują parkingów przy Legolandzie, tylko swoje. Muszę iść na recepcję tamtejszą po bilet. A do zamknięcia mam niewiele czasu… No to klops… Ale nic – ruszamy z kopyta.
Zaczęło lać. Jako jedyny nie miałem kurtki przeciwdeszczowej, więc szybkim krokiem poszedłem w stronę Legolandu (jakiś 1,2km). Dotarłem do recepcji przy Legolandzie. Na szczęście tego dnia mieli otwarte do późna (chyba do 21 lub 22), więc nie było paniki. Ale o tym nie wiedzieliśmy… Przy okazji pan nam powiedział, że możemy zaparkować na parkingu 4 lub 5 za darmo. Przy czym jeden, ten bliżej lotniska może być zamknięty, nie jest pewny, a ten drugi będzie otwarty. Możemy stanąć tam, gdzie autobusy. Podziękowaliśmy i poszliśmy do auta.
To jedziemy. Najpierw na ten bliżej nas, czyli P4 bliżej lotniska. Pan miał dobre przypuszczenia – zamknięty. Zatem obieramy kierunek na P5. Niby otwarte, ale zakaz wjazdu za wyjątkiem autobusów. Co z tego, że tak mi powiedział na recepcji. To jest znak drogowy i w razie czego przed policją się nie wytłumaczę… Ale :idea jest pomysł. Idąc z P2 w stronę Legohouse mijaliśmy darmowy parking przy lasku. Pojedźmy tam!
Strzał w 10. Na miejscu fajny parking, kilka miejsc wydzielonych dla kamperów. Zostajemy!



Lokalizacja:
55.737421, 9.11120

A wieczorkiem… Zasłużony odpoczynek 😊

yahoda - 2019-08-13, 13:18

O! Chętnie poczytam, tym bardziej, że mój kamperek załapał się na jedno z Twoich zdjęć. Piwko na zachętę już płynie.
Mavv - 2019-08-14, 11:50

yahoda, dziękuję za piwo, będzie się lepiej pisać :) Ale to dopiero, jak wrócimy ze Szkocji, bo chwilowo nas tam wywiało :mrgreen:
Twój piękny klasyk załapał się; robiąc to zdjęcie o tym nie wiedziałem. Dopiero na drugi dzień się zorientowałem. I nawet udało nam się słówko zamienić :) I nawet wspólną fotkę zrobić :)
Jak Wam wtedy minął dzień w LEGO?

yahoda - 2019-08-14, 11:57

Dzień w Lego... pochłonęło nas całkowicie. Mój syn zapomniał o wszelakich potrzebach: "Jesteś głodny? - Tato, nie teraz." Po paru godzinach: "Zjemy coś? - A muuuuszęęęę?". Za jakiś czas: "Igor, idź siku!" Przestępuje z nogi na nogę, ale nie odejdzie. Tak było w Lego House. Ogólnie stwierdziliśmy, że to lepsze niż Legoland.
Pawcio - 2019-08-16, 08:05

Dania dla dzieciaczków jest rewelacyjna :bigok Jeśli będziecie zwiedzać Odense na pewno w parku spotkacie Anersena ;)
Ale rowerków do zwiedzania Kopenhagi na prawdę nie wzięliście ;)

Mavv - 2019-08-21, 21:51

yahoda, podobnie było u nas. Trzeba im było wcisakć jedzenie i picie :)
Mavv - 2019-08-23, 21:22

Jak słusznie yahooda zauważył, jego kamperek załapał się na zdjęcie. Rano, gdy śniadaliśmy, przyglądałem się kamperom na parkingu. I zauważyłem, że od wczoraj stoi po drugiej stronie kampek, chyba z dużą naklejką Camperteam. Dla pewności spojrzałem przez lornetkę :) A jakże :) duża naklejka na kufrze. Podszedłem się przywitać przeszkadzając przy śniadaniu :oops: Po krótkiej i miłej pogawędce udaliśmy się w stronę Legolandu.

Pogoda dziś lepsza, niż wczoraj. Po deszczu mamy piękne słońce, jest cieplutko. Tak można zwiedzać.



Pobrałem aplikację Legoland. Pokazuje ona m.in. jak duże są kolejki do różnych atrakcji i ile czasu się czeka na wejście. Można sobie wtedy trochę zaplanować. Po przejściu przez bramki wchodzimy w krainę klocków Lego. Wszędzie stoją figurki, posągi, scenki zrobione z klocków. Trafiamy na miniatury :) tematyczne i geograficzne. Są to miasteczka z różnych rejonów świata, porty, nawet NASA jest 😊











Oprócz samych budowli są też tablice informacyjne mówiące, z ilu klocków składa się dana miniatura.



















Nie powiem, można by tak chodzić po parku miniatur cały dzień. Ale mamy jeszcze sporo innych atrakcji do zobaczenia. Karuzele itp czekają na nas. Najpierw poszliśmy na wieżę widokową, żeby rzucić okiem na okolicę. Widok niesamowity! Widzimy i Legohouse, i lotnisko, i park miniatur z góry. No nic :) idziemy dalej się bawić!
Ciekawą atrakcją jest Atlantyda. Wchodzi się do jaskini i "pod wodę" po obejrzeniu ciekawej prezentacji. Potem można obejrzeć zatopioną w Atlantyku Atlantydę.



















Można było też popodglądać kamerą podwodny świat – były do tego specjalnie przygotowane niskie akwaria, gdzie pływały rozgwiazdy, krewetki i inne stworzonka. Można było zbliżyć kamerę i na ekranie zobaczyć, jak z bliska wygląda taki zwierzak.







Byliśmy na różnych zjeżdżalniach, karuzelach i podobnych. Brakło nam dnia, bo większość atrakcji zamykała się o 18. Mogliśmy iść zobaczyć miniaturki później, pod koniec, bo sam park zamyka się później. Nie mniej jednak dzieci zadowolone, rodzice też :) W sklepie kupiliśmy kilka upominków i wróciliśmy zmęczeni do kampera. Rano chcemy obrać kierunek na Kopenhagę.

Mavv - 2019-08-23, 21:42

Nocleg znów znaleźliśmy za pomocą park4night. Mieliśmy spać pod mostem :lol:

Ale zanim tam dojechaliśmy, to trzeba było poszukać miejsca, gdzie by można było toaletę opróżnić. W Danii jest ponoć sporo takich miejsc na autostradach (yahooda, dzięki za cenne info o kamperowaniu w Danii :) ) i takie miejsce znaleźliśmy (m.in. też w park4night).

Tak wygląda - prosto i skutecznie. Klapka na kota i kranik, żeby po sobie posprzątać.



Po wyprowadzeniu kota pojechaliśmy na nocleg. Nasza miejscówka:
55.519138, 9.740779







Most nocą też pięknie wygląda:


Spacerując po okolicy natknęliśmy się na taki znak:


Znaku akurat nie widać, ale był to zakaz wjazdu z tabliczka informacyjną. treść tej tabliczki była dla mnie niezrozumiała. Po przetłumaczeniu okazało się, że zakaz ten dotyczy wjazdu na tę prywatną drogę. Jest to wjazd na czyjąś posesję. Ale jako ciekawostkę dodam, że przy okazji wtedy odkryłem fajną funkcję tłumacza google - wybiera się zdjęcie, naprowadza kamerę na obiekt, a tłumacz na ekranie pokazuje, co tam pisze :shock: Sprawdzcie sami. Mnie to zaskoczyło.

Dobra, pora spać, bo Kompenhaga czeka :)

Mavv - 2019-08-24, 05:24

Na zwiedzanie Kopenhagi przygotowaliśmy sie tak, ze znaleźlismy niedawno otworzony miejski kemping (CityCamp). Kawał placu wydzielony w dzielnicy pod Kopenhagą, za magazynami, przy torach kolejowych. Miejscówka miala sporo pozytywnych komentarzy, jednym pociąg przeszkadzał, innym nie. Dla nas ważne bylo, ze było blisko do miasta i do przystanku autobusowego. Nocleg kosztuje 30 euro (lub ileśtam koron - nie pamiętam). W cenie jest prąd, prysznice. Wlaściciel dał nam mapkę miasta i wizytówkę z numerem telfonu do niego. Płatność tylko gotówką - zarówno euro jak i koronami.

Lokalizacja:
55.647297, 12.506803



Ten biały kontener to prysznice i toalety. Po prawej stronie ujęcie wody, po lewej kuweta dla kota :lol:


Zostaliśmy poinformowani, w która stronę isć na przystanek, oraz że do miasta dostaniemy się autobusem nr 10.
Wykupiliśmy tez kartę kopenhaska, która pozwalała nam podróżować komunikacją miejską bez opłat (karta pokrywała wszystko) oraz wejście do wielu atrakcji.

Jak już zajechaliśmy do centrum (ok 15 minut autobusem), to spod dworca głónego udaliśmy się do ogrodów Tivoli. Ogrody te są zarówno parkiem rozrywki jak i ogrodami miejskimi - drugi taki obiekt na świecie, otworzony w 1843r i działający od tamtego czasu. Ludzi kręci się sporo, nawet pomimo niepogody. Znów deszcz. Ale na szczęście deszcz złapał nas, jak już byliśmy w środku, tak więc mogliśmy się schować pod daszkiem i poczekać.
Żona mówiła, że fajnie jest też zobaczyć ogrody po zmroku. Nie widziało się nam siedzieć w ogrodach cały dzień, więc oto, co się dowiedzieliśmy: karta kopenhaska pozwala na jednokrotne wejście do danej atrakcji. Ale w Ogrodach jest tak, że można wyjść i wejść - warunek jest taki, że przy wyjściu "trzeba dać się ostemplować". I to nam pasowało :)

To tak to możemy iśc zwiedzać :) Ogrody są przepiękne, kolorowe. Wesołe miasteczko niekoniecznie - kolejne po prostu. A że nasze dzieci wybawiły się dzień wcześniej w Legolandzie, to o wejściu na jakąkolwiek karuzelę nie było mowy.

Nasz spacerek:

Najpierw przez stary dworzec:




I wreszcie Ogrody!







Zdjęcie tego tak nie oddaje, ale była wtedy sroga ulewa!








Takie ryby tu pływają:


















W środku jest też scena. My akurat trafiliśmy na występ grupy tanecznej. Sama kurtyna była wyjątkowa: ogon pawia się rozkładał od środka na boki, a cały paw sunął na dół pod scenę. W życiu czegos takiego nie widzieliśmy!














Żeby zrobić zdjęcie bramy bez tłumu ludzi, który tam jest non stop, musieliśmy poczekać, aż będzie zielone światło. Wtedy się zrobiło na chwilkę luźno :lol:


Po wyjściu z Ogrodów udajemy się na spacer. Chcemy zobaczyć syrenkę :)

Mavv - 2019-08-24, 06:39

Ustawiamy nawigację na googlu i idziemy. Przy okazji podziwiając architekturę Kopenhagi.











I tak sobie spacerując, trafiamy na irlandzki pub :) Nie mamy zamiaru wchodzić, bo dobrego Guinnessa wolimy napić się w Irlandii :) Chociaż jako ciekawostkę dodam, że Irlandczycy są przeszczęśliwi widząc irlandzki pub za granicą. Zawsze wtedy tam idą.


A propos Guinnessa :) przechodzimy obok Muzeum Rekordów Guinnessa :) Kurde, wysoki był najwyższy człowiek świata... Ja mam 190, a czułem się przy nim malutki :shock:


Gdy już byliśmy prawie przy syrence, to zaciekawił nas fort. Postanowiliśmy go zwiedzić. Nazywa się Kastellet. Otwarty dla zwiedzających, ale niektóre budynki po 18 są już zamykane.





Tablice pamiątkowe z nazwiskami żołnierzy poległych na polach walki.


Na terenie tej jednostki wojskowej nawet był młyn


Obeszliśmy jednostkę dookoła i poszliśmy zobaczyć syrenkę.

Tak jak się spodziewaliśmy - tłumy turystów, nawet już wieczorową porą. Mamy godzinę 20... W końcu udaje na się dostać do syrenki, żeby kilka fotek zrobić.



No dobra, pora wracać do Tivoli. Robi się ciemno. Jako iż zrobiliśmy już trochę kilometrów na nogach, to postanowiliśmy podjechać do Ogrodów autobusem. Mamy przecieć kartę. Czemu nie skorzystać? Chwila studiowania rozkładu jazdy i - jedziemy!

Tym razem na scenie gra zespół, ludzie słuchają, niektórzy tańczą. Tak, tu cały czas coś się dzieje!



Wesołe miasteczko jeszcze funkcjonuje.


Ogrody rzeczywiście ładnie wyglądają wieczorem :)
























Postanowliśmy już wracać. Gdzieś widzieliśmy, że przed północą ma być pokaz fajerwerków, ale byliśmy już zmęczeni. Poszliśmy na autobus. Była to nasza trzecia podróż autobusem. Żeby się upewnić, że dobrze pojedziemy, to wsiadając, pokazałem kierowcy zdjęcie przystanku, do którego chcemy dojechać. On nam mówi, że to przystanek za rogiem. Ale że jego angielski był tak słaby, jak nasz duński, to pomyśleliśmy, że autobus na nasz przystanek odjeżdża właśnie z przystanku zza rogu. No to poszliśmy tam. I tam dotarło do nas, jak należy czytać tutejsze rozkłady jazdy :lol: Pokazałem kierowcy nazwę przystanku, do którego przyjechaliśmy z kempingu :lol: Wróciliśmy zatem na nasz przystanek, gdzie w sumie dobrze wsiedliśmy i czekaliśmy na kolejny autobus... Dopiero miał być za 30 czy 40 minut... To w sumie nie ma tego złego - wróciliśmy się kawałek, żeby objerzeć sztuczne ognie :) Trochę ich zobaczyliśmy, po czym szybciutko udaliśmy się na przystanek, żeby ostatni autobus nam nie zwiał :D
Nooo, odpoczynek... Krokomierz pokazuje 17km... Usypiamy szybciutko. Bo rano ciąg dalszy :)

Mavv - 2019-08-25, 06:25

Ten dzień chcemy zacząć od wycieczki po kanałach wodnych. Taka wycieczka trwa ok 1,5 godziny, można zobaczyć miasto z nieco innej perspektywy 😊 Idziemy zatem popływać 😊 Za taką przyjemność trzeba było zapłacić osobno – karta kopenhaska nie pokrywała wycieczki łodzią. Ile – nie pamiętam…
Na barce każdy dostaje słuchawki. Podłącza się je do małego radyjka, w którym można wybrać język. Wybieramy polski i słuchamy, co przewodnik opowiada o miejscach, obok których przepływamy. Można się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy o mieście.


























Jesteśmy znów przy Syrence. I znów sporo ludzi. Każdy chce zdjęcie.




Łódź podwodna 😊


Dopływamy do końca naszej wycieczki. „Proszę państwa, proszę schować głowy i nie wystawiać rąk!” krzyczał przewodnik. Barka jest wielkości mostku, pod którym przepływa. A zakręt jest tak ostry, że na raz się nie wyrabiamy i burtą ocieramy o brzeg. Norma :palacz

Z przejażdżki kanałami udajemy się do Zamku Rosenborg.





Nasz następny “cel” 😊


Wejście na kartę kopenhaską. Zwiedzamy, podziwiamy. Kustosze pilnują, że nie siadać na zabytkach, nie opierać się o ściany.














Ciekawe, ile milionów stop widział już ten próg i podłoga…










Z zamku poszliśmy do ogrodów. Piękne, zadbane, zielone.








Spacerując tak po ogrodach, trafiliśmy na motylarnię. Było kilka pięknych okazów. Mnie się udało kilka uchwycić.











Cóż, gdy nacieszyliśmy oczy I sztuką i przyrodą, to poszliśmy znów „na miasto”. Chcieliśmy spróbować zobaczyć Muzeum Rekordów Guinnessa. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, zanim się zamkną. I znów nawigacja googlowska i w drogę!
Niektóre rekordy są tak absurdalne, że aż dziw człowieka bierze, że można takie głupie rzeczy zgłaszać (np. ile można na jedną stopę założyć skarpet). Niektóre rekordy są ciekawe, niektóre beznadziejne. Można było zobaczyć, jak szybko układa się kostkę Rubika, czy jak szybko można składać i rozkładać stosu kubków. Można nawet było się zmierzyć 😊 Była też perkusja do sprawdzenia się, ile uderzeń na sekundę jesteśmy w stanie wykonać. Byli i najgrubszy i najwyższy człowiek świata.






Za muzeum była kolejna atrakcja – dom strachów. Syn się trochę tam bał. Było strasznie momentami. Na przykład można było włączyć prąd skazanemu na krzesło elektryczne (!), zajrzeć za drzwi, gdzie wraz z mocniejszym ich otwieraniem przybliżał się szkielet. Były dziwne odgłosy. No i półmrok 😊

Rzeczony szkielet:


Można było zrobić zdjęcie własnego cienia 😊




Po intensywnym dniu wracamy do kamperka…



Jutro ciąg dalszy zwiedzania!

Mavv - 2019-09-08, 19:20

Następnego dnia (już ostatniego) udajemy się znów na przystanek, żeby ostatni raz pospacerować o Kopenhadze. Chcemy zwiedzić Pałac Christianborg. Gdy już jesteśmy niemal na miejscu, na dziedzińcu, naszą uwagę przykuł portier. Podchodzimy bliżej, przyglądamy się, zaglądamy mu niemal przez ramię 😊 A on się pyta, czy wiemy, co to za budynek. Odpowiadamy, że chyba Pałac Christianborg i czy możemy zwiedzić. On nas poinformował, że pałac jest obok, a ten budynek to budynek parlamentu duńskiego. Zaskoczył nas, podziękowaliśmy za informację. A pan się dalej pyta, czy może chcemy go zwiedzić? Bo za kilkanaście minut rusza kolejna wycieczka z przewodnikiem, wycieczki są darmowe. Szybka decyzja – skoro już tu jesteśmy i mamy okazję zobaczyć, gdzie urzęduje parlament, to czemu nie? 😊
Wchodzimy do środka i czekamy na przewodnika. Grupa okazała się na tyle liczna, że przyszły dwie przewodniczki i rozdzieliły nas. Poszliśmy zwiedzać dowiadując się przy okazji różnych ciekawostek o tym, jak funkcjonuje parlament, że każdy premier ma swój portret, jak są przydzielane miejsca wybranym przez naród posłom itp. Ciekawa, niemal godzinna wycieczka 😊


W oczekiwaniu na autobus


Ten portret wygląda jak zdjęcie!




Tutaj panowie przyznali prawa wyborcze kobietom. Ich miny pokazują, że chyba są średnio zadowoleni z pomysłu 😉 tak opowiadała nam przewodniczka :lol:


Sala sejmowa…


… I jej zdobiony sufit

Po niespodziewanej wizycie w parlamencie udajemy się wreszcie do pałacu. Przepiękny pałac, dobrze utrzymany. W końcu czasem przebywa w nim królowa, więc musi być tip top. Pokaże kilka zdjęć:
















Ten pan po lewej nie trzyma telefonu – on ma multimedialny przewodnik 😊 Fajna sprawa, można było dowiedzieć się naprawdę sporo.



W innej części pałacu (całkiem osobne wejście i oczywiście osobno płatne – na szczęście karta pokrywała i to) była kuchnia pałacowa. I nawet w niej pachniało! 😊













Z kuchni jeszcze poszliśmy zobaczyć stajnię (też osobne płatne wejście). Po zwiedzeniu pałacu ruszamy dalej na podbój Kopenhagi. Ale już raczej w stronę przystanku. Bo naszym celem na dziś jest akwarium na obrzeżach miasta i nocleg w Szwecji, a w zasadzie na promie do Świnoujścia.

Akwarium nazywa się Den Bla Planet i znajduje się na obrzeżach miasta, niedaleko lotniska. Zjeżdżamy z autostrady ostatnim zjazdem w Danii, tuż przed mostem, naszą wyczekiwaną atrakcją (a zwłaszcza przez najmłodszego kamperowicza).
Samo akwarium jest dość interesujące – załapaliśmy się na karmienie wielkich ryb z Ameryki Południowej, niestety nie pamiętam ich nazw ☹ Sam sposób pożerania pokarmu przez te olbrzymy był fascynujący! Opiekun wrzucał kawałki ryb do wody, a wielka paszcza ryb niesamowicie szybko wchłaniała te kawałki wydając przy tym głośne kłapnięcie niczym potężne uderzenie jakiegoś młota.



No ale komu w drogę temu kampera! Po zwiedzeniu akwarium lecimy na most i niniejszym opuszczamy piękną Danię!

Mavv - 2019-09-08, 20:01

Przejazd mostem nad Sundem robi wrażenie! Opuszczając Danię wjeżdżamy do tunelu długiego na 4,5km. Potem mostem oo długości 12km i jesteśmy w Szwecji 😊 Proste, prawda? 😊

Jeszcze słowo odnośnie rezerwowania promu do Polski… Znaleźliśmy przewoźnika TT-Line, który kursuje między Trelleborgiem a Świnoujściem. Godzina nam w miarę pasowała (nocny prom, rano w Świnoujściu – nam bardzo na rękę). Ale… sam proces rezerwacji to byłą męka. Wybieram kierunek, w jedną stronę. Strona przechodzi dalej i mam zaznaczony rejs powrotny. Nie da się odfajkować. Wchodzę na stronę kilkoma sposobami – jak już mam kurs w jedną stronę, to nie z tego portu. Zaczyna mnie trafiać. W końcu jakoś udało się nam przejść do etapu pasażerów – wpisujemy cztery osoby, szast prast, cena, dane pasażerów i tu nasze zdziwienie – nie prosiło o dane dzieci, tylko dorosłych… Dziwne… No nic – kupujemy. Przychodzi po chwili potwierdzenie – mamy bilet. Ale tylko my. Bez dzieci. We mnie się zagotowało… Musiałem wybrać kajutę i fotel (kajuty max 3-osobowe, a nas 4), a mam bilet na dwie osoby. Jako że już było późno (około północy), to postanowiliśmy, że rano będziemy na infolinii wyjaśniać sprawę. Co też zrobiliśmy z samego rana. Wyglądało to tak – dzwonię, wybieram po angielsku. Zgłasza się operator, przedstawia się – Grzegorz Jakiśtam. O, może nasz rodak? Pytam się go po angielsku, czy możemy po polsku – mówi, że tak. No to wyjaśniam mu całą sytuację, że bukowaliśmy na 4, kupiło się na 2, a musiałem wziąć 4 miejsca do spania… On mi mówi, że czasem takie jaja się dzieją na stronie (no przezabawne…. doprawdy…. nie było mi do śmiechu…). Może dodać dzieci do rezerwacji, ale oczywiście za dopłatą. Urwał nać! Normalnie jak w tym dziadowskim Ryanairze… Nazywanym przed rodaków na wyspie irlandzkim PKS-em (nie obrażając PKS-a oczywiście :lol: ). Opłata wynieść miała 24 euro, ale pan zwrócił mi 4 euro za fotel i dopłaciłem 20 euro za zmianę rezerwacji. Mówił, że spokojnie dwójka dzieci zmieści się na jednym łóżku, ale on poleca wziąć do kajuty materac dmuchany i rozłożenie go na podłodze. No nic – bilet mam, tym razem wszyscy są. Koszt całkowity 261 euro. Więcej z ich usług nie skorzystam…

Ale wróćmy do podróżowania 😊
Co mnie zaskoczyło w Szwecji – inny kolor znaków drogowych. To, co wszędzie jest białe, u nich jest żółte. No i stosowanie się do ograniczeń prędkości. Droga między polami, gdzie w Europie możnaby jechać 80-100, tu miała ograniczenie do 60. I tak jeździły auta. 40 to 40 i ani kilometra więcej.
Ale… jedziemy dalej. Mamy miejscówkę z park4night, o tutaj:
55.520303,12.897581
Widok na morze, cisza i spokój, to super połączenie, gdzie można zjeść kolację.







Na miejscu stało już ok ośmiu kamperów. My jednak nie mieliśmy zamiaru tu nocować, bo w nocy o 1:30 mamy prom. Tak więc zjedliśmy i w drogę.
Na szczęście do Trelleborg mieliśmy blisko, raptem 30km. Po kolacji zatem szybko do portu i na odprawę. Po odprawie (w sumie nikt niczego nie sprawdzał – moglibyśmy nie dokupywać biletów dla dzieci 😉 ) pojechaliśmy na wyznaczone miejsce. Stojąc już w linii, kazaliśmy się dzieciom położyć. A i sam trochę chciałem oko podgoić 😊


Port powoli pogrąża się w ciemnościach, ale nie idzie spać 😊


MadMobile grzecznie czeka na swoją kolej

Okazało się, że mamy opóźnienie… Zamiast o 1:30, to wjechaliśmy na prom przed 3… Trzeba było obudzić dzieci i szybciutko do kajuty, żeby każdą minutę wykorzystać na sen, bo od rana….
…czeka już na nas Polska!


Nasza kajuta. Dobranoc!

Mavv - 2019-09-29, 06:31

Rano, słoneczko, milutko :) Po zjechaniu z promu lecimy do Międzyzdrojów. Tam chcemy zjeść śniadanie i po śniadaniu jechać do Trójmiasta, żeby zacząć zwiedzanie.
W Międzyzdrojach idziemy na molo oraz Aleję Gwiazd. Patrzymy, jakie to osobistości zostawiły odbicia swych dłoni :)

Całkiem ładnie jest w Międzyzdrojach. Kolorowo, kwieciście.



O, Justyna znajduje Justynę :)


Po szybkim zwiedzeniu Międzyzdrojów lecimy na wschód. Po kilku godzinach docieramy wreszcie na miejsce, Hel. Spotykamy się przy okazji z moim bratem wraz z jego rodziną :) Zarówno i oni jak i my zaplanowaliśmy urlopy w tym samym czasie i nasze drogi przecinały się właśnie na Helu :) Było super!

Niestety... Polowałem na ten słynny autobus linii 666, ale nie było mi dane go spotkać. A czas nas naglił, bo chcieliśmy jechać na nocleg do Westerplatte (ciężko znaleźć na Helu lub półwyspie).





W końcu dotarliśmy. Nocleg znów z p4n, na parkingu Westerplatte
54.406707, 18.678157
Bezpłatny od 21 do 8, rano przychodzi cieć i opłata za kampera to 6zł za godzinę.



Czyli plany na jutro są :) Dzieciom już wytłumaczyliśmy, dlaczego Westerplatte, co się ważnego tu wydarzyło. Resztę zobaczą jutro.

Mavv - 2019-10-20, 01:46

Dzień zaczęliśmy od zwiedzenia Westerplatte. Już kiedyś dzieciom opowiadaliśmy o drugiej wojnie światowej, byliśmy w kilku miejscach związanych z różnymi bitwami czy wydarzeniami. Dziś mamy okazję być tam, gdzie to piekło się zaczęło.

Przejrzeliśmy tablice przy parkingu, zwiedziliśmy ruiny koszar. Stojąc w ruinach mogliśmy dzieciom opowiedzieć, jak wyglądał atak. Co bomby potrafią zrobić z takim budynkiem.









Poszliśmy dalej pod pomnik. Oczywiście zwróciliśmy też uwagę na napis „Nigdy więcej wojny”. Przy okazji sami trochę wzbogaciliśmy wiedzę o pomniku i o samym Westerplatte.






Po zwiedzeniu tego jakże ważnego miejsca chcieliśmy ruszyć dalej, do Gdańska. Ale RadekNet powiedział mi, że skoro już jesteśmy na Westerplatte, to mamy obok Twierdzę Wisłoujście, którą warto zobaczyć. Skorzystaliśmy z rady kolegi, za co mu serdecznie dziękujemy 😊


W drodze na twierdzę. Hmmm, przejadę czy nie?

Wycieczki tylko z przewodnikiem; mogliśmy się dowiedzieć sporo o historii twierdzy. Przy okazji dowiadując się, jak zmieniała się linia brzegowa przez lata! Niesamowite, że twierdza była zbudowana przy samym ujściu Wisły do Bałtyku. Przez lata nanoszony muł i osady denne przesuwały linię brzegową dalej i dalej, aż twierdza przestałą spełniać swoje zadania. Była po prostu za daleko.











Po zwiedzeniu twierdzy ruszamy „na miasto”. Jedziemy na parking znaleziony na park4night. Było ciasno, ale udało się 😊



Współrzędne parkingu: 54.344144, 18.661514







Oprócz spaceru po starówce, mamy w planie Muzeum Zegarów. Wspaniałe eksponaty, wciąż działające. Do tego możemy podziwiać zegar z najdłuższym wahadłem na świecie – 31,22m



Nie pamiętam, ile waży samo wahadło…







Ze szczytu wieży mamy przepiękny widok na miasto!










Kolejny punkt wycieczki po Gdańsku to okręt Sołdek. Sołdek był naszym pierwszym pełnomorskim statkiem handlowym, zbudowano go w 1949 roku. Idziemy 😊






To nie Sołdek 😊

To już zdjęcia Sołdka:









Z pokładu możemy przyjrzeć się słynnemu żurawiowi. Ja jednak chciałbym go zobaczyć też i z bliska 😊










Z Sołdka udajemy się w kolejne historyczne miejsce, gdzie to pewien elektryk od wózków akumulatorowych postanowił przeskoczyć przez płot 😉 , czyli Stocznia Gdańska. Również dzieciom należało się kilka słów wyjaśnienia, co ważnego się tu wydarzyło. W budynku stoczni zrobiono muzeum, jednak my nie mieliśmy czasu, żeby wejść i zwiedzać coś, co nie było dla nas aż tak interesujące.







Wracając już do kamperka przechodzimy obok dźwigu – mogę go sobie z bliska obejrzeć 😊



Na noc zmykamy na darmowy parking przy Westerplatte 😊 Byle by do 8 wyjechać 😊 Jutro ciąg dalszy!

Mavv - 2019-10-20, 02:59

Trzeci dzień wizyty w Trójmieście rozpoczynamy od wizyty w katedrze oliwskiej. Parkujemy auto na parkingu Egro Areny i dreptamy do katedry. Pogoda się poprawiła, dziś więcej słońca 😊



Katedra jest przepiękna! Najpierw zwiedzamy, zanim, zacznie się koncert.























Koncert… Nie da się opisać! Ponad 20 minut uczty dla uszu! Plus ruchome elementy kręcące się, dzwoniące. Coś wspaniałego! To trzeba przeżyć samemu.
Po wysłuchaniu pięknej muzyki organowej idziemy dalej, a w zasadzie wracamy się, bo chcemy iść na Molo. Sopockie Molo. Mijamy Ergo Arenę, dochodzimy do plaży i powolutku, mocząc się w morzu, dreptamy do mola. Spodziewamy się tam tłumów, ale w końcu to szczyt sezonu, a my tu prędko nie będziemy.


Plażowy spacerowicz


Jesteśmy! Ale gorąco…




Na molo jest też ekipa z Polsatu. Pewnie robią reportaż. Nie załapaliśmy się 😊 Współczuję operatorom – chłopaki ubrani na czarno…





Na molo było gorąco, na szczęście bryza od morza ciut schładzała.

Molo zaliczone. Szału nie ma. Następny punkt wycieczki to Dar Pomorza 😊 Ale widząc, jakie mamy odległości do pokonania w upale, decydujemy się wrócić po auto i przeparkować bliżej. Znów park4night znajduje darmowy parking, tym razem tu, na Kamiennej Górze:
54.512360,18.546802



Zostawiamy auto i idziemy do portu zobaczyć naszą chlubę Dar Pomorza.
Kupujemy bilet i zwiedzamy!




























ORP Błyskawica – jak starczy nam czasu, to ciebie też zwiedzimy!


Zapomniałem jej powiedzieć, że to rufa a nie dziób! 😊









Piękny okręt. To musiał być zaszczyt dla marynarzy pływać i szkolić się na nim.

A tymczasem szybki rzut oka na zegarek – mamy jeszcze czas na Błyskawicę! To chodźmy, zanim zamkną!
Zdjęć mam niewiele – nie pamiętam, czy nie można było, czy też zbyt wiele nie było pokazane. Za to modele statków są zacne 😊 Nawet znalazłem model ORP Conrad, który zbudowałem z Małego Modelarza. Ozdabiał półkę w moim pokoju. Jest też model Schleswiga Holsteina. Chyba każdy zna tą nazwę.








Schleswig Holstein




Bismarck




Krążownik ORP Conrad





Przez Błyskawicę przeszliśmy błyskawicznie 😊 Pora wracać, odpocząć i ruszać w drogę.

Warto wspomnieć, że codziennie stołowaliśmy się barach mlecznych. Pycha jedzonko za śmieszne pieniądze – co dzień między 35 a 50 złotych za naszą czwórkę. Głodni nie byliśmy!

SZEJK - 2019-10-20, 21:29

Fajna relacja foto i przekaz historii młodemu pokoleniu.
Piwko leci :pifko

Mavv - 2019-10-20, 22:32

W sumie mieliśmy godzinę 18. Do domu kawałem drogi. Ale postanowiliśmy ruszyć w stronę domu. Ile przejdziemy, tyle przejedziemy, najwyżej będzie nocleg po drodze. No i muszę przyznać, że trasa z Gdańska do Sosnowca mnie pozytywnie zaskoczyła. Kamperem zajechaliśmy w 6 godzin! O 18 wyjazd z Trójmiasta i o północy byliśmy w domu w Sosnowcu. Ładnie! Kilka lat temu przejazd z Sosnowca nad morze w okolice Kołobrzegu zajął nam ponad 10 godzin… Fajnie, że widać, jak drogi się budują. Z roku na rok jest lepiej 😊

Będąc już na miejscu, w ciągu kilku dni szwendamy się tu i ówdzie. Byliśmy między innymi zobaczyć po raz kolejny Trójkąt Trzech Cesarzy. Ostatnio tam byliśmy jakieś naście lat temu. Żadnych znaków, krzaki, chaszcze. Wiemy, że od tamtego czasu się co nieco zmieniło. Musimy to sprawdzić 😊
Pierwsze, co sprawdziliśmy, to parking. Nawet jest parking zwany Parking Trójkąt Trzech Cesarzy! Malutki, ale nie oszukujmy się – tłumów tam raczej nie będzie 😊 Współrzędne parkingu to 50.237247, 19.160463, na ulicy Śliwki. W sumie będąc już na miejscu okazało się, że można było wjechać w ulicę Słodową do ogródków działkowych i tam zaparkować. Wtedy do Trójkąta jest znacznie bliżej. Mały spacerek nikomu nie zaszkodził 😊



Przy ogródkach działkowych zatrzymujemy się przy dużej tablicy informacyjnej, która opisuje historię tego miejsca oraz pokazuje, gdzie był jaki zabór. No no, włodarze się postarali, tablica jest w kilku językach 😊



Dochodzimy do samego Trójkąta. Wygląda o niebo lepiej, niż te kilkanaście lat temu. Są ławki, kosze na śmieci, można rower przypiąć. Teren bardzo ładny, dziki. Czasem słychać przejeżdżające auta lub pociąg. Kiedyś to miejsce kwitło życiem – pływały tu barki rzeczne, ludzie się kąpali. Teraz jakoś to miejsce wydaje się małe w stosunku do tego, co przedstawiają stare fotografie i rysunki. Możemy sobie tylko wyobrazić, jak tu było.









Zostawiamy historię i wracamy do domu.

Mavv - 2019-10-21, 00:31

Innego razu wybraliśmy się do Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach. Zobaczymy, co tam jest 😊 W końcu większość chłopaków chciała kiedyś zostać strażakiem 😉
Parking przy muzeum jest spory, obok jest plac zabaw. Idziemy zwiedzać. Dla nauczycieli zniżki – trzeba okazać legitymację.
W środku jest ciekawie pokazana historia – od najstarszych pomp i wozów po czasu dzisiejsze. Na piętrze jest również wystawa poświęcona wszystkim służbom ratowniczym (m.in. WOPR, GOPR, Ratownictwo Górnicze, Pogotowie). Dla znawców tematu na pewno jest tu wiele ciekawych eksponatów. My zwiedzaliśmy zatrzymując się przy tych ciekawszych 😊















Jedno jest pewne – ciężka jest praca strażaka. Teraz, jako dorosły wiem, że to nie jest praca dla mnie 😊

I jeszcze kilka ciekawych zdjęć 😊


Tylny napęd, lekka konstrukcja. I mamy minipług śnieżny


Popołudniowy seans, tylko dla nas 😊


Myślę, że takie Ducato by nie jednemu budowniczemu przypasowało

Nasz pobyt w Polsce powoli zbliża się ku końcowi, trzeba więc zacząć myśleć o powrocie…

Mavv - 2019-10-21, 02:19

Ruszamy w stronę Irlandii. Kierunek Calais, gdzie przeprawimy się pociągiem pod Kanałem La Manche. W Calais robimy też zakupy w tamtejszym Carrefourze w Cite Europe. Wielki hipermarket, do którego chcemy zajechać popołudniową porą. Wszak zapas wina i sera nie zrobi się sam 😉
Nocujemy gdzieś w Niemczech. Mniej więcej w połowie drogi, pod Magdeburgiem. Park4night znajduje parking w pobliżu:
52.222323,11.669756

Jedziemy. I tu ciekawostka. Nawigacja Garmin prowadzi nas dookoła nabijając kilometry. Podczas gdy Google Maps pokazuje dużo krótszą drogę. Decydujemy się na Garmina. I to była dobra decyzja, bo droga, którą wybrało Google, była by dla nas nieprzejezdna i musielibyśmy się wracać. A to za sprawą wąskiego i niskiego tuneliku, który był po drodze. Nie mogę go teraz znaleźć, podróżując myszką po ekranie, ale to pokazuje, że Google też się czasem mylą 😉 W każdym bądź razie jesteśmy. Na sporym parkingu oprócz nas jest jeden kamper i dwa tiry. Chcemy się napić zimnego piwa na dworze. Niestety komary chciały się napić ciepłej krwi. Też na dworze. Jako że się nie lubimy z komarami, to pożegnaliśmy się szybko i resztę zimnego piwa i arbuza zjedliśmy w kamperku :mrgreen:





Rano pobudka i do Calais. Przed nami jakieś 800km drogi.
Po południu, zgodnie z planem, docieramy na miejsce. Tu już więcej kamperów. Zakupy, kolacja i rano na pociąg!


Mavv - 2019-10-21, 06:04

Piękny poranek, lecimy na odprawę i na pociąg. Udaje nam się znów załapać na wcześniejszy kurs, czyli 30 minut mamy zaoszczędzone 😊 Ciuch ciuch, magicznie cofamy czas i jesteśmy w Wielkiej Brytanii, w innej strefie czasowej. Znów zyskaliśmy godzinkę! 😊
Gdy tak sobie jechaliśmy autostradą, co jakiś czas widzieliśmy zabytkowe auta. W końcu niedziela, słoneczko. Trzeba zabytka wyjąć z garażu i wziąć go na przejażdżkę, no nie? 😉 Ale zaczęło ich być więcej, w tym sporo Fordów. Chwilę potem zauważyliśmy mały bilbord informujący o zlocie zabytkowych Fordów właśnie 😊 Sprawdziliśmy gdzie to jest i przestawiliśmy nawigację. Mamy czas, to podjedziemy zobaczyć, co to jest.
Im bliżej miasteczka Aylesford, tym więcej zabytków, sporo Fordów. Widzimy również tabliczki kierujące na zlot. W końcu trafiamy na miejsce. Parking nawet w miarę pusty. Obok rozbija się też ryneczek rolniczy. Idziemy zobaczyć te zabytki, w końcu po to tu przyjechaliśmy 😊
Auta cały czas się zjeżdżają. Łąka, na której wszystko się odbywa, stopniowo się zapełnia.




…jadą, jeden Ford za drugim…

Płacimy skromne kilka funciaków i wchodzimy. No, tu już jest na czym oko zawiesić! Zdecydowana większość aut to Fordy, ale są też i inne marki. Ja szukam Scorpio 😊 Nie wiem, co ten model ma takiego w sobie, ale strasznie mi się podoba 😊 Popatrzcie sami, nie tylko Scorpio oczywiście są na zdjęciach :mrgreen:



































A to nie mam pojęcia, co to za wynalazek?????





Spędziliśmy tam ok 2 godzin. Aut przybywało praktycznie cały czas. Ale my musieliśmy jechać dalej. Do Holyhead w Walii. W drogę!

Mavv - 2019-10-21, 06:30

Po południu docieramy do Holyhead. Godzina 17, prom mamy rano. Nocleg to miejscówka Toscanera. Wiemy gdzie, więc bezstresowo kręcimy się po miasteczku. Przejeżdżając obok portu i dworca kolejowego zauważamy stary pociąg, z lokomotywą parową, zabytkowymi wagonami. Parkujemy auto przy Lidlu i idziemy na zwiad.
Przy okazji możemy zobaczyć, jak wygląda sam dworzec. W końcu co roku jesteśmy obok, bo dworzec sąsiaduje z portem. W tym roku mamy okazję być i tu i tu 😊
Wchodzimy na peron. Już sam widok i zapach tego pociągu powala. Dowiadujemy się, że ten pociąg kursuje co jakiś czas z i do Holyhead. Bilet powrotny kosztuje bagatela 100 funtów od osoby w pierwszej klasie. Oglądając ten skład, można zrozumieć, czemu to tyle kosztuje. Samo utrzymanie tego zabytku pochłania pewnie sporo dochodu z biletów. Ale jednak wydaje mi się, że cena bardziej pochodzi z miłości do stylu vintage.






Tak można podróżować!

Pociąg szykuje się do odjazdu. Szybko poszedłem na most, żeby mieć lepszy widok. Nagle – gwizd!!! Rany Julek, jak dawno nie słyszałem takiego gwizdka! Para zaczyna syczeć, z tłoków buchają jej kłęby. Dzieci są pod dużym wrażeniem. 4 lata temu jechaliśmy pociągiem ciągniętym przez parowóz gdzieś w Walii, kolej wąskotorowa. Ale wtedy nie było takiego efektu. Coraz więcej pary się pojawia. Nagle z komina zaczyna wydobywać się dym! I więcej, i więcej! Kolejny gwizd i pociąg ruuuuusza. Najpierw powoli, jak żółw ociężale…



Wtacza się pod most, czarny dym jest wszędzie. Lokomotywa powoli przyspiesza i cały skład oddala się. Niezapomniany widok!

No dobra, atrakcja zniknęła nam z oczy, jedynie widać, gdzie jest dym 😊 Jedziemy na naszą miejscówkę.
Im bliżej jesteśmy, tym bardziej pada. Ale rok temu było to samo. W końcu miejsce jest na górze, a do gór lubią się chmury przyczepiać 😊 Trafiamy na parking i zdziwienie… Miejscówka już nie jest darmowa…





Trudno, nie będzie widoków. Mamy alternatywę, parking za portem. Płatny kilka funtów. Zmykamy tam na noc.


A na dobranoc oryginalny Heineken. Zdrówko!

Dobranoc!

Mavv - 2019-10-21, 06:52

W nocy lało i wiało. Zdążyłem zmoknąć idąc kilkanaście metrów do parkomatu i z powrotem. Rano pogoda się poprawiła. Ruszamy na odprawę.


A po lewej (niewidoczny na zdjęciu) jest dworzec, z którego wczoraj odjeżdżał pociąg

Dostajemy numer linii. Jesteśmy drudzy, nie powinno być źle. Pewnie szybko wjedziemy na prom, szybko zjemy śniadanie i będziemy się relaksować 😊




Gdzieś tam jest nasz szybki prom Dublin Swift


O, jest, cumuje!

Nasza linia wjechała jako jedna z ostatnich… Już widzimy oczami wyobraźni, jak będzie ciężko znaleźć stolik dla naszej czwórki. No trudno…
W końcu jedziemy. I jesteśmy za to blisko wyjazdu. Czyżby była szansa, że wyjedziemy jako jedni z pierwszych?



Idziemy na górę. Nawet udało się znaleźć stolik! Ale naszą uwagę przyciągnęło coś innego… Na każdym, absolutnie na każdym stoliku były położone torebki-rzygutki… I już wiedzieliśmy, że będą kłopoty…



Ale nic. Zjedliśmy śniadanie, ruszamy. Zaczyna się bujanie. Wypływamy bardziej w morze. Im dalej od brzegu, tym gorzej. Horyzont za burtą znika i się pojawia… Zaczynamy wszyscy odczuwać dyskomfort. Jest za późno na tabletki. Siedzimy wszyscy w milczeniu, obsługa zbiera naczynia po jedzeniu. Dowiadujemy się, że będzie jeszcze gorzej… Ludzie ledwie chodzą obijając się o ściany. Kapitan prosi o pozostanie na miejscach i nie poruszanie się po statku bez potrzeby, gdyż może być to niebezpieczne… Ja jednak musze wstać. Syn robi się zielony na twarzy i szybko idziemy (obijając się o ściany) do ubikacji. Tak spędzamy większość naszej podróży. Tylko słyszę, jak w kabinach obok ludzie walczą… Echhh, najgorsza podróż jak na razie. Po prawie 1,5 godziny spędzonej w ubikacji wracamy do dziewczyn. Te się trzymają, ledwo ale się trzymają. Żona opowiada, jaki był armageddon na pokładzie. Obsługa co chwilę po kimś sprzątała, bo ludzie nie byli w stanie wytrzymać dłużej lub po prostu nie zdążyli… Przykry widok. Ostatnie 20 minut to już spokojniejsze wody Morza Irlandzkiego. Wszyscy odpoczywamy, wreszcie spokój…
Dlatego właśnie wolę tunel. No i szybki prom. Jak pomyślę, że mielibyśmy płynąć tak ponad 3 godziny, to chyba bym… dobra, nie będę kończył… Idziemy do auta, wracamy do domu. Mamy wszyscy dość...

Mavv - 2019-10-21, 06:59

Podróż z Dublina do domu już była bez przygód. Już w kamperze, gdy opuszczaliśmy prom, nasze błędniki i żołądki się uspokoiły. Ufff, jaka ulga 😊

W te wakacje przejechaliśmy 5756,5 km. Zwiedziliśmy bardzo dużo, byliśmy w Irlandii, Wielkiej Brytanii, Holandii, Danii, Szwecji, Polsce, Niemczech i we Francji. Gdzie za rok? Może Włochy? Może Skandynawia? Zobaczymy za rok 😊


Mavv - 2019-10-21, 07:01

SZEJK, dziękuję! I zapraszam do dalszej lektury! Wreszcie udało mi się skończyć relację :)
RadekNet - 2019-10-21, 10:36

Ale mi przypomniałeś! W tym roku pierwszy raz w zyciu, ja stary żeglarz i kierowca na trasach PL-S/N (czasem kilka razy w tygodniu przez Baltyk), chorowałem na promie do Irlandii. Ale resztę opowieści się czyta przyjemnie ;)
ZbigStan - 2020-01-23, 21:00

Zwiedzałem z Wami. Dziękuję i zasłużone :pifko . Pozdrawiam
Mavv - 2020-01-26, 04:07

ZbigStan, dziękuję bardzo :)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group