| |
Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
|
 |
Skandynawia - ISLANDIA ZAPIERAJĄCA DECH W PIERSIACH
SalutElla - 2025-11-30, 15:44 Temat postu: ISLANDIA ZAPIERAJĄCA DECH W PIERSIACH ISLANDIA ZAPIERAJĄCA DECH W PIERSIACH
(zawarte poniżej opinie i spostrzeżenia wynikają wyłącznie z naszych osobistych wrażeń i nie należy ich traktować jako jedynie słusznych)
„Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach.” Ta sentencja autorstwa pisarki Mai Angelou najlepiej oddaje wrażenia jakich doświadczyliśmy w czasie podróży po Islandii. Ilość chwil, w których brakowało nam tchu w tej krainie ognia i lodu była doprawdy niezliczona. Z tego też powodu mimo, że nie odbyliśmy tej wyprawy kamperem, a samolotem i wynajętą osobówką, nocując w hotelach, postanowiłam podzielić się wrażeniami i widokami z tej niezwykłej wyspy.
Podróż odbyliśmy w dniach 8-18 maja 2025, a jej przebieg był następujący:
8/9.05 czwartek/piątek
- wylot z Warszawy o 21:35, przylot do Keflaviku o 23:55 lokalnego czasu
09.05. piątek
- przetrwanie na lotnisku w Keflaviku do godziny 5:00 rano czyli do pojawienia się osoby z agencji wynajmu aut; odbiór auta;
- objazd Złotego Kręgu od krateru wulkanicznego Kerið, przez Park Narodowy Thingvellir, dolinę geotermalną Haukadalur, wodospad Gullfoss, farmę pomidorów Fridheimar w Reykholt i przyjazd do hotelu Miðgarður by Center Hotels w Reykjaviku; cała trasa około 350 km;
10.05. sobota
- zwiedzanie pieszo Reykjaviku: muzeum Perlan, port i punkt widokowy Thufa, degustacja hot dogów, spacer ulicą Laugavegur, happy hours w pubie;
11.05. niedziela
- przejazd do Błękitnej Laguny, relaks w jej wodach; przejazd na most międzykontynentalny; powrót do hotelu w Reykjaviku; smakowanie islandzkich potraw
12.05. poniedziałek
- przejazd z Reykjaviku do wodospadu Seljalandsfoss i Gljufrabui, potem do wodospadu Skógafoss, zakwaterowanie w hotelu Katla; cała trasa około 200 km;
- wycieczka autem z hotelu Katla na Dyrhólaey, a potem na czarną plażę Reynisfjara
13.05. wtorek
- przejazd z hotelu Katla do Parku Narodowego Vatnajökull (parking przy Centrum Turystycznym); trasa 135 km;
- piesza wycieczka najpierw do jęzora lodowca Skaftafell, a potem do wodospadu Svartifoss;
- przejazd do hotelu Lilja Guesthouse; trasa około 110 km;
14.05. środa
- przejazd z hotelu do laguny lodowcowej Jökulsárlón (52 km)
- rejs amfibią po lagunie
- spacer na diamentową plażę
- przejazd wzdłuż wschodnich fiordów do hotelu Hallormsstadur ; trasa około 260 km
15.05. czwartek
- przejazd z hotelu na wodospad Dettifoss (190 km)
- przejazd z wodospadu nad jezioro Myvatn i obszar geotermalny Hverir (45 km)
- wejście na szczyt wygasłego wulkanu Hverfjall
- przejazd do hotelu Kea w Akureyri; trasa około 70 km
16.05. piątek
- spacer po Akureyri
- przejazd przez półwysep Tröllaskagi, w tym kilka tuneli, krótki postój w miasteczku Siglufjörður, dojazd do Salthus Guesthouse na półwyspie Skagi; trasa około 230 km
17.05. sobota
- przejazd nad zatokę Hindisvík (120 km); podziwianie skały smoka oraz fok
- przejazd do hotelu hotelu Miðgarður by Center Hotels w Reykjaviku; trasa około 240 km
18.08. niedziela
- zwiedzanie Reykjaviku (kościół Hallgrímskirkja, dom Hofdi, muzeum penisów, nadmorska promenada)
- przejazd do Keflaviku, zwrot auta, wylot z Keflaviku o 1:00, przylot do Warszawy w poniedziałek rano
Przygotowania do nie kamperowego wyjazdu
Decyzja o odwiedzeniu Islandii nie kamperami, a samolotem była podyktowana oszczędnością czasu, co dla pracujących etatowo z limitem urlopu jest ważne oraz kosztami przewiezienia ponad siedmiometrowego kampera promem. Jednak wybierając taką opcję trzeba rozwiązać problem dojazdu, noclegów, wyżywienia oraz spakowania się w ograniczoną wymaganymi wymiarami walizkę. Nie jest to proste po kilkunastu latach kamperowania, gdzie robisz to albo prawie spontanicznie albo ustalasz mniej lub bardziej szczegółowo trasę, a do rzeczy, które masz zawsze w kamperze dopakowujesz sezonowe ciuchy oraz zapełniasz lodówkę.
Najłatwiej poszło z noclegami i transportem, gdyż namierzyliśmy w Internecie islandzkie biuro podróży, które oferuje różne wycieczki załatwiając nocleg ze śniadaniem, wynajem auta oraz dostarczając opis trasy i miejsc. Realizacja trasy jest samodzielna i można wybrać miejsca do obejrzenia, ważne tylko aby dojechać do zarezerwowanego w danym dniu hotelu. Można też dokupić dodatkowe atrakcje, np. tak jak my pobyt w Błękitnej Lagunie i rejs po lagunie lodowcowej. Bilety lotnicze kupiliśmy w styczniu w PLL LOT po niezłej cenie. Największym wyzwaniem okazało się ustalenie co i ile zabrać do ubrania i do jedzenia, aby wystarczyło, zmieściło się do walizki i nie przekroczyło limitu kilogramów. Wspólnie z naszymi towarzyszami podroży Asią i Piotrusiem odbyliśmy niezliczoną ilość rozmów w tym temacie, aby wreszcie w czwartek 8 maja spotkać się na Okęciu, dokonać niezbędnych formalności i wystartować w kierunku Islandii. Targała nami obawa jak przetrwamy kilka nocnych godzin na lotnisku w Keflaviku, czy zmieścimy nasze bagaże do wypożyczonego auta i czy w ogóle damy radę.
Daliśmy… A jak to się udało i ile razy zaparło nam dech w piersiach dowiecie się z dalszej opowieści.
cdn.
SalutElla - 2025-11-30, 15:48
Nocka na lotnisku w Keflaviku
Zgodnie z planem 5 minut przed północą czasu islandzkiego lądujemy na lotnisku w Keflaviku. W hali z odbiorem bagaży są wolne miejsca do siedzenia i udaje nam się przetrwać tu 2 godziny. Potem na uprzejmą prośbę pana z obsługi przechodzimy do hali skąd jest wyjście na zewnątrz, ale są też foteliki oraz kafejka, w której kupujemy kawę – nie tanią, niezbyt dobrą, ale ciepłą. Tak dobijamy do godziny 5 rano i zaczynamy wypatrywać osoby z nazwą „naszej” wypożyczalni aut, a przy okazji zauważamy w jaśniejącym dniu padający poziomo deszcz – poziomo bo tak wieje! Ogarnia nas chęć poszukania powrotnego lotu, ale wtedy pojawia się dziewczyna z tabliczką wypożyczalni i zanim zacznę „produkować” się po angielsku mówi do nas po polsku „dzień dobry”. Jaki dobry przy tej pogodzie myślę sobie, ale wyjścia już nie ma.
Jedziemy kilka minut do biura wypożyczalni dowiadując się, że to oczywiście Polka przebywająca na Islandii już od kilku lat. Polskich emigrantów spotkamy jeszcze w wielu miejscach. W biurze załatwiamy formalności, w deszczu upychamy bagaże do srebrnej Toyoty Ravki i wyruszamy zatoczyć Złoty Krąg.
cdn.
SalutElla - 2025-11-30, 15:53
Kalejdoskop islandzkiej pogody
Złoty Krąg to około 250-kilometrowa pętla położona na wschód od Reykjaviku prowadząca przez Park Narodowy Thingvellir, obszar geotermalny Haukadalur, a także do krateru wulkanu Kerid i wodospadu Gullfoss. W opisie Złotego Kręgu znajduje się takie zdanie: „Nawet zimą jest to trasa bez problemu przejezdna i dostępna”, ale czy w maju może tu padać śnieg?
W towarzystwie ciemnych chmur i padającego deszczu wyruszamy z Keflaviku spoglądając na islandzki krajobraz za oknem, równie ciemny jak chmury i bez roślinności. Deszcz przechodzi w deszcz ze śniegiem, a gdy mijamy Reykjavik robi się biało. Zatrzymujemy się na chwilę na przydrożnej zatoczce aby zrobić zdjęcia i szybko uciekamy do auta bo zimno. Na drodze spotykamy pług śnieżny! Jednak w miarę upływu kilometrów przestaje padać, co więcej wjeżdżamy w obszary gdzie nie padało, a nawet dostrzegamy zielone pastwisko z krówkami. Dojeżdżamy do pierwszego punktu naszej wycieczki czyli krateru wulkanu Kerid. Jest 8 rano i na parkingu nie ma żywej duszy. Po paru krokach wchodzimy na odgrodzony teren krateru i spoglądamy w dół na podobno nigdy nie wysychające owalne jezioro wypełniające jego dno. Połączenie kolorów skał z lazurową wodą tworzy przepiękny widok i powoduje pierwsze niewielkie wstrzymanie oddechu. Przejmujący chłód zagania nas do auta i ruszamy dalej na parking przy wejściu do Parku Narodowego Thingvellir. Planujemy choć krótki spacer, ale znowu zaczyna padać śnieg, przechodząc w śnieżycę i zamieć, więc robimy objazd parkingu i ruszamy do krainy gejzerów licząc na odmianę pogody.
cdn.
ZbigStan - 2025-11-30, 16:38
Nie kamperowa, ale ciekawie się zapowiadająca wycieczka. . Pozdrawiam.
Cyryl - 2025-11-30, 16:49
kolega fotografujący ptaki i przyrodę wybrał się na Islandię w 2023 roku.
posiada on małego kampera.
przywiózł przepiękne zdjęcia.
Piotruś - 2025-11-30, 17:07
Ale to zdjęcie nr.1 to nie z dnia nr.1 bo miny mieliśmy inne
SalutElla - 2025-11-30, 17:13
| Piotruś napisał/a: | Ale to zdjęcie nr.1 to nie z dnia nr.1 bo miny mieliśmy inne |
Masz rację, ale pasowało mi na wstęp.
SalutElla - 2025-11-30, 22:42
Islandzki Geysir ojcem wszystkich gejzerów
Określenie gejzer pochodzi od nazwy własnej Geysir oznaczającej po islandzku „tryskać”, a tenże Geysir znajduje się na terenie obszaru geotermalnego Haukadalur i niestety jego ostatnia erupcja miała miejsce prawie 10 lat temu. Jednak warto tu przybyć, gdyż oprócz bulgoczących błotek i dymiących wód można obejrzeć wybuch gejzeru Strokkur odbywający się z częstotliwością co kilka minut.
Pełni nadziei, że pogoda pozwoli nam obejrzeć ten spektakl dojeżdżamy na spory parking przy Geysir Center. Niestety w trakcie opłacania parkingu zaczyna padać deszcz, więc wchodzimy do centrum, w którym jest sklep z islandzkimi wyrobami i pamiątkami, toalety oraz bar. W barze akurat mają happy hours - 1.300 isk (39 PLN) za zestaw kawa z rogalem lub mufinką do wyboru. Bierzemy i czekamy na lepszą pogodę. Faktycznie, dopijamy kawę w przebijających się przez szyby promieniach słońca. Ruszamy przechodząc na drugą stronę jezdni, potem idziemy ścieżką wytyczoną w tej geotermalnej krainie i dołączamy do gromadzących się gapiów, aby razem z nimi zobaczyć wybuch Strokkura. Trwa może z 4-5 sekund, ale po raz pierwszy na Islandii zapiera nam dech w piersiach. Jeszcze fotka z dymem w tle, a potem następuje armagedon - znika słońce, zaczyna padać deszcz ze śniegiem, a za chwilę grad, który uderza w nas przy pomocy strasznego wiatru. Droga do centrum chyba nigdy się nie skończy! Wpadamy do budynku aby się ogrzać i trochę wyschnąć, by po kilku chwilach zobaczyć z niedowierzaniem, że świeci słonce. W jego blasku, wsiadamy do auta i odjeżdżamy w kierunki ostatniej zaplanowanej na Złotym Kręgu atrakcji czyli wodospadu Gullfoss.
cdn.
SalutElla - 2025-11-30, 22:48
I wybuch Stokkura.
https://youtube.com/shorts/FVHWWiN5ZbE?feature=share
krzlac - 2025-12-01, 11:13
Gratuluję wycieczki. Wspomnienia wróciły. Byłem w maju 2024 kamperem. A swoją drogą ciekawe byłoby porównanie kosztów Waszej wycieczki z kamperową. Mój trzytygodniowy (razem z rejsem), dwuosobowy wyjazd zmieścił się w 3 tysiącach EUR.
SalutElla - 2025-12-01, 20:23
Złoty Wodospad w opadach śniegu
Wyjazd z gejzerów w słońcu nie gwarantuje niczego, bowiem 10 kilometrów dalej niebo nad wodospadem Gullfoss jest mocno zachmurzone. Auto zostawiamy na górnym parkingu i ruszamy schodami w dół w kierunku potężnej wodnej kaskady umiejscowionej w dolinie. W połowie drogi zaczyna sypać śnieg, który w komitywie z dość silnym wiatrem uniemożliwia nam dłuższe napawanie się widokiem i szumem Gullfossa. Gulfoss po islandzku oznacza „złoty wodospad” – może w słońcu tak wygląda, ale dla nas jest tak biały jak sypiący śnieg. Uciekamy do auta, aby jak najszybciej znaleźć się w miejscu, w którym na pewno nie będzie padać i wiać, a do tego jeszcze liczymy na doznania smakowe.
cdn.
SalutElla - 2025-12-01, 20:30
Bardzo dziękuję za postawione piwka!
SalutElla - 2025-12-01, 20:37
Pomidor w roli głównej
Niecałe 30 kilometrów od wodospadu Gullfoss w miejscowości Reykholt znajduje się Friðheimar. To farma pomidorów i ogórków uprawianych przez cały rok w kompleksie szklarni z wykorzystaniem technologii geotermalnej. W jednej ze szklarni funkcjonuje restauracja, a główną rolę w menu grają oczywiście pomidory w różnych odsłonach. Cieszy się ona popularnością, więc żeby nie obejść się smakiem lub narazić na długie czekanie zaglądając innym w talerz, zarezerwowaliśmy sobie przed wyjazdem stolik.
I to było dobre posunięcie, gdyż po wejściu do środka zauważamy sporo ludzi. Potwierdzamy naszą rezerwację i zasiadamy przy wskazanym stoliku w bezpośrednim sąsiedztwie pomidorowego gąszczu. Po chwili podchodzi do nas kelner i wita nas po polsku przedstawiając się polskim imieniem! Pokrótce opowiada nam o historii farmy i warunkach uprawy pomidorów, a potem przyjmuje zamówienie. I tak na pierwsze danie zupa pomidorowa gęsta i pachnąca w towarzystwie pajd chleba. Zupę i chleb bierze się samemu z bufetu w dowolnej ilości, a że jest kilka rodzajów chleba - z ziarnami, z oliwkami, z serem, to trudno poprzestać na jednej kromce. Tak więc na drugie danie chleb z masełkiem i ogórkami w śmietanie i dolewka zupy. Na stoliku stoi doniczka z bazylią i nożyczkami, którymi można sobie uciąć ziółko i zjeść. Na deser lody z zielonych pomidorów podane w doniczce i ozdobione jadalnym kwiatkiem. A do picia pomidorowe piwo!
Jeszcze tylko spacer między szpalerami pomidorowych krzaków, rzut oka na produkty w sklepiku i opuszczamy to miejsce pełni doznań smakowych, zapachowych, wzrokowych i poznawczych. „Addio pomidory” jak śpiewał niezapomniany Wiesław Michnikowski.
Po tym długim i pełnym nieoczekiwanych zwrotów akcji pogodowych dniu udaliśmy się w drogę powrotną do stolicy Islandii. Tym razem śniegu już nie było, a w Reykjaviku czekały na nas pokoje w hotelu Miðgarður by Center Hotels. Nastał czas odpoczynku i nabierania sił na kolejny dzień przygody islandzkiej.
cdn.
SalutElla - 2025-12-01, 20:39
I nasz hotel w Reykjaviku
SalutElla - 2025-12-02, 20:13
Perlan czyli cuda Islandii w jednym miejscu
Rankiem spotykamy się w hotelowej jadalni na śniadaniu, a o numery pokoi pyta nas pracująca tu Polka. Przez okna nieśmiało przedziera się słońce, jednak jest chłodno więc na szwendanie się po mieście ubieramy tak jak wczoraj zimowe kurtki, czapki i rękawiczki. Najważniejsze, że nie pada i tak będzie – nie do wiary, do końca dnia.
Naszym pierwszym celem jest Perlan czyli interaktywne muzeum przyrodnicze mieszczące się w budynku zwieńczonym dużą szklaną kopułą, która opiera się na zbiornikach wody ogrzewającej miasto. Takie dwa w jednym. Zanim wejdziemy do środku przystajemy na chwilę przy rzeźbach czterech muzykantów.
Perlan to przede wszystkim możliwość zobaczenia przyrodniczych cudów Islandii, których w rzeczywistości nie zobaczymy z różnych względów. Zaczynamy od pokazu filmu z wybuchu wulkanu – ognista lawa wije się na czarnym podłożu. Następnie przechodzimy do swoistego planetarium, w którym zamiast gwiazd i planet oglądamy tańczącą zorzę polarną i słuchamy o tym jak powstaje. Potem przemierzamy kolejne sale zapoznając się z geologią, fauną i florą wyspy, by wreszcie znaleźć się w prawdziwej jaskini lodowej.
Wizytę w Perlanie kończymy na samym szczycie czyli tarasie widokowym okrążającym szklaną kopułę. Reykjavik oznacza Zatokę Dymów, ale obecnie nie jest to zjawisko powszechne o czym możemy się przekonać podziwiając panoramę miasta. Miejska zabudowa na tle gór i morza zachwyca, a wszystko lśni w słońcu – w słońcu na Islandii!
cdn.
SalutElla - 2025-12-02, 20:15
ciąg dalszy zwiedzania Perlanu
SalutElla - 2025-12-02, 20:24
Hot dogi i happy hours
W tymże słońcu przenosimy się do portu, a w nim wspinamy się na usypane ze żwiru sztuczne wzgórze o krótkiej nazwie Thufa. Z jego niezbyt wysokiego szczytu podziwiamy okolicę oraz stojącą tu tradycyjną szopę do suszenia ryb – bez ryb.
Spacerujemy dalej w kierunku centrum natykając się na sklep z napisem „Traditional Polish Food”, stojące ukosem ławki, czerwony wodopój i…długą kolejkę do budki z napisem ”Bæjarins Beztu Pylsur” czyli „najlepsze hot dogi w mieście”. Dobrze się składa, bo jesteśmy już trochę głodni, a poza tym trzeba spróbować islandzkiego hot doga. Nasza kolejka szybko nadchodzi, a w okienku Polka, więc zamawiamy w języku ojczystym i wzorem innych konsumujemy przysiadając na drewnianych ławach. Smakowo szału nie ma, ale wizerunkowo można się pochwalić zjedzeniem hot doga na ulicy w Reykjaviku. Tuptamy dalej oglądając ciekawą architekturę stolicy, aż docieramy na Laugavegur, jedną z najstarszych ulic miasta. Pełno tu galerii sztuki oraz sklepów z pamiątkami, biżuterią, odzieżą, futrami, a nawet wypchanymi zwierzętami!
Oczywiście są tu również restauracje i bary, na które spoglądamy tęsknym okiem, bo nogi bolą i pragnienie doskwiera, ale świadomość wysokich cen nie pozwala zboczyć z trasy. Kiedy jednak dostrzegamy przed jednym z barów tablicę o happy hours postanawiamy zajrzeć. Klimatyczne wnętrze i stojący za barem facet o wyglądzie wikinga lecz mówiący po polsku, przekonują nas ostatecznie. Barman – Polak mieszkający na Islandii od 7 lat, nie tylko podaje nam piwo, ale jeszcze raczy ciekawostkami o Islandii i namawia naszych chłopców na kieliszeczek mocnej islandzkiej gorzałki o nazwie „czarna śmierć”. Na koniec poleca nam restaurację „Trzy płaszcze” z typowym islandzkim jedzeniem. Ustalamy to jako punkt programu na jutro i w dobrym nastroju wracamy do hotelu. Ten dzień był zupełnie inny niż poprzedni.
cdn.
SalutElla - 2025-12-02, 20:27
i dalej Reykjavik
SalutElla - 2025-12-03, 21:02
Islandzkie spa i specjały
Dzisiaj jedziemy na półwysep Reykjanes, który jako teren niezwykle aktywny sejsmicznie oferuje nam widoki zastygłej lawy w różnych kształtach, poprzecinanej pęknięciami i urozmaiconej unoszącym się gdzie nie gdzie dymem. Wśród tego czarnego krajobrazu odcinają się wody Błękitnej Laguny czyli geotermalnego uzdrowiska o nazwie adekwatnej do koloru tych wód. Auto zostawiamy na dużym bezpłatnym parkingu i oddajemy się regeneracji i relaksowi, korzystając w ramach biletu z kąpieli w cieplutkiej lazurowej wodzie, odmładzającej (podobno) maseczki z krzemionkowego błota oraz szklaneczki piwa lub wina z wodnego bufetu. Na marginesie tylko wspomnę, że zarówno w recepcji jak i w szatni pracują Polacy.
Z wodnego raju położonego na euroazjatyckiej płycie kontynentalnej przejeżdżamy do miejsca, gdzie ta płyta styka się z płytą północnoamerykańską. Uskok biegnie przez całą Islandię, ale tu na półwyspie Reykjanes zbudowano nad nim mostek, którym można przejść pomiędzy dwoma kontynentami, choć powiedzenie, że było się w Ameryce jest pewnym nadużyciem.
Wracamy do naszego hotelu w Reykjaviku, a stamtąd już pieszo udajemy się do restauracji Prír Frakkar czyli „Trzy płaszcze”, aby spróbować islandzkich specjałów. Na przystawkę kilka malutkich kawałków sfermentowanego rekina i suszonego dorsza. Da się zjeść. Dania główne – zgodnie z sugestią barmana, to stek z wieloryba i pierś maskonura, w towarzystwie kremowych sosów, ziemniaków i warzyw. Egzotyczne, ale wyśmienite. Rachunek trochę zapiera nam dech, ale co tam… Od jutra już tylko obiady w wersji oszczędnościowej, bo opuszczamy Reykjavik, choć jeszcze do niego wrócimy na koniec naszej wycieczki, ale teraz przed nami kilkudniowa jazda islandzką jedynką.
cdn.
SalutElla - 2025-12-03, 21:04
Islandzkie specjały
SalutElla - 2025-12-05, 22:42
Potrójna dawka wodospadów
Jedynka to główna droga, którą można okrążyć Islandię zahaczając o nieliczne tu miasta oraz liczne atrakcje przyrodnicze, w tym wodospady. Na naszym pierwszym etapie jedynki odwiedzamy aż trzy i na szczęście jesteśmy odpowiednio ubrani, bo choć deszcz z nieba nie pada, to spadająca woda dociera do nas za sprawą położenia i wiatru. Przoduje w tym wodospad Seljalandsfoss, który można obejrzeć bardzo blisko od tyłu, bowiem pomiędzy kaskadą wody a skałą, z której spada jest ścieżka. Przejście nią i zatrzymanie się na chwilę, bo dłużej się nie da, tuż za wodospadem jest niezwykłym doświadczeniem.
Kilkaset metrów dalej jest drugi wodospad o nazwie Gljúfrabúi i aby go zobaczyć trzeba wejść do wysokiej i wąskiej jaskini, co nie sprzyja wysuszeniu ubrań, tylko wręcz przeciwnie.
Ostatni z dzisiejszych wodospadów to oddalony o 30 kilometrów Skogafoss, który można oglądać od dołu lub od góry z platformy, do której wiedzie kilkaset schodków. My wybieramy widok od dołu i brodząc po kamieniach w strumyku staramy się podejść jak najbliżej. Z trójki obejrzanych wodospadów ten jest najmniej ekscytujący.
Wsiadamy do auta i jedziemy do hotelu Katla położonego niedaleko miasta Vík í Mýrdal. To kilka parterowych długich budynków z pokojami, osobnym budynkiem recepcji i restauracji, sporym parkingiem i małym jacuzzi, a wszystko w otoczeniu gór. Cisza i widoki. W recepcji przyjmuje nas Polak, co już przestaje nas dziwić, bo przecież Polacy stanowią na Islandii około 7 % ludności i są najliczniejszą mniejszością narodową. Po krótkim odpoczynku wsiadamy do auta aby zobaczyć dwie kultowe atrakcje południowej Islandii czyli Dyrhólaey i Reynisfjarę.
https://youtube.com/shorts/MBNXDZYfI9Q?feature=share
https://youtube.com/shorts/bpZzi_2wZ_c?feature=share
cdn.
SalutElla - 2025-12-05, 22:53
I trzeci wodospad
SalutElla - 2025-12-05, 23:38
Żywe maskonury w asyście formacji skalnych
Dyrhólaey to półwysep z klifami, z których w ocean wystają formacje skalne będące efektem podziemnej erupcji sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat. W odległości około 20 kilometrów od hotelu Katla trafiamy na bezpłatny parking i po kilkunastu krokach mamy już widok na skały, ocean i klify. Obok rozciąga się plaża z czarnego piasku, od którego kontrastowo odbija się biała morska piana. Jakby tego było mało to na pionowej skalnej ścianie porośniętej od góry trawą ukrywają się maskonury, a gromada turystów niczym paparazzi czeka na uchwycenie ptaszków w kadrze. Dołączamy do nich i nasza cierpliwość zostaje nagrodzona serią rozmaitych ujęć: z profilu, en face, w locie.
Zostawiamy ptaki w spokoju i wjeżdżamy wyżej, gdzie na innym klifie stoi biała latarnia morska, a w morzu kolejna formacja skalna. Najciekawszy jest tu jednak krajobraz lądowy czyli żółtawo-zielonkawa ziemia z wystającymi ciemnymi skałami czy górkami, a pomiędzy zagłębienia wypełnione niebieską wodą. Trochę jak kadr z filmu science fiction.
Czas wrócić do auta, bo przed nami jeszcze spacer czarną plażą o nazwie Reynisfjara.
cdn.
SalutElla - 2025-12-07, 14:48
Sygnalizacja świetlna na plaży
Reynisfjara to jedna z wielu czarnych plaż Islandii, a więc nie to stanowi o jej wyjątkowości. Wyróżniają ją skały - nadbrzeżne w postaci bazaltowych kolumn i dwie o ostrych wierzchołkach samotnie stojące w oceanie niedaleko brzegu. Jednak zupełnie wyjątkowe jest to, że przy wejściu na plażę znajduje się sygnalizacja świetlna, zgodnie z którą przy zielonym świetle trzeba zachować ostrożność, ale można chodzić po całej plaży, a przy żółtym, że nie należy wchodzić dalej, niż na wysokość ostatnich skał. Jeśli świeci się czerwony sygnalizator to nie należy w ogóle wchodzić na plażę. Powodem tych ograniczeń są nieprzewidywalne fale oceaniczne, które mogą stać się tak potężne i wysokie, że wciągają w swoje odmęty.
W momencie kiedy dochodzimy do tablicy świetlnej, to żaden z sygnalizatorów się nie świeci – czyżby zepsuty? Widząc sporą ilość ludzi na plaży i my odważnie brniemy przez czarny piach wzdłuż bazaltowych skał. Sprzymierzeńcem nie jest dość silny wiatr, a fale uderzając o brzeg z dużą częstotliwością zapierają dech nie tylko z wrażenia, ale i lekkiego niepokoju. Opuszczamy ten żywiołowy spektakl przyrody i udajemy się na odpoczynek do naszego zacisznego hotelu, aby nabrać sił na spotkanie z kawałkiem jednego z największych lodowców Europy.
cdn.
SalutElla - 2025-12-07, 16:11
Spotkanie z lodowcem
Islandia nie bez powodu nazywana jest krainą lodu, skoro na jej obszarze znajduje się aż trzynaście lodowców, w tym jeden z największych w Europie – Vatnajökull. Czapa wielkiego lodowca przykrywa jeden z najaktywniejszych na Islandii obszarów erupcji i dlatego jego jęzory wiją się wśród ciemnych wulkanicznych skał. Jest to też obszar parku narodowego, w którym utworzono centrum turystyczne i to właśnie do niego wyruszamy późnym rankiem z hotelu Katla.
Przejazd w promieniach słońca dostarcza nam różnorodnych widoków niezwykłej islandzkiej przyrody włącznie z bielejącym w oddali lodowcem. Parkujemy przy centrum turystycznym, z którego prowadzą piesze trasy, w tym przede wszystkim szlak do jęzora lodowca Skaftafellsjökull w jedną stronę i szlak do wodospadu Svartifoss w stronę przeciwną. Po krótkiej dyskusji wybieramy najpierw lodowiec. Jest bardzo ciepło i cieszymy się, że zamieniliśmy ciepłe kurtki na lżejsze. Po drodze nawet rozpinamy kurtki, podwijamy ich rękawy oraz nogawki spodni nie dowierzając, że na Islandii może być tak grzejące słońce! Podchodzimy do lodowca, przy którym jest troszkę chłodniej. Pamiątkowa fotka i wracamy, by po krótkim odpoczynku w centrum wyruszyć w kierunku wodospadu.
Szlak do niego jest bardziej wymagający, bo w większości pod górę, ale w końcu stajemy naprzeciwko wody spadającej z czarnych bazaltowych słupów. Były one inspiracją dla twórcy projektu kościoła Hallgrímskirkja w Reykjavíku, co będziemy mogli sprawdzić ostatniego dnia pobytu na Islandii.
Teraz jednak wsiadamy do auta i udajemy się na miejsce naszego kolejnego noclegu, którym jest Lilja Guesthouse. To taka trochę agroturystyka obsługiwana przez parę – cóż za zaskoczenie, Polaków. Po rozlokowaniu się idziemy na rekonesans po okolicy, a tam stado pasących się owiec, wylegujący się kozioł i „na deser” zachód słońca. Mówi się, że zachód słońca to obietnica nowego dnia, a że ten był wyjątkowy to i dzień, który zapowiadał okazał się najbardziej niezwykłym w naszej podróży.
cdn.
SalutElla - 2025-12-08, 22:29
W krainie lodu z zapartym tchem
Do tej pory myślałam, że laguna to zbiornik wyłącznie z morską wodą powstały w wyniku odcięcia części morza przez jakąś barierę, ale żeby w lagunie pływały bryły lodu tworząc scenerię godną znanej baśni Hansa Christiana Andersena. Na takie właśnie zjawisko trafiamy na Islandii w postaci laguny lodowcowej Jökulsárlón, powstałej i ciągle się zwiększającej w wyniku topnienia lodowca. Przez cały czas od lodowca odrywają się kawały lodu, a potem dryfują po lagunie aż wpadną poprzez wąski przesmyk do oceanu.
Ten wyjątkowy spektakl oglądamy najpierw z lądu, a następnie wsiadamy na amfibię i w czasie 40-to minutowego rejsu pływamy w towarzystwie brył lodu o przeróżnych kształtach i kolorach – białym, szarym i niebieskim. Mijamy wylegujące się na krach foki, a dzięki przewodnikowi możemy potrzymać, a nawet polizać wielkie kryształy lodu. Temu wszystkiemu towarzyszy słońce, dzięki któremu lód i woda lśnią i migoczą. To naprawdę zapiera dech w piersiach, a nawet powoduje pewnego rodzaju wzruszenie nad niezwykłością przyrody.
Nie możemy rozstać się z tym widokiem i po zejściu na ląd jeszcze szwendamy się trochę robiąc kolejne zdjęcia. Czas jednak sprawdzić czy na pobliskiej plaży zwanej diamentową można znaleźć drogocenne kamienie.
rejs po lagunie lodowcowej https://youtu.be/K7nTbCm7kQc
cdn.
SalutElla - 2025-12-08, 22:30
laguna lodowcowa
SalutElla - 2025-12-10, 22:04
Diamenty najlepszym przyjacielem kobiety
Idziemy wzdłuż przesmyku łączącego lagunę z oceanem, przechodzimy pod mostem i przed sobą widzimy plażę czarną od powulkanicznego piasku, ale jednocześnie jasną od wielu porozrzucanych błyszczących punkcików. To diamentowa plaża, a że podobno diamenty są najlepszym przyjacielem kobiety to razem z Asią przyśpieszamy kroku. Oczywiście wiemy, że to kryształy lodu wyrzucone na brzeg, ale co szkodzi pomarzyć. W promieniach nieustannie świecącego słońca lśni nie tylko plaża, ale również ocean. Szkoda stąd odjeżdżać, ale cóż, przed nami około 260 kilometrów do następnego noclegu drogą wijącą się wschodnim wybrzeżem Islandii.
cdn.
SalutElla - 2025-12-12, 20:26
W drodze do lasu
Droga z Jökulsárlón wschodnim wybrzeżem wyspy dostarcza nam różnorodnych, ale niezmiennie pięknych krajobrazów. Jadąc z Asią na tylnym siedzeniu auta cały czas pstrykamy przez okna zdjęcia wydając okrzyki zachwytu. Zatrzymujemy się na krótki postój z widokiem na poszarpane wybrzeże i wdzierającą się w nie ciemnoniebieską wodę. Kawałek dalej mijamy pasące się stado reniferów.
Islandzka jedynka zakręca w lewo i wiedzie nas wzdłuż Berufjörður czyli fiordu wcinającego się w ląd na 20 kilometrów. Na jego końcu opuszczamy drogę numer 1 i oddalając się od wybrzeża zmierzamy do naszego hotelu znajdującego się nad jeziorem Lagarfljot i w lesie Hallormstadasskogar. Ten las ma jedynie około 100 lat i jest przykładem odbudowywania drzewostanu wszędzie tam, gdzie sprzyja gleba. Trudno sobie wyobrazić, że dawno temu połowę powierzchni Islandii stanowiły lasy. Niestety zniszczyły je siły przyrody w postaci erupcji wulkanów oraz osadnicy karczując je w celu pozyskania budulca oraz łąk do wypasu owiec. Efekty naprawienia tych szkód dostrzegamy zza okien samochodu i jest to trochę zaskakujące, bo przyzwyczailiśmy się już do innych pejzaży. Parkujemy przed hotelem, który nazywa się tak jak las i wygląda raczej jak ośrodek wypoczynkowy, tak więc udajemy się na zasłużony odpoczynek.
Droga wzdłuż wschodniego wybrzeża:
https://youtu.be/Vo8Exa37Gsk
cdn.
SalutElla - 2025-12-12, 21:52
Bardzo dziękuję wszystkim za postawione piwka! Znaczy się czytają i oglądają.
Piotruś - 2025-12-12, 23:31
Niektórzy nawet jeszcze raz przeżywają.
SalutElla - 2025-12-13, 14:52
Gdzieś nad tęczą
Kolejny dzień na Islandii znowu wita nas słońcem i błękitnym niebem. Jedziemy z hotelu wzdłuż jeziora Lagarfljot, by pokonać je mostem i tym samym wrócić na drogę numer 1. Podziwiając jak zwykle mijane krajobrazy docieramy do pierwszego celu naszej dzisiejszej wycieczki. To Dettifoss - najpotężniejszy wodospad na Islandii o szerokości dochodzącej do 100 metrów i wysokości 45 metrów. Ogromna masa wody opadająca z hukiem do kanionu pochodzi z rzeki płynącej ze znanego nam już lodowca Vatnajökull.
Ścieżka z parkingu do wodospadu prowadzi przez wulkaniczny krajobraz i jest tak ciepło, że kurtki zostawiliśmy w samochodzie. Najpierw słyszymy szum wodospadu, a po chwili widzimy go w całej okazałości. W rozsypywanych przez wodospad kroplach wody załamuje się światło słoneczne tworząc tęczę. Ten widok przywołuje mi w pamięci piosenkę „Somewhere over the rainbow” (Gdzieś nad tęczą) ze starego filmu o magicznej krainie Oz. Zaiste tu też jest magiczna kraina.
Dettifoss i tęcza
https://youtu.be/lScNBbG8tic
cdn.
SalutElla - 2025-12-13, 20:41
Oko w oko z wulkanem
Z wodospadu Dettifoss jedziemy do Hverir czyli obszaru pełnego różnych form geotermalnych jak bulgoczące otwory błotne i ziejące siarką fumarole. W miarę zbliżania się widzimy unoszące się dymy i czujemy zapach siarki. Jedziemy wzdłuż kawałka jeziora Myvatn, którego nazwa oznacza jezioro muszek i podobno są tu one prawdziwym utrapieniem. Jezioro jest upstrzone wieloma wysepkami świadczącymi o jego wulkanicznym pochodzeniu. Naszym celem jest jednak znajdujący się w sąsiedztwie jeziora stożkowy wulkan Hverfjall, którego krater ma ponad tysiącmetrową średnicę. Atrakcją jest to, że można wejść na szczyt wulkanu i obejść krater dookoła.
Nie możemy przepuścić takiej okazji, więc zostawiamy auto na parkingu i wspinamy się piaszczysto-kamienistą ścieżką na szczyt. Stajemy oko w oko z czarnym wulkanem, by po chwili przenieść wzrok na pola zastygłej dawno temu lawy i lśniące w słońcu wody Myvatn. Magia trwa, a tchu w piersiach brak i to wcale nie z powodu wspinaczki na wulkan.
Żegnamy wulkaniczną krainę i udajemy się do Akureyri, drugiego co do wielkości po Reykjaviku miasta Islandii, gdzie mamy nocleg w hotelu Kea.
cdn.
SalutElla - 2025-12-15, 19:44
Schody do nieba
Nasz hotel Kea znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie najbardziej znanej atrakcji Akureyri – kościoła, do którego prowadzą długie i strome schody niczym schody do nieba. Zostawiamy je sobie na jutro, a teraz po zakwaterowaniu idziemy na spacer kawałkiem deptaka.
Nazajutrz w słońcu wspinamy się do kościoła, ale niestety jest zamknięty więc nie możemy zobaczyć jego wnętrza, za to podziwiamy panoramę miasta. Szwendamy się po Akureyri łapiąc w obiektyw kolejny symbol miasta - czerwone serduszko sygnalizacji świetlnej. Trafiamy na ten sam co wczoraj deptak, ale z drugiej strony, gdzie ku uciesze naszych dużych chłopców jest drewniane autko i łódka. Wracamy po bagaże do hotelu i jedziemy sprawdzić czy na półwyspie Tröllaskagi zgodnie z nazwą spotkamy jakieś trolle.
cdn.
SalutElla - 2025-12-15, 21:13
Tunele zamiast trolli
Tröllaskagi czyli półwysep Trolli ma lekko pofalowane wybrzeże za sprawą niewielkich fiordów i kilka nadmorskich miejscowości. Chcąc go objechać znowu zdradzamy słynną jedynkę na rzecz pomniejszej, ale całkiem dobrej drogi. Robimy krótki przystanek w Dalvik, gdzie stojące w porcie statki malowniczo prezentują się na tle ośnieżonych szczytów. I gdzie po drugiej stronie drogi stoi znacznych rozmiarów biała ławka, na którą udaje nam się wdrapać.
Półwysep słynie również z tuneli wykutych w skałach, które wewnątrz nie są w żaden sposób wykończone, więc kiedy wjeżdżamy w nie odczuwamy oddech natury, którą człowiek stara się dostosować do swoich potrzeb. Największą adrenalinę wyzwala w nas jednak przejazd tunelem, który ma tylko jedną jezdnię w obu kierunkach z zatoczkami do mijania. I konieczność takiej mijanki nam się trafia!
Oddech łapiemy w czasie krótkiej wizyty w uroczym miasteczku o trudnej nazwie Siglufjörður, tak trudnej, że potocznie mówi się o nim Siglo. Są tu kolorowe domki i plac dla kamperów z widokiem na port. Ruszamy dalej, bo do następnej atrakcji mamy jeszcze około 100 kilometrów drogą po zachodniej stronie półwyspu. A trolli jak nie było tak nie ma. Jeszcze przerwa na kawę z termosu z widokiem na morze i stajemy u wrót skansenu Glaumbaer.
Mijanka w tunelu:
https://youtu.be/WCD2Z__Fe8E
cdn.
krzlac - Wczoraj 11:45
Zdjęcie 10 - tablica.
To sprawiedliwe - nie wolno spać w kamperach i innych "slepers'as".
Tak naprawdę nie miałem żadnych trudności w znalezieniu dzikich miejsc do spania.
Piękna relacja, choć niekamperowa.
|
|