Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Kamperowców podróże nie kamperowe - MAlezja - Daleki Wschód w pigułce

maszakow - 2013-11-25, 00:18
Temat postu: MAlezja - Daleki Wschód w pigułce
Nie zwróciłem uwagi wcześniej na to subforum... no a zdarzyło się w zesżłym i w tym roku więc mam sie czym z wami podzielić.
Dane mi było służbowo odwiedzić Penang w Malezji. Okazja, prawie jak wygrana w totka ... tak czasami bywa w korporacjach, potrafią zaskoczyć. spróbuję więc trochę poopowiadać i pokazać, może ktoś się skusi ... albo jemu się los trafi...

Lot do Penang to 3 etapy z czego najdłuższy trwa 11-12h. Najpierw Frankfurt, Kopenhaga lub Monachium, potem Singapur, potem Penang.
Najdłuższy lot obsługiwany przez Singapore Airlines. Samoloty - Airbus A380(czyli najnowszy i największy samolot pasażerski ...) i Boening 777.
O tym pierwszym powiem cosik więcej bo głośno było o nim w mediach zanim jeszcze Boening Dreamlinerem pokazał co porafi ...zepsuć.
A380 robi niesamowite wrażenie na ziemi - jest naprawę olbrzymi.Podczas startu... hmm... Kto już latał i wie jak "normalny" udany start wygląda :P na pokładzie A380 może się spietrać - ten kolos rusza się po pasie jak kilometrowy skład kolejowy z węglem. Pełen majestat...
Na pokładzie w klasie ekonomicznej ... ciasno. 4 sekcje po ok 100 osób każda + klasa business + klasa pierwsza... 850 pasażerów na pokładzie :)
Układ siedzeń w rzędzie 3-4-3 mocno nietrafiony. (w B777 układ 3-3-3 pasażer ma więcej miejsca) - nie radzę pchać się do okna do siedzeń kolumn przy oknach - bardzo niepraktyczne.I tak niewiele zobaczycie a nie pośpicie, jak będziecie musieli przepuszczać sąsiadów do kibelka. Na szczeście kibelków jest sporo ale kolejki bywają długie - soczki moga byuć serwowane bez ograniczeń co do alkoholu - nie sprawdzałem :P tak więc jak wszystkich bierze mniej więcej w tym samym czasie to można sobie postac.

W obu samolotach każda sekcja Eco obsługiwana przez ekipe 4-6 osób, stewardessy w strojach narodowych Singapuru (Singapore Airlines) - niemal cały czas uśmiechnięte - miłe kompetentne... eh ta dalekowschodnia uroda... stewardzi w mundurkach. Obsługa jest znakomita, jedzenie również.
Każdy fotel ma indywidualny system rozrywkowy - kilkaset kanałów filmowych i TV (nagranych) kilkaset pozycji muzycznych, gierki komputerowe i jakies tam inne użytki - słowniczki, bedekery turystyczne, dane lotu, mapka z pozycją samolotu... Dla zainteresowanych - system serwer - terminale, wszystko bazuje na Linuxie. :) Można więc nadrobic braki kinowe i muzyczne. Odespać na upartego tez można ale niezbyt wygodnie, poduszka przydaje się tylko pod tyłek bo niestety po kość ogonowa boli jak cholera po takiej nasiadówie, połazić przeciez nie za bardzo jest gdzie. W A380 mało miejsca na nogi - niestety to co w cyfrach wygląda rewelacyjnie odbija się na pasażerach, ale cóż z drugiej strony .. bilety tez są tańsze dzięki temu więc...da się przeżyć :)
Pasażer dostaje zestaw podróżnika - na własność szczoteczkę pastę skarpetki by nie siedzieć cały czas w butach, a do zwrotu kocyk, poduchę i słuchawki do zestawu rozrywkowego.

Zdjęcia .. może temat lotniskowy najpierw :)

maszakow - 2013-11-25, 10:21

Penang - Stan, wyspa i jednocześnie miasto z prężnie rozwijającym się przemysłem. Około 1,5mln mln mieszkańców, z czego spora część mieszka na wyspie w Goeorgetown oraz w jej bezpośredniej okolicy, połączonej z wyspą jednym z największych mostów na świecie o długości 13,5 km. Kursujące promy i ten most to jednak już za mało - Wkrótce zostanie do użytku drugi most długości 26km spinający koniec wyspy Bayan Lepas (lotnisko i strefę przemysłową) ze stałym lądem i południowymi dzielnicami miasta.

Klimat - tropikalny. A co to znaczy? ... otóż 28-30 stopni to minimum w nocy, w dzień bez słońca potrafi być 32-33 stopnie. DO tego 70-80 % wilgotności prawie zawsze, podczas deszczu 100% :)
Okularnikom bywa ciężko - odwrotnie niż u nas w kraju zimą - okulary zachodzą mgłą jak wchodzisz z otwartej przestrzeni do klimatyzowanego hotelu :P
Pierwszy dzień dla typowego Europejczyka to koszmar, pocisz się dosłownie jak szczur. Do aklimatyzacji przynajmniej ja potrzebowałęm trzech dni. Mój kolega z Norwegii miał jeszcze gorzej :) on sie wcale nie przyzwyczaił :)
KLimatyzacja - wszechobecna, wręcz nachalna. po 3 dniach już skręcałem to badziewie wszędzie gdzie się dało.
Deszcze... generalnie bywają intensywne ale za to krótkie - po 10-15 minutach słoneczko wychodzi zza chmur i robi się łaźnia. Ale może być też i tak że się zaciągnie na dłużej...no i leje przez cały dzień.

maszakow - 2013-11-25, 22:07

Ruch i drogi - Ruch lewostronny. Drogi bardzo dobre - sporo dróg szybkiego ruchu w samym mieście. Znakomita większość ludu zmotoryzowana - jak paliwo kosztuje 2-3 PLN za litr to nie ma co się dziwić , aczkolwiek samochody są relatywnie drogie, niemniej jednak .. jest ich dużo. Znakomita większość ludu z powodu tej ilości aut stawia na jednoślady które poruszają się tu chmarami. Dosłownie chmarami, inaczej tego nie można określić.
Skuterki, mopedy, małe motorowerki to najbardziej popularny środek lokomocji. NIeważne że pogoda czasem kapryśna ... ot zakłada się kurtkę tył na przód i deszcz już niestraszny można jechać dalej. mało kto przystaje podczas deszczu gdzieś pod mostami :)
Ruch jest ... koszmarny. Niestety trzeba czasu by sie przyzwyczaić. Już pierwsza jazda taksówką może przyprawić o zawał, nawet jeśli kierowca pochodzi ze szczególnie starannie dobranej grupy czy też firmy obsługującej lotnisko. PO prostu ruch dookoła i tak podniesie ciśnienie normalnemu europejskiemu kierowcy. to jest nie do opisania, niestety.
Chodniki ... rzadko kiedy są, a jak są to zapuszczone. Wszyscy jeżdżą, mało kto chodzi tu
piechotą chyba że właśnie głupi biali turyści ... Zrobiliśmy ten błąd i poszlismy sobie na
dłuższy spacer pieszkom już pierwszego dnia chcąc dojść do śródmieścia... ludzie się śmiali, machali do nas...odmachiwaliśmy ... no cóż po 6km +3km błądzenia byliśmy naprawde zmordowani, więc poszukaliśmy autobusu a potem taryfy by dostać się tam gdzie chcieliśmy. POtem mieliśmy okazję dowiedzieć się co i jak w rozmowie z kolegą który pracował tam już od dłuższego czasu. Stwierdził że nie było to mądre by w takim klimacie pierwszego dnia (na szczęście bez intensywnego słońca) szarpnąć się na taki spacer.
Ale co tam - tragedii nie było tylko ciuchy do prania juz po paru godzinach.a o wodzie każdy pamiętał :)
Inną kwestią było że nasz plan był z góry skazany na porażkę ... nasze mapki hotelowe w żadnym przypadku nie pokazywały skali więc szans na przejście prawie 12km przy
infrastrukturze NIE PRZYSTOSOWANEJ DLA PIESZYCH, w rozsądnym czasie - nie było żadnych :)
Przejścia dla pieszych ...sa w najbardziej newralgicznych punktach miasta z sygnalizacją.
Generalnie jednak przechodzi się tam gdzie się chce tylko trzeba uważać na roje mopedów i aut. przejście takiej dwupasmówki w Georgetown (taka Starówka w Penang) to potężna dawka adrenaliny, gdyby nie korki to byłoby to prawie niemożliwe. Nad autostradami i drogami szybkiego ruchu przejścia z reguły są górą, wiaduktami i mostkami.

Auta - przeważają lokalne marki Proton i Perodua - rząd dobrze pilnuje krajowego przemysłu nakładając na zagraniczne auta bardzo wysokie podatki. Odpuszcza się producentom obcym produkującym na miejsci więc sporo z nich zainwestowało w fabryki w tym kraju. POza specyficzną stylistyką można znaleźć znajome kształty starych europejskich aut na ulicach tylko .. znaczki nie te :) jako że sporo aut koncerny malezyjskie albo kopiowały, albo produkowały na licencji i wypuszczały pod swoimi nazwami. Najświeższy przykład - Proton Inspira, dwulitrowy niedoładowany silnik 50KM to de facto w 98% ..Mitsubishi Lancer. różnica ceny między oryginałem a licencjatem - jakies 50 tyś PLN, Jakości -praktycznie żadna.
Na ulicach można spotkać bardzo dużo skrajności - bardzo dobrze i mniej dobrze wyglądające auta z lat 80tych mieszają się tu masowo z malutkimi Protonami Myvi - to taka najnowsza wersja ichniego malucha, najtańsza w kraju. Jedziemy najnowszym Vanem Kia, Wyprzedzamy ciężarówke Taty ciężko wspinającą się na Penang Bridge, by zachwile zostać wyprzedzonym przez nowiutką Toyotę Vellfire...
Aha.. i jeszcze przy okazji... sporo skrzyżowań ma wyświetlacze które pokazują ile czasu pozostało jeszcze do zmiany świateł - zarówno z czerwonych na zielone jak i do zakończenia się zielonego. BAAARDZO fajny patent - miód na rany zrobione pewnym tematem o fotoradarze na czerwonym świetle :) . W polskich warunkach wcale nie taki obcytemat ...9 listopada przejeżdzałem przez Płock i byłem zaskoczony widząc to rozwiązanie na sporej ilości sygnalizatorów w mieście.

Tadeusz - 2013-11-26, 08:51

Maćku, dla mnie bomba!

Jakże cieszę się, że zauważyłeś nareszcie to subforum. :ok My na tym skorzystaliśmy. :szeroki_usmiech

Stawiam piwko wirtualne na wieczorne spotkanie...również wirtualne. :pifko :spoko

silny - 2013-11-26, 18:54

ale jaki naburmuszony ten gosc na zdjeciu :shock: mam nadzieje ze to ten spocony norweg :lol:
ARCADARKA - 2013-11-26, 19:04

majsterek napisał/a:
ale jaki naburmuszony ten gosc na zdjeciu :shock: mam nadzieje ze to ten spocony norweg :lol:


No no jaki przejęty, w kadrze :haha: :haha: :haha:

CORONAVIRUS - 2013-11-26, 20:39

Maciek ...fajnie się czyta ...dawaj dalej ... :spoko
jarekzpolski - 2013-11-26, 21:23

takie szczególiki, detale, ale bez nadmiaru nazw własnych dla większości i tak obcych...bardzo fajnie się czyta, czytasz i jakbyś tam był...jak ktoś napisze że szedł Kek Lok Si w kierunku Batu Feringgi zahaczając po drodze o świątynię Khoo Kongsi....dalej nic nie wiem i jakoś mnie nie porusza... :mrgreen:


Prosimy o dalszy ciąg w Twoim wydaniu.... :spoko

maszakow - 2013-11-27, 01:32

Masterku... kolega na zdjęciu to Polak - po 5 km dość ciekawego spacerku w tropikalnym klimacie. Masz problem z Norwegami ? ja nie... IMHO twój komentarz mocno nie na miejscu - tak jak nie komentuje się zdjęć naszych forumowiczów po kilku godzinach wspólnego imprezowania :pifko .
Jarku, będą i szczegóły ... :) W Kek Lok Si byłem 2x a na na Batu Ferringhi nie policzę :-P

Te posty to jakby kompilacja trzech wyjazdów na przestrzeni 6 miesięcy - Więc widziałem naprawdę sporo i jakby to ładnie ująć - "jest baaaardzo dużo materiału do opracowania" Na razie korzystam ze zdjęć swoich jak i kolegi "naburmuszonego" który nastrzelał sporo fajnych fotek profesjonalnym aparatem. Dziękuję - dopracuję teksty i ... ciąg dalszy nastąpi...:)

maszakow - 2013-11-27, 13:56

mały wtręt z wujka google zanim pójdziemy dalej, sugestią jarkazpolski spowodowany ... lokalizacja. Otwierając mapki Google każdy mógłby sprawdzić od ręki po jakich to krańcach świata kolega maszakow się włóczył( ok... pracował :) ), oszczędzę wam szukania :)
silny - 2013-11-27, 15:05

sztywniak , a ja jestem MaJsterek :-P

a i to twoje JAFO to kazdy neciarz zna

maszakow - 2013-11-27, 15:33

majsterek napisał/a:
sztywniak , a ja jestem MaJsterek :-P
a i to twoje JAFO to kazdy neciarz zna
jak poszuka to zna. A teraz sza daj sie skupić.


Ludzie ... Penang to potężna mieszanka kulturowa - POza rdzenną ludnością malajską mamy tu mocne wpływy dawnych chińskich robotników oraz później przybyłych handlowców którzy zwietrzyli biznes na skrzyżowaniu szlaków morskich, hinduskie korzenie oraz ślady europejskiego kolonializmu, które zacieraja sie im dalej od wody odchodzimy. Wszystko razem miesza się tworząc niepowtarzalny, bardzo fajnie zharmonizowany melanż w tym tropikalnym klimacie. To jest właśnie bardzo fajne w Malezji - nie musicie oblatywać trzech krajów - tutaj, w tym mieście wszystko zobaczycie w pigułce.
Najbardziej wyrazista i widoczna jest chińska kultura. Naród ten ma wpojoną bardzo mocno tradycję pielęgnowania tradycji i wspominania przodków, widać to bardzo bardzo wyraźnie niemal na każdym kroku. Chińskie szkoły dla dzieci, szyldy dwujęzyczne na sklepach, ołtarzyki bóstw w domostwach... Barwne świątynie niemal wpisane w budownictwo... Hindusi nie są już aż tak bardzo wyraziści, aczkolwiek ich świątynie są róznież kolorowe i strzelają wysoko w niebo dając się zauważyć z daleka podczas gdy te chińskie bardzo często objawiały się zaledwie 20-30m wcześniej na ulicy sprawiając nam miłe niespodzianki.
Na jednej z głównych ulic na odcinku 500m 3 religie mają swoje świątynie - i jakoś żyją obok siebie bez bomb granatów i zamieszek. Zapach kadzidełek chińskiej świątyni poświęconej bogini marynarzy i rybaków miesza się w powietrzu z nawoływaniem muezina z oddalonego o 200 m meczetu kapitana Keelinga - jednego z największych i najpiękniejszych w Malezji - i to wszystko z wiatrem krąży wokół kopuły hinduskiej świątyni po drugiej stronie ulicy.

Jedna dzielnica określana jako Little India - powinna mieć w zasadzie dwa określenia. PO jednej stronie, rejwach jazgot i nawoływania kupców z hinduskich straganów, handlujących strojami przyprawami, jazgoczącoa muzyka w charakterystycznym tempie i o charakterystycznych rozrywających uszy piskliwych dźwiękach, ot takie lokalne disco polo - z niekórych stoisk wręcz wygania zamiast zapraszać (a przynajmniej Europejczyków odstrasza - tylko patrzą cholery nic nie kupują miejsce zajmują...) . PO drugiej stronie ulicy - wszystko cichnie ustępując sporym kolorowym jaskrawo malowanym w hanzi szyldom - czasami uzupełnionych angielskim. Malajczycy wychowani w chińskiej kulturze nie krzyczą za tobą, ale uśmiechają się i stonowanym głosemm, sympatycznie, zapraszają do środka. Little China...
Handel jest najczęstszą formą zrobienia tu jakiegoś biznesu i próby wyrwania się z ogólnej biedoty. Handluje się czym się da, żywnością, tkaninami, ciuchami, podróbkami dewocjonaliami - praktycznie wszędzie coś się dzieje i można coś kupić pozbywając sie mnejszej lub większej ilości gotówki. Jakiej dokładnie tego nikt nie wie... bo targowanie się jest obowiązkowe.
Nie udaje się to specjalnie w sklepach, natomiast na straganach i ryneczkach bez targowania się nie ma handlu - albo inaczej jest rozbój w biały dzień, bo ceny sa zawyżane po to by można było z czego schodzić. Stąd ten rejwach zwłaszcza na straganach prowadzonych przez Malajów i Hindusów, z Chińczykami negocjacje sa cichsze i znacznie trudniejsze. :)

WIeczorkiem po 19 zamykają się się sklepy - i zaczyna się drugie życie ulicy. Pojawiają się mniejsze i większe bary na kółkach serwujące różnego rodzaju specjały, mniej lub bardziej wyszukane. Nie mówię tu o kilku odpowiednikach naszych fastfoodowych budek z zapiekankami - to sa riksze kilkadziesiąt takich stanowisk moze się zmieścić między stałymi lokalami na całej długości ulicy, a ludzie schodza się by kupić coś do jedzenia spotkać się pogadać niekiedy pograć w kości. A wyłania się ich tyle że poruszanie się jest mocno utrudnione i trzeba bardzo uważać - ruch samochodowy tą ulica nadal odbywa się tak jak się odbywał. Jak ktoś musi przejechać to przejedzie, nawet z ręką na klaksonie - ale będzie się pchał.
natomiast to co serwują w z riksz...zasadniczo tym kórzy mają słabą odpornośc nie poleca się tych specjałów bo nie zawsze wiadomo kiedy dana rybka, ośmiorniczka lub inny stworek mógł być złapany, i gdzie ... zapewne w pobliskim przesmyku gdzie przepływają wszystkie statki. nie bez znaczenia są też warunki przygotowania takiego snacka - naprawdę nasze budy z zapiekankami przy tym co widziałem, to ekskluzywne jadłodajnie.
gwarnie jest do ok 22.30 potem wszystko zwija się i ulica się uspokaja, jedynie stałe lokale jeszcze tętnią życiem. Wyjątkiem jest wspomniana już Batu Ferringhi - centrum imprezowe i turystyczne na północy wyspy, poza kurortami, i pubami restauracjami i czystą plażą słynące jeszcze z nocnego rynku.
Handel zaczyna się tam od 20 a trwa do pierwszej w nocy - tam właśnie najwięcej trzeba się targować bo można zrobić super interes albo zaliczyć super wtopę. Produkty oryginalne poprzelatane podróbkami, tkaniny ubrania walizki perfumy elektronika, zegarki, gadżety zapalniczki ... A to wszystko na długości prawie 3 km głównej ulicy z krótkimi bocznymi odnogami. zasadniczo żeby wiedzieć co jest po całości wystarczy przejśc środkowe 300m, ale trzeba przejść CAŁOŚĆ by trafić okazję. i na to 2-3 godziny to jest naprawde mało bo skupienie handlujących jest prawie takie samo jak skupienie potencjalnych kupujących. Nie da się tego opisać jakie dyskusje odchodzą przy ubijaniu interesu, jakich argumentów używają strony by dopiąć swego.. rzadko ale bywa i tak że przy targujących się zbiera się gromadka fanów i zaczyna się grubsza dyskusja, a zawarcie transakcji nagradzane jest brawami.

maszakow - 2013-11-27, 15:42

Cd. biznesy ...
WHITEandRED - 2013-11-27, 15:56

:spoko
maszakow - 2013-11-27, 21:39

Nie wiem gdzie byłeś i co zwiedzałeś ale jeśli masz możliwość zwiedzić trochę szerokiego świata - to korzystaj :) Będziesz zadowolony a może i szczęśliwy....Źródło finansowania nie jest ważne, bo to tylko środek do realizacji celu. no może jest większa satysfakcja z tego, że jednak sam zarobiłeś :)
To był mój pierwszy w życiu egzotyczny kraj - może i jedyny, kto to wie. Jadąc tam trzeci raz już byłem bardziej opanowany - robiłem za przewodnika i patrzyłem z boku na trójkę podopiecznych, obserwując ich reakcje, porównując do swoich sprzed pół roku...Ubaw miałem niezły. Jak dorwę ich fotki to powrzucam co ciekawsze. Jak na razie to moja przygoda życia.
Czy warto tam pojechać ? TAK.
Widoczki z seriali dokumentalnych w TV nie pozwolą spocić ci się przy wchodzeniu schodami o ponad 500 stopniach na szczyt hinduskiej świątyni...Arulmigu Balathandayuthapani (a prościej ... Waterfall Temple).
Patrzenie na ludzi z ekranu to nie daje takich emocji jak targowanie się ze sprzedawcą o prawdziwy markowy skórzany portfel który finalnie ląduje w twoim plecaku za wartość 50 RM - przy cenie wyjściowej 350 RM ( RM 1 Ringitt Malezyjski =ok 1,03 PLN). TO po prostu trzeba przeżyć. :ok
Zaznaczę tylko, że siedziałem w jednym miejscu a sama Malezja jest znacznie większa.
Nie jestem jakimś specjalnym fanem egzotyki i tropików nie ciągnie mnie aż tak bardzo w szeroki świat. Miałem okazję skorzystałem - i miałem przygodę życia, ciesze się że komuś sie tez podoba.
Janusz miał ślub po japońsku, też jedyna i niepowtarzalna życiowa okazja. Skorzystał, podzielił się wrażeniami ( :bigok ), a mnie po lekturze wątku tknęło że w sumie też miałbym co poopowiadać.
aha ... ciąg dalszy nastąpi... :)

<edit> Żeby jeszcze powiązać wątek egzotyki i samolotów... to były absolutnie pierwsze trzy ... cztery... :-P łyki egzotyki kóre czekały na mnie w podróży. Od razu mówię że to demo zdjęcia - nie moje, ja nie wpadłem na to by zrobić zdjęcia stewardessom z moich lotów ... Ale gdybym zrobił byłyby ładniejsze :) Fotki ... :) z powodu dziewczyn... :) Służbowy mundurek dziewczyn z SIA baardzo mi się spodobał, na tyle że nawet szukałem takiego wzoru w Penang na bal dla moich małych kobitek - ale cena lotniskowa była zabójcza a poza lotniskiem ... to inny już kraj i inne wzorce (o tym kiedy indziej)


maszakow - 2013-11-28, 23:22

Domy i mieszkania... Na wyspie ziemia jest droga więc zabudowa dośc ciasna. Mało domów z większymi ogródkami chociaż takie bywają. Zaczynaja przeważać condominia - coś w a'la nasza wielka płyta z lat siedemdziesiątych, czyli ekonomiczna wysoka i ciasno-wąska zabudowa. W taki sposób buduje się zarówno bloki z ekonomicznymi mieszkaniami jak i całe apartamentowce..

Do widoku wieżowców i wielkiej płyty byliśmy przyzwyczajeni jednak skala zagęszczenia i wielkość tych budynków... zupełnie inna niż u nas. Styl również odbiega mocno od naszego.
Robi wrażenie.
bloki buduje się tu pioruńsko szybko... nie tak jak u nas....:) w tych temperaturach i klimacie beton wiąże jak ta lala :)
Odrębną kwestią są stare budowle. Stare jak stare .. nie ma tu budynków z XVII wieku bo poza plemionami nie było tu osadnictwa. :) HIstoria cywilizacji w naszym rozumieniu tego słowa zaczyna się tu w roku 1786 :) .
Centrum Georgetown zostało objęte programem ochrony dziedzictwa narodowego mimo że zbyt imponująco z punktu widzenia Europejczyka to nie wygląda... ale jest co podziwiać. są więc budynki wzniesione przez Europejczyków, oraz domy i świątynie budowane przez tubylców...te ostatnie ostro kontrastujące z otoczeniem. Chińskie świątynie - bordo,czerwień, zieleń, z reguły w ostrych barwach, hinduskie świątynie - fiolet, żółć, turkus, barwy raczej ciepłe i stonowane, Buddyjskie świątynie - Złoto,czerwień, biel i to naczęściej w wesjach mocno żarówiastych, meczety - biel i złoto. Rozbuchana kolorystyka w porównaniu do ascetycznych murów naszych kościołów...

maszakow - 2013-11-28, 23:59

Reprezentacyjne budynki GeorgeTown prezentujące "cywilizację zachodnią". Cała ta północna część Georgetown zbudowana jest w podobnym kolonialnym stylu. Bardzo przyjemnie się się tam spaceruje i ogląda.
Johny_Walker - 2013-11-29, 00:18

Kolego czy już wiesz czym rózni się hotel (rumah) od hotelu (rumah tumpangan)? Będąc w Kuala Lumpur dziwiłem się dlaczego ten drugi jest znacznie droższy, ale potem mi pokazano przyczynę. :P
maszakow - 2013-11-29, 00:37

Johny - Nie wiem co to rumah i tumpangan :) nie wnikałem aczkolwiek interesowałem się tym, jakie moga być alternatywy dla turysty ... Mieszkałem w hotelu o wysokim standardzie. Średni standard to 150 RM, wysoki - od 200-300 RM. a może i więcej ...
Są natomiast małe hoteliki oferujące noclegi za 80-120 RM, są i mniejsze hosteliki w których można przenocować za 30 RM. WIdziałem sporo takich w centrum. W tych ostatnich trzeba się jednak dobrze naszukać lub wiedzieć gdzie bookować bo problem jest z ciszą spokojem i higieną. Np wspólna toaleta na piętrze, przy czym jeśli to jest ceramiczny tron - to jest już naprawde hiperstandard jak na lokal, bo najszcześciej są to hmmm...nie wiem jak to nazwać... spójrzcie sami.


Czy to miałeś na myśłi ? :) Rozwiń.

SlawekEwa - 2013-11-29, 07:15

maszakow napisał/a:
.nie wiem jak to nazwać..

No jak? "na Małysza" :haha:

maszakow - 2013-11-29, 10:02

Nie Sławku - a gdzie tu próg ? Na Małysza NIE WOLNO!

Poza tym akurat oni Małysza nie znają...Śnieg i temperatura poniżej 10 stopni to zjawiska w tym kraju bardziej egzotyczne niż dla nas kokosy rosnące na ulicy.

jarko_66 - 2013-11-29, 11:03

KOlego maszakow o ile się nie mylę jest to rodzaj latryny.Kiedyś nasze państwo też mi zafundowało 2 lata korzystania z takiego przybytku w centrum Warszawy.Ale tak ładnie jak na zdięciu to nie wyglądało.i atrakcje były mniej atrakcyjne. Wiec pisz i dokumentuj tą podróż .bo jeżeli miało by się nie zdarzyć, to fajnie skorzystać z relacji Twojej i innych kolegów :pifko
Witold Cherubin - 2013-11-29, 13:36

maszakow napisał/a:
przy czym jeśli to jest ceramiczny tron - to jest już naprawde hiperstandard

To co pokazałeś na zdjęciu ma wysoki standard, zazwyczaj to są żeliwne odlewy z miejscem na nogi i dziurą na .... Przyznam się, że nie widziałem takiego luksusowego (chyba ceramicznego) wychodka.
Nie tylko na dalekim wschodzie popularne są takie "wychodki", korzystałem z czegoś takiego w Chinach (w instytucie medycznym :diabelski_usmiech ) a ostatnio coś takiego, (ale w znacznie gorszym standardzie) zobaczyłem w Moskwie.
Pamiętam, że i u nas na niektórych dworcach kolejowych były takie urządzenia.
Pozdrawiam :spoko

Fux - 2013-11-29, 13:46

Turcja, Chorwacja-widok wcale nie egzotyczny.
kodi - 2013-11-29, 13:49

Dorzucę Rumunię

Maćku - super ta relacja. Nieosiągalna dla zwykłego śmiertelnika - tym bardziej wartościowa. Masz talent pisarski.

Pozdr

SlawekEwa - 2013-11-29, 14:51

maszakow napisał/a:
Nie Sławku - a gdzie tu próg ?

Jest tzw. "pozycja dojazdowa" do progu :chytry

maszakow - 2013-11-29, 14:59

fakt - to co pokazałem ma wysoki standard, a widziałem gorsze. latryna... zapomniane słowo... Przypomniał mi się taki dowcip jak latryna na Syberii wygląda... 2 kije - na jednym siedzisz a drugim wilki odganiasz :haha:

Bedąc w popularnym pubie zachciało mi się wyregulować ciśnienie. wszedłem do toalety i ... złapałem szczękę by gleby nie zaliczyła w tym pomieszczeniu...Pisuar grupowy - potężna ścianka ze stali kwasoodpornej na całą długość pomieszczenia - z góry po ściance spływa woda, na dole korytko które to wszystko zbiera i odprowadza do jednej rury. O żesz ty chłopie... nie dość że lejesz na ścianę jakbyś 10letnim szczeniakiem był, to jeszcze musisz kontrolować odległość i ciśnienie żeby rykoszetem nie dostać po butach... sandałach... stopach...i uważać by rykoszet sąsiada cię nie dosięgnął.
Jak więc można wnioskować niewiele wystarczy by przekonac służby sanitarne Malezji do pozytywnej opinii. Gdyby działali tak jak nasz sanepid to prawie w ogóle nie byłoby tam biznesu i folkloru na ulicach :)
Higiena tam jest ważna ręce trzeba myć dokładnie i zawsze a wodę.. pić tylko butelkowaną lub przegotowaną. W firmie w której byłem sa zalecenia dla pracowników zagranicznych, by nie używać kostek lodu niewiadomego pochodzenia do napojów - bo może byc robiony z kranówy.

maszakow - 2013-11-29, 15:29

OK starczy tego szambiarskiego tematu - wyjdźmy znów na ulice Penang i popatrzmy na nieco wyżej oczami duszy ... a dla tych zwykłych oczu - Zwróćcie proszę uwagę na wzornictwo i bogactwo ozdób - jeśli dostrzeżecie cokolwiek przez ten szał kolorów o którym pisałem wcześniej.
maszakow - 2013-11-29, 15:38

Cheong Fatt Tze Mansion.
Jedna z bardziej reprezentacyjnych budowli w Penang. Przybył sobie pewien Chinczyk ze starego lądu z dosłownie groszem w kieszeni. Zakombinował popracował .. i stał się milarderem. Z tego co mu zbywało postawił sobie właśnie taką chatkę i kazał pomalować ją oryginalnie by odcinała się od reszty budynków.
Dziś dom jest włąsnością jego potomków i jest utrzymywany cały czas w klimacie prosperity tamtych czasów , można go zwiedzać w ściśle określoncy godzinach. Mieści się tam malutki ekskluzywny hotelik.

Johny_Walker - 2013-11-29, 17:33

maszakow napisał/a:
Bedąc w popularnym pubie zachciało mi się wyregulować ciśnienie. wszedłem do toalety i ... złapałem szczękę by gleby nie zaliczyła w tym pomieszczeniu...Pisuar grupowy - potężna ścianka ze stali kwasoodpornej na całą długość

Takie coś widziałem też w Polsce i Niemczech np. na niektórych WC autostradowych.
Co do kostek lodu, to jeśli nie są ze sklepu pakowane fabrycznie, to uważa się że woda może być skażona (nieprzegotowana). W wielu krajach Azji Płd. Wsch. restauratorzy kupują duże bryły lodu, które z ciężarówki są zrzucane na chodnik i dopiero stamtąd zabierane do środka. Brud z lodu ścieknie razem z wodą i wygląda to dobrze, ale można coś niedobrego zjeść i potem wiele tygodni choroby.
Polecam zwiedzić Indie. Po tym kraju już nic nie było mnie w stanie zaskoczyć.

maszakow - 2013-11-29, 21:24

Johny_Walker napisał/a:

Co do kostek lodu, to jeśli nie są ze sklepu pakowane fabrycznie, to uważa się że woda może być skażona (nieprzegotowana). W wielu krajach Azji Płd. Wsch. restauratorzy kupują duże bryły lodu, które z ciężarówki są zrzucane na chodnik i dopiero stamtąd zabierane do środka. Brud z lodu ścieknie razem z wodą i wygląda to dobrze, ale można coś niedobrego zjeść i potem wiele tygodni choroby.

OK. jasne.
Dlatego też jedząc w niezbyt pewnych miejscach co należy brać do picia? no co ? Colę oczywiście... najlepiej Coke, ale Pepsi też od biedy zadziała. O jedzeniu zdążę jeszcze opowiedzieć.

jarekzpolski - 2013-11-29, 21:31

Johny_Walker napisał/a:
...Takie coś widziałem też w Polsce...


ja również. Parę lat temu, w Zwardoniu. Po nartach poszliśmy do jedynej działającej knajpy. Kibel był w piwnicach, a piwnice nie ogrzewane. Mróz był konkretny więc na szczocho-ściance powstały zadziwiające w swym kolorycie i unikatowe w kształtach stalagmity i stalaktyty moczowe. Jaskinia Raj przy tym wypadała strasznie ubogo...Chyba nawet zdjęcia gdzieś mam, ale oszczędzę Wam wrażeń...

Ale wróćmy do Malezji.

Johny_Walker - 2013-11-29, 21:44

maszakow napisał/a:

Dlatego też jedząc w niezbyt pewnych miejscach co należy brać do picia? no co ? Colę oczywiście... najlepiej Coke, ale Pepsi też od biedy zadziała. O jedzeniu zdążę jeszcze opowiedzieć.

Wszystkie napoje butelkowane są bezpieczne. Należy zawsze kelnerowi wyraźnie powiedzieć, ze bez lodu (no ice, please).

Ahmed - 2013-11-29, 21:44

maszakow napisał/a:
Johny_Walker napisał/a:

Co do kostek lodu, to jeśli nie są ze sklepu pakowane fabrycznie, to uważa się że woda może być skażona (nieprzegotowana). W wielu krajach Azji Płd. Wsch. restauratorzy kupują duże bryły lodu, które z ciężarówki są zrzucane na chodnik i dopiero stamtąd zabierane do środka. Brud z lodu ścieknie razem z wodą i wygląda to dobrze, ale można coś niedobrego zjeść i potem wiele tygodni choroby.

OK. jasne.
Dlatego też jedząc w niezbyt pewnych miejscach co należy brać do picia? no co ? Colę oczywiście... najlepiej Coke, ale Pepsi też od biedy zadziała. O jedzeniu zdążę jeszcze opowiedzieć.


Trzeba mieć z sobą egipski Antinal , ewentualnie polski odpowiednik nifuroxazyd, inaczej takie zatrucie pokarmowe może źle się zakończyć , coca - cola nie zawsze pomoże :bajer

WHITEandRED - 2013-11-29, 22:46

:spoko
maszakow - 2013-11-29, 23:46

Dzięki.
Kolejnej budowli postanowiłem poświęcić osobny post bo jest tego warta.
Wspomniana już Kek Lok Si czy świątynia 10 000 Budd. Budowę rozpoczęto w 1890 roku na zboczu pasma ograniczającego ekspansję miasta w głąb wyspy ... i w zasadzie można powiedzieć że trwa do dziś. Niemniej jednak to architektoniczne arcydzieło. Świątynia ma SIEDEM poziomów, na każdym z nich jest jedna lub kilka budynków świątynnych z ołtarzami Buddy w różnych pozycjach., zabudowania klasztorne, (niedostępne dla turystów - to jest funkcjonujący klasztor) 8 piętrowa pagoda ( na każdym piętrze ołtarze Buddy, a schody małe i wąskie można dostać albo klaustrofobii albo .. lęku wysokości bo na najwyższym piętrze widoki są fantastyczne, przy czym lepiej w dół nie par. A całość zwieńczona 30metrowym pomnikiem Kuan Yin. Na zdjęciach pomnik nie wygląda tak okazale ale jak się stanie pod postumentem i zadrze głowę do góry ... 30m toć to dziesięciopiętrowy blok...
Figur Buddy jest tam zatrzęsienie - ponoć już więcej niż 10 tysięcy :)
Wszystkie większe sale świątynne bogato zdobione posągi wymalowane złocone... Wszystko naprawdę ślicznie starannie dopracowane podmalowane przemalowane .. oczy bolą od tego złotego koloru. :) Turystów jest tam zatrzęsienie, sporo też pielgrzymów - to największa malezyjska świątynia. Oczywiście są turyści to jest i handelek i to na odpowiednio dopasowaną skalę ...jest potężna sala pamiątek z której cały dochód idzie na urzymanie swiątyni jej budowę i remonty, do tego sa inni co dzierżawią tereny okołoświątynnye i sprzedają pamiątki - dając też niezłe dochody ... Dzięki temu jest piękna i przez 30 dni na początku chińskiego Nowego Roku może być oświetlona tak jak to widzieliście wcześniej na plakacie. Istny szał. A powiem wam że to podświetlenie świątyni to nie są wcale lampki LED ... :lol:
Do świątyni można dojść 3ma drogami
a) główna brama
b) górna brama - nie warto, taksówkarze sporo sobie liczą za wjazd na tą wysokość. torchę absurdalne - mimo że dystans nie jest duży kilkaset metrów drogi - to 25 RM różnicy między górną a główną bramą to na ich warunki kosmos - jak 10 km po płaskiej drodze. kto nie lubi pieszo się wspinać - Winda do posągu 2,5RM w jedną stronę.
c) pieszo od podstawy wzgórza... tą drogę polecam jednak zdecydowanie w drugą stronę.
Po pierwsze lepiej schodzić niż wchodzić, po drugie to tylko kilometrowa kręta dróżka z szerokimi i bardzo płąskimi schodami - ale handlarzy na niej jak szarańczy w nalocie po wyrojeniu - można niepotrzebnie stracić czas potrzebny na zwiedzanie świątyni.
Dwie godziny to jest absolutne minimum, trzy można tam spokojnie spędzić, a schodząc w drodze powrotnej na sam dół do ulicy możecie kupić sobie pamiątki przy okazji ostro się potargować.

NIe da się ująć piękna tej konstrukcji w jednym kadrze, jedną fotką ... chyba że z lotu ptaka. Refleksja mię naszła jak na spokojnie oglądam te zdjęcia - tak samo starali się ludzie w Europie w epoce gotyku by zaimponować innym i ukazać wielkość Boga poprzez gigantyzm katedr i kościołów. Tutaj religia zupełnie odmienna - ale idea podobna - konstruując coś takiego mnichowie chcą pokazać moc i możliwości Buddy i wywrzeć wrażenie na wiernych (i niewiernych). No i sie udało - musiało się udać.

Witold Cherubin - 2013-11-30, 10:39

WHITEandRED napisał/a:
najlepiej w przypadku zatrucia kupić jakąś medycynę na miejscu, sa sprawdzone i działają na "swoje" bakterie i inne takie tam, te z kraju nie zawsze są skuteczne

A jeszcze lepiej jest zaraz po przyjeździe do innego kraju zakupić sobie kilka kubków miejscowego jogurtu i spożyć przed pójściem na posiłek w miejscowej knajpce czy kiosku. Chodzi o to, że lokalne jogurty zawierają bakterie występujące w danym kraju i nasz żołądek łatwiej będzie trawił tamtejsze specjały.
Ja stosuję tą zasadę za radą znajomego Anglika, który zjeździł niemal cały świat i wypróbował tą metodę w różnych krajach Europy, Afryki i Azji oraz Australii i obu Amerykach.
Nie mam za wielkich doświadczeń, ale w krajach które odwiedziłem w Europie, Afryce, Azji i Ameryce płn. to się sprawdzało, nigdy nie miałem problemów gastrycznych.
Pozdrawiam :spoko

A przy tej okazji stawiam Ci :pifko kolego Maszakow. Fajna opowieść, świetnie opisane i obfotografowane :spoko

maszakow - 2013-11-30, 19:30

Dziękuję Witku :) Zdjęcia to taki zespołowy wysiłek, przy czym kolega miał niebo lepszy sprzęt i nieco inne bardziej fotograficzne oko fascynata fotografii.
A z tymi jogurtami ... Fajnie. Ja może troszkę sceptycznie podchodzę, bo jak się Twoje bakterie wezmą za łby z obcymi... na pewno trzeba jogurcikom dać godzinę dwie na zadziałanie. Ja osobiście nie wypiłbym jogurcika i nie poszedł od razu do baru na ostre żarcie.
Z drugiej strony na złagodzenie bólu spowodowanego ostrymi potrawami przyprawami najlepszy jest jogurt lub mleko. Nie woda...a mało osób o tym wie :)
Za podniesienie walorów edukacyjnych wątku i sposobik na do aplikacji na wszelkiego rodzaju podróże również rewanżuję się pifkiem :) :pifko

krzysioz - 2013-12-01, 16:25

Co do Malezji to mialem akurat przyjemnosc goscic z krotka wizyta na poczatku listopada ( wczesniej pracowalem tam w latach 2007-2008) Kraj glownie muzolmanski , ale wydaje sie to byc Islam z ludzka twarza .Duzo gorzej w pobliskiej Indonezji , za to duzo bardziej egzotyczna. Niestety jako nie robiacy zdjec niewiele ma do pokazania , za wyjatkiem zarcia oczywiscie. Ceny wydaja sie byc zblizone do naszych. Jak komus po drodze warto pojechac , gdybym mial zaplacic za podroz raczej bylbym sie zastanowil , ale to moja osobista opinia.
Prosze o pewna powsciagliwosc jesli chodzi o rzetelnosc informacji lotniczych lub weryfikacje przed zamieszczeniem informacji. Sorki ze jestem z tych czepiajacych sie ale lubie poprawnosc merytoryczna.
AIRBUS A380 DLA 850 OSOB ANI Boeining 777 w wersji dla 550 osob jeszcze dlugo nie powstanie . Co prawda nie wiem jeszcze ile bedzie mial 777x ale nie jest jeszcze w produkcji W Singapore airlines to dwa latadla maja odpowiednio 471 (516 Lufthansa) i drugi max 288 miejsc . Wspomniany 777 w najwiekszej wersji moze miec max 356 w Quatar Airways .Co by nie byc goloslownym:

http://www.singaporeair.c...tory/sia-fleet/

http://www.seatguru.com/a...77-300ER_V2.php

Pracujac obecnie w okolicach Dekanu powiem za Bogusiem Linda " Co wy k... wiecie o brudzie !

maszakow - 2013-12-01, 17:44

W takim układzie 850 osób weszłoby tylko przy konfiguracji całego latadła na klase ekonomiczną...Uwierz mi że nie liczyłem wszystkich wsiadających na pokład - to był wielki tłum jak dla mnie :)
Żarcia tez nie fotografowałem ale póki co jeszcze powstrzymam się od dyskutowania na ten temat bo jeszcze trochę fotek przygotowałem nt budynków.
Dwie świątynie buddyjskie obok siebie - przepiękne.
Jedna popularnie zwana Sleeping Budda (albo raczej Reclining Budda) słynąca z ponad 30metrowego posągu leżącego Buddy. robi wrażenie owszem. W zasadzie jest to nie tyle świątynia ile mauzoleum dla bogatych, bo pod posągiem są lapidaria, które kosztują fortuny.
Zdjęć ze środka nie mam w tym pakiecie, wrzucę może później, teraz chciałbym wam pokazać bardzo charakterystyczne WYPASIONE wręcz zdobienia.
Druga świątynia już wspominana wcześniej ale teraz dam fotki kolegi nieco lepsze jakościowo. Świątynia fundowana przez birmańskich buddystów stoi po drugiej stronie ulicy.
W zasadzie to chyba nawet klasztor bo teren pięknie przygotowany zadbany ozdobiony...

krzysioz - 2013-12-02, 02:02

Chwala Ci za temat i rzeczy , ktore pokazujesz. Jakis sie drobizgowy z wiekiem robie szczegolnie wieczorami. Moze jeszcze kiedys naucze sie robic fotki. :spoko
maszakow - 2013-12-02, 23:20

Jedzenie...więcej gadki , mniej fotek.
Tak jak my w marketach kupujemy ziemniaki na worki - tak u nich w ten sposób kupuje się ryż. 10, 15, 25kg ryżu w worku to standardzik. Alternatywa to cienki makaronik jakeczny względnie sojowy ... ziemniaków raczej nie uświadczysz, są w dobrych restauracjach...być może pataty(słodkie ziemniaki) - ja zreszta nie szukałem.
Naturalną rzecza jest że przekonania religijne mają wpływ na kuchnię ... z mięs króluje drób i wołowina. Wieprzowina jest bardzo rzadka.
O rybach i owocach morza nie wspomnę bo dla mnie z ryb najlepsze są schabowe - więc unikałem, z małymi wyjątkami. Kuchnia - oczywiście pikantna, delikatnie mówiąc. Nawet łagodne dania są doprawiane i dla co bardziej wrażliwych mogłyby smakować za ostro, a co dopiero mówić o ostrych... sosy i marynaty do mięs zaprawiane świeżą papryczka chilli - suuper...Jadłem w wielu miejscach próbowałem sporo rzeczy ale trudno powiedzieć o jakichś preferencjach tym bardziej że Malezja to miszmasz wszystkich okolicznych kultur... Jadłem to co bary oferowały, potrawy inspirowane Indiami, Chinami Tajlandią, Koreą...ŚŁodko kwaśna wieprzowina kurczak... W czarnym sosie pieprzowym wołowina i kurczak ...i te pamiętam :mrgreen: Ryż nasi lemak gotowany w mleczku kokosowym uważany za potrawę narodową, jest świetny ale .. to tylko podstawa do wszelkiego rodzaju kombinacji mięs i sosów które równie dobrze moga pobudzić kubki smakowe do orgii - jak równiez je doszczętnie wypalić.
Organizm tez musi sie przestawić na zupełnie inne tory tak więc na dzień dobry nie należy się porywac na potrawy oznaczone jako ostre tylko spokojnie zacząć od łagodnych.

Ten wyjątek rybny to zupka rybna tomyam ...w tej dobrze przyrządzonej czuć smak ryby, a po 10 sekundach przez buzię i przełyk przechodzi fala ognia... i tak łyżka za łyżką ... co 40 sekund :) szybciej się nie da :)

Jedzenie jest relatywnie tanie - za 6-8 Ringittów (1RM = ok 1 PLN ) można zjeść naprawdę porządny obiadek w barze. W restauracjach jest znacznie drożej - co wcale nie znaczy ze smaczniej lub lepiej.
NA danie serwowane z rikszy odważyłem się raz - zjadłem pierożka chińskiego nadziewanego mięsem a gotowanego na parze. Inna smakołyki jakoś nie zachęcały (ani mnie ani moich towarzyszy) do konsumpcji, ośmiorniczki kawałki rybek ... wiedzieliśmy że wiekszość z nich była łowiona po wschodniej stronie wyspy gdzie kanałem pływaja statki, a morze ... po tej stronie wyglądało znacznie gorzej niż Bałtyk, pachniało tez znacznie gorzej.
Mimo wszystko jakoś to nie przeszkadza mieszkańcom którzy wieczorem wychodza na deptak przy kanale na Queensbay i tam spedzają wieczór, w wyziewach morza zmieszanych z dymem grilla i unoszącymi się się z nich zapachami pieczonych owoców morza, kukurydzy lub warzywek. Dodajmy do tego zapachy olejków którymi raczą niektórzy masażyści... Interesujące.

Życie towarzyskie toczy się również w pubach. Piwo jest cholerycznie drogie - nawet tubylczy Tiger, którego butelka w sklepie kosztuje 15-16 RM, a co dopiero importowane... o innych alkoholach nic nie wiem :-P Marża w pubach i barach na piwo jest niska, bo chcąc utrzymać klientów te jadą na granicy opłacalności. Wg miejscowych do pubu chodzi się zwykle raz czy dwa razy w miesiącu - Ale prawde mówiąc nie dało się tego odczuć - gdziekolwiek nie poszliśmy, puby zawsze pełne i nabite ledwo co można miejsce znaleźć, a piwo płynie hektolitrami... może dlatego że miasto spore to rotacja klientó zapewniona :) . A Malezyjczycy lubią sobie popić... Natomiast szokiem jest to że u tubylców nieważne jest czy wypił jedno czy 5piw - jak przyjechał autem to nim odjedzie...bez komentarza.

No i jeszcze jeden specyfik bardzo specyficzny :) ...Durian. Charakterystyczny dla Malezji. Do spróbowania tego owocu trzeba dojrzeć, ponieważ ma podstawową cechę wspólną z francuskim serem Maroilles albo podobnymi mu szwajcarskimi produktami: CAPI JAK SKURCZYBYK i wszyscy twierdzą że nieprzyjemnie. Co wrażliwsi mogą poczuć zapach aż w żołądku :-P a ten może protestować - ale SMAK ...bardzo fajny. Ja odważyłem się go spróbowac dopiero za trzecim razem - i od razu zaimportowałem do kraju w żelpakach - mimo docinków kolegów że zatrzymają mi walizkę za szmugiel broni biologicznej :-P W domu oczywiście też zostałem potępiony...dopóki nie zamknąłem go w hermetycznym pojemniku. Inaczej lodówka byłaby do wyrzucenia :-P
Dlatego lepiej zacząć podejście do duriana od smaczków (jogurciki, chipsy, soki) a dopiero potem oryginał.

Johny_Walker - 2013-12-03, 10:54

Duriany jadłem regularnie. Cały hotel o tym wiedział, a recepcjonista pytał "Oh, you're eating durian, again!".
Pyszne i bardzo sycące. Smak nieporównywalny z niczym. Aromat też. :)

maszakow - 2013-12-08, 22:26

No i w zasadzie tyle jeśli chodzi o takie bardziej uporządkowane tematycznie wspomnienia.
Teraz będzie trochę chaotyczniej i wolniej - musze przejrzeć i opracowaać zdjęcia od znajomych :)

Póki co jeszcze jedna refleksja.
War Museum - żeby nie było że to raj... II wojna sięgnęła również i wyspy Penang. Na południowym krańcu wyspy Anglicy sporo przed wojną wybudowali sobie fortyfikacje. Z punktu widzenia inżynierii budowlanej niezły majstersztyk. No ale niespecjalnie sobie powalczyli - wyspa szybko została zajęta przez Japończyków a ci w fortyfikacjach urządzili więzienie i miejsce tortur jeńców wojennych i partyzantów.
Umocnienia przetrwały w bardzo dobrym stanie ale próbę upamiętnienie i zrobienia z tego miejsca czegoś w rodzaju muzeum podjęto relatywnie niedawno.
Nie jest to obiekt bardzo atrakcyjny - na pewno nie dla płci pięknej - ale godny polecenia wszystkim kórzy fortyfikacjami i inżynierią lądową się fascynują. Innym zdecydowanie odradzam. Wstęp drogi - 30RM, bo popularność miejsca mała - nawet taksówkarz (!) nie wiedział za bardzo jak tam dojechać.
Dlkaczego więc o tym mówię ? Bo mnie zaskoczyła organizacja tego miejsca. Gdyby ci którzy zrealizowali to War Museum weszli na nasz teren np bliskiego mi Westerplatte - to mielibyśmy tu zapewne mega wystawkę na skalę europejską.
Skala przedsięwzięcia ogromna, sposoby ekspozycji, szczegóły detale... nie to że oglądasz gruzy lub puste cele... Wchodzisz do pomieszczenia oficera które wygląda jak klitka więzienna - niby nic ciekawego - a znajdujesz tam plakat angielskiego dowódcy, jego krótki życiorys ... parę innych fotek.... Przechodzisz obok wybetonowanej dziury - czytasz opis że stało tu potężne działo - szczegóły co gdzie jak dlaczego go nie ma - fotka jak to wyglądało... Niesamowita dbałość o szczegóły, próba oddania jakiegoś obrazu - Niekiedy dość prymitywnymi środkami np zdjęcia jeńców obłożone jakimiś resztkami złomu wykopanego na zdjęciu oraz kolczastymi krzaczorami... NO i dokumentacja fotograficzna - całkiem imponująca. Powiem wam że to działa. Jak na wejściu żałowałem tych pieniążków to zmieniłem zdanie w połowie wizyty, doceniając wkład pracy jaki został włożony w to miejsce. Wszystko dobrze opisane ukierunkowane ...
No i ciekawy komercyjny aspekt - nieco z boku terenu muzeum zorganizowano teren do paintballa, wykorzystując parę fragmentów z umocnień i tropikalna roślinność. Świadomość że idzie się na strzelankę i "walczy się" w dżungli z wykorzystaniem prawdziwych fortyfikacji mocno podnosi realizm i rangę całej imprezy.

Zaznaczam że daaawno nie byłem na Westerplatte a wiem że cuda wianki miały się tam dziać - ale to jest jedno z takich miejsc w Polsce gdzie odpowiedzialni mogli by brać przykład jak zrobić z z niego nie tyle pomnik heroicznych i męczeńskich bojów Polskich żołnierzy a właśnie atrakcję turystyczną nie tylko dla fanów militariów i fortyfikacji, ale też dla szerszego grona.
Jest w Polsce kilkanaście - kilkadziesiąt takich miejsc któe marnieją - może czas się zebrać i spróbować je odświeżyć póki jeszcze kasa z Uni płynie...i póki do końca się nie rozpadły.

maszakow - 2013-12-14, 00:59

Kraj muzułmański... więc i stroje a przede wszystkim stroje kobiet najczęściej widziane na ulicy też są egzotyczne... w sensie inne niż się do tego przyzwyczailiśmy. Mało kobiet chodzi ubranych po europejsku, bardzo dużo osłania włosy chustami, wiadomo, religia.
Ale naprawdę różnorodność tych wszystkich wzorów, strojów chust, kolorów jest niesamowita.
PAtrząc na ulicę nie ma się wrażenia jednolitej masy tłumu - to jest zbiór osobowości... nie będę filozofował ale po prostu w taki tłum nie idzie się wtopić :)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group