Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Zagraniczne - Wakacje MadMobila 2018

Mavv - 2018-08-01, 21:30
Temat postu: Wakacje MadMobila 2018
I kolejny urlop wakacyjny za nami!

MadMobile przejechał z nami 5995 km w te wakacje. Zwiedził standardowe kraje, czyli Irlandia, Wielka Brytania, Francja, Niemcy, Polska Holandia. W tym roku doszły jeszcze Czechy. Nie obyło się bez przygód. Ale o tym później.

No to zaczynamy!

Zacząłbym od zdjęcia licznika, ale gdzieś mi go telefon zjadł :gwm

Mavv - 2018-08-01, 21:47

Urlop zaczęliśmy 29-go czerwca, wieczorem. Poranny prom z Dublina oznaczał tyle, że noc spędzimy w porcie. No bo po co gnać skoro świt i spieszyć się na prom, skoro można przespać się zaledwie kilkadziesiąt metrów od tegoż promu? :)

Nocka w porcie cicha , spokojna. Rano szybka pobudka, ubrać się, umyć i jedziemy na odprawę. Mamy plan szybko udać się na górę, zająć fajne miejsca i zjeść śniadanie. W miarę blisko kina, gdzie dla dzieciom puszczają jakiś niemal dwugodzinny film. Czyli – powiedzmy – czas spędzony na promie zaplanowaliśmy (krótkie 105 minut na morzu). Ale ale...
Dlaczego wszystko miało by iść zgodnie z planem? Nasza linia załadunku na prom czeka. I czeka. I czeka...



Wjeżdżamy przedostatni... Już wiemy, że nici ze znalezieniem fajnego miejsca. Trudno. Kamper zaparkowany – idziemy na „polowanie” No i klops... Wszystkie czteroosobowe stoliki zajęte, nawet te przy kinie. Zaraz zaraz, gdzie jest kino? I czemu wogóle ten prom wygląda inaczej w środku, niż dwa lata temu? No własnie – Irish Ferries wziął i odnowił go w środku. Zniknęło kino, za to doszło sporo nowych, wygodnych i rozkładanych foteli, sporo stolików. Nowe wykończenia. Przyjemniej jest, niż ostatnio!
Ale co z tego, gdy nie ma miejsca... I tak chodzimy i szukamy... Aż podchodzi do nas pan z obsługi i pyta się, czy potrzebujemy stolika dla czworga. Radośnie odpowiadamy, że tak i udajemy się za nim. On, nasz przewodnik, podszedł do jednego z takich stolików i poprosił siedzącego tam pasażera, czy może się przesiąść do innego stolika, skoro sam siedzi przy czteroosobowym. Pan się przesiadł, a my mogliśmy spocząć, napić się porannej kawy i zjeść śniadanko :)



Płyniemy! Ku Walii!


Mavv - 2018-08-01, 21:53

Ani się człowiek nie obejrzał, a tu już brzeg Wielkiej Brytanii widać. Tak szybko przez morze to my lubimy podróżować! Szast prast i już siedzimy w kamperze i ustawiam nawigację na kolejny punkt – Bournemouth. Jedziemy na spotkanie z rodziną :)

Planując trasę, jeszcze w pracy, zgadałem się z moim kierownikiem, Anglikiem. Pytał się o plany kamperowe na ten rok. To mu powiedziałem, że będziemy śmigać z Holyhead do Bournemouth. A on na to – zaczyna biadolić, że będzie przesrane, ciężka trasa i się śmieje. Zdziwiony pytam go, co jest nie tak z tą trasą? Odpowiada – to najnudniejsza droga w całej Anglii, A345. Nic tylko pola pola pola i łąki :) Ale ja wolę takie widoki, niż ekrany dźwiękochłonne :-P

Trasa nie była taka zła, jak mi Andy mówił :) Po drodze gdzieś obiad, a późnym popołudniem – dojeżdżamy do celu i czeka nas niespodzianka – grillujemy!


Przerwa na obiad gdzieś na stacji benzynowej poniżej Stroke-on-Tent na M6

Po miło spędzonym wieczorku u jednego kuzyna, udajemy się do drugiego kuzyna, który chciał nas ugościć u siebie w domu. Parkujemy kampera pod jego drzwiami i czmychamy posączyć wieczorne piwko przy pogawędkach. No ale kiedyś trzeba iść spać, bo przed nami Normandia!

Spax - 2018-08-02, 14:53

Rosną te twoje dzieciaki jak na drożdżach :)

Czekam na ciąg dalszy. :spoko

Mavv - 2018-08-02, 15:32

Do Normandii płyniemy z Poole, tym razem promem Brittany Ferries. Kierunek Cherbourg!


Nasz prom nazywał się Barfleur

Jako pierwszą miejscówkę wybraliśmy polecaną i odwiedzoną przez izolę miejscowość Avranches.
Spokojny stellplatz z dojazdem pod i z górki.
48.686462, -1.368208
Dziękuję! :bukiet:


Avranches

Okazało się, że jesteśmy tam jedyni. Miejsce ciut pochyłe, ale jakoś się ustawiłem na najazdach. Po przybyciu szybki posiłek i poszliśmy zwiedzać miasteczko.
Zaraz nas jest park, z którego widać... Ale po kolei.

Pierwszym celem naszej wizyty w Normandii ma być Mont St. Michel. No i tak sobie o nim rozmawiamy po polsku. Obok nas stał jakiś monsieur , który przyjechał wyrzucić śmieci do kontenerów na rycykling. I tak nam się przysłuchuje. Pokazuje nam ręką, że w tym kierunku jest Mont St. Michel. I coś do nas mówi po francusku. Cały czas pokazuje ręką. Pewnie tam jest nasz cel :) Podziękowaliśmy i poszliśmy. I tak sobie spacerujemy po parku i zauważamy go. Właśnie w tym kierunku, gdzie nam jegomość pokazywał. Stoi dumnie. Le Mont St. Michel.


Jeśli jest taki duży z odległości 11km, to jaki jest duży, gdy się stoi u jego podnóży?????

Wróciłem do auta po lornetkę, aby już próbować coś dojrzeć, ale niestety nie widać było za wiele. Musi poczekać do jutra! :spoko

Idziemy dalej. Po spacerze po parku trafiamy do miasteczka. Małe, kolorowe, czyste. Spacerujemy i cieszymy oczy.


Zabytkowy kościół


Do tego zamku trafiliśmy idąc po śladach. A w zasadzie po strzałkach. Ale takich nietypowych, bo w kształcie serduszek :) Nie wiemy dokładnie o co chodziło, ale serduszka prowadziły do drzwi w baszcie zamku. Były zamknięte. Ale na dziedziniec można było wejść. No to wchodzimy.
Z murów zamku jest wspaniały widok na okolicę. Widać oczywiście Mont St. Michel :)

Wyszliśmy z zamku i dalej spacerek.









O ile nie chciałbym, aby na moim domu rósł bluszcz, o tyle na innych budynkach on mi się podoba :) Tu mamy przepiękny hotelik


Czy już mówiłem, że ten hotelik mi się podoba? No i widok na drogę dojazdową do naszego noclegu. Za rondem na górę i na górze zjazd w prawo


No ładne kwiatki. Tak, to ten sam hotel :)


Po spacerze lampka wina. Za zdrowie CT!

W międzyczasie przybyło nam sąsiadów :) Na noc zostało tu pięć kamperków.

Przy placyku rosło drzewo. Zwróciło naszą uwagę tym, że na jego koronie były liście różnego koloru. Zobaczcie sami:


Różne odcienie żółci, brązu, zieleni

No dobra, pora odpocząć, bo jutro ruszamy zobaczyć atrakcję numer 1 :bigok

Mavv - 2018-08-02, 15:33

Spax napisał/a:
Rosną te twoje dzieciaki jak na drożdżach


Oj rosną rosną! Tylko kolejne centymetry zaznaczamy na miarce.

Mavv - 2018-08-02, 16:11

Następny dzień :)

Do naszej atrakcji w linii prostej mamy raptem 11 km, ale żeby tam dojechać, trzeba nakręcić ponad dwa razy tyle :) Jedziemy.

Już przy parkingach tłoczno. Aut całe mnóstwo. Ze sznurka samochodów wyławia nas parkingowy i mówi, żebyśmy wjechali na drugi pas i jechali do końca na ostatni parking dla kamperów. No to my myk na drugi pas i omijając cały sznur osobówek wskakujemy na parking.
Ustawiliśmy się. Parking płatny i kosztujący niecałe 17 euro za 24 godziny. Dla kamperów nie ma innej opcji jak bilet na 24 godziny. No cóż - bilet kupiony. Idziemy zwiedzać.


Wyjście z parkingów na drogę do klasztoru. Po lewej są parkingi.

Idąc sobie zauważamy autobusy, o których czytaliśmy w przewodniku. Jest kilka opcji na dostanie się do klasztoru. Na nogach (ok 40 minut), rowerem, autobusami miejskimi, wozem z końmi i autobusem wahadłowym. Wybraliśmy opcję darmową autobusem wahadłowym. Przystanek, na nim pan, który ustawiał pasażerów. No i podjeżdża nasz autobus. Hmm, dziwny - nigdy takiego nie widziałem :) Podobny troszkę do tych, co na lotniskach jeżdżą. Z tą różnicą, że one jeżdżą rzeczywiście wahadłowo... Kierowca po dojechaniu na przystanek chowa lusterko, wysiada i idzie na drugi koniec autobusu. Wsiada do drugiej szoferki, rozkłada lusterko po drugiej stronie. I rusza. Tylne światła są teraz znowu przednimi, przednie tylnymi. :) To jedziemy!


Autobus sfotografowany przy klasztorze

Po kilku minutach jesteśmy na miejscu! Nie powiem - wielkość miasteczka robi wrażenie! Jest olbrzymia!



Najpierw obejrzeliśmy górę z zewnątrz, od podnóża. Olbrzym! Nie sposób go objąć obiektywem. To ruszamy!

Wejście jest za darmo, wchodzimy zaraz na główną uliczkę ze sklepikami, restauracjami. Wszędzie pięknie!



Spacerujemy i podziwiamy, oglądamy, dotykamy.















Docieramy do części klasztoru, gdzie wstęp jest płatny. Kupujemy bilet rodzinny i ruszamy zwiedzać. Mają również ulotki po polsku. Bierzemy takowe i poruszając się zgodnie z przewodnikiem zaczynamy zwiedzanie. A jest co zobaczyć!
Warto nadmienić, że o ile wejście do miasteczka jest bezpłatne, to wejście do muzeów, których jest kilka, kosztuje. Zazwyczaj killka euro od osoby. Wejście do części klasztornej jest również płatne.

Zwiedzamy. Czytamy, oglądamy, opowiadamy dzieciom. One same z chęcią eksplorują i czytają.

Kilka zdjęć:





Z tej wyspy podczas odpływów pozyskiwano materiał do budowy


Główny kośćiół. Pierwotnie mała kapliczka 11 x 13m, na przestrzeni wieków nieco urosła.











Zdjęć mamy oczywiście dużo dużo więcej, ale nie chcę Was zamęczać :)
W jednym ze sklepików mój syn znalazł książeczkę po polsku. Kupiliśmy ją, aby się więcej dowiedzieć.
W jednym miejscu było wspaniale pokazane w gablotach, jak powstawał cały kompleks. Zaczęło się w 11 wieku od niewielkiej budowli, małego kościoła. Potem dobudowywano kolejne budynki. Część trzeba było wzmacniać, przebudowywać. Nie obyło się bez katastrof budowlanych, gdzie konstrukcje poniżej nowej zabudowy nie wytrzymały naporu nowych budynków. M. in. pod główną nawą kościoła są potężne grube filary, które trzymają cały ciężar chóru.
Sporo musieli się nagłówkować ówcześni budowniczowie i kamieniarze, aby wszystko stało pewnie i stabilnie.

Zwiedzenie Mont St. Michel zajęło nam niemal cały dzień, ale było warto. Następny cel - plaża Omaha i cmentarz poległych żołnierzy.

Mavv - 2018-08-02, 18:11

No ale jakoś nie było nam dane dotrzeć tam tak od razu. Wrzuciłem na FB na grupę kamperową fotkę hotelu wraz z drogą pod górę. I jedna z grupowiczek spytała się, czy byliśmy w kinie panoramicznym 360 stopni? Spytałem się, gdzie to jest - odpisała, że wyjeżdżając z miasteczka pod górę, skręcamy w lewo i jakiś km dalej jest t o kino, i że warte zobaczenia. Podziękowałem i zacząłem szukać. Wolny internet nie pomagał. Znalazłem jedynie kino panoramiczne w pobliżu Omaha oddalone od nas o jakieś 120 km. To ciut więcej niż 1 km :) No ale patrząc na mapę i na nasze kolejne cele podróży, to to kino jest w zasadzie w zasięgu ręki, bo raptem 20 km od naszego następnego noclegu. A nocleg zaplanowaliśmy korzystając z park4night. No dobra, jedziemy!


Nasza miejścówka - parking Muzeum Overlord

Dotarliśmy wieczorkiem. Lokalizacja parkingu:
49.347673, -0.856966

Cisza, spokój. Jesteśmy sami. Przy muzeum stoją czołgi i most. Idziemy pooglądać.










Słońce się pali! :)

Rano pobudka. Coś głośno na zewnątrz. Patrzę dyskretnie przez roletkę i co widzę? Obok nas stoją dwa autokary i mnóstwo młodych żołnierzy. Z drugiej strony kamperka samochody. No tak - my wstaliśmy, a muzeum już pewnie od dawna otwarte. Szkoda dnia - idziemy i my!

















A teraz ciekawostka :)
Dziś oglądałem sobie TVN Turbo. Jest tak program, którego nazwy nie pamiętam. Facet jeździ po świecie i kupuje rzeczy związane z II wojną światową. No i dziś odcinek zaczął się na plaży Omaha :) Zaraz zawołałem dzieci :) Oglądamy sobie, przypominamy sobie, jak tam było i nagle - facet idzie do tegoż muzeum! Dzieci zadowolone krzyczą "O, byliśmy tam! Widzieliśmy!" Kamera pokazuje wystawę, znaną nam skądinąd :)
Dowiadujemy się, że właściciel muzeum co jakiś czas sprzedaje eksponaty, żeby mieć miejsce na nowe. I tym sposobem prowadzący kupił 100 metrów liny, która służyła do holowania szybowców desantowych oraz unikatowe szczegółowe plany i mapy, rozkazy i inne dokumenty związane z desantem 6-go czerwca. Wszystko bardzo dokładne! Zaraz po kupnie program "skoczył" do innej lokalizacji, gdzież w Bawarii. Już nas nie dotyczyło :)

Z muzeum mamy blisko na cmentarz, który chcieliśmy zobaczyć. Zostawiamy muzeum i jedziemy ten kawałek na cmentarz.

Mavv - 2018-08-02, 22:15

Troszkę kręcenia się i jesteśmy na parkingu przy cmentarzu. Idziemy. Dochodzimy do budynku informacji. Zdziwiło mnie, czy nie będzie może biletów. To było by przegięcie pobierać opłaty za wejście na cmentarz. A co, jeśli ktoś ma tu kogoś bliskiego?

Idąc ku cmentarzowi dochodzimy do tablicy pokazującej plan desantu:



Na szczęście wejście jest bezpłatne, a panie siedzące przy okienkach udzielają informacji. Idziemy dalej. I jest. Widok, który dawał do myślenia podczas oglądania "Szeregowca Ryana", robi jeszcze większe wrażenie na żywo. Ta ilość białych krzyży, równiutko ustawionych na trawie, niemal po horyzont... Aż się nie chce nic mówić.



Dojść do krzyży nie można, bo jest lina rozciągnięta. Na tabliczkach pisze, że z powodu bardzo złej pogody proszą o niewchodzenie na trawnik. Trudno. Chcieliśmy przejść obok, poczytać nazwiska, zobaczyć z bliska, poczuć. Idziemy.
Cmentarz jest podzielony na sektory. Mniej więcej po drugim można już wejść na trawę. To wchodzimy. Czytamy. Sporo młodych ludzi, olbrzymia ilość poległych 6 czerwca 1944. Szukamy polsko i irlandzko brzmiących nazwisk. Jet ich trochę.
Co zwróciło moją uwagę - bezimienne krzyże - nie ma tam suchego K.I.A., czyli Killed In Action (Zginął w czasie walk), ale ładna sentencja:



Cytat:

Tu spoczywa w chwale
TOWARZYSZ BRONI
znany tylko dla Boga


Piękne.

Mniej więcej na środku jest pomnik.



Jest to pomnik ku czci ducha walki młodych Amerykanów, którzy walczyli i polegli.

Spacerując wśród krzyży natknąłem się na dwa takie, które trochę mną wstrząsnęły. Historia nieco jak z filmu "Szeregowiec Ryan". Patrząc na stopnie wojskowe tych dwóch żołnierzy, na ich nazwiska, przypuszczam, że byli to syn z ojcem. Syn zginął na plaży, ojciec 3 tygodnie później. Cholera, przygnębiające miejsce.



Po lewej szeregowy Billy Tucker, 146 batalion inżynieryjny, zginął 6 czerwca 1944. Po prawej major John Tucker, 300 batalion inżynieryjny. Zginął 27 czerwca 1944. Obaj z Oklahomy...

Obeszliśmy cmentarz dookoła. Jest na nim pochowanych trzech żołnierzy odznaczonych Medalem Honoru. Ich krzyże są napisane złotą czcionką. Jeden taki znalazła żona:



Ok, idziemy stąd. Niech odpoczywają w pokoju.

A my dajemy odpocząć głowom - kierunek plaża Omaha.

Do plaży jest bardzo blisko. Już tu kiedyś byliśmy. W innym miejscu, między Omaha a Utah chyba. teraz mamy bliżej do Gold (nazwy sektorów plaży od zachodu na wschód - Utah, Omaha, Gold, Juno, Sword).
Widok na plażę z góry porusza znowu wyobraźnię. Znów widzę tych żołnierzy, barki, ostrzał, słyszę hałas.
Na zdjęciu poniżej widać kawałek bunkra, po środku:




Do plaży można dojechać samochodem. 10 metró od samej plaży stały zaparkowane auta plażowiczów. Pomoczyliśmy nogi.

Mój syn przy okazji dokonał odkrycia, bolesnego :mrgreen: Mówiliśmy im wielokrotnie, żeby nie biegali, a zwłaszcza z górki. Ale kto by tam rodziców słuchał :) No i mój młodzieniaszek zbiegając na plażę potknął się i wywinął orła. Zdarł łokieć, obił biodro i kolano. Ale co odkrył - potknął się o jakiś wojenny kawałek stali. Żeby mu nie było smutno i szybciej przestał płakać, to poszliśmy oglądać jego "znalezisko" i zastanawialiśmy się, co odkrył. Ale nie było mu do śmiechu. Trudno, do wesela się zagoi :)



Jedno z aut plażowiczów. Mój młody "odkrył" żelastwo mniej więcej tu, gdzie te starsze panie są.

A my lecimy dalej, do kina panoramicznego.

Mavv - 2018-08-02, 23:49

Do kina mamy ok 20 km. Jedziemy. Wjazd na parking płatny, chyba niecałe 7 euro. Pogoda się zmienia, chyba będzie padać. No ale lecimy do kina, zanim zamkną. Na parkingu kampery stoją buzią do morza, dla nas miejsca nie ma. No to ja nafochany staję dupcią do morza :haha:


Budynek kina

Kupujemy bilety i czekamy. Oglądamy sobie wystawę w środku.

Czas mija, nadchodzi godzina seansu. Wchodzimy do sali. Krzesełek brak, są za to barierki, o które można się opierać podczas seansu. W sali jest dziewięć ekranów, spomiędzy nich widać projektory. Każdy wyświetla swój obraz na ekranie naprzeciw. Czekamy. Zanim zacznie się film, to na jednym z ekranów wyświetlana jest informacja:



"Wyświetlany tu film, pokazywany na 9-ciu ekranach, wyjaśnia historię bitwy o Normandię od lądowania.

Materiały źródłowe pochodzą brytyjskich, amerykańskich, niemieckich, kanadyjskich i francuskich nagrań archiwalnych.

Usłyszysz głosy premiera WB Churchila, prezydenta USA Roosevelta, dowódcy sił alianckich Eisenhowera i dowódcy sił francuskich de Gaula.

Zrobiliśmy ten film, aby przypomnieć światu, że tu w Normandii idee pokoju są naszym wspólnym dziedzictwem"


Zaczyna się. Głowy latają dookoła, nad nami walki powietrzne, morskie, desant. Ale także i spokojne życie w Normandii, rolnicy, mieszkańcy. I znów cała machina wojenna, przemówienia dowódców. Sporo się dzieje. Robi wrażenie. Aktywnie spędzone 20 minut. Rzeczywiście warto było zobaczyć.

A po filmie sala znów pusta czeka na kolejnych widzów:



Po obejrzeniu filmu idziemy na spacer po miasteczku. Aha, jesteśmy w Arromanches :) Zaraz napotykamy mały czołg. Takich widoków to sporo :) Oglądamy czołg i lecimy dalej



Ciekawe, że we Francji kwietniki mają swoje miejsca parkingowe :haha:


Taki żarcik :)

Poszliśmy zjeść krepy. Pyszne naleśniki :) Żona chciała też spróbować calvadosa. Zamówiliśmy - i nie doszedł do stolika. Za to zaczęło lać. Kelner uwijał się błyskawicznie, żeby wszystkich gości przenieść do środka :) Naleśniki się kończą, a calvadosa jak nie było , tak nie ma. Olać to. Idę płacić, a żona w międzyczasie złapała kelnera. Mówi mu i calvadosie, a ja rzucam okiem na rachunek. Oczywiście na rachunku jest calvados. Kelner przeprasza, mówi, że już przynosi. Ale sorki - za późno. Dostajemy drugi rachunek, już bez calvadosa i idziemy dalej po plaży pospacerować. Dzieci skarby muszelkowe znalazły - będą do kolekcji :)
No ale cóż - znowu niebo pociemniało - pora przyspieszyć kroku!

Do kamperka wróciliśmy dosłownie minutę przed deszczem. Zaraz po deszczu udałem się na wieżyczkę widokową porobić kilka zdjęć. Parkingowego już nie było. Szlabanu też. Zatem darmowa miejscówka po 18 :) Kto wiedział...


Czekając, aż przestanie padać :)


Widok na zachód


Widok na wschód

Znajdujemy miejscówkę niedaleko na zachód (park4night) i jedziemy.

Po chwili dojeżdżamy - okazuje się, że miejscówka zajęta - wszystkie miejsca obstawione. Cofamy się z 200 metrów dalej, gdzie były raptem dwa kampery. Ładnie tu, zostajemy :)



Tu stoimy:
49.343211, -0.691857

A tu było już zajęte:
49.345795, -0.689902

Zatrzymaliśmy się. Dobra, co my tu mamy? Widok z okna wygląda obiecująco - bunkry są, jest zmieniono automatycznie na - bardzo interesujący :mrgreen:



To idziemy je pooglądać :)



Cztery bunkry. Nazywają się Batterie de Longues-sur-Mer. Pewnie ostrzeliwały aliantów na morzu.

My tu łazimy, a słońce chyli się ku zachodowi! Spróbujemy je pooglądać. Idziemy w stronę tego parkingu, który był zajęty. Haha, nie tylko my chcemy oglądać piękny zachód słońca :) Jedna para usiadła na uliczce idącej na dół i zwróceni ku słońcu piją wino. Dwoje młodych Holendrów otworzyło tylne drzwi ich kampera i z łóżka podziwiają zachód słońca. Jakiś jegomość ustawił aparat na statywie i pstryka. A my próbujemy zejśc na dół na plażę, żeby lepiej widać. No ale idziemy i idziemy, droga schodzi na dół, skaliste zarośnięte klify nad nami robią sie coraz wyższe, a plaży brak. Jedna serpentyna. Idziemy dalej. Jeszcze więcej drzew, słoneczka nie widać. Idziemy dalej. O, widać brzeg! Niestety wcale się do niego nie zbliżamy. Do tego plaża to same kamienie. Decyzja jest - wracamy na górę! Szybko, zanim słońce nam ucieknie!
Udało się jednak zobaczyć ostatnie promienie słoneczka. Niestety zamiast patrzeć, jak chowa się w morzu, to oglądaliśmy, jak chowa się w chmurach. Dosłownie w ostatniej chwili. Gdybyśmy doszli na górę, na parking, było by za późno.



Wracamy do kamperka. Kolacja i ... Czego by się napić?



Wybraliśmy cydr, wytrawny. Smaczny. Mniam!

Można iść spać i rano ruszać ku nowym miejscom!

James - 2018-08-03, 07:42

Jak zawsze u Ciebie świetny opis. Tak oddałeś atmosferę zachodu słońca, że czujemy jakbyśmy tam byli razem z Wami :)
A wracając jeszcze na chwilę do cmentarza, to rzeczywiście strasznie przygnębiające miejsce (byliśmy tam dwa lata temu). Będąc tam i mając świadomość, że za każdym krzyżem stoi tragedia i ból wielu osób nasunęła nam się refleksja, że zamiast tych biednych ludzi powinniśmy wysyłać na wojnę samych polityków, którzy to wymyślili- niech się tłuką.
Z niecierpliwością czekamy na ciąg dalszy.

Kotek - 2018-08-03, 08:14

Wspaniale się czyta i ogląda, :roza: aż żałuję, że to tylko tyle... :kwiatki: czekam na ciąg dalszy, a na razie :pifko
Mavv - 2018-08-03, 11:59

Kotek, dziękuję za piwo :) Będzie ciąg dalszy. Cały czas powstaje. Teraz weekend będę w pracy, więc pewnie tempo spadnie

James, każdy cmentarz skłania do refleksji. CO do wojny - zgadzam się - politycy i/lub ich rodziny powinny iść w pierwszej linii.

Mavv - 2018-08-03, 16:00

Następny dzień miał być dla dzieci. W końcu nie muszą ze starymi biegać po cmentarzach i oglądać czołgi :haha:

Mieliśmy w planie dwie takie atrakcje, ale że ciut więcej zobaczyliśmy w Normandii, niż zaplanowaliśmy, to udaliśmy się do jednej z nich. Festyland w Caen. Ale mieli radochy! Upał był niemiłosierny, myśmy tylko cienia szukali, a dzieci mogły by wchodzić na każdą z atrakcji.





Ta zjeżdżalnia była przyjemna - najpierw siadało się na ponton, a potem w dół. Na dole do pontonu wlewała się woda i cały tyłek był mokry :) No i można było też zostać ochlapanym :) Milutko :bajer


Syn dostał autko ze słabą baterią - nieważne jak jechał, był najwolniejszy

Po kilku godzinach spędzonych w parku zabaw jedziemy na noc na kolejną miejscówkę z park4night.

Troszkę podjazdów pod górę było, ale w końcu docieramy.



Cisza i spokój. tak można to miejsce opisać. Idziemy kawałek na spacer. Znajdujemy ławki, zadaszenie i mini plac zabaw. Fajne miejsce :) Wracam do auta po butelkę wina, sok jabłkowy dla dzieci i sobie siadamy i relaksujemy się :) Jesteśmy tu:
48.968947, 0.071961

Obok nas stał kamper. Ona wyglądała na taką hippi-reggae, on przyszedł wieczorem - oliwkowa koszulka i spodnie moro, dość szczupły. Na koszulce napis Staff only. Może jakiś leśniczy? Cholera wie.
Ale co nas zastanowiło. Stellpaltz na górce, woda na żetony, które można nabyć na dole gdzieś w punkcie informacyjnym. Jeden żeton 2,50 euro i daje to chyba 10 minut lania się wody. Woda do opłukania kota po wylaniu za friko. No i ten - nazwijmy go leśnik - co chwilę podchodził do kranu i brał w 5-cio litrowych baniakach wodę z tego kranu do płukania kotka i zanosił do kampera. I teraz tak nas naszło - w takim słupku z wodą, gdzie jest miejsce zrzutu szarej i rynienka na kota, są dwa krany. Jeden płatny do wody pitnej a drugi darmowy do opłukania kota. Jak taki słupek wygląda w środku? Nie sądzę, żeby tam były dwie rury puszczone, jedna z wodą czystą a druga z brudną. Pewnie jest jedna rura, z której trójnikiem idzie kran na "brudną" i kran na pieniążki. Na słupku są to dwa krany z gwintem zewnętrznym 1/2". Jeśli ten leśnik jest z obsługi, to zna ten skrywany sekret i bierze darmową wodę, no bo to przecież jest ta sama woda. Wątpię, żeby w takim słupku były jakieś filtry. Co o tym sądzicie?

Zastanawiając się nad tym zastał nas wieczór. Siły komarów były liche, można było posiedzieć i pooglądać niebo.



Winko się skończyło, dzieci usnęły, to pora i na nas. Jutro jedziemy dalej, do Oberbronn na kemping, gdzie byliśmy dwa lata temu.

TJL - 2018-08-03, 17:07

Z Normandii do Alzacji to duży skok. Oberbronn chyba w mojej ulubionej Alzacji...
Pozdrawiam,
Tomek

Mavv - 2018-08-03, 17:12

TJL, tak, spory. Dlatego po drodze był jeszcze jeden nocleg nad rzeką Marne. Również z park4night. O tym w następnym poście :)
Spax - 2018-08-03, 19:35

Teoretycznie - 100 m dalej przepływa strumień, więc woda do płukania mogła by być z niego. Sądzę jednak, że na słupku w takim przypadku powinno być ostrzeżenie o niezdatności do picia z tego kranika.
:spoko

Mavv - 2018-08-03, 19:41

Spax napisał/a:
Teoretycznie - 100 m dalej przepływa strumień, więc woda do płukania mogła by być z niego. Sądzę jednak, że na słupku w takim przypadku powinno być ostrzeżenie o niezdatności do picia z tego kranika.
:spoko


Strumyk może i jest, owszem. Ale zacząłem oglądać inne słupki z wodą. Na każdym sa dwa krany - płatny oznaczony jako do picia i darmowy oznaczony jako niezdatny do picia. Hmmm.

Mavv - 2018-08-03, 22:52

Na początku wspomniałem coś o przygodach. No to się zaczęły. Jedziemy sobie gdzieś dwupasmówką. Pyrkamy sobie prawym pasem. Jak to na dwupasmówce czasem z boku dochodzi droga. Na jednej z takich dróg wpuszczałem samochód. Zmieniam sobie pas i w ostatniej chwili, niestety za późno, dostrzegam dziurę na białej linii oddzielającej pasy jezdni. Wpadliśmy tam lewym przednim kołem. Wstrząs był dość silny. Jedziemy dalej - nic się nie dzieje, czyli opona cała. Ok, to jedziemy. jak narazie jest ok. Może nic się nie stało?
Po jakimś czasie zauważam, że auto pod górkę traci moc. Tak jak jechał wcześniej, tak teraz widzi górkę, zanim ja ją zobaczę. Zastanawiam się, co jest grane. Po kilkunastu kilometrach mam podejrzenie, że pękła rura od turbo na tym wstrząsie. Rok temu miałem z nią problem. Został on naprawiony. Lipa jechać bez turbo - rok temu tak jechałem a tym razem nie mam zamiaru. No nic, szukamy miejscówki, znów za pomocą park4night. Znajdujemy miejsce nad rzeką w miejscowości Sammeron.
Miejscówka ładna, nad samą wodą :)


Nasza miejscówka

Stoimy tu:
48.950067, 3.099410





Żona bierze się za szykowanie kolacji a ja za oględziny, co z turbo.

Zdjąłem osłonę silnika. Zerkam i widzę, że rura puściła na zgrzewie. Rok temu na górze, teraz na dole. Kurde, nic nie mam pod ręką. Jedynie co to jakiś bandaż elastyczny i taśma McGyvera. No to zacząłem zawijanie. A że miejsca mało, to nie zawija się dobrze. Ale jakoś się udało. Zobaczymy jutro.

Po szybkiej naprawie idziemy na spacerek. Niestety komary nie dają się pocieszyć widokami. Żarły żywcem. Skoro nas tu nie chcą, to idziemy spać. Rano w drogę.

Niestety naprawa ma wiele nie pomogła. Po kilkunastu kilometrach słyszę, że przy ponad 2000 obrotów turbo gwizda. Ale jedziemy. Jest coraz gorzej... Gwizda przy 2000, 1900, 1800. Jedziemy. Kierunek Oberbronn.

Gdzieś na trasie, przejeżdżając przez jakieś miasteczko, zatrzymujemy się. Jedna z wąskich uliczek mnie zaintrygowała. Miasteczko Le Sap. Wąska uliczka. A zabudowa jakby zaraz miała się rozlecieć. Parkuję w rynku, nie gaszę silnika nawet. Wyskakuję zrobić kilka zdjęć. Na jednym z nich jest stara elewacja, a na niej nowe okno sklepowe. Dziwnie to wygląda - taki trup z makijażem. Akurat go nie ma na zdjęciu. Muszę poszukać.







Jedziemy dalej, kierunek kemping l'Oasis w Oberbronn. Przybywamy!

Meldujemy się na recepcji, dostajemy parcelę i idziemy odpoczywać. Aha, no i ja rurę będę znów robił...

Ale najpierw zimne piwo i relaks...



Jak się ochłodziło, to biorę się za turbo. Runda druga...
Tym razem demontuję całą rurę. Puściło na taśmie - wydmuchało bandaż. Ok, Trzeba więcej taśmy :mrgreen:
Ale - pupa - taśmę musiałem zostawić przy kamperze poprzednio. A niech to gęś kopnie! Mam za to taśmę izolacyjną. Naciągnę, zakleję i powinno być dobrze. Wyczyściłem cały syf, obkleiłem dookoła izolacją i zamontowałem rurę. ufff, zobaczymy jutro. A tymczasem wieczorkiem, gdy komary nie gryzły, siadamy przy lampeczce wina i odpoczywamy



O tak, to mi się podoba...

Jutro kierunek Niemcy. Ale nie ot tak, po prostu. Chcemy się przeprawić przez Ren promem rzecznym w Drusenheim. No to idziemy spać, bo rano... trzeba sprawdzić turbo :haha:

Mavv - 2018-08-03, 23:55

Rano, gdy wszyscy wstali, ruszamy. Gdy dojeżdżamy do Drusenheim, robimy szybkie zakupy w lokalnym l'Eclercu. Ja kupuję taśmę McGyvera :lol: Oczywiście kilka francuskich trunków, seró i coś "zwykłego" do jedzenia :)
Lecimy na prom :)

Ale kolejka! Czekamy cierpliwie na naszą kolej.



Jeszcze tylko 300m! Co kilka minut znika kilkanaście aut. JEST! Nasza kolej! prom darmowy, kursuje wahadłowo.



No to jesteśmy w Niemczech :) Dzieci bardzo zadowolone z takiej przeprawy promowej. A my kierujemy się na nasz następny punkt, przenoszony z roku na rok, czyli radocha tatusia - muzeum Porsche w Stuttgarcie. Myślę, że będzie kilka fajnych zdjęć :)

Mavv - 2018-08-04, 02:33

No i jesteśmy! Muzeum widać z daleka, a zwłaszcza trzy wielkie filary strzelające w niebo, na których są trzy białe 911-ki :)

Szukam parkingu. Ponoć jest jakiś przy muzeum. Parkuję kampka i idę się zapytać ochroniarzy. Ale jak tu iść, skoro co chwilę słychać ryk silników i spod parkingu podziemnego wyjeżdża super fura??? No dobra, ja chcę do muzeum!

Pan ochroniarz zaprowadza mnie do informacji, gdzie mówią po angielsku. Dostajemy mapkę parkingów oraz kod do parkingu. Wsiadam i jedziemy. Objeżdżamy budynek i szukamy parkingu. Jedziemy jakąś wąską uliczką... Są miejsca jakieś, ale to na osobówki, równolegle do ulicy. Jedziemy dalej. Mijamy miejsca oznaczone dla kamperów, wszystkie puste zablokowane łańcuchem. Jedziemy dalej. Uliczka się kończy, rozjeżdża na dwa kierunki. Co jest??? Postanawiam cofnąć i poszukać miejsca gdzieś na poboczu. Dojeżdżamy do trawnika, gdzie stoi kilka aut i dostawczaków. Kurcze, nie tak to miało być... Cofnąłem jeszcze kawałek pod te zamknięte miejsca dla kamperów. Stajemy obok. patrzymy na mapę - to musi być to. Żona podchodzi do łańcucha, a na nim kłódka. Kłódka na kod :) Hmmm, jakiś kod nam dali. Próba - pasuje! Zdejmujemy łańcuch, parkujemy, zakładamy łańcuch :) Nooo, stoimy bezpiecznie, możemy zacząć zwiedzanie :)

Wchodzimy. Do kasy po bilet rodzinny. Oferują nam przewodnika elektronicznego po angielsku. Bierzemy 4 sztuki. No to zaczynamy!

Muzeum czyste, ciche. Autka lśniące, aczkolwiek lekko przykurzone. Z drugiej strony patrząc - to muzeum, musi być kurz :haha:

Spacerujemy, oglądamy. Całość jest ułożona chronologicznie, więc mniej więcej wiem, kiedy mogę się spodziewać mojego ulubionego kanciaka 944-ki. Przy ciekawszych egzemplarzach można odsłuchać historii.


356

Słucham sobie i oglądam, cieszę oczy. Dzieci zaglądają, gdzie się da, żona ogląda. Chodzimy to tu to tam.






To był w zasadzie ostatni model Porsche z tak wysokim dachem z tyłu. Chciano zmniejszyć opór aerodynamiczny i wysoka linia dachu przeszkadzała. Po tym modelu każdy miał już mocno spadający dach do tyłu - nie liczono się z wygodą pasażerów z tyłu. Miało być szybko i sportowo.
















Wersja rajdowa







Aż w końcu go znalazłem! Jest! Mój 944! Szkoda tylko, że w takich barwach :roll:



Nie powiem, jak długo moja ukochana zona śmiała się, że mój, tak bardzo poszukiwany, wyczekiwany, kanciasty 944 okazał się być w barwach różowo-kwiatkowych :haha: I tylko ten jeden 944 na całe muzeum. Dobra, chodźmy dalej...






Niefajnie jest takiego w lusterku zobaczyć :)




Ten oto prosiaczek został zbudowany na potrzeby marketingowe filmu "Auta". Jest to wierna replika samochodu (lub samochodziny :) ). Jest to auto jeżdżące, dopuszczone do ruchu.







A tu, prosze Państwa, milionowa 911 Carrera! W kolorze Irish Green :)





I tak sobie można było pospacerować, podotykać. Pomarzyć. Ale - na dole, te ryczące porszaki, to była taka akcja, że można się przejechać! Porsche Drive. No nie wiem... Auto kosztujące tyle, co mój dom... Jak rozwalę? :box
Schodzimy na dół. Na szczęście dylematy się skończyły, bo Porsche Drive już było nieczynne. Za to bryki, którymi można było pojeździć, stały na zewnątrz. Lecimy zobaczyć!

Podchodzę do pierwszego. Wyciągam kluczyki do mojej bryki, MadMobila. Podchodzę bliżej. Jeszcze bliżej. Wkładać do zamka czy nie? Nie, nie będę. Sprawdzę, czy pilot otworzy. Klik!



I nie otworzył... Spodziewałem się :haha:

Inne też nie chciały pogadać z moim kluczykiem. Trudno :)







No dobra, starczy tych wrażeń. Jedziemy na kemping, znów z prak4night, kilka kilometrów dalej, w Stuttgarcie.

:odjazd:

Mavv - 2018-08-05, 04:19

Troszkę czasu straciliśmy próbując dojechać na kemping. Głównie ze względu na remontu w Stuttgarcie. Ale w końcu trafiliśmy :) Na recepcji wielki znak kempingu z wypisanymi "Witamy" w wielu językach za wyjątkiem polskiego :(
Idę się zameldować. Pani Niemka świetnie mówi po angielsku :) No to mamy ułatwione zadanie :) Za chwilę okazało się, że skubana po francusku też gada - akurat przyjechało dwoje młodych ludzi, którzy chcieli domek wynająć. Ze mną po angielsku, z nimi po francusku i z jakimś pracownikiem kempingu po niemiecku. Szacun! Przy okazji dowiedziałem się, że obok mamy Muzeum Mercedesa. W zasadzie 15 minut spacerkiem od kempingu. Pani nam dała mapki i kilka ulotek i powiedziała, że nie warto jechać tam autem, skoro można bez korków podreptać na nogach :) Tak tez chcieliśmy uczynić. Tym bardziej, że drugi raz raczej tu nie będziemy, a i przy okazji z biletem z Porsche mamy 20% zniżki na wejście do Mercedesa. Niezły deal :)

Udajemy się na miejsce. Płasko i równo, jak u Niemca ;) Poziomica pokazuje idealny poziom. A położenie kempingu jest takie:
48.793976, 9.219315

No to jedzenie i relaks :) Jedzenie u siebie, a relaks u Niemca ;)



Zamawiamy zimne piwo i leniuchujemy :) Mamy lipiec, mistrzostwa świata. Rosja - Chorwacja się zaczyna. Do tej pory, będąc w knajpkach, mecze były puszczane na telewizorach na ścianie lub z projektora. A co zobaczyłem tu? Jako, że w pubie było dość gorąco, a na dworze chłodniej, to telewizor wyjechał na dwór. Rozwinęli przedłużacz, ustawili telewizor i oglądali :) Wielkim fanem nie jestem, ale co jakiś czas też zerkałem na przebieg spotkania :)



Zanim mecz się skończył, wróciliśmy do kampera. Trzeba się wyspać na jutro, bo nie wiemy, co nas czeka w muzeum. Dobranoc!

Mavv - 2018-08-05, 05:26

Wstajemy rano i lecimy do muzeum :)
Co jakiś czas nas mija jakiś fajny klasyk. Jedzie zgodnie z naszym kierunkiem. Za chwilę dochodzimy do muzeum i naszym oczom ukazuje się kilkanaście różnych klasyków zaparkowanych na placu. Postawiono dmuchaną bramę, portier kieruje przyjeżdżające samochody. No tak, dziś niedziela, więc pewnie coś ekstra może się dziać.

Auta się powoli zjeżdżają. Idziemy pooglądać.






Wchodzimy!

Idziemy do kas. Pytamy się o bilet rodzinny jednocześnie wyjmując nasze bilety z Porszaka i pytając się o zniżkę. Kasjerka zaczyna zdanie "Tak, normalnie tak to działa, że jest zniżka. Ale..." I tu już myślimy, jakie ale??? Ona kontynuuje "ale dziś mamy dzień rodzinny i wstęp jest za darmo, plus będzie też trochę atrakcji dla dzieci" No to super! Ale nam się trafiło :) Już wiemy, że pewnie szybko stąd nie wyjdziemy.

Zaczynamy zwiedzanie. Punkt pierwszy - windy. Trzeba wjechać na górę, bo zwiedzanie odbywa się z góry na dół. Innej możliwości nie ma. No to jedziemy.

Zaraz po wyjściu z windy wchodzimy na zalążki motoryzacji. Pierwsze próby silników, pierwsze wozy napędzane końmi mechanicznymi, budowa pierwszych silników. Sporo tego.
Idziemy dalej. Pierwsze pojazdy szynowe, nawet łódki już się pokazują. Podziwiamy, czytamy, uzupełniamy wiedzę i idziemy dalej. Trafiamy wreszcie na coś bardziej współczesnego :)





Tu jest sporo aut koncepcyjnych, tzw concept-carów. Niektóre kosmiczne :)

W następnej sali widzimy lata 20, 30 i ten przepych ówczesnych limuzyn. Widać, że to muzeum jest bardziej zadbane - nigdzie ani grama kurzu. W Porsche tak czysto nie było - na każdym porszaku był kurz. A tu nie - czyściutko!

Tu jest na czym oko zawiesić!





Lecimy dalej. Inna sala, inne światło, inna motoryzacja. Też piękna.






Czy to puchacz?


Haha, pierwszy raz w życiu widzę "kaczkę" bez śladów rdzy! :mrgreen: kawał blaszaka, prostokątny. Dobry na kamperka.



I znów trafiamy na salę z pięknymi zabytkami:









Fajnie mieć takie cudo w garażu :) Wart zapewne fortunę.

Idziemy dalej.


Przykład długiej limuzyny


Ta pancerna limuzyna należała do cesarza Japonii


Kierowca bombowca, arystokrata szos :)

W tej części były auta znanych osób. Takie jak np ten:



Mercedes księżnej Diany. Kupiła go dla siebie, czym wywołała oburzenie dworu, że księżna brytyjska nie powinna jeździć zagranicznych samochodem. Długo się nim nie pocieszyła. Miała go od września do grudnia 1991 roku.



Właściciela, a właściwie pasażera tego auta nie trzeba chyba przedstawiać. Mercedes zbudował Papamobile dla papieża, żeby uchronić go przed wiatrem i deszczem. A przy okazji też przed zamachami. Było to już po zamachu na papieża.



Ten należał do polskiego piłkarza, nazwiska nie pamiętam.



Ten pochodzi z planu którejś z części "Parku jurajskiego"

I jeszcze kilka innych, m. in. czarny merc Nicolasa Cage'a

Idziemy dalej.


Piękne duże kombi.


Beczka?



A teraz na sportowo :odjazd:



Co jakiś czas jedno z aut podświetlało się. Wtedy można było usłyszeć, jak odpala silnik i odjeżdża. A za chwilę, jak przemyka obok na pełnym gazie :) Te najstarsze potrzebowały dużo więcej czasu na zrobienie bziuuuum! obok nas :lol:

W środku jest sporo do zobaczenia. Zeszliśmy calutki budynek. Chodźmy teraz zobaczyć, co na zewnątrz. W końcu mamy dzień rodzinny!

A na dole tłum ludzi do kas. Tłoczą się przed wejściem. Dobrze, że my przyszliśmy rano. Stać w tym upale teraz tyle czasu? Pffff

Dzieci poszły pochlapać się w fontannie, potem poszliśmy oglądać wystawione auta - większość to prywatni właściciele, którzy przyjechali się pochwalić. To skoro oni się chcą pochwalić, to my chodźmy podziwiać! :)













Jak widać powyżej, nie tylko merce stały na placu :)




Pluszowa salonka

Kończąc zwiedzanie zacząłem się zastanawiać, czy nam poliglotka z recepcji nie policzy drugiej doby... Już po 15! Idziemy do auta. Od razu na kempingu lecę na recepcję i z uśmiechniętą gębą opowiadam, jak to fajnie było w muzeum i że trafiliśmy na taką super niespodziankę, że był dzień rodzinny i to za darmo. Pani się ucieszyła, pogadaliśmy chwilę i szybko w drogę. Kierunek Czechy! Lecimy na miejscówkę, gdzie byliśmy dwa lata temu - stellpaltz w Marktleuthen. Jego lokalizacja:
50.129531, 11.995385

Lecimy!

izola - 2018-08-05, 08:09

Cześć Mavv,
z tobą to jak zwykle warto podróźować :ok ... bo zawsze ciekawie jest wszystko opisane i ilustrowane
:pifko

J.Leboski - 2018-08-05, 08:17

Piwko za relacje :pifko z przyjemnością czytam i oglądam. Ten czerwony mercedes, kabriolet...przypomniał mi czasy dzieciństwa, takim samym jeździłem nim jako trzecia osoba w "bagażniku" gdzie jest dodatkowe siedzenie dla pasażera...kosztował jakieś horrendalne pieniądze na owe czasy, dzisiaj zapewne jest w Niemczech...a może to ten :roll:
Mavv - 2018-08-05, 18:19

izola, J.Leboski, dziękuję bardzo :) Mówiłem, że będzie relacja, jak wrócę :)

J.Leboski, mówisz o tym 300S, zdjęcie na zewnątrz? Z jasnym środkiem? To był jakiś limitowany model, owszem kosztował krocie. Jeśli dobrze pamiętam, to miał on być ultralekki, a jego konstrukcja to szkielet obłożony karoserią. Jak na tamte czasy był on bardzo lekki (danych już nie pamiętam, ale chyba sam szkielet ważył koło 50kg tylko). Jak tam wyglądało siedzenie w bagażniku?

Mavv - 2018-08-05, 18:55

Do przejechania mamy nieco ponad 300km, z czego większość po autostradach, więc pójdzie łatwo. Tak mi się przynajmniej wydawało...

Nie pamiętam, czy było to po czy przed autostradą, ale gdzieś w górach. Serpentynki, wspinaczka i znowu słabnące auto. Ledwo pod górę idzie, za mną kilkanaście samochodów. Na jednej z serpentyn mówię dość i skręcam w pierwszą uliczkę dla aut leśniczych i biorę się za turbo. Kupiłem więcej taśmy przecież :lol:

Jak silnik sobie pyrka, ja dzwonię do ASO Renault. Dopiero w drugim dowiaduję się, że ta nieszczęsna rura jest dostępna tylko na zamówienie, czeka się pięć dni roboczych, bo rura idzie z głównego magazynu z Belgii (miałem kiedyś podobnie kupując korektor siły hamowania). No i potrzebna jest zaliczka 200zł. Bo cena tej rury to 740zł. Chyba jednak nie będę zamawiał. Naprawię już w Polsce tak, jak była górna część rury naprawiona rok temu.

Ok, wyjmuję rurę (już teraz zajmuje mi to 5 minut 8-) ), proszę żonę o chusteczki nawilżane, żeby dobrze wymyć i ręczniki papierowe, żeby wysuszyć.

Oto pacjent, obklejony jak - a, zostawiam to dla Was ;) Tu przed ostatnią naprawą. Widać na dole, że wydmuchało znowu taśmę izolacyjną.



Rura solidnie przygotowana do kolejnego obklejania. Owijam, nie oszczędzam. A może jeszcze kilka zwojów. Ok, montujemy rurę do auta. Zaraz będzie test, bo mamy pod górkę. Ruszam!

Narazie działa. Jak długo? Oby do Sosnowca :)

Dojeżdżamy na miejsce. Tym razem, nieco inaczej niż dwa lata temu, parkuję od razu, bo nie ma żadnych barierek. Szukam Roberta, właściciela. Byłem kilka razy w domu, ale nikogo nie było. No dobra, sam nas znajdzie :) I znalazł :) Znów przychodzi uśmiechnięty, wyciąga rękę na powitanie. Witamy się i przypominamy mu się. Pamięta pamięta :) Pewnie nie często ma tu kampera z Irlandii :lol: Znowu dał nam kopertę na pieniążki (przypomnę, że nocleg kosztuje u Roberta "co łaska").
Tak sobie rozmawiamy i mówimy, że jutro chcemy jechać w kierunku Czech, ale najpierw odwiedzimy miasteczko nieopodal, zwane potocznie "Małym Berlinem", Modlareuth. Robert mówi, że wie, gdzie to jest (ok 50km od niego), ale nigdy tam nie był. A co tam właściwie jest? Któregoś razu trafiłem na historię takiej miejscowości w Niemczech zwanej "Mały Berlin". Jest tam do dziś zachowany fragment muru oddzielającego Niemcy wschodnie od zachodnich. Podczas burzenia wszystkich takich murów, mieszkańcy nie pozwolili wyburzyć go całego. Został fragment wraz z całą infrastrukturą. Nawet T-34, czołg rosyjski jest. To w drogę!

Jedziemy, turbo działa, jak powinno. Pierwszy znajdujemy czołg - stoi przy parkingu. Parkujemy i idziemy zwiedzać.





Czołg został odkupiony przez muzeum za symboliczną markę niemiecką :)

Dochodzimy do dawnego przejścia granicznego. Stoi słupek, tablica upamiętniająca wizytę Helmuta Kohla, mostek na rzeczce.



Zdjęcia, które tam są, pokazują, jak wyglądało to kiedyś. Spora część budynków stoi nadal, dobudowano nowe.





Dochodzimy do samego muru i całej jego otoczki.




Wysoki...




Punkt celny

Trafiamy do muzeum.







Widać, które auta patrolowały granicę po stronie wschodniej, a które po zachodniej ;)

Sama historia muru jest pewnie wszystkim znana. Na pewno było to tragiczne dla mieszkańców, gdzie rozdzielano rodziny, krewnych, znajomych, bo przyszło im mieszkać po innej stronie rzeki. Nie wolno było rozmawiać przez mur, pozdrawiać, machać do innych. Smutna historia. Opowiadaliśmy dzieciom, podając przykład, jakby tak nagle nasze osiedle zostało murem podzielone i nagle - z dnia na dzień - nie mogli by bawić się z kolegami, z którym do tej pory razem do szkoły chodzili, grali w piłę czy jeździli na rowerach. Nie potrafili tego zrozumieć.

Po zwiedzeniu miasteczka lecimy na nasz kolejny punkt wycieczki - rezerwat przyrody SOOS Skalna w Czechach. Chcemy zobaczyć błotne gejzerki :) Przed nami jakieś 70km. No i test turbo.

Aaaaa, nie mówiłem, że zaliczona dziura w drodze zaczęła wychodzić bokiem. Niemal dosłownie. Zaczęło się dziać coś dziwnego z autem - kierownica zaczęła się przekaszać w lewo a mnie zaczęło ciągnąć w prawo. Pewnie sworzeń wahacza. Do tego im więcej kilometrów zrobionych tym większe wibracje odczuwamy przy prędkościach 40-70/godzinę. Pewnie coś się psuje... Oby do Sosnowca! :-/

J.Leboski - 2018-08-05, 19:02

Nieee... :lol: w tym to tylko co najwyżej mafia woziła ludzi w bagażniku :mrgreen: mówię o tym z wystającymi rurami z z silnika, przedwojennym, Chociaż wydaje mi sie ze ten "mój" miał wiecej rur wystających z silnika, był chyba ośmiocylindrowy, ten wygląda na czterocylindrowca. W czesci bagażnikowej widać małą klapkę, otwierało sie ją i to było oparcie, a na dole siedzisko i mało osoba mogła dodatkowo podróżować, jednocześnie było to miejsce bagażnikiem. W ogólnym zarysie taki sam...ale...to było tak dawno że...Samochód był w prywatnych rekach, w czasach wesołej komuny, u pasjonata motoryzacji, po kilkunastu latach wyczytałem w czasopiśmie "Motor" że taki sam został sprzedany w Niemczech za sumę 200 tys. marek...Ja kilkanaście lat później zarabiałem ok. 30 marek wypłacanej w socjalistycznej walucie...kolor złoty, na pewno oryginalny...
Mavv - 2018-08-05, 19:08

A, ten :) Nie wiem, co to za model, ale jest naprawdę piękny :) Może i to był jakiś podobny do tego, może i jakaś V-ka w nim siedziała :)
J.Leboski - 2018-08-05, 19:38

Byłem akurat w Berlinie w kiedy "runął mur berliński" ...i ten przejazd przez "zaprzyjaźniony" kraj niemiecki w czasach gdy oni jeszcze nie mogli, a my już tak.
Turok - 2018-08-05, 20:12

Super relacja! Piwko poleciało!
miklo75 - 2018-08-05, 21:32

Mav czytałem chętnie Twoja relację z budowy, a teraz jeszcze chętniej z podróży, dajesz nadzieję.
Pisz, wstawiaj foty i browarek leci :pifko - Wasze zdrowie!

tomiy - 2018-08-05, 23:30

Mavv napisał/a:


Ok, wyjmuję rurę (już teraz zajmuje mi to 5 minut 8-) ), proszę żonę o chusteczki nawilżane, żeby dobrze wymyć i ręczniki papierowe, żeby wysuszyć.

Oto pacjent, obklejony jak - a, zostawiam to dla Was ;) Tu przed ostatnią naprawą. Widać na dole, że wydmuchało znowu taśmę izolacyjną.

Obrazek

Rura solidnie przygotowana do kolejnego obklejania. Owijam, nie oszczędzam. A może jeszcze kilka zwojów. Ok, montujemy rurę do auta. Zaraz będzie test, bo mamy pod górkę. Ruszam!

/


Miałem podobną awarie w zeszłym roku jak wracałem z Grecji (1200 km od domu). Pierwsza naprawa (2 razy taśma MacGyver) nie zdała egzaminu. Po 50 km wydmuchało. Następna przetrwała do Polski (aluminiowa folia spożywcza z 10 warstw(osłona termiczna), na to 6 wartw taśmy i na to 4 opaski "trytytki" w miejscu pęknięcia)

Mavv - 2018-08-06, 04:21

Dziękuję bardzo za piwa! Aż się lepiej pisze :) :pifko
Mavv - 2018-08-06, 04:23

tomiy napisał/a:
Miałem podobną awarie w zeszłym roku jak wracałem z Grecji (1200 km od domu). Pierwsza naprawa (2 razy taśma MacGyver) nie zdała egzaminu. Po 50 km wydmuchało. Następna przetrwała do Polski (aluminiowa folia spożywcza z 10 warstw(osłona termiczna), na to 6 wartw taśmy i na to 4 opaski "trytytki" w miejscu pęknięcia)


Ja u siebie nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa :) Narazie (Czechy) jest ok. ;)

Mavv - 2018-08-06, 05:16

Jesteśmy w Czechach :) Dzieci zadowolone, że przekraczamy kolejną granicę, czytają nowe znaki drogowe. Snujemy się jakąś drogą. Jeszcze darmową, po na autostrady przyjdzie czas później, więc nie kupuję winietki na pierwszej stacji. Na winietką przyjdzie czas później.
Nasz cel to SOOS Skalna. Droga w sumie prosta, ale trzeba już odbić z głównej w lewo. Kierunek puszczony, chcemy skręcać - a tu zakaz ruchu - remont drogi. Kurcze, zjeżdżam i tak z głównej, bo trzeba coś popatrzeć, którędy jechać. I tak się przyglądamy temu remontowi i zakazowi. Nie wygląda źle, może ze 150 m po kamieniach i znów asfalt. Ryzykujemy! Nie ujechaliśmy nawet 20-tu metrów, jak zauważamy radiowóz na końcu zakazu. Ale pech! Trzeba było nie jechać na zakaz. Ok, biorę na klatę. Jedziemy dalej. Policjant nas zatrzymuje i każe poczekać, bo naprzeciw zatrzymał Passata, który też wjechał na zakaz. Podchodzi do nas. Przywitaliśmy się ładnie i mówimy, że jedziemy na SOOS, a nam się droga skończyła i tak wjechaliśmy, bo widzieliśmy, że policja i może nas pokieruje, gdzie jechać :aniolek On tak na nas patrzy i mówi - No ale nie na zakaz! Na zakaz nie jedziemy! I znów każe poczekać. Idzie do kolegi, który rozmawia z kierowcą i pasażerkami Paska. Za chwilę widzimy, jak pasażerka rzuca się na szyje "naszemu" policjantowi. Idzie do nas... Będzie mandat czy nie? jeśli tak, to ile? A on na to - wrócić do głównej, do stacji, za stacją w prawo na jakąś tam miejscowość, potem..... i nam fajnie wytłumaczył, jak objechać roboty drogowe. Uśmiechnął się i przypomniał, żeby na zakazy nie wjeżdżać :mrgreen: Dobry człowiek :)

No to jedziemy według wskazówek. Musieliśmy trochę nadrobić, ale trafiamy w końcu na właściwą drogę, są już drogowskazy na SOOS. Przybywamy!

Parkujemy na parkingu, żona idzie po bilety. Rzucamy okiem na mapkę, robimy jej zdjęcie i idziemy na spacerek.



Fajna ścieżka edukacyjno - przyrodnicza. Dokładne opisy poszczególnych przystanków. Próbujemy sobie wody mineralnej, mocno zażelazionej, niedaleko woda z siarką. Szukamy tych błotnych gejzerów. Spacerując po bardziej odkrytym terenie parku, widzimy, co susza zrobiła i z tym miejscem. Błota suche, ziemia popękana. Spodziewamy się, że z gejzerów nici, bo mogły powysychać.



Ale w końcu trafiamy na kilka bulgoczących gejzerów. Jak na gejzery, to dość zimne ;) Dowiadujemy się z tablic informacyjnych, że te gejzery to dwutlenek węgla, który pokonując kolejne warstwy ziemi wychodzi tam, gdzie mu ziemia najmniejszy opór stawia, a ostatecznie ulatniając się do atmosfery poprzez małe sadzawki. Wygląda to ciekawie, jakby jacuzzi :) Ostatecznie wychodzimy ze szlaku i idziemy w inne miejsca parku, potem po pamiątki do sklepiku.
Można powiedzieć, że punkt wycieczki zaliczony, teraz pora skosztować kuchni czeskiej - knedliki. Żona już zapowiedziała, że w Czechach nie gotuje - będziemy się stołować u sąsiadów. Na szczęście nieopodal rezerwatu jest fajna restauracja Sielski Dwór (Selsky dvur). Zamawiamy coś pysznego no i oczywiście Pilsner Urquell. Czekając na pyszności kręcę się po tym sielskim dworze. A to jakaś pani niesie kosz prania, za chwilę kucharz niesie wieeeelki gar na kuchnię - ciężki jak cholera musi być, bo cały czerwony na twarzy i ledwo dźwiga. A niesie go przez dziedziniec. Ciekawe, co za smakołyki tam były.










Zimne piwo dla ochłody i nabrania apetytu :)

W końcu przyszło jedzonko - zarówno i przystawka i danie główne były wyśmienite! Oj tak, pyszne knedliki... I jakie syte!

Pojedzeni ruszamy w trasę. Trzeba noclegu poszukać, znów skorzystam z park4night. Ale najpierw kupimy winietkę. Wracamy na trasę, kupujemy miesięczną. mamy w planie jeszcze raz być w Czechach, ale nie wiemy dokładnie, za ile dni. A teraz kierunke Brno i następna atrakcja. Plan mamy taki, żeby jechać spokojnie do wieczora i wtedy coś poszukać do spania. od planu do realizacji - w drogę! Na Brno!

Mavv - 2018-08-06, 05:46

Jadąc tak sobie autostradą znajdujemy miejsce na nocleg. Gdzieś w lesie, wśród drzew. Spróbuję później w nawigacji poszukać współrzędnych. Ale miejsce ciche, spokojne, niestety nie równy teren. A że miałem lenia, to nie chciało mi się wyciągać najazdów. Trudno, będziemy się turlać w łóżkach :lol:

Nazajutrz dojeżdżamy do Brna. Naszym celem jest centrum naukowe VIDA! Parking darmowy, kampek zaparkowany. Chodźmy łyknąć nieco wiedzy, porobić doświadczenia.

Już na powitanie, zaraz za wejściem, fajna atrakcja. Kurtyna wodna, na której wyświetlane są obrazki. Idziemy dalej. Całość podzielona jest na etapy - ziemia, człowiek, historia, czy jakoś tak. Jesteśmy na początku, na Ziemi. Hmmm, fajne zabawki - dzieci (i dorośli również) dowiadują się np. jak działają śluzy na rzece metodą doświadczalną. Trzeba przetransportować statek w górę i w dół rzeki ustawiając śluzy. Fajna zabawa! Można też zobaczyć, jak działa śruba wodna. Można też wywołać tsunami. Można również zobaczyć, jak mgła schodzi z gór i jak chmura mgły zawija się na przeszkodach terenowych, takich jak domy. Całe mnóstwo doświadczeń. Dzieci są w siódmym niebie, a i dorośli są zachwyceni. W komorze dźwiękowej kobitki sprawdziły, która głośniej wrzaśnie. Rezultat był zaskakujący - żona, nauczycielka, wykrzyczała 96,6 dB. Córcia, czasem pyskata, 95,5... Syn "tylko" 91. tatuś nie próbował ;)


Śruba wodna


Tu składało się samoloty papierowe i można było je wystrzelić


Bluescreen i pogodynka :) Fajnie widać lagi pomiędzy rzeczywistością a obrazem, który widzimy.


Chcesz polatać? Nie ma sprawy, wsiadaj i pedałuj!


Pozdrawiamy z krainy podczerwieni! :spoko


A teraz trochę ZPT :)


A jakby tak zrobić elektrolizę wody i wykorzystać zebrany wodór do wystrzelenia rakiety w kosmos??? :idea:


Zajęcia z budownictwa :)


Nie mogło zabraknąć łamigłówek - całe piętro to były różnej maści łamigłówki


Wyobraźnia przestrzenna pracuje!

Oj, udany dzień, udany. Pełni wrażeń, ale puści w brzuchach idziemy coś zjeść na stołówkę. Niestety nie ma knedlików! :( Trzeba było uraczyć się zupką i treściwą pizzą. Do tego kawa i dalej idziemy się bawić. Ale dzień się kończy, a chcemy dziś dojechać już do Sosnowca. Już chyba wszystko w VIDZIE widzieliśmy - można wracać do kampka. Po drodze jeszcze zakupy (m. in. zapas Urquella :aniolek ) i jedziemy, następny kraj - Polska.

Mavv - 2018-08-07, 15:13

Polska, Sosnowiec. Docieramy wreszcie. I dobrze, bo kamper coraz bardziej zaczyna niedomagać. Wibracje przy zakresie prędkości 40-70 są mocno irytujące, kierownica skręcona w lewo i ściąganie w prawo powoduje, że jazda nie jest przyjemna. Nazajutrz lecę na stację diagnostyczną sprawdzić, co jest grane. No i mamy:
- lewy i prawy dolny sworzeń, przy czym lewy dużo gorzej zniszczony niż prawy
- opony zjedzone od środka

Natychmiast udaję się na warsztat, żeby się umówić na robotę. Mam nadzieję, że będzie szybko, bo wszędzie urlopy i mało ludzi. Długo się czeka. Okazuje się, że mechanicy zrozumieli turystę i miałem mieć auto do odbioru za max dwa dni. Umówiłem się na sworznie i zbieżność. Podczas ustawiania zbieżności poległa jeszcze końcówka drążka. Odebrałem auto, pojeździłem i wróciłem na warsztat, bo jeszcze dalej wszystko wibruje, ale nie stuka.
Do listy doszły jeszcze nowe opony. Po zdjęciu kół okazało się, że w oponie popękały prawdopodobnie druty, bo wybrzuszenia były i po wewnętrznej stronie zjedzonej przez brak zbieżności oraz po stronie z dobrym bieżnikiem. Przy okazji wyszło, że warsztat tu w Irlandii, gdzie dwa lata temu zmieniałem przednie opony, sprzedał mi dwie nowe. Niby nowe, bo z 2011 roku. Czyli w 2016 sprzedali mi nowe (leżakowane) z 2011, pięciolatki. Wiem, że nie składują oni opon, jak powinni. Leżą sobie one na zapleczu. Masakra.
Zamówiłem dwie nóweczki. Po wymianie auto znów jeździ tak, jak przed dziurą. Kierownica prosto, jedzie jak po szynach. Mogę puścić i jedzie prosto. Tak miało być :)




Przy okazji sprawdziłem tarcze i klocki - wszystko w porządku, jeszcze długo pojeżdżą

Jeszcze zostało turbo do zrobienia. W tym celu udaję się do OBI. Kupuję najkrótszy kawałek rurki fi 50mm, cztery metalowe opaski zaciskowe do 70mm, poxilinę. Oprócz tego wszedłem w posiadanie taśmy uszczelniającej. Rurę znów wyjąłem, usunąłem wszystkie poprzednie ślady naprawy, dobrze odtłuściłem. Następnie dociąłem kawałek rurki kanalizacyjnej 50mm i wcisnąłem w rurę od turbo. Założyłem opaski zaciskowe, wcisnąłem drugi kawałek rury turbo. Zalepiłem poxiliną, zacisnąłem i dałem poxilinie wystygnąć. Później wieczorem zawinąłem taśmą i zacisnąłem opaskami. Nie ma opcji, żeby się rozszczelniło. Mogę się przyznać, że od tego czasu auto wróciło do Irlandii bez problemów :) Naprawa udana - kilkanaście złotych kontra 740.

Sosnowiec to czas dla rodziny i znajomych. No właśnie - będzie niespodzianka.

Mavv - 2018-08-07, 15:23

Zgadujemy się przypadkiem z naszym forumowym kolegą, też budowniczym :) Jest niedaleko mnie, spotykamy się więc w połowie drogi, w Przeczycach :)

Panie i panowie - spotkanie dwóch irlandzkich kamperów na polskiej ziemi :lol:


RadekNet i Mavv - pozdrawiamy CamperTeam!

Następuje wspólna wymiana doświadczeń, oglądanie kamperków, miłe rozmowy. Popołudnie nam szybko minęło i trzeba było rozjechać się w swoje strony.

No to narazie!



Ciekawe, czy się uda nam spotkać gdzieś w Irlandii? :mrgreen:

Dziękujemy za miłe spotkanie!

Mavv - 2018-08-07, 19:00

Czas w Polsce się skończył, wracamy do Irlandii. Chcemy wrócić do Czech, w stronę Ścieżki w obłokach, Skalnego Miasta, stamtąd w zasadzie prosto na Holandię, w Holandii kilka dni poodpoczywać i do Calais na pociąg. To jedziemy dalej.

Wyruszamy na spokojnie po śniadanku. Droga spokojna, kierunek Ostrawa. Mijamy granicę i zjeżdżamy z autostrady, już teraz tylko drogi lokalne. Jako że zbliża się pora obiadu, a - przypomnę, że moja luba nie gotuje w Czechach - szukamy gospody, gdzie serwują knedliki i leją Urquella :) Gdzieś na jakiejś wiosce trafiamy na knajpkę przy drodze. Zatrzymujemy się i idziemy na zwiad. Siedzą lokalesi, piją piwo, ktoś tam coś zajada - jest klimat! Podchodzi kelnerka, daje na karty. Nie ma knedlików... Ale może coś innego spróbujemy. I tak złożyliśmy zamówienie. Ale po chwili refleksja - my dalej koron nie mamy! Kurde balszka, lecę do kelnerki i pytam się, czy karta mogę zapłacić. Niestety nie. No to może mogę euro lub złotówki - też nie. W takim razie przepraszam ją bardzo i anulujemy zamówienie i jedziemy dalej. Może w następnej gospodzie będziemy mieli więcej szczęścia.

Ale zanim odjedziemy, to zauważamy fajny płot naprzeciw - zrobiony ze starych nart! Ktoś miał pomysł :)



No, to teraz już w drogę!

W sumie chwilę później jest następna zajazd - zatrzymujemy się i - zostawiając kampera na chodzie - idę się najpierw spytać o możliwość płatności kartą i o knedliki. Dostałem dwie pozytywne odpowiedzi, to wołam resztę ferajny na obiad :)

Zamówiliśmy najpierw Urquella, a na obiad knedliki. Już bez przystawki tym razem, bo ostatnio ledwo co zjedliśmy... Dobre, ale w lato się jeść aż tak nie chce. Czekając na posiłek idę pstryknąć kilka foteczek.





Obiad podano! Zjadamy z wielkim apetytem :) Po posiłku jeszcze spacer po lesie i możemy wracać do kampka.



Wieczorkiem dojeżdżamy pod naszą atrakcję, czyli SkyWalk, Spacer w chmurach lub w orginale Stezka w oblacich :) Znów pomocny okazał się park4night - dowiadujemy się, że przy hotelu jest duży parking, gdzie można się przespać. Na parking trafiamy bez problemu, parkujemy i idziemy zwiedzić okolicę. Aha, zapomniałem nadmienić, że Skywalk jest widoczny już z drogi :) ku uciesze całej załogi :)



Teraz spać, a rankiem zwiedzanie. No ale pojawia się problem - gdzieś przeoczyliśmy, że na kolację skońćzył się chleb. Jutro niedziela, może być problem kupić chleb. Był co prawda jakiś spożywczak po drodze, chyba jedyny we wsi, więc jest szansa, że będzie otwarty. Będziemy się martwić rano. A teraz dobranoc!

Mavv - 2018-08-08, 18:09

Rano pobudka, parking się zapełnia. parkingowi chodzą i ustawiają wjeżdżające samochody. Busiki i podobne ustawiają w rogu. W końcu do nas podchodzi parkingowy i prosi, żebyśmy się przestawili - pokaże nam gdzie. No i pokierował nas na trawę przy samym wjeździe na parking. Po prawej mamy zbocze góry, przed nami barierkę, z boku parking. Wystarczy, że ktoś za mną stanie i jestem ugotowany. W sumie to i tak chcemy jechać do sklepu.
W sklepie okazało się, że kartą się nie da zapłacić. Bankomat jest w hotelu, więc jedziemy jeszcze raz na górę. I tu zonk - parkingowi nie chcą wpuścić nas na górę - kampery zostają na dole. Rozstawiona jest bramka i wpuszczają tylko osobowe i obsługę. Trudno, zostajemy na dole. A to oznacza, że juz po chleb nie wrócimy, bo zanim dojdziemy na górę i wrócimy, to już będzie trochę czasu. Potem znów na górę, żeby na Skywalk iść. Trudno, zjemy coś na górze, a chleb kupimy po drodze w jakimś innym sklepie. W końcu gdzieś jakiś znajdziemy :)

Kamperek zostaje na parkingu, my bierzemy wodę ze sobą i zaczynamy dreptanie na górę - najpierw bankomat. Mamy do wyboru drogę po asfalcie, krótszą lub w lesie, nieco dłuższą, ale z jakimiś stacjami po drodze. Ja idę asfaltem, reszta schodzi w las. W sumie jestem z przodu, więc też skręcam za chwilę w las do reszty wycieczki :) No i od razu lepiej :) Raz, że w cieniu a dwa, można się czegoś dowiedzieć z tablic :) Gdyby były nie tylko po czesku ;)

Docieramy do hotelu. Ja idę poszukać bankomatu, a żona z dziećmi idą zorientować się o cenę wejścia na Skywalk. Chcemy wjechać kolejką krzesełkową :)

Ceny już nie pamiętam, mniejsza o to. Całość idzie sprawnie - raz dwa i już siedzimy na krzesełkach i jedziemy na górę :) Ale wygoda :) Patrząc na pieszych idących pod górę w to słońce... U nas delikatny wiaterek, cisza, oglądamy czubki drzew. Nawet nie wiedziałem, że na drzewach tyle szyszek jest na górze! Z dołu ich kompletnie nie widać. Za to z góry... całe mnóstwo. W końcu osiągamy naszą stację. Jesteśmy coraz bliżej tej serpentyny ze stali i drewna :) Ale najpierw zatrzymujemy się na przekąskę - naleśniki :)

Po zjedzeniu dalej - idziemy do budynku z kasami. Jako, że bilety mamy, to tylko je skanujemy na kołowrotku i wchodzimy. Skywalk jest nasz!

W sumie nie jest tak żle, łagodna ścieżka i delikatnie spiralą do góry.



Za to na górze widoki wspaniałe :) Szkoda, że lornetki nie wzięliśmy... Trudno, jakoś damy radę. Podziwiamy widoki. Oprócz samej ścieżki są też tablice informacyjne, gdzie można się dowiedzieć kilku rzeczy o otaczających nas krajobrazach. A na samej górze panorama z opisem szczytów.


Na samej górze jest siatka, na której można poczuć wysokość :)





Szczyt zdobyty, widoki wspaniałe. Pogoda nam dopisała, bo inaczej było by kiepsko z oglądaniem. Na dole widzimy naszego kamperka :) Dla chętnych wspinaczki jest jeszcze możliwość wejścia na szczyt - my jesteśmy gdzieś w połowie. Ale to nie dla nas. Może kiedyś, gdy dzieci będą starsze, to pospacerujemy znowu.

Jak już zeszliśmy ze Skywalk, to poszliśmy na coś do jedzenia - tym razem kapuśniaczek i cebulowa :) No i zimne czeskie piwo :) Wypoczęci zjeżdżamy na dół - trzeba jeszcze sklep znaleźć i dojechać na kolejny punkt wycieczki - Skalne Miasto w Adrspach.

Ruszamy w drogę. Na szczęście chlebek udało się kupić.

Skalne Miasto - jesteśmy!

Mavv - 2018-08-09, 05:38

Do Skalnego miasta docieramy późnym popołudniem. Wjeżdżamy na parking - darmowy - i ustawiamy się. W rogu stoją dwa kampery, nie będę im przeszkadzał i staję też kilka miejsc obok. Można coś zjeść :)



W sumie to ten parking z tyłu wydaje się fajniejszy, ale że już wstawiłem ekrany na przednie szyby, to mi się przestawiać nie chciało. Tam na tym drugim parkingu też kilka kampków stało. Ale, zostajemy tutaj :) Nasz sąsiad, Czech, bacznie się nam przyglądał. Chyba rzadko widuje kampery z kierownicą po prawej stronie :) Dyskretnie rzucił okiem na tablicę rejestracyjną :) No nic, nie będę mu przeszkadzał w podchodach :) Na nasze "Hi" nie odpowiedział :) Ale i tak najlepsze dopiero przed nami ;) o tym za chwilę.

Tymczasem po kolacji idziemy zobaczyć, gdzie są te skały, które są tak polecane. Przechodzimy przez ulicę. Wszędzie pełno budek z jedzeniem, piwem itp. Mijamy je i kawałek dalej widzimy kasy. Idziemy bliżej - nie ma nikogo. Hmmm, wszystkie bramy otwarte, ludzie wchodzą i wychodzą. No to i my zajrzyjmy. Przechodzimy przez bramę, nikt nas nie woła, nikt nie zawraca. No to idziemy, zobaczmy, co dalej.
I tym sposobem weszliśmy an teren parku. Zaraz na początku jest jeziorko, gdzie kąpią się ludzie. A tym kąpiącym przypatruje się grupka turystów. Ot, kąpią się, co w tym dziwnego? Może to, że jest zakaz kąpieli? Nie wiem. Aż w końcu wyszło szydło z worka - tłum gapiów patrzy się, bo kąpiący się ludzie to naturyści! No tak, pewnie nikt wcześniej golasa nie widział! :haha: Idziemy dalej :)

Czytamy mapkę wygrawerowaną na tablicy drewnianej, próbujemy się zorientować, gdzie jesteśmy i jak iść. Idziemy dalej, oglądamy skały. Niektóre mają takie nazwy (np Dzban, Głowa cukry), że trzeba się naprawdę mocno przyjrzeć, żeby domyśleć się, co autor miał na myśli, czemu tak, a nie inaczej nazwana jest ta skała.
Chodzimy i oglądamy.





Robią wrażenie te skały, ich strzelistość. Niektóre wyglądają, jakby już nie dały rady stać same i muszą się opierać o sąsiadów. Na niektórych wyrosły drzewa, już tak duże, że muszą mieć po kilkadziesiąt lat, jak na przykład te na zdjęciu poniżej:


Spójrzcie na te drzewa na górze

A tu mamy Cukrową głowę, choć dla mnie się nieco inaczej skojarzyła :pink



Pomimo wytyczonego szlaku, czasem spomiędzy drzew wychodzą turyści. Po skałkach wspinają się amatorzy wspinaczki.






Zmęczone skały, oparte jedna o drugą

Tak sobie spacerujemy, aż tu nagle znajduję poskładaną w kosteczkę mapę. I to nawet po polsku! :) Możemy się ciut więcej dowiedzieć, do tego ta mapka jest dokładniejsza niż te grawerowane na tablicach drewnianych. Super :)
Idziemy dalej. Trafiamy na Bramę Gotycką. Za nią robi się wąsko, wilgotno i chłodniej, dużo chłodniej. Pod nami błoto i strumyk. Przyjemniej, nie ma tego gorąca :)



Niektórym wycieczkowiczom jednak ten chłodek zaczynał doskwierać. No nic - idziemy dalej i podziwiamy. Mnie zaskoczyły małe drzewka, niczym bonsai, rosnące na skałach. Pewnie gdzieś wiatr naniósł trochę gleby, wrzucił nasiona i one wyrosły. Miniaturki swoich dorosłych odmian :)

Rzućcie ami okiem - za mną :)



W jednej ze skał jest kapliczka. Tam, na ścianie tej kapliczki są tablice upamiętniające tych, dla których wspinaczka była wszystkim, tych, którzy po raz ostatni wspięli się właśnie tu, w Skalnym Mieście.



Idziemy dalej. Żona gdzieś wyczytała, że jest tu gdzieś wąskie przejście zwane Mysią Dziurą :) i że będziemy niemal jak myszy przechodzić przez nie :) I voila, znaleźliśmy Mysią Dziurę!





Eeee, nie jest tak źle :) Daliśmy radę :)

Z mapy wynika, że nasza wycieczka powoli się kończy. Trafiamy na polanę, z której widać niemal całość Miasta. Co ciekawe, żeby dostać się na polanę, trzeba było wyjść ze szlaku, czyli przekroczyć płotek. Nie było to specjalnie trudne, bo płotek sięgał nieco powyżej kolan, a wyglądał tak, że na słupkach była położona długa cienka belka :) Wystarczyło albo dać krok albo przejść pod spodem. A czemu to takie dziwne? Ano bo są tam tablice informujące, że za tym płotkiem (zza którego przeszliśmy) jest teren parku i należy mieć bilet i okazać go w razie kontroli :) Może i w dzień, gdy kasy są otwarte, to ktoś chodzi i losowo sprawdza. Może. Nie wiem.
W każdym bądź razie jesteśmy na łące i zaraz znów na szlaku :)



Wracamy do kamperka :) Po drodze chcieliśmy jeszcze coś przekąsić, ale już wszytko było albo zamknięte, albo właśnie zamykali. Trudno, mamy swoje :)

Podsumowując poszliśmy tylko "na zwiad", w klapeczkach, a zobaczyliśmy to, po co przyjechaliśmy :) Mamy jeden dzień więcej :)

Wróćmy do naszego sąsiada :) Jak już przyszliśmy i powoli rozkładaliśmy krzesełka, żeby usiąść i odpocząć, córka przybiegła i mówi, że ten pan, co tak chodził wokół naszego kamperka, właśnie był się wysikać za naszym autem! No kurde, gość przesadził. Czy ja mu chodzę obszczywać auto? Jego wielką integrę? Żal mi się go zrobiło, bo może wody nie ma czy co. Jeszcze sobie smarknął i poszedł po kolejne piwo (puszki też wyrzucał do kosza obok nas, nie do kosza obok siebie). Olać go.
Po kolacji dzieci spać, a my z czeskim piwem w ręce podziwiamy ostatni raz czeskie niebo. Jutro już lecimy na Holandię. Przed nami spory kawałek do przejechania, więc pewnie będzie jakiś nocleg w Niemczech. Najwyżej będziemy szukać po drodze. Dobranoc!

Rano pobudka, śniadanie. Do drzwi puka pani parkingowa, każe nam się przestawić bliżej innych kamperów, m. in. bliżej sąsiada ciekawskiego. Pomiędzy nim a innym kamperem też już ciasno. parkingowa robi miejsce dla autokarów, które będą pewnie niebawem. No to się przestawiam. Ale kurde nieładnie tak zastawiać drzwi sąsiadowi. jego drzwi otwierają się na moją stronę. Zostawiam jedno miejsce pomiędzy nami. No ale pani parkingowa każe mi się przesunąć bliżej sąsiada. No ok, jak mus to mus. I tak zaraz odjeżdżamy. Zostawiłem mu tyle miejsca, żeby mógł wyjść czy wejść. Dokończyliśmy jeść i odjechaliśmy. A pan obsikiwacz jeszcze został. PAPA Czechy!

Mavv - 2018-08-09, 05:57

Dziś mamy sporo do przejechania. A i tak nie gnamy najszybszą drogą, tylko spokojnie przez Czechy jedziemy do Niemiec i dopiero tam wpadamy na autostradę. Można spokojnie jechać ile się da, do wieczora.

Wieczorkiem, gdy stwierdzamy, że już pora odpocząć, znajdujemy stellplatz w miejscowości Niestetal. Jego współrzędne to:
51.326730, 9.555168

Mały, spokojny, z wodą za 2 euro, z punktem serwisowym. Ustawiamy się na jednym z niewielu wolnych miejsc i odpoczywamy. Ja od razu biorę zimne piwo z lodówki - te 600 km w upale troszkę mnie zmęczyło.



Obok nas, ten srebrny Transit, to rodzina ze Szwecji. Ustawił się chyba na miejscu serwisowym, bo tam jest i studzienka i słupek z wodą. Mówię, mu, że obok nas jest miejsce. Będzie ciasno, ale nasze drzwi przesuwne są po przeciwnych stronach i nie będziemy sobie przeszkadzać. Chłopak był bardzo wdzięczny, podziękował i się przestawił. Ten Niemiec z kampka alkowy trochę w międzyczasie się odsunął w prawo robiąc ciut więcej miejsca dla ekipy ze Szwecji.
jak już wszyscy byli ustawieni, to akurat przechodziła para niemieckich emerytów. Spojrzeli na trzy pierwsze kamperki i skomentowali to z uśmiechem na twarzy, że mamy dziś międzynarodowy kemping, bo jest auto z Irlandii, Szwecji i Niemiec obok siebie :) Takie multi-kulti mi się podoba :)

Idziemy na spacerek po okolicy. mamy tu obok rzekę Fuldę.


Mapa przy stellpaltzu

Im bliżej rzeki, tym bardziej agresywne były komary. Nie ma co - wracamy do kampka. Jutro Holandia, do naszego pierwszego celu mamy jakieś 280km. A celem naszym jest sklep Obelink. A potem już tylko kemping(i). Francja i koniec wakacji coraz bliżej, echhhh...

Spax - 2018-08-09, 09:26

Podziwiam cię za dokładność relacji. Piwko będzie dopiero po doczytaniu całości, znaczy się po dopisaniu przez ciebie do końca. :spoko
rafalcho - 2018-08-09, 13:06

A ja "piwko" już teraz ślę :ok
Mavv - 2018-08-10, 02:52

rafalcho, dzięki, dzięki! :)

Spax, taka relacja wydaje mi się ciekawa :) Podoba mi się taki sposób opowiadania, jak było :) No i ceiszy mnie, że Wam się podoba :ok

Mavv - 2018-08-10, 15:42

Pobudka! Królestwo Niderlandów czeka!
Ustawiamy nawigację na Obelink i ruszamy. Do przejechania 200km z haczykiem, więc nie jest źle.

No i jesteśmy :) parking tylko w słońcu, trudno. Uchylam okno dachowe, zasłaniam wszystkie okna i idziemy na zakupy. Generalnie chcemy kupić duży garnek składany silikonowy. Poprzedni, kupiony dwa lata temu, niestety przez nasza nieuwagę zniszczył się - nożem zrobiliśmy dziurkę. No i zamiast 4,5l mamy jakiś 1... Szkoda, tym bardziej, że on tani nie jest, niecałe 50 euro. Ale zdaje egzamin - po złożeniu zajmuje niewiele miejsca, a można naprawdę sporo w nim ugotować. Pewnie nie tylko na kupnie garnka się skończy :lol: no ale może i fortuny nie zostawimy. Lecimy.

Zakupy poczynione (garnek duży, garnek średni i kilka, no może kilkanaście innych pierdół kupione). Jedziemy na kemping. W Holandii ponoć nie można na dziko stawać, szukamy więc kempingu. Jest ich tu sporo, co chwile są znaki. Jedziemy do pierwszego - taki kemping u gościa na łące, jakiś super udogodnień nie ma, wszystko w słońcu. Na szczęście nie miał wolnych miejsc :) Polecił nam inny kemping, kilka kilometrów dalej. Jak się okazało - tam też miejsc brak. Od niego jedziemy dalej patrząc na znaki. Kierujemy się w stronę jednego takiego ze znaków.
Pani na recepcji pozytywnie mnie powitała :lol: Wysiadam z kamperka, a ona, gdy mnie zobaczyłłą, zobaczyłą kampera z kierownicą po prawej stronie mówi: "Cześć, tak, mówię trochę po angielsku, tak, mamy wolne miejsca, jakbyście chcieli zostać. No to w czym mogę pomóc?" I uśmiech na twarzy :) Jeszcze tak mi nikt "Dzień dobry" nie powiedział :haha:
Skoro tak, skoro są miejsca, to zatrzymamy się. Pierwotnie na dwie, może trzy noce, potem ruszamy dalej, bliżej Francji. Zobaczymy :) Podczas rozmowy przy meldowaniu się wyszło, że jesteśmy nie z Anglii, jak pierwotnie pani myślała, ale z Irlandii :) To wywołało uśmiech na jej twarzy, bo jej mąż lata temu mieszkał w Irlandii, a oni we wrześniu się tam wybierają :)
Pani właścicielka, Katrinka, powiedziała nam, że skoro jesteśmy z dziećmi, to da nam miejsce w części, gdzie jest dużo dzieci. Bo chcą mieć tak, że osoby bez dzieci, zazwyczaj emeryci, odpoczywają w części, gdzie dzieci nie ma, a rodziny z dzieciakami są w drugiej części kempingu, gdzie dzieciarnia bawi się, biega, może hałasować. Ciekawy pomysł :) Są też tam place zabaw. Raj dla dzieci :)


Nasz kemping Tamaring

Ustawiamy się na miejscu, rozstawiamy daszek, odpinam rowery. Narazie jest fajnie :)
Katrinka powiedziała nam, że jest mały basen za recepcją, płytki, bezpieczny dla dzieci. Na te upały jak znalazł :) Po spacerku po kempingu robimy obiadek i odpoczywamy. Te kilka dni, które zostało nam do pociągu, chcemy spędzić robiąc nim. Żadnego zwiedzania, tylko czyste leniuchowanie.


Zestaw do leniuchowania :)

Wciągu tych kilku dni pedałujemy po okolicy. Holandia, kraj rowerów, sprzyja pedałowaniu, bo jest płasko, jak na stole. Można jeździć :)


Zbawienna fontanna w Ruurlo :)

Robiąc zakupy w sklepie, kupiłem jakiś tutejszy browar. Mocne to to, ciekawe, jak smakuje:



No i lipa. Smak zabity przez alkohol, procenty chyba wspomagane jakimś spirytusem. Nie polecam. Mocny Grolsch był dużo smaczniejszy :)

Kemping był na tyle fajny, że postanowiliśmy zostać tu aż do końca, czyli do piątku - pięć dni. W piątek rano ruszamy. Ale zanim się człowiek zbierze, to mamy południe :haha: Kierunek Calais...

Mavv - 2018-08-12, 22:55

Upały upały upały... Ruszamy w upał. Do przejechania mamy jakieś 430km. Na spokojnie rano pobudka, śniadanie, zapłacić za kemping i jak pisałem wyżej - mamy południe. Gorąc leje się z nieba, na szczęście trasa dobra, fajnie się jedzie, kilometry szybko mijają. Do czasu... W Antwerpii korek, obwodnica pełna. Albo jedziemy na jedynce albo stoimy. I tak ok godziny. Od asfaltu bije gorąc jak z piekarnika. Temperatura pomiędzy 36 a 40 stopni, a najwięcej nasze oczy zauważyły 42. 42 stopnie Celsjusza bijące z ulicy i grzejące nas. Pffff
W końcu korek minął a my ruszamy dalej. Od razu chłodniej - tylko 35 :haha: Im dalej mamy Belgii przejechanej, tym więcej chmur widzimy na horyzoncie. Widzimy, jak z chmur leje się deszcz na ziemię.


Deszczyk daleeeeeko przed nami

Niestety daleko od nas. Kilometry mijają, a my coraz bliżej deszczu :) W końcu jeszcze w Belgii nas dopadła ulewa :) temperatura szybko leci w dół - o 5, o 10, o 15 stopni! Aż w końcu mamy "tylko" 18 stopni i deszcz :) Chłodek przyjemnie schłodził i kampera i autostradę i nas. Niestety szybko minął i zaraz po deszczu temperatura znów skoczyła do 35. Ale Francja coraz bliżej, a tam znów widzimy deszcz :) Jedni jeżdżą w kierunku słońca, a my dziś w kierunku deszczu :)


To chyba nad Calais tak pada

Już są znaki na Dunkierkę i Calais. Ale deszczu nie ma :( Zajeżdżamy pod Cite Europe - duży Carrefour, na którym jest darmowy stellpatz graniczący z terminalem Eurotunelu. Super :) Mamy czas, to lecimy coś zjeść i zrobić zakupy :)

Po zakupach - niemal armagedon! Wychodzimy ze sklepu i wieje i pada :) Zanim doszliśmy z wózkiem pod kampera, to zaczęło lać - jak z cebra! Wszyscy wskoczyli do kampera, żona podała mi kurtkę przeciwdeszczową, bo ja zostaję na dworze i rozładowuję wózek. Szybko wrzucam zakupy, wszyscy odbierają. W końcu i ja mogę wskoczyć do auta :) Ale ten deszcz mi wcale mi nie przeszkadzał. Uchyliliśmy okna, ale musiałem zamknąć dachowe, bo krople odbijały się od dachu i kapały do środka. No i do tego zaczęła się jeszcze burza. Z jednej strony fajnie, ale mieliśmy nadzieję na obejrzenie czerwonego księżyca, akurat miał być tej nocy.
Widzę, że znajomi na FB wrzucają fotki, a my co mamy to to:


Gdzieś tam jest czerwony księżyc

Trudno, w innym życiu obejrzymy :haha:

No nic, pora spać, bo rano...

Rano pociąg - udało nam się na bramkach załapać na wcześniejszy odjazd - nasz miał być o 8:20, a że byliśmy wcześniej, to dano nam możliwość skorzystać z wcześniejszego o 7:50. czemu nie? No ale... kolejka na bramkach tak powoli się posuwała, że nie byliśmy pewni, czy pojedziemy wcześniej. Cały czas z zegarkiem przed oczami. I już byliśmy po ostatnich kontrolach, już ustawiono nas na linii wjazdowej... i nici z tego. Nasz wcześniejszy odjechał. My zostaliśmy jednak na nasz planowany o 8:20. W sumie nic się nie stało. Ok, wjeżdżamy!


Anglio, zaraz będziemy!

I znów zagięliśmy czasoprzestrzeń :haha: Wjazd to tunelu o 8:20 a wyjazd o 7:50 :lol:
Zjeżdżamy gdzieś na pierwszą stację, kupujemy mleko, ja ustawiam nawigację i lecimy! Kierunek Holyhead.

Mavv - 2018-08-12, 23:34

Z Anglii do Walii, do Holyhead, mamy ok 600km. Jedziemy ile się da, po drodze jakieś przekąski. Chcemy dojechać do Holyhead, tam znaleźć nocleg gdzieś na dziko. Opcja jest w porcie, nie pamiętam, ile kosztuje. Ale skoro można poza portem, to czemu nie?
W sumie trasa mija bezproblemowo, nawet na obwodnicy Londynu nie było źle. Po drodze żadnych opłat. Jakoś szybko minęło te 600 km :bajer Zajeżdżamy do Lidla w Holyhead zrobić zakupy, wszak lodówka niemal pusta, a jutro w domu będziemy pod wieczór.


Wjeżdżamy na wyspę Anglesey

No właśnie - mielibyśmy być po południu, ale Irish Ferries odwołał na nasz szybki prom. Złe warunki pogodowe - na wyspie mocno wieje. Zaoferowali inny prom, po południu. Szkopuł w tym, że by bukujemy szybki prom, bo pływać nie lubimy, a własnie takim będziemy płynąć. Zamiast od 11:30 do 13:15, to będziemy wypływać dopiero o 14:10, rejs potrwa 3 godziny i 15 minut. No i będziemy w domu późnym wieczorem. No dobra, niech będzie...

Trzeba by znaleźć miejsce do spania. Przeglądamy googla, rzut okiem na mapy DMT i jest! Miejscówka w Holyhead, na górze. Street View pokazuje fajne widoki. Jedziemy!

Piwo dla toscanera! :pifko Miejscówka okazuje się być spokojna, cicha i z pięknymi widokami. Widok na latarnię morską, na klify, na morze jest wspaniały! Pospacerować tu trzeba koniecznie!


Miejscówka z DMT





Jeszcze próbujemy złapać zachód słońca. Prawie się udaje, bo znów nam chmury przeszkodziły. Ale i tak był wspaniały.



No to można iść spać :) W nocy deszcz i deszcz i deszcz. Chyba całą noc lało, bo rano nadal mokro i nic nie widać. Dobrze, że zrobiliśmy zdjęcia dzień wcześniej, bo dziś nic by nie wyszło...


Nasz sąsiad Francuz ustawiał się kilka razy. A i tak go deszcz zmoczył :)


Gdzieś tam jest morze

No nic, jedziemy na dół, do kolejki na prom. Poczekamy na dole.




Wjeżdżamy na prom

A na dole nie pada, mokro, ale już bez deszczu. Za jakiś czas dowiadujemy się, czemu :)

Płynąc promem zauważamy naszą miejscówkę - do górki przykleiła się chmura i chyba wisiała tam cały czas.


Tam na górce był nasz nocleg

Szast-prast i jesteśmy w Dublinie!

Spax - 2018-08-14, 17:41

:pifko
Rozumiem, że na relacji z Holyhead kończysz opis waszej wyprawy. :)
Stawiam zasłużone piwko. Bardzo fajnie opisujesz wyprawy, choć tym razem nie było nic z Polski :spoko

Mavv - 2018-08-14, 17:50

Jeszcze nie koniec, ale na dniach będzie. Chwilowo brak czasu, żeby do komputera usiąść. :(
Spax - 2018-08-15, 10:20

Aaaaa to przepraszam :haha: Piwko jest jednak Twoje ha, ha.
Mavv - 2018-08-15, 17:34

Wszystko było by fajnie, gdyby nie to, że mamy opóźnienie... No i trafiamy na koniec półfinałowego meczu. No i cały tłum kibiców wyszedł ze stadionu. tysiące ludzi, wszędzie. Jechać się nie da. Policja poustawiała barierki blokujące ruch samochodowy, żeby kibice mogli spokojnie przejść. A my nawigujemy od uliczki do uliczki. Mnie już zaczyna trafiać, bo ileż można jechać przez Dublin, gdzie bym nie skręcił to wszędzie ludzie...
Nie pamiętam już, ile czasu nam zajęło opuszczenie miasta, ale z godzinę na pewno.


Tak wyglądały ulice Dublina...

W końcu opuszczamy centrum i dojeżdżamy do obwodnicy. A tu nad nami leci eskadra samolotów i ryzują wzorki na niebie :) Coś sympatycznego wreszcie :) Żona robi jakieś zdjęcia, ale nie chcą za dobrze wyjść. Załoga ogląda, a ja pilnuję drogi w korku, bo przecież po meczu wszyscy też opuszczają Dublin. Podobnie mieliśmy kilka lat temu, gdy wracaliśmy z portu w ten sam dzień, gdy był finał. Akurat finał był pomiędzy Cork a Limerick (a my jedziemy w tym kierunku) i w zasadzie cały korek jechał z nami aż autostrady się rozjechały i jedna poszła na Cork a druga dalej na Limerick (nasz kierunek). Wtedy wracaliśmy jakieś 4 godziny, gdy normalnie jedzie się ok 2...

No ale nic, samoloty latają, oczy się cieszą :)





Później, już w domu, przeglądając FB, dowiedziałem się, że pod Dublinem w miejscowości Bray był piknik lotniczy :) Stąd samoloty :)

A my coraz bliżej domu...

:odjazd:

Wieczorem jesteśmy... Szybki rozładunek lodówki i odpocząć przy herbatce... Kolejny wspaniały urlop się zakończył :( Można powoli myśleć o następnym :spoko

Dzieci coś wspominają o Danii. Więc kto wie... może za rok pojedziemy w tamtym kierunku???

Ale wciąż głodni zwiedzania mamy w planie wyskoczyć gdzieś w moje dwa ostatnie wolne weekendy w wakacje, bo we wrześniu już będzie ich mniej. No ale o tym w innym dziale :) Wkrótce :)

Mavv - 2018-08-15, 17:36

Spax napisał/a:
Stawiam zasłużone piwko. Bardzo fajnie opisujesz wyprawy, choć tym razem nie było nic z Polski


Spax, dziękuję za piwko :) Z Polski nic w tym roku nie było, bo w zasadzie nie zwiedzaliśmy nic w Polsce, ale odpoczywaliśmy między Sosnowcem a Przeczycami. :)

Mavv - 2018-08-16, 20:02

A, jeszcze jedno mi się przypomniało odnośnie Holandii. Za każdym razem mamy problem z płatnością kartą. VISA chyba nie jest tam akceptowana. Pytałem się na kempingu i mi Katrinka (właścicielka) powiedziała, że VISA nie przejdzie, MasterCard bez problemu. W sklepie nie wiedzieli, co jest grane i kilka razy na kasie próbowali chipa wyczyścić. Na szczęście w bankomacie nie było żadnych problemów. Może komuś się ta informacja przyda.
mdrmcn - 2018-08-16, 23:14

Piwo poleciało bo super się czyta i za Brno bo nie wiedziałem o vida.
RadekNet - 2018-08-17, 11:06

Mavv napisał/a:
Zgadujemy się przypadkiem z naszym forumowym kolegą, też budowniczym :) Jest niedaleko mnie, spotykamy się więc w połowie drogi, w Przeczycach :)

Panie i panowie - spotkanie dwóch irlandzkich kamperów na polskiej ziemi :lol:


Wasza pryzma piasku była lepsza niż niejedna plaża ;) Mam nadzieje, że nastepnym razem spotkamy się blizej domu :)
[/list]

Spax - 2018-08-17, 12:32

Mavv napisał/a:
A, jeszcze jedno mi się przypomniało odnośnie Holandii. Za każdym razem mamy problem z płatnością kartą. VISA chyba nie jest tam akceptowana ...

Holendrzy pod tym względem są bardzo drewniani jak ich trepy. Pełno o tym w internetach polskich. :shock:

Mavv - 2018-08-19, 00:01

mdrmcn napisał/a:
Piwo poleciało bo super się czyta i za Brno bo nie wiedziałem o vida.


Dzięki! Warto zobaczyć VIDA. Kilka ładnych godzin atrakcji :)

Mavv - 2018-08-19, 00:05

RadekNet napisał/a:
Wasza pryzma piasku była lepsza niż niejedna plaża Mam nadzieje, że nastepnym razem spotkamy się blizej domu


Ciekawe, czy dokopią się do dna w przyszłe wakacje :haha: Fajnie by było się spotkać w komplecie :)

Spax napisał/a:
Holendrzy pod tym względem są bardzo drewniani jak ich trepy. Pełno o tym w internetach polskich.


Nie spotkałem się z tą informacją wcześniej, ale rzeczywiście - będąc już wcześniej w Holandii mieliśmy ten sam problem. CIekae, czemu nie lubią Visy...

Tamtam - 2018-08-25, 17:26

Mavv napisał/a:

Ale co nas zastanowiło. Stellpaltz na górce, woda na żetony, które można nabyć na dole gdzieś w punkcie informacyjnym. Jeden żeton 2,50 euro i daje to chyba 10 minut lania się wody. Woda do opłukania kota po wylaniu za friko. No i ten - nazwijmy go leśnik - co chwilę podchodził do kranu i brał w 5-cio litrowych baniakach wodę z tego kranu do płukania kotka i zanosił do kampera. I teraz tak nas naszło - w takim słupku z wodą, gdzie jest miejsce zrzutu szarej i rynienka na kota, są dwa krany. Jeden płatny do wody pitnej a drugi darmowy do opłukania kota. Jak taki słupek wygląda w środku? Nie sądzę, żeby tam były dwie rury puszczone, jedna z wodą czystą a druga z brudną. Pewnie jest jedna rura, z której trójnikiem idzie kran na "brudną" i kran na pieniążki. Na słupku są to dwa krany z gwintem zewnętrznym 1/2". Jeśli ten leśnik jest z obsługi, to zna ten skrywany sekret i bierze darmową wodę, no bo to przecież jest ta sama woda. Wątpię, żeby w takim słupku były jakieś filtry. Co o tym sądzicie?


Właśnie we Francji spotkałem się kilka razy z takim tankowaniem wody przez kamperowców.
Zamiast płacić za wodę brali za darmo z tego drugiego kranu i nie przejmowali się.
Wg mnie tak jest jak piszesz jest jedna rura doprowadzająca wodę, dwa krany z tą samą wodą, jeden płatny, drugi kran bezpłatny. Nikt nie ponosi kosztów ciągnięcia specjalnej rury w ze specjalną wodą niezdatną do picia.

Pozdrawiam

izola - 2018-08-25, 22:41

ale ten bezpłatny kranik jest zbabrany od mycia obsr,,,kaset-kto lubi niech tankuje
Tamtam - 2018-08-26, 08:42

izola napisał/a:
ale ten bezpłatny kranik jest zbabrany od mycia obsr,,,kaset-kto lubi niech tankuje

Ja nie oceniam czy dobrze robią czy źle. Stwierdzam fakt że widziałem we Francji jak wiele osób tak robiło.
Sam nigdy tak nie robiłem, wole jednak zapłacić to 1-2€.
Pozdrawiam


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group