Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Wielka Brytania - Irlandia - Brytyjska przygoda. Z Calais do Dover i dalej...

Tadeusz - 2012-02-08, 21:16
Temat postu: Brytyjska przygoda. Z Calais do Dover i dalej...
Brytyjska przygoda.

Z Calais do Dover.


Wpatruję się w monitor przewijając tysiące zdjęć, ręce spoczywają obok klawiatury, notatki na stole, w głowie burza ale zupełnie nic z tego nie wynika. Jak mam opisać nasze podróże po Wielkiej Brytanii? Opisać wyprawę od punktu A do punktu B, pogawędzić o wrażeniach, ludziach, zabytkach, ukazać ten inny świat na fotografii? Właśnie tak ?
Nie, to nie tak.
Nie zamierzam bowiem napisać sprawozdania z urlopowej wyprawy kamperem. Nasze podróże mają inny charakter. Nie wyznaczamy zawczasu trasy, obiektów do zwiedzenia, kempingów do odpoczynku i nie dostosowujemy czasu i drogi do skąpych urlopowych możliwości.
To nasza sytuacja rodzinna i wynikający zeń stosunek do tego kraju, jego historii, kultury i ludzi sprawiają, że podróże mają charakter wycieczek tematycznych. Czasem są to rzeczywiście krótkie wycieczki, innym razem dłuższe wyprawy, bywa, że kampera zamieniamy na rowery lub korzystamy z autobusu rejsowego.
Około dwustu kilometrów na zachód od Londynu, w pobliżu Gloucester, w krainie nazywanej Sercem Anglii – Herefordshire, leży małe, urokliwe miasteczko , Ross-on-Wye.
Traktujemy je jak nasz drugi dom i bazę, tu bowiem mieszkają nasze dzieci, Joanna i Matthews.
W pobliskim Goodrich, u stóp średniowiecznego zamczyska, w domu Rodziców Matta, leżącym nad tą samą rzeką Wye, rozmawiamy o historii tej ziemi, legendach, o problemach ludzi, o pięknie wzgórz Cotswold, o walijskich górach, o dzikich Grampianach i jeszcze dzikszej Kaledonii na północy Szkocji. Tak rodzą się plany wycieczek bliskich i dalekich oraz dłuższych wypraw.
Nie bez powodu nazwałem je wyprawami tematycznymi, bowiem, gdy rozmowa dotyczyła wysokich pływów w Kanale Bristolskim, najbliższa trasa wiodła właśnie tam. Gdy rozmowa zeszła na górnicze tradycje południowej Walii i ciężki znój pracujących w dziewiętnastowiecznych kopalniach rudy żelaza i węgla, dzieci, nawet 12-letnich, pojechaliśmy i tam. Zjechaliśmy na dół, dotykaliśmy tych skał, widzieliśmy chodniki wysokie zaledwie na 70 cm. Teraz ta kopalnia jest nieczynna, pracujący tu ostatni górnicy zostali przewodnikami.
Nieśmiertelna legenda Albionu, o królu Arturze i rycerzach okrągłego stołu, nie budzi już sporów co do prawdziwości wydarzeń, król Artur został bowiem zidentyfikowany jako postać autentyczna, spory trwały od wieków i trwają nadal co do usytuowania siedziby króla – Camelotu. Powiedzcie sami, jak można być obojętnym i nie sprawdzić osobiście śladów i poszlak? My sprawdziliśmy.
Pokłosiem rozmów o rybackiej tradycji wiosek leżących nad Kanałem Bristolskim i Morzem Irlandzkim, po drodze z Bristolu, przez Devon do Kornwalii, była wyprawa do głęboko wciętych dolin nadmorskich z wioskami usytuowanymi nad rwącymi strumieniami i jedną z wiosek leżących na stromym zboczu, co znacząco wpływa na życie mieszkańców, a dla turystów jest niebywałą atrakcją.
Rozmowy o historii, jakże różnych narodów, zamieszkujących te ziemie, powiodły nas do wielu zamków, pałaców, na Wał Hadriana i ruiny rzymskich fortów, a nawet do świetnie zachowanych rzymskich term w Bath, niedaleko Bristolu.
Cóż byłoby warte nasze wędrowanie, gdyby umknęło naszej uwadze piękno tej ziemi? Wiele z naszych podróży zmierzało w zakątki ciche, mało znane, ale piękne, jak choćby wioski położone nad strumieniami w dolinach wzgórz Cotswold, najbardziej angielskie w charakterze, wyglądające jak by czas zatrzymał się w czasach Karola Dickensa.
Nie opiszę wielkich brytyjskich metropolii, Londynu, Birmingham, Manchesteru, Liverpoolu, bo w naszych kamperowych wyprawach nie ma dla nich miejsca. Takie miejsca odwiedza się przy innej okazji i inaczej.

Od czego zatem zacząć tę brytyjską przygodę?

Oczywiście od widoku, który dla przybywającego na Wyspy jest jak misterium, panorama Kanału La Manche, według Francuzów, a English Channel, według Brytyjczyków, z majaczącymi w oddali, a przy dobrej pogodzie doskonale widocznymi kredowymi klifami Dover.





Do Calais warto przyjechać wcześniej o jeden lub dwa dni od zaplanowanej przeprawy promowej. Zatrzymać się na odpoczynek po podróży można na placu postojowym dla kamperów przy plaży, koło portu. Jest tam również serwis obsługi z automatami do poboru wody, można spuścić wodę szarą i opróżnić kasetę WC, oczywiście to wszystko za opłatą.





Można jednak wjechać na teren Car Ferry, gdzie na ogromnym parkingu zawsze jest wiele kamperów i przyczep. Wprawdzie czekają one na prom, ale niektóre z nich czekają nawet dwa lub trzy dni, gdyż jest to miejsce bardzo przyjazne na nocleg, z luksusowymi łazienkami i toaletami.
W drodze z Polski do Dover wpisać należy koordynaty tego właśnie parkingu:

N 50,967741944 E 1,86895833



Wcześniejszy przyjazd pozwoli na zwiedzenie wiosek położonych na południe od Calais, aż do Boulogne sur Mer, miasta z malowniczą starówką, silnie obwarowaną grubymi murami, położoną na szczycie wysokiego wzgórza.

Na tym odcinku wybrzeża spotykamy piękne plaże i mnóstwo umocnień Wału Atlantyckiego. Droga D 940 wije się wzdłuż wybrzeża, a mijane wioski są urokliwe i zapraszają do pieszych spacerów.







Za Sangate znależliśmy mały placyk szutrowy z widokiem na klify Dover. Nocują na nim kampery. Widać stąd wysoki przylądek Cap Blanc Nez z ogromnym obeliskiem. Jest tam miejsce na wiele kamperów, a widok z przylądka aż dech zapiera.
Wybrać się na taki spacer wzdłuż klifów wybrzeża francuskiego warto bo cała trasa do Boulogne sur Mer obfituje w piękne widoki, a z przylądków podziwiać możemy kredowe klify Dover. Odnosi się wrażenie, że po obu stronach Kanału krajobraz jest bardzo podobny i nawet klify jakby bliźniacze, a na pewno te francuskie są równie piękne.



Jest jeszcze jeden powód wcześniejszego przyjazdu do Calais. Jeśli wieziemy z sobą zwierzątko – psa, kota lub tchórzofretkę, przejść ono musi ostrą kontrolę na bramce wjazdowej do Car Ferry. Wiadomo, że zwierzę musi posiadać paszport, książeczkę zdrowia, certyfikat zdrowia wydany przez odpowiedni instytut, chip wszczepiony między łopatkami, ale musi mieć również udokumentowane w paszporcie ( koniecznie w paszporcie !) wykonanie odrobaczania i zabezpieczenia przeciw kleszczom i pchłom. To odrobaczanie winno być wykonane minimum 24 godziny, a maksimum 48 godzin przed wjazdem na prom. Jeśli wykonaliśmy je w przychodni weterynaryjnej w Polsce i zdążyliśmy zmieścić się w tym limicie to dobrze. Jeśli jednak nasza podróż trwała dłużej, musimy udać się do miejscowego weterynarza. Skierowani przez służbę portową do lekarza w Calais zapłacimy bardzo słono.
Znacznie taniej wykonają ten zabieg i wpis do paszportu weterynarze w napotykanych w czasie spaceru wybrzeżem, wioskach.

Przeprawę promową obsługują dwie firmy, francuska - Seefrance i brytyjska – P&O. W kasie tej pierwszej należy wydruk komputerowy potwierdzenia rezerwacji wymienić na bilety w obie strony, a w P&O tylko okazać wydruk.

Teraz można ruszać ku przygodzie po drugiej stronie wody.













Tam wyjeżdżamy z promu długą, krętą rampą prosto na ulicę, od razu pierwsze rondo, a za chwilę drugie. Dobre ćwiczenie jazdy w ruchu lewostronnym na początek.
Nie opuszczajcie od razu miasta. Na początek proponuję wjazd na wysoki klif, skąd widok na miasto i port jest bajeczny. Nawet kawa z mleczkiem smakuje tam jakoś inaczej, a spacer po klifach sprawia ogromną przyjemność i dostarcza troszkę emocji.









Widok na zamczysko z XII w jest stąd równie imponujące. Warto je zwiedzić, bo forteca to ogromna, postawiona na szczycie klifu przez Henryka II, pierwszego z rodu Plantagenetów, bocznej linii francuskich Andegawenów.



Długa i ciekawa jest historia tego miasta, bowiem pierwsze odkryte ślady pobytu ludzi pochodzą sprzed 6000 lat, a w Dover Museum znajduje się łódź z epoki brązu, licząca ok. 3500 lat, znaleziona przy okazji wykopalisk towarzyszących budowie nowej drogi.

Gdy 26 sierpnia 55 roku n.e. kohorty Juliusza Cezara zajęły dolinę Dour, przystąpiono do budowy portu, dwu morskich latarni i trzech fortów. Jeden z nich istnieje do dziś, pochodzi z lat 130 – 208.
Od V wieku wkraczają na te ziemie plemiona germańskie i miasto, zwane Dofras, kwitnie przez kilka wieków, aż do inwazji Wilhelma Zdobywcy w r. 1066. Jednak zniszczone miasto odbudowano i w w.XII postawiono zamek. W wieku XIII Francuzi napadali miasto uporczywie, a w 1295 spalili je niemal doszczętnie.

Trudny los tego miasta wynikał z jego położenia. Odległość od Calais wynosi ledwie 34 km.
Nic dziwnego zatem, że w XIX wieku Dover zostało silnie ufortyfikowane przeciw inwazji francuskiej. To był okres wielkich przemian tego miasta, doprowadzono kolej, wybudowano molo, hotele, infrastrukturę turystyczną. Przeżyło również rozkwit demograficzny – wzrost liczby mieszkańców ponad 600 %.
Mimo sporych zniszczeń w II wojnie światowej, Dover odbudowane jest teraz pięknym, nowoczesnym miastem z uroczą renesansową starówką i eleganckim bulwarem nadmorskim, zamieniającym się wieczorami na długi plac postojowy dla kamperów i przyczep campingowych oczekujących na prom. Jeśli zechcecie przed dalszą podróżą odpocząć nocując w Dover, to polecam to miejsce, urokliwe i gratis.

















Wieczorny spacer po mieście dobrze nam zrobi, poznamy miasto ładnie oświetlone, wstąpimy do pubu i, co najważniejsze, poćwiczymy chodzenie po angielskich ulicach. Piesi z tej strony Kanału mają trudności z przestawieniem się na ruch lewostronny. Patrzą najpierw w lewo, a powinni w prawo. Kierowcy łatwiej się dostosowują.

Przed nami Wielka Brytania.

WHITEandRED - 2012-02-08, 22:03

...
RadekNet - 2012-02-08, 22:19

Czy ja Was czasem w grudniu nie widzialem na promie do Anglii? ;)
Bim - 2012-02-08, 23:34

No dzisiaj to przyśni mi się pewnie dalsza cześć opowiadania :spoko
wbobowski - 2012-02-08, 23:54

Miło powspominać, jakby to było wczoraj. Dobrze wiesz Tadziu, że niektóre nasze ścieżki pokrywały się. Tylko w jedno nie bardzo chce mi się wierzyć, że od dwukrotnych naszych podróży na Wyspy minie w tym roku już 4 lata.
AGAiPIOTR - 2012-02-09, 08:55

Tadeusz, coś mi się wydaje, że po tej wyprawie, to nawet moja choroba morska nie powstrzyma nas aby pojechać do Wielkiej Brytanii.

:pifko

czekamy na opowieść.

Agnieszka

Tadeusz - 2012-02-09, 10:17

Darek1968 napisał/a:
nie jest to wał Hadriana raczej mur, jak pokażesz zdjęcia to będzie lepiej widać..., chociaż dwie nazwy są używane, ale częściej mur chyba,


Darku, że to jest mur to widać gołym okiem. Teraz są to resztki bo rozbierany był przez wieki.Miał kiedyś 8 metrów wysokości, co i tak Rzymian przed Szkotami nie obroniło.
Hadrian's Wall to oczywiście w dosłownym tłumaczeniu mur Hadriana, ale w polskim nazewnictwie w kręgach historyków zawsze używało się i nadal używa nazwy historycznej, oryginalnej z czasów rzymskich, czyli Wał Hadriana. Tej będę używał.

Darek1968 napisał/a:
mur chyba, jak jedziesz do Szkocji to miły przerywnik, czas na odpoczynek, ale żeby tam jechać specjalnie to raczej nie warto, był drogi parking z automatem, zapłaciłem, ale Angol jak zobaczył cenę to oburzył się bardzo nie zapłacił, muzeum było za to w cenie parkingu, chociaż naciągają tam na zakupy, jak wszędzie.


No cóż, Darku, dla mnie warto obejrzeć ten szczególny obiekt sprzed prawie 20 wieków z jego resztkami rzymskich fortów i ciekawą historią. Nawet droga która w poprzek całej wyspy prowadzi wzdłuż Wału, zbudowana jest z jego rozbiórkowych kamieni.

Co do zakupów, to dla nas nie problem, robimy je nie tam gdzie zdzierają. Na Wał Hadriana nie jadę po zakupy.
Parkować również nie muszę na tych drogich parkingach przy fortach, bo są w pobliżu miejsca, gdzie nocuję za free.

Darek1968 napisał/a:
w okolicach promu niekoniecznie jest dobrze zostawać na noc,


Oczywiście na parkingu przy promie również nie nocowałbym, ale ten bulwar, który widzisz na zdjęciach jest po godzinie 20.oo miejscem przeznaczonym na bezpłatne oczekiwanie kamperów.
Na zdjęciach widać zresztą jak wiele ich tam stoi.
Do godziny 20.oo jest bardzo drogi postój, a potem to i parkingowi idą do domu. :wyszczerzony:

Jerzyk - 2012-02-09, 10:32

świetnie się czyta i miło ogląda. Analizując Twój opis wnioskuję, że jeszcze kilka tysięcy zdjęć Ci zostało.... zapodaj troszeczkę, bo chęć do wyjazdu wzbiera...
gorąco pozdrawiam J.

Tadeusz - 2012-02-09, 11:47

Darek1968 napisał/a:
góry Szkocji są przecudne


Tak Darku, wciąż za nimi tęsknię. Bardzo lubimy włóczyć się właśnie tam Mamy sporo zdjęć.

Darek1968 napisał/a:
ich góry i Szkocja to coś przecudnego, ale nie ta Szkocja w Glasgow i innych komercyjnych miastach (chociaż Edynburg jest piękny, szczególnie w czasie festiwali teatralnych).


Mamy podobne odczucia. Omijamy wielkie miasta ale Edynburg to najpiękniejsze miasto całej UK. Bardzo je lubimy.

Darek1968 napisał/a:
taki rejs Kanałem Kaledońskim to coś do czego będę dążył w nieokreślonej przyszłości. Mam takie wrażenie, że jak byłem np na Ringu of Kerry w Irlandii myślałem, że tam już nic piękniejszego nie będzie, ale jak zobaczyłem góry Szkocji (Highlands) to mnie tak urzekły i muszę tam jeszcze kiedyś zajechać. Także ja zachęcam do gór szkockich, jezior...


Oj Darku, znamy cały Kanał Kaledoński od Fort Wiliams do Invernes i okoliczne góry, ale naszym marzeniem jest przebyć go jachtem żaglowym. Jak wiesz, żeglowanie to nasza pasja. Troszkę tylko denerwująca jest ilość śluz na tej trasie, a właściwie ich wielostopniowość. :diabelski_usmiech

Tadeusz - 2012-02-09, 12:14

Darek1968 napisał/a:
góry Szkocji są przecudne, tylko te meszki... nawet żeby zrobić grilla trzeba dużo samozaparcia, są niesamowite cały byłem pogryziony,


Darku, jeszcze wracam na chwilę do tych meszek. Nie wiem kiedy tam byłeś. My podróżujemy po UK nie tylko kamperem, również osobówką, rowerami, autobusami i o różnych porach roku, zimą też.
Kamperem na północ wypuszczaliśmy się wiosną a wtedy nie ma meszek. :ok :spoko

Co do planów, to my teraz mamy przymusową przerwę w podróżach, ale i nadzieję, że to się zmieni.
Nadzieja...jest jak Hirudoid na zbitą pupę... :szeroki_usmiech

waldi - 2012-02-09, 12:24

Sory Darek ale dopusc Tadzia do glosu to jest jego przygoda i chcialbym sie z nia zapoznac :spoko
wbobowski - 2012-02-09, 12:27

Darek1968 napisał/a:
jak byłem np na Ringu of Kerry w Irlandii myślałem, że tam już nic piękniejszego nie będzie

My musieliśmy Ring of Kerry przejechać 2 razy, bo pierwszym razem ledwo widziałem parę metrów drogi przed samochodem (deszcz i mgła). Ale ciekawsze w Irlandii są Cliffs of Moher.
Natomiast Szkocja to zupełnie inna bajka... i żadne meszki nas nie jadły a była to 2-ga połowa lipca.
Ale, ale... dajmy Tadziowi opowiadać, bo za bardzo mu zaśmiecamy wątek.

Tadeusz - 2012-02-09, 12:31

waldi napisał/a:
Sory Darek ale dopusc Tadzia do glosu to jest jego przygoda i chcialbym sie z nia zapoznac


Waldziu, gawędzenie z Kolegami sprawia mi przyjemność, a gawędzenie o cudnych krainach, śniących się po nocach jest jak miód na moje serducho.
Rozmowa z Darkiem sprawia mi frajdę, bo on wie o czym mówi.

Muszę Ci, Waldziu, powiedzieć, że północna Szkocja potrafi zamącić w głowie. Jej piękno jest niepowtarzalne. Aby to zrozumieć, trzeba to zobaczyć i dotknąć. :-P

:ok :kwiatki:

waldi - 2012-02-09, 12:41

I dlatego chce to poznac z twojej strony bo z mojej to ja to wszystko zjechalem ale niestety cierzarowka (od 300km do 600km dziennie) i nie widzialem tego co ty prosze nie przeszkadzaj sobie i pisz,pisz
Tadeusz - 2012-02-09, 12:42

wbobowski napisał/a:
Ale, ale... dajmy Tadziowi opowiadać, bo za bardzo mu zaśmiecamy wątek.


Nie, Włodziu, nie zaśmiecacie. :ok

Nawet proszę, aby ci spośród Kolegów, którzy opisywane krainy również znają, włączali się do rozmowy i dodawali swoje informacje.
Suma doświadceń służy nam wszystkim, a ci którzy mają w planach pojechanie naszym śladem, tylko na tym skorzystają.

Nikt nie jest alfą i omegą ( poza OMEGĄ :szeroki_usmiech ) i każde uzupełnienie się przyda.

Ps: Marianku!!! :bukiet: :bukiet: :bukiet:

MirekM - 2012-02-09, 12:47

Tadeusz napisał/a:
północna Szkocja potrafi zamącić w głowie. Jej piękno jest niepowtarzalne. Aby to zrozumieć, trzeba to zobaczyć i dotknąć.

Potwierdzam. Byłem, widziałem i dotykałem.

Tadeusz - 2012-02-09, 12:49

MirekM napisał/a:
Tadeusz napisał/a:
północna Szkocja potrafi zamącić w głowie. Jej piękno jest niepowtarzalne. Aby to zrozumieć, trzeba to zobaczyć i dotknąć.


Potwierdzam. Byłem.


Nawet obiecałeś kiedyś powtórzyć ... z nami. :ok :spoko

Santa - 2012-02-10, 08:47

Tadeusz napisał/a:
...Rozmowy o historii, jakże różnych narodów, zamieszkujących te ziemie, powiodły nas do wielu zamków, pałaców, na Wał Hadriana i ruiny rzymskich fortów, a nawet do świetnie zachowanych rzymskich term w Bath, niedaleko Bristolu...


Tadeuszu - przy planowaniu podróży nigdy nawet mi oko nie poleciało na północ mapy (powyżej Bałtyku, oczywiście) ;)
Zanosi się, że będziesz dla mnie inspiracją :szeroki_usmiech

A ponieważ akurat jestem w temacie, pozwolę sobie wkleić zdjęcie zrobione przy Via dei Fori Imperiali w Rzymie, które pokazuje zasięg Cesarstwa Rzymskiego i pozwala zrozumieć skąd się tam u Ciebie wziął ten Wał Hadriana, rzymskie termy i forty ;)



Życzę Ci "lekkiego pióra" i przełączam się na odbiór :szeroki_usmiech

Tadeusz - 2012-02-10, 17:39

BRYTYJSKA PRZYGODA cz.2

Canterbury.

Stojąc w Dover na promenadzie z widokiem na port i plażę, wybieramy kierunek dalszej eskapady. Jeśli tęsknimy za widokiem plaż, bawią nas kurorty nadmorskie i mamy ochotę odwiedzić Brighton, skierujmy się brzegiem Kanału La Manche na zachód. To miasto powstało z kaprysu monarchy, wówczas księcia regenta Jerzego IV Hannowerskiego, zachwyconego nadmorskimi pejzażami Sussex. To on kazał wybudować w starej, istniejącej od V wieku wiosce rybackiej słynny egzotyczny pałac Royal Pavilon. Jadąc nadal na zachód w kierunku Portsmouth i Southampton, wciąż w pobliżu brzegu, przez Bournemouth, Exeter i Plymouth trafimy do ciepłej, przyjaznej miłośnikom wylegiwania się na ciepłych plażach, krainy niemal śródziemnomorskiej w charakterze – Kornwalii. Jeśli w Southampton skierujemy się na północny zachód do Salisbury i dalej do Stonehenge i Avebury – czekają nas emocje związane ze zwiedzaniem słynnej salisburskiej katedry i kamiennych kręgów.
Byliśmy tam również, ale wrażenia opiszę innym razem.
Dziś jedziemy na północ, do odległego o 17 mil miasta Canterbury. Nie sposób, bowiem, ominąć to miasto skoro jego znaczenie dla angielskiej historii i kultury jest tak niezwykłe.
Pierwsze wzmianki pochodzą z II w.n.e., nazywa się ono wówczas Cantwarebyring i nawet Anglicy mają trudności z wymówieniem tej staroangielskiej nazwy. Po opanowaniu Kentu przez Rzymian zmienia nazwę na Durovernum, aby po ich odejściu wrócić do starej nazwy w nowym brzmieniu. Od VI w. pełni funkcję stolicy królów Kentu i do dziś jest centrum administracyjnym tego hrabstwa.

Trzy fakty zadecydowały o roli Canterbury w historii Anglii;
- przysłanie przez papieża Grzegorza Wielkiego w roku 597 na te ziemie rzymskiego opata benedyktynów – Augustyna, z misją chrystianizacyjną;
- morderstwo arcybiskupa Tomasza Becketa w roku 1170
- wyznaczenie przez Henryka VIII , kiedy to Anglia stała się krajem protestanckim, głównego biskupstwa właśnie tu, w Canterbury.

Wszystkie te wydarzenia wiążą się z wzniesioną w roku 602 z inicjatywy późniejszego świętego, Augustyna z Canterbury, katedrą Powstał przy niej również klasztor, który od X w. należał do zakonu benedyktynów
Po pożarze w r. 1174 podjęto odbudowę i rozbudowywano aż do przełomu wieków XV i XVI dodając do fragmentów romańskich gotyckie i stopniowo nadając charakter budowli późnogotyckiej.

Widok na katedrę z kampera.

Ta długotrwała rozbudowa zaowocowała skomplikowanym układem pomieszczeń, wieloma poziomami pomieszczeń, bogactwem zdobień, które olśniewa wprost pięknem i precyzją wykończenia.
Stąpając po posadzkach katedry, przemieszczając się po kaplicach, odnosimy wrażenie, że lada chwila zagubimy się w tym labiryncie.

Oglądamy kamienne koronki zdobień grobowców, wejść do kaplic, okien, spoglądamy na bogate witraże, ale ciągnie nas do kaplicy św. Trójcy, szczególnie pięknej i ważnej ze względu na fakt, że to tu właśnie rycerze króla Henryka II zabili arcybiskupa Tomasza Becketa i tu został on pochowany. Było to w roku 1170 i od tego czasu kaplica ta jest celem pielgrzymek podnosząc sławę katedry. Sława ta wzrosła dzięki wydanemu w czternastym wieku zbiorowi opowiadań Geoffreya Chaucera –„Opowieści kanterberyjskie” ( „Canterbury Tales” ).

Kaplica św. Trójcy.

Kazalnica w kaplicy św. Trójcy.

Kiedy Henryk VIII zrywając z Rzymem wyznaczył Canterbury na główne biskupstwo, rola katedry wzrosła niepomiernie. Przedtem jednak król zamknął klasztor, tak jak właściwie wszystkie klasztory katolickie, które już nigdy nie podźwignęły się z upadku.
W otoczeniu katedry możemy teraz zwiedzać przepiękne klasztorne krużganki wokół dziedzińca na którym z trawy wystaje wiele nagrobków. Na całym placu Henryka IV, wokół katedry podziwiać możemy wiele pozostałości historycznych, nawet ruiny rzymskich willi.
Na plac katedralny wchodzimy bogatą w zdobienia bramą, w jej wnętrzu usytuowano kasę.

Brama wejściowa na dziedziniec katedry.


W bramie po lewej stronie kupujemy bilety.

Detale bramy.

Na placu katedralnym.

Przed wejściem do katedry.

Witraże katedralne.

Bogactwo detali w układzie piętrowym.

Strop „herbowy”.

Grobowiec Żelaznego Rycerza.

Kamienne koronki gotyckie.

Romańska kaplica Gabriela..

Ambona nawy głównej.

Katedralny kącik żeglarzy.

Nawa główna.

Koronka stropu nawy głównej.

Zakamarki i przejścia na różne poziomy katedry.

W kamiennym labiryncie.

W herbowym korytarzu.

Strop. Kamień i emalia.

Bogactwo zdobień. Grobowiec, jeden z wielu.

Klasztor.

Dziedziniec klasztorny.

Na dziedzińcu.

Misterna rzeżba detali achitektonicznych.

Detale części najstarszej.

Okaz przyrody przy katedrze.

W pomieszczeniu poklasztornym.

Krużganki klasztoru.

Zakamarki klasztoru.


Klasztor. Na dziedzińcu.

W Canterbury znajdują się trzy obiekty sakralne wpisane na listę światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO, oprócz katedry jeszcze:
- Kościól św. Marcina, najstarszy w Anglii, założony również przez św. Augustyna, oraz
- Ruiny opactwa benedyktynów zbudowanego także przez św. Augustyna.

Turysta zainteresowany historią nie poprzestanie na tych obiektach. Jest jeszcze do zwiedzenia zamek w ruinie i oczywiście starówka z potężnymi murami obronnymi.

Mury obronne.

Baszta.

Do tego niezwykłego miasta docieramy z Dover i kierujemy się na Canterbury Camping and Caravaning Club Site, położony od katedry 1,5 mili czyli ok. 2,6 km. To świetny camping, a jego położenie umożliwia piesze spacery na starówkę i zwiedzanie miasta.
Podaję koordynaty:
N 51, 277422 E 1, 112783

Uliczka starej części Canterbury.

Spacer uliczkami starego miasta.

Oryginalna architektura.

Tej kamieniczce koniec jeszcze nie pisany.

Zaułki Canterbury.

Kiedy już zagospodarowaliśmy się na swoim stanowisku i przy kawce snuliśmy plany zwiedzania miasta, uwagę naszą zwróciła trawa, niezwykle krótko i równo strzyżona. Podziwialiśmy kunszt Anglików w utrzymaniu trawników i pól golfowych, tu jednak mieliśmy do czynienia z arcymistrzostwem, gdyż wykoszone było w każdym , nawet niedostępnym dla kosiarki miejscu. Ranek przyniósł wyjaśnienie tego fenomenu. Wokół kamperów i przyczep roiły się dzikie króliki i to one tak starannie przystrzygały trawę.

Żywe kosiarki.

Spacery do miasta, trwające około 40 minut, nie można traktować jako uciążliwości, wręcz przeciwnie, jako miły dodatek do atrakcji, których Canterbury nie żałuje turystom.
Ruchliwe i urokliwe to miasto posiada niewiele ponad 40 tysięcy mieszkańców, ale turystów w sezonie jest znacznie więcej.
Katedra, opactwo, Kościół św. Marcina, ruiny kamiennego zamku wybudowanego przez Henryka I w roku 1066, typowego dla ery normańskiej, potężnego niegdyś i stanowiącego system obronny wraz z dwoma innymi zamkami na terenie Kentu, to nie wszystko co w Canterbury warto obejrzeć. Starówka z jej atmosferą, tętniąca życiem, pełna perełek architektonicznych jest sama w sobie atrakcyjna a wspomniane zabytki jeszcze dodają jej smaczku.

Ruiny rzymskich willi.

Pozostałość po Rzymianach.


Rzymskie akcenty.

Infirmeria.

Gdy pierwszy raz zjeżdżaliśmy kamperem z drogi A2 na boczną w kierunku Canterbury, wówczas jednak od strony Londynu, zjechałem na chwilę do krawężnika, zatrzymałem auto lekko skręcając koła w lewo, aby oprzeć je o krawężnik, gdyż droga biegła lekko z górki. Spojrzałem na mapę i upewniwszy się o właściwym wyborze trasy zamierzałem ruszyć w dalszą drogę. Silnika nawet nie wyłączyłem, postój trwał przecież najwyżej jedną minutę, może dwie. Aby wyprostować koła cofnąłem auto może 20 cm i wtedy usłyszałem dziwny odgłos. Wrzuciłem bieg na luz, zaciągnąłem hamulec ręczny i poszedłem sprawdzić przyczynę owego dźwięku. Nie potrafię opisać mojego zdumienia, gdy zobaczyłem motocyklistę stojącego w rozkroku i między nogami trzymającego motocykl nie zupełnie stojący na kołach, a właściwie półleżący.

Najbardziej zdumiał mnie fakt, że zatrzymał się tuż za moim autem, dotykając niemal kołem zderzaka kampera, a przecież i za mną i przede mną miał kilometry pustej drogi. Zapytany o przyczynę takiego postępowania, nie umiał jej wyjaśnić.
Jedyne uszkodzenia motocykla to zadrapania na bocznym bagażniku i złamana kulka na zakończeniu dźwigni sprzęgła. To wszystko. Zaproponowałem zatem zwrot kosztów tej kosmetycznej naprawy i rozstanie z uśmiechem.

Zadrapania na motocyklu jedyną szkodą.

I teraz stało się coś, czego nie rozumieliśmy wówczas ani ja z żoną, ani przybyła policja. Pan motocyklista stwierdził, że nie chce pieniędzy, bo to nowy motor i należy się duże odszkodowanie, zatem wzywa policję i już. I wezwał. Policjantka, śliczna dziewczyna, oraz przesympatyczny jej kolega zdumieli się równie mocno sposobem parkowania motocyklisty, jak również jego determinacją i nieustępliwością w sposobie załatwienia sprawy. Interesowała go wyłącznie moja polisa ubezpieczeniowa.

Uzgodniliśmy zatem z sympatycznymi funkcjonariuszami, że podam wszelkie dane niezbędne do uzyskania odszkodowania, przedstawiłem polisę, wymieniłem telefony i ładnie pożegnany przez policję zamierzałem odjechać. Rozbawiła mnie jednak policjantka, która uśmiechnięta od ucha do ucha pokazała mi wymownym gestem co myśli o stanie umysłu pana motocyklisty. Mnie również jego zachowanie zastanowiło. Wykonałem zdjęcie uszkodzeń, ot tak, na wszelki wypadek. :-P
Ten incydent nie zepsuł nam nastrojów i zwiedzaliśmy Canterbury zapomniawszy o nim, jedno mnie tylko zastanawiało – dlaczego nie mogłem na jezdni znaleźć odłamanej kulki, zakończenia dźwigni biegów. Przecież miała ze 12 mm średnicy i nie mogłem jej nie widzieć.
Po powrocie do kraju, oczywiście potwierdziłem mojemu towarzystwu ubezpieczeniowemu przebieg zdarzenia, dokładnie narysowałem plan sytuacyjny, opisałem dziwne zachowanie kierowcy motocykla , załączyłem zdjęcia i zapomniałem o całej sprawie.
Zrozumiałem zachowanie motocyklisty gdy otrzymałem informację o przyznaniu mu odszkodowania w wysokości 1600 funtów! :shock:

Na pocieszenie dodam, że to jedyna nasza brytyjska przygoda nie do końca z winy ludzi sympatyczna.
Zapewniam również, że nie zniechęciła nas do podróży na Wyspy i mamy wrażenie, że czegoś nas nauczyła. :)

:szeroki_usmiech

Tadeusz - 2012-02-10, 19:24

Darek1968 napisał/a:
tutaj Tadek chyba przesadziłeś:) byłem koniec lipca początek sierpnia w Walii, w Swansea a to niedaleko, zjeździłem wszystkie tam plaże z kuzynem, czyli miejscowym, byli ludzie co się opalali, ale jak dla mnie było o wiele za zimno, chociaż kuzyn David twierdził, że jest piękna pogoda:)


Darku, Swansea jest w Walii, a Kornwalia najbardziej wysunięty cypel na południowy zachód Anglii ma specyficzny klimat, zupełnie śródziemnomorski. Rosną tam palmy i jest bardzo ciepło.
Namawiam do odwiedzenia tej krainy.

Popatrz jeszcze na ten mój opis i zdjęcia z Tintagel w Kornwalii. Zdjęcia wykonane były na przełomie kwietnia i maja. Było gorąco i palmy kwitły.

http://www.camperteam.pl/...opic.php?t=9139

:spoko
:bukiet: :bukiet:

Darek1968 - 2012-02-10, 19:36

Tadeusz napisał/a:
Darek1968 napisał/a:
tutaj Tadek chyba przesadziłeś:) byłem koniec lipca początek sierpnia w Walii, w Swansea a to niedaleko, zjeździłem wszystkie tam plaże z kuzynem, czyli miejscowym, byli ludzie co się opalali, ale jak dla mnie było o wiele za zimno, chociaż kuzyn David twierdził, że jest piękna pogoda:)


Darku, Swansea jest w Walii, a Kornwalia najbardziej wysunięty cypel na południowy zachód Anglii ma specyficzny klimat, zupełnie śródziemnomorski. Rosną tam palmy i jest bardzo ciepło.
Namawiam do odwiedzenia tej krainy.

Popatrz jeszcze na ten mój opis i zdjęcia z Tintagel w Kornwalii. Zdjęcia wykonane były na przełomie kwietnia i czerwca. Było gorąco i palmy kwitły.

http://www.camperteam.pl/...opic.php?t=9139

:spoko
:bukiet: :bukiet:


hmmm Tadek byliście w swetrach na zdjęciach, oprócz Ciebie w koszulce:) ja tam Tadeusz to tylko już Szkocja z Kaledońskim i Orkney, coś takiego mi się marzy z Norwegi promem na Owcze i stamtąd promem na Orkney i potem zacząć od góry Szkocji zjazd w dół Szkocji i raczej zachodnim wybrzeżem , no chyba że będę tam łódka a to inna jakość i co innego bym chciał, ja tam już tylko samolotem po ciuchy z żoną i raczej do Irlandii i na śluby, wesela i pogrzeby do mojej tamtejszej rodziny z która w drugim pokoleniu już tylko po angielski lub walijsku, ale skoro są pożenieni to na żeniaczkę dzieci mam dużo czasu.. chyba że będę latał na pogrzeby:( teraz mam inne marzenia i plany, całkiem odległe od GB no coś takiego Turcja potem Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Rosja i Ukraina, takie kółko... ale najpierw muszę rodzinę oswoić ze Wschodem i jadę do Odessy:) na majowy a na wakacje do Portugalii wreszcie wygrzewać kości...

Agostini - 2012-02-10, 21:47

Tadeusz po mistrzowsku oprowadza nas po Anglii.
Ze świetnych zdjęć i opisów dużo się dowiadujemy.
To jest bardzo ciekawe, tym bardziej, że kierunek nie jest wśród nas bardzo popularny.

Tadeusz - 2012-02-12, 18:13
Temat postu: Brytyjska przygoda cz. 3 Oxford.
Brytyjska przygoda cz. 3

Wół, bród, żacy kontra mieszczanie i współczesne spacery po Oxfordzie.


„Cały Harris, cały on - zawsze gotów dźwignąć brzemię obowiązków i włożyć je na cudze barki.”

„Nie potrafię siedzieć spokojnie i patrzeć, jak ktoś tyra za dwóch. Muszę wtedy wstać i pilnować roboty, krążyć wokół tytana pracy z rękami w kieszeniach i udzielać mu wskazówek. Taką już mam czynną naturę.”


„Byle głupstwo, na które machnąłbyś ręką na suchej ziemi, doprowadza cię do szału, jeśli zdarzy się na wodzie”

„Kto potrafi przepłynąć prosto, bez żadnych zakrętasów, z Oxfordu do Iffley, bez trudu poradzi sobie mieszkając pod jednym dachem z żoną, teściową, swą najstarszą siostrą i gosposią, która już służyła u jego rodziców, gdy on, dziś głowa rodziny, był jeszcze w powijakach.”

„A wiadomo, że na Tamizie co na sercu, to na języku.”

Powyższe cytaty pochodzą z powieści Jerome K. Jerome „ Trzej panowie w łódce (nie licząc psa)” opisującej w humorystyczny sposób wyprawę łodzią z Kingston w górę Tamizy do Oxfordu i z powrotem.
Ta zabawna lektura wpłynęła na nasze zainteresowanie Tamizą. Wcześniej odkryliśmy, że rzeki brytyjskie, z natury nie duże, ogromnieją przy ujściu do morza za sprawą przypływów i łączą się z morzem tworząc głęboko wcięte w ląd zatoki. Dalej od morza zadziwiają nas swym wyglądem, przypominającym Wartę lub Pilicę, zatem skromne ale pięknie meandrujące w zróżnicowanym krajobrazie.



Z lewej:Tamiza. Widok z mostu na wschód. Z prawej: Widok z mostu na zachód.

W drodze do naszej stałej bazy w Ross-on-Way lubimy zboczyć nieco nad Tamizę, gdzie przed wiekami w miejscu brodu dla przepędzanego bydła założono osadę, stąd nazwa miasta (ox – wół, ford – bród) – OXFORD. Bród znajdował się u ujścia rzeki Cherwell do Tamizy. Obie rzeki swymi rozgałęzieniami, zakosami i odnogami niemal opasują stary Oxford.

W parku przy Merton College

Zakamarki Cherwell.

Już w połowie XII wieku powstał tu ośrodek akademicki, gdy Henryk II poparł wygnanych z Paryża uczonych. Inne źródła mówią, że to on zabronił swym poddanym studiów w Paryżu. Żacy, kształceni w wielu samodzielnych szkołach klasztornych, nie wiedli jednak spokojnego, mniszego życia. Źródła podają o powtarzających się awanturach, a nawet poważnych starciach z mieszkańcami miasta, tak poważnych, że nie obyło się bez ofiar śmiertelnych.
Uniwersytet jednak rozrastał się, rósł w siłę i dostarczał absolwentów na ważne stanowiska w urzędach i w państwie. Teraz najstarsza uczelnia w Zjednoczonym Królestwie jest federacją 35 niezależnych kolegiów, które posiadają odrębne władze, statut i ciało pedagogiczne. Kolegia są niezależnymi finansowo instytucjami, natomiast uniwersytet opłacany jest z funduszy państwowych,. Studenci wszystkich kolegiów mają prawo korzystać z laboratoriów, muzeów i bibliotek należących do uniwersytetu.
W Oxfordzie uczy się około 20 tysięcy studentów. Obecnie 33 kolegia są uczelniami koedukacyjnymi, pozostałe dwa to kolegia żeńskie.
Większość z nich mieści się w historycznych budynkach, wciąż tych samych, od średniowiecza.

Właściwie cały stary Oxford związany jest z Uniwersytetem i nie tylko architektura ale i obyczaje. Jeden z nich, mimo, że przetrwał, jest już tylko ciekawostką miasta – to Wielki Tom, dzwon na wieży Christ Church wydzwaniający ciszę nocną dla żaków o godzinie 21.05.

Christ Church Cathedral.

Dla nas Oxford jest miastem spacerów. Za dnia podziwiamy architekturę kolegiów, kościołów i zabudowy miasta, oglądamy piękne bramy kamienic, spacerujemy po parkach i ogrodach a wieczorami, gdy studenci wylegają na miasto, zapełniają się kawiarnie i puby.

Właściwie wszystkie obiekty dla nas najciekawsze znajdują się tak blisko siebie, że można je zwiedzić pieszo. Piękno architektury Oxfordu i jej różnorodność wynikającą ze stałego rozbudowywania kolegiów na przestrzeni 800 lat podkreśla jeszcze zieleń ogrodów, parków i dziedzińców obiektów uniwersyteckich.

Wiele zabytkowych budynków jest tak interesujących, że każdemu z nich można poświęcić osobny artykuł, jak chociaż Divinity School - XV-wieczny budynek w stylu gotyckim, często określany jako najpiękniejsze wnętrze w Europie, czy Christ Church College, którego kaplica, a właściwie wielki kościół stał się katedrą oxfordzką – Christ Church Cathedral. To tu znajdują się ogromne tereny zielone przynależne do kolegium i idealne do wypoczynku. Tuż obok, w kierunku wschodnim wznoszą się zabudowania Merton College – najstarszego kolegium w Oksfordzie założone w 1264 roku.

Brama do Christ Church College.

Wejście do Christ Church College.

Christ Church Meadow.

Brama do Christ Church Meadow.

Brama na dziedzieniec Magdalen College.

Dziedziniec Magdalen College.

Architektura i przyroda. Magnolie.

Panoramę miasta możemy obejrzeć z Carfax Tower (ponad 90 schodów), Sheldonian Theatre lub wież kościołów St Mary the Virgin ( ponad 120 schodów)oraz St Michael's.
Najsłynniejsza biblioteka Oxfordu - The Bodleian Library pochodzi z początku XVII wieku, wybudowana w stylu włoskim. Znajduje się w niej ponad 5 milionów woluminów i liczba ta rośnie szybko za sprawą przywileju otrzymywania jednego egzemplarza każdej, wydanej w U.K. książki. Nie można stąd żadnego egzemplarza wynieść, dostępne są tylko w czytelni i nawet sama królowa musi się temu podporządkować.

Oxford znajduje się na naszej często przemierzanej trasie. Możemy doń wpadać na dłuższe lub krótsze spacery i zwiedzać poszczególne obiekty, dreptać urokliwymi zaułkami lub odpoczywać nad wodą, popływać łódkami po Tamizie lub Cherwell, pogawędzić ze studentami z całego świata, o różnych kolorach skóry i różnej zasobności portfela. Jeśli jednak mają to być jednorazowe odwiedziny przy okazji urlopowej trasy kamperem lub karawanem, to sens ma tylko kilkudniowy pobyt w tym mieście, gdzie od nadmiaru wrażeń można doznać bólu głowy.

Oxford wiktoriański.

Wieża zegarowa. Miejsce spotkań.

Detal wieży zegarowej.

Oxford – historia i współczesność.

Museum of Oxford.

Dziedziniec kolegium.

Magdalen Tower.

Ruchliwe ulice Oxfordu.

Widok na ulicę Oxfordu spod alkowy kampera.

Ćwicząc swój kaleki język angielski wiele dowiedziałem się o życiu studentów, o czesnym, o warunkach uzyskania licencjatu i magisterium i powiem krótko – nasza młodzież ma duże szanse tam uzyskać dyplomy. Czesne na kierunkach humanistycznych w wysokości 4500 funtów rocznie jest przeszkodą, ale jest to do pokonania dla wielu polskich rodzin. Wiem, że ci, dla których nauka jest darem niebios, często nie posiadają możliwości finansowych, a ci, którzy je posiadają mają inne priorytety, znam jednak młodych ludzi dla których nie ma barier nie do pokonania. Scena, gdy jeden student odjeżdża po wykładach luksusowym ferrari, a jego kolega idzie pieszo kilka kilometrów na stancję jest tu obrazkiem zwyczajnym. To nie dziwi nikogo.
Na krótkie wypady wystarczy zatrzymać się na parkingu, płatnym wprawdzie, ale wygodnym bo w samym centrum, blisko zwiedzanych obiektów. Na dłuższy postój wybieram camping. Jest to Oxford Camping and Caravaning Club Site – 426 Abingdon Road.
Pozycja GPS: N 51.7314 W 1.2499

Na zakończenie pragnę nawiązać do wspomnianej na wstępie humoreski i przekornie posłużę się cytatem dla wyrażenia mojego stosunku do problemu jakim są możliwości nauki ( a właściwie ich brak) dla przeciętnego młodego człowieka:

„Każdy ma to, na czym mu najmniej zależy, a los daje jednemu to, czego drugi pragnie najgoręcej”

Elwood - 2012-02-12, 22:23

Tadziu piszesz tak pięknie i ciekawie, że też bym tak chciał umieć pisać jak TY. Zazdroszczę Ci tego w myśl przytoczonej przez Ciebie mądrości:
Cytat:
„Każdy ma to, na czym mu najmniej zależy, a los daje jednemu to, czego drugi pragnie najgoręcej”


Piwko, które Ci stawiam jest jedną z niewielu moich umiejętności, która dorównuje Twojej. Czynie więc to z wielką radością, bo przynajmniej przez chwilę mogę być tak WIELKI jak TY
:spoko :spoko :spoko

WHITEandRED - 2012-02-13, 17:19

...
Santa - 2012-02-15, 21:09

Piękna ta Anglia - i zupełnie inna od tego świata, który dotąd udało mi się poznać :szeroki_usmiech
A może to Przewodnik tak potrafi oczarować :szeroki_usmiech :?: :!:

Jaka szkoda, że dla mnie już za późno na Oksford :wyszczerzony:

Elwood - 2012-02-15, 21:27

Santa napisał/a:
.....
A może to Przewodnik tak potrafi oczarować :szeroki_usmiech :?: :!:

Jaka szkoda, że dla mnie już za późno na Oksford :wyszczerzony:


Santa zdecyduj się - chcesz się uczyć czy poderwać Tadzia - na jedno i drugie nigdy nie jest zbyt późno :haha: :haha: :haha: :kwiatki: :kwiatki: :kwiatki:

Santa - 2012-02-15, 22:09

Elwood napisał/a:
Santa zdecyduj się...


Wydawało mi się, że potrafię zręczniej ukrywać swoje prawdziwe intencje :haha: :haha: :ok

Pawcio - 2012-02-16, 15:25

Jak widać przed Elwoodem nic się nie ukryje. :szeroki_usmiech
OMEGA - 2012-02-16, 17:00

Tadziu , gratuluję przepięknej relacji i jeszcze ładniejszych zdjęć wykonanych przez Ciebie.

Każda Twoje relacja jest odrębnym dziełem a zarazem super przewodnikiem
wraz z potrzebnymi koordynatami GPS a to nam najbardziej ułatwia podróżowanie.

Już planujemy na następny rok chociaż częściowo przejechać Waszymi śladami

:spoko :spoko :szeroki_usmiech :szeroki_usmiech

-stawiam wirtualne -ale to tylko na razie.

marty - 2012-02-22, 13:45

Czytamy z zaciekawieniem, bo w sierpniu po raz pierwszy chcemy kamperem dojechać do Carlisle. Nie wiemy jak się jeździ po lewej stronie, gdzie nocować, ile wziąć pieniędzy. Nic nie wiemy. A będziemy w GB między 8 a 14 sierpnia. Więc prosimy o rady.
p.s.
Po 14. wracamy na stały ląd do: Francji, Belgii, Niemiec, Danii i tu w strefie Euro i prawostronnym ruchu damy sobie radę.

Tadeusz - 2012-02-22, 16:35

Cytat:
Czytamy z zaciekawieniem, bo w sierpniu po raz pierwszy chcemy kamperem dojechać do Carlisle. Nie wiemy jak się jeździ po lewej stronie, gdzie nocować, ile wziąć pieniędzy. Nic nie wiemy. A będziemy w GB między 8 a 14 sierpnia. Więc prosimy o rady.


Witaj Marty.

Tu znajdziesz troszkę rad: http://www.camperteam.pl/...opic.php?t=9133

Chętnie porozmawiam z Tobą przez telefon, ale najlepiej gdybyś znałazł chwilę czasu i dał się zaprosić na kawę. Do Otwocka masz blisko. :ok

Przy kawce będziemy mogli porozmawiać o wszystkim co Ciebie interesuje.

Serdecznie zapraszam. :spoko

marty - 2012-02-25, 11:18

Z góry dziękuję za zaproszenie, na pewno skorzystam jak tylko dzień się wydłuży. A propos, ostatni raz rozmawialiśmy w Pajęcznie... głównie o chorobach. Nawet mamy wspólną fotkę, ja jestem ten w żółtym ze złotym napojem. Pozdrawiam i do zobaczenia.
marty - 2012-02-25, 12:18

http://www.camperteam.pl/...ad.php?id=58566
Tadeusz - 2012-02-28, 16:22

Brytyjska przygoda cz. 4

Klasztor, strzechy i melancholia.


Z Dover przez Canterbury i Oxford dotarliśmy do Ross on Wye w hrabstwie Herefordshire.
Tu znajduje się nasza baza i większość naszych kamperowych wypraw po Wielkiej Brytanii tu zaczynamy i tu kończymy. Samemu Ross on Wye, a także leżącym w pobliżu Hereford i Gloucester poświęciłem inny odcinek opisu naszych przygód. Okolica, uważana za serce Anglii, jest malownicza a leżące w pobliżu wioski i miasteczka pełne atrakcji – pięknych i stareńkich kościółków, zamków, uroczej architektury wiejskiej i małomiasteczkowej, oraz niezwykłych pomników przyrody.
Dlatego snujemy się po wioskach i miasteczkach nieśpiesznie, aby jak najwięcej zobaczyć, zapamiętać, poznać i znaleźć czas na pogawędki z ich mieszkańcami.

Opisy naszych wycieczek i spacerów znajdziecie tu:

http://www.camperteam.pl/...?t=3485&start=0

oraz tu:

http://www.camperteam.pl/...?t=4620&start=0

Tym razem z Ross-on-Wye wyruszamy wzdłuż rzeki Wye, do jej ujścia już w Walii i przekraczając most na rzece Severn kierujemy się wzdłuż brzegu Kanału Bristolskiego do Sommerset, Devonu i Kornwalii. Początkowo autostradą M5, omijając Bristol, a w Bridgewater zjeżdżamy na drogę A39 biegnącą blisko brzegu.

Wybraliśmy tę trasę dla wyjątkowego piękna wiosek i miasteczek, które zamierzamy odwiedzić ale też dla spotkania z historią i legendami tych ziem.
W miasteczku Washford skręcamy na południe, by na przedmieściu odwiedzić prawdziwy klejnot hrabstwa Sommerset – Cleeve Abbey, klasztor staronormański, przebudowany w XV w. na gotycki.

Ten mostek prowadzi do bramy klasztoru.

Brama jest wkomponowanym w mury budynkiem o charakterze obronnym.

Brama od strony terenów klasztornych.

Brama w oddali. Widać jak rozległe są tereny klasztorne.

Cleeve Abbey i natura.

To opactwo cystersów jest oazą ciszy i spokoju, położone w pięknej dolinie zwanej „doliną kwiatów”. Klasztor założony w 1198 roku nigdy nie należał do dużych i nawet w okresie jego świetności żyło i pracowało w nim tylko 28 mnichów. Bywały w jego historii okresy niedostatku i rozkwitu, a w r. 1536 spotkał go los podobny do innych opactw, na rozkaz Henryka VIII zburzono kościół pozostawiając w stanie właściwie nienaruszonym budynki klasztorne, w tym bramę wjazdową, XV wieczny refektarz z piękną konstrukcją dachu i XIII wiecznymi płytkami heraldycznymi, zakrystię z niezwykle dekoracyjnym malarstwem ściennym z XIII w. i mozaikami z kafelków podłogowych, kapitularz z pięknym maswerkiem okiennym i obszerną sypialnię mnichów.

Dziedziniec.

Resztki zniszczonego portalu bramnego.

Pomieszczenie sypialne.

Refektarz.

Drewniane anioły. Zdobienia stropu refektarza.

Cleeve Abbey. Detale.

Detal architektoniczny.

W krużganku.

Misterne arcydziełko rzeżby gotyckiej.

Fragment wczesnogotycki.

Misterna ciesielka stropów.

Resztki krętych, kamiennych schodów zewnętrznych.

Refektarz, czyli sala jadalna.

Sień. Powiązanie stylów normańskiego z wczesnym gotykiem.

Strop refektarza.

Po rozwiązaniu klasztoru jego zabudowania na 300 lat zamieniono na wielki dom i miejsce pracy. Nie dziwią zatem pewne zmiany w architekturze i zniszczenia, skoro refektarz zamieniono na stajnie.
Na szczęście prace wykopaliskowe w XIX wieku i podjęte prace renowacyjne przywróciły pierwotny charakter pomieszczeń.

Z takim to przygotowaniem teoretycznym zajechaliśmy na parking ( N 51,15779722 W 3,36548611).

Tym razem było nas troje, zabraliśmy bowiem w charakterze przewodnika naszą córkę, Joannę. To ona wyznaczyła trasę tej romantycznej wycieczki do celu, który chodził nam po głowie od dawna, dokładnie od chwili, gdy wyczytałem gdzieś sensacje na temat króla Artura. Udowodniono, że to postać autentyczna, wskazano miejsce jego urodzenia i tylko z odnalezieniem Camelotu są problemy. Jednym słowem zmierzaliśmy do zamku Tintagel w Kornwalii, gdzie Merlin uformował osobowość młodego Artura i gdzie oprócz obcowania z legendą i historią oczekiwaliśmy dużej dawki wrażeń czysto estetycznych, a to za sprawą piękna tej ciepłej, bogatej w palmy, krainy.
Po drodze zamierzaliśmy zwiedzić miejsca ciekawe i osobliwe a Cleeve Abbey było pierwszym z nich.
Przekraczając bramę klasztoru znaleźliśmy się w innym świecie. Szemrzący strumyk, pracujący przy nim młyn, urokliwe ruiny i zachowane pomieszczenia z niesamowitym klimatem, detalami architektonicznymi misternie wykutymi w kamieniu i kunsztownymi rzeźbami aniołów z drewna, kręte schody i maleńkie zakątki, a zaraz obok obszerne sale internatu i refektarza z dużymi, gotyckimi oknami.
Joanna obiecała pokazać nam miejsce magiczne i dotrzymała słowa. Prawie nie zdarza się abym milczał tak długo jak to się zdarzyło tam, w opactwie Cleeve. Piękno i czar tego miejsca potrzebuje ciszy. Dziś, przeglądając zdjęcia, znów popadam w nastrój pogodnej melancholii.

Fundamenty kościoła.

Fragment normański.

Kafle heraldyczne.

Na skąpanym w słońcu dziedzińcu.

Pozostałości zabudowań przykościelnych.

Sypialnia mnichów.

We wnętrzu najstarszej części klasztoru.

Wnętrza po częściowej restauracji.


Ławy przyokienne.

W tej części budowli doskonale widać pomieszanie stylów, efekt rozbudowy.

Jeśli moje słowa są zachętą do odwiedzenia tych stron i kampery z polską rejestracją miałyby tu zagościć, podaję aktualne ceny wstępu:

Dorośli: £ 4.20
Dzieci: £ 2.50 (5-15 lat).

Tadeusz - 2012-02-29, 13:23
Temat postu: Klasztor, strzechy i melancholia. Cd.
Tylko 4,5 mili dzieli klasztor od miasteczka Dunster w zachodnim Sommerset.
Jeśli szukamy scenografii do bajek pogodnych, lub opowieści o szczęśliwym zakończeniu, to właśnie tu ją znajdziemy. Przepiękne domki kryte strzyżoną strzechą, ukwiecone zaułki, kamienne mostki, zabytkowa wiata handlowa szumnie nazywana halą targową, przepiękny kościół z przyległym ogrodem, czyni to miasteczko doprawdy bajkowym.
Kościół jest jedyną pozostałością po klasztorze i jego uroda pobudza wyobraźnię. Zadajemy sobie pytanie – jak piękne były zabudowania klasztoru?
Spacerując po Dunster cofamy się w czasie, tracimy poczucie rzeczywistości. Otoczenie jest naprawdę jak scenografia filmowa lub nawet teatralna, wydaje się odrealnione przez swą skalę – wszystko wydaje się małe, kameralne i przytulne.



















Nad tym bajkowym miasteczkiem góruje potężne zamczysko o ponad 1000-letniej historii. Stoi na wysokim, rozległym wzgórzu. Po jednej jego stronie przycupnęło miasteczko, a po drugiej rozciąga się rozległy widok na Exmoor – park narodowy. Widać stąd również Bristol Channel i Walię na jego przeciwległym brzegu.
Zamek był twierdzą chroniącą przed Celtami i Wikingami. Po bitwie pod Hastings, Wilhelm Zdobywca przyznał Dunster Normanowi, lordowi Wiliamowi de Mohun i zamek był w posiadaniu tej rodziny przez 300 lat, dopóki w 1376 r. lady Joan de Mohun nie sprzedała go lady Elizabeth Luttrell. Aż do roku 1976 był w posiadaniu tej rodziny. Wtedy właśnie major Sir Walter Luttrell oddał zamek i większą część jego wyposażenia organizacji National Trust.

Zamek robi ogromne wrażenie mimo wyburzenia fortyfikacji na rozkaz Olivera Cromwella w roku 1650. Pozostawiono tylko mieszkalną część zamku. Była ona potem rozbudowywana i modernizowana, ale pod koniec w. XIX usunięto wszystkie XVIII-wieczne dodatki i przywrócono średniowieczny charakter.
Wokół zamku rozciągają się piękne ogrody ze strumieniem, kamiennymi mostkami i urokliwymi młynami wodnymi
Nie zwiedziliśmy wnętrza zamku z uwagi na późną porę, ale wrócimy tu jeszcze.


Na tym parkingu pod zamkiem można kamperkiem zanocować. Po prawej.



Po lewej: Brama do zamku. Po prawej: Brama do ogrodów zamkowych.



Po lewej: Zabytkowa wiata handlowa. Po prawej: Detale wiaty.



Po lewej: Fragment pozostałości klasztoru. Po prawej: Kosciół klasztorny.



Po lewej: Ogrody klasztorne. Po prawej: Wnętrze kościoła.

W centrum miasteczka, przy zabytkowej wiacie handlowej jest parking. Jego koordynaty podaję jako namiary na Dunster:

N 51,18416389 W 3,44420556

Ceny biletów:
Do zamku i ogrodów: Dorośli: 7,80
Dzieci: 3,80

Do ogrodów: Dorośli: 4,30
Dzieci: 2,00


Z Dunster do Lynmouth, następnego etapu naszej podróży jest 20 mil drogą A 39. Wybraliśmy jednak drogę biegnącą niemal samym skrajem wysokiego, klifowego brzegu, z miasta Minehead wspinającą się na wzgórze Selworthy Beacon, opadającym stromo ku morzu. Nie mogliśmy wymarzyć lepszego miejsca na nocleg. Z drogi asfaltowej krótka droga gruntowa wyprowadza nas na mały parking wśród wrzosowisk z widokiem na morze, a właściwie wciąż jeszcze Bristol Channel, w tym miejscu już bardzo szeroki. Brzeg walijski jednak jeszcze widać. Kolacja o zachodzie słońca w tych warunkach smakuje szczególnie. Mamy również sympatycznych gości, którzy zbocza nadmorskie wykorzystują do wieczornego joggingu w towarzystwie swych psów.
Spacerując po wrzosowiskach oddaliłem się od kampera na tyle, że wydał się maleńką kropką na tle bezmiaru zieleni.
Jeśli pojedziecie naszym śladem, zatrzymajcie się tu:

N 51,21793889 W 3,50832778



Oto Bristol Chanel w czasie odpływu. Przy obu mostach łączących Anglię z Walią, tuż koło Bristolu, różnica poziomów dwukrotnie w ciągu doby osiąga 14 m. W czasie odpływu morze po prostu odchodzi odsłaniając dno na ogromnym obszarze.

Przed nami morze zieleni po lewej stronie i błękit wód po prawej, jesteśmy wciąż w Sommerset, ale przed nami Devon - trzecie co do wielkości hrabstwo w Anglii. Graniczy z Sommerset, Dorset i Księstwem County of Cornwall do którego zmierzamy. To tu znajdują się dwa parki narodowe Dartmoor i Exmoor, urocze wioski z chatami krytymi strzechą i kurorty na obu liniach wybrzeża. My pojedziemy wybrzeżem północnym z wizytą do słynących z urody wiosek rybackich, a potem dalej, na spotkanie z legendą.

Santa - 2012-02-29, 16:02
Temat postu: Re: Klasztor, strzechy i melancholia. Cd.
Tadeusz napisał/a:
...Spacerując po wrzosowiskach oddaliłem się od kampera na tyle, że wydał się maleńką kropką na tle bezmiaru zieleni.
....


Tadeuszu - fotki wrzosowisk, plissssss... :ok
A dzięki klimatowi, który wytworzyłeś, to Heathcliffa już sama sobie potrafię wyobrazić :wyszczerzony:

Tadeusz - 2012-02-29, 16:43

Santo, specjalnie dla Ciebie wrzosy i wrzośce na "Wichrowych Wzgórzach". :bukiet:

Na tym wrzosowisku nocowaliśmy w Somerset.

Tak pięknie potrafią wrzosowiska kwitnąć.

Wrzosowiska w Szkocji, z górami i wodospadem.

Wito - 2012-02-29, 17:20

Z prawdziwą przyjemnością czytam Twoją relację, Tadeusz. Zdjęcia wspaniałe. Każde z nich powiększam i oglądam z ogromnym zainteresowaniem. To nie zdjęcia, to obrazy. Z niecierpliwością czekamy z Asią na dalszy ciąg a dla zachęty stawiam piwko.
Santa - 2012-03-01, 15:00

Tadeusz napisał/a:
Santo, specjalnie dla Ciebie wrzosy i wrzośce na "Wichrowych Wzgórzach". :bukiet: ...


Dziękuję bardzo :szeroki_usmiech Nawet nigdy nie śniłam, że mogę dostać wrzosy z "Wichrowych Wzgórz" :szeroki_usmiech

Tadeusz - 2012-03-02, 22:44

Brytyjska przygoda cz.5.

Klify, wąwozy i rozpadliny.

Jest ranek. Kamperek z oddali przypomina białą kropkę w morzu zieleni. Popijamy kawkę zapatrzeni w błękit wód Bristol Chanel. Daleko na horyzoncie majaczy wybrzeże Walii.

Droga przez Exmoor...wrzosy...wrzosy...wrzosy...

Przed nami krótka, 19 milowa droga wzdłuż parku narodowego Exmoor, wybrzeżem, wśród wzgórz i dolin, do Devonu, trzeciego co do wielkości hrabstwa w Anglii. To tu znajduje się następny cel naszej podróży – Lynmouth, wioska u zbiegu dwóch rzek, East Lyn River i West Lyn River. Są to, uwzględniając naszą, polską skalę, właściwie duże potoki niosące sporą ilość spienionej wody, opadającej stromymi dolinami prosto do morza. Woda wyżłobiła głęboko otaczający krajobraz, stąd te strome stoki. Już w samej wiosce potoki łączą się w jeden, by wkrótce, tuż obok maleńkiego portu oddać swe wody morzu.
Urokliwa jest to wioska. Z jednej strony rozległy widok na kamieniste plaże odsłonięte przy odpływie, leżące na dnie łodzie, czekające aż woda powróci i pozwoli wypłynąć z portu oraz promenada pełna turystów, uliczki z maleńkimi kawiarenkami, knajpkami i sklepikami pełnymi pamiątek.


Z lewej: Niegościnne brzegi Devonu. Z prawej: East Lyn River.









Spotkanie obu rzek.


Porcik w czasie odpływu.

Na bulwarze.

Kucyk na bulwarze.
Odpływ.

Oczekiwanie.

Na dnie.





Nie sposób odmówić sobie przyjemności odpoczynku w takiej atmosferze i spałaszowania porcji Fish & Chips tak ogromnej, że 3 osoby mogą głód zaspokoić.
Wprawdzie jemy na talerzach, ale zgodnie z tradycją i tak podano nam rybę zawiniętą w gazetę. Jak tradycja to tradycja.
Jemy przy stolikach ustawionych w ogródku skąpanym w kwiatach, tocząc wojnę o każdy kęs z mewami nauczonymi zdobywać pożywienie w taki łatwy sposób, ale również podziwiając piękno wioski.
Domy ustawione wzdłuż potoków, nad nimi na stokach następne i następne jeszcze wyżej. Wszystkie z wysokimi kominami, jedne kryte strzechą, inne łupkiem, a wszystkie wtopione w zieleń zboczy i otoczone kwiatami. Doprawdy rozumiemy teraz, skąd popularność tej wioski.
Nie tylko jej uroda, ale również atrakcja w postaci kolejki klifowej łączącej tę wioskę z leżącą 500 stóp wyżej wioską Lynton są magnesem dla turystów.
Kolejka linowo-terenowa napędzana jest wodą z rzeki Lyn do czego uzyskała wieczyste prawo na mocy decyzji parlamentu, gdy po trzech latach budowy oddana została do użytku w roku 1890. To dzięki niej położone w dolinie Lynmouth tak pięknie rozkwitło.
Kolej jest w stanie zabrać jednorazowo 40 pasażerów. Poruszanie wagonów połączonych liną umożliwia mechanizm wodny - woda doprowadzona z West Lyn spadając w dół wprawia mechanizm w ruch. Dwa wagony kursują na zasadzie przeciwwagi. Prędkość kontrolowana jest przez obsługę. Różnica poziomów między stacjami wynosi 500 stóp (152 metrów), a długość trasy - 263 metrów.
Wieś Lynton leży jeszcze wyżej niż górna stacja kolejki, bo 700 stóp, czyli 210 m. To bardzo ważna wiadomość dla dalszej części tej opowieści.



Amatorka cudzego.



Kolejka linowo-wodna.

Lynmouth jest słabo osłonięte przed silnymi wiatrami i sztormową falą, a mimo to w 1869 roku uruchomiono tu stację ratunkową dla potrzebujących pomocy na morzu.
Ratownicy wsławili się wyczynem, który przeszedł do historii jako szczególny przykład poświęcenia.
Było to 12 stycznia 1899 r. Trójmasztowy statek o wyporności 1900 ton „Hall Forest” uległ awarii i groziło mu rozbicie o wysokie, skaliste i poszarpane brzegi. Na statku znajdowało się 13 członków załogi i 5 uczniów z marnymi szansami na przeżycie niechybnej katastrofy.
Zaalarmowani ratownicy w Lynmouth nie mieli szans wyjść swoją łodzią ratunkową „Louis” w morze przy silnej wichurze i ogromnej fali spiętrzającej się na kamienistym szelfie.
Sternik „Louisa” – Jack Crocombe zaproponował wówczas coś co wydawało się niewykonalne.

Stateczek załadowano na platformę z kołami i postanowiono przetransportować ten ładunek o wadze 10 ton lądem do spokojnego portu Porlock oddalonego 13 mil ( 21 km), z koniecznością pokonania po drodze wzgórza o różnicy wzniesień 434 m. Część ludzi wysłano przodem z łopatami, kilofami i piłami do poszerzania drogi.
20 koni i 100 ludzi przez całą noc w pofalowanym terenie w pocie czoła zbliżało się do celu. Musieli nawet wybierać inną od zamierzonej trasę, rozbierać ogrodzenie i ścinać ogromne drzewo, aby po pokonaniu w końcówce dzikich ścieżek Exmoor i przebyciu 15 mil (24 km) dotrzeć wreszcie do celu. Rankiem zwodowali łódź ratunkową i załoga okrutnie zmordowana, przemoczona i zziębnięta, po godzinie walki z żywiołem dotarła do „Hall Forest”. Trzymasztowiec odholowany został do Barry w Walii i nikt z załogi, ani spośród uczniów nie poniósł szwanku.

Cztery konie, spośród dwudziestu, nie wytrzymały trudów i umarły z wyczerpania.
W 1999 r. tj. w setną rocznicę tego wydarzenia urządzono inscenizację powtarzając ten wyczyn, oczywiście w warunkach znacznie łatwiejszych, zważywszy na jakość dróg.

Nie łatwe było życie mieszkańców tych wiosek przycupniętych w wąwozach utworzonych przez wpadające do morza potoki i rzeki. Na skalistych, wysokich brzegach bezpośredni dostęp do wody zapewniają tylko te wąwozy. Ukształtowanie krajobrazu sprzyja powodziom w przypadku długotrwałych i obfitych opadów. Mieszkańcy Lynmouth przeżyli koszmarne powodzie w latach 1607 i 1796, ale prawdziwe piekło przyszło 15 sierpnia 1952 roku gdy ulewa o intensywności burzy tropikalnej zalała już i tak podmokły Exmoor. W ciągu 24 godzin spadło 230 cm wody, czyli 230 litrów na metr kwadratowy.
Powyżej wioski zwalone drzewa i głazy utworzyły zaporę, która wreszcie runęła i zgromadzona przez nią woda runęła na wioskę niosąc zniszczenie, zwalając 28 z 30 mostów, unosząc do morza 38 samochodów, niszcząc doszczętnie lub poważnie uszkadzając ponad 100 domów i pozbawiając życia 34 osoby. Bez dachu nad głową pozostało 420 osób ocalałych z kataklizmu.

Dziś spacerując uliczkami między ślicznymi kamieniczkami, wśród ukwieconych krzewów, trudno uwierzyć, że to mogło się wydarzyć.

Zanim wyjedziemy z Lynmouth spiszę jeszcze koordynaty parkingu na esplanadzie przy dolnej stacji kolejki: 51.231841,-3.832459

Powinienem podać; N 51. 231841 W 3. 832459 ale czytelnik zechce zapewne obejrzeć to miejsce na Google Maps, a tam w wyszukiwarce należy wpisać koordynaty bez oznaczeń N i W. Pamiętać jednak należy o znaku minus przed podaniem szerokości zachodniej.

Kierujemy się wzdłuż brzegu do Clovelly, wioski tak niezwykłej i pięknej, że nie sposób być w Devonie i jej nie odwiedzić. Trzeba jednak wyjechać kamperem z głębokiego wąwozu. Można oczywiście zgodnie z sugestią oznakowania na skrzyżowaniu pojechać drogą A 39, spokojnie i bezpiecznie. Nas jednak ciągnie do przygody i spoglądamy w głąb wznoszącej się niezwykle stromo drogi prosto do Lynton. Wiemy, że różnica poziomów wynosi 210 m., widzimy również znak ostrzegawczy przed wzniesieniem 25% i ..po krótkim wahaniu ruszamy na pierwszym biegu.

Wybraliśmy drogę w prawo.

Nasz mały Hymerek idzie wolno ale wytrwale. Mamy wrażenie, że zaraz wywrócimy się do tyłu. Żona pochyla się na siedzeniu jakby chciała zrównoważyć ciężar. W razie przegrzania silnika nie będzie możliwości zatrzymania na tej wąskiej i krętej drodze – ta myśl mnie nurtuje, ale staram się zachować spokój. Nie mam i tak innego wyjścia jak tylko konsekwentnie wspinać się, zatrzymanie nie wchodzi w grę, bo ruszyć pod tę górę ponownie nie uda się na pewno.
Z ulgą odetchnęliśmy gdy droga wróciła do nachylenia bliższego poziomowi i znaleźliśmy skrawek gruntu na zatrzymanie i zapewnienie odpoczynku naszej zasapanej maszynie.

Przed nami 40 mil do Clovelly.

:)

Bim - 2012-03-02, 23:18

Tadeusz napisał/a:
Nasz mały Hymerek idzie wolno ale wytrwale. Mamy wrażenie, że zaraz wywrócimy się do tyłu. Żona pochyla się na siedzeniu jakby chciała zrównoważyć ciężar. W razie przegrzania silnika nie będzie możliwości zatrzymania na tej wąskiej i krętej drodze – ta myśl mnie nurtuje, ale staram się zachować spokój. Nie mam i tak innego wyjścia jak tylko konsekwentnie wspinać się, zatrzymanie nie wchodzi w grę, bo ruszyć pod tę górę ponownie nie uda się na pewno.
Z ulgą odetchnęliśmy gdy droga wróciła do nachylenia bliższego poziomowi i znaleźliśmy skrawek gruntu na zatrzymanie i zapewnienie odpoczynku naszej zasapanej maszynie.


Bez komentarza :lol: :spoko

Tadeusz - 2012-03-05, 19:08
Temat postu: Klify, wąwozy i rozpadliny. Cd.
Tak sobie rozmyślam zatopiony wieczorami w opisach podróży naszych Kolegów, że są oni solą tego forum. Skoro jesteśmy podróżnikami z zamiłowania, to co może nas bardziej interesować? Co może jeszcze bardziej wiązać?

Urzeka mnie paleta barw tych opisów, różnorodność języka, wplatanie osobistych wątków.
To dzielenie się przeżyciami i doświadczeniami mobilizuje mnie. Jest najlepszą zachętą aby przysiąść fałdy i oddać kolegom kawałek siebie w rewanżu.

Skoro większość z nas ceni sobie wolność jaką daje kamper i podróże nie kojarzą im się z przesiadywaniem na kempingach a raczej z szukaniem nowych dróg i docieraniem do zakątków mniej znanych ale dających pełniejszą wiedzę o kraju i ludziach, dających więcej doznań czysto estetycznych i wreszcie pozwalających na wyciszenie i poczucie jedności z otaczającą przyrodą, to może ciąganie Was po ukrytych gdzieś w wąwozach Devonu i Kornwalii wioskach ma jakiś sens?

Niektóre z nich żyją nieśpiesznie, jakby jeszcze nie zauważyły, że to już XXI wiek. Ich mieszkańcy nie rwą się do wielkiego miasta, ceniąc sobie życie w kameralnym, własnym świecie.

Do takiej wioski teraz zmierzamy..

Jedziemy nadal drogą A39 na zachód do osady Higher Clovelly gdzie skręcamy w prawo i drogą lokalną dojeżdżamy do ogromnego parkingu.

Namiary: 50.998805, -4.40356

Wita nas wzorowany na tradycyjnej stodole północnego Devonu budynek Centrum Turystycznego. Centrum dla zwiedzających otwiera się o 09:00 każdego dnia w sezonie letnim. Jeśli turyści przybywają przed upływem tego czasu, lub po 18:30, mogą wejść do wioski bezpłatnie przez bramę poza centrum dla zwiedzających, która jest odblokowana w czasie poza godzinami pracy. Jeśli turyści przybywają między 05:30 i 18:30, mogą odwiedzić wioskę bezpłatnie, ale są zobowiązani do zapłacenia 4 funtów opłaty parkingowej.
Wchodząc do Visitor Centre płacimy za wstęp: dorośli 5,95 funta a dzieci 3,75. Można wykupić bilet rodzinny dla 2 osób dorosłych i dwojga dzieci w cenie 15,90 funta.
W tej cenie mieści się: całodniowy parking, wstęp do dwóch muzeów - Kingsley Muzeum i Chata Rybaka - oraz 15-minutowy film opowiadający o Clovelly, a także korzystanie z toalet w centrum dla zwiedzających i zwiedzanie wioski.

Goście są informowani, że tak uzyskane środki służą stałej konserwacji tej unikalnej wioski, a jest o co dbać, zważywszy na charakter wioski, jej oryginalną architekturę i niezwykłą urodę. Materiały używane do konserwacji i poważniejszych remontów, głównie drewno dębowe i łupki są drogie a brak dostępu do wsi jeszcze podnosi koszty.

Clovelly jest bardzo starą wioską rybacką usytuowaną inaczej niż wszystkie inne na tym dzikim wybrzeżu. Wcześniej pisałem, że miejscem usytuowania wiosek są wąwozy rzek wpadających do morza, a to z powodu wysokich klifów . Clovelly wygląda zupełnie inaczej. Powstała w rozpadlinie klifu wysokiego na 400 stóp ( 121 m ), na stoku stromej skarpy. W dół prowadzi brukowana droga tak stroma, że transport odbywa się wyłącznie przy pomocy osiołków lub jedynego, małego ciągnika gąsienicowego. Służy on do zwożenia na dół towarów od parkingu, oraz do zwożenia śmieci, zabieranych potem przez kuter. Ciągnie on sanie na drewnianych płozach służące jako pojemnik do transportu. Stromizna uliczki pozwala mu wyłącznie na zwożenie towaru na dół.

Wioska jest własnością prywatną i należy od 1738 roku niezmiennie do tej samej rodziny, troszczącej się o zachowanie XIX-wiecznego charakteru wioski i dbającej o jej stan techniczny i wygląd. Czynią to z powodzeniem.
Bielone chaty toną w kwiatach, każdy detal architektury jest starannie dopieszczony, wszystko pomalowane, wyczyszczone, wypielęgnowane. Odnosi się wrażenie, że poruszamy się wśród dekoracji do filmu retro albo w skansenie, ale ta wioska żyje. Na tarasach plotkują gospodynie, dzieciaki bawią się na ulicy, a obok na murku wyleguje się pręgowany kocur.























Mieszkańcy to nadal głównie rybacy. Obok maleńkiego, obramowanego kamiennym falochronem porciku suszą się sterty saków na homary a w oddali widać porozwieszane sieci.

Są tu dwa hotele, jeden z nich na samym dole, przy porcie. Wioskę odwiedza wielu turystów a jednak jest zadziwiająco cicho. Panuje jakiś niewytłumaczalny spokój.
Myślę, że bajkowy świat, który nas otacza wpływa na nastrój w sposób silniejszy niż to sobie wyobrażaliśmy jadąc tu. Wiedzieliśmy czego się spodziewać, a jednak jesteśmy urodą tego miejsca zaszokowani.
Jeśli traficie tu naszym śladem, znajdźcie czas na odwiedzenie późnoromańskiego kościółka odrestaurowanego w XIX wieku, na kawkę w jednej z kawiarenek a może i na pogawędkę z mieszkańcami. To przyjazne miejsce.















Jest późne popołudnie, ale nie zostajemy tu na noc. Chcemy jeszcze popatrzeć na zatokę w innym miejscu, tam gdzie na skalistym półwyspie widać z daleka okrągłą czaszę radaru.
Zanocowaliśmy tu : 51.015759,-4.504491 , na małym placyku przy farmie Blegberry Cottage. Ten placyk to parking dla turystów. Stąd są piękne trasy spacerowe na klify, do latarni morskiej i do nowoczesnej stacji radarowej. Od Clovelly do tego miejsca jest nie całe 7 mil i prowadzi doń lokalna droga B3248.




Po lewej: Stara ferma na pustkowiu w drodze na nocleg. Po prawej: Cypel i stacja radarowa.

Zmierzamy teraz do Kornwalii i odwiedzimy miejsca o których marzyliśmy. O jednym z nich marzyłem od dziecka - to zamek Tintagel gdzie urodził się i wychował pod kierunkiem Merlina, król Artur.

Tę dalszą część wycieczki opisałem już wcześniej w dwóch wątkach na naszym forum:

1.Niezwykła wioska-Boscastle- w Kornwalii.

http://www.camperteam.pl/...?t=9132&start=0

2. Śladami króla Artura.

http://www.camperteam.pl/...opic.php?t=9139

Prawdę mówiąc, pełny obraz tej podróży mieć będziemy dopiero po przeczytaniu obu powyższych wątków.

Myślę, że nadszedł czas aby poopowiadać o Walii i ruszyć wspomnieniami na północ, do Szkocji.

Może wkrótce. :)

:spoko

rysiol - 2012-03-06, 11:24

Z powodu kontuzji mam sporo czasu i mogę spokojnie poczytać na forum relacje z podróży.
Dzięki, między innymi, twoim relacjom cieszę się z odniesionej kontuzji. Te relacje to to za co nie można zapłacić kartą ( bezcenne )

Tadeusz - 2012-03-07, 09:03

Dziękuję, Rysiu.

Ja również z przyjemnością czytam relacje Koleżanek i Kolegów.

Dla mnie to kopalnia przydatnych wiadomości.

W rewanżu staram się pokazać, jak umiem, miejsca, które mnie fascynują. Przy okazji dobrze jest przemycić troszkę historii, czasem jakąś legendę lub anegdotkę.

Pozdrawiam. :bukiet:

Santa - 2012-03-08, 20:13

Tadeusz - jestem pod wielkim wrażeniem treści zdjęć - szczególnie Twoich subtelnych ujęć zieleni i kwiatów. Wkomponowane w otoczenie jakby od niechcenia, a nadające mu niepowtarzalny charakter.
Przy okazji odkrywam, że Anglicy są w tym zakresie bardzo pracowici :szeroki_usmiech Do tej pory miałam na ich temat taki stereotyp, że nie lubią plamić swoich nienagannie białych dłoni, ani zginać bez potrzeby swoich wyprostowanych sylwetek :szeroki_usmiech

Zdjęcia przyrody - wchłonę w każdej ilości :szeroki_usmiech (choć wiem, że ich wklejanie zajmuje dużo czasu) :szeroki_usmiech

Elwood - 2012-03-08, 21:09

Tadziu - jak zawsze pięknie. Dziękujemy. G i E :spoko :spoko :spoko
majmarek - 2012-07-25, 21:58

witam
podziwiam - to prawdziwa klasyka i profesjonalizm
pozdrawiam
mm

zbyszekwoj - 2014-11-21, 14:41

Ja po raz drugi czytam,teraz z większą dokładnością, relacje Tadeusza. Jak widać nawet po latach wracamy do ciekawych miejsc, planując w myślach swoje przyszłe wyprawy. Tadeusza możemy tylko podziwiać i strasznie żałujemy ,że podczas zlotów jest on tak zajęty ,że brak mu czasu na dłuższe pogawędki z każdym z nas.
Ps. Są też i złe strony tej opowieści . Podczas lektury Krysia spaliła obiad. :gwm

Endi - 2016-03-12, 15:09

Teraz nam czas przyszedł na - Brytyjską przygodę. Planujemy ruszyć z ostatnim dzwonkiem :)

Na jak długo ? a na ile się da ... :spoko

zbyszekwoj - 2016-03-12, 16:25

Tez bym pojechał, ale mam kierownicę z nieodpowiedniej strony. :roll:
toscaner - 2016-03-12, 17:35

Zbyszek zamontuj drugą. Będziesz używał tej, która aktualnie będzie potrzebna.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group