Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam

Francja - Linia Maginota, zamki nad Loarą, Atlantyk

James - 2009-09-27, 20:04
Temat postu: Linia Maginota, zamki nad Loarą, Atlantyk
Od dawna wybieraliśmy się do Francji, ale nie byliśmy zdecydowani gdzie pojechać. Jak to zrobić by było ciekawie, niezbyt forsownie i tanio. Po przewertowaniu przewodników, map, rozmaitych relacji, również na tym forum – postanowiliśmy przejechać Francję w poprzek, od granicy niemieckiej po Atlantyk, wracając tak samo, ale innymi drogami.

Do Francji, z południa Polski, jedziemy cały czas A4 - do granicy polskiej właśnie nowo otwartym odcinkiem autostrady; no wreszcie mamy drogę na właściwym poziomie. Potem 700 km niemieckich autostrad, tak cudownie wspaniałych, jak i nudnych. Tylko jakiś mały korek w godzinach szczytu, parę przebudowywanych odcinków i tankowanie – 1,12E za litr ON, urozmaiciło drogę. Nawigacja GPS ustawiona pod koniec na drogę krótką, prowadzi nas wąziutką zapomnianą drogą do granicy. Nic, prócz tablicy państwowej, nie wskazuje, że to granica, nawet małej budki nie było. Kilka kilometrów i wjeżdżamy do Wissembourg’u.

Przed wyjazdem, z francuskiej strony zgromadziliśmy informacje o kilkunastu możliwych punktach postoju. Współrzędne postoju w Wissembourg’u prowadzą nas prosto … pod salon kosmetyczny. Maleńki parking tylko dla klientów i mieszkańców. Pierwsza wpadka. Tu spać nie będziemy, ale chwilkę możemy postać. Zamykamy James’a, tak nazywamy nasz leciwy pojazd, i pieszo idziemy się rozejrzeć. Dwie uliczki, kilkaset metrów dalej, jest. Śliczny placyk. Na nim niemiecki kamperek, kilka osobowych i polski autobus. Mamy gdzie spać.

Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze wiele razy. Francuska strona jest inicjatywą społeczną i pewnie część danych została wprowadzona błędnie. Zazwyczaj wystarczyło się dobrze w około rozejrzeć, zapytać, by trafić do szukanego miejsca. Wiele razy znajdowaliśmy miejsce przypadkowo widząc kamperowisko – czyli zgromadzenie takich pojazdów jak nasz, albo kierując się znakami drogowymi.

Poranek, piękna słoneczna pogoda. Podziwiamy średniowieczny układ urbanistyczny. Całe stare miasto jest świetnie zachowane, żadne współczesne dobudówki nie rażą. Najciekawszą budowlą jest niewątpliwie Maison du Sel. Niegdyś szpital, potem rzeźnia i magazyn. Dziwaczne okna w dachu służyły ponoć wentylacji. Zaglądamy do gotyckiego kościoła SAINT-PIERRE-ET-PAUL, z jeszcze romańską wierzą z XI wieku. To przedsmak tego, co będziemy oglądać we Francji, na każdym kroku. W Wissembourg’u można odnaleźć też ślady bytności Stanisława Leszczyńskiego, budowle niezbyt podobno ciekawe, więc ich nie oglądaliśmy. Zaglądamy do sklepów. Piekarnia, pierwsza we Francji, więc pierwsze bagietki, ciasteczka … i tak już będzie codziennie, do końca wyjazdu. Przywieźliśmy z Francji po dwa kilogramy ciała więcej.

Górzyste tereny wzdłuż granicy, przejechaliśmy powoli, zatrzymując się i chłonąc widoki parku narodowego. Las, małe wioseczki, sielski spokój, a przecież to odwieczna droga kampanii wojennych. Gdzieś w tych lasach są umocnienia linii Maginota. Nie widzimy ich, za to spotykamy zasieki i ostrzeżenia o terenach wojskowych jak najbardziej współczesnych.

Do Metz przybyliśmy pod wieczór. Tym razem współrzędne są bezbłędne, ale i tak trzeba było ręcznie wspomóc nawigację, bo część ulic była zamknięta z powodu przebudowy. Miejsce pięknie położone, nad Mozelą. Kemping miejski, a przed nim gratisowy parking z wodą i zrzutem wody szarej. Kilometr do starówki. Zapada powoli zmrok i stopniowo zapala się oświetlenie. Zabytkowe budowle w makijażu reflektorów kuszą na jutro.

Cathédrale St-Etienne, z jej niezwykle wysoką nawą główna i witrażami z wielu epok, to budowla, której nie można przegapić goszcząc w Metz. Wnętrze jest stosunkowo jasne. Słoneczne i pochmurne światło, jak się nam trafiło, wpadając przez kolorowe witraże tworzy wręcz mistyczną atmosferę dawnych czasów. Do tego świetnie przygotowane duże plansze z opisami, katedra jest bardziej muzeum niż miejscem kultu, ułatwiają zrozumienie tego co się widzi. Cathédrale St-Etienne stoi przy Place d’Armes. Tu w dawnym arsenale biuro informacji turystycznej. Wchodzimy. Chcemy zwiedzić jeden z fortów linii Maginota, a w przewodnikach brak ścisłych informacji o godzinach zwiedzania. Witamy się i elegancka, miła i ładna pani, pyta jak może nam pomóc. Wyjaśniamy, co nas interesuje. Pani przez chwilę sprawdza dokumentację i otrzymujemy wyjaśnienia. Godziny wizyt w forcie są zmienne i nieregularne. Dziś, w piątek fort będzie otwarty tylko raz o 14. Nie można się spóźnić. Bilety nabywa się na miejscu przed wejściem. Biletów nie trzeba rezerwować. Na gratisowej mapce regionu pani zaznaczyła lokalizację, napisała godz. 14 z wykrzyknikiem. Następnie taktownie przepraszając, że o to pyta, zapytała czy nie chcemy by nam szczegóły wyjaśniła po angielsku lub niemiecku ! No tak, widać kilka zdań nas zdradziło. Dziękujemy i pozostajemy przy francuskim. Zaopatrzeni jeszcze w kilka okolicznościowych informatorów o imprezach i regionie rozstajemy się. Tu mała dygresja. Opisana sytuacja nie była wyjątkiem. Korzystając potem z „bureau du tourisme” przekonaliśmy się, że zawsze warto korzystać z tej kompetentnej pomocy, a nieznajomość francuskiego jest standardem, jak i w licznych miejscach usług turystycznych.

Do fortu Hackenberg dotarliśmy jak po sznurku, bocznymi drogami na skróty według nawigacji GPS, na kilka godzin przed czasem. Stajemy w cieniu, obok jedynego pustego kamperka. Nagle słychać hałas. Nadjechał samochód osobowy. Wychodzi trójka młodych mężczyzn i dziewczyna. Rozmawiają po polsku. Wymieniamy się uwagami. Właśnie przyjechali, jadąc nonstop z Warszawy, wiozą koleżankę na studia. Po drodze chcą zaliczyć fort Hackenberg, i dalej przez Paryż do Normandii. Za trzy dni z powrotem w Polsce. Mają szczęście, że trafili przed właściwą godziną, bo przyjechali w ciemno. Z całej czwórki tylko dziewczyna zna francuski, więc przy zwiedzaniu tłumaczymy, co sami potrafimy zrozumieć. Fort Hackenberg robi wrażenie. Wybudowany w latach trzydziestych jako jeden z elementów linii Maginota, zachował się w prawie nienaruszonym stanie i z prawie pełnym autentycznym wyposażeniem. Jest to betonowa budowla umieszczona około 30 metrów pod ziemią. Bunkry z działami podchodzą do powierzchni terenu, wkomponowując się w pagórkowaty krajobraz. Pod ziemią zwiedzamy magazyny amunicji, sypialnie, jadalnie, kuchnie, medyczne ambulatoria, szpital z salą operacyjna. Wśród zachowanych działających urządzeń umieszczono manekiny w strojach z epoki, a podziemna elektrownia okazjonalnie pracuje. Obsługa demonstruje działanie mechanizmów działowych - jedynie bez strzelania. W trakcie zwiedzania turystów wozi zachowany podziemny pociąg. Słowem raj dla sympatyków takich miejsc. Fort niewiele ucierpiał w trakcie działań wojennych. W maju 1940 wojska niemieckie weszły do Francji łamiąc neutralność Belgii, omijając fort. Wiosną 1945 niemiecka załoga została ostrzelana przez amerykańskie siły pancerne, ale do kapitulacji fortu przyczyniła się akcja francuskiego ruchu oporu, który wysadził ulokowaną w forcie niemiecką fabrykę amunicji.

Jedziemy dalej – Troyes- dawna stolica Szampanii słynie z podobno najlepiej zachowanej starówki. Zapewne, ale Cathédrale St-Pierre-et-Paul ma również niezwykle ciekawą jakby niedokończoną formę. Udaje nam się dojechać prawie do starego miasta. Nasz James ma wymiary samochodu dostawczego, wiec wciskamy się w jedyne wolne miejsce. Parkometr zepsuty, szczęście podwójne. Zwiedzamy katedrę. Jest też piękna, ale my już widzieliśmy tę w Metz. Czujemy, że arcydzieła sakralnego gotyku, zaczynamy odbierać w sposób przytępiony. Koniec z gotyckimi katedrami, bo się nam wszystko pomiesza. Idziemy na stare miasto. Rzeczywiście rewelacja, nic dziwnego, że jako całość jest zabytkiem klasy 0. Chodzimy, podziwiamy zaułki, obserwujemy klimat, zrelaksowanych ludzi, w większości to nie turyści. W tej części Francji, coraz częściej spotykamy jej niebiałych obywateli, czasem zabawowo głośnych, ale nie agresywnych. Siadamy przy fontannie. Obok sąsiadka z pieskiem. Nawiązuje się grzecznościowa rozmowa, jak to Francuzi mają w zwyczaju i … pani się wzrusza, bo ma polskie korzenie. Babcia z emigracji okresu międzywojennego, a pani zna już tylko kilka polskich słów. Odpowiadamy na liczne pytania, starając się, na ile nam język pozwala, obiektywnie przedstawić aktualną polską rzeczywistość. Żegnamy się i zachęcamy do odwiedzin Polski.

Takie jak to, spotkania, zdarzyły się nam wielokrotnie. Pewnego razu w boulangerie i właścicielka i osoba w kolejce przyznały się do polskiego pochodzenia, kiedyś Francuz z sąsiedniego kampera powiedział, że w jego rejonie, gdzieś północno-wschodnia część kraju – co czwarta rodzina ma polskie pochodzenie.

Jedziemy dalej. Chcemy dojechać w rejon Loary. Zaczyna się zmierzch, a przed nami jeszcze ze 100 km do miejsca postoju. Przejeżdżamy po moście nad rzeka Yonne w Auxerre (Burgundia) i widzimy kamperowisko. Natychmiast stajemy, zajmując jedno z ostatnich wolnych miejsc. Dopiero w porannym słońcu możemy w pełni docenić urok tego miejsca. Na brzegu „patrzące” na wodę kampery, a w wodzie motorowe jachty, też na wakacjach. Drapiemy się pod górkę na stare miasto do piekarni oczywiście. Mimo, że to niedziela, bez trudu znajdujemy czynną boulangerie z chrupiącymi bagietkami i ciasteczkami. Na starówce zauważamy jedynie Tour de L’Horloge – dawną miejską bramę z zegarem. Piękna zabudowa, i znów znieczulenie. Domy takie jak w Troyes. Te miasta są blisko siebie położone.

Postanawiamy dojechać w końcu w rejon zamków nad Loarą i mało byśmy nie dojechali. Ustawiając drogę w nawigacji widzę, że mijamy muzeum zakładów MATRA.
Wpadamy na godzinę przed zamknięciem i intensywnie zwiedzamy. Matra producent motoryzacyjny i uzbrojenia jest chlubą francuskiego sportu motorowego. W muzeum ekspozycja dotyczy tylko motoryzacji. Ekspozycja ciekawa, ładnie pokazana, a osiągi niektórych eksponatów budzą podziw, na przykład Matra MS640 z 1969 roku 340km/h
- prawie pół wieku temu.

Château de Chenonceau – zamek na wodzie, tak znany, że stał się wręcz ikoną wszystkich zamków w regionie. Przepiękny, nieskażony przebudową czysty renesans.
Wspaniały pomysł zamku - mostu spinającego dwa brzegi rzeki Cher, to fantazja metresy Henryka II - Diany de Poitiers. Ona też zakłada renesansowe ogrody. Po śmierci króla, żona Katarzyna Medycejska, choć nakazuje metresie zamek oddać, daje inny w zamian. Katarzyna chyba talenty Diany docenia, bo na zamku chętnie przebywa kontynuując zapoczątkowane prace. A skoro już mowa o słynnych metresach związanych z tym urokliwym miejscem, trzeba wspomnieć trzy panny de Nesce - metresy Ludwika XV, które tu bywały. W czasach bardziej współczesnych historia zamku też łączy się ściśle z historią Francji. Pod koniec XIX wieku zamek nabywa rodzina Menier, to jak nasz Wedel, znany Francuzom producent czekolady. Dzięki pani Silone Menier w czasie I wojny światowej zamek jest szpitalem polowym. W czasie II wojny światowej, gdy rzeka Cher stała się granicą, zamek jest drogą przerzutowa dla francuskiego ruchu oporu. Dzisiaj, co moim zdaniem szczególnie warte pokreślenia, zamek nadal prywatny, jest egalitarnie oddany zwiedzającym. Oddany zwiedzającym chyba wszystkich narodowości. Pani sprzedająca bilety pyta o narodowość. Odpowiadamy, że polska i dostajemy przewodnik po polsku. Zaglądamy na półeczkę, tam kilkadziesiąt języków. Po zamku i ogrodach możemy spacerować sami, w dowolnym porządku, jaki nam odpowiada. Wolno fotografować i filmować wszystko, bez ograniczeń i dodatkowych opłat, byle bez flesza. Cudownie, po doświadczeniach z krajów sąsiednich gdzie albo trzeba płacić dodatkowo, albo, co gorsza nic nie wolno jak w Czechach, zachłystujemy się wolnością. Jedynie tłumy turystów takich jak my, trochę przeszkadzają. To cena za sławę tego miejsca. W środku i na zewnątrz spędzamy kila godzin. Wnętrza, jak w renesansie, dość skromne, ale jaka bryła zewnętrzna. W różnych godzinach promienie słońca inaczej oświetlają budowle. Do tego gra z odbiciem w wodzie. Ten zamek naprawdę jest piękny.

Wieczorem przybywamy do Villandry. Jutro zwiedzimy słynne ogrody, z których słynie Chateau de Villandry. Rano klapa. Kropi deszczyk, niebo szare, choć tu w morskim klimacie pogoda zmienia się w pół dnia, nie chcemy czekać. Zwiedzanie ogrodów w taką pogodę, też bez sensu.

Jedziemy nad Atlantyk. Po drodze pada i wysiadają wycieraczki. Znam dość dobrze ten typ samochodu i po objawach wiem, że to przełącznik zespolony przy kierownicy. Na szczęście poprzedni właściciel zostawił trochę części zapasowych. Był i przełącznik. Teraz już wiem dlaczego. W naszym James’ie pewnie już wcześniej przełącznik szwankował a poprzednik nie zdążył go wymienić. Chwila dłubaniny i jedziemy dalej, z wycieraczkami.

Wieczorem jesteśmy na Ile d'Oleron. Dlaczego właśnie tu ? Z kilku powodów. To duża wyspa, druga po Korsyce, wspaniale wysunięta w Atlantyk, połączona długim mostem drogowym. Jednocześnie podobno mniej zniekształcona przemysłem turystycznym, niż inne miejsca wybrzeża w tej okolicy. Ponadto jest tu rezerwat ptaków – jedno z naszych zainteresowań.

Od rana nie pada i coraz więcej słońca. Zwiedzamy wyspę. Wydaje się, że wszystkie domy stare i nowe to letniskowe siedziby. Jest cicho i spokojnie. To prawie koniec sezonu. Na targu królują ostrygi i małże. Ten rejon to zagłębie hodowli tego przysmaku. Sprzedawcy zachęcają. Monsieur, te małże, są gotowe do gotowania, proszę kupować, są wyśmienite, gwarantuję. Sprzedawca ostryg ma nożyk i cytrynkę, proponuje degustację jak nasza góralka degustację oscypka. Dziękujemy. Jakoś nie możemy się przełamać. Może innym razem.

Wybieramy się do rezerwatu. W przewodniku dojazd opisany strasznie pokrętnie, ale znajdujemy drogę. Wszędzie mijamy claires. Wygląda to trochę jak nasze stawy rybne, ale służy do hodowli ostryg i małż. Taka hodowla trwa kilka lat. Wymaga pracochłonnej opieki i jest wrażliwa na infekcje i pogodę. Nie ma czego zazdrościć, choć cena na końcu wysoka.

Rezerwat Le Marais aux Oiseau co poetycko oznacza Ptasie Bagna, początkowo był jedynie lecznicą dla rannych i chorych ptaków. Z czasem powstała grupa osobników wyleczonych i oswojonych, albo zdrowych, ale kalekich. Kontakt z nimi udostępniono zwiedzającym na rozległym bagiennym terenie. Do miejsca gdzie świetnie karmią, zaczęły przylatywać też osobniki całkiem zdrowe i tak powstał ptasi raj i największa turystyczna atrakcja na Ile d'Oleron. Dla nas to okazja zobaczenia z bliska i na żywo niespotykanej w Polsce gęsi bernikli kanadyjskiej, czy rzadkiego ślepowrona.

Obserwujemy Atlantyk, jego wpływ na klifowy brzeg i roślinność podróżując wzdłuż brzegu. Na plaży zaczyna się przypływ. Prawie płaskie dno odsłonięte jest na kilkaset metrów do przodu. Amatorzy dzikich muli wygrzebują je z dna jak u nas zbieracze bursztynów. Za pół godziny wszystko będzie pod wodą.

Wieczorem docieramy do La Rochelle, stolicy francuskiego żeglarstwa. Z czasem nabraliśmy nieco tupetu, wiec szukamy miejsca w dzielnicy portu jachtowego. Kręcimy się. Zakaz za zakazem. Jak wolno stanąć, to nie kamperom … i nagle jest kamperowisko na placyku pod samym kapitanatem. Stajemy. Oprócz nas kamperów, skrzynie, palety, metalowe elementy konstrukcyjne. Jest dziwnie. Niby nie ma zakazu, ale czy wolno stać? Idziemy na naradę do sąsiadów Niemców. Francuski odpada, angielski ledwo, ledwo, a my po niemiecku pojedyncze słowa. Jednak dogadujemy się. Jak przyjadą żandarmi i powiedzą wek to pojedziemy. Dojeżdża francuski kamperek, dorzuca co wie. W tym miejscu powstaje hala na wystawę jachtową, ale impreza zaczyna się za kilka dni, myśli, że mamy spokój do rana. Faktycznie. Śpimy do rana w tym pięknym miejscu. Rankiem zaczyna się ruch montażystów. Śmigają wózki widłowe. Uwija się dźwig. Część kamperków odjechała. Trochę zamarudziliśmy i przyjeżdża straż. I co teraz. Do nas podchodzi jedna ze strażniczek. Dzień dobry. Czy rozumiemy po francusku ? - Tak ? To świetnie. Proszę się nie denerwować i nie spieszyć. Prosimy, jednak najdalej do czternastej opuścić ten teren. Będzie zamknięty.

La Rochelle – francuskie okno na świat w czasach kolonialnych. Stare miasto zwrócone jest w kierunku głównego basenu portowego, małego z dzisiejszej perspektywy. U wejścia dwie słynne wieże Tour de la Chaine i Tour St-Nicolas. Dawniej miedzy nimi rozpinano nocą łańcuch – chaine, który zamykał wejście do portu. Najciekawszym zabytkiem jest ratusz z renesansowymi krużgankami, choć cała starówka jest świetnie zachowana. Z architektury budowli promieniuje kolonialne bogactwo portowego miasta.

Nieopodal w nowoczesnej dzielnicy portu jachtowego zwiedzamy Aquarium La Rochelle - zespół akwariów ulokowany w kilkupiętrowym budynku. Eksponowane są flora i fauna wszystkich akwenów świata. Zwiedzający przechodzą przez kolejne strefy i kontynenty. Oryginalny sposób ekspozycji, mnóstwo plansz z informacjami, ale to już nie na nasz francuski.To jest miejsce godne odwiedzenia.

Tuż obok akwarium zlokalizowane są dwa zaprzyjaźnione muzea. Muzeum automatów i muzeum modeli redukcyjnych. Zwiedzamy oba. Automaty to mechaniczne kukły, które dawniej wykonywano w charakterze ekskluzywnych zabawek, lub reklam sklepowych. Wszystkie ożywiane mechanizmami zegarowymi, do dziś działają, będąc ciekawym elementem kulturowym, dziś zupełnie zapomnianym. Muzeum modeli redukcyjnych gromadzi morskie, samochodowe i kolejowe modele. Jest trochę mniej ciekawe. W dzisiejszych czasach lekko trąci myszką.

Czas szybko mija. Zaczynamy wracać. Przemieszczamy się i znów jesteśmy w dolinie Loary. Teraz Château d'Azay-le-Rideau. Też zamek na wodzie. Balzak nazywał go perłą doliny Loary. To tu po raz pierwszy we francuskim renesansie klatka schodowa umieszczona zostaje w środku budynku. Podziwiamy. Wnętrza są mniej ciekawe, bo odtworzone. Po ostatnim właścicielu zostało niewiele. Markiz zbankrutował, pewnie wcześniej pozbywając się cennego wyposażenia, a zamek przejęło państwo.

Jeszcze tego samego dnia odwiedzamy Château de Villandry, a przede wszystkim jego ogrody. Pomijając wcześniejszą historię zamku, na początku XX wieku nabył go Joachim Carvallo. Nowy właściciel, biolog, z zamiłowaniem przeprowadził prace wykopaliskowe, a na ich podstawie odtworzył ogrody w ich renesansowym kształcie. Okazało się, ze warzywa i owoce pełniły równocześnie funkcje ozdobne. Dzisiaj wnuk właściciela, kontynuuje pracę dziadka używając ćwierć miliona sadzonek rocznie goszcząc chyba jeszcze więcej turystów.

Jedziemy drogą w dolinie Loary. Prowadzi przez las. Mijamy coś na drodze, chyba młodego jeża. Jedziemy dalej, ale jest nam głupio. Zawracamy, jeża nie ma, widocznie przeszedł. Znów zawracamy i znów jest. Teraz idzie prawym poboczem, na skraju asfaltu. Hamuję na środku drogi, awaryjne i do jeża. Młodziutki osobnik. Przerażony skulił się i tkwi nieruchomo. Chwilka namysłu, papierowy ręcznik. Łapię przez ręcznik. Odwracam. Jest śliczny. Małymi łapkami zasłania pyszczek. Znieruchomiał ze strachu. Doskonale- może teraz będzie się trzymał z daleka od drogi. Przeskakuję rów i odnoszę jeżyka kilkanaście metrów w głąb lasu. Wracam zadowolony i … niedobrze Przed naszym James’em, żandarm na motorze, z tyłu drugi. Oceniam krytycznie sytuację. Zostawiłem samochód na środku, mogłem choć zjechać na pobocze. Trójkąt oczywiście mamy, ale zapakowany gdzieś w środku. Jak jest jeż po francusku, - nie mogę sobie przypomnieć. Idę do tego żandarma, który zgasił silnik. Nie zsiada z motoru, podnosi maskę i czeka. Twarz napięta. Zaczynam. Dzień dobry. Zatrzymałem się na chwilę by pomóc małemu zwierzęciu. Zaniosłem je do lasu.
- Z drogi do lasu – upewnia się żandarm.
- Tak, właśnie tak, żeby go uratować – odpowiadam.
Żandarm szeroko się uśmiecha.
- Dobrze zrobiliście dziękuję. Jedźcie dalej. Zapala motor, odjeżdżają.
Kilkanaście kilometrów dalej spotykamy się znowu. Kontrolują jakiś samochód. Patrzą na nas. Znajomy żandarm serdecznie nas pozdrawia.

Na koniec doliny Loary wybieramy Château de Chambord, monumentalny, największy w dolinie zamek. Powstał z inicjatywy Franciszka I, który chciał zaimponować wszystkim po wsze czasy wielkością i rozmachem. Zaimponował i nam. Prawie 500 komnat 282 kominki liczne klatki schodowe, na czele z tą najsłynniejszą – dwutraktową spiralną ulokowaną w samym centrum budowli. Uważa się, że to projekt samego Leonarda da Vinci. Na zamku zamieszkiwały historyczne znakomitości, miedzy innymi Stanisław Leszczyński. W czasach republiki bywał też więzieniem. Wyposażenia mało. Podziwiamy głównie konstrukcję.

We wszystkich odwiedzonych zamkach informacja dostępna po polsku. W Villandry kasjerka nauczyła się polskiego dzień dobry, choć nic ją z Polską nie łączy. Często tu –Polacy- bywamy. Kupując bilety do Château d'Azay-le-Rideau, pani informuje nas o zastosowaniu zniżki, bo w dwu komnatach, parę procent całości, jest zmiana ekspozycji malarskiej. Ach, gdyby takie zasady obowiązywały na A4 miedzy Krakowem a Katowicami.

Na koniec, już zmęczeni lekkim przesytem, zatrzymujemy się jeszcze w Nancy. Podziwiamy spuściznę po „Stanislas Leszczyński” i jest nam miło, że taką cieszy się sławą.

Adieu La France – do przyszłego roku.

Nasza ekspedycja odbyła się między 25 sierpnia a 10 września 2009.
Przejechaliśmy 4400 km.

Pozdrawiam

James - 2009-09-27, 22:33

Kurczakom dziękujemy za zainteresowanie. Mam nadzieję, ze fotki się spodobały. Relację z lazurowego wybrzeża czytaliśmy starannie. Pełna humoru. O urokach polskiego wybrzeża myślimy to samo. Pozdrowienia.
James - 2009-09-27, 22:58

Temperatura wody w Atlantyku, na przełomie sierpnia i września, wynosiła 19 st. C. Ale 20 sierpnia było tam 23 st. Przypuszczam, że to za sprawą Golfsztromu. :)
garbatamilka - 2009-09-27, 23:12

Ale fajnie. Gratuluję wyprawy. A czy w bunkrach na linii Maginota przewodnicy mówią tylko po francusku czy w innych językach też np. angielskim? Uwielbiam łazić po bunkrach i pozostałościach obronnych. Mam nadzieję że kiedyś się tam wybiorę.
Aulos - 2009-09-27, 23:28

Ciekawa relacja, fotoreportaż super. Zdecydowanie lepiej jest zwiedzać Francję znając język francuski i tego Wam bardzo zadrościmy. :spoko
James - 2009-09-28, 07:37

Cześć GarbateMilki
Zwiedzaliśmy tylko jeden z fortów – Hackenberg, a fortów do zwiedzania jest więcej.
Tym opiekuje się stowarzyszenie społeczne Amifort (Przyjaciele-fortu). Możliwy język i godziny zwiedzania proponuję sprawdzić, za każdym razem. Mają stronę franko-anglo-niemiecką : http://www.maginot-hackenberg.com/presentation.htm
Hej Sokoły
Jak pojechaliście „Po żaby i ślimaki” to i bez języka świetnie Wam poszło.
Pozdrawiamy Wszystkich na forum :)

izola - 2018-01-06, 20:27

dopiero dziś przeczytałam Waszą dawną, ale jakże ciekawą relację...za tyle wkładu i chęci podzielenia się pięknymi chwilami - w podziękowaniu skromne :pifko
James - 2018-01-06, 21:37

Dzięki! Ale się zdziwiłam, jak się wreszcie oderwałam od pisania, że nasz stary temat sprzed lat "wstał z martwych :) Pozdrawiam
Mavv - 2018-01-08, 05:43

Czy tylko ja nie widze zdjec? Wywala blad 404.
Spax - 2018-01-08, 15:12

"Picasa" już od dłuższego czasu nie działa - »»» https://picasa.google.pl/
James - 2018-01-08, 20:35

Pracujemy nad tym, żeby na nowo umieścić zdjęcia. Ten temat był uśpiony od kilku lat i dopiero Izola go odkopała ( bardzo nam miło). Nie wiedzieliśmy,że link poszedł w maliny.
Obiecujemy poprawę :)

James - 2018-01-21, 10:52

Odtworzyliśmy część zdjęć . Niestety kopii tego co było w Picasie nie mamy :(

Zdjęcia pochodzą z kamery, która na zmianę pracowała również jako aparat , bo mój trzy miesiące wcześniej stracił życie kiedy wpadliśmy razem do morza w Estonii. Uderzenie o kamienie to było dla niego za dużo . On zginął... a ja na szczęście nabiłam sobie tylko kilka siniaków.

Wszystkie zdjęcia w tej relacji są wykonane przez mojego męża (tekst też jest jego autorstwa).

Przyjemnego oglądania :)

Na początek kilka zdjęć z Wissembourga.

James - 2018-01-21, 11:00

Kilka zamków - po kolei Chenonceau, Azay-le-Rideau, Villandry i Chambord
James - 2018-01-21, 11:04

Metz
James - 2018-01-21, 11:08

Linia Maginota (niestety niewiele mamy zdjęć)
James - 2018-01-21, 11:12

Auxerre. To miejsce noclegowe niestety już nie istnieje , ale jest nowe po drugiej stronie rzeki , w miejscu z którego było robione zdjęcie.
James - 2018-01-21, 11:16

Troyes.
James - 2018-01-21, 11:18

Muzeum Matra.
James - 2018-01-21, 11:26

Rezerwat ornitologiczny Ile d'Oleron.
James - 2018-01-21, 11:34

Atlantyk, La Rochelle i tamtejsze najlepsze akwarium jakie widzieliśmy (polecamy).
James - 2018-01-21, 11:37

I na zakończenie Nancy.
Spax - 2018-01-21, 12:02

Czasem warto pogrzebać w starych tematach - brawo Wy, brawo izola! :bajer
James - 2018-01-21, 12:49

Prawda ? :bigok
drwoy - 2021-08-30, 09:52

Super! Właśnie się wybieramy.
James - 2021-08-30, 15:07

Życzymy mnóstwa przyjemności :spoko
drwoy - 2021-08-30, 16:58

:spoko
ZbigStan - 2021-08-30, 18:03

James, Z początku pomyślałem, że jesteście we Francji i będzie nowa relacja, ale powspominać też warto. Pozdrawiam.
drwoy - 2021-08-30, 18:05

Wyjeżdżamy w tym tygodniu, może we czwartek. Właśnie napisałem posta z informacją i zaproszeniem chętnych do kompani. Może Wy????
ZbigStan - 2021-08-30, 18:49

drwoy, miesiąc temu wróciliśmy z Francji. W mojej relacji jest dużo namiarów na miejscówki. Francja jest bardzo przyjazna kamperowaniu. Chętnie poczytam Twoją relację. Pozdrawiam.
drwoy - 2021-08-30, 20:05

ZbigStan - Oczywiście czytałem Twoją relację z każdego etapu, nawet wyraziłem pisemne uznanie :) . Francję znamy z naszych przejazdów w drodze do Hiszpanii i Portugalii, oraz kilkakrotnych pobytów w Paryżu. Potwierdzam, przyjazność tego kraju dla kamperów począwszy od parkingu po możliwość wykonania serwisu. Chętnie skorzystamy z Twojej bazy danych. :spoko
markoni7 - 2023-04-08, 20:23

Mam pytanie do podróżujących do Francji.
Wybieramy się przez Niemcy(okolice Hanoweru), Holandię, Belgię do Francji. Zamierzamy zwiedzić Normandię a potem w kierunku Loary.
Jak jest z bezpieczeństwem we Francji. Jedni piszą że super dla kamperowiczów a inni, żeby Francję przejechać na "raz"i nie zatrzymywać się bo niebezpiecznie. A jak jest w rzeczywistości??

drwoy - 2023-04-08, 20:49

Jesteśmy we Francji co roku. Raczej Ok. Nic nam się nie przydarzyło.
orkaaa - 2023-04-09, 00:29

Jak wszędzie. Najważniejszy zdrowy rozsądek. Nocuję tylko na kamper placach. Wyjątek zwiedzanie wówczas szukam parkingu z Park4night. Jak jestem na miejscu oceniam okolicę. W dużych miastach unikam parkingów w jakiś zakamarkach. Lepiej zostawić w strefie płatnej i dobrze widoczny. Nigdy nie nocuję przy autostradach. W dużych miastach noclegi i parkowanie tylko na kempingach. Po pierwsze bezpiecznie po drugie odpada problem z parkowaniem. Tyle. Dla mnie Francja jest super krajem dla kamperów z bogatą bazą kamper placów czy tanich miejskich kempingów. We wsiach często cały serwis i nocleg za darmo.
AndrzejB - 2023-04-25, 15:56

Witam ,pozdrawiam i dziekuję za przypomnienie mi Francji jaką znam i kocham.
Czekamy na naszego pierwszego kampera Carado T447.Ma dotrzeć do nas pod koniec roku,ale już teraz wczytujemy się w ciekawe relacje z Waszych podróży.
Przy czytaniu Waszej relacji sprzed lat..nawet nie potrzebowalem zdjęć ,gdyż zaczęły mi się przypominać nasze wyjazdy do Francji ( lata 90-e) z dwójką dzieci.. najpierw z namiotem, a potem z przyczepą. Te pierwsze były o tyle ciekawsze, ponieważ jeździliśmy N- kami a nie autostradą i mieliśmy możliwość poznać ten kraj od "środka" . Tą prawdziwą Francję, popatrzeć jak oni żyją i myślą.....niekoniecznie to co przygotowali dla turystów i z czego żyją.
Tak jeżdziliśmy z cieszyliśmy się widokami .Docelowo ,przez te wszystkie lata oglądaliśmy Biscayę z jej cudownymi plażami, winem z Chateau itp oraz całe południe od granicy z Hiszpanią do Niceì. Tam staraliśmy się podróżować nie tylko nad morzem,ale i za górami. Parę lat z rzędu bywaliśmy na Lazurowym wybrzeżu,które zjeździliśmy na wskroś.Grand canyon z mozliwością skoku na Bungee ze 150 m, i wycieczki po górach z tymi wszystkimi serpentynami i jeziorami. Tutaj polecam trasę z Lyonu przez Grenoble,La Mur ,Gap , Barcelonette a potem zjazd między górami i nad rzeczkami w kierunku na Ventimiglia.
Jak komuś bedzie za mało to polecam dalszą jazdę w kierunku Nizza, mozna się ochlodzić na plaży miejskiej, gdzie startują helikoptery , obejżeć Monte Carlo z góry i pojechać parę kilometrow dalej na camping i rowerami zwiedzić miasto.Pamiętam jeszcze ten widok ,jak dzieci zasnęły a my mogliśmy w spokoju wypić dobre winko i zagryźć pysznym serem . i tak dalej aż na Camarque,aby objeść sie muszli, nałowić makreli i congerów ..a przy okazji nie zapomnieć o Marsylii. Widok z gór na miasto jest przepiękny .nie przestraszcie sie tych wraków samochodów,ktore spadły w przepaść..to nie tylko z ostatniego miesiąca.
Ale się rozpisałem...stare czasy ,może to jeszcze powtórzymy . Na przyszły rok chcemy pojechać do Bretanii..bo tam nas jeszcze nie znają , a od przyjaciół wiemy,że warto.
Raz jeszcze dzięki za miłą lekturę.
Andrzej i Wika

James - 2023-04-27, 08:28

AndrzejB, bardzo mi miło że jeszcze ktoś czyta nasze stare relacje. Ja też do nich wracam.
Ach te lata 90-te! Nasza pierwsza wyprawa do Francji w 1996 to było czyste szaleństwo. VW ogórkiem z prowizorycznym łóżkiem w środku i kuchenką i 10 zwariowanych dni. Przejazd przez Jurę, Wogezy, aż do Vichy i muzea, muzea, muzea. Nie mogliśmy się nasycić. I koniec, przepadliśmy, zakochaliśmy się we Francji miłością piękną i stałą :lol:
Są jeszcze cztery inne nasze relacje. Wszystkie z Francji. Łatwo je znajdziecie. Wszędzie autorem jest James.
Życzę Wam tak fajnych wypraw i szczęśliwego życia jakie my mieliśmy :roza:

zbyszekwoj - 2023-04-27, 13:07

We Francji Niemcy panikują bo ich tam nie lubią. :ok
mischka - 2023-04-27, 18:30

zbyszekwoj napisał/a:
We Francji Niemcy panikują bo ich tam nie lubią. :ok

a gdzie ich lubią :?:

AndrzejB - 2023-04-27, 18:37

Hallo James'y
Właśnie czytam Wasze reportaże z podróży po Francji . To jest również nasza bajka.
Francuzi nauczyli mnie wielu rzeczy.np jak powinien wyglądać " normalny posilek, gdzie przyjemność zaczyna się już przy wspólnym przygotowaniu jedzenia i można sie dobrze bawić nawet ze słabą znajomością języka. Siedząc razem przy dobrym winku, ja grałem na gitarze francuskie utwory... a oni je śpiewali.
Mała dygresja w temacie James: Nie jest wazne czym sie podróżuje...można boso..ważne jest czy jesteśmy szczęśliwi. Z autopsji wiem,że równie cudownie wspominam urlopy pod namiotem jak i te z przyczepą...a wiecej ludzi oglądało się i gratulowało nam Tourana przerobionego na mini kampera, niż bedą się ogladać za tym nowym i dużym.
Jeszcze jedno..my również życzymy Wam dalekich i ciekawych podróży i nie pisz proszę więcej o życiu w czasie przeszłym. Nasze się właśnie zaczyna...a jesteśmy na emeryturze i dopiero teraz damy czadu.

zbyszekwoj
Twój post przeczytałem,ale jest chyba wyrwany z kontekstu ? nijak pojąć nie mogę.

Pozdrawiamy serdecznie.

AndrzejB - 2023-04-27, 18:38

:pifko
James - 2023-04-27, 20:28

AndrzejB, masz rację, też wiele razy doświadczyliśmy wielkiej sympatii w stosunku do naszego staruszka VW ogórka jak i Jamesa. To było bardzo miłe.
Przyjemnej dalszej lektury.
I korzystajcie z życia emerytów ile tylko możecie i nigdy nie odkładajcie niczego na później.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za piwo.

windsurfer - 2023-04-30, 12:32

witam, ja bywam we Francji dwa razy w roku po 3 miesiące. Ostatnio ukradli mi tablice rejestracyjną więc doradzam zamocować cztery śrubki . poza tym nie miałem innych problemów. Policja również sympatyczna raczej upomina jak stoję w miejscach gdzie jest znak zakaz dla kamperów.
romanden - 2023-05-04, 14:40

Jesteśmy we Francji (jedziemy z Belgii do Barcelony)

żadnych problemów
Nocowaliśmy w Paryżu (na ulicy, nie było miejsc w campingu - 48.874211, 2.250253)
Nocowaliśmy na placyku dla kamperów (45.737066, 3.138472)
Nocowaliśmy przy pięknym jeziorie (44.327061, 3.045126) w ogóle bez ludzi
Nocowaliśmy w pięknym miejscu (42.784496, 3.038317) ale p południu przyjechala "Police municipale" i zostawili list (nie mandat), że kamperóm tu stać wzbroniono i na drugiej stronie było opisano dojazd do miejsca gdzie można stać.

Żadnych problemów, mili ludzie.


Dla odnaliezienia miejsc postojowych można korzystać google map i szukać: Aire CAMPING-CAR


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group