 |
|
|
Chalkidiki 2012, czyli nasz drugi debiut :) |
| Autor |
Wiadomość |
gazebo
początkujący forumowicz
Dołączył: 03 Kwi 2012 Otrzymał 5 piw(a)
|
Wysłany: 2012-07-01, 14:38
|
|
|
dziekuje wszystkim za mile przyjecie mojej relacji! przyznam, ze jako debiutant stresuje sie niemilosiernie i na serio!!!
przy okazji male wyjasnienie: w tytule relacji jako glowny temat wspomniane sa Chalkidiki i to sie zgadza - byl to cel naszej podrozy. jednak faktycznie udalo nam sie dotrzec (z braku czasu) tylko na najbardziej oddalony na wschod polwysep, czyli Athos i o Athosie bedzie juz za chwile. jednoczesnie przepraszam wszystkich tych, ktorych zmylil tytul relacji i czekaja na wyczerpujaca relacje o wszystkich polwyspach Chalkidiki -niestety, jeszcze nie tym razem.... :/ |
|
|
|
 |
gazebo
początkujący forumowicz
Dołączył: 03 Kwi 2012 Otrzymał 5 piw(a)
|
Wysłany: 2012-07-01, 16:23
|
|
|
Dzień szósty, czyli wracamy nad morze (bum, bum, bum...)
Siła sugestii jest ogromna! Poprzedniego dnia opowiadaliśmy sobie o Vrachosach i Uchylosach, no i zadziałało Lenka obudziła się w nocy i słyszy jakieś podejrzane dźwięki! Nie mogła do końca zlokalizować czy to w - czy na zewnątrz kampera, ale coś wali, stuka... Pierwsza wizja: Vrachos z Uchylosem przyszli ją zabić i zgwałcić (albo odwrotnie )... Druga wizja (bardziej realna): ktoś dobiera się nam do kamperka! Zanim jednak zdążyła narobić hałasu, uświadomiła sobie, że przecież zaparkowałem kampera pod drzewem i koło krzaków (żeby był cień rano) i lekki wiaterek kołysze gałęzie, które delikatnie, acz często stukają w budę kampera. Nie ma się co śmiać z morderców i zboczeńców!
Poranek wyjątkowo ciepły i pogodny nastraja nas optymistycznie. Podobno do tej pory pogoda w tej części Grecji była raczej deszczowo-burzowa, ale teraz ma się to zmienić: ma być tylko słońce! I tak trzymać. Przed śniadaniem idziemy jeszcze na przymusowy spacer do Kalampaki – nie mamy nic na śniadanie i potrzebujemy gotówkę z bankomatu na zapłacenie za kemping. Spacer – mimo, że bez śniadania – całkiem przyjemny. Zakupy, bankomat i mój pierwszy kontakt z boskim napojem: Fanta o smaku jabłkowym! O matko! Normalnie rewela! Robię mocne postanowienie, że przed powrotem do Pragi zaopatrzę się w hurtowe ilości tego napoju bogów, ale niestety – jak później pokazało życie – Fanta jabłkowa nawet w Grecji nie wszędzie jest dostępna i z moich planów wyszły nici...
Po śniadaniu, uregulowaniu itd. ruszamy dalej. Dzisiaj jest sobota, ruch na drodze znacznie mniejszy, a my mamy w planie powrót nad morze i pobyczenie się na wybrzeżu przynajmniej 2 dni. Jako jedyny kierowca w ekipie przyjmuję plan dnia z wielkim zadowoleniem. Co prawda jazda kamperem, to dla mnie okrutna frajda, ale czasami jest tak, że co za dużo.... wszyscy wiedzą o co chodzi
Dzięki informacjom kamperowiczów, którzy przecierali szlaki na Riwierze Olimpijskiej decydujemy, że zakotwiczymy gdzieś właśnie w tamtych rejonach. Lenka chce zobaczyć Olimp (chociaż z daleka) więc wygląda na to, że wszyscy będą szczęśliwi. Upieram się trochę na okolicach Stomio, bo czytałem na naszym forum, że tam cicho i spokojnie (tego właśnie potrzebuje), ale ostatecznie zostaję zwabiony w inne miejsce pod pozorem błogiego spokoju jednak w trochę bardziej cywilizowanych warunkach niż Stomio. No i zostałem tragicznie oszukany!!!
Wybór Magdy (nasza nadworna planowaczka kempingowa ) padł na kemping Poseidon Beach w Platamonas. Ekipa zaakceptowała wybór. Kemping znajdujemy bez problemu – jest położony tak jak kilka innych kempingów w Platamonas za główną ulicą. Ilość tych kempingów zaczęła budzić we mnie pewne obawy, które już wkrótce miały się potwierdzić – niestety!
Na kempingu przemiły, bardzo cierpliwy i przystojny (podobno – nie znam się na facetach ) współwłaściciel kempu (rodzinny biznes) prosi nas o pozostawienie kampera przy bramie wjazdowej i przejścia z nim przez kemp w celu wyboru miejsca, które najbardziej będzie nam odpowiadać. Kemping jest zapełniony prawie w 100%. To taka miejscowa świecka tradycja – te zapełnione miejsca, to tzw. stała dzierżawa. Po prostu ludzie mają swoje miejsce, swój domek kempingowy, który wynajmują tutaj na cały sezon. Domek jest wyposażony maksymalnie i cała rodzina, wymieniając się między sobą w poszczególnych okresach sezonu wypoczywa właśnie w takim, wydzierżawionym domku. W wielu domkach trwają akurat przedsezonowe prace, ale generalnie nie przeszkadza to w wypoczynku. Większości (zdecydowana) zaparkowanych pojazdów ma rejestracje z Macedonii – Magda mówi, że słyszała, że tutaj przyjeżdża na wypoczynek sporo ludzi z Macedonii. Nie przeszkadza mi to. Bum, bum, bum.... Za to zaczyna mi przeszkadzać coś innego.... No dobra – wybieramy w końcu miejsce (szczerze podziwiam cierpliwość pana, który nas oprowadzał) bum, bum, bum idziemy po kampera. Zgłaszamy, że zostajemy na dwie noce bum, bum, bum parkujemy, rozkładamy roletę, meble i idziemy nad morze bum, bum, bum... No dobra coś tu nie tak! Co to jest do jasnej cholery BUM, BUM, BUM????!!!!! Na plaży się wszystko wyjaśnia – jest tam bar, a w barze „muzyka” typu bum, bum, bum – no i właśnie to są te basy, które niosą się po całym kempingu! MASAKRA!!!!! Siadamy w tym huku na leżakach. W trzy sekundy zjawia się koło nas koleś z baru i informuje, że leżaki należą do baru i jak chcemy na nich poleżeć, to oczywiście i serdecznie, ale musimy zamówić coś w barze! O zgrozo! Gdzie ja jestem!? No dobra – zamawiamy po puszcze coli dla świętego spokoju. Here you are: 3 Euro za 1 sztukę!!! NIE!!! NIE!!! NIE!!! Łomot z głośników taki, że nie słyszę własnych myśli + cwaniactwo na bezczela. Tak mają wyglądać moje wakacje??? Nieeeeee, błagam..... Właśnie od tego uciekłem! Dzielę się moimi myślami z dziewczynami. Na szczęście mają podobne odczucia. Ja tutaj nie wytrzymam 5 minut, a co dopiero 2 dni!!! Tym bardziej mnie to wkurza, że wiem, że w najbliższej okolicy i tej trochę dalszej są tysiące miejsc, w których jest wszystko czego chce, czyli cisza, spokój i szum morza! Ja rozumiem, że jesteśmy ekipą raczej kempingową niż „dziką”, ale taki kombinat, to już za dużo jak dla mnie!
Wytrzymuje na tej bum, bum, bum plaży 7 minut i wracam do kampera. Trochę czytam, trochę bawię się z Figą, ale humor mam taki, że weź się powieś.... Dziewczyny wróciły z łomotu na plaży + zrobiły mały rekonesans po okolicy – nic ciekawego. Wspólnie idziemy rozejrzeć się po okolicy i coś upolować do pożarcia. Okolica wygląda mniej więcej tak jak nasz kombinat – kemping obok kempingu, domek obok domku. Zero prywatności, zero spokoju. Atmosfera raczej kurortowa. Ten spacer tylko mnie dobija.... :/ Jedyna różnica, to to, że na innych kempingach nie słychać tej ryczącej muzyki z plaży. W takim razie chyba wybraliśmy najgorzej... Znaleźliśmy restaurację przy samej plaży – Restauracja Nostalgia. Zamówiliśmy jakieś jedzenie. Kelner jest powolny jak mucha w smole – zero zainteresowania tym co się dzieje wokoło. Z naszego zamówienia dociera na nasz stół o kilka rzeczy mniej niż zamówiliśmy. Mam nadzieję, że nie doliczą nam tego do rachunku! Zjedliśmy, poprosiliśmy o rachunek. Po długim czasie wreszcie dostajemy kwitek – wszystko po grecku :/ Na moje oko coś tam jest za dużo, ale może się mylę – nikt nam nic nie wyjaśnił, a po grecku, to ja raczej słabo (chociaż kiedyś uczyłem się greki na studiach)... Lenka proponuje jedyne rozsądne wyjście z tej sytuacji – płacimy, wychodzimy, zapominamy... I tak też robimy – olać to. W każdym razie, jeśli traficie (czego Wam nie życzę) w te strony, bądźcie gotowi na takie historie!
Długie czekanie na żarcie w restauracji ma swój plus – oświeciło mnie Czy my tutaj musimy siedzieć za karę całe 2 dni? NIE! Więc uciekajmy stąd! Po powrocie do kampera robimy modyfikację planów: wyjazd z samego rana, zwiedzamy pobliski Dion, zwiedzamy bardziej oddaloną Pellę i przenosimy się na Chalkidiki. Magda proponuje Atos – akceptacja natychmiastowa i jednogłośna
Po prysznicu (bardzo czyściutkie sanitariaty) robimy sobie przedłużony program artystyczno-rozrywkowy – dodatkowe dwa odcinki Shaun the Sheep na poprawienie humorów
Dzień siódmy: CAMPING OURANOUPOLI, czyli marzenia się spełniają...
Niemal od razu po przebudzeniu, nakarmieniu dzikogłodnej Figi (zawsze przed śniadaniem i kolacją jamnik jest dzikogłodny. W innych porach dnia jest tylko głodny... ) i niezbędnej toalecie porannej dziewczyny idą sprawdzić czy możemy wyjechać dzisiaj (ZARAZ!!!) pomimo, iż deklarowaliśmy, że zostaniemy na 2 dni. Oczywiście nie ma z tym problemów! Tutaj mała uwaga – kemping Poseidon Beach generalnie nie jest złym miejscem – ma bardzo miłą i gościnną obsługę, czyste sanitariaty, kawałek własnej plaży, sklepik, itd. To głównie mnie się to miejsce nie podoba – ktoś inny może czuć się tutaj doskonale, o czym świadczy ilość wydzierżawionych miejsc kempingowych. Ale jeśli szukacie spokoju i prywatności, to podobnie jak ja, nie musicie się tutaj czuć idealnie....
Wyjeżdżamy. Za chwilę jesteśmy w Dion. Tutaj chcemy zwiedzić ruiny starożytnego miasta – kiedyś sławnego ośrodka, znanego głównie z ofiar (hekatomby) składanych Zeusowi. Bliskość Olimpu nieprzypadkowa
Do ruin docieramy bez problemu dzięki drogowskazom – po wjeździe do miasta kierować się w prawo. Parking prawie pusty, a że dzisiaj niedziela to wchodzimy do parku za darmochę (normalnie wejście to 3 lub 4 Euro za osobnika. Można wejść z czworonogiem ). Całość ruin znajduje się (jak wspomniałem) w parku, co szczególnie doceniamy, ponieważ słońce pali niemiłosiernie, a dzięki drzewom jest tutaj trochę cienia! Doskonale zachowane są zwłaszcza ruiny miasta i mozaiki w termach – piękne. Warto odwiedzić to miejsce!
Po około 1,5 godzinie (planowaliśmy na to miejsce max 0,5 godziny) ruszamy dalej w kierunku Pelli. Pella był dawniej stolicą Macedonii. Liczba mieszkańców w tamtych czasach wynosiła około 15 000 ludzi co dzisiaj, widząc ruiny Pelli, trudno sobie nawet wyobrazić. Autostrada pusta, później skręcamy w boczną drogę. Słońce praży. Kiedy docieramy do Pelli, jest okrutny upał. Dlatego ja z Figą ograniczmy zwiedzanie do minimum. Ruiny Pelli są dostępne do oglądania za darmo. Jednak robią duże wrażenie (przynajmniej na mnie). Są bardzo łatwo dostępne - wszystko na otwartym terenie, pilnowane jedynie przez jednego gościa z pieskiem, który natrętnie zaczepiał Figę, czym zaczął wkurzać nawet mnie! Swoją drogą to ciekawe – ta dostępność tak unikalnych zabytków jest w Grecji faktycznie aż nienaturalna. Coś takiego w Niemczech, Francji czy gdziekolwiek indziej – szczelnie ogrodzone, kolejki, autobusy, bilety po 20 Euro, stragany z popcornem i colą..... A tutaj nic – po prostu jest i można wejść i poczuć siłę i wiek tych murów, kształtów....
Pella za to była „szybka ” w zwiedzaniu. Jest tak gorąco, że Figę musiałem wziąć na ręce, żeby sobie zwierzę nie poparzyło łap na rozgrzanym asfalcie.
Z Pelli ruszamy na Athos – to najbardziej oddalony na wschód „palec” Chalkidiki. Jest dostępny dla zwykłych śmiertelników tylko w swojej początkowej części, czyli do miasteczka Ouranopoli – dalej zaczyna sie pilnie strzeżona Republika Mnichów zwana Agion Oros. Jest tam normalna granica, pilnowana przez policję. Wstęp tylko dla mężczyzn i ze specjalnym pozwoleniem...
Mijamy Thesaloniki – ruch na obwodnicy spory. Myślę, że w tygodniu musi tutaj być niezły kocioł... Za około 40 minut zjeżdżamy z autostrady na Stavros i znowu jesteśmy nad morzem. Tym razem jednak wszystko wygląda jakoś inaczej: nie żeby morze było bardziej morskie, a niebo bardziej niebieskie, ale widać inny klimat tych miejsc – mniej turystów i dużo więcej spokoju i naturalnej atmosfery. Podoba nam się Za Stavros widzę kamperki parkujące na dziko nad morzem – w tym jeden na numerach z Ostravy, czyli nasi tu są . My jednak lecimy dalej... Tutaj jest też inny klimat niż na Riwierze – tam gość nam mówił, że przed naszym przyjazdem lało cały tydzień. Tutaj jest bardzo sucho i widać, że już dawno nic nie padało. Jest bardzo gorąco, za oknem wspaniałe widoki na morze, górki i las. Na poboczu pojawiają się tablice w kilku językach, że parkowanie „na dziko” grozi karą! W sumie widziałem na Athos policję tylko jeden raz i to w dodatku nie przy pracy.... Nie wiem – my raczej planujemy pobyt na jakimś kameralnym kempie. Podobno jest jakiś w okolicy Ouranoupoli....
W międzyczasie nasz „zbiór zwierząt na ulicy” rozszerza się o nowy gatunek: wąż. Żywy, na ulicy, w dodatku na moim pasie, więc musiałem przejechać nad nim, ale nie uszkodziłem gadziny Był całkiem spory – zdrowo ponad 1 metr na 100% i wił się próbując „przewić się” na drugą stronę Żywiąc szczerą i niekłamaną sympatię do wszystkich zwierzaków, trzymam za niego kciuki
Dojeżdżamy do Ouranoupoli, okolica piękna więc trochę jestem zagapiony i rozkojarzony.... Nagle, po prawej stronie ulicy duży napis CAMPING OURANOUPOLI, a w głębi, nieco poniżej ulicy wjazd na kemping. Hamuję, cofam, włączam awaryjne i wysyłam dziewczyny na zwiad – jeśli im się spodoba, to zostajemy. Jeśli nie, to pedałujemy dalej, czyli do miasteczka. Jako, że okolica super, to mam nadzieję, że im się spodoba. Długo nie wracają, co biorę za dobrą monetę. Za chwilę widzę je jak spacerują po kempingu, a jakieś młode, miejscowe dziewcze zaznajamia je z terenem bardzo żywo przy tym gestykulując Za chwile Magda i Lenka wracają – już z daleka widzę, że uchachane i zadowolone, więc odpalam kampera niemal nie czekając na ich potwierdzenie, że jest OK. Potwierdzają, dodając, że jest zdecydowanie lepiej niż OK. Jest brutalnie OK!!! (wyjaśnienie dla czytelnika: w terminologii Lenki, jeśli coś jest brutalnie dobre, to znaczy, że jest absolutnie wyjątkowe, niezrównane, itd. ). Wjeżdżam na teren kempingu, wybieramy miejsce pod zadaszeniem z siatki i naturalnym cieniem z drzew – to ze względu na Figę. Obok są też miejsca niemal nad samym morzem, ale jeszcze nie „zamontowali” tam cienia, czyli zielonej siatki na konstrukcji metalowej, więc odpada. Ale miejsce i tak bomba. Idę na plaże – trzy kroki od kampera, po drodze mijam sklepik (1 krok od kampera ) i restaurację (2 kroki od kampera ). Restauracja ma też swoją część zupełnie na plaży, na drewnianym tarasie. Wszystko to prowadzone jest przez rodzinę: mama Maria, tata i ich już dorosłe dzieci: Anna i Gregory. Plaża prywatna – bardzo kameralna, piasek i łagodne zejście do kryształowo czystego morza. Widok na wyspę oraz środkowy półwysep Chalkidiki – Sithonia. Jednym słowem: TO JEST TO!!!! O to chodziło! Tak! 3x tak!!! Cisza, spokój. Wkrótce przekonamy się, że to jeszcze nie wszystko – to miejsce jeszcze nas zaskoczy
Pierwsze zaskoczenie – kąpiel w morzu: bardzo czyste i łagodne dno. Zachęcony czystą wodą, biorę płetwy i maskę z kampera i ruszam do wody. Niestety, życie morskie raczej słabe, ale i tak pływa sobie ze mną kilka rybek + odkrywam, że stosunkowo blisko brzegu są jeżowce, więc do kąpieli polecam coś na stopy.
Po kąpieli i prysznicu idziemy do restauracji na kolację. Obsługuje nas Anna. Maria gotuje, a Gregory jej pomaga – super! Tak właśnie wyobrażam sobie biznes rodzinny. Siadamy sobie na tarasie przy samej plaży, za nami delikatnie gra muzyczka (żadne bum, bum.... ), a Anna jeszcze dodatkowo ją ścisza, żeby nam nie przeszkadzała w słuchaniu morskich fal... No i nie można tutaj było trafić od razu???? Zamawiamy żarełko – ja biorę grillowaną fetę, frytki, jakąś sałatkę. Czekamy trochę dłużej niż może to zaakceptować mój głód , ale to tylko dlatego, że wszystko jest przygotowywane na świeżo – żadne odsmażanie, odgrzewanie i inne cuda. Zupełnie od początku i tak ma być! Do tego piwko (Lenka przekonała się do miejscowego FIX, ja zostaje przy Mythos), Magda winko... Na koniec zamawiamy po porządnej lufce Ouzo i dodatkowo dostajemy deser na koszt firmy! W między czasie porozmawialiśmy jeszcze z Gregorym o miejscu i życiu tutaj i tak ogólnie – bardzo miły gość, prawda Leni?
Wreszcie będąc totalnie zadowolonymi z tego, że tutaj jesteśmy wracamy do kamperka i po wieczornej toalecie (czyściutkie sanitariaty – jestem na to uwrażliwiony ) + 3 kolejnych odcinkach Shaun The Sheep idziemy w bety
Ponownie odzyskałem utracone na Riwierze Olimpijskiej poczucie zadowolenia wakacyjnego
IMG_0509.JPG Ruiny Dion |
 |
| Plik ściągnięto 7239 raz(y) 104,85 KB |
IMG_0514.JPG piekna mozaika w termach w Dion |
 |
| Plik ściągnięto 7239 raz(y) 96,16 KB |
IMG_2117.JPG kidys swiatynia grecka... |
 |
| Plik ściągnięto 7239 raz(y) 121,42 KB |
IMG_2119.JPG ruiny starozytnego teatru w Dion zostaly zastapione drewnianym teatrem, ale miejsce sie zgadza :) w tle monumentalny Olimp... |
 |
| Plik ściągnięto 7239 raz(y) 59,66 KB |
IMG_2120.JPG ruiny miejsca skladania ofiar ku czci Zeusa - slynnych hekatomb |
 |
| Plik ściągnięto 7239 raz(y) 64,59 KB |
IMG_2130.JPG Pella - starozytna stolica Macedonii |
 |
| Plik ściągnięto 7239 raz(y) 73,59 KB |
IMG_2132.JPG Pella |
 |
| Plik ściągnięto 7239 raz(y) 87,32 KB |
IMG_2133.JPG Pella - Piekny z Bestia na tle starozytnych ruin.... :) |
 |
| Plik ściągnięto 7239 raz(y) 77,28 KB |
IMG_2136.JPG Pella - bardzo dobrze zachowane ruiny cywilizacji starozytnej |
 |
| Plik ściągnięto 7239 raz(y) 65,48 KB |
IMG_2122.JPG kolejna mozaika w termach Dionu - mozna podziwiac przechodzac ponad mozaikami na specjalnych pomostach |
 |
| Plik ściągnięto 277 raz(y) 127,48 KB |
|
|
|
|
 |
Lutek
doświadczony pisarz
Twój sprzęt: Hymermobile B584
Nazwa załogi: piortek&ulek camp
Dołączył: 30 Cze 2010 Otrzymał 9 piw(a) Skąd: Bełchatów
|
Wysłany: 2012-07-02, 11:33
|
|
|
Super !!! ,bardzo miło czyta się wasza relację tym bardziej że od tej chwili znajome nam okolice ,w maju zwiedziliśmy z żoną północne wybrzeże Grecji od Salonik do Alexandroupolis ,całe dwa tygodnie korzystając z uroków pustych i spokojnych plaż bez szukania płatnych campingów ( plus podróżowania camperem ) jeszcze raz wielkie dzięki za relację i czekam na dalszy ciąg |
_________________ lutek |
|
|
|
 |
gazebo
początkujący forumowicz
Dołączył: 03 Kwi 2012 Otrzymał 5 piw(a)
|
Wysłany: 2012-07-10, 09:59
|
|
|
Dzień ósmy, dziewiąty i dziesiąty, czyli pięknie się byczymy
Po tym jak trafiliśmy wreszcie tam, gdzie chcieliśmy trafić, czyli na Camping Ouranoupoli, Lenka zapytała Magdę czy aby nie mamy zamiaru stąd wyjechać na drugi dzień. Jej obawy szybko zostały rozwiane – Rada Starszych przy śniadaniu podejmuje uchwałę, że to miejsce spełnia w 100% nasze oczekiwania wakacyjne i nie ruszamy się stąd dokąd nas nikt lub nic nie zmusi do wyjazdu. Czyli realnie patrząc możemy zostać trzy dni. Super! Układamy plan pobytu, bo zostać na miejscu nie oznacza leżeć na plaży – to zdecydowanie nie dla nas!
Połowę pierwszego dnia planujemy poświęcić na byczenie się na plaży (tyle wytrzymamy ). Później spacer do Ouranoupoli. Drugi dzień: wycieczka statkiem w okolice góry Athos i dzień trzeci: wyprawa do Stagiry. Uchwała podjęta – głosów sprzeciwu nie odnotowano. W czasie obrad zauważyłem „kątem oka”, że ktoś z pewnej odległości, ale dosyć intensywnie nam się przygląda... Dosyć intensywnie, to za mało powiedziane – siedzi i nie spuszcza z nas oka! Odwracam głowę – obserwator na czterech łapach siedzi jakieś 20 metrów od nas i gapi się jak w obrazek. Wyciągam rękę w kierunku psiaka i w ciągu pół sekundy mam na sobie przednie łapy dość pokaźnych rozmiarów suczki, którą Magda nazwała Ziutą, a która stała się na te trzy dni częścią naszej ekipy (element grecki ) Ziuta okazuje się niesamowicie przyjaznym pieskiem. Jest bardzo towarzyska i łagodna, zarówno dla nas jak i dla Figi – obie suczki zakumplowały się od pierwszego obwąchania i od tej pory leżały razem obok siebie, czasem wspólnie szalały biegając koło kamperka. Wieczorem zagadnąłem Gregorego o tego psiaka i okazało się, że na kemping przychodzą czasami różne bezdomne pieski i koty. Rodzina właścicieli kempingu nie dokarmia tych zwierząt i nie zajmuje się nimi, ale też nie wygania ich. Zwierzaki są łagodne, nie są natarczywe wobec przyjezdnych więc nie ma problemu. A często zdarza się, że goście kempingu zaprzyjaźniają się ze zwierzakami i przynajmniej kilka dni są razem. Tylko te rozstania muszą być później bolesne.... W każdym razie Figa sama zgłasza na posiedzeniu Rady Starszych, że podzieli się swoimi zapasami żarełka z Ziutą – Rada przyjmuje wniosek uznając, że to bardzo szlachetne ze strony Figi Zresztą sama Figa też wie co nieco o byciu bezdomnym pieskiem, bo ją kiedyś też ktoś wyrzucił z domu, ale dzięki schronisku w Primeticach Figa znalazła nas i już tak zostało ku obopólnej radości
Pół dnia na plaży dobrze nam wszystkim robi – odpoczywamy, cieszymy się słońcem i morską wodą. Po południu spacer (około 1,5 km) do Ouranoupoli. Samo miasteczko jest faktycznie bardzo małe, ale i dobrze zaopatrzone – oddział banku z bankomatem, knajpki, liczne sklepy z pamiątkami, ale też i z wszelkimi greckimi specjałami. Są też dwa biura wycieczkowe oferujące podróż statkiem wzdłuż wybrzeży niedostępnej części półwyspu Athos. Wycieczka trwa około 3 godzin: 1,5 godziny w jedną stronę i 1,5 z powrotem – dosyć logiczne Cena dla osoby: 18 Euro, a statek wypływa z przystani w Ouranoupoli o 10.30 i – jeśli jest odpowiednia ilość chętnych – również po południu o 13.30. Decydujemy się na jutrzejszy poranny rejs. Po uzupełnieniu zapasów śniadaniowych wracamy na kemping. Zrobiło się już późno i pora na kolację. I znowu raj kulinarny w ilościach nieprzyzwoitych. Deser na koszt firmy stał się już niemal oczywistością, ale dzisiaj dostajemy również do spróbowania po kieliszku czegoś mocniejszego domowej roboty.... Hmmmm.... Rewelacja
Następnego dnia wstajemy rano (tak, tak Lenka oczywiście z problemami ) i po szybkim śniadaniu ruszamy do Ouranoupoli. Meldujemy się w biurze wycieczkowym, płacimy, dostajemy bilety i ruszamy na statek. Statek jest niewielki, typowo wycieczkowy, ale miejsca jest na tyle, że można wygodnie się rozsiąść. Warto wybrać miejsca pod zadaszeniem, bo słońce – jak co dzień – pali okrutnie. Płynąc wzdłuż wybrzeża (morze jest bardzo spokojne więc nie buja statkiem – informacja dla zainteresowanych fanów aviomarinu ) mamy możliwość podziwiania przepięknie umiejscowionych klasztorów kościoła wschodniego. Dzisiaj żyje tam około 2500 mnichów ortodoksyjnych. Sam teren jest pilnie strzeżony – tak jak już wcześniej pisałem - wejście tylko dla mężczyzn i to wyłącznie ze specjalnym pozwoleniem wydawanym w Tesalonikach. Gregory kiedyś dostał takie pozwolenie i faktycznie zobaczył kawałek tego miejsca. Podzielił się z nami zdjęciami, które tam zrobił – dobry chłopak Statek wg słów kapitana nie może zbliżyć się do wybrzeża na odległość mniejszą niż 500 metrów, ja mam jednak wrażenie, że kilka razy w czasie tego rejsu jesteśmy znacznie bliżej, co oczywiście ułatwia obserwację i robienie zdjęć Cały czas z głośników podawane są szczegółowe informacje jaki klasztor właśnie mijamy, jaki jest jego charakter i przeznaczenie oraz historia. Komentarz jest po angielsku, niemiecku, hiszpańsku, rosyjsku i oczywiście po grecku. Po dopłynięciu niemal na wysokość góry Athos, statek zawraca i płyniemy z powrotem do Ouranoupoli. W drodze powrotnej mała niespodzianka – w sporej odległości obserwujemy skaczące w wodzie....delfiny! Żywe, prawdziwe! Grupka może 3 lub 4 zwierzaków – czyli potwierdziło się, to co wcześniej słyszałem, że właśnie w tych rejonach można je spotkać. Szkoda, że są od nas dosyć daleko, ale w każdym razie widzieliśmy je na własne oczy
Po powrocie do Ouranoupoli decydujemy się na chwilę odpoczynku w jednej z knajpek nad brzegiem morza. Jemy skromny obiadek (gyros – pycha!) i wracamy na kemping. Trochę zmęczeni wyprawą ograniczamy naszą aktywność w ciągu reszty dzisiejszego popołudnia do korzystania z uroków kempingowej plaży, a szczególnie wspaniale orzeźwiającej wody morskiej....
Nasz ostatni pełny dzień na kempingu Ouranoupouli, to – zgodnie z planem – wyprawa do Stagiry, czyli miejsca narodzin Arystotelesa. Najpierw musieliśmy ustalić, która to Stagira : ta nad morzem czy ta w głębi lądu. Po konsultacji z Gregorym okazuje się, że to miasteczko w głębi lądu i przejeżdża przez nie autobus z Ouranoupoli do Thesalonik. Faktycznie jest dokładnie tak jak mówi Gregory (nie, żebym mu nie wierzył ) – autobus nawet bez naszego specjalnego nalegania zatrzymał się dzięki uprzejmości pana kierowcy niemal pod samym wejściem do parku Arystotelesa. Sam park (wejście za 1 Euro) jest taki sobie – z jednej strony, można sobie przypomnieć co (oprócz filozofii) pana Stagirytę interesowało, ale z drugiej strony, to po 30 - 40 minutach jesteśmy gotowi, żeby wracać.... Na szczęście nieco poniżej jest mała restauracja, więc w oczekiwaniu na autobus powrotny (autobus w kierunku Ouranoupoli jedzie za około 2 godziny od momentu kiedy wysiedliśmy w Stagirze) konsumujemy obiadek Sama Stagira jest małym miasteczkiem i nie ma tam nic ciekawego do zobaczenia.
Po powrocie na kemping idziemy na kolację – to nasza ostatnia kolacja w Ouranoupoli i już zaczynamy tęsknić za tym miejscem i za gościnnością właścicieli kempingu.... Po kolacji spędzamy jeszcze trochę czasu z rodziną właścicieli kempingu. Gregory nalewa jakieś niesamowicie pyszny trunek, ale biorąc pod uwagę, że jutro czeka mnie ponownie pedałowanie kamperkiem, muszę mu z niekłamaną przykrością odmówić kiedy proponuje wspólny, „podlewany” wieczorek grecko-polsko-czeski. Następnym razem nie odpuszczę...
IMG_2148.JPG niedostepna czesc polwyspu Athos |
 |
| Plik ściągnięto 6961 raz(y) 91,78 KB |
IMG_2167.JPG jeden z klasztorow |
 |
| Plik ściągnięto 6961 raz(y) 86,79 KB |
IMG_2168.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6961 raz(y) 78,59 KB |
IMG_2172.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6961 raz(y) 63,38 KB |
IMG_2173.JPG w oddali gora Athos |
 |
| Plik ściągnięto 6961 raz(y) 41,15 KB |
IMG_2179.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6961 raz(y) 54,47 KB |
IMG_2181.JPG klasztor nawiazujacy swoim wygladem do budowli St. Petersburga |
 |
| Plik ściągnięto 6961 raz(y) 90,94 KB |
IMG_2185.JPG jeden z wyzej polozonych klasztorow - trudniej uciec... :D |
 |
| Plik ściągnięto 6961 raz(y) 94,8 KB |
IMG_2186.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6961 raz(y) 80,1 KB |
IMG_2195.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6961 raz(y) 57,87 KB |
|
|
|
|
 |
gazebo
początkujący forumowicz
Dołączył: 03 Kwi 2012 Otrzymał 5 piw(a)
|
Wysłany: 2012-07-10, 10:08
|
|
|
.... i jeszcze kilka fotek z Ouranopoli i okolic
IMG_2196.JPG gora Athos |
 |
| Plik ściągnięto 6946 raz(y) 65,25 KB |
IMG_2203.JPG grecka mewa :) |
 |
| Plik ściągnięto 6946 raz(y) 19,43 KB |
IMG_2205.JPG Ouranopoli - przyjemne, male miasteczko... |
 |
| Plik ściągnięto 6946 raz(y) 69,07 KB |
IMG_2206.JPG zatoczka w Ouranopoli |
 |
| Plik ściągnięto 6946 raz(y) 50,92 KB |
IMG_2210.JPG jednego wieczoru troche sie zachmurzylo, ale przynamniej zmienila nam sie sceneria przy kolacji.... :) |
 |
| Plik ściągnięto 6946 raz(y) 42,79 KB |
IMG_2220.JPG Stagira - park Arystotelesa |
 |
| Plik ściągnięto 6946 raz(y) 89,96 KB |
IMG_2224.JPG dzieci sie bawia... :) |
 |
| Plik ściągnięto 6946 raz(y) 102,93 KB |
IMG_2233.JPG park w calej okazalosci |
 |
| Plik ściągnięto 6946 raz(y) 95,07 KB |
IMG_2236.JPG restauracja kilka krokow od parku oraz widok na Stagire |
 |
| Plik ściągnięto 6946 raz(y) 71,64 KB |
IMG_2230.JPG sam mistrzu (ten na bialo... :) ) |
 |
| Plik ściągnięto 290 raz(y) 126,19 KB |
|
|
|
|
 |
gazebo
początkujący forumowicz
Dołączył: 03 Kwi 2012 Otrzymał 5 piw(a)
|
Wysłany: 2012-07-10, 10:43
|
|
|
i jeszcze kilka obrazkow z przesympatycznego Campingu Ouranopoli bardzo sie cieszymy, ze wlasnie tam trafilismy! fantastyczne miejsce, jesli ktos szuka spokojnego, rodzinnego miejsca na wypoczynek...
IMG_0559.JPG zapraszamy! :) |
 |
| Plik ściągnięto 6925 raz(y) 72,8 KB |
IMG_0517.JPG psi wujek :) to sympatyczne zwierze po prawej, to Ziuta! :) |
 |
| Plik ściągnięto 6925 raz(y) 73,3 KB |
IMG_0611.JPG taras restauracji na kempingu - w takich okolicznosciach przyrody smakuje jeszcze lepiej.... :) |
 |
| Plik ściągnięto 6925 raz(y) 86,5 KB |
IMG_0612.JPG w glebi restauracja i sklepik - na pierwszym planie glodomory.... :) |
 |
| Plik ściągnięto 6925 raz(y) 82,12 KB |
IMG_0626.JPG to zdjecie dokumentuje, ze w czasie wyprawy wielokrotnie bylem zastraszany oraz grozono mi utrata zdrowia i zycia! :) |
 |
| Plik ściągnięto 6925 raz(y) 101,85 KB |
IMG_0629.JPG spontaniczna reklama... :) ale jak widac na zdjeciu radosc nieklamana :D |
 |
| Plik ściągnięto 6925 raz(y) 61,15 KB |
IMG_0646.JPG to zdjecie zrobilismy przy kolacji... |
 |
| Plik ściągnięto 6925 raz(y) 43,24 KB |
IMG_0676.JPG wspolna fotka z gospodarzami - dzieki tym ludziom nasz pobyt na Athosie byl wspanialy! DZIEKUJEMY! |
 |
| Plik ściągnięto 6925 raz(y) 59,22 KB |
IMG_0678.JPG Gregory z dziewczynami - szczesciarz! :) |
 |
| Plik ściągnięto 6925 raz(y) 57,26 KB |
IMG_0683.JPG dostep do morza - doslownie kilka krokow.... |
 |
| Plik ściągnięto 6925 raz(y) 84,55 KB |
|
|
|
|
 |
| Wyświetl szczegóły |
 |
DAMIAN.CZ
trochę już popisał
Twój sprzęt: Fiat Ducato KNAUS 510C
Nazwa załogi: Czołhanki
Dołączył: 13 Cze 2010 Postawił 1 piw(a) Skąd: ZIELONA GÓRA
|
Wysłany: 2012-07-11, 21:07
|
|
|
Wspaniała relacja!
Czytałem jednym tchem, szczególnie tą część dotyczącą samej Albanii
pozdrawiamy |
|
|
|
 |
MAREKH
weteran

Twój sprzęt: LMC na DUKATO
Dołączył: 28 Wrz 2007 Piwa: 257/71 Skąd: Kielce
|
|
|
|
 |
Camper Diem
Kombatant

Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy Dołączył: 01 Wrz 2007 Piwa: 59/73 Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
|
Wysłany: 2012-07-16, 06:02
|
|
|
camping Ouranopoli nam też się bardzo podobał. trochę drogi (40E), ale okazał się jednym z sympatyczniejszych miejsc podczas naszej chalcydyckiej wyprawy |
_________________ Camper Diem! |
|
|
|
 |
gazebo
początkujący forumowicz
Dołączył: 03 Kwi 2012 Otrzymał 5 piw(a)
|
Wysłany: 2012-07-16, 08:16
|
|
|
40 Euro???? za jedna noc? hmmm.... my placilismy 25 Euro/noc (camper+3 dorosle osoby+1 dorosly jamnik ) a propos cen, to celowo nie wstawialem szczegolow cenowych do relacji, bo koncepcja tej relacji jest troche inna :D Jednak, jesli ktos potrzebuje jakies szczegolowe informacje cenowo-logistyczne, to jestem do dyspozycji... |
|
|
|
 |
gazebo
początkujący forumowicz
Dołączył: 03 Kwi 2012 Otrzymał 5 piw(a)
|
Wysłany: 2012-07-25, 08:52
|
|
|
Dzień jedenasty: pora wracać...
Rano śniadanko, pakowanko, serwis dla kampera, dla nas jeszcze ostatnia przed wyjazdem kąpiel w morzu. Pozostaje uregulować rachunek (100 Euro za 4 noce full service ) pożegnać się z Ziutą (strasznie ciężko.... ) i ruszamy.... Jeszcze wpadamy na chwilę do Ouranoupoli na małe zakupy i w drogę na północ.
W kamperze raczej niewesoła atmosfera – na tym kempingu było faktycznie fantastycznie i strasznie żal nam stad odjeżdżać! Wszystko było tak jak miało być: miejsce, ludzie, atmosfera, spokój.... Już dzisiaj jestem pewien, że jeszcze tutaj wrócimy. I nie tylko ja jestem pewien (Uchwała Rady Starszych Ekipy, z dnia.... ) Dodam jeszcze, ze na pożegnanie dostajemy od rodzinki właścicieli....kilka jajek od ich własnych kur, żebyśmy mogli sobie zrobić śniadanko w drodze! To bardzo miłe, że ktoś w sumie obcy stara się o to, żebyśmy mieli coś na śniadanie jutro
Podróż powrotna przebiega bez zakłóceń: kierujemy się na autostradę do Thesalonik, na obwodnicy odbijamy na południe w kierunku na Skopje. Około 20 km przed granicą z Macedonią zatrzymujemy się na stacji benzynowej EKO. Niestety, stacja okazuje się być jakimś koszmarnym, opuszczonym budynkiem – uciekamy :/ Przed samą granicą jest stacja BP – prawie taki sam syf jak na tej poprzedniej tylko ta stacja dla odmiany jest czynna! Nieźle... Uciekamy!!! :/
Na granicy szybciutko – kontrola zupełnie bezbolesna i jesteśmy w Macedonii. Kawałek za granicą wyprzedzam 2 TIRy z Pragi – nasi! Już mi raźniej i bezpieczniej :D Macedonię przelatujemy bez problemów i tylko krowa w pierwszej budce opłat na autostradzie psuje mi humor. Zapłaciłem jej 2,40 Euro (bo tyle chciała), ale jak za chwilę przeliczyliśmy, to opłata wynosiła 1,40 E! Małpa!!! Na następnej bramce daje 1 Euro i nic mnie nie interesuje! Gość coś marudzi pod nosem, ale daje bilecik i jedziemy. Do końca Macedonii na każdej bramce daje 1 Euro i nic, totalnie nic nie mówię, tylko czekam na bilecik – zawsze reakcja taka sama: mruczą pod nosami, ale dają. Co za dziwny kraj! Ale ładny Nawet z autostrady widać, że warto zatrzymać się tutaj na dłuższą chwilę...
Na granicy Macedońsko – Serbskiej żebrzące cygańskie dzieci. Po 10 latach mieszkania w Czechach jestem uodporniony – od nas na pewno nic nie dostaną! Kontrola dokumentów banalna, pan celnik upewnia się, że jesteśmy z Czech (uzupełniam, że z Czech i z Polski) więc nic do nas nie ma. Witamy w Serbii.
Nie wiem do końca czemu, ale jadąc odcinek od granicy z Macedonią do autostrady w Serbii, czuję się jak na zakopiance w Polsce. Ten krajobraz chyba jest jakoś dziwnie znajomy, szczególnie już trochę dalej od granicy... Po drodze mijamy jadącego z przeciwka kamperka na polskich numerach zaczynających się od SB..... Proszę się przyznać, kto jechał!
Kiedy wskakujemy na autostradę zapada już zmrok. Ustalamy z ekipą, że postaram się popedałować dzisiaj na maxa, a jutro zrobimy sobie dzień luzu i wylądujemy na basenie termalnym gdzieś na Węgrzech. No to jadę Trochę po północy przejeżdżamy przez Belgrad. Ruch całkiem spory jak na tę porę i myślę, że przejazd przez to miasto kamperem w środku dnia nie musi należeć do przyjemności. O kulturze jazdy miejscowych kierowców, a raczej jej totalnym braku, nawet nie wspominam....
Około 1.30 docieramy na stację Lukoil za Belgradem i ekipa decyduje, że tutaj dzisiaj zakotwiczymy na noc. Ja bym jeszcze ze 100 może 200 km pociągnął, ale widzę, że wszyscy bardziej zmęczeni ode mnie więc nie dyskutuję... Magda idzie jeszcze zapytać obsługę czy można tutaj zaparkować – są bardzo przyjaźnie nastawieni i nie mają z naszą obecnością najmniejszych problemów
Dzień dwunasty, czyli powrót do naszych realiów
Rano budzę ekipę dosyć wcześnie (około 7.30), ale chciałbym żebyśmy dotarli na Węgry jak najszybciej. Lenka wkurzyła się na mnie za to i chyba pierwszy raz od początku wyprawy zrobiła to na serio... :/ Poranna toaleta + śniadanko w Costa Cafe na stacji stawia nas jednak na nogi (wszystkich ) i możemy ruszać.
Jest ładna pogoda, dosyć ciepło, ale nie tak jak było jeszcze wczoraj w Grecji....Zaczynamy tęsknie wzdychać
Przed granicą z Węgrami tankuję na stacji OMV. Tutaj małe ostrzeżenie. Paliwo w Serbii jest tańsze niż na Węgrzech i to zdecydowanie (cena za litr diesla to około 1,2 Euro), ale często się zdarza, że leją tam do baków niesamowity syf! Wiem, że zwykły śmiertelnik nie ma szansy sprawdzić co mu leci z dystrybutora do baku, ale nasz kamper później miał spore „niestrawności” i chociaż sprawa nie została do końca jeszcze wyjaśniona (ekspertyza próbek jest w toku), to jest niemal pewne, że przyczyną było bardzo niskiej jakości paliwo (siarka) zatankowane właśnie w Serbii. Dodam tylko, że aby uniknąć właśnie takich problemów, tankuję tylko na tzw. markowych stacjach. Niestety, jak widać i to nie jest gwarancją, że wszystko będzie ok.
Docieramy do granicy z Węgrami. Tutaj czas się zatrzymał około 20 lat temu: banda węgierskich nierobów w mundurach (czyli policja, albo straż graniczna – sam nie wiem co to za badziewie....) przechadza się między samochodami ustawionymi w 3 kolejkach i.....kontroluje!!! Każą otwierać bagażniki, grzebią w prywatnych rzeczach. A tak na prawdę, to ta ich kontrola jest zupełnie bez celu – jeśli chciałbym coś przewieźć, to i tak bym to zrobił. Jeden z nierobów podchodzi do naszego kamperka i pyta o....deklarację celną!!! O matko!!! Faktycznie jesteśmy 30 lat wstecz! Zaczynam się śmiać i kiwam przecząco głową. Nierób nie daje za wygraną: chce wleźć do kampera! A proszę bardzo: na łóżku leżą moje gacie, Magdy piżama i sterta brudnych ciuchów po całych 2 tygodniach, a w łazience wisi bikini Lenki – co szanowny pan raczy najpierw skontrolować? Jełop w mundurze gramoli się do środka i zaczyna otwierać szafki. Jego wzrok pada na lodówkę, ale....i tutaj moment konsternacji, bo jełop nie wie jak to się otwiera – za tępy jest, żeby znaleźć przycisk z góry. Stoję przed nim i coraz bezczelniej zaczynam się uśmiechać. Odwraca głowę i patrzy na moje gacie na łóżku, to przekonuje go definitywnie do opuszczenia pojazdu Wychodząc jeszcze pyta czy Figa ma dokumenty – pokazujemy mu paszport, z którym i tak nie wie co zrobić, bo nie otworzył nawet na pieczątkach ze szczepieniami, a to powinno go zainteresować. Matoł. Opuszczamy po w sumie około 40 minutach ten cyrk, a la nostalgiczne wspomnienia lat 80. Komuna mentalna ma się tutaj wyśmienicie! NIGDY WIĘCEJ!!!
Kupujemy winietę za 2975 Ft i lecimy dalej. Po drodze Magda ma wybrać z naszych materiałów i przewodników jakiś basen termalny w zasięgu naszej trasy do Pragi. Wybór pada na Komarom. Po minięciu Budapesztu dosyć mocno załadowaną obwodnicą, docieramy bez trudu do Komarom i znajdujemy mniej więcej basen termalny. Teraz tylko musimy znaleźć miejsce do zaparkowania lub ewentualnie miejsce na kempingu. I tutaj kolejny powiew komuny. Magda idzie do pobliskiego hotelu i pyta o miejsce parkingowe. Obsługa jakby obrażona, że w ogóle musi odpowiadać na pytania w godzinach pracy! Na szczęście nie zapominają dodać, że za psa trzeba płacić osobno! :/ Jedziemy na pobliski kemping, który jednak znaleźliśmy. Gruby facet na parkingu (przez który niestety musimy przejechać, aby dostać się na kemping) nie raczy nas wpuścić przed bramę kampingu, bo....nie chce mu się ruszyć, żeby przestawić słupek, który sam postawił niemal na środku wjazdu. Kiedy niemal wjeżdżam mu już na ten jego słupek, to w końcu obrażony podnosi się z krzesła i zaczyna komunikować..... Gdzie my jesteśmy??? Gdzie są ci uśmiechnięci ludzie, którzy chętnie przyjmą nas nawet do swoich domów? Gdzie są ci ludzie, którzy zawsze mieli dla nas czas i z uśmiechem odpowiadali na nasze pytania? Gdzie jest ktoś kto bezinteresownie przejedzie z nami całe miasto, żeby tylko być pewnym, że dotrzemy do celu? No tak, oni wszyscy zostali w swoich Albaniach, Czarnogórach, Grecjach.... Może i jest w Albanii biedniej, a w Czarnogórze śmieci w rowach, ale w tej naszej, „lepszej” części Europy chyba panuje jakiś inny, ciężki klimat. I nie mam na myśli wcale warunków atmosferycznych...
Parkujemy kamperka na kempingu i idziemy na basen. Popływałem, wymoczyłem się – zrobiło mi się lepiej Basen i otoczenie calkiem w porzadku - warto sie zatrzymac na jeden lub dwa dni.
Wieczorem idziemy coś upolować na kolację. Marzy nam się jakaś regionalna restauracja z dobrą madziarską kuchnią, o której słyszeliśmy tyle dobrego i smacznego Niestety, w Komarom nie znaleźliśmy nic takiego – zadowalamy się więc solidną porcją miejscowego gyrosu z frytkami i colą....
Mój zły humor dopełnia 1-1 z Grekami i 4-1 z Rosją. Życie jest ciężkie :/
IMG_2242.JPG gory Macedonii - zdjecia rozmazane, bo robione przez przednia szybe, a skonczyl mi sie plyn w spryskiwaczu :) |
 |
| Plik ściągnięto 6534 raz(y) 59,97 KB |
IMG_2251.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6534 raz(y) 57,7 KB |
IMG_2252.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6534 raz(y) 65,65 KB |
IMG_2254.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6534 raz(y) 54,33 KB |
IMG_2256.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6534 raz(y) 60,35 KB |
IMG_2260.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6534 raz(y) 62,69 KB |
IMG_2272.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6534 raz(y) 55,08 KB |
IMG_2279.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6534 raz(y) 42,87 KB |
|
|
|
|
 |
gazebo
początkujący forumowicz
Dołączył: 03 Kwi 2012 Otrzymał 5 piw(a)
|
Wysłany: 2012-07-25, 09:11
|
|
|
Dzień trzynasty, home, sweet home...
Rano, bez wielkiego żalu opuszczamy Komarom. Wrzucam do nawigacji adres domowy i ruszamy. Pogoda na szczęście nie utrudnia nam powrotu: w nocy był silny wiatr i teraz zamiast wczorajszego upału mamy 19 stopni i chmury, z których zaraz zacznie padać. Tłumaczę sobie, że im gorsza pogoda, tym lepiej zaakceptuję to, że już trzeba wracać do domu...
Zdecydowaliśmy wrócić przez Słowację pomimo, iż mamy już winietę austriacką. Przez Wiedeń stracimy sporo czasu, a do 17.00 musimy odstawić kamperka do wypożyczalni do Liberca. Ostatecznie 10 Euro za winietę na słowacką autostradę jesteśmy w stanie przeżyć
Niestety, po wjeździe na Słowację stało się coś czego nie przewidzieliśmy: na autostradzie na wysokości Bratysławy kamper zaczyna strajkować! Zmusza mnie swoim zachowaniem, żebym zatrzymał się na prawym pasie autostrady (brak pobocza w tym miejscu), włączył awaryjne i zaczął szukać pomocy. Najpierw informuję – zgodnie z zasadami umowy – wypożyczalnię. Pan w wypożyczalni prosi, żebym zadzwonił na assistance, a on w tym czasie zgłosi sprawę swojemu szefowi i obaj zastanowią się co dalej, czekając również na moją informację z assistance. Dzwonię na podane numery w książce serwisowej pojazdu, dzwonię na numery podane w specjalnej broszurze FIAT Ducato assistance, dzwonię na Słowację, do Czech, do Polski. Jestem przekierowywany błędnie do Anglii nawet do…. Szwecji! Bez zbędnych szczegółów dodam tylko, ze ponad godzinę staliśmy na tej autostradzie, próbowaliśmy się dodzwonić lub dodzwoniliśmy się do około 20 różnych punktów assistance lub podanych tam numerów i NIKT nam nie pomógł! W tym czasie również właściciel wypożyczalni dzwonił do różnych możliwych punktów assistance z takim samym zerowym efektem. Na szczęście sytuacja nie była tak poważna jak wydawało się na początku i dzięki pomocy koleżeńsko-telefonicznej zorganizowanej przez właściciela wypożyczalni udało nam się w końcu ruszyć w dalszą drogę, ale na moim własnym przykładzie informuję wszystkich, że Fiat Ducato Camper Assistance NIE DZIAŁA! To tylko zupełna fikcja i jeśli ktoś będzie miał problem ze swoim autkiem (czego nie życzę), to niech się przygotuje na to, że zostanie z tym problemem zupełnie sam na środku drogi.
Jako ciekawostkę dodam tylko, ze stojąc na tej autostradzie (trójkąt, światła awaryjne, ja w kamizelce odblaskowej) minął nas patrol słowackiej policji drogowej – nawet się nie zatrzymali... Przejechali obok nas po drugim pasie i bez najmniejszego zainteresowania pojechali dalej! Tam nie ma pobocza, więc nie ma siły – musieli nas widzieć!
W lekko zgaszonych nastrojach, po dokonaniu pewnych czynności kamperowi ruszamy jednak szczęśliwie dalej. Jadę wolniej - w razie czego chcę po prostu oszczędzić kampera, nawet pomimo, tego, że wszystko już wygląda w porządku. Wjeżdżamy do Czech, mijamy Brno i teraz już kierunek Praga. Po drodze jeszcze jeden postój i za dwie godzinki wjeżdżamy na obwodnicę Pragi. Kawałek po obwodnicy i już wita nas 2 tygodnie niekoszony trawnik przed naszym domkiem
W tym miejscu muszę jeszcze wspomnieć o miłej postawie właściciela wypożyczalni. Zgodnie z umową miałem tego ostatniego dnia oddać kampera do wypożyczalni Autopartner w Libercu do 17.00 (jak wspominałem zresztą wcześniej). Oczywiście jasne jest, że jak się kamperzysko wstrętne rozkraczyło na środku drogi, to ten termin był nie do dotrzymania. Oczywiście właściciel wypożyczalni p. Daniel Havelka (osoba zresztą aktywna na caravan-24.cz) całkowicie akceptował od początku, że termin zwrotu w związku z sytuacją nie będzie przez nas dotrzymany (to logiczne), ale później stwierdził, że sam przyjedzie po kampera do Pragi, żeby nie robić mi już więcej problemów. Takie postępowanie pozwala mi wierzyć, że jeszcze ten najgorszy klimat całkiem nas nie opanował Faktycznie, po powrocie do domu i rozładunku kampera, mogłem szczęśliwie przekazać auto z powrotem w ręce p. Havelki na parkingu przed moim domem.
Zakończenie
Rozładowaliśmy, oddaliśmy klucze, kamper zniknął za zakrętem naszej ulicy....
To były wspaniałe dwa tygodnie: trochę problemów, trochę adrenaliny, trochę ciężkich i nerwowych chwil, ale przede wszystkim dużo słońca, radości i kupa śmiechu! Jednak to co zapamiętam najbardziej z tej podróży, to niesamowita gościnność i otwartość ludzi, których spotkaliśmy na południu. Ich bezinteresowność, miłe czasami tylko symboliczne gesty pozwalają wierzyć, że ten świat jeszcze nie zszedł całkiem na psy (sorry Figa )....
Dziękuję wam wszystkim za to!
Do zobaczenia wkrótce....
IMG_0691.JPG czytanie mapy to jednak dla jamnika usypiajace zajecie... :) |
 |
| Plik ściągnięto 6514 raz(y) 50,33 KB |
IMG_0696.JPG W Pradze na Zlicine tez jest ladnie... :) |
 |
| Plik ściągnięto 6514 raz(y) 25,8 KB |
IMG_0698.JPG .... i na szczescie nie musimy jechac tysiace kilometrow, zeby sobie taki ladny zachod slonca zobaczyc :) |
 |
| Plik ściągnięto 6514 raz(y) 23,46 KB |
IMG_0699.JPG ....chociaz morza troche brakuje do kompletu :) |
 |
| Plik ściągnięto 6514 raz(y) 24,76 KB |
IMG_0704.JPG
|
 |
| Plik ściągnięto 6514 raz(y) 29,44 KB |
|
|
|
|
 |
| Wyświetl szczegóły |
 |
Barbara i Zbigniew Muzyk
Kombatant

Twój sprzęt: fiat ducato2001-Bassa748
Pomogła: 7 razy Dołączyła: 23 Lip 2010 Piwa: 358/407 Skąd: krakow
|
Wysłany: 2012-07-29, 21:13
|
|
|
| Gazebo ale starym zwyczjem nalezy sie podsumowanie,ile km,jakies GPS-a,itp.Relacja fajna,nawet sie posmialam,ale bolaly mnie oczy od cztania jednolitego tekstu,na poczatku myslalam,no nie bedzie zdjec,pewnie trudniej ale fajniej sie czyta relacje z pokazanymi na przemian zdjeciam.I tak stawiam piwko.Widzisz wlasni restauratorzy nie karmia psow,tylko turysci,tak jest w calej Grecji.Teraz na samej granicy w Rumuni na dunaju piekna suka jadla pokruszony przez nas chleb,taka byla glodna.Albania nie jest droga tranzytowa,piekne plaze np we Vlor sa do odpoczynku za darmo.,jak rowniez po drudiej stronie plaza w Ksamil,na ktorej bylismy z Bimem.Tempo mieliscie duze,wiecej jazdy jak odpoczynku.My teraz tez na Halkidiki i Bulgarie mielismy tempo 2 tyd.Nigdy wiecej.Pisze nie jedzie sie do Albani z Podgoricy a z Ulcinij,mniej ruchliwa droga ale przyzwoita i omija Szkoder jadac przez nowy most obrotowy.pozdrawiam fontanne Krizikowa,10 prazan nam mowilo jak do niej dojechac,ale teraz mamy swoje koordynaty.Barbara Muzyk |
|
|
|
 |
Roza
zaawansowany

Twój sprzęt: Fiat Ducato Eura Mobil 770 HB
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomogła: 2 razy Dołączyła: 27 Mar 2010 Piwa: 103/18 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: 2012-07-30, 04:24
|
|
|
Swietnie sie czytalo! Dzieki za ostrzezenie- a propos paliwa w Serbii. Mielismy podobna przygode po zatankowaniu w Chorwacji 2 lata temu.
Stawiam piwo i dziekuje |
_________________ "...wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu..." |
|
|
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do ulubionych Wersja do druku
|
|