Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: Tadeusz
2012-02-08, 21:31
Brytyjska przygoda. Z Calais do Dover i dalej...
Autor Wiadomość
marty 
trochę już popisał


Twój sprzęt: Ducato 1999 2.8 idTD Burstner A 532
Dołączył: 11 Lis 2009
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-02-22, 13:45   

Czytamy z zaciekawieniem, bo w sierpniu po raz pierwszy chcemy kamperem dojechać do Carlisle. Nie wiemy jak się jeździ po lewej stronie, gdzie nocować, ile wziąć pieniędzy. Nic nie wiemy. A będziemy w GB między 8 a 14 sierpnia. Więc prosimy o rady.
p.s.
Po 14. wracamy na stały ląd do: Francji, Belgii, Niemiec, Danii i tu w strefie Euro i prawostronnym ruchu damy sobie radę.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Tadeusz 
Administrator
CamperPapa


Twój sprzęt: Fiat Talento Hymercamp
Nazwa załogi: Kucyki
Pomógł: 16 razy
Dołączył: 06 Lis 2007
Piwa: 1568/2198
Skąd: Otwock
Wysłany: 2012-02-22, 16:35   

Cytat:
Czytamy z zaciekawieniem, bo w sierpniu po raz pierwszy chcemy kamperem dojechać do Carlisle. Nie wiemy jak się jeździ po lewej stronie, gdzie nocować, ile wziąć pieniędzy. Nic nie wiemy. A będziemy w GB między 8 a 14 sierpnia. Więc prosimy o rady.


Witaj Marty.

Tu znajdziesz troszkę rad: http://www.camperteam.pl/...opic.php?t=9133

Chętnie porozmawiam z Tobą przez telefon, ale najlepiej gdybyś znałazł chwilę czasu i dał się zaprosić na kawę. Do Otwocka masz blisko. :ok

Przy kawce będziemy mogli porozmawiać o wszystkim co Ciebie interesuje.

Serdecznie zapraszam. :spoko
_________________
W życiu najlepiej jest, gdy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest tylko dobrze - to niedobrze.
Ks. Jan Twardowski.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
marty 
trochę już popisał


Twój sprzęt: Ducato 1999 2.8 idTD Burstner A 532
Dołączył: 11 Lis 2009
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-02-25, 11:18   

Z góry dziękuję za zaproszenie, na pewno skorzystam jak tylko dzień się wydłuży. A propos, ostatni raz rozmawialiśmy w Pajęcznie... głównie o chorobach. Nawet mamy wspólną fotkę, ja jestem ten w żółtym ze złotym napojem. Pozdrawiam i do zobaczenia.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
marty 
trochę już popisał


Twój sprzęt: Ducato 1999 2.8 idTD Burstner A 532
Dołączył: 11 Lis 2009
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-02-25, 12:18   

http://www.camperteam.pl/...ad.php?id=58566
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Tadeusz 
Administrator
CamperPapa


Twój sprzęt: Fiat Talento Hymercamp
Nazwa załogi: Kucyki
Pomógł: 16 razy
Dołączył: 06 Lis 2007
Piwa: 1568/2198
Skąd: Otwock
Wysłany: 2012-02-28, 16:22   

Brytyjska przygoda cz. 4

Klasztor, strzechy i melancholia.


Z Dover przez Canterbury i Oxford dotarliśmy do Ross on Wye w hrabstwie Herefordshire.
Tu znajduje się nasza baza i większość naszych kamperowych wypraw po Wielkiej Brytanii tu zaczynamy i tu kończymy. Samemu Ross on Wye, a także leżącym w pobliżu Hereford i Gloucester poświęciłem inny odcinek opisu naszych przygód. Okolica, uważana za serce Anglii, jest malownicza a leżące w pobliżu wioski i miasteczka pełne atrakcji – pięknych i stareńkich kościółków, zamków, uroczej architektury wiejskiej i małomiasteczkowej, oraz niezwykłych pomników przyrody.
Dlatego snujemy się po wioskach i miasteczkach nieśpiesznie, aby jak najwięcej zobaczyć, zapamiętać, poznać i znaleźć czas na pogawędki z ich mieszkańcami.

Opisy naszych wycieczek i spacerów znajdziecie tu:

http://www.camperteam.pl/...?t=3485&start=0

oraz tu:

http://www.camperteam.pl/...?t=4620&start=0

Tym razem z Ross-on-Wye wyruszamy wzdłuż rzeki Wye, do jej ujścia już w Walii i przekraczając most na rzece Severn kierujemy się wzdłuż brzegu Kanału Bristolskiego do Sommerset, Devonu i Kornwalii. Początkowo autostradą M5, omijając Bristol, a w Bridgewater zjeżdżamy na drogę A39 biegnącą blisko brzegu.

Wybraliśmy tę trasę dla wyjątkowego piękna wiosek i miasteczek, które zamierzamy odwiedzić ale też dla spotkania z historią i legendami tych ziem.
W miasteczku Washford skręcamy na południe, by na przedmieściu odwiedzić prawdziwy klejnot hrabstwa Sommerset – Cleeve Abbey, klasztor staronormański, przebudowany w XV w. na gotycki.

Ten mostek prowadzi do bramy klasztoru.

Brama jest wkomponowanym w mury budynkiem o charakterze obronnym.

Brama od strony terenów klasztornych.

Brama w oddali. Widać jak rozległe są tereny klasztorne.

Cleeve Abbey i natura.

To opactwo cystersów jest oazą ciszy i spokoju, położone w pięknej dolinie zwanej „doliną kwiatów”. Klasztor założony w 1198 roku nigdy nie należał do dużych i nawet w okresie jego świetności żyło i pracowało w nim tylko 28 mnichów. Bywały w jego historii okresy niedostatku i rozkwitu, a w r. 1536 spotkał go los podobny do innych opactw, na rozkaz Henryka VIII zburzono kościół pozostawiając w stanie właściwie nienaruszonym budynki klasztorne, w tym bramę wjazdową, XV wieczny refektarz z piękną konstrukcją dachu i XIII wiecznymi płytkami heraldycznymi, zakrystię z niezwykle dekoracyjnym malarstwem ściennym z XIII w. i mozaikami z kafelków podłogowych, kapitularz z pięknym maswerkiem okiennym i obszerną sypialnię mnichów.

Dziedziniec.

Resztki zniszczonego portalu bramnego.

Pomieszczenie sypialne.

Refektarz.

Drewniane anioły. Zdobienia stropu refektarza.

Cleeve Abbey. Detale.

Detal architektoniczny.

W krużganku.

Misterne arcydziełko rzeżby gotyckiej.

Fragment wczesnogotycki.

Misterna ciesielka stropów.

Resztki krętych, kamiennych schodów zewnętrznych.

Refektarz, czyli sala jadalna.

Sień. Powiązanie stylów normańskiego z wczesnym gotykiem.

Strop refektarza.

Po rozwiązaniu klasztoru jego zabudowania na 300 lat zamieniono na wielki dom i miejsce pracy. Nie dziwią zatem pewne zmiany w architekturze i zniszczenia, skoro refektarz zamieniono na stajnie.
Na szczęście prace wykopaliskowe w XIX wieku i podjęte prace renowacyjne przywróciły pierwotny charakter pomieszczeń.

Z takim to przygotowaniem teoretycznym zajechaliśmy na parking ( N 51,15779722 W 3,36548611).

Tym razem było nas troje, zabraliśmy bowiem w charakterze przewodnika naszą córkę, Joannę. To ona wyznaczyła trasę tej romantycznej wycieczki do celu, który chodził nam po głowie od dawna, dokładnie od chwili, gdy wyczytałem gdzieś sensacje na temat króla Artura. Udowodniono, że to postać autentyczna, wskazano miejsce jego urodzenia i tylko z odnalezieniem Camelotu są problemy. Jednym słowem zmierzaliśmy do zamku Tintagel w Kornwalii, gdzie Merlin uformował osobowość młodego Artura i gdzie oprócz obcowania z legendą i historią oczekiwaliśmy dużej dawki wrażeń czysto estetycznych, a to za sprawą piękna tej ciepłej, bogatej w palmy, krainy.
Po drodze zamierzaliśmy zwiedzić miejsca ciekawe i osobliwe a Cleeve Abbey było pierwszym z nich.
Przekraczając bramę klasztoru znaleźliśmy się w innym świecie. Szemrzący strumyk, pracujący przy nim młyn, urokliwe ruiny i zachowane pomieszczenia z niesamowitym klimatem, detalami architektonicznymi misternie wykutymi w kamieniu i kunsztownymi rzeźbami aniołów z drewna, kręte schody i maleńkie zakątki, a zaraz obok obszerne sale internatu i refektarza z dużymi, gotyckimi oknami.
Joanna obiecała pokazać nam miejsce magiczne i dotrzymała słowa. Prawie nie zdarza się abym milczał tak długo jak to się zdarzyło tam, w opactwie Cleeve. Piękno i czar tego miejsca potrzebuje ciszy. Dziś, przeglądając zdjęcia, znów popadam w nastrój pogodnej melancholii.

Fundamenty kościoła.

Fragment normański.

Kafle heraldyczne.

Na skąpanym w słońcu dziedzińcu.

Pozostałości zabudowań przykościelnych.

Sypialnia mnichów.

We wnętrzu najstarszej części klasztoru.

Wnętrza po częściowej restauracji.


Ławy przyokienne.

W tej części budowli doskonale widać pomieszanie stylów, efekt rozbudowy.

Jeśli moje słowa są zachętą do odwiedzenia tych stron i kampery z polską rejestracją miałyby tu zagościć, podaję aktualne ceny wstępu:

Dorośli: £ 4.20
Dzieci: £ 2.50 (5-15 lat).
_________________
W życiu najlepiej jest, gdy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest tylko dobrze - to niedobrze.
Ks. Jan Twardowski.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Tadeusz 
Administrator
CamperPapa


Twój sprzęt: Fiat Talento Hymercamp
Nazwa załogi: Kucyki
Pomógł: 16 razy
Dołączył: 06 Lis 2007
Piwa: 1568/2198
Skąd: Otwock
Wysłany: 2012-02-29, 13:23   Klasztor, strzechy i melancholia. Cd.

Tylko 4,5 mili dzieli klasztor od miasteczka Dunster w zachodnim Sommerset.
Jeśli szukamy scenografii do bajek pogodnych, lub opowieści o szczęśliwym zakończeniu, to właśnie tu ją znajdziemy. Przepiękne domki kryte strzyżoną strzechą, ukwiecone zaułki, kamienne mostki, zabytkowa wiata handlowa szumnie nazywana halą targową, przepiękny kościół z przyległym ogrodem, czyni to miasteczko doprawdy bajkowym.
Kościół jest jedyną pozostałością po klasztorze i jego uroda pobudza wyobraźnię. Zadajemy sobie pytanie – jak piękne były zabudowania klasztoru?
Spacerując po Dunster cofamy się w czasie, tracimy poczucie rzeczywistości. Otoczenie jest naprawdę jak scenografia filmowa lub nawet teatralna, wydaje się odrealnione przez swą skalę – wszystko wydaje się małe, kameralne i przytulne.



















Nad tym bajkowym miasteczkiem góruje potężne zamczysko o ponad 1000-letniej historii. Stoi na wysokim, rozległym wzgórzu. Po jednej jego stronie przycupnęło miasteczko, a po drugiej rozciąga się rozległy widok na Exmoor – park narodowy. Widać stąd również Bristol Channel i Walię na jego przeciwległym brzegu.
Zamek był twierdzą chroniącą przed Celtami i Wikingami. Po bitwie pod Hastings, Wilhelm Zdobywca przyznał Dunster Normanowi, lordowi Wiliamowi de Mohun i zamek był w posiadaniu tej rodziny przez 300 lat, dopóki w 1376 r. lady Joan de Mohun nie sprzedała go lady Elizabeth Luttrell. Aż do roku 1976 był w posiadaniu tej rodziny. Wtedy właśnie major Sir Walter Luttrell oddał zamek i większą część jego wyposażenia organizacji National Trust.

Zamek robi ogromne wrażenie mimo wyburzenia fortyfikacji na rozkaz Olivera Cromwella w roku 1650. Pozostawiono tylko mieszkalną część zamku. Była ona potem rozbudowywana i modernizowana, ale pod koniec w. XIX usunięto wszystkie XVIII-wieczne dodatki i przywrócono średniowieczny charakter.
Wokół zamku rozciągają się piękne ogrody ze strumieniem, kamiennymi mostkami i urokliwymi młynami wodnymi
Nie zwiedziliśmy wnętrza zamku z uwagi na późną porę, ale wrócimy tu jeszcze.


Na tym parkingu pod zamkiem można kamperkiem zanocować. Po prawej.



Po lewej: Brama do zamku. Po prawej: Brama do ogrodów zamkowych.



Po lewej: Zabytkowa wiata handlowa. Po prawej: Detale wiaty.



Po lewej: Fragment pozostałości klasztoru. Po prawej: Kosciół klasztorny.



Po lewej: Ogrody klasztorne. Po prawej: Wnętrze kościoła.

W centrum miasteczka, przy zabytkowej wiacie handlowej jest parking. Jego koordynaty podaję jako namiary na Dunster:

N 51,18416389 W 3,44420556

Ceny biletów:
Do zamku i ogrodów: Dorośli: 7,80
Dzieci: 3,80

Do ogrodów: Dorośli: 4,30
Dzieci: 2,00


Z Dunster do Lynmouth, następnego etapu naszej podróży jest 20 mil drogą A 39. Wybraliśmy jednak drogę biegnącą niemal samym skrajem wysokiego, klifowego brzegu, z miasta Minehead wspinającą się na wzgórze Selworthy Beacon, opadającym stromo ku morzu. Nie mogliśmy wymarzyć lepszego miejsca na nocleg. Z drogi asfaltowej krótka droga gruntowa wyprowadza nas na mały parking wśród wrzosowisk z widokiem na morze, a właściwie wciąż jeszcze Bristol Channel, w tym miejscu już bardzo szeroki. Brzeg walijski jednak jeszcze widać. Kolacja o zachodzie słońca w tych warunkach smakuje szczególnie. Mamy również sympatycznych gości, którzy zbocza nadmorskie wykorzystują do wieczornego joggingu w towarzystwie swych psów.
Spacerując po wrzosowiskach oddaliłem się od kampera na tyle, że wydał się maleńką kropką na tle bezmiaru zieleni.
Jeśli pojedziecie naszym śladem, zatrzymajcie się tu:

N 51,21793889 W 3,50832778



Oto Bristol Chanel w czasie odpływu. Przy obu mostach łączących Anglię z Walią, tuż koło Bristolu, różnica poziomów dwukrotnie w ciągu doby osiąga 14 m. W czasie odpływu morze po prostu odchodzi odsłaniając dno na ogromnym obszarze.

Przed nami morze zieleni po lewej stronie i błękit wód po prawej, jesteśmy wciąż w Sommerset, ale przed nami Devon - trzecie co do wielkości hrabstwo w Anglii. Graniczy z Sommerset, Dorset i Księstwem County of Cornwall do którego zmierzamy. To tu znajdują się dwa parki narodowe Dartmoor i Exmoor, urocze wioski z chatami krytymi strzechą i kurorty na obu liniach wybrzeża. My pojedziemy wybrzeżem północnym z wizytą do słynących z urody wiosek rybackich, a potem dalej, na spotkanie z legendą.
_________________
W życiu najlepiej jest, gdy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest tylko dobrze - to niedobrze.
Ks. Jan Twardowski.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Santa 
weteran


Twój sprzęt: dreamliner
Nazwa załogi: ROMULUSI
Dołączyła: 05 Paź 2007
Piwa: 236/171
Skąd: Podkarpacie
Wysłany: 2012-02-29, 16:02   Re: Klasztor, strzechy i melancholia. Cd.

Tadeusz napisał/a:
...Spacerując po wrzosowiskach oddaliłem się od kampera na tyle, że wydał się maleńką kropką na tle bezmiaru zieleni.
....


Tadeuszu - fotki wrzosowisk, plissssss... :ok
A dzięki klimatowi, który wytworzyłeś, to Heathcliffa już sama sobie potrafię wyobrazić :wyszczerzony:
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
 
Tadeusz 
Administrator
CamperPapa


Twój sprzęt: Fiat Talento Hymercamp
Nazwa załogi: Kucyki
Pomógł: 16 razy
Dołączył: 06 Lis 2007
Piwa: 1568/2198
Skąd: Otwock
Wysłany: 2012-02-29, 16:43   

Santo, specjalnie dla Ciebie wrzosy i wrzośce na "Wichrowych Wzgórzach". :bukiet:

Na tym wrzosowisku nocowaliśmy w Somerset.

Tak pięknie potrafią wrzosowiska kwitnąć.

Wrzosowiska w Szkocji, z górami i wodospadem.
_________________
W życiu najlepiej jest, gdy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest tylko dobrze - to niedobrze.
Ks. Jan Twardowski.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Wito 
stary wyga

Twój sprzęt: Fiat Ducato 91 Dethleffs
Nazwa załogi: moczykije
Dołączył: 19 Lut 2009
Piwa: 59/28
Skąd: Iława
Wysłany: 2012-02-29, 17:20   

Z prawdziwą przyjemnością czytam Twoją relację, Tadeusz. Zdjęcia wspaniałe. Każde z nich powiększam i oglądam z ogromnym zainteresowaniem. To nie zdjęcia, to obrazy. Z niecierpliwością czekamy z Asią na dalszy ciąg a dla zachęty stawiam piwko.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Santa 
weteran


Twój sprzęt: dreamliner
Nazwa załogi: ROMULUSI
Dołączyła: 05 Paź 2007
Piwa: 236/171
Skąd: Podkarpacie
Wysłany: 2012-03-01, 15:00   

Tadeusz napisał/a:
Santo, specjalnie dla Ciebie wrzosy i wrzośce na "Wichrowych Wzgórzach". :bukiet: ...


Dziękuję bardzo :szeroki_usmiech Nawet nigdy nie śniłam, że mogę dostać wrzosy z "Wichrowych Wzgórz" :szeroki_usmiech
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
 
Tadeusz 
Administrator
CamperPapa


Twój sprzęt: Fiat Talento Hymercamp
Nazwa załogi: Kucyki
Pomógł: 16 razy
Dołączył: 06 Lis 2007
Piwa: 1568/2198
Skąd: Otwock
Wysłany: 2012-03-02, 22:44   

Brytyjska przygoda cz.5.

Klify, wąwozy i rozpadliny.

Jest ranek. Kamperek z oddali przypomina białą kropkę w morzu zieleni. Popijamy kawkę zapatrzeni w błękit wód Bristol Chanel. Daleko na horyzoncie majaczy wybrzeże Walii.

Droga przez Exmoor...wrzosy...wrzosy...wrzosy...

Przed nami krótka, 19 milowa droga wzdłuż parku narodowego Exmoor, wybrzeżem, wśród wzgórz i dolin, do Devonu, trzeciego co do wielkości hrabstwa w Anglii. To tu znajduje się następny cel naszej podróży – Lynmouth, wioska u zbiegu dwóch rzek, East Lyn River i West Lyn River. Są to, uwzględniając naszą, polską skalę, właściwie duże potoki niosące sporą ilość spienionej wody, opadającej stromymi dolinami prosto do morza. Woda wyżłobiła głęboko otaczający krajobraz, stąd te strome stoki. Już w samej wiosce potoki łączą się w jeden, by wkrótce, tuż obok maleńkiego portu oddać swe wody morzu.
Urokliwa jest to wioska. Z jednej strony rozległy widok na kamieniste plaże odsłonięte przy odpływie, leżące na dnie łodzie, czekające aż woda powróci i pozwoli wypłynąć z portu oraz promenada pełna turystów, uliczki z maleńkimi kawiarenkami, knajpkami i sklepikami pełnymi pamiątek.


Z lewej: Niegościnne brzegi Devonu. Z prawej: East Lyn River.









Spotkanie obu rzek.


Porcik w czasie odpływu.

Na bulwarze.

Kucyk na bulwarze.
Odpływ.

Oczekiwanie.

Na dnie.





Nie sposób odmówić sobie przyjemności odpoczynku w takiej atmosferze i spałaszowania porcji Fish & Chips tak ogromnej, że 3 osoby mogą głód zaspokoić.
Wprawdzie jemy na talerzach, ale zgodnie z tradycją i tak podano nam rybę zawiniętą w gazetę. Jak tradycja to tradycja.
Jemy przy stolikach ustawionych w ogródku skąpanym w kwiatach, tocząc wojnę o każdy kęs z mewami nauczonymi zdobywać pożywienie w taki łatwy sposób, ale również podziwiając piękno wioski.
Domy ustawione wzdłuż potoków, nad nimi na stokach następne i następne jeszcze wyżej. Wszystkie z wysokimi kominami, jedne kryte strzechą, inne łupkiem, a wszystkie wtopione w zieleń zboczy i otoczone kwiatami. Doprawdy rozumiemy teraz, skąd popularność tej wioski.
Nie tylko jej uroda, ale również atrakcja w postaci kolejki klifowej łączącej tę wioskę z leżącą 500 stóp wyżej wioską Lynton są magnesem dla turystów.
Kolejka linowo-terenowa napędzana jest wodą z rzeki Lyn do czego uzyskała wieczyste prawo na mocy decyzji parlamentu, gdy po trzech latach budowy oddana została do użytku w roku 1890. To dzięki niej położone w dolinie Lynmouth tak pięknie rozkwitło.
Kolej jest w stanie zabrać jednorazowo 40 pasażerów. Poruszanie wagonów połączonych liną umożliwia mechanizm wodny - woda doprowadzona z West Lyn spadając w dół wprawia mechanizm w ruch. Dwa wagony kursują na zasadzie przeciwwagi. Prędkość kontrolowana jest przez obsługę. Różnica poziomów między stacjami wynosi 500 stóp (152 metrów), a długość trasy - 263 metrów.
Wieś Lynton leży jeszcze wyżej niż górna stacja kolejki, bo 700 stóp, czyli 210 m. To bardzo ważna wiadomość dla dalszej części tej opowieści.



Amatorka cudzego.



Kolejka linowo-wodna.

Lynmouth jest słabo osłonięte przed silnymi wiatrami i sztormową falą, a mimo to w 1869 roku uruchomiono tu stację ratunkową dla potrzebujących pomocy na morzu.
Ratownicy wsławili się wyczynem, który przeszedł do historii jako szczególny przykład poświęcenia.
Było to 12 stycznia 1899 r. Trójmasztowy statek o wyporności 1900 ton „Hall Forest” uległ awarii i groziło mu rozbicie o wysokie, skaliste i poszarpane brzegi. Na statku znajdowało się 13 członków załogi i 5 uczniów z marnymi szansami na przeżycie niechybnej katastrofy.
Zaalarmowani ratownicy w Lynmouth nie mieli szans wyjść swoją łodzią ratunkową „Louis” w morze przy silnej wichurze i ogromnej fali spiętrzającej się na kamienistym szelfie.
Sternik „Louisa” – Jack Crocombe zaproponował wówczas coś co wydawało się niewykonalne.

Stateczek załadowano na platformę z kołami i postanowiono przetransportować ten ładunek o wadze 10 ton lądem do spokojnego portu Porlock oddalonego 13 mil ( 21 km), z koniecznością pokonania po drodze wzgórza o różnicy wzniesień 434 m. Część ludzi wysłano przodem z łopatami, kilofami i piłami do poszerzania drogi.
20 koni i 100 ludzi przez całą noc w pofalowanym terenie w pocie czoła zbliżało się do celu. Musieli nawet wybierać inną od zamierzonej trasę, rozbierać ogrodzenie i ścinać ogromne drzewo, aby po pokonaniu w końcówce dzikich ścieżek Exmoor i przebyciu 15 mil (24 km) dotrzeć wreszcie do celu. Rankiem zwodowali łódź ratunkową i załoga okrutnie zmordowana, przemoczona i zziębnięta, po godzinie walki z żywiołem dotarła do „Hall Forest”. Trzymasztowiec odholowany został do Barry w Walii i nikt z załogi, ani spośród uczniów nie poniósł szwanku.

Cztery konie, spośród dwudziestu, nie wytrzymały trudów i umarły z wyczerpania.
W 1999 r. tj. w setną rocznicę tego wydarzenia urządzono inscenizację powtarzając ten wyczyn, oczywiście w warunkach znacznie łatwiejszych, zważywszy na jakość dróg.

Nie łatwe było życie mieszkańców tych wiosek przycupniętych w wąwozach utworzonych przez wpadające do morza potoki i rzeki. Na skalistych, wysokich brzegach bezpośredni dostęp do wody zapewniają tylko te wąwozy. Ukształtowanie krajobrazu sprzyja powodziom w przypadku długotrwałych i obfitych opadów. Mieszkańcy Lynmouth przeżyli koszmarne powodzie w latach 1607 i 1796, ale prawdziwe piekło przyszło 15 sierpnia 1952 roku gdy ulewa o intensywności burzy tropikalnej zalała już i tak podmokły Exmoor. W ciągu 24 godzin spadło 230 cm wody, czyli 230 litrów na metr kwadratowy.
Powyżej wioski zwalone drzewa i głazy utworzyły zaporę, która wreszcie runęła i zgromadzona przez nią woda runęła na wioskę niosąc zniszczenie, zwalając 28 z 30 mostów, unosząc do morza 38 samochodów, niszcząc doszczętnie lub poważnie uszkadzając ponad 100 domów i pozbawiając życia 34 osoby. Bez dachu nad głową pozostało 420 osób ocalałych z kataklizmu.

Dziś spacerując uliczkami między ślicznymi kamieniczkami, wśród ukwieconych krzewów, trudno uwierzyć, że to mogło się wydarzyć.

Zanim wyjedziemy z Lynmouth spiszę jeszcze koordynaty parkingu na esplanadzie przy dolnej stacji kolejki: 51.231841,-3.832459

Powinienem podać; N 51. 231841 W 3. 832459 ale czytelnik zechce zapewne obejrzeć to miejsce na Google Maps, a tam w wyszukiwarce należy wpisać koordynaty bez oznaczeń N i W. Pamiętać jednak należy o znaku minus przed podaniem szerokości zachodniej.

Kierujemy się wzdłuż brzegu do Clovelly, wioski tak niezwykłej i pięknej, że nie sposób być w Devonie i jej nie odwiedzić. Trzeba jednak wyjechać kamperem z głębokiego wąwozu. Można oczywiście zgodnie z sugestią oznakowania na skrzyżowaniu pojechać drogą A 39, spokojnie i bezpiecznie. Nas jednak ciągnie do przygody i spoglądamy w głąb wznoszącej się niezwykle stromo drogi prosto do Lynton. Wiemy, że różnica poziomów wynosi 210 m., widzimy również znak ostrzegawczy przed wzniesieniem 25% i ..po krótkim wahaniu ruszamy na pierwszym biegu.

Wybraliśmy drogę w prawo.

Nasz mały Hymerek idzie wolno ale wytrwale. Mamy wrażenie, że zaraz wywrócimy się do tyłu. Żona pochyla się na siedzeniu jakby chciała zrównoważyć ciężar. W razie przegrzania silnika nie będzie możliwości zatrzymania na tej wąskiej i krętej drodze – ta myśl mnie nurtuje, ale staram się zachować spokój. Nie mam i tak innego wyjścia jak tylko konsekwentnie wspinać się, zatrzymanie nie wchodzi w grę, bo ruszyć pod tę górę ponownie nie uda się na pewno.
Z ulgą odetchnęliśmy gdy droga wróciła do nachylenia bliższego poziomowi i znaleźliśmy skrawek gruntu na zatrzymanie i zapewnienie odpoczynku naszej zasapanej maszynie.

Przed nami 40 mil do Clovelly.

:)
_________________
W życiu najlepiej jest, gdy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest tylko dobrze - to niedobrze.
Ks. Jan Twardowski.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Bim 
Kombatant
Jacek


Twój sprzęt: Peugeot Adriatik 2,5D 1991 rok
Pomógł: 10 razy
Dołączył: 21 Lip 2007
Piwa: 124/89
Skąd: Sandomierz
Wysłany: 2012-03-02, 23:18   

Tadeusz napisał/a:
Nasz mały Hymerek idzie wolno ale wytrwale. Mamy wrażenie, że zaraz wywrócimy się do tyłu. Żona pochyla się na siedzeniu jakby chciała zrównoważyć ciężar. W razie przegrzania silnika nie będzie możliwości zatrzymania na tej wąskiej i krętej drodze – ta myśl mnie nurtuje, ale staram się zachować spokój. Nie mam i tak innego wyjścia jak tylko konsekwentnie wspinać się, zatrzymanie nie wchodzi w grę, bo ruszyć pod tę górę ponownie nie uda się na pewno.
Z ulgą odetchnęliśmy gdy droga wróciła do nachylenia bliższego poziomowi i znaleźliśmy skrawek gruntu na zatrzymanie i zapewnienie odpoczynku naszej zasapanej maszynie.


Bez komentarza :lol: :spoko
_________________
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Tadeusz 
Administrator
CamperPapa


Twój sprzęt: Fiat Talento Hymercamp
Nazwa załogi: Kucyki
Pomógł: 16 razy
Dołączył: 06 Lis 2007
Piwa: 1568/2198
Skąd: Otwock
Wysłany: 2012-03-05, 19:08   Klify, wąwozy i rozpadliny. Cd.

Tak sobie rozmyślam zatopiony wieczorami w opisach podróży naszych Kolegów, że są oni solą tego forum. Skoro jesteśmy podróżnikami z zamiłowania, to co może nas bardziej interesować? Co może jeszcze bardziej wiązać?

Urzeka mnie paleta barw tych opisów, różnorodność języka, wplatanie osobistych wątków.
To dzielenie się przeżyciami i doświadczeniami mobilizuje mnie. Jest najlepszą zachętą aby przysiąść fałdy i oddać kolegom kawałek siebie w rewanżu.

Skoro większość z nas ceni sobie wolność jaką daje kamper i podróże nie kojarzą im się z przesiadywaniem na kempingach a raczej z szukaniem nowych dróg i docieraniem do zakątków mniej znanych ale dających pełniejszą wiedzę o kraju i ludziach, dających więcej doznań czysto estetycznych i wreszcie pozwalających na wyciszenie i poczucie jedności z otaczającą przyrodą, to może ciąganie Was po ukrytych gdzieś w wąwozach Devonu i Kornwalii wioskach ma jakiś sens?

Niektóre z nich żyją nieśpiesznie, jakby jeszcze nie zauważyły, że to już XXI wiek. Ich mieszkańcy nie rwą się do wielkiego miasta, ceniąc sobie życie w kameralnym, własnym świecie.

Do takiej wioski teraz zmierzamy..

Jedziemy nadal drogą A39 na zachód do osady Higher Clovelly gdzie skręcamy w prawo i drogą lokalną dojeżdżamy do ogromnego parkingu.

Namiary: 50.998805, -4.40356

Wita nas wzorowany na tradycyjnej stodole północnego Devonu budynek Centrum Turystycznego. Centrum dla zwiedzających otwiera się o 09:00 każdego dnia w sezonie letnim. Jeśli turyści przybywają przed upływem tego czasu, lub po 18:30, mogą wejść do wioski bezpłatnie przez bramę poza centrum dla zwiedzających, która jest odblokowana w czasie poza godzinami pracy. Jeśli turyści przybywają między 05:30 i 18:30, mogą odwiedzić wioskę bezpłatnie, ale są zobowiązani do zapłacenia 4 funtów opłaty parkingowej.
Wchodząc do Visitor Centre płacimy za wstęp: dorośli 5,95 funta a dzieci 3,75. Można wykupić bilet rodzinny dla 2 osób dorosłych i dwojga dzieci w cenie 15,90 funta.
W tej cenie mieści się: całodniowy parking, wstęp do dwóch muzeów - Kingsley Muzeum i Chata Rybaka - oraz 15-minutowy film opowiadający o Clovelly, a także korzystanie z toalet w centrum dla zwiedzających i zwiedzanie wioski.

Goście są informowani, że tak uzyskane środki służą stałej konserwacji tej unikalnej wioski, a jest o co dbać, zważywszy na charakter wioski, jej oryginalną architekturę i niezwykłą urodę. Materiały używane do konserwacji i poważniejszych remontów, głównie drewno dębowe i łupki są drogie a brak dostępu do wsi jeszcze podnosi koszty.

Clovelly jest bardzo starą wioską rybacką usytuowaną inaczej niż wszystkie inne na tym dzikim wybrzeżu. Wcześniej pisałem, że miejscem usytuowania wiosek są wąwozy rzek wpadających do morza, a to z powodu wysokich klifów . Clovelly wygląda zupełnie inaczej. Powstała w rozpadlinie klifu wysokiego na 400 stóp ( 121 m ), na stoku stromej skarpy. W dół prowadzi brukowana droga tak stroma, że transport odbywa się wyłącznie przy pomocy osiołków lub jedynego, małego ciągnika gąsienicowego. Służy on do zwożenia na dół towarów od parkingu, oraz do zwożenia śmieci, zabieranych potem przez kuter. Ciągnie on sanie na drewnianych płozach służące jako pojemnik do transportu. Stromizna uliczki pozwala mu wyłącznie na zwożenie towaru na dół.

Wioska jest własnością prywatną i należy od 1738 roku niezmiennie do tej samej rodziny, troszczącej się o zachowanie XIX-wiecznego charakteru wioski i dbającej o jej stan techniczny i wygląd. Czynią to z powodzeniem.
Bielone chaty toną w kwiatach, każdy detal architektury jest starannie dopieszczony, wszystko pomalowane, wyczyszczone, wypielęgnowane. Odnosi się wrażenie, że poruszamy się wśród dekoracji do filmu retro albo w skansenie, ale ta wioska żyje. Na tarasach plotkują gospodynie, dzieciaki bawią się na ulicy, a obok na murku wyleguje się pręgowany kocur.























Mieszkańcy to nadal głównie rybacy. Obok maleńkiego, obramowanego kamiennym falochronem porciku suszą się sterty saków na homary a w oddali widać porozwieszane sieci.

Są tu dwa hotele, jeden z nich na samym dole, przy porcie. Wioskę odwiedza wielu turystów a jednak jest zadziwiająco cicho. Panuje jakiś niewytłumaczalny spokój.
Myślę, że bajkowy świat, który nas otacza wpływa na nastrój w sposób silniejszy niż to sobie wyobrażaliśmy jadąc tu. Wiedzieliśmy czego się spodziewać, a jednak jesteśmy urodą tego miejsca zaszokowani.
Jeśli traficie tu naszym śladem, znajdźcie czas na odwiedzenie późnoromańskiego kościółka odrestaurowanego w XIX wieku, na kawkę w jednej z kawiarenek a może i na pogawędkę z mieszkańcami. To przyjazne miejsce.















Jest późne popołudnie, ale nie zostajemy tu na noc. Chcemy jeszcze popatrzeć na zatokę w innym miejscu, tam gdzie na skalistym półwyspie widać z daleka okrągłą czaszę radaru.
Zanocowaliśmy tu : 51.015759,-4.504491 , na małym placyku przy farmie Blegberry Cottage. Ten placyk to parking dla turystów. Stąd są piękne trasy spacerowe na klify, do latarni morskiej i do nowoczesnej stacji radarowej. Od Clovelly do tego miejsca jest nie całe 7 mil i prowadzi doń lokalna droga B3248.




Po lewej: Stara ferma na pustkowiu w drodze na nocleg. Po prawej: Cypel i stacja radarowa.

Zmierzamy teraz do Kornwalii i odwiedzimy miejsca o których marzyliśmy. O jednym z nich marzyłem od dziecka - to zamek Tintagel gdzie urodził się i wychował pod kierunkiem Merlina, król Artur.

Tę dalszą część wycieczki opisałem już wcześniej w dwóch wątkach na naszym forum:

1.Niezwykła wioska-Boscastle- w Kornwalii.

http://www.camperteam.pl/...?t=9132&start=0

2. Śladami króla Artura.

http://www.camperteam.pl/...opic.php?t=9139

Prawdę mówiąc, pełny obraz tej podróży mieć będziemy dopiero po przeczytaniu obu powyższych wątków.

Myślę, że nadszedł czas aby poopowiadać o Walii i ruszyć wspomnieniami na północ, do Szkocji.

Może wkrótce. :)

:spoko
_________________
W życiu najlepiej jest, gdy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest tylko dobrze - to niedobrze.
Ks. Jan Twardowski.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
rysiol 
stary wyga


Twój sprzęt: frankia mercedes MB100 1989 rok
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 30 Wrz 2008
Piwa: 74/26
Skąd: Lubartów
Wysłany: 2012-03-06, 11:24   

Z powodu kontuzji mam sporo czasu i mogę spokojnie poczytać na forum relacje z podróży.
Dzięki, między innymi, twoim relacjom cieszę się z odniesionej kontuzji. Te relacje to to za co nie można zapłacić kartą ( bezcenne )
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Tadeusz 
Administrator
CamperPapa


Twój sprzęt: Fiat Talento Hymercamp
Nazwa załogi: Kucyki
Pomógł: 16 razy
Dołączył: 06 Lis 2007
Piwa: 1568/2198
Skąd: Otwock
Wysłany: 2012-03-07, 09:03   

Dziękuję, Rysiu.

Ja również z przyjemnością czytam relacje Koleżanek i Kolegów.

Dla mnie to kopalnia przydatnych wiadomości.

W rewanżu staram się pokazać, jak umiem, miejsca, które mnie fascynują. Przy okazji dobrze jest przemycić troszkę historii, czasem jakąś legendę lub anegdotkę.

Pozdrawiam. :bukiet:
_________________
W życiu najlepiej jest, gdy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest tylko dobrze - to niedobrze.
Ks. Jan Twardowski.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum

Dodaj temat do ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
*** Facebook/CamperTeam ***