|
|
Południowa pętelka 2012 |
Autor |
Wiadomość |
Marcin_75
trochę już popisał
Twój sprzęt: VW T3
Nazwa załogi: Agnieszka i Marcin
Dołączył: 11 Maj 2010 Piwa: 3/2 Skąd: Mazury
|
Wysłany: 2012-06-29, 21:13 Południowa pętelka 2012
|
|
|
Jako, że temat zahacza o kilka krajów tutaj napiszę relację z naszego tegorocznego wypadu na południe.
Krótka statystyka:
12 dni
3643 kilometry
270 litrów ropy (czyli spalanie ok. 7,4)
7 krajów: Słowacja, Węgry, Słowenia, Chorwacja, Włochy, Austria, Czechy
najdłuższy dzienny przelot: 811 km
0 awarii
1/2 litra dolanego płynu chłodzącego
0 dolanego oleju
najwyższa temperatura w samochodzie - niemierzalna (powyżej 64 stopni termometr przestawał działać)
START
Jako że Koko Euro Spoko, upał i robota postanawiamy wyruszyć w piątek poźnym wieczorem. Startujemy z Mrągowa, granicę zamierzamy przekroczyć za Nowym Sączem, plan na dziś to dojechanie za Warszawę. Ruch jest znikomy i po 1.00 docieramy w rejon Kozienic. Po długim dniu oczy mi się już trochę kleją, na CB dowiadujemy się o jakąś TIRową miejscówkę do spania i lądujemy w Chinowie na stacji BP, gdzie za 15 zł stajemy na skraju pustego, ogrodzonego parkingu. Jedynym mankamentem jest przebiegająca tuż za płotem linia kolejowa, prowadząca do pobliskiej elektrowni.
Pierwszy dzień - sobota
Rano ruszamy w kierunku Nowego Sącza, a naszym celem jest camping Podlesok na Słowacji. W dzień droga nie idzie już tak szybko, ruch jest większy, ale połykamy kolejne kilometry. Zaczynają się pierwsze podjazdy, na razie bez problemu pokonywane na czwórce. Dojeżdżamy do Zalewu Rożnowskiego - malownicza droga prowadzi jego wschodnim brzegiem, ale coraz częsciej pojawiają się na niej tablice ze znakiem zakazu ruchu. Nie ma jednak żadnych opisów, objazdów, więc jedziemy dalej. Stajemy na stacji benzynowej, pracownik zapewnia nas, że droga jest przejezdna. I owszem - jak to w Polsce - niby nie wolno, ale jak się bardzo chce, to trochę jednak można. Droga jest zamknięta z powodu osuwiska, jest zakaz ruchu, ale wszyscy powoli przejeżdżają... Na tej drodze pierwszy raz muszę redukować na dwójkę, momentami podjazdy i zakręty są naprawdę ambitne.
Zjeżdżamy do Nowego Sącza, w centrum handlowym na wjeździe robimy ostatnie zakupy i ruszamy w stronę granicy.
W Piwnicznej stajemy przy Biedronce, jest tam kantor, kupujemy Forinty, chorwackich Kun niestety nie mają. Przekraczamy granicę i od razu nadziewamy się na długi, stromy podjazd. Bus dzielnie daje radę, chociaż w pewnym momencie wskazówka temperatury powoli zaczyna przechylać się na prawo. Podjazd jednak się kończy, stajemy w zatoczce żeby ostudzić silnik i obejrzeć panoramę gór...
Lokalnymi drogami docieramy do Podlesoka. Czytałem różne opinie o tym campingu - my mamy jednoznacznie pozytywne. Za 2 osoby + bus 7,50 Euro, do tego żeton na prysznic 0,30. Woda gorąca, toalety czyste, obsługa miła. Tylko patelnia bez drzew, co przy panującej pogodzie miało znaczenie
Jest już dość późno, ale postanawiamy ruszyć na szlak "Sucha Bela". Jest on co prawda jednokierunkowy, ale o tej porze jesteśmy jedynymi turystami (reszta ogląda mecz Polska - Czechy), więc z powrotem "pod prąd" nie będzie problemu. Idziemy niecałą godzinę w górę efektownym wąwozem, idzie się praktycznie cały czas łożyskiem strumienia, po kamieniach, kładkach, etc.
Robi się ciemno, wracamy na camping, w samochodzie łapiemy program pierwszy PR, słuchamy końcówki meczu i pożegnawszy się z piłkarskimi emocjami z udziałem naszej reprezentacji idziemy spać... |
|
|
|
|
Wyświetl szczegóły |
|
Marcin_75
trochę już popisał
Twój sprzęt: VW T3
Nazwa załogi: Agnieszka i Marcin
Dołączył: 11 Maj 2010 Piwa: 3/2 Skąd: Mazury
|
Wysłany: 2012-06-29, 22:58
|
|
|
W niedzielę zwijamy się z kempingu i jedziemy w kierunku Dobszyńskiej Jaskini Lodowej . Recepcjonista mówi nam, że są dwie drogi - dalsza przez Poprad i krótsza, przez góry. Wbijamy cel do nawigacji i ruszamy oczywiście krótszą trasą. Na początku widoczki są super
potem jest ostro - podjazd ma kilka kilometrów, ostre zakręty, po jednej stronie drogi jest słuszna przepaść. Bus radzi sobie jednak bardzo dzielnie i wkrótce docieramy do parkingu pod jaskinią.
Tu dygresja - w kilku odwiedzanych krajach Automapa nie radziła sobie z kategoriami dróg. I trasę "krótką", "optymalną" i "szybką" wyznaczała bardzo podobnie, często próbując nas skierować w drogi gruntowe, czasami takie, na które bałbym się UAZem zapuścić. Zresztą często były zamknięte szlabanami. Natomiast funkcja "omijaj drogi płatne" działała całkiem sprawnie.
Na parkingu pod jaskinią miła niespodzianka - pani pobierająca opłaty traktuje naszego VW jak samochód osobowy (3,70), a nie kamper (7 Euro). Wchodzimy ścieżką pod górę, najpierw łagodnie, potem ostrymi zakosami. Wejścia do jaskini są co godzinę, my mamy szczęście i czekamy tylko kilka minut. Bilet kosztuje 7 Euro, pozwolenie na fotografowanie - 10. Wrażenie jest niesamowite - już przy wejściu do jaskini jest zimno i leży śnieg. Wewnątrz jest ok. -2 stopni, jaskinię w znacznej części wypełnia lód, tworząc rozmaite formy. Część przejść odbywa się wykutymi w lodzie korytarzami. Przewodnik mówi po słowacku, wyławiamy informację o tym, że jest to pierwsza elektrycznie oświetlona jaskinia w Europie.
Ruszamy w kierunku Węgier, a konkretnie Holloko, wioski-skansenu. Po drodze takie tam widoczki...
No i lokalny transport...
Docieramy do wioski, stajemy na parkingu koło zamku. Wchodzimy na górę zamkową, czytając po drodze informacje o jej wulkanicznym pochodzeniu.
Do zamku nie wchodzimy, za to oglądamy lokalne okazy fauny...
Sama wioska - warta zobaczenia! Małe białe domki, w niektórych sklepiki z rękodziełem, knajpki z muzyka na żywo, fajny klimat.
Z Holloko kierujemy się w stronę dzisiejszego noclegu - do Egru. Droga niezła, docieramy przed wieczorem. Meldujemy się na kempingu Tulipan (http://www.tulipancamping.com). Tu pierwszy raz spotykamy się z systemem płacenia, który będzie już obowiązywał na wszytskich kempingach - wieczorem zostawiamy dokumenty w recepcji, rano pojawia się "kasjer" i u niego płaci się za nocleg. Do tej pory byliśmy przyzwyczajeni do płacenia z góry...
Kemping kosztuje 3600 HUF za 2 os + busa, jedynym mankamentem jest brak cienia. Większość gości to Holendrzy. Jako, że nie jest jeszcze zbyt późno ruszamy na spacer do Doliny Pięknej Pani (5 minut od kempingu). Większość piwniczek jest otwarta, pracownicy zachęcają do degustacji...
Po spacerze orientujemy się, że mecz, który oglądają Holendrzy dobiega końca, więc szybko biegniemy pod prysznic, żeby uniknąć kolejki i idziemy spać.... |
|
|
|
|
Wyświetl szczegóły |
|
Annmir
zaawansowany
Twój sprzęt: na razie w planach
Dołączyła: 30 Paź 2009 Piwa: 3/50 Skąd: Górny Śląsk
|
Wysłany: 2012-06-30, 08:23
|
|
|
Piękny początek! czekamy na cd... |
_________________ Annmir |
|
|
|
|
Marcin_75
trochę już popisał
Twój sprzęt: VW T3
Nazwa załogi: Agnieszka i Marcin
Dołączył: 11 Maj 2010 Piwa: 3/2 Skąd: Mazury
|
Wysłany: 2012-06-30, 11:18
|
|
|
No to jedziemy dalej...
W poniedziałek rano ruszamy na zwiedzanie Egru. Wokół Starówki miejsca płatne, dobrze jest wcześniej zaopatrzyć się w zapas monet 100 HUF, bo parkometry nie przyjmują dwusetek.
Upał staje się nie do wytrzymania, kończymy więc spacer i wyjeżdżamy z miasta. Kierujemy się do Budapesztu, wybierając drogę przez pusztę, przez miejscowość Jaszbereny. W Jaszbereny kusi nas znak informujący o basenach termalnych. Wstęp kosztuje 1000 HUF od osoby i nie ma limitu czasowego. Można siedzieć na basenie cały dzień. My siedzimy chyba ze 4 godziny. Jest basen termalny (38 stopni) z biczami wodnymi, basen pływacki, duży basen do pluskania się. Do tego przebieralnie, toalety, knajpa i dużo miejsca do odpoczynku.
Pod wieczór docieramy do Budapesztu, kierując się na kemping Arena. Tu uczucia mieszane - nie bardzo widać jakąkolwiek obsługę, recepcja zamknięta, w bramie wita nas jakiś facet węgierskim monologiem, po czym stwierdza, że "kolege, kolege" i macha ręką że mamy stanąć gdzie nam się podoba. No to stajemy. Jest cień i lodówka - i to jest bardzo pozytywne. Od razu ruszamy na zwiedzanie miasta - zaczepiamy dwóch młodych chłopaków, którzy wyjaśniają nam, że bilety na komunikację możemy kupić na stacji metra, do której mamy 15 minut piechotą. Docieramy i kupujemy bilet dobowy, który jest ważny przez 24 godziny od momentu kupna - świetna sprawa, starczy nam jeszcze na cały jutrzejszy dzień.
Dojeżdżamy do centrum, idziemy w kierunku Bazyliki św. Stefana...
... nad Dunaj...
... i kolejką wjeżdżamy na wzgórze zamkowe.
Po krótkim spacerze zjeżdżamy autobusem w kierunku stacji metra i wracamy na kemping...
|
|
|
|
|
Wyświetl szczegóły |
|
eMWu
stary wyga
Twój sprzęt: 2 x Knaus traveller 595 + 625
Nazwa załogi: Campertrip.pl
Pomógł: 2 razy Dołączył: 14 Gru 2010 Piwa: 11/23 Skąd: Bielsko-Biała
|
Wysłany: 2012-07-02, 15:10
|
|
|
piwko za relacje, zwlaszcza budapesztu ( 2 mies. temu bylem) i namiar na kemping. Moglbys cos o samym kempingu? |
_________________ www.campertrip.pl |
|
|
|
|
Marcin_75
trochę już popisał
Twój sprzęt: VW T3
Nazwa załogi: Agnieszka i Marcin
Dołączył: 11 Maj 2010 Piwa: 3/2 Skąd: Mazury
|
Wysłany: 2012-07-02, 22:25
|
|
|
We wtorek rano próbuję zapłacić za kemping. Idę do recepcji, siedzi jakiś gość przy komputerze, ale nie odrywa wzroku od ekranu. Mówię mu po angielsku, że chciałbym zapłacić, wymeldować się, a on zaczyna krzyczeć "Miklosz, Miklosz", nadal nie odrywając wzroku od komputera. Jako, że Miklosz nie nadchodzi idę na plac. Tu znajduję Miklosza, który pobiera opłatę znacznie niższą niż w cenniku, nie dając jednak żadnego kwitka No cóż...
Nie chcę się czepiać, jeśli chodzi o przespanie się jedną - dwie noce kemping jest OK. Dobra komunikacja z miastem, blisko do metra, do centrum handlowego, IKEI. Ale nie bardzo widać jakąkolwiek obsługę, a jak już jest to ciężko się z nią dogadać po angielsku. W sanitariatach jakoś specjalnie brudno nie było, ale czystością też nie lśniły. Za płotem linia kolejowa, nad głowami ścieżka podejścia do lotniska.
Taka mocna trója w pięciostopniowej skali ocen )
Zwijamy się z kempingu i parkujemy samochód parę ulic dalej między blokami koło ostatniej stacji metra i jedziemy do centrum. Tu spotykamy znajomego mojej małżonki, który okazuje się zaprawionym w bojach piechurem i postanawia pokazać nam miasto. Przy temperaturze chyba ze 100 stopni w cieniu efekt jest taki, że po paru godzinach powłóczymy nogami, a on rześko proponuje wejście na górę zamkową, bo "są tam fajne schody"...
Gmach opery
Muzeum terroru (hitlerowskiego i komunistycznego) w siedzibie dawnej policji politycznej
Andrassy Utca
Plac Bohaterów
Najstarsze metro kontynentalnej Europy
Nawet w samym centrum nie wszystko się świeci i błyszczy...
W końcu udaje nam się wymigać od dalszego zwiedzania i uciekamy na obiad do IKEI, koło której mamy samochód. Po obiedzie ruszamy nad Balaton, do Balatonfured. Mimo popołudniowego szczytu docieramy bez problemu i logujemy się na kempingu Balatontourist (5700 HUF 2 os+VW).
Uczucia co do Balatonu mamy mieszane. Cudów się nie spodziewaliśmy, ale jezioro robi takie sobie wrażenie. Z daleka jest piękne - szmaragdowa woda... Z bliska woda jest szaro-bura (efekt ilastego dna) i ma przejrzystość 30 cm. Dodatkowo na kempingu na kąpielisku była niemiłosiernie brudna - "plaża" jest w zatoczce i wiatr nagania do niej wszystkie śmieci.
Kemping jest olbrzymi. My mieliśmy stanowisko numer 950, a numerowane są od 100. Dodatkowo domki. Na to wszystko jest plaża tej wielkości:
i sztuczne zejścia do wody z betonowego nabrzeża.
Na szczęście na kempingu było może 10% obłożenie, nie wyobrażam sobie jak on wygląda w pełni sezonu - jest tam grube kilka tysięcy ludzi...
Mieliśmy zamiar zostać w tym miejscu dwie noce, ale weryfikujemy plany i jedziemy dalej. Po drodze zajeżdżamy na półwysep do miejscowości Tihany, szukamy gejzera, ale po wyjaśnieniach że jest on nieczynny jedziemy dalej, podziwiając takie widoczki:
Cmentarz z nagrobkami w kształcie serc.
Ekspozycja pojazdów wojskowych.
Upał tak daje w kość, że w którejś z mijanych miejscowości zatrzymujemy się koło plaży (wstęp 600 HUF) i przez dwie godzinki moczymy się w Balatonie. Tu przynajmniej woda jest czysta...
W końcu docieramy na kemping Balatontourist w Keszethely, gdzie miła pani klasyfikuje naszego busa jako namiot, w wyniku czego płacimy 4100 HUF.
Kemping ma basen, co zapewnia nam zajęcie na resztę dnia...
|
|
|
|
|
Marcin_75
trochę już popisał
Twój sprzęt: VW T3
Nazwa załogi: Agnieszka i Marcin
Dołączył: 11 Maj 2010 Piwa: 3/2 Skąd: Mazury
|
Wysłany: 2012-07-02, 23:54
|
|
|
W środę rano kończymy naszą kolację
(w tych temperaturach nic innego się nie da jeść...) i ruszamy w kierunku Słowenii. Na Słowenii niespodzianka - zaraz za przejściem granicznym zaczyna się droga ekspresowa, na której teoretycznie powinniśmy mieć winietę. Na szczęście droga szybko się kończy, przelatujemy przez kawałeczek Chorwacji i znów wracamy na Słowenię, kierując się do Ptuja.
Tu widzimy przejawy kryzysu na rynku nieruchomości...
...ale w sumie bardziej interesuje nas średnioweczna starówka...
Po krótkim zwiedzaniu meldujemy się na Camp Terme Ptuj (najdroższy na całej trasie, 36 Euro za 2 os+ VW). Nocleg na kempingu upoważnia do wstępu do aquaparku, który jest mocno wypasiony Kilka basenów, zarówno krytych jak i pod dachem, zjeżdżalnie, sauny, co kto chce...
Zdjęcia pstryknęliśmy już po zamknięciu, w ciągu dnia ludzi było ciut więcej :P |
|
|
|
|
Marcin_75
trochę już popisał
Twój sprzęt: VW T3
Nazwa załogi: Agnieszka i Marcin
Dołączył: 11 Maj 2010 Piwa: 3/2 Skąd: Mazury
|
Wysłany: 2012-07-03, 23:25
|
|
|
Rano w Ptuju niebo lekko zachmurzone, więc rezygnujemy z porannego basenowania, zwijamy się i jedziemy w stronę Chorwacji. Za granicą wjeżdżamy na autostradę, płatną na bramkach. Niebawem okazuje się, że opłata jest uzależniona od ... wysokości samochodu i my z naszym wyższym dachem łapiemy się na drugą taryfę i płacimy ponad 30% więcej... Nie ma się co dziwić, w końcu powszechnie wiadomo, że wyższy samochód bardziej niszczy drogę.
Koło Karlovaca zjeżdżamy z autobany, kierując się na Turanj. Tu oglądamy Muzeum Wojny Domowej z takimi wynalazkami:
Potem spory kawałek jedziemy boczną drogą, równoległą do autostrady w kierunku Rijeki. Na niektórych domach ciągle widać ślady po ostrzale...
W końcu wjeżdżamy na autostradę, przelatujemy przez Rijekę (miasto robi marne wrażenie, ogromne wieżowce, które na pierwszy rzut oka wydają się opuszczone...) i kierujemy się w stronę Puli. Oczywiście wybieramy drogę wzdłuż wybrzeża, a nie ekspresówkę. Początkowo droga cały czas idzie przez miejscowości, potem jest trochę luźniej. Non stop zakręty, podjazdy i zjazdy. Zaczyna się fajna roslinność - cyprysy, palmy, agawy...
Docieramy do Medulin i logujemy się na kempingu Kazela.
Nasz bus znowu zostaje potraktowany jako namiot, wobec czego za 3 noce płacimy 71 Euro.
Kemping naprawdę OK. Czystość sterylna - sanitariaty sprzątane kilka razy dziennie. Nie za dużo ludzi, chociaż kemping ogromny i w pełni sezonu może być tłum. Jest trochę cienia - to najważniejsze!
Stoimy koło płotu oddzielającego część dla naturystów. W sumie OK, gdyby nie to, że średnia wieku tych naturystów to jakieś 98 lat. Zresztą granice są płynne, nasi sąsiedzi też paradują na golasa, generalnie nikt się nie przejmuje...
Plaża kamienista, ale są zejścia do wody, warto mieć buty. Woda niesamowicie przejrzysta i mocno słona. Od tego momentu akcja jest mało dynamiczna - praktycznie cały czas siedzimy w morzu :P
|
|
|
|
|
Marcin_75
trochę już popisał
Twój sprzęt: VW T3
Nazwa załogi: Agnieszka i Marcin
Dołączył: 11 Maj 2010 Piwa: 3/2 Skąd: Mazury
|
Wysłany: 2012-07-04, 22:30
|
|
|
My tymczasem poźnymi popołudniami wyruszamy na zwiedzanie - jednego dnia Medulin, drugiego - Puli.
Obrazki z ulic w Medulin:
Pula to już większy kaliber - budowle z czasów rzymskich, ogromny amfiteatr, etc...
Poczatkowo mieliśmy się zwijać z kempingu w niedzielę, ale w sobotę zaobserwowaliśmy, że sporo osób szykuje się do niedzielnego wyjazdu. Uznaliśmy, że na drogach może być dość tłoczno i postanowiliśmy zostać do poniedziałku.
W poniedziałek zwijamy się przed południem i jedziemy w kierunku Triestu. Po drodze na chwilę zatrzymujemy się przy basenach do pozyskiwania soli z wody morskiej przy granicy Słoweńskiej.
Bez problemu dojeżdżamy do Triestu - miasto typowo portowo-przemysłowe, witają nas ogromne fabryki na nabrzeżu i smród roztopionej smoły. Dojeżdżamy do portu i parkujemy nad samym morzem, niedaleko Akwarium.
Szybki spacer po mieście, w sumie godzinka wystarczy żeby zobaczyć najważniejsze miejsca...
Z Triestu wyruszamy w kierunku Lublany i Wiednia. Zaraz za miastem zaczyna się chyba najdłuższy podjazd na tej wycieczce. To znaczy zaczyna się jeszcze w mieście i ciągnie się bez końca. Bus wysila wszystkie 50 koni i podjeżdża, zostawiając za sobą chmurę czarnego dymu
Tym razem postanowiliśmy wykupić słoweńską winietę, więc cały kraj przelatujemy praktycznie bez zatrzymania. Koło Lublany wjeżdżamy w burzę, która będzie nam towarzyszyć aż do austiackiej granicy. Przynajmniej samochód się trochę umył
W Austrii też kupujemy winietkę - początkowo mieliśmy plan, żeby jechać bocznymi drogami, odwiedzając kilka interesujących miejsc, ale jest już późno, chcemy dojechać dziś jak najdalej, żeby jutro jednym skokiem dostać się do Warszawy. Mijamy Graz i około północy stajemy na parkingu jakieś 40 km przed Wiedniem.
Na parkingu standart lepszy niż na niejednym kempingu, czyste toalety (free), prysznic z gorącą wodą (1 €), jest wydzielone miejsce dla samochodów z przyczepami i kamperów... Rano jemy szybkie śniadanie i ruszamy w kierunku Hinterbruhl - znajduje się tam największe podziemne jezioro w Europie. Powstało na skutek częściowego zalania kopalni gipsu.
Co ciekawe - podczas wojny znajdował się tu zakład produkujący odrzutowe mysliwce Heinkel, w którym pracowało ok. 2000 więźniów, głownie Włochów.
Po podwodnym jeziorze pływa się łódką. Ta akurat jest rekwizytem z filmu Trzej Muszkieterowie, do którego zdjęcia były kręcone w podziemiach.
Z kopalni wracamy na autostradę, objeżdżamy Wiedeń i jedziemy w kierunku Czech.
Tu postanawiamy nie wykupować winiety, tylko jechać bocznymi drogami. Na początku idzie super, ale w okolicach Brna nasza nawigacja upiera się, że ominie miasto jakimiś bocznymi dróżkami. Po milionie skrzyżowań i przejechanych wiosek w końcu doprowadza nas znów na główną drogę. Jedzie się jako tako do Poreca - tu znów nawigacja głupieje, niby objeżdżamy miasto, ale z powrotem do niego trafiamy, w mieście drogowskazy raz są, raz nie ma, w dodatku są roboty drogowe i część ulic jest zamknięta... Ufff, w końcu jakoś wyjechaliśmy na właściwą drogę... A przed granicą i tak nagle zaczęła się ekspresówka, którą przelecieliśmy 20 km z duszą na ramieniu...
Po drodze cały czas widoczki tego typu:
W Polsce już z górki, gdyby nie 80 km robót drogowych na Katowickiej to nie byłoby o czym pisać. Ok. 0:30, po przejechaniu 811 km dojeżdżamy do Warszawy. I to jest najdłuższa trasa, jaką zrobiłem jednego dnia busem.
No i tyle, fajnie było, szkoda że się skończyło. |
|
|
|
|
Barbara i Zbigniew Muzyk
Kombatant
Twój sprzęt: fiat ducato2001-Bassa748
Pomogła: 7 razy Dołączyła: 23 Lip 2010 Piwa: 353/400 Skąd: krakow
|
Wysłany: 2012-08-22, 19:30
|
|
|
Co to do tej pory nik nic nie napisal?1.Jak wracales w Suchej Beli nie da sie wrocic ta sama strona,jak bys szedl po kaskadach w dol.
2.Ty byles w Austri gdzie jest podziemne jezioro,a w Sloweni piekna podziemna rzeka czyli Skocjanska Jama,piekna,pod unesco,wstep tez drogi sieniorzy 11,normalne 15 euro.
3.Fajna petla my tez po 15 jedziemy na petle ale dluzsza i dalsza,dzieki za relacje,stawiam piwko,dla zachety na dalsze opisy podrozy,Barbara |
|
|
|
|
Barbara i Zbigniew Muzyk
Kombatant
Twój sprzęt: fiat ducato2001-Bassa748
Pomogła: 7 razy Dołączyła: 23 Lip 2010 Piwa: 353/400 Skąd: krakow
|
Wysłany: 2012-08-22, 19:37
|
|
|
Nie napisalam ze na Istrze my spalismy powyzej Puli,w Barbaridze caly tydzien,policja pilnowala tylko porzadku i nic,piekna duza plaza ,dawniej byla tam duza jednostka wojskowa,dlatego tereny dziewicze,szkoda ze od zTriestu nie pojechaliscie w rejon np.Bibione |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do ulubionych Wersja do druku
|
|