Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Albania 2013 - tak żeby trochę liznąć tego kraju
Autor Wiadomość
HarryLey4x4 
weteran


Twój sprzęt: Elnagh Gigant Nissan Patrol rules
Dołączył: 11 Lip 2011
Piwa: 29/24
Skąd: Poznań
Wysłany: 2014-01-01, 10:24   Albania 2013 - tak żeby trochę liznąć tego kraju

Witajcie.
W roku 2013 pomysł na wakacje musiał ulec z różnych przyczyn modyfikacjom i kierunek wstępny zamieniliśmy na Albanię.
Szukając wcześniej informacji o tym kraju i o drogach, uczeni zeszłoroczną awarią alternatora, postanowiłem nie robić hardcoru rodzince i poszukaliśmy najpierw na bookingu jakiegoś hotelu ( w razie czego) aby gdyby coś nieoczekiwanego miało się stać, to można by było się w nim zatrzymać. Okazało się ,że ceny hoteli -oczywiście niektórych - są tak korzystne ,że trochę bez sensu było kampingowanie w Albanii. Z głupia franc zabookowałem pokój i stąd pojawił się cel podróży - SARANDE.

Po rozmowach wstępnych z Dudusiem, który również w tym samym czasie planował wyjazd w tym kierunku wiedziałem ,że droga przez Grecję jest najlepszą niehardcorową wersją przejazdu. Data wyjazdu modyfikowana podobnie do kierunku jazdy wypadła na 14.07.2013 r.
W domku autko zatankowane , zapakowane wyruszyło tym razem w składzie 2+2 i pies. Jedna z córek zbojkotowała wyjazd - do dziś żałuje...
Trasę obraliśmy ze względu na odległości do przejechania głównie autostradami. Z Poznania udaliśmy się w kierunku Cieszyna a zatem przez Wrocław i dalej autostradą na Śląsk. Tankowania po drodze w Cieszynie, potem w Bratysławie. Po drodze zakup winiet na Słowację, potem Węgry. Punkt postoju to oczywiście Kiskunmajsa Termy ( N46 31’15.31” E19 44’47.52) (dwie noce)15-16.07.2013.
Tu spotkała nas sytuacja, która zmusiła do poddania w wątpliwość czy jechać dalej. Nasza najmłodsza uczestniczka w dniu pobytu na termach poczuła się źle i dostała gorączki 39st. Nie wiedzieliśmy czy dalsza podróż w kierunku, bądź co bądź mało cywilizowanej służby zdrowia, jest aby dobrym wyjściem, ale zaryzykowaliśmy i po dwóch dniach okazało się ,że udało nam się sprawę opanować. (Termy i kemping dla naszego zestawu łącznie z psem wyniósł nas 187 PLN czyli 12500 Forintów).
Niestety ze względu na wstępne kłopoty ze zdrowiem latorośli zapomnieliśmy robić zdjęcia, zatem takowe pojawią się dopiero w dalszej części relacji.

Wyjazd i tankowanie tuż przed granicą i wjeżdżamy do Serbii. Nudna droga przez Serbską krainę (po drodze tankowanie cena paliwa 155,4 Dinara tj. 5,95 PLN/litr) , później wjazd do Macedonii. Spodobała mi się życzliwość tych ludzi na stacjach. Wszędzie taka sama cena paliwa. Mój kolega, już po tych wakacjach, opisywał mi swoje przygody z Macedonii i potwierdził moją sympatię dla tego narodu. Wszyscy uczciwi , przyjaźnie nastawieni do turystów. Myślę, że warto jak się tylko da , zjechać z autostrady i pobaraszkować po bocznych drogach. My niestety na pokładzie z dzieckiem ,które jeszcze miało gorączkę woleliśmy się jak najszybciej znaleźć w Grecji, gdzie chyba najszybciej w razie konieczności znaleźlibyśmy pomoc.
Bramki na autostradzie w Macedonii to kwoty pomijalne , paliwo 70 Denarów /litr tj. ok. 4,30 PLN/ ltr.
W końcu dojechaliśmy do Grecji. Szybkim skokiem chcąc przejechać w ok. Salonik i tam poszukać noclegu zjechaliśmy w dół mapy i dojechaliśmy do kampingu OLYMPUS BEACH
( N40 06’06.40” E22 33’43.10 )

Bardzo miły i sympatyczny. Przy wyjeździe dostaliśmy 20% dyskontu co w sumie dało kwotę do zapłaty za nocleg całej ferajny 30,4 EUR. Na miejscu są sklepik, bar, i bardzo sympatyczne zejście do morza. O plaży nie ma co mówić, bo to wąski pasek kamieni na którym są osadzone gęsto leżaki. Za leżaki goście kampingu nie płacili a Internet, który jest w cenie kampingu niestety chodził średnio – ale był. Na pewno bardzo miło wspominamy ciepłe nabrzeże i długą połać przybrzeża , gdzie jest wyczuwalny grunt. Dziewczyny moje odpływały od brzegu nawet na ok. 100-150 m. czyli do bojek.

Nigdzie później w innych miejscach nie było tak ciepłej wody jak tam. Nie dziwota ,że w drodze powrotnej także zaplanowaliśmy pobyt w tym miejscu...
17.07.2013 r.
Ponieważ ten etap podróży nie był jeszcze ukierunkowany na wylegiwanie, postanowiliśmy odwiedzić meteory. Udaliśmy się zatem autostradą w górę , a potem na zachód. Dojechaliśmy do miasta Meteorów i w centrum znalazłem informację turystyczną. Miła Pani wytłumaczyła mi co jeszcze dziś możemy obejrzeć , a gdzie akurat w tym czasie klasztory są zamknięte. System otwarcia niektórych klasztorów na przemian z innymi ma sens dla zwiedzających, ale już wiemy , by zobaczyć ich więcej musielibyśmy spędzić tam ze 3 dni. Niestety tym razem postanowiliśmy odwiedzić to co się da , a że dało się o tej porze wejść tylko do jednego to cóż...






W klasztorach kto nie miał odpowiedniego ubranka oczywiście musi założyć to co mu zakonnice nakażą.



Pozostały nam jeszcze fotki do kalendarza i w drogę.





Po drodze zakup cudownych w smaku owoców i kierunek jaki obraliśmy to zachodnie wybrzeże Grecji i kamping Kalami obok Igoumenitsy (N39 28’25.53” E20 14’26.54”). Koszt podobny jak w Olympus Beach (29EUR), ale standard dużo gorszy, co prawda rekompensowany przez miłą obsługę. Woda po tej stronie półwyspu dużo zimniejsza co przełożyło się na mniejszą chęć do zabaw wodnych. Do tego wszystkiego niestety dużo owadów w tym szerszeni w okolicach kuchni spowodowało ,że nie jesteśmy w stanie za bardzo polecić tego kampingu.
18.07.2013 r.
W końcu udało nam się zebrać i wyruszyć do głównego celu naszej podróży. Od 18 lipca mieliśmy rezerwację na 6 noclegów w hotelu Harmony w Sarande.
Przed samym wjazdem do Albanii wysypała mi się nawigacja i spędziliśmy na poboczu ok. pół godziny nota bene w towarzystwie umundurowanej i uzbrojonej policji . Jak się potem okazało musieli mieć jakąś akcję przy wlocie z Albanii do Grecji, bo później w strategicznych miejscach zastaliśmy jeszcze dwa takie uzbrojone małe oddziały. W końcu przekroczyliśmy granicę w miejscu opisanym jako Qafe Bote Sagiada Mavromati ( N39 39’03.88” E20 09’34.44”). Małe przejście gdzie nie było żadnych kolejek. Sklepik bezcłowy i możliwość zakupu lodów.
Wjechaliśmy do kraju innego niż wszystkie. Pierwsza stacja i oczywiście rozczarowanie , bo jakby nikt tam nigdy karty kredytowej nie widział. Jak się potem okazało , była to po prostu mała lokalna stacja, gdzie płacić można tylko gotówką. Nie zatankowaliśmy i wyruszyliśmy w drogę w kierunku Butrintu. Jechaliśmy ładnym szerokim świeżo położonym asfaltem drogą SH97. W pewnym momencie należy skręcić na drogę SH98. Na mapie te drogi wyglądały dokładnie tak samo, ale w praktyce ta druga wyglądała jak zjazd na cygańską posesję i wjazd między budynki przeznaczone do rozbiórki. Ot i jak się dalej okazało obraz Albanii. Droga ta mimo ,że fatalna to była taką tylko przez kilka kilometrów. Później zaczął się asfalt- stary , wąski na prawie szerokość kampera ;-) .
Tym oto asfaltem dojechaliśmy do promu w Butrincie. Od razu wjechaliśmy na "prom" i przedostaliśmy się na parking.





Niestety próba opędzenia się przed cygańskimi dziećmi spełzła na niczym. Przez co jako nieprzygotowani do tej lekcji pojechaliśmy dalej w kierunku Ksamil.

Przejechaliśmy tę miejscowość rozkoszując się widokami krajobrazów. Pierwsza sprawa to była konieczność zatankowania paliwa. Na szczęście kolejna stacja już w Ksamilu miała bankomat i dzięki wypłaconej tam gotówce mogliśmy zatankować kamperka do pełna. Mogliśmy ze spokojem jechać dalej.
Niestety wszędzie było widać to co większość turystów odrzuca od tego kraju - brak gospodarza , śmieci w miejscach publicznych, samowole budowlane. Mimo to nie zrażaliśmy się do niczego i pełni optymizmu szukaliśmy zjazdu do naszego hotelu. Hotel Harmony okazał się czymś w rodzaju większego pensjonatu.
(N39 51’06.11” E20 01’16.96)
Niestety nie było tam żadnego parkingu z prawdziwego zdarzenia, a auta mieszkańców parkowały bądź na dojeździe bądź na placykach przy okolicznych budowach. Dla naszego kampera było piękne miejsce vis a vis naszego okna balkonowego , z którego roztaczał się wspaniały widok na wyspę Korfu. Mieliśmy zatem szczęście , bo i widok z okna ładny i akurat nie nasłoneczniona zbytnio ściana hotelu, do tego kamperek pod ciągłym nadzorem - czego chcieć więcej?



Po południu poszliśmy od razu zwiedzić okolicę i oczywiście zażyć pierwszych kąpieli. Co prawda plaża kamienista, ale po przejściu do wody w Crocsach można było dalej rozkoszować się całkiem przyjemną wodą.





Właściciele hotelu to młode małżeństwo prowadzące swój interes razem z rodzicami. Ponieważ mieliśmy wykupiony pobyt na sześć noclegów ze śniadaniami pokój bardzo sympatyczny i czysty zaopatrzony w TV, łazienkę (co prawda brak jako takiej kabiny prysznicowej, ale wszystko w kaflach i zadbane), a nasz wyjazd był głównie kamperowy, to nie chcieliśmy za bardzo zawierzać kuchni albańskiej i żywienie miało być mimo wszystko domowe czyli kamperowe.













Nie wypadało nam jednak nie pójść choć raz na posiłek główny do restauracji hotelowej, gdzie szefem kuchni był właściciel hotelu czyli Gienti. Jego żona Elona zajmowała się raczej częścią hotelową.







Posiłek popołudniowy okazał się bardzo sympatyczny. Zażyczyliśmy sobie m.in. sałatki - podawane w głębokich talerzach , które w rozumieniu Albańczyka nie mogły stanowić dania głównego , więc dopiero na drugi dzień zrozumieli, że chodzi o to by postawić talerz przed konkretną osobą a nie na środku stołu. :haha:





Po zjedzeniu posiłku dla nas czworga , spróbowaniu deserów, napojeniu się napitkami i alkoholami przyszło do płacenia rachunku.



Gdy okazało się ,że za taką ferajnę i bardzo dobre jedzonko zapłaciliśmy lekko powyżej 100 PLN to nasza decyzja o przejściu na wikt restauracyjny do końca wyjazdu nie trwała długo...



Wieczorny widok z restauracji SUPER.


Kolejne dni zeszły nam na leniuchowaniu na plaży i co drugi dzień wyjeździe bądź to do Butrintu bądź do Gjirokastry.
W Butrincie (N39 44’38.68” E20 01’07.54”) nie ma zbyt dużego wyboru. Stajesz na parkingu przy drodze i zostawiając samochód idzie się zwiedzać przez co najmniej godzinę zabytkowe ruiny. Można tam spędzić ponoć i kilka godzin, ale w dużym upale my osobiście nie widzieliśmy takiej potrzeby.














Gjirokastra to miasto z dużą twierdzą. Zastanawiałem się jak do niej dotrzeć. Na początku zbadałem jakiś namiar z Internetu, który ktoś podał na forum. Było to miejsce między domami ,na tyłach marketu. Niestety w ogóle mi ono nie przypasowało i poszukałem innego rozwiązania. Na głównej drodze wlotowej do miasta , szerokiej czteropasmowej Bulevardi 18 Shtatori , po obu stronach z miejscami do parkowania można było znaleźć swobodnie miejsce do parkowania kampera (N40 05’01.89” E20 08’37.13”) . Oczywiście trzeba było zrobić ze dwie rundki w te i wew te. Plusem tej drogi jest to ,że non stop jeżdżą tamtędy wozy policyjne. Na początku tej ulicy jest duży postój taxi. Na postój wybrałem ten właśnie koniec ulicy – jej drugą stronę. Postawiliśmy kamperka – niestety w słońcu – ale obok nowo wybudowanej stacji benzynowej. Zrobiłem sobie aparatem zdjęcie tak aby było dokładnie widać charakterystyczne budynki.



Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i wsiedliśmy do taxówki. Pan zawiózł nas do centrum czyli w okolicę twierdzy. Jak się potem okazało mogłem nalegać , to podwiózłby nas pod same wrota, ale dzięki temu pochodziliśmy po wąskich , klimatycznych uliczkach tego miasta.




W końcu doszliśmy do twierdzy udało się zapłacić u Pani w kasie i pozwiedzaliśmy kompletnie nie zabezpieczone ruiny.












Sympatyczne widoki , ale to raczej wszystko. O konkretach można poczytać w przewodnikach. Niestety tych konkretów jest niewiele.
Aby wrócić z powrotem do kamperka zatrzymaliśmy dosłownie kiwnięciem ręki pierwszą lepszą taksówkę. To nić ,że facet miał pasażera, a nas było czworo i pies. Załadowaliśmy się do Merca i po pokazaniu Panu na wyświetlaczu aparatu miejsca naszego postoju za kilka minut znaleźliśmy się obok samochodu. Ta podróż w dół kosztowała nas nawet chyba trochę więcej w tym tłoku niż w poprzednią stronę, ale za to wrażenia z jazdy – bezcenne.
Na drodze do Gjirokastry z Sarande mieliśmy oczywiście Blue Eye.

Oczywiście są śmiałkowie – także z Polski – skaczący do tej lodowatej i krystalicznie czystej wody





Miejsce które każdy zapamięta na pewno chcąc tam dojechać kamperem w sezonie. Drobna opłata na wjeździe do „parku”, a potem asfalt szerokości ok. 3 m , gdzie należy się mijać z jadącymi z przeciwka pojazdami. Zarówno w jedną jak i drugą stronę. Po drodze serpentyn ki i kompletny brak widoczności. Polecam ;-) .
Każdego prawie wieczoru jechaliśmy do Centrum Sarandy na lody i małe zakupy.









Zasadniczo sklepy są zaopatrzone średnio, ale bywały towary interesujące moje Panie w szczególności



W czasie naszego pobytu zorientowałem się ,że Gienti zaopatruje się nie w markecie na obrzeżach miasta, ale jedzie do centrum. Kiedyś zabraliśmy się z nim i okazało się ,że ceny w markecie miejskim były o 1/3 lub czasem o 1/2 niższe niż w markecie niedaleko hotelu. Zatem zaopatrzyliśmy się w wina i przeróżne smakołyki polecane nam przez tamtejszego kucharza.
Naszą Albanię potraktowaliśmy lajtowo. W tym samym czasie moi koledzy jeździli po górach Albanii z wyprawą off roadową i nie powiem ,żebym im trochę nie zazdrościł, bo kraj ten jest pełen ciekawych offowo miejsc.
Dla nas w tym czasie ważne było to ,że mieliśmy kompletnie bezstresowy pobyt , ładną pogodę i tanie dobre posiłki. Sam hotel za 6 dniowy pobyt dla 4 osób (6 noclegów ze śniadaniami) wyniósł nas 320 EUR ! Oczywiście ta cena nie może się równać z cenami kampingów, czy tak jak w opisie kolegów ze Śląska gdzie za postój płacili po 5 EUR od kampera, ale za to mieliśmy naprawdę królewskie jak za tę kwotę warunki.
24 lipca w dniu gdy kończył się nasz pobyt zamówiliśmy jeszcze na wynos miski z sałatkami i makaronem z sosem neapolitańskim. Było przepysznie …
Ostanie zdjęcie na tle Albańskiej ziemi



Wyjazd z Albanii zaplanowaliśmy tym samym przejściem, którym do tego kraju wjechaliśmy, jednak tym razem pojechaliśmy lekkim łukiem , tak aby z samej Sarandy do granicy jechać szerokim, ładnym, nowym asfaltem.
Żegnamy Albanię mimo wszystko życząc ludziom tam żyjącym by znaleźli jak najszybszą drogę do nowoczesnego poziomu życia.
_________________

Ostatnio zmieniony przez HarryLey4x4 2014-01-03, 12:16, w całości zmieniany 7 razy  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
HarryLey4x4 
weteran


Twój sprzęt: Elnagh Gigant Nissan Patrol rules
Dołączył: 11 Lip 2011
Piwa: 29/24
Skąd: Poznań
Wysłany: 2014-01-01, 11:07   

W zasadzie to ten post poniższy mógłby zostać umieszczony w innej części forum opisów np. Słowacji lub Węgrzech. Jednak dlatego że cały wyjazd był ukierunkowany na Albanię to pozostawiam te informacje tutaj.


Wjeżdżamy do Grecji tym razem kierując się od razu na autostradę mającą doprowadzić nas do kempingu Olympus.
( N40 06’06.40” E22 33’43.10)



Planujemy tam zostać 2 noce. W dniu pomiędzy noclegami postanowiliśmy zwiedzić góry Olimpu.





Wjazd kamperkiem na samą górę . Piękne widoki, nie było czasu na większy pieszy wypad w góry, ale może kiedyś się jeszcze uda. wracając skręcamy do klasztoru , gdzie robimy mały rekonesans.






Wieczór kończy się kąpielą w morzu przy kampingu umożliwioną także dzięki zamontowanym na nabrzeżu reflektorom.
26 lipca 2013
Następnego dnia gotowi do wyjazdu postanawiamy przeskoczyć Macedonię i Serbię jednym skokiem.
Po drodze mamy małe kłopoty z prądem. Mimo konsultacji telefonicznej z Arcadarką nie udało się zlokalizować przyczyny braku prądu mimo 240W solarów na dachu. Do końca wyjazdu musiałem planować postoje w miejscach z dostępem do prądu ponieważ wszystkim mediom brakowało prądu. Jak się okazało w domu, padł na gwarancji akumulator żelowy, który wymieniłem zaraz po powrocie z wyjazdu.
Po wjeździe na Węgry pomysł był taki by jak najbardziej wykorzystać czas i pojeździć po Węgrzech. Pierwsze kroki za granicą wykonaliśmy w stronę Szegedu.Na pierwszy ogień próbowaliśmy dostać się do kampingu Napfeny (o ile dobrze pamiętam), ale okazało się ,że i owszem jest szlaban i nawet jakiś stróż , ale kamping nie jest w ogóle czynny. Ponieważ stróż był kompletnie nie kumaty, poszukałem na mapie czegoś innego
W Centrum miasta przy dużym Aquaparku jest jeszcze większy kamping Partfurdo (N4 15’07.41” E20 09’31.83”)

6726 Szeged
Közép Kikötő sor 1, Magyarország
+36 62 430 843

Przy wjeździe ochroniarz wręczył nam numerek, dał paski i pokazał mniej więcej gdzie są jakie części kampingu. Ni w ząb nie znał żadnego języka poza swoim i migowym więc tylko udało się namierzyć obozowisko Polaków, Czechów, domki, prysznice itp.





Przystanęliśmy nad samą rzeką Tisą obok innych kamperów. Co godzinę z zegarkiem w ręku chodził tamtędy ochroniarz i przykładał jakąś elektroniczną pluskwę do Check Pointów w różnych miejscach kampingu. Czuliśmy się zatem mocno strzeżeni. Ponieważ była to sobota po rzece pływały statki z dyskotekami, na nadbrzeżach było słychać także imprezy młodych ludzi. Całe miasto żyło. Nie przeszkadzało nam to jednak w możliwości zaśnięcia.
27 lipca 2013
Nad ranem wzięcie prysznica przez moją połowę okazało się nie lada wyzwaniem, ponieważ prysznice były co najmniej wieloosobowe. Brak intymności spowodował,że ja kąpałem się po wojskowemu jak wszyscy, a moje dziewczyny skorzystały z łazienki kamperowej. Za kamping zapłaciliśmy 6000 Forintów tj. 87,53 PLN. Zatankowani i wypróżnieni serwisowo pojechaliśmy do centrum Szegedu.


Tam zostawiając auto na parkingu ulicznym przeszliśmy się po mieście, zaliczając punkty nawilżające stojące na ulicach i grającą fontannę przed chyba operą Segedyńską.











Byliśmy ciekawi czy na mieście będzie widać ślady po wczorajszych zabawach. Okazało się ,że miasto było czyste jakby nigdy nic takiego nie miało tu miejsca. Za to duży plus dla Węgrów.




Małe zakupy i kierunek Budapeszt. Tam pierwsze kroki na obrzeżach skierowaliśmy do Tropicarium. Podobno miało to być największe takie zjawisko w Europie wschodniej. Okazało się ,że jest ono na terenie galerii handlowej. Zatem poszukujących niech nie zraża to ,że nie będzie za wielkiego oznakowania do tego przybytku
Podaję namiary GPS – mniej więcej na tę okolicę (N47 24’25.27” E19 00’36.84”)
Głównie z powodu konieczności ucieczki przed upałem pół dnia spędziliśmy na oglądaniu zwierzątek.








Później poszukaliśmy kempingu ,który wykorzystaliśmy by przenocować do dnia następnego.
Kamping Niche Zugligeti ut 99 (N47 30’58.32” E18 58’26.53”) jest zorganizowany w starej zajezdni tramwajowej. Bardzo sympatyczny choć ciasnawy. Miła obsługa. Koszt postoju dla nas kosztował po rabacie 10% 9900Ft + ok. 2500 Ft za posiłki z winem dnia poprzedniego. Uwaga śniadanie na kampingu w cenie!!!. Ponadto proponuję wziąć zupę – gulasz domowy . Wieczorem byliśmy oniemiali z powodu jego smaku.

28 lipca 2013 r.
Kolejny dzień w Budapeszcie miał być pod znakiem odwiedzenia Cyrku Budapeszteńskiego oraz ZOO.



Obok Pałacu sztuki można zostawić na cały dzień kamperka.
(N47 30’46.08” E19 04’46.89”)
Nie ma tam opłat, ale jest dużo samochodów i nie mieliśmy stresu zostawić auta. Niestety musieliśmy w aucie zostawić Frotkę, ale jak tylko była możliwość dochodziliśmy do auta by ją wypuścić na spacer.
Widziałem tam obok stojących kamperowców podaj z Czech, którzy chyba tam nawet nocowali. Facet jakby był obeznany z tym miejscem, bo w krzakach miał upatrzone źródło wody – jakiś kran z którego donosił w kanisterku wodę. My akurat byliśmy zatankowani i szczególnie mnie to nie interesowało.

Szczerze mogę polecić atrakcje budapesztańskie, szczególnie cyrk. Zadbany i wystawiający stałe przedstawienia. Wszystko naprawdę w zupełnie innej atmosferze niż wędrowne cyrki ,które znamy z polskich placów osiedlowych.













Po cyrku przyszła kolej na opodal położone ZOO





Małpa miesiąca ;-)




I na koniec trochę edukacji w Centrum położonym na terenie ZOO





Po dniu pełnym wrażeń i posileniu się w przyparkowej jadłodajni.



Wsiedliśmy do kamperka i obraliśmy kierunek Bratysława. Po drodze jednak była chwila na poczytanie forum i okazało się ,że przy planowanej przez nas trasie znajdują się Termy Lipothermal.
Ponieważ program wyjazdu był kompletnie luźny postanowiliśmy skręcić i zobaczyć co to za ptica. Termy okazały się sympatycznym miłym miejscem. Praktycznie wszystko nowe, czyste i zadbane. Część kampingowa oddzielona od ogólnodostępnej. Czysto i rozsądnie rozplanowane. Do sklepiku w środku wsi kilkaset metrów sympatycznego spaceru. Pozostaliśmy tam na dwa noclegi. Nasz pies tak się tam zadomowił,że było to pierwsze miejsce gdzie wciąż nam uciekał na żebry do sąsiadów.
Niestety fotek w Termach nie robiliśmy ponieważ zabawa był tak przednia ,że wszyscy o zdjęciach jakoś zapomnieli.
(N47 52’06.74” E17 28’17.55”)
LIPOT Furdo Szabadsag Utca 80 , Lipot
Koszt kempingu za dwie doby to 23.000 Ft
30 lipca 2013 r.
Po opuszczeniu tego sympatycznego kampingu, gdzie na pewno jeszcze kiedyś wrócimy, skierowaliśmy się z powrotem do drogi na Bratysławę, ale zanim dojechaliśmy do granicy, moja małżonka wpadła na ponowną informację w Internecie o parku rozrywki w Austrii MarchenPark San Margareten Berg im Burgenland.
(N47 48’07.55” E16 38’46.75)
Postanowiliśmy zrobić małą nawrotkę i skierować się ku granicy. Wykupiliśmy winietkę na Austrię 9,70 EUR i kierunek WESOŁE MIASTECZKO. Po dotarciu na miejsce i zaparkowaniu na parkingu zaadoptowanym na ściernisku poszliśmy do kasy .


Zapłaciliśmy 78 EUR – licząc na to ,że warto było wydać taką gotówkę na zabawę dla 2+2.



Zabawa była przednia, choć nie jest to Park rozrywki typu Gardaland.











Bajkowe przystanki, zjeżdżalnie, karuzele oraz rollercoastery. Do tego „heimatowe” zabawy w stylu jazda na świni czy prowadzenie „samodzielne” traktora.








Miło spędziliśmy kolejny dzień wakacji.
Po południu wyruszyliśmy w kierunku Słowacji. Na trasie zastał nas deszczyk i poszukiwanie miejsca do noclegowania odbyło się w smutnej atmosferze siąpiącego deszczu. W końcu dotarliśmy do kempingu Pullmann w miejscowości Piestany.
(N48 34’51.23” E17 50’08.67”)
Trzeba było zjechać z drogi E75 i przejechać przez miasto oraz przez rzekę. Mimo późnej pory dojechaliśmy na miejsce. Możliwość zrzutu ścieków, poboru wody , skorzystania z łazienek stanowiła dla nas wystarczające warunki za kwotę 16,5 EUR.
31 lipca 2013 r.
Ponieważ mieliśmy w planach zwiedzenie Jaskiń w Słowackim Raju to trzeba było zaopatrzyć naszą najstarszą latorośl w sweter i leginsy,bo zapomniało dziecko zabrać z domu. Udało się zrobić zakupy w pobliskim TESCO. Zaraz potem wyruszyliśmy w kierunku Aquaparku Besenova.
(N49 06’01.87 E19 26’42.30”)
Może nie było to najszczęśliwsze ,że nie wchodziliśmy tam od samego rana, ale mimo wszystko mieliśmy ogromną ochotę na wodne zabawy. Koszt wejścia dla 2+2 to 44 EUR. Zabawa w Besenowej była ogromna i już teraz wiem,że dużo bardziej polecam to miejsce niż np. Tatralandię.











Po zamknięciu Aquaparku udaliśmy się nieco w górę i znaleźliśmy kamping Villa Betula bardzo ładnie położony, jednak niestety kosztujący nas za nocleg 40 EUR.
(N49 08’09.81” E19 30’43.88). Na miejscu wszelkie dogodności, łącznie z pralkami, możliwością zakupu bułeczek, zamó1)ienia śniadań na rano itp.





Kwotę rekompensowała możliwość zabawy na drugi dzień na placu zabaw dla dzieciaków w cenie pobytu oraz piękne widoki.





1 sierpnia 2013 r.
Na drugi dzień rano postanowiliśmy odwiedzić Demianowską Jaskinię Lodową.


Udaliśmy się w kierunku tejże i po pozostawieniu kamperka na strzeżonym parkingu (N49 01’01.20” E19 34’47.13”) za 7 EUR !!! udaliśmy się piechotką do jaskini. Droga wiedzie lasem ścieżką leśną
Wejściówka dla dzieci to 3,5 EUR a dla dorosłego 7 EUR.





Jaskinię oczywiście polecamy jednak w środku nie robiliśmy fotek.
Po małym traperskim spacerze jaskiniowym plan był taki, by może popluskać się w wodzie. Uznaliśmy ,że resztę dnia spędzimy w Tatralandii. (wejście dla wszystkich 60 EUR). Na szczęście nie przeznaczyliśmy na Tatralandię całego dnia.






Niestety jak dla mnie jest to już mocno zmęczony Aquapark. Mimo, że widać ,iż właściciele starają się rozbudowywać ten park to jednak nie jest on dla mnie wystarczająco atrakcyjny by przebić Besenovą. Duże obłożenie, kolejki, mocno sfatygowane zjeżdżalnie, tłok w basenach, kiepsko zaplanowane szatnie, konieczność biegania góra dół , bo teren górzysty, to dla osób trochę starszych i ewentualnie schorowanych nie najlepsza opcja. Oczywiście każdy może sam zdecydować. Oczywiście najfajniejszy był tunel do treningów wolnego spadania. Niestety cena KOSMOS – kilkaset EUR za godzinę.



Po opuszczeniu Tatralandii podjechaliśmy niedaleko na kemping z pięknym widokiem – był on na trasie do jaskini Demianowskiej , którą wcześniej odwiedziliśmy (koszt 20,96 EUR) O ile pamiętam to był to kamping Bystrina – w cenie Internet i piękny widok oraz całkiem przyzwoite łazienki , ale standard kempingowy
(N49 02’01.39” E19 34’30.40”)


2 sierpnia 2013 r.
Zakupy w TESCO w Liptowskym Mikulasu i kierunek Zakopane. Po drodze mieliśmy trochę problemów (ze względu na Tour de Pologne), ale w końcu jadąc przez Murzasichle , aby odwiedzić gaździnę w knajpie LeChalet (skądinąd niesamowite połączenie góralszczyzny i włoskiego temperamentu męża owej gaździny- POLECAMY)zjedliśmy porządny obiadek- za porządną cenę ;-)




W Zakopanem zatrzymaliśmy się na dwie nocki na kempingu pod Krokwią (cena z rabatem CCI 196,50 PLN. Odwiedziliśmy Krupówki oraz wjechaliśmy na Kasprowy. Kolejki niebotyczne po bilety, a wystarczyło wcześniej zabukować bilet przez Internet.




4 sierpnia 2013 r.
W końcu udało nam się wyjechać z gór i pomknąć w kierunku Poznania. Po drodze zatrzymaliśmy się we Wrocławiu i naszej ulubionej La Scali.



Po obżarstwie wsiedliśmy do kamperka i dojechaliśmy do domu.
Tak też wakacje 2013 uznaliśmy za szczęśliwie zakończone.



Camping i termy Kiskunmajsa (N46 31’15.31” E19 44’47.52)
Camping Olympos/Olympus Beach (N40 06’06.40” E22 33’43.10”)
Camping Kalami (N39 28’25.53” E20 14’26.54”).
Przejście graniczne z Grecji do Albanii (N39 39’03.88” E20 09’34.44”)
Harmony Hotel obrzeże Sarandy(N39 51’06.11” E20 01’16.96)
Parking w Butrint (N39 44’38.68” E20 01’07.54”)
Gjirokastra Bulevardi 18 Shtatori –postój (N40 05’01.89” E20 08’37.13”)
Camping Szeged Partfurdo (N4 15’07.41” E20 09’31.83”)
Tropicarium GPS okolicy (N47 24’25.27” E19 00’36.84”)
Camping Budapeszt Niche Zugligeti (N47 30’58.32” E18 58’26.53”)
Parking do Cyrku i ZOO Budapeszt (N47 30’46.08” E19 04’46.89”)
Camping i termy LIPOT Furdo (N47 52’06.74” E17 28’17.55”)
Park Rozrywki w Austrii MarchenPark (N47 48’07.55” E16 38’46.75)
Campingu Pullmann Piestany Słowacja (N48 34’51.23” E17 50’08.67”)
Aquapark Besenova (N49 06’01.87” E19 26’42.30”)
Camping Villa Betula (N49 08’09.81” E19 30’43.88).
Demianowska Jaskinia Lodowa parking (N49 01’01.20” E19 34’47.13”)
Camping Bystrina (N49 02’01.39” E19 34’30.40”)

Przejechano : ok.5600 km
Średnie spalanie silnik 2,8 JTD 14,4 ltra/100km
Koszty paliwa i autostrad (winiety) oraz przejazdów tunelam i ok. 5400 PLN
Wydatki na wstępy do atrakcji ok.1800 PLN
Kampingi (poziom raczej dość wysoki) ok.1800 PLN
Hotel ze śniadaniami 6 noclegów ok.1400 PLN
Pozostałe wydatki to ubezpieczenia, wydatki w sklepach w tym żywność i pamiątki oraz wizyty w restauracjach – zależne od konkretnych potrzeb.
_________________

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Barbara i Zbigniew Muzyk 
Kombatant


Twój sprzęt: fiat ducato2001-Bassa748
Pomogła: 7 razy
Dołączyła: 23 Lip 2010
Piwa: 351/397
Skąd: krakow
Wysłany: 2014-01-01, 19:36   

Tam gdzie Zoo w Budapeszcie to VarosLiget,jest tam również najpiękniejszy basen w Budapeszcie ,Szechenyifurdo,a widze ze baseny lubicie?,Co do smieci w Albani to,jest super w porównaniu z 2009 rokiem.Specjalnie patrzyłam,przy drodze z Elbassan do Szkodra.ani papierka,spotkalismy tylko gdzies jedno wysypisko.W Grecji jadac nie autostradami,miejscami jest tez dużo smieci.Pod katem córek wakacje wspaniale,pozdrawiam Barbara Muzyk :spoko
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Barbara i Zbigniew Muzyk 
Kombatant


Twój sprzęt: fiat ducato2001-Bassa748
Pomogła: 7 razy
Dołączyła: 23 Lip 2010
Piwa: 351/397
Skąd: krakow
Wysłany: 2014-01-01, 19:41   

Zapomnialam przecież tam również jest wspanialy lunapark? ile to już lat minielo?za to w ktores wakacje udało nam się zwiedzic parlament budapeszteński.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
HarryLey4x4 
weteran


Twój sprzęt: Elnagh Gigant Nissan Patrol rules
Dołączył: 11 Lip 2011
Piwa: 29/24
Skąd: Poznań
Wysłany: 2014-01-01, 19:51   

Oczywiście Basiu, wiemy że są tam i takie atrakcje. Problemem było to ,że do końca nie wiedzieliśmy ile mamy czasu na powrót i z dnia na dzień przesuwał nam się termin powrotu - taka profesja ;-) . W każdym razie rejon Budapesztu jest możliwy nawet na weekendowe wypady więc nie ma to tamto jak przyjdzie dłuższy weekend do wykorzystania to zawsze można owe luki pouzupełniać :spoko

A propos samej konstrukcji wyjazdu, to oczywiście wyjazd miał być głównie pod dzieciaki i tak też staraliśmy się ,żeby tych atrakcji było jak najwięcej.
_________________

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
jarekzpolski 
stary wyga


Twój sprzęt: Laika na Transicie
Nazwa załogi: jarki
Dołączył: 04 Mar 2010
Piwa: 83/6
Skąd: Gliwice
Wysłany: 2014-03-05, 21:44   

Cześć
Bardzo fajnie poczytać opowieść o tych samych miejscach oczyma kogoś innego. Jeżeli dobrze zrozumiałem Wasz odbiór Albanii był w sumie pozytywny i to cieszy. Konkretnych informacji naprawdę masa - szacunek że Ci się chciało (Pascal wysiada :wyszczerzony: ) z korzyścią dla następnych.

Do zobaczenia gdzieś na szlaku.
Pozdrawiam
_________________
2+2+Pies Kudłaty
"Każdy kolejny dzień jest pierwszym dniem reszty naszego życia" Frazes ? Niekoniecznie...
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
HarryLey4x4 
weteran


Twój sprzęt: Elnagh Gigant Nissan Patrol rules
Dołączył: 11 Lip 2011
Piwa: 29/24
Skąd: Poznań
Wysłany: 2014-03-06, 20:15   

Dzięki , to miło ,że komus się podoba, jest przydatne i może posłużyć do tworzenia planów... :spoko
_________________

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum

Dodaj temat do ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
*** Facebook/CamperTeam ***