Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Maroko Marzec 2015
Autor Wiadomość
and123 
zaawansowany


Twój sprzęt: RTnFD
Dołączył: 25 Paź 2007
Piwa: 61/22
Skąd: Kraków
Wysłany: 2015-04-04, 20:00   

Ja pierdykam, to Wy (3) jeszcze żyjecie? :haha:
Ale idealny skład tego Waszego składu.

Gdzie szanowne małżonki, że tak wprost zapytam?

Poza tym:

- Gotek targa glajta na wydemki,
- Jędrek akwelung do nurkowania w oceanie,
- Piotr targa dwóch gagatków.
============================ ;)
_________________
Pozdrawiam
and123
https://kamperemprzezswiat.wixsite.com/wizytowka
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
 
Piotr Alaska 
doświadczony pisarz


Twój sprzęt: Challenger Citroen C-25
Nazwa załogi: Alaska
Dołączył: 13 Cze 2014
Otrzymał 15 piw(a)
Skąd: Gdynia
Wysłany: 2015-04-04, 20:06   

Małżonki są z nami .... w kontakcie
_________________
Piotr
  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Piotr Alaska 
doświadczony pisarz


Twój sprzęt: Challenger Citroen C-25
Nazwa załogi: Alaska
Dołączył: 13 Cze 2014
Otrzymał 15 piw(a)
Skąd: Gdynia
Wysłany: 2015-04-04, 20:19   

Witaj, nieśmiało cię naśladujemy

a tak na poważnie, to szykują ciasto.
Na początku pisałem że są nauczycielkami i uczą ... dzieci, a my podróżujemy już nie pierwszy rok i zjedliśmy razem dużo beczek mocno solonych śledzi. Czasami kwaśnych.
Ale Ty przecież wiesz kiedy zaczęliśmy te śledzie jeść.

To nie jest tak prosto:
Mamy paralotnie
Sprzęt do nurkowania
a w w tym ja muszę:
latać ze Zbyszkiem
nurkować z Andrzejem

i jeszcze to opisuje ze Zbyszkiem
gotować muszę SAM



wsadzę jeszcze kilka fotek

Nie jesteśmy sami, czasem coś przejedzie.jpg
Plik ściągnięto 14974 raz(y) 67,13 KB

W dwoch jezykach napisali!.jpg
Plik ściągnięto 14974 raz(y) 84,87 KB

Nocleg.jpg
Plik ściągnięto 14974 raz(y) 56,06 KB

Dalej jest pięknie.jpg
Plik ściągnięto 14974 raz(y) 74,63 KB

Wielkanocny kwiatek w oazie.jpg
Plik ściągnięto 14974 raz(y) 97,28 KB

agadir w Amtoudi.jpg
Plik ściągnięto 14974 raz(y) 99,82 KB

Wioska Amtoudi w wąwozie.jpg
Plik ściągnięto 14974 raz(y) 97,64 KB

Gaudi tu był.jpg
Plik ściągnięto 14974 raz(y) 129,59 KB

Gaudi tu był.jpg
Plik ściągnięto 14974 raz(y) 129,59 KB

w nocy wiało tak że chciało urwać lusterka.jpg
Plik ściągnięto 14974 raz(y) 64,46 KB

_________________
Piotr
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Piotr Alaska 
doświadczony pisarz


Twój sprzęt: Challenger Citroen C-25
Nazwa załogi: Alaska
Dołączył: 13 Cze 2014
Otrzymał 15 piw(a)
Skąd: Gdynia
Wysłany: 2015-04-05, 20:21   

i ciąg dalszy przynudzania, czyta ktoś?

Trafiliśmy miejsce nazywa się Plage Blanche
Rano ze wschodem słońca idę na plażę nikogo jak okiem sięgnąć. Robię kilka zdjęć , ale tak naprawdę nie ma co fotografować, wydmy, krzaki. Siadam na plaży, jak nie ma tematu do zdjęcia to poczekam, w końcu nigdzie się nie śpieszę, niech temat przyjdzie sam daleko nie dojdę załoga śpi.
Czekam
Czekam
Czekam
Po pół godzinie coś jest, mała sylwetka człowieka, potem większa JEST
Idzie sobie rybak z siecią i ogromną boją na plecach, pytam się czy mogę foto – mogę no to dziab.


Potem przyniósł nam ryby (50 pitągów za 4 średnie), pojawiła się również para narzeczonych z przyzwoitką w postaci przyjaciela chłopaka. O dziwo mówił po angielsku, więc pierwszy raz mogliśmy z kimś pogadać. Proponował podróż w dół Afryki do Mali. Narzeczony i Przyzwoitek przyszli do nas do kampera na herbatkę, przekopiowaliśmy zdjęcia które im zrobiliśmy, oni dali nam przekopiować trochę arabsko marokańskiej muzyki która odtąd nam towarzyszyła w jeździe i bardzo dobrze się komponowała z krajobrazami, zaproponowaliśmy żeby zawołali dziewczynę, ale powiedzieli że jej jest dobrze w samochodzie i poczeka tam (było ze 30 stopni). Chcieli paliwa, mówili że nie maja mało. W końcu pojechali, my też wytrzymaliśmy do 14 (plan był żeby zostać do wieczora, ale nie wytrzymał). Pojechaliśmy do Gudelnim (60 km), innej drogi nie ma. Spotkaliśmy ich po drodze machali żeby stanąć, brak paliwa. Próbujemy im trochę spuścić z naszego baku, mamy full, ale się nie daje. Wziołem specjalną rurkę i pompkę na takie sytuacje, ale nie przewidziałem że u mnie (Citroen C25 91r) potrzeba ponad 2 m od wlewu do zbiornika i jest bardzo ciężko wepchnąć rurkę, nie udaje się więc zabieramy gościa do miasta z bańką. Parka ma 2 godziny samotności, nie zmartwili się.
Znowu jedziemy.
Do miasta zajeżdżamy o 15, gorąco jak w piecu i wszystko zamknięte. Zbyszek ma namiary do gorącego źródła na pustyni (sic!), jakiś pretekst do jazdy jest. Mamy świeże ryby (już się pieką w misce, jest więcej niż 30 stopni), jedziemy.
Namiary wyglądają tak: jedziemy za miasto tam jest wioska, przed wioską skręcić w prawo i polną drogą jechać aż do opony. Za oponą w prawo i będzie przeprawa przez rzekę potem już prosto, jechać dalej i po następnej przeprawie gdzieś obok będzie wystawała rura z ziemi – łatwizna.
Jedziemy,
wioska jest, droga w prawo jest, tylko że niejedna, szukamy właściwej. kamienista pustynia płaska, trochę zakrzaczona, jeździmy szukamy opony albo czegoś. Nie ma nic tylko krzaki i drogi we wszystkie strony (droga to trochę przesada, raczej szlaki), jeździmy dalej, widelce dzwonią, garnki dzwonią, ryba się gotuje, ani rury, ani opony. Po mniej więcej pół godzinie jest bród, teraz będzie łatwo, podług buczków i „ od się” od opony, opony nie ma. W końcu po około 10 km jest rura na pustyni (28˚55,311N” 9˚50,661’W. Zbyszek miał czuja szacun. Robimy ryby i czekamy aż spadnie temperatura. W miedzyczasie przyjeżdża pick upem grupa lokalnych gentlemanów na kąpiel po pracy, jest wesoło robimy im zdjęcia dronem, mają konto na FB to im wyślemy. Wieczorem my też zażywamy kąpieli do syta i postanawiamy zostać na noc. Rano sprawdzimy czy rura dalej jest. Obok niej jest koryto rzeki a w nim żaby, nieźle dają wiosennego ognia.
Generalnie to w tym Maroko jest problem ze spaniem. Najpierw w dzień było gorąco, w nocy zimno, wczoraj w nocy szumiał Ocean i nie można było go ściszyć, teraz kumkają żaby, jak żyć?.
Idziemy spać, żaby kumkają.
Rano budzimy się na pustyni, ciepło, nawet bardzo. Jdę się wykapać, ciekawe jak to będzie w gorąc na pustyni w gorącym źródle, fajnie.
Dzisiaj mam urodziny (nie chcę myśleć o cyfrze, a raczej liczbie która je określa), w nagrodę () robię załodze naleśniki z bananami ( naleśnik w niego zawijam pokrojonego banana, potem trochę cynamonu i cukru i na patelnię), chwalą, bo niby co mają zrobić?
Jedziemy znowu do Guelmin i stamtąd droga N12 kierujemy się na północ na miasto AIT, w Guelmin postanawiamy zabezpieczyć sobie obiad w postaci kurczaka, pojawia się problem natury zasadniczej jak podzielić kurczaka na 3?, rozwiązujemy go w ten sposób że kupujemy kurczaka w postaci 3 połówek (nie mieli z trzema udkami). Okazuje się że kurczak występuje w postaci setu z chlebem, ryżem, sałatką i frytkami. Za 160 pitagów dostajemy trzy duże połówki kurczaka i trzy siaty jedzenia, będzie ciężko. W kurczakarni traktują nad jak vipów, dwoją się i troją, jak zapakować kurczaka, potem sałatkę. Przybiega kucharz (w czapce kucharskiej), szef i pakują chyba z 15 minut. W końcu jedziemy. Bardzo ciekawie rozwiązany jest wjazd i wyjazd z miasta, są to duże ronda na środku których zainstalowano fontanny, Król ma gest!, ale że są ogrodzone i można sobie tyko popatrzeć, część jest jeszcze w trakcie budowy.
Kupujemy karty SIM żeby mieć Internet, poprzedni chcieli podpisywać umowę, spisywali coś z paszportu. Teraz gość wkłada mi kartę do aparatu, konfiguruje telefon (to ważne bo trzeba nietypowo i ręcznie skonfigurować APN), i za 50 pitągów mam tydzień Internetu bez limitu.
W sklepie z prawdziwymi rzeczami kupujemy jeszcze kurzołapki, czyli czajniczki (300 pit), fajny metalowy stolik (700 pit). Niestety zmusza nas to do odwiedzenia bankomatu, znajdujemy kilka, ale nie lubią MasterCard’a , wolą Vizę.
Jedziemy (N12) do Sindi Ifni, pozostałość po czasach kolonialnych (Hiszpania), w przewodniku się zachwycają, my nie bardzo. Typowo turystyczne miejsce, mały park w stylu kolonialnym i kilka domów. Miasteczko za to różni się kolorami, wszystkie domy są białe i mają intensywnie niebieskie okiennice i drzwi kamping przy plaży, stoją tam kamperki, widać że jest to dłuższy pobyt, na razie nie bardzo sobie coś takiego wyobrażam, dwa dni w jednym miejscu to wieczność. Klimatyczne miejsce, kawiarnie, relaksująca muzyka, akurat na jakieś 2 godziny w tym espresso.
Bardzo ciekawy za to okazał się suk (rynek), kręciliśmy się tam z godzinę, bardzo klimatyczne miejsce, sterty pomarańczy (o tej porze roku kiepskie), figi i daktyle w wielu odmianach, słodycze. I dużo sprzedawców „zabytkowych” pamiątek. Kupiliśmy świetne daktyle i figi, obok jest rynek rybny. Niestety mieliśmy kurczaki
Jedziemy dalej za miasto na plażę gdzie będzie mniej ludzi, są tam jakieś łuki wypłukane w skale, i co tam jeszcze będzie. Stajemy nad klifem (29˚26,614”N i 10˚6,993”W dojazd z asfaltu terenowy), plaża jest poniżej jakieś 60 m. Fajnie się patrzy, ciężko podchodzi, więc patrzymy, jest miło, na kolację oczywiście kurczak. Zjedliśmy pół, nie należy jedzenia kupować na głodnego!
Rano napatrzeni jedziemy dalej kierujemy się wzdłuż wybrzeża w kierunku na Mirleft, jedziemy malowniczą drogą wzdłuż wybrzeża, ostre zjazdy i podjazdy, czasami nawet na 2, ale droga bardzo dobra. Co kilka kilometrów kampingi. W Tnine skręcamy (w prawo) do parku Sassa. Wiemy że na klifie jest startowisko paralotniowe, jedziemy popatrzeć, może polatamy (w Afryce jeszcze nie latałem). Przed wjazdem do parku tablica z oznaczeniami czego nie wolno, w zasadzie wszystkiego w tym wjeżdżać kamperem i latać paralotniami. Jedziemy kamperem, może polatamy. Polna droga częściowo piaszczysta (wskazane 1 lub 2 i gaz cały czas!), po około 5 km jest startowisko i paralotnie, po drodze kampery, trochę turystów, stada owiec, lis i dwie panie na osiołkach, dzieje się!. Bardzo malowniczo, tak bardzo że warto tam pojechać. Dojeżdzamy do miejsca skąd naszym kamperem dalej pojechać się już nie da, dochodzimy 500 m są paralotnie, są warunki do latania. Schodzimy jeszcze do maleńkiego hoteliku, 4 pokoje wkopane w klif (100 pitągów za noc), bardzo klimatycznie. Ale można się też przespać w kamperze. Przynosimy paralotnie i latanko. Nosi na 200 m nad klif, chłodno polataliśmy 2 godzinki ”Człowiek musi sobie od czasu do czasu polatać”
. Jedziemy dalej. W Tiznit idziemy na suk (rynek) pooglądać, może coś ciekawego się trafi. Nie trafiło się jedziemy dalej.
Rano skończyła się woda i do picia i do mycia, szukamy w końcu na 3 stacji za Tiznit jest kran, ale leci cienkim ciurkiem, że odpuszczamy. Na następnej stacji stoi facet z wężem i podlewa trawnik, pytamy (francusko, ręcznym jezykiem) czy nam naleje, pytać Bosa, pytamy ok. ale chce 25 pitągów, ok. płacimy, pierwszy raz od kiedy mam kampera (3 lata) płacę za wodę, nawet na Sacharze było za darmo i to każdym miejscu, ale tu wiadomo dużo kamperów, trzeba skubnąć.
To jest jeden z podwodów dlaczego unikamy rejonów turystycznych, komercjalizacja. Jest regułą że duży natłok turystów w jakimś regionie „przykrywa” kraj i mentalność ludzi. Tak było w Turcji, jadąc od wschodu gdy dojechaliśmy do Kapadocji całkowicie zmieniło się zachowanie ludzi, zamiast życzliwości i ciekawości (obustronnej), pojawiają się żebrające dzieci, Frendzi, zakazy, bilety wstępu na łąkę itp. Całkowicie zmienia to obraz miejsca, staje się ono tylko atrakcją turystyczną.
Jedziemy dalej drogą N1 kierując się na Essaoira, bohatersko szerokim łukiem omijamy Agadir, zaczynamy szukać jakiegoś miejsca do spania. Idzie kiepsko jest ciemno i mgła która towarzyszy nam od rana, widać wpływ chłodnego powietrza znad oceanu. Miejsce znajdujemy korzystając z usług wujka Google Erth. Mieli łatwiej i fotografowali w dzień, dzięki mapom satelitarnym , co za technika!, znajdujemy jakiś stary asfaltowy zjazd który pozwala nam odjechać trochę od drogi. Miejsce okazuje się całkiem przyjazne. Rano dalej mgła ocean w odległości kilkudziesięciu metrów, słyszymy go, ale nie widać. Wracamy na drogę i jedziemy dalej wzdłuż wybrzeża wjeżdżamy do Essauira, według przewodnika pokolonialne portugalskie miasteczko z portem i zatoką. Do oglądania port i zatoka z niebieskimi łodziami, mnóstwem turystów i mewami, i oczywiście, a zwłaszcza z zakazami parkowania dla kamperów, przeganiają nas jak kota z przed rzeźnika, w końcu parkujemy gdzieś na obrzeżach i zasuwamy do centrum. Straszne białasowo. Trochę się Wałęsamy po uliczkach, wypijamy kawkę, klimatu całkowicie brak. Kupujemy rybki od rybaków (dorady 5 szt za 70 pitągów),, robię ze 100 zdjęć mew i jedziemy dalej, nie ma czego tutaj szukać. Mamy plan dobrej kolacji z dala od miasta. W końcu głód nas jednak zatrzymuje przed Safi , i na lanczyk popełniając strategiczny błąd robimy sobie kaszę z jajkiem (konsekwencją tego będzie jedzenie ryb dopiero następnego dnia, a to jak wiadomo nie może odbyć się bez wpływu na ich smak).
Zajeżdzamy do Safi, i to jest naprawdę dobry strzał. Mega klimatyczne miejsce, ludzie się do nas uśmiechają, czujemy się jak atrakcja. Parkujemy przy pomocy ustawiacza i idziemy na stare miasto. Bardzo ciekawie, praktycznie nie ma turystów, wąskie uliczki, widać że cały czas toczy się tu niezmiennie życie bez upiększeń i renowacji. Wchodzimy do jednej z herbaciarni (?) w środku wystrój oryginalny z czasów budowy, a widać że nie było to wczoraj. Czujemy się trochę jak w dekoracji filmowej, ale wszystko jest naprawdę. Ubrani jesteśmy w jalaby, patrzą na nas trochę ze śmiechem, trochę z zaciekawieniem, ale tylko chwilę, zapraszają. Tubulcy rżną w karty, w jakąś lokalną grę, pija herbatę i palą, co chwilę wrzucają karty do koszyka pod stołem, jakby były niepotrzebne. Dolatuje do nas miły słodki zapach palonych (liści??), zamawiamy herbatkę, siedzimy i wciągamy klimat. Po godzince uznajemy że klimat został wciągnięty, trzeba ruszać dalej. Idziemy (właściwie cały czas jesteśmy) na rynek, jest wszystko jak to na rynku, i wyroby z gliny. Są one w ogromnej ilości i częściowo produkowane na miejscu, znacznie wyższej jakości niż te które spotkaliśmy wcześniej, ceny też zupełnie inne (talerz do powieszenia na ścianie 20 pitągów) , wybór ogromny i uważam że jak kupować to tylko tu!, ja skromnie kupiłem kieliszki do jajek (po 10), i pogadałem zsympatycznym sprzedawcą, (tak normalnie sympatycznym). Tu bym został na jeszcze jeden wieczór, ale trzeba pędzić. Wracamy na N1 i jedziemy jeszcze ze 30 km, na nocleg stajemy na plaży. Rano mamy wizytę jakichś robotników, może złomiarzy? (jeszcze nie!), popatrzyli odjechali.

Nocleg.jpg
Plik ściągnięto 14886 raz(y) 56,06 KB

Piszemy do Was.jpg
Plik ściągnięto 14886 raz(y) 68,89 KB

Froteryzm.jpg
Plik ściągnięto 14886 raz(y) 76,16 KB

Dobra herbatka, berber wisky.jpg
Plik ściągnięto 14886 raz(y) 76,16 KB

Szukaj a znajdziesz.jpg
Plik ściągnięto 14886 raz(y) 78,7 KB

jest żródłoJPG.jpg
Plik ściągnięto 14886 raz(y) 71,43 KB

Koledzy.jpg
Plik ściągnięto 14886 raz(y) 65,75 KB

Nocleg na klifie Legzira.jpg
Plik ściągnięto 14886 raz(y) 186,01 KB

Tankujemy wodę.jpg
Plik ściągnięto 14886 raz(y) 82,89 KB

w kolejce z osiołkami konewkujemy.jpg
Plik ściągnięto 14886 raz(y) 67,13 KB

_________________
Piotr
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Piotr Alaska 
doświadczony pisarz


Twój sprzęt: Challenger Citroen C-25
Nazwa załogi: Alaska
Dołączył: 13 Cze 2014
Otrzymał 15 piw(a)
Skąd: Gdynia
Wysłany: 2015-04-05, 20:28   

i jeszcze kilka

wjazd do parku.jpg
Plik ściągnięto 14875 raz(y) 55,67 KB

Hotelik zbyszek.jpg
Plik ściągnięto 14875 raz(y) 73,93 KB

paralotnie.jpg
Plik ściągnięto 14875 raz(y) 42,13 KB

Czasem człowiek musi sobie polatać, micha się cieszy.jpg
Plik ściągnięto 14875 raz(y) 40,99 KB

Latanko 2.jpg
Plik ściągnięto 14875 raz(y) 37 KB

Zbyszek tez polatał.jpg
Plik ściągnięto 14875 raz(y) 68,3 KB

Latanko 3.jpg
Plik ściągnięto 14875 raz(y) 54,07 KB

Zbyszek lata.jpg
Plik ściągnięto 14875 raz(y) 45,99 KB

prawdziwy Lis pustyni park.jpg
Plik ściągnięto 14875 raz(y) 26,21 KB

panie na osiołkach.jpg
Plik ściągnięto 14875 raz(y) 46,79 KB

_________________
Piotr
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Piotr Alaska 
doświadczony pisarz


Twój sprzęt: Challenger Citroen C-25
Nazwa załogi: Alaska
Dołączył: 13 Cze 2014
Otrzymał 15 piw(a)
Skąd: Gdynia
Wysłany: 2015-04-05, 20:42   

i jeszcze kilka

plaża 1.jpg
Plik ściągnięto 14864 raz(y) 41,88 KB

plaża.jpg
Plik ściągnięto 14864 raz(y) 67,01 KB

wydmy.jpg
Plik ściągnięto 14864 raz(y) 46,26 KB

Rybak_1.jpg
Plik ściągnięto 14864 raz(y) 45,36 KB

Zostało po portugalczykach, ogladanie na 2 godziny Sidi Ifni.jpg
Plik ściągnięto 14864 raz(y) 71,65 KB

Camping Sidi Ifni.jpg
Plik ściągnięto 14864 raz(y) 83,05 KB

może dywan Sidi Ifni.jpg
Plik ściągnięto 14864 raz(y) 87,59 KB

figi, daktyle, orzeszki bierzemy po dwa kilo Sidi Ifnii.jpg
Plik ściągnięto 14864 raz(y) 101,17 KB

Do koloru do wyboru Sidi Ifni.jpg
Plik ściągnięto 14864 raz(y) 97,37 KB

Miodek ou naturel i w słoikach Sidi Ifni.jpg
Plik ściągnięto 14864 raz(y) 89,47 KB

_________________
Piotr
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Piotr Alaska 
doświadczony pisarz


Twój sprzęt: Challenger Citroen C-25
Nazwa załogi: Alaska
Dołączył: 13 Cze 2014
Otrzymał 15 piw(a)
Skąd: Gdynia
Wysłany: 2015-04-05, 20:48   

i jeszcze raz

Klif do latania i plaża do łowienia. Zaraz polatamyPark.jpg
Plik ściągnięto 14851 raz(y) 67,68 KB

Kto nie lata łowi ryby Park.jpg
Plik ściągnięto 14851 raz(y) 106,59 KB

Least minut Sidi Ifni.jpg
Plik ściągnięto 14851 raz(y) 95,25 KB

Rano koło Rabatu.jpg
Plik ściągnięto 14851 raz(y) 48,13 KB

Tam nie chodź z kobietą Tiznit.jpg
Plik ściągnięto 14851 raz(y) 122,13 KB

Stoisko szamana Tiznit.jpg
Plik ściągnięto 14851 raz(y) 107,8 KB

Szaman i jego stoisko Tiznit.jpg
Plik ściągnięto 14851 raz(y) 98,42 KB

_________________
Piotr
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
izola 
Kombatant


Twój sprzęt: MB Marco Polo
Nazwa załogi: Izolownia
Pomogła: 10 razy
Dołączyła: 20 Sty 2015
Piwa: 210/153
Skąd: Westfalia
Wysłany: 2015-04-05, 21:10   

bardzo ciekawie jest z wami podróżować... :spoko
_________________
http://vanactiv.blogspot.de/
https://www.facebook.com/...100019297335640
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
leon-pers 
początkujący forumowicz

Twój sprzęt: Fiat Dukato '94
Dołączyła: 18 Cze 2013
Skąd: Włocławek
Wysłany: 2015-04-05, 22:27   

Super relacja! :brawo:
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
and123 
zaawansowany


Twój sprzęt: RTnFD
Dołączył: 25 Paź 2007
Piwa: 61/22
Skąd: Kraków
Wysłany: 2015-04-05, 22:52   

Panowie w kokonach, bez kasków,
proszeni są we wtorek po świętach do ULC - w wiadomej sprawie. :box

Wstyd mi za Pana Instruktora (patrz dredy). :(
Poza tym wkroczyliście na odwieczne ziemie uriuka !!! :)

Odważni.
_________________
Pozdrawiam
and123
https://kamperemprzezswiat.wixsite.com/wizytowka
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
 
Piotr Alaska 
doświadczony pisarz


Twój sprzęt: Challenger Citroen C-25
Nazwa załogi: Alaska
Dołączył: 13 Cze 2014
Otrzymał 15 piw(a)
Skąd: Gdynia
Wysłany: 2015-04-05, 23:39   

Szanowny Panie NPP
Przecież byliśmy u szamana co udokumentowaliśmy powyżej, duchy przodków pozwoliły. ULC jest za cienki, a poza tym lepiej latać bez kasku niż w różowym.

POZDROWIENIA
Piotr i Zbyszek
_________________
Piotr
  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
EBRP670 
doświadczony pisarz

Twój sprzęt: LMC na DUCATO 92r.
Nazwa załogi: ELA i JUREK
Dołączył: 12 Kwi 2008
Otrzymał 2 piw(a)
Skąd: Łódzkie
Wysłany: 2015-04-06, 06:41   

:brawo: :drink
_________________
"Pewna śmierć,nie godzina"
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Komplecik 
Kombatant

Twój sprzęt: Eliocik
Nazwa załogi: Kompleciki :)
Pomógł: 4 razy
Dołączył: 13 Cze 2011
Piwa: 179/376
Skąd: Kraków
Wysłany: 2015-04-06, 23:57   

Piotr Alaska napisał/a:
, a poza tym lepiej latać bez kasku niż w różowym.

:shock: wiedziałem! kolega od początku mi się nie podobał :haha: ,, różowy różowy,,
kolega różowy ma wogóle latawiec? :)
:spoko
_________________
komplet
  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Piotr Alaska 
doświadczony pisarz


Twój sprzęt: Challenger Citroen C-25
Nazwa załogi: Alaska
Dołączył: 13 Cze 2014
Otrzymał 15 piw(a)
Skąd: Gdynia
Wysłany: 2015-04-07, 11:03   

Jesteśmy w Prowansji, wczoraj obejrzeliśmy Saint Trope, Cann, Niceę. Wieczorem wjechaliśmy na szczyt koło Sospel obejrzeć umocnienia po linii Maginota, wjazd tylko dla zdeterminowanych, lub samochodem służbowym na 1220 m, o tem potem. Nie było tam internetu, za to było zimno.

ciąg dalszy jeszcze w Maroko..

Tak przebudzeni jedziemy dalej N1 po klifie podziwiając widoki, co chwilę z przeciwka jadą kampery, widać że tej trasy nie trzeba polecać, wszyscy wiedzą. Dużo kampingów. Tankujemy wodę stojąc w kolejce za osiołkami gdzieś po drodze, i smażymy rybę. Bardzo dobra była.
Po drodze zajeżdżamy do miejscowości Oualidia, Andrzej znalazł w przewodniku informację że jest to mała miejscowość z zatoką nad morzem, miejsce na podziwianie przyrody i konsumpcję owoców morza. Jedziemy skręcamy z N1 przed miastem i jedziemy nad zatokę. Na dole duży Camping dla kamperów, omijamy jedziemy dalej do samej zatoki. Miejsce bardzo turystyczne z bulwarem i plażą, otaczają nas handlarze owocami morza. Mają homary, langusty, małże, ostrygi, ryby i co tam jeszcze udało się dogonić, wszystko żywe. Ceny niskie jak na nasze warunki np. Homar 250 pitągów za kg, niewątpliwie jest to dobre miejsce na zakup i degustację, zwłaszcza że jest opcja przygotowania tego wszystkiego na miejscu przez rybaków. W tym celu na pewno warto tam zajechać. Oprócz tego bardzo malownicza zatoczka z plażą i bulwarem. Turystowo, dużo betonu i krawężników, parkowanie tylko na parkingu lub campingu, z wyjątkiem swoistego rynku przy plaży.
Jedziemy omijając Casablankę, obwodnicą. Uznaliśmy że pakowanie się do tak dużego miasta będzie dużą stratą czasu, a nic nowego tam nie zobaczymy, może to błąd, a może nie? Cel Rabat, fajna nazwa, chwilę się zastanawiamy czy jechać do medyny, jedziemy. W mieście wszystko czego się spodziewaliśmy, tłok, ruch, oczy wokoło głowy, ale to i tak mało. Dojeżdżamy do centrum, oczywiście zaparkowanie wydaje się niemożliwe, mam promień skrętu jak autobus przegubowy, o manewrowaniu żeby się gdzieś wbić nie ma co marzyć, miejsca parkingowe tylko dla samochodów osobowych, jak próbujemy stanąć to parkinowi wyganiają. Robimy kółko i postanawiamy pojechać wzdłuż murów medyny, może się trafi ślepej kurze ziarno i trafia się, widzimy znak parking płatny, innych tu i tak nie ma, wjeżdżamy ale wjazd nieprzystosowany dla kamperów, prawie ocieramy się o daszek budki. Pan pyta na ile godzin , bo nocować nie można, 1 do 2 godzin. OK, wjeżdżamy parking prawie pusty CUD, przy samym murze i przy bramie wejściowej.
Idziemy puszczać kasę, mamy jeszcze ze 150 pitągów to można poszaleć. Kupujemy po kebabie (7), sok z trzciny cukrowej (zawsze zaskakuje mnie jego smak, wygląd surowca w ogóle nie koresponduje ze smakiem produktu (po 5), kupujemy herbatę z róży (zamówienie żony wspólnika Andrzeja), pytamy młodych dziewczyn gdzie można to kupić, strasznie się dziwią what??, nie ma czegoś takiego, znajdujemy i pokazujemy (po 5 za torebkę), dopytują się czy to do wąchania, i czy fajne, tłumaczymy że dla tylko smaku, nie wierzą (pada milion arabskich/marokańskich słów). Odchodzą nie kupują, ale my tak.
Na nocleg wyjeżdżamy za Rabat. Jazda przez późno wieczorny Rabat dostarcza mi niezapomnianych wrażeń, ruch jest gigantyczny, i tłok też wszyscy cisną, ja w środku kwadraciakiem o promieniu skrętu autobusu. Zasady ruchu – jedna giń frajerze, jak w Indiach (ale przy tym to tam jest bajtowo bo wolno się jedzie). Kto się zatrzyma ten frajer już nie ma jak ruszyć, po chwili dołączają dwa autobusy prowadzone przez policjanta na motorze, który pcha się jeszcze bardziej. MAX karuzela zdarzeń, Nieee dołącza jeszcze grupa rolkarzy którzy ścigają się pomiędzy samochodami, czepiając się jadących i wystrzeliwując z za nich jak z procy pomiędzy stojące. Młodzi chłopcy, uśmiechnieci od ucha do ucha i jednocześnie skupieni, jeszcze nieśmiertelni, ścigają się.
Czuję się jak na kolejce górskiej, TYLKO DLACZEGO JA TRZYMAM KIEROWNICĘ??. Prowadzę skupiony, Zbyszek nawiguje jeszcze bardziej skupiony, każdy błąd będzie trzeba odpracować, wijemy się w tym tłoku się jak szesnastka (kto pamieta?). Uff wyjeżdżamy, wolność.
Za miastem skręcamy w boczną drogę asfaltową, potem polną. Dzięki wujkowi Google i Zbyszkowi który się z nim dobrze rozumie wjeżdżamy na wzgórze (wał) oddzielające plażę od drogi głównej (110 metrów nad poziomem morza 34˚10,239’N i 6˚43,053’W). Wspaniały widok na ocean i na miasto. Na razie widać tylko światła miasta i białe grzywki fal, rano zobaczymy więcej, nas też zobaczą bo stoimy jak na patelni.
Dobranoc 
Rano jest mgła, z czasem się podnosi i okazuje się że znaleźliśmy fantastyczne miejsce na nocleg zasadzie dosyć często jest tak jest że budzimy się w bajkowym świecie.
Kiedyś koło Kamieńca Podolskiego na Ukrainie zjechaliśmy do wąwozu, bo z mapy wynikało że płynie tam rzeka. Jechaliśmy więc w kompletnych ciemnościach szutrem dosyć stromo w dół , wiadomo że światła samochodu w takiej sytuacji nic nie dają. Aż usłyszeliśmy szum wodospadu, stanęliśmy w kompletnych ciemnościach. Na zewnątrz widać było tylko gwiazdy. Zjedliśmy kolację posłuchaliśmy muzyki i poszliśmy spać. Rano BUM, BUM, BUM ktoś wali do drzwi, otwieram a tam stoi Horpyna jak żywa (kto czytał ten wie) opis się zgadza duża i rozczochrana, macha rękami i mówi: wam nada uchodzić, poczemu? Pytamy Potomu szto zdies magazin (Sklep) (?????). Okazało się że było tak ciemno że zastawiliśmy witrynę takiej budki z lodami i kwasem chlebowym. Miejsce było jak z bajki, rzeka, wodospady, ale zaczęli się zjeżdżać ludzie na weekend zrobił się hałas, była niedziela, więc się przestawiliśmy, a potem pojechaliśmy oczywiście dalej. Taka dygresja.
Ale wracamy do Maroka
Miejsce było fajne. Staliśmy na grzebiecie wału pomiędzy plażą a drogami, z jednej strony równiutka plaża i fale oceanu, z drugiej pola. Możliwy był zjazd w dół na plażę szutrową drogą, ale w nocy nie zdecydowaliśmy się. A poza tym i tak byśmy nie wleźli do oceanu, za zimna woda. Idealne miejsce dla paralotniarzy do latania klifowego i to na dwa kierunki wiatru, a poza tym widok całkiem niezły.
Jak to na „pustkowiu” w Maroku okazało się że dookoła są ludzie, ktoś mieszka na plaży w szałasie, poniżej po drugiej stronie zabudowania, ale wszystko minimum 500 m do kilometra od nas. Przybiegło też dwóch chłopaków popatrzeć na dziwowisko: trzech facetów śpiących w samochodzie. Rano jak zwykle toaleta rozgląda czy miejsce fajne i w drogę. Z żalem ale pojechaliśmy dalej naszą N1 na północ w kierunku Tangeru, który jest naszym celem. Po drodze u ulicznego sprzedawcy kupujemy skrzynkę pomarańczy (100 pitągów) 15 kilo, zawieziemy do domu. Pomarańcze są dobre, czerwone, bardzo dobre. Wcześniej kupowaliśmy ale były kiepskie, wysuszone, miały taki nalot i były twarde, te nie, dobre były trzy dni i worek z pomarańczami zepsuty, po co komu pusty worek?. Może się przyda worek dowiozę.
Po drodze jednak żeby sobie urozmaicić podróż bo miasta nad oceanem trochę nas rozczarowały, postanawiamy skręcić w góry w kierunku Chefchaouen na drogę R408. Chefchaouen do to górskie miasteczko, w przewodniku wyczytaliśmy że jest ciekawe do obejrzenia.
Bardzo ciekawa droga wijąca się po górach, mało uczęszczana wiec jedzie się przyjemnie. Po drodze drzewa arganii, można kupić olejek araganiowy, mamy zamówienia z domu od żon, ale sprzedają w opakowaniach do zastosowań punktowych, nie kupujemy. Działanie niepewne, wydatek pewny, zwycięża racjonalizm (ale świnie).
Ciekawe kapelusze noszą kobiety w tym rejonie, nazwy i wygląd ubrań trochę jak z Ameryki Południowej, wygląda jakby jakiś import kultury, zastanawiamy się nad tym, mieszkają w górach, a górale to zawsze trochę inni są niż reszta, może to dlatego?
Dookoła roztaczają się fantastyczne widoki na góry, fajna trasa i godna polecenia. Po drodze stajemy na obiad, ryba zakupiona dzień wcześniej spotyka się z patelnią, to dobre spotkanie. Obiad jemy w cieniu eukaliptusów, fanie jest, ciepełko, pełny brzuch, a w kraju to podobno śnieg spadł? niemożliwe. JAKIM PRAWEM ON tam jest?
W Chefchaouen jest ciekawa medyna rozlokowana na górskim zboczu, Wewnątrz wąskie uliczki pomalowane na intensywny lakmusowy kolor tworzą labirynt z którego trudno wyjść. Dużo turystów, widać że się nudzą, może to ja jestem uprzedzony? Jest gminny camping, jakiś niemiecki kamper próbuje tam dojechać, my stajemy tam gdzie dostawczaki, gorąco, pełno straganów ze słodyczami.
Oprócz pierwszego wrażenia nic ciekawego, można pospacerować, ale jest to spacer po sklepie z pamiątkami, dużo małych hotelików i restauracji z natrętnymi naganiaczami (pobili się o nas). W barze gdzie byli sami mieszkańcy wypiliśmy herbatkę mietową (Berber wisky) o słodkości roztworu nasyconego cukru, proponowano mam jeszcze szeptem napój o dziwnej nazwie hasz??, ale nie skorzystaliśmy. Sztachneliśmy się tylko atmosferą lokalu i gnamy dalej ku swemu przeznaczeniu.
Wieczorem górskimi drogami docieramy na przedmieścia Ceuty, gdzie zapala mi się lampka od hamulców a pedał hamulca opiera się o podłogę. Delikatnie na paluszkach dotaczamy się do stacji benzynowej i po ciemaku robimy obdukcję. Pierwsza myśl nieszczelność układu, ale wszystko suche. Sprawdzamy poziom płynu hamulcowego, jest. Kicha, wyglada na to że pompa, a my nie mamy zapasowej (zestaw naprawczy 38 zł!) . Jedyną jest snujący się po stacji Ciąg Dalszy naszej podróży ma chytrą minę i nie wygląda na zmartwionego, to nas pociesza.
Podchodzi ochroniarz i widząc że mamy jakiś kłopot proponuje żebyśmy przenocowali na stacji i wskazuje miejsce, a jutro (maniana) będzie mechanik. Na marginesie, pompa zachowała się bardzo porządnie i mamy do niej pełny szacunek, cóż starość nie radość, gdyby zepsuła się wcześniej w górach byłaby polka, było kilka naprawdę porządnych zjazdów. Byłby wypadek i albo holowanie, a tak tylko przygoda. Czyli optymalnie, przygoda musi być bo inaczej jest nudno. To tak jak z potrawą w Indiach, jak nie jest pikantna to jest mdła, ale mdłej tam nie jadłem, za to w Polsce w indyjskim lokalu zawsze jest mdła. Proście kucharza żeby zrobił tak jak to robi w domu, wtedy będzie dobre.
Idziemy spać na stacji benzynowej, wśród ludzi, hałas zamieszanie, trochę nie po naszemu. Ale dalej czeka nas droga przez góry, bez hamulców zginiemy marnie. Rano budzi nas nasz przyjaciel ochroniarz i prowadzi do warsztatu ,warsztat jest ale mechanik dopiero jak przyjdzie do pracy, a nie przychodzi. Jedziemy do następnego, nie wygląda, ale się zna. Bardzo szybko wszystko sprawdza, odpowietrza układ, ale to nic nie daje. POMPA. Wymontowuje i znika. Po dwóch godzinach pojawia się chłopak z baru i przynosi nam śniadanie (gorący chlebek, jajko sadzone, oliwa i oliwki, do tego herbatka miętowa, (bardzo dobre), zamówił Patron , (czyli Szef) mówi (pokazuje) chłopak i znika. Czekamy,
Obok jest szkoła więc co jakiś czas odpieramy atak, przynajmniej się nie nudzi.
Ale dalej czekamy i czekamy, porządkujemy zdjęcia, ja coś piszę, czekamy, praca w warsztacie zamiera Ciąg Dalszy naszej podróży markotnieje. O 18 przychodzi chłopak i że Patron będzie za godzinę z pompą (bardziej pokazywał, a ja mówiłem co pokazuje i on przytakiwał, daliśmy niezły występ). W końcu Patron z pompa i kolegami się zjawił zamontowali wymienili płyn, odpowietrzyli (razem 1000 pitągów, to ok. 400 zł) i pojechaliśmy. Moim zdaniem prawdopodobną przyczyną uszkodzenia był stary płyn hamulcowy. Po kupnie kampera zleciłem mechanikowi wymianę klocków, tarcz i sprawdzenie układu, ale nie przypilnowałem czy wymienił płyn. Ten który był był bardzo ciemny, nowy był koloru słomkowego. Może się zagotowało przy zjazdach, pilnowałem żeby nie, hamowałem silnikiem. Ale wydaje mi się że to prawdopodobne. Piszę o tym jako przestroga. W „bandyckim” samochodzie którym jeżdżę codziennie muszę wymieniać płyn raz w roku, inaczej świeci się lampka i mnie denerwuje, może mają rację.
_________________
Piotr
Ostatnio zmieniony przez Piotr Alaska 2015-04-07, 19:22, w całości zmieniany 1 raz  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
MER-lin 
stary wyga


Twój sprzęt: Ford Transit
Nazwa załogi: Ewa i Marek
Pomógł: 5 razy
Dołączył: 28 Paź 2009
Piwa: 44/9
Skąd: Lublin
Wysłany: 2015-04-07, 19:15   

Świetnie piszesz. A plastyczne przedstawienie zasad ruchu drogowego - miodzio, nic dodać nic ująć. :szeroki_usmiech
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum

Dodaj temat do ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
*** Facebook/CamperTeam ***