 |
|
LANDARĄ W POLSKĘ - subiektywny poradnik, co zwiedzić |
Autor |
Wiadomość |
landara
doświadczony pisarz

Twój sprzęt: Peugeot J5 Frankia 95'
Dołączyła: 12 Cze 2013 Otrzymał 4 piw(a) Skąd: okolice Wawy
|
Wysłany: 2015-03-24, 21:19 LANDARĄ W POLSKĘ - subiektywny poradnik, co zwiedzić
|
|
|
LANDARĄ W POLSKĘ - subiektywny poradnik, co zwiedzić w naszym pięknym kraju, gdzie spać i co jeść z dziećmi, a czasem również z psem.
W tym wątku opiszę nasze weekendowe lub kilkudniowe podróże, może komuś się przyda. Jeden post = jedna podróż. Pytania i komentarze mile widziane
Weekend: CIECHANOWIEC - DROHICZYN.
Dzień pierwszy: Drohiczyn, góra widokowa, bunkry i spacer nad rzeką.
W Drohiczynie byliśmy wcześniej dwukrotnie: latem i zimą około 15 lat temu. Tym razem postanowiliśmy rozpocząć tu jesień (a na początku października 2014r. była prawdziwie złota) i pokazać mile wspominane miejsca dzieciom. Zapamiętaliśmy to miasteczko jako mające swój urok, nieco zaniedbane, sielskie, wręcz senne miejsce idealne do długich spacerów lub wycieczek rowerowych, wylegiwania się nad rzeką, pozbawione jakichkolwiek zorganizowanych atrakcji i rozrywek poza okazjonalną dyskoteką nad Bugiem i odpustem z okazji Dni Drohiczyna oraz aktywnie działającą biblioteką. Czasem problemem był dla nas brak infrastruktury turystycznej - tylko jedna restauracja "Zamkowa" i jeden bar, w którym raczej nie da się zjeść, co najwyżej zakąsić , jedyny w miarę zaopatrzony sklep czynny do 16... Rekompensowała to możliwość kupienia świeżych warzyw prosto z ogrodu i mleka od krowy oraz swojskiego ciepłego chleba z lokalnej piekarni…
Dziś wygląda to zupełnie inaczej – miasteczko jest odnowione, ładne, przygotowane na turystów (trasy spacerowe, kilka punktów gastronomicznych oraz sklepów, w tym jeden naprawdę nowoczesny i długo czynny), chociaż po sezonie część z tego jest zamknięta. Dobrze, że przyroda nie zna godzin otwarcia . I że w ferworze zmian nie zniszczono pięknego zabytkowego przystanku, za którym dziś widnieje przyjemny park z placem zabaw. Na górze widokowej i nad rzeką przywitały nas cudowne widoki (na drugi brzeg, las i zamek na skarpie mieniącej się paletą jesiennych barw), przygotowany dla grup teren rekreacyjny z parkingiem, utwardzone ścieżki spacerowe, nieczynna restauracja "Stara baśń" i… koniki polne . Nie wiemy, czy w okolicy nadal można kupić warzywa i mleko, ale po powrocie do centrum udało nam się znaleźć przyjemną małą restaurację "U Ireny" z pysznym lokalnym jedzeniem. Na dalsze wycieczki nie mieliśmy już czasu, ponieważ zaplanowaliśmy przed zmrokiem dotrzeć do Ciechanowca, jako że w Drohiczynie nie ma kempingu.
Dzień drugi: Ciechanowiec, Muzeum Rolnictwa (i nie tylko).
Będąc tu po praz pierwszy wiele lat temu nawet nie próbowaliśmy zajrzeć do muzeum myśląc, że zobaczymy tam jedynie stare maszyny rolnicze itp. Nic podobnego! Zmyliła nas nazwa, gdyż w rzeczywistości jest to wielki i wspaniały skansen pełen tajemnic. Za naprawdę niewielkie pieniądze można zobaczyć wraz z przewodnikiem wspaniałe zabudowania – od najstarszych, najbardziej skromnych wiejskich chat otoczonych ogródkami i ówczesną infrastrukturą, po eleganckie wnętrza pałacowe z ciekawymi wystawami (zobaczyliśmy np. „posag panny młodej”). A poza tym kilka pomników przyrody, stary młyn, drewniany kościół, liczne okazy roślin zielnych wraz z zabawnym opisem, do jakich celów leczniczych ich niegdyś używano; trochę żywych zwierząt jak kozy i króle - a poza tym zapoznać się z historią upraw rolniczych oraz chowu zwierząt i opieki weterynaryjnej. Mieści się tam nawet Muzeum Pisanki zawierające ogromną i różnorodną kolekcję pisanek z całego świata. A i część "rolnicza" robi wrażenie! Oglądaliśmy to wszystko z wypiekami na twarzy – dzieci również. Naprawdę warto to zobaczyć!
Oczywiście Ciechanowiec to nie tylko muzeum. Poprzedniego dnia wieczorem zrobiliśmy sobie interesujący spacer po miasteczku poznając nieco jego historię, nie udało nam się jedynie dotrzeć do synagogi. Warto zobaczyć również okoliczne wsie, które ze względu na późną porę obejrzeliśmy jedynie z okien Landary. A warto byłoby pójść nad rzekę, przez pola... Dwa dni to stanowczo za krótko na taką wycieczkę!
Niestety kemping w Ciechanowcu był nieczynny, ale będąc zaopatrzeni we wszystko, czego nam było trzeba spokojnie spędziliśmy noc na parkingu w centrum. Gastronomii również brak, na szczęście niektóre sklepy są długo otwarte. Zjeść można za to w Sokołowie Podlaskim - tym razem jechaliśmy inną trasą, ale przy głównej drodze jest przyzwoita pizzeria.
20141004_150949.jpg
|
 |
Plik ściągnięto 6169 raz(y) 113,08 KB |
20141005_131113.jpg
|
 |
Plik ściągnięto 6169 raz(y) 83,64 KB |
pasikonik.jpg
|
 |
Plik ściągnięto 6169 raz(y) 69,05 KB |
20141005_132255.jpg
|
 |
Plik ściągnięto 6169 raz(y) 93,19 KB |
20141004_144617.jpg
|
 |
Plik ściągnięto 99 raz(y) 92,51 KB |
|
|
|
|
 |
Czarna i Krzysiek
weteran

Twój sprzęt: Fiat Ducato 2,5 D 87` Zabudowa Dethleffs
Nazwa załogi: Żółwiki :-)
Pomógł: 1 raz Dołączył: 18 Lut 2015 Piwa: 29/24 Skąd: Pruszków
|
Wysłany: 2015-03-24, 21:45
|
|
|
Ciechanowiec, super, potwierdzamy. Zapraszamy do naszej relacji z pierwszej podróży kamperem Trasa Ciechanowiec, Hajnówka, Białowieża
Pozdrawiamy |
_________________ Czarna i Krzysiek
z dzieciakami
Fiat Ducato 2,5 D Pełnoletni |
|
|
|
 |
samotny wilk
weteran W podróży jesteśmy zawsze.

Nazwa załogi: Wędrowniczek
Pomógł: 1 raz Dołączył: 11 Wrz 2013 Piwa: 73/62 Skąd: Stolica
|
Wysłany: 2015-03-24, 22:26
|
|
|
landara, więcej foto i opisz je.
|
_________________ Andrzej
 |
|
|
|
 |
landara
doświadczony pisarz

Twój sprzęt: Peugeot J5 Frankia 95'
Dołączyła: 12 Cze 2013 Otrzymał 4 piw(a) Skąd: okolice Wawy
|
Wysłany: 2015-03-24, 22:30
|
|
|
Weekend: FARMA ILUZJI W MOŚCISKACH - KAZIMIERZ DOLNY
Dzień 1: Farma Iluzji
Na Farmie byliśmy po raz pierwszy chyba 2 lata wcześniej i choć był to dopiero początek jej działalności już wtedy zrobiła na nas duże wrażenie. Niby park rozrywki, ale zdecydowanie inny, naprawdę edukacyjny i zaskakujący – a przy okazji przepiękny teren, miejsca do swobodnego biwakowania i wciąż rosnąca ilość dodatkowych atrakcji. Tym razem zabraliśmy znajomych – i Landarę, dzięki czemu mogliśmy przedłużyć wyjazd o kolejny dzień . Najmniej podobał nam się dodatkowo płatny grobowiec faraona, bo to już czysto komercyjna rozrywka (w przeciwieństwie do wspaniałego bezpłatnego placu zabaw), ale mimo wszystko warto raz coś takiego zobaczyć i trochę się wystraszyć . Cała reszta – piątka z plusem . Nie będę opisywała atrakcji ani wrażeń, których tam mnóstwo: dom do góry nogami, złudzenia optyczne, labirynt z zagadkami, plaża, mini zoo, tunel zapomnienia, meble olbrzyma itp., bo to już trzeba zobaczyć na własne oczy, ale naprawdę gorąco polecam odwiedzić to miejsce. Warto pojechać w weekend lub w wakacje, wtedy są dodatkowo pokazy iluzjonistów.
Gastronomia jest na miejscu, dania turystyczne, ale świeże i smaczne, jest wybór i ceny w miarę przystępne. Pyszna kawa . Można oczywiście mieć też własny prowiant, a nawet skorzystać z miejsca na ognisko. Warto wybrać się większą paczką i spędzić tam cały dzień.
Dzień 2: Nocleg w Kazimierzu Dolnym
Czemu tylko nocleg? Przez najzwyklejszy ze wszystkich możliwych pechów – pogodę.
Późne popołudnie i wieczór w Kazimierzu upłynęły pod znakiem niewyobrażalnych ilości komarów, na co niestety nie byliśmy przygotowani. Po półgodzinnym maratonie po stacjach benzynowych i jeszcze czynnych sklepach udało nam się zaopatrzyć w 3 różne środki – ostatecznie nie wiemy, który zadziałał, ale jakoś przeżyliśmy, choć zaplanowany wieczorny spacer był niezbyt długi . Noc spędziliśmy na polecanym na naszym forum kempingu (jeśli się nie mylę przy ul. Puławskiej). Rano obudziła nas ulewa, ulicami płynęła woda ze wszystkim, co dała radę zabrać ze sobą. Ciekawy widok . Gdy deszcz się nieco uspokoił postanowiliśmy jednak skorzystać z atrakcji Kazimierza – i tu znów rozczarowanie, ponieważ wieża widokowa była nieczynna z powodu remontu. Urok podróży przed sezonem . Ostatecznie zrobiliśmy sobie spacer po rynku i okolicznych uliczkach, skorzystaliśmy z placu zabaw przy targu (ja konkretnie z samego targu – nawet udało się coś fajnego wypatrzeć), zjedliśmy coś szybkiego, kupiliśmy pyszny miód, chcąc nie chcąc zrezygnowaliśmy z rejsu po Wiśle (nadal padało) i wróciliśmy do domu wcześniej niż to było planowane.
Mamy nadzieję, że następna wyprawa w te strony będzie bardziej udana . Z dawnych lat pamiętam i mogę polecić restaurację „Dwa księżyce” (hotel też przyjemny). |
|
|
|
 |
landara
doświadczony pisarz

Twój sprzęt: Peugeot J5 Frankia 95'
Dołączyła: 12 Cze 2013 Otrzymał 4 piw(a) Skąd: okolice Wawy
|
Wysłany: 2015-03-24, 22:32
|
|
|
samotny wilk napisał/a: | landara, więcej foto i opisz je.
|
Dzięki za podpowiedź, niestety nie posiadam wielu zdjęć Króliki i drewniany misiek są z Ciechanowca - reszta z Drohiczyna |
|
|
|
 |
landara
doświadczony pisarz

Twój sprzęt: Peugeot J5 Frankia 95'
Dołączyła: 12 Cze 2013 Otrzymał 4 piw(a) Skąd: okolice Wawy
|
Wysłany: 2015-03-25, 00:41
|
|
|
4 DNI: CZĘSTOCHOWA – INWAŁD – WADOWICE – ZATOR – KRAKÓW.
Dzień 1: Częstochowa, Jasna Góra.
Pamiętam ją z wycieczek szkolnych, tym razem chciałam pokazać swoim dzieciom. Udało się nawet zobaczyć obraz. Park miniatur sakralnych sobie odpuściliśmy, a może szkoda? Nie było problemów z parkowaniem, park przy Sanktuarium bardzo przyjemny, spacer po deptaku również – ale to tylko przystanek na drodze do zaplanowanych na kolejne dni atrakcji .
Dzień 2: Inwałd, Park miniatur i warownia rycerska.
W okolicach są kempingi, ale my postanowiliśmy spędzić noc na parkingu pod warownią, żeby mieć jak najwięcej czasu na zwiedzanie. Cisza, spokój – jak to przed sezonem (byliśmy zaraz po Wielkanocy 2014). Teren oświetlony, raczej dozorowany, nikt nas nie wyganiał. Nogi zbyt zmęczone po Częstochowie, więc po krótkim spacerze zrobiliśmy sobie wieczór gier rodzinnych. A rano: niesamowity widok z okien – z jednej strony góry, z drugiej prawdziwy zamek rycerski! Po szybkim śniadaniu zaczęliśmy od warowni. Byliśmy pierwszymi i jedynymi klientami (jeszcze przez następną godzinę). Dzieciaki miały radochę przy rozpalaniu ognia miechem, wykuwaniu serduszek z rozgrzanego drutu, pleceniu sznurów, graniu w średniowieczne gry itd… Nigdzie nie czekaliśmy w kolejkach :D. Nie udało się tylko postrzelać z łuku. Sama warownia ciekawa, choć spodziewaliśmy się większej ilości „eksponatów”. Za to wszystkiego można było dotknąć, a nawet przymierzyć, np. zbroję Super wrażenie zrobiły na nas ówczesne toalety (dobrze, że nieużywane…), komnata damy i dziedziniec. Olśniewający widok z wieży, choć było trochę mgliście. Ale największą atrakcją były smoki. Zwłaszcza ten ziejący ogniem …i nie tylko. Ciekawie było również poznać legendy z nimi związane. Nie wiem, czy prawdziwe, ale ktoś ma bujną wyobraźnię . Salę tortur sobie odpuściliśmy… Co za pomysł? Brr.
Potem sąsiedni park miniatur „Świat marzeń”, który mieliśmy okazję już raz obejrzeć w pierwszym roku jego istnienia, jeszcze podróżując „tradycyjnie”, czyli w pośpiechu. Wspaniale jest zobaczyć najpiękniejsze budowle świata w miniaturze, pospacerować po zupełnie pustym placu Św. Piotra, zajrzeć na szczyt chińskiego muru, obejrzeć ze wszystkich stron najpiękniejsze polskie zamki i pałace, a nawet …Tatry. Przybyło trochę nowych makiet (np. stadion narodowy), ale i te dobrze nam znane warto było zobaczyć ponownie, a przy okazji pomarzyć o kolejnych, również zagranicznych podróżach naszą Landarą... Szkoda, że spływ dziką rzeką był jeszcze nieczynny, ale w Lunaparku mogliśmy szaleć do woli – nadal było niewielu zwiedzających. Obiad w miejscowej restauracji (inne punkty gastronomiczne przed sezonem są nieczynne, a po wyjściu poza teren nie można już wrócić) nie należy do największych przyjemności, ale dało się przeżyć. Warto zobaczyć też kino 5D i zgubić się w labiryncie.
Na koniec mile przez nas wspominane mini zoo – najładniejsze ze wszystkich, jakie do tej pory widzieliśmy. Po prostu nie mogliśmy przegapić . Zadbane oswojone zwierzaki, które jedzą z ręki, wścibskie małe kózki, przed którymi trzeba chować wszystko, co nie powinno zostać zjedzone, piękne konie. Aż nie chce się stamtąd wychodzić.
Zmęczeni, ale szczęśliwi dotarliśmy do niedrogiego (30-40zł?) kempingu przy restauracji „Czartak” pod Wadowicami. Nawet trwające obok wesele nie było w stanie zakłócić nam snu
Dzień 3: Zator, parki rozrywki „Zatorland”.
Rano deszcz. Niemal do południa wahaliśmy się, czy warto w taką pogodę zwiedzać parki rozrywki pod gołym niebem. W końcu zebraliśmy się na odwagę i w sumie było warto, choć Zator niestety nie oszczędza klientów pod względem finansowym, a i niedociągnięć sporo. Szkoda, że już nie można kupić oddzielnie biletów tylko do tych miejsc, które naprawdę chce się zwiedzić (przynajmniej tak nam powiedziano, chociaż na stronie jest inna informacja). Niestety też całość jest fatalnie rozplanowana i oznaczona (m.in. brak widocznych bram wejściowych do dwóch parków), a godziny otwarcia przed sezonem zbyt krótkie, żeby zobaczyć wszystko, za co się zapłaciło. Park owadów powinniśmy byli sobie odpuścić, bez porównania lepszy jest Mikrokosmos w Ujeździe… Chociaż zwiedzanie i tak nie zajęło nam dłużej niż 15 minut, a najlepsze były prawdziwe suszone motyle. Parku bajek i morskich stworzeń nie znaleźliśmy zanim skończył się czas. Prawdę mówiąc za 160zł za bilet rodzinny naprawdę warto było zwiedzić tylko ruchome dinozaury oraz Park Mitologii na wodzie, choć w tym ostatnim były problemy techniczne i nie wszystko udało się zobaczyć i usłyszeć (rzeźby są ruchome i gadające). Myślę, że lepiej wybrać się tam w sezonie, gdy wszystko działa, a i pogoda zazwyczaj lepsza. Kino 5D lata świetności, jeśli były takie, ma dawno za sobą.
Restauracji nie polecam, fast food jeszcze gorszy niż w Inwałdzie, a do tego drogi i bardzo małe porcje. Za to fajny lunapark, choć raczej z myślą o najmłodszych. Całość znacznie niższej klasy niż Inwałd, czy np. „Jurapark” Solec albo Bałtów, zarówno pod względem „technicznym”, jak i edukacyjnym.
Głodni i lekko zmoknięci dotarliśmy do „Czartaka”, gdzie przed snem zjedliśmy niezłą pizzę za niewielkie pieniądze. Najlepsze były paluszki pizzowe z sosem czosnkowym. Pycha .
Dzień 4: Wadowice i Kraków, Ogród Doświadczeń.
Być obok Wadowic i ich nie zobaczyć zwłaszcza w dzień kanonizacji JPII byłoby grzechem . Muzeum sobie odpuściliśmy, ale spacer po rynku został zaliczony, kremówki też . Nie warto wybierać tych najbardziej reklamowanych, choć wszystkie przynajmniej wtedy były z pewnością świeże.
W Krakowie zatrzymaliśmy się pod centrum handlowym, ponieważ Ogród Doświadczeń nie posiada w zasadzie własnego parkingu. A naprawdę warto to miejsce zobaczyć. Spory park kryje w sobie wiele naukowych tajemnic, jak połączone huśtawki, równoważnie, dziwaczne karuzele, ogromne urządzenia muzyczne, telefon bez kabli, strefy różnych struktur, tajemnicze lustra, wiry wodne, ogromne wahadło Newtona i jeszcze więcej - a wszystko za nieduże pieniądze. Dobrze, że pogoda była już całkiem niezła. Większość atrakcji jest w cenie, ale za niektóre trzeba dodatkowo zapłacić, choć niewiele. Polecam żyroskop – choć sama się nie odważyłam mając w pamięci niemiłe wrażenia z „pirata” w Inwałdzie, dzieciaki i mąż docenili doświadczenie . Gastronomii na miejscu brak, musieliśmy się zadowolić ofertą centrum handlowego. Zwiedzania Krakowa, Wawelu itd. nie mieliśmy w planach, ponieważ nie tak dawno były one etapem naszej innej podróży. Poza tym trzeba by na to poświęcić w zasadzie kolejny dzień.
Na robienie zdjęć przy takiej ilości wrażeń czasu zabrakło, poza tym robiliśmy dużo przy poprzedniej okazji, ale wklejam, co mam .
[/u]
20140424_152814.jpg Wiadomo - Częstochowa. |
 |
Plik ściągnięto 6052 raz(y) 68,95 KB |
20140425_081935.jpg Warownia w Inwałdzie. |
 |
Plik ściągnięto 6052 raz(y) 64,79 KB |
20140425_160438.jpg Park miniatur "Inwałd". |
 |
Plik ściągnięto 6052 raz(y) 89,86 KB |
20140426_165020.jpg Lunapark w Zatorze. |
 |
Plik ściągnięto 6052 raz(y) 71,46 KB |
20140427_110553.jpg Panorama w okolicach kempingu i restauracji "Czartak". |
 |
Plik ściągnięto 6052 raz(y) 44,43 KB |
20140427_153256.jpg Ogród doświadczeń w Krakowie. Szkoda, że nie zrobiliśmy lepszego zdjęcia, ale to naprawdę wyglądało, jakby ktoś latał. |
 |
Plik ściągnięto 6052 raz(y) 78,04 KB |
|
|
|
|
 |
KrzySówka
weteran
Twój sprzęt: Fiat Ducato Autostar
Nazwa załogi: Krzysztof i Iwonka
Pomógł: 1 raz Dołączył: 12 Sty 2015 Piwa: 16/25 Skąd: Mysłowice/Zawiercie
|
Wysłany: 2015-03-25, 11:04
|
|
|
Super . Czekam na ciąg dalszy |
_________________ Ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy |
|
|
|
 |
landara
doświadczony pisarz

Twój sprzęt: Peugeot J5 Frankia 95'
Dołączyła: 12 Cze 2013 Otrzymał 4 piw(a) Skąd: okolice Wawy
|
Wysłany: 2015-03-25, 13:22
|
|
|
KrzySówka napisał/a: | Super . Czekam na ciąg dalszy |
Na razie to tyle... Landara jest z nami dopiero drugi rok, a jeszcze pracować i uczyć się trzeba kiedyś
Ale mamy oczywiście w planach kolejne wycieczki:
1. 4-5 dni: Poznań (oranżeria, starówka) - Gniezno - Konin (park makiet "Mikroskala") - Wrocław (ZOO)
2. 3 dni: Lublin (Muzeum wsi, starówka) - Janowiec (Magiczne ogrody) - Kazimierz Dolny
3. 7 dni, Góry Świętokrzyskie: Skrażysko-Kamienna - Zagnańsk - Ujazd - Chęciny - Tokarnia - Sandomierz - Bałtów - Oblęgorek
4. 5-7 dni: Białystok - Kiermusy - Tykocin - Supraśl - Bulwary - Jurowce - Choroszcz
Te wycieczki muszą czekać, aż będą jakieś dłuższe weekendy niestety. Ale jak tylko się odbędą to opiszę |
|
|
|
 |
Brat
Kombatant

Twój sprzęt: Merc310D/1995, Europa560
Pomógł: 3 razy Dołączył: 07 Cze 2011 Piwa: 189/898 Skąd: San Escobar
|
Wysłany: 2015-03-25, 14:52
|
|
|
Fajnie, że Ci się chce ... Dzięki ! |
_________________ Marian
 |
|
|
|
 |
krzlac
Kombatant

Twój sprzęt: EBAC Traveler na Boxerze L3H2 2,2 120KM
Pomógł: 6 razy Dołączył: 13 Paź 2011 Piwa: 137/5 Skąd: Gowarzewo k/Poznania
|
Wysłany: 2015-03-25, 19:26
|
|
|
landara napisał/a: | Poznań (oranżeria, starówka) |
Ta oranżeria w Poznaniu to się nazywa " PALMIARNIA" |
_________________ WYPRAWY NIE TYLKO WĘDKARSKIE
http://www.wilex.com.pl
 |
|
|
|
 |
chemik
weteran

Twój sprzęt: Ford zabudowa EuraMobil
Nazwa załogi: Ela i Wojtek
Pomógł: 3 razy Dołączył: 04 Lis 2014 Piwa: 115/19 Skąd: podlaskie
|
Wysłany: 2015-03-26, 06:30
|
|
|
Mieliście pecha albo nie trafiliście.
W centrum Ciechanowca ( centrum !!!!! ha, ha, ha ), znaczy się w rynku, są trzy knajpy w odległości od siebie ok,. 50 m, i jeszcze jedna ok. 500 m dalej.
Z atrakcji tegoż miasteczka - w lecie wypożyczalnia kajaków na zalewie.
Poza tym imprezy plenerowe - Wianki, Dożynki - Święto Ćhleba i wiele innych imprez organizowanych w Muzeum, Konkurs Gry na instrumentach pasterskich Ligawki, itp.
polecam stronę - http://www.muzeumrolnictwa.pl/
|
_________________ Chemik |
|
|
|
 |
landara
doświadczony pisarz

Twój sprzęt: Peugeot J5 Frankia 95'
Dołączyła: 12 Cze 2013 Otrzymał 4 piw(a) Skąd: okolice Wawy
|
Wysłany: 2015-06-17, 13:32
|
|
|
DŁUGI WEEKEND (5 DNI): Konin (Mikroskala) - Szlak pierwszych Piastów – Poznań – Wrocław (ZOO)
Dzień 1: Przejazd do Dziekanowic z odpoczynkiem w Koninie
Park Makiet „Mikroskala” w Koninie był dla nas nie tylko chwilą wytchnienia w podróży do Wielkopolskiego Parku Etnograficznego w Dziekanowicach, ale przede wszystkim niezapomnianą przygodą odkrywania znanych i mniej znanych światów w skali mikro. Mikroskala znajduje się na uboczu Konina w Centrum Rozrywki „Kropka”, zaparkować można tam bez najmniejszych problemów nawet dużym kamperem, a pewnie i przenocować dałoby się spokojnie. My akurat odwiedziliśmy „Mikroskalę” w dniu powszednim, więc w momencie wizyty byliśmy jedynymi zwiedzającymi, co okazało się ogromną zaletą. Po obiekcie oprowadził nas bowiem sam właściciel, prawdziwy pasjonat . Oprócz samych makiet, o których za chwilę, mogliśmy również zobaczyć pracownię, w której te cuda powstają, dowiedzieć się, jak to się robi, zobaczyć i usłyszeć, jakie są dalsze plany. Same makiety robiły ogromne wrażenie, głównie dzięki bardzo realistycznemu odwzorowaniu nawet najdrobniejszych szczegółów, ale to już trzeba zobaczyć samemu . Dzieciom oczywiście najbardziej podobały się sceny ze znanych filmów i bajek, w tym będąca w przygotowaniu scena z „Avatara” (właściciel opowiedział nam o niej i pokazał plany), a także ruchoma kolejka, która nie wiadomo gdzie znikała z pola widzenia… Nas zaś urzekł klimat tego miejsca, a także scenki pokazujące np. młodość naszych rodziców i znane nam z dzieciństwa filmy. Wielką zaletą makiet są ich ruchome oraz świecące elementy, dzięki czemu sprawiają wrażenie „żywych”.
Polecam to miejsce: www.mikroskala.eu . Natomiast w żadnym wypadku nie polecam baru, w którym niestety jedliśmy po drodze do Dziekanowic (miejscowości i nazwy nie pamiętam, ale był to bar obok warsztatu samochodowego). Rzekomo domowa kuchnia okazała się wariacją na temat frytury i vegety, nie wspominając o nieświeżej surówce. A ponoć w Koninie jest pyszna azjatycka knajpka (trzeba było posłuchać właściciela Mikroskali)…
Dzień 2: Obóz szkoleniowy Wojsk Wielkopolskich w Parku Etnograficznym w Dziekanowicach
To nie żart! Nasze dziewczyny naprawdę na jeden dzień zamieniły się w „poborowych”, a następnie odebrały prawdziwe książeczki wojskowe! Ale wcześniej musiały przejść przeszkolenie z obsługi broni palnej i bagnetu, udzielania pierwszej pomocy medycznej, musztrę, szkolenie topograficzne… Zmęczone kolejnymi zadaniami oraz wycieczką do wiatraka (najwyżej położona atrakcja skansenu) mogły w końcu odpocząć w kantynie i posilić się swojskim chlebem ze smalcem i ogórkiem. Potem w miejscowej restauracji wszyscy spróbowaliśmy różnych wielkopolskich przysmaków, jak pyry z gzikiem i żurek w chlebie oraz prawdziwego domowego drożdżowego ciasta z rabarbarem . Trochę żałujemy, że nie wszystkie punkty programu były rzeczywiście realizowane (np. rozstawianie namiotu, zwijanie żołnierskiego koca i pakowanie plecaka), ale i tak dobrze się bawiliśmy. Wszystko to odbywało się 1 maja na terenie skansenu w Dziekanowicach, który polecam odwiedzić niezależnie od daty . Sam Park Etnograficzny składa się z kilku obiektów i każdy warto zobaczyć (nam nie na wszystko starczyło czasu).
Dzień 3: Życie pierwszych Piastów w Grzybowie, Muzeum w Lednicy i wycieczka na wyspę Mieszka I, Pobiedziska (skansen miniatur Szlaku Piastowskiego, Gród Pobiedziska)
W piątek zabrakło już czasu na odwiedzenie Grodu w Grzybowie, ale na szczęście podróżowanie kamperem daje przecież tę cudowną możliwość elastycznej zmiany planów . Po nocy spędzonej na kempingu we Wrześni przy ul. Gnieźnieńskiej (przyjemnie i niedrogo) ruszyliśmy w stronę Grzybowa. W Grodzie na majówkę przygotowano dla dzieci prawdziwą osadę pierwszych Piastów (możliwość zobaczenia ich przy codziennej pracy i spróbowania własnych sił np. w strzelaniu z łuku) oraz ciekawe konkursy i zabawy. Młodsza córka została archeologiem, a na pamiątkę zabrała ze sobą kartę znaleziska, które samodzielnie acz fachowo opisała . Obejrzeliśmy również tamtejsze muzeum -nowoczesne i pełne ciekawostek, których nie wyczyta się w podręcznikach, a także usłyszeliśmy historię ludzi, którzy zdecydowali się (na wzór średniowiecznych osadników) spędzić w Grodzie zimę... Słoneczna pogoda nie wyganiała nas z pięknego pleneru, ale przed nami były przecież jeszcze takie atrakcje jak wyspa Mieszka I Muzeum Pierwszych Piastów w Lednicy... Nie będę opisywała tych miejsc, bo to trzeba po prostu przeżyć. Miłośnicy historii na pewno się nie zawiodą. Szkoda tylko, że muzeum nie udostępnia przewodników. Na chwilę „podpięliśmy” się do grupy zorganizowanej i posłuchaliśmy trochę, jednak przewodnik wyraźnie dał nam do zrozumienia, że mamy zwiedzać indywidualnie… Nowoczesne multimedialne muzeum mogłoby chociażby wypożyczać przewodniki elektroniczne, jak robi to Biskupin czy nawet mały kaszubski skansen niedaleko Dębek (nazwy nie pamiętam)…
Mimo wszystko pełni wrażeń obraliśmy kurs na Poznań, a wcześniej na Pobiedziska.
Miało być po prostu leniwe włóczenie się po starówkach obu miast, ale z racji majówki miasto Poznań przygotowało dla turystów mnóstwo atrakcji (a właściwie jedną wielką w postaci 50% zniżki na bilety do wielu obiektów). Mogliśmy zatem „promocyjnie” zwiedzić Park Miniatur Szlaku Piastowskiego w Pobiedziskach oraz położony tuż obok „Gród Pobiedziska”, a tak naprawdę park rozrywki – wystawę machin oblężniczych. Oglądaliśmy pokaz miotania Trebuszem (normalnie słono płatny), mogliśmy postrzelać z kuszy (płatne), wszystkiego dotknąć i poczytać, jak to działa. Pomijając zastosowanie tych konstrukcji (które mnie akurat przyprawia o gęsią skórę) trzeba oddać sprawiedliwość średniowiecznej myśli technicznej. Zrobienie czegoś takiego bez programów komputerowych i specjalistycznych obliczeń? Brawo! Wszystko to właściciel wykonał zgodnie ze średniowieczną sztuką, więc wrażenie bardzo pozytywne. Dzieci (choć już troszkę na to „za stare”) pokręciły się na średniowiecznej karuzeli (a wcale nie było tak łatwo – zwłaszcza tatusiowi, zdjęcie pokazuje dlaczego) oraz całą rodziną pograliśmy w średniowieczne gry planszowe (brak pionków zmusił nas do większej niż przewidziana kreatywności), potem daliśmy się zakuć w dyby… ale tylko do zdjęcia .
Park Miniatur dał nam natomiast możliwość zobaczenia tych budowli Szlaku Piastowskiego, których nie zdążyliśmy odwiedzić osobiście, a przy okazji stał się przyczyną do planowania kolejnych wycieczek (ależ ta Polska piękna i ogromna!). Najbardziej chcielibyśmy zobaczyć drewniany pałac w Antoninie…
Wieczór i noc spędziliśmy na cudownym kempingu Stanica Leśna w miejscowości Wronczyn, gdzie właściciel przywitał nas promocyjną ceną (jako pierwszych klientów w sezonie) oraz opowieściami o znajomych kamperowcach i podróżach. Kolacja na świeżym powietrzu, z widokiem na wspaniałe, wielkie i bardzo czyste jezioro z niewielką plażą i pomostem (oraz rakami!) – żyć nie umierać! Szkoda tylko, że kąpać się jeszcze nie dało… Na pewno warto pojechać tam w lato!
Dzień 4: Poznań i przejazd do Wrocławia
Poznań za to troszkę nas rozczarował – z racji majówki był dziki tłum turystów (zwłaszcza w knajpach, których jak na lekarstwo), brak miejsc do parkowania (przez co przegapiliśmy „koziołki”), a za to żadnych dodatkowych atrakcji. Zaplanowaliśmy w Poznaniu cały dzień, mieliśmy zamiar pojechać trochę szlakiem Borejków, zobaczyć Palmiarnię… a w końcu spędziliśmy męczące godziny na poszukiwaniu wolnego stolika w restauracji oraz bankomatu (brak płatności kartą). No cóż – za to różowe kamienice (marzenie mojej młodszej córki, spełnione w 30 sekund nie licząc dojazdu ) stały na miejscu, a Poznań też z mapy nie znika, więc pewnie jeszcze kiedyś spędzimy tam spokojny dzień i zobaczymy wszystko, co było w planach .
Dzień 5: Gwóźdź programu - wrocławskie ZOO i Afrykarium
Tak to jest jechać „na żywioł”… Plan spędzenia nocy na miejskim parkingu, aby do ZOO i jego atrakcji było jak najbliżej, spalił na panewce albowiem żaden parking już tam nie istnieje . A właściwie jest „sugerowany” parking po drugiej stronie ulicy, z tym że postój w naszym przypadku kosztowałby 120zł (zapewne razy 2: noc + dzień). Zrezygnowaliśmy i pojechaliśmy na chyba jedyny w mieście camping, który o nieprzyzwoitej porze (tuż przed 21) był już zamknięty na 4 spusty, a właściciel nie odbierał telefonu. No dobra, wybaczmy człowiekowi w święto… Zirytowani zawróciliśmy na mijaną wcześniej stację Shell i tam spokojnie zanocowaliśmy, opracowując w międzyczasie plan na jutrzejszy dzień (zwłaszcza w kwestii parkowania). Tam właśnie przekonaliśmy się, że nasza pompa jednak nie działa dobrze (już wcześniej trochę „świrowała”) i „zżera” nam akumulator, w związku z czym po szybkiej kąpieli położyliśmy się grzecznie spać, bo nic innego nie dało się robić. Dzięki temu następnego dnia mieliśmy dużo czasu i siły, żeby zwiedzić najważniejszy punkt naszej wycieczki - ZOO . (A pompę wymieniliśmy po powrocie i od tej pory problemów brak).
Następnego dnia zdecydowaliśmy się szukać miejsca parkingowego „na ulicy”, gdzie obowiązuje oczywiście strefa płatnego parkowania, ale koszt to raptem 15zł za cały dzień i kamper stojący w przyjemnym cieniu pod drzewami, zamiast nagrzanego słońcem betonowego parkingu, na który odsyła ZOO . Był to poniedziałek, więc z miejscem nie było kłopotu, a i bilety do ZOO połowę tańsze . Nie wspominając o tym, że ludzi niemal brak
Samo ZOO naprawdę warte obejrzenia, ale oczywiście największe wrażenie robi Afrykarium, a właściwie jego główna część – podwodny tunel z egzotycznymi rybami (rekiny, płaszczki) oraz pozostałe zbiorniki z pingwinami, kotikami, hipopotamami, które też można oglądać „pod wodą” - w dodatku czystą! Cudowne miejsce! A brak ludzi dał nam możliwość przebywania tam, jak długo chcieliśmy . Polecam, polecam i jeszcze raz polecam! W dodatku ZOO przyzwoicie karmi swoich klientów (przynajmniej w restauracji), a także zapewnia mnóstwo innych atrakcji, jak biegające nad głowami wiewiórki, zwisające tuż nad nami leniwce, dające się głaskać i karmić lamy, owce, koniki… Eh… Przydałyby się ze 3 dni na miejscu…
Dzień 6: Powrót do domu.
Szkoda, że tak krótko… Ale za to zostały nam piękne wspomnienia i trochę zdjęć:
20150502_160404.jpg Zakuta w dyby w "Grodzie Pobiedziska" |
 |
Plik ściągnięto 68 raz(y) 158,42 KB |
20150502_171034.jpg Średniowieczny rycerz ze współczesną twarzą - w Skansenie Miniatur Szlaku Piastowskiego w Pobiedziskach |
 |
Plik ściągnięto 76 raz(y) 193,63 KB |
20150502_184948.jpg Chciwla wytchnienia nad jeziorem Wronczyn |
 |
Plik ściągnięto 56 raz(y) 173,3 KB |
20150502_184950.jpg Poszukiwanie raków, Stanica Leśna Wronczyn |
 |
Plik ściągnięto 88 raz(y) 169,91 KB |
20150504_135809.jpg Nasze ukochane surykatki, ZOO Wrocław |
 |
Plik ściągnięto 77 raz(y) 221,25 KB |
20150504_144216.jpg Trzy lata na to czekaliśmy! - Afrykarium we wrocławskim ZOO |
 |
Plik ściągnięto 82 raz(y) 150,73 KB |
20150504_144551.jpg Już nie wiadomo, gdzie góra, a gdzie dół - Afrykarium |
 |
Plik ściągnięto 69 raz(y) 157,15 KB |
20150504_144558.jpg Żółwik Sammy, wrocławskie Afrykarium |
 |
Plik ściągnięto 87 raz(y) 126,38 KB |
|
|
|
|
 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do ulubionych Wersja do druku
|
|