Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
[IRL] Krótkie weekendowe wypady
Autor Wiadomość
Mavv 
weteran


Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Lut 2014
Piwa: 68/48
Skąd: Ballina, Irlandia
Wysłany: 2018-03-18, 12:00   

RadekNet, webasto nie daje rady?
_________________
Kamperek 1
Kamperek 2
Moje minipodróże po Irlandii
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Lukasz76 
początkujący forumowicz

Twój sprzęt: Ducato 1.9TD Carioca 10
Dołączył: 29 Cze 2016
Piwa: 1/3
Skąd: Limerick IE
Wysłany: 2018-03-18, 21:18   

Hej !

U nas coroczny wypad świąteczny . Bez konkretnych planów na razie gdzie itd. Może ktoś też ma ochotę gdzieś śmignąć w Wielkanoc ?
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
RadekNet 
weteran


Twój sprzęt: Opel Vivaro
Pomógł: 3 razy
Dołączył: 06 Sty 2009
Piwa: 25/72
Skąd: Sligo IE
Wysłany: 2018-03-18, 21:19   

Michał, to jest 5kW, to MUSI dawać radę :) Ale 5km spacer i powrót do domu to było akurat na dzisiejszą pogodę. Czekamy na wiosnę! :)
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
 
Mavv 
weteran


Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Lut 2014
Piwa: 68/48
Skąd: Ballina, Irlandia
Wysłany: 2018-08-16, 11:29   

Wznawiam temat :)

Udało się nam jeszcze po urlopie wyskoczyć na weekend - w piątek wieczorem wyjazd, w niedzielę wieczorem powrót. Chcieliśmy skoczyć na zachodnie wybrzeże i przejechać się kawałkiem trasy widokowej WAW, czyli Wild Atlantic Way. Jest to ponoć odpowiedź Irlandii na Szkocką NC500 (North Coast 500 - trasa widokowa o długości ok 500 mil). Jest to dość popularna trasa wśród kamperowiczów, z pięknymi punktami widokowymi, dzikimi miejscówkami (czasem jednak stoją bezsensowne znaki o zakazie nocowania - jakże często nieprzestrzegane ;) ).
Tym razem nasza trasa to Hrabstwo Clare i latarnia morska na Loop Head i przejazd do Hrabstwa Kerry i objechanie półwyspu Dingle.

Mała ciekawostka:
Zachodnio-północna i częściowo zachodnia część Irlandii to niemal ostatni bastion języka irlandzkiego. Tam nie zobaczymy znaków drogowych w dwóch językach, jak ma to miejsce w pozostałych częściach Zielonej Wyspy - znaki drogowe są po irlandzku. Nazwy miejscowości, nazwy atrakcji turystycznych (brązowe znaki). Czasem nawet odległości są podane w milach (Irlandia jak i reszta Europy posługuje się systemem metrycznym). No właśnie tak się dzieje na tym półwyspie. Już przed miejscowością Dingle znaki są coraz częściej po irlandzku, a za już tylko po irlandzku. Jadąc według mapy trzeba umieć szybko czytać :) (podobnie jak w Walii - tam jednak znaki są zawsze w dwóch językach - niestety nie ma reguły i raz walijski jest na górze znaku a raz na dole i do tego pisane tą samą czcionką - w Irlandii napisy po irlandzku są czcionką celtycką).

Kamperek niemal gotowy. Żona wraca z pracy i dopakowujemy resztę rzeczy i ruszamy. Kierunek Loop Head, czyli 52.561052, -9.930042 parking przy latarni morskiej.
_________________
Kamperek 1
Kamperek 2
Moje minipodróże po Irlandii
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Mavv 
weteran


Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Lut 2014
Piwa: 68/48
Skąd: Ballina, Irlandia
Wysłany: 2018-08-16, 11:54   

Przybywamy na miejsce. Niebo niemal bezchmurne, lekki wiaterek. Będą wspaniałe widoki! Droga do latarni od miejscowości Kilbaha jest wąska i czasem trzeba się przytulić do krzaków, żeby się minąć z autem.

Na parkingu stoi kilka aut i nasz MadMobile. Gdy ubraliśmy się, żeby wyjść pospacerować, przyjechał drugi kamper - funkiel nówka Mercedes 4x4 :) Pomachaliśmy sobie i poszliśmy.

Przy krawędzi klifu widać ocean i wybrzeże :)



Sąsiad w tym czasie ustawił się naprzeciw nas




Pozdrówki dla CT! :)

Spacerując napotykamy nieco inne podłoże - bardzo miękka trawa, sucha i zbita. A w zasadzie nawet nie trawa - jakieś inne rośliny. Stojąc na nich mamy wrażenie chodzenia po materacu. No a jak materac, to trzeba go sprawdzić :)


Wygodnie i mięciutko!

Idąc dalej na dół znajdujemy coś interesującego. A mianowicie napis EIRE ułożony z kamieni. Z tego co się kiedyś orientowałem, były to znaki lotnicze dla pilotów, informujące, że przelatują oni nad neutralną Irlandią. takich znaków jest ok 80-ciu na terenie wybrzeża. Teraz nawet kolejny został odkryty po ostatniej suszy i pożarze powstałym na skutek braku opadów.


E


I


R


E

Znaki te były malowane wapnem na biało, żeby były lepiej widoczne z powietrza. Co ciekawe - ten na Loop Head też został niedawno odkryty. Patrząc na Mapy Google jeszcze go nie ma.

Kamienia tu nie brakuje. Turyści z kamieni układają swoje imiona podpisując się :) Zresztą nie tylko imiona ;)


Conor cośtam ;)


Chciałem trzy szóstki dopisać, ale małżonka się nie zgodziła ;)

Mamy przy okazji też wspaniały widok na Hrabstwo Kerry. Właśnie tam będziemy jutro :)


Te góry na drugim planie to półwysep Dingle


Piękny klif

Słońce chyli się ku zachodowi - może dziś uda się nam go złapać :) Lecimy więc do kamperka, żeby wygodnie podziwiać koniec dnia.


Mamy troszkę do przejścia - musimy zdążyć!


Każde miejsce widokowe na WAW ma taki maszt z nazwą


A to widok na tablicę informacyjną przy znaku. Widoczny jest napis EIRE, którego Google na mapach nie umieściło jeszcze.


Tyle nam się udało uchwycić słoneczka. Znów troszkę chmur na przeszkodziło. Innym razem...

Muszę przyznać, że kolacja inaczej smakuje, gdy się je w takim plenerze :)



Nasi sąsiedzi okazali się być Niemcami :) Przywitaliśmy się. Siedli niedaleko nas obserwując słońce i sącząc piwo. Wieczorek po zachodzie słońca zrobił się momentalnie zimny. Musieliśmy się ubrać cieplej. Podobnie sąsiedzi.

Nazajutrz postanawiamy zwiedzić latarnię. W końcu nie zawsze jest szansa zobaczyć, jak latarnik pracuje :)
_________________
Kamperek 1
Kamperek 2
Moje minipodróże po Irlandii
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
wędrowiec 
weteran


Twój sprzęt: burstner privilege t690
Nazwa załogi: Marzena i Przemek
Dołączył: 15 Maj 2011
Piwa: 122/29
Skąd: bydgoszcz
Wysłany: 2018-08-16, 13:35   

Właśnie wyczytałem, że ten kawałek ziemi należy do Polaka, syna żołnierza z II wojny.
_________________
wędrowiec
Cztery stolice
www.camperteam.pl/forum/viewtopic.php?t=30300
Norwegia
www.camperteam.pl/forum/v...hlight=norwegia

www.camperteam.pl/forum/viewtopic.php?t=33834
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Mavv 
weteran


Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Lut 2014
Piwa: 68/48
Skąd: Ballina, Irlandia
Wysłany: 2018-08-16, 13:36   

wędrowiec napisał/a:
Właśnie wyczytałem, że ten kawałek ziemi należy do Polaka, syna żołnierza z II wojny.


Tak, to ten, co został odkryty przez pożar. Ten z Loop Head to inny, kolejny.
_________________
Kamperek 1
Kamperek 2
Moje minipodróże po Irlandii
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Mavv 
weteran


Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Lut 2014
Piwa: 68/48
Skąd: Ballina, Irlandia
Wysłany: 2018-08-17, 11:54   

Rano po śniadaniu idziemy na latarnię. Już nie jest tak słonecznie, jak wczoraj, no ale prognozy mówiły o pogorszeniu pogody na sobotę - jakiś sztorm przechodził i jego ogon miał liznąć tę część Irlandii, w której akurat byliśmy.
Bilet na latarnię dla naszej czwórki to 12e. Można wejść do środka budynku, gdzie jest mała wystawa jak i na latarnię tylko z przewodnikiem. Musimy poczekać na naszą kolej - latarnia jest zamknięta, jest kartka, że wycieczka sie odbywa i proszę poczekać. To poszliśmy zobaczyć wystawę. Tam jest sporo informacji historycznych, plany, dane techniczne. Np. zasięg latarni to 23 mile morskie.
Tymczasem grupa wyszła z latarni i jest nasza kolej. Nasz przewodnik, Steven, zabiera nas do środka (grupa ok 10 osób) i zaczyna opowiadać o latarni. Od 2011 latarnia jest bezobsługowa - jest ona połączona w sieć z kilkudziesięcioma innym latarniami wzdłuż wybrzeża Irlandii i zarządzana z Dublina poprzez państwowa spółkę. Ciekawostką jest natomiast to, że latarnia w porcie w Dublinie jest jako jedyna latarnia zarządzana przez przedsiębiorstwo brytyjskie. Ruch z tego portu to w większości ruch do i z Wielkiej Brytanii.
Kiedyś zamiast latarni latarnik rozpalał ogień. Musiał się sporo namęczyć, żeby ogień był widoczny z daleka. Później w 17 wieku zbudowano latarnię a na jej szczycie był palnik opalany węglem. Niesamowite ilości węgla rocznie były spalane, żeby płomień pracował. Ok 200 ton rocznie. Robi wrażenie. Później był to gaz (również drogo wychodziło) aż w końcu latarnia była elektryczna. W tej chwili latarnia jest oświetlana żarówką 1000W; są dwie - jedna głóna i druga jako awaryjna, gdy pierwsza nie działa. Zwierciadła cały czas się obracją, nawet wtedy, gdy latarnia nie działa. A to dlatego, że soczewki są tak mocne, że słońce może spalić latarnię, gdy jego promienie się skupią w soczewce. A widoki z latarni są jeszcze ciekawsze, niż na klifach :)


Widok na parking




Żarówka 1000W. Obok druga zapasowa. Gdy główna nie świeci, to mechanizm obraca się i zapasowa świeci. A ekipa ma czas na wymianę wadliwej


Napis EIRE jest za zboczem, tu niewidoczny


Kerry w tle


Troszkę dmuchało na górze :)



Latarnia zobaczona, trochę się dowiedzieliśmy. Ruszamy dalej wąskimi drogami wzdłuż wybrzeża. Nawigacja ustawiona, mapa u nawigatorki. Pyrkamy sobie i podziwiamy widoki. A czasem jest co. Dziwne skały, jakby przewrócone, jakby pokryte smołą. Idziemy zobaczyć.








Ta czarna warstwa na wierzchu wygląda, jakby ktoś pokrył wszystko smołą. Skały pod spodem są kruche, można je odłamywać rękami.


Tup tup na dół

Jedziemy dalej. Zatrzymujemy się na parkingu przy wodzie, żeby zjeść obiadek. No i pooglądać sobie :)


Po prawej stronie widać kawałek kamiennego stolika. Pomimo deszczu, który pojawiał się i znikał co kilka minut, siedziała sobie przy nim para podróżników i jedli kanapki :) On poszedł do auta i przyniósł sztormiaki dla siebie i żony i jedli sobie w deszczu siedząc na worku foliowym :) Co tam deszcz :)


Wygląda na odpływ :)

Dalej po drodze przejeżdżamy przez jakiś tam most. Pod nim płynie rzeczka, na której widać, jak odpływ potrafi zmienić i odsłonić koryto rzeki.



Tymczasem dojeżdżamy do przystani, gdzie będziemy przepływać promem na drugi brzeg zatoki. Deszcz pada, czekamy na prom. Kursuje on co godzinę, a w okresie letnim częściej. Co oznacza, że zamiast jednego w lato pływają dwa promy.


Prom już płynie


Płyniemy!

Cena za kampera to 21 euro w jedną stronę. Samochód to cena 19, a powrotny 29 euro. Chyba ciut drogo. Ale raz w życiu można.



Zjeżdżamy z promu i lecimy dalej w stronę Dingle. A po drodze...

Czy wiecie, skąd wzięła się nazwa pub? Ano to skrót od public house, czyli dom publiczny :) Po polsku nic innego jak przybytek rozkoszy :) Ale po angielsku to miejsce spotkań publicznych, żeby sobie pogadać, napić się :) I tak oto trafiamy na Dom Publiczny :haha:




Dom publiczny :)

Jedziemy dalej wąskimi drogami i trafiamy na korek... To robię zdjęcia, skoro stoimy.


Woda cały czas z boku

A korek przed nami:

Krówki sobie idą

W sumie na podobny korek trafiamy jeszcze raz, nieco później. Tym razem krówki idą w naszą stronę.



Były blisko, ale nie dały się pogłaskać :) Rolnik się śmiał, widząc próbę pogłaskania krowy przez córcię :)

Jeszcze zatrzymujemy się na plaży w Fenit, gdzie byliśmy rok temu. Nnieco wody przybyło. Jest akurat przypływ, są ratownicy i można się kąpać :shock:





Lecimy dalej. Chcemy jechać trasą widokową cały czas. Zamiast jechać, jak nawigacja nam mówi, to zamiast odbić w lewo, jedziemy prosto. Znaki drogowe jednak mówią, że przed nami jest ograniczenie do 2 ton, szerokość 1,8m i długość 6,2m a to dlatego, że jest przełęcz Connor Pass. Jedziemy dalej, bo nie wiemy, gdzie dokładnie jest ta przełącz i czy da się ominąć. Ja jadę, czytamy znaki, a zona czyta mapę. Ale ani nie widac nic na mapie ani ze znaków nie dowiadujemy się, czy przełącz jest na naszej drodze czy gdzieś się na nią zbacza. Ale znaki co jakiś czas się powtarzają. Zatrzymujemy się w końcu. Przyczyną naszego nieznalezienia tejże przełączy jest jej nazwa. Znamy jej angielską nazwę, a ona wszędzie, nawet w atlasie, jest po irlandzku. I to są dwie różne pisownie... Brak zasięgu internetu uniemożliwia skorzystanie z map Google. Ale okazuje się, że Connor Pass jest w nawigacji :) I jednak jedziemy na nią. Nie ma możliwości ominięcia. Wracamy zatem. I znowu możemy oglądać te same widoki przez kilkanaście kilometrów :)

W końcu docieramy do Dingle. Szukamy czegoś na dziko. Jedziemy dalej przez miasteczko, wyjeżdżamy i nic nie ma przez kilka kilometrów. Wracamy na parking, gdzie stały kampery. Parking darmowy od 18 do 8, dużo kamperków, stajemy i my :) Udajemy się na spacer przed kolacją :) Opowiadamy dzieciom o delfinie Fungim, który mieszka tu w zatoce i jest lokalną atrakcją turystyczną znaną na cały kraj.


W nocy kampery, w dzień autokary :)


Fungie ma nawet swój pomnik :)

Idziemy w końcu coś zjeść, a jutro wypływamy, żeby spotkać Fungiego. Może się uda :)
_________________
Kamperek 1
Kamperek 2
Moje minipodróże po Irlandii
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Mavv 
weteran


Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Lut 2014
Piwa: 68/48
Skąd: Ballina, Irlandia
Wysłany: 2018-08-17, 14:34   

W nocy padało, rano pada. Wyprawa łodzią, by zobaczyć Fungiego stoi pod znakiem zapytania. No bo kto by chciał moknąć na morzu? Biuro otwarte od 9, pierwszy rejs 10:30. Dobrze by było pojawić się wcześniej, żeby załapać się wcześniej i zobaczyć jeszcze później coś więcej.
No ale czas mija a deszcz pada. W końcu przed 10 przejaśnia się - lecimy do biura! Udaje nam załapać się na pierwszy rejs. Pani karze nam stanąć przy pomoście i poczekać, aż nas zawołają. Zapisuje ilość pasażerów i imię jednego dorosłego. Płatność na łodzi po zakończeniu rejsu. Co ciekawe - jeśli nie zobaczymy delfina, to nie płacimy. Rejs trwa około godzinki.
Jest, wołają nas :) Siadamy i czekamy.



W końcu ruszamy. Powoli wypływamy z portu, kierujemy się na zatokę ku morzu.


Latarenka morska

Jesteśmy dalej w zatoce. Krążymy, szukamy, wszyscy pasażerowie, kapitan i jego żona. Pojawiają się kolejne łodzie z turystami. Łącznie krążą po zatoce trzy łodzie. W końcu - jest! Widać płetwę! Robimy zwrot i płyniemy w jego kierunku. Ale delfina już tam dawno nie ma. Pokazuje się z drugiej strony. My za nim :) W końcu Fungie zaczyna płynąc obok nas :) Znów znika, my znów krążymy i go szukamy. I znowu jest! My za nim. Płynie znowu obok nas, między dwiema łodziami. Co jakiś czas wyskakuje nad wodę i wtedy wszyscy krzyczą :) Niemal każdy trzyma aparat, telefon w ręce starając się zrobić fajne zdjęcie, nagrać film. Kilkanaście osób siedzi na prawej burcie, płyniemy lekko przechyleni, ale jest bezpiecznie, choć córka ma obawy :) Ale widok delfina płynącego niemal na wyciągnięcie ręki odsuwa jej strach :)


Sąsiedzi :)


Proszę Państwa, oto Fungie :)

I znów zniknął. Krążymy, szukamy. Jesteśmy dość blisko przystani, ale już nie wracamy na głębszą wodę. I znów widać płetwę! Jest dalej, przy kolejnej łodzi. Niestety nas czas dobiega końca - trzeba wracać. Godzinka i kilka minut zleciały dość szybko... Płacimy za rodzinkę 45e, przybijamy do brzegu i cóż - idziemy dalej. Cel - akwarium.

Z drugiej strony parkingu, na którym stoimy (opłata 1e za godzinę), jest nieduże akwarium. Idziemy zobaczyć. Za wejście płacimy 16,50e - bilet rodzinny. Przy wejściu dostajemy pieczątkę na rękę i możemy cały dzień wchodzić i wychodzić. W środku i pingwiny, i krokodyle, i żółwie, i wydry. Znajdą się też rekiny, węże :) Z atrakcji jest karmienie rekonów, wydr, pokazy zwierząt i inne. Samo akwarium nie jest duże, można je szybko obejść, wyjść na miasto i wrócić na pokaz, bo mamy pieczątkę.
Pierwszy był pokaz karmienia rekinów. Rekiny na przekąskę dostały makrele podawane na długich patykach. Chyba są obżarte, bo przepływają obojętnie obok ryby. Za godzinkę pokaz przy wybiegu wydr. Bardzo sympatyczne zwierzaczki :) Dostały kawałki ryb do jedzenia. Najbardziej nie wyszedł pokaz karmienia pingwinów - widać, że przekarmione. Pojedyncze sztuki tylko były zainteresowane jedzeniem. Na twarzy opiekunki widać było zakłopotanie, jak pingwiny odwracały głowy od ryb lub po włożeniu ryby do dzioba wypluwały pokarm.

Kilka fotek:


Przejście tym krótkim tunelem robi wrażenie


Jesiotry


Karmienie pingwinów


Kobieto, zabieraj mi te rybe sprzed dzioba! Nie chem jusz! Blee :haha:

W sumie wyprawa "na Fungiego" i akwarium zabrały nam trochę czasu i niestety braknie go nam, żeby półwysep objechać trasą widokową. Decydujemy się jechać w stronę domu, ale nadal wzdłuż brzegu oceanu.
_________________
Kamperek 1
Kamperek 2
Moje minipodróże po Irlandii
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Mavv 
weteran


Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Lut 2014
Piwa: 68/48
Skąd: Ballina, Irlandia
Wysłany: 2018-08-17, 15:33   

Wyruszamy w drogę zostawiając Dingle za nami. Jedziemy wzdłuż wybrzeża i szukamy fajnego miejsca na obiad. Żona znajduje na mapie punkt o nazwie Minard Castle, tuż nad wodą. Jedziemy tam. Droga wąska, na szczęście nie musieliśmy się mijać z żadnym autem. Ale miejsce za to bardzo ładne :) Zatrzymujemy się, otwieramy drzwi i słyszymy.... huk fal rozbijanych o brzeg. Przed nami widok na stertę kamieni, wody nie widać. Wspinamy się i zaraz widzimy - fale huczą o kamienie.


Ruiny zamku Minard Castle

Schodzimy do wody, powoli po kamieniach. Z boku po prawej stronie kąpią się ludzie. W sumie nie dziwię się, bo temperatura wody sprzyja kąpieli. Sami ściągamy buty, podwijamy spodnie i idziemy nogi pomoczyć.


Podczas odpływu jest tu plaża

Woda rozbija się o kamienie ze sporą siłą. Podejrzewam, że znaleźć się w takiej fali, która roztrzaskuje się o kamienie, mogłoby skończyć się sporymi obrażeniami. Tak chyba stało się dla tej biednej owcy, której resztki znaleźliśmy wśród kamieni:


Czwartej nogi nie znaleźliśmy. Może jest pod spodem


Wynurzamy się znad kamieni i widzimy MadMobila




Duże fale

No dobra, ale my tu przyjechaliśmy na obiad :lol: Wszyscy głodni, bierzemy się za jedzenie. Paluszki rybne zrobione, teraz reszta :)




Szkoda stolik rozkładać :)

Obok nas dwusamochodowa wycieczka Anglików posila się w podobny sposób - siedzą na kamieniach i jedzą obiad :)

Po zjedzeniu idziemy zobaczyć, jak przypływ zmienił brzeg. I w zasadzie kamienie, na których wcześniej siedzieliśmy, są teraz obmywane falami.



Ruszamy dalej, wzdłuż wybrzeża jeszcze. Docieramy do długiej plaży Inch Beach. Aut na parkingu dużo, ale wiem, że na plaży też stają samochody. Nawet je widzimy z drogi. No nic, kąpać się nie będziemy, ale jakieś zdjęcia zrobić to i owszem :)
Gdy skręcam na parking na plaży, to parkingowy mierzy wzrokiem nasz samochód. Kręci nosem. Mówi, że przypływ jest i że raczej nie powinniśmy jechać na plażę. Mówimy, że my tylko na chwilę porobić zdjęcia i jedziemy dalej. Wjeżdżamy na plażę. Ja zostaję w aucie, a reszta idzie pomoczyć nogi.







Zanim zgasiłem silnik, podeszła do nas pewna pani. Mówi, żeby uważać, bo woda szybko podchodzi pod auta. Oni godzinę temu w ostatniej chwili swoim kamperem Iveco odjechali i stanęli wyżej na plaży. Podziękowaliśmy za radę. Gdy reszta była w wodzie i robiła zdjęcia, ja zauważyłem Golfa. Woda go już powoli podmywała pod przednim kołem. Właściciel podrapał się po głowie, wsiadł i w ostatniej chwili odjechał. Nie powiem, widziałem na FB zatopione auta i kampery na tej plaży. Dziś żadnego :)

No cóż, wieczór coraz bliżej, a przed nami jeszcze droga do domu. Za tą plażą w zasadzie kończy się trasa wzdłuż wybrzeża i zaczyna droga normalna, szeroka. Cóż. Kolejny weekend kamperem dobiega końca. Wracamy do domu i już planujemy kolejny weekend :)
_________________
Kamperek 1
Kamperek 2
Moje minipodróże po Irlandii
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
James 
zaawansowany


Twój sprzęt: Mercedes James Cook 1984
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 06 Lut 2009
Piwa: 73/29
Skąd: Katowice
Wysłany: 2018-09-26, 06:41   

Mavv- dobrze, że wspomniałeś w komentarzu do naszej relacji, że jest nowy smakowity kąsek w Twojej opowieści. Podróżując i pisząc relację na bieżąco już na resztę forum nie mieliśmy czasu i go przegapiliśmy. A szkoda, bo jak zawsze u Ciebie bardzo ciekawie. Nie wiedzieliśmy o tych napisach. A zdjęcia! Nie narzekaj na chmurki przy zachodzie słońca - świetnie Ci wyszło to zdjęcie. Zastanawialiśmy się czy ten delfin jest jeden i w jakim jest wieku, pewnie o niego dbają i dokarmiają żeby się pojawiał tam gdzie trzeba i kiedy trzeba :szeroki_usmiech
_________________
J.C.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Mavv 
weteran


Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Lut 2014
Piwa: 68/48
Skąd: Ballina, Irlandia
Wysłany: 2018-09-26, 22:17   

James, dziękuję :)
O napisach dowiedziałem się kilka let temu i sam byłem ciekaw, jak one wyglądają. Ten na Loop head był pierwszym, który zobaczyliśmy. Robi wrażenie :)

Fungie, delfin, ponoć przypłynął do zatoki jakoś w latach 80 - i tak został. Jest oczywiście dokarmiany, jest towarzyski. Pewnie mu się spodobało i został :) Lubi sławę, taki mały morksi celebryta ;)
Jak wspomniałem - czeka jeszcze jeden weekend do opisania, mam nadzieję, że również ciekawy :aniolek
_________________
Kamperek 1
Kamperek 2
Moje minipodróże po Irlandii
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Mavv 
weteran


Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Lut 2014
Piwa: 68/48
Skąd: Ballina, Irlandia
Wysłany: 2018-10-09, 05:45   

Ostatni weekend sierpnia

Na ostatni wolny weekend sierpnia postanowiliśmy pojechać na kolejny półwysep południowo - zachodniej Irlandii - Beara Penisnula. Chcieliśmy też przejechać się jedyną kolejką linową w Irlandii. Choć słowo "kolejka" jest tu pewnym nadużyciem :) Zobaczycie później dlaczego.

Wyjechaliśmy z domu w piątek po południu. Planujemy pokonać jakieś 180km, z czego ostatnie będą po Narodowym Parku Kilarney - czyli wąskie i kręte drogi. Ruszamy!
Trasa fajna, ale zanim dotarliśmy, to już było ciemno. Na dodatek spaliła mi się lewa przednia żarówka. Co przy jeżdzie wąskimi drogami nie pomagało. Ale w końcu docieramy na miejsce. Z drogi głównej zjeżdżamy na lokalną. Z lokalnej na utwardzaną. Nawigacja pokazuje, że jeszcze kilkaset metrów. Latarni żadnej nie ma po drodze. Ale w końcu jest - nasza miejscówka, czyli parking parku Bonane. Reflektory auta oświetlają budkę kasy. Na parkingu pusto, możemy się ustawić w dowolnym miejscu do spania. Kolacja i lulu. Ale jeszcze zdążyłem wyskoczyć obejrzeć okolicę. Tzn taki miałem zamiar - kompletne ciemności wróciły mnie do kampera. No nic - pora spać. Jutro chcemy jechać dalej, a pierwszy krótki postój tuż tuż.

Rano okazało się, jak fajna jest to miejscówka :) Do tego pogoda... Chce się żyć :)


Cisza, tylko my...

Gdy śniadaliśmy, obok nas przejechało auto. Zatrzymało się przy kasie. Wysiadł jakiś jegomość. Dzieci poszły na mały spacer, a my dopijaliśmy poranną kawę. Widzimy po chwili, że dzieci rozmawiają z tym panem. Żona poszła zobaczyć, kto to. Ten pan to pracownik; dal nam mapki parku, powiedział, co jest w okolicy i pozwolił dzieciom wejść za bramki :)
No to one poszły :) Zobaczyły kawałek i wróciły. A obok kasy, po lewej stronie znalazły małe jeziorko, na jeziorku chatkę. Akurat przed wakacjami któreś z nich miało o tych chatkach lekcję i wycieczkę klasową w jedno miejsce, gdzie jest jedna z takich najstarszych chatek.


Domek na wodzie




Opis

Te chatki, zwane z irlandzkiego crannog (co znaczy drzewo), były budowane na wodzie na naturalnej lub usypanej wysepce. Podstawę robiono z kamieni, błota, mułu, gałęzi, z czego tylko sie dało. Wejść do nich można było po ukrytych pod powierzchnia wody kamieniach lub dopłynąć czółnem. Były zamieszkiwane od epoki brązu aż po XIII wiek.

Możemy ruszać dalej. Cel - sklepik i manufaktura czekolady Lorge Chocolatier. Przed nami kawał drogi - niecałe 3 km :mrgreen:
_________________
Kamperek 1
Kamperek 2
Moje minipodróże po Irlandii
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Mavv 
weteran


Twój sprzęt: Mercedes Sprinter
Nazwa załogi: MadMobile II
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 23 Lut 2014
Piwa: 68/48
Skąd: Ballina, Irlandia
Wysłany: 2018-10-09, 06:04   

Po chwili przybywamy na miejsce. Nie muszę chyba pisać, jaka była reakcja dzieci, gdy zobaczyły, że zatrzymujemy się tu:



W środku malutki sklepik, prowadzony od lat przez Francuzów. Cała rodzina. Jedna Irlandka pracuje z nimi, podejrzewamy, że jako osoba znająca język :) Chociaż właściciele dobrze mówili po angielsku. Niestety okazało się, że dziś nie będzie pokazu robienia czekolady. najlepiej zabukować sobie takie wydarzenie; oczywiście przybywając większą ilością osób. Ale za to na dzieńdobry zostaliśmy poczęstowani czekoladowymi frykasami :)

Dzieci dostawały pypcia w sklepie - chciały spróbować wszystkiego. Nie muszę chyba mówić, że ręcznie robione wyroby do najtańszych nie należą? Aczkolwiek pomimo cen, ten pan dostarcza sporo swoich wyrobów do lokalnych restauracji.
Koniec końców wybraliśmy smakołyki - każdy wybrał po torbie czekoladek :)

Zadowoleni ruszamy dalej. Kierunek miejscowość Glengarriff, wyspa Garinish. Tylko 19km :)
_________________
Kamperek 1
Kamperek 2
Moje minipodróże po Irlandii
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
James 
zaawansowany


Twój sprzęt: Mercedes James Cook 1984
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 06 Lut 2009
Piwa: 73/29
Skąd: Katowice
Wysłany: 2018-10-10, 07:16   

Mmm...jak miło przy porannej kawce poczytać o czekoladkach :) A fotki pyszności?
Lata temu chcieliśmy zwiedzić fabrykę Nestle w Pontalier ale było lato i "obeszliśmy się smakiem" bo była zamknięta. Jak w Waszym przypadku- nic straconego- może kiedyś?

Ten domek na wodzie był bardzo ciekawy. Udało Wam się dostrzec te kamienie, czy w tym przypadku ich nie było?

Dzięki i czekamy na ciąg dalszy :spoko
_________________
J.C.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum

Dodaj temat do ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
*** Facebook/CamperTeam ***