Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Nasza Grecja via Wenecja 2011
Autor Wiadomość
Roza 
zaawansowany


Twój sprzęt: Fiat Ducato Eura Mobil 770 HB
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 27 Mar 2010
Piwa: 103/18
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2011-07-31, 16:56   

27.06.2011
dziennik pokladowy dzien siodmy - prom ancona-patra-diakofto

spalismy dobrze...dwa razy zbudzily mnie wieksze ruchy promu kiedy plynal po duzej fali, ale dziewczynki pelne wrazen snily bez przerwy:)

Nie sprawdzily sie kolejne juz mity- ze tiry halasuja, ze prom glosny, ze wlaczaja sie alarmy...nic takiego nie mialo miejsca- ba! bylo nawet ciszej niz w czasie naszej powrotnej podrozy z Chorwacji promem do Rijeki kiedy mielismy kabine. Wtedy bylo glosno, a teraz cichy pomruk silnikow:) Rewelacja!

Z samego rana kiedy dziewczynki jeszcze spaly wyskoczylismy na chwile na poklad, zeby zrobic kilka zdjec. Akurat przeplywalismy kolo pierwszych greckich wysp.









W tym czasie panny obudzily sie i podziwialy poranek na Adriatyku z wlasnego lozka na alkowie:)



Kiedy na nie patrzylam- dziekowalam opatrznosci, ze mozemy w ten sposob pokazywac im swiat, ze mozemy rodzinnie przezywac tak wielka przygode!



Po sniadaniu poszlismy na spacer po statku. Wydal nam sie dosc luksusowy.







Kiedy doplynelismy do Iguomenitsy powoli zaczelo docierac do nas, ze juz za chwileczke, za momencik i my postawimy stopy na greckim ladzie! Nie zazdroscilismy podroznikom, ktorzy juz teraz zjezdzali z pokladu- jestesmy nastawieni nie na cokolwiek w Grecji, ale na jej ponoc najdzikszy zakatek- Peloponissos! Byc moze w przyszlosci zapragniemy innej Grecji- na razie tylko tam:)





Kilka godzin minelo jak z bicza strzelil i dotarlismy do celu naszego rejsu- Patras. Widok na most Rio jest znany chyba kazdemu. Sama Patra wywarla na nas dosc przygnebiajace wrazenie. Bloki podobne do siebie, zwaliste, szare. Wiemy jednak, ze za chwile zobaczymy to o czym snilismy tyle razy...





Droga do Diakofto gdzie chcielismy zanocowac przebiegla spokojnie. Zastanawialismy sie czy nawigacja zda test- nie do konca jej sie to udalo;) Pod koniec chciala nas prowadzic jakims zaulkiem z willami gdzie niekoniecznie zdolalibysmy zmiescic sie w zakretach;)

Plaza okazala sie byc juz "zamieszkana" przez dwa kamperki z Austrii i jeden z Niemiec. Austriacy po niedlugim czasie odjechali. Dziewczyny mogly nareszcie poplywac! W Fano mogly sie tylko moczyc bo fale uniemozliwialy plywanie:) Prysznic na plazy okazal sie byc bardzo przydatny:)











Kiedy juz nacieszylismy sie woda i sloncem- poszlismy sprawdzic, o ktorej odjezdza jutro rano kolejka do Kalavrity. To nietypowa kolej- zebata, trasa wiedzie przez malownicze wawozy, wykute w skalach tunele, a podróż trwa ponad godzine.



szlismy mala uliczka kiedy poczulismy przepiekny, slodki zapach- to kwitna jasminy! Na plotach wija sie passiflory- zarowno obsypane kwiatem jak i owocem: jednoczesnie! Jakis obled florystyczny! Nie widzialam, w ktora strone kierowac obiektyw:) Zamiast jablek na drzewach wisza tu cytryny i pomarancze:)







Widzac nasz zachwyt jakis miejscowy Grek spytal poprawna angielszczyzna skad jestesmy. Od slowa do slowa okazalo sie, ze to Grek mieszkajacy w Nowym Jorku i przebywajacy z wizyta w domu rodzinnym w Diakofto!:) Zyczyl nam cudownej podrozy, ale my sami juz wiedzielismy, ze na pewno bedzie to podroz naszego zycia...

Na razie mamy jak najmilsze spotkania z Grekami- wielokrotnie tego wieczoru slyszelismy 'jassas' wypowiadane z milym usmiechem, pewna staruszka widzac jak przygladamy sie kwiatom zawolala nas, zerwala jeden z nich i dala go Mariannie, po czym chciala zrywac kolejne :) czujemy sie akceptowani aczkolwiek mamy pelna swiadomosc, iz dla nich jestesmy 'xeno' i nic niestety tego nie zmieni...





Kiedy doszlismy do stacji okazalo sie, ze przez najblizsze dwa dni bedzie trwal strajk- nici z podrozy kolejka:( Coz przygoda polega tez na tym, ze rzeczywistosc nas zaskakuje, a my powinnismy blyskawicznie znalezc dobre strony sytuacji;) Ucieszylismy sie zatem, ze bedziemy szybciej w Koryncie podziwiac kanal i wczesniej na plazy w Korfos:)





Wracalismy przez romantyczny port w Diakofto...





Po chwili zapadl zmrok...jeszcze konieczne zapiski dnia poprzedniego...chwila na poukladanie emocji...i pora spac:)

_________________
"...wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu..."
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Więcej szczegółów
Wystawiono 1 piw(a):
Yans
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 59/73
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-07-31, 20:35   

Patras wydała nam się brzydka, zgodnie z oczekiwaniami. trafiliśmy na godziny szczytu i trochę musieliśmy się przepychać na drodze wyjazdowej z portu. jechaliśmy zgodnie ze wskazaniami nawigacji, celem było Diakofto, z przystankiem w Lidlu po drodze, przyznać trzeba że poprowadziła nas idealnie omijając autostradę. dopiero w samym miasteczku do plaży chciała nas poprowadzić wąską drogą między domami oraz przez ogródki, ale zbuntowaliśmy się ;) i szybko dojechaliśmy na plażę w Diakofto, której namiary wzięliśmy z relacji niemieckich kamperowców (przy porcie w lewo), niezbyt czystą, ale spokojną i z prysznicem/wodą. podłoże kamieniste i mnóstwo jeżowców... (N 38 12 06,55 E 22 11 37,66)

w nocy jakiś wariat złośliwie przejeżdżał drogą wzdłuż plaży oczywiście wprowadzając wtedy silnik na wysokie obroty, żebyśmy się nie wyspali. założyliśmy jednak, że to jednostkowa sprawa... jak się później okazało mieliśmy rację, uff!

z powodu strajku nam się nie udało, a czytaliśmy wiele relacji, których autorzy zapewniali, że obowiązkowo trzeba przejechać się kolejką do Kalavrita- namiary gps stacji, której nie da się chyba ominąć jadąc na plażę w Diakofto: N 38 11 30,69 E 22 11 53,97. camperteamowy Wiktor, z którym spotkaliśmy się na Peloponezie skorzystał z naszej wskazówki, przejechał się kolejką i nie żałował :)
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Roza 
zaawansowany


Twój sprzęt: Fiat Ducato Eura Mobil 770 HB
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 27 Mar 2010
Piwa: 103/18
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2011-08-01, 15:35   

29.06.2011
dziennik pokladowy dzien osmy- kanal koryncki- korfos...

wczesnym rankiem opuscilismy Diakofto i ruszylismy w kierunku Kanalu Korynckiego. Droga bardzo dobra, nawigacja bez zarzutu- doprowadzila nas dokladnie na parking kolo tej atrakcji turystycznej. Kilka krokow i juz mozemy podziwiac niewiarygodne dzielo ludzkich rak.

chetnych jest duzo wiecej;) Kiedy mijamy sklepiki z pamiatkami, w ktorych gra glosno grecka muzyka- Marianna zaczyna tanczyc, bardzo to lubi, a rusza sie miekko i wdziecznie:)
Zauwazylismy, ze jakas para filmuje nasze corki...po chwili na moscie podeszli do nas i spytali skad jestesmy. Od slowa do slowa okazalo sie, ze sa z Argentyny (pan ze smiechem wykrzykiwal "Maradona":)) i bardzo podobaja im sie nasze corki:) Ujal ich szczegolnie taniec Marianny:)

Mielismy znowu sporo szczescia w czasie kiedy podziwialismy kanal zauwazylismy wplywajacy do niego statek! Czekalismy wiec cierpliwie az sie zblizy. Ludzie na nim byli jak mrowki:) Pobieglismy na druga strone, ale statek juz sie oddalal...











pomachalismy i w droge!

Do Korfos prowadzi dosc kreta, ale calkiem niezla droga. W pewnym momencie wylania sie cudowna panorama zatoki, wysp i plazy...wiedzielismy, ze tu bedzie nam dobrze:) Na poczatku miejscowosci spytalismy tubylca ktoredy do plazy, jeszcze kawalek i stoimy pod lekko wysuszonymi palmami (tak jak "wbobowski" z camperteam.pl - uklony!- pisal: 6 metrow od wody:))!







Z racji takiej bliskosci do morza dziewczynki od razu w nim wyladowaly! Trzeba tu uwazac bo jest bardzo duzo jezowcow! Buty do wody konieczne!

Na oslode- jest tez mnostwo muszelek! Wspanialych, roznorakich i calkiem sporych:) Ja i obie panny z zamilowaniem uprawiamy zbieractwo wiec znalazlysmy sie w raju:)) Krzys mial mniej mile zadanie: oczyszczac muszle jesli w jakiejs byl wysuszony krab lub slimak. Te z zywymi mieszkancami ladowaly w morzu.









Potem posilek i corki zapragnely oddac sie tworczosci artystycznej. Efekty okazaly sie imponujace!





Idac na wieczorny spacer do miasteczka minelismy takie tablice przy wjezdzie na nasza plaze:





byl tez szlaban, ale polozony na bok. Domyslamy sie, ze w scislym sezonie nie ma mozliwosci kamperowania, ale my jestesmy tu w czerwcu ( bardzo malo kamperow spotkalismy) i mozemy sie cieszyc ta rewelacyjna lokalizacja!

W miasteczku kupilismy dziewczynom nowe buty do kapieli- stare po Chorwacji- byly juz nie do uzytku. W Korfos jest duzo domow do wynajecia dla letnikow, kilka hotelikow i masa tawern oraz...kotow krecacych sie kolo rybackich sieci:) Widzielismy przesliczny kosciol!













Nasz dom na kolach czekal cierpliwie. Po tylu wrazeniach zaserwowalismy jeszcze pannom jedna z niespodzianek z szafy: "W pustyni i w puszczy" nie widzac, ze strzelamy sobie w kolanko;) Planowalismy wyspac sie i wstac o 6 aby ruszyc w strone pierwszego kampingu jaki mielismy zamiar odwiedzic- juz czas na serwis i moze bedzie internet...? Po tym filmie Marianna w nocy uciekala przed derwiszami i ratowala slonia razem z Nel!:) Kilka razy nas budzila- rano nie mielismy duuuzych oczu:)) ale! komu w droge temu....kazdy konczy inaczej:)
_________________
"...wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu..."
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 59/73
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-08-01, 18:25   

namiary na parking przy moście nad Kanałem Korynckim (gdyby ktoś jeszcze potrzebował): N 37 55 34,96 E 22 59 34,44

namiary na bardzo spokojną plażę Korfos: N 37 45 25,70 E 23 07 03,82. kamienie i jeżowce, sporo muszli :)
nie ma wody, nie można zrobić serwisu!!! nocleg zabroniony, ale nikt nas nie niepokoił ;)
_________________
Camper Diem!
Ostatnio zmieniony przez Camper Diem 2011-08-06, 07:19, w całości zmieniany 1 raz  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Roza 
zaawansowany


Twój sprzęt: Fiat Ducato Eura Mobil 770 HB
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 27 Mar 2010
Piwa: 103/18
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2011-08-03, 12:07   

29.06.2011
dziennik pokladowy dzien dziewiaty- karathona...

tego dnia mielismy w planie zajechac na kemping w Paralia Irion. Ponoc przyjazny dla duzych kamperow:) Wczesnie rano wrzucilismy kierunek Krzysiowi Holowczycowi i w droge! Niestety pod koniec trasy nasz nawigator sie pogubil i koniec koncow wyladowalismy na kempingu Lefka Beach. Dziewczynki jeszcze spaly wiec wyszlismy z auta rozejrzec sie czy bedzie dla nas miejsce. Niestety miejsce okazuje sie byc bardzo strome, zjazd w strone morza kretymi alejkami i bardzo daleko...Decydujemy sie ruszyc dalej, na plaze Karathona gdzie w/g przewodnika womo mozliwy jest serwis. Wsiadamy do auta, Krzys cofa z pol metra i czujemy, ze tyl auta spada w dol...i stajemy! Boje sie wysiasc z obawy co zobacze...czyzby nasza podroz miala sie tu zakonczyc..?:((( Wychodze i slysze jak Krzys pyta zduszonym glosem "zle to wyglada? zle?". Nie mam pojecia co odpowiedziec: tyl auta zsunal sie z murku i samochod siadl na nim w miejscu gdzie mamy schodek do domu...przod z lewej strony uniosl sie i kolo nie ma podparcia. Nie mozemy ruszyc ani w przod ani w tyl: 5 ton wisi na murku:(

Krzysztof zaczal szukac kamieni odpowiednich, zeby podlozyc pod kola i w tym momencie na kemping wjechalo jakies auto. Grek zatrzymal sie, pokiwal glowa, stwierdzil, ze wg niego nie ma wiekszego problemu, ze wyjedziemy i pojechal dalej...

Krzys probuje nas ratowac, ale jego wysilki nic nie daja. Do zaparkowanego obok auta przychodzi pan (tez Grek) i zobaczywszy nas w tarapatach zawraca w strone recepcji. No tak, kolejny chetny do pomocy...pomyslalam, ale!....po chwili ten pan wraca do nas prowadzac kolege:) My juz prawie zrezygnowani bo nic nie daly proby podparcia tylnych kol, specjalne chodniczki do wyjazdu z grzaskiego terenu tez okazaly sie nieprzydatne (jeden sie wytarl do imentu), kliny tez nie daly rady...plakac mi sie chce:(

Pytam panow czy mogliby pomoc pchac...wlasnie po to przyszli! Pchamy w tym upale, silnik wyje, zwir spod kol piaskuje nam nogi...nic:( Pan z recepcji idzie po deski, podkladamy, pchamy...nic:(

W koncu nasz Grek podchodzi do domku stojacego obok, budzi kolege, ten bez slowa (zobaczywszy nasze wiszace na murze auto) daje kluczyki, Grek idzie za domek i po chwili wyjezdza zza niego Nissanem 4x4!!! Juz wiedzialam, ze bedziemy uratowani:) Tylko jakie beda straty? czy damy rade jechac dalej..?

Podjechal tylem, zalozyl gruba line na nasz hak i po chwili bylismy wolni!!! Poryczalam sie, rzucilam panu Grekowi na szyje i mamrotalam jakies podziekowania...:) Rzekl krotko:"No, problem!":) i poszedl pomachawszy nam reka:) Kiedy odchodzil widzialam, ze jego elegancka koszula jest cala mokra od potu.

Poniewaz wszystko dzialalo jak powinno jesli idzie o mozliwosci jezdne auta- nie sprawdzalismy niczego wiecej tylko ruszylismy na Karathone. Tam sprawdzimy czy cos powazniejszego nam sie przydarzylo.

Dojazd do samej plazy jest oznaczony 15% w dol:) I do tego krety jak Droga Troli:)





Dojechalismy bez problemu, stalo kilka aut. wysokie drzewa, cien, miejsce do jazdy rowerem dla dziewczynek, a po drugiej stronie ulicy piekna piaszczysta plaza! Naprawde piekne miejsce:)









Obok naszej spokojnej plazy jest plaza na mieszkancow pobliskiego Nafplio. Tam juz stoja rzedami parasole, jest kilka barow plazowych, tawerna i glosna muzyka. Szybko wracalismy do naszej strefy spokoju:) Do konca dnia bylo juz tylko odreagowywanie stresu zwiazanego z nasza przygoda i cieszenie sie, ze schodek mimo wszystko dziala bez zarzutu! Tyko zbiornik na plyn do spryskiwaczy musial zostac uderzony jakims kamieniem kiedy kola mielily zwir i jest pekniety, ale nic to! Mozemy kontynuowac nasza podroz- i tylko to sie liczy!

Sasiedzi z Holandii z kamperka obok patrzyli na nasze corki, usmiechali sie. Pod wieczor, kiedy panny szalaly na rowerach sasiadka podeszla do nas i spytala czy moze poczestowac dziewczyny czekoladkami?:) Te to maja dobrze!:)

Kiedy slonce juz zaszlo wybralismy sie na spacer i obeszlismy cala zatoke Karathona. Miejsce jest naprawde urokliwe.









Jednak ma jedna, zasadnicza wade jesli chodzi o kampery: zero mozliwosci serwisowych- womo podaje bledna informacje.

Poszlismy spac chyba pierwszy raz bez dokladnego planu na kolejny dzien. Musimy sie wyserwisowac i nie wiemy, ktory kemping wybrac...moze zawrocimy i sprobujemy odnalezc Paralia Irion, do ktorej nie udalo nam sie dotrzec wczoraj? Zobaczymy...
_________________
"...wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu..."
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 59/73
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-08-05, 18:21   

tego dnia chwila nieuwagi mogła kosztować mnie wiele: uszkodzenie elektrycznego stopnia, albo i gorzej... całe szczęście tylko trochę się umorusaliśmy i dzięki pomocy uczynnych Greków udało się wyjść z opresji obronną ręką (zbiornik spryskiwaczy pęknięty, ale nie ma pewności czy nie był uszkodzony wcześniej).

potem szukamy miejsca postojowego według wskazań nawigacji i niestety rezygnujemy, bo ta próbuje nas wyprowadzić w pole. nie wiem czy to błąd Automapy czy niedokładne współrzędne podane przez internautę...

na stellplatz Karathona (N 37 32 34,15 E 22 49 22,76) docieramy już bez problemów. miejsce wspaniałe, szkoda że nie znajdujemy miejsca do serwisowania kampera...
okolica jest bardzo ładna, plaża wspaniała, przeszkadzają nam trochę koczujący Cyganie(?), którzy zostawiają po sobie straszny bałagan!
_________________
Camper Diem!
Ostatnio zmieniony przez Camper Diem 2011-08-06, 07:18, w całości zmieniany 1 raz  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Roza 
zaawansowany


Twój sprzęt: Fiat Ducato Eura Mobil 770 HB
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 27 Mar 2010
Piwa: 103/18
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2011-08-05, 18:37   

30.06.2011
dziennik pokladowy dzien dziesiaty - tolo...

Rano juz wiedzielismy dokad chcemy pojechac:) Tolo- miejsce, w ktorym byli moi rodzice 25 lat temu, i ktore moja mama wspomina do dzis z wielkim sentymentem:) Nie wiemy co prawda jak tam wyglada kemping, czy jest serwis dla kamperow, ale jedziemy! Najwyzej podjedziemy kawalek dalej do Drepano, tam sa 4 kempingi wiec na pewno, na ktoryms bedzie mozliwy serwis.

Droga sliczna, krotka- po 30 minutach jestesmy w Tolo. Stajemy przed brama kempingu Lido on the Beach, Krzys idzie na zwiady:) Po dluzszej chwili wraca, zadowolony. Jest serwis kamperow, sa piekne, zacienione parcele, i jest piaszczysta plaza:) Musimy tylko poczekac ponad godzine bo otwieraja brame o 9.

Dziewczyny sie budza i idziemy na spacer. Widac, ze sporo sklepow i tawern zbankrutowalo:( Obok co prawda otworza sie nowe- widac prace wykonczeniowe- ale jednak i tak bilans jest ujemny...

Plaza nam sie podoba, z pobliskiej wysepki dochodzi nas spiew kaplana- stoi tam swiatynia. Z drugiej strony zatoki wysoki, stromy, skalisty brzeg. Woda krysztal- pieknie!







Jest juz 9.10 wiec recepcja czynna. Przemila pani wlascicielka daje nam malenki upust na karte ADAC Plus (honoruja tez inne karty i karnety karawaningowe) i stajemy na naszym, uprzednio upatrzonym miejscu. Jest tez internet (2 euro za godzine) wiec cieszymy sie, iz bedziemy mogli nawiazac kontakt ze swiatem- czyli wyslac moje posty na bloga, odpisac na maile itd:)

Kemping jest naprawde ladny, jeszcze nia ma tlumow, spokoj. Prace porzadkowe ida pelna para: bielenie murkow, drzewek, nowe tabliczki informacyjne.









Reszta dnia to juz beztroskie lenistwo. Plaza, przerwa na sjeste greckim zwyczajem i pranie!- chyba caly wsad 7 kilowej pralki upralam recznie;) i znowu plaza:) Po poludniu wiatr przybral na sile i zrobily sie pieniste fale. To dopiero jest zabawa!:)









Mielismy jeszcze zamiar isc do miasteczka i kupic jakies owoce, warzywa, ale tak sie wyluzowalismy, ze po prostu nam sie nie chcialo;) I tak jutro bedziemy w Nafplio, chcemy tam postac 2 dni bo jest co zwiedzac wiec zaprowiantujemy sie.

Po kolacji idziemy do kawiarenki przy recepcji skorzystac z internetu. Chodzi jak burza!:) Corki dostaja drugiego juz dzisiaj loda, a rodzice kosztuaj pierwszy raz greckiego piwa Mythos- smaczne!:) Kupujemy tez pocztowke, znaczki na kartke i list u przemilej pani wlascicielki. Opowiadam jej o mojeje mamie, ze byla w Tolo i tak milo wspomina:)

Przy placeniu rachunku okazuje sie, ze internet mamy gratis i dodatkowo pan obcina koncowke kwoty 0,50 euro. Prosimy o rezerwacje miejsca bo za 2 dni wrocimy tu, zeby znowu zrobic serwis przed dalsza droga- mamy pretekst, zeby znowu odwiedzic Tolo:) Bardzo nam sie tu podoba, bardzo!

Kladziemy sie spac przy glosnym akompaniamencie cykad, niebo jest usiane gwiazdami...
_________________
"...wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu..."
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 59/73
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-08-05, 19:03   

najpierw jechaliśmy 6km do Nafplio, a potem 10 km do Tolo. camping Lido (N 37 31 43,60 E 22 51 55,44) okazał się strzałem w dziesiątkę! przyjemny, stosunkowo niedrogi (27E ze zniżką na kartę ADAC) i wspaniała piaszczysta plaża prawie przy campingu, warto się zatrzymać :) uwaga: w ścisłym sezonie na pewno jest tłoczno!
_________________
Camper Diem!
Ostatnio zmieniony przez Camper Diem 2011-08-06, 07:17, w całości zmieniany 1 raz  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Roza 
zaawansowany


Twój sprzęt: Fiat Ducato Eura Mobil 770 HB
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 27 Mar 2010
Piwa: 103/18
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2011-08-05, 20:09   

1.07.2011
dziennik pokladowy dzien jedenasty - nafplio...

rano pozegnalismy kemping w Tolo zapowiadajac pani, ze wrocimy za dwa dni- tyle przewidujemy spedzic w pierwszej stolicy Grecji: Nafplio. Przed dalsza droga po Peloponezie chcemy byc wyserwisowani do tzw. zera, poniewaz kolejny postoj z mozliwoscia serwisu bedzie dopiero na wyspie Elafonissos czyli za 5-6 dni od wyjazdu z Tolo.

Droge do Nafplio pokonalismy w niecale 30 minut, zaparkowalismy na nabrzezu portowym- tam gdzie i inne kampery i zaczelismy powoli poznawac miasto. Lubimy w nowym miejscu powloczyc sie bez planu- czesto trafiamy wtedy na perelki dostepne tylko mieszkancom. Snulismy sie uliczkami starej czesci miasta. Zachwycaja kamienice, piekne drzwi, stoliki tawern ustawione wprost na chodniku...













Usmiech na naszych twarzach wywoluja kolory! Wszelkie odcienie blekitow od kobaltu po lazur, zielenie- piekne sa takie rozbielone...ciekawie wygladaja tez kolory malinowe:) Bardzo apetyczna mieszanka.

W wielu miejscach w miescie wisza klatki z kanarkami- przy wejsciach do tawern, na balkonach. Wszedzie rozbrzmiewa ich spiew:)











Zachodzimy do lodziarni gdzie pani slyszac nasz jezyk pyta czy jestesmy z Rosji:) Lody sa wspaniale! Dostajemy dla dziewczynek opatentowane plastykowe rozki, w ktore wklada sie wafelek z lodem i tym sposobem zimna slodycz nie kapie na czlowieka- szczegolnie na Marianne;)

Dochodzimy do schodow wiodacych do mniejszego twierdzy. Wspinamy sie po nich traktujac ten wysilek jako zaprawe przed jutrzejszym wejsciem na wzgorze Palamidi (prowadzi tam 989 schodow! mamy zamiar uderzyc na szczyt we wczesnych godzinach porannych kiedy jest troche chlodniej. teraz temperatura wynosi ponad 33 stopnie).













Powoli roztapiamy sie:) Wracamy wiec do kampera, jemy lekki obiad i wzorem Grekow robimy sjeste: dziewczynki ogladaja film, my planujemy:) Wentylator kupiony przed wyjazdem chlodzi przyjemnie cala nasza czesc jadalna, wiec kazdy ma odrobine wiatru:)

Myslimy, zeby po poludniu pojsc na plaze, ale jakos tak od slowa do slowa postanawiamy, ze zamiast plazowania sprobujemy wejsc na szczyt Palamidi, a rano wracamy do Tolo- tam jest piekna plaza, a tu nie wiadomo co zastaniemy, sprzet plazowy musielibysmy niesc na wlasnych plecach;) Wybieramy wspinaczke;)

Dziewczyny juz od dawna szykowaly sie mentalnie na ten spory wysilek, ale chyba do konca nie zdaja sobie sprawy (my tez!) co nas czeka. Razno jednak i z animuszem udajemy sie w kierunku schodow na wzgorze. Przed wejsciem ciagle w swietnych nastrojach robimy sobie fotke przy agawie i w gore!





Pierwsze pokonane stopnie ciesza, nastepne powoduja, ze przekladamy dziewczyny na strone gdzie nie ma urwiska, a kolejne wywoluja przyspieszone bicie serca...rece nam sie poca, woda leje sie po twarzach, plecach, nogach...uuu panie! nie ma lekko! co kilkadziesiat schodow robimy maly postoj i uzupelniamy wode w organizmach.



Widoki zapieraja dech! Im wyzej- tym piekniej- tym szersza perspektywa!







Co chwile zamieniamy sie stronami, zeby z mokrych dloni nie wypuscic raczek corek. Schody w wiekszosci miejsc sa bardzo strome! Dodatkowo sliskie! Ola pnie sie w gore w ostrym tempie, Krzys ledwo za nia nadaza:) Marianna idzie wolniej- ma najkrotsze nozki z nas wszystkich:) Zadna z nich jednak nie narzeka, nie jeczy...idziemy...



Mijamy roslinnosc jaka zawsze wystepuje w takich niegoscinnych miejscach: opuncje, agawy- niektore kwitna: imponujacy kwiat wydaje agawa!





Powoli trace oddech i wtedy pierwsza para naszego teamu (Krzys i Ola) melduja, ze to juz!!! Widac brame, a za brama kasa;) Mily pan informuje, ze dzieci gratis (ja uwazam, ze w nagrode powinny dostawac upominki na gorze:)), a dorosli 4 euro za ta przyjemnosc:)



Kiedy minelismy kase odkrylismy, ze na sam szczyt to musimy jeszcze sporo schodow pokonac! Tak wiec jest grubo ponad 1000 stopni:)







Chodzimy po calej twierdzy, robimy zdjecia widokow. Widzimy naszego malutkiego teraz kamperka;) Spotykamy rodzine z Polski (Katowice) na szczycie. Rodzice i dwoch synow sporo starszych od naszych corek. Slyszac nasze rozemocjonowane rozmowy domyslaja sie, ze weszlismy po schodach- oni przyjechali autem na sam szczyt. Kiedy upewniaja sie, ze faktycznie wspielismy sie z dziewczynkami schodami tata rodziny zaczyna mi sie tlumaczyc, ze oni tez tak chcieli, ale w sumie jakos tak wjechali autem itd;)) Milcze, ale czuje dume, ze moje panny daly rade!













Kiedy schodzimy w dol mija nas prawie biegnac starszy syn tych panstwa- nasze corki weszly mu na ambicje:) Na samym dole z kolei mija nas ojciec rodziny:)) Postanowil wejsc schodami, zeby udowodnic sobie, ze tez moze!:) Takie skutki wywolaly dwie male dzielne dziewczynki:) Krzys spuchl z dumy!:) Ja tez:)

Schodzenie w dol powoduje u nas drzenie nog- pracuja miesnie, ktore normalnie nie sa uzywane;) Jeszcze dlugo po zejsciu bedziemy czuc, ze ziemia drzy:)



Chcemy uhonorowac nasze corki wiec prowadzimy je do slynnej w Nafplio wloskiej lodziarni, ktora istnieje tu od 1870 roku! Nazywa sie di Roma. Lody sa bardzo smaczne i ...bardzo drogie;) Za 4 porcje placimy 14 euro:) Coz- raz mozemy zaszalec;)





Pozniej powoli, zeby nie byc za wczesnie, idziemy do tawerny, ktorej lokalizacje opisal ktos w internecie. Znalazlam ten opis i wiedzialam, ze jest to cos dla nas:) Rodzinna tawerna, w ktorej stoluja sie tylko lokalni mieszkancy polozona jest daleko od centrum. Klimat jaki panuje w tej dzielnicy kojarzy mi sie uliczkami Lizbony- mimo, ze nigdy w Lizbonie nie bylam:)







Kiedy juz prawie dochodzimy jakas pani widzac, ze sie rozgladamy pyta:"tawerna?":) Po chwili wola wlasciciela, ktory pojawia sie w drzwiach tawerny wraz z najbrzydszym kotem jakiego kiedykolwiek widzialam!;) Przedstawia nam tego brzydala jako Mister Lilo:) Chwale sie, ze mamy trzy koty, a pan na to z usmiechem "Trzy? ja mam ich dziewiec! plus trzy psy:" Wygral licytacje wiec przystepujemy do konkretow:))



Wybieramy stolik na ulicy...jest spadziscie i klimatycznie. Wieksza czesc kotow placze sie w zasiegu wzroku.







Pan nakrywa stolik obrusami informujac nas przy okazji, ze gotuje tylko dla Grekow, a oni przychodza dopiero po 20 lub 21- my jestesmy o 19:) Nie przeszkadza mu to jednak- rozumie, ze dzieci chodza wczesniej spac:)







Pytamy co poleca, sprawdzamy na naszej sciadze nazwy i co one oznaczaja i uwzgledniamy w zamowieniu prosbe Oli o souvlaki:)

Na stol wjezdzaja po kolei: panierowany, smazony ser z cytryna i chleb podpieczony na grilu. Nastepnie choriatiki- czyli salatka grecka z feta, potem czas na dolmades- sos cytrynowy bije rekord smakowitosci! i na koniec rzeczone szaszłyki:) Do tego karafka bialego wytrawnego wina i dwie duze butle lodowatej wody mineralnej:)





towarzyszy nam Mister Lilo, ktory ma chrapke na souvlaki Olenki:) Zostaje poczestowany przy aprobacie wlasciciela i tenze wlasciciel informuje nas ze smiechem, ze teraz musimy zaplacic za 5 osob- rowniez za Mister Lilo:)
Zgadzamy sie na wszystko urzeczeni klimatem, smakiem, atmosfera tego miejsca...:) Jakze zalujemy, ze nie ma takiej tawerny u nas...

Przy stoliku obok nas pija kawe dwie miejscowe panie, na moment wpada sasiad w drodze ze sklepu pytajac z ciekawoscia o nas- czyli xeno:) Z wielka przyjemnoscia wsluchujemy się w spiewny, miekki grecki jezyk.

Na koniec rachunek (zaskakujaco niski- 25 euro!) i niestety czas wracac do kampera:( Zegnamy sie z wlascicielem zapowiadajac nasza wizyte za rok. Pan z nostalgia w oku i glosie wyraza nadzieje, ze za rok bedzie tu i on, i Grecja....bo na razie jak sie wyrazil:"no work, no money, no honey"...

Staczamy sie powoli ze wzgorza, najedzeni, ale nie obzarci...miasto dopiero rozbudza się z popoludniowej sjesty...mamy w ustach lekko cierpki smak wina i cytrynowego sosu... czy jeszcze choc raz w czasie naszej wyprawy trafimy w takie czarowne miejsce..? Oby!





W miare jak oddalamy sie od tawerny "O Pseiras"- wraca do nas swiadomosc rzeczywistosci;) W kamperze normalka;) Czyli bajka i lulu- to panny. My jeszcze siedzimy przed autem, podziwiamy gwiazdy, podswietlone obie twierdze na ladzie i jedna wenecka twierdze na wodzie...





Do miasta Nafplio zjezdzaja sie samochody, a z nich wysypuja sie ludzie glodni kuchni i wrazen piatkowego wieczoru. Jeszcze kilka razy w nocy bedziemy slyszec w polsnie dzwieki muzyki, bedzie nas budzic bouzuki i zawodzacy rzewny grecki spiew...
_________________
"...wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu..."
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 59/73
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-08-05, 20:52   

w Nafplio zatrzymaliśmy się na dużym parkingu przy nabrzeżu, na którym spędziliśmy noc w towarzystwie mnóstwa kamperów (N 37 34 06,23 E 22 48 02,23). miasteczko śliczne, nie-greckie, ale nic w tym dziwnego skoro obecny kształt nadali mu Wenecjanie...

do tawerny "O Pseiras" trafiliśmy dzięki świetnemu opisowi z jednego z for, podam namiary GPS (przybliżone, bo nawigacja szwankowała), warto tam zaglądać: N 37 33 47,08 E 22 48 29,11. Wiktor z CT też tam zaglądał i z sms-ów wynika, że wracał ukontentowany :)

to był pierwszy dzień w Grecji bez kąpieli w morzu, mogliśmy wprawdzie pojechać/pójść na plażę, którą widzieliśmy ze szczytu twierdzy, ale wydała nam się mało atrakcyjna (nie bez powodu mówi się, że mieszkańcy Nafplio i turyści wolą jechać na odległą o 6 km Karathonę).
_________________
Camper Diem!
Ostatnio zmieniony przez Camper Diem 2011-08-06, 07:15, w całości zmieniany 1 raz  
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Roza 
zaawansowany


Twój sprzęt: Fiat Ducato Eura Mobil 770 HB
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 27 Mar 2010
Piwa: 103/18
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2011-08-05, 21:39   

2.07.2011
dziennik pokladowy dzien dwunasty - tolo...

wrocilismy do Tolo po jednym dniu pobytu w Nafplio. Nam wystarczylo:) Dzisiejszy dzien to wlasciwie czyste lenistwo- dolce vita!

plaza...









w miedzyczasie lekkie posilki...





gry...



degustacja wina...



tworczosc artystyczna...



i tradycyjnie juz wieczorny spacer, ale tym razem mielismy zadanie do wykonania: na prosbe babci znalezc knajpke na skale, ktora odwiedzila 25 lat temu...
Zadanie wykonane mamo!:) Oto Bar Kokkinoz Braksoz! Na pewno zmieniony po tylu latach, ale bez watpliwosci to ta kawiarenka:)











nastepnie udalismy sie do samego Tolo i po drodze widzielismy rozne cuda:)







samo miasteczko nie powala na kolana. Typowe, sporo sklepikow z durnotami, kawiarenki- w tym jedna prowadzona przez Polke, z menu po polsku. Duzo niedokonczonych inwestycji hotelowych. Strasza pustymi oczodolami okien bez ram..smutne:(

Na koniec mielismy cos dla duszy: kosciolek na wyspie. Mozna sie do niego dostac tylko lodka. To z niego pierwszego dnia rano slyszelismy spiew kaplana...



Jutro po 9 ruszamy w dalsza podroz. Naszym celem jest Paralia Aghiou Andrea.
_________________
"...wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu..."
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Roza 
zaawansowany


Twój sprzęt: Fiat Ducato Eura Mobil 770 HB
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomogła: 2 razy
Dołączyła: 27 Mar 2010
Piwa: 103/18
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2011-08-05, 22:12   

3.07.2011
dziennik pokladowy dzien trzynasty - Paralia Aghiou Andrea...

Po godzinie 9 (zrobiwszy wczesniej serwis) wyruszylismy z kempingu "Lido on the beach" w kierunku kolejnego punktu trasy: Paralia Aghiou Andrea. Droga wiedzie nas dzisiaj bardziej gorzyscie i spiralnie niz zawsze:) Widoki przepiekne! Stwierdzamy, ze Grecy jezdza bardzo rozwaznie- jesli juz wyprzedzaja na zakretach to ida bardzo blisko wyprzedzanego auta;) Zadnej brawury;)

W nawigacji nasze docelowe miejsce okazuje sie byc naniesione na srodku rzeki:)! Mimo, ze reszta danych (gaje oliwne dookola) wyszukanych w internecie zgadza sie. Rzeka jest tylko suchym korytem, przejezdzamy przez nia i ladujemy na zupelnie innej plazy. Jest niezle, sami miejscowi, na koncu plazy rybna tawerna- moze zjemy obiad?













Leniuchujemy, kapiemy sie, spacerujemy w kierunku tawerny i probujemy zorientowac sie jak dojechac do Paralia Aghiou Andrea...? Krzys twierdzi, ze po drugiej stronie suchej rzeki jest nasz cel. Postanawiamy zjesc obiad w kamperze i ruszyc w tamta strone- zdjecia ktore wiedzielismy byly bardzo zachecajace. Przejazd naszego kampera przez koryto rzeki uwiecznilam biegajac z aparatem w tym upale i wywolujac usmiech na twarzy przejezdzajacego tubylca;)



Trafilismy nareszcie i od razu stwierdzilismy, ze dobrzesmy zrobili! Miejsce ma niesamowity klimat. To malenki port, kilka domow, tawerna rybna i kosciolek rodem z filmu "Mamma Mia" na wzgorzu! Doslownie jak z pocztowki! Jest tez oczywiscie plaza i to co dziewczyny lubia...muszle!:) Dla wszystkich pelnia szczescia:)











Tawerna znajduje sie na skalach. Rozposciera sie z niej cudowny widok i slychac fale uderzajace z loskotem o kamienie w dole...cieszymy sie na kolacje w tym miejscu, bo juz wiemy intuicyjnie, ze nie wstaniemy od stolu zawiedzeni! Jadaja tu przede wszystkim lokalni mieszkancy- musi byc smacznie:)!









Po zrobieniu rekonesansu wracamy do portu i poznajemy niesamowita pare! Pan podchodzi do nas, zagaduje i okazuje sie, ze napis na ich przyczepie ma uzasadnienie:)))



W Grecji, w miejscu gdzie nikt by sie nie spodziewal poznajemy Australijczykow!:) Pan jest skrzyzowaniem Krokodyla Dundee z aborygenem- ma bardzo ciemna karnacje:) Pani to potomkini Brytyjczykow osiadlych na wyspie. Opowiadaja, ze bardzo ciagnie ich do Europy, poniewaz ich historia jest bardzo krotka- u nas pociaga ich kultura, architektura, historia, ludzie i jedzenie! Byli tez w Polsce, nie do uwierzenia, w Tolkmicku:)) Bardzo im sie podobalo! Tu sa po raz drugi. Pierwszy raz okolo 6-7 lat temu.

Rod bardzo chetnie dzieli sie z nami swoimi namiarami na ciekawe miejsca na Peloponezie.



Zbliza sie wieczor, dziewczynki coraz czesciej wspominaja, ze sa glodne, my rowniez nie mozemy doczekac sie posilku idziemy wiec razno w kierunku Psarotawerny, zajmujemy miejsca...podchodzi wlasciciel (oczywiscie nie ma menu!:) i uzgadniamy zamowienie. Prosimy o male rybki smazone w calosci, kalamari oraz najwazniejsze danie: osmiornice z grila! Pan zapytany jak smakuje najlepiej bez wahania mowi, ze grilowana jest bardzo delikatna, miekka....ok. do tego biale wino, tzatziki....czekamy! Jezyki uciekaja nam do gardel kiedy dociera do nas zapach z kuchni:)

Wlascicielka przynosi dzban wody, wino...po chwili pan wnosi nasze zamowienie...













W ostatniej chwili przypominam sobie o robieniu zdjec- zanim pozremy te pysznosci:)! Swieze kalmary nie maja sobie rownych! Te, ktore jedlismy w Chorwacji byly lekko gumowe- te tutaj rozplywaja sie w ustach! Pan mowi, ze smazone, swieze kalmary sa wlasnie takie delikatne...

Osmiornica- coz! Bedzie nam wszystkim snila sie po nocach. Poezja smaku! Rownie miekka, delikatnia. Sos, ktory wlascicielka zrobila jest z marchewka i uwaga: bez czosnku! Smak ma lekki, nie przytlacza aromatow owocow morza. Na koniec zostawiamy sobie rybki. Jemy je greckim zwyczajem razem ze wszystkim. Marianna mruczy zadowolona, ze najlepsze sa oczy (?!);) Wszystko skrapiamy obficie sokiem z cytryn, ktore pewnie wyrosly na podworku wlasciciela tawerny:)



Zamawiamy jeszcze jeden dzbanek wina- jest proste, lagodne...przychodza na kolacje Rod i Rosemary. Siedzimy, gadamy, dziewczyny dostaly lody i poszly nawiazywac bliski kontakt z corka wlascicieli Maria:) Bardzo zaluja, ze nie znaja greckiego! Nie wiedza jak powiedziec dziewczynce, ze chca bawic sie w berka:) Ola i Mania przedstawily sie po grecku- nauczyly sie tego czytajac w domu przewodnik po Grecji dla dzieci, ale chcialyby wiecej:)





Kiedy zegnamy sie- mowimy z pelnym przekonaniem:"See you tomorrow":) Mimo, ze nie planowalismy- zostaniemy do jutra i zjemy na obiad swieze kalmary i osmiornice patrzac na niebieskozielone morze...chcemy wchlonac jak najwiecej atmosfery tego miejsca...



_________________
"...wszyscy jesteśmy Grekami na wygnaniu..."
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 59/73
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-08-06, 06:53   

tego dnia nawigacja prowadziła nas w koryto suchej rzeki, świadczy to o bardzo nieaktualnych mapach, bo miejsce noclegowe położone było w porcie, jak najbardziej na lądzie...

namiary na pierwszą dziką plażę niedaleko tawerny w Ekilohori, na której się kąpaliśmy w towarzystwie Greków: N 37 22 56,71 E 22 46 31,24 (kamienie, niezbyt czysto, jeżowce).

lepiej jednak jechać do portu z drugiej strony "wirtualnej" rzeki, do Paralia Aghiou Andrea: N 37 22 17,97 E 22 47 00,21. oprócz przyjemnej atmosfery i niedrogiej tawerny ze wspaniałym jedzeniem jest woda. trudno powiedzieć jak z serwisem, bo zarówno mocno nadszarpnięte zębem czasu sanitariaty jak i toi toi zamknięte na cztery spusty. sama plaża nam się podobała, chociaż kamienna i trochę jeżowców.
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 59/73
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-08-06, 08:15   

4.07.2011
dziennik pokladowy dzien czternasty (przedpoludnie) - Paralia Aghiou Andrea

po wczorajszej kolacji zgodnie postanowiliśmy zostać jeszcze trochę. wprawdzie nie pojedziemy na plażę Fokiano odległą o 70 km, nie wrócimy tutaj na kolację i nie będziemy nocować (ach ta fantazja!), ale zostaniemy do obiadu, który zjemy po polsku ok. 13, a nie wieczorem, jak Grecy ;)

tymczasem zarówno nam jak i dziewczynom spało się słodko :)



jak tylko wszyscy się obudzili zjedliśmy po kromce chleba i ruszyliśmy szybko, by zdążyć przed upałem, na spacer do kaplicy znajdującej się na wzgórzu.





nawet tutaj towarzyszył nam kot...



mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki: „tam wczoraj byliśmy, pamiętacie?”







wzgórze jest niewielkie, więc szybko dotarliśmy na szczyt. okazało się, że z dołu widzieliśmy tylko bramę świątyni.





kościółek może nie jest zbyt okazały, ale klimatyczny na pewno. przedwczoraj odbył się tutaj ślub, panna młoda zapewne jechała na osiołku- niestety nie było nam dane tego zobaczyć :(



drzwi zamknięte tylko na skobel, zrobiliśmy więc kilka fotek







zrobiło się upalnie, zmykaliśmy więc nad wodę





dziewczyny od razu ruszyły do morza



rano Włosi wyjechali z placu, po naszym powrocie wyjechali również Australijczycy, Włosi niedługo potem wrócili, pewnie z zakupów. pan od razu ruszył do wody, boja pewnie służyła po to, by go żadna łódka nie staranowała, tylko dlaczego koniecznie musiał nurkować w porcie???



i znowu muszelki...



przed 13 ruszyliśmy na obiad do tawerny- świeże produkty płyną :)



bardzo przyjemne, że nawet w tak odludnym miejscu zadbano o atrakcje dla dzieci – huśtawki.



na początek dzban mocno schłodzonej wody...





a potem już uczta dla podniebienia: kalmary i ośmiornice :)





po obiedzie chwila odpoczynku i pojedziemy na kolejną plażę. och, żal tego portu i tej tawerny...
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Camper Diem 
Kombatant


Twój sprzęt: Eura Mobil
Nazwa załogi: Camper Diem!
Pomógł: 6 razy
Dołączył: 01 Wrz 2007
Piwa: 59/73
Skąd: Gdańsk-Wrzeszcz
Wysłany: 2011-08-06, 08:46   

4.07.2011
dziennik pokładowy dzień czternasty (popołudnie i wieczór) - Kosmas-Mitropoli...

ruszyliśmy na nadmorską drogę tysiąca zakrętów...



mimo pory największego upału dzięki klimatyzacji silnikowej i wentylatorowi 12v w części mieszkalnej bez większego zmęczenia dotarliśmy do Leonidio, to pierwsze miasteczko z tak wąskimi uliczkami na naszej drodze.





autobus się zatrzymał, ja też. po chwili ruszył i zaczął skręcać w lewo, w drogę w którą wydawało się nie ma prawa się zmieścić... okazało się, że to właściwa, przelotowa droga przez miasto ;)



wyjechaliśmy z Leonidio i pognaliśmy dalej drogą nadmorską, plaże kusiły...



w pewnym momencie główna droga odbiła w prawo, teraz żałuję, że jej nawierzchnia nie zmusiła mnie do zawrócenia... było coraz wężej, by w końcu stać się stromo. wskazówka temperatury szybko szła w górę, droga wznosiła się bez końca więc się zatrzymałem... szybkie rozeznanie w mapie i decydujemy się wracać do Leonidio i jechać zdecydowanie dłuższą, ale prawdopodobnie lepszą drogą. okazuje się, że lepsza wcale nie oznacza dobra ;) za to widoki wspaniałe:

stada kóz...





jedziemy cały czas u zbocza gór, wzdłuż doliny rzeki Dafnon.





z naszej strony drogi przez cały czas były skały i nie mogliśmy zatrzymać się, by zrobić zdjęcia, jak widoczni na zdjęciu Włosi.



w pewnym momencie naszym oczom ukazał się przyklejony do skały monastyr Elonis.



droga była kręta i cały czas pięła się w górę.







w końcu dojechaliśmy do półmetka, czyli położonego wysoko w górach miasteczka Kosmas



oczywiście z równie, a nawet bardziej wąskimi ulicami...













tutaj dla odmiany droga wiedzie poprzez plac pomiędzy kościołem, a stolikami kawiarni, pod rozłożystymi platanami.



zatrzymujemy się, by chwilę odpocząć.



ta droga prowadzi w innym kierunku, mamy nadzieję, że nasza będzie lepsza...



siadamy przy stoliku, zamawiamy lody i słodkie greckie desery, powietrze jest tutaj rześkie :)









moje kobiety ruszają na spacer...









widzą kampera z wypchanym po brzegi garażem. na zdjęciu pan przekłada akurat worki z pomarańczami.



ja w tym czasiem zajmuję się mocowaniem osłony silnika, której uchwyty z niezrozumiałych powodów (może tempertura) pourywały się. całe szczęście zabrałem ze sobą plastikowe opaski.



ruszamy w dalszą podróż. wąska droga wyjazdowa, a potem góry, góry, góry...





kościół jakich wiele...



ciasne miasteczko, chyba już tylko takie znajdziemy na swojej drodze...



nie spieszcie się, porozmawiajcie, mamy czas ;) (z tyłu majaczy na pięknej maści koniu osmagany słońcem Grek- doświadczamy dzisiaj prawdziwej Grecji, prawdziwego Peloponezu...



i znowu kozy...





i ule...



na dworze upał, strome podjazdy, w pewnym momencie silnik niebezpiecznie się grzeje... postój nie jest dobrym pomysłem, analizuję trasę i wykorzystuję krótkie zjazdy na gwałtowne studzenie.

skręcamy na miasteczko Kiparisia. nasz cel, Mitropoli, leży nad morzem, pozostało kilkanaście kilometrów, spodziewamy się więc raczej spokojnego zjazdu, ale mijają kolejne kilometry, a my ciągle pozostajemy wysoko ponad poziomem morza. przejeżdżamy wąskimi uliczkami miasteczka Charakas...





widoki stają się jeszcze piękniejsze, ale i przerażające...

















wreszcie serpentyny się kończą...



zaczynają się bardzo wąskie i kręte uliczki...





na chwilę zatrzymuje nas owca, która zostanie przewieziona... dzieciom tłumaczyłem, że do weterynarza ;)



lądujemy na parkingu przy plaży. nie mogliśmy lepiej trafić: zakaz kempingowania pod karą 150E za osobę. rozmawiam z przechodzącymi ludźmi, zapewniają mnie, że policji tutaj nie ma i nikt nas nie będzie niepokoił. trochę nas to uspokaja, chociaż skały górujące nad nami po zachodzie słońca nie nastrajają optymistycznie.



żona ma do mnie ogromne pretensje o to miejsce i dojazd do niego, uważa, że z premedytacją ją tutaj przywiozłem, wiedząc o bardzo trudnym dojeździe... ja jestem niemniej od niej zaskoczony sytuacją :(

plaża jest brzydka- szare kamienie i żwir, a woda bardzo zimna...



całe szczęście dziewczyny cieszą się z możliwości zanurzenia stóp. zaczynają parodiować mamę, która nie mogąc znaleźć sobie miejsca nerwowo chodzi po plaży.





miejsce noclegowe wybrałem z relacji pewnego Słoweńca, wydawało mi się idealnym postojem do odwiedzenia podobno urokliwego miasteczka Paralia. miasteczko zapewne nie jest brzydkie, ale na pewno nie jest warte tej porcji stresu, którą zafundowałem swojej rodzinie, a w końcu i tak nie poszliśmy go zobaczyć, pozostało tylko to zdjęcie ;)



jutro muszę wstać wcześnie rano, pozostaję pełen nadziei, że uda mi się wyjechać pod górę bez szwanku... najważniejsze, żeby na stromych wąskich podjazdach z bardzo ostrymi zakrętami, z obu stron zabudowanych budynkami i drzewami wiszącymi nad drogą nie natrafić na pojazdy nadjeżdżające z naprzeciwka... troszeczkę uspokaja mnie fakt, że już po zmroku dociera tutaj śmieciarka :)
_________________
Camper Diem!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum

Dodaj temat do ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
*** Facebook/CamperTeam ***