 |
|
Stanbuł w Wielkanoc 2010 r. |
Autor |
Wiadomość |
MER-lin
stary wyga

Twój sprzęt: Ford Transit
Nazwa załogi: Ewa i Marek
Pomógł: 5 razy Dołączył: 28 Paź 2009 Piwa: 44/9 Skąd: Lublin
|
Wysłany: 2010-04-09, 20:29 Stanbuł w Wielkanoc 2010 r.
|
|
|
Tegoroczna zima ciągnęła się w nieskończoność. Tęskniąc za ciepłem i słońcem postanowiliśmy wziąść sprawy w swoje ręce i wyruszyć na spotkanie wiosny. Naszego kamperka kupiliśmy we wrześniu 2009 r., ale zanim zakończyły sie przeglądy i niezbędne remonty spadł snieg i o jakimkolwiek wyjeździe nie było już mowy ( letnie opony, brak podgrzewania umieszczonego na zewnątrz zbiornika z szarą wodą itp. ). Postanowiliśmy pojechać do Stambułu. Byliśmy w Turcji dwa lata temu z namiotem i nasze wspomnienia o kraju i jego mieszkańcach były jak najbardziej poztywne. Jak na pierwszy wyjazd testowy kamperkiem trasa Lublin-Stambuł-Lublin była dosyć ryzykowna, ale do odważnych świat należy.
Wyruszyliśmy z Lublina 25 marca po południu z zamiarem zatrzymania sie na nocleg w okolicach przejścia granicznego w Chyżnem. Pierwszy etap podróży przebiegł bez zakłóceń. Zakotwiczyliśmy na stacji paliw 40km od granicy w towarzystwie kilku TIR-ów i dwóch miejscowych autobusów.
Rano wyspani, najedzeni i wykąpani ( kamperek oferując wszystkie te wygody zdobył bezgraniczną sympatię naszej trzyosobowej załogi ) wyruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety, wodę w zbiorniku postanowiłem uzupełnić na Słowacji. Było to dużym błędem, ponieważ na żadnej z mijanych w tym smutnym kraju stacji paliw nie było możliwości podłączenia się do kranu z wodą. Ostatecznie wodę udało nam się uzupełnic dopiero na Węgrzech.
Ponieważ zamierzaliśmy wracać w okresie świątecznym zatrzymaliśmy się przy węgierskim supermarkecie w celu zarobienia zapasów wina, salami i papryki. Wracając przez Węgry 4 kwietnia nie widzieliśmy żadnego otwartego sklepu. Jadąc rok temu do Grecji spędziliśmy kilka godzin na granicy z Serbią. Obawialiśmy się, że obecnie historia może się powtórzyć. jednak koniec marca i okres przedświąteczny skróciły graniczną kolejke do marnej godziny. Po sprawdzenu przez celników, czy nikogo nie przemycamy w łazience i szafie wjechaliśmy do Serbii. |
|
|
|
 |
Annmir
zaawansowany
Twój sprzęt: na razie w planach
Dołączyła: 30 Paź 2009 Piwa: 3/50 Skąd: Górny Śląsk
|
Wysłany: 2010-04-09, 20:51
|
|
|
Fajnie to tak przerwać w takim momencie? Czekam... |
_________________ Annmir |
|
|
|
 |
GOSIAARCADARKA
weteran

Nazwa załogi: ARCADARKA
Dołączyła: 02 Lut 2009 Piwa: 39/21 Skąd: Pawłowo
|
Wysłany: 2010-04-09, 20:53
|
|
|
I co dalej, czekam niecierpliwie |
|
|
|
 |
MER-lin
stary wyga

Twój sprzęt: Ford Transit
Nazwa załogi: Ewa i Marek
Pomógł: 5 razy Dołączył: 28 Paź 2009 Piwa: 44/9 Skąd: Lublin
|
Wysłany: 2010-04-09, 21:31
|
|
|
Po węgierskich autstradach ich serbskie odpowiedniki nie zachwycały. Nie dość, że drogie, to jeszcze pełne niedużych, ale zdradzieckich dziur średnicy około 30 cm i sięgających w głąb do niższej warstwy asfaltu. Ale przynajmniej na bramkach można płacić kartą. Na nocleg zatrzymaliśmy się przed Belgradem, tradycyjnie na stacji paliw. Rano bez problemów uzupełnilismy wodę w zbiorniku i w trasę. W Belgradzie wpadliśmy na poranny szczyt komunikacyjny i remont wiaduktu. Co tam, do remontów dróg przyzwyczailiśmy sie w Polsce, więc dwie godzinki przebijania się przez miasto znieśliśmy bez stresu. Pogoda super-słońce i cieplutko. tego najbardziej nam brakowało, więc humory też musiały być dobre. Do granicy z Macedonią toczyliśmy się spokojnie z prędkością około 80 km/h. Na granicy bez kolejki i kontrola łazienki i szafy. W Macedonii tanie paliwo i autostrady. Opłaty wprawdzie tylko w gotówce, ale ceny podają w euro. Da się przeżyć. Trzy bramki kosztują nas łącznie 7 euro. W nocy dojeżdżamy do granicy z Grecją. Krótka kolejka i myszkowanie po łazience i szafie. Zaczynam zastanawiać się, czy nie wyglądamy na przemytników żywego towaru. W końcu do sezonu turystycznego jeszcze trochę czasu zostało, a my już pchamy się kamperem na południe. Podejrzana sprawa. Za Salonikami zjeżdżamy z autostrady do jakiejś wioski i parkujemy na zamkniętej na noc stacji paliw. W Grecji to normalne zjawisko. W trakcie ubiegłorocznych wakacji najbardziej jednak irytowała mnie trudność w płaceniu w Grecji kartą kredytową. Nawet, jak był terminal, to Grecy twierdzili, że zepsuty lub skończył się papier w drukarce. Tylko gotówka. Dziwne, że nie wymiana towar za towar.
Rano tankujemy wodę i w drogę. Zamierzamy dzisiaj dojechać do Stambułu. Autostrada z Salonik do granicy tureckiej nowiutka, pusta i bez żadnej infrastruktury. Można zapomnieć o stacjach paliw, telefonach alarmowych itp. głupotach. Tylko my i autostrada. Czasami jakiś inny samochód.
Po południu docieramy do granicy. Cud-tylko ze dwa samochody. Gdzie podziały się te nieprzebrane ilości Turków z Europy Zach., które widzieliśmy po drodze. Wszyscy skręcili w Serbii na Bułgarię. Grecy odprawiają nas szybko ( łazienka, szafa ). W sklepie bezcłowym drobne zakupy i na terminal turecki. Na granicznym moście po obu stronach uzbrojeni po zęby żołnierze. Już wiem dlaczego Turcy omijają to przejście graniczne. Wyraźnie widać, że granica grecko-turecka nie jest granicą przyjaźni. Na tureckim terminalu jak zawsze trzeba ganiać od budki do budki i zbierać w paszporcie stempelki. Biegnę kupić wizy. Przed wyjazdem sprawdzałem, że kosztują 10 euro lub 15 USD. Niespodzianka, wizy podrożały. Kosztują obecnie 15 euro i nie ma opcji w USD. Co zrobić sięgam głębiej do kieszeni i płacę haracz. Po godzinie jedziemy już w stronę Stambułu.
28.03.2010 r. Pusta autostrada z Salonik do granicy z Turcją..jpg Autostrada Saloniki-granica z Turcją |
 |
Plik ściągnięto 344 raz(y) 98,73 KB |
|
|
|
|
 |
MER-lin
stary wyga

Twój sprzęt: Ford Transit
Nazwa załogi: Ewa i Marek
Pomógł: 5 razy Dołączył: 28 Paź 2009 Piwa: 44/9 Skąd: Lublin
|
Wysłany: 2010-04-09, 22:08
|
|
|
Po drodze stajemy na krótki odpoczynek w miejscowości Tekirdak na Morzem Marmara. Fajny parking nad samym morzem. W okół nikogo. W samym mieście kipi życie. Wszystko otwarte, ludzie na ulicach. Turcja. Wieczorem wjeżdżamy autostradą do Stambułu. Natężenie ruchu większe niż w godzinach szczytu w Warszawie. Jedziemy jak wszyscy ( ci co byli w Stambule rozumieją co mam na myśli ), a tu nagle chrrrup i pedał gazu wpadł w podłogę. Pięknie, myślę, nie miała kiedy urwać się linka gazu. Zjeżdżam na pas awaryjny. Oglądam pedał gazu - linka cała. Otwieram maskę i widzę, że linka z tej strony też jest cała, a tylko wypięła się z plastikowej końcówki, która mocowała ją do dzwigni przepustnicy. Po minucie jedziemy dalej. Ale co się strachu najadłem to moje. Jazdę po mieście ułatwia nam fakt, że byliśmy tam już dwa lata temu. Dzięki temu wiemy mniej więcej gdzie jechać w gąszczu ulic. Mój syn siedzi z planem miasta w ręku i pilotuje mnie w kierunku Złotego Rogu. Zamierzamy bowiem zakotwiczyć na tydzień w pobliżu Błękitnego Meczetu lub Hagia Sophia. Udaje nam się wjechać w ścisły obręb starówki i zaczynamy kręcić się po jednokierunkowych uliczkach. Próbujemy znaleźć jakieś wygodne i poziome miejsce. W końcu docieramy do parkingu znajdującego się dokładnie za tylnym murem Błękitnego Meczetu. Miejsce jest super. Na wprost fantastycznie oświetlony Błękitny Meczet, po bokach mury sąsiednich budynków, z tyłu stroma skarpa z widokiem na Bosfor. Parking całą dobę strzeżony ( w pełnym tego słowa znaczeniu ). Jest jednak pewien minus - 40 lirów za dobę. Zalety jednak przeważają i zostajemy. Dziwimy się trochę, że na tak dużym i prawie pustym parkingu każą nam stanąć z chrurgiczną wręcz precyzją. Rano okazało się, że parking w dzień zapełnia się szczelnie samochodami pracujących w pobliżu Turków.
Zostawiamy bezpiecznie kamperka i idziemy chłonąć wieczorną atmosferę Stambułu. Zapach kebabów, sziszy i orientu. To jest to, co takie małe misie, jak my lubią najbardziej.
Kamperek na parkingu w Istanbule..jpg
|
 |
Plik ściągnięto 314 raz(y) 189,6 KB |
|
|
|
|
 |
KOCZOR
weteran
Pomógł: 5 razy Dołączył: 06 Lis 2008 Piwa: 17/5
|
Wysłany: 2010-04-10, 01:52
|
|
|
Super relacja, czekamy na ciąg dalszy Tylko... przestań tak oszczędzać na zdjęciach... skąpisz ich strasznie. |
|
|
|
 |
wbobowski
Kombatant moder

Twój sprzęt: Dethleffs Globetrotter I-645 DB Ducato 2,5TDI
Nazwa załogi: Bobosie
Pomógł: 15 razy Dołączył: 18 Lut 2008 Piwa: 354/135 Skąd: Lublin - Dąbrowica
|
Wysłany: 2010-04-10, 02:20
|
|
|
A jak przydałyby się namiary GPS na takie miejsca jak ten parking w Stambule. |
_________________ Włodek i Ela
Nasze kamperki
 |
|
|
|
 |
Annmir
zaawansowany
Twój sprzęt: na razie w planach
Dołączyła: 30 Paź 2009 Piwa: 3/50 Skąd: Górny Śląsk
|
Wysłany: 2010-04-10, 13:21
|
|
|
Dla mnie to straszny trening cierpliwości... Dzięki za wcześniejszy "ciąg dalszy" i czekam na dalszy "ciąg dalszy". Więcej zdjęć poproszę i pozdrawiam! |
_________________ Annmir |
|
|
|
 |
MER-lin
stary wyga

Twój sprzęt: Ford Transit
Nazwa załogi: Ewa i Marek
Pomógł: 5 razy Dołączył: 28 Paź 2009 Piwa: 44/9 Skąd: Lublin
|
Wysłany: 2010-04-10, 19:09
|
|
|
Przepraszam za zwłokę i już zaspokajam cierpliwość wszystkich zainteresowanych moją relacją z wyprawy do Stambułu. Chętnie dodałbym więcej fotek, ale z nieznanych powodów wchodzą mi tylko po 1 sztuce. Pracuję już nad tym problemem i może znajdę rozwiązanie.
Pierwszą noc w Stambule przespaliśmy jak dzieci. Pewnie dlatego, że byliśmy zmęczeni trzydniową jazdą. Wprawdzie o 5 rano obudził mnie śpiew muezina z megafonów zawieszonych prawie nad naszą głową, ale zaraz znowu zasnąłem. Przecież po to między innymi tłukłem się 2500 km, aby usłyszeć jego zwoływanie wiernych na modły. Rano ( koło 11 czasu miejscowego ) ruszyliśmy na miasto. Dal mnie i syna była to już druga wizyta w Stambule, ale żona była po raz pierwszy. W takiej sytuacji było logiczne, że pierwsze kroki skierowaliśmy na Wielki Bazar. Jeśli ktoś zna miejscowe realia to wie, że na Wielki Bazar chodzi się, aby wymienić euro na liry i chłonąć atmosferę tego miejsca. Ceny sa bowiem wyraźnie wyższe niż w okolicznych sklepach i na Korzennym Bazarze. Już przy wejściu wpadliśmy w objęcia naganiacza oprowadzającego po sklepach ze skórami. Turcy twierdzili, że kurteczki skórzane, które oferują są ostatnim krzykiem mody, jednak w opinii mojej małżonki spóźnionej o jeden sezon w stosunku do mody w Polsce. W efekcie skóry nie kupiliśmy.
Mając już w kieszeni liry i wiedząc co chcielibysmy kupić poszliśmy na Korzenny Bazar. Jest to znacznie mniejszy bazar, ale z tym samym towarem i korzystniejszymi cenami.
I zgodnie ze swoją nazwą oferuje niezliczone ilości różnych orientalnych przypraw, herbat, kandyzowanych owoców i innych orientalnych cudów. Obładowani jak wielbłądy wróciliśmy ze swoimi skarbami do kamperka. Zostawiliśmy bambetle i ruszyliśmy coś przekąsić. Jak Turcja, to wiadomo, że kebab. Prawdziwy.
28.03.2010 r. Istanbul. Błękitny Meczet wieczorem..jpg
|
 |
Plik ściągnięto 293 raz(y) 141,9 KB |
29.03.2010 r. Istanbul. Widok z naszego parkingu na Błękitny Meczet..jpg
|
 |
Plik ściągnięto 308 raz(y) 189,39 KB |
|
|
|
|
 |
MER-lin
stary wyga

Twój sprzęt: Ford Transit
Nazwa załogi: Ewa i Marek
Pomógł: 5 razy Dołączył: 28 Paź 2009 Piwa: 44/9 Skąd: Lublin
|
Wysłany: 2010-04-10, 20:09
|
|
|
Wieczorem zajrzeliśmy do Błękitnego Meczetu, ale była pora modłów i nie mogliśmy wejść do środka. Pospacerowaliśmy uliczkami Złotego Rogu układając plany na następny dzień.
Rano odkryliśmy, że 70 litrowy zbiornik wody w naszym kamperku, przy trzyosobowej załodze wystarczy góra na dwa dni. Na naszym parkingu brak jakiegokolwiek kranu. Poszedłem z 5 litrową butelką po wodzie mineralnej do znajdującego sie obok hotelu i od chłopaka w liberii dostałem wodę. Jednak co to jest 5 litrów. Zachęcony poszedłem jeszcze raz. Chłopak z ociąganiem napełnił mi butelke tylko do połowy. No cóż, elegancki hotel i facet z flaszką po wodę, jedno do drugiego nie za bardzo pasowało. Przez cały pobyt w Stambule problem z uzupełnianiem wody w kamperze stanowił nasz priorytet. Okoliczni knajpiarze i ochroniarze w Muzeum Mozaik chętnie pomagali, ale tylko do 10-15 litrów. Potem trzeba było zmieniac źródełko. W końcu odkryliśmy trochę ryzykowne, ale niewyczerpane źródło wody - Błekitny Meczet. Przy dwóch ścianach ciągnął się rząd kranów do mycia nóg przed wejściem do światyni. Chętnych było niewielu, więc zawsze udało się w miarę dyskretnie napełnić dwie, trzy butelki 5 litrowe i cichcem wyjść przez jedną z bram.
Drugi dzień pobytu w Stambule przeznaczyliśmy na zwiedzanie. Zaczęliśmy od Hagia Sophia, ale gigantyczna kolejka spowodowała, że skierowaliśmy się do Cysterny. Bilet wstepu 10 lirów. Fantastyczne oświetlenie podkreślające niezwykłość miejsca i wielkie karpie pływające leniwie w płytkiej wodzie. Szkoda, że nie trafiliśmy na moment, gdy na specjalnym podeście dawała koncert orkiestra. Wracamy do Hagia Sophia. Kolejka znacznie mniejsza i przesuwa się sprawnie do przodu. Bilet w cenie 20 lirów. Jest to chyba jedyny kościół z minaretami. Monumentalne wnętrze Wejście na na górną kondygnację wysoko sklepione i bez schodów, dzieki czemu można było tam wjechać na koniu.
Po południu robimy kolejne podejście do Błękitnego Meczetu. Tym razem sie udaje. Wstęp bezpłatny. Przed wejściem trzeba zdjąć buty i zabrać ze sobą w jednorazowej torebce foliowej. Wynika to z faktu, że wejście znajduje się w innym miejscu niż wyjście. Przed wejściem znajduje sie również stojak z egzemplarzami Koranu w różnych językach. Niestety, zostały juz tylko wersje w języku chyba hindu. Zgodnie z założeniami budowniczych Błękitny Meczet miał przyćmić swoją wielkością Hagia Sophia. Olbrzymie kolumny wspierające kopułę robią wrażenie. Będąc we wnętrzu nie ma się jednak poczucia wielkości obiektu, którą widać wyraźnie z zewnątrz.
Błękitny Meczet w Istanbule. Tutaj zaopatrywaliśmy się w wodę do kamperka..jpg
|
 |
Plik ściągnięto 311 raz(y) 168,03 KB |
Istanbul. Marzec-kwiecień 2010 r. Wnętrze Błękitnego meczetu..jpg
|
 |
Plik ściągnięto 336 raz(y) 229,04 KB |
Istanbul marzec-kwiecien 2010 r. Wewnętrzny dziedziniec Błękitnego Meczetu..jpg
|
 |
Plik ściągnięto 343 raz(y) 134,72 KB |
|
|
|
|
 |
MER-lin
stary wyga

Twój sprzęt: Ford Transit
Nazwa załogi: Ewa i Marek
Pomógł: 5 razy Dołączył: 28 Paź 2009 Piwa: 44/9 Skąd: Lublin
|
Wysłany: 2010-04-10, 22:11
|
|
|
Rankiem budzimy się i niespodzianka-obok nas stoi kamper na włoskich numerach rejestracyjnych. Przy wielkiej jak stodoła alkowie Fiata nasz półintegral wygląda co najmniej mikro. Naszymi sąsiadami są dwie Włoszki. Chyba specjalnie wypożyczyły kampera ( na drzwiach było logo i nazwa wypożyczalni ) ze względu na jego przestrzeń ładunkową i możliwość nocowania we wnętrzu. Panie pracowicie, jak mrówki, znosiły nieprzerwanie nieprawdopodobne ilości różnych towarów. Pod koniec ich pobytu Turcy przywozili wózkami bagażowymi do ich kampera dywany i inne dobro. Po trzech dniach ich przeładowana ciężarówka wyruszyła przed świtem w drogę powrotną. Do dzisiaj zastanawiam się, czy prowadziły sklep we Włoszech, czy zamierzały umeblować nowy dom.
My natomiast ruszamy na podbój pałacu Topkapi. Bilety po 20 lirów. Dodatkowo trzeba zapłacić 15 lirów za możliwość zwiedzenia pomieszczeń haremu. W haremie ustawiono nawet realistyczne manekiny dwóch eunuchów i kilku rezydentek. Miejsce ciekawe i warte zobaczenia. Pałac zajmuje bardzo rozległą przestrzeń, a z jego murów jest piękny widok na Bosfor. W pałacowej spiżarni zastaliśmy kota wyjadającego coś z ustawionych tam worków z zapasami. Kot wyglądał na bywalca i całkowicie nas ignorował. Po zwiedzaniu Topkapi posilamy się pieczonymi kasztanami i kupujemy dwie orientalne poduszki do kamperka i sziszę. Kupując sziszę dostajemy gratis instrukcję jej rozpalania, używania i konserwacji. Obecnie, po nabraniu pewnej praktyki, potrafię rozpalić sziszę w 30 minut. Za pierwszym razem zabrało mi to ponad godzinę.
Następnego dnia odwiedzamy raz jeszcze Błękitny Meczet. Następnie ruszamy do Wieży Galata. Wieżę Galata oddziela od Złotego Rogu wąska zatoka. Nad zatoką znajdują się przystanie promów kursujących przez Bosfor. Całe nabrzeże i most nad zatoką okupują wędkarze. Można od nich kupić złowione ryby, ale nie są to imponujące okazy. Za mostem zaczyna sie inny świat. Znacznie biedniejszy, bardziej w stylu arabskim. Wyglądające na zrujnowane domy, małe sklepiki i straganiki. Wąskie uliczki prowadzą do placu, na którym króluje Wieża Galata. Wstęp 10 lirów, ale za to na góre wjeżdża się windą. Na szczycie jest restauracja i taras widokowy. Jak na dłoni widać stamtąd cały Złoty Róg, Bazar Korzenny, Bosfor i most na stronę azjatycką Stambułu. Stambuł jest specyficznym miastem. W trakcie poprzedniego pobytu zaczynaliśmy wędrówke po Turcji od Stambułu. Zauważyliśmy, że część europejska miasta diametralnie różni się od azjatyckiej. Przejście jest tak gwałtowne, że nie chce sie wierzyć, że jest się nadal w tym samym mieście. Piękna, bogata i pełna życia część europejska i szara, nijaka, pusta, zakurzona część azjatycka. Dwa światy.
Istanbul marzec-kwiecien 2010 r. Bosfor. Widok z Wieży Galata..jpg
|
 |
Plik ściągnięto 351 raz(y) 164,94 KB |
Istanbul marzec-kwiecien 2010 r. Kot wyjadający zapasy ze spiżarni w Top Kapi..jpg
|
 |
Plik ściągnięto 312 raz(y) 183,19 KB |
31.03.2010 r. Widok na Wieżę Galata w Istanbule..jpg
|
 |
Plik ściągnięto 337 raz(y) 148,46 KB |
|
|
|
|
 |
jedrek49
weteran badz zawsze usmiechniety
Twój sprzęt: sprinter CDI 2,7 316
Nazwa załogi: jedrek49
Pomógł: 2 razy Dołączył: 07 Sie 2009 Piwa: 52/3 Skąd: Rzeszow
|
Wysłany: 2010-04-11, 08:40
|
|
|
Witam serdecznie
Czytamy Wasza opowiesc z otwartymi ustami i podziwiamy Was ,my planujemy w tym roku podobnym camperkiem jechac w te rejony i zastanawiamy sie ,czy mozna by jechac do Turcji przez Rumunie Ile kilometrow miala Wasza Trasa
Jestesmy z Sanoka Pozdrawiamy |
|
|
|
 |
MER-lin
stary wyga

Twój sprzęt: Ford Transit
Nazwa załogi: Ewa i Marek
Pomógł: 5 razy Dołączył: 28 Paź 2009 Piwa: 44/9 Skąd: Lublin
|
Wysłany: 2010-04-11, 22:09
|
|
|
Początkowo planowaliśmy zakończyć pobyt w Stambule 2 kwietnia. Jednak nie mając pewności ile czasu zajmie nam przekroczenie granicy serbsko-węgierskiej i chcąc uzyskać większy margines bezpieczeństwa na nieprzewidziane zdarzenia postanowilismy wyjechać 1 kwietnia wieczorem. Ostatniego dnia zwiedziliśmy jeszcze meczet Sokullu Mehmet Pasa, nad którego wejściem jest wmurowany kawałek słynnego czarnego kamienia z Mekki. Ponieważ do Polski mieliśmy dojechać w okresie Świąt Wielkanocnych zrobiliśmy zapas trzech bochenków chleba. Turecki chleb jest raczej formą pośrednią pomiędzy klasycznym polskim chlebem i bułką. Jest jednak bardzo smaczny i jest to, jak się okazało, jego najwieksza wada. Na drugi dzień turecki chlebek został spożyty przez załogę, ale o tym za chwilę.
O 18 wyruszyliśmy z gościnnego parkingu żegnani przez pilnujących wjazdu dżentelmenów jak starzy znajomi. Na granicy turecko-greckiej zameldowaliśmy się koło 11 w nocy. Pusto, żadnego samochodu. Parę ciemnych tirów i my. Z policją turecką poszło szybciutko. Podjeżdżam do celnika, a ten coś marudzi po swojemu. Ogląda dokumenty samochodu, czegoś szuka w komputerze, gdzieś dzwoni. Potem pokazuje na jakiś budynek i mówi, że mamy tam podjechać. Podjeżdżamy, wychodzi jakiś cywil i pokazując na dwie ławki mówi, że mamy wypakować wszystkie bagaże. Jakie bagaże, człowieku, wszystko luzem poupychane w szafkach, nie mamy żadnej torby, czy walizki. Chyba zrozumiał, bo zmienia wyrok. Podsuwa mi do podpisu jakiś kwit. Pytam, co to? Podpisz, mówi drugi cywil ( byli to, jak się okazało celnicy ), który w międzyczasie wyszedł z baraku. O.K., ale najpierw muszę przeczytać. Łaskawie się zgadzają. Kwit, który mi dali do podpisu był wyrażeniem zgody ( ? ) na poddanie pojazdu prześwietleniu na specjalnym urządzeniu. Żona z synem wysiada, ja wjeżdżam na podwyższenie w wielkiej hali i chodu na zewnątrz. Jakaś machina przesunęła się wzdłuż samochodu i po zawodach. Celnicy mówią, że mogę zjechać i stanąć z powrotem przy ich baraku. Grzecznie pytają ile przewożę narkotyków. Następnie trzech panów podchodzi do kamperka i pytają, czy mają zdjąć buty przed wejściem. Z wrażenia o mało nie padłem trupem. Celnik chce zdjąć buty przed wejściem do samochodu cudzoziemca. Pozwalam im wejść w butach. Zaglądają do szafek i ich podejrzenia wzbudzają dwa pudełka. Co to jest? Mówię, że gry planszowe-chińczyk i szachy. Wyjąć. Otworzyć. Jak każą zademonstrować, jak się w to gra, to nie ruszymy stąd do rana. Ale nie, znudzili się i wyszli. Oddali dokumenty i życzyli szerkiej drogi. Przejeżdżamy przez graniczny most obstawiony budkami z uzbrojonymi żołnierzami i podjeżdżamy na grecki terminal. Macie narkotyki? Nie, nie mamy. To możecie jechać. I już jesteśmy w Grecji. Na noc zatrzymujemy sie na pierwszej napotkanej stacji paliw. Śpimy do południa i po śniadaniu stwierdzamy, że znowu prawie nie mamy chleba. Nic to, kupimy po drodze. Na razie jedziemy znaną już, pustą autostradą. Przez 3/4 trasy przez Grecję leje jak z cebra. Pogoda robi się dopiero, gdy mijamy Saloniki. Tankujemy paliwo i postanawiamy chleb kupić jutro w Macedonii. Na granicy grecko-macedońskiej znowu próbują dowiedzieć się ile mamy narkotyków. Co za głupie pytania. Przecież nikt normalny nie przyzna się, że przewozi narkotyki. Co ciekawe, każdy pyta o narkotyki, ale nikt ich nie szuka. W Macedonii nocujemy na stacji paliw, a rano ruszamy do Skopje, aby kupić chlebek. Stolica Macedonii jest malutka i prowincjonalna. Widzimy tylko kilka mikroskopijnych sklepików i nic poza tym. Pytam, gdzie jest tu jakiś większy market. Gość coś tłumaczy, pokazując kierunek. Mówię, że już tam byłem i nie widziałem. Dajemy sobie spokój i ruszamy do Serbii. Na granicy szybko i sprawnie. Macie narkotyki. Nie? To możecie jechać. Zjeżdżamy do pierwszego wiekszego miasta. Kolosalna różnica w porównaniu z Macedonią. Masa sklepów, wszystkie otwarte, ruch na ulicach, kolorowo, gwarno. Zatrzymuję się przy większym sklepie i pytam, czy mogę płacić kartą lub w euro. Kartą nie, ale w euro nie ma problemu. Jednak chleba już nie ma. Pokazują mi, jak dojechać do supermarketu. Kawałek dalej rzeczywiście jest spory supermarket. Można płacić kartą. Już od progu czuć świeżo pieczony chleb. Bierzemy trzy bochenki i inne dobra. Niestety, chleb okazał sie jeszcze smaczniejszy od tureckiego. Jedziemy w stronę granicy węgierskiej. Po drodze kupujemy "od chłopa" marynowane papryczki. Do wyboru byłu ostre, troche ostre i słodkie. Decydujemy sie na troche ostre. Przy obiedzie trochę ostra papryczka omal nie przepaliła mnie na wylot. Zastanawiam sie jaką moc musiała mieć ta ostra. W nocy dojeżdżamy do terminalu. Kolejka niewielka. Pół godziny i jesteśmy na szlabanie. Węgierski celnik pyta skąd jedziemy. Z Turcji? O tej potrze roku? Ile macie narkotyków? Co za plaga. W tamtą stronę wszyscy celnicy podziwiali naszą szfę i łazienkę, a teraz widzą w nas handlarzy dragów. Naiwny Węgier uwierzył na słowo, że nie mamy narkotyków i pozwolił nam wjechać na teren UE. Zatrzymujemy sie na nocleg-tradycyjnie na stacji paliw. Rano pytam obsługę stacji, czy są jakieś czynne sklepy. Nic z tego. Święta. Dziwne. Święta, a w polu prace idą pełną parą. No cóż. Co kraj, to obyczaj. Huston mamy problem. Serbski chleb był tak dobry, że po trzech bochenkach nie ma już prawie śladu. Na Węgrzech wszystko zamknięte. Na Słowacji wszystko zamknięte. Ratujemy sie produktami z oferty stacji paliw i wjeżdżamy do Polski. Śpimy w tym samym miejscu, co w drodze do Stambułu. Rano stwierdzamy, że jest 5 kwiecień. Drugi dzień świąt. Może jakiś sklep będzie czynny. Nie ma to jak w domu. Są czynne sklepy i mają pieczywo. Resztę do chlebka jeszcze mamy. Będziemy żyć. O 17 jesteśmy z powrotem w domu.
Łacznie pokonaliśmy 4800 km. Odkryliśmy mnóstwo zalet naszego kamperka i jedną wadę - mała pojemność zbiornika na wodę. Mamy sprecyzowane cztery najbliższe plany wyjazdowe. Dwa pierwsze to zloty w Warce i Majdanie Sopockim. Dwa następne wyjazdy będą znacznie dalsze, ale to na razie tajemnica. Jak wrócę to opiszę.
Odpowiadając na pytania, które padły w trakcie snucia mojej opowieści:
- mój GPS nie posiadał mapy Turcji i Stambułu, dlatego z niego nie korzystałem w tym kraju. Błekitny Meczet otoczony jest z przodu i jednego boku skwerkami. Z tyłu i drugiego boku jest kilka parkingów. Wszystkie płatne i strzeżone. Parking, na którym staliśmy sąsiadował z hotelem Sultanahmet Soray i znajdował sie vis a vis Muzeum Mozaik.
-dwa lata temu jechałem do Turcji przez Rumunię i Bułgarię. Drogi podłe. Bezpieczeństwo wątpliwe. Na granicy Bułgarzy bezczelnie zdzierają różne pseudoopłaty. Przejście graniczne Bułgaria-Turcja ( Kapitan Andrejev-Edirne ) niesamowicie oblężone. Droga przez Serbię i Grecję jest dłuższa, ale jak wjedzie się na autostradę w Budapeszcie, to z małymi wyjątkami dojeżdża się autostradą do Stambułu i dalej do Ankary. |
|
|
|
 |
Fux
Kombatant
Pomógł: 2 razy Dołączył: 12 Sie 2007 Piwa: 29/96 Skąd: ze wsi
|
Wysłany: 2010-04-12, 07:23
|
|
|
Perypetie z zakupem chleba, a zwlaszcza opisy walorów smakowych i konsekwencji tego są |
|
|
|
 |
Daniel Stus
doświadczony pisarz Dod

Twój sprzęt: Rimor Kayak Ford Transit 2.5D 94r
Nazwa załogi: Basia & Daniel
Dołączył: 29 Mar 2010 Piwa: 4/7 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: 2010-04-14, 14:05
|
|
|
I jeszcze pytanko jak się Ma turecki lir do euro lub złotówki ??? |
_________________ Dod
 |
|
|
|
 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do ulubionych Wersja do druku
|
|