Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Kamperem na żagle.
Autor Wiadomość
Wito 
stary wyga

Twój sprzęt: Fiat Ducato 91 Dethleffs
Nazwa załogi: moczykije
Dołączył: 19 Lut 2009
Piwa: 59/28
Skąd: Iława
Wysłany: 2013-11-06, 19:53   Kamperem na żagle.

Poranek następnego dnia był przepiękny, chociaż chłodny. Załogi na sąsiednich jachtach spożywały śniadanie a w restauracjach na brzegu było cicho. My także zjedliśmy śniadanie a dziewczyny wskoczyły do wody by popływać. Po wczorajszych przeżyciach byłem nieco przygaszony i pozostawałem nieco na uboczu, ale gdy wyszliśmy w morze, poczułem się lepiej. Wiatr był już dość silny, północno-zachodni i szybko dopłynęliśmy do wschodniego wybrzeża wyspy Vis. Wyspa ta jest jedną z najbardziej wysuniętych wysp na morze w okolicy Splitu. Podczas drugiej wojny światowej była zmilitaryzowana i rozmieszczono tam liczne umocnienia i bunkry.
Płynęliśmy półwiatrem wzdłuż południowego brzegu i podziwialiśmy widoki. Mniej więcej w połowie wyspy była jedna z atrakcji turystycznych. Były to dwie groty do których można było wpłynąć nie tylko wpław ale także niewielką motorówką. Niektórzy śmiałkowie skakali tam ze skał do wody.

Przy grotach przeżyliśmy bardzo zabawną historię.

Gdy dopływaliśmy do grot by zatrzymać się w bezpiecznej odległości, zauważyłem, że wysoko na skałach nad wejściem do groty stoi młody człowiek. Od miejsca, w którym stał, do wody było co najmniej piętnaście metrów. Po chwili chłopak skoczył w dół wywołując aplauz u swoich przyjaciół w motorówce.
Zobaczył to nasz Zbyszek. Zbyszek jest trochę wyczynowcem. Uwielbia żeglować w ekstremalnych warunkach, uprawia motocross i jeszcze parę innych, czasem ekstremalnych sportów.
Zbyszek pośpiesznie ubrał skafander, wskoczył do wody i popłynął w kierunku grot. Musiał przepłynąć około czterdziestu metrów do skał. Ale co to dla niego. Po chwili dopłynął do brzegu zaczął wspinać się po stromych skałach. Sześcioro z nas, na jachcie, przyglądało mu się z ciekawością i podziwem. Znając go, byliśmy pewni, że za chwilę wdrapie się na górę i skoczy.
Zbyszek stanął nad krawędzią, spojrzał w dół, potem na nas i... powoli zaczął schodzić w dół.
Na jachcie dał się słyszeć jęk zawodu. Najlepszy, najodważniejszy z nas i nie skoczył.
W pewnej chwili, gdy Zbyszek, schodząc w dół, znalazł się na skalistej półce kilka metrów nad wodą, zauważyliśmy, że w jego kierunku płyną wpław trzy młode dziewczyny, które przypłynęły przed chwilą w pobliże grot na motorówce. Dziewczyny dopłynęły do skał, wyszły z wody i zaczęły wspinać się do góry. Nasz kolega zatrzymał się i uważnie zaczął im się przyglądać. Owszem, były młode i ładne ale w tym momencie nie to było istotne. On był ciekaw, czy wpinają się do góry aby skoczyć do wody.Trzy dziewczyny minęły go i po jakimś czasie znalazły się na szczycie, w miejscu, skąd skacze się w dół.
Cała nasza załoga zamarła w bezruchu. Zbyszek chyba też, bo przyglądał im się z dużą ciekawością. Czyżby dziewczyny zamierzały skoczyć, podczas, gdy jemu się to nie udało?
Zaczęliśmy się głośno zastanawiać: - One chyba nie skoczą. A jeśli tak, to pewnie Zbyszek nie daruje. Wejdzie tam i też skoczy. Nie zechce być gorszy od tych młodych dziewcząt. No i w końcu my się przyglądamy.
Po wejściu na górę, dziewczyny stanęły nad przepaścią. Widać było, że duża wysokość zrobiła na nich wrażenie. Po dłuższej chwili jedna z nich oderwała się od skały i skoczyła w dół. Przez chwilę leciała w powietrzu a za moment z głośnym pluskiem wylądowała w wodzie.
Byliśmy zaskoczeni i pełni uznania. Po chwili skoczyła druga, a potem trzecia.
Zbyszek, podobnie jak i my, przyglądał się tym wyczynom uważnie. Tego było już dla niego za wiele. Pewnie wolałby żeby one się nie pojawiły i nie skoczyły.
-Niech mnie licho weźmie, jeżeli on teraz nie wdrapie się na górę i nie skoczy - zawołałem z nadzieją w głosie. Zbyszek stał i cały czas patrzał w górę. Wiedziałem, że toczył z sobą walkę.Iść tam i skoczyć, czy nie. Takie dziewczyny mogły, a ja nie?
Rozdziawiliśmy wszyscy buzie i czekaliśmy. Nastała cisza. Emocje rosły. Ciekawi byliśmy, co też nasz kolega za chwilę zrobi.
A nasz kolega spojrzał na nas, odwrócił się i zaczął wspinać się po skałach.

- A nie mówiłem - zawołałem z dumą - jednak skoczy. Przygotowałem i ustawiłem aparat fotograficzny. Nerwowo wpatrywałem się w wizjer. Obym tylko nacisnął migawkę na czas...
Zbyszek wspiął się na krawędź skalną, zatrzymał, spojrzał na wodę i... zaczął schodzić w dół.
Na jachcie znów dał się słyszeć jęk zawodu.
On za chwilę wykaże się naprawdę dużą odwagą wracając na jacht - wyszeptałem. I wtedy wszyscy roześmialiśmy się.

Po minięciu południowo-zachodniego krańca wyspy Vis, skierowaliśmy się na wysepkę Biśevo, gdzie mieliśmy podziwiać Błękitną Grotę - kolejną atrakcję dla turystów. Niestety, ale wiatr był zbyt silny więc zrezygnowaliśmy z tego i popłynęliśmy w kierunku zatoki na końcu której rozłożyło się jedno z większych miast na wyspie Vis - Komiża.
Zacumowaliśmy jacht przy bojce i cała załoga, poza mną popłynęła do portu na piwo. Zajęło im to sporo czasu, bo wrócili na jacht prawie przed północą.
W międzyczasie miałem niezliczoną ilość wizyt chłopaka z portu, który co kilka chwil podpływał pontonem do jachtu, pukał pięścią w kadłub i żądał zapłaty 200 kuna za cumowanie jachtu. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że cała załoga jest na lądzie a ja nie mam pieniędzy, że zapłacimy jak nie dziś, to jutro rano.
W końcu nasi wrócili, on przypłynął po raz kolejny i zapłaciliśmy mu 30euro. Reszty oczywiście nie wydał. Jego namolną postawę odebrałem z niesmakiem.
Na jutro zaplanowaliśmy Błękitną Grotę na wyspie Biśevo i długi rejs do Milny na wyspie Brać. Miał się rozpocząć nasz odwrót.

Obraz 515po (Medium).jpg
Zatrzymał się a one go minęły.
Plik ściągnięto 6916 raz(y) 142,88 KB

Obraz 501 (Medium).jpg
Zbliżamy się do grot.
Plik ściągnięto 96 raz(y) 77,84 KB

Obraz 518 (Medium).jpg
Skoczą, czy nie?
Plik ściągnięto 89 raz(y) 91,19 KB

Obraz 519p (Medium).jpg
Skoczyła pierwsza.
Plik ściągnięto 97 raz(y) 151,98 KB

Obraz 522p (Medium).jpg
Skacze ostatnia z nich.
Plik ściągnięto 102 raz(y) 141,3 KB

Obraz 510 (Medium).jpg
Nasz kolega w odwrocie.
Plik ściągnięto 94 raz(y) 145,44 KB

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Tadeusz 
Administrator
CamperPapa


Twój sprzęt: Fiat Talento Hymercamp
Nazwa załogi: Kucyki
Pomógł: 16 razy
Dołączył: 06 Lis 2007
Piwa: 1595/2326
Skąd: Otwock
Wysłany: 2013-11-06, 20:20   

Witku, jakże wdzięczny jestem za tę opowieść.

Czytam, patrzę na zdjęcia i marzę...dobrze by było być tam z Wami. :)

Ale nie cierpię zanadto. Wszak wciąż jestem na brzegu jeziora, wśród jachtów.

A piwko Tobie stawiam i ślę uśmiech na odległość. :ok :spoko
_________________
W życiu najlepiej jest, gdy jest nam dobrze i źle. Kiedy jest tylko dobrze - to niedobrze.
Ks. Jan Twardowski.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wito 
stary wyga

Twój sprzęt: Fiat Ducato 91 Dethleffs
Nazwa załogi: moczykije
Dołączył: 19 Lut 2009
Piwa: 59/28
Skąd: Iława
Wysłany: 2013-11-14, 15:17   Kamperem na żagle.

W nocy, kiedy to koledzy wrócili z lądu, byli zbyt zmęczeni by opowiadać o przeżyciach w Komiży. Dopiero rano, przy śniadaniu, opowiedzieli, co im się przytrafiło na lądzie.

Gdy tylko przypłynęli do portu w Komiży, gromadnie postanowili, że zdobędą najwyższy szczyt na wyspie. Znajduje się on w bezpośredniej odległości od miasta i sięga aż 585 metrów nad poziom morza.
Ruszyli gromadą, we trzech. Zbyszek, Zbych i Mariusz. Z początku szło im się pod górę całkiem dobrze. Przy okazji podziwiali piękne widoki na zatokę i wyraźnie widoczną wysepkę - Biśevo.
Po jakimś czasie zaczęły się na ich drodze pojawiać cierniste krzewy. Z początku było ich mało i nie stanowiły większej przeszkody dla naszych alpinistów. Im wyżej jednak, tym kolczastych krzewów przybywało i w końcu nasi chłopcy posuwali się do przodu z najwyższym trudem. Bywało, że byli zmuszeni do pokonywania zarośli na czworakach a nawet pełzając. Ale duch młody i krzepki w nich zagościł i nikt z nich nie myślał o odwrocie. Dwaj szli w adidasach a jeden w...klapkach.
W pewnej chwili zmęczeni i podrapani, znaleźli się na czymś, co przypominało ścieżkę. Uradowani, że będzie już łatwiej posuwać się w kierunku niebotycznego szczytu, ruszyli dziarsko przed siebie.
Raptem, jak na komendę, zatrzymali się zdziwieni. W odległości kilku metrów od nich stał, jak potem tłumaczyli, samiec osła. Osioł, chyba dziki, wcale nie wyglądał na uradowanego widokiem trzech intruzów i w tejże chwili wydał z siebie groźny, ostrzegawczy, ryk. Widać było, że był zdolny do ataku w obronie swojego terytorium.
Nasi przykucnęli zatrwożeni. Tego tylko teraz brakowało. Spojrzeli po sobie i raptem, jak na komendę, wszyscy trzej ruszyli do tyłu, zboczem w dół. Przed sobą znów mieli kolczastą ścianę, a za sobą podążającego potwora.

Odechciało im się już zdobywać góry.

Wreszcie, zmęczeni i podrapani, zeszli do miasteczka i od razu trafili do jednej z restauracji by się odstresować i odzyskać siły.
Odzyskiwali te siły aż do północy a ja, na jachcie, musiałem samotnie walczyć i odpierać ataki namolnego Toniego. I gdzie tu sprawiedliwość?

Obraz 538 (Medium).jpg
Komiża w promieniach zachodzącego słońca.
Plik ściągnięto 96 raz(y) 135,12 KB

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wito 
stary wyga

Twój sprzęt: Fiat Ducato 91 Dethleffs
Nazwa załogi: moczykije
Dołączył: 19 Lut 2009
Piwa: 59/28
Skąd: Iława
Wysłany: 2013-11-16, 16:17   Kamperem na żagle.

Rano, zanim pojawiło się słońce, Komiża wyglądała zupełnie inaczej niż wczoraj. Zauważyłem, że moja lewa dłoń dość silnie spuchła.
Po śniadaniu Zbyszek ćwiczył manewrowanie jachtu na silniku a potem, już samodzielnie, przybił do nabrzeża portu, więc była okazja, by zwiedzić miasteczko.

Na nabrzeżu były liczne sklepy i restauracje a nieco dalej - magazyn rybny. Gdy weszliśmy do tego magazynu to okazało się, że na długich ladach stoi jedynie niewielka skrzynka aż z...dwoma węgorzami na sprzedaż. Jeden ważył ponad półtorej kilo a drugi był znacznie mniejszy.
Zbych kupił te węgorze bo zamierzał ugotować zupę rybną dla całej załogi. Potem znaleźliśmy stragan z warzywami i owocami i kupiliśmy warzywa do zupy. Ceny wszystkich produktów były dwa, a niekiedy nawet trzy razy wyższe niż w Polsce. Za to węgorze dostaliśmy dwa razy taniej niż u nas.
W drodze powrotnej, zaszedłem do kapitanatu portu by wziąć materiały reklamowe i pogadać chwilę z pracującymi tam paniami. Niestety, ale nie były one rozmowne; były wręcz niemiłe.
Gdy wróciliśmy do jachtu, Zbych zabrał się za swoją zupę a my uzupełniliśmy zbiornik na wodę.
Około południa wyruszyliśmy ku wysepce Biśevo by obejrzeć słynną Błękitną Grotę. Tego dnia dobrze dmuchało i do wysepki dotarliśmy już po godzinie.
Zakotwiczyliśmy jacht blisko groty i wpłynęliśmy pontonem do środka. Wewnątrz panowała rzeczywiście niebieska poświata a to za sprawą krótkiego korytarza, który uchodził na zewnątrz pod wodą. Było zabawnie, bo nasze twarze naraz zrobiły się niebieskie.

Obraz 546 (Medium).jpg
Zbych w trakcie gotowania zupy węgorzowej.
Plik ściągnięto 6695 raz(y) 47,75 KB

Obraz 524 (Medium).jpg
Płyniemy do Biśeva.
Plik ściągnięto 78 raz(y) 124,45 KB

Obraz 528 (Medium).jpg
O poranku w Komiży. W głębi-wyspa Biśevo.
Plik ściągnięto 95 raz(y) 62,35 KB

Obraz 533 (Medium).jpg
Na pełnym morzu.
Plik ściągnięto 84 raz(y) 73,3 KB

Obraz 543 (Medium).jpg
Zbyszek ćwiczy cofanie.
Plik ściągnięto 88 raz(y) 74,73 KB

Obraz 544 (Medium).jpg
Port w Komiży.
Plik ściągnięto 76 raz(y) 107,63 KB

Obraz 550 (Medium).jpg
Biśevo i wlot do Błękitnej Groty.
Plik ściągnięto 90 raz(y) 116,53 KB

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wito 
stary wyga

Twój sprzęt: Fiat Ducato 91 Dethleffs
Nazwa załogi: moczykije
Dołączył: 19 Lut 2009
Piwa: 59/28
Skąd: Iława
Wysłany: 2013-11-18, 18:20   Kamperem na żagle.

Wróciliśmy na jacht i obraliśmy kierunek na Milnę na wyspie Brać. Czekało nas kilka godzin solidnego żeglowania ale wiatr, z początku dość silny, potem okazał się bardzo chimeryczny. Może to wyszło i na dobre, bo Zbych zdążył ugotować pyszną, mocno przyprawioną - zupę rybną.
Wiatr wiał raz bardzo silnie a potem ustawał. Gdy pojawiły się silne porywy i przechyły jachtu, zszedłem pod pokład i położyłem się w mesie. Znów wszystko dzwoniło, przedmioty spadały z półek a ja musiałem przytrzymywać się nogą o blat stolika, aby nie spaść na podłogę. Przechyłom towarzyszyło charakterystyczne wycie na zewnątrz i wtedy czułem dyskomfort. Dziewczyny, zwłaszcza Hania, dzielnie walczyła za sterem. Witać było, że żeglowanie to jej pasja.

Do portu w Milnie wpłynęliśmy przed północą i zaraz poszliśmy spać.
Następnego dnia poranek był pogodny ale rześki. Chorwacja nadal była pod wpływem chłodnych mas powietrza z północy. Wejście do mesy, gdzie spałem, było otwarte i w nocy było zimno w związku z czym ubierałem się ciepło i dodatkowo przykrywałem się swoim dużym, kąpielowym ręcznikiem. Dzięki temu, że nie zdecydowałem się spać w dziobowej, wąskiej z przodu kajucie ze Zbychem, ten miał dużą wygodę. Tak więc koledzy po nocy ubierali się a ja rozbierałem ze swetrów, dresów i kurtek.

Po śniadaniu, jak zawsze, ruszyliśmy na zwiedzanie portu. Był bardzo podobny do innych i równie malowniczy. Piękna, słoneczna pogoda dodawała uroku portowi.
Podczas wspólnego spaceru Mariusz zauważył coś w wodzie i przywołał mnie do siebie. Okazało się, że z rury wychodzącej z nabrzeża do wody, wypuszczane były ścieki z pobliskich domów. Rzeczywiście. Gdy podszedłem bliżej to przekonałem się o tym na własne oczy i... nos.
Potem, w trakcie spaceru, widzieliśmy jeszcze kilka takich rur i wypływających z nich rzeczy, których wolelibyśmy nie oglądać; zwłaszcza w tym uroczym miejscu.
Gdy wracaliśmy do jachtu, podszedłem do gościa, który laminował łódź w hangarze. Był sympatyczny i chętny do rozmowny. W trakcie pogawędki zapytałem go jak Milna i inne miejscowości na wyspie i na lądzie radzą sobie ze ściekami. Odparł, że wszystkie zrzucają ścieki bezpośrednio do morza. Jedynie w dużych miastach, na stałym lądzie, są oczyszczalnie.
Byłem oszołomiony tą wiadomością. W pewnej chwili czar Chorwacji prysnął.
Podobnie, do morza, usuwane są ścieki z setek jachtów pływających po tych wodach.

Obraz 552 (Small).jpg
W Milnie na wyspieBrać.
Plik ściągnięto 6625 raz(y) 74,57 KB

Obraz 561 (Small).jpg
Nieoczyszczone ścieki walą prosto do wody.
Plik ściągnięto 6625 raz(y) 34,24 KB

Obraz 565 (Medium).jpg
Tą rurą usuwają ścieki sprytniej.
Plik ściągnięto 6625 raz(y) 42,56 KB

Obraz 553 (Medium).jpg
Milna.
Plik ściągnięto 82 raz(y) 81,24 KB

Obraz 556 (Medium).jpg
Łodzie rybackie w porcie. Milna.
Plik ściągnięto 78 raz(y) 80,77 KB

Obraz 567 (Medium).jpg
Milna.
Plik ściągnięto 85 raz(y) 71,2 KB

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wito 
stary wyga

Twój sprzęt: Fiat Ducato 91 Dethleffs
Nazwa załogi: moczykije
Dołączył: 19 Lut 2009
Piwa: 59/28
Skąd: Iława
Wysłany: 2013-11-21, 18:31   Kamperem na żagle.

Z portu w Milnie wypłynęliśmy około południa i obraliśmy kurs na Trogir. Niebo było bezchmurne i słońce mocno przygrzewało. Wiatr był bardzo słaby i nie stawialiśmy żagli. Podziwialiśmy lazur wody i oglądaliśmy zarysy Splitu na lądzie. Mariusz zdecydował się nawet wykąpać i to na samym środku Kanału Splitskiego.
Do Trogiru mieliśmy niedaleko, więc skipper zdecydował, że wpłyniemy do niewielkiej zatoczki po drodze i tam spędzimy kilka godzin na kąpielach i nurkowaniu.
Propozycja ta bardzo mi się spodobała, bo rejs się kończył a ja ani razu nie nurkowałem, chociaż miałem pierwotnie duże plany.
Po zakotwiczeniu się w zatoczce ubrałem skafander, wziąłem kuszę do ręki i wskoczyłem do wody. Kusza miała za zadanie chronić mnie na wypadek ataku... rekina. Rzadko, bo rzadko, ale takie ataki ponoć się tu zdarzają.
Od razu spostrzegłem, że woda jest znacznie mniej przezroczysta niż w Komiży. W dodatku widoczne były drobne, białe organizmy unoszące się w toni wodnej niespotykane na otwartym morzu. Tu, bliżej stałego lądu, woda była już bardziej zanieczyszczona. Dno było jasno-zielone i porośnięte niewielkimi roślinkami. Ale ani jednej ryby.
Po chwili usłyszałem odgłos zbliżającej się motorówki. To przypłynął rybak i zaczął stawiać sieci, którymi okazały się dość wysokie wontony żyłkowe. Stawiał je w dość nietypowy sposób zawijając na końcu siatki w kółko. Po przepłynięciu kilkuset metrów natrafiłem na inną siatkę, też - żyłkową. O mały włos się w nią nie zaplątałem. Sieć ta miała też bardzo drobne oczka a więc przeznaczona była do połowu drobnicy. Dużych zresztą ryb, nie widziałem w Chorwacji nawet w sklepach rybnych.
Po pół godzinie pływania, zniechęcony, wróciłem do jachtu i wyszedłem na pokład. To nie było to, czego się spodziewałem.
Podnieśliśmy kotwicę i udaliśmy się do Trogiru, gdzie mieliśmy spędzić przedostatnią noc na jachcie.
W międzyczasie nasz Marcin otrzymał informację od swojego szefa i właściciela jachtu, że ten płynie z kilkoma kolegami z Dubrownika do Trogiru i że dziś wieczorem planowane jest wspólne spotkanie na kolacji gdzieś pod miastem. Koszt -140 kuna od osoby, nie wydał nam się za duży i cała nasza załoga wyraziła zgodę.

Miasto i port od strony morza wyglądały bardzo interesująco. Po prawej stronie kanału były instalacje i dźwigi stoczni remontowej, na wprost widać było port jachtowy i dalej zabudowania na wzgórzu a po lewej stare mury obronne z wielką, białą basztą.

Obraz 583 (Medium).jpg
Pod basztą obronną.
Plik ściągnięto 6558 raz(y) 47 KB

Obraz 570 (Medium).jpg
Płyniemy do Trogiru. W oddali Split.
Plik ściągnięto 81 raz(y) 97,12 KB

Obraz 576 (Medium).jpg
Przed nami Trogir.
Plik ściągnięto 92 raz(y) 64,54 KB

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
piotr1 
Kombatant


Twój sprzęt: blaszak ducato w budowie
Nazwa załogi: ewaipiotr
Dołączył: 06 Wrz 2010
Piwa: 17/18
Skąd: gdańsk i okolice
Wysłany: 2013-11-21, 18:43   

Super klimaty :spoko :spoko
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wito 
stary wyga

Twój sprzęt: Fiat Ducato 91 Dethleffs
Nazwa załogi: moczykije
Dołączył: 19 Lut 2009
Piwa: 59/28
Skąd: Iława
Wysłany: 2013-11-21, 20:50   Kamperem na żagle.

Po przycumowaniu do nabrzeża, poszliśmy ze Zbyszkiem zwiedzać miasto. Udaliśmy się najpierw do starego miasta które właściwie w całości zbudowano z wapiennych bloczków, którymi wyłożono także bruki i posadzki w pomieszczeniach.
Stare miasto zostało wpisane na listę dziedzictwa kultury UNESCO. Tworzą je postawione w zwartej zabudowie liczne dwu i trzypiętrowe kamieniczki. Ulice, po których spacerują setki turystów, są bardzo wąskie. Nie sposób przejechać tu samochodem. Jest za to całe mnóstwo restauracji, kawiarni i sklepów z pamiątkami. Kelnerzy wychodzą na główne uliczki i zapraszają przechodzących turystów do swoich lokali. Zarówno architektura i liczni zwiedzający tworzą ciekawy klimat i nastrój, szczególnie wieczorem.
Około godziny dwudziestej wsiedliśmy do podstawionego, niewielkiego busa by pojechać na umówioną kolację. Lokal, w którym miała się dobyć, był oddalony od Trogiru o około 20 kilometrów. Mieliśmy tam skosztować tradycyjnej kuchni chorwackiej i degustować białe i czerwone wino oraz rakiję.
Parterowy lokal ze ścianami z wapienia był nieco zadymiony gdy weszliśmy do środka. W jednym z narożników rozpalony był duży grill.
Podawano nam na dużych, metalowych patelniach. Najpierw mięsa z ziemniakami i tłustym sosem a potem tradycyjne wędzonki i żółty ser. Na koniec zaserwowano rybę wielkości naszego leszcza- dłoniaka, ale jedną na dwie osoby.
Siedzieliśmy przy wspólnym stole z właścicielem jachtu i jego kolegami, którzy przypłynęli do Trogiru z Dubrownika. Koledzy ci po wypiciu kilku drinków zachowywali się aż nadto swobodnie i zaczęli przystawiać się do naszych dziewczyn, które, o dziwo, były im nad wyraz przychylne.
Po kolacji wyszliśmy wszyscy na zewnątrz i zagraliśmy w bule. Niestety, nasza załoga, chociaż grała bardzo dobrze, to jednak uległa drużynie szefa. Ale zabawa była przednia.
Gdy wróciliśmy na jacht, ja poszedłem spać na swojej kanapie w mesie a koledzy wybrali się na miasto na jeszcze jednego, nocnego drinka.
Słyszałem dokładnie, kiedy wrócili na jacht, bo schody do mesy dość głośno skrzypiały. Potem budziłem się jeszcze dwa razy, kiedy to nad ranem wracały, osobno dziewczyny.
Ranek w porcie wstał, jak każdy z poprzednich - bardzo piękny. Tego dnia mieliśmy wrócić do Śibenika a jutro rano załadować się do kampera i ruszyć w drogę powrotną do Polski.
Płynęliśmy pod wiatr i musieliśmy halsować ale wiatr był słaby i bardzo wolno posuwaliśmy się do przodu. Chłonęliśmy wszyscy jakby na zapas piękne widoki wysp, słońce, błękit nieba, lekką bryzę. Za parę godzin miała się skończyć nasza żeglarska przygoda w Chorwacji.
Kilka ostatnich godzin do zmierzchu minęło szybko i większą część trasy pokonywaliśmy w ciemności.
Do Śibenika dotarliśmy już po północy. Po kilku godzinach snu, rano, zaczęliśmy się pakować i przewozić rzeczy do oczekującego nas kampera.
Jak się już wkrótce miało okazać, na lądzie czekały nas też niespodzianki, może nawet większe, niż te podczas rejsu.

Obraz 582 (Small).jpg
Uliczki starego miasta.
Plik ściągnięto 6516 raz(y) 65,63 KB

Obraz 586 (Small).jpg
Nasza drużyna na kolacji.
Plik ściągnięto 6516 raz(y) 63,17 KB

Obraz 589 (Small).jpg
Psina w oczekiwaniu na swoją dolę.
Plik ściągnięto 6516 raz(y) 111,7 KB

Obraz 591 (Small).jpg
Spojrzenie na stary Trogir.
Plik ściągnięto 6516 raz(y) 44,89 KB

Obraz 601 (Small).jpg
Na jednym z podwórek.
Plik ściągnięto 6516 raz(y) 62,39 KB

Obraz 597 (Small).jpg
Ubogi połów miejscowych rybaków.
Plik ściągnięto 6516 raz(y) 71,37 KB

Obraz 606 (Small).jpg
Dziwne kamienne murki na mijanej wyspie.
Plik ściągnięto 6516 raz(y) 44,58 KB

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
SlawekEwa 
Kombatant
Slawek Dehler


Twój sprzęt: Blaszka Ducato L4H2 3.0 JTD
Nazwa załogi: Fendziaszki
Pomógł: 29 razy
Dołączył: 10 Lut 2007
Piwa: 240/602
Skąd: z głębokiego buszu
Wysłany: 2013-11-21, 21:03   

Wito napisał/a:
Obraz 606 (Small).jpg
Dziwne kamienne murki na mijanej wyspie.

Popularne w Chorwacji murki przeciw erozji wiatrowej.
_________________
Życie jest dane wszystkim, ale starość tylko wybranym.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wito 
stary wyga

Twój sprzęt: Fiat Ducato 91 Dethleffs
Nazwa załogi: moczykije
Dołączył: 19 Lut 2009
Piwa: 59/28
Skąd: Iława
Wysłany: 2013-11-22, 18:37   Kamperem na żagle.

Parking w porcie jest dość sporych rozmiarów i dokładnie tydzień temu postawiliśmy kampera między dwoma liniami obok małej Renówki.
Po przewiezieniu naszych rzeczy z jachtu, wróciliśmy tam jeszcze raz by pożegnać się ze skipperem i dziewczynami po czym
uruchomiliśmy silnik by opuścić parking i wyjechać już w podróż powrotną. Okazało się jednak, że nie mamy biletu wjazdowego a bez niego nie możemy opuścić portu.
Pamiętałem doskonale, że włożyłem go w szparę między obudową lewego słupka i pulpitu. Szukaliśmy wszędzie, ale biletu, jak na złość, nigdzie nie było.
Zacząłem czuć się głupio przed kolegami, bowiem to ja wjeżdżałem na parking i pobierałem bilet z automatu.
- Daję głowę, że włożyłem go w to miejsce, tak jak mi kazałeś, Zbyszku - zacząłem się tłumaczyć.
Nie było rady. Musieliśmy wrócić na jacht i poprosić skippera o interwencję w biurze. Chłopak musiał okazać tam książkę pokładową jachtu. Dopiero wtedy wydano nam bilet.

Był już zatem nowy bilet potrzebny do wyjazdu ale nie było wyjaśnienia, co się stało z tym starym. I to nie dawało mi spokoju.
Wówczas wziąłem nowy bilet do ręki i pokazując kolegom, co zrobiłem ze starym, wsunąłem go w szparę. Popełniłem przy tym błąd, bo sądząc, że bilet tam utknie, rozwarłem palce. I nowy bilet, ku mojemu i kolegów przerażeniu... zniknął w szparze.
- Teraz wiemy, co stało się z tym pierwszym - zacząłem dukać. Spojrzałem na kolegów. Gdyby nie było to tak daleko do domu, to pobiegłbym tam na piechotę.
Miny kolegów mówiły wszystko.
- Dobra. Ja już raz byłem po duplikat, teraz twoja kolej - mruknął ze złością w głosie Mariusz.
Gdybym mógł, to schowałbym się w tej chwili pod ziemią.
Myślałem jednak szybko. Przecież można się tam chyba jakoś dostać. Chwyciłem śrubokręt w rękę i po chwili odkręcałem pierwszą z trzech wkrętek przytrzymującą obudowę pulpitu.
Po kilku minutach obudowa była zdjęta. Nieco głębiej, w szparze, dostrzegłem feralny bilet. Można go było wyciągnąć tylko szczypcami, ale udało się w końcu.
Zadowoleni ruszyliśmy kamperem w kierunku wyjazdu. Tu szlaban opuszczony, wręczenie biletu i ...ogromne zaskoczenie naszej załogi.
Za parkowanie kampera w porcie przez tydzień byliśmy dłużni... 700 kuna. Nikt z nas nie spodziewał się tak wygórowanej opłaty.
Na nic się zdały tłumaczenia, że zajmowaliśmy dokładnie tylko jedno stanowisko i nic ponadto. Musieliśmy zapłacić tę drakońską kwotę by w końcu opuścić port.
- Zdziercy- zawołaliśmy chórem po opuszczeniu portu. Cieszyliśmy się jednak, że ruszamy znów w trasę.
Skierowaliśmy się na Zadar, by po jakimś czasie skręcić w prawo na drogę do Jezior Plitwickich.
Dużo słyszałem o tym miejscu i chciałem zwiedzić je osobiście.
Jechaliśmy w dzień, co dla mnie było bardzo ważne. W tę stronę jechaliśmy nocą i dopiero teraz mogłem wreszcie oglądać mijane krajobrazy.
Z początku teren był skalisty ale gdy wjechaliśmy w boczną drogę, zrobiło się zielono. Krajobraz przypominał nasze Bieszczady.
Obserwowałem mijane miejscowości i dostrzegłem wiele opuszczonych domów. Być może należały do Serbów, którzy po wojnie wyjechali i opuścili je na stałe.
Na domach ze starą elewacją dostrzegłem ślady po pociskach. To były ślady niedawnej wojny.
Około czternastej dotarliśmy do jezior i wybraliśmy jedną z krótszych tras.
Byłem zauroczony krajobrazem. Fenomen jezior polega na tym, że ze zbiorników wyżej położonych woda spływa do niższych a z tych do jeszcze niższych i tak kilka razy. Po drodze tworzą się liczne wodospady, strumienie i mniejsze zbiorniki. Na uwagę zasługuje piękna przyroda i niezwykle czysta woda, która przybiera różne barwy- od jasno -zielonej do niebieskiej. A w wodzie majestatycznie pływające pstrągi. Wspaniały dla mnie, wodniaka, świat.
Chcąc szybciej obejść naszą rundę musieliśmy przeciskać się przez tłumy turystów. Po wyglądzie wywnioskowałem, że przybyli tu z całego świata.

Wróciliśmy do kampera przekąsiliśmy po kanapce i ruszyli w dalszą drogę, na północ w kierunku Zagrzebia. Jeszcze na drodze przed Zagrzebiem Zbyszek, który prowadził zauważył, że zapaliła się na chwilę czerwona lampka ładowania. Był to zwiastun poważnych kłopotów i przerwania naszej podróży do domu.

Obraz 621 (Medium).jpg
Plik ściągnięto 6459 raz(y) 97,83 KB

Obraz 624 (Medium).jpg
Plik ściągnięto 6459 raz(y) 110,55 KB

Obraz 613 (Medium).jpg
Plik ściągnięto 91 raz(y) 174,69 KB

Obraz 617po (Medium).jpg
Plik ściągnięto 85 raz(y) 140,62 KB

Obraz 625 (Medium).jpg
Plik ściągnięto 90 raz(y) 167,68 KB

Obraz 630 (Medium).jpg
Plik ściągnięto 88 raz(y) 181,55 KB

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wito 
stary wyga

Twój sprzęt: Fiat Ducato 91 Dethleffs
Nazwa załogi: moczykije
Dołączył: 19 Lut 2009
Piwa: 59/28
Skąd: Iława
Wysłany: 2013-11-30, 18:52   Kamperem na żagle.

Droga do Zagrzebia była niezłej klasy, ale mijane miejscowości były szare i raczej biedne. Taka polska prowincja lat siedemdziesiątych. Prawie w każdej mijanej miejscowości stały tablice z napisami Zimmer Frei. Na jakich turystów liczono w tych mało atrakcyjnych stronach - tego nie wiem.
Byliśmy w połowie drogi z Jezior Plitvickich do Zagrzebia i zatrzymaliśmy się przed sklepem wiejskim, gdzie kupiliśmy trochę produktów, głównie po to aby pozbyć się zapasu kun. Obsługująca pani chyba robiła nam chyba łaskę, bo była obcesowa i sprawiała wrażenie niezadowolonej.
Z kolei babcia, która potem przy drodze sprzedawała jajka była miła i przyjemna gdy spod kiecy wyciągnęła butelkę sobie pędzonej rakii i zażądała aż 70 kuna za litr.
Kupiliśmy dwie butelki i pojechaliśmy dalej.
Czerwona lampka na tablicy rozdzielczej migała już znacznie częściej a więc kłopoty były coraz bliżej.
Wyjechaliśmy na autostradę i minęliśmy Zagrzeb od zachodu. Wtedy sygnalizacja ładowania akumulatora zapaliła się na stałe i nie chciała już zgasnąć. W tej sytuacji nie mogliśmy dalej jechać, wobec czego skręciliśmy na stację benzynową i udaliśmy się po pomoc.
Sympatyczni panowie z obsługi zadzwonili do znajomego mechanika i ten pojawił się u nas po pół godzinie. Zdecydował, że powinniśmy udać się z nim do warsztatu i że jutro, czyli w niedzielę, podejmie dalsze kroki w celu usunięcia naszej awarii i wymieni alternator na nowy.
Gdy zajechaliśmy na teren warsztatu, wewnątrz trwała naprawa jakiejś osobówki. Na zewnątrz stała masa samochodów, głównie wraków. Mechanik zamknął nas w obejściu, życzył dobrej nocy i pojechał do domu.
Nazajutrz pojawił się z pomocnikiem, który zaczął rozbierać przód naszego kampera po to, by dostać się do alternatora.
Gdy ten został już wymontowany, pojechał z nim do Zagrzebia po sprawny alternator. Naprawa trwała do czternastej po czym, po zapłaceniu mu około 300 euro, pożegnaliśmy się i ruszyli w dalszą, bardzo daleką podróż do domu.
Prowadził Zbyszek, koledzy przysypiali w kabinie a ja siedziałem po prawej stronie kierowcy i odkrywałem nieznany mi dotąd świat- prowincjonalną Chorwację.
Gdy wjechaliśmy do Słowenii, to zauważyłem, że standard życia w tym kraju jest znacznie wyższy niż w Chorwacji. Świadczyły o tym ładne miasta i zadbane, odnowione wsie. Nic dziwnego, że Amerykanie znieśli wizy wjazdowe Słoweńcom.
Jednak dopiero gdy wjechaliśmy do Austrii, otwarłem usta ze zdziwienia i tak już jechałem do samego zmierzchu. Zarówno te większe jak i mniejsze miejscowości były tak piękne, schludne i zadbane, że budziło to mój najwyższy podziw. To był świat z obrazka. Nigdy nie byłem jeszcze w Austrii i kraj ten wywarł na mnie ogromne wrażenie. Pomyliliśmy drogę i musieliśmy jechać jakimiś bocznymi drogami i mijać niezliczone miejscowości. Chłopaki - mniej ale ja bardzo się z tego cieszyłem.
- Kiedy będzie tak u nas?- zadałem sobie niedorzeczne pytanie. Przeżywałem uniesienie a jednocześnie zrobiło mi się smutno.
W Austrii, na autostradzie, zrobiliśmy sobie postój. Później była już tylko długa, długa droga do domu. W ciągu tego tygodnia w Chorwacji przeżyliśmy wspaniałe chwile. Może jeszcze kiedyś tam wrócimy?

Obraz 639 (Medium).jpg
W oczekiwaniu na naprawę.
Plik ściągnięto 85 raz(y) 89,12 KB

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum

Dodaj temat do ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
*** Facebook/CamperTeam ***