Klub miłośników turystyki kamperowej - CamperTeam
FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum  Chat  DownloadDownload

Poprzedni temat «» Następny temat
Kotlina Kłodzka
Autor Wiadomość
OldPiernik 
stary wyga


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 16 Gru 2008
Piwa: 50/19
Skąd: Kraków
Wysłany: 2011-08-15, 16:43   Kotlina Kłodzka

Wszystko zaczęło się we wtorek. Chciałem wyjechać w poniedziałek, ale nie udało się. Jeszcze jakiś spóźniony klient, jeszcze zatankowanie auta, jeszcze 1000 różnych drobiazgów, więc wyjazd spóźniony o jeden dzień.
Ale udało się w końcu i jedziemy. Na bramkach na autostradzie niecodzienny widok - wszystkie bramki działają - dobry znak na przyszłość.



Szybko przejechałem autostradę (ale zgodnie z przepisami) i dojechałem do zalewu Otmuchowskiego. Krótki odpoczynek i jedziemy dalej.



Dojeżdżamy do kopalni złota w Złotym Stoku (no bo niby jak miałaby się nazywać miejscowość z taką atrakcją?)
Patrzymy, jak inni się świetnie bawią, ale nie decydujemy się na zwiedzanie. Dzisiaj jest już późno, jest jeszcze ostatnie wejście ale my chcemy dotrzeć do Kłodzka. Dziękujemy grzecznie paniom za chęć sprzedaży nam biletów i jedziemy dalej.



Jesteśmy w Kłodzku. Zostawiamy autko na parkingu koło straży pożarnej i idziemy poszukać twierdzy.



Udało się. Kupujemy bilety na zwiedzanie ale niestety, tylko górnej części. Czekamy, aż przewodnicy zdecydują, który idzie i ruszamy.




Nasz przewodnik ma na imię Krystian i uważam, że jest przewodnikiem z prawdziwego zdarzenia ( a wierzcie, znam się na tym ;) ). Oglądaliśmy panoramę Kłodzka z twierdzy słuchając opowieści Krystiana o dawnych czasach.








Nasza grupa wyszła z twierdzy jako ostatnia, zdublowana przez dwie następne grupy zwiedzających. Wychodząc słyszałem, jak Krystian był ochrzaniany że za długo oprowadza grupę i inni nie mogą przez niego iść do domu. Ja uważam, że mówił bardzo ciekawie i z chęcią posłuchałbym jeszcze jego opowiadań.

Wyszliśmy z twierdzy i poszliśmy na spacer po starym Kłodzku.







Powoli robiło się późno, więc postanowiliśmy poszukać noclegu. Ponieważ byłem już dosyć mocno zmęczony, nie chciało mi się jeździć szukając kempingu, więc pojechałem na najbliższy, który pokazali mi mili strażnicy miejscy. Tam skasowano nas na 65 zł i mogliśmy iść spać.



I tak minął pierwszy dzień wyjazdu.
_________________
Życie jest za krótkie na siedzenie w domu i zazdroszczenie innym.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
OldPiernik 
stary wyga


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 16 Gru 2008
Piwa: 50/19
Skąd: Kraków
Wysłany: 2011-08-15, 17:20   Dzień drugi

Rano wstaliśmy wyspani i postanowiliśmy dokończyć zwiedzanie twierdzy. Po śniadaniu spakowaliśmy rzeczy i pojechaliśmy z jak się potem okazało najdroższego kempingu w tym wyjeździe.
Zjechałem do centrum - niestety miejsce parkingowe z poprzedniego dnia było już zajęte. Na szczęście udało się zaparkować kawałeczek dalej. Poszliśmy do twierdzy gdzie miła pani kasjerka dopiero otwierała okienko. Ponieważ do wejścia mieliśmy jeszcze trochu czasu poszliśmy pooglądać dalszą część starówki.






Ponieważ czas zaczął nas poganiać szybkim krokiem szliśmy w stronę wejścia do twierdzy. Przechodząc koło sprzedawcy pamiątek, który rozłożył swoje rzeczy na murku poczułem charakterystyczny zapach wczorajszej imprezy. Sprzedawca popatrzył na nas dziwnie i zapytał, czy coś się z nim dzieje, czy widzi nas dzisiaj już trzeci raz? Wyprowadziłem go z błędu i poszliśmy do podziemi.



Podziemia też były ciekawe i ciekawa była idea jaka przyświecała budowniczym.
Wyleźliśmy z podziemi i pomału pojechaliśmy w stronę Dusznik Zdroju.
W Dusznikach najpierw zwiedziliśmy muzeum papiernictwa.




Po muzeum papiernictwa poszliśmy zobaczyć kościół, gdzie jest ambona w kształcie wieloryba. Szkoda, że nie widzieliśmy księdza wygłaszającego kazanie z jego paszczy ;)


Jest jeszcze trochu czasu, więc postanowiliśmy się przejść. Idziemy szlakiem żółtym i dochodzimy do schroniska "Pod Muflonem". Siedzimy chwilę podziwiając panoramę Dusznik i idziemy pomału dalej.


Potem wracamy do auta i jedziemy na kemping. Tam przesympatyczna właścicielka kasuje nas na 32 zł i mamy postawić się gdzie chcemy. Warunki bardzo dobre, czysto schludnie, z krzewów porobione zatoczki dające trochu intymności. Dla chcących trafić N 50.409263 E16.381423
Wieczorkiem jajecznica. Zawsze staram się nie używać metalowych sztućców do teflonowych patelni. Niestety, wszystkie łyżki plastikowe zostały w domu. Ale jakoś trzeba było sobie radzić - otok produkt zastępczy


A efekt:
_________________
Życie jest za krótkie na siedzenie w domu i zazdroszczenie innym.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
OldPiernik 
stary wyga


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 16 Gru 2008
Piwa: 50/19
Skąd: Kraków
Wysłany: 2011-08-15, 17:56   Dzień trzeci - czyli idziemy na grzyby.

Zawsze dużo było mowy o skalnych grzybach ale nigdy nie widziałem ich na własne oczy. Więc idziemy - na pierwszy ogień idzie skała nazwana Józef. Zatrzymuję auto w miejscowości Batorów koło jakiś zabudowań i ledwo widocznym żółtym szlakiem, który prowadzi nas przez podwórka, między polami wchodzimy w las i dalej pod górę dochodzimy do ... stacji drogi krzyżowej.

Czy to jest Józef?


A swoją drogą to współczuję wiernym chodzić tutaj w zimie.

Wracamy do auta i jedziemy dalej. Parkujemy na leśnym parkingu na którym byłby bardzo możliwy nocleg - cicho i spokojnie N 50 26.974 E16 25.320 .
Idziemy szlakiem niebieskim i dopiero teraz widać dlaczego te skały nazwano skalnymi grzybami.





Potem wyłazimy na Pielgrzyma - najwyższy szczyt w okolicy 679 m n.p.m. - tyle pokazał GPS.
Widok z Pielgrzyma


Schodzimy na parking gdzie podchodzi do nas tubylec. Na początku przygląda się nam nieufnie, ale potem kiełbasą przełamujemy pierwsze lody i jesteśmy zaprzyjaźnieni.



Niestety, musimy jechać dalej.





Dojeżdżamy do Radkowa. Znowu straż miejska pomogła nam dojechać na kemping. Wielka łąka może pomieścić dużo aut, ale jesteśmy sami. Za 40 zł mieliśmy miejsce na parkingu, ubikację z umywalką z ciepłą i zimną wodą (jedną na cały kemping) i tyle. Niestety, prysznic - opłata dodatkowa 5 zł za osobę.
Zaparkowałem auto i poszliśmy nad zalew. Zjedliśmy po lodzie, obeszliśmy zalew dookoła i poszliśmy spać. Tak minął dzień następny.
_________________
Życie jest za krótkie na siedzenie w domu i zazdroszczenie innym.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
OldPiernik 
stary wyga


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 16 Gru 2008
Piwa: 50/19
Skąd: Kraków
Wysłany: 2011-08-15, 22:28   Dzień czwarty - zdobywamy szczyty.

Pogoda rano nie mogła się zdecydować co wybrać - włączyć prysznic, czy zaświecić słońce. Na wszelki wypadek napuściła na nas mgły i chmury.
I w tych nisko wiszących chmurach wybraliśmy się na Szczeliniec. Auto zostało na parkingu a my niebieskim szlakiem poczłapaliśmy w górę. Szliśmy wzdłuż powalonych drzew a podejście robiło się coraz bardziej ostre. Wyobrażaliśmy sobie osobliwe kształty kamieni, jakie czekają na nas na samej górze, dziką przyrodę, piękne widoki i skalne załomy, gdzie będziemy mogli w ciszy i spokoju zaczerpnąć tchu po wyczerpującym podejściu a tymczasem zobaczyliśmy to:



Brakowało tylko glinianych kogucików. Jednym słowem komercha na całego.

Kupiliśmy co prędzej bilety i pognaliśmy na ścieżkę.



Małpolud:







Niestety, widoki ze szczytu były trochu mgliste więc praktycznie zdjęć z góry nie robiłem. Po przejściu trasy turystycznej zeszliśmy do auta i pojechaliśmy szukać (o)Błędnych Skał.

Żeby oglądnąć Błędne Skały trzeba przejechać kawałek płatnej drogi z ruchem wahadłowym. Raz kierunek jazdy jest w górę a za pół godziny jest jazda w dół. Oczywiście okazało się, że musimy poczekać, bo jazda w górę będzie dopiero za 15 minut. Ale to nic - kupiliśmy bilety, które równocześnie są opłatą parkingową i grzecznie czekaliśmy na swoją kolej. Wreszcie pan dał znak, że droga wolna i pojechaliśmy. Droga faktycznie miejscami jest wąska, ale dramatu nie ma - da się przejechać. Na górze inny pan skierował nas na boczny parking - okazało się, że nie jesteśmy godni parkować razem z osobówkami. Pogawędziłem sobie chwilkę z panem i okazało się, że ostatni zjazd jest o godzinie 18 i potem nikt nie może zostać na górze. Kiedy nieśmiało bąknąłem, że można by przecież zostać na parkingu, przekimać w aucie i zjechać na dół dopiero rano pan tylko lekceważąco prychnął a potem z wielką odrazą powiedział, że różni tacy w kamperach chcieliby tu nocować, ale teraz straż parkowa jeździ i ściąga takich na dół. Taka nocka może kosztować nawet 500 zł. Ale na dolnym parkingu już spokojnie można sobie spać. Przycupnąłem więc grzecznie obok takiego autka i poszliśmy.



Trzeba było tylko uiścić opłatę i już można było sobie błądzić.







Było ciasno:



I tak stało się popołudnie. Ponieważ poczuliśmy lekki głodek pojechaliśmy na obiad do Kudowy- Zdrój. Od jakiegoś czasu chodził za mną pstrąg, który reklamował się w co drugiej knajpie przy drodze. Niestety, dzisiaj nie dane mi było skosztować tego specjału.
Ale póki co, jedziemy do Kudowej.

Kończyło mi się miejsce na kartach pamięci w aparacie, więc zaniosłem karty do punktu fotograficznego. Pan kazał dać sobie 20 minut czasu na przegranie i wypalenie płytki Zostawiliśmy go sam na sam z naszymi kartami i ruszyliśmy na zwiedzanie Kudowy - Zdrój.

Kudowa to typowe miejsce uzdrowiskowo- sanatoryjne:




Wnętrze pijalni:



I główny deptak:



Próbowaliśmy coś zjeść, ale ceny skutecznie uśmierzyły nasz głód. Zrobiliśmy więc szybkie zakupy, odebrałem płytę z nagranymi zdjęciami i uciekliśmy z Kudowej.
Będąc tak blisko nie mogliśmy nie pojechać do Czermnej do kaplicy czaszek.
Ponieważ parking przed samą kaplicą jest płatny a ja będąc rodowitym Krakusem nie lubię płacić, przejechałem kawałek dalej i zaparkowałem koło cmentarza. Spokojnie przeszliśmy między grobami i stanęliśmy przed kaplicą:







W samej kaplicy fotografować nie wolno, więc zdjęć nie będzie. Na nas kaplica zrobiła duże wrażenie.

A potem pojechaliśmy do naszej ulubionej pani gospodyni na kemping do Dusznik. Na kempingu czuliśmy się jak u siebie w domu: zrobiliśmy sobie grilla i poszliśmy spać.
I tak minął następny dzień urlopu.
CDN (chyba)
_________________
Życie jest za krótkie na siedzenie w domu i zazdroszczenie innym.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Hercer 
stary wyga
Adam


Twój sprzęt: .
Pomógł: 1 raz
Dołączył: 09 Mar 2009
Piwa: 32/9
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2011-08-16, 08:17   

Witaj z ranka - superowe :spoko

pozdrowionka :brawo:
_________________
nieznajomość terminu śmierci umożliwia życie
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Mutek 
zaawansowany


Twój sprzęt: Ducato Riva
Nazwa załogi: Zibi i Dona
Pomógł: 1 raz
Dołączył: 21 Sty 2010
Otrzymał 6 piw(a)
Skąd: Hrubieszów
Wysłany: 2011-08-16, 17:04   

Miłego wypoczynku . Przez przypadek zobaczyłem Twoją relację i serce zabiło mi mocniej bo trafiłeś w strony z mojego dzieciństwa . Tam skąd zaczynałeś szlak na Grzyby Skalne to znaczy w osadzie Batorówek mieszkałem pod koniec lat 50-tych. wybieram się powspominać we wrześniu. :spoko :spoko

Zibi
_________________
Misiaczek jest jak życie.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
artanek
weteran


Pomógł: 2 razy
Dołączył: 28 Mar 2009
Piwa: 23/1
Wysłany: 2011-08-16, 17:12   

Pięknie !Taką samą trase zaliczyłem w wrzesniu zeszłego roku .Również polecam tym co nie zaliczyli
_________________

Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
OldPiernik 
stary wyga


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 16 Gru 2008
Piwa: 50/19
Skąd: Kraków
Wysłany: 2011-08-16, 22:03   

Fajnie się pisze gdy wiadomo, że ktoś czyta :spoko
_________________
Życie jest za krótkie na siedzenie w domu i zazdroszczenie innym.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
OldPiernik 
stary wyga


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 16 Gru 2008
Piwa: 50/19
Skąd: Kraków
Wysłany: 2011-08-16, 22:55   Dzień piąty - zielone torfowiska Zieleńca.

Rano nie mogłem się pozbierać. Wczorajsze skały dały mi się we znaki a brak kondycji radośnie zacierał łapy.
Cicho pojękując wstaliśmy, zrobiliśmy śniadanie i popatrzyliśmy na mapę.
Ponieważ bardzo lubimy taplać się w bagnach, moczarach i innych paskudztwach, gdzie nikt normalny nie ma ochoty dobrowolnie włazić pojechaliśmy do rezerwatu Pod Zieleńcem.
Było gorąco. Nawet bardzo. Szliśmy sobie spokojnie po szlaku, wleźliśmy na wieżę widokową skąd widoki były podobne do tych na dole tzn wszędzie dookoła drzewa, zeszliśmy na dół i dalej szlakiem po drewnianych kładkach weszliśmy w torfowisko.










Obeszliśmy torfowisko naokoło. Najpierw szlakiem koloru zielonego, potem prosto leśną dróżką, w prawo za znakami niebieskimi i powrót szlakiem zielonym.
Ten ostatni odcinek był najciekawszy. Gdzie nie gdzie powalone pnie drzew przegradzały ścieżkę, woda wlewała się do butów, bagno bulgotało, owady latały, trawy pyliły (żona alergik) ale twardo praliśmy przed siebie. Trochu utytłani doszliśmy do wieży widokowej gdzie mili ludzie zapytali nas czy można rowerem przejechać ten szlak z którego właśnie wróciliśmy. Oszczegliśmy ich, że może być ciężko z przejazdem, ale nie dali się zawrócić. Nic nie słyszałem o zaginionych rowerzystach w Torfowisku pod Zieleńcem więc chyba przejechali.

Wymyśliłem sobie, że chcę zobaczyć Drogę Sudecką, więc znowu zjechaliśmy do Dusznik gdzie zakręciłem na Kudową. Po kilku kilometrach jazdy szeroką, dwupasmową drogą ostro odbiłem w lewo i powolutku poturlałem się pod górę. Silnik spokojnie mruczał sobie pod maską, my oglądaliśmy sobie widoczki. Za którymś zakrętem zobaczyłem po lewej stronie parking na który zakręciłem.
Nie wiem, czy ktoś jeszcze ma takie "szczęście" jak ja. Zatrzymałem się na prawie pustym parkingu. Jakaś starsza para chowała się w swoim CC w cieniu drzew z boku parkingu. Po drugiej stronie ludzie zbierali się do odjazdu. Poza tym nikogo.
Ale wystarczyło, że ja zatrzymałem się w tym miejscu natychmiast nie wiadomo skąd pojawiło się stado innych samochodów, motorów, rowerów. Brakowało tylko autobusu z pielgrzymką i sprzedawcy hot-dogów.
Ale zaparłem się w sobie. Otworzyłem dach i z pełną premedytacją zacząłem gotować. Siedliśmy do obiadu mając przed sobą piękną panoramę gór Stołowych




Zjedliśmy, żona umyła naczynia i pojechaliśmy dalej w górę. W Zieleńcu zaparkowałem koło wyciągu i żeby spalić obiad poszliśmy na piechotę do góry, trasą czynnego wyciągu (a może chodziło tu o oszczędność na biletach?). Na górze przeszliśmy czeską stroną do schroniska "Masarykova Chata". Przed schroniskiem stały stoły, przy których siedzieli chyba tylko Polacy. Zresztą nie ma się co dziwić, ceny były naprawdę rewelacyjne. My po sutym obiedzie nie mieliśmy ochoty na jedzenie, więc tylko oglądaliśmy widoczki.
Posiedzieliśmy sobie chwilę i podreptaliśmy na dół.




Wróciliśmy do Dusznik koło 17:30. Zjedliśmy dobre lody i poszliśmy do znajomego kościoła na mszę. Miałem nadzieję, że zobaczę księdza mówiącego kazanie z paszczy wieloryba, ale się nie udało.
Pojechaliśmy na kemping, zrobiliśmy grilla i poszliśmy spać. Mimo, że była to sobota było cicho i spokojnie. Nawet nie przypuszczałem, jaką będziemy mieć noc następną...
_________________
Życie jest za krótkie na siedzenie w domu i zazdroszczenie innym.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
njoy 
trochę już popisał

Twój sprzęt: Chwilowo brak
Nazwa załogi: njoy
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 12 Lis 2009
Piwa: 1/3
Skąd: Białystok
Wysłany: 2011-08-17, 07:40   

Tak czytam tą relację i wracają wspomnienia z tegorocznego urlopu. My kręciliśmy się trochę dłużej po tamtej okolicy i na koniec zostaliśmy w Międzygórzu (piękne miejsce z fajnym w miare tanim miejscem do kempingowania - Wichrowe Wzgórza - polecam). Blisko na najważniejsze szlaki. Tak poza tym - my w Kłodzku nocowaliśmy na campingu w Osirze -całkiem nieźle i tanio - z prądem cieplutką wodą cztery osoby i camper - 36 zł
Pozdrawiam
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Skorpion 
Kombatant
Normalny inaczej wariatek stary wyga


Twój sprzęt: Starocie urzadzenie kampero-podobne
Nazwa załogi: Skorpion
Pomógł: 24 razy
Dołączył: 17 Lip 2008
Piwa: 273/1279
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2011-08-17, 08:00   

OldPiernik, Wspaniala relacja czekam z niecierpliwoscia na dalszy ciag zdarzen opisow i zdjec :spoko :spoko :spoko :spoko
_________________


Tadeusz
Byle do przodu
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Dembomen 
weteran


Twój sprzęt: KOMEDIA Fiat-Detleffs Globetrotter 2,5D 1989
Nazwa załogi: Dembomenki
Pomógł: 2 razy
Dołączył: 07 Mar 2008
Piwa: 23/24
Skąd: Ełk
Wysłany: 2011-08-17, 09:05   

Hej!
OldPiernik, Fajny urlopik, pogoda dopisała, relacja super, w oku łza się kręci widząc znane mi zakątki. Wspomnienia odżyły, dziękujemy :spoko
Hej!
_________________
Misiek
Świat jest piękny,tylko my go psujemy!
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
OldPiernik 
stary wyga


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 16 Gru 2008
Piwa: 50/19
Skąd: Kraków
Wysłany: 2011-08-17, 23:48   Dzień szósty czyli karaoke.

Jest koło 9 rano a wkoło nas cisza i spokój. Nic nie zakłóca śpiącego poranka. Wstajemy, jemy śniadanie, bierzemy prysznic, myjemy naczynia, pakujemy auto i pora w drogę. Uruchamiając silnik czuję się jak barbarzyńca, ale mam nadzieję, że nikogo nie obudziłem. Tylko piesek sąsiadów wylazł z przyczepy i pożegnał nas merdając ogonem.
Wyjeżdżamy z "naszego" kempingu z żalem. Gdzie jedziemy? Nie wiem, gdzieś w Góry Sowie. Na razie pierwszy przystanek to Polanica-Zdrój. Ale za nim jeszcze dojedziemy do samej Polanicy mijamy wiadukt kolejowy. Wiadukt jest nisko zawieszony nad asfaltem pewnie wysokie auta muszą szukać innego wjazdu.



Sama Polanica to znowu miasteczko typowo uzdrowiskowe. Dużo, bardzo dużo starszych osób spacerujących niespiesznie po deptaku w obie strony. Idziemy za dźwiękami muzyki i oczom naszym ukazuje się taki widok



Chwilę też połaziliśmy jak inni wczuwając się w klimat miasteczka. Kiedy już mieliśmy wracać zobaczyłem coś, obok czego nie mogłem przejść obojętnie.



Wiem, powinienem się odchudzać, trzymać dietę, uważać na to, co jem, ale to od jutra. Dzisiaj jeszcze jestem na urlopie!

Kiedy zjadłem ostatnią odrobinę naleśnika naszła mnie refleksja nad moim biednym organizmem i postanowiłem odpokutować taką rozpustę. Jedziemy do Wambierzyc. Do ogromnego sanktuarium wchodzi się po schodach. Każdy pokonany schód to 2 sekundy życia więcej tak kiedyś mówiono.



Wychodzę na górę i dopiero tam uświadamiam sobie, że portfel zostawiłem w doskonale widocznej z zewnątrz kieszonce na drzwiach w samochodzie. Zbiegam na dół w tempie ekspresowym, dopadam auta; jest!. Nikt się nie włamał. Wracam z powrotem oczywiście znowu po schodach (z naleśników już mało co zostało) i łazimy po sanktuarium. Jak głosi legenda sanktuarium powstało na miejscu cudu jakiego doznał ślepiec Jan z Ratna odzyskując wzrok. Miał tutaj zobaczyć Matkę Boską z dzieciątkiem.





Podobno wieś zbudowana jest na kształt Jerozolimy.



Wyłazimy na wzgórze naprzeciwko sanktuarium gdzie jest 76 kaplic. Widok ze szczytu wzgórza jest godny uwagi.



Posiedzieliśmy chwilę na szczycie i schodzimy do auta. Jedziemy dalej i jesteśmy w Nowej Rudzie. Tu jest zabytkowa kopalnia węgla kamiennego dostępna dla turystów. Co prawda nie ma charakterystycznej windy zwożącej górników na szychtę do kopalni, ale i tak jest fajnie.
Ja jestem w swoim żywiole bo zawsze lubiłem łazić po jaskiniach, różnych dziurach i wyrobiskach. Na początku oglądamy narzędzia górnicze a przewodnik opowiada o ciężkiej pracy górników.

Narzędzia górnicze:


Dyspozytornia kopalni:


Jak to w kopalni ciasno, ciemno, brudno i mokro:


I ostatnia atrakcja wyjazd oryginalną kolejką kopalnianą. Rzucało nami na wszystkie strony, ale było super!



Na powierzchni okazuje się, że nie była to ostatnia atrakcja. Pani dyrektor poprosiła nas na pokaz rodeo. I to za darmo! Pokaz był rewelacyjny! Co prawda aktorzy nie mogli rozwinąć skrzydeł, bo pokaz odbywał się na asfalcie i widać było, jak konie się ślizgają, ale i tak było na co popatrzeć.



Akrobacje godne najlepszych cyrków na świecie;



Łapanie zdobyczy na lasso





Na ustawionej pośrodku toru beczkach leżą kapelusze. Dwaj jeźdźcy startują z przeciwnych stron i mają za zadanie złapać kapelusz przeciwnika.



Ale zdarza się i tak:



Ale czas kończyć zabawę droga czeka.

Jedziemy drogą na Wałbrzych. Coś nam się pokręciło i przejechałem zakręt na Bielawę. GPS odmówił współpracy. Trzeba było wrócić do starego systemu nawigacji – czyli mapy rozłożonej na kolanach żony. Nie wiem, jakim cudem wylądowaliśmy na punkcie widokowym nad Zagórzem Śląskim. Niewielka zatoczka wręcz zapraszała do zjechania i postoju. Widok na zamek Grodno rewelacyjny.



Pomyślałem, że można by zanocować w tym miejscu, ale jakoś tak zaraz przy drodze nie bardzo nam odpowiadało. Pojechaliśmy w dół na poszukiwanie kempingu nad jeziorem Bystrzyckim. Przejechałem centrum Zagórza wypatrując znaku lub kierunkowskazu na pole namiotowe. Kiedy zobaczyłem tabliczkę Lubachów stwierdziłem, że to chyba trochu za daleko pojechałem.
Zawróciłem i pojechałem z powrotem. Mijając wiadukt kolejowy uważnie patrzyłem w lewo i tym razem udało mi się dostrzec drogę skręcającą w lewo i coś jakby kształt dawnego drogowskazu. Skręciłem i wolno jechałem coraz bardziej dziurawą drogą. Ale nie to było najgorsze.
Po obu stronach drogi rosła dawno nie koszona trawa. Krzaki a nawet małe drzewka osiągały wysokość dorosłego człowieka. Przejeżdżamy przez otwartą, zardzewiałą bramę, po lewej stronie widać coś jakby boisko do gry w piłkę. Wszystko byłoby dobrze, gdyby najpierw gracze przyszli z własnymi kosiarkami, żeby wykosić trawę i inne zielska.
Wreszcie pokazują się drewniane domki. Większość z nich pootwierana, przed niektórymi walają się resztki wyposażenia. Widać, że kiedyś był tutaj ośrodek z prawdziwego zdarzenia, że przyjeżdżali tu ludzie na wypoczynek. Teraz obraz nędzy i rozpaczy. Aż strach się bać.
Dojechałem do miejsca, gdzie można się zawrócić i uciekłem jak najszybciej się dało modląc się, żeby auto nie odmówiło posłuszeństwa. Ale auto tez chyba wyczuło grozę sytuacji bo rwał do przodu jak koń wyścigowy.
I co teraz? Co prawda jest lato, ale zaczyna się robić coraz później a tu noclegu nie ma. Oglądamy jeszcze raz mapę może wrócić do Nowej Rudy? Koło kopalni był duży parking, może pozwolą się przespać na nim? Ale zaraz, przecież koło Zbiornika Sudety jest pole namiotowe! Jedziemy!!
Więc pojechaliśmy. Jechaliśmy przez Jugowice, Walim, na Potoczek, Pieszyce by w końcu skręcić na Bielawę.
Dojeżdżamy do Bielawy. Gdzie teraz? Jedziemy na nosa przez centrum i koło kościoła widzimy radiowóz policyjny w bocznej ulicy zaparkowany na środku drogi. Czają się na kogoś czy co? Pomyślałem. Trudno. Zapytam się. Zatrzymuję auto koło policjanta.
--Niech pan uważa na dziurę - mówi policjant.
Na co?
Na dziurę! O tu! pokazuje palcem na jezdnię. Faktycznie, w asfalcie zieje ogromna, głęboka na jakieś 50 cm dziura.
O kurcze, ale dziura! - stwierdzam odkrywczo. - Nie wie Pan, gdzie tu jest kemping?
A jest tu niedaleko. Cofnie się pan do głównej, tam pojedzie Pan dalej prosto - jak przystało na policjanta dostajemy dokładne namiary. Dziękuję grzecznie i jadę jak mi pokazał.
Jedziemy betonową drogą wzdłuż płotu. Przez uchylone okna słyszymy coraz głośniejszą muzykę. Kierując się właściwie na słuch dojeżdżamy do pola kempingowego. Wyłączam silnik, którego i tak nie słychać bo wszystko zagłuszają dźwięki jakby żywcem przypiekanego na wolnym ogniu syna Tuhajbeja. Ale jest światełko w tunelu widzę stojące nad wodą dwa kampery. Skoro oni stoją, to może my też się załapiemy? Zawsze to w kupie raźniej. Podchodzę do ludzi siedzących przed kamperem. Stoliczek, krzesełka, na stoliku ciasto, kanapki, jakieś flaszki z mocniejszych trunków, jednym słowem impreza na całego. Trudno, ale muszę przeszkodzić i pytam, czy mogę się tu z boku przytulić i przekimać jedną noc. Oni nie wiedzą trzeba zapytać jednego z nich, który akurat rozmawia przez komórkę, bo to jest teren prywatny i on jest najemcą. Więc czekam cierpliwie aż gość skończy rozmawiać. Z głośników słyszę "bo te czarne oczyyyy, bo te czarneee oczyyyy jednoo i drugie dopadnieee cięęęę!!. Wreszcie skończył. Czy mógłbym się tu postawić na jedną noc? ("bo te czarne oczyyy"). No wie pan, właściwie to jest teren prywatny, ale na jedną noc niech pan sobie stanie (jedno i drugie dopadnie cięeeee - to glośnik). Duży ten kamper? (wspomnienia dręczą mnieee). Nie malutki. Dobra, niech pan staje.
Podjeżdżam autem koło ich wypasionych fur i zatrzymuję się z boczku. Wysiadamy z auta, jeszcze raz dziękuję właścicielowi i idziemy na spacer. Oczywiście o ciszy nie ma mowy teraz młody człowiek znęca się nad Elektrycznymi Gitarami. Dlaczego nie zabiorą mu mikrofonu?
Idziemy do baru po drugiej stronie drogi i zamawiamy sobie po jednym piwie i porcji frytek. Tutaj konkurencyjna impreza leci pszczółka maja. A z głośników z drugiej strony to już jest konieeeec, nie ma już nic!
Pijemy piwo ze szklanek, jemy frytki i zastanawiamy się jak długo będą hałasować, bo przecież teraz nie ma szans na zaśnięcie. Zamawiam drugie piwo - jak nie przestaną wyć to urżnę się w trupa i pójdę spać! Pan za barem nalewa piwo, ale mówi, że on już będzie zamykał więc piwo nalewa do plastikowych kubków. Wychodzimy z baru jako ostatni. Wracamy do auta i kładziemy się spać. Znieczulenie zrobiło swoje, bo zaraz zasnąłem.
Tak wyglądało nasz nocleg rankiem dnia następnego


P.s. Jeżeli ktos chce posłuchać oryginalnego fragmentu karaoke to

zapraszam
_________________
Życie jest za krótkie na siedzenie w domu i zazdroszczenie innym.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
OldPiernik 
stary wyga


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 16 Gru 2008
Piwa: 50/19
Skąd: Kraków
Wysłany: 2011-08-24, 10:36   Dzień 7 w którym schodzimy do podziemi.

Ciekawe zjawisko - bolało mnie gardło, zupełnie jakbym to ja wczoraj śpiewał nad wodą.
Rankiem słońce nieśmiało zaczęło przebijać się przez chmury dając nadzieję na ładną pogodę. Mieliśmy jednak inne plany.
Czy jest ktoś, kto nie słyszał o tajemnicach Gór Sowich? O sztolniach wykuwanych przez Niemców w czasie 2 wojny światowej kosztem setek jak nie tysięcy istnień ludzkich?
Zawsze interesowały mnie tajemnicze miejsca i jak pisałem wcześniej różne dziury w ziemi.
Jedziemy. Po drodze napotykam się na takie autko.



Na pierwszy ogień idzie Rzeczka. Kupujemy bilety i za chwilę idziemy z przewodnikiem w kierunku wejścia do sztolni. Słuchamy o planach projektu Riese, o nieludzkim traktowaniu więźniów do prac przymusowych, o dzieciach zatrudnianych przy pracy. Jak zwykle zwiedzanie trochu się przeciąga bo pytań jest dużo.







Wychodzimy ze sztolni. Przez czas naszego pobytu w podziemiach na zewnątrz zaczął padać deszcz. Wobec tego jedziemy dalej odkrywać następne tajemnice. Czas na Włodarza - największy poznany kompleks podziemny. Wybieramy wersję zwiedzania ekstremalną ;)







Na koniec dnia jedziemy do Osówki. Tutaj trafiamy na ostatnie wejście do podziemi. Nasz przewodnik okazuje się bardzo sympatyczny i zostaje z nami jeszcze prawie godzinę po pracy opowiadając o podziemiach, sztolniach i pracy przy nich.





Pokazuje nam też ciekawe obiekty naziemne o nieznanym przeznaczeniu. Tzw kasyno:





I tzw. siłownię:



I tak zrobił się wieczór. Pytam, czy możemy zostać na noc na parkingu. Oczywiście nie ma problemu i tym razem noc mamy cichą i spokojną. Cały parking dla nas.

_________________
Życie jest za krótkie na siedzenie w domu i zazdroszczenie innym.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
OldPiernik 
stary wyga


Pomógł: 4 razy
Dołączył: 16 Gru 2008
Piwa: 50/19
Skąd: Kraków
Wysłany: 2011-08-24, 11:36   Dzień ósmy - zdobywamy szczyty.

Ranek był cudowny. Słoneczko świeci, malutkie chmurki przepływają sennie po niebie, my wyspani, jedziemy dalej. Może tym razem jakieś ambitniejsze plany? TAK! Wczoraj podziemia, dzisiaj szczyty! Idziemy zdobywać Wielką Sowę!
Auto zaparkowane jak najbliżej szczytu a my pomału idziemy pod górę.
Na początku asfalt, potem leśna droga wyprowadza nas na szczyt Wielkiej Sowy gdzie stoi wieża widokowa do czasów powojennych pod wezwaniem Otto von Bismarcka.





Po trzech godzinach schodzimy na dół. Auto stało w tym samym miejscu, gdzie stało ;)
Kupując bilet wejściowy do kompleksu podziemnego Rzeczka w cenę jest wliczone wejście do zamku Grodno.
Schodzimy z Wielkiej Sowy i jedziemy pod zamek. Przez dawny park wchodzimy do zamku. Warto wyjść na zamkową wieżę - widok na okolice niezapomniany.



Pamiętacie, jak pisałem o nieczynnym ośrodku wypoczynkowym nad jeziorem? Tak wygląda ośrodek ze szczytu baszty.



Ostatni punkt na dzisiaj - twierdza Srebrna Góra. Lądujemy na parkingu (pozycja wg Google Maps 50.571974,16.648954 ) gdzie pani kasuje nas na 5 zł.



Przy okazji pytam o możliwość zostania na noc - pani nie widzi problemu - możemy zostać. W oko wpada mi tablica z napisem "Dobry Pstrąg".
-Orientuje się pani, czy ten pstrąg jest rzeczywiście dobry?
- Tak, to naprawdę dobry pstrąg, mimo, że prowadzi to moja córka.
Rozbawieni tym stwierdzeniem, wychodzimy zakosami do twierdzy.
Twierdza jest jedną z najrozleglejszych w Europie. Odległość między jednym a drugim krańcem twierdzy wynosi ok 3 km!



We wnętrzu twierdzy trwają prace budowlane bo przez wiele lat twierdza "leżała odłogiem". Mimo to jest tam urządzona mała wystawa rzeczy znalezionych na miejscu.
Tu na pierwszym planie różnej wielkości kule armatnie.



W ten sposób jest oświetlona trasa zwiedzania. Tam naprawdę nie ma innego oświetlenia! Tutaj jesteśmy w żołnierskiej sypialni na 10 osób (pamiętacie czasy schronisk górskich?)



Widoki z twierdzy są rewelacyjne:







Oczywiście tradycyjnie wychodzimy z twierdzy jako ostatni. Za nami tylko jeden pracownik muzeum zamyka bramę na kłódkę a my idziemy do "Dobrego Pstrąga" na dobrego pstrąga. Faktycznie nie był zły:




Syci wracamy na parking i idziemy kładziemy się spać.

Nawet nie przypuszczamy, jaką będziemy mieli pobutkę.
_________________
Życie jest za krótkie na siedzenie w domu i zazdroszczenie innym.
Postaw piwo autorowi tego posta
 
 
Wyświetl szczegóły
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum

Dodaj temat do ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
*** Facebook/CamperTeam ***